Siła napędowa naszego życia


Siła napędowa naszego życia

Chłopiec z piętnem chuligana, na które sobie sprawiedliwie zasłużył zachowaniem się na lekcjach i na przerwach, i poza szkołą, wobec nauczycieli i kolegów, i koleżanek. Brutalny a nawet ordynarny. W tej samej klasie - Basia. Jakieś zaprzeczenie tego chłopca: spokojna, zrównoważona, bardzo dobra uczennica. Ale żadna piękność. Z buzią nawet zbyt pyzatą jak na jej szczupłą postać. I w ogóle nic szczególnego. Ani jakieś włosy, ani oczy. Nawet nos trochę za bardzo zadarty. Podobnych do niej w klasie mnóstwo. Basia. Szła akurat sama ze szkoły. W którymś momencie zobaczyła, że "on" idzie za nią. Pomyślała ze strachem, że chce jej wlać. Szła coraz bardziej zdenerwowana, wiedząc, że nie pomaga ani zwalnianie kroku, ani przyspieszenie. Domyślała się, że "on" czeka tylko na okazję, kiedy nie będzie żadnych świadków. Szła i robiła rachunek sumienia: o co mu poszło, o co się na nią wściekł, czym go tak sprowokowała, za co się na nią wściekł, czym go tak sprowokowała, za co jej chce przyłożyć. Najbardziej bała się wejścia do bramy swojej kamienicy, będąc przekonana, że właśnie tam ją dopiero napadnie. Ale nie było rady. Wobec tego zwolniła. A gdy już była całkiem blisko, poderwała się jak mogła najszybciej dobiegła do bramy, i pędem po schodach na pierwsze piętro. Zadzwoniła. Modląc się, żeby mama otworzyła jej natychmiast, nadsłuchiwała z walącym sercem, czy "on" nie biegnie po schodach. Ale na schodach panowała cisza. Do mieszkania wpadła z takim rozmachem, że o mało co mamę by przewróciła. Ta ją przywitała zdumiona:
-Baśka, czyś ty zwariowała? Co się z tobą dzieje?
-Ach, nic.
Nie wiedziała, jak ukryć zdenerwowanie. Podeszła do okna. Ostrożnie. Popatrzyła zza firanki. Serce zabiło jej znowu z przerażenia. "On" stał i patrzył w jej okno. "A więc nawet wie, gdzie jest moje okno". Po południu już nigdzie nie wyszła. Aż się mama dziwiła:
-Nie masz faktycznie dziś żadnych zajęć?
Nie wyszła, mimo że "on" po jakimś czasie znikł spod domu.
Rano przed wyjściem do szkoły na wszelki wypadek spojrzała spoza firanki. Stoi. Rozpaczliwie szukała ratunku. Jedynym sposobem był tatuś, który akurat wychodził później z domu.
-Odwieź mnie, proszę, pod szkołę.
-Przecież wiesz, że to nie po drodze. Jeszcze masz dość czasu.
Uprosiła pocałunkami. Zgodził się. Wychodząc z bramy zerknęła. Stoi. Ze spuszczonymi oczkami, trzymając za rękę ojca, przedreptała obok "niego", bojąc się, żeby jej z tyłu nie przyłożył.
W szkole było zwyczajnie. Z tą małą różnicą, ze nie było żadnych awantur pomiędzy "nim" a nauczycielami. Ale nie dała się zwieść. Ze szkoły wracała z kolegą. Przechodząc ulicę spostrzegła, że "on" idzie za nimi. Zza firanki okna, do którego poszła natychmiast, zobaczyła tylko zakończenie lania, jakie "on" dawał koledze, który ją odprowadzał. Na wszelki wypadek i w to popołudnie nigdzie nie wychodziła. Na wszelki wypadek na drugi dzień znowu uprosiła, żeby ją tata odwiózł, mimo: "Jak myślisz, że będę cię codziennie odwoził do szkoły, to się grubo mylisz". W szkole było całkiem normalnie, tylko "on" chyba po raz pierwszy w życiu był przygotowany, miał zadanie i odpowiadał poprawnie. Na wszelki wypadek poszła ze szkoły razem z koleżanką. Widziała, że "on" idzie za nimi w pewnej odległości. Przez popołudnie znowu siedziała w domu. Na następny dzień przed wyjściem do szkoły wyjrzała przez okno. Było pusto. Odetchnęła z ulgą. Tym bardziej, że tata musiał pójść wcześniej do pracy, a nie chciała prosić mamy o odprowadzenie do szkoły. Wychyliła się z bramy ostrożnie. I znalazła się prawie oko w oko z "nim". Zmartwiała. Na ucieczkę było za późno. Zresztą nie miałaby nawet czym uciekać. Nogi stały się jak z waty. A "on" powiedział głosem łagodnego baranka:
-Dzień dobry Basiu. Pozwól, że ci pomogę nieść teczkę. Czy zezwolisz, żebym ci towarzyszył w drodze do szkoły?
Baśka osłupiała. Ta propozycja, i ten język jakim do niej przemówił! Jeszcze bardziej zmieszana poczuła się wtedy, gdy wreszcie zrozumiała, że "on" jest w niej zakochany.
Co będzie z tą dziecinną miłością. Jak pokieruje tą sprawą Basia. Czy starczy jej rozumu i wielkości serca. I w związku z tym, czy ta odmiana życia u jej kolegi będzie trwałym dorobkiem, czy tylko epizodem. Bo, jak się okazało, poza wymienionymi zmianami "on" przestał także pić i palić.
Miłość jest konstytutywną cechą człowieka. Bez miłości człowiek nie jest człowiekiem. Obowiązuje to każdego, niezależnie od wieku i sytuacji życiowej. Bez miłości człowiek marnieje, więdnie, niszczeje. Staje w miejscu, cofa się, gaśnie, umiera, usycha. Oczywiście mam tu na myśli miłość w najogólniejszym tego słowa znaczeniu. A więc - aby wymienić niektóre przykłady - jest to miłość do pracy zawodowej: do powołania, które człowiek podjął i spełnia przez swoje najlepsze osiem godzin dziennie. Niezależnie od tego, czy jest to praca lekarza czy pielęgniarki, inżyniera czy rzemieślnika, nauczyciela, sprzedawcy czy urzędnika. Po drugie - jest to miłość do świata. A świat to wschody i zachody słońca, dnie rozdeszczone i pełne słońca, ciemna noc, wygwieżdżone niebo, zakryte chmurami i niebieskie, śnieg i mróz, lasy jesienią i łąki na wiosnę, morze i góry, kwiaty, motyle, biedronki, cisza i śpiew ptaków. Po trzecie - miłość do ludzi. Zaczynając od czasów najwcześniejszych, od lat dziecinnych. Z miłością do matki, ojca, rodzeństwa, babci, dziadzia, kolegów, koleżanek, nauczycieli, nauczycielek. Przez wszystkie miłości, lubienia czy sympatie w wieku szkolnym, dorosłym. Aż po tę jedną jedyną wielką miłość do przyszłej żony, do przyszłego męża, uwieńczoną małżeństwem.
Jeżeli stawiam sprawę miłości w życiu człowieka aż tak ostro, to należy się z tego wytłumaczyć. A więc jest tak dlatego, że cechą istotną miłości jest zachwyt, podziw, oczarowanie. Pięknem - dobrem, które ujrzałem w tym czymś - w tym kimś. To może być ruch ręki, kolor włosów, timbre głosu, oprawa oczu, wykrój ust, to może być twarz, postać, zachowanie się, sposób bycia, formułowanie myśli, budowa zdań, dobór słów. Ale za tym, co na zewnątrz, kryje się to, co w głębi. Ale każdy z tych szczegółów jest symbolem czegoś głębszego, wartości człowieczych jedynych, niepowtarzalnych, które mnie tak zauroczyły. Piękno, dobro tego człowieka tak mnie zachwyca, pociąga, fascynuje. Chcę za nim iść, chcę się w nie wpatrywać, chcęgo słuchać, chcę być świadkiem, chcę uczestniczyć w jego życiu. Właśnie: uczestniczyć. Bo zachwyt to ma właśnie do siebie, że czyni mnie podobnym. Podobnym nie na wzór stempla, ale podobnym na sposób moich możliwości, mojego kształtu osobowego. Zachwyt jest to największa siła.

Ks. M.Maliński - "Zanim powiesz kocham"



Wyszukiwarka

Podobne podstrony:
Słowo Boże światłem na drodze naszego życia, odnowa-charyzmaty
Hłasko Marek Najświętsze słowa naszego życia (rtf)
Marek Hlasko Najswietsze slowa naszego zycia
Hłasko Marek Najświętsze słowa naszego życia
! Kobiety naszego życia OK
Hłasko Najświętsze słowa naszego życia
CZAS NASZEGO ŻYCIA(1)
! Kobiety naszego życia poziom OK
16) Siła napędowa, bilans sił, sprawność głównych zespołów
Wiara Sila napedowa sukcesu wiaras
Wiara Sila napedowa sukcesu
Tajna siła napędowa komunizmu żydzi
Wiara Sila napedowa sukcesu wiaras
Hlasko Marek Najświętsze słowa naszego życia
ednym z najbardziej niepokojących problemów ostatnich lat jest narastająca w różnych dziedzinach nas

więcej podobnych podstron