Walka duchowa Filary świątyni serca
Wprowadzenie do rozważań
Święty Paweł uświadamia nam, że każdy człowiek jest świątynią Boga: "Czyż nie wiecie, żeście świątynią Boga i że Duch Boży mieszka w was? Świątynia Boga jest święta, a wy nią jesteście" (1 Kor 3, 16-17). Ta duchowa świątynia ma swoje filary, na których się wspiera. Symbolizują one istotne dla jakości i mocy duchowego życia postawy: troskę o pokorę, cierpliwość, czyste serce, ewangeliczne przeżywanie cierpienia, mądre używanie mowy... Szatan wie o ich istnieniu i podejmuje z każdym człowiekiem walkę. Chce poruszyć filary jego duchowej świątyni i doprowadzić ją do ruiny.
Konferencje, które znajdziesz na niniejszych stronach, przedstawiają charakterystykę i sposoby działania szatana. Podejmują także temat walki z nim o zachowanie ewangelicznych postaw w najbardziej kluczowych doświadczeniach duchowego wzrastania. Człowiek bowiem nie toczy walki przeciw "krwi i ciału - pisze święty Paweł - lecz przeciw Zwierzchnościom, przeciw Władzom, przeciw pierwiastkom duchowym zła na wyżynach niebieskich" (Ef 6, 12). Terenem zmagania się z szatanem nie jest więc jakieś konkretne miejsce w otaczającym nas świecie materii, lecz przestrzeń ludzkiego ducha. To ona przede wszystkim znajduje się w kręgu zainteresowania naszego przeciwnika.
Szatan - przeciwnik duchowej świątyni
Modlitwa zawierzenia Maryi na rozpoczęcie dnia
Maryjo, Matko wierna! Tocząc nieustanną walkę z szatanem, Kościół święty przywołuje Cię pięknym imieniem Wspomożenie Wiernych, ukazując w Twojej osobie miejsce bezpiecznego schronienia. Zawierzam Ci moje życie, a szczególnie toczącą się we mnie walkę ze złem. Uproś mi łaski potrzebne do wytrwania w wierze, nadziei i miłości. Pomóż, bym każdego dnia zdecydowanie odrzucał wszelkie okazje współpracy ze złem. Amen.
Konferencja pierwsza
Byłeś doskonały w postępowaniu swoim od dni twego stworzenia, aż znalazła się w tobie nieprawość. Serce twoje stało się wyniosłe z powodu twej piękności, zanikła twoja przezorność z powodu twego blasku. Rzuciłem cię na ziemię. Wszystkie spośród narodów, które cię znały, zdumiały się nad tobą. Stałeś się dla nich postrachem (Ez 28, 11-19).
Księgi Pisma świętego ukazują w wielkim skrócie dzieje ludzkości. Rozpoczynają się opisem stwórczego dzieła Boga, a kończą wizją kresu doczesnego świata. Jezus Chrystus, Pan historii i każdego ludzkiego istnienia, przybędzie wówczas w pełni chwały, by dokonać ostatecznego rozdziału dobra i zła, by stworzyć uwielbione ciało człowieka i powołać do istnienia odnowiony wszechświat, „niebo nowe i ziemię nową” (Ap 21, 1). Pomiędzy tymi dwoma wydarzeniami rozpięta jest historia poszczególnych pokoleń, a także twoja osobista historia.
Masz do dyspozycji tylko jedno życie. Można powiedzieć, że jest ono jak błysk meteoru, który z nieskończonych przestworzy wszechświata wpada nagle w atmosferę Ziemi. Na skutek tarcia o gęste masy powietrza rozbłyska pięknym światłem i ponownie znika, opuszczając ją. Mając tę jedną szansę doczesnego życia, niektórzy ludzie przeszli przez nie pięknie, dokonali wiele dobra, zabłysnęli - jak ów meteor - miłością tak wielką, że pozostawili po sobie jej nadmiar. Są jednak tacy, którzy swoje życie przegrali. Byli meteorem, który nie zapalił się, nie dał światła i nie pozostawił po sobie smugi dobra i miłości. Ich doczesny stan i wieczny los w dramatycznych słowach opisuje święty Juda Apostoł. To „obłoki bez wody wiatrami unoszone... drzewa jesienne nie mające owocu, dwa razy uschłe, wykorzenione... rozhukane bałwany morskie wypluwające swą hańbę... gwiazdy zabłąkane, dla których nieprzeniknione ciemności na wieki przeznaczone...” (Jud 12-13).
Dlaczego dzieje poszczególnych ludzi mogą być tak różne, skoro każdy został stworzony z miłości i zaproszony do wiecznego życia z Bogiem? Czy jest ktoś, komu zależy na tym, aby człowiek tego szczęścia nie osiągnął? Ktoś, kto uczy zła i zachęca do buntu przeciw Bogu?
Losy ludzkie są tajemnicą wpisaną w historię stworzenia i upadku aniołów. To grzech części z nich - jeszcze przed stworzeniem człowieka - zdeterminował los wszechświata i ludzi. Upadły anioł dąży do tego, by człowiek nie odziedziczył wiecznego szczęścia, które on sam stracił. Zawzięcie walczy o każdą ludzką duszę, o każde ludzkie ciało. Jezus napomina nas, byśmy nie bali się tych, którzy zabijają ciało, bo nic więcej uczynić nie mogą. Mamy być ostrożni i z roztropnością chrześcijan bać się upadłego anioła, bo ma on moc zatracić i ciało, i duszę człowieka (Mt 10, 28).
Chociaż losy szatana są przesądzone - jest to istota na wieczność przegrana, pokonana przez Chrystusa definitywnie - to jednak ma on do dyspozycji krótki czas istnienia tego doczesnego świata, aby walczyć z ludzkością. Ty z kolei masz tylko jedno życie i musisz rozważnie prowadzić tę walkę, aby nie przegrać.
Chcąc zbliżyć się nieco do tajemnicy szatana, trzeba najpierw uświadomić sobie, kim są aniołowie. To czyste duchy, osobowe i nieśmiertelne, posiadające rozum i wolną wolę. Przewyższają doskonałością wszystkie stworzenia widzialne, a więc i człowieka. Tworzą niebieską społeczność przeznaczoną do uczestnictwa w życiu Boga. Aniołowie są zróżnicowani między sobą, to znaczy posiadają różny stopień doskonałości, będący wynikiem ich władzy i światła. Powołaną do istnienia społeczność aniołów cechuje piękno i harmonia. Społeczność ta odbija piękno Boga i jest niepojęta dla człowieka w swej liczbie. Święty Jan Ewangelista pisze: „I ujrzałem, i usłyszałem głos wielu aniołów..., a liczba ich była miriady miriad i tysiące tysięcy” (Ap 5, 11). Słowo miriada pochodzi z języka greckiego i oznacza dziesięć tysięcy. Autor Apokalipsy posługując się pojęciami symbolicznymi, daje nam do zrozumienia, że chodzi tutaj o ilość niemożliwą do policzenia przez człowieka.
Początkowa harmonia w społeczności aniołów została zakłócona buntem części z nich. By mogli zasłużyć na łaskę wiecznego przebywania z Bogiem, Stwórca poddał ich próbie, której istoty nie potrafimy określić. Nie znamy jej szczegółów, przebiegu ani też czasu upadku. Tradycja chrześcijańska - czerpiąc z Bożego Objawienia i doświadczenia świętych, szczególnie tych, którzy za życia zmagali się w sposób wyjątkowy z szatanem - podaje nam jednak wiele ważnych wskazówek. Jeden z aniołów, wyróżniony pięknem i wyniesiony ponad innych, był koroną anielskiej wspólnoty. Zapatrzony w siebie, w swoje piękno, zbuntował się i zawołał w pysze do Stwórcy: „Nie będę Ci służył!”. Tym okrzykiem pociągnął za sobą wielką liczbę innych aniołów. Nadano mu imię Lucyfer, co znaczy syn jutrzenki, niosący światło, odbijający światło. Takim był, zanim upadł.
Chcąc opisać jego grzech, Tradycja odwołuje się do dwóch starotestamentalnych tekstów. Komentatorzy Biblii zwrócili uwagę, że treść tych tekstów wykracza poza to wszystko, co można by powiedzieć o ziemskim władcy. Tchną one jakimś przewyższającym ludzkie pojmowanie misterium.
Pierwszy tekst pochodzi z Księgi Izajasza i jest satyrą na śmierć tyrana. „Jakże to spadłeś z niebios, Jaśniejący, Synu Jutrzenki? Jakże runąłeś na ziemię, ty, który podbijałeś narody? Ty, który mówiłeś w swym sercu: «wstąpię na niebiosa; powyżej gwiazd Bożych postawię mój tron... wstąpię na szczyty obłoków, podobny będę do Najwyższego»” (14, 12-14). Drugi tekst pochodzi z Księgi Ezechiela i mówi o upadku króla Tyru. „Byłeś odbiciem doskonałości, pełen mądrości i niezrównanie piękny. Mieszkałeś w Edenie, ogrodzie Bożym; okrywały cię wszelkiego rodzaju szlachetne kamienie: rubin, topaz, diament... Jako wielkiego heruba opiekunem ustanowiłem cię... Byłeś doskonały w postępowaniu swoim od dni twego stworzenia, aż znalazła się w tobie nieprawość... Serce twoje stało się wyniosłe z powodu twej piękności, zanikła twoja przezorność z powodu twego blasku. Rzuciłem cię na ziemię... Wszystkie spośród narodów, które cię znały, zdumiały się nad tobą. Stałeś się dla nich postrachem” (28, 11-19).
Szukając przyczyny upadku części aniołów, Tradycja wskazuje na pychę. Przytoczone teksty aż nadto wyraźnie ukazują tę właśnie postawę. Anioł, zafascynowany swoim światłem, swoją piękną duchową naturą i wolnością, odrzucił zależność od Boga, źródła swego istnienia i szczęścia. Przedłożył samostanowienie o sobie nad adorację Boga, jedynego i nieskończonego piękna oraz nad dziękczynienie, które winien był za to, że został stworzony i obdarowany tak wielkim pięknem. Lucyfer, pierwszy z aniołów w porządku stworzenia i wielkości, chciał stać się bóstwem na podobieństwo Boga, na miarę swej wielkości. To jego szaleńcze pragnienie wydaje się potwierdzać propozycja, jaką złożył Chrystusowi w czasie kuszenia na pustyni. „Pokazał Mu wszystkie królestwa świata oraz ich przepych i rzekł Mu: Dam Ci to wszystko, jeśli upadniesz i złożysz mi pokłon” (Mt 4, 9). Był tak pyszny i zuchwały, iż zapragnął, by również Syn Boży oddawał mu cześć. W wielkiej pokorze Chrystus odpowiedział, że cześć należna jest jedynie Bogu: „Idź precz, szatanie! Jest bowiem napisane: Panu Bogu swemu będziesz oddawał pokłon i Jemu samemu służyć będziesz” (Mt 4, 10). Gdy kusił pierwszych rodziców, również roztoczył przed nimi perspektywę bycia jak Bóg, której sam uległ: „Gdy spożyjecie owoc z tego drzewa, otworzą się wam oczy i tak jak Bóg będziecie znali dobro i zło” (Rdz 3, 5).
Szatan odrzucił Boga w sposób nieodwracalny. Kościół uczy, że to nie brak nieskończonego miłosierdzia Bożego sprawia, iż jego grzech nie może być przebaczony, ale nieodwołalna decyzja, którą sam podjął i w której trwa na zawsze. Zdaje się mówić Bogu: „Nienawidzę Cię i wszystkiego, co od Ciebie pochodzi. Niczego od Ciebie nie chcę. Sprzeciwiam Ci się każdą myślą, każdym aktem woli. Świadomie i dobrowolnie chcę na zawsze być poza Tobą”.
Zło, cierpienie i piekło nie są dziełem Boga. W pouczającej książce o pracy egzorcysty ksiądz Gabriele Amorth przytacza świadectwo swego poprzednika, ojca Candido. Gdy pod koniec egzorcyzmów nakazał szatanowi wynosić się do piekła, które Bóg mu przygotował, ten odpowiedział: „«Ty nic nie rozumiesz. To nie On (Bóg) stworzył piekło. My sami je uczyniliśmy. On o nim nawet nie pomyślał». Gdy w podobnej sytuacji zapytałem złego ducha, by się dowiedzieć, czy współpracował przy tworzeniu piekła, usłyszałem w odpowiedzi: «Wszyscy wnieśliśmy swój wkład»”.
Upadły anioł utracił możliwość życia w świetle Boga. Stracił przez to swoje światło, stając się ciemnością. Nie ma w nim żadnego duchowego piękna ani światła, bo one pochodzą tylko od Boga. Nie przestał jednak istnieć, bo Bóg nigdy nie wyrzeka się swoich stworzeń, nawet wówczas gdy te dobrowolnie i świadomie odrzucają Go, walczą z Nim i nienawidzą Go.
Szatan nie utracił wszystkich otrzymanych darów. Zachował swoją duchową, anielską naturę, a także inteligencję i wolę, które teraz służą mu wyłącznie do czynienia zła i zabijania Bożego życia w człowieku. Używając swojej inteligencji, nieustannie stara się kusić człowieka do zła pod każdą postacią. Chce w ten sposób zniweczyć Boży plan miłości względem ludzi i uczynić ich współuczestnikami swego potępienia i wiecznego cierpienia. Swoją przewrotną wolą, w której zastygł na zawsze, nieustannie potwierdza bunt przeciw Bogu i nienawiść wobec człowieka. Wraz z każdą osobą, którą doprowadza do potępienia, zwiększa się jego wieczne cierpienie. Czegóż jednak nie uczyni, by dać upust swojej nienawiści.
Liczne informacje o naszym przeciwniku dają nam jego określenia. Mówią o tym, kim jest, odsłaniając jego istotę, a także jak działa, czyli jakie ma cele i jakimi posługuje się środkami.
Szatan (hebr. sathan) - oznacza przeciwnika Boga i tych, którzy do Niego należą, idąc przez życie Jego drogami.
Diabeł (gr. diabolos) - to ten, który dzieli (dia-ballo), oczernia, zniesławia. Jest istotą aktywną, sprytną, pomysłową, zwodniczą i podstępną. Demon (gr. daimonion) - to duch złowrogi, anioł upadły, ten, który się opiera, który niszczy siebie i innych, gdyż jest sprawcą śmierci.
Kłamca i ojciec wszelkiego kłamstwa (J 8, 44) - tak nazywa go Jezus, dając do zrozumienia, że jest on pierwszym, który zrodził w sobie kłamstwo. Każde kłamstwo wypowiadane przez człowieka zakorzenia się w tajemniczy sposób w kłamstwie szatana.
Zabójca od początku (J 8, 44) - to określenie również nadaje mu Jezus. Mówi ono, że szatan jest tym, który pierwszy dokonał zabójstwa. Targnął się na własną świętość i świętość wielu aniołów. Stworzył królestwo śmierci. To on uknuł śmierć Chrystusa. On doprowadza do wiecznej śmierci ludzi idących za jego namową. Każde pojedyncze zabójstwo dokonane przez człowieka, wszelkie ludobójstwo, mają swoje korzenie w nim.
Oskarżyciel - to imię ujawnia, że do jego natury należy nieustanne oczernianie. Skierowany tylko ku sobie, nienawidzi wszystkich, którzy są poza nim. Jego celem jest oskarżanie Boga przed człowiekiem. Wmawia zatem, że Bóg chce ludzkiego cierpienia, że działa na jego niekorzyść, że zazdrośnie strzeże swojej wszechmocy, że przykazaniami ogranicza jego wolność. Oskarża też człowieka przed Bogiem. Widzimy to w przypadku sprawiedliwego Hioba, którego oskarża o to, że służy Bogu tylko dla interesu i zysku (Hi 1, 6-12). Oskarża kapłana Jozuego o liczne grzechy (Za 3, 1-4). Święty Jan Ewangelista podkreśla jednak, że na końcu czasów ten „oskarżyciel naszych braci” (Ap 12, 10) zostanie strącony. Szatan oskarża wreszcie człowieka przed człowiekiem, niszcząc jedność ludzkich wspólnot. Wystarczy, że zasieje ziarno nieufności. Resztę dopisze sam człowiek.
Upadły anioł bywa nazywany także Belzebubem, Złym, kusicielem, bestią i smokiem.
Szatan jest realnie istniejącą osobową istotą, która skrycie, inteligentnie i z determinacją działa przeciw człowiekowi. Po upadku nie stracił niektórych przymiotów swego pierwotnego stanu, dlatego jest potężniejszy od człowieka. Nie znaczy to jednak, że człowiek skazany jest na przegraną, że nie może stawić mu czoła. Może i zarazem ma obowiązek stoczyć z nim walkę. Nigdy jednak sam, lecz zawsze z Chrystusem i Jego Matką, we wspólnocie Kościoła.
* * *
Szatan - przeciwnik duchowej świątyni (cd.)
Konferencja druga
Jakże to spadłeś z niebios, Jaśniejący, Synu Jutrzenki? Jakże runąłeś na ziemię, ty, który podbijałeś narody? Ty, który mówiłeś w swym sercu: "wstąpię na niebiosa; powyżej gwiazd Bożych postawię mój tron... wstąpię na szczyty obłoków, podobny będę do Najwyższego" (Iz 14, 12-14).
Wieczna nienawiść upadłego anioła względem Boga jest dla nas oczywista. Dlaczego jednak tak bardzo nienawidzi on człowieka?
Pierwszą przyczyną jest zawiść. Duch Święty mówi przez natchnionego autora, że "dla nieśmiertelności Bóg stworzył człowieka - uczynił go obrazem swej własnej wieczności. A śmierć weszła na świat przez zawiść diabła" (Mdr 2, 23-24). Szatan odczuwa zawiść z powodu stworzenia człowieka, który jest obrazem Boga. Widząc to nowe stworzenie, które ma odziedziczyć stracone przez niego wieczne szczęście, rozpala się ku niemu ślepą zazdrością i nienawiścią. Nie może patrzyć na czyjeś szczęście, mając w pamięci to, które sam utracił.
Drugą przyczyną walki z człowiekiem jest niepohamowana złość. Pochodzi ona stąd, że szatan, doprowadzając pierwszego człowieka do upadku, sądził, iż przekreślił Boży plan jego usynowienia. Tymczasem Bóg, poprzez śmierć Chrystusa, którą zadał mu sam szatan rękami ludzi, wywyższył człowieka jeszcze bardziej. O tej tajemnicy mówi modlitwa z wielkanocnej liturgii: "Boże, Ty w niewysłowionej tajemnicy odkupienia obdarzyłeś ludzką naturę większą godnością niż w dziele stworzenia, prosimy Cię, zachowaj dary swojej łaski w tych, których odrodziłeś przez sakrament chrztu świętego". Upadły anioł wie, że stał się narzędziem tego wspaniałego wywyższenia człowieka. Jest z tego powodu zagniewany, przeszywa go niewyobrażalna dla człowieka złość.
Trzecią przyczyną nienawiści jest świadomość, że ma mało czasu. Jest zdesperowany. Dzieło odkupienia człowieka wyznaczyło bowiem dokładny kres jego panowaniu. Działa nerwowo ze świadomością, że jego czas nieubłaganie upływa. "Biada ziemi i biada morzu - przekazuje nam święty Jan Apostoł - bo zstąpił do was diabeł, pałając wielkim gniewem, świadom, że mało ma czasu" (Ap 12, 12). Tylko Bóg zna czas końca świata. Gdy nastąpi, położy definitywny kres działalności upadłego anioła.
Co może szatan, a czego nie może w walce z człowiekiem? Innymi słowy, jaka jest jego moc? Człowiek wierzy w szatana albo zbyt słabo, albo zbyt gorliwie. Wierzy zbyt słabo, gdy lekceważy jego istnienie, bagatelizuje jego pokusę i wmawia sobie, że ulegając pożądliwości, realizuje swoją wolność, a szatan nie ma z tym nic wspólnego. Wierzy zbyt mocno, gdy przypisuje mu siłę, której on nie posiada; gdy widzi go w każdej niemal trudności i bardziej skomplikowanej sytuacji życiowej.
Możliwości szatana są duże, ale mają wyraźne granice. Posłuchajmy, co pisze na ten temat święta Teresa z Avila: "Jeśli Pan [Jezus] jest potężny i możny, jak widzę, że jest, jak wiem, że jest, i jeśli złe duchy są niewolnikami Jego (jak nie masz wątpienia, że są, bo tak uczy wiara), cóż więc one mogą mi zrobić złego, skoro jestem służebnicą Pana i Króla najwyższego? Czemu więc miałoby mi zabraknąć odwagi do walki chociażby z całym piekłem? Brałam do ręki krzyż i rzeczywiście Bóg mi dodawał odwagi, bo tak w jednej chwili czułam się odmieniona, iż nie byłabym się ulękła wzywać ich wszystkich do walki, tak byłam pewna, że tym krzyżem z łatwością ich zwyciężę... Są to, zdaniem moim, ostatni tchórze. Skoro poczują, że masz ich za nic, tracą odwagę i siła ich opuszcza. Mężni są ci wrogowie nasi tylko z takimi, którzy uciekają od walki i tego tylko napastują, kogo widzą, że sam się im poddaje... Jeśli czarci strachem nas przerażają, to dlatego tylko, że sami sobie do strachu powód dajemy naszym przywiązaniem do honorów, do majętności, do rozkoszy... Sami sobie wtedy winniśmy, że oni nas własną bronią naszą pobiją i sami w ich ręce składamy oręż, którym przeciw nim bronić się byliśmy powinni... Jeśli dla miłości Boga wszystkie te rzekome dobra sobie obrzydzimy i całym sercem krzyża się uchwycimy, i naprawdę Panu służyć poczniemy, tego duch zły nie wytrzyma: ucieka on od tych prawd jak od zarazy... nie sprzymierzy się nigdy z tym, kto chodzi w prawdzie. Ale u kogo ujrzy rozum zaćmiony, tego zręcznie doprowadza do zaślepienia".
Wypowiedź świętej Teresy - dla której upadły anioł jest nie tylko przeciwnikiem ludzkości, ale i jej osobistym nieprzyjacielem - pozwala nam uczynić kilka ważnych spostrzeżeń.
Po pierwsze człowiek ma realne możliwości przeciwstawienia się szatanowi, nigdy jednak sam. Może mu się przeciwstawić tylko i wyłącznie mocą Jezusa, Jego sakramentów i krzyża, na którym upadły anioł został pokonany. Każdy, kto lekceważy tę bezcenną pomoc Jezusa obecnego w sakramencie pokuty i Eucharystii, wcześniej czy później upadnie.
Po drugie szatan rani śmiertelnie tylko tego, kto nie podejmuje pracy nad sobą i sam daje mu do ręki broń, ulegając pożądliwościom. Jeżeli oddajesz się intrydze i obmowie, upadły anioł uderzy w ciebie intrygą i obmową. Jeżeli oddajesz się pożądliwości ciała, sięgasz po niewłaściwą literaturę i film, on uderzy w ciebie brudną wyobraźnią, utrudniając modlitwę i raniąc bardzo głęboko serce. Jeżeli bez pamięci oddajesz się zdobywaniu pieniędzy, zapominając, co w życiu jest najważniejsze, pieniądze zabiją miłość w twojej rodzinie, osłabią jej więzy, zasklepią w egoizmie i spowodują liczne upadki.
Po trzecie szatan boi się wszystkich, którzy żyją w przyjaźni z Bogiem, boi się człowieka pobożnego. Pobożność wyrywa z pola jego oddziaływania wiele dusz. Im gorliwiej ktoś dąży do doskonałości - według stanu, w którym żyje - tym straszliwszy staje się dla szatana. Człowieka świętego boi się on jak samego Boga.
Strącony z nieba upadły anioł opanowuje świat materii i zmysłów. Zna ich prawa i reakcje. Jest uważnym obserwatorem natury ludzkiej, a szczególnie sfery psychicznej. Zmysły, wyobraźnia i pamięć człowieka podlegają jego wpływowi. Są jednak w tobie sfery całkowicie dla niego niedostępne. Szatan nie może przeniknąć do wnętrza twej duszy, jeśli świadomie i dobrowolnie nie oddasz się w jego władanie. Samo centrum duszy zamieszkuje Bóg. Tam cały oddaje się tobie, obdarowując cię istnieniem. Ten sekretny świat ludzkich dusz Najświętsza Trójca zarezerwowała dla siebie. Drugą nieosiągalną dla szatana sferą jest świat twojej myślnej modlitwy. Myśl człowieka jest tak cenna, że tylko Bóg jest jej godzien - mawiał święty Jan od Krzyża. Gdy więc zwracasz się do Ojca bez głośno wypowiadanych słów, w głębiach swego wnętrza, treść tej rozmowy jest szatanowi nieznana. Może jedynie domyślać się, o czym rozmawiasz w sercu z Ojcem poprzez obserwację uzewnętrznienia tychże myśli za pomocą pisma lub mowy, czy też przez spostrzeganie zewnętrznych objawów, jakie im towarzyszą. Trzecią niedostępną dla upadłego anioła sferą jest twoja wola. Dopóki mówisz "nie" pokusie i grzechowi, on nie ma żadnych możliwości panowania nad tobą.
Upadłym aniołom, ziejącym wieczną nienawiścią do wszystkiego, także do siebie nawzajem, Bóg pozwolił mieszać się w sprawy świata. Mogą oni, w planach Bożej opatrzności, poddawać próbom ludzi powołanych do tego, by uczestniczyć w wiecznym szczęściu, które tamci stracili. To jedna z tajemnic w niewielkim tylko stopniu dostępna ludzkiemu poznaniu w tym życiu. Pokusy szatana służą człowiekowi, bo gdy mądrze przeżywa swoją duchową walkę, czynią go roztropniejszym i gorliwszym w modlitwie i postępowaniu. Święta Faustyna na początku swego życia zakonnego została poddana olbrzymim pokusom przeciw wierze i Bożemu miłosierdziu. Widząc ją w tej pożałowania godnej sytuacji i rozpoznawszy stan jej duszy, mistrzyni powiedziała jej: "Niech się siostra nie martwi niczym... Teraz widzę, że Bóg powołuje siostrę do wysokiej świętości, Pan chce mieć siostrę blisko siebie, kiedy takie rzeczy dopuszcza... Niech siostra będzie wierna Bogu, bo to jest znak, że wysoko chce mieć siostrę w niebie".
Jak kusi szatan tych, którzy pragną wiernie podążać za Bogiem? Ma, oczywiście, niezliczoną ilość możliwości. Nawet podobne pokusy cechują się różnymi odcieniami i barwami, nieraz bardzo subtelnymi różnicami. Święty Ignacy z Loyoli grupuje je w trzy kategorie.
W pierwszej kategorii pokus kusiciel stara się wszystko utrudnić, pokazując rzeczy w negatywnym świetle. Wyolbrzymia trudności do tego stopnia, że niewielkie nieraz doświadczenia urastają w wyobraźni do niebotycznych gór, niemożliwych do przejścia. Święty pisze: "Właściwością złego ducha jest dręczenie, zasmucanie i stawianie przeszkód, niepokojenie fałszywymi argumentami, byleby tylko nie postąpić naprzód".
Druga kategoria pokus to nakłanianie człowieka do wywyższania się i chełpliwości. Dosłownie ze wszystkiego: z dóbr materialnych, duchowych, intelektualnych. Święty Ignacy tłumaczy, że szatan nakłania do chełpliwości i próżnej chwały, dając do zrozumienia osobie kuszonej, że jest pełna dobroci i świętości, wynosząc ją przez to w jej własnych oczach.
I trzecia kategoria pokus. Jeśli nie może wynieść człowieka w pysze, stara się strącić go w przepaść ludzkiej nędzy, by się z niej już nie podźwignął. Kusi do fałszywej pokory, skoncentrowania się na swej słabości, przekonując o bezużyteczności czynionych wysiłków w pracy nad sobą.
Szatan atakuje zawsze z zewnątrz. Nie może wkraść się do twojej duszy i tam wzbudzać pokusy. Musi korzystać z jakichś zewnętrznych narzędzi. Są nimi twoje zmysły, wyobraźnia, pamięć. To tutaj przychodzi ze swą pokusą, aby sprzedawać i kupować. Prowadzi walkę nienawiści i zwątpienia. Z determinacją zasiewa w sercu chaos i rezygnację. Czyni to, mieszając sprytnie prawdę z fałszem, jak czarne z białym, aby przedstawiać półprawdy i pozorne dobro. Nieraz otwarcie nazywa grzech dobrem: zabójstwo nienarodzonych nazywa prawem kobiety do decydowania o sobie; piętnowanie zjawiska homoseksualizmu nazywa szumnie prześladowaniem mniejszości; eutanazję nazywa uczynkiem miłosierdzia.
W doświadczeniu świętych i błogosławionych Kościół daje ci wiele cennych wskazówek, jak prowadzić walkę duchową z upadłym aniołem.
1. Rozpoczynaj ją od przeciwstawienia się okazji do grzechu, zanim pokusa zadomowi się w twym sercu. Walka z okazją do grzechu daje ci największe szanse zwycięstwa.
2. Przestrzegaj ładu w swym życiu. Wszystko, co masz: miłość, zdolności, dobra materialne, kochające cię osoby, odnoś zawsze do Boga, bo On jest dawcą tych darów.
3. Jeśli odczujesz gwałtowne pragnienie, by coś mieć albo czegoś doświadczyć, nie idź za nim ślepo. Spróbuj zająć umysł innym zajęciem i pomódl się o siłę, a zobaczysz, że ta szatańska pokusa szybko odejdzie.
4. Gdy pomimo twego oddania się Jezusowi i życia z Nim na co dzień poczujesz się w sposób niezrozumiały opuszczony przez Niego, gdy doświadczysz ciemności i udręczeń, nie wycofuj się z oddania, które uczyniłeś. Trwaj ufnie w takiej próbie, a wytrwałością upokorzysz szatana i zyskasz wielkie duchowe dobro.
5. W walce z szatanem Bóg nie pozostawia cię samego. Osobiście angażuje się po twojej stronie, a czyni to w sposób bardzo wymowny poprzez osobę Niewiasty, która miażdży głowę węża potęgą pokory (Rdz 3, 15). Maryja jako matka duchowego życia prowadzi twoją walkę z upadłym aniołem. Oddaj się Jej całkowicie. Powierz Jej wszystko. Pozostawaj w Jej obecności. Przy Niej twoje serce będzie bezpieczne. Zaprowadzi w nim pokój i odnowi ukryte siły, inspirując od wewnątrz i napełniając światłem pochodzącym wprost od Boga.
6. Nie zapominaj o tym, że masz anioła stróża. Jest twoim opiekunem. Często mu się powierzaj, bo razem z tobą prowadzi walkę z szatanem.
* * *
Filar królewskiej cnoty pokory
Modlitwa zawierzenia Maryi na rozpoczęcie dnia
Maryjo, Matko pokorna! Ty podczas zwiastowania nazwałaś siebie Służebnicą Pańską i żyjąc w tym duchu, stałaś się najdoskonalszą uczennicą swego Syna. Powierzam się Tobie i proszę, abyś wspierała moje wysiłki nad kształtowaniem pokory serca. Ustrzeż mnie od wszystkiego, co jest szukaniem własnej chwały, a nie chwały Najświętszej Trójcy. Amen.
Konferencja pierwsza
Tak mówi Wysoki i Wzniosły, którego Stolica jest wieczna, a imię święte: Zamieszkuję miejsce wzniesione i święte, lecz jestem z człowiekiem skruszonym i pokornym, aby ożywić ducha pokornych i tchnąć życie w serca skruszone (Iz 57, 15).
Tocząc z człowiekiem nieustanną walkę, szatan chce zniszczyć w nim przede wszystkim pokorę. Nie jest to sprawa przypadku, lecz celowego i przemyślanego działania. Właśnie pycha, czyli brak pokory, stała się przyczyną upadku zbuntowanego anioła. W obliczu światła, którym jaśniał, jego serce stało się pyszne i wyniosłe. Sobie przypisał piękno. Nie chciał uznać, że to, kim jest, zawdzięcza tylko i wyłącznie swemu Stwórcy.
Szatan nie ma pokory. Jej brak jest wiecznym wyrzutem jego sumienia. Nienawidzi więc tej cnoty i zwalcza każdy jej przejaw. Szczególnym powodem jego cierpienia jest głębia pokory Serc Jezusa i Maryi. Są one odpowiedzią Boga na szatański bunt. Nie mając dostępu do tych Serc, szatan nie może wydać walki ich pokorze. Zwalcza ją jednak we wszystkich pozostałych ludzkich sercach.
Czym zatem jest pokora? Pokora to prawda o sobie i o Bogu. "Zastanawiałam się któregoś dnia nad pytaniem - pisze święta Teresa z Avila - dlaczego Pan tak bardzo kocha cnotę pokory, i nagle, bez własnego, jak mi się zdaje, namysłu, stanęła mi przed oczyma ta racja, że Bóg jest prawdą najwyższą, a pokora niczym innym nie jest, tylko chodzeniem w prawdzie. Nie ma zaś prawdy większej nad tę, że sami z siebie nic nie mamy dobrego, że nasza jest tylko nędza i nicość. Kto tego nie rozumie, ten chodzi w kłamstwie. Im zaś kto szczerzej uznaje tę prawdę, tym przyjemniejszy staje się Bogu".
W swej istocie pokora polega na uniżaniu się ludzkiego ducha przed Bogiem. Nie ze względu na służalczość, lecz ze względu na prawdę o tym, kim jest Bóg, a kim jest człowiek. To postawa pochylenia się ku ziemi. Ziemia po łacinie znaczy humus; stąd pochodzi nazwa pokory - humilitas. Człowiek pokorny jest jak ziemia. "Pomyślcie o tym - pisze chrześcijański autor - co przedstawia sobą ziemia. Leży milcząca, otwarta, bezbronna, wystawiona na łaskę nieba. Przyjmuje z nieba upał i promienie słoneczne, i deszcz, i rosę, lecz przyjmuje także i to, co my nazywamy użyźnianiem, czyli nawóz, wszystko, co w nią wrzucamy. I cóż się dzieje? Przynosi nam owoc i im bardziej znosi to, co duchowo nazywamy upokorzeniem, zniewagą, tym większe przynosi owoce. Pokora polega więc na tym, żeby otworzyć się przed Bogiem tak bardzo, by w żaden sposób nie bronić się przed Nim, przed oddziaływaniem Ducha Świętego, przed obrazem Chrystusa, Jego nauczaniem, ale żeby być otwartym na łaskę, jak wystawieni bywamy na ręce ludzkie, na ostre słowo, na okrutne czyny, na szyderstwo. Oddać siebie tak, by Bóg miał prawo, według naszego własnego życzenia, uczynić z nami, co zechce. Wszystko przyjąć, otworzyć się i wtedy dać swobodę Duchowi Świętemu w opanowaniu nas".
Pokora to świętość. Pojawia się wówczas, gdy uznajesz w sercu i potwierdzasz życiową postawą, że Bóg jest wszystkim, że od Niego masz wszelkie dobro, że z siebie samego nic nie możesz, że sam jesteś ubóstwem i niemocą, pełen nędzy. Człowiek niechętnie godzi się na taką prawdę. Stąd cała trudność w zdobywaniu pokory, że każdy chce przypisać coś sobie, uznać, że w pełni jest czegoś twórcą i właścicielem.
Święci nazywali pokorę chlebem, który należy spożywać z każdą, nawet najwykwintniejszą potrawą. Chcieli dać do zrozumienia, że pokora potrzebna jest zawsze. Choćbyś zaszedł już wysoko w cnotach, czyli miał do czynienia z wybornymi potrawami, nie możesz zapomnieć o chlebie pokory. "O, pokoro, piękny kwiecie - snuje refleksję święta Faustyna - widzę, jak mało dusz cię posiada. Czy dlatego, żeś piękna, a zarazem trudna, aby cię zdobyć? O tak, i jedno, i drugie. Sam Bóg w niej znajduje upodobanie... Takiej duszy Bóg nic nie odmawia; taka dusza jest wszechwładna, ona wpływa na losy świata całego; taką duszę Bóg wywyższy aż do tronu swego, a im ona więcej się uniża, tym Bóg więcej się ku niej skłania, ściga ją swymi łaskami i towarzyszy jej w każdym momencie swą wszechmocą. Taka dusza jest najgłębiej z Bogiem zjednoczona... Teraz rozumiem, dlaczego jest tak mało świętych, bo mało dusz jest prawdziwie pokornych".
Pokora to fundament życia duchowego. Im wyższy dom chcesz postawić, czyli im bardziej pragniesz być świętym, tym głębszy powinieneś wykopać fundament, czyli nabyć głębszej pokory.
Doświadczenie ludzi, którzy szli przez życie ścieżkami prawdy o sobie i o Bogu, mówi nam o dwojakiej pokorze: rozumnej i płomiennej.
Pokora rozumna to ta, którą nabywasz przez rozważanie swej nędzy i wielkości Boga, przez badanie siebie, przez rozmyślanie o prawdach nadprzyrodzonych. Poznanie siebie daje podwaliny pokory. Szczególną rolę odgrywa tutaj rozmyślanie nad życiem Jezusa. W przykładzie Jego życia szukasz dla siebie argumentów, dlaczego powinieneś być pokornym. Ten rodzaj pokory nabywamy rozumem. "Jaki wielki to błąd - poucza nas święta Teresa z Avila - nie ćwiczyć się, choćby kto już był wysoko, w pamięci na Człowieczeństwo Pana i Zbawiciela naszego Jezusa Chrystusa". Negatywne skutki, jakie mogą z tego wyniknąć, są dla Świętej oczywiste: to "zawieszenie duszy w powietrzu", pozbawienie się przykładu Jezusa, osłabienie miłości do Eucharystii, osłabienie pobożności do Maryi i do świętych oraz brak pokory, która jest podstawą rozwoju życia duchowego.
Znacznie doskonalszą od pokory rozumnej jest pokora płomienna. Tej nie możesz zdobyć sam. Ona jest darem. Przychodzi wówczas, gdy Bóg, poprzez wewnętrzne światło, odkrywa przed tobą swoje przymioty, pokazuje ubóstwo człowieka, wielkość jakiejś tajemnicy Jezusa lub Maryi. Takie doświadczenia stawiają cię na właściwym miejscu. Tu nie potrzeba rozważania. Pokora płomienna sprawia, że bez żadnej aktywności z twojej strony malejesz we własnych oczach, odczuwając jednocześnie wielką radość i żywisz nieomylne przeświadczenie, że mimo tej małości jesteś przez Boga nieskończenie kochany.
Pokora jest najcenniejszym klejnotem w koronie świętości. Szatan stara się więc niszczyć ją na wszelki możliwy sposób, również przez tworzenie falsyfikatów prawdziwej pokory. Jednak spreparować może jedynie niedoskonały falsyfikat, ponieważ nie zna atmosfery, w której żyje człowiek pokorny. Ta cnota najszybciej go pokonuje, bo nigdy jej nie doświadczył i dlatego jest wobec niej zdezorientowany.
Jak zatem odróżnić pokorę, którą rodzi Duch Boży, od pokory fałszywej, której autorem jest zły duch?
Prawdziwej pokorze towarzyszą nieomylne znaki jej autentyczności. Są to: wewnętrzna radość, pokój, cichość i moc. Fałszywa pokora nie posiada żadnego z nich. Jej znakami są zniechęcenie, rezygnacja z ćwiczenia się w cnotach, nieustanny niepokój serca i brak przebaczenia sobie popełnionych błędów. Ten ostatni znak jest wynikiem ukrytej i nieuświadomionej jeszcze pychy świętości. Człowiek, który się nią kieruje, nie godzi się na słabość, nie dopuszcza możliwości, że może upaść, nawet wiele razy.
Cenne pouczenie na temat różnicy pomiędzy prawdziwą i fałszywą pokorą pozostawiła nam święta Teresa z Avila. "Pokora, choćby największa, nie sprawia w duszy niepokoju... Przeciwnie, przynosi jej pokój, słodycz i uciszenie. Chociażby kto na widok grzechów swoich uznał jasno, że zasłużył na piekło, i smucił się, i poczytywał siebie za godnego wzgardy i obrzydzenia od wszystkich i ledwo śmiał błagać o miłosierdzie - ból ten jednak i smutek, jeśli im towarzyszy pokora prawdziwa, taką ma w sobie słodkość i ukojenie dla duszy, iż kto raz ich zakosztował, chciałby ich zawsze doznawać. Żal więc za grzechy przy pokorze nie trwoży duszy, ani nie przeraża, przeciwnie, rozszerza ją i sposobną czyni do gorliwej służby Bożej". Pokora fałszywa, pochodząca od złego ducha, "wtrąca duszę w odmęt niepokoju i trwogi, i wzburza ją całą, i gnębi ją niewypowiedzianym udręczeniem. I to miotanie się diabeł podaje nam za pokorę, abyśmy, uwierzywszy mu, stracili wszelką ufność w Bogu".
Co zatem należy czynić, by przezwyciężać w sobie fałszywą pokorę i nie dopuścić, by rozwijała się w sercu?
Cenną postawą jest troska o roztropne badanie swego sumienia. Unikaj niepotrzebnych rozpamiętywań własnej grzeszności i niedoskonałości. Takie niekontrolowane badania siebie mogą stać się pożywką dla naturalnej skłonności do melancholii. Pozwoliłoby to szatanowi pod pozorem pokory podsuwać ci różnego rodzaju zniechęcające i paraliżujące myśli. Poznanie siebie musi zachować miarę, jeśli nie, zostaje wypaczone, gdyż od swej nędzy nie będziesz potrafił wznieść się do Boga. Grozi ci wówczas trwanie w letargu własnej słabości i grzeszności, budzącej strach i rezygnację. Dostrzegać będziesz Boga wyłącznie jako Sprawiedliwość, nie znajdując w sobie sił, by uchwycić się Jego miłosierdzia. Znamienne są w tym względzie słowa zanotowane przez świętą Faustynę. "Wyznał mi szatan - pisze - że jestem przedmiotem jego nienawiści. Powiedział, że: Tysiąc dusz mniej mi robi szkody aniżeli ty, kiedy mówisz o miłosierdziu wielkim Wszechmocnego. - Poznałam, jak bardzo szatan nienawidzi miłosierdzia Bożego, nie chce uznać, że Bóg jest dobry... W tej chwili, kiedy piszę te słowa, usłyszałam krzyk szatana: Wszystko pisze, wszystko pisze, a przez to tyle my tracimy, nie pisz o dobroci Boga, On sprawiedliwy". Fałszywa pokora rodzi wyłącznie taki obraz Ojca - Boga surowej sprawiedliwości.
Po roztropnym rozpoznaniu i uznaniu swej grzeszności zawsze przenoś wzrok na Chrystusa, twoje najwyższe dobro. W Nim poznanie siebie, swej małości i nędzy nie budzi trwogi i niepokoju. W Listach Nikodema Jan Dobraczyński wkłada w usta Jezusa ciekawe słowa, których nie znajdziesz w Ewangeliach. Pewnego dnia mówi On do Nikodema: "Daj mi swoje grzechy". Słowa te nurtują serce bohatera przez długi czas. Nie pojmuje, co to znaczy oddać Zbawicielowi swój grzech. Dopiero po śmierci Jezusa na krzyżu zrozumie, że być prawdziwie pokornym, to - między innymi - przebyczać sobie popełniony grzech, odrywać się od niego, a kierując swój wzrok ku Zmartwychwstałemu, zawierzyć Mu wszystko, co w nas niedoskonałe. W Nim wszelki grzech został pokonany.
* * *
Filar królewskiej cnoty pokory (cd.)
Konferencja druga
Nie szukaj wymówek, gdy masz spełnić swój obowiązek, i nie przechwalaj się, gdy przyszedł czas twego poniżenia. Lepszy jest ten, który pracuje, a opływa we wszystko, niż ten, co przechadza się poważny, a nie ma chleba. Ze skromnością dbaj o cześć dla swej osoby i oceniaj siebie w sposób należyty (Syr 10, 26-8).
Pokora jest lekarstwem, które zwalcza przejawy pychy. Ta bowiem, gdy jej nie upilnujesz, rozwinie się jak śmiercionośny rak w ludzkim organizmie. Z upływem czasu kilka chorych komórek zaraża nawet całe narządy ciała. Pycha ma swoje korzenie, z których wyrasta łodyga, a później pojawia się dojrzały owoc. Od niewłaściwej ciekawości człowiek przechodzi do lekkomyślności, dalej głupoty i niestosownej wesołości, chełpliwości, dziwaczności, arogancji, zarozumiałości, nieuznawania swoich win, ukrywania grzechów na spowiedzi, buntu, niepohamowanej swobody, aż wreszcie wszystko kończy się nałogiem grzeszenia, nawet ze wzgardą Boga.
Pokora powściąga w człowieku pychę we wszelkich jej postaciach. Pycha to przewrotne umiłowanie siebie, to przepaska na oczach utrudniająca widzenie prawdy. Nie chce uznać wielkości Boga. Wzbrania nam chętnie przyjmować pouczenia od innych i skłania nas do ciągłego dyskutowania nad otrzymanymi wskazówkami.
Ducha głębokiej pokory opisuje Psalm 131. "Panie, moje serce się nie pyszni i oczy moje nie są wyniosłe. Nie gonię za tym, co wielkie, albo co przerasta moje siły. Przeciwnie: wprowadziłem ład i spokój do mojej duszy. Jak niemowlę u swej matki, jak niemowlę - tak we mnie jest moja dusza". Autor natchniony podpowiada ci stopnie wiodące do życia głębią pokory. Aby w twoim sercu pojawiła się stosowna do tego atmosfera, muszą zaistnieć pewne warunki. A więc najpierw cierpliwa praca nad przejawami nerwowego pragnienia bycia kimś. Ponadto poprzestanie na tym, co małe, bo Ojciec nie tyle potrzebuje twoich czynów, co oddania Mu twego serca. I wreszcie zaprowadzanie w twoim wnętrzu ładu i pokoju, co dokonuje się przez panowanie nad poruszeniami i pragnieniami.
Postawa pokory to na pierwszym miejscu wysiłek akceptacji sercem tajemniczych nieraz zrządzeń Bożej opatrzności. Rzecz w tym, byś nauczył się przyjmować to, co Ojciec ci daje. To jest cenniejsze od wysiłku ofiarowania Mu różnych rzeczy. Prawdziwą pokorą, czyli dawaniem siebie, jest przyjmowanie bez zastrzeżeń tego, co On dopuszcza. Taki model pokory pozostawiła nam święta Teresa z Lisieux, która często tłumaczyła, że zasługa polega nie na tym, aby wiele czynić i dawać, lecz na tym, by przyjmować i wiele kochać. Pełnienie woli Ojca jest miarą doskonałości i pokory.
"Bóg pysznym się sprzeciwia, a pokornym łaskę daje" - poucza nas w swym liście święty Jakub Apostoł (Jk 4, 6). Jak zatem starać się o pokorę i bronić się przed pychą?
Staje przed tobą zadanie kształtowania właściwych postaw względem pochwał i zarzutów, z którymi spotykasz się w swojej codzienności.
Co się tyczy pochwał, to dokładaj starań, aby nie chwalić się samemu. "Ci się chwalą, którzy uważają, że za mało są chwaleni" - mówi znane przysłowie. Przypomnij sobie w tym miejscu postawę faryzeusza, jego modlitwę w świątyni, którą Jezus odrzucił. "Faryzeusz stanął i tak w duchu się modlił: Boże, dziękuję Ci, że nie jestem jak inni ludzie, zdziercy, oszuści, cudzołożnicy, albo jak i ten celnik. Zachowuję post dwa razy w tygodniu, daję dziesięcinę ze wszystkiego, co nabywam" (Łk 18, 11-12).
Nie oczekuj również na pochwały. Szukając ich, tracisz zasługę dobrych uczynków. Jezus napomina cię w tym względzie: "Strzeżcie się, żebyście uczynków pobożnych nie wykonywali przed ludźmi po to, aby was widzieli; inaczej nie będziecie mieli nagrody u Ojca waszego" (Mt 6, 1); "Kiedy więc dajesz jałmużnę, nie trąb przed sobą, jak obłudnicy czynią w synagogach i na ulicach, aby ich ludzie chwalili. Zaprawdę powiadam wam: ci otrzymali już swoją nagrodę" (Mt 6, 2).
Trzeba ci ponadto odrywać serce od upodobania w pochwałach. Jeżeli człowiek jest uczynny i otwarty na innych, to jest rzeczą niemożliwą, aby nie usłyszał pochwały czy podziękowania za dokonane dobro. Nie w tym rzecz, byś przed nimi uciekał. Chodzi o to, byś nie przywiązał do nich swego serca. Wysłuchaj pochwały w głębokiej pokorze i odnieś ją zaraz do Boga, bo On dał ci łaskę uczynienia dobra i wszelka pochwała za dobro w świecie Jemu się należy. Unikaj więc chełpliwości w sercu z powodu dokonanego dobra, mając w pamięci napomnienie świętego Pawła: "Cóż masz, czego byś nie otrzymał? A jeśliś otrzymał, to czemu się chełpisz tak, jakbyś nie otrzymał?" (1 Kor 4, 7). Ta postawa chroni przed wyniosłością i zapewnia szczególne umiłowanie ze strony Ojca.
Psalmista mówi nam, że Bóg ma upodobanie w ukrytej prawdzie (Ps 51, 8). Gdy wysłuchujesz pochwały w pokorze serca i nie zawłaszczasz jej dla siebie, przyciągasz ku sobie cały Majestat Boży, a sam stajesz się wielki w Jego oczach. Jakże wymownie brzmią słowa świętej Faustyny, opisujące uniżenie i pokorę serca: "Jezu, Ty wiesz, jak gorąco pragnę się ukryć, aby mnie nikt nie znał, tylko Twoje najsłodsze Serce. Pragnę być fiołkiem maleńkim, ukrytym w trawie, nieznanym wśród wspaniałego ogrodu zamkniętego, gdzie rosną piękne róże, lilie. Piękną różę i cudną lilię widać z daleka, ale małego fiołka, aby zobaczyć, trzeba się nisko schylić - zdradza go tylko zapach. O, jak się cieszę, że mogę się tak ukryć".
Nabywanie pokory to również praca nad tym, jak przyjmujesz wszelkiego rodzaju uwagi i zarzuty czy też strofowanie ze strony innych. Zwycięstwa na tym polu wprowadzą cię na wyższy stopień pokory serca.
Próbuj znosić z cierpliwością zarzuty słusznie ci stawiane. Jeżeli słysząc je, reagujesz natychmiast złością czy potokiem usprawiedliwień, tracisz korzyść, jaką ze sobą przynoszą. Umiejętność przyznania się przed sobą, że usłyszana krytyka czy też zarzut rzeczywiście mi się należy, daje wielką wewnętrzną wolność. Nie chodzi tutaj, oczywiście, o jakiś pojedynczy przypadek przyznania się i pokornego przyjęcia uwagi, lecz o stałą dyspozycję, której nabywa się przez cierpliwą pracę nad sobą.
Szczególnym przejawem mocy ducha jest odwaga przyjmowania z cierpliwością zarzutów mało zasłużonych lub zupełnie niezasłużonych. Ze zrozumiałych względów te ostatnie sprawiają sercu największe cierpienie i dlatego trudno jest opanować odruch buntu. Postawa pokory w takich sytuacjach jest oznaką dużego wyrobienia wewnętrznego. Ćwicząc się w niej, sięgaj do przykładu pokory samego Jezusa. Tylko ten nadprzyrodzony motyw, płynący z Jego przykładu, doprowadzi cię do tak wysokiego stopnia pokory. Tłumaczył go Jezus świętej Faustynie w następujący sposób: "Staraj się, aby serce twoje upodobniło się do pokornego i cichego serca mojego. Nie upominaj się nigdy o swoje prawa. Wszystko, co cię spotyka, znoś z wielkim spokojem i cierpliwością; nie broń się, gdy całe zawstydzenie będzie spadać na ciebie niewinnie; pozwól triumfować innym. Nie przestań być dobrą, gdy spostrzeżesz, że nadużywają dobroci twojej; gdy będzie potrzeba, Ja sam się upomnę za tobą. Bądź wdzięczna za najdrobniejszą łaskę moją, bo ta wdzięczność zniewala mnie do udzielania ci nowych łask".
Stałym punktem odniesienia dla pracy nad cnotą pokory jest i zawsze pozostanie pokorne Serce Jezusa. On sam powie o sobie: "Syn Człowieczy nie przyszedł, aby Mu służono, lecz aby służyć i duszę swoją oddać na okup za wielu" (Mt 20, 28).
Pokora chroni serce przed poruszeniami pychy, a pysznić można się ze wszystkiego. Trzeba, aby twoja codzienna postawa wyrażała się pokorą wobec dóbr zewnętrznych, pokorą woli, pokorą rozumu i pokorą duchową. To jakby cztery fronty walki o pokorę.
Pomyśl o pokorze wobec dóbr zewnętrznych. To one zapewniają ci honor, poważanie, majątek, dobre imię, rangę w grupie, przywileje, atrakcyjność. Same w sobie są obojętne. Problem zaczyna się wówczas, gdy natknie się na nie twoje serce, zawsze skłonne do przywiązywania się do takich dóbr. W czym zatem tkwi ich niebezpieczeństwo? W tym, że wokół twego serca, gdy do nich przylgnie, tworzą szczelną fasadę. Zaczynasz się za nią dobrze czuć, bo we wszystkich nas tkwi pragnienie, by być ładnymi, zawsze zdrowymi, docenianymi, obeznanymi z życiem, niezależnymi itd. Taka fasada nie dopuszcza słabości, skrywa przed nami wszystko, co jest naszą nędzą, grzechem. Jest odskocznią od szarości i codzienności. W niej upatrujemy swoją wartość. Wszystko wydaje się być w porządku aż do czasu, gdy dobra te tracisz, gdy ze zdwojoną siłą ukazuje się tłumiona za ową fasadą słabość, bieda, niedomogi. Dla człowieka, który nie nauczył się dystansować do zewnętrznych dóbr i przymiotów, ich utrata bywa nieraz życiową tragedią. Zająć pokorną postawę wobec nich, to mieć świadomość, że nie one decydują o twojej wartości, i że są przemijające. Wcześniej czy później staną się przeszłością i błogosławiony ten człowiek, który zawsze jest gotowy rozstać się z nimi, który ich utratę przyjmie w pokoju serca.
Pomyśl o pokorze woli. Wola jest w tobie władzą rozkazywania, jest źródłem niezależności i daje poczucie własnej siły. Te dobra także mogą stać się przyczyną pychy. W czym się ona wyrazi? Zdradzi ją zbytnie zaufanie sobie i chęć władania. Kultywowana przez człowieka pycha woli odrzuca bądź utrudnia poddanie się Bogu. Bezgranicznie ufając sobie i skuteczności podejmowanych wysiłków, nie pojmuje napomnienia Chrystusa: "Beze Mnie nic nie możecie uczynić" (J 15, 5), czy słów świętego Pawła: "Albowiem to Bóg jest w nas sprawcą i chcenia, i działania" (Flp 2, 13). Pycha woli odrzuca wszelką uległość. Jeżeli chcesz zająć postawę pokory wobec dóbr, których źródłem jest twoja wola, to poddawaj często umartwieniu potęgę własnego ja, znaną ci dobrze postawę: ja chcę i już, ja mogę i nic mnie nie powstrzyma, ja wiem lepiej.
Pomyśl o pokorze rozumu. Człowiek może zachłysnąć się potęgą swej wiedzy, odkryć, przemyśleń. Z rozumu może uczynić bóstwo, ostateczny punkt odniesienia. Pycha rozumu jest grzechem najcięższym i najbardziej zgubnym w konsekwencjach, gdyż pochodzi z najwyższej ludzkiej władzy. Przejawia się w zbytnim zaufaniu własnym przemyśleniom, w lekceważeniu zdania innych, w zamykaniu się na Boże wyzwania, w których jest nieraz dużo tajemnicy i sytuacji po ludzku nielogicznych. Pyszny rozum z trudem godzi się na to, że Bóg objawia się w cierpieniu, niemocy, słabości. Nie rozumie też słów świętego Pawła: "Przeto przypatrzcie się, bracia, powołaniu waszemu! Niewielu tam mędrców według oceny ludzkiej, niewielu możnych, niewielu szlachetnie urodzonych. Bóg wybrał właśnie to, co głupie w oczach świata, aby zawstydzić mędrców, wybrał to, co niemocne, aby mocnych poniżyć; i to, co nie jest szlachetnie urodzone według świata i wzgardzone, i to, co nie jest, wyróżnił Bóg, by to, co jest, unicestwić, tak by się żadne stworzenie nie chełpiło wobec Boga" (1 Kor 1, 26-29).
Pomyśl także o pokorze ducha. Przykład braku takiej pokory pozostawił ci Jezus w przywołanym już wcześniej faryzeuszu, który przyszedł do świątyni modlić się. Jego duchowa pycha ujawniła się w chełpliwości z dokonanych dzieł, z duchowych doznań i przywilejów. Ten rodzaj pychy jest jednym z trudniejszych do wykorzenienia. Gdy człowiek nabiera dystansu wobec rzeczy materialnych, jego wola znajduje coraz większe upodobanie w rzeczach duchowych. Ta pycha jest bardzo subtelna, dobrze się maskuje, dlatego wielu ludzi nie dostrzega jej w sobie. Pycha duchowa psuje rzeczy najcenniejsze, którymi są dobra duchowe. Jeśli nie chcesz ich zniszczyć, mów o sobie w sposób roztropny i powściągliwy, strzeż duchowych sekretów i łask udzielonych ci przez Chrystusa, nigdy nie przechwalaj się duchowymi doznaniami. Skarby serca, którymi są łaski, Boże światła, natchnienia, wszelkie duchowe dary, święta Teresa z Lisieux porównała do cennego zapachu ukrytego w szkatule. Gdy ją nieroztropnie otworzysz, zapach uleci i stracisz go bezpowrotnie.
* * *
Filar ewangelicznej cierpliwości
Modlitwa zawierzenia Maryi na rozpoczęcie dnia
Maryjo, Matko niezłomna. Przykładem swego życia uczysz nas, że cierpliwość w doświadczeniach bardzo przybliża ludzkie serca do cierpliwego Serca Jezusa, przynosząc liczne duchowe dobra. Zawierzam Ci moje zmagania o wytrwałość w obliczu tego wszystkiego, co trudne we mnie, w moich bliźnich i w otaczającej mnie rzeczywistości. Pomóż mi spoglądać na świat oczami wiary. Amen.
Konferencja pierwsza
Owocem zaś Ducha jest: miłość, radość, pokój, cierpliwość, uprzejmość, dobroć, wierność, łagodność, opanowanie. Przeciw takim cnotom nie ma Prawa (Ga 5, 22-23).
Dochodzenie do celu, który sobie wyznaczyłeś, wymaga cierpliwości. Nie tylko w życiu prywatnym, zawodowym czy rodzinnym. Bez cierpliwości nie jest możliwe poruszanie się także w świecie ludzkiego ducha. Czynieniu dobra zawsze bowiem towarzyszą przeszkody i trud. Szatan zrobi więc wszystko, aby cię zniechęcić. Wykorzysta wszelką napotkaną okazję, aby przekonać cię, że nie warto, że nie ma sensu, że za dużo będzie kosztowało. Każde poddanie się człowieka w obliczu trudności jest wielkim zwycięstwem szatana.
Cierpliwość nie istnieje sama z siebie. Tak jak piękno jest cechą kogoś lub czegoś - mówimy, że niebo jest piękne, że człowiek jest piękny, że kwiat róży jest piękny - tak też cierpliwość jest cechą miłości. To miłość jest cierpliwa, miłość wszystko znosi, pisze święty Paweł (1 Kor 13, 4). Tylko ten, kto potrafi prawdziwie kochać, jest cierpliwy. Cierpliwość człowieka ma swoje źródło w cierpliwości samego Boga.
Dla nikogo nie jest tajemnicą, bo każdy wie to z własnego doświadczenia, że największym wyzwaniem dla człowieka jest on sam. Większość bitew przegrywa z sobą, ponieważ brak mu cierpliwości dla własnej nędzy i słabości, dla doświadczanej właśnie choroby, dla upadku, który się powtórzył, a wydawało się, że należy już do historii... Człowiek musi odważnie przetrwać wszystko - pisze święta Teresa z Avila - gdyż "Bóg jest cierpliwy, umie czekać długie dni, owszem, i lata całe, zwłaszcza, gdy widzi wytrwałość i dobre pragnienia. Wytrwałości tu przede wszystkim potrzeba, z nią niezawodnie odniesiemy korzyść".
Do duchowej dojrzałości dochodzi nie ten, kto od czasu do czasu może pochwalić się jakimś zwycięstwem, lecz ten, kto potrafi przemóc swoją słabość, to znaczy żyć z nią na co dzień i nie ulec zniechęceniu z jej powodu. Komu brak miłości do siebie samego, ten nie umie jeszcze prawdziwie kochać Boga i bliźniego.
Wysiłek miłowania siebie z cierpliwością jest jednym z najważniejszych życiowych zadań, ponieważ Jezus pozostawił nam przykazanie, by kochać bliźniego swego jak siebie samego (Mt 19, 19). Jak odnosisz się do siebie, tak też będziesz odnosił się do drugiego człowieka. Jeśli nie umiesz być cierpliwym dla siebie, nie będziesz cierpliwym dla bliźniego. Jeśli nauczysz się mądrze znosić swoją słabość, nie zgorszy cię grzech bliźniego. Jeśli gorszysz się grzechem bliźniego, jest to znak, że wciąż gorszysz się własną słabością.
Jak zatem przeżywać własną słabość, by nie ponosić duchowych strat? Poszukajmy odpowiedzi na to pytanie w doświadczeniu świętych.
"Są chwile - zanotowała kiedyś święta Faustyna - w których nie dowierzam sama sobie, jestem przeświadczona do dna o swojej nędzy, i poznałam, że w tych chwilach mogę wytrwać tylko ufając nieskończonemu miłosierdziu Bożemu. Cierpliwość, modlitwa i milczenie - te wzmacniają duszę. Są chwile, w których dusza powinna milczeć i nie godzi się jej rozmawiać ze stworzeniami; są to chwile niezadowolenia z samej siebie, a dusza czuje się słaba, jak małe dziecko, wtedy trzyma się całą siłą Boga. W takich chwilach żyję wyłącznie wiarą i kiedy się czuję wzmocniona łaską Bożą, wtenczas jestem śmielsza w mowie i obcowaniu z bliźnimi".
Dlaczego gdy doświadczamy niezadowolenia z siebie, święta podpowiada, że "dusza powinna milczeć i nie godzi się jej rozmawiać ze stworzeniami"?
Odczucie własnej nędzy ma fundamentalne znaczenie dla rozwoju zdrowej relacji względem Jezusa. To punkt wyjścia na drodze duchowego dorastania. Właściwie przeżyta osobista nędza umożliwia przylgnięcie do Niego w dziecięcym zawierzeniu i pokorze. On pocieszał świętego Pawła: "Wystarczy ci mojej łaski. Moc bowiem w słabości się doskonali" (2 Kor 12, 9). Apostoł chlubi się więc ze swej słabości, ma upodobanie w obelgach, w niedostatkach, w prześladowaniach, w uciskach. Ilekroć odczuwa słabość, tylekroć jest mocny. A jest mocny dlatego, ponieważ prawdę o swej słabości i nędzy zawierza Jezusowi.
Ogromnej nieraz pustki i zagubienia, które towarzyszą doświadczeniu słabości, nie wypełni ani nie uleczy żaden człowiek czy jakieś przyjemne doznanie. Na czas takiego doświadczenia oddal się od ludzi, aby trwać przed Jezusem, w milczeniu cierpiącego serca. Wówczas, z doświadczenia głębokiego upokorzenia wzbudzi On w tobie pokój i odwagę, by powstać. Potwierdzi również swą miłość do ciebie, której nie uzależnia od jakichkolwiek warunków. Pięknie powiedział o tym Psalmista: "Wie On, z czego jesteśmy utworzeni, pamięta, że jesteśmy prochem" (Ps 103, 14).
Szukanie uzdrowienia u ludzi daje tylko powierzchowne efekty. Ich czar pryska szybko, gdy minie przyjemne doświadczenie książki, filmu, muzyki, spotkania z przyjacielem. Człowiek nagle odkrywa, że mimo wszystko pozostał sam, ze swą pustką. Jest prawdą, że Jezus posługuje się ludźmi, gdy chce podnieść na duchu i umocnić, lecz uzdrowienia sięgającego głęboko w serce dokonać może tylko On sam. Jedynie ucieczka do Niego daje prawdziwe uzdrowienie, które trwa. On daje poczucie, że mimo nędzy jesteś przez Niego bardzo kochany.
By twórczo przeżyć doświadczenie własnej słabości, powstrzymaj się od gwałtownych działań. Gwałtowność sprzeciwia się cierpliwości. Może wszystko zepsuć, gdyż przez nią szybko wyczerpują się sił, a człowiek pogrąża się w zniechęceniu. W czasie doświadczenia własnej nędzy człowiek staje się niezmiernie wrażliwy. Jest bardziej niż zazwyczaj wyczulony na słowa, gesty, zachowania. Czasem wystarczy jedno słowo, by go umocnić, ale też i jedno słowo, by pogrążyć go w jeszcze większej pustce i rozpaczy. Gwałtowność bazuje na uczuciach i nie myśli racjonalnie. Jeśli nie chcesz popełnić jakiegoś głupstwa, nie daj się kierować gwałtownym uczuciom. W trudnych chwilach przeżywania własnej słabości są to zawsze uczucia negatywne i do niczego dobrego nie doprowadzą. Pozostaje ci zawierzanie siebie Jezusowi, jak czyniła to święta Faustyna: gdy "dusza czuje się słaba, jak małe dziecko, wtedy trzyma się całą siłą Boga. W takich chwilach żyję wyłącznie wiarą".
By twórczo przeżyć doświadczenie własnej słabości, pomyśl o znanym przysłowiu: "Pomóż sobie, a niebo ci dopomoże". Trwanie w duchowym letargu, w fatalistycznych myślach, w użalaniu się nad sobą, prowadzi donikąd. Twojej postawy w żadnym wypadku nie może cechować beztroska, rezygnacja z wysiłku, bierność, lenistwo. Manna nie spadnie z nieba. Musisz po nią sięgnąć. Jezus czeka z otwartymi ramionami. Chce jednak zobaczyć twój wysiłek zwrócenia się z rozdartym sercem ku Niemu. Gdyby robił wszystko za ciebie, zdeformowałby cię jako człowieka. Miłość, jeśli jest prawdziwa, musi stawiać przynajmniej minimum wymagania. W czasie doświadczenia własnej słabości próbuj więcej się modlić, badaj uczciwie swe sumienie i szukaj wzoru w osobie Jezusa. On sam - pisze ewangelista Łukasz - gdy był pogrążony w udręce, "jeszcze usilniej się modlił" (Łk 22, 44).
By bezpiecznie przejść przez doświadczenie własnej słabości, w czasie jej trwania nigdy nie wolno ci podejmować decydujących dla obranego kierunku życia zmian. Szatan zwykł wówczas działać intensywniej niż zwykle. W takich chwilach pragnie przerazić cię prawdą o słabości, którą naocznie zobaczyłeś i utrwalić w postawie rezygnacji. Nakłania też do wycofania się z podjętych wcześniej dobrych postanowień. Mocne impulsy do dokonywania zmian to też jego dzieło. Pamiętaj, że w kryzysowych doświadczeniach, kiedy wszystko widzisz w czarnych kolorach, nie ma możliwości podejmowania dobrych i rozsądnych wyborów. Ten czas trzeba cierpliwie przeczekać. On odchodzi, tak jak odchodzi zima, ustępując miejsca wiośnie. Na każdy taki czas zawsze masz wystarczającą łaskę i nigdy nie jesteś pozbawiony pomocy Jezusa.
W pracy nad cierpliwością względem siebie cenne jest nie tylko wiedzieć, jakie przyjmować postawy. Pomóc może także świadomość przyczyn pojawiania się w życiu doświadczeń niedoskonałości.
Święty Ignacy wymienia trzy przyczyny. Pierwsza wynika stąd, "że jesteśmy opieszali, leniwi lub niedbali w odprawianiu ćwiczeń - i dlatego z powodu naszych błędów oddala się od nas pociecha duchowa". Doświadczając własnej nędzy i słabości, najpierw pytaj siebie, czy przyczyna nie znajduje się w tobie, podczas gdy szukasz jej u innych. Czy nie jesteś egoistycznie skoncentrowany na swoich potrzebach i sprawach, zapominając o służbie Bożej oraz o ludziach, do których zostałeś posłany? Czy przypadkiem nie zaniedbujesz modlitwy i sakramentów umocnienia - pokuty i Eucharystii?
Druga związana jest z próbą. Bóg "chce nas wypróbować, na ile nas stać i w jakim stopniu postępować będziemy w Jego służbie i oddaniu Mu chwały bez tak wielkiego obdarowania pociechami i bez wielkich łask". Doświadczenie własnej nędzy odziera człowieka skutecznie z wszelkich fasad i ozdób, za którymi ukrył prawdę o sobie. Gdy jesteśmy zadowoleni z siebie, wówczas z taką łatwością obiecujemy Bogu niemal wszystko. Doświadczenie nędzy pokazuje, jak wiele jest jeszcze dziur i braków w naszej wierze, jak bardzo służymy sobie, a nie Jemu.
I wreszcie trzecia przyczyna. "Bóg daje nam poznanie i uświadomienie sobie, żebyśmy mogli wewnętrznie odczuć, że sami z siebie nie możemy ani uzyskać, ani zatrzymać wielkiej pobożności, mocnej miłości, łez ani żadnej innej pociechy duchowej, ale że to wszystko jest darem i łaską Boga. Żebyśmy nie panoszyli się w cudzym gnieździe i nie doprowadzali naszego umysłu do jakiejś pychy lub próżnej sławy, przypisując sobie samym pobożność lub innego rodzaju pocieszenia duchowe". W życiu zawsze będą pokusy pysznienia się z osiągnięć i przypisywania sobie dokonań. Poprzez doświadczenie własnej słabości i nędzy Bóg pokazuje ci, kto jest prawdziwym autorem dzieł i twego duchowego postępu. "Wszystko jest łaską" - napisała kiedyś święta Teresa z Lisieux. Zarówno przed nią, jak i po niej wszyscy wielcy przyjaciele Boga, na klęczkach odkrywali to samo: nic z siebie nie mogę, jeśli mam cokolwiek dobrego, mam to od Boga. Mój jest tylko grzech.
* * *
Filar ewangelicznej cierpliwości (cd.)
Konferencja druga
Mylnie rozumując bezbożni mówili sobie: Zróbmy zasadzkę na sprawiedliwego, bo nam niewygodny. Dotknijmy go obelgą i katuszą, by poznać jego łagodność i doświadczyć jego cierpliwości... Tak pomyśleli i pobłądzili, bo własna złość ich zaślepiła. Nie pojęli tajemnic Bożych, nie spodziewali się nagrody za prawość i nie docenili odpłaty dusz czystych (Mdr 2, 19 i 22).
Nikt z nas nie rodzi się doskonale cierpliwym. Tej cennej cnoty nabywamy systematyczną pracą, gdyż - jak mówi biblijny Mędrzec - "cierpliwy i opanowany więcej może niż siłacz" (Prz 16, 32). Człowiek cierpliwy może posiąść dobra, o których nie śniło się ludziom gwałtownym, narzekającym, poddającym się przed każdą napotkaną trudnością, ludziom pragnącym mieć wszystko naraz. Obok cierpliwego znoszenia siebie stoi przed tobą zadanie doskonalenia cierpliwości wobec drugiego człowieka, który z powodu wrodzonej niedoskonałości, a czasami zwyczajnej złośliwości i przewrotności poddaje cię próbie. Na tym polu szatan odnosi niejednokrotnie wielkie zwycięstwa, wyrządzając duże szkody duchowej świątyni ludzkiego serca.
"Jeśli trwamy w cierpliwości, wespół z Chrystusem królować będziemy" (2 Tm 2, 12) - poucza święty Paweł. Trwanie w cierpliwości, nie tyle samym pragnieniem, co postawą, zapewnia królowanie z Chrystusem nad otaczającą nas rzeczywistością, nad ludźmi, nad wydarzeniami. Człowiek cierpliwy zwycięża swego przeciwnika. "Kiedy się żegnałam z siostrami - zanotowała święta Faustyna - i już miałam odjechać, jedna z sióstr bardzo mnie przepraszała, że mi tak mało dopomagała w obowiązku i że nie tylko mi nie dopomagała, ale że się starała zawsze utrudniać. Jednak ja ją w duszy uważałam za dobrodziejkę wielką, bo wyćwiczyła mnie w cierpliwości; do tego stopnia mnie ćwiczyła, że jedna ze starszych sióstr wyraziła się tak - że siostra Faustyna to albo głupia, albo święta, bo naprawdę przeciętny człowiek nie zniósłby tego, żeby tak ktoś stale robił na przekór. Ja jednak zawsze zbliżałam się do niej z życzliwością. Starała się ta pewna siostra tak utrudniać mi pracę w obowiązku, że pomimo mojego wysiłku udało się jej nieraz coś zepsuć z tego, co było dobrze zrobione - jak mi sama przy pożegnaniu zeznała, przepraszając mnie bardzo. Nie chciałam wnikać w jej intencje, ale brałam to jako doświadczenie Boże".
Zobaczmy, jak zachowuje się święta Faustyna wobec nieżyczliwej siostry. Pamiętajmy, że jest ona praktykiem, a nie teoretykiem cnoty cierpliwości. Jej wskazówki mają więc dla nas tym większą wartość.
"Ja ją w duszy uważałam za dobrodziejkę wielką". Dla naśladowcy Jezusa jedyną perspektywą oceniania wydarzeń są Jego Ewangelie. One ukazują wielką wartość przeżywanych doświadczeń. Drugi człowiek spoczywa w ręku Boga, czy sobie z tego zdaje sprawę, czy też nie. Jest Jego narzędziem, którym kształtuje twoją duchową sylwetkę. Najczęstszą przyczyną ludzkich rezygnacji w obliczu doświadczeń jest brak nadprzyrodzonego wzroku duszy. Bez odwołania się do przykładu Jezusa dostrzeżesz w drugim człowieku tylko intrygę, tylko zawiść, tylko działanie na twoją niekorzyść, tylko wroga.
"Siostra Faustyna to albo głupia, albo święta". Odważne i cierpliwe trwanie w obliczu doświadczenia będzie nieraz powodem niezrozumienia ze strony tych ludzi, którzy nie pojmują przedziwnych dróg postępowania Boga. Człowiek cierpliwy myśli i osądza pod wpływem ducha mądrości. Kto go nie ma, zawsze będzie się gorszył poniżaniem nas przez innych. Dla ciebie, naśladowcy cierpliwego Chrystusa, znoszenie doświadczenia jest zyskiem. Dla kogoś, kto jest innego ducha, będzie to strata. Nie powinno cię to dziwić ani wytrącać z równowagi. Wieczność odsłoni w pełnym świetle prawdziwych zwycięzców.
"Zawsze zbliżałam się do niej z życzliwością". To kolejna wskazówka świętej Faustyny. Bóg miłuje radosnego dawcę. Składając ofiarę cierpliwości, trzeba wznieść się na wyższy poziom. Temu, kto cię doświadcza, próbuj okazywać życzliwość. Tak postępował Jezus wobec Judasza przez cały czas jego obecności w gronie apostołów. Nawet w Getsemani, w chwili zdrady nazwał go przyjacielem. Tego słowa nie wypowiedział jako kłamstwo. Cierpliwość połączona z życzliwością wobec prześladowcy jest prawdziwym panowaniem nad nim. Gdy żyjesz z Chrystusem na co dzień, wówczas daje ci On moc, byś okazał życzliwość i przebaczył tym wszystkim, którzy przez długi nieraz czas wystawiali cię na próbę, czy może nawet targnęli się na twoje życie. Tak, jak pierwsi męczennicy, o których czytamy w sienkiewiczowskim Quo vadis: "Na koniec stanęli przed wysokim masztem przybranym w mirty i okręconym w powój. Czerwone języki ognia dochodziły tu już do kolan ofiary, ale twarzy jej nie można było od razu rozpoznać, gdyż świeże płonące gałązki przysłoniły ją dymem. Po chwili jednak lekki wiatr nocny zwiał dym i odkrył głowę starca z siwą spadającą na piersi brodą. Na ten widok Chilo zwinął się nagle w kłąb, jak raniony gad, z ust zaś wyszedł mu okrzyk, raczej do krakania niż do ludzkiego głosu podobny: - Glaukos! Glaukos!... Żył jeszcze. Twarz miał zbolałą i pochyloną, jakby chciał po raz ostatni przypatrzeć się swojemu katowi, który go zdradził, pozbawił go żony, dzieci, nasłał na niego zabójcę, a gdy to wszystko zostało mu w imię Chrystusa odpuszczone, raz jeszcze wydał go w ręce oprawców. Nigdy człowiek nie wyrządził człowiekowi straszniejszych i bardziej krwawych krzywd. I oto ofiara płonęła teraz na smolnym słupie, a kat stał u jej stóp. Oczy Glauka nie odrywały się od twarzy Greka... Nagle zachwiał się i wyciągnąwszy w górę ramiona zawołał okropnym, rozdzierającym głosem: - Glauku! W imię Chrystusa! Przebacz!... A głowa męczennika poruszyła się lekko, po czym usłyszano z wierzchołka masztu podobny do jęku głos: - Przebaczam!... Byli i tacy, którzy - zatrzymując się nagle - zadawali sobie lub innym pytania: Cóż to jest za bóstwo, które daje taką siłę wobec cierpienia i śmierci? I powracali do domów zamyśleni".
Patrząc na świadectwo cierpliwości w życiu świętych i błogosławionych, również zadajemy sobie pytanie: Cóż to za Bóg, który swoim wyznawcom w obliczu przeróżnych form codziennego cierpienia daje tak niepojętą moc, aby cierpliwie i odważnie znieśli doświadczenie i zdolni byli przebaczyć? Tylko w łączności z Chrystusem możesz dysponować siłą, która z cierpliwego znoszenia bolesnych doświadczeń wyprowadza zasługi o wielkiej wartości w oczach Ojca.
"Nie chciałam wnikać w jej intencje". To jeszcze jedna ważna wskazówka świętej Faustyny. Oddalaj od siebie pokusę domyślania się intencji tego, kto jest powodem twojej próby. Takie dociekania mówią, że nie posługujesz się nadprzyrodzonym wzrokiem duszy, że patrzysz tylko po ludzku. Ocenianie osób i wydarzeń miarą tylko ludzką powoduje liczne duchowe straty.
Praca nad cierpliwością to nie tylko właściwa postawa wobec bliźnich świadomie przyczyniających się do twojego cierpienia. To również, a może nawet przede wszystkim właściwa postawa wobec tych, którzy mimo, że nie żywią wobec ciebie złych intencji, są powodem trudnych doświadczeń wynikających z jakiejś wrodzonej słabości, niedoskonałości, przywar czy pewnych trudnych cech charakteru. W kontaktach z nimi bardziej potrzebujemy cierpliwości niż bohaterskich czynów.
Opowiadają, że do świętego Wincentego Ferreriusza przyszła kiedyś pewna kobieta i zaczęła się uskarżać na swego męża. - On jest taki nieznośny i gderliwy, że dłużej już z nim nie wytrzymam. Święty postanowił dać jej środek, który miał sprawić, że do ich domu wróci pokój. - Idź do naszego klasztoru - powiedział - i powiedz furtianowi, żeby dał ci trochę wody z klasztornej studni. A kiedy twój mąż wróci do domu, wypij odrobinę tej wody. Trzymaj ją jednak ostrożnie w ustach, a zobaczysz rzecz niebywałą. Kobieta wiernie wykonała polecenie Świętego. Kiedy mąż wrócił do domu i zaczął dawać upust swej niecierpliwości i złemu samopoczuciu, żona szybko sięgnęła po cudowną wodę i zacisnęła wargi, aby nie uronić z ust ani kropli. I rzeczywiście, wkrótce mąż zamilkł. Tego wieczoru burza minęła nadzwyczaj szybko. Jeszcze kilka razy kobieta użyła tajemniczego środka; zawsze z tym samym cudownym skutkiem. Mąż od tej pory stał się dużo lepszym człowiekiem, a nawet zaczął podziwiać jej łagodność i cierpliwość. Kobieta poszła ponownie do świętego Wincentego, by opowiedzieć mu o działaniu cudownej wody. Święty wyjaśnił jej: - Woda z klasztornej studni nie sprawiła żadnego cudu. Cud zawdzięczasz milczeniu. Wcześniej swoimi odpowiedziami doprowadzałaś męża do pasji. Twoje milczenie wyciszyło go i złagodziło jego zachowanie.
Aby przyjąć postawę cierpliwości wobec dostrzeganej na co dzień słabości bliźniego, trzeba uświadomić sobie dwie rzeczy. Najpierw to, że jesteś po części odpowiedzialny za wychowanie żyjącego obok ciebie człowieka. Bywa często, że twoje gwałtowne zachowania i reakcje opóźniają jego postęp w tej dziedzinie. Tak jak kobieta z przytoczonej przed chwilą historii możesz komuś ułatwić pracę nad jego wadami, ale i utrudnić. Twoja wyrozumiała cierpliwość pomoże mu szybciej dojrzeć.
I druga rzecz. Pamiętaj, że nie zrywa się dojrzałych owoców na wiosnę, bo wszystko ma sobie właściwy czas. Co to znaczy? Żyjący obok ciebie człowiek najczęściej dobrze wie, jakim być powinien. Jest to jednak wiedza intelektualna. Nabywamy jej stosunkowo szybko, czytając, obserwując, pytając się innych. Ta wiedza nie czyni nas automatycznie mądrymi życiowo. Życiowa mądrość zależy od postawy serca. Ono jednak uczy się znacznie wolniej. Potrzebuje więcej czasu, nieraz długich lat, aby to, co przyswoiliśmy sobie, poprzez różne, nieraz trudne doświadczenia przełożyło się na język praktyki. Nie możesz oczekiwać od bliźnich, że w jeden dzień, miesiąc czy rok staną się doskonali.
Święty Jan od Krzyża mawiał, że nawet gdybyś znalazł się w społeczności aniołów, po jakimś czasie dostrzeżesz w nich coś, co będzie cię denerwowało. Oto prawda o człowieku! Trzeba ci zatem uczyć się czekać na dojrzałe owoce w twoim bliźnim. Taka postawa nazywa się cierpliwością długomyślną. Obserwujemy ją w postępowaniu Jezusa względem apostołów i ludzi, którzy Go za życia otaczali, a także względem nas obecnie. Jezus zwycięża dzięki umiejętności czekania na dojrzałość ludzkiego serca. Wie, że zabiegi czynione teraz wydadzą owoce może za kilka lat, może za kilkanaście, a może dopiero gdzieś pod koniec życia. On potrafi mądrze czekać. Takiej umiejętności powinniśmy się wszyscy uczyć od Niego.
* * *
Filar czystego serca
Modlitwa zawierzenia Maryi na rozpoczęcie dnia
Maryjo, Panno zawsze czysta! Twoje Serce Duch Święty uczynił miejscem swego zamieszkania. Ponieważ żyło całkowicie dla Niego, złożył w nim wszystko, co najcenniejsze i najpiękniejsze. Oddaję Ci moje serce i pokornie proszę, byś zdobywała w nim coraz więcej wolnej przestrzeni dla swego Syna, któremu każde ludzkie serce zda kiedyś sprawę z tego, czym i jak żyło. Amen.
Konferencja pierwsza
Co wychodzi z człowieka, to czyni go nieczystym. Z wnętrza bowiem, z serca ludzkiego pochodzą złe myśli, nierząd, kradzieże, zabójstwa, cudzołóstwa, chciwość, przewrotność, podstęp, wyuzdanie, zazdrość, obelgi, pycha, głupota (Mk 7, 21-22).
Szatan nie toczy z nami walki o rzeczy materialne. Ma do swej dyspozycji cały świat. Swe złowrogie działanie koncentruje wokół ludzkich serc. To one są celem wszelkich jego zabiegów. Pełne zwycięstwo nad człowiekiem odnosi dopiero wówczas, gdy ten odda mu serce. Szatan chce z ludzkiego serca uczynić miejsce swego wywyższenia. Wie, że nic tak nie zrani Boskiego Serca, jak widok człowieka, który stworzony jako świątynia Boga, uczynił z sanktuarium swego wnętrza dom dla potępionego na wieczność anioła.
W swoim nauczaniu Jezus ukazał serce jako centrum życia, ośrodek działania i charakteru człowieka. Podkreślił w sposób szczególny, że jest ono źródłem duchowej czystości. Ludzie o czystych sercach są najlepszymi przyjaciółmi Boga, mają największy wpływ na losy świata i poszczególnych dusz, dlatego są przedmiotem nienawiści szatana. Ten robi więc wszystko, by było ich coraz mniej.
Troska o czystość serca jest zawsze aktualna i nigdy nie powinna być bagatelizowana. W jednym z błogosławieństw wypowiedzianych przez Jezusa na górze dar oglądania Boga i stopień szczęścia z tym związany uzależnia On wyraźnie od stopnia czystości serca. "Błogosławieni czystego serca, albowiem oni Boga oglądać będą" (Mt 5, 8).
Czym zatem jest czystość serca? Obejmuje ona całego człowieka, każdy wymiar jego życia: duchowy, moralny, psychiczny, fizyczny. Z wypowiedzi Jezusa możemy wywnioskować, że wyraża ją prawość, szczerość, zgodność postępowania człowieka z nastawieniem jego wnętrza, czyli wykluczenie wszelkiej dwuznaczności postępowania. Te przymioty serca wyraża grecki przymiotnik katharos. Ciekawa rzecz, że nie oznacza on czystego serca jako czegoś gotowego, z czym się rodzimy. Katharos wskazuje na wysiłek oczyszczania serca, by stawało się ono coraz piękniejsze i bardziej podatne na działanie Bożego Ducha.
Nikt z ludzi nie jest jednak w stanie zrealizować tego ideału o własnych siłach. Jest to na pierwszym miejscu dzieło Boga, o czym przypomina modlitwa Psalmisty: "Stwórz, o Boże, we mnie serce czyste i odnów we mnie moc ducha!" (Ps 51,12). Człowiek jest zaproszony przez Boga jako współtwórca tego dzieła, gdyż Jezus mówi: "beze Mnie nic nie możecie uczynić" (J 15, 5).
Jak zatem współpracować z Jezusem w dziele formowania czystego serca, by było ono coraz bardziej niedostępne dla wpływów szatana?
Na pierwszym miejscu stoi przed tobą zadanie troski o czystość intencji. Ten wymóg Jezus wyraził w sposób metaforyczny, polecając ci, byś pośród ludzi i spraw tego świata zachował prostotę i nieskazitelność gołębicy (Mt 10, 16). On sam jest dla nas wzorem. Jego doskonała czystość to czystość głębi, obejmująca rzeczywistość oczu, ust i serca. Jesteś zaproszony do wypłynięcia na głębię swego wnętrza, przyjrzenia się najskrytszym intencjom i postawienia sobie istotnych pytań. Nie idzie tutaj wyłącznie o pytania z Dekalogu, o cudzołóstwo, zabójstwo, fałszywe świadectwo..., ale także pytania o to, czy przypadkiem nie patrzyłeś pożądliwie, czy nie gniewałeś się na bliźniego, bo to również jest forma zabijania, czy twoje "tak", wypowiedziane ustami, w sercu również znaczyło "tak", czy nie pragnąłeś, by cię dostrzeżono i pochwalono, gdy czyniłeś dobro...
Zadawanie sobie uczciwych pytań otwiera przed tobą wielką szansę spotkania się z prawdą. Stanie się tak wówczas, gdy odkryjesz w sobie i uznasz, że lekceważysz zdanie innych lub że drażni cię wszystko to, co nie jest zgodne z twoimi wyobrażeniami, że jesteś gadatliwy i żądny uznania, że pragniesz osiągnąć znaczenie, że dążysz do korzyści, że pragniesz skrycie zapłaty i wdzięczności za to, co wykonałeś, służąc innym, że chcesz mieć więcej niż inni, że cierpisz, gdy cię nie doceniają, gdy nie masz osiągnięć. To wszystko trzeba wyraźnie zobaczyć, nazwać i wypowiedzieć przed Jezusem. Tylko na tej drodze dokonuje On twego uzdrawiania i oczyszcza serce.
Przyglądając się intencjom podejmowanych dzieł, pytaj siebie, ile z nich służyło twojej chwale, planom i wielkości. Zmarły w 1834 roku król Brazylii Pedro I postanowił wybudować w Rio de Janerio szpital dla ubogich. Zwrócił się więc z apelem do bogatych obywateli o wsparcie materialne dla tego dzieła. Spotkał się jednak z nikłym odzewem. Gdy skarżył się bliskim na nieczułość serc ludzi bogatych, ktoś doradził mu, by obiecał nadać tytuły szlacheckie za znaczniejsze ofiary pieniężne na szpital i że ofiarodawców upamiętni okolicznościowa tablica. Gdy to ogłosił, okazało się, że zniknęły problemy z zebraniem odpowiednich funduszy. W dniu otwarcia szpitala zgromadziło się wiele osób. Część z nich czekała na odsłonięcie tablicy. Jakież było ich zdziwienie, gdy zamiast listy nazwisk mogli przeczytać tylko jedno zdanie: "Ludzka pycha wybudowała ludzkiej biedzie". Król zrobił ofiarodawcom gorzki rachunek sumienia z motywów ich pieniężnych ofiar.
Aby upodobnić się do wspomnianych ofiarodawców, szukających dla siebie tytułów i tablic chwały, wcale nie trzeba być bogaczem. Ileż razy poprzez specyficzne zachowania i skryte pragnienia człowiek dąży do tego, by zobaczyć takie tablice mówiące o jego chwale, mądrości, roztropności, przezorności, talentach i darach: To on zrobił!, To on powiedział!, To jego dzieło!, To wynik jego roztropnych zabiegów! Jakże skutecznie takie tablice, nawet malutkie, karmią pychę i pragnienie bycia dostrzeżonym.
Jezus poucza nas - chcąc podkreślić, jak bardzo Ojciec ceni sobie w człowieku intencję prawą i szczerą, która nie szuka chwały ludzkiej, ale Bożej - że nie wystarczy, aby zewnętrznie zachować postawę pokory wobec podejmowanych dzieł i wypowiadanych słów. Potrzeba jeszcze czystej intencji i rezygnacji z pragnienia bycia chwalonym, co Zbawiciel wyraził w symbolice rąk: "Niech nie wie lewa twoja ręka, co czyni prawa" (Mt 6, 3). Jeśli nie, otrzymałeś już swoją nagrodę. Będzie to ludzka pochwała, jakaś mała tablica, którą po kilku dniach czy miesiącach zatrze zawodna ludzka pamięć.
Z intencjami ludzkich dokonań może być tak jak ze złotonośną rudą. Wydobywa się jej ogromne ilości liczone w tonach, ale po przetopieniu w hucie otrzymuje się z nich zaledwie kilogramy złota. Na progu wieczności, gdy Bóg - miłośnik ukrytej prawdy - przetopi w swoim świetle rudę twoich ziemskich dzieł i słów, ile z tego wszystkiego pozostanie drogocennego kruszcu prawych i czystych intencji?
Prawość i czystość intencji zachwycają oko Boga. Widzimy to choćby w przypadku ubogiej wdowy, która wrzuciła do skarbony dwa małe pieniążki, całe swe dzienne utrzymanie. Gdyby nie Jezus, który może przenikać intencje ludzkich serc i nie potrzebuje świadectwa o człowieku od innych, nigdy nie dowiedzielibyśmy się, jak wielką szlachetność skrywała w sobie uboga wdowa. Tak spodobała się Bogu, że postanowił, by jej uczynek opowiadano wraz z Dobrą Nowiną aż do końca świata. Kiedyś Chrystus odkryje wszystko, co było ukryte w ludzkich sercach. Wówczas wiele otrąbionych i nagłośnionych dzieł ze wstydem będzie musiało ustąpić przed potęgą i pięknem nieznanych dotąd uczynków i słów zbudowanych na czystej i prawej intencji. "Zaprawdę, powiadam ci, Ojciec twój, który widzi w ukryciu, odda tobie" (Mt 6, 2 i 4).
W dziele formowania czystego serca stoi przed tobą także praca nad uzgodnieniem świata intencji, motywów i słów z twoimi uczynkami, z codzienną postawą. O wielkiej wadze tego zadania świadczy rozmowa z świętym ojcem Pio, zachowana dla nas przez ojca Jana. Przybył on do San Giovanni Rotondo, by się wyspowiadać u ojca Pio i w trakcie rozmowy usłyszał nagle pytanie: "- Czy to prawda, że źle myślałeś o pewnym bracie? - Ktoś ci o tym napisał albo powiedział osobiście! - Zapewniam cię, że nikt mi o tym nie pisał ani nie mówił. (Ja nie od razu przypomniałem sobie, że tego mojego sądu nikomu nie ujawniłem). - A zatem jak się o tym dowiedziałeś? - Nie zajmuj się tym: powiedz mi, czy to prawda czy nie, że źle myślałeś o bracie? - To prawda, ale ja miałem słuszne racje, by tak myśleć. Wówczas mi poradził, abym nie wierzył pozorom i że pewne niezgodności faktów i słów nie zawsze wskazują na fałszywość, ale słabość, którą wszyscy znamy ze spowiedzi, gdzie mówi się, że robi się w ten sposób, a potem robi się inaczej. - Zresztą - dorzucił - nawet jeśli byłby to fałsz, to nie usprawiedliwia ostrego postępowania, którego użyłeś wobec niego i braci. Ja zareagowałem: - Ależ jakie ostre metody! - Tak, tak, ty jesteś zbyt gorzki, niekiedy zbyt ostry w karceniu. Także karcenie należy umieć przyprawić uprzejmością i słodyczą. - Masz rację - odparłem - ale wydaje mi się że starałem się być grzeczny i uprzejmy, lecz kiedy widzę, że tak niczego nie osiągam, wówczas zapalam się. Krótko udzielił mi ojcowskiego napomnienia, abym był łagodny: - Pamiętaj o Jezusie: cichy i pokornego serca. Gniewajcie się, lecz nie grzeszcie - jest cechą wielkich świętych. Ja nigdy nie żałowałem użytej łagodności, ale czułem wyrzuty sumienia i musiałem się spowiadać, kiedy byłem nieco surowy. Jednak kiedy mówię łagodność, nie mówię, że pozostawiam wszystko swemu biegowi. Co to, to nie! Ale mam na myśli to, co czyni słodkim karność, która nigdy nie może być zaniedbana. Przerwałem: - Ale musisz zważać także na typ charakteru. Ja mam charakter surowy, oblicze mrukliwe i kto mnie widzi, myśli że jestem tyranem. A poza tym, jeśli dam 99 pocałunków i jeden policzek, to liczy się tylko policzek, a pocałunki wcale. - Charakter musisz zmienić. Weź w karb dobroć i serce. Ja chciałbym, aby zamiast 99 pocałunków i jednego policzka było 100 policzków, lecz wymierzonych z delikatnością, łagodnością i miłością. Masz wspaniały dar rządzenia, lecz masz tę wadę, że jesteś gorzki. Jezus jest zadowolony z ciebie, ale chce, abyś poprawił tę wadę. Masz inteligencję i serce, ale nie umiesz ich pogodzić. Niekiedy dominuje inteligencja i wówczas stajesz się ostry. Innym razem przeważa serce i wówczas stajesz się zbyt słodki. Zespól je razem i wówczas będziesz dobrym chłopcem. Wówczas ja pytam: - Chciałbym wiedzieć z pewnością: czego Jezus chce ode mnie? - Czego chce? Tego chce, abyś nabył łagodności i wówczas będziesz także mógł szybciej iść po drodze doskonałości".
Prawość serca, czyli wyeliminowanie z niego wszelkiego zakłamania i rozdźwięku jest namacalnym dowodem pogłębiania się jego czystości, przejawem zbliżania się człowieka do niedoścignionego wzoru, jakim jest Serce Jezusa. Uciekający do Tarszisz prorok Jonasz wydał o tym Bożym Sercu takie oto świadectwo: "Dlatego postanowiłem uciec do Tarszisz, bo wiem, żeś Ty jest Bóg łagodny i miłosierny, cierpliwy i pełen łaskawości, litujący się nad niedolą" (Jo 4, 2).
Proś często Jezusa, którego w Litanii do Jego Najświętszego Imienia nazywamy miłośnikiem czystości, by natchnął cię pragnieniem zdobywania czystości serca i udzielił potrzebnych ku temu łask.
* * *
Filar czystego serca (cd.)
Konferencja druga
Tak jak woda odbija w sobie ludzką twarz, tak serce odbija w sobie całego człowieka (Prz 26,19).
Człowiek o czystym sercu jest potęgą, ma przed Bogiem ogromną moc. Tutaj skrywa się tajemnica wielkiej skuteczności modlitw ludzi świętych. Jedno ich westchnienie do Boga czyniło dla świata i dusz ludzkich więcej niż wiele modlitw letnich chrześcijan.
Jak zatem można scharakteryzować ludzi czystego serca?
Cechuje ich przede wszystkim skuteczne wstawiennictwo przed Bogiem. Ich wewnętrzna czystość wyjednuje łaski, których nie uzyskają ludzie o sercu naznaczonym moralnym brudem. Moc ich modlitw i ofiar potwierdził Jezus w rozmowie z świętą Faustyną. "Córko, potrzebuję ofiary wypełnionej miłością, bo ta tylko ma przede Mną znaczenie. Wielkie są długi świata zaciągnięte wobec Mnie, mogą je spłacić dusze czyste swą ofiarą, czyniąc miłosierdzie w duchu. Wiem, córko moja, że rozumiesz [te ofiary] i czynisz wszystko, co jest w twej mocy, ale napisz to dla dusz wielu, które nieraz się martwią, że nie mają rzeczy materialnych, aby przez nie czynić miłosierdzie. Jednak o wiele większą zasługę ma miłosierdzie ducha, na które nie potrzeba mieć ani pozwolenia, ani spichlerza, jest ono przystępne dla wszelkiej duszy. O, gdyby dusze umiały sobie gromadzić skarby wieczne, nie byłyby sądzone - uprzedzając sądy moje miłosierdziem".
Jezus ukazał dusze czyste jako te, które powstrzymują Boży gniew ciążący nad światem i spłacają zaciągnięty przez ludzi wobec Bożej miłości ogromny dług. Zachęca jednocześnie wszystkich ludzi dobrej woli, by przez troskę o czystość swych serc dołączali do Jego najbliższych i najwierniejszych przyjaciół. Jezus mówi też wyraźnie, że ludzie o czystych sercach nie będą sądzeni. Bezpośrednio po śmierci posiądą ten stopień szczęścia i chwały, który przygotował im Bóg miłości miłosiernej.
Człowiek o czystym sercu wyraża swą czystość również poprzez ciało. Jest prostolinijny, nieskomplikowany, przejrzysty. Czystość, jakiej nabywa jego dusza, udziela się również ciału, czyniąc je bardziej uduchowionym. Nie chodzi tutaj o jakieś sztuczne, teatralne gesty czynione dla doraźnych korzyści czy próżnej chwały, lecz o naturalną głębię i przenikliwość spojrzenia, o pokój emanujący z wypowiadanych słów, ujawniający się w zewnętrznym zachowaniu, o pogodę, która rysuje się na twarzy. Grzech postarza ciało, niszczy je i zabija. Spójrz na ludzi uwikłanych w różne nałogi. Tymczasem ani ciało Chrystusa, ani Jego Dziewiczej Matki nie uległo rozkładowi. Wiele ciał świętych Boża Wszechmoc zachowała w stanie nietkniętym po śmierci, uświadamiając nam, jak wielka była czystość ich serc.
Przy zmartwychwstaniu stworzone na nowo ludzkie ciało będzie uczestniczyć w czystości i pięknie duszy. Ciała ludzi zbawionych będą tak piękne, że w obecnym życiu nie możemy sobie ich wyobrazić. Zapowiedź tego stanu otrzymaliśmy w uwielbionym ciele Chrystusa. Widok samych rąk Jego uwielbionego ciała wprowadził świętą Teresę z Avila w ekstazę. "Pewnego dnia, gdy byłam na modlitwie, spodobało się Panu ukazać mi widome same tylko ręce swoje, a był to widok tak zachwycający, że nie mam słów na opisanie go. W kilka dni później ujrzałam boskie Jego oblicze, które mnie pięknością swoją jakoby całą pochłonęło. Nie mogłam z początku zrozumieć, dlaczego Pan mi się tak ukazywał częściami; później dopiero zrozumiałam, że takie i grzeszne stworzenie, jakim ja jestem, tak wielkiej chwały od razu by nie zniosło". O pięknie ludzkich ciał po zmartwychwstania Święta napisała: "To tylko powiem, że chociażby w niebie nie było innej rozkoszy dla oczu, niż widok tej wielkiej piękności ciał uwielbionych, a zwłaszcza Człowieczeństwa naszego Pana Jezusa Chrystusa, to jedno już byłoby niewypowiedzianą chwałą i szczęśliwością". Ciśnie się tutaj do głowy pytanie, jaką odrazę i strach będzie budził widok ciał ludzi potępionych.
Ciało i dusza są jednością. Ciało ludzkie zarówno tutaj na ziemi, jak i po śmierci uczestniczy w czystości lub brudzie serca.
Człowieka o czystym sercu cechuje przenikliwość w sprawach Bożych. Pogłębiająca się czystość serca przysparza miejsca Bożemu światłu. Tam, gdzie jest Bóg, tam są wiedza i mądrość. W czystym sercu Duch Święty nie napotyka na przeszkody, dlatego też osoba, która je posiada, swoją myślą, osądem i działaniem współbrzmi z myślą, osądem i działaniem Boga. Mądrość i roztropność osób o czystych sercach budzi niejednokrotnie zdziwienie, gdyż często nie odbywały one żadnych studiów teologicznych. Praktyczna mądrość czystych serc jest darem udzielonym przez Boga ludziom prostym i pokornym.
Człowiek o czystym sercu żyje atmosferą wewnętrznego i zewnętrznego wyciszenia, mimo że jest nieraz zaangażowany w różne absorbujące sprawy. Wyciszenie i czystość serca to najlepsze warunki dla działania Ducha Świętego. Nie ma innej atmosfery, w której możesz Go usłyszeć.
Formowanie czystego serca nie jest sprawą ani łatwą, ani szybką. Tutaj nie ma prostych metod czy rozwiązań. Droga wiedzie przez trudy cierpliwości i wytrwałości w podejmowanych wysiłkach wspieranych Bożą łaską. Owoc wewnętrznej czystości jest zawsze w zasięgu człowieka. Musi jednak dojrzewać w atmosferze wyciszenia oraz roztropnej troski o mowę i codzienną aktywność. Ludzka mowa i naturalna aktywność są wielkimi darami Ojca. Otrzymaliśmy je, byśmy mogli wzrastać. Dzięki nim doskonalimy się, służymy, poznajemy, komunikujemy się, współpracujemy. Problem zaczyna się wówczas, gdy te dary zaczynają żyć swoim życiem i dominują ludzką codzienność, gdy przez brak kontroli stają się panami, a człowiek ich niewolnikiem. Wówczas stają się skuteczną przeszkodą w dziele kształtowania czystego serca.
Gadulstwo wytrąca stopniowo z atmosfery wyciszenia i wewnętrznej czystości. To skłonność do uzewnętrzniania wszystkich skarbów duszy, do wypowiadania się o wszystkim, czy jest to potrzebne, czy nie, do czynienia się sędzią ludzi i wydarzeń. Gadulstwo sprawia, że całe życie koncentruje się na końcu języka, owoce są coraz uboższe, a w sercu zaczyna panować zamieszanie. Długie i puste rozmowy są marnotrawstwem czasu i wyjaławiają duszę. Można usprawiedliwić jedynie te, które ktoś podejmuje z racji obowiązków stanu i dobrze pojętej miłości bliźniego. Potoki słów wylewane przed Ojcem na rozmowie są często bezowocne, a Jezus nazywa je gadulstwem pogan. On pragnie niewielu słów, lecz popartych wielkim zawierzeniem.
Również naturalna aktywność, szukająca chwały dla siebie, prowadząca do gorączki czynu, może stać się przeszkodą w formowaniu czystego serca. Pozbawiona roztropności jest nazywana niekiedy herezją czynu i bazuje na szlachetnych tłumaczeniach: konieczności życiowe, nerwowa atmosfera otoczenia, która wciąga i rozprasza, naglące obowiązki stanu, radość płynąca z czynu bądź też oschłość i znużenie na modlitwie. Te szlachetne motywy również mogą stać się pułapką dla człowieka, który nie nauczył się prowadzić nad nimi refleksji.
Aktywność jest dobrodziejstwem i nie zagraża czystemu sercu tylko wówczas, gdy jest zachowany umiar; gdy aktywność ta jest wyrazem podążania za wolą Bożą, a nie za własną; gdy człowiek rozumie potrzebę odchodzenia na samotność, by ubogacić się w spotkaniu z Ojcem.
Przyglądając się historii spotkań Boga z ludźmi o czystych sercach, możemy zauważyć, że wybiera On odpowiednie ku temu miejsca i atmosferę. Czasami jest to sen, gdy działanie i mówienie, a człowiek jest bardziej dyspozycyjny na przyjęcie Bożego światła. Tak było z patriarchą Jakubem, gdy chciał udzielić mu błogosławieństwa i przyrzec Ziemię Obiecaną. Tak było z Józefem, mężem Maryi, gdy przez anioła wyjawił mu Jej tajemnicę. Czasami wybiera milczący żywioł przyrody lub jej stworzenie. Tak było z Mojżeszem, do którego przemawiał z płonącego w ciszy krzewu. Tak było z prorokiem Eliaszem, do którego przyszedł w szmerze łagodnego powiewu. Czasami wybiera prostotę i samotność odosobnienia lub pustkowie, gdzie człowiek nie może ufać swoim oczom, uszom, wyobraźni, bo nie ma na czym ich oprzeć. To tam Bóg zaprasza naród wybrany, by mówić do niego. To tam Jezus zaprasza często swych uczniów, by uczyli się być z Bogiem jak z Ojcem i tylko dla Niego. Czyste serce nie może oddychać atmosferą gadulstwa, wielomówstwa i nerwowości działania.
Człowieka o czystym sercu cechuje prawdziwa miłość Boga i bliźniego. W odniesieniu do bliźniego stać go na różne przejawy postawy miłosiernej. W odniesieniu do Boga realizuje się w nim w sposób coraz pełniejszy pierwsze i najważniejsze przykazanie: "Będziesz miłował Pana, Boga swego, całym swoim sercem, całą swoją duszą, całą swoją mocą i całym swoim umysłem" (Łk 10, 27). Ta miłość ma bardzo konkretny wymiar. Wyraża się całkowitą akceptacją woli Bożej odkrywanej w wydarzeniach codzienności. Nie jest to więc akceptacja wybiórcza, która przyjmuje tylko to, co człowiekowi odpowiada, co jest po jego myśli, co jest radosne. Akceptacja ta obejmuje również zgodę na codzienny krzyż. Krzyż w takiej formie, w jakiej dopuścił go Bóg.
Człowiek o czystym sercu bardzo głęboko przeżywa swoje dziecięctwo względem niebieskiego Ojca. Sam z kolei w stosunku do innych ludzi staje się przekazicielem tych pięknych relacji. Wewnętrzny pokój i subtelność ducha, które go cechują, otwierają przed nim drogę do innych ludzkich serc, które zresztą same poszukują jego obecności i porady.
Szatan, przeciwnik świątyni duszy, zrobi wszystko, by uniemożliwić ci wejście w doświadczenie wewnętrznej czystości. Cokolwiek nosić będzie znamię półprawdy, szukania siebie, interesowności, nieszczerości, posłuży mu jako budulec do wzniesienia skutecznej zapory, która tamując nurt rzeki łaski, będzie niweczyć dzieło życiodajnego nawadniania.
* * *
Filar ewangelicznego cierpienia
Modlitwa zawierzenia Maryi na rozpoczęcie dnia
Maryjo, Matko Bolesna! Nosząc w pamięci serca nauczanie swego Syna o konieczności obumierania, by móc stać się uczestnikiem życia, w sposób najpełniejszy ze wszystkich ludzi otworzyłaś się na tajemnicę cierpienia. Naucz mnie z wiarą przyjmować mój codzienny krzyż, bym uczestnicząc w tajemnicach cierpiącego Chrystusa, miał również udział w tajemnicach Jego chwały. Amen.
Konferencja pierwsza
Chrystus Jezus istniejąc w postaci Bożej, nie skorzystał ze sposobności, aby na równi być z Bogiem, lecz ogołocił samego siebie, przyjąwszy postać sługi, stawszy się podobnym do ludzi. A w zewnętrznym przejawie uznany za człowieka, uniżył samego siebie, stawszy się posłusznym aż do śmierci - i to śmierci krzyżowej (Flp 2, 6-8).
Opisując taktyki działania szatana, święty Ignacy z Loyoli zauważa, że zachowuje się on "jak dowódca, który chce zwyciężyć i zebrać łup. Dowódca bowiem i wódz wojska zakłada obóz i po zbadaniu sił i położenia zamku atakuje go od najsłabszej strony. W podobny sposób postępuje nieprzyjaciel natury ludzkiej: krąży, bada ze wszystkich stron nasze cnoty teologalne, główne i moralne i atakuje nas oraz próbuje zwyciężyć tam, gdzie nas znajdzie słabszymi i gdzie nam więcej brakuje do zbawienia wiecznego".
Cóż ważnego przez powyższe porównanie chce przekazać ci święty Ignacy? To mianowicie, że w duchowym zmaganiu nie ty decydujesz, jaką walkę w danym czasie będziesz toczyć, czego będziesz bronić, w którym miejscu i w jaki sposób zostaniesz zaatakowany. Sam szatan - będąc wyrafinowanym znawcą ludzkiej natury - atakuje w miejscach najsłabszych. Uderza w te filary twierdzy duszy, co do których przekonał się, kusząc ludzkość od jej zarania, że są najbardziej podatne na zniszczenie. Takim szczególnie wrażliwym miejscem jest cierpienie.
Historia ludzkich doświadczeń pokazuje, że w konfrontacji z tajemnicą cierpienia można stracić wiele, czasami wszystko. Można przegrać, jak ów człowiek, który pod wpływem bolesnych doświadczeń w obozie koncentracyjnym, w obliczu morza cierpienia wypowiedział tragiczne słowa kapitulacji: "Bóg umarł w Oświęcimiu!".
Cierpienie towarzyszy człowiekowi od początku. Bóg objawił nam, że jest konsekwencją grzechu pierworodnego i dlatego podlega mu każdy człowiek. Jest to bolesne doświadczenie, którego nikt nie jest w stanie uniknąć. Jest to przestrzeń szczególnie zaciętej walki z szatanem. Ten ma wprost niezliczone sposoby prowadzenia owej walki. Wszystkie cechuje jednak ten sam cel. Będąc oskarżycielem, chce przerwać nić miłości, przyjaźni i zaufania między Bogiem a człowiekiem. W tym dążeniu cierpienie jest dla niego czymś w rodzaju karty przetargowej. Oskarża więc Boga przed człowiekiem, że to On jest sprawcą ludzkiego nieszczęścia. Ileż razy słyszymy bolesne wyznania: Dlaczego Bóg na mnie to zesłał? Jak Bóg mógł do tego dopuścić? Nie wierzę już w Boga, bo mnie skrzywdził! Słyszymy je nie tylko z ust bliskich nam osób. Często możemy odnaleźć je we własnym sercu. Gdy w twierdzy duszy kusiciel zasieje rezygnację, brak zaufania, a nawet bunt przeciw Bogu z powodu doświadczonego cierpienia, odbudowa zerwanej relacji bywa bardzo trudna. Czasami trudna do tego stopnia, że pozostaje nam jedynie modlić się i zawierzać dotkniętych nim ludzi nieskończonemu miłosierdziu Boga.
W obliczu cierpienia człowiek zadaje Bogu fundamentalne pytanie - dlaczego? Znany teolog Karl Rahner dzielił się kiedyś wspomnieniami o śmierci swego bliskiego przyjaciela, którą poprzedziło długie i bolesne cierpienie. Odwiedził go tuż przed jego śmiercią. Zapytał wówczas, z czym udaje się do Boga. W odpowiedzi usłyszał: - Z pytaniem, na które nie znalazłem odpowiedzi. Dlaczego na ziemi jest tak wiele cierpienia?
Na pytanie: dlaczego?, postawione wobec cierpienia, nie ma odpowiedzi. Nikt z ludzi ci jej nie udzieli. Stajesz tutaj przed wielkim misterium. W tym życiu nie możesz go pojąć, choćby z tego powodu, że śmierć i cierpienie wiążą się nierozerwalnie z tajemnicą wolności stworzeń, z tajemnicą upadku szatana i jego wiecznych losów. To on jest ojcem kłamstwa, śmierci i cierpienia. W podejściu do tajemnicy cierpienia potrzeba wielkiej pokory serca. Nawet gdyby Bóg udzielił ci bezpośredniej odpowiedzi, w obecnym życiu nie byłbyś w stanie jej pojąć. Tajemnicę tę Bóg w pełni objawi każdemu z nas po śmierci, na progu wieczności, kiedy to - jak zapewnił Jezus w czasie mowy pożegnalnej w Wieczerniku - o nic więcej nie będziemy już pytać, bo wszystko zostanie wyjaśnione (J 16, 23).
Bóg jednak nie pozostawia człowieka samego z doświadczeniem cierpienia. Bożą odpowiedzią jest Jezus, który nadał cierpieniu sens. On nie powiedział, dlaczego jest tyle cierpienia, ale wskazał na jego wartość. Swoim życiem pokazał, co możesz z nim zrobić.
Broniąc filaru duchowej świątyni, który nazwaliśmy cierpieniem przeżywanym w ewangeliczny sposób, będziesz atakowany przez szatana wspomnianym pytaniem - dlaczego?. Będzie je w tobie wzbudzał często. Ilekroć upadniesz i uświadomisz sobie własną słabość, usłyszysz w sobie - dlaczego?. Ilekroć doświadczysz fizycznej choroby, dolegliwości czy moralnego cierpienia, powróci jak bumerang słowo - dlaczego?. Zawsze gdy zatrzymasz się na tym pytaniu, próbując je rozgryźć, pojąć, przeniknąć - możesz przegrać walkę. Nie samo pytanie jest niebezpieczne lecz proces drążenia i zawziętość, by znaleźć odpowiedź. Tutaj przeciwnik zbawienia zwykł zastawiać sieci buntu.
Stawianie sobie rozlicznych pytań dotyczących cierpienia jest bardzo ludzkie i Boga wcale nie dziwi. Drążenie w nich jest jednak niebezpieczne, gdyż może mieć dwojaki skutek. Może doprowadzić cię do aktu głębokiej pokory i całkowitego zdania się na Boga, zawierzenia Mu swego cierpienia w obliczu tajemnicy. Ale może także zrodzić słowa buntu wobec Stwórcy i śmiertelne zamknięcie się w kręgu cierpienia. Przykładem takich dwóch różnych postaw są Hiob i jego żona. Widząc cierpienia męża, rozpad rodziny i majątku, żona Hioba wypowiada okrutne słowa: "Jeszcze trwasz mocno w swej prawości? Złorzecz Bogu i umieraj". Hiob natomiast wyznaje: "Mówisz jak kobieta szalona. Dobro przyjęliśmy z ręki Boga. Czemu zła przyjąć nie możemy" (Hi 2, 9-10). I w tym wszystkim, jak mówi komentator Księgi, Hiob nie zgrzeszył swymi ustami.
Jak zatem roztropnie prowadzić obronę wewnętrznej twierdzy duszy na froncie cierpienia? Zamiast uporczywie zadręczać się pytaniem dlaczego?, podejmuj trud szukania sensu krzyża. Zwracaj swe oczy na Jezusa i pytaj siebie: Co On mówi mi o moim cierpieniu swoim cierpieniem?
Od czasu śmierci Jezusa na krzyżu cierpienie otrzymało nadprzyrodzony sens. Jest sposobem wynagrodzenia za grzech, drogą duchowego wzrostu i środkiem uświęcenia. Jest również bronią, którą człowiek może śmiertelnie ranić szatana. Ulubione zawołanie świętej Teresy z Avila: "Umrzeć albo cierpieć", nie jest jakimś górnolotnym powiedzeniem. Ona doskonale zrozumiała sens cierpienia, jego rolę w walce z szatanem o ludzkie dusze.
Wprowadzając świętą Faustynę w tajemnicę swego krzyża, Jezus ukazał jej pewien wymowny obraz: "Wtedy ujrzałam Pana Jezusa przybitego do krzyża. Kiedy Jezus chwilę na nim wisiał, ujrzałam cały zastęp dusz ukrzyżowanych tak jak Jezus. I ujrzałam trzeci zastęp dusz i drugi zastęp dusz. Drugi zastęp nie był przybity do krzyża, ale dusze trzymały silnie krzyż w ręku; trzeci zaś zastęp dusz nie był ani ukrzyżowany, ani nie trzymał w ręku krzyża silnie, ale wlokły te dusze krzyż za sobą i były niezadowolone. Wtem rzekł mi Jezus: Widzisz - te dusze, które są podobne w cierpieniach i wzgardzie do mnie, te też będą podobne i w chwale do mnie; a te, które mają mniej podobieństwa do mnie w cierpieniu i wzgardzie - te też będą miały i mniej podobieństwa w chwale do mnie".
Pytanie o to, jak dźwigasz życiowy krzyż, jest bardzo ważne. Czy przypadkiem nie wleczesz go za sobą? Czy ujmujesz go mocno w swoje dłonie? Czy może pozwalasz przybić się do niego, tak jak Jezus? Nie są to pytania obojętne. Od twojej postawy względem codziennego krzyża zależy stopień chwały i wiecznego szczęścia w niebie.
Cierpienie przyjęte i przeżyte w całkowitym zaufaniu Jezusowi jest śmiertelną bronią, którą możesz ranić szatana. Nie dziw się zatem, że tym, którzy chcą podjąć swój krzyż w ewangeliczny sposób, towarzyszyć będzie pokusa: Zejdź z krzyża! Uderzyła ona również w Jezusowe Serce. Głos takiej pokusy usłyszy każdy, kto na serio bierze zachętę Jezusa: "Jeśli kto chce iść za Mną, niech się zaprze samego siebie, niech co dnia weźmie krzyż swój i niech Mnie naśladuje" (Łk 9, 23). Wołanie: Zejdź z krzyża!, wyrazi się często głosem namiętności, wygody, lenistwa, ambicji, szukaniem własnej chwały. Jednym słowem, będzie to głos świata: "Gdy porzucisz swój krzyż, będziesz życiowy, postępowy, nowoczesny. Będziesz pasował do naszych czasów".
Szatan nienawidzi całą swą mocą każdego człowieka. Jest jednak szczególnie zawzięty na dusze wspaniałomyślne, czyli takie, które coraz mniej obliczają koszta krzyża: ile stracą, a ile zyskają?
Dla osoby uważającej się za ucznia Jezusa krzyż ma stać się godnością, swoistą pieczęcią, którą On naznacza "swoich". "Czy wiecie, co to znaczy być prawdziwie duchowym? - zapytała kiedyś święta Teresa z Avila. - Znaczy to uczynić siebie niewolnikiem Boga, oddać Bogu tak wszystką wolność swoją, iżby On, naznaczywszy tego niewolnika swego znamieniem, to jest krzyżem swoim, mógł sprzedać go i wydać za niewolnika całemu światu, tak jak sam był sprzedany i wydany dla zbawienia świata".
Każdy z nas ma własny i nieco inny od pozostałych krzyż do niesienia. O własnych siłach nie jesteśmy w stanie podjąć jego tajemnicy, a już na pewno nie zajmiemy tej najpiękniejszej względem niego postawy - rozciągnięcia na nim swoich ramion. Tutaj trzeba wyzbyć się ludzkiej mądrości, która prowadzi do rezygnacji i różnego rodzaju wewnętrznych buntów wobec tajemnicy cierpienia. Nikt z nas nie może powiedzieć: dam sobie radę o własnych siłach. Święty Piotr, książę apostołów, zajął kiedyś taką postawę i wiemy, ile kosztowała go w tym względzie lekcja pokory. Z jaką żarliwością, w obliczu zbliżającego się krzyża, zapewniał Jezusa: "Choćby mi przyszło umrzeć z Tobą, nie wyprę się Ciebie" (Mt 26, 35). Po fakcie zaparcia się, na trzecie już pytanie Jezusa: "Piotrze, czy Mnie miłujesz?", z ogromną pokorą odpowiada jedynie: "Panie, Ty wszystko wiesz" (J 21, 17).
* * *
Filar ewangelicznego cierpienia (cd.)
Konferencja druga
Za pełną radość poczytujcie to sobie, bracia moi, ilekroć spadają na was różne doświadczenia. Wiedzcie, że to, co wystawia waszą wiarę na próbę, rodzi wytrwałość (Jk 1, 2).
W życiowej wędrówce napotkasz dwa rodzaje cierpienia. Jedno z nich można nazwać "słusznym", jak wyraził się Dobry Łotr na krzyżu: "odbieramy słuszną karę za nasze uczynki" (Łk 23, 41). Jest ono owocem popełnionych grzechów. Drugie to cierpienie niezawinione, które w tajemniczy sposób pojawia się na ludzkich drogach. Przyjrzyjmy się tym dwóm rodzajom cierpienia i zapytajmy, jak je przeżywać, by nie ulec rezygnacji czy pokusie buntu.
Współpracując z różnymi formami zła, człowiek ściąga na siebie konsekwencje swych wyborów. Jako rezultat popełnionych grzechów pojawia się cierpienie. Może ono istnieć przez krótki czas. Oto powiedziałeś komuś parę nierozważnych zdań. Czując z tego powodu wyrzut sumienia, przepraszasz, a jeśli jest to konieczne, w jakiś sposób wynagradzasz i do serca powraca pokój. Cierpienie może jednak trwać długo, nieraz do końca życia, chociaż za grzech żałowaliśmy i przez Boga został nam wybaczony. Dotyczy to zwłaszcza konsekwencji grzechów ciężkich. Bolesna pamięć o śmierci niewinnego człowieka, rezultat jazdy samochodem pod wpływem alkoholu; nieustannie powracający i złączony z moralnym cierpieniem wyrzut sumienia u kobiet, które godząc się na aborcję, zabiły własne dziecko; bolesne umieranie na AIDS, owoc swobody seksualnej lub decyzji sięgania po narkotyki - oto przykłady cierpień, których konsekwencje idą za kimś krok w krok. To nie Bóg jest ich autorem. On ich nie chce. Nie wolno nam takich cierpień uświęcać, twierdząc, że Bóg je zesłał. Uczciwie rzecz biorąc, jak mówi przysłowie, pijesz piwo, którego nawarzyłeś.
Grzechy szczególnie ciężkie zadają sercu głębokie rany, których gojenie się trwa nieraz bardzo długo. Takie cierpienie Bóg włącza w swoje tajemnicze plany, bo chociaż nie jest jego autorem, to jednak szanuje wolność naszych wyborów i ich konsekwencje.
Przy jednej z dróg tuż przy wjeździe do Krakowa można zobaczyć niewielki, biały krzyż przybity do drzewa, a na nim wymalowane czarną farbą zdanie: Bóg tak chciał. W tym miejscu zdarzył się tragiczny wypadek. Nieostrożna jazda kierowcy doprowadziła do czyjejś śmierci. Czy zdanie na krzyżu jest rzeczywiście do końca uczciwe? Czy naprawdę Bóg chciał, by zginął tam człowiek? Często przypisujemy Mu winę za cierpienie, którego sprawcą jesteśmy my sami.
Czy jest szansa, że również z takiego cierpienia może zostać wyprowadzony jakiś sens? Jezus odpowiada wyraźnie, że tak. Ono również może stać się drogą zbawienia. Jesteś wówczas wezwany do przeżywania go w duchu wynagrodzenia. Jezus nie odmawia też łaski zasługiwania, gdy ktoś cierpi w sposób zawiniony, pod warunkiem że to cierpienie zaakceptuje, zawierzy Jemu i będzie je nieś z cierpliwością.
Kościół obchodzi 26 marca wspomnienie świętego Dobrego Łotra. Wprowadzenie do liturgii tego wspomnienia z Mszału Rzymskiego mówi nam, że ów człowiek piękną postawą wysłużył sobie łaskę natychmiastowego zbawienia. Nie brał udziału w naigrywaniu się z Jezusa, zganił drugiego łotra, ale przede wszystkim wzbudził w swoim sercu godny naśladowania akt pokory: "Boże, wiem, że słusznie cierpię. To, co mi się przydarzyło, jest konsekwencją mojego postępowania, uznaję to całym sercem i przyjmuję cierpienie tej śmierci z poddaniem się Twoim wyrokom. Chcę tym cierpieniem wynagrodzić popełnione zło i uzyskać Twoje przebaczenie". Czy w ostatnich chwilach życia snuł takie właśnie refleksje? - tego nie wiemy. Na pewno były jednak w tym duchu. Dobry Łotr jest przykładem, jak podchodzić do zawinionego cierpienia i czynić je drogą uświęcenia. Jednak nie zawsze tak jest.
Ktoś może uznać swój grzech i konsekwencje, jakie on przynosi, za bohaterstwo, za powód do pysznego chlubienia się. Ze złego postępowania może chcieć zrobić czyn bohaterski. Butną pychą zamyka sobie wówczas drogę wiodącą do przebaczenia.
Ktoś inny pod wpływem zawinionego cierpienia może wyznać Bogu grzech, który to cierpienie spowodował, a mimo to zamknąć się na doświadczenie wzrostu. Ma to miejsce wówczas, gdy nie chce przebaczyć sobie, chociaż przebaczył mu Bóg. Wciąż sobie powtarza: "To nigdy nie powinno było mi się zdarzyć!", "Jak mogłem popełnić takie zło?". Mogłeś i popełniłeś, bo człowiek jest zdolny popełnić najgorsze okrucieństwa. Nawet największy święty nie może być pewny, że jutro nie zgrzeszy, że nie upadnie. Jakże trudne są spowiedzi osób, które nie chcą przebaczyć sobie popełnionego zła, bo nie pozwala im na to zraniona pycha, źle pojęta pokora lub brak ufności w miłosierdzie Ojca.
Można wreszcie wobec zawinionego cierpienia przyjąć postawę Dobrego Łotra. Tylko ta droga wiedzie do wewnętrznego wyzwolenia i pokoju. Stoi więc przed tobą zadanie rozeznawania stanu swego sumienia. Pytaj siebie o swój sposób myślenia, działania, reagowania. Badaj swe wnętrze, czy nie ma w nim pychy, kompleksów niższości, nieuzasadnionych lęków, rozżalenia wobec bliźnich, życiowej lekkomyślności. Takie postawy zawsze będą rodzić grzech, a w dalszej konsekwencji różnego rodzaju cierpienie. Z takich grzechów trzeba nawracać się każdego dnia.
O ile doświadczając cierpienia zawinionego, łatwiej jest nam je zrozumieć i zaakceptować, o tyle w konfrontacji z cierpieniem niezawinionym zawodzi wszelka doczesna mądrość. Tymczasem dziwnym Bożym paradoksem właśnie takie cierpienie Jezus proponuje duszom jako swój największy skarb, ucząc je trudnej sztuki wyzbywania się ludzkiej logiki i jednoczenia się z Jego krzyżem, który podjął dobrowolnie jako cierpienie niezawinione.
W pierwszej chwili takie cierpienie powoduje wstrząs i rodzi bunt. Nie powinno cię to dziwić ani gorszyć, ponieważ żadna forma cierpienia nie jest naszym przeznaczeniem. Ważne jest, co zrobisz z tym pierwszym odruchem: pójdziesz za nim czy przeciwstawisz się mu, podejmując wysiłek jednoczenia się z Jezusem i poszukiwania u Niego nadprzyrodzonego sensu cierpienia.
Z chwilą gdy Jezus wziął dobrowolnie belkę swego krzyża i pozwolił się do niej przybić - świadectwa niektórych mistyków mówią, że ucałował ją - każdy najdrobniejszy nawet krzyż czy choćby szlachetne zmęczenie stało się zaszczytem. To, że cierpienie może być zaszczytem, pojmie jedynie ten, kto wyzbywa się ludzkiej mądrości w spotkaniu z niezawinionym cierpieniem i kto całkowicie jednoczy swój krzyż z krzyżem Chrystusa. Takich ludzi święta Teresa z Avila porównuje do chorążych: "Wiadomo wam - wyjaśnia - że w bitwie chorąży na większe niż inni wystawiony jest niebezpieczeństwo. Choć bowiem sam nie walczy, to jednak trzyma chorągiew i wypuszczać mu jej z ręki nie wolno. Tak podobnie dusze... mają trzymać wzniesioną chorągiew pokory, mają znosić wszystkie ciosy, jakie na nich spadną, a same nie ranić nikogo, bo ich zadaniem jest cierpieć, tak jak cierpiał Chrystus, i trzymać wysoko wzniesiony krzyż, nigdy, w żadnym niebezpieczeństwie z rąk go nie wypuszczając".
Jednoczyć swój krzyż z krzyżem Jezusa, to jedyny klucz do tajemnicy cierpienia niezawinionego. Tutaj nie ma miejsca na analizowanie: po co? dlaczego ja? czemu teraz? Jest tutaj miejsce jedynie na zawierzanie. Posłuchaj, jaką modlitwę o krzyżu zanosi do Boga święta Faustyna: "Jezu, dziękuję ci za codzienne drobne krzyżyki, za przeciwności w moich zamiarach, za trud życia wspólnego, za złe tłumaczenie intencji, za poniżanie przez innych, za cierpkie obchodzenie się z nami, za posądzenia niewinne, za słabe zdrowie i wyczerpane siły, za zaparcie się własnej woli, za wyniszczenie swego ja, za nieuznanie w niczym, za pokrzyżowanie wszystkich planów. Dziękuję ci, Jezu, za cierpienia wewnętrzne, za oschłości ducha, za trwogi, lęki i niepewności, za ciemność i gęsty mrok wewnętrzny, za pokusy i różne doświadczenia, za udręki, które wypowiedzieć trudno, a zwłaszcza za te, w których nas nikt nie zrozumie, za godzinę śmierci, za ciężkość walki w niej, za całą jej gorycz. Dziękuję ci, Jezu, któryś wpierw wypił ten kielich goryczy, nim mnie, złagodzony, podałeś".
Zwróć uwagę na ostatnie zdanie modlitwy: "Dziękuję ci, Jezu, któryś wpierw wypił ten kielich goryczy, nim mnie, złagodzony, podałeś". Człowiek może zdobyć się na bohaterstwo dziękowania za różne formy niezawinionego cierpienia tylko wtedy, gdy będzie miał świadomość, że przed nim był Ktoś, kto ludzki kielich goryczy wypił do dna, a nam podał jedynie jego złagodzoną zawartość. Świadomość, że codzienny krzyż wrośnięty jest w krzyż Jezusa, rodzi prawdziwych bohaterów cierpienia.
Chociaż obecność cierpienia na świecie jest wielką tajemnicą, której w tym życiu nie możemy w pełni poznać, to jednak Jezus chce, byśmy poszukiwali odpowiedzi na pytania o jego wartość.
Niezawinione cierpienie łączy się z tajemnicą twego oczyszczenia i wzrastania. Gdyby młoda sadzonka szlachetnej jabłoni mogła mówić, powiedziałaby zapewne o cierpieniu, jakie sprawia jej obcinanie przez ogrodnika dzikich pędów, wyrastających na niej każdego roku. Ale to właśnie dzięki temu zabiegowi nie staje się dzikim, nieprzydatny krzewem o cierpkich owocach, lecz wydaje owoce szlachetne i dobre. Gdy jednoczysz swoje cierpienie z krzyżem Jezusa, jest ono jak troskliwa pielęgnacja drzewa twego wewnętrznego życia.
Niezawinione cierpienie łączy się z tajemnicą czasu twego uświęcenia i z tajemnicą drogi, która w sposób pewny, bez niepotrzebnego kluczenia, prowadzi cię do nieba. Taką rolę krzyża ilustruje pewien obraz, który święta Faustyna zobaczyła podczas modlitwy. Przemyśl go dobrze. "W pewnej chwili ujrzałam cały tłum ludzi w naszej kaplicy i przed kaplicą, i na ulicy, bo się pomieścić nie mogli. Wszyscy oczekiwali osoby, która miała zająć miejsce w ołtarzu. Naraz usłyszałam głos, że ja mam zająć miejsce w ołtarzu. Ale jak tylko wyszłam z mieszkania, czyli z korytarza, ażeby przejść przez dziedziniec i pójść do kaplicy za głosem, który mnie wzywał - a tu wszyscy ludzie zaczynają we mnie rzucać, czym kto może: błotem, kamieniami, piaskiem, miotłami, tak że w pierwszej chwili zachwiałam się, czy iść dalej, a jednak ten głos wzywał mnie jeszcze silniej i pomimo wszystkiego zaczęłam iść odważnie. Kiedy weszłam w próg kaplicy, zaczęli uderzać we mnie i przełożeni, i siostry, i wychowanki, a nawet rodzice, czym kto mógł, tak że, czy chciałam, czy nie, prędziutko musiałam wstępować w miejsce przeznaczone w ołtarzu. Jak tylko zajęłam miejsce przeznaczone, zaraz ten sam lud i wychowanki, i siostry, i przełożeni, i rodzice, wszyscy zaczęli wyciągać swe ręce i prosić o łaski, a ja nie miałam im tego za złe, że we mnie tak rzucali tymi rozmaitościami, i właśnie dziwnie czułam szczególniejszą miłość dla tych osób, które mnie przymusiły do szybszego wstąpienia w miejsce przeznaczone". Cierpienie, które dopuszcza w twoim życiu Jezus, gdy jest przez ciebie przyjęte i w cierpliwości znoszone, skraca czas dojrzewania do świętości. Sprawia, że szybciej wstępujesz w miejsce tobie przeznaczone.
Niezawinione cierpienie łączy się z tajemnicą czyśćca. Do nieba nie można wejść z jakąkolwiek moralną skazą czy brudem. Ojciec odpuszcza grzechy, gdy o to prosisz, lecz pozostaje ci zadanie wynagrodzenia zła i jego konsekwencji. Jeśli tego nie uczynisz na ziemi, będziesz musiał dopełnić to zadanie w czyśćcu. Niezawinione cierpienie jest wielką łaską, gdyż każdy z nas ma go w życiu dokładnie tyle, ile potrzeba, by oddać ostatni grosz i przejść po śmierci prosto do nieba. Cierpiąc ochotnie na ziemi, możesz jednocześnie zasługiwać, czyli pomnażać swoją przyszłą chwałę i szczęście. W czyśćcu nie ma już zasługiwania. Jest tylko bolesne i znacznie trudniejsze wypłacanie się Bożej sprawiedliwości.
Niezawinione cierpienie łączy się wreszcie z tajemnicą zbawienia innych ludzi. "Nikt z nas nie żyje dla siebie i nie umiera dla siebie" - poucza nas święty Paweł (Rz 14, 7). Stoi więc przed tobą zadanie składania Jezusowi ofiary cierpienia w tak przecież licznych duchowych i materialnych ludzkich potrzebach.
Cierpienie to wielka sprawa, to rzecz święta. Świetlany znak Chrystusowego krzyża, rozpostarty na niebie, zamknie kiedyś historię ludzkości. Będzie znakiem ufności i nadziei dla wszystkich tych, którzy złączyli swoje cierpienia z cierpieniami Zbawiciela, niosąc je w cichości i pokorze.
* * *
Filar mowy - odpowiedzialność za wypowiadane słowo
Modlitwa zawierzenia Maryi na rozpoczęcie dnia
Maryjo, Matko pięknej mowy! Na kartach Ewangelii znajdujemy tak niewiele Twoich słów. Te jednak, które wypowiedziałaś, były słowami mądrości. Strzeż mojej mowy, aby wszystko, co będę wypowiadał, przyczyniało się do wzajemnej miłości i podnosiło na duchu. Nie dopuść, abym kiedykolwiek zadał bliźniemu cierpienie wypowiedzianym słowem. Amen.
Konferencja pierwsza
Jakże wy możecie mówić dobrze, skoro źli jesteście? Przecież z obfitości serca mówią usta (Mt 12, 34).
Panowanie nad wypowiadanymi słowami to ważny element duchowej wali i znak dobrze rozwijającego się życia duchowego. Podobnie jak pokora, ludzka mowa jest ulubionym terenem działania szatana. Tutaj odnosi on często wielkie zwycięstwa. Mowa to potężna rzeczywistość. Słowa mogą ocalać, ale też i zabijać.
Dużo uwagi ludzkiej mowie poświęcił Jezus w swoim nauczaniu. To z Jego ust wyszło napomnienie: "A powiadam wam: Z każdego bezużytecznego słowa, które wypowiedzą ludzie, zdadzą sprawę w dzień sądu. Bo na podstawie słów twoich będziesz uniewinniony i na podstawie słów twoich będziesz potępiony" (Mt 12, 36-37).
Wychowywanie do odpowiedzialności za wypowiadane słowa było również jedną z głównych trosk nauczania apostołów. Posłuchaj, o czym pisał święty Jakub. "Jeśli kto nie grzeszy mową, jest mężem doskonałym, zdolnym utrzymać w ryzach także całe ciało. Jeżeli przeto zakładamy koniom wędzidła do pysków, by nam były posłuszne, to kierujemy całym ich ciałem. Oto nawet okrętom, choć tak są potężne i tak silnymi wiatrami miotane, niepozorny ster nadaje taki kierunek, jaki odpowiada woli sternika. Tak samo język, mimo że jest małym członkiem, ma powód do wielkich przechwałek. Oto mały ogień, a jak wielki las podpala. Tak i język jest ogniem, sferą (światem) nieprawości. Język jest wśród wszystkich naszych członków tym, co bezcześci całe ciało i sam trawiony ogniem piekielnym rozpala krąg życia. Wszystkie bowiem gatunki zwierząt i ptaków, gadów i stworzeń morskich można ujarzmić i rzeczywiście ujarzmiła je natura ludzka. Języka natomiast nikt z ludzi nie potrafi okiełznać, to zło niestateczne, pełne zabójczego jadu. Przy jego pomocy wielbimy Boga i Ojca i nim przeklinamy ludzi, stworzonych na podobieństwo Boże. Z tych samych ust wychodzi błogosławieństwo i przekleństwo. Tak być nie może, bracia moi. Czy z tej samej szczeliny źródła wytryska woda słodka i gorzka? Czy może drzewo figowe rodzić oliwki, albo winna latorośl figi? Także słone źródło nie może wydać słodkiej wody" (Jk 3, 1-12).
Zgłębiając sprawy związane z mową, apostoł zauważa następujące problemy.
Język jest potęgą. Sam w sobie, jako organ ciała, jest mały, ma jednak moc kierować całym ludzkim życiem. Jest jak malutki ster wielkiego okrętu, który kieruje jego trasą. Jest jak mała iskra, która wznieca potężny żywioł ognia.
Skąd bierze się taka potęga języka? Stąd, że mowa wyraża przemyślenia i postanowienia dwóch najwyższych władz: rozumu i woli. Dzięki rozumowi decydujesz o wszystkim. Z pomocą woli realizujesz postanowienia rozumu. Dlatego Jezus mówi o ogromnej odpowiedzialności za wypowiadane słowo, bo język to ambasador rozumu i woli.
Język to również ambasador serca, w którym wszystko bierze swój początek. Serce jest źródłem twego postępowania, a język ma w tym swój szczególny udział. Zrozumiał to dobrze Boży Mędrzec, dlatego w Księdze Przysłów napisał: "Życie i śmierć jest w mocy języka, jak go kto lubi używać, taki spożyje zeń owoc" (18, 21). Język ma być narzędziem pokoju. Obdarzasz bliźniego tym, czym sam żyjesz. Jeżeli w twym wnętrzu jest niepokój, twoja mowa będzie siała niepokój. Jeśli w sercu jest cisza, panuje tam Boży Duch roztropnego milczenia, swoją mową nie skrzywdzisz drugiego człowieka. Tym, którzy mową przyczyniają się do wzrostu pokoju w ludzkich sercach i wspólnotach, Jezus pozostawił błogosławieństwo: "Błogosławieni, którzy wprowadzają pokój, albowiem oni będą nazwani synami Bożymi" (Mt 5, 9).
Język ludzki - zauważa ponadto święty Jakub - ukazuje się jako rzeczywistość przewrotna. Z ust ludzkich wychodzi modlitwa do Boga i Jego uwielbienie. Z tych samych ust wychodzi potępienie i przeklinanie bliźniego, który jest obrazem Boga. Jest to tragiczne wewnętrzne rozdarcie człowieka, który okazuje się być przewrotnym źródłem, raz wydającym z siebie wodę dobrą, a innym razem gorzką. Na tych samych gałęziach raz rodzi oliwki, a raz figi. "Tak być nie może" - kończy swe rozważanie apostoł. Słowa te wypowiada nie tylko do współczesnych sobie. Kieruje je także do ciebie.
Konsekwencje zabijania drugiego człowieka mową są ogromne i bardzo często nieodwracalne. Opowiadają o świętym Filipie Nereuszu, że postanowił pewnego razu odzwyczaić znaną mu kobietę od obgadywania bliźnich. Poprosił ją, by poszła na targ kupić dla niego kurę. I powiedział jej, żeby w drodze powrotnej ją oskubała. A był to bardzo wietrzny dzień. Gdy kobieta wróciła, święty Filip pochwalił ją i powiedział: - Teraz proszę zostawić tutaj kurczaka i przynieść pióra! - Ależ to niemożliwe - wykrzyknęła kobieta. - Wiatr rozniósł je na wszystkie strony świata. Na to święty Filip odpowiedział poważnie: - Tak samo niemożliwe jest naprawić szkody wyrządzone przez pani gadaninę.
Żal za grzechy języka nie załatwia wszystkiego. Ciążą na tobie konsekwencje, które musisz w miarę możliwości naprawić. Nawet gdybyś uroczyście i publicznie odwoływał to, co powiedziałeś, wiele "piór" twojej gadaniny dokonało swego dzieła i nigdy nie zdołasz ich odnaleźć.
Jak zatem formować język, by nie stał się sferą nieprawości, ale by był narzędziem budowania, uzdrawiania i pocieszania, żeby nie był powodem grzechu i surowego wyroku Jezusa? Następująca anegdota z życia filozofa Sokratesa zawiera bardzo praktyczne rady.
Pewnego razu przyszedł do Sokratesa wzburzony człowiek. - Sokratesie, czy słyszałeś, co najlepszego zrobił twój przyjaciel? Chcę ci o tym zaraz opowiedzieć. - Chwileczkę - przerwał mu mędrzec. - Czy przecedziłeś to, co chcesz mi powiedzieć, przez trzy sita? - Trzy sita? - pyta zdumiony człowiek. - Tak, mój kochany, trzy sita. Zobaczmy, czy to, co chcesz mi opowiedzieć, przejdzie przez trzy sita. - Pierwszym sitem jest prawda. Sprawdziłeś, czy wszystko, co chcesz mi opowiedzieć, jest prawdą? - Nie, słyszałem, jak ktoś to opowiadał i... - Otóż to! Ale na pewno przecedziłeś to przez drugie sito. Sito dobra. Czy to, co chcesz mi opowiedzieć, chociaż nie jest przez ciebie sprawdzone, ma przynajmniej służyć czyjemuś dobru? - Nie, raczej przeciwnie... - odpowiedział rozmówca. - Zatem pozwól, byśmy wykorzystali trzecie sito. Czy to, co masz mi do powiedzenia, a co cię tak bardzo wzburzyło, jest konieczne? - No, niezupełnie... - Zatem - odpowiedział Sokrates - jeśli to, co chcesz mi opowiedzieć, nie jest ani prawdziwe, ani dobre, ani konieczne, zapomnij o tym i nie obciążaj tym siebie ani mnie.
Jeżeli pragniesz, by twoja mowa nikomu nie szkodziła, lecz przyczyniała się do wzrostu pokoju, pytaj siebie o trzy rzeczy.
Czy to, co chcesz powiedzieć, jest prawdziwe? Nieraz bez minimum nawet refleksji powtarzamy na prawo i lewo opinie zasłyszane, niesprawdzone. Szukamy sensacji, zabawy czy zwykłego odwetu kosztem drugiego człowieka. Bywa, że cieszy nas grzech bliźniego i ochoczo o nim mówimy, bo w ten sposób szukamy usprawiedliwienia dla podobnego grzechu w sobie. Chcemy zagłuszyć wyrzut własnego sumienia - "nie jestem taki zły, skoro mój bliźni uczynił aż coś takiego!".
Czy to, co chcesz powiedzieć, przysporzy komuś dobra? Najczęściej nie robimy żadnej różnicy pomiędzy grzechem a grzesznikiem. Nie staramy się o dyskrecję i anonimowość, operując nieroztropnie imionami i okolicznościami wydarzeń, po których każdy może się domyśleć, o kogo chodzi. Tymczasem Jezus uczy potępiać grzech, ale ocalać grzesznika. To podstawowy wymóg miłosierdzia. Na tyle dostąpisz Bożego miłosierdzia nad sobą, na ile okazałeś go drugiemu. "Jeden jest Prawodawca i Sędzia, w którego mocy jest zbawić i potępić. A ty kimże jesteś, byś sądził bliźniego?" - pyta apostoł Jakub (Jk 4, 12).
Czy to, co chcesz powiedzieć, jest konieczne? To kolejne ważne pytanie. Dużo z tego, co ludzie wypowiadają każdego dnia, jest niepotrzebne. Już nie mówiąc o tym, że nie jest budujące. Gdyby człowiek miał możliwość przecedzenia sterty wypowiedzianych w ciągu dnia słów, ze zgrozą stwierdziłby, że na dnie sita zostało jedynie kilka dobrych ziaren. Reszta to plewy.
Mądre używanie mowy jest przejawem prawdziwej miłości bliźniego. "Przede wszystkim miejcie wytrwałą miłość jedni ku drugim - pisze święty Piotr - bo miłość zakrywa wiele grzechów" (1 P 4, 8). Niech twój język zawsze służy ci jako narzędzie pokoju i wyrozumiałej miłości, która strzeże od wielu upadków, potępia grzech, ale ocala grzesznika.
* * *
Filar mowy - odpowiedzialność za wypowiadane słowo (cd.)
Konferencja druga
Dobry człowiek z dobrego skarbca swego serca wydobywa dobro, a zły człowiek ze złego skarbca wydobywa zło (Łk 6,45).
Słowa, które wypowiadasz, są głęboko zakorzenione w twoim sercu. One są niczym innym jak odsłanianiem tajemnicy, którą w sobie skrywasz. By twoja mowa była odpowiedzialna, musi wyrastać z doświadczenia wewnętrznego milczenia. Nie zagości ono w tobie bez pomocy Ducha Świętego. "Istnieje szkoła ucząca grania, istnieje szkoła ucząca pisania, istnieje szkoła ucząca języków, ale nie ma szkoły uczącej milczenia, milczenia uczy Duch Święty". To najprostsze wyjaśnienie, jakie w tej kwestii pozostawia ci święty ojciec Pio.
W rozważaniu wewnętrznego milczenia nie będzie nam chodziło o wysiłek powstrzymywania się od wypowiedzenia takich czy innych słów. To tylko jeden z rysów ducha milczenia. Interesować nas będzie milczenie jako przejaw tajemnicy czystego serca. Święta Faustyna pisze: "Można wiele mówić, a nie przerwać milczenia, a znowu można niewiele mówić, a zawsze łamać milczenie. Jak niepowetowaną szkodę przynosi niezachowanie milczenia. Wiele się krzywdy wyrządza bliźnim, ale najwięcej - to własnej duszy. Bóg nie udziela się duszy gadatliwej, która jak truteń w ulu wiele brzęczy, ale za to nie wyrabia miodu. Dusza gaduła jest pusta we własnym wnętrzu. Nie ma w niej ani cnót gruntownych, ani poufałości z Bogiem. Nie ma mowy o życiu głębszym, o słodkim pokoju i ciszy, w której mieszka Bóg. Dusza, nie zaznawszy słodyczy ciszy wewnętrznej, jest duchem niespokojnym i mąci innym tę ciszę".
Święta wskazuje nam na istotną rzecz w formacji do odpowiedzialnego używania języka. Nie chodzi w niej o to, by nigdy nic nie mówić. Przewrotnym milczeniem również można ciężko zgrzeszyć. Chodzi o nabycie ducha mądrego mówienia, który wyrasta z doświadczenia czystości serca. On jest kwiatem, który zakwita na krzewie czystości duszy i serca. Dlatego błędem byłoby identyfikować go z prostym faktem mówienia bądź niemówienia. Długi język, język niepohamowany, język ciekawski, język gadatliwy - te i im podobne określenia, którymi chcemy wyrazić fakt grzeszenia mową kierują naszą uwagę ku rzeczywistości znacznie głębszej niż tylko nasz organ mowy.
Jakiego zatem milczenia uczy Duch Święty? Czym się ono charakteryzuje?
Duch Święty uczy milczenia ciekawości. Ciekawość jest jednym z najsilniejszych ludzkich pragnień. Potrzebna, aby móc poznawać i rozwijać się, staje się prawdziwą przeszkodą, jeżeli zacznie żyć własnym życiem. Życiem niekontrolowanym i niespokojnym z powodu pokusy: by wiedzieć. Ciekawość nieopanowana sprowadza do twojej pamięci i serca wydarzenia, osoby, sprawy, skandale. Czyni z serca i pamięci śmietnik, w którym wszystkie te rzeczy fermentują, przypominają się, powracają. Nie ma mowy o czymś, co można by opisać jako spokojna tafla jeziora, w której mógłby przeglądać się Jezus. Ciekawość rzuca w tę spokojną taflę jeziora kamienie, które wzbudzając kręgi fal, niszczą wewnętrzny pokój. Twoja mowa to jakby ta najdalej idąca fala wzbudzona przez kamień ciekawości. Uzewnętrznia ferment i niepokój wnętrza.
Opanowywanie odruchu niezdrowej ciekawości, odruchu dowiadywania się w kwestiach rzeczy niepotrzebnych i gorszących jest podstawą nabywania atmosfery milczenia. Od jej stopnia Duch Święty uzależnia złożenie w twej duszy swych łask. Ciekawość wykrzywia zdolność mądrego osądzania, powodując swego rodzaju zaślepienie ducha. Taki człowiek nie jest w stanie wychwycić subtelnych i delikatnych poruszeń Bożego Ducha, bo nie pozwala mu na to mocny i narzucający się zgiełk fermentujących w sercu grzechów ciekawości.
Duch Święty uczy milczenia języka. Już biblijny mędrzec Syrach dostrzegł katastrofalne skutki złej mowy dla świętości świątyni Bożej, którą jesteś, dlatego napisał: "Lepiej się potknąć na gruncie pod nogami niż o wybryk własnego języka" (Syr 20, 18). Zauważa, że osoba, która umie strzec swoich ust, wcale nie wyobcowuje się ze świata i wydarzeń, ale staje się naprawdę sobą, zdobywa powagę i uznanie, umie właściwie zachować się w trudnych sytuacjach, a jej milczenie nie wynika z niewiedzy, lecz z mądrości. Natomiast osoba gadatliwa zawsze będzie potykać się o grzechy swego gadulstwa, budzić odrazę, nie będzie w stanie wytworzyć wokół siebie atmosfery przyjaźni i zaufania.
Słowa wystawiają na światło dzienne prawdy tkwiące w twym sercu, dlatego rzeczywistą wartość osoby mierzy się właśnie tym, co i jak mówi. Jezus wyraźnie wskazuje na taki związek serca, słów i czynów ludzkich, pouczając nas: "Jakże wy możecie mówić dobrze, skoro źli jesteście" (Mt 12, 36-37).
Grzechy języka mędrzec Syrach określa bardzo konkretnie: są nimi oszustwo i intryga. Następnie doradza, jak powinien zachować się mądry człowiek: uważaj, abyś nie dyskutował o upadkach bliźniego podczas jego nieobecności, a gdy jesteś z nim, nie oskarżaj go fałszywie. Jest to jedyna droga, która strzeże przed uwikłaniem się w intrygę i oszustwo. Szanując bliźniego, szanujesz siebie.
Grzechy języka odrzucają człowieka aż na peryferie atmosfery wewnętrznego milczenia. Dlatego tak ważną sprawą jest kontrolowanie mowy, o czym przypomina Mądrość Boża: "Kto ust swych strzeże - ten strzeże życia" (Prz 13, 3).
Osądzanie, w czasie którego człowiek zawłaszcza sobie prawo wyrokowania o bliźnim, należy odróżnić od upomnienia. Jeżeli sumienie wyraźnie podpowiada ci, że należy zwrócić komuś uwagę, ponieważ ma miejsce jawne zło, zrób to na osobności, w cztery oczy i z wyrozumiałością. Lepiej powiedz mniej aniżeli za dużo. Ustrzeżesz się wówczas wielu grzechów i zachowasz pokój w sercu. "O ileż lepiej jest upomnieć, niźli trwać w gniewie" - poucza biblijny Mędrzec (Syr 20, 2). Czyń to jednak z miłością i modlitewną asystencją wobec problemu. Milczeć, kiedy powinno się mówić, jest niedoskonałością, a nieraz i grzechem. "Jeśli powiem bezbożnemu: - napomina nas Bóg przez proroka Ezechiela - Z pewnością umrzesz, a ty go nie upomnisz, aby go odwrócić od jego bezbożnej drogi i ocalić mu życie, to bezbożny ów umrze z powodu swego grzechu, natomiast Ja ciebie uczynię odpowiedzialnym za jego krew" (Ez 3, 18). Nie ma złotej reguły odpowiadającej na pytanie: kiedy upomnieć, a kiedy nie? Tej mądrości uczymy się, współpracując z Duchem Świętym nad czystością serca. Im bardziej twoje serce czyste w intencjach i pragnieniach, tym większa roztropność w napominaniu.
Duch Święty uczy milczenia osobistych planów. To jeszcze jeden aspekt wchodzenia w atmosferę wewnętrznego milczenia. Osobiste plany, pragnienia, zamierzenia - jako wyraz mocy ludzkiego ja - krzyczą w nas bardzo głośno, dopominając się o swoje. Pycha własna bardzo cierpi, gdy się jej nie słucha lub poddaje weryfikacji jej pragnienia i postanowienia. Proś często Ducha Mądrości, aby pomógł ci odrywać się od tego, co twoje. W ciszy twego otwarcia się na Jego zrządzenia może On uczynić dla ciebie nieskończenie więcej niż twoje najbardziej przemyślane i doskonałe plany.
Mowa odsłania prawdziwe oblicze ludzkiego serca. Tylko ludzie duchowo mali, przyziemni, lubują się w krytykowaniu wszystkich i wszystkiego. Ich język - jak mówi Mędrzec - "pełza po ziemi". Dla swoich niskich poruszeń znajdują pożywkę w powtarzanych plotkach, niesprawdzonych informacjach, w wydobywaniu na światło dzienne spraw niepotrzebnych i gorszących. "Życie i śmierć jest w mocy języka, jak go kto lubi używać, taki spożyje zeń owoc" (Prz 18, 21). Gdyby bardziej troszczono się ducha wewnętrznego milczenia, nie byłoby tyle szemrań, obmów, rozgoryczeń, plotek, nie byłaby raniona miłość bliźniego - jednym słowem, nie popełniono by wielu grzechów.
* * *
Jerzy Zieliński OCD, Walka duchowa. Filary świątyni serca,
Wydawnictwo Karmelitów Bosych, Kraków 2004.
1