Marksistowska teologia wyzwolenia w Ameryce Łacińskiej
Myśl polityczno-religijna, ściśle związana z marksizmem-leninizmem, a przede wszystkim z rewolucją marksistowską w Ameryce Łacińskiej, występująca pod nazwą "teologii wyzwolenia w Ameryce Łacińskiej" (MTWAL) ukazuje się w kilka lat po Drugiej Konferencji Episkopatu Ameryki Łacińskiej, która odbyła się w Medelinie (Kolumbia) w r. 1968, a więc przeszło już dziesięć lat temu. Jednak według opinii ks. Józefa Comblin, podzielanej także i przez ks. (jezuitę) Roger Vekernans, kierunek ten faktycznie pojawia się na kilka lat przed wspomnianą Konferencją, na różnych zjazdach o charakterze międzynarodowym, jak np. w "dniach" zorganizowanych przez światową Radę Ekumeniczną Kościołów (protestanckich) w Genewie w roku 1966 oraz w całym szeregu różnych zjazdów, poświęconych "dialogowi" chrześcijan z marksistami, które odbyły się w szeregu miejscowościach w latach 1965 - 67.
Prawie wszyscy badacze początków i historii MTWAL (Marksistowskiej Teologii Wyzwolenia w Ameryce Łacińskiej) są zdania, że pojawienie się jej zostało spowodowane, co najmniej częściowo, szczególnym położeniem społeczno-gospodarczo-politycznym, w jakim kontynent Ameryki Południowej znalazł się po nieudanym i porzuconym Planie Rozwoju Gospodarczego, swego czasu wypracowanym przez rząd Stanów Zjednoczonych w okresie prezydentury J. F. Kennedy.
Nawet wielu badaczy łączy MTWAL z tak zwaną "teologią rozwoju społeczno-gospodarczego". Co do tego istniejące opinie są podzielone na dwie grupy. Jedna z nich uważa MTWAL za dalszy ciąg "teologii rozwoju" (TR), gdyż ta ostatnia ukazała się kilka lat przed MTWAL, podczas gdy druga grupa badaczy uważa MTWAL za zupełnie odmienną od TR, sądząc, że TR ukazała swą nieudolność w przedstawieniu myśli polityczno-religijnej, która mogłaby przyczynić się do rozwiązania naglących problemów społecznych Ameryki Łacińskiej. Nadto, ta druga grupa badaczy uważa, że zagadnienia społeczno-gospodarcze Ameryki Łacińskiej nie mogą być rozwiązane przez rozwój gospodarczy, a tylko przez rewolucję marksistowską i dlatego odrzucają TR, jako myśl inspirowaną przez encyklikę Pawła VI Populorum Progressio i dostosowaną do głośnego Planu Kennedy i wobec tego, usiłują TR zastąpić przez MTWAL, pomyślaną jako przygotowanie do rewolucji marksistowskiej, po czym znowu należy, ich zdaniem, MTWAL zastąpić "Teologią Rewolucji", pomyślaną jako motywacja religijno-mistyczna, która mogłaby związać chrześcijan Ameryki Łacińskiej z marksistowską rewolucją i nadać tejże rewolucji charakter mistyczno-religijny; to stanowisko reprezentuje główny i najwybitniejszy "teolog" marksistowskiej teologii wyzwolenia w Ameryce Łacińskiej (MTWAL) ex-jezuita Hugo Assmann.
Ciekawe, że ta myśl polityczno-religijna, o zupełnie oczywistym charakterze marksistowskim, pojawia się i rozwija się pod czułą opieką CELAMu (Konferencji Episkopatu A.L.). Prawie wszyscy autorzy głównych prac na ten temat są najściślej związani z CELAMem, czy to jako stali i płatni pracownicy tejże instytucji, czy to jako jej formalni i faktyczni doradcy, czy to jako uczestnicy organizowanych przez nią zjazdów, seminariów, "dni" itp., co widać z oficjalnych wydawnictw tejże instytucji, a także cieszą się opieką, poparciem i pochwałami kierowników CELAMu. Tak na przykład, obecny sekretarz generalny CELAMu (1978), ks. bp Alfons Lopez Trujillo, w różnych swych pracach opublikowanych nie szczędzi pochwał pod adresem tych marksistowskich "teologów" i przedstawia ich prace jako autentyczną myśl katolicką, a jeśli ich czasem trochę krytykuje to tylko w taki sposób, aby móc całość tej myśli obronić i utrzymać jako wyraz myśli Episkopatu Ameryki Łacińskiej. Także ks. bp Alfons Lopez Trujillo uważa, że najcenniejsza część tej myśli jeśli nie została opublikowana; zna on ją jednak, jako organizator i uczestnik owych seminariów, zjazdów i "dni". Być może, że tak jest, ale z konieczności, w niniejszym artykule trzeba się ograniczyć do omówienia tylko tego co już zostało opublikowane 87.
Najważniejsze prace opublikowane są następujące: Gustavo Gutierraz, Teologia wyzwolenia, Hugo Assmann, Ucisk-Wyzwolenie, Alez Morelli, Uwolnij mój lud, Leonardo Boff, Jesus Chrystus Wybawiciel, Rafael Avila, środki ewangelizacji wyzwalającej, Rolando Muńoz, Nowa świadomość Kościoła w Ameryce Łacińskiej; nadto szereg szkiców i artykułów urugwajskiego jezuity Juan Luis Segundo.
Prac tych nie będziemy tutaj szczegółowo analizować, gdyż uczyniliśmy to już w osobnych publikacjach, a dla czytelników DUSZPASTERZA w artykule na ten temat; tym razem chcemy tylko podzielić się naszą opinią, że wspomniane prace nie mają nic wspólnego z teologią, że nie wypowiadają myśli Ameryki Łacińskiej i że nie mówią o "wyzwoleniu", w chrześcijańskim znaczeniu tego słowa.
MTWAL nie jest teologią
Przede wszystkim "marksistowska teologia wyzwolenia południowoamerykańska" nie jest "teologią" w tradycyjnym i przyjętym w Kościele znaczeniu tego słowa. Zresztą obaj główni przedstawiciele tego kierunku wyznają to z całą szczerością. Gustavo Gutierrez cały pierwszy rozdział swej książki poświęca tej sprawie. Zaczyna go bowiem od przypomnienia przyjętych w Kościele znaczeń słowa "teologia", po czym sam stwierdza, że jego "teologia wyzwolenia" nie odpowiada żadnemu z nich i dla usprawiedliwienia tytułu swej pracy proponuje własne pojęcie teologii, a mianowicie jako "krytyczne zastanawianie się nad praktyką". Oczywiście, że jest to określenie teologii nie do przyjęcia. Nie chodzi jednak o same określenia słowa "teologia", ale o zawartość książki. Otóż pracy tej, nikt poza autorem, nie odważyłby się nazwać teologiczną. Jeden z wybitniejszych teologów hiszpańskich, zamieszkały w Meksyku, po bardzo długiej i drobiazgowej analizie pracy Gustavo Gutierrez, nazwał ją "wyparowaniem teologii". Inni teolodzy hiszpańscy, którzy zajęli się jej analizą, także nie uznają jej za teologiczną. Teolog chilijski Fernando Moreno nazwał ją marksistowsko-leninowską. Znany pisarz katolicki w Argentynie, dr Carmelo Palumbo, o książce tej pisze: "nie jest to praca teologiczna, ani filozoficzna... jest to przenikanie myśli marksistowskiej do Kościoła". Podobnego zdania są i inni autorzy, komentujący tę książkę.
Wszystkie wspomniane prace z zakresu "marksistowskiej południowoamerykańskiej teologii wyzwolenia" nie mają nic wspólnego z teologią chrześcijańską, chociaż są przedstawiane jako katolicka myśl teologiczna. Pojęcie tradycyjne teologii, niezależnie od tego jak się je wyraża w różnych przyjętych określeniach, wymaga aby dzieła "teologiczne", tak przez swój przedmiot, jak i przez metodę zastosowaną odnosiły się wprost do Boga i spraw Bożych.
Właściwym przedmiotem teologii jest Bóg, jak nam wskazuje sam termin "teologia", złożony z dwóch słów greckich Theos (Bóg) i logos (pensamiento, wiedza, nauka, myśl). Tylko Bóg, i nic poza Bogiem jest przedmiotem własnym teologii, co nie przeszkadza, że można w nią włączyć wszystko, ale pod warunkiem, iż się studiuje w ścisłym związku z Bogiem, czy to jako Stwórcą (Bóg-Ojciec), czy to jako z Odkupicielem (Bóg-Syn), czy to jako z Uświęcicielem (Bóg-Duch święty).
Także i metoda własna i wyłączna teologii chrześcijańskiej to Bóg, gdyż metodą tą jest "rozważanie w świetle Objawienia", a przecież Objawienie to sam Bóg, który udziela się czy to jako światło oświecające ludzkie rozumowanie (gdyż samo z siebie nie jest zdolne przeniknąć tajemnice życia Bożego), czy to jako natchnienie dane autorowi biblijnemu, czy to jako słowa-pojęcia poprzez które przekazuje człowiekowi prawdy nadprzyrodzone, poprzez Pismo święte, czy to wreszcie samo SŁOWO Boże, które jest Bogiem, drugą osobą Trójcy Przenajświętszej, wcielonym w Jezusa Chrystusa i będącym "pełnią Objawienia" (2 Kor 1, 20; 3, 16 - 4, 6), co wymaga od teologii chrześcijańskiej, aby wszystko w niej było rozważane na tle i "wewnątrz" tajemnic życia Chrystusa, a przede wszystkim w związku z tajemnicą Odkupienia: Męką, śmiercią, Zmartwychwstaniem i Wniebowstąpieniem, czyli Tajemnicą Wielkanocy.
Stąd też i drugi składnik słowa "teologia", czyli "logos" (myśl, pojęcie, słowo), który św. Jan Ewangelista na wstępie do swej Ewangelii, używa w znaczeniu myśli Bożej uosobnionej, czyli drugiej osoby Trójcy Przenajświętszej, a przez Wulgatę przetłumaczone jako Verbum, wcielone w Chrystusa Pana, a wskazujące metodę, światłem Objawienia, skierowuje i łączy każdą pracę teologiczną ku Bogu i z Bogiem. W tym znaczeniu obydwa składniki słowa "teologia" odnoszą się do Boga; pierwszy, Theos wskazuje na Boga (w teologii chrześcijańskiej jest nim Trójca Przenajświętsza) jako przedmiot, drugi zaś, logos wskazuje także na Boga, na SŁOWO Wcielone, jako na pełnię Objawienia, które jest metodą, czyli światłem Objawienia, Prawdą, w której świetle mądrość chrześcijańska rozważa tajemnice Boże.
Otóż żadna ze wspomnianych prac nie ma pretensji być "teologiczną", w tym tradycyjnym znaczeniu słowa "teologia". Przeciwnie, wszyscy wzmiankowani autorzy, a przede wszystkim dwaj najważniejsi, Gustavo Gutierrez i Hugo Assmann, z naciskiem stwierdzają, że nie używają terminu "teologia" w znaczeniu tradycjonalnym. Gustavo Gutierrez podaje własną definicję teologii jako "rozważania nad praktyką" , czyli że w jego określeniu teologii nie ma najmniejszej wzmianki o Bogu, ani jako przedmiotu, ani jako metody. Jego przyjaciel, który sam oświadcza iż jest marksistą, Hugo Assmann, analizując to określenie, dochodzi do wniosku, iż według niego teologia niczym nie różni się od prakseologii, czyli od teorii działania skutecznego, jak prakseologię określa Kotarbiński, cytowany przez Assmanna, a która znajduje się u podstaw dzisiejszego neo-marksizmu, czyli że według Assmanna, G. Gutierrez utożsamiając teologię z prakseologią, sprowadza chrześcijańską wiarę do marksizmu.
Mógłby ktoś zapytać: jeśli ta "marksistowska południowoamerykańska teologia wyzwolenia" nie ma nic wspólnego z pojęciem tradycyjnym teologii katolickiej, to może jednak odpowiada ona wymaganiom jakie się stawia teologii w Kościele posoborowym? Spróbujmy na to pytanie odpowiedzieć.
Stanowisko oficjalne Kościoła posoborowego zostało w tej sprawie zajęte w niedawno opublikowanym dokumencie świętej Kongregacji Wychowania Katolickiego, zatytułowanym: "Wykształcenie teologiczne przyszłych kapłanów", podpisanym przez kard. Gabriel Garrone, z datą 22 lutego 1976 r.. W dokumencie tym czytamy: "... mimo że się odnawia i dostosowuje do wymagań czasu, pozostaje teologia wierną tradycji i samej sobie, jako "nauka Objawienia chrześcijańskiego", a więc fides quaerens intellectum, czyli wiara, szukająca poszerzenia i pogłębienia własnego pojmowania, osiąga swój cel, za pośrednictwem teologii, w formie usystematyzowanej i na wyższym poziomie. Przedmiotem własnym teologii są prawdy objawione przez Boga i udostępnione za pośrednictwem wiary, a nie te, które się odkrywa samym rozumem. Nie należy mylić postępu teologii z postępem w innych naukach". A dalej czytamy: "Teologia jako nauka, która rodzi się z wiary, rozwija się w środowisku wiary i w służbie wierze, posługuje się rozumowaniem i danymi kultur, aby lepiej pojąć własny przedmiot. Dlatego też, teologia cieszy się odrębnym stanowiskiem wśród wszystkich nauk, nawet religijnych, z którymi nie może być nigdy utożsamiana, jak również nie może być ograniczona w swych własnych metodach. W szczególności nie może być sprowadzona do historii religii lub historii dogmatów, do psychologii religijnej lub socjologii religii czy Kościoła".
Tych kilka cytatów wystarcza, aby zdać sobie sprawę z tego, że postawa Kościoła po Drugim Soborze Watykańskim w tej sprawie nie uległa żadnej zmianie i że wobec tego, w świetle wyżej wspomnianego dokumentu, marksistowskie południowoamerykańskie teologie wyzwolenia nie są teologiami. Szczególniejszą uwagę należy zwrócić na opinię Stolicy świętej, że teologia jako nauka "rodzi się z wiary, rozwija się w środowisku wiary i służy wierze". Wspomniane teologie wyzwolenia nie rodzą się z wiary chrześcijańskiej lecz z marksizmu, nie rozwijają się w środowisku wiary Chrystusa lecz teorii Marksa i w walce klas; nie służą wierze lecz marksistowskiej rewolucji, a w najlepszym wypadku, zakładając "dobrą wiarę" jej autorów, służą doczesności, czyli podporządkowują Kościół i wiarę chrześcijańską sprawom doczesnym, ziemskim, społeczno-politycznym, zamiast więc służyć Kościołowi posługują się Kościołem.
Warto także zwrócić uwagę i na inny szczegół. Wspomniany wyżej dokument Stolicy świętej kilkakrotnie nazywa teologię "nauką Objawienia" i w innych paragrafach kładzie nacisk na naukowy charakter teologii. Otóż "teologia wyzwolenia" nie tylko że nie zajmuje się ani Bogiem, ani Objawieniem, ale także nie ma w sobie nic z nauki. W samych określeniach jakie ci autorzy dają swej "teologii" słowo "nauka" zostało zastąpione wygodnym terminem "rozważanie" (reflexion), które do niczego nie zobowiązuje. Stąd też można powiedzieć, że te "marksistowskie południowoamerykańskie teologie wyzwolenia" nie są teologiami także i dlatego, że nie są naukami. Obfite w nich cytaty z Pisma świętego mają charakter wyłącznie dekoracyjny, jako przyczepione, dołączone, gdyż nie wchodzą w samo rozumowanie i argumentowanie. Samo rozumowanie ma charakter wyłącznie polityczny, wychodzi bowiem z przesłanki (fałszywej), że cały (poza Kubą) kontynent Ameryki Łacińskiej znajduje się w stanie niewoli, gdyż jeszcze nie został wyzwolony przez rewolucję marksistowską i stąd uzasadnienie konieczności wypracowania "teologii wyzwolenia". Tylko bardzo naiwni ludzie mogą się dać nabrać na takie rozumowanie.
Niektórzy krytycy chcą widzieć w tych pracach sprowadzanie teologii do socjologii. Należy przeciwko temu kategorycznie zaprotestować, gdyż nazywać te nieodpowiedzialne i całkowicie pozbawione charakteru naukowego pisaniny "socjologicznymi" jest obrażaniem tak poważnej nauki jaką jest socjologia. Od czasów Durkheima i jego poważnej pracy Les regles de la methode sociologique (1895) nie wolno jakiekolwiek szkice na tematy społeczne nazywać "socjologicznymi". Od przeszło stu lat, socjologia jest nauką poważną, ma swoje własne metody studiów i wszystkie one są zasadniczo empiryczne, aposterioryczne i induktywne. Socjologia studiuje fakty, rzeczywistość, to co istnieje. Wspomniane prace i publikacje z zakresu tzw. "teologii wyzwolenia" są całkowicie oderwane od rzeczywistości, od faktów; są aprioryczne, dedukcyjne, a więc nie mają w sobie nic ze studiów socjologicznych; należą do dziedziny doktryn i utopii, a nie do socjologii. Nie mają w sobie nic ani z teologii, ani z socjologii, ani w ogóle z żadnej nauki. Są to nieuzasadnione, bezkrytyczne i nieodpowiedzialne szkice polityczno-religijne na służbie propagandy marksistowskiej rewolucji.
MTWAL nie są południowoamerykańskie
Te "teologie wyzwolenia" także nie mają prawa nazywać się "południowo-amerykańskimi". Nazwę tę otrzymały od krytyków europejskich, którzy, omawiając je, dodali do nich ów przymiotnik, ale w znaczeniu ściśle geograficznym, podobnie jak ostatnio komunizm w krajach Europy Zachodniej nazwano "eurokomunizmem" i dopiero później zaczęto w Ameryce Łacińskiej nazywać te "teologie" południowoamerykańskimi w sensie myśli i problematyki krajów kontynentu południowoamerykańskiego. Zdaje się, iż pierwszym, który w tym nowym sensie używa tego przymiotnika jest Roger Vekemans. Otóż jest to duże nieporozumienie, gdyż nic nie usprawiedliwia tej nazwy. Wszyscy wspomniani autorzy ukończyli swe studia w Europie, wszyscy otrzymali swe stopnie i tytuły akademickie na Uniwersytetach europejskich, wszyscy opierają się na pismach Kanta, Hegla, Marksa, Engelsa, Feuerbacha, Bruno Bauera, Lenina, Stalina, Trockiego, Marcusa, Althussera, K. Rahnera, J. B. Metza, Bultmana itd., a więc na pisarzach europejskich.
Przy dokładniejszym jednak badaniu owych prac staje się jasnym jak na dłoni, że są to wszystko stare kruczki, wypracowane już przez samego Marksa i jego towarzysza Engelsa, a polegające na tym, aby antychrześcijańską rewolucję urzeczywistnić rękami samych chrześcijan, czyli aby chrześcijanie sami sobie wykopali swój grób. Kiedy Engels pisał, że "prawdziwe" (!!!) chrześcijaństwo z pierwszych wieków to jest dokładnie to samo co jego partia komunistyczna (wówczas zwana socjalistyczną), czynił to, aby pozyskać sobie dla swej rewolucji poparcie chrześcijan. Taktyka ta, pod koniec wieku XIX okazała się bardzo owocną, gdyż do Międzynarodówki przystąpiły masy robotnicze chrześcijańskie ze swoimi pastorami na czele. Przecież nawet wielu pastorów protestanckich znajdowało się na kierowniczych stanowiskach Międzynarodówki. Po tej samej drodze idzie Lenin i wciąga do swej bandy "zawodowych rewolucjonistów" wielu pastorów, a wśród nich nawet Karola Bartha. Rozciąga się ta taktyka później i na duchowieństwo katolickie, głównie we Francji i w Belgii zaraz po pierwszej wojnie światowej. Przecież we Francji, szereg lat przed drugą wojną światową, ukazuje się czasopismo katolicko(?)-marksistowskie Terre Nouvelle, z sierpem i młotem na okładce, gdzie młot przybiera kształt krzyża. Szybka i zdecydowana interwencja Stolicy świętej przerywa tę współpracę grupki księży z rewolucją marksistowską, ale zaraz po drugiej wojnie światowej, pod nowymi nazwami i posługując się nowymi argumentami, wraca się do tego samego, co zostaje ułatwione przez zbliżenia i kontakty do jakich się dochodziło w czasie wojny, na płaszczyźnie polityczno-wojskowej, w walce z hitleryzmem. Pojawia się czasopismo Esprit, którego zespół redakcyjny współpracuje z ludźmi z PAXu Bolesława Piaseckiego. Pojawiają się stopniowo także i inne związki PAXu z różnymi wydawnictwami "katolickimi" (?) we Francji, jak La Vie Catholique i Les Informations Catholiques Internationales, bardzo przyjaźnie usposobione do marksistowskiej rewolucji i do imperializmu sowieckiego. Trzeba to wszystko przypomnieć, gdyż to właśnie z tego środowiska wychodzą autorzy "teologii wyzwolenia".
Ale autorzy ci nie tylko czerpią z myśli tego środowiska katolickiego-promarksistowskiego, lecz także biorą za swych mistrzów grupkę pastorów protestanckich czechosłowackich, którzy całkowicie oddali się na służbę marksizmu; jest to trójca Hromadka, Machovec i Gardavski.
Autorzy "teologii wyzwolenia" w Ameryce Łacińskiej nie wnoszą nic nowego do tej myśli, wypracowanej już w Europie, tylko dostosowują ją do sytuacji południowoamerykańskiej, aby w ten sposób wciągnąć Kościół na służbę marksistowskiej rewolucji, której przecież głównym celem jest zniszczenie chrześcijaństwa. Rozpowszechniają także w swych książkach teorie rewolucyjne znanych teologów-marksistów jak Paul Blanguart, dominikanin, który sam twierdzi że jest ateuszem, czy dobrze znany rewolucjonista Julio Girardi, salezjanin, dawny profesor Gregorianum, a obecnie w Institut Catholique w Paryżu.
Ale przede wszystkim "teologia wyzwolenia" nie jest południowoamerykańską bo jest oparta na marksizmie, a przecież marksizm nie jest myślą ani wytworem kultury południowej Ameryki, lecz jest myślą wypracowaną w związku z pewnymi zagadnieniami żydowsko-europejskimi w początkach dziewiętnastego wieku i które nic nie mają wspólnego z dzisiejszymi zagadnieniami Ameryki Łacińskiej końca dwudziestego wieku. To też jest powodem dlaczego ta pseudoteologia nie jest zdolna włączyć się we właściwy i oryginalny nurt myśli południowoamerykańskiej i tylko bardzo sztucznie i zewnętrznie jest doczepiona do problematyki kontynentalnej, a swoje słabe powodzenie zawdzięcza głównie silnej propagandzie prasowej komunistów i poparciem jakim się cieszy u kierowników CELAMu.
Warto też przypomnieć, że pierwsze sformułowania "teologii wyzwolenia" znajdujemy już u Kanta, gdyż on, bodajże pierwszy, wystąpił z ideą wyzwolenia religii z Objawienia. Myśl ta przechodzi później do Dawida Straussa, który w książce Das Leben Jesu (1835), zajmuje się zagadnieniem wyzwolenia politycznego przez wyzwolenie teologiczne, przez które rozumie to samo co Kant, to znaczy wyzwolenie religii z Objawienia. Książka Straussa wywarła ogromny wpływ na Marksa i jego towarzyszy, co wyraźnie widać w jednej z pierwszych prac Marksa, a więc w Zur Judenfrage, gdzie Marks wypracowuje swoją "teologię wyzwolenia", czyli wyzwolenie polityczne Żydów przez "wyzwolenie" wszystkich ludzi z religii.
MTWAL nie zajmują się "wyzwoleniem"
"Marksistowskie-południowoamerykańskie teologie wyzwolenia" nie zajmują się sprawą wyzwolenia, jeśli słowo to bierzemy w znaczeniu chrześcijańskim, albowiem teologia chrześcijańska przez ,,wyzwolenie" rozumie uwolnienie człowieka z grzechu i jego skutków, czyli wyzwolenie z niewolnictwa grzechu, dokonane raz i na zawsze przez Chrystusa Pana.
Według nauki teologii chrześcijańskiej, Bóg stworzył człowieka jako istotę wolną, obdarzoną rozumem i wolną wolą. Ulegając pokusie Szatana, pierwszy człowiek, popełniając grzech pychy i nieposłuszeństwa, stał się niewolnikiem Szatana i swych własnych słabości, które przyszły jako skutki grzechu. To te słabości, jako skutki zepsutej przez grzech pierworodny natury człowieka, doprowadzają także i do innych form niewolnictwa intelektualnego, moralnego, społecznego, ekonomicznego i politycznego. Jezus Chrystus, Bóg-Człowiek, nowy Adam, w pełni wolny, gdyż bez grzechu, a więc bez zależności od Szatana, przez swą mękę i śmierć na Krzyżu, wyzwolił wszystkich ludzi od grzechu, z niewolnictwa Szatana i dał człowiekowi podstawy do świadomego wyzwalania się, przy pomocy łaski Bożej, ze swych słabości i jej skutków, a więc wszelkich form niewolnictwa, objawiając się człowiekowi jako Prawda i wskazując na siebie, jako Prawdę, drogę ku wolności.
Otóż żadna z teologii wyzwolenia nie nawiązuje do tych założeń tradycyjnej teologii chrześcijańskiej. Wyzwolenie człowieka współczesnego nie widzą w dziele dokonanym przez Chrystusa na Krzyżu, lecz w dziele dokonanym przez Marksa, czyli w jego rewolucji. Nie szukają Prawdy, tylko tkwią w Kłamstwie. Przyczyn niedopuszczalnych zależności, niezgodnych z godnością człowieka odkupionego, nie widzą w grzechu, lecz tylko w ustroju ekonomicznym.
Ale i tutaj nie są konsekwentni, gdyż zwalczając ustrój gospodarczy, który zwą "kapitalistycznym", lecz oparty na własności prywatnej i na inicjatywie indywidualnej, co daje człowiekowi w nim żyjącemu pewien zasięg wolności, chcą gwałtem rewolucyjnym zaprowadzić ustrój, który w gruncie rzeczy, też jest kapitalistyczny, lecz będąc kapitalizmem państwowym, staje się ustrojem całkowitego niewolnictwa. Znosząc własność prywatną i inicjatywę indywidualną w życiu gospodarczym, społecznym, kulturalnym i politycznym, zakuwają człowieka w kajdany totalitaryzmu, i to mają czelność nazywać "wyzwoleniem"!
Już przez sam fakt, że "teologie wyzwolenia" autorzy ci opierają na materializmie, ateiźmie i totalitaryzmie marksistowskim i że, w ten sposób, doczepiają Kościół do szatańskiej rewolucji komunistycznej, sami stają po stronie niewolnictwa i to najgorszego jakie kiedykolwiek istniało. Mówić o wyzwoleniu i widzieć je w rewolucji marksistowskiej to nie tylko sprzeczność, lecz przede wszystkim nieuczciwość, na którą może sobie pozwolić przekupiony polityk, ale nie prawdziwy teolog. (�)
Czym więc są MTWAL?
"Marksistowskie-południowoamerykańskie teologie wyzwolenia", które tak głęboko przeniknęły do podstaw oficjalnego duszpasterstwa w Ameryce Łacińskiej i stanowią podstawę wielu dokumentów CELAMu, z punktu widzenia teologicznego przedstawiają się jako powrót do największego zła, jakie gnębiło już w starożytności biblijnej religię objawioną, do doczesności. To rak doczesności niszczył religijność Żydów w starożytności starotestamentowej i z nim przede wszystkim walczą prorocy; to doczesność panuje w sercach Żydów w okresie pobytu na ziemi Chrystusa Pana i nie pozwala im zrozumieć Jego nauki o Królestwie Niebieskim; to doczesność oślepia nawet bezpośrednich uczniów Chrystusa Pana, którzy nawet po Jego zmartwychwstaniu jeszcze myślą o odbudowaniu królestwa ziemskiego Izraela; ta sama doczesność nie pozwala pierwszym chrześcijanom przeżywać autentycznie prawdy objawionej, jak widać ze skargi św. Pawła w liście do Filipian (3, 17). Do tej samej doczesności, do krótkowzroczności, która nieraz staje się całkowitą ślepotą, nie pozwalającą widzieć nic poza ziemią, poza sprawami doczesnymi, czasowymi, przemijającymi powracają liczne grupy wiernych, a przede wszystkim duchowieństwa, a więc księży i biskupów w Ameryce Łacińskiej, co im pozwala bez żadnych trudności wciągać Kościół do walk politycznych i, co najgorsze, stawiać go po stronie marksistowskiej rewolucji i imperializmu Rosji sowieckiej. To jest też u podstaw "teologii wyzwolenia".
To nastawienie na doczesność poważnej części duchowieństwa Ameryki Łacińskiej doskonale potrafi wykorzystać kierownictwo marksistowskiej rewolucji, z łatwością przenikając do wszystkich instytucji Kościoła, nawet do samego duszpasterstwa i do świątyń, wykorzystując je dla swoich politycznych celów.
Gdy na całym świecie wolnym, a przede wszystkim w zachodniej Europie, topnieją wpływy marksizmu i coraz więcej ugrupowań politycznych, nawet skrajnej lewicy, odżegnywuje się od marksizmu, w Ameryce Łacińskiej, z każdym rokiem coraz bardziej Kościół utożsamia się z rewolucją marksistowską, z terroryzmem i korupcją. Przecież nawet nie brak biskupów południowoamerykańskich, którzy w swych godłach i pieczęciach umieszczają sierp i młot.
Październik 1978 r.
ks. prof. Michał Poradowski