Byron George
POWIEŚCI
"Ten co wówczas zajmował to miejsce, był pewien Szlachcic Polski nazwiskiem Mazepa, urodzony na Podolu; był on paziem Jana Kazimierza, i na dworze jego nabył nieco nauk i wiadomości.
"Intryga miłosna, którą miał w młodości z żoną pewnego pana polskiego, była powodem nieszczęść jego. Odkrywszy ich porozumienia rozjątrzony małżonek, kazał nagiego przywiązać na dzikim koniu i tak go puścić. Koń który pochodził z step Ukraińskich, wrócił w tamte strony, i przyniósł na sobie Mazepę z głodu i utrudzenia na w pół umarłego; tam kilku wieśniaków dało mu pomoc. Zostawał on dość długo pomiędzy niemi, i odznaczył się w wielu wyprawach przeciwko Tatarom. Wyższość umysłu zjednała mu wielkie poważanie pomiędzy Kozakami, a zwiększająca się codziennie sława jego, skłoniła Piotra W. do mianowania go Hetmanem Kozaków. "
(Wolter, w Historji Karola XII)
"Uciekający i ścigany monarcha miał pod sobą zabitego konia; Pułkownik Gięta, ranny i krew obficie roniący, podał mu swego. Tak więc po dwakroć wsadzono na konia tego wojownika w ucieczce, który nie mógł go dosiąść podczas rozprawy. "
(Tamże)
"Król udał się inną drogą z kilku konnymi. Kareta w której jechał złamała się w podróży, i musiano go wsadzić na konia. Dla dopełnienia miary nieszczęść, zabłąkał się podczas nocy w lesie: tam, kiedy już, odwaga jego nie mogła zastąpić sił wycieńczonych, kiedy boleści z ran pochodzące nieznośniejszemi się stały przez utrudzenie, i koń upadł pod nim, spoczął Karol na kilka godzin pod drzewem, wystawiony na niebezpieczeństwo dostania się w ręce zwycięzców, którzy go na wszystkie strony szukali.
(Tamże)
MAZEPA HETMAN KOZAKÓW.
* * *
I.
Opuszczony od szczęścia Król Szwedzki, widział na równinach Pułtawy wojsko swoje w rozsypce, i najwaleczniejszych żołnierzy poległych około siebie. Potęga i chwała którą wojna nadaje, niestałe jak ludzie co się za niemi ubiegają, przeszły na stronę zwycięzkiego monarchy, i szańce Moskwy oswobodzone zostały.
Przyjdzie ten dzień, bardziej okropny i bardziej pamiętny, kiedy jej gorejące wieże oświecą wstyd i klęskę sławniejszego i straszniejszego nieprzyjaciela, i będą świadkami zupełniejszej jeszcze porażki i smu
tniejszego, ciosu, który uderzy mocarza i zdziwionych jego żołnierzy,
II.
Taki jest los bojów: ranny, okryty krwią własną i tych co się. tysiącami poświęcali osłaniając odwrót swego króla, Karól przebywa uciekając pola i rzeki. Żaden głos. nie odzywa się, aby mu wyrzucać upokorzoną dumę, wtenczas, kiedy prawda mogła była swobodnie do potęgi przemawiać. Koń Karola poległ pod nim ugodzony śmiertelnym ciosem: Gieta daje mu swego i umiera w niewoli Rossjan. Przez kilka mil nowy ten biegun, znosi utrudzenie; lecz wreszcie upada zmordowany. W pośród lasu którego grubą ciemność oświecają jedynie porozrzucana tu i owdzie ogniska straży, i płomienie służące za znaki nieprzyjaciołom, którzy go otaczają; w takiem to miejscu Król rozciąga na ziemi utrudzone członki. Tez to są laury i to łoże spoczynku, dla których ludy uzbrajają się i wyrzynają?
U stóp dzikiego drzewa składają monarchę znużonego bojem i nagłemi pochodami; rany jego boleść przejmuje, a członki zimno ścina; zewsząd noc ciemna i chłodna; gorączka nie dozwala mu na chwilę nawet kosztować snu krzepiącego. Karól jednakże jak bohater znosił swój los przeciwny. W nadmiarze nieszczęść umie zwyciężyć wszystkie boleści i nakazać im milczenie; jest on panem samego siebie, tak jak był niegdyś narodów panem.
III.
Wodzowie otaczają go do koła.....niestety! kilku się tylko znajduje od chwili, jak klęska dnia jednego pomniejszyła ich liczbę; lecz przynajmniej polegli jak mężni, jak rycerze. Pozostali przy życiu, smutni i milczący, leżą rozciągnieni obok monarchy i blisko koni swoich; gdyż nieszczęście równa zwierze z człowiekiem, którego staje się towarzyszem. Pomiędzy tymi Mazepa, Hetman Ukrainy, wojownik zimnej krwi i odwagi pełen, ściele dla siebie łoże pod starożytnym dębem. Równie silny i równie prawie zgrzybiały jak ten król
lasu, chociaż znużony trudami dnia tego, Wódz Kozaków opatruje swego bieguna; przysposabia mu z liści leżysko, pociąga pieszczotliwą ręką po karku i po grzywie, rozpuszcza popręgi i zdejmuie wędzidło. Cieszy się kiedy widzi skubiącego cokolwiek trawy, gdyż dotąd obawiał się, aby znękany trudami nie wzgardził pożywieniem nocną zwilżonem rosą; lecz rumak równie jak pan jego dzielny, jak on mało zważał na zbyt lekki posiłek, albo zbyt twarde posłanie. Szybki jak wiatr, dumny lecz łagodny, powolny był We wszystkiem chęciom jego; wychowany jak bieguny tatarskie, rozumiał głos jego, poznawał go między tłumem; a pośród ciemności niegwiaździstej nocy, od zachodu słońca aż do jutrzenki, byłby za jeźdzcem swoim iak bojaźliwy jelonek postępował.
IV.
Mazepa myśli nakoniec o sobie samym. Rozciąga płaszcz na ziemi, opiera dzidę o drzewo, ogląda, czyli broń w dobrym jest stanie, i czyli proch napełnia ieszcze pa
newkę strzelby. Przymocowywa rozwolnioną skałkę, a rzuciwszy ostatnie spoyrzenie na rękojeść i pochwę szabli, dobywa z tłomoczka skromne pożywienie i ofiaruje Królowi i jego towarzyszom, aby je z nim podzielili, mniej dbały o wymysły grzeczności, aniżeli dworzanie przy wspaniałej uczcie. Karól przyjmuje z uśmiechem, aby więcej jeszcze okazać wesołości i zdawać się wyższym nad boleść jaką mu rany sprawiały i nad swój los nieszczęsny.
"Mazepo, rzecze do niego, wszyscy moi wojownicy, jak ty waleczni i śmiali, mogą się chlubić, że ci zrównali w utarczkach i w przyśpieszonych pochodach, a na czele tych co żywności szukają, przyznać muszę, ie od czasów Macedońskiego Króla nigdy ziemia nie widziała tak dobranej pary jak ciebie i twego Bucefała. Cała sława Scytyjskich jeźdzców niknie przy tobie, kiedy przez pola i rzeki cwałujesz. "
"— Przeklęta niech będzie szkoła, w której się nauczyłem konia dosiadać!" odpowiedział Mazepa.
"— A to czemu, rzekł Koról, kiedy w tej sztuce tak biegłym zostałeś ?"
"— Niestety! odezwał się Hetman, długo byłoby opowiadać, a jeszcze niejedną milę mamy przebiedz, i nie raz ciąć pałaszem zanim rumaki nasze będą się mogły paść spokojnie na brzegach Borystenu, mimo dziesięćkroć liczniejszego wroga. Najjaniejszy panie, potrzebujesz spoczynku, ja będę trzymał straż przy twym orszaku."
"— Nie, rzecze Król, chcę żebyś mi twoje opowiedział przygody! Któż wie? może mi snu udzielą" którego moje oczy napróżno przyzywają. "
V.
"— Kiedy tak, Królu, odpowiedział Mazepa, będę się starał obudzić siedmdziesięcioletnią pamięć moją. Miałem naówczas lat dwadzieścia, tak mi się zdaje; tak jest, lat dwadzieścia; Kazimierz rządził Polską, i sześć wiosen upływało od chwili jak w liczbę paziów przyjęty zostałem. Jan Kazimierz był to monarcha uczony, i zupełnie Królu, przeciwnego tobie charakteru: nie prowadził on wojny, nie zabierał Królestw aby je znowu tracić, i panował w nie
czynnej spokojności. Nie był przecież bez umartwień: lubił muzy i piękne twarzyczki, a jedne i drugie tak cierpkie nieraz bywają, iż często żałował, że raczej w obozach nie przebywał, lecz skoro tylko ten cierpki humor przemijał, nową brał w rękę. xiążkę, lub przed inną klękał kochanką. Lubił on świetne wyprawiać zabawy; Warszawa cała biegła dziwić się wspaniałości dworu jego, przepysznym dam dworskich strojom i wyszywanym dworzan ubiorom. Kazimierz był polskim Salomonem: tak go mienili wszyscy poeci, oprócz jednego tylko, który nie pobierając pensji, zrobił na niego satyrę i chełpił się, że nieumiał pochlebiać. Był to nakoniec dwór, na którym widziano tylko uczty, karuzele, gdzie wszyscy dworzanie robili wiersze; ja sam nawet zacząłem pewnego dnia rymować, i podpisywałem się na elegjach: nieszczęśliwy Tyrsys.
VI.
Znajdował się w tymże czasie pewien Wojewoda, pochodzący z świetnego i sta
rożytnego rodu, bogatego jak mina solna lub srebrna (), a dumnego jak gdyby z mózgu króla bogów był zrodzony. Dostojność rodu jego tak była wysoką, i tak ogromne posiadał bogactwa, iż nie wielu z panów równać się z nim mogło. Lubił przyglądać się skarbom swoim, i przewracać starożytne pergaminy; co mu tak dalece zawróciło głowę, iż mniemał, że sobie winien był tę całą zasługę.
Małżonka jego inaczej myślała: trzydzieści lat od niego młodsza, codziennie bardziej przykrzyła sobie władzę mężowską, i po ukrywaniu przez czas niejaki wzruszeń serca, po nadziejach, obawie, kilku łzach żegnających cnotę i kilku niespokojnych marzeniach, spojrzenia młodzieży warszawskiej, serenady i bale, sprowadziły powoli te szczęśliwe wypadki, które najobojętniejsze rozczulają kobiety.
() "Porównanie to (mniema Lord Byron) może nie będzie niewłaściwem w ustach mieszkańca Polski, kraju którego głównem bogactwem są kopalnie soli. "
VII.
Byłem naówczas pięknym paziem: w siedmdziesiątym roku powinno mi być wolno powiedzieć, że w wiośnie życia mego mało się znajdowało ukształconych już mężczyzn i młodych trzpiotów, czy to z wiejskiego czy z rycerskiego stanu, którzyby w sztuce podobania ze mną ubiegać się mogli. Miałem siłę, młodość i wesołość, twarz inną od tej jaką dziś u mnie widzicie; była ona równie przyjemną naówczas, jak dzisiaj jest posępną i dziką. Lata, zmartwienia i wojenne trudy, pomarszczyły to czoło i zatwardziły duszę moją. Ach! jakżeby trudno było tym co mnie niegdyś widzieli, rozpoznać mnie teraz ! Zmiany te dotknęły mnie nierównie wcześniej jeszcze, nim starości podobało się. mą twarz poorać, gdyby albowiem moc moja, odwaga i śmiałość straciły ten pierwszy ogień, nie widzielibyście mnie w tej chwili, opowiadającego wam powieści pod dębem, bez innego okrycia nad to niegwiaździste niebo.
Lecz mówmy dalej: Piękność Teresy... zdaje misie, ze ją widzę postępującą przedemną, obok tego kasztana; tyle wspomnienie jej przytomnem iest jeszcze memu serca!
Nie zdołam iednakże znaleść wyrazów, któreby mogły odmalować wam wdzięczną jej kibic: miała ona to czarne oko piękności azjatyckich które sąsiedztwo z Turcją naszym Polkom nadaje; wypływało z niego miłe światło podobne do pierwszych promieni xiężyca w nowiu: miłością tchnące, omdlewające i żywe razem spojrzenia jej przypominały tych świętych męczenników, którzy umierając w męczarniach, wznosili ku niebu zachwycone oczy, jak gdyby śmierć rozkoszą dla nich była. Porównywałem często jej pogodne czoło z powierzchnią spokojnego jeziora, którą promienia słońca pozłacają; bałwany jego nie śmieją wydać szmeru, a niebo lubi się w jego kryształach przezierać. Rumieniec liców, jej usta różane...lecz cóż mam więcej powiedzieć? Kochałem ią naówczas, kocham ją dzisiaj ieszcze; w sercach takich jakiem jest moje, miłość zna tylko ostateczności.
Serca te kochają wiecznie, a zwodniczy cień przeszłości towarzyszy Mazepie aż do późnej siwizny.
VIII.
Ujrzałem Teresę i westchnąłem. Teresa nic nie rzekła, a jednakże mi odpowiedziała: znajduje się bowiem tysiąc poruszeń, tysiąc spojrzeń takich, które pojmujemy, lecz nie zdołamy opisać. Są to mimowolne uczucia iskierki, które wydobywając się z duszy miłością rozognionej, tworzą między dwoma kochankami dziwne i tajemnicze porozumienie: są to ogniwa tego pałającego łańcucha, który pomimo woli prawie łączy; dwa serca, i który jak kruszec elektryczny służy za przewodnika ich wzajemnym płomieniom.
Ujrzałem ją i westchnąłem... opłakiwałem miłość moją z daleka od jej przedmiotu, a nieśmiałość nie dozwalała mi przybliżyć się do niego. Nakoniec, zostałem jej przedstawiony, i mogliśmy czasem rozmawiać z sobą bez wzbudzania podejrzeń. Ileż razy czułem obok niej się znajdując pra
gnienie słodkiego uczuć moich wynurzenia! ileż razy zamiar ten układałem! lecz wyrazy konały zawsze na drżących ustach. Pewnego dnia nakoniec... jest jedna gra płocha służąca do rozrywki.... zapomniałem już jej nazwiska; lecz przypadkiem iakimś graliśmy w nią pewnego razu: małom się troszczył równie o wygraną, jak o przegraną; dosyć iuż dla mnie było, żem się tak blisko niej znajdował, żem słyszał, żem widział tę, którą tak czule kochałem. Strzegłem jej jak straż niespokojna; (oby nasza równie czujną być mogła tej nocy!) Teresa zamyśla się; zapomina że się grą zabawia, i przestają ją cieszyć albo zasmucać rozmaite szczęścia koleje; nie porzuca iednakże gry, jak gdyby ją przywiązywała do tego mieysca tajemna rozkosz raczej, aniżeli chęć pokonania przeciwnika. W umyśle moim jak światły promień myśl nagła zabłysła; zdawało mi się, żem czytał cóś w jej wejrzeniu, co zapewniało że mi nie dozwoli, abym umarł z rozpaczy, i niespodzianie wyznaję jej w wyrazach niezrozumiałych.... słaba moja wymowa była jednakie słuchaną; to dosyć dla mnie: ko
bieta która raz pierwszy słucha, słuchać będzie i drugi raz przyjemnych wyrazów; serce jej nie jest z lodu, a od pierwszego nieprzyjęcia oświadczeń odwołać się jeszcze można.
IX.
Kochałem i doznawałem wzajemności. Powiadają, ze ty Królu nigdy nie znałeś tych słodkich słabości; jeśli to prawda, skrócę opowiadanie moich cierpień i mego Szczęścia; zdawałaby ci się równie niepodobnem do prawdy jak niepotrzebnem; lecz nie wszyscy ludzie zdolni są, nad swemi panować namiętnościami, tak jak ty Królu nad niemi i nad ludami panujesz. Go do mnie, jestem albo raczej byłem monarchą, naczelnikiem wielu tysiąców żołnierzy, których w najstraszniejsze mogłem wieść niebezpieczeństwa; lecz nigdy chlubić się nie mogę, iżbym miał tęż samą władzę nad sobą samym jaką nad innymi miałem.
O lube przeznaczenie szczęśliwego kochanka '. niestety! pomyślność jego zamienia się prędzej lub później w nieszczęście! Wi
dywałem Teresę potajemnie, a godzina umówiona zbyt Wolno zawsze na przekorę mojej niecierpliwości nadchodziła. Dni, nocy niczem dla mnie niebyty; tę tylko roskoszną liczyłem godzinę; niestety ! już nigdy chwil podobnych nie znałem ! Całąbym oddał Ukrainę, gdyby choć jedna taka powróciła: oddałbym całą sławę moją aby być jeszcze paziem, szczęśliwym paziem, który tylko nad jednem panował sercem, który tylko swój miecz posiadał, i którego wszystkie skarby ograniczały się na tych darach natury, młodości i zdrowiu. Tajemnicza godzino naszych schadzek! mówią, ie skrytość pomnaża ich wdzięki: co do mnie, nie wiem o tem; lecz poświęciłbym życie nawet, gdybym mógł raz chociaż nazwać Teresę imieniem małżonki mojej w obliczu nieba i ziemi, kiedy tak często ubolewałem żem ją tylko ukradkiem widywać musiał.
X.
Tysiące oczu śledzą kochanków: wszystkie spojrzenia ciekawości zwrócone były na
nas. Nakoniec podczas jednej pięknej nocy, ludzie przekupieni dla śledzenia kroków naszych, napadli nas i mnie porwali.
Wojewoda pienił się z wściekłości. Byłem bez broni; lecz nawet z orężem, od stóp do głów uzbrojony, czyżbym się tak wielkie'] liczbie oprzeć zdołał? Byli my blisko jego zaniku, z daleka od miasta i od wszelkiej pomocy, a dzień zaledwie świtać zaczynał. "Ostatnie to już zapewne będę widział słońce, mówiłem sam do siebie; nadeszła moja ostatnia godzina. " W czasie kiedy mię prowadzono do zamku, polecałem się opiece Matki Boskiej, westchnąłem do świętych pańskich, i spokojnie dalszego oczekiwałem losu... Nigdym się niemógł dowiedzieć co się stało z Teresa; żyłem odtąd w niezmiernem od niej oddaleniu.
Wojewoda, jak sobie wystawić można, nie był łagodnym w zapale gniewu; a w tem zdarzeniu gniew jego nadto był sprawiedliwy; lecz najwięcej dręczyła go obawa, aby przypadek który mu się wydarzył nie miał wpływu na jego potomstwo. Nie mógł on pojąć, aby taka zniewaga mogła spotkać jego szlacheckie herby; on, co się za
najzacniejszego w familji i za najpierwszego z ludzi uważał, mniemał, że takim również winien być w oczach wszystkich, a mianowicie w moich. — "O nieba! paź nikczemny!!!... Nie podobna jest odmalować wściekłości jego: aż nadto mocno uczułem jej skutki.
XI.
— "Niechaj tu przyprowadzą konia!" zawołał. Przyprowadzono go. Byłto prawdziwie dzielny biegun, zrodzony w Ukrainie, którego członki zdawały się być szybkością myśli obdarzone; lecz jeszcze dziki, tak dziki jak leśny daniel: dzień dopiero upłynął jak był ujęty i nigdy nie poczuł ostrogi ani wędzidła. Przyprowadzono przedemnie to dziecie stepów z najeżoną grzywą, zuchwale opierające się, i okryte pianą z wściekłości i przestrachu. Przedajni ci ludzie przywiązują mnie na nim postronkami, i zaciąwszy go nagle biczem, na wolność wypuszczają... Pędzimy;.. potoki mniej są szybkie i mniej gwałtowne.
XII.
Pędzimy; zaledwie oddychać mogłem. Nie widziałem w którą stronę kierował się rumak; szary pomrok nie ustąpił jeszcze słońca promieniom; ostatnie dźwięki głosu ludzkiego które uderzyły moje ucho, były odgłosy nieprzyjacioł moich, od których z daleka byłem unoszony. Wiatr przynosił aż do mnie wrzaskliwe okrzyki ich okrutnej radości. Rozjątrzony i zapamiętały, usiłowałem obrócić się do nich. Zerwałem postronek, którym przywiązano mi głowę do grzywy końskiej, i na wpół się podnosząc, przesłałem im przekleństwa moje, których w pośród głośnego pędu konia, może nie słyszeli, albo słyszeć nie chcieli. Żałowałem tego, gdyż pragnąłem im odwzajemnić te podle zniewagi. Prawda, żem ich ukarał za nie w kilka lat później, kiedy z tego zamku, z jego zwodzonego mostu i wzniosłych szańców, nie pozostał jeden kamień, jedna brama, jeden rów i jedna kobylica. W polach Wojewody nie ujrzanoby jednego krzaczka trawy, oprócz tej co rośnie na brzegu muru w mieyscu gdzie się
znajdował kamień ogniska. Możnaby tam przejść tysiąca razy nie domyślając się nawet, aby kiedy w tem miejscu mógł istnieć obronny zamek. Widziałem jego gorejąca wieże i walące się wśród kłębów dymu blanki; widziałem ołów lejący się deszczem Ognistym ze szczytu spłonionych i poczernionych dachów, których grubość nawet nie mogła od mojej zemsty zasłonić. Nędznicy ci nie spodziewali się wcale, kiedy dla mnie męczarnie wymyślali, kiedy rzuconego jak promień błyskawicy na śmierć mię posłali, nie spodziewali się zapewne, że mnie ujrzą kiedyś wracającego na czele dziesięciu tysięcy konnych, dla podziękowania Wojewodzie za podróż do której odbycia mnie przymusił.
Okrutną sobie robili rozrywkę przywiązując mnie do dzikiego konia, którego mi ta przewodnika dali. I ja z kolei miałem roskosz pomszczenia się na nich, czas wszystko w równi stawia, idzie tylko o to aby sposobną upatrzyć chwilę: żadna potęga ludzka nie zdoła ujść długim czuwaniom i cierpliwości nieugiętego wroga, który jak
skarb drogi zachowuje pamięć zniewagi twojej.
XIII.
Pędziliśmy, biegun i ja, na skrzydłach wiatru, zostawiając za sobą wszelkie ludzi siedziby. Przerzynaliśmy powietrze jak te meteory, które błyszczą i znikają, kiedy ciemności nocne przedziela północna błyskawica. Niebyło grodu, nie było wioski na drodze naszej; ze wszystkich stron rozciągała się niezmierna płaszczyzna, którą czarny las ograniczał; i oprócz kilku baszt dawnych zamków dla zasłonienia się od napadów Tatarskich niegdyś wysławionych, nie mogłem śladu żadnego ujrzeć istnienia ludzi w tych miejscach. Przed rokiem, wojsko Ottomańskie przechodziło tędy, a na wszystkich błoniach zdeptanych kopytami koni Spahisów (), zieloność uciekała od krwią, zbroczonej ziemi; niebo było ponure i szarawe; głuchy wicher smutna dawał słyszeć jęczenie; chciałbym był odpowiedzieć na nie westchnieniem, lecz tak
() Konnica Turecka.
pędziliśmy szybko, ii ani westchnąć, ani modlitwy odmówić nie mogłem. Zimne krople mego potu rosiły ozdobną grzywę bieguna, który podwajał gwałtowność pędu; nozdrza iego parskały z przestrachu i wściekłości. Zdawało mi się niekiedy, że bieg swój zwolniał nieco; lecz nie; ciało moje lekkim tylko było ciężarem dla jego silnych bioder, i raczej drażniło go tak jak ostroga. Każde poruszenie która zrobiłem dla ulżenia nabrzmiałym i cierpiącym członkom, pomnażało jego zlęknienie i zapalczywość. Starałem się uspokoić go głosem moim, lecz ten był osłabiony, a pomimo tego nawet sprawiał w nim drżenie, jak gdyby bicza trzaśnięcie, za każdem odezwaniem się mojem, rzucał się jak na wojenny odgłos trąby. Tym czasem więzy moje broczyła krew z poranionego płynąca ciała, a usta piekące pożerało pragnienie.
XIV.
Przybyliśmy na brzeg lasu: był on tak rozległy, iż z żadnej strony nie można było widzieć jego granicy. Tu i owdzie wznosiły
się drzewa stare iak wieki, i których pnie niewzruszone nie ugięła by nawet wściekłość tych wichrów co wyją, w stepach Syberji, i wszystko niszczą w przechodzie swoim: lecz drzewa te oddalone były od siebie, a młode latorośle wznosiły się gęstemi krzakami pod zasłoną tych pniów odwiecznych. Krzewią te były w całym przepychu wiosennej zieloności; daleko jeszcze były te jesienne wieczory, które zaścielają ziemię liściami ubarwionemi martwą czerwonością, nakształt krwi broczące'] po bitwie wojowników zwłoki, kiedy noc zimowa rozpościerając mrozy swe nad ich niepogrzebionemi głowy, tak je ścięła i zkamieniła, iż sępy nadaremnie poszarpać by je usiłowały. Był to ręb obszerny, pośród którego wznosił się gdzie niegdzie ponury kasztan., dąb rozłożysty i piramidalna jodła. Szczęściem dla mnie, że tak jedne od drugich oddalone stały; gałęzie ich dozwalały mi łatwego przejścia i nie kaleczyły mych członków. Miałem tyle jeszcze mocy, iż mogłem znieść boleść z ran pochodzącą, a więzy tak mnie silnie ściskały, ia nie mogłem obawiać się spadnięcia. Prze
lecieliśmy iak wiatr, zostawiając za sobą krzaki, drzewa i wilków, których słyszałem biegnących naszym śladem. Goniły one nas w gromadzie tym niestrudzonym biegiem, który częstokroć morduje psów zawartość i zapał myśliwych. Nie opuściły nas nawet ze wschodem słońca. Spostrzegłem ich w niewielkiej odległości, skoro dzień zaczął oświecać lasy, a przez noc całą słyszałem, jak nas rączym pościgiem już z bliska doganiały. Ach! jeśli już umrzeć trzeba było, jakżebym pragnął, uzbrojony mieczem lub dzidą, zginąć pośród tych nieprzyjaciół, lecz przed skonaniem kilku z nich przynajmniej trupem położyć ! Kiedy koń z miejsca ruszył, nie żądałem aby do kresu biegu swojego przybył, a w tej chwili nie dowierzałem chyżości jego i sile. Próżna obawa! był on z rodu dzikich rumaków; równie szybki jak daniel między górami, szybciej pędził aniżeli spada śnieg bielisty przed drzwiami rolnika którego w chacie zatrzymuje. Coraz bardziej rozogniony, bardziej złakniony, zagniewany był jak dziecie, któremu co odmawiają, a
bardziej rozdrażniony jak wymyślna kobieta, która się złością uniesie.
XV.
Przebyliśmy las nakoniec. Słońce już połowę swojego odbyło biegu; powietrze jednak było zimne, chociaż już. Czerwiec się zaczął. Może też krew ścięła się w żyłach moich. Ciągłe boleści osłabiają najmężniejszego człowieka; nie byłem ja tem naówczas czem się dziś być wydaję, lecz gwałtowny iak potok zimowy, ieszczem nie znał przyczyny uczuć moich, a już się one objawiały. Wściekłość i zgroza, męczarnie pokaleczonych członków, zimno, głód, wstyd i rozpacz żem się widział tak związanym i nagim na dzikim biegunie, czyż nie były dostatecznemi do znękania wycieńczonego ciała ? Cóż było dziwnego żem uległ na chwilę pod ciężarem tylu skojarzonych nieszczęść? Pochodziłem prócz tego z familji w której krew łatwą była do wzburzenia, i której zajadliwość podobną jest do zajadliwości węża, nierozmyślną zdeptanego nogą. Ziemia zdawała się uciekać
przedemną, a niebo do koła mnie obracać. Mniemałem co chwila, że bliski jestem spadnięcia; lecz niestety! więzy zbyt mocno mnie ściągały. Serce było ściśnione, głowa W zawrocie, a bicie pulsów podwajało swą szybkość, albo nagle ustawało na skroniach. Niebo zdawało mi się być kołem w nieustannym ruchu; drzewa chwiały się jak ludzie napojem odurzeni. Nagłe zaślepienie pozbawiło me oczy blasku dziennego. Umierający nie doznaje okrutniejszego konania jak ja w tej chwili doznawałem. W przeraźliwych cierpieniach czułem jak ciemności zgęszczały się przed wzrokiem moim i rozpraszały się, aby znowu powrócić; nadaremnie usiłowałem odzyskać światło i obudzić zdrętwiałe zmysły; byłem jak nieszczęsny żeglarz po rozbiegi do wątłej przyczepiony deski, którą Wały wznoszą i pogrążają, ku brzegowi pustemu popychając. Życie moje podobne było do tych mniemanych błyskawic, które w pierwszych napadach gorączki zajaśnią nagle zamkniętym oczom naszym w śród nocy, i nagle znikną. Życie to było już jakby wygasłe; boleści moje zdawały się ukojone; lecz do
znawałem nieszczęsnego pomięszania dotkliwszego jeszcze niżeli cierpienia same, Będę go się raz jeszcze lękał doznawać, wyznać muszę, kiedy mnie śmierć do siebie przywoła. Mniemam jednakże, iż się znajdują sroższe jeszcze położenia, przez które przechodzić nam trzeba, zanim się w proch obrócimy; lecz mniejsza o to, zawszem z odwagą oczekiwał śmierci; nie zadrżę przed nią nigdy.
XVI.
W tem nagle zmysły powracają we mnie; gdzież iestem ? czuję wrażenie zimna; lecą cięgle zostaję w otrętwieniu, zlodowaciały; za każdem poruszeniem życie orzeźwia członki moje, aż wreszcie nagły dreszcz pogrąża mnie w nowych konwulsjach, i zgęszczoną, zciętą krew aż do serca cofa. Straszliwy odgłos słuch mój uderza; wzrok powraca chociaż przyćmiony, i tak jak przez gruby kryształ oglądam przedmioty; zdaje mi się, że słyszę szum wałów; poznaję również niebo zasiane gwiazdami. Nie był to. sen: koń przebywał rzekę, której
bałwany na szerokiem rozpościerały się łożysku. Znajdujemy się na środku, i zmierzamy ku nieznanemu i samotnemu brzegowi. Dotknięcie wody przecina głuche boleści moje, a zdrętwiałe członki czerpają W tej rzece dobroczynną chwilową siłę. Biegun walczy zuchwale z wałami, które się roztrącają o Szerokie iego piersi. Dosięgamy śliskiego brzegu, jak portu ocalenia, który mało ceniłem, gdyż wszystko ze mną było zimne i przerażające, a przed sobą nic więcej prócz ciemności i okropności nie widziałem, Ile przebyłem godzin dnia albo nocy w tej przerwie męczarni moich, tego oznaczyć nie moge; zaledwiem wiedział że żyłem jeszcze.
XVII.
Rumak pnie się na brzeg wysoki, który odpychać się go zdaje. Włos jego i grzywa połyskują się wodą przemokłe, drżą członki, a z boków gęsta wychodzi para. Niezmierna płaszczyzna rozciąga się daleko w ciemnościach nocy, a oko nie zdoła zmierzyć jej przestworu podobnego do tych
przepaści, jakie nam marzenia przedstawiają we śnie. Xiężyc, który się po prawej stronie ukazał, odkrył mi tu i owdzie kilka białawych przestrzeni, i kilka kęp czarnej trawy w niewyraźnych massach w pośród tej ponurej pustyni rozrzuconych. Lecz nic nie mogłem dojrzeć wyraźnie, coby mi wskazać mogło najmniejszą chatkę; żaden połysk chwiejący się i daleki gościnnego światła, ani nawet błędny ognik, coby się z mojej boleści natrząsał. Ach! len połysk zwodniczy jeszczeby mnie był uradował; pośród cierpień przypomniałby mi przynajmniej ludzi siedliska.
XVIII.
Tym czasem siły bieguna słabieć zaczynały; wlókł się już tylko powolnie, i chwiejące się nogi zaledwie unieść go zdołały; słabe dziecie dosyćby było silne aby nim powodować. Niestety! i cóż mi z tego, że koń mój nie był już więcej nieuskromionym? więzy ciągle mię przytrzymywały, a choćbym nawet wolne miał członki, słabszym bym jeszcze był od niego.
Chciałem jednakże próbować, czyli nie stargam postronków które mię krępowały, lecz tylko mocniej je ściągałem i pomnażałem cierpienia; ale przynajmniej ta podróż boleśna bliską już była końca.
Kilka promieni przebijających obłoki oznajmiły wschód słońca. O jak wolno wschodziło ono dla mnie! Zdawało mi się, ze dzień już nigdy nie zajaśnieje po tych pierWszych promieniach, które zwolna rozpraszały ciemności nocy. Ileż obwiniałem lenistwo tej świetnej gwiazdy, kiedy horyzont barwił się od strony wschodu piękną purpury powłoką, i gwiazdy znikały za ubliżeniem się rydwanu monarchy światła, który sam jeden miał przebiegać niebieską drogę.
XIX.
Ukazał się nareszcie na horyzoncie, a wyziewy wznoszące się przed tą obszerną pustynią znikły na jego widok. Niestety ! i cóż mi przyszło z tego żeni raczej tę niezmierną równinę nie zaś rzekę lub lasy przebywał? Żaden ślad ludzi lub zwierząt
nie ukazywał się na tej dzikiej ziemi; powietrze nawet było samotne i milczące. Nie słyszałem żadnego owadu brzęczącego na murawie; żaden ptak poranny nie witał dnia powrotu schroniony pod liściami. Biegun, dysząc, jak gdyby bliskim już był śmierci, przebiegł jeszcze werst kilka, i wszędzie panowała samotność i cisza. Zdawało mi się nakoniec, żeni słyszał rżenie wychodzące z czarnego jodłowego lasku. Wątpiłem na chwilę, czy nie wiatr buczał pomiędzy gałęziami; lecz nie: widzę nadbiegające stado koni; zbliżają się, liczny tworząc zastęp. Chciałem krzyk wydać, lecz usta moje milczały. Konie pędzą ku nam z śmiałością: lecz jakież ręce powodują ich wędzidłem? tysiąc rumaków, a żadnego nie widać jezdca. Ogony ich wiatr unosi; żadna ręka nie dotknęła nigdy ich pyszne'] grzywy; nigdy szerokie ich nozdrza nie poczuły uzdy; munsztuk nie zakrwawił nigdy ich wargi, nogi nie znają podków; nigdy bicz ani ostroga nie skaleczyły ich boków. Jest to tysiąc koni swobodnych i dzikich jak wały toczące się po oceanie: ziemia tętni pod ich szybkiemi kroki, tak
jak grzmotu powtórzone odgłosy. Biegną na nasze spotkanie. Zbliżenie ich nadaje niejaką! władzę bezsilnym nogom tego, który mnie niesie; zdaje się, że ma wyskoczyć z radości; odpowiada im słabem rżeniem i pada..... Przez kilka chwil drgają jeszcze wszystkie członki; lecz źrenica zaciemnia się nakoniec i martwieje; a pierwszy podróż jego jest razem ostatnią jego podróżą; tężeje i ostatnie wydaje tchnienie,
XX.
Tymczasem stado braci jego stepowych ubliżyło się; słyszeli oni ostatnie jego tchnienie. Zwierzęta te zdają się być zdziwione widokiem człowieka przymocowanego na jednym z ich towarzyszów skrwawionemi więzami. Zatrzymują się.....drżą.....oddech ich zdradza niespokojność, biegają przez chwilę tu i owdzie, przybliżają się jeszcze, cofają, i obracają się na wszystkie strony. Nagle, wiedzione przez tego który patrjarchą stada być się zdawał, i którego maść hebanową żadna biała nie szpeciła plama, wierzgają, i pryskając nozdrzami pianę,
uciekają ku lasowi zlęknione przez sam instynkt widokiem człowieka.
Zostawiają mnie mojej rozpaczy, zawsze przywiązanego do trupa nieszczęśliwego bieguna: ach! przynajmniej nie czuł on już ciężaru, który był śmierci jego przyczyną, a od którego próżnobym go chciał był uwolnić. Nieruchomi, leżeliśmy obadwa na ziemi, umierający na tym który już żyć poprzestał. Nie spodziewałem się, aby ciało moje bez schronienia i bez innej zasłony nad martwego trupa, mogło żyć jeszcze przez dzień jeden.
XXI.
Od rana aż do zmroku zostawałem w tem smutnem położeniu, licząc z boleścią upłynione godziny. Tyle jeszcze właśnie było we mnie życia, iż mogłem widzieć gasnące ostatnie słońce, które mnie miało oświecać. Miałem już to rozpaczające przekonanie, które w nas wlewa pewien rodzaj odwagi przeciw ostatniej i najokrutniejszej bojaźni, kiedy nas wiek ostrzega, że jej umknąć nie można, i czyni z niej niejako dobro
dziejstwo, które niemniej przeto jest miłem jakkolwiek późno nas spotyka. Obawiamy się go jednakże, i unikamy z taką usilnością jak prostych sideł, od którychby nas roztropność zasłonić mogła. Pragniemy go i błagamy onie niekiedy, częstokroć nawet na ostrzu szpady go szukamy. Ale smierć niemniej dla tego smutną jest i okropną nawet w nieszczęściach do zniesienia niepodobnych. Nigdy jej dobrze nie przyjmujemy, pod jakąkolwiek bądź postacią nam się ukazuje.
XXII.
Dziwna rzecz, że dzieci roskoszy, ci którzy do zbytku używali przyjemności stołu, wina i wszystkich korzyści jakie dają bogactwa, dziwna rzecz, że ci rozstają się z życiem spokojnie i bez żalu, spokojniej nawet niekiedy, aniżeli ten którego nędza była udziałem. Śmiertelnik od szczęścia polubiony, który kosztował wszystkiego co tylko ziemia najpiękniejszego i najroskoszniejszego zawiera, niczego się już niema spodziewać, i niczego już nie żałuje. Nie
szczęśliwy ma jeszcze nadzieję, że się mogą skończyć nieszczęścia jego; a śmierć, którąby jak przyjaciółkę przyjmować powinien, jest tylko w jego oczach zawistnym wrogiem, który mu nie dozwala zebrać owoców nowego raju, jakiego się na ziemi spodziewał. Dzień nadchodzący był moie dniem przeznaczonym na osłodzenie jego boleści i wzniesienie go z nikczemności; byłby to może dzień pierwszy, któregoby nie przeklinał, byłby to może początkiem lat nowych, których blask byłby iego smutek rozproszył. Dzień ten wynagradzający za wszystkie chwile strawione na jęczeniu, dzień ten byłby mu dał władzę rządzenia, zaślepiania, ukarania lub oszczędzenia nieprzyiacioł: trzebaż, aby ten dzień zabłysnął dla jego obrzędu pogrzebnego!
XXIII.
Słońce już zachodziło, a ja nie miałem nadziei ocalenia. Sądziłem się być przeznaczonym na to, abym zmięszał popioły moje z popiołami zimnego trupa do którego przywiązany byłem. Zaćmione oczy moje po
trzebowały śmierci. Zwróciłem ku słońcu ostatnie wejrzenie, i pomiędzy mną i słońcem postrzegłem kruka niecierpliwie na mój zgon oczekującego, aby mógł zacząć ucztę swoją. Unosił się nad nami, siadał opodal, i znowu się unosił. Widziałem skrzydła jego rozpostarte nad moją głową przy świetle wieczornego pomroku, i nawet tak bardzo się zbliżył do mnie, iżbym go mógł uderzyć gdybym był miał do tego siłę; lecz lekkie ręki poruszenie, lekko wzniesiony piasek i nakoniec konające brzmienie, które mało podobne do głosu, z trudnością z ust moich wyszło, wszystko to połączone, dostatecznem było do przerażenia go i zatrzymania w oddaleniu.
Niewiem co się dalej stało: ostatnie marzenie moje, jest dla mnie nie jasnem wspomnieniem świetnej gwiazdy, która przyjemnie na siebie ściągnęła mój wzrok w oddaleniu, i zbliżała się ku mnie jak miłe i drżące światło. Przypominam sobie jeszcze uczucie zimne, przykre i pełne pomięszania, jakiegom doznał kiedy do zmysłów wracałem; przypominam spokojność śmier
ci która po niem nastąpiła, a nakoniec lekki powiew co mnie na nowo ożywił; przypominam krótkie uczucie swobody, ciężar lodowy przyciskający serce moje, kilka iskierek światła, które zabłysły w mych oczach, boleśne westchnienie, przyspieszony ruch piersi, dreszcz nagły, westchnienie, i nic więcej.....
XXIV.
Ocknąłem się.....gdzież jestem? czyż to twarz ludzka w moją się wpatruje?... czyż to dach użyczający mi swojej zasłony ? czyż na posłaniu spoczywają moje członki?... Czyliż się wreszcie w izbie znajduję?... to oko tak życzliwie we mnie wlepione jestże okiem śmiertelnem?...Zawieram powieki, w wątpliwości, czy moja ostatnia męczarnia już się skończyła.
Młoda dziewczyna z rozpuszczonemi włosami i wysmukłej kibici, przypatrywała mi się o ścianę chatki Oparta. Za pierwszym do zmysłów powrotem, uderzony zostałem żywym blaskiem jej czarnych nieco dzikich oczu, których nie spuściła ze mnie.
I ja spoglądałem na nią, dla przekonania się czy jeszcze żyłem i nie stałem się pastwą sępów. Skoro młoda Kozaczka ujrzała mię otwierającego ociężałe powieki, uśmiech okrasił jej usta. Chciałem do niej przemówić, lecz usta nie dozwoliły. Zbliżyła się i palec do ust przykładając, dała mi znak, iż jeszczem nie powinien przerywać milczenia, lecz czekać, aby wzmocnione siły dały głosowi swobodne przejście; po czem położyła rękę na mojej ręce, uniosła nieco z pod głowy mojej, a oddalając się na palcach, uchyliła lekko drzwi, i półgłosem wymówiła słów kilka. Nigdy muzyka nie wydała mi się równie miłą; szmer nawet lekkiego jej chodu miał jakąś w sobie harmonję. Ci których przyzywała nie odezwali się; wyszła więc zupełnie z izby, lecz wprzód rzuciła na mnie inne wejrzenie, i dała mi znak inny, jak gdyby chcąc mnie zapewnić, że się niczego nie miałem obawiać, że wszystko w tych mieyscach było na moje rozkazy, i że niedaleko odchodziła i wkrótce powrócić miała. Skorom ją stracił z oczu, przykrość jakaś dała się czuć w samotnej duszy mojej..
XXV.
Powróciła z ojcem i z matką swoją... Lecz cóż mam więcej powiedzieć? Niebędę was trudził opowiadaniem przygód jakie mi się. między Kozakami wydarzyły. Znaleźli mnie oni bez życia na równinie, i zanieśli do najbliższej chaty, przywracając życie temu, który ich władcą miał być kiedyś.
Tak więc szaleniec który wyszukiwał męczarni, aby lepiej nasycił zemstę swoją, posłał mnie między stepy, związanego, nagiego i krwią zbroczonego j nie przewidując, że mi tam niebo tron gotowało... I któryż śmiertelnik odgadnie przyszłe przeznaczenie swoje?.....Zamknijmy serca nasze bezpożytecznej rozpaczy! Jutro Borysten może jeszcze widzieć rumaki nasze pasące się spokojnie na brzegu Ottomańskim.....Nigdy niebu nie będę wdzięczniejszem sercem dziękczynienia składał, jak kiedy wały Borystenu będą nam służyć za zaporę przeciwko nieprzyjaciołom, "Towarzysze, dobra noc!"
To mówiąc Hetman położył się pod dębem na liściowem łóżu, które sam sobie przygotował. Posłanie to nie było ani twarde, ani nowe dla niego: mało on dbał o mieysce, o godzinę w której go sen nacisnął. Zasypia... Jeśli wam dziwno, że Karól zapomniał mu podziękować za jego opowiadanie, Mazepa tem się nie dziwił: Król już spał od godziny.
PARYSINA
POWIEŚĆ HISTORYCZNA.
PARYSINA
POWIEŚĆ HISTORYCZNA.
* * *
.
Oto godzina w której słowik melodyjnym pieniem gaj napełnia: a kochankowie zcicha tkliwe powtarzają przysięgi. Tchnienie wietrzyku, szmer wody, zachwycają samotnego dumań miłośnika; kwiaty kąpią swe wdzięki w lekkich kroplach rosy; wszystkie gwiazdy wystąpiły na niebios przestrzenie, których błękit w wodach się odbija. Cień posępniejszy przyćmił barwę liści.
Na niebie panuje ta światłość szarawa, tak łagodna i czysta, towarzysząca dnia schyłkowi, gdy zmrok już zniknąć ma przed xiężyca promieniem.
.
Ale czy dla przysłuchania się szumowi wodospadu, Parysina zamek Estów opuszcza? Czy dla przypatrzenia się niebieskim światłom, zapuszcza się w cienie nocy? Zatrzymujeż się pod gajem, aby zerwać kwiat świeżo rozwiniony? Nie; nie słucha ona słowika, chociaż ucho jej również słodkiego oczekuje głosu. Ktoś przez gęste przedziera się zarośle. Bladość czoło jej powleka, serce pośpieszniej bije. Głos jakiś słodko ją woła przez liście szumiące. Rumieniec na lice jej powraca, i serce się ściska. Chwila jeszcze; a będą razem: otóż on; kochanek przy nogach jej klęczy.
.
Cóż ich obchodzi świąt i wszystkie odmiany, które czasu zmienność za sobą wiedzie? Ożywiające go istoty, ziemia, niebo, niczem są dla serc ich i oczu. Obojętni, iak ci, co już przeminęli, dla wszystkiego co ich otacza, dla wszystkiego co pod ich stopy, po nad ich głowami istnieje, jak
gdyby natura cała martwą była, oddychają jedno tylko dla drugiego; westchnienia ich nawet pełne są lubości. W tak głębokim zatonęli upojeniu, że gdyby pałające to obłąkanie stopniami nie stygło, serca ich własnym spłonęłyby ogniem. Myśl o występku, myśl o niebespieczeństwie, nie przychodziż słodkiego ich zakłócić marzenia? Ach! ten komu miłość znana doświadczył, że w tych chwilach urocznych wahania lub bojaźni? pomyślałże o ich krótko trwaniu? Niestety! iuź daleko uleciały! Obudzamy się pierwej nim pojmiemy, że sny nasze więcej się nie powtórzą.
.
Z łzawem okiem opuszczają przyjazne miłości ich schronienie; poją się nadzieją, ze się ujrzą jeszcze; przysięgli to sobie, a jednak tak są smutni, jak gdyby ostatnie wyrzekli pożegnanie. Światłość miesiąca, promienie na czole Parysiny; drży, iż kiedyś napróżno błagać będzie przebaczenia niebios; gwiazdy zdają się jej oskarżającemi świadki. Częste westchnienia, długie
uściski, usta rozdziałowi nieposłuszne, wszystko ich w gaju tajemniczym zatrzymuje; ale konieczność woła, trzeba się oddalić. Ścisnęły się, zadrżały ich serca; przeszył ich dreszcz zimny, obwieściciel czynów występnych.
.
Hugo na samotne swoje udał się łoże, gdzie żądze jego przywołują jeszcze małżonkę innego. Na ufnym sercu męża, Parysina występną swoją składa głowę; lecz pałające obłąkanie spoczynek jej zakłóca. Miotające nią sny żywym zapłonieniem powlekły jej lice: powtarza imie; którego we dnie wymówićby nie śmiała, i przyciska męża do serca, które w tej chwili dla innego bije: budzi się na te tkliwe uściski, i szczęśliwy pomysłem; mniema że iak dawniej, wznieca westchnienia i pieszczoty; w zachwycającym błędzie iuż łzy miłośne gotów jest wylewać nad tą, która we śnie nawet go uwielbia.
.
Ściska Parysinę, i baczne skłania ucho na jej przerywaną mowę; słyszy...Nagły
przestrach zgromił serce xiążęcia Azy, iak gdyby usłyszał głos anioła wskrzesiciela.
O czemuż raczey nie nastąpił iuź ten dzień straszliwy! Nie, okropnieyszym nie będzie głos, któren wstrzęsie groby i zbudzi go na wieczne niezaśnienie, przywołuiąc przed tron Odwiecznego. Stało się, znikło iuż szczęście iego na ziemi. Imie, które uśpiona powtarza Parysina, świadczy iey zbrodnięi hańbę Azona, Jakież to imie rozległo się w iego uchu i rozdarło duszę, iak wał ryczący co o brzeg wątłą rzuca nawę, i roztrąca o skały nieszczęśliwego rozbitka? Jakież to imie, iakie ? Imie to Hugona, imie iego syna! Mógłże kiedy mniemać? Hugona, dziecięcia kochanki iego młodości, słabey, ufney Bianki, wylaney całkiem dla xięcia, któren nigdy mężem iey być nie mógł.
VII.
Porwał Azo ręką za sztylet; lecz wsunął go nazad w pochwę nawpół nawet nie dobywszy. Niegodną iest ona życia; lecz mógłżeby zabić kobietę tak piękną, która uśmiechała się śpiąc na iego łonie? Nie
chce nawet snu iey przerwać; lecz wlepia w nią spoyrzenie, któreby ią śmiertelnem zimnem przeszyło, gdyby budząc się z uśpienia, przy blasku lampy uyrzała to Czoło oblane zimnym potem gniewu. Parysina umilkła; lecz śpi ieszcze, nie wiedząc że liczba dni iey policzoną została.
VIII.
"Gdy poranek zabłysnął, Azo wszystkich w zamku pyta, i zbyt oczywiste zbiera dowody, o tem, czego odkryć się lęka. Wszystko potwierdza mu obłąkanie Parysiny i hańbę iego. Służebne xiężny, długo. sprzyiaiące iey niewierności, chcąc zasłużoney uniknąć kary, całą winę zrzucaią na swą władczynię. Już to przestało być taiemnicą; naymnieyszego nie omiiaią szczegółu, któren potwierdzić może prawdę ich odkrycia. Strapionemu sercu Azona nic iuż dowiedzieć się nie pozostaie.
IX.
Azo zwłoki nie lubił. Potomek starożytney rodziny Estów, zasiadł na tronie
swoim, w radnym gmachu, otoczony panami swoiego dworu i służbą woienną. Przed nim stoią występni: oboie w kwiecie wieku. Nic nie wyrównywa piękności Parysiny. O Boże! potrzebaż aby syn stawał w obliczu oyca w łańcuchy okuty! Tak Hugo stanął przed swym rodzicem, któren w srogości gniewu swoiego, wyrzec ma wyrok na hańbę własną. Hugo bynaymniey nie zdaie się zatrwożony, chociaż usta iego posępne zachowuią milczenie.
X.
Również iak on milcząca, z licem bladością powleczonem, Parysina czeka spokoynie swego potępienia. Jakże zmieniona, ta którey pełne wyrazu spoyrzenia radość w sercach nieciły, którey naypotężnieysi Xiążęta pysznili się nieść swoie usługi, którey naypięknieysze kobiety ubiegały się naśladować głos słodki, wdzięczne ułożenie, wszystkie królowey swoiey powaby! Ach! gdyby oko iey wówczas łzę uroniło, tysiące zabłysłoby mieczy, tysiące w iey obronie stanęłoby rycerzy: każden dobiiał
by się zaszczytu zostania krzywd iey mścicielem. A teraz, co za zmiana! Mogłażby rozkazywać ? Byliżby posłusznemi dworzanie i rycerze? Wszyscy naygłębsze chowaią milczenie: z okiem w duł spuszczonem, z brwią zmarszczoną, ręce na piersiach założywszy, stoią iak martwi, powściągaiąc zaledwie na ustach uśmiech pogardliwy: Takowy obraz przedstawiali rycerze, panie, i dwór cały. Młody bohater iey wyboru, któren niegdyś niósł przed nią włócznię schyloną, którego ramie, gdyby wolnym był choć na chwilę, oswobodziłoby ią z życia własnego niebespieczeństwem; drogi Parysiny kochanek stoi przy iey boku, a ręce iego obciążają okowy; nie śmie spoyrzeć na te oczy, które mniey nad niedolą swoią płaczą, iak nad nieszczęściem swego współwinowaycy. Wczoray leciuchne żyłki zakreślały zaledwie ślad purpurowy na śnieżnych iey powiekach: dzisiay zbladle i zimne, zdaią się raczey cisnąć, niżeli ocieniać konaiące oczy, które ieszcze łzami się napełniaią,
XI.
Sam Hugo by nad nią płakał, gdyby celem nie był wszystkich spoyrzeń. Smutek iego przytłumiony; na ponurym czole błyska duma. Płoniłby się, gdyby zadrżał lub rozczulił się w obec tłumu; lecz nie śmiał spoyrzeć na Parysinę! Wspomnienie znikłych dni, iego występek, iego miłość, iego stan teraźnieyszy, gniew oyca, wzgarda ludzi cnotliwych, przeznaczenie iego na ziemi i w niebie, a szczególnie przeznaczenie uwielbioney: oto zaymuiące go myśli! Ośmieliż się przypatrzyć temu czołu, które smierć iuż dotknęła?.....O gdyby spoyrzeć się na nią ośmielił, wydarłyby się z iego serca zgryzoty, któremi sam siebie oskarża!
XII.
Azo głos podniósł: "Wczoray ieszcze, — mówił —pyszny byłem z moiey małżonki i mego syna. Sen ten zniknął dzisieyszego poranku. Nim dzień ten upłynie, nie będę mieć ani syna, ani żony. Niebo mię na
samotne i tęskne skazuie życie. Zgoda! niechay się los móy spełni. Któż łączące nas związki rozerwał? Nie ia bynaymniey. Lecz wyrok iuz wydany, katusza się gotuie, Hugonie i kapłan czeka na ciebie: póydziesz odebrać nagrodę twey zbrodni. Zegnam cię! wznieś modły twoie do nieba ! dopóki wieczorna nie zabłyśnie gwiazda, zostawiam ci czas pojednać się, ieśli podobna z Bogiem. Jego miłosierdzie samo tylko może cię oczyścić; lecz na całey ziemi nie masz mieysca, gdziebyśmy razem iednymże powietrzem oddychać mogli, Nie uyrzę skonu twoiego; lecz ty, kobieto niewierna, ty widzieć będziesz iak głowa iego upadnie. Zegnam cię, płoche i zdradzieckie serce! Nie ia, lecz ty sama rozlewasz krew Hugona. Przeżyy, ieźli zdołasz, widok którego cię świadkiem uczynię. Ciesz się życiem które ci daruię."
XIII.
Na te słowa, Azo twarz sobie zakrył. Żyły krążące po iego czole uderzyły gwałtownie, iak gdyby krew w nich zawarta
zatrzymana była przez chwilę. Schylił głowę, i drzącą rękę przesunął po oczach aby ie ukryć przed wzrokiem zgromadzenia. Hugo iednakże podnosi ku niemu okute swoie dłonie, i błaga o chwilę zwłoki aby mógł oycu odpowiedzieć. Xiąże zachowuie milczenie, lecz nie wzbrania się go słuchać: "Nie lękam się śmierci, widziałeś nie raz iakem rzeź przy twym boku szerzył: to żelazo, które nigdy w ręce moiey nie. użytecznem nie było; to żelazo, które mi twoie wydarły straże, więcey za ciebie przelało krwi, niżeli wytoczy iey miecz; moich męczarni. Dałeś mi życie, odebrać go możesz; iest to dar za któren ci bynaymniey wdzięczny nie iestem. Nie zapomniałem nieszczęść moiey matki: iey miłości wzgardzoney, iey zwiędloney sławy, i dziedzictwa wstydu które dziecięciu swoiemu zostawiła w puściznie; lecz zstąpiła ona iuż do grobu, gdzie iey syn, któren również twoim był synem i współzalotnikiem, nie zadługo z nią się połączy. Jey serce zakrwawione przez ciebie, głowa moia ścięta żelazem twoich siepaczy, zaświadczą w krainie zmarłych wierną czu
łość ku pierwszey kochance, i tkliwość oycowską. Prawda iżem cię obraził; lecz tylko zniewagę odpłaciłem zniewagą. Ta nowa małżonka, powtórna dumy twoiey ofiara, mnie przeznaczoną była. ! Aż nazbyt o tem, wiedziałeś! Uyrzałeś ią, zapragnąłeś posiadać iey wdzięki, i szydząc z moiego urodzenia, którego ohyda całkiem twoiem była dziełem, niegodnym mnie osądziłeś ręki Parysiny. Nie mogłem wprawdzie sprawiedliwych praw rościć do twoiego imienia, i zasiąść na tronie Xiążąt twoiego rodu. Lecz gdyby lat ieszcze kilka mi zostawiono, potrafiłbym imie moie daleko nad imie Estów świetnieyszem uczynić, i domagać się zaszczytów które sam tylko sobie byłbym winien. Miałem szablę!... Mam serce, które zdolne było zdobyć hełm również piękny, iak szyszak wieńczący skronie mocarzy ze krwi twoiey Często bardzo nienayznakomiciey zrodzony młodzieniec, nayświetnieysze zdobył ostrogi; a moie nie raz zapędziły rumaka daleko po za Xiążąt naywyższego rodu, gdym roztwierał nieprzyiacielskie szeregi z krzykiem straszliwym: Est i zwycięztwo!
Nie chcę bynaymniey popierać sprawy występku, ani żebrać u twey litości dni kilku, kilku godzin, gdy czas musi kiedyś koniecznie przeyść po nieczułych moich popiołach.
Dni okrutne, iak te które dla mnie płynęły, trwać długo nie mogły. Imie moie i urodzenie samą tylko podłość w sobie mieszczą, a pycha twoia nie raczyła zaszczycić takiego iak ia człowieka! W rysach moich iednakie poznać można ślad twarzy twoiey; a dusza moja; dusza całkiem od ciebie pochodzi. Tobiem to winien dzikość moiego umysłu. Tobie.....dla czegóż zadrżałeś? Tak iest. tobiem winien siłę moiego ramienia i ogień serca! Nie samo tylko nadałeś mi życie; namiętna moia dusza słuszniey oycem nazwać ciebie mi dozwala! Patrzay coć ziednała miłość twoia występna; niebo dało ci syna zbyt tobie podobnego. Nie iest to dusza nieprawego syna, ta dusza, która tak nieugięta iest iak twoia. Co do tchu życia któren mi dałeś, a któren tak wcześnie odbierasz, również go iak ty cenię, gdy zbroyni stalistym szyszakiem nie raz zapuszczaliśmy
nasze rumaki na krwawe wrogów trupy. Przeszłość iest niczem, przyszłość wkrótce do przeszłości podobną się stanie; lecz dałyby nieba żebym wówczas zgon znalazł był chlubny! Tyś sprawcą był nieszczęść moiey matki; tyś mi przeznaczoną wydarł małżonkę, Pomimotego czuie iednakże iż oycem moim iesteś; prawda iż straszliwy iest móy wyrok, sprawiedliwym iest iadnak, chociaż od ciebie pochodzi. Owocem byłem występku. Umieram haniebnie; kończę moie życie iak zacząłem. Błąd syna, był oyca błędem, obu ich w moiey karzesz osobie. Ja naywystępnieyszym wydaię się w oczach ludzi; lecz Bogu tylko sąd nad nami zostawiony. "
XIV.
Rzekł, i składaąic ręce brzęknął kaydanami, które ie okuwały. Brzęk łańcuchów boleśnie zraził uszy Wodzów w gmachu zgromadzonych. Lecz wkrótce wdzięki Parysiny wszystkie na siebie ściągnęły spoyrzenia. Mogłaż z taką spokoynością słucha wyroku śmierci kochanka, ona, która wszy
stkie nieszczęścia na iego zgromadziła głowę? Oczy iey zbłąkane, nie toczyły się po wszystkich stronach, ani też łagodne nie zakrywały ich powieki; lecz iakowaś mglista zasłona błękit ich przyciemniała. Widząc ią tak nieczułą, możnaby mniemać ze krew ścięła się lodem w iey żyłach; chwilami iednakże z pięknych tych oczu obfite łzy wypadały, łzy, iakich nigdy ieszcze śmiertelne nie uroniło oko.
Chciała przemówić, słowa na w pół brzmiące skonały na iey ustach, mieniąc się w głębokie westchnienie, które zdawało się ostatnim iękiem iey duszy zbolałej. Raz ieszcze spróbowała iakoweś wymówić wyrazy; lecz przedłużony tylko krzyk wydarł się z iey piersi, i padła iak posąg ztrącony ze swoiey podstawy; bardziey podobna do ciała którego nigdy nie ożywiało życie, lub do marmuru wyobrażaiącego żonę Azona, niż do tey piękney zbrodniarki, która całe swoie serce występney oddać mogła namiętności, a znieść nie potrafiła hańby i rozpaczy... Żyła ieszcze...Zbyt wcześnie wydarto ią tey przemiiaiącey śmierci, lecz rozum iey obłą
kał się na zawsze; Wszystkie iey zmysły rozdarło srogie boleści wysilenie, a umysł iey zburzony błahe tylko i bezładne wydawał myśli, podobnie iak cięciwa łuku deszczem rozwilżona, obłędne tylko wyrzuca groty. Obraz przeszłości zatarł się W iey pamięci, przyszłość gęste zaciemniaią mroki, które przedziera chwilami promień światłości, odkrywaiący całą iey okropność; tak wśród nocy burzliwey, rzadka błyskawica zasklni się w pustyni przed okiem zbłąkanego wędrownika.
Z taiemnym przerażeniem czuie, iż ciężar straszliwy serce iey przytłacza; to serca tak iest zimne i tak udręczone, iż poymuie że go cisną hańba i występek. Przypomina sobie, iż śmierć kogoś miała ugodzić; lecz kogo? zapomniała. Czy żyie ieszcze? iestże to ziemia, którą depce swoiemi stopy ? nieboż to po nad swoią głową spostrzega? ludzież to ią otaczaią, lub duchy piekielne, których ponure weyrzenia iey grożą, iey, dla którey niegdyś uśmiech wszystkie roziaśniał twarze? Wszystko iest pomięszane i nieodgadnięte dla iey duszy obłąkaney; Wszystko zdaie się iey nadziei i boiaźni
zamętem. Śmieiąc się i płacząc na przemian, lecz zawsze z wyrazem szaleństwa, mniema się w konwulsyinym śnie pogrążona: oby nie tak rychłym było iey przebudzenie !
XV.
Spiża dzwonów, poruszonych na siwey klasztoru wieży, rozlega się w przedłużonych brzmieniach, serce zasmucających. Już kapłani zanucaią pieśń dla mieszkańców grobowych, i tych co niezadługo w ziemi spoczną. Za duszę to zginąć maiącego człowieka, rozlegaią się hymny śmierci i pogrzebne dzwony; on teraz obok ziemskiego swoiego więzienia, zgina kolana przed kapłanem na gołey i zimney ziemi. O boleści! przed nim wznosi się rusztowanie; straże go otaczaią., a kat z obnażonym ramieniem, gotów spieszny i niezawodny raz zadać, ogląda ostrze swoiego miecza. Tłum się zbiega, i w niemey zgrozie widzieć przybywa syna, odbieranego śmierć na rozkaz oyca.
XVI.
Było to w piękny wieczór letni, w chwili gdy słońce zachodzi, którego światłość nie powinna była oświecić dnia tak straszliwego. Ostatni iego promień padł na głowę Hugona, właśnie gdy smutne swoie kończył wyznanie, i opłakując los swóy z wyrazem żalu, schylał się przed kapłanem Boga, aby z ust iego święte usłyszeć słowa, posiadaiące władzę oczyszczania ze wszelkiey zmazy występku; w tey to właśnie chwili, światłość gwiazdy dzienney obiła się o spływaiące czarnych iego włosów pierścienie; ale na morderczym szczególniey toporze zasklnił się ten promień iak błyskawica złowróżba.
O! iakże gorzką ta ostatnia była godzina! Wszyscy widzę zgrozą zmartwieli. Występek był wielkim, sprawiedliwe prawo, iednakże zadrżeli wszyscy.
XVII
Ukończone iuź modły zdradzieckiego syna, zuchwałego kochanka. Palce iego prze
biegły okrąg różańca, i wszystkie iuź błędy iego wyznane. Ostatnia dni iego godzina wybiła. Zdięto mu płaszcz rycerski. Pod cięciem nożyczek padły czarne iego kędziory. Szarfa, która go nigdy nie odstąpiła, dar Parysiny, towarzyszyć niebędzie mu do grobu; zostanie mu wydarta, a związka ma zakryć iego oczy: lecz nie; pyszne iego czoło nie doświadczy tey ostatniey zniewagi. Duma, ożywiaiąca duszę iego na pozór uległą, duma przebiia w wyrazie głębokiey pogardy, gdy ręka kata chce mu związać oczy, iak gdyby nie śmiał wzroku w śmierć utopić; odpycha upokarzającą związkę: "Nie, o nie; oddam krew moią i życie. Oto ręcę moie w łańcuchach; lecz niechay umieram przynaymniey z wolnemi oczyma; uderz!..."Słów tych domawiaiąc wsparł głowę na pniu nieszczęsnym. "Uderz!'' Ostatnie to było słowo Hugona, a topór natychmiast stał się posłusznym. Głowa potoczyła się na ziemię, a zakrwawiony kadłub w tył się cofnął. Ze wszystkich żył trysnęły krwi potoki. Oczy i usta poruszyły się na chwilę; lecz to konwulsyine poruszenie znikło natychmiast
Umarł iak przystało występnemu, bez próżney przysady; modlił się i zgiął kolana poddaiąc się przeznaczeniu, nie gardząc pomocą wiary i nie rozpaczaiąc o boskiem miłosierdziu.. Gdy głowę schylił przed kapłanem niebios, serce iego ze wszelką ziemską myślą rozdzielone było. Oyciec zagniewany, nieszczęśliwa kochanka, niczem byli w tey chwili dla niego. Bez skargi, bez rozpaczy, myśląc tylko o niebie, przemawiaiąc tylko wyrazy błagania, wyiąwszy słowa, które wydarły się z iego duszy w ostatniey chwili, gdy maiąc iuź cios śmierci odebrać, żądał z odsłonionemi umrzeć oczyma; ostatnie to było pożegnanie, które przesłał świadkom swoiey katuszy.
XVIII.
Niemi, iak ten którego usta śmierć zawrze, widze zaledwie oddychać śmieli; elektryczne zadrżenie przebiegło ich wszystkich, gdy topór spadł na głowę młodzieńca, którego życie i miłość tak smutnie się kończyły. Nagłe ściśnienie stłumiło w głębi serc wszystkich ięk z nich ulatu
iący. Nic głębokiego nie przerwało milczenia, tylko łoskot zabóyczego topora. Lecz iakiż to krzyk szaleństwa i zgrozy rozdarł powietrze, iak krzyk matki, którey syna wydziera cios niespodziany? Krzyk ten straszliwy wzbiia się w niebiosa, iak głos duszy wydaney na wiekuiste męczarnie. Rozległ się z gmachów Azona. Wszystkie spoyrzenia ku tey się stronie zwróciły: nic nie widać, nic iuż nie słychać; był to krzyk kobiety, i nigdy rozpacz boleśnieyszym nie odezwała się głosem. O bodayby zakończył życie nieszczęśliwey! Oto życzenie, które litość widzów w niebo przesyła,
XIX.
Zginął Hugo, i od dnia tego nie widziano iuż Parysiny w zamku ani w ogrodach. Jak gdyby nigdy nieistniała, imię iey ze wszystkich ust iest wygnane, podobne do dzikich wyrazów, które niespokoyność i przestrach obudzaią. Nigdy xiąże Azo ani o swey małżonce, ani o synu nie mówiły nie mieli ani grobowca, ani pomnika pamięć ich przypominającego; popioły ich
uważano iako świętokradzkie, a przynaymniey popioły rycerza, któren pod katowskim zginął toporem; lecz Parysiny los został niewiadomym, iak zwłoki iey w trunnie w którey ie złożono. Czy w klasztorze przytułku szukać poszła, aby odzyskać niebo, trudną pokuty drogą, wśród łez i zgryzot? Czy sztylet lub trucizna ukarały miłość iey występną? lub litości niebios, winnaż była stan mniey przewlekły, gdy serce iey rozdarło się tymże samym ciosem, któren przeciął dni iey kochanka? Tego nikt nie wie, tego nigdy nikt wiedzieć niebędzie; lecz iakibądź los spotkał ią na tym świecie, życie iey zaczęło i skończyło się w boleściach.
XX.
Azo inną poiął żonę, i cnotliwi synowie starość iego otoczyli; żaden nie był tak miły i tak waleczny, iak ten co spał w nocy grobowey; lub przynaymniey oyciec patrzał na nich oboiętnym, okiem, tłumiąc wydobywaiące się westchnienia; lecz nigdy łza nie potoczyła się po iego licu, nigdy
uśmiech nie roziaśnił iego szerokiego czoła, na którem myśl wcześnie zmarszczki swoie wyryła, bruzdy wyorane pożerczą zgryzotą, blizny niezgoynych ran duszy. Już ani innych radości, ani boleści innych nie doznał.. W nocy, sen uciekał z iego powiek, a smutek wszystkie dnie iego zasępiał. Również na pochwałę iak i naganę nieczułe, serce iego przed samym sobą uciekało; lecz troski obarczały go nieustannie, a wówczas gdy wspomnienia naymniey udręczać się go zdawały, wówczas to ścigały go nayokrutniey. Lód chociaż naygrubszy powierzchnię tylko rzeki ścina, żywa woda zawsze płynie spodem, i nigdy przestać płynąc niemoże. Dusza Azona czarnych nie mogła pozbyć się myśli; natura zbyt ie głęboko w serca iego zakorzeniła. Nadaremnie staramy się łzy nasze osuszyć, płyną w głębi serca: nie zdołamy przeyścia im zatamować; łzy te nie wylane wracaią w swoie źrzódło, i zatrzymuią się w niem czystsze, niewidzialne, lecz niezlodowaciałe, i tem bardziey gorzkie im bardziey tayne..
Azo znachodził często w serca swoiem mimowolny zwrot czułości ku potępionym przez siebie istotom. Niczem nie mógł zapełnić dręczącey go nicości. Żadna nie pozostawała mu nadzieia spotkania przedmiotów żalu swoiego, w pobycie szczęśliwym w którym połączaią się dusze sprawiedliwych. Chociaż mocno przekonany był o ich zbrodni, i swey sprawiedliwości, udręczenie aż w późną ścigało go starość.
Gdy rostropna ręka zbolałe odetnie gałązki, drzewo tem pyszniey w zieloność się odziewa; lecz gdy wściekły piorun zgruchocze drżące iego konary, pień usycha i iuż się liściem nie wieńczy.
PRZYPIS DO PARYSINY.
Poemat ten zasadza się na zdarzeniu wspomnionym przez Gibbona w Starożytnościach Domu Brunświckiego. Lękam się ażbey wymuszona i błaha delikatność moich czytelników, nieosądziła przedmiotu takowego niegodnym poezyi.
Dramatyczni Poeci Greccy, i niektórzy z naylepszych dawnych Angielskich pisarzy wcale odmienię myśli, i świeżo ieszcze Alfieri i Schiller dowiedli że są moiego zdania. Przytoczony wypis wytłumaczy zdarzenia na których polega moia Powieść. Imię Mikołaia III. iako mało poetyczne, zmieniłem na imie Xiążęcia Azo.
"Pod panowaniem Mikołaia III. Ferrara zakrwawioną została tragedya domową. Na oskarżenie iednego z swych dworzan, Margrabia d'Est przekonał się naocznie o występney miłości żony swey Parysiny, ku synowi iego, Hugonowi Beati, mło
dzieńcowi pełnemu waleczności. Ścięto im głowy za wyrokiem oyca i męża obrażonego, któren publiczną hańbę swoią uczynił, i przeżył ich katuszę. Bardzo był nie szczęśliwy ieśli byli występnemi; ieśli zaś niewiani byli, nieszczęście iego ieszcze straszliwsze.
(Gibbon Mélanges).
Koniec Parysiny.
GIAUR
UŁOMKI POWIEŚCI TURECKlEY.
* * *
"Jest to pamiątka straszliwa; żal któren cień swóy blady rzuca na radości nasze, równie iak i na bole. Życie nic posępnieyszego, a zarazem nic świetnieyszego mieć niemoże. Wesołość cały swóy urok straciła, a smutek całą gorycz swoią."
Moore.
UWIADOMIENIE.
Powieść którey daiemy ułomki, gruntuie się na przypadku mniey dzisiay pospolitym na wschodzie aniżeli dawniey... Kobiety byłyżby teraz przezornieysze, lub chrześcianie nie tak śmieli, albo szczęśliwsi? Ta powieść, kiedy była całą, zawierała przypadki młodey niewolnicy, przekonaney o niewierność, którą Pan iey podług zwyczaiu Tureckiego w morze wrzucić rozkazał. Pomścił się za nią młody Wenecianin, kochanek iey wyboru
Rzeczpospolita Wenecka posiadała wówczas Cyklady; niezbyt dawno Rossyanie Peloponez opanowali: Arnauci; pustoszący go przez czas nieiakiś, zo
stali z niego wygnani. Odsuniecie się od boiu Maynotów, którym niedozwolono rabunku Misistry, wstrzymało powodzenie zamiarów i nieszczęście przyniosło Morei, która odtąd staią się mieyscem wszystkich woyny okropności.
GIAUR ().
* * *
Powiew naylżeyszy nie karbuie wałów rozlewających się wspaniale u stóp skały, na którey spoczywaią popioły współzawodnika Arystydesa. Pomnik bohatyra panuie po nad krainą, którą ramie iego oswobodziło niegdyś z iarzma Persów. Zdala postrzega go maytek gdy z nawą do brzegu powraca. Ach kiedyż nowego uyrzemy Temistoklesa?
Kraino zachwycaiąca! gdzie każda pora roku zarówno przyiaźna, uśmiecha się płodnym wyspom, które oko z wysokości Kolonny () odkrywa, których widok czaruie serce i w łagodnym pogrąża dumaniu !
Tam pyszna powierzchnia Oceanu, w lekko wzdętych falach powtarza szczyty gór, wieńczących owe wyspy szczęśliwe. Jeśli niekiedy przelotny wietrzyk muśnie lazurowy kryształ powierzchni morskiey, lub kielich kwiatowy strąci z łodyżki, skrzydła tego dobroczynnego zefiru po całey przestrzeni słodkie roznoszą wonie.
Tam to po wzgórzach i dolinach spotyka się róża, kochanka słowika (). Dla tey to powabney Królowy śpiewak nocny naytkliwsze układa swoie pieśni; ukochana róża, Władczyni ogrodów, z zapłonieniem słucha pieni miłosnych; zdala od wiatrów i śniegów północy, rozwija kielichy swoie na powiew wiośniannych zefirów; iak kadzidło dziękczynienia rozsiewa wonie któremi ią natura obdarzyła, i opiekuńczą krainę upięknia blaskiem swych barw bogatych. Tysiące ieszcze
innych kwiatów powabnych zaścieła łąki. Luby cień gaiów wzywa kochanków pod taiemnicze swoie samotnie, świeże pieczary powierne ofiarują im schronienie; ależ niestety! grotty te służą za kryiówkę morskiemu rozbóynikowi, któren czółn swóy pod skałą ukrywa i czycha na spokoynego żeglarza: zabłysła gwiazda wieczorna, słyszy gitarę wesołego wioślarza zbóyca nocny; szybko wały porze i niespodzianie na łup swóy napada: Spiewy radosne smutne zastąpiły ięki ().
Srogi losie krainy, którą natura uczyniła godną zamieszkaną być przez Bogi, którą wszystkiemi przyozdobiła dary! Potrzebaż aby człowiek niszczyciel zamienić pragnął te pola elizeyskie w dziką pustynię ? Trzebaż aby z pogardą deptał te kwiaty świetne, które niepotrzebuią być skrapiane iego potem i same rosną bez uprawy, iak gdyby uprzedzić chciały iego żądze, nie domagając się w nagrodę tylko aby im spokoynie kwitnąć pozwolił?
Jakże pod niebem, pod którym wszystko szczęściem i pokoiem oddycha, iakże namiętności mogą dziką swoią wściekłość
wywierać? Jakimże prawem rozbóy i wydzierstwo, srogie swoie panowanie mogą rozciągać nad tym pobytem zachwycającym ? Zdaie nam, się że widzimy aniołów piekielnych, którzy wydarłszy się zgłębi otchłani, i wiernych, zwyciężywszy Serafinów, dumnie na tronach niebieskich zasiedli. Takową iest szczęśliwa Greków kraina, takową ohydna tyraniia niszczących ią barbarzyńców.
() Widziałżeś kiedy kobietę która dopiero skonała? Gdy pierwszy dzień śmierci nieupłynął ieszcze, dzień ten w którym się nicość zaczyna, a któren ostatnim iest niebespieczeństwa i boleści; nim ręka śmierci zwiędli te rysy w których piękność ieszcze żyie;... czy uważałeś tę spokoyność anielską, tę zachwycaiącą słodycz spoczynku, i ten słaby rumieniec, któren się łączy z omdlałą bladością iey łagodnego lica? Niestety! te oczy smutnie zamknione niewyrzucaią więcey ognistych pocisków, niepodbiiaią serc, łez niewylewaią; a to czoło śmiercią zlodowaciałe przeraża z iękiem patrzącego nań widza, któren lękać się zdaie aby stan ten smutny iemu się
nieudzielił. Lecz przez kilka chwil ieszcze ...niestety! zbyt one będą krótkie: godzina wystarczy na wygnanie wszelkiey wątpliwości; przez kilka chwil ieszcze nie śmie uwierzyć aby okrutny wyrok śmierci iuź był wyrzeczonym, takowa pogoda i słodycz, oddycha w tey martwey głowie.
Takowy iest widok tego brzegu: iest to Grecya, lecz Grecya nieżyiąca: iey zlodowaciała spokoyność, iey piękność martwa dreszczem nas przeszywaią: iest to ciało bez duszy. Zachowała ten powab któren nie znika całkowicie wraz z życia tchnieniem; lecz smętną iest iey piękność, i stawia przelękłemu oku żałobne barwy grobowców; ostatni to promień konaiącey światłości; złoty wieniec chwały unoszący się po nad zwaliskami; ostatnia myśl zgasłego uczucia; iskra boskiego płomienia, któren oświeca ieszcze, lecz iuż nie ogrzewa ziemi swey ukochaney !
Oyczyzno walecznych, którey wieki pamięć zachowały!....Ziemio, która począwszy od płaszczyzn aż do pieczar górzystych, schronieniem byłaś wolności,
lub sławy grobowcem; święty bohatyrstwa przybytku, iestże to prawdziwie wszystko co po tobie zostało? Mówcie, podli nikczemni niewolnicy, nie sąż to Termopile? Mówcie, wyrodne syny wolnego narodu, iakie to morze? Mówcie, iakie to wybrzeże? Nie iest że to zatoka, nie iest że skała Salaminy? Niechay te wsławione mieysca na nowo staną się Greków Oyczyzną! Powstań, wielki niegdyś narodzie i pomnii na oyców czyny; wykryi z popiołu grobowców kilka iskier ognia serca ich niegdyś ożywiaiącego! kto W szlachetnych walkach polegnie, ten imie doda do imion zniknionych, imie straszliwe przed którym zadrżą ciemiężcy! Synom zostawi w puściźnie chlubną naśladowania siebie nadzieię. I oni śmierć nad ohydę przeniosą: sprawa niepodległości, przez oyców synom zdawana, musi koniecznie uwieńczyć się palmą zwycziezką. O Grecyo! karty twych dzieiów nieśmiertelnych świadczą to przez ciąg długich wieków; gdy mocarze, w pomroce czasu z chwałą swoią zagrzebani, bezimienną wiekom potomnym zostawiaią piramidę,
czas, któren pokruszył słupy tryumfalne wzniesione na grobowcach twoich bohatyrów, szczytnieyszy daleko pomnik im zostawił: góry ich ziemi rodzinney. Tam Muza twoia wskazuie cudzoziemcowi grobowce tych którzy nigdy umrzeć niemogą.
Któż nam określi długą i smutną powieść twey chwały przyćmioney? Ach! żaden przynaymniey wróg obcy poszczycić się niezdoła iż ugiął męztwo twoie; samo się ono zdradziło: Grecyo, tyś sama się spodliła, tyś sama nikczemnie schyliła głowę pod dręczące cię iarzmo.
I cóś opowiedzieć zdoła, wędrownik zwiedzaiący dzisiay twoie wybrzeża? Czy możesz mu stawić choć iednę taką powieść iak w wiekach starożytnych, któraby go natchnęła pieniem godnym Muzy głoszącey niegdyś czyny twoich dzieci, wówczs gdyś ieszcze wydawała ludzi godnych Grecyi.
Te serca w sławnych dolinach wykarmione, te dusze ogniste któreby ieszcze mogły zapłonąć ogniem szczytnego bohatyrstwa, nikczemni twoi mieszkańcy czołgaią się od kolebki aż do grobowca, nie
wolnicy niewolnika (). Nieczuli na glos honoru, choć ich głos zbrodni ocuca, skalani wszelką nieprawością która człowieka bardziey nad zwierze poniża, nie posiadają nawet zasługi dzikiey cnoty; żadnego nawet niemają domysłu wolności ani odwagi.
Jeśli w pobliskich ukażą się portach, widać w nich ieszcze ślad tey podstępności, tey przebiegłości wyrachowaney która w przysłowie przeszła. Do dziś dnia wspominaią ieszcze przenikliwość Greków; iest to iedyny ich zaszczyt do chwały. — Nadaremnie wolność uczyniłaby do ich męztwa wezwanie, nadaremnieby zachęcała aby skruszyli iarzmo pod którym ięczą: przestaię ich żałować.
Zdarzenia które skreślam wydarzyły się w ich krainie, smutne są, i łatwo uwierzyć że łzy wycisnęły tym, co ie po raz pierwszy usłyszeli.
Ogromna skala cień swóy olbrzymi rozściela po wodach, i wydaie się zdala iak czółn korsarza lub zdradzieckiego Maynoty (). Lękaiąc się zasadzki i drząc o swą nawę, rybołów niebezpieczney unika za
twoie oko wlepione w ziemię, choć tak szybko przebiegasz iak płomyk złówróżby, poznaię w tobie syna niewiernych, tych niewiernych, których dzieci Machometa powinniby wymordować lub zdala od siebie odepchnąć!
Zdziwione moie oczy długo ścigały go w pośpieszney ucieczce, a chociaż iak duch nocny wkrótce zniknął, obraz iego pozostał wyryty w mem sercu iak ponure wspomnienie, a echo lotnym bieguna obudzone tętem, długo rozlegało się w moim uchu. Przebiegł około spadzistey skały wiszącey nad wód odmętem; wkrótce ią okrążył, i skała długo doyrzeć mi go niedozwoliła: nieznaiomy ohydnym iest dla tego kto chce wszystkich uniknąć spoyrzenia; kto o takowey ucieka godzinie, ten światłość każdey przeklina gwiazdy. Znika, lecz wprzódy obrócił głowę iakby spozieraiąc po raz ostatni; zatrzymał rumaka, któren chwilę odetchnął, wspiął się na strzemionach... czegóż oczy iego szukaią po gaiu oliwnym? Tarcz miesiąca błyszczy na pagórku, lampy minaretów ieszcze nie pogasły; zbyt iest daleko aby mu echo do
niosło weselny huk topaików (); lecz doyrzeć może nagłey błyskawicy zaiętego. prochu, gdyż ostatnie słońce Ramazanu zaszło dzisieyszego wieczora, i tey nocy dla wiernych Muzułmanów Bairam się zaczyna ().....Lecz któżeś ty? Coś uczynił, ty, którego szaty zwiastuią cudzoziemca? Pocóż spoyrzenie twoie tak dzikie ? Cóż ci nasze meczety i święta uczyniły, ażebyś się dla nich zatrzymywał, lub uciekał przed niemi.... Lekki przestrach przebiegł chwilę po obliczu, które wkrótce samą tylko nienawiść malowało; niebył to nagły rumieniec, chwilowego gniewu, lecz bladość marmuru, którego blask żałobny zwiększa ieszcze smutną grobowca posępność. Schyloną była iego głowa, a lodowate spoyrzenie; wyciągnął ramiona; ręką znak groźby uczynił; zdawał się wahać przez chwilę czy ma uciekać, czy wrócić; lecz usłyszał rżenie swego czarnego bieguna drżącego z niecierpliwości, a ręka iego spadła na rękoieść miecza; rżenie rozproszyło przelotne iego zadumanie: tak złowróżby krzyk puszczyka nagle sen przerywa.
Giaur zagrąża ostrogi w bokach bieguna, któren wspina się i puszcza lotem dzirytu, silną wyrzuczonego dłonią (). Już przebył przylądek, nic iuż niekłóci spokoyności nadbrzeżnego echa, niewidać iuż dumney niewiernego głowy; zatrzymał się ieszcze na chwilę, i nagle biegu przyśpieszył iak gdyby śmierć go ścigała; ta krótka chwila była dla iego duszy długiemi laty wspomnienia, całym życiem boleści i wiekiem zbrodni. Kim miłość, nienawiść, lub trwoga miota, na tego chwila podobna, nagromadza wszystkie boleści czasów upłynionych; przygnieciony nagle tysiącem nayprzykrzeyszych uczuć, czegóż niedoświadczył Giaur w tym krótkim przelocie rozwagi! Zaledwie policzona w poczet czasu, ta chwila zdala mu się wiecznością. Jakże zmierzyć przestwór nieskończony, któren ogarnąć zdoła sumienie obarczone wspomnieniem tłumu cierpień, którym ani końca, ani ulgi nieprzewiduie?
Giaur iuż daleko! sam że uciekł? pocóż przybył? Przeklętym niechay będzie dzień iego przybycia, dzień iego ucieczki! Zbrodnie Hassana zamek iego w grobowiec
zmieniły; Giaur przybył iak poprzednik zniszczenia i śmierci, simun straszliwy () którego zgubne tchnienie same nawet wyniszcza cyprysy, których zieloność wszystkie inne drzewa przeżywa, cyprysy wierne zmarłych towarzysze, wznoszące smutne swe głowy na śmierci pomnikach Puste są staynie Hassana, niewidać niewolników w iego zaniku, samotny paiąk powleka ściany szarawą swoią przędzą, nietoperz ściele gniazdo po gaiach haremu, a puszczyk opanował niedobytą wieżę iego twierdzy; pies dziki, głodem i pragnieniem udręczony, przybiega, i smutnie wyie po nad brzegiem wyschłey sadzawki; woda nieprzepływa iuż po iey łożu marmurowym, rosną w niey ciernie wśród niepłodnego pyłu. Szczęśliwy czasie, gdy czysta woda zażywiaiąc świeżość powietrza i miłą trawników zieloność, wzbiiała się w słup srebrny i spadała w kroplach dobroczynney rosy! Świetne gwiazdy odbiiały się o to krysztalne zwierciadło; łagodny szmer wodospadu mile ciszę nocna przerywał.
Ileż to razy Hassan w dzieciństwie igrał po nad brzegami wodospadu! Ileż to razy harmoniiny szmer upływaiącey wody uśpił go na łonie matki! Tutay takie pieśni Odalisków zachwycały młodość Hassana: głosy ich zdawały się łagodnieysze zmięszane ze szmerem wody.
Lecz Hassan niebędzie tutay w starości kosztować snu za nadeyściem zmroku; wyschło zrzódło wodospadu, i krew niepłynie w żyłach Hassana; żaden głos nieroziawi odtąd w ogrodach wyrazu gniewu, żalu, lub radości.
Ostatnie odgłosy które powtórzyło echo, były to skargi iękliwe rozpaczaiącey niewiasty! Odtąd nic niezakłóca grobowego milczenia tey samotni, chyba łoskot okna wiatrem zachwianego. Czy burza ryczy, czy deszcz leie potokami, żadna ręka niezamyka gmachów. Podróżny w pustyni zbłąkany z radością odkrył by ślad stopy dzikiego wyciśnięty na piasku.
Gdyby kto wszedł do gmachu Hassana, głos samego nieszczęścia ucho by iego rozweselił; mówiłby przynaymniey: "Nie "sam ieden tutay iesteś, inny zarówno
"ze mną kosztuie daru życia. " Nie iedna złocona komnata dawny ieszcze iego przepych poświadcza. Zniszczenie zwolna pożera te marmurowe sklepienia; lecz zgroza osiadła na progu gmachu; sam nawet fakir nieśmiałby szukać w niem schronienia; wędrowny niezatrzymałby się derwisz; nieznalazłby wniem ani gościnności, ani iałmużny; żadna przyiazne ręka nie podałaby utrudzonemu wędrownikowi chleba I soli (). Bogacz również iak i ubogi unikaią tego pobytu. Gościnność i litość wygnane z niego zostały odtąd iak Hassan wpośród gór poległ, szczyty iego, niegdyś ludzi schronienie, stały się ponurym mieszkaniem ducha zwalisk.
Goście uciekli zdala od gmachów, rolnicy nieuprawne porzucili zagony, od chwili iak miecz Giaura rozpłatał głowę Hassana ()
* * *
Orszak Muzułmanów zbliża się ku mnie: słyszę łoskot ich stąpień; lecz żadnego głosu brzmienie o ucho się moie nieobiia: zbliżaią się; mogę rozpoznać zawóy każdego, i srebrne pochwy ich szabli ()
Zielona szata dowódzcy orszaku oznacza Emira (). "Kto iesteś?, " — woła na mnie (). "Moie pełne uszanowania pozdrowienie — odpowiadam, — oznaymia wam ze iestem synem Proroka; ciężar któren tak starannie dźwigacie, musi być pewnie bardzo kosztowny. Chętnie wam czółn móy ofiaruię na przepłynienie cieśniny." —
" Sam rzekłeś — odpowiada Emir; — odhacz czółno i powieź nas zdala od brzegu; rozwiń żagiel i śpieszniej rób wiosłami; zatrzymasz, się wpośrodku tych skał, które niby tworzą sadzawkę na morskiey rozstrzeni...
Już dosyć, teraz ramie twoie może spocząć; przybyliśmy...
* * *
Ciężar w przepaść rzuczony znikał zwolna; fala zlekka pomknęła się aż do brzegu; baczne moie oko mniemało spostrzedz coś poruszaiącego się na lazurowey przestrzeni.... Był to tylko promień xiężyca któren zaiaśniał na falach; dopóty patrzeć nieprzestałem aż przedmiot w morze rzu
cony niezatarł się zupełnie, iak kamień co kręci się wirem i znika, zostawuiąc po sobie okrąg leciuchny któren zwęża się zwolna, i w krótce przedstawia tylko plamę białawą niedościgłą wzrokiem. Taiemnica tego wydarzenia zagrzebaną iest W Oceanie; wiedzą o niey tylko morskie duchy: lecz, drząc w koralowych grottach nic nieśmiały wałom powierzyć...
* * *
Takim na Kaszemiru zielonych łąkach (), wydaie się król Wschodnich motyli, którego dziecie ściga niemogąc dogonić: ilekroć siądzie na kwiecie, mniema iż go nakoniec pochwyci, serce mu biie, drżącą przysuwa rękę: błękitnoskrzydły owad znów ucieka, zostawuiąc młodego łowca zadyszanego i z okiem łzami uroszonym. Tak również świetna i płocha iak motyl, piękność czyni sobie igraszkę z żądz dziecieńcia zamienionego w młodziana; to ubieganię przepłatane nadzieią i obawą, szaleństwo zaczyna a łzy kończą. Lecz gdy się usidlić dozwoliły, równeż nieszczęścia staną się udziałem motyla i dziewicy; czeka
ich życie boleści; niechay się ze szczęściem i pokoiem żegnaią; iedno igraszką staie się dziecieńcia, drugie ięczy pod tyrańskim dziwactwem młodziana. Przedmiot ten powabny z takim ścigany zapałem, całą swą wartość utracą skoro otrzymanym. zostanie; za każdą ręki pieszczotą więdlą się barwy iego naypięknieysze, cały blask iego znika; odczarowany łowiec uciec mu dozwala, lub porzuca bez pomocy. W iakimże mieyscu obie te ofiary znaydą schronienie; iedna ma skrzydła rozdarte; drugiey serce zakrwawione? Zdołaż motyl iak dawniey przebiegać z narcysu na różę? Któż powróci dziewicy miłe niewinności uciechy? Niestety! żaden owad litośny nieprzyidzie skrzydłem okryć tracącego życie; piękność na własne tylko błędy iest powolną; każde nieszczęście może bydź pewne że ią rozczuli, lecz odmawia łzy iedney hańbie uwiedzioney siostry.
* * *
Serce pożerane zgryzotami sumienia, podobne iest do skorpiona, którego zewsząd
ogień naciska; obwód zmnieysza się w miarę ostępu płomieni. Więźniowi coraz straszliwsza doymuie męka, i boleść iego W wściekłość zamienia; iedyny mu środek pozostaie: żądło iadowite, przeznaczone na zadawanie śmierci wrogom, nigdy nadaremnie nieugadza. Obraca go sam na siebie i w iedney chwili wszystkie męczarnie swoie zakończa; tak człowiek występny dni swoie kończy, ieśli źyć niechce iak ohydny owad ścigany płomieniami; tak sam się trawi człowiek którego pożera sumienie; ziemia go odpycha, niebo dla niego zamknięte, ciemność po nad iego głową panuie; pod swoiemi stopy samą tylko rozpacz postrzega; płomienie go otaczaią, a śmierć w sercu osiada ()
* * *
Ponury Hassan unikał swoiego haremu; wdzięki piękności niezwracały iuż na siebie iego spoyrzenia; łowy codziennie ciągnęły go w bory, lecz iuż złowcami uciech niedzielił. Nie tak Hassan uciekał gdy Leila w seraiu iego mieszkała.... Czyż Leili by tam iuż niebyło? Sam Hassan mógłby
nas tylko o tem. uwiadomić. Dziwne wieści rozchodzą się po mieście; utrzymywano iż Leila uciekła tey nocy gdy się kończył Ramazan, gdy światłość tysiącznych lamp ogłaszała ze szczytu minaretów uroczystość Bairamu wszystkim krainom wielbiącym Proroka. Leila udała ze idzie do kąpieli, lecz Hassan nadaremnie iey tam szukał: pod szatą. Georgiiskiego pazia, wszystkie oszukała straże, i urągała się z wściekłości Pana swoiego obok zdradzieckiego Giaura.
Hassan miał iakieś taiemne przeczucia, lecz Leila zdawała się tak tkliwą, tak czule była kochaną, zbyt ufny wpiekney niewolnicy, którey zdrada aż nadto na śmierć zasługiwała, tegóż wieczora gdy nastąpiła iey ucieczka, poszedł na modły do meczetu i zwiedził potem kiiosk w swoich ogrodach.
Takowe wieści przynaymniey sieią wierni iego Nubiiczykowie, których czuwanie powinno było bydź bacznieyszym; inni zapewniaią, że teyże samey nocy widziano przy bladey światłości Phiangary (); Giaura wewał lecącego na czarnym ruma
ku, po nad morskim wybrzeżem;, lecz nie było przy niem ani Pazia ani Dziewicy.
* * *
Jakże opisać wdzięk czarnych oczu Leili? Oczy gazelli ani są pięknieysze, ani tak powłóczyste; lecz oko Cerkieski błyszczało iak rubin Jamszyda (), a dusza iey w każdym malowała się spoyrzeniu. —
O Machomecie! niemogłbyś uwierzyć że piękność tak doskonała znikomym tylko iest pyłem: Leila miała duszę, ośmielę się to utrzymywać nawet na strasznym Alsiracie (), po którym przebywać będziemy morze ogniste; utrzymywać będę nawet wówczas, gdy uyrzę ray przed sobą i Hurysy z uśmiechem przywołuiące mnie do siebie. Kto widział Leilę, ten uwierzyć niezdoła że kobieta podłym iest tylko prochem, igrzyskiem dziwacznych żądz człowieka (). Wyznaliby sami Muftowis, dziwiąc się blaskowi iey wdzięków, że promień bóstwa iaśniał przez zasłonę długich iey rzęsów, Rumieniec iey świeżego lica walczył z purpurowym kwiatem grenatu (); włosy iey, podobne do po
chyloney łodyżki hyacyntu (), aż do stóp iey spływały, których białość wyrównywała białości śniegu, nim spadnie na góry i skazi się dotknięciem ziemi.Łabędź sunie się wspaniale po przezroczystey wodzie; tak piękna postępowała Czerkieska wpośród niewiast iey służących, które wszystkie całą. przechodziła głową: nigdy doskonalsza piękność niewyszła z Frangestanu ().
Łabędź pysznie wznosi śnieżną szyię i dumnym skrzydłem fale uderza, gdy człowiek przybliży się do brzegów iego państwa.
Tak wdzięczny był tok i takowa białość szyi dziewicy: z takową powagą oddalała zbyt śmiałe weyrzenie, które z podziwieniem śmiało się zwrócić na iey niebieskie wdzięki.
Szlachetność i wdzięk oddychały w iey całey postawie; szczęśliwy kochanek, któren dokazał serce iey rozczulić. ' O surowy Hassanie! i któż był tym szczęśliwym kochankiem?
Niestety. imię to nie tobie było przeznaczone.
Hassan puścił się w drogę, z orszakiem dwudziestu poddanych, uzbroionych w rusznice i atagany. Emir na czele ich postępuie zbroyny iak woiownik; u pasa zawiesił miecz skropiony niegdyś krwią Albańczyków, gdy w sztuki rozsiekani w Parneyskiey dolinie, kilku tylko pozostało z nich buntowników, aby w góry swoie ponieśli wieść tey smutney przegraney. Pistolety iego były darem Baszy; chociaż ie złoto i drogie zdobiły kamienie zadrżałby iednak, na ich widok rozboynik. Hassan, iak mówi, idzie szukać małżonki wiernieyszey niż, ta co go zdradziła, przeniewierna Leila, która nielękała się uciekać z Haremu, i to ieszcze z Giurem
* * *
Ostatnie promienie słońca złociły krynicę spadaiącą ze wzgórza, która zawsze świeżey i czystey dostarcza wody gór mieszkańcom. Tutay to Kupiec Grecki, lubownik miękkości, znaleść może miły spoczynek, którego nadaremnie od miast by się domagał, w których ciemiężcy iego mieszkają. Tutay przynaymniey ieśli drży
o skarb iakowy nieznany, tu go ukryć przed wszystkich może oczyma. Jeśli niewolnikiem iest w miastach, wolność uśmiecha się przynaymniey do niego W pustyni; tani bespiecznie uraczyć się moie napoiem zakazanym, na któren dzieci Machometa ze zgrozą poglądaią.
* * *
Tatarzyn poprzedza orszak Hassana; iuż wszedł W szyię ciasnego wąwozu. Zdala widać płaszcz iego żółty; Emir i woienne grono, zwolna w ślady iego ieden za drugim postepuią. Po nad ich głowami stroma wzbiia się skała, na ktorey sępy żarłoczne swoie zaostrzaią dzioby, iak gdyby zgadywały że obfita pastwa przywoła ich z gór wierzchołków ieszcze przed zachodem iutrzenki. Z tamtąd niedaleko potok zimowy wysechł od pierwszych słońca promieni, zostawuiąc ślad swego przeyścia w suchym wyżłobiony piasku, po którym tu i owdzie smutne rosną chrósty; ścieszka wysłana iest okruchamy szarego granitu, które czas lub pioruny oderwały z gór, szczyty swoie w obłokach gubiących.
Któren że kiedy śmiertelnik doyrzał wybiegłe czoło Liakury?
Emir i orszak iego dostali się iuź do sosnowego boru. Biamillach! (), wykrzyknął Chiau, iuż żadnego niemamy się lękać niebezpieczeństwa, otóż nakoniec płaszczyzna rozwiia się daleko przed nami, wpadniemy na nią wkrótce w całym pędzie rumaków; rzekł, a kula nagle przeleciała świszcząc po nad iego głową; Tatarzyn postępuiący na czele iuż ziemię gryzie. Zaledwie niewolnicy Hassana mieli czas pochwycić za cugle swoie rumaki; spiesznie zsiadaią, lecz trzech z pomiędzy nich iuz więcey na konia nieslądą; nadaremnie konaiąc zemsty wołaią, niewidać wroga któren ich ugodził; towarzysze ich wydobyli z pochew atagany, spuścili ruśnice, lecz staraią się uchronić swe głowy od kul schylaiąc się na rumakach; niektórzy uciekaią poza skały, niechcąc ginąć bez obrony pod razami nieprzyiaciela, któren ukazać się nieśmie. Hassan sam ieden pogardza opuścić rumaka, i bez trwogi postępuie; kilkanaście karabinowych wystrzałów, wskazuie mu iż rozboynicy opano
wali iedyne przeyście mogące mu ieszcze drogę do ucieczki torować.
Wąsy się iego naieżyły (), oczy iego rzucaią błyskawice wściekłości. "Stawię się — woła, — kulom ze wszystkich stron świszczącym; strasznieysze daleko widziałem niebespieczeństwa. " W tey chwili nieprzyiaciel z zasadzki swoiey wypada i krzyczy na niewolników Emira ażeby się poddali; lecz groźne czoło Hassana i groźby iego, więcey ich przestraszaj niżeli miecze przeciwko nim dobyte; żaden broni niezłoży, żaden okrzyku podłości nie wyda... Zbóycy się zbliżaią, iuż wyśli wszyscy zboru, a ci co dosiadaią koni zbliżaią się naypierwsi.
Jakiż to wódz im przywodzi, iskrzącym zbroyny żelazem ?
To on! to on! — krzyknął Hassan. — Poznaie go po bladości czoła, po tym oku ponurym, którego weyrzenie straszliwe zbrodni sprzyia (). Poznaię iego czarnego rumaka: przywdział tylko ubior Albański i dawney wyprzysiągł się wiary. Odszczepieństwo nieuwolni go od śmierci. To on. to Giaur przeklęty ! Bia
da tęemu, co mię miłości Leili pozbawił!"
Jak gdy rzeka zapuszcza w morze nieuchamowany nurt swych fali, ocean w lazurowe kolumny wznosi gniewne swe wały na odepchnięcie daleko wściekłego potoku; rozpryśniona woda wytryska podobna błyskawicom; straszliwe parcie wałów rozlega się iak piorun po wstrząśnionych brzegach, a skały pod białemi znikaią piany. Takim była spotkanie woysk obu, które równaż wściekłość zapalała: szczęk mieczy co się krzyżuią i kruszą, huk wystrzałów, świst kul zabóyczych, groźby nacieraiących rycerzy, konaiących ięki, przerażaią echa doliny, nawykłe tylko powtarzać łagodne piosnki spokoynego skotarza. Nieliczni są, walczący, lecz pragnienie rzezi ich pożera, żaden niebłaga o życie, żaden nie zadaie razów któreby nie były śmiertelne. Kochankowie mogą czule spleść ramiona naytkliwszemi poiąć się pieszczoty; lecz nigdy miłość niewyrówna zapałowi ostatnich uścisków dwóch nieprzyiaciel!. Jeśli dokazali pochwycić się nakoniec, ramiona ich niepopuszczą się wię
cey: nieprzyiaciele szukaią się i rozstaią, miłość żartuie ze zbyt trwałych więzów; lecz ci których nienawiść połączyła, tych śmierć tylko chyba sama rozdzieli....
Szabla Hassana rozprysła się w sztuki; sama tylko rękoieść została mu w dłoni, i ta przelaną krwią ubroczona. Prawica iego ściska ieszcze to żelazo co tak źle zemście iego posłużyło; alei niestety. prawica iego od ciała iest oddzielną; zawóy iego w naygrubszych swoich przecięty składach, potoczył się na piasku. Szata iego ostrzem miecza przedarta, przybrała barwę szkarłatną złowróźbych poranku obłoków, dzień, nawalny zwiastuiących. Szmaty iego bogatego palamporu () rozpierzchły się po krzakach zakrwawionych; łono iego ranami okryte, leży rozciągniony na ziemi z twarzą ku niebu zwróconą; oko iego otwarte ieszcze grozi wrogowi: śmierć samey tylko niezdołała zgasić nienawiści.
A wróg iego stoi przed nim i weń się wpatruie, czoło iego również ponure iak czoło kirem skonu powleczone.
Tak iest. Leila w morskich zagrzebana wałach; lecz ta ziemia krwią zbroczona grobem będzie. Hassana! Cień Leili wiódł żelazo które rozdarło to serce zdradzieckie. Wzywał proroka któren go moiey niezdołał wydrzeć wściekłości; wezwał i Boga, lecz Bóg prośbą iego pogardził. Szaleniec, niesłuchał próśb Leili, a pragnął aby iego prośby wysłuchano. Wszystkom przewidział; przekupiłem tych buntowniczych woiowników na ukaranie zdraycy; nienasycone pragnienie zemsty iuż ukoione, sam ieden się oddalam.
* * *
Wielbłądy wychodzą na pastwiska, matka Hassana spogląda z ganku i widzi rosę spadaiącą na zielone łąki, widzi iak gwiazdy blednieią przy iutrzenki zaświtaniu: "Otoż dzień pożądany zabłysnął — mówi, — Hassan nie musi iuż bydź daleko. "
Zeszła do ogrodu, lecz nieznaną trawiona niespokoynością na wieżę naywyższy wstępuie, i z tamtąd wzrok swóy pomiędzy góry zatapia: " I dla czegóż nie "przybywa? nic wstrzymać niezdoła iego.
lotnych rumaków: nielękaią się bynaymniey upałów letnich. Dla czegóż przodem weselnych nieprzysyła darów? Jegóż mam serce oskarżać, lub iego bieguna powolność? Lecz zbłądziłem: Oto Tatarzyn ukazuie się iuż na szczycie ostatniey góry; postępuie drożyną wiodącą w dolinę; spostrzegam na iego siodle dar
któren mi syn przysyła..... Lecz iakże posłaniec iego zwolna się posuwa; czyi niewie że hoyna moia szczodrota nagrodzić zdoła iego pośpiech i trud długiego biegu?
Tatarzyn z konia zesiada przed zamkową bramą; ręce iego drżą pod niesionym ciężarem. Na śniadym iego czole wyryty ślad boleści, lecz to może skutek tylko utrudzenia; krople krwi szatę iego broczą; lecz może to krew którą bodcze ostrogi wycisnęły z boków rumaka; odkrywa dar pod płaszczem ukryty.... O duchu śmierci. ' to głowa Hassana.
Syn twóy krwawe obchodził gody, — powiada, — ia ocalałem, lecz nie litość dla mnie łaskę ubłagała; oszczędzono mię ażebym tobie ten nieszczęsny dar
przyniósł; pokóy walecznemu, któren w boiu poległ przeklęty niechay będzie Giuar, on iest zabóycą.
* * *
() Turban w dzikiey wykuty skale, słup cierniem opleciony, a na niem całkiem prawie zatarty wiersz z Koranu, któren ryią na grobach prawowiernych, wznoszą się w samotney dolinie, gdzie Hassan, razem śmiertelnym został ugodzony; tam spoczywa Osmanlis naywiernieyszy z tych wszystkich którzy przed grobem w Mecce uginaią kolana, ze zgrozą odpychaią od ust czarę zakazanego wina, i nabożnie powtarzaią modły, z oczyma obróconymi ku miastu świętemu, ile kroć uroczyste wołania AllaHal () ze szczytu dziamidów się rozlegnie. Jednakże poległ pod stalą cudzoziemca, w ziemi swoiey rodzinney; umarł z bronią w ręku a niezostał pomszczony: przynaymniey krew wroga grobowca iego nieskaziła; lecz rayskie dziewice śpieszą się przyiąć go w mieszkania niebieskie, gdzie świetne Huryssów oczy uśmiechać się doń będą na wieki; wychodzą na iego przy
ięcie zielonemi powiewaiąc zasłony, i całunkiem przyimuią mężnego.
Ten co poległ walcząc przeciw Giaurowi godzien iest nieśmiertelnych roskoszy. ()
* * *
Lecz ty zdradziecki zabóyco, ty wydany zostaniesz mściwey kosie Monkira (), nieunikniesz męczarni które ci gotuie, chyba na wieczne błądzenie w około tronu Eblisa (). Ogień pożerczy wiecznie twoie trawić będzie serce, żaden ięzyk wyrazić niezdoła przerażaiących katuszy, które go w prawdziwe zamienią piekło! Lecz pierwiey zesłany iak upiór na ziemię, trup twóy wydrze się z ukrycia grobowca (). Postrach mieysca rodzinnego, kat własney żony, siostry i dzieci, w nocnych ciemnościach napawać się będziesz ze zgrozą krwią twoiey rodziny.
Ofiary twoie przed skonem oyca poznaią, przeklinać cię będą wzaiem przeklinane; córki twoie w kwiecie zginą wieku, dla iedney szczególniey zbrodnia twoia będzie nayokrutnieysza.; naymłodsza to; nayczuley kochana: nazwie cię ieszcze móy
Oycze! a imie to srodze serce twoie rozedrze. Nadaremnie pragnąć będziesz ią ocalić, uyrzysz stopniami mdleiący rumieniec iey lica, gasnącą ostatnią iskrę iey oczu, i błękit iey zroszonego oka przyćmiony na zawsze; wówczas świętokradzkie ręką poszarpiesz długie sploty iey warkoczy; ieden iey włosów pierścień byłby niegdyś dla ciebie zakładem miłości nayczulszey, będzie dzisiay dla ciebie wiekuistym wspomnieniem twey piekielney wściekłości; zęby twoie zazgrzytaią z rozpaczy, a po twych ustach ścieknie krew twoia nayczystsza. () Powróć do grobu, idź, połącz się z tłumem duchów nienawistnych, które cofną się ze zgrozy na widok tak straszliwego widma.
* * *
Jakże nazywacie mnicha, którego spostrzegam na tey samotney ścieżce? Widziałem niegdyś twarz iego w kraiu mym rodzinnym. Było to pewnego wieczora, gdy po nad morskim siedząc wybrzeżem, postrzegłem go na bystrym
pędzącego rumaku. Raz tylko iedyny rysy iego widziałem, lecz tak napiętnowane były serca iego niepokoiem, żem nigdy ich zapomnieć niezdoła!. Dziś czoło iego tak ponure iak gdyby iuź ręką naznaczone było śmierci?" —
Sześć wiosen w krótce upłynie iak przybył pomiędzy braci naszych: zapewne w tey samotni szuka zapomnienia wielkiey zbrodni iakowey, która nam nie iest znaną; lecz nigdy niełączy się z naszą modlitwą wieczorną, nigdy nie zgiął ieszcze kolana przed pokuty przybytkiem; mało go obchodzą pienia nasze nabożne i woń przed ołtarzem palona: sam w celi swoiey rozmyśla: wiara iego iak i rodzina zarówno nam nieznane.
Przybył z mieysc gdzie czczą Machometa, niewydaie się iednakże z Ottomańskiego być narodu; twarz iego wskazuie raczey chrześcianina. Gdyby świętych naszych nieunikał obrzędów i taiemnic, mniemałym że to renegat pokutuiący za swe odszczepieństwo. Klasztor nasz bogate od niego otrzymał dary; tem to przełożonego naybardziey dla siebie
zniewolił. Gdybym ia na czele był zakonu, nieścierpiałbym ażeby człowiek tak dziwaczny choć ieden dzień dłużey pomiędzy nami zostawał; albo na me rozkazy w czarnym zamkniony lochu, nigdyby z niego więcey nie wyszedł. Często w swoich marzeniach wspomina dziewicę w morze wrzuconą, walki, ucieczkę, zemstę, i Muzułmana ostatnie roniącego tchnienie. Widzieliśmy go, iak na tey stromey skale, wołał w zapędzie czarney rozpaczy, iż ręka krwawa iemu tylko widzialna; wskazywała mieysce iego grobowca, wzywaiąc aby się w morskiey pogrążył ot chłani.
* * *
Ponure iego czoło, tak różne od reszty ludzi, czarny osłania kaptur. Błyskawica którą ciska niekiedy dzikie oko, wykrywa wspomnienie czasów upłynionych; to oko w grobowe mieniące się barwy, przeraża zgrozą tego co się mu przyirzeć ośmieli. Jest w nim ukryty iakiś niewysłowiony urok, którego potędze nic się oprzeć niezdoła.
Jak ptak drży z przerażenia, a iednak uciec nie może od węża któren go wzrokiem przyciąga, równąż potęgą spoyrzenie tego człowieka gromi każdego, kto tylko na niego okiem rzuci.
Lękliwy zakonnik gdy go napotka ucieka pośpiesznie, iak gdyby piorunny wzrok iego i uśmiech gorzki, wzbudzały zarazem przestrach i myśli występne. Uśmiech ten rzadko iego czoło roziaśnia, lecz i wówczas nawet ieszcze się zdaie być urąganiem niedoli. Blade iego usta natychmiast wracaią do swey nieruchomości, iak gdyby boleść lub pogarda samych mu tylko smutnych dozwalały myśli. Twarz iego nigdy niewyraziła szczerey serca wesołości. Chcąc z rysów iego odgadnąć uczucia które go niegdyś zaymowały, z boleścią dostrzegamy ieszcze szlachetności w ponurym iego obliczu, iak gdyby zbrodnie całkiem spodlić niezdołały tey duszy wyniosłej. Motłoch spostrzega tylko posępną powierzchowność występcy zgryzotami ściganego, lecz baczne dostrzegacza oko poznaie w nim duszę szlachetną i ród wysoki. I na cóż, niestety! przy
dały mu się te kosztowne dary, które skaziła zbrodnia, a boleść niedoyrzanemi czyniła! Nie podłey to pewnie istocie dały ie nieba w udziale, a ta istota dzisiay tylko zgrozę obudza. Zwaliska ubogiey lepianki zaledwie spostrzeżone są od wędrowca; gród woyną lub nawałnicą zwalony, ściąga na siebie spoyrzenia dopóki mu choć ieden baszt pozostaie; te sklepienia płaszczem bluszczowym odziane, ta kolumna samotna, dawną iego wspaniałość poświadczaią.
* * *
"Patrz iak otoczony składami swoiego habitu, snuie się wśród słupów gotyckiey świątyni. Gdy hymny święte obiią, się o sklepienia, a mnichi zegną kolana, on się pod ten portyk chroni, któremu blada przyświeca lampa. Ztamtąd, modłów naszych słucha, nigdy z niemi modlitw swoich niełącząc. Patrz, iak po za cieniem tego muru czarny swóy kaptur zrzuca na ramiona; pierścienie gęstych włosów spadaią w nieładzie na blade iego czoło; zdaie się iakoby Gor
gona zdiąwszy nayohydnieysze swe węże, ozdobiła niemi głowę tego ducha ciemności; chociaż przywdział naszą szatę niezachowuie iednak wszystkich zasad zakonu, gdyż włosom swoim wolnie rość dozwala. Ofiary iego darem są dumy, a nie pobożności: niewykonał ani ślubów ani obietnicy.Świątynia rozlega się chwałą Pana Zastępów. Patrz na te blade oblicze, na te skostniałe rysy, w których pycha i rozpacz oddychaią. Jeśli kiedykolwiek anioł ciemności przybrał postać ludzką, takąby przyodziać powinien. Nie, to spoyrzenie ani do niebios, ani do ziemi nie należy. "
Serca łagodne i czułe łatwo poddała się. miłości, lecz zbyt lękliwe aby zniosły boleści które za sobą wiedzie, zbyt słabe aby zdołały czekać rozpaczy i śmiałe stawić iey czoło; nigdy zupełnie do niey nienależy; w sercach to tylko bardziey zatwardziałych rany miłości mogą bydź wieczyste.
Kruszec, wychodzący z miny musi wprzód Ogniem spłonąć aby się wyczyścił; lecz ogień roztapia go tylko a nie zmienia; zdol
ny przybrać kształt każden, narzędzie obrony lub śmierci, stanie się pancerzem strzegącym twe łono, lub mieczem któren przebić ma twego wroga. Niechay ten co go zaostrza, na pilney ma się baczności! Tak ogień namiętności i sztuka kobiety mogą zmiękczyć i ukształcić serce miedzianne; lecz skoro raz kształt przybrało, iuż się więcey niezmieni; trzeba go skruszyć aby mu nowy nadać.
* * *
Jeśli samotność po nieszczęściu następuie, kres naszych cierpień słabą iest pociechą, serce zgubione w pustyni błogosławiłoby grot morderczy uwiadamiaiący go że nie samo iedno na świecie oddycha,
Nielubiemy tego, czego nikt z nami podzielić nie może; szczęście samo przestałoby bydź szczęściem, gdybyśmy się nim z ukochanym niedzielili przedmiotem.
Serce, które wszystkie tkliwe opuszcza uczucia, widzi się zmuszone w nienawiści szukać schronienia. Jest to udręczenie podobne do cierpienia iakiegoby doświadczyli umarli, gdyby uczuli nagle zimne grobowca gady, pełzaiące po swych na wpół stoczo
nych zwłokach, niemogąc zdala od siebie odepchnąć pożerczych robaków; taką byłaby rozpacz ptaka pustyni, któren krwią własną młodą żywi rodzinę; gdyby w chwili gdy rozdarła swe łono, nie załuiąc życia poświęconego dzieciom, matka ta nieszczęśliwa nieznalazła ich W gnieździe swoim rozburzonym ().
Naysroższe boleści niepokoie byłyby roskoszami, w porównaniu z tą przerażaiącą nicością, z tą dziką pustynią serca, którego wszystkie uczucia pozbawione są celu. Któżby chciał bydź skazanym wiecznie wpatrywać się w niebo bez słońca i bez obłoków ?
Myśl o niemożności walczenia więcey z morskiemi wały, straszliwszą iest pewnie niżeli falów szumienie, dla nieszczęśliwego rozbitka którego nawałność na puste wyrzuciła wybrzeże, któren skazany iest na długie okropnego skonu męczarnie, w pośród cichły i milczącey zatoki. Lepiey stokrotnie pochłonionym bydź od burzy, niżeli z wolna niknąć na smutney skale.
"Pobożny zakonniku, tyś życie przepędził twoie na liczeniu paciórek różańca i wiekuistych pawtarzaniu modlitw! Rozwiązywać grzechy ludzkie, sam wolny od zbrodni i niepokoiów, oto zatrudnienie twego życia od kolebki aż do starości; bezpieczny od wszelkich nieszczęść, wyiąwszy przemiiaiące boleści, które wszystkich są udziałem, błogosławisz niebiosa ia oddaliły od ciebie burze namiętności, tak dla śmiertelnych straszliwe, którzy skruchą wiedzeni w czystym i pobłażaiącym twoim sercu przychodzą składać taiemnicę swych błędów i cierpień; co do mnie, ia krótko żyłem, lecz usta moie napawały się często z czary roskoszy, a ieszcze częściey z kielicha boleści. Dzięki przynaymniey dniom roskoszy i dniom niebespieczeństw, uniknąłem znudzenia życia iednostaynego. Dzisiay tryumfuiący pośród rodaków, iutro ścieraiący się z wrogami, lękałem się tylko omdlenia spoczynku. A teraz, gdy nic mi iuź niepozostałe cobym mógł kochać lub nienawidzieć, nic coby moie nadzieie lub pychę obudzało, wolałbym raczey bydź nikczemnym gadem, pełza
iącym po wilgotnych ścianach więzienia, niżeli pędzić resztę dni mego życia w dręczącey spokoyności zimnego rozmyślania. Czuię iednakże w mem sercu pomięszaną żądzę wiecznego spoczynku, chociaż myśl o iakimkolwiek spoczynku tak iest dla mnie uciążliwą. Wkrótce mię los wysłucha, wkrótce spać będę, a sen spoczynku mego niezakłóci marzeniami.
Pamięć moia iest tylko grobowcem szczęścia oddawna zatraconego, które nigdy iuż dla mnie odżyć niemoże. O czemuż wraz ze szczęściem raczey nie zaginąłem, niżeli zwolna mam konać w czarych zgryzotach. Dusza moia niecofnęła się za nadeyściem przenikliwych pocisków wiekuistey męczarni; nieszukała schronienia w zgonie dobrowolnym, gardząc iść w ślady mniemanych mędrców wieków starożytnych, lub lękliwych serc współczesnych. Nie śmierci się lękam: mężne stawiłbym iey czoło na placu boiowym, gdyby los zawiódł mię pod sztandary sławy a nie pod miłości znamiona. Śmiałe stawiłbym iey czoło, lecz bynaymniey nieuwiedziony ponętą próżnych zaszczy
tów: i cóż mnie laur obchodzi, żądnie upragniony od miłośnika sławy lub płatnego żołnierza. ' Lecz wskazuie mi nagrodę godną niebespieczeństwa, piękność którą ubóstwiam, lubwroga nienawidzonego: potrafię rzucić się w niepewne losu koleie, wśród lasu włóczni i płomieni potoków, gdy idzie o wybawienie ukochaney lub przeszycie nienawistnego serca. Możesz śmiało wierzyć temu, któren z tego tylko się szczyci, czego iuz dokazał. Dusza pyszna i wyniosła śmierć wyzywa, słabość przyimuie ią bez skargi, samo nieszczęście tylko ią wzywać powinno. Niechay życie moie powróci na łono tego, któren mi go udzielił. Nie bladłem na widok niebezpieczeństwa w ów czas gdym był potężny i szczęśliwy: dzisiayże miałbym drzeć?
* * *
O móy oycze! kochałem, ubóstwiałem... Te słowa codziennie bywaią znieważane świętokradzkiemi usty pospolitych kochanków.... Czyny moie bardziey niżeli przysięgi dowiodły całey mocy moiey
czułości. Ten miecz zachował krwawą plamę, która się nigdy niezatrze. Ta krew przelaną była dla tey która dla mnie zginęła: ożywiała serce tyrana obrzydłego.... Ukóy tę nagłę zgrozę, niezginay kolana, nie włączay tego czynu do liczby mych zbrodni; śmiało mnie możesz rozgrzeszyć: iest to krew nieprzyiaciela twoiego Boga. — Kochałem Leilę: miłość naydziksze przenika ustronia; a gdy kochaiący umie na wszystko się odważyć, niepodobna ażeby kochał bez wzaiemności. I moie westchnienia daremnemi niebyły; iednakże często w mem sercu woła głos zgryzoty, że lepieyby było gdyby Leila pozostała wierną pierwszey miłości. Umarła.... nieśmiem ci powiedzieć iak umarła; spoyrzyi, wyczytasz to może na czole moim. Przekleństwo i zbrodnia Kaima wyryte są na niem niezagładzalnemi rysy; lecz niespiesz się mnie potępić, przyczyną byłem iey katuszy, lecz nie iey sprawcą. Niestety! wyznać muszę że kat iey to tylko uczynił, cobym i ia na iego uczynił mieyscu, gdyby Leila niewierną była powtórnemu kochaniu. Został zdra
dzonym, i poświęcił się bez litości... Byłem kochany, stałem się iey mścicielem... Jakkolwiek sprawiedliwym był na nią wydany wyrok, iey zdrada była dla mnie dowodem miłości. Oddała mi swoie serce, iedyną rzecz którey tyrania przemódz niezdoła; a ia. zbyt późno ku ocaleniu iey przybywszy, dałem to co tylkodać było w moiey mocy.....śmierć wspólnemu wrogowi. Lecz śmierć iest zbyt lekkim cierpieniem, a katusze iego ofiary uczyniły mnie...... przedmiotem zgrozy. Wyrok iego śmierci był niecofnionym, a on wiedział o tem, przestrzeżony przepowiednią surowego Tahira, któremu przeczucie słyszeć dało świst kuli zabóyczey, gdy wybierał się w podróż, która tak okropną stała się dla niego ()
Szczęśliwy ginąć w walce, gdzie śmierć bez długiego przedstawia się skonu, nadaremnie wzywał Machometa i Allaha ! Poznał mię i skrzyżowaliśmy miecze. Wparywałem się w niego gdy ostatnie wy. ziewał tchnienie; chociaż przeszyty razami, iak lampart którego groty łowców dościgły w kniei, ani połowy iednakże nie
doznał tego com ia w tey chwili doświadczał; śledziłem w iego spoyrzeniach wyrazu upokorzoney duszy. Każden rys konaiącey iego twarzy zdradzał wściekłość, w żadnym nieprzebiła się zgryzota. O czegóż niedałaby zemsta moia, gdybym na licu iego mógł wykryć ślady rozpaczy, i owego żalu późnego, któren samo tylko przerażenie widzi w grobie, dla którego nie zaświta naymnieyszy połysk laski i pociechy
* * *
"Mieszkańcy lodnych krain tak krew maią zimną iak powietrze którym pierś ich oddycha; u nich miłość przestaie być miłością; lecz moia podobną była do pałaiącey lawy, którą ognista przepaść Etny wyrzuca. Słodkie rozmowy kochanków były mi nieznane; ieśli nagła zmiana rysów oblicza, zapał krwi która wre i burzy się, konwulsyine ust zadrżenie, serce co się kruszy a skargi niewydaie, umysł zbłąkany, śmiałość i zemsta, słowem, ieśli wszystkie uczucia których doświadczałem, których ieszcze doświadczam, nie
zawodnemi są miłości zakłady, moia prawdziwa. była: gorzkie iey dałem dowody. Nigdym nie mógł wdychać ani łez wylewać pragnąłem iey serca lub śmierci.
Śmierć się przybliża, alem przynaymniey szczęścia zakosztował; a teraz mamie się lękać srogości losu, któremu tylekrotnie nieugięte stawiałem czoło? Nie, dusza moia iest niezachwianą; pozbawiona wszystkiego co iey było drogim; samo tylko wspomnienie Leili zasmucić ią zdoła; lecz gdyby mi wrócono ieszcze moc doznawania na przemian roskoszy boleści, przyiąłbym ieszcze życie z całą iego goryczą, byleby znowu kochać. Oycze! sroga zgryzota w moim pozostała sercu.... Nie dręczy mnie występca któren wkrótce życie ma zakończyć, lecz nieszczęśliwa która ofiarą się iego stała.. ". zagrzebana w pośród błędnych fali! O! czemuż Leila niema grobowca na ziemi! To serce rozdarte, ta dusza zbłąkana, poszłyby szukać iey ciasnego schronienia i znią na wieki go podzielić.
Leila była utworem życia i światłości; oko moie spostrzegło Leilę, i stała się nieiako cząstką moiego wzroku; w którąkolwiek stronę zwróciły się moie spoyrzenia, ona była gwiazdą nierozdzielną moiey pamięci.
Tak iest! miłość iest niebieską światłością, iskrą ognia nieśmiertelnego, któren dzielemy wraz z anioły, którym nas Twórca natchnął aby żądze nasze oderwać od ziemi. Pobożność w niebiosa duszę sprawiedliwego unosi; z miłością, samo niebo w duszę zstępuie.
Uczucie to tchnieniem iest Bóstwa, niszczącym wszelkie ziemskie myśli; iest to promień Wszystko stwarzaiącego; świetna chwały korona uwieńczaiąca serce. Miłość moia nie iest może całkiem doskonałą; tak iest niepodobną do uczucia które śmiertelni błędnie tym mianuią nazwiskiem. Może ią sądzisz zbrodniami skażoną; lecz niemów że miłość Leili czystą niebyła. Ona była wierną życia moiego światłością. Zgasła. Któż roziaśnić zdoła otaczaiące mnie cienie? O czemuż światłość ta nieiaśnieie, aby
mię na śmierć wiodła, lub na niedole naysroższe. Czyż dziwić się podobna ie ten co szczęście i nadzieię utracił, oprzeć się czarnym niezdoła zgryzotom, i w rozpaczy niesprawiedliwość losu oskaża? Możnaź się dziwić że ślepe obłąkanie wiedzie go do czynów, przydających zbrodnię do nieszczęścia? Niestety! i czegóż od łudzi spodziewać się ma nieszczęśliwy, którego serce boleść zgromiła: spadaiąc ze szczytu szczęścia troszczemyż się o głębokość przepaści? Pewnie, starcze pobożny, potem wyznaniu czyny moie omierzleysze w oczach twoich się wydaią, niżeli wściekła zaiadłość sępów; czytam na twoim czole całą zgrozę duszy: ach! przeznaczeniem moim iest ustawnie przestrach i zgrozę obudzać. Tak iest, podobny do ptaka drapieżnego, mordem i krwią drogę moią zasłałem; lecz nauczyłem się od lękliwey gołębicy, umrzeć wiernym pierwszemu kochaniu. Jestto nauka którą człowiek brać by powinien od stworzeń któremi pogardza: ptak nucący w chruścinie, łabędź przepływaiący przezroczyste iezioro,.
iedną tylko maią towarzyszkę, i niezmieniaią iey nigdy. Niechay płoche serca co się uśmiecha litośnie nad nieznaiącemi zmiany, dumne swoie powtarza szyderstwa; niezazdroszczę iego niezliczonych roskoszy, i wiernego przekładam łabędzia nad owego nikczemnego człowieka. O iakże iest niższym od ufney piękności, którą uwodzi i zdradza natychmiast! Nigdy przynaymniey na hańbę podobną nie zasłużę.
O Leilo! myśli moie wszystkie do ciebie tylko należą; od ciebie samey zawisło moie szczęście, moia zbrodnia, i boleści moie i nadzieie. Niemasz na ziemi piękności równey Leili, lub przynaymniey piękność ta nie istnieie dla mnie; za wszystkie trony świata nieśmiałbym spoyrzeć na tę, któraby do niey podobną była, chociażby iey wdzięki dalekie były wyrównać wdziękom Leili. Zbrodnie które młodość moią skaziły, to łoże śmiertelne które mię oczekuie, wierność moię poświadczaią. Nic mnie iuź teraz nie wzrusza; Leila była, Leila iest zawsze snem ulubionym serca moiego.
Zginęła, a ia ieszcze żyć mogę! Lecz nie oddycham iuż powietrzem ożywiaiącym innych ludzi. Czuię w mem sercu węża, którego żądło srogie wszystkie myśli moie zatruwa; ziemia iest mi nienawistną: chciałbym przed całą schronić się naturą; wszystkie mieysca zachwycaiące mnie niegdyś przywdziały ponurą barwę mey duszy; reszta ci wiadoma, znasz wszystkie moie zbrodnie i połowę mych boleści; lecz przestań mówić o pokucie; widzisz że chwila moia ostatnia iuż nie iest daleką: coż mi poradzić zdołasz? możesz że odrobić to co iuź iest zrobionym ? Nie sądź, że wdzięczności czuć nie umiem; lecz nie do śmiertelnych należy, ulżyć podobnym iak moie cierpieniom
W milczeniu odgadniy stan moiey duszy; lecz gdy większą litość chcesz ku moiey okazać niedoli, przestań o niey mówić. Gdy zdołasz życie Leili powrócić, przyidę cię prosić abyś błagał przebaczenia niebios; idź, zobacz strapioną lwicę, która w pustey swoiey iaskini nieznayduie dzieci porwanych przez łowca, sprobuy uśmierzyć boleści tey matki;
lecz moie chcieć ukoić cierpienia, iest to urągać się z mego nieszczęścia. W dniach młodości, w dniach szczęśliwych gdy serce nasze tak lubi łączyć się z sercem przyiaciela, pod pięknym niebem gdziem światłość dzienną uyrzał, miałem i ia przyaciela.... Niestety! przyiaciel ten pozostałże mi ieszcze? Błagam cię, prześlii mu ten zakład naszey pierwszey przyiaźni. Chcę aby o śmierci się moiey dowiedział. Chociaż dusze, tak iak moia całkiem w iednym zagłębione uczuciu, krótką tylko myśl oddaloney poświęcaią przyiaźni, imie moie nieszczęsne drogim mu iest ieszcze... Przypominam sobie że mi los móy przepowiedział; uśmiechałem się; mógłem się wówczas uśmiechać gdy mądrość przez usta iego przemawiała; dzisiay pamięć moia przywodzi te wyrazy, niegdyś zaledwie słuchane. Niechay zadrży dowiaduiąc się że przepowiednia iego ziszczoną została. Powiedz ma, ie w śród życia niepokoiu i nieszczęścia które stało się udziałem moim, iakkolwiek rzadkim było w sercu moim wspomnienie lat naszych młodzieńczych, usta moie błogosła
wiłyby iego pamięć w ostatnim nawet skonie śmierci, lecz rozgniewane niebiosa odepchnęłyby prośbę zbrodni na cnotą......Niebłagam cię ażebyś przed niem występki moie umnieyszył; zbyt iest czułym ażeby miał imie moie przeklinać; ale cóż mnie sława moia obchodzi ? Nie pragnę ażeby łez nad moim nieuronił losem; zimna modlitwa podobnąby była do pogardy: a iakaż łza bardziey uczci grobowiec nieszczęśliwego, iak łza odważney przyiaźni. Zanieś mu ten pierścień; on niegdyś do niego należał i opisz mu,... to co widzisz! Ciało wyniszczone, udręczony umysł, ślady które po sobie zostawiły burze namiętności, drzewo uschłe, liście rozwiane, i zczerniałe pałaiącym nawałnicy tchnieniem.
* * *
O! przestań mniemać że to tylko mara zbłąkaney wyobraźni: nie oycze, nie, to nie był sen; niestety! aby śnić trzebaby pierwey módz zasnąć. Byłem przebudzony, i płakać chciałem; lecz nadaremnie. Czoło moie było pałaiące iak i w tey chwili.
O iedną tylko łzę błagałem, która kosztownym stałaby się dla mnie balsamem. Błagałem o nią, błagam ieszcze, lecz rozpacz szydzi z tey pałaiącey żądzy..
Niechciałbym iuż bydź szczęśliwym, gdybym nawet szczęśliwym mógł zostać; spoczynku tylko pragnę a nie szczęścia. W tey to chwili straszliwey widziałem ią, oycze; tak iest, ona to była w grobowy swóy całun owiniona, podobna do gwiazdy świetney uwieńczaiącey w tey chwili ten blady obłok. Gwiazdo mniey iaśnieiąca niż Leila, iak przez mgłę tylko widzę drżącą twoią światłość; noc iutrzeysza posępnieyszą ieszcze będzie, a ia przed twoim stawię się promieniem iak trup życia pozbawiony, postrach żyiących... Gdzieżem się oycze obłąka!?... ach! to dusza moia do ostatniego zbliża się schronienia...
Poznaię Leilę; a o wszystkich naszych zapominaiąc nieszczęściach, porywam się z łoża, i do udręczonego przyciskam ią serca. Lecz cóż uścisnąłem? Nieczuię w mem obięciu żadney żyiącey istoty, żadnego serca którego bicie, serca moiego
biciu by odpowiadało.... Jednakże to ty byłaś Leilo! kochanko ubóstwiona! także więc zmieniona iesteś, iż widzieć cię ieszcze mogę, lecz iuż dotchnąć się niezdołam? Ach! ieśli tylko zimnem skostniałe twe członki, dozwól ażebym, do serca przycisnął iedyny przedmiot, którego kiedykolwiek to serce pragnęło, Niestety! ręce moie cień tylko chwytaią, i z dreszczem krzyżuią się na samotnem sercu. Leila iednakże stoi przedemną; stoi milcząca, i błagaiącemi wzywa mię rękoma; oto warkocze iey ślicznych włosów! oto oczy iey czarne! Ach ! czemuż o śmierci iey wątpić nie mogę? Lecz okrótnik nieumarłże równie iak i ona?
Widziałem go pogrzebionym w ciasney dolinie, gdzie ramie moie ostatnim ugodziło go ciosem. Dlaczegoż on nieprzychodzi, równie iak i ty Leilo! — czyż z grobowca wydrzeć się nie może? lecz ty, ty Leilo, pocóż się tu ukazuiesz? Nieczułe fale, iak mówią, potoczyły się o twey ubóstwioney postaci; powiedziano mi także.... Usta moie niezdoła
ią powtórzyć okropnego opowiadania, Jeśli opowiadanie prawdziwe, ieśli z głębin Oceanu przychodzisz spokoynieyszego błagać grobowca, przesuń twe palce wilgotne po tem czole, którego ukoisz może niepokój pałaiący, lub dłoń na rozpacznym oprzey sercu. Lecz cieniu Leili, ieśli ty samą nie iesteś Leilą, któś więc kolwiek, o! przez litość nie opuszczay mię więcey; uprowadź duszę moią w mieysca odległe, gdzie fale i wiatry iuż szumienia nie szerzą swoiego.
* * *
Pobożny zakonniku, znasz teraz imię moie i moie nieszczęścia: tobie samemu tylko zwierzyłem moie boleści; tyś mi taiemnicę obiecał. Dziękuię ci za łzę szlachetną, którą niedolę moią uczciłeś; zlodowaciałe me oczy, iuż łez więcey wylewać niezdolne.Ty mnie złożysz wśród nieznanych umarłych; niechay
prosty krzyż umieszczonym zostanie na moiey mogile, innego nie chcę godła: niechay ciekawy wędrownik nie wyczyta na niem moiego imienia, niechay nie za trzyma kroków pobożnego pielgrzyma. "
Umarł, Zakonnik któren go w ostatniey wspierał godzinie, sam tylko znał iego imię i przypadki. W tych ułomkach zawarte iest wszystko cośmy mogli zebrać o iego kochance i o śmierci iego nieprzyiaciela ().
koniec Giaura.
PRZYPISY DO GIAURA.
(P.) Giaur (niewierny) nazwisko które Turcy daią Chrześcianom.
() Przylądek Kolonna zwał się dawniey Sunium.
() Miłość słowika ku róży, iest wschodnim uroieniem, wszystkim dobrze wiadomym. Bulbul tysiąca powieści miłosnych, iest iedno z imion kochanka róży.
() Często wśród ciszy piękney nocy, rozlega się po morskich falach harmoniiny głos gitary. Jest to ulubiony instrument żeglarzy Greckich. Używaią go do towarzyszenia tańcom i śpiewom,
() Mniemam że niewielu z czytelników moich doświadczyło tego co tutay chcę wyrazić; lecz ci, którzy przytomni byli ostatnim chwilom przyiaciela, zapewnież równie iak i ia uderzeni byli tą szczególnieyszą pięknością, która sam skon przeżywa, lecz na kilka zaledwie godzin. Godną iest rzeczą uwagi, ze w razie śmierci gwałtowney ognistą zadaney bronią, w ca
łych rysach rozlewa się wyraz omdlenia, iak kolwiek wielką była wrodzona moc duszy zabitego: lecz ieśli raz sztyletowy przebił mu serce, oblicze dziki swoy wyraz zachowuie, i wszystkie uczucia duszy iego wykrywa.
() Ateny są własnością KislarAgi, (wodza czarnych rzezańców seraiu); on ma prawo ustanawiać woiewodów.
() Mainoci, są to teraźnieysi mieszkańcy Lakonii. Sąż oni prawdziwemi Spartanów potomkami? Wiele iuż na to zapytanie mądrych poczyniono rozpraw.
() Tophaika. Muszkiet Turecki.
() Ramazan iest to post, a Bairam zapusty Muzułmańskie. Wystrzał armatny przy zachodzie słońca zwiastuie Bairam. W nocy wszystkie meczety są oświecone, a radosne wystrzały głoszą uroczystość.
() Dzjeryd, albo jorreed, iest to włocznia z przytępionym ostrzem, którą iodcy rzucaią do celu z zadziwiaiącą zręcznością. Jest to ulubione Muzułmanów ćwiczenie.
() Simun, wiatr pustyni, straszliwy dla karawanów, o którym często wzmianka w poezyach wschodnich.
() Jeśli podzielił biesiadę swego gospodarza, ieśli chleb i sól z ręki iego odebrał, osoba twoia świętą iest dla niego, gdyby nawet odkrył że nieprzyiacielem, iego iesteś.
() Litość i ludzkość, są to pierwsze powinności nakazane Muzułmanom przez Proroka, i wyznać należy, że zwolennicy iego z religiiną czcią ich dochowuią. Gdy kto chce Turka pochwalić, wystawia wprzódy iego wspaniałość a potem iego męztwo.
() Szabla Muzułmańska nazywa się Ataghan; wisi na pendencie wraz z pistoletami. Pochwa iey zwykle była z kruszczu, często ze srebra. Bogatych iest grubo ozłocona, a czasem i szczerozłota.
() Kolor zielony iest barwą następców Proroka.
() Salam alei"koum! aleikoum salam; pokóy niech będzie z wami! iest to pozdrowienie przeznaczone tylko dla wiernych; Chrześcianinowi mówią, urlaurla, szczęśli
wa droga; albo saban hiresem, saban serula; dzień dobry, dobry wieczor, a niekiedy bądź szczęśliwy.
() Lazurowy motyl Kaszemirski, iest naypięknieyszy i nayrzadszy ze wszystkieh motyli.
() Niektórzy Filozofi zastanawiali się nad samobóystwem Skorpiona, do którego ściągaią się te wyrazy: — iedni utrzymuią że Skorpion tylko w obłąkaniu konwulsyinym sam na siebie zrządło podnosi; inni chcą gwałtem ten owad przekonać o zbrodnią samobóystwa.
() Phingapi, iest to Feba, xiężyc ludów wschodnich.
() Sławny rubin Sułtana Jamszyda zwał się dla blasku swoiego Schebgerag, pochodnia nocna, puchar słoneczny i t. d.
() Alsirat, iest to most tak cienki iak nić paięcza, po którym Muzułmanie przechodzić maią do Raju. Niemasz doń inney drogi. Lecz to naygorsza, iż rzeka pod spody płynąca, iest to samo piekło; w które wpadaią ci co niepewnym postępuią krokiem, z wielkim przerażeniem tych co idą za niemi.
() Pospolitym iest błędem mniemanie iakoby Machomet wszystkie kobiety wygnał ze swego raiu. Koran przyznaie trzecią część przynaymniey pobytu błogosławionych kobietom, których postępowanie nigdy niebyło naganne,
() Porównanie pospolite na wschodzie a szczególniey u Arabów.
() Hyacynt nazywa się po Arabsku Sumbul, Porównanie to równie iest pospolite w Poezyi Tureckiey, iak dawniey było w Greckiey.
() Franguestan, iest Czerkassia;
() Bismillah! W imię Boga. Jest to początek wszystkich rozdziałów Koranu, wyiąwszy ieden. Tym słowem Turcy zaczynaią swoie modlitwy i swoie dziękczynienia.
() Wąsy iego się naieżyły! Ziawisko które dość często się odnawia u Muzułmana w gniewie; wąsy iego naieżaią się w ówczas, iak wąsy rozjadłego tygrysa.
() Oko złowróżbe, oko złośliwe; iest to zabobon pospolity na wschodzie, dziwnie działający na tych którzy w niego wierzą.
() Palampora, iest to szal któren zwykle noszą dostoyne osoby.
() Zawóy, słup i wiersze z Alkoranu za napis, ozdabiaią groby Ottomańskie bądź na smętarzach, bądź W pustyni. Często w górach napotykaią się podobne pomniki. Są to prawie zawsze grobowce, iakowych ofiar buntu, rozboiu lub zemsty.
() Aallah hu! są to słowa kończące wezwanie na modlitwę, które Muezzyn czyni z naywyższych krużganków minaretu. Gdy noc iest cicha i pogodna, a Muezzyn ma głos czysty i donośny, iak się to często przytrafia, uroczyste to wezwanie wielkie sprawia wrażenie.
() Jest to prawie literalny przekład pewney woienney pieśni Tureckiey: "Widzę rayską czarnooką dziewicę; powiewa ona zasłoną szmaragdową; woła do mnie: póydź, póydź odebrać pocałowanie, gdyż sercu memu iestes drogi i t. d. "
( i ) Monkir i Nakir są to zmarłych Inkwizytorowie, którzy w ich przytomności pierwsze odbywają próby.
() Eblis, iest to Platon albo Lucyfer wschodni.
() Zabobony o upiorach po całym rozsiane są wschodzie. Turcy zowią upiora czyli wampira; Pardulacha. Wyraz ten Grecy z naywiększą wymawiaią zgrozą.
() Świeżość twarzy, usta ociekłe krwią nayczystszą, są naypewnieyszą oznaką. Wampira czyli Upióra.
() Pelikan.
() Sam byłem świadkiem podobnego przeczucia którego zabobonność po całym rozszerza się wschodzie.
() Lat temu będzie kilka, iak żona Muchtar paszy, skarżyła się przed nim na uroioną niewierność iego syna. Muchtar zapytał o imiona współwinowayców; żona tak była okrutna iż mu wymieniła dwanaście naypięknieyszych kobiet z Janiny, zostały pochwycone, zamknięte w worach i utopione w ieziorze teyże samey nocy. Jeden ze strażników przytomnych wykonaniu zapewnił mię, że iedna z ofiar niewydała naymnieyszego krzyku, nieokazała naylżeyszey obawy, gdy się nagie uy
rzały wydarte wszystkim przedmiotom ukochanym. Los Frozyny, naypięknieyszey ze wszystkich stał się powodem do licznych pieśni Romaickich i Albańskich. Powieść nasza iest nieco dawnieyszą; słyszałem ią przypadkiem opowiadaną przez iednego z Deklamatorów, tak pospolitych po kawiarniach wschodnich, którzy powieści swoie zarówno wierszem iak prozą układaią. Dodatki które sobie dozwoliłem, łatwo poznanemi zostaną dla braku myśli i wyrażeń Orientalnych: żałuię. że pamięć moia tak mało zatrzymała ułomków pierwowzoru.
Kilka przypisów winien iestem Hebelotowi i szczytney iego wieści, iak ią Weber nazywa, Kalif Watheek.
Nie wiadomo mi w iakowym zrzódle czerpał autor tey nadzwyczayney książki. Niektóre z iego ustępów znaleźć się mogą w Bibliotece Orientalney; ale przez prawdę obyczai, piękność opisów i wdzięk wyobraźni, przewyższa wszystkie naśladowania Europeyskie, i tyle stawia cech pierwowzorowych, iż ci co zwiedzili krai
ny wschodnie z trudnością uwierzą, że to nie iest tłómaczenie.
Koniec przypisów do Giaura.
UPIOR
POWIEŚĆ.
WSTĘP.
Zabobon na którym ta powieść się zasadza, po całym rozsypany iest Wschodzie. Zdaie się że pospolitym bardzo i zadawnionym iest u Arabów; do Grecyi wprowadzony dopiero został wraz z chrześciaństwem; i dopiero po rozdzieleniu Kościoła Greckiego z Rzymskim, doszedł do stopnia w który się dzisiay utrzymuie. W ówczas wierzono powszechnie że ciało Łacinnika nigdy zepsuć się nie może, gdy w Greckim kraiu pochowanym zostanie. Łatwowierność wzmogła się stopniami, i dostarczyła przędmiotu naydzikszym powieściom, o zmarłych wychodzących z grobu i wyssysaiących krew młodości i piękności. To mniemanie rozszerzyło się na zachód Europy z nieiaką, od
miana: w Węgrzech, Polszcze, Austryi i Lotaryngii wierzą że upiory wyssysaią każdey nocy pewną ilość krwi swoich ofiar, które chudzą, tracą siły, i wkrótce umieraią z wyniszczenia; upiory przeciwnie tyią, żyły ich nadymaią się od zbytku krwi, tak iż im przez usta nozdrza, a nawet i wszystkie pory ciecze. W dzienniku Londyńskim, z miesiąca Marca , czytamy ciekawe bardzo zdarzenie o upiorach, które przytrafiło się w Madregga w Węgrzech. Rządca główny i Urzędnicy miasta zapewniali wyraźnie, ze przed laty pięciu słyszeli pewnego Hayduka, imieniem Arnold Paweł, opowiadaiącego; że w Kassowia, na granicy Serwii Tureckiey, ścigany był przez upiora, lecz uszedł iego wściekłości zjadłszy nieco ziemi wziętey z iego grobu i potarłszy go krwią iego własną. Ta przezorność która mu życie uratowała, niemogła iednakże zapobiedz, ażeby sam nie stał
się upiorem; gdyż we trzydzieści blisko dni po iego pogrzebie, kilka osób uskarżało się iż były dręczone przez niego, otrzymywano nawet że cztery z nich umarły. Ażeby większym zapobiedz nieszczęściom mieszkańcy poradzili się Proboszcza. Odkopano zwłoki Arnolda, które znaleziono (iak bywa zwykle w przypadku gdy zmarły iest upiorem) ieszcze całkiem świeże i bynaymniey nie naruszone. Z ust, nosa i uszu wypływała mu krew czysta i rumianna. Dowód ten będąc dostateczny, użyto zwykłego sposobu; przebito kołem piersi Arnolda Pawła, i upewniaią że w tey chwili wydał, krzyk tak straszliwy, iak gdyby był ieszcze żyiący; potem ucięto mu głowę, spalono ciało, i popioły wrzucono do grobowca. Tegóż samego sposobu użyto względem ciał osób, które padły ofiarą Arnolda, z obawy aby i one nawzaiem upiorami się nie stały, i nie dręczyły żyiących.
Tę dziwaczną i wiary niegodną powieść dla tego iedynie tutay przytaczam, gdyż ona lepiey niż którakolwiek inna obiaśni czytelnika względem zaymuiącego nas przedmiotu. W niektórych okolicach Grecyi, uważaią tak upiora, iako karę, na którą skazani są po śmierci ludzie, którzy wielkie za życia popełnili zbrodnie. Upiór skazany iest ścigać szczególniey wszystkie osoby do których był przywiązany węzłami pokrewieństwa, miłości lub przyiaźni. Do tego to ściąga się kilka wierszy w Giaurze. Southey wprowadził także w Poemacie swoim: Thalaba, młodą Arabską dziewicę, Oneizę, która po zgonie staie się upiorem; wystawia ią powstaiącą z grobu na dręczenie człowieka, którego naymocniey za życia kochała. Lecz tutay niepodobna uwierzyć aby to było na wypokutowanie za iaką zbrodnię, gdyż w całey powieści wyobrażona iest iako najdoskonalszy wzór niewinności. Dzi
wi mię że prawdomówny Turnefort w podróży swoiey do Wschodu, opowiada kilka przypadków o upiorach, których iak twierdzi naocznym był świadkiem. Mógłbym wiele innych ciekawych i zaymuiących przytoczyć szczegółów, dotyczących się tego straszliwego i dziwacznego zabobonu, lecz przechodziłyby granice którem sobie zakreślił. Wyraz upiór iest pospolicie używany, lecz nie iedyny któren w rozmaitych zażywaią kraiach. Znayduie się mnóstwo innych toż samo znaczących, iako to: Kampis, Wrukolacha, Wardulacha, Gul, Brukoloka i tak podobne.
UPIOR.
Agri somnia.
Podczas pory, która cały urok zabaw wraca Londynowi, widzieć się dawał po wszystkich naylepszego tonu towarzystwach, człowiek również odznaczaiący się i szczególny przez swóy charakter, iak dostoieństwa i bogactwo. Widz nieporuszony wesołości innych, zdawał się niebyć zdolnym nigdy iey dzielić. Jeśli niekiedy uśmiech piękności zwabiał iego spoyrzenia, zapraszał go natychmiast surowym rzutem oka, niosąc przestrach w owe błache dusze, które płochość od trosków zasłania. Osoby, które wzrok iego tą trwogą przerażał, wytłomaczyć sobie niemogły iey powodu. Niektórzy przypisywali to nieruchomości tego powłóczystego szarego
oka, które niezdaiąc się od razu przenikać w naygłębsze tayniki serca, złowróżbe rzucało spóyrzenie, ciążące na powierzchni skóry, niemogąc się do głębi docisnąć. Dziwactwo tego człowieka hyło powodem, ie go wszędzie zapraszano. Każdy chciał go widzieć, a ci co do mocnych przyzwyczaieni byli wrażeń, i doświadczali teraz znudzenia i wielką czuli przyiemność mieć przed sobą przedmiot całą ich zniewałaiący uwagę. Chociaż rysy twarzy iego były regularnie piękne, oblicze iednak iego trupi stawiało widok, i nieożywiało się nigdy rumieńcem skromności, lub ogniem namiętności gwałtownych. Kilka kobiet pragnących, aby o nich głośno mówiono pragnęły go zniewolić na zawsze, lub przynaymniey otrzymać od niego iakowy dowód tego, co przywiązaniem zwały. Lady Mercer, którą kronika obmowna tak. często po iey ślubie była zaięta, niewypowiedzianych zażyła starań, aby postrzegł pierwszeństwo które mu nad innemi dawała. Nadaremnie, zdawał się nigdy iey niepostrzegać, wówczas nawet gdy oczy iego na iey oczy były zwrócone. Wkrótce
przymuszona została wyrzec się uczucia, które tylko pogardę na nią ściągało. Pomimo postępowania iego z tą kobietą, cała płeć piękna nie była mu również oboiętną; lecz takiey zażywał przezorności mówiąc z kobietami cnotliwemi i młodemi panienkami, ii wiele osób wątpiło czy choć słowo kiedy do nich przemówił. Słynął z nadzwyczay ułudzaiącey mowy; bądź że dar ten rzadki rozpraszał boiaźń, którą dziwaczny iego wzniecał charakter, bądź że rozczulał nienawiścią iaką ku występkowi okazywał, również często znaydował się w towarzystwie kobiet, które przez cnoty domowe chlubą są płci swoiey, iak i pomiędzy temi które ią hańbią swoiemi postępki. W temże właśnie czasie przybył do Londynu młodzieniec nazwiskiem Obrey. Rodzice odumarli go w młodym bardzo wieku, i siostra iedyna dzieliła z nim ogromny maiątek, któren obom zostawili sierotom. Opiekunowie mniemając że całym ich obowiązkiem było dobra iego w całości zachować, zaniedbali nayważnieyszą część powołania swego, i poruczyli wychowanie młodzieńca staraniom płatnych
nauczycieli. Wcześnie sam sobie zostawiony, więcey ukształcał wyobraźnię niżeli rozsądek. W wysokim też posiadał stopniu to romansowe uczucie honoru i szczerości, z którego zawsze złośliwość korzysta na zdradę nowo na świat występuiących. Mniemał iż na świecie wszystko zgodne powinno być z cnotą, a ieśli Opatrzność mięsza z nią niekiedy występki, to iedynie dla tego aby scenie życia nadać bardziey malowniczy widok, iak to codziennie widziemy w romansach. Podług niego nędza wieśniaków na tem tylko zależała, iż się grubszemi szaty odziewać musieli. Lecz odzież ta prosta również ich dobrze chroniła od słoty i zimna iak wykwintne suknie mieszkańców miasta, i stosownieyszą była do służenia za wzór malarzowi, z powodu nierówności składów i rozmaitości barw ią składaiących słowem, brał sny i pomysły Rymotwórców za rzeczywistość życia. Obrey był wolny, bogaty i kształtny; skoro więc tylko ukazał się w iakowem towarzystwie, matki otaczały go z uprzedzaiącą grzecznością, nieszczędząc obłudy, aby go skłonić ku swym wychowań
kom, pięknościom pełnym żywości albo czułego omdlenia. Skoro się do młodych przybliżał panien, te natychmiast całą postać układały, i pochwalały uprzeymym spoyrzeniem każde słowo z ust iego wychodzące. Czegóż więcey było potrzeba aby go wprawić w zbyt wysokie mniemanie o swoiey wartości! Przywykły tak bardzo do snów pomysłowych, któremi karmił samotne swoie godziny, mocno zadziwiony został nie znayduiąc na świecie nic odpowiadającego tym obrazom zachwycaiącym, tym czarodzieyskim opisom, które napełniały książki iego ulubione. Pochwały iednakże których nieszczędzono iego próżności, wynagradzały mu w części stratę drogich, ułudzeń, i iuź miałem za wszo marzenia swoie porzucić, gdy napotkał nadzwyczaynego człowieka o którym, mówiliśmy wyżey.
Obrey chciał go uważać: lecz iakże poznać człowieka całkiem w sobie zagłębionego, któren niedawał innego znaku stosunków swoich z zewnętrznemi przedmioty, tylko niemem zezwoleniem na ich bytność, i nayostrożnieyszym unikaniem ich
styczności. W niepodobieństwie sądzenia o nim, zaczęła mu wyobraźnia przedstawiać go pod kształtem pochlebiaiącym iego skłonności do myśli nadzwyczaynych; i wkrótce stawiaiąc w mieyscu osoby ktorą miał przed oczyma, tę którą wyobraźnia iego stworzyła, wystawiał go sobie iako bohatyra romansowego..... Zabrał znaiomość z Lordem Ruthwen, wielkie okazywał mu względy, i wkrótce tak wielki postęp w nowym uczynił związku, iż przytonmosć iego zawsze zważaną była od nadzwyczaynego człowieka. Obrey dowiedział się iż interessa Ruthwena byty zawikłane, a przysposobienia' czynione do odiazdu, które uyrzał w iego pałacu uwiadomiły go iż puścić się miał w podróż.Żądny zgłębić charakter któren dotąd samą tylko iego ciekawość zaostrzał, Obrey w mówił w swoich opiekunów, iż czas iuź aby zaczął podróżować, co od lat kilkunastu uważane było iako rzecz konieczna dla młodzieńca, aby tem spiesznieysze postępy mógł czynić na drodze występku, Opiekunowie przystali na iego żądanie, a Obrey natychmiast zwierzając się, swego zamiaru
Ruthwenowi, zdziwiony został, gdy ten mu podał myśl aby razem podróżowali. Żywo dotknięty takową oznaką szacunku, od człowieka, któren nie zdawał się mieć nic wspólnego z innemi ludźmi, przyiął ofiarę z radością, i w kilka dni potem iuź przebyli razem morza dzielące ich od ziemi stałey.
Dotąd Obrey nie miał sposobności zgłębiać charakter Ruthwena, a teraz gdy był świadkiem większey części iego czynów, dziwił się iż skutki iego postępowania bynaymniey zgodne nie były z powodami które się zdawały niemi kierować. Ruthwen posuwał szczodrobliwość aż do zbytku hoyności; próżniak, włóczęga, żebrak odbierali z rąk iego pomoc przewyższaiącą ich potrzeby. Przeciwnie człowiek cnotliwy, nieszczęściem do nędzy przywiedziony, żadnego nie miał do niey udziału. Odpędzał go odedrzwi swoich z oznaką pogardy i okrucieństwa. Jeśli ohydny żebrak błagał wsparcia iego, nie na zaspokoienie potrzeb, lecz na dogodzenie swym żądzom rozpustnym, zawsze mógł bydź pewien iałmużny. Obrey iednakże postępowanie to przy
pisywał większey natrętności rozpustnych żebraków, wydzieraiących często wsparcie odmówione pokornemu ułożeniu, i nieśmiałey proźbie wstydliwego nędzarza. — Jedna szczególniey okoliczność uderzała Obreya, to iest iż hoyność Ruthwena niosła nieszczęście będącym iey przedmiotem; wielu z tych którzy od niego odebrali wsparcie ginęło na rósztowaniu, lub w nayohydnieyszey umierało nędzy.
W Bruxelli i innych miastach, zdziwiony został Obrey zapałem z iakim towarzysz iego szukał ogniska wszystkich modnych występków. Uczęszczał do domu gry, czynił ogromne zakłady i zawsze wygrywał, wówczas chyba tylko tracąc, gdy miał za przeciwnika oszusta za takowego uznanym; lecz wtedy przegrywał zachowuiąc tęż samą krew zimną, i tęż samą nieruchomość twarzy, które w towarzystwie okazywał. Inne zupełnie było iego postępowanie, gdy miał do czynienia z niebacznym młodzieńcem lub oycem liczney rodziny. Wówczas żądze iego zdawały się prawa przypisywać losowi; porzucał swą zwykle zamyśloną postać, oczy iego nieznanym bły
szczały ogniem, sypiąc skry żywsze niż oczy tygrysa, gdy lękliwą rozdziera sarneczkę, którą iuź prawie w pazurach zadusił. W każdym mieście w którym się Ruthwen zatrzymywał młodzieńcy nieukazywali się iuż więcey w towarzystwach, których niegdyś byli ozdobą; w samotney zamknięci wieży, przeklinali los któren ich wydał na pastwę temu duchowi zniszczenia. Oycowie stracili ostatni szeląg ze swego mienia; boleścią i żalem przeszyci, wśród błagaiących spoyrzeń zgłodniałych dzieci, wpadali w rozpacz, niemaiąc sposobu zaspokoienia ich potrzeb gwałtownych. Jednakże Ruthwen wstaiąc od stolika gry nigdy nie zabierał pieniędzy ze sobą, przegrywał zawsze, mierząc się z graczem, któren iuż pierwey kilkunastu innych zniszczył, ostatni pieniądz któren wydał z rozpacznych rąk swych ofiar. Postępowanie to dowodziło wysokiego stopnia podstępu, niezdolnego iednakże przezwyciężyć podeyść biegleyszych oszustów. Obrey miał często ochotę uczynić przełożenie swoiemu przyiacielowi, i nakłonić go do porzucenia nałogów, które żadney nie przynosząc mu
korzyści, tak smutne za sobą pociągały skutki; odwłóczył iednak; codziennie spodziewał się pomyślney chwili do Wynurzenia myśli swoich sercem otwartym. Chwila przecież nigdy nienastępowała; Ruthwen bynaymniey się nie zmieniał. Postać iego ponura odpychała wynurzenia przyiaźni; czy wiedział w powozie, czy postępując za nim pieszo, przyglądał się uśmiechaiącym lub dzikim obrazom, które natura po drodze ich rozsiewała, oczy iego mniey ieszcze niżeli usta mówiły. Nadaremnie Obrey czatował chwili wytłumaczenia; nic przerwać niezdołało nieruchomości taiemniczego człowieka, którego rozogniona wyobraźnia za nadludzką przedstawiała mu istotę.
Przybyli do Rzymu. Obrey stracił z oczu Ruthwena. W chwili ich rozstania, Lord uczęszczał starannie do pewney Hrabiny. Włoskiey; co do Obreya, ten zwiedzaiąc zwaliska, przebiegając pomniki starożytne, szukał śladów i wspomnień odwieczney świata stolicy. Oczekiwał na listy z Londynu, które odebrał nakoniec. Naypierwszy któren otworzył był od
siostry iego, inne pisane były ręką opiekunów. Jeden z nich zawierał szczegóły które go w naywyższe wprawiły podziwienie. Jeśli dotąd słuszne miał powody sądzić, ze potęga iakaś nienawistna kierowała czynami Ruthwena, to co przeczytał ieszcze bardziey utwierdziło go wtem mniemaniu. Opiekunowie z żywą niespokoynością nalegali na niego, aby natychmiast porzucił swego towarzysza podróży: mówili mu, ie charakter tego człowieka pełen był ohydnych występków, że zadziwiaiąca sztuka ułudzania, którą w tak wysokim posiadał stopniu, ieszcze niebezpiecznieyszym czyniła go w towarzystwie. Odkryto, ze wstręt któren okazywał ku kobiecie złego życia, niezasadzał się bynaymniey na pogardzie którą postępowanie iey wzniecało, lecz że prawdziwym iego powodem była roskosz niewymowna, którey doświadczał widząc wszystkie kobiety strącone ze szczytu niewinności i poważania, w nayobelżywszą występku przepaść; nakoniec, iż te wszystkie o których towarzystwo ubiegał się ze względu dobrey ich sławy, od chwili
iego odiazdu zrzuciły larwę cnoty, i niebacząc na publiczności zdanie, okazały się, W całym blasku swey ohydy.
Postanowiwszy opuścić człowieka, którego charakter okazywał się tylko dotąd pod światłem nayomierzleyszym, Obrey szukał tylko powodu do zerwania związków. Tem. czasem przedsięwziął baczniey go podglądać, i naymnieyszey nieopuszczać okoliczności, któraby mu nowe iakie dostarczyć mogła Odkrycie. Starał się wprowadzonym być do towarzystwa uczęszczanego przez Ruthwena, i wkrótce postrzegł że ten łożył wszelkie starania, aby uwieść córkę Hrabiny. We Włoszech niezamężne panienki rzadko kiedy na wielkim okazują się świecie, Ruthwen zmuszony był nadzwyczayney zażywać ostróżności, aby podstęp swóy przywieść do skutku: lecz oko Obreya wszystkie iego czyny śledziło. Taiemną ułożono schadzkę; Emiliia biegła na swą zgubę; niewinność iey niepostrzegała całego niebespieczeństwa Obietnicy wydartey ułudzeniem. Ani iedney chwili niebyło do stracenia: Obrey udaie się do Lorda Ruthwena, i bez żadnego wstępu pyta, iakie są iego zamiary względem
Emilii; nieukrywa, mu iż wie o schadzce ułożoney na noc następną. Ruthwen odpowiada, iż Zamiarem iego było to, co w podobnym razie byłoby zamiarem każdego innego. Lecz pyta Obrey myśliszże się z nią ożenić? Ruthwen milczy lecz uśmiech ust iego pogardę wyraził. Obrey opuszcza go nagle, i uwiadamia pismem, ze odtąd wszelkie z nim zrywa stosunki; wydaie rozkazy służącym, ażeby nowego szukali mieszkania, sam bieży do matki Emilii, ostrzedz ią o niebespieczeństwie córki i wykryć omierzły charakter Ruthwena. Nazaiutrz Lord przysłał swego sługę do Obreya z naygrzecznieyszym zezwoleniem na rozdział; niedaiąc iednak do zrozumienia, iż wie iakowy udział miał młodzieniec do schadzki rozerwaney.
Opuściwszy Rzym udał się do Grecyi, a obiegłszy znakomitsze mieysca półwyspu, wkrótce przybył do Aten, i stanął w domu pewnego Greka. Naywiększe miał upodobanie wyszukiwać starożytne pamiątki, z owych pomników, które wstydząc się nieiako przypominać wielkie niepodległości czyny na ziemi niewolniczey, ukryć
się chcą przed okiem wędrowca chowaiąc się pod ziemią, lub osłaniaiąc płaszczem mchów szarawych. W domu gdzie mieszkał znaydowała się dziewica tak doskonałey piękności, iżby za wzór mogła posłużyć malarzowi pragnącemu wystawić iednę z Hurysów, obiecanych od Machometa wiernym, praw iego zwolennikom. Ach! Prorok nigdyby nieodmówił duszy płci piękney, gdyby uyrzał oczy Yanty nim Koran ułożył! Czy Yanta igraiąc przebiegała płaszczyznę, czy wdzierała się na skaliste góry, gazella nie mogłaby iść z nią w równi o piękność i zgrabność. Zwolennik Epikura lubić może wzrok pełen omdlewaiacey roskoszy: lecz któżby niewolał te oczy, w których zdaie się że cała oddycha natura! Lekkie kroki Yanty towarzyszyły Obreyowi w przechadzkach i śledzeniu starożytności; często gdy niewinna dziewica obiegała się za pysznym Kaszemirskim motylem, szata iey lekko tchem wiatrów poruszona, odcieniaiąc zarysy iey kształtney postaci, odkrywała ich piękność roztargnionemu oku iey towarzysza. Obrey wynalazł napis na głazie wiekami pożartym,
iuż zaczynał zgłoski rozpoznawać, gdy nagle zapominał o wszystkiem cały zaięty Nimfą snuiącą się przed iego oczyma. Gdy słoneczne promienie padały na włosów iey uploty, faliste ich kędziory tak wówczas były wspaniałe, barwa ich tak powabna, iż niepodobna mu wybaczyć że w tey chwili przestawał myśleć o starożytności, że zaniedbywał pracy, któraby wytłumaczyła mu iakowy ustęp z Pauxaniasza. Pocóż chcieć opisać to co każden czuie, a nikt wyrazić niezdoła! Yanta wszystko łączyła, niewinność, młodość, piękność. Wdzięków iey niezwiędliły wymuszone towarzystwa, i zgubne świata wielkiego uciechy. Gdy Obrey rysował iakowe zwalisko, Yanta obok niego siedziała, i dziwiła się czarodzieyskim pęzla ułudzeniom, skreślaiącym obrazy iey ziemi rodzinney. Opisywała mu tańce dziewic po rozległych płaszczyznach, malowała mu nayświetnieyszemi barwy młodey swey pamięci, pompę godową którey obchód widziała w dzieciństwie; a potem nagle zwracaiąc uwagę na przedmioty, które naymocnieysze w iey umyśle
zostawiły wrażenia, opowiadała mu nadzwyczayne powieści, których ią mamka iey nauczyła. Z taką mówiła żywością, tak iey głos był przekonywaiący, iż całkiem zniewalała, uwagę Obreya; często gdy mówiła mu o Upiorze, któren dni swoie przeżywszy na łonie przyiaciół, zmuszony był aby kilku miesiącami istność swoią przedłużyć, wyczerpywać z wolna życie ukochaney kobiety, krew lodem się w żyłach iego ścinała, a iednakże usiłował śmiać się Z tych straszliwych i dziwotwornych powieści. Yanta niezapominała wymieniać mu nazwisk starców, którzy odkryli upiora żyiącego pomiędzy niemi, znalazłszy pokilkokrotnie ślady potworu na swych krewnych i dzieciach. Widząc iż obstawał przy swem niedowierzaniu, zaklinała go nayczuley ażeby iey wierzył, gdyż powtarzała, ci co naybardziey wątpili o istnieniu upiorów, tak mocnemi przekonywani byli dowody, iż musieli koniecznie zdanie swe odmienić. Wyszczególniała wszystko co podanie niosło o postawie i wyrazie tych potwór.
Obrey zadrżał z przerażenia, usłyszawszy opis stosuiący się naydokładniey do powierzchowności Ruthwena. Uspokaiał Yantę, powtarzał że płonne były iey obawy, a iednak dziwił się że tyle nagromadzało się okoliczności, które w umyśle iego nadawały Ruthwenowi nadprzyrodzone własności.
Obrey codziennie bardziey do Yanty się przywiązywał. Serce iego wzruszone było tą nadzwyczayną niewinnością, stawiaiącą takową sprzeczność z wymuszonym ułożeniem kobiet, w których dotąd żył towarzystwie; wyobrażenie tey doskonałey niewinności pochlebiało iego wyobraźni, zjszczaiąc romansowe iego pomysły. Lecz młodzieniec wychowany w wykształconych Anglii obyczaiach, mógłżeby poślubić Greczynkę bez żadnego wychowania? Śmieszną zdawała się ta myśl, codziennie iednakże czuł się bardziey rozkochanym. Niekiedy chciał się z nią rozłączyć, i układaiąc sobie nowy iaki obieg na szukanie starożytności, postanawiał wówczas dopiero wrócić do Aten, gdy wszystkie prace swoie
ukończy, Lecz iakże całą uwagę zwrócić na zwaliska, gdy umysł lubym zaięty przedmiotem, godnym zaymować wszystkie duszy władze? Yanta niedomyślała się nawet miłości którą wzbudzała. Obrey postrzegał w niey zawsze tę prostotę dziecinną, która go na pierwsze zachwyciła weyrzenie. Zawsze doznawała smutku, gdy Obrey rozstawał się z nią idąc na szukanie iakowego ułomka, któren wieki oszczędziły, lub na malowanie zwalisk i pomników; lecz smuciła się dla tego iż wówczas niemiał kto iey towarzyszyć, do mieysc które zwiedzać lubiła. Aby zwyciężyć niedowiarstwo Obreya, wezwała świadectwa swych rodziców, Ci zaręczyli za rzeczywistość iey opowiadań. Kilku znaiomych którzy w tey chwili znaydowali się w ich domu, potwierdzili świadectwo, i wszyscy zbledli na samo wspomnienie Wampira.
Niezadługo, Obrey postanowił wykonać, dawno przedsięwzięty obieg, któren miał go na kilka dni oddalić od domu; lecz gdy wymienił mieysce które postanowił zwiedzić, wszyscy połączyli swe
proźby, błagaiąc go ażeby przynaymniey wrócił przed nocą, gdyż trzeba było przebywać las, w którymby żaden Grek nieśmiał pozostać po zachodzie słońca; Wystawiono mu las iako ulubioną schadzkę upiorów na nocne swe biesiady: naywiększe nieszczęścia groziły zbyt śmiałemu wędrownikowi, którenby odważył się zapuścić pod iego zacienia po zapadniętym zmroku. Obrey niesłuchał bynaymniey ich przestróg, przymuszonym nawet uśmiechem starał się lica swe rozweselić; lecz umilkł, i zamyślił się, gdy uyrzał iak wszyscy zadrżeli na samą myśl, iż śmie pogardzać straszliwą i piekielną potęgą, którey wspomnienie przestrachem ich lodowaciło. Nazaiutrz gdy iuż miał odieżdżać, uderzył go smutek rozlany na twarzy iego gospodarza. Jakimże sposobem wszystko co powiedział na wyśmianie łatwowierności Greków takowym przerażeniem ich napełniło? Ta myśl niespokoiła go. Yanta zbliżyła się błagaiąc aby wrócił przed nocą, nim ciemność udzieli nienawistnym duchom władzy wywarcia nad
nim swey wściekłości. Obiecał; lecz szperania iego tak były długie i; tak go mocno zaięły, iż niepostrzegł że dzień w krótce zapadnie, i że na widnokręgu ukazuią się czarne chmury, które w tych krainach zmieniaią się raptownie w straszliwe nawałnice, i okropne szerzą zniszczenia po krainie nad którą się rozpostrą.
Wsiadł spiesznie na konia, postanawiaiąc pośpieszać, aby czas stracony nagrodzić; lecz iuż było zapóźno. W krainach południowych zmrok iest prawie nieznanym; noc natychmiast się zaczyna skoro tylko słońce zapada. Obrey niedaleko ieszcze uiechał, a nawałnica szybko się zwiększała; trzask piorunów tak był częsty, że echa powtarzała go, ciągłym prawie czyniły. Kroplisty i gesty deszcz zmusił go szukać uchrony pod drzewami; błyskawice zdawały się lać potopem; i zmieniały niebo w morze ogniste. Nagle koń Obreya przestrasza się i ze straszliwą szybkością unosi ieźdca pomiędzy manowce boru. Nakoniec trudem znużony zatrzymał się, a Obrey przy błyskawic połysku, postrzega iż znay
duie się w bliskości chaty, którey szczyt słomianny wznosi się z pośrodka kupy liści zeschłych i chróstów. Zsiada z konia, zbliża się do chaty, w nadziei że znaydzie w niey kogo co by mu służył za przewodnika do miasta; lub przynaymniey użyczył schronienia przed wściekłością burzy. Piorun któren ucichł w tey chwili dozwolił mu usłyszeć iękliwych krzyków kobiety, mięszaiących się z odgłosem urągliwego śmiechu, i przedłużaiących się w gwar nieprzerwany. Zgroza go przeymuie; lecz ożywiony hukiem grzmotów toczących się na nowo po nad iego głową, czyni wysilenie aby drzwi chaty otworzyć, i w głębokiey znayduie się ciemności. Jednakże hałas słyszany kroki iego kieruie. Zapewnie niepostrzeżono iego przybycia. Woła głosem donośnym. Hałas trwa ciągle iak gdyby słów iego niesłyszano! Postępuie zwolna: ręce iego wyciągnięte dotknęły się czegoś co mu się wydaie być ciałem ludzkim; chwyta go silnie. Byłżebym znowu złapany! wykrzyknął głos, po którym huczny śmiech nastąpił. Obrey
czuie się pociągniony siłą która wydaie się mu być nad ludzką. Postanawiaiąc drogo życie opłacić, chwyta za szablę, lecz nadaremnie. Obalony iest na ziemię, chata rozlega się iego iękiem i groźby. Nieprzyiaciel rzuca się na niego, opiera swe kolana na iego piersiach, i rękoma chwyta go za gardło: lecz przestraszony raptem nagłą światłością kilku pochodni, których blask przenika do chaty, podnosi się, opuszcza swą zdobycz i drzwiami wybiega. Kruszą się i trzeszczą gałęzie w iego biegu po lesie; lecz szelest nagle się oddala i wkrótce całkiem go niesłychać. Burza ucichła: krzyki i wołanie Obreya posłyszane zostały od osób przechodzących wedle chaty; niesione przez nich pochodnie żywą rozlały światłość na gliniannę ściany i słomianną strzechę przysutą czarnemi płatami sadzy.
Na prośbę Obreya Grecy szukać zaczęli kobiety, którey naypierwey iękliwe usłyszeli krzyki. Obrey zgrozą przeięty sam niebył wstanie naymnieyszego uczynić poruszenia. Znowu go w ciemności
zostawiono. Lecz iakież ogarnęło go przerażenie, gdy przy blasku powracaiących pochodni poznaie rysy Yanty, w martwych zwłokach, które Grecy niosą na swych ręku! Zamyka oczy, pragnąc rozproszyć widzenie, które mniema być dziełem obłąkanego umysłu; lecz gdy ie otwiera tenże sam trup leży znowu przed niemi. Lice i usta Yanty były wybladłe; lecz na iey twarzy rozlana była tak czaruiąca pogoda, iak gdyby ią cały wdzięk życia ożywiał, Szyię i piersi miała zakrwawione i noszące ieszcze ślady zębów, które żyły iey otwarły. Na ten widok wszyscy z iednozgodnym okrzykiem zgrozy zawołali: poległa ofiara., upiora! zrobiono na prędce nosze z gałęzi, umieszczaiąc na nich na wpół omdlałego Obreya, obok tey, która wczora ieszcze przedmiotem była iego miłością świetne i zwodnicze ułudzenie przeszłość iak kwiat życia Yanty! Obrey niewładał swemi myślami osłupiały iego umysł zdawał się niezdolnym do żadney rozwagi. Niepostrzegł prawie iż trzymał w ręku sztylet kształtu dziwnego znaleziony w chacie
Postępuią czas nieiakiś pomiędzy zaroślami, napotkali Grecy kilka osób, które matka Yanty na iey szukanie wysłała, skoro tylko nieobecność córki postrzegła. Gdy się orszak przybliżał ku miastu, krzyki iego żałobne napełniły rodziców obawą iakowego nadzwyczaynego nieszczęścia. Któż rozpacz ich opisać zdoła, gdy zwłoki córki postrzegli! A gdy zapewnili się o iey śmierci, koleyno to na Obreya to na Yantę spoglądali. Byli niepocieszeni i boleści swey przeżyć niezdołali.
Zaledwie Obreya położono na łóżku, porwała go gwałtowna gorączka; złączona z okropnym obłąkaniem. Przywoływał na przemian Yanty i Ruthwena. Uniesiony niepoiętą myśli styczności, zdawał się błagać towarzysza podróży o litość nad ukochanym przedmiotem. To znowu nagle rzucaiąc przekleństwa na iego głowę, oskarżał go o śmierć Yanty.
W temże czasie Lord Ruthwen przybył do Aten, i niewiadomo dla iakiego powodu obrał mieszkanie w temże samym domu co Obrey. Skoro tylko o iego posłyszał
stanie, ciągłych nieszczędził dla niego starań. Gdy Obrey ocnął się z obłąkania zgrozą i przestrachem został przeięty, uyrzawszy obok siebie człowieka, którego wspomnienie zawsze łączyło się w iego umyśle ' z wyobrażeniem upiora. Łagodność iednakie iego mowy, żal któren zdawał się okazywać za błąd będący powodem ich rozdziału, a szczególniey troskliwość z iaką niósł mu nayczulsze starania, przyczyniły się wkrótce że iego przytomność nie tak się stała przykrą Obreyowi. Ruthwen całkiem zdawał się zmieniony. Nie była to iuż owa nieczuła istota, którey widok w takowe zadziwienie wprawił Obreya. Lecz zaledwie chory zaczął siły odzyskiwać, znów Ruthwen do dawnego powracał stanu, i stał się całkiem takim iak dawniey. Dziwił się iednakże Obrey, widząc niekiedy wzrok iego na siebie zwrócony, podczas gdy uśmiech złośliwy po ustach mu błądził. Uśmiech ten był częstym, lecz nieodgadywał iego przyczyny. W ostatnich czasach słabości młodzieńca, Ruthwen całkiem był zaięty wpatrywaniem się w wa
ły świeżym wzdęte wietrzykiem, lub śledzeniem biegu planet, które również iak nasza kula zakreślaią koła w okrąg nieruchomego słońca. Słowem, zdawał się chcieć ukryć przed wzrokiem wszystkich ludzi.
Umysł Obreya niezmiernie osłabiony był doświadczonym ciosem: zdawało się iż całkiem stracił dowcip i przyiemność tak chlubnie dawniey go odznaczaiące. Dzisiay samotność i milczenie równeż miały dla niego wdzięki iak i dla Ruthwena. Szukał ich usilnie, lecz znaleść niemógł w okolicach Aten. Jeśli błąkał się w pośród zwalisk, niegdyś zwiedzanych, obraz Yanty ścigał go zawsze. Jeśli zapuszczał się w gaie, mniemał zawsze słyszeć lekkie iey kroki pod ich zacieniem, lub widzieć skromne zbieraiącą fiołki. Niekiedy znowu Wyobraźnia przedstawiała mu bladą twarz Yanty, pierś iey zranioną, i słodki uśmiech na iey martwych ustach. Postanowił uciekać od mieysc w których wszystko gorzkie wznawiało mu wspomnienia. Starania któremi go Ruthwen podczas choroby otaczał, na nowo wróciły pomiędzy niemi poufałość. Radził mu ażeby zwiedzić inne
części Grecyi, których dotąd niewidzieli: Podróżowali długo i w rozmaitych kierunkach, wszędzie szukaiąc szczątków do których przywiązywały się iakowe wspomnienia starożytności. Jednakie, chociaż to wyszukiwanie starożytnych pomników zdawało się być celem ich podróży, uwaga ich całkiem czem innym zaięta był, niżeli zwaliskami i piękną naturą, które przed ich rozwiiały się oczyma.
Powiadano im bardzo wiele o rozboynikach; lecz mało ważyli te wieści mniemaiąc ie umyślnie rozsiewane przez kraiowców, aby obudzić wspaniałość podróżnych, których od tych mniemanych ochraniali niebiespieczeństw. Pogardziwszy przestrogami mieszkańców, wyiechali dnia pewnego, biorąc ze sobą tylko kilka osób, które im raczey za przewodników niżeli za obrońców służyć miały. Wkrótce pożałowali swey niebaczności. Weśli w ciasny wąwóz; w którego głębi potok toczył swe wody, wśród odłamów skał, nawałnicą z pobliskich gór strąconych. Nagle słyszą po nad swemi głowy świst kilkunastu kul: a po
chwili wszystkie echa iuz się rozległy ciągłemi wystrzały. Przewodnicy biegną ukryć się po za skały, gotowi dać ognia do mieysca z kąd szelest posłyszą. Ruthwen i Obrey idą za ich przykładem; lecz płonąc się wkrótce uciekać przed wyzywaiącym ich nieprzyiacielem obelżywemi krzyki, widząc że na nieuchronną narażaią się śmierć, gdyby rozboynik iakowy wdarłszy się na skały z tyłu ich napadł, śmiało wychodzą na spotkanie wrogów. Zaledwie wychylili się z po za strzegącey ich skały, gdy Ruthwen padł obalony postrzałem w ramie. Obrey śpieszy mu na ratunek, niepomnąc o niebespieczeństwie na które sam się naraża; lecz podnosząc oczy widzi się w około od zbóyców otoczonym. Przewodnicy rzucili broń w chwili gdy Ruthwen został ranionym. Wielką obiecując nagrodę, nakłania ich Obrey aby przenieśli rannego do pobliskiey chaty. Zgodziwszy się o cenę wykupu, oddalili się zbóycy, niespuszczaiąc go iednakie z oczu, dopóki towarzysz ich nie wróci z miasta z pieniędzmi, na których wypłatę podpisał się więzień
Siły Ruthwena zmnieyszały się raptownie. Nazaiutrz gangrena opanowała iego ranę; zdawał się bliskim ostateczney chwili, lecz umysł iego nie zmieniał się bynaymniey. Tak mało zdawał się bydź boleścią swoią zaięty iak i otaczaiącemi go przedmioty. Lecz przy schyłku dnia ostatniego, umysł iego zdawał się być pastwą nadzwyczayney niespokoyności; oczy iego często zwracały się na Obreya, któren coraz gorliwszemi i czulszemi otaczał go staraniami. Ach! — rzekł Ruthwen, — ratuy mnie, czas ieszcze. Więcey ieszcze czynić możesz. Niechcę o moim mówić życiu, ono iuź bez ratunku stracone; rozłączam się z nim iak gdyby iednym tylko o niem było.... Lecz sława moia! sława twego przyiaciela! — Mów, — zawołał żywo Obrey, — mów, co chcesz przez to wyrazić? i czegóżbym dla ciebie nieuczynił! — Niestety ! ia wielkiey niewymagam rzeczy... Siły mię opuszczaią.... nie mogę ci wszystkiego wytłumaczyć; lecz możesz zamilczeć to wszystko, co wiesz o mnie, a pamięć moia zostanie bez skazy; a gdyby przez
czas niejakiś mogli nie wiedzieć o śmierci moiey w Anglii.... Ach! niewykryieszże tego! Przysięgnii — zawołał nagle konaiący, podnosząc się gwałtownie na łożu, — przysięgnii na to wszystko co duma twoia poważa, na to wszystko czego tylko obawiać się możesz, przysięgnii że przez rok i dzień ieden żadna żyiąca istota niedowie się z ust twoich o szczegółach mey śmierci, i zbrodniach mego życia! — Oczy iego obłąkane toczyły się straszliwie. — Przysięgam ! — rzekł Obrey. — Piekielny uśmiech roziaśnił lice Ruthwena, gdy nazad na poduszkę upadł: iuź nie żył.
Obrey oddalił się aby spocząć; lecz spać niemógł. Okoliczności towarzyszące stosunkom iego z nadzwyczaynym człowiekiem, mimowolnie stawały mu w umyśle, choć sobie niemógł wytłumaczyć powodu. Ilekrotnie wspomniał na przysięgę, tylekrotnie zadrżał, iak gdyby miał straszliwe iakowe przeczucie. Nazaiutrz gdy chciał weyść do pokoiu w którym zostawił zwłoki Ruthwena, ieden z rozbóyników uwiadomił, że stósownie do obietnicy
którą Milord na nich wymógł, towarzysza iego zanieśli trupa na szczyt góry pobliskiey, ażeby wystawiony został na pierwsze xiężyca promienie, maiącego weyść wkrótce po iego skonaniu. Obrey zdziwiony został tą powieścią, i biorąc kilku rozbóyników zaprowadzić się rozkazał na mieysce wskazane, ażeby ciało zagrzebać w temże samym mieyscu, gdzie wczoray go złożono, lecz przybywszy na szczyt góry nieznalazł naymnieyszego śladu ani trupa, ani szat które go okrywały, a iednakże rozbóynicy upewniali iż nie mylili się względem mieysca. Umysł iego gubił się w domysłach; oddalił się nakoniec, przekonany że pogrzebano Ruthwena, aby go z sukien obedrzeć.
Znudzony pobytem w kraiu gdzie tyle nieszczęść doświadczył, gdzie wszystko łączyło się na podniecanie zabobonney tęsknoty iego duszy, postanowił odiechać, i przybył wkrótce do Smyrny. Czekał nieiakiś czas, nim znalazł statek płynący do Neapolu lub Olranta, i w tym przeciągu zaiął się układaniem niektórych
rzeczy należących niegdyś do Ruthwena. Tłomok ieden zawierał rozmaite zaczepne bronie, sztylety i szable Azyatyckie. Oglądaiąc niektóre z tych zabóyczych narzędzi, których kształt był szczególnieyszy, z nadzwyczaynym postrzegł zadziwieniem pochwę, którey ozdoby całkiem stosowały się do swych, które postrzegł na sztylecie w chacie leśney znalezionym! Aby dręczącą go ukoić niespokoyność, poszedł po sztylet, któren starannie zachowywał, i miara zgrozy iego dopełnioną została, uyrzawszy iż całkiem do pochwy przypadał. Obrey innego niepotrzebował dowodu; oczy iego niemogły się oderwać od sztyletu. Nadaremnie chciałby wmówić w siebie że się myli; dziwny kształt oręża ozdoby rękoieści stosowne do ozdób pochwy, żadney niezostawiały wątpliwości; prócz tego i pochwa i klinga krwią były zbroczone.
Wyiechał ze Smyrny udaiąc się do Anglii, a przeieżdzaiąc przez Rzym dowiadywał się o młodą Panienkę, którą Ruthwen chciał uwieść. Rodzice iey do osta
tniey przywiedzeni byli nędzy, a od wyiazdu Ruthwena nikt o niey niesłyszał. Dusza Obreya zgromiona została tylu okropnościami. Lękał się czy Emilia niestała się ofiarą zabóycy Yanty. Stał się ponurym i milczącym, i iednym odtąd zdawało się być iego zatrudnieniem przyśpieszać czynności postylionów, iak gdyby potrzebował pośpieszać na ocalenie życia komuś, co mu był drogim. Skoro przybył do Calais, świeży wietrzyk sprzyiaiący iego pragnieniom, zaniósł go wkrótce za wybrzeża Anglii. Skoro do rodzinnego wrócił domu, tkliwe siostry pieszczoty, rozpędziły na chwil kilka pamięć przeszłości. Nim odiechał w podróż, dziecinna iey czułość i wdzięki z niewoliły iego przywiązanie, a dzisiay, gdy wszystkie powaby i zalety płci swoiey posiadała, towarzystwo iey tem bardziey stało się szacownym dla brata.
Siostra Obreya nieposiadała ułożenia i wdzięków, ściągaiących spoyrzenia, wzbudzaiących oklaski salonowe. Zbywało iey na tem blasku, któren samo tylko towa
rzystwo nadaie. Błękitne iey oko nie iaśniało nigdy ogniem płochey żywości; lecz przebiiał w niem wdzięk tęsknoty, niebędący skutkiem nieszczęść, lecz głębokiego duszy uczucia, która o lepszym przemyśla świecie. Chód iey nie był owym biegiem obłędnym, nimfy ścigaiącey motyla; był powolny i poważny. Gdy się znaydowała sama, nigdy twarz iey nieiaśniała uśmiechem radości; lecz gdy brat przyiaźń iey swą wyrażał i w słodkim iey towarzystwie starał się zapomnieć nieszczęść, które mu spoczynek wydarły, któżby uśmiech iey nie przeniósł nad uśmiech samey roskoszy.Twarz iey. malowała wówczas wszystkie duszy uczucia. — Zaledwie lat ośmnaście licząca, nieukazała się dotąd ieszcze na wielkim świecie; opiekunowie osądzili iż przyzwoitą było rzeczą czekać powrotu brata, któren by iey służył za obrońcę, Ułożono zatem, że pierwsza u dworu uroczystość będzie iey wstępem na świat wielki. Obrey wolałby w domowey pozostać zaciszy, aby się całkiem oddać dręczącey go tęsknocie. Umysł iego nie miał iuż żadnego upodobania w płochościach
światowych, iak zaczęły go udręczać wypadki nieszczęsne; lecz postanowił upodobania swoie poświęcić dobru siostry. Przybyli oboie do Londynu, gotuiąc się ukazać W towarzystwie, maiącym się nazaiutrz u dworu zgromadzić.
Zgromadzenie niezmiernie było licznej oddawna nie było iuz uroczystości na dworze; wszyscy co pragną ogrzać się promieniem łaski królewskiey, tłumnie się zbiegli. W samotnym siedząc kącie, i nieuważaiąc całkiem co się w około niego dzieie, nagle Obrey uderzony został wspomnieniem straszliwym: w tym to samym mieyscu, uyrzał po raz pierwszy Rutwena. Raptem czuie iak go ktoś silnie za ramie chwyta, a głos któren aż nadto dobrze poznaie woła mu do ucha: "Pomnij na twą przysięgę." Nie śmie się obeyrzeć; lęka się uyrzeć widziadła, któreby go zgromiło; lecz za chwilę spostrzega na przeciw siebie tęż samą twarz, która ściągnęła na siebie iego uwagę, za pierwszym pobytem w Londynie. Dopóty się w nią wpatruie, dopóki członki iego zdolne są utrzymać ciężar ciała. Wkrótce zmuszony oprzeć się na ra
mieniu iednego ze znaiomych, aby się przez tłumy przecisnąć, udaie się do swego powozu i wraca do domu. Pośpiesznemi kroki przebiega pokóy, rękoma przyciska czoło, iak gdyby lękaiąc się aby nowe niewydarły się z niego myśli. Widział Ruthwena: co za styczność niewytłómaczonych okoliczności! sztylet iego, przysięga którey wymagał.... Wrócił więc do życia, iakimże cudem! Może wyobraźnia przedstawiła mu tylko przedmiot, którym ciągle iest zaiętą. Postanowił wrócić w towarzystwo; gdyż pomimo naywiększey żądzy dowiedzenia się czegoś o Ruthwenie, imie to zawsze na ustach iego konało, i nigdy nieśmiał zapytać nikogo o przedmiot swey ciekawości.
Pewnego wieczora, zaprowadziwszy swą siostrę do bliskich krewnych, powierzył ią pieczy podeszłey damy, a sam usiadł w samotnym zakącie, aby się cały myślom swoim oddać; postrzegaiąc nakoniec, że towarzystwo zmnieyszać się zaczynało, wrócił do salonu, i uyrzał siostrę swoią kilku otoczoną osobami, których rozmowa niezmiernie była żywą. Obok niey
siedział iakiś męszczyzna, któren wstał aby mu mieysca ustąpić, i obracaiąc się ukazał Obreyowi twarz trwogę w nim wzbudzaiącą.. Obrey na ten widok pośpiesza ku siostrze, porywa ią za rękę, i spiesznie ciągnie ku poiazdowi. Brama pełna była służących czekaiących na panów swoich, przechodząc pomiędzy niemi usłyszał znowu głos okropny, któren mu z cicha szeptał do ucha Pomnij na twoią przysięgę". Nieśmiał odwrócić głowy; lecz śpieszniej ieszcze siostrę uprowadzane, wkrótce przybył do domu.
Rozpacz Obreya dochodziła prawie do szaleństwa. Oddawna iedyną myśl umysł iego zaymowała; leci iakie stała się teraz straszliwy, gdy zapewnił się o zmartwychwstaniu upiora! Starania i pieszczoty siostry były mu oboiętne; nadaremnie błagała go niekiedy o wytłumaczenie dziwacznego postępowania. W krótkich odpowiadał słowach, a te słowa ią przerażały. Im bardziey Obrey zastanawiał się nad swem położeniem, tem bardziey umysł iego się obłąkiwał. Dreszcz go przechodził ilekroć wspomniał na daną przysięgę; lecz miałże
dozwolić poczwarze wolnie postępować? miałże dozwolić upiorowi naydroższe zabiiać przedmioty, i niewstrzymać iego wściekłości? Któż mógł mu zaręczyć, że siostra nie stanie się wkrótce iego ofiarą? Lecz daymy żeby miał siłę przełamać przysięgę i zwierzyć się komu swych podeyrzeń, któżby dał wiarę iego powieści? Mniemał iż lepiey niezdoła postąpić, iak własnych, zażywaiąc rąk na uwolnienie świata od tego potworu; lecz cóż ma śmierć zaszkodzi? Czyż Rutliwen raz iuź, z rąk iego się niewydarł? Myśli te zaymowały go przez dni kilka; zamknięty w swoim pokoiu, nie chciał widzieć nikogo, i na prośbę tylko siostry przyimował pokarmy, ktora ze łzami błagała go, aby zachował swe życie przez litość ku niey Niemogąc nakoniec dłużey znieść samotności i milczenia, opuścił dom, błąkał się po ulicach i ogrodach, uciekając przed ścigaiącym go ciągle obrazem.. Suknie iego były w nieładne, zarówno wystawiał się na upał słoneczny iak i zimną rosę wieczorów. Z początku wracał do domu na przepędzenie nocy; niezadługo kładł się oboiętnie wszędzie gdzie zwątlone si
ły zmuszały go zażyć spoczynku. Siostra drząc o niebespieczeństwa, na które codziennie się narażał, kazała służącym wszędzie za nim chodzić; Obrey umiał iednakie całą ich gorliwość zawodzić, unikaiąc ich baczności szybciey niżeli myśl. Nagle postępowanie iego całkiem się zmieniło: uderzony myślą, że w czasie swey nieobecności, zostawiał wszystkich przyiacioł swoich wystawionych na wściekłość potworu im nieznanego, postanowił znowu wrócić w towarzystwo, aby bacznie czuwać nad Ruthwenem, i pomimo swey przysięgi oświecać wszystkich, coby tak byli nieszczęśliwi żyć w iego poufałości;: lecz gdy wchodził do salonów oczy iego były zbłąkane, cała postać zadumana: pomięszanie iego tak było widoczne, ze siostra zmuszoną była prosić go, aby się wyrzekł towarzystwa, gdy tak przykre czyni na nim wrażenie. Obrey rad nie słuchał; opiekunowie złączyli z nią swe przekładania, a lękaiąc się żeby całkiem rozumu nie stracił, mniemali że powinnością ich iest zażyć na nowo powagi, którą ich przyodziała ostatnia wola rodziców.
Aby mu oszczędzić cierpień i przypadków, na które codziennie w biegach swoich bywał wystawiony; aby ukryć także przed oczyma tłumu, to co brali za znaki obłąkanego umysłu, uprosili Doktora ażeby ciągle przemieszkiwał w domu Obreya, i nieszczędził starań swoich choremu. Obrey zdawał się niepostrzegać iego przytomności; zaymuiące go uczucie było wyłączne i głębokie. Pomięszanie iego umysłu do tego nakoniec doszło stopnia, iż zostali zmuszeni niedozwolić mu wychodzić z pokoiu: niekiedy po kilka dni w takowym zostawał osłupieniu, iż go wydobyć z niego nic niezdołało; chudość iego była przerażaiąca; oczy szklistą błyszczały iasnością: na widok tylko ieszcze siostry okazywał słabe oznaki czucia i przychylności. Niekiedy z żywością rękę iey porywał, i wpatruiąc się w nią z wyrazem dreszczem przeymuiącym: "Ach! — wołał głosem rozdzieraiącym, — nie siaday nigdy obok niego; ieśli mnie kochasz ieszcze, nie dotykay go się nigdy". Chciała wiedzieć o kimby mówił; iedyną iego było odpowiedzią: niestety! nazbyt, aż nazbyt prawda!"
i znowu wpadał w osłupienie, z którego nic wydobyć go nie mogło.
Stan ten trwał iuź od kilku miesięcy; rok bliskim był skończenia; nieład wyobrażeń Obreya zmnieyszał się stopniami; zdawał się z wolna dawny odzyskiwać rozsądek; nieraz widnieli opiekunowie iak uśmiechał się radośnie, policzywszy na swych palcach liczbę iakowąś.
Ostatniego dnia roku, ieden z opiekunów wchodząc do iego pokoiu, ubolewał przed doktorem nad nieszczęściem zatrzymuiącym Obreya w łożku, wówczas właśnie gdy miał się ślub siostry iego odbywać. Ten wstęp zaiął mocno uwagę chorego... Iza kogoż idzie, spytał się z żywością? Z radością przyjęto ten powrót iego do zdrowych myśli, i wymieniono mu Hrabię Marsden. Obrey zdawał się cieszyć tą wiadomością, przypominał sobie, iż widział kiedyś w towarzystwie młodzieńca noszącego to nazwisko, i zadziwił wszystkich oznaymiwszy, iż chce być przytomnym weselu i pragnie widzieć swą siostrę. W kilka chwil potem iż przy niem była; teraz iuż niebył nieczułym na słód
ki iey uśmiech, przyciskał ią do serca, okrywał iey ręce pocałowaniami. Panna Obrey do łez została wzruszoną, widząc brata wracaiącego do zdrowia i tkliwych uczuć przyiaźni braterskiey Odzyskał dawny zapał winszuiąc iey związku z człowiekiem świetnym tylu naypięknieyszemi zalety. Spostrzega medalion zawieszony na szyi siostry; otwiera go, lecz iakże opisać iego przerażenie, gdy poznaie w zawartym portrecie rysy potworu sprawcy wszystkich iego nieszczęść. Rozsrożały wściekłością wyrywa iey medalion i druzgocze nogami. Na próżno pyta go siostra iakowy powód skłania go do znieważania tak srodze obrazu iey przyszłego małżonka; on dziko się w nią w patruie, iak gdyby pytania iey niesłyszał, ręce iey gwałtownie w ręku swoim ścika, oczy iego wściekłość wyrażaią: " Przysięgnii — woła, — że nigdy niezaślubisz tego potworu; on to.... " Lecz więcey wyrzec niezdołał. Twarz iego znowu to samo wyraziła, co wówczas doświadczył, gdy głos ów straszliwy zawołał mu do ucha: "Pomnij na twoią przysięgę!" Ogląda się,
mniemaiąc że spostrzeże Ruthwena po za sobą; lecz nikogo niewidzi. Opiekunowie i doktór przytomni tey scenie, mniemali ze zwiastowała powrót szaleństwa; wyrwali Pannę Obrey z rąk brata, i uprowadzili ią ze sobą. Obrey rzucił się na kolana; błagał ażeby tylko na ieden dzień ślub odwleczono. Brano iego wyrazy za nowy dowód obłąkanego umysłu; starano się go uspokoić, nakoniec zostawiono go samego.
Nazaiutrz po uroczystości dworskiey, Ruthwen przybył odwiedzić Obreya; lecz chory nikogo nieprzyimował; niemógł go zatem widzieć. Wkrótce potem gdy się dowiedział o zatrważającym stanie iego zdrowia, łatwo poiął że on był iedyną stanu iego przyczyną; lecą gdy usłyszał ze rozum iego całkiem iest zbłąkany, radość iego tak była wielką, iż zaledwie zdołał ią ukryć przed osobami, które mu wieści tey udzieliły. — Jak naystaranniey pośpieszył się w prowadzonym być w dom Panny Obrey, a przez nayczulszego przywiązania dowodu, przez tkliwą litość, którą okazywał nad stanem iey
brata, dokazał niewinne iey serce całkiem dla siebie zniewolić. Niestety! i któżby oprzeć się zdołał potędze tego człowieka? Usta iego tyle miały do opowiadania trudów i niebezpieczeństw nieznanych. Wystawiał siebie iako istotę niemaiącą żadney sympatyi, ani z iednym ziemi mieszkańcem, prócz tey, którey serce całe swoie oddał. Dopóki iey niepoznał całkiem był nieczułym na życie; lecz los iego godzien był zazdrości samych niebian, odtąd iak miał szczęście usłyszeć czarodzieyskie iey głosu brzmienie. Słowem, tak w wysokim stopniu posiadał niebezpieczną sztukę ułudzania, lub też takowa wola była przeinaczenia, iż wkrótce pozyskał całą czułość siostry Obreya. Wygaśnięcie iedney męzkiey gałęzi w iego rodzinie nadało mu nazwisko i godność Hrabi Mars. den, a skoro tylko otrzymał zezwolenie kochanki, ważne i zaszczytne poselstwo, którym przyodziany został, posłużyło mu za pozór przyśpieszenia małżeństwa, pomimo niebezpiecznego sianu w którym się szwagier iego znaydował. Nazaiutrz po ślubie miał wyiechać na ląd stały.
Obrey, gdy go doktór i opiekunowie odstąpili, starał się, lecz nadaremnie, przekupić służących. Uprosił pióra i papieru. Napisał do swey siostry, zaklinaiąc ią ażeby małżeństwo swoie choć na kilka odłożyła godzin, zaklinaiąc w imię iey własney szczęśliwości, w imię iey sławy i sławy rodziców dzisiay spoczywaiących w grobie, aktorzy niegdyś przyciskali go do serca iako iedyną rodziny nadzieię. Zapewnił ią, że nayważnieysze ma powody czynić iey prośbę podobną. Służący obiecali, ii list siostrze oddadzą; lecz dali go tylko doktorowi, któren wolał go schować, niżeli zasmucać Pannę Obrey, oddaiąc iey pismo, które zwał marzeniem szaleńca. Noc przepędzono na przygotowaniach do uroczystości. Łatwo poiąć, iż Obrey słysząc ie, drżał ze zgrozy. Rano turkot poiazdów obił się o iego ucho: wściekłość nim prawie miotała, Służący uniesieni ciekawością, wkrótce czuyności swey zapomnieli. Wysuwaią się potaiemnie; zostawując chorego pod strażą starey kobiety. Obrey korzysta z tey chwili; wypada ze swego pokoiu i bieży do salonu, gdzie
wszyscy na ślub zgromadzeni byli. Ruthwen naypierwszy go spostrzega: przypada ku niemu, silnie pochwycą go za ramię, i niemy z wściekłości, wlecze go na schody: "Pomnii na twoią przysięgę, — "mówi; — niewiasty są słabe; siostra twoia na zawsze zhańbioną zostaie, ieśli dzisiay iey niezaślubię. " Na te słowa popycha go w ręce służących, którzy postrzegłszy iego ucieczkę, biegli go szukae. Obrey całkiem siły utracił: nadzwyczayne wzruszenie którego doświadczył, zerwało żyły w iego piersiach położono go na łóżku. Nie powiedziano siostrze o tem co się wydarzyło: nieznaydowała się w salonie w chwili gdy brat w biegł do niego, a doktor lękał się zbyt mocno ią wzruszyć widokiem iego słabości. Ślub dnia tego ieszcze się odbył i młodzi małżonkowie Londyn opuścili.
Słabość Obreya co chwila się zwiększała; tak wiele krwi utracił, iż śmierć stała się niezawodną. Pragnął ażeby przywołano opiekunów, a gdy północ wybiła, opowiedział im w krótkości wszystko, cośmy czytali, i skonał dokończaiąc swe
go opowiadania. Pośpieszono się nieść pomoc siostrze Obreya, lecz iuż było za późno. Ruthwen zniknął, a nieszczęśliwa iego małżonka iuż była ofiary Upiora,
Koniec Upiora.
PRZYPIS.
Mniemam moią powinnością uwiadomie czytelnika, zkąd wzięła początek powieść o Upiorze. Podczas pobytu swego w Genewie, Lord Byron uczęszczał do towarzystwa Pani Breuss. Była to Hrabina Rossyiska zgromadzaiąca u siebie nayznakomitszych cudzoziemców. Czytywano tam wiersze, opowiadano rozmaite zdarzenia i t. p. Pewnego wieczora gdy każden wypłacił się za gościnność powieścią o strachach, Byron opowiedział także, z kolei przygody Upiora. Wydawca tey powieści, któren opowiadaniu iey był przytomny, wróciwszy do siebie, śpiesznie się zaiął iey napisaniem. Anglicy muszą żałować, iż niezdołał zachować wszędzie własnych wyrażeń Byrona; lecz ta różnica niknie w obcym ięzyku, gdyż tłumacz niemoże pochlebiać sobie, ażeby zachował styl autora, dość gdy zachowa iego myśli.
Koniec