Opieka nad dzieckiem 1
Snape schował się w cieniu, mając nadzieję, że Potterowi uda się tym razem pokonać Czarnego Pana. Mało tego, miał również nadzieję, że chłopakowi uda się uciec, zanim go poważnie poturbują.
Boże, miał nadzieję, że nie będzie musiał go ratować.
Potter stał pośrodku kręgu śmierciożerców, trzęsąc się lekko, podczas gdy Voldemort kontynuował wyliczanie wszystkich wymyślnych tortur, którymi ma zamiar go potraktować, zanim zrobi to, co planował od lat — zabije chłopaka i przejmie jego moc.
Severus nienawidził swojej pracy.
Przełykając ciężko pod swoją maską, przesunął się bliżej.
Jego plany spędzenia przyjemnego, niedzielnego popołudnia na odpoczynku i czytaniu zaległych ksiąg zostały przekreślone w momencie, gdy Mroczny Znak zapłonął żywym ogniem. Skontaktował się z dyrektorem i przebrawszy się, zajął miejsce przy boku Czarnego Pana.
Tylko po to, by znaleźć Pottera. Chłopak właśnie sięgał po różdżkę i kilkoro śmierciożerców wyciągnęło swoje, ale Voldemort powstrzymał ich ruchem ręki.
— Niech pokaże, na co go stać — wymruczał.
A Snape ostrzegał Dumbledore'a, że zakładanie, iż chłopak będzie bezpieczny poza Hogwartem, nawet w głupim Hogsmeade, nie ma sensu. Dyrektor wysłuchał go spokojnie, ale i tak zdecydował, że Harry potrzebuje spędzić kilka przyjemnych chwil ze swoimi przyjaciółmi.
Niech będzie przeklęte Hogsmeade i Dumbledore — optymistyczny głupiec.
Mistrz eliksirów niewzruszenie przysłuchiwał się krzykom Pottera. Chłopak upadł na ziemię, trzęsąc się, co wywołało wybuchy śmiechu wśród zebranych czarodziei. Snape miał nadzieję, że w jego własnych oczach nie widać wściekłości.
Kiedy Voldemort zdjął klątwę, Harry usiadł, spluwając kilkakrotnie krwią. Przyglądał się Czarnemu Panu, wcale nie okazując strachu.
— Wiesz, co jest nie tak z twoimi planami, Tom? — zapytał.
Nie, nie. Zamknij się, idioto. Nie pogarszaj sytuacji.
— Chodzi o to, że zawsze kończą się porażką — kontynuował chłopak, klękając.
Na Merlina, zaraz zginiesz, kretynie, a ja zginę razem z tobą, próbując cię ratować.
— No wiesz — podniósł się, chwiejąc lekko — tylko prawdziwy nieudacznik nie potrafi zabić małego dziecka.
— A więc zobaczmy, czy uda mi się to tym razem — warknął Voldemort, celując w niego różdżką.
Harry krzyknął zaklęcie w tym samym momencie, co jego przeciwnik. Dwa promienie światła uderzyły o siebie, wydając przy tym dźwięk podobny do grzmotu. Przez jakiś czas walczyły ze sobą, by w końcu zakrzywić się i uderzyć w Harry'ego z głośnym hukiem.
Gdy osiadł kurz, Snape zdał sobie sprawę z kilku ważnych faktów. Po pierwsze: Voldemortowi znów nie udało się zabić chłopaka. Po drugie: Potter był teraz niemowlakiem i płakał, leżąc nago na kupce swoich szat. Po trzecie (i dla Snape'a najważniejsze): jeśli szybko czegoś nie zrobi, świat czarodziejski, jaki dotąd znał, rozleci się i zamieni w stos odpadków.
Snape zaatakował.
Gdy był w formie, potrafił poruszać się tak samo zwinnie jak symbol jego domu i chwycenie różdżki Pottera oraz małego ciałka w ramiona okazało się zaledwie kwestią sekund. Deportował się z głośnym trzaskiem.
I pozwolił sobie na krzywy uśmieszek, słysząc krzyk wściekłości Toma.
* * *
— Nigdy nie zgadniesz, co właśnie widziałem! — wykrzyknął Prawie Bezgłowy Nick do przelatującego obok Krwawego Barona.
Baron, niezbyt rozmowny duch, przyglądał się paznokciom swojej prawej dłoni.
— Śmierciożercę! — kontynuował przyzwyczajony do zachowania kolegi duch Gryffindoru. — Cholernego śmierciożercę biegającego po zamku. A wiesz, co niósł w ramionach?
Drugi duch wzruszył nieznacznie ramionami.
— Dziecko! Nagie dziecko, krzyczące ile sił w płucach! To są naprawdę niesamowite czasy, nie sądzisz?
Duch Ślizgonów przyglądał się teraz lewej ręce.
— Po prostu pójdę i poszukam Szarej Damy — wymruczał Nick, odlatując z grymasem na twarzy.
* * *
— Ależ to niesamowite!
— Nieprawdaż? — warknął Snape.
Dumbledore gapił się na niemowlę leżące na jego kolanach. Na szczęście już nie płakało, chwilowo zainteresowane białą brodą starszego czarodzieja.
— A ty… ale… naprawdę niesamowite!
— Dziękuję, Albusie. Wydaje mi się, że już uznaliśmy ten pieprzony fakt za najbardziej niesamowitą rzecz, jaka wydarzyła się w ciągu tego całego pieprzonego dnia…
— Język, Severusie.
Snape spojrzał na niego krzywo.
— Jeśli Potter będzie pamiętał coś z tej rozmowy, przeproszę go osobiście za kalanie jego drogocennych uszu takim słownictwem. Jednak na razie, czy mógłbyś mi powiedzieć, co my, do kurwy nędzy, teraz zrobimy?
— Czy mógłbyś wezwać Poppy? — westchnął dyrektor. — Nie, Harry, to nie nadaje się do jedzenia, pomimo że wygląda jak słodkie pianki. Uwierz mi. A teraz musimy się nad tobą poważnie zastanowić.
* * *
— Zdrowy jak ryba — oznajmiła pielęgniarka.
— Naprawdę? Żadnych skutków ubocznych zaklęcia?
Poppy połaskotała Harry'ego, zakładając mu pieluszkę. Chłopczyk zachichotał, podczas gdy kobieta ubierała go w jednoczęściowy, dziecięcy pajacyk.
— Nie, żadnych. Jest zdrowym, sześciomiesięcznym dzieckiem. Plus minus kilka miesięcy.
— Wciąż ma bliznę — wtrącił Snape ze swojego miejsca w kącie.
Dumbledore przesunął delikatnie palcami po czole Harry'ego, przyglądając mu się ze smutkiem. Snape prychnął.
— Zdajesz sobie sprawę, że Potter prawdopodobnie jest świadomy wszystkiego, co się dzieje i o czym mówimy i w przyszłości wykorzysta twoją... słabość? Jak gdyby i tak nie cieszył się całym zainteresowaniem — dodał ciszej.
— Mylisz się, Severusie. Harry nie tylko wygląda jak półroczne dziecko, ale również nim jest. Ma tyle pojęcia o tej sytuacji, co każdy inny niemowlak w jego wieku. — Pielęgniarka posadziła chłopca na swoim biodrze.
— Ach, więc jego inteligencja nie ucierpiała za bardzo.
— Severusie — powiedział Dumbledore. — To był długi dzień, a mamy jeszcze dużo do zrobienia. Poppy, czy byłabyś tak miła i przygotowała rzeczy, których Harry może potrzebować? Im szybciej tym lepiej.
— Oczywiście — kobieta podała mu niemowlę, ruszając w stronę kominka. Po chwili zniknęła w zielonych płomieniach.
Dumbledore zwrócił się do mistrza eliksirów z szerokim uśmiechem na ustach.
— A czy ty mógłbyś być tak dobry i przypilnować go, kiedy ja załatwię kilka ważnych spraw? To nie zajmie dużo czasu.
Dyrektor wcisnął dziecko w ręce zaskoczonego Snape'a i zniknął za drzwiami, nim ten mógł pomyśleć nad jakąkolwiek odmową.
Harry zaczął się wiercić.
— Na Merlina, Potter, nie ruszaj się!
Snape wyciągnął ramiona na całą długość, trzymając dziecko pod pachami. Harry próbował skupić na nim wzrok, mrugając i kręcąc głową.
— Nie mów, że nawet w tym wieku potrzebujesz okularów, Potter.
Z kącika ust chłopca wypłynęła mała strużka śliny.
Mężczyzna usiadł i ostrożnie przyciągnął niemowlaka do siebie, upewniając się, że nie usmaruje sobie niczego jego śliną. Harry wiercił się dopóty, dopóki Snape nie ułożył go na swoim ramieniu.
— Nie przyzwyczajaj się, Potter.
Harry czknął w odpowiedzi.
— A jeśli na mnie zwymiotujesz, osobiście pozbawię cię jelit i zrobię z nich parę szelek.
* * *
— Wszystko już gotowe.
Snape drgnął, zacieśniając uścisk na ciałku Harry'ego; chłopczyk uchylił powieki i zakwilił cicho. Mężczyzna mruknął coś pod nosem, rozluźniając się nieznacznie. Wcale nie spał — pozwalał tylko odpocząć swoim oczom. Jeden Merlin tylko wie, co to był za dzień. A teraz jeszcze Harry Potter obśliniał mu całe kolana…
Pociągnął nosem i zdał sobie sprawę, że wciąż ma na sobie szatę śmierciożercy. Wydawało mu się, że czuje zapach klątw wymieszany z wonią talku dla niemowląt. Potrząsnął głową, próbując zebrać myśli; dyrektor przyglądał mu się wyczekująco.
— Co masz na myśli, Albusie? — zapytał ochryple. — Kiedy zamienisz Pottera z powrotem w irytującego nastolatka? I dlaczego ja muszę się nim zajmować? Jego drodzy przyjaciele na pewno chętnie się nim zaopiekują.
— Ach, Poppy, jesteś wreszcie. No, wstawaj, Severusie — powiedział dyrektor, pomagając Snape'owi.
— Słucham?
— Jest tutaj wszystko, czego możesz potrzebować. — Pielęgniarka wcisnęła w wolną rękę Snape'a nosidełko. — Ubrania na zmianę, samomieszające butelki, nigdy niekończące się Mleko Matki Molly, pidżamy i gryzaczki. Jest tam też kilka zapasowych pieluszek, chociaż ta, którą ma na sobie jest samoczyszcząca i powiększy się wraz z jego wzrostem. Jednak musisz go kąpać, Severusie. Każdego dnia! Jestem jednak pewna, że czegoś zapomniałam…
— O czym wy mówicie? — warknął mistrz eliksirów.
— Jeśli chodzi o jedzenie i inne sprawunki dla ciebie, znalazłem to. Wiem, że niezbyt wygodne, ale nic innego nie mamy. — Dumbledore podał mu drewniane pudło. Snape przycisnął Harry'ego do siebie mocniej, czując, że wyślizguje mu się z rak. Posadził go sobie na biodrze, ratując przed upadkiem.
— Na pewno jest głodny, ale nie chcę dawać mu nic tutaj, bo może zwrócić to po podróży, jednak upewnij się, że dostanie butelkę najszybciej jak to możliwe. I pamiętaj, żeby sprawdzić temperaturę mleka na swoim nadgarstku. Och, i musi mu się odbić, inaczej dostanie kolki — wtrąciła Poppy, owijając Harry'ego kocykiem i poprawiając jego pozycję w ramionach Severusa.
— Dyrektorze, proszę!
— Severusie — zaczął Dumbledore — nie potrafię cofnąć tego zaklęcia. Potrzebuję na to więcej czasu, a on nie może tutaj zostać. Według twoich słów, to zdarzenie widzieli wszyscy śmierciożercy, więc nie możesz dłużej szpiegować Voldemorta. Hogwart nie jest już dla was bezpiecznym miejscem.
Oczywiście Snape to wszystko rozumiał, ale wciąż nie wiedział, dlaczego trzyma niemowlę i całą torbę rupieci.
— I chcesz, żebym…
— Musisz odejść, Severusie, i musisz wziąć Harry'ego ze sobą. Znalazłem dla was miejsce; niemal wszystko już tam jest, jednak gdyby wam czegoś brakowało, napisz do mnie list i wsadź go do tego pudełka. To świstoklik, ale później będziemy mogli za jego pomocą komunikować się ze sobą. Spróbuję wam pomóc jak najszybciej.
— Ale, Albusie, na pewno…
— Obawiam się, że nie mamy zbyt wiele czasu, mój drogi chłopcze. Wiem, że to zadanie może wydawać się uciążliwe, jednak bezpieczeństwo Harry'ego jest teraz najważniejsze. Jeśli czarodziejski świat dowie się o tym, co się wydarzyło, a Voldemort znajdzie miejsce jego pobytu, cała nasza nadzieja legnie w gruzach.
— Ale ja nic nie wiem o opiece nad niemowlakami! Poppy…
— Poppy nie jest zdrajcą — przerwał mu ostro dyrektor — i Poppy nie zapewni mu bezpieczeństwa tak jak ty.
Snape westchnął i spojrzał na chłopca. Harry nie dawał znaku życia przez cały czas trwania ich rozmowy, jednak jego duże, zielone oczy były szeroko otwarte i pełne zainteresowania.
— Jesteś pewna, że on nie ma o niczym pojęcia?
— W stu procentach — zapewniła go pielęgniarka.
— Do cholery jasnej, to najbardziej idiotyczne zadanie…
— Jedna minuta, Severusie. — Dumbledore dotknął różdżką drewnianego pudełka. — Na pewno świetnie sobie poradzisz. Wierzę w to.
— Jak długo, Albusie? Jak długo mam tam tkwić?
Starszy czarodziej uśmiechnął się smutno.
— Chciałbym to wiedzieć, mój chłopcze. Pół minuty. — Ścisnął lekko ramię Snape'a i odgarnął kilka kosmyków z czoła Harry'ego, odsuwając się od nich.
— Nie zapomnij o czym mówiłam: musi być karmiony przynajmniej cztery razy dziennie, jednak uważaj na pokarmy stałe, które mu dajesz. Kąp go codziennie i upewnij się, że śpi na plecach. Nie pozwalaj mu wkładać małych obiektów do ust…
— Powiedziałem, że nie wiem nic o niemowlakach, Poppy, ale nie jestem idiotą. Każdy, nawet z minimalną dozą inteligencji…
Pudełko rozbłysło jasnym światłem i Snape poczuł szarpnięcie w okolicach pępka. Przytulił policzek do główki Harry'ego, przyciągając go bliżej, podczas gdy otoczenie wirowało i ciemniało z każdą chwilą.
* * *
— Mam nadzieję, że postąpiłem słusznie, Poppy.
— Oczywiście, Albusie. A cóż mogłoby pójść nie tak?
Dumbledore uniósł brwi, nie odpowiadając.
— Och, Merlinie…
* * *
Tydzień I
Harry leżał w nosidełku, ssąc swoją nagą stopę.
Mistrz eliksirów uśmiechnął się krzywo — po kilku nieudanych próbach nakarmienia dzieciaka i utrzymania go we względnej czystości zdecydował, że im mniej podczas jedzenia Potter ma na sobie ubrań, tym lepiej. Oczywiście nie zdejmował mu pieluszki. Robił to z niechęcią nawet, gdy go kąpał, ale nie chciał ryzykować tego, że Poppy dowie się o zaklęciach czyszczących.
Wsypał łyżeczkę Mleka Matki Molly do butelki i dodał do niej dwieście mililitrów przegotowanej wody.
— Lata nauki w najlepszych czarodziejskich szkołach pod okiem mistrzów i tylko po to, żebym teraz, cztery razy dziennie, przygotowywał ci mleko. Ironicznie, prawda, Potter?
Harry, tak jak zawsze, nie odpowiedział, jednak za każdym razem, gdy mężczyzna się odzywał, jego wzrok kierował się ku niemu. Zamrugał kilkakrotnie.
— Przynajmniej twój słuch jest w porządku.
Snape uderzył różdżką w butelkę, podgrzewając ją. Wylał kilka kropel mleka na nadgarstek, sprawdzając temperaturę i gdy upewnił się, że nie jest za gorące, wsunął smoczek w usta Harry'ego. Chłopczyk natychmiast zaczął ssać, pomagając sobie w utrzymaniu butelki rękoma i nogami.
— Być może herbem twojego domu powinna być małpa, a nie lew, panie Potter.
Tydzień II
— Jakieś zmiany? — zapytała Pomfrey, bawiąc się z Harrym i jednocześnie go badając.
— Nie. A u was?
— Też nie — odparł dyrektor, wyciągając rzeczy ze swojej torby bez dna. — Ale przyniosłem ci to. — Na stole pojawiła się nietknięta butelka whisky.
Snape skinął głową, przywołując z kredensu dwie szklanki.
— A co z tobą, Severusie? — Poppy podeszła do nich, podając gruchającego wesoło chłopca Dumbledore'owi.
— Poza znudzeniem i tym, że mój umysł zmienia się w kleistą papkę z powodu braku jakiejkolwiek rozmowy z w miarę rozgarniętą osobą?
— Ach! Gdyby tylko inni nauczyciele wiedzieli, jak za nimi tęsknisz.
— Bardzo, kurwa, śmieszne — mruknął Snape, wypijając kolejnego drinka.
— Prawie bym zapomniał! — wykrzyknął Albus. — Sięgnij do mojej torby, Severusie. Mam coś, co zapewni wam chociaż minimalną rozrywkę.
Snape niechętnie odstawił szklankę i sięgnął ku plecakowi dyrektora, który piszczał i szamotał się, dopóki Severus nie zacisnął dłoni na jego rozpięciu. Wyciągnął z niego coś dużego, ciężkiego i opakowanego w brązowy papier.
— No, otwórz to — ponaglił go starszy czarodziej.
Snape rozerwał papier.
— A niech to — wymruczał sarkastycznie. — Zawsze chciałem coś takiego.
— Teraz możesz słuchać radia! Pomoże też Harry'emu szybciej rozwijać się intelektualnie.
— Nigdy tego nie wyłączę.
— A ty będziesz pamiętał, że tam na zewnątrz wciąż istnieje świat, czekający na twój powrót.
— Na Merlina, Albusie, jak długo jeszcze? — Severus odłożył urządzenie. — Nie robię nic poza słuchaniem odgłosów Pottera. Wolę już stanąć naprzeciwko innych śmierciożerców.
Dumbledore wyraźnie posmutniał.
— Staramy się, jak tylko możemy, ale jeszcze nie znaleźliśmy rozwiązania.
Snape nie chciał wyjść na niewdzięcznika. Jakby nie patrzeć, jest tutaj bezpieczny, ma zapewnione przetrwanie. Jednak gdyby…
— Musi być coś, co mogę zrobić. Inaczej zwariuję, Albusie.
— Mógłbyś zrobić dla mnie kilka eliksirów. Zawsze mi ich brakuje — wtrąciła Poppy.
— Przyślijcie mi sprzęt — odparł natychmiast. Wiedział, że próbują go udobruchać i po raz pierwszy w życiu nie miał nic przeciwko temu.
Dumbledore pocałował Harry'ego w czoło i oddał go Severusowi.
— Do zobaczenia za tydzień, mój chłopcze. Och, jeszcze jedno — sięgnął do kieszeni i wyciągnął dwa listy. — To od przyjaciół Harry'ego. Nie mają o niczym pojęcia, ale zapewniłem ich, że wszystko jest pod kontrolą.
Snape wziął korespondencję z wyrazem wstrętu na twarzy.
— Przynajmniej będę miał coś ciekawego do poczytania.
Tydzień IV
— A to — mężczyzna odwrócił się, trzymając puchar pełen połyskującej, różowej cieszy — jest podstawą Szkiele-Wzro, eliksiru, któremu zawdzięczasz kości w prawym ramieniu.
Harry bujał się w swojej huśtawce; jego oczy były szeroko otwarte i pełne zaciekawienia, gdy przyglądał się pracy Severusa. Do ust wciskał sobie kolorowy gryzaczek.
Zadziwiające, że jednak przyzwyczaił się do widoku obślinionego Pottera.
Odwrócił się do chłopaka plecami i zajął eliksirem. Już pierwszej nocy w tym domu rozdzielił wszystkie pokoje: jeden dla Pottera, jeden dla siebie i jeden do jego pracy. Salon, kuchnię i łazienkę zostawił w spokoju.
Używając dawno zapomnianych technik transmutacji, udało mu się podzielić pokój na dwie części. W większej z nich umieścił cały sprzęt przysłany mu przez Albusa. Chociaż nie był przyzwyczajony do pracy w takiej jasności, musiał pogodzić własne rozdrażnienie wywołane naturalnym światłem z koniecznością porządnego wietrzenia tej części pomieszczenia, a co za tym idzie - potrzebą dostosowania dachu do odprowadzania na zewnątrz oparów. Mniejszą część oddał Potterowi. Kiedy nie mógł zostawić chłopca samego, bo był zbyt nieznośny, sadzał go w huśtawce. Mógł dzięki temu go pilnować, mając jednocześnie jakieś towarzystwo.
Nie był jednak przyzwyczajony do publiczności, która skupiała na nim całą uwagę bez upominania czy obrażania jej inteligencji. Dziwiło go, że tak szybko przyzwyczaił się do towarzystwa Pottera. No cóż, chłopak i tak nie będzie nic pamiętał.
Skoncentrował się na pracy, podczas gdy Potter gruchał wesoło w swoim kącie. Już po kilku dniach Severus popadł w swoją dawną rutynę warzenia eliksirów, tym razem nieprzerywaną przez upierdliwe bachory, kolegów i Czarnego Pana.
Jednak to wszystko było zbyt piękne.
— Durblefweeb.
Mężczyzna odkaszlnął i skupił się na krojeniu korzenia mandragory na równe części.
— Mam nadzieję, że pamięta pan naszą umowę, panie Potter. Postaram się być — zacisnął zęby — milszy niż zwykle, jednak musi pan myśleć, zanim pan coś powie, zrobi lub da jakikolwiek inny znak pańskiego istnienia. Czy to dla pana jasne?
— Splejeadar.
Tydzień VII
Po kolacji Snape i Harry odpoczywali w salonie. Najczęściej chłopczyk zasypiał, słuchając cicho grającego w tle radia, podczas gdy mężczyzna czytał książki, które dostał od dyrektora. Później Severus przenosił go delikatnie do łóżeczka i sam szedł spać, szukając upragnionej ucieczki od rzeczywistości.
Ale dzisiaj Harry poderwał główkę, gdy tylko usłyszał płynącą z radia żywą melodię. Jego oczy rozjaśniły się radośnie i wstał, podchodząc niezgrabnie do głośników.
W ostatnich dniach Harry zaczął chodzić i Snape nie mógł powstrzymać niewielkiego uczucia dumy, nawet mimo faktu, że sam nie miał z tym nic wspólnego, a ponadto musiał teraz przez cały czas bardzo uważać, gdzie znajduje się jego podopieczny. To było oczywiste, że prędzej czy później dzieciak nauczy się tej czynności. Zresztą robił to już wcześniej.
Być może jednak fakt, że Albus opowiedział mu o mugolach, którzy zajmowali się wcześniej Harrym, zmienił jego nastawienie. Czym innym był brak uwagi i ostre słowa, a czym innym pozostawienie dzieciaka w ciemności i niemal zagłodzenie na śmierć. Snape popatrzył na tłuściutkie nóżki Harry'ego i znów poczuł się dumnym. On, stary kawaler, wiedział jak zająć się dzieckiem. Pieprzyć mugoli.
Harry wyszczerzył się, słuchając muzyki. Zerknął na mężczyznę, upewniając się, że ma pozwolenie i Severus nie mógł powstrzymać delikatnego skinienia głową. Chłopczyk krzyknął radośnie.
Zaczął zginać i prostować kolana, próbując poruszać się do rytmu i marszcząc przy tym brwi. Snape prychnął — oto Harry Potter, Nadzieja Czarodziejskiego Świata, ubrany w pidżamę w wesołe króliczki, klaskał i słaniał się na nogach, usiłując tańczyć. Miał zerowe poczucie rytmu i mężczyzna nie mógł powstrzymać śmiechu.
Widział już wiele przykładów jego niezdarności w przeszłości. Chłopak wpadał na wszystko i potykał się o swoje nogi, ale to przekraczało wszelkie granice.
Harry zawtórował śmiechowi Severusa, wciąż klaszcząc radośnie. Mężczyzna zmarszczył brwi, wiedząc, iż Potter nie rozumie, że jest wyśmiewany.
Uświadomił sobie, że to nie było w porządku śmiać się teraz z Pottera, nawet jeśli kiedyś tak właśnie by postąpił. Chłopak może urosnąć i wciąż to pamiętać lub pozostać w tym wieku na zawsze. Tak czy owak, było to jego dzieciństwo. Miał szansę przeżyć je na nowo i tym razem być szczęśliwym.
Snape znów się zaśmiał, ale tym razem zrobił to razem z Harrym.
Tydzień X
— Hej.
Snape przygryzł wargi, pochylając się nad pergaminem.
— Hej!
Powstrzymał chęć warknięcia i zanurzył pióro w atramencie. Cholera, będzie musiał napisać do Dumbledore'a, by przysłał mu nowy zapas.
— HEJ!
Tym razem dało się też słyszeć odgłos uderzania małymi rączkami o drewniane pręty.
— Hej. Hej!
Snape odwrócił się na krześle, odrzucając pióro i przewracając kałamarz. Resztki atramentu rozlały się po drobnym piśmie.
— Na miłość boską, czy mógłbyś przestać! — wrzasnął. — A jeśli nie, to naucz się chociaż nowego cholernego SŁOWA!
Harry trzymał się prętów kojca, chwiejąc lekko. Jego dolna warga zaczęła drżeć.
— Och, nie, proszę, nie.
Powieki chłopca opadły, a usta otworzyły, ukazując pięć małych ząbków.
— Błagam, nie! Cofam to wszystko!
Za późno.
— ŁAA-AAA.
— Potter!
— ŁAA-AAA-AAA.
Snape przeklął cicho i podszedł do dziecka, pochylając się nad nim.
— Panie Potter — powiedział, starając się zachować spokój. — Przepraszam, że na ciebie krzyknąłem. Domyślam się, że ta sytuacja jest dla ciebie równie niewygodna jak… Potter! Przestań płakać, nie chciałem cię przestraszyć.
Harry stracił równowagę i upadł ciężko na pośladki. Wyglądał okropnie — czerwona twarz, zapuchnięte oczy i smarki dookoła nosa.
Wyglądał, jakby ktoś zranił jego uczucia.
— Potter. — Mężczyzna starał się nadać swojemu głosowi delikatny ton. — Nie ma powodu do płaczu. Nie skrzywdzę cię.
Harry zakwilił i wyciągnął w górę ręce. Snape westchnął, wchodząc do kojca. Gdy tylko usiadł, chłopiec znalazł się przy nim. Mężczyzna przyciągnął go do siebie, próbując zignorować fakt, że będzie cały w jego wydzielinach.
— Hej. — Harry pociągnął nosem, obejmując go. — Hej.
— Hej, panie Potter. — Severus delikatnie pogłaskał go po plecach.
Tydzień XIII
Snape nie miał zbyt wielkiego pojęcia gdzie się znajdują, jednak podejrzewał, że musi to być Szkocja. Roślinność była podobna do tej w Hogwarcie i udało mu się znaleźć parę składników rosnących w obrębie kilkuset metrów od ich domu, których mógł używać w swoich eliksirach. Siedział właśnie na tarasie, odpoczywając i pijąc ciepłą herbatę, kiedy powietrze rozciął głośny krzyk.
Zerwał się szybko, przewracając filiżankę i wyciągając różdżkę. Po trzech miesiącach znał już każdy rodzaj krzyku Pottera, ale to było coś nowego. Poza tym, nie powinien jeszcze obudzić się ze swojej popołudniowej drzemki.
Zatrzymał się zszokowany w progu jego pokoju. Wyglądało na to, że Potter urósł, a jego krzyk był spowodowany faktem, że jego ubranko nie urosło razem z nim. Wpijało mu się w szyję, nadgarstki i kolana.
Szybko przeciął je za pomocą zaklęcia i wyciągnął chłopca z kojca. Był niezaprzeczalnie cięższy i odrobinę wyższy. Jego płacz po chwili umilkł.
— Hej — pisnął.
— Wydaje mi się, że musimy wezwać dyrektora.
* * *
— No i?
Tym razem to Snape stał u boku pielęgniarki podczas badania Harry'ego.
— Nic z tego nie rozumiem — powiedziała zirytowana. — To niemożliwe, żeby urósł tak dużo za jednym razem. Jesteś pewien, że nic mu nie zrobiłeś?
— Oczywiście, że nie — warknął. — Nie sądzisz, że gdybym mógł, przemieniłbym go od razu w siedemnastolatka?
— Niesamowite — sapnął Dumbledore. — Wydaje mi się, że Harry znów przechytrzył Toma. Zaklęcie się nie utrzymuje.
— Słucham?
— Zaklęcie Toma — jakiekolwiek ono było — nie jest stałe. Wygląda na to, że naturalne moce chłopca zwalczają je i jestem pewien, że Harry wróci do dawnej postaci nawet bez naszej pomocy.
— Ile czasu to zajmie?
— Wiesz tyle, co ja, Severusie.
— 'Vres — powiedział Harry.
Mistrz eliksirów uniósł brew, spoglądając na chłopca. Jego głowa była w okolicach kolan mężczyzny.
— Słucham?
— `Vres! — wykrzyknął, machając piąstkami.
— Cudownie! Jego mowa się poprawia.
Poppy ukucnęła przy Harrym, spoglądając mu w oczy.
— I nie tylko to, Albusie. Według moich badań jest teraz zdrowym trzylatkiem i powinien robić to, co inne dzieci w jego wieku.
— A to znaczy? — zapytał Snape, lekko przestraszony.
— Psocić, odkrywać nowe rzeczy. — Pielęgniarka wstała, czochrając włosy chłopca. — Poznawać świat.
Snape pobladł widocznie.
— I chyba najwyższa pora dać mu to. — Pomfrey wyciągnęła z kieszeni małą parę okularów i wsunęła ją delikatnie na nos chłopca.
Harry potrząsnął głową, próbując dostosować się do dziwnego uczucia. Zmarszczył nos, rozglądając się i uśmiechnął, gdy jego wzrok padł na dorosłych.
— `Vres! — krzyknął, wyciągając w górę ręce.
— Profesor Snape, panie Potter.
— `Vres — powtórzył Harry uparcie.
Mężczyzna pochylił się nad nim.
— Ty — powiedział, szturchając go w klatkę piersiową — Harry Potter. Ja — wskazał na siebie — profesor Snape. I nie zapominaj o tym.
— `Ape.
— Snape.
— `Ape!
— SNAPE! — Snape poczerwieniał ze złości.
— To będzie długa rozmowa — wyszeptała Poppy.
— Wyjdźmy, póki nie zwracają na nas uwagi.
Tydzień XVI
Snape po raz pierwszy skontaktował się z dyrektorem w nocy, gdy Harry nie mógł złapać normalnego oddechu.
Objawy grypy towarzyszyły mu przez cały dzień — katar, kaszel, apatia — ale Severus zmartwił się dopiero, gdy chłopak zaczął mieć trudności z oddychaniem. Irytowało go, że musiał poświęcić niemal cały dzień opiece nad Potterem. Przygotował mu ziołową herbatę i zawinął w koce, upewniając się, że dzieciak ma wszystko w zasięgu ręki. Zrobił nawet rosół i nakarmił go, ani razu nie podnosząc głosu.
Na próżno.
Po ciepłej kąpieli Snape napoił go eliksirem słodkiego snu. Sam usiadł na kanapie w salonie, zbyt zmęczony, by robić coś poza gapieniem się w ogień. Po chwili kaszel Harry'ego ucichł i w przeciągu chwili mężczyzna drzemał na kanapie.
Nie był pewien, co go obudziło, ale niemal natychmiast zdał sobie sprawę z ciężkiego i urywanego oddechu Harry'ego, głośnego w ciszy domu. Szybko ruszył do jego sypialni.
Harry leżał zaplątany w koce, próbując złapać normalny oddech. Severus przykrył go, kładąc dłoń na czole i marszcząc brwi, ponieważ chłopak był cały mokry. Odsunął przykrycie, odpinając górę jego pidżamy i delikatnie badając klatkę, gardło i paszki chłopca.
— Potter — powiedział, potrząsając jego ramię.
Harry wymamrotał coś i zadrżał.
— Potter — powtórzył głośniej; dzieciak szarpnął się lekko.
Severus wsunął dłoń pod plecy chłopca i podniósł go delikatnie do pozycji siedzącej. Głowa dziecka opadła na klatkę piersiową.
— Musisz się obudzić, Harry.
Chłopiec jęknął, przyciskając gorące czoło do szyi Severusa. Po chwili mężczyzna znów go położył, przykrywając i wyszedł, by naskrobać szybki list do dyrektora.
Po dwudziestu minutach pomagał Dumbledore'owi i pani Pomfrey wyjść z pudła. Obaj mężczyźni ruszyli za pielęgniarką do sypialni chłopca, starając się jej nie przeszkadzać, gdy zdejmowała z niego przepoconą pidżamę, badając delikatnie i machając nad nim różdżką. Harry przyglądał się jej zamglonymi oczyma, niewątpliwie zafascynowany jej tiarą. Po napojeniu go kolejną dawką eliksiru poczekała, aż zaśnie i wyszła razem z czarodziejami do salonu.
— Nie ma się czym martwić, Severusie. To tylko grypa.
— Tylko grypa? Czy walka o najmniejszy oddech jest w takich sytuacjach normalna?
— Jest, gdy chodzi o dziecko. Każdy z nas chorował i wie, jak to jest. Musisz teraz robić tylko to, co do tej pory. Jednak nie dawaj mu mleka, może mu teraz zaszkodzić. Gdy będzie bardzo rozpalony, możesz stosować zimne okłady. Jeśli będzie odpoczywał, za kilka dni ponownie będzie zdrów jak ryba.
— Cieszę się, iż uważasz, że to zwykła błahostka, ale nie zapominajmy, kim on jest. Jego zdrowie jest tutaj najważniejsze.
Dumbledore ścisnął delikatnie jego ramię.
— Radzisz sobie świetnie, Severusie — powiedział. — Czy jest coś, czego potrzebujecie?
— Nic mi o tym nie wiadomo.
— Postąpiłeś słusznie. Nie wahaj się kontaktować ze mną, jeśli czujesz taką potrzebę — dodała Poppy. — Och i jeszcze jedno: na twoim miejscu rzuciłabym zaklęcia nasłuchujące na jego pokój. Będziesz wiedział, jeśli cię zawoła.
Snape pomógł jej wejść do pudła. Gdy dotarła do końca drabiny, zawołała dyrektora, który podążył jej śladem, posyłając mężczyźnie ciepły uśmiech.
Mistrz eliksirów stał pośrodku pokoju, czując się jak przewrażliwiony głupiec. Zgasił ogień w kominku i zatrzymał się w progu sypialni chłopca. Harry nie wyglądał dobrze, ale przynajmniej nie walczył o każdy oddech.
Snape parsknął śmiechem. Zaklęcie nasłuchujące, dobre sobie. Nie miał zamiaru być tym, który poinformuje dyrektora, że jego drogocenny Złoty Chłopiec kopnął nocą w kalendarz. Przywołał ze swojego pokoju najwygodniejszy fotel i nastawił budzik. Po chwili już spał.
Tydzień XXIII
— Profesorze?
— Tak, Potter? — Snape porządkował właśnie rośliny, które zebrał razem z chłopcem na spacerze. Gdy dopisywała pogoda, on i Harry wychodzili zaraz po obiedzie. Pomijając nieprzerwaną gadaninę Pottera i jego nieograniczone zapasy energii, przechadzki były dość przyjemne.
— Mogę pomalować?
— „Czy mógłbym pomalować” byłoby odpowiedniejszym sposobem zadania tego pytania.
— Czy mógłbym pomalować, profesorze? Proszę.
— Możesz. — Snape zebrał kilka ziół razem i powiesił je na haku, tuż przy swoim biurku.
Przez kilka zbawiennych minut panowała cisza, nim Harry wrócił, niosąc kartkę i pudełko pełne farbek. Położył je na stoliku, który Snape transmutował dla niego kilka tygodni temu. Było idealne dla sześciolatka. Z kuchni przyniósł szklankę wody, wysuwając język i starając się nie rozlać ani kropli. Gdy wszystko przygotował, zerknął na mężczyznę i uśmiechnął się szeroko, widząc, że ten go obserwuje.
Snape prychnął i wrócił do swojego katalogowania.
* * *
— Skończyłem!
— Hmm — wymruczał Severus, nie podnosząc głowy.
— Czy chciałbyś zobaczyć?
— Hmm.
— Profesorze, czy chciałby pan zobaczyć?
— Hmm.
Zapadła cisza. Snape kontynuował swoją pracę, jednak irytujące uczucie, które mówiło mu, że zrobił coś źle, nie dawało mu spokoju. Zmarszczył brwi i przyjrzał się notatkom. Wszystko zdawało się być w porządku.
Cichy szmer przyciągnął jego uwagę, podniósł więc głowę. Potter siedział przy stoliku, gapiąc się na otwarte tubki farb. Po chwili zaczął je zakręcać, starając się robić jak najmniej hałasu.
— Potter.
Harry spojrzał na niego spod zmarszczonych brwi.
— Czy mógłbym zobaczyć twój obrazek?
Wielki uśmiech rozjaśnił twarz dziecka i Snape po raz kolejny poczuł się zadziwiony naturą chłopca. Nie pamiętał, żeby on w tym wieku wybaczał wszystko tak łatwo.
Harry podniósł kartkę za rogi, starając się nie umazać mokrą farbą. Podszedł do biurka i spojrzał na mężczyznę wyczekująco; Severus westchnął i posadził go sobie na kolanach.
— To dzisiaj. — Harry położył obrazek na pergaminie. — To jesteś ty — wskazał na długą, chudą figurę namalowaną czarnym kolorem. Oczy rysunkowego Snape'a były duże i okrągłe; wyglądał, jakby był czymś niezmiernie zdziwiony. — A to ja. — Harry namalował sobie niebieską szatę i ogromny czerwony uśmiech. Dwie postacie stały obok siebie, trzymając się za ręce. — A to jest strumień, to drzewo ze świecącymi liśćmi, to słońce i miejsce, gdzie widzieliśmy te kaczuszki, a to kamień, który wygląda jak pies. Możemy mieć psa?
— Nie. — Rozmawiali już o tym kilkakrotnie.
— W porządku — westchnął chłopiec. — Podoba ci się?
— Jest bardzo… ładny.
— Zrobiłem go dla ciebie.
— Dziękuje, panie Potter.
— Profesorze, obiecałeś nazywać mnie Harry!
Snape potarł grzbiet nosa.
— Wybacz, Harry.
— Nic się nie stało. Wiem, że czasami zapominasz. Powiesisz to, gdy wyschnie?
Severus rzucił szybkie zaklęcie, które wysuszyło rysunek i przyciągnął bliżej książkę od eliksirów.
— Proszę. Zadowolony? A teraz uciekaj — postawił Harry'ego na ziemi. — Poczytaj trochę przed obiadem.
Chłopiec skinął głową i odszedł, szurając nogami. Snape zacisnął zęby.
— Harry?
Potter odwrócił się szybko.
— Czy tutaj może być? — zapytał, trzymając rysunek przy zawieszonych ziołach.
Tydzień XXV
Każdego ranka, gdy tylko się obudził i ubrał, Harry biegł do salonu i otwierał pudełko, by zobaczyć, czy Dumbledore przysłał im coś fajnego.
— Listy. Dwa dla mnie i jeden dla ciebie.
Snape chrząknął coś, przygryzając tosta i biorąc od niego kopertę. Nalał chłopcu kubek soku dyniowego i szklankę letniej herbaty.
— To od Rona i Hermiony. Myślisz, że będę mógł do nich wkrótce napisać?
— Co byś im powiedział? — zapytał Severus, otwierając list od dyrektora.
Harry zmarszczył brwi.
— Nie wiem, ale głupio się czuję, nie odpisując, a oni piszą same miłe rzeczy.
— Poczekaj do momentu, aż będziesz mógł się z nimi zobaczyć. Są bardzo wyrozumiali.
— Profesorze?
Severus zgniótł list od dyrektora w dłoniach, mrucząc coś pod nosem.
— O co chodzi, Harry? — zapytał w końcu.
— Podoba mi się tutaj o wiele bardziej niż u Dursleyów.
— Dursleyów? Co masz na myśli? Skąd wiesz, kim oni są?
Potter wzruszył ramionami.
— Nie wiem, sir. Pamiętam… trochę.
— To znaczy? Co dokładnie?
— Niedużo, ale i tak wiem, że traktujesz mnie lepiej niż oni — zniżył głos. — Nie krzyczysz tyle na mnie, nie bijesz, gdy zrobię coś źle i codziennie dajesz mi jedzenie. Tutaj jest… po prostu lepiej.
Snape zmrużył oczy.
— Przynieś mi pióro i pergamin. Musimy porozmawiać z Dumbledore'em.
* * *
Harry siedział razem z dyrektorem na kanapie, próbując wszystko wyjaśnić. Na początku Snape zamierzał dać im chwilę prywatności, parząc herbatę i przyglądając się słoikom w kuchni. Jednak po nieudanej próbie podsłuchania rozmowy dał sobie spokój i usiadł naprzeciwko nich. Tłumaczył to tym, że ma pełne prawo wiedzieć, co dzieje się w głowie chłopaka. Im szybciej rozwiążą problem, tym szybciej będzie mógł wrócić do Hogwartu.
— Co jeszcze pamiętasz, Harry? — zapytał Dumbledore.
Chłopiec oplótł się ramionami.
— Niewiele, sir. Pamiętam Dursleyów, pamiętam ucieczkę przed Dudleyem. On i jego przyjaciele… polowali na Harry'ego. Pamiętam psa…
— Coś jeszcze?
— Tam, gdzie byłem, zawsze było ciemno. I…
Dumbledore uśmiechnął się, próbując dodać mu odwagi. Harry zerknął na Snape'a, który siedział sztywno w fotelu ze splecionymi palcami.
— Często się bałem. I byłem głodny i smutny.
Mężczyźni spojrzeli na siebie.
— Czemu byłeś smutny, Harry?
— Oni… mówili o mnie złe rzeczy — zaczerwienił się. — Nazywali mnie dziwadłem i twierdzili, że moi rodzice byli głupi i nienawidzili mnie tak bardzo, że zginęli w wypadku samochodowym i dlatego mam to — dotknął dłonią czoła. — Mówili, że powinienem być im wdzięczny, bo nikt inny mnie nie chciał.
Snape zmrużył oczy, widząc, że Dumbledore nie czuje się komfortowo w tej sytuacji.
— Harry, mój chłopcze, to, co mówili twoi krewni, to nieprawda. Nie jesteś dziwadłem. Jesteś dzielnym, młodym mężczyzną i wszyscy cię bardzo kochają. Twoi rodzice, Harry, oni…
Snape wrócił do swojej pracowni. Nie musiał słuchać reszty tej historii.
* * *
Przez kilka następnych dni Harry był bardzo cichy. Nie biegał na ich wspólnych spacerach, pokazując na wszystko i Snape ze zdziwieniem odkrył, że głowa chłopca znajduje się przy jego pasie.
Czytał książki, które dostał od dyrektora, uczył się lekcji, ćwiczył pisanie i arytmetykę i uparcie powtarzał łacińskie czasowniki, które dyktował mu Snape każdego wieczoru. Gdy skończyli, siadał blisko radia i wpatrywał się nieobecnym wzrokiem w płomienie.
Przestał nawet pytać o psa.
CDN