Aleksandra Bielerzewska
CZY STRACH MA WIELKIE OCZY?
"Najtrudniejszy pierwszy krok!" jak śpiewała nasza sławna piosenkarka. Sądzę, że dotyczy to każdej dziedziny życia, wszystkiego, co czynimy po raz pierwszy. Dotyczy to zwłaszcza dzieci. Nie inaczej jest z dziećmi, które po raz pierwszy przychodzą do przedszkola. A rodzice tych dzieci? Czy wiecie jak bardzo przeżywają oddanie własnego, malutkiego dziecka do przedszkola? Na pewno kilka razy bardziej niż ich dzieci, które nie zawsze są świadome tego, co je czeka, a nie umieją jeszcze pokazać i wyartykułować tego, co czują. Jak może czuć się mały człowieczek, który dotychczas był adorowany przez całą dobę i nagle ktoś prowadzi go do obcego budynku mówiąc: "to jest twoje przedszkole", przestraszonego wprowadza do sali i mówi: "to są twoje panie (ciocie)"... Dziecko jeszcze nie do końca rozumie, co się dzieje. Dlaczego ma zostać w tym obcym domu, z zupełnie obcymi paniami i tłumem dzieciaków, dlaczego ma lubić te obce osoby? Wyczuwa jedynie zdenerwowanie rodzica. Niepokój ten udziela się dziecku i stwarza jeszcze większe zagrożenie dla jego poczucia bezpieczeństwa. Najczęściej rodzic nie wie jak się zachować, więc mówi: "zostań trochę, pójdę tylko na chwilkę do sklepu (pracy, na zakupy, itp.)". Niestety chwila przedłuża się, a mama nie wraca... Strach potęguje się, wokół sami obcy, nie ma mamy..
Apogeum strachu przeżywają dzieci przed leżakowaniem, bowiem leżak- łóżko, to noc, sen, ciemność, a więc mama już nie przyjdzie... Dziecko czuje się porzucone i odrzucone. Ale czy dorośli to wiedzą i rozumieją?
Aby złagodzić stres dziecka i rodzica przeprowadziłyśmy kilka spotkań adaptacyjnych już w maju i w czerwcu, dla dzieci, które miały przyjść do przedszkola od września.
W związku z tym nasuwa się kilka istotnych pytań:
Czy sądzicie, że dziecko ma potrzebę dostosowania się do potrzeb przedszkola?
Czy rozumie potrzeby innych ludzi, np. to, że musi chodzić do przedszkola?
Czy jest w stanie zrozumieć, że ta długa rozłąka jest przede wszystkim dla jego dobra?
Na wszystkie z tych pytań można odpowiedzieć: nie!
Obowiązek pomocy w adaptacji, zarówno dzieciom jak i ich rodzicom, spoczywa na nas: wykształconych pedagogach. Starałyśmy się pomóc rodzicom zagubionym w swej dorosłości i rodzicielstwie. To przecież ich pierwszy egzamin z tej dziedziny.
W naszym przedszkolu przygotowania rozpoczęłyśmy wraz z wydaniem kart, czyli od kwietnia. Cały program "Wsparcie na starcie" jest dziełem wspaniałych psychologów Pracowni Działań Twórczych" w Poznaniu.
W programie adaptacyjnym wzięło udział prawie 100% rodziców i dzieci. Spotkania odbywały się, jak już wspomniałam, w maju i w czerwcu, w godzinach popołudniowych, a więc komfortowych dla małych dzieci. Wtedy już nie ma innych przedszkolaków w przedszkolu, jest pełna swoboda. Dzieci mogły zobaczyć całe przedszkole, łącznie z kuchnią i biurami. Bawiły się również w ogródku przedszkolnym. Spotkania odbywały się przez 5 kolejnych dni, wg ustalonego scenariusza. Oczywiście plan planem, a życie życiem. Udało nam się w części zrealizować zamierzenia, a część po prostu przystosowałyśmy do aktualnych potrzeb. Dopiero na trzecim spotkaniu poprosiłyśmy rodziców o wyjście z sali. Na 10 min. Większość dzieci nie pozwoliła wyjść rodzicom. Dzieci płakały, wyrywały się, i mimo zapewnień, że mama zaraz wróci, chciały biec za rodzicami. Natychmiast uwagę dzieci skierowałyśmy na przygotowane atrakcje. 10 min. szybko minęło i przyszłe przedszkolaki z radością rzuciły się w ramiona swoich mam!
Miałyśmy nadzieję, że we wrześniu będzie im łatwiej, tym bardziej, że odwiedzały nas w czasie wakacji i zapewniały, że przyjdą z uśmiechem! Niestety rzeczywistość nie jest tak różowa. Maleństwa przyszły we wrześniu z... płaczem. Oczywiście nie wszystkie! Ale okazało się, że najodważniejsze były dzieci , które uczęszczały do żłobka, a nie uczestniczyły w procesie adaptacji w przedszkolu. Generalnie pamiętały nasze imiona. niektórych kolegów, ale więzi rodzinne, brak potrzeby chodzenia do przedszkola, płacz innych dzieci sprawiały, że wielu "maluchów" zrezygnowało i rodzice odroczyli pobyt w przedszkolu na rok następny. Dzisiaj mogę powiedzieć, że 50% dzieci biorących udział w programie adaptacji już pogodziło się z faktem rozłąki z rodzicami. Niestety kilkoro jeszcze popłakuje, zwłaszcza po weekendowej nieobecności lub chorobie. Musimy pamiętać, że proces adaptacji, to nie brutalne zrywanie jednych więzi i zawiązywanie innych. Proces adaptacji to jakby przenoszenie przywiązania z rodziców na panie w przedszkolu. Dajmy czas naszym "maluchom"! To musi potrwać.
Uważam, iż program adaptacji jest bardzo potrzebny, ale w dalszym ciągu nie jestem pewna czy bardziej rodzicom czy ich dzieciom.