Szczęśliwe zakończenie
-Ty gdzie? - Jadwiga zasłoniła sobą drzwi .
-Powiem im, żeby się uciszyli - Andrzej próbował delikatnie odsunąć matkę z drogi.
- Przeszkadza ci, że ludzie odmawiają różaniec?
-Przeszkadza. Przyłażą tu codziennie i modlą się do jakiejś przeżartej kornikami figurki.
-Do Boga się modlą - Jadwiga nie rozumiała drwin syna .
-Jakiego Boga? - Andrzej podniósł głos-chyba nie tego, który pozwolił, żeby jakiś pijak potrącił ojca samochodem.
Jadwiga umilkła. Wciąż nie wiedziała jak rozmawiać z Andrzejem na temat tamtego wypadku. Ale i Andrzej jej tego nie ułatwiał. Według niego to Pan Bóg ponosił odpowiedzialność za wszystko zło które się w ich zyciu stało. Nagle ludzie zza płotu zaczęli śpiewać jakąś religijna pieśń. Andrzej wzdrygnął się jakby ktoś go przejechał batem po plecach.
- My też kiedyś klękaliśmy do wspólnej modlitwy - przypomniała mu Jadwiga
- I po co? - syn odepchnął ją od siebie i wybiegł na dwór. Musiał natychmiast uciszyć te głosy, nie pozwolić by wciskały mu się do uszu jak fałszywa muzyka. Spuszczone z łańcucha psy zajazgotały głośno. Ale śpiew nie ustawał. Andrzej podniósł więc z ziemi kamień i rzucił nim w tamtych za płotem. Głośny jęk rannego Stańczaka wywabił z domu matkę.
- Kamieniami w nas rzuca bandyta jeden - krzyknęła jakaś kobieta wskazując ręką na Andrzeja
- Oszalałeś - matka dopadła do Andrzeja - Jak mogłeś podnieść na niego rękę, jak mogłeś - załkała wypełniona dziwnym bólem
*
- Andrzej, zaczekaj - Majka dogoniła kolegę prawie przy swoim bloku
Zatrzymał się niechętnie. Nie miał dziś ochoty na rozmowę nawet z tak fajną dziewczyną jak Majka.
- Stało się coś? - Majka wyczuła brak humoru u kolegi
- Nie - zaprzeczył tak jakoś bez przekonania - po prostu czasem człowiekowi nic w zyciu nie wychodzi
Majka przyjrzała się Andrzejowi uważniej. Ostatnio rzeczywiście nie wyglądał najlepiej. Sińce pod oczami, cera przeźroczysta, sylwetka zgarbiona. Komuś takiemu zaraz chciało się jakoś pomóc.
- Zapraszam cię na kopytka- zaproponowała - jak posmakujesz polanych masłem klusek mamy od razu chandra ci minie.
Andrzej zatrzymał się zdumiony. Nie wiedział, czy powinien się zgodzić na tę Majki propozycję, ale od tego długiego łażenia po mieście w brzuchu burczało mu przeraźliwie. I myśli dokuczały jak muchy latem. Może wizyta u Majki go wyciszy, uspokoi i pozwoli zapomnieć nie tylko o głodzie, ale i o tej historii ze Stańczakiem..
*
- Nazywasz się Piotrowski? - mama Majki wytężyła umysł by przypomnieć sobie zgubione gdzieś w pamięci nazwisko. Byli już po obiedzie i pani Emilia przysiadła się do nich, by sobie z nimi porozmawiać. Właściwie to ona cały czas mówiła o swojej pracy w szpitalu.
- Był u nas taki jeden pacjent - wspominała patrząc na Andrzeja - o tym samym nazwisku co ty. Jakieś dwa lata temu przywieźli go z wypadku. Boże, jak on wyglądał. Cały zalany krwią, poharatany, połamany. Lekarze składali go dwanaście godzin. Nikt mu nie dawał żadnej szansy. A jednak przeżył.
Andrzej poczerwieniał nagle czując jak krew zaczyna mu pulsować w skroniach. To niemożliwe, żeby mama Majki znała jego ojca. Chociaż ta pielęgniarka, która się nim wtedy opiekowała była trochę do pani Emilii podobna.
- Lekarze mówili, że to cud - ciągnęła dalej mama Majki- że to jakiś sąsiad mu zycie wymodlił.
- Nie rozumiem - serce Andrzeja załopotało jak flaga na wietrze.
- Ludzie gadali, że tam u niego za płotem stała jakaś święta figurka i on, ten sąsiad przed nia klęczał i pacierze odmawiał. I jeszcze ludzi zwołał, by modlitwę silniejszą uczynić. I Pan Bóg wysłuchał, bo choć ten Piotrowski na wózku ze szpitala odjechał, to jednak od śmierci się wywinął. Ot, jak to się czasem szczęśliwie ułoży.
Andrzej słuchał tej opowieści w milczeniu. Teraz był pewien, że pani Emilia opowiada o ojcu i o Stańczaku. To samo mówiła mu kiedyś matka ale on jej nie uwierzył. Wściekał się na sąsiada za jego modlitwy, psy na niego spuszczał, kamieniami rzucał. Jak głupi niedojrzały smarkacz.
- Szczęśliwie to się skończy - wyszeptał dziwnie wzruszony - kiedy syn tego Piotrowskiego do Stańczaka pójdzie i o przebaczenie poprosi. Strasznie ostatnio narozrabiał…