SHIT HAPPENS
Made by Miszcz
10.04 - 3.05.2010r.
Dawno temu w zgniłej trawie pełznął se oślizgły, obleśno czarny bez skorupy ślimak. Bez chałupy na grzbiecie zapierdzielał niczym Formuła1. Cieszył się jak głupi, jak pomyślał se, że będzie mógł się ścigać z Soniciem. Wnerwiało go tylko jedno: nie ma żadnej ochrony przed np. deszczem. Inne obleśne pełzające gluty się chowają w te swoje skorupiaki, żeby im dupa nie zmokła, a ten nic. Jedyne, co on może zrobić w tej sprawie to schować się w czymś lub pod czymś suchym. Czymkolwiek, byle nie skorupą. Denerwowała go jeszcze jedna rzecz… owy oblech nie miał imienia. Nie wspominając już o obojnactwie...
Nadszedł dzień zasranego wyścigu. Do tej pory czarny oblech nie zwracał uwagi na to, czym jest. Przez ten cały wyścig zaczął inaczej na siebie patrzeć.
- Proszę państwa - zagrzmiał głos sędziny, Pszczółki Mai - za chwilę rozpocznie się wyścig, na który wszyscy czekali. Poruszający się z prędkością światła ulubieniec wszystkich panienek oraz narzeczony Amy Rose, oto przed państwem jeż Sonic!!! Dziś z Soniciem zmierzy się nieznajomy, bo, haha, kozak nie ma imienia! Hahaha… dobra, bez jaj. A oto drugi zawodnik wielkiego wyścigu… mały, czarny, oślizgły oblech!
Ślimak zrozumiał, że określenie „mały, czarny, oślizgły oblech” jest o nim i poczuł się jakoś dziwnie. Do tej pory cały wyścig i podejście do niego traktował jako zabawę, lecz słowa sędziny dały mu do zrozumienia, że to nie zabawa. Kozak się wqrwił i z wściekłości zaczął parować.
- Heh - Sonic zwrócił się do ślimaka - uważaj, bo się dymisz, czarnuchu.
- Daruj se, gościu - odwarknął mu ślimak.
- Uciszcie się wszyscy - ponownie zagrzmiał głos Mai - bo wyścig zacznie się za 3, 2, 1… GOŁ!!!
Po ostatnim słowie sędziny ruszyli, aż się zakurzyło. Szli łeb w łeb. Nikt nie przypuszczał, że ślimak będzie zapierdzielał tak jak Sonic. Szybkimi krokami zbliżali się do mety. Do tej pory niewiadomo było, kto zostanie zwycięzcą, gdy nagle chlast - na ślimaka skapła laxa jakiegoś ptaszka z góry, który sobie właśnie beztrosko leciał. Kupsko całkowicie przybiło ślimaka do ziemi i dzięki temu Sonic wygrał wyścig. Rozległ się głośny i donośny aplauz oraz piski fanek, podczas gdy zniesmaczony ślimak wygramolywał się spod ptasiego gówna.
- Proszę państwa - zagrzmiała Maja, gdy Sonica niesiono już na rękach - proszę państwa, oto zwycięzca… nasz niepokonany, niezwyciężony, najszybszy jeż świata… Sonic! A gdzież się podziała nasza paskuda? Pewnie się zgubił po drodze. To nic. Puśćcie Sonica, musi przecież odebrać nagrodę…
Tymczasem ślimak wygramolił się spod ptasiego łajna. Był cały wqrwiony. „Paskuda, tak? - myślał wnerwiony. - Ta bzykoza sama jest jak taka paskuda. A ten cały Sonic nie lepszy. Zachowuje się jak wielki bohater, którym wcale nie jest. Jeszcze wam pokażę, że nie jestem najgorszy… albo najgorsza, nie wiem”. Ślimak popełznął do Mai. Po wręczeniu nagrody Sonicowi przez jego dumna narzeczoną Amy, Maja zagrzmiała:
- Czy przegrany chce coś powiedzieć, zanim wszyscy się rozejdą i znów zostaniesz sam jak ćwok?
Maja nie oszczędziła złośliwości. Ślimak posłał jej mordercze spojrzenie, aż bzykolinda dostała dreszczy, popatrzył na publikę, nastała cisza. Po chwili czarnuch rzekł do mikrofonu:
- Shit happens.
Publika popatrzyła na niego jak na kretyna. Wtedy z tłumu wyłonił się Timon i zdziwiony zawołał:
- Co ta paskuda tu jeszcze robi? Normalnie żywię się robalami i takimi glutami tego typu, ale ciebie, czarnuchu, po prostu się brzydzę. Jesteś ble. Niech ktoś go wywali!
Jak na komendę przed ślimakiem zjawiła się Alex z Waverly Place, z obrzydzeniem na twarzy chwyciła ślimaka końcami palców, wywaliła jak najdalej i zniknęła. Czarnuch zniknął w mgnieniu oka z pola widzenia, a zszokowany tłum całą akcją po chwili się rozszedł. Tylko Sonic i Amy pozostali w miejscu.
- Widziałeś to? - spytała Amy Sonica.
- No - odparł Sonic. - Ale co zrobić, takim paskudom gówno się zdarza.
- Ależ Sonic - ciągnęła Amy - nie uważasz, że to jest chamstwo?
- Nie i daj se już z nim spokój. Zasłużył na taki los i tyle.
- Oh, czemu jesteś taki niefer wobec innych?
- A ty czemu jesteś taka dobra dla innych?
- A ty czemu… - urwała, bo Sonic zamknął jej usta pocałunkiem - tak rzadko to robisz?
- Jakoś trzeba cię uciszyć.
Amy żart Sonica potraktowała na serio i puściła focha. Sonic zrozumiał, że musi ją przeprosić i ograniczyć nieco te swoje żarciki, bo, ponieważ, iż, że Amy łatwo jest urazić.
- Amy… - zaczął niepewnie, a ona spojrzała mu w oczy. - Sorry za to. Nie chciałem cię urazić. Muszę ograniczyć trochę żarty…
Nie dokończył, bo panna rzuciła się na niego i zaczęła całować. „Czyżby w końcu to zrozumiał?” - pomyślała z nadzieją. W każdym bądź razie oboje hepi wrócili do swojego domku z kruszonki.
Tymczasem ślimak wciąż leciał i leciał od momentu, gdy Alex nim rzuciła. Wreszcie spadając, jebnął w jakieś odstające drewienko spod kupki śmieci, zrobił fikołka w powietrzu i zaczął spadać dalej, zahaczając się co jakiś czas o jakieś rupiecie i fikołkując przy tym. W końcu wylądował na złotym czymś, co wyglądało jak czajnik bez gwizdka.
- O qrwa - rzekł ślimak po rozejrzeniu się. - Zajebiście, wysypisko śmieciuchów. Ale tu jedzie… Za to podoba mi się ten czajnik. Muszę mu się lepiej przyjrzeć…
Ślimak obpełznął go parę razy dookoła na nim i już po chwili z Dziubka czajnika wydobyła się mgiełka, która zamieniła się w niebieskiego Dżina z czarnym kikutem na czubku głowy.
- Ja pierdolę - powiedział ślimak na widok Dżina. - Czajnik z niebieskim pamprem! Koleś, jak ty się tam zmieściłeś?
- To nie czajnik, tylko lampa, a ja jestem Dżinem, jakbyś nie wiedział, ee… - zawiesił się. - Jak się nazywasz?
- Nie wiem - odpowiedział ze smutkiem ślimak.
- Ej, no! - Dżin próbował go pocieszyć. - Nie rozpaczaj, Niewiem to ładne imię!
Ślimak po raz pierwszy w życiu się zaśmiał. „Rany, czy on naprawdę jest taki tępy, czy ma poczucie humorasa?” - zastanawiał się. Dżin wziął głęboki oddech i zaczął paplać:
- A teraz do rzeczy, Niewiemie. Uwolniłeś mnie z tej lampy i spełnię twoje 3 zachcianki.
- Zajebioza! No to na początek… - ślimak zastanowił się przez chwilę. - Zamień mnie w Czarodziejkę z Księżyca o wyglądzie Kagome Higurashi!
- Jak sobie życzysz, Niewiemie - powiedział Dżin i zamienił czarnego ślimaka bez skorupy w śliczną Kagome o zdolnościach i ubiorze Czarodziejki z Księżyca. - Tylko, czarodziejko, że jesteś mieszanką Czarodziejki z Księżyca i Kagome Higurashi, to wiesz, że imię ci się nie zmieniło. I masz na imię Niewiem, a nie Kagome czy jakoś tam inaczej.
- Dupa jedna! - wkurzyła się Niewiem. - Nie da się zmienić tego imienia?!
- Nie. Imię to coś, co masz na stałe bez zmian.
Niewiem w odpowiedzi ciężko westchnęła. Nie pozostało jej nic innego jak pogodzić się z tym, że już zawsze będzie mieć tak na imię.
- Rozczarowałaś się?
- No - odpowiedziała Niewiem. - Nic nie poradzę, nic nie zmienię, muszę się z tym pogodzić. Shit happens. Zaraz, zaraz…
- O co chodzi?
- Jestem klasyczną czarodziejką, a chcę być Super Czarodziejką. Dżinie, zamień mnie w Super Czarodziejkę z Księżyca!
- A co to za różnica…?
- Taka, że super Czarodziejka z Księżyca ma większą moc i, oczywiście, lepszy ciuszek!
- Matko kochana… - Dżin uniósł oczy do nieba. - Może się zastanów jeszcze, dobrze?
- Poczekaj, myślę właśnie - Niewiem zastanowiła się przez chwilę. - Już wiem! Dżinie, zmień mnie w Wieczną Czarodziejkę z Księżyca, chcę mieć jej zdolności i skrzydła, ale ubranie Super Czarodziejki z Księżyca. A twarz ma zostać Kagome, rzecz jasna.
- To ostateczna decyzja? - Dżin wolał się upewnić.
- Tak - odrzekła Niewiem ze zdecydowaniem.
- Ok… - znudzony już zachciankami Niewiem, Dżin zmienił ją w taką, jaką sobie zażyczyła. Niewiem była wniebowzięta. - Ale - ciągnął Dżin - masz już tylko jedno życzenie.
- Hm… - Niewiem udała, że myśli. - Spełniły się moje zachcianki, rób Dżinie, co chcesz.
- Nie mogę, do chuja wafla! - Dżin wybuchł niczym wulkan. - Wymyśl coś, albo zechciej, żebym stał się wolny!
- Dobra, dobra - Niewiem przeraziła się trochę tego wybuchu Dżina. - No to życzę sobie, byś stał się wolny! I nie sroj metą już.
Po tych słowach złote bransoletki na nadgarstkach Dżina pękły. Był wniebowzięty, że aż zaczął skakać z radości. Nie zauważył lecącej kaczki i wymachując łapami na wszystkie strony jebnął kaczkę, a ta się zesrała ze strachu. Kupsko spadło na głowę Niewiem. Dżin zrobił minę w stylu „ups, sorry”, a Niewiem spaliła cegłę ze złości robiąc przy tym minę wyrażającą „zajebię cię qrwa pedale pierdolony”, ale powiedziała tylko:
- Shit happens.
Po tych słowach poczerwieniała jeszcze bardziej, głowa jej się otworzyła i panna wybuchła jak wulkan. Dżin widząc to ulotnił się i zniknął. „Jasne, spierdzielaj stąd gdzie pieprz rośnie - pomyślała ze złością Niewiem. - Nikt cię już nie potrzebuje”. Poleciała gdzieś nad najbliższą wodę i umyła smoliście czarne kłaczki. Żeby szybciej wyschły, zrobiła rundkę w biegu wokół wody. „Dobrze, że nie utraciłam swojej prędkości - myślała biegnąc kolejną rundkę. - Właśnie! - nagle ją olśniło. - Jestem szybka i, co ważne, nie jestem już tym czarnym ślimakiem. Mogę się znów zmierzyć z Soniciem!”. Niewiem się tak podnieciła swym pomysłem, że aż poleciały jej gluty i zrobiło jej się mokro. Postanowiła odnaleźć Sonica.
Tymczasem Sonic i Amy grzmocili się w najlepsze w domu Sonica. Nagle usłyszeli donośne walenie w drzwi, po czym otworzyły się i do środka wpadła wysoka, bardzo szczupła, skąpo ubrana nieznana im zupełnie postać. Na jej widok Sonic poderwał się, a Amy pisnęła.
- Kim jesteś, do chuja wafla?! - Sonic był wyraźnie wkurzony, że ktoś wlazł mu do chaty bez pozwolenia. - I czego chcesz?
- Chcę rewanżu - odpowiedziała Niewiem.
- Sorry, qrwa, ale kim ty właściwie jesteś? - Sonic nadal był ogłupiały nagłą postacią.
- Naprawdę mnie nie pamiętasz?
Sonic pokręcił przecząco głową. Niewiem uśmiechnęła się pod nosem.
- Shit happens - powiedziała tylko, a Sonic wybałuszył gały.
- Niemożliwe… - wybałuszone gały Sonica niemal wylazły mu z orbit.
- Możliwe - odparła z dumą Niewiem.
- What the fuck?! - Sonic nie krył zdziwienia i zaskoczenia. - Jak chuj, że to ty, czarny ślimak!?
- To ja - Niewiem wciąż dumna z siebie jak paw wypięła pierś do przodu, aż jej suty prześwitnęły.
Sonic widząc, że panna nie ma stanika, poczuł, że mu stanął. Amy to zauważyła i wqrwiona wyszła stamtąd. Sonic był tak zagapiony w Niewiem, że nie zwrócił na Amy uwagi. Otrząsnął się dopiero, gdy usłyszał trzaśnięcie drzwiami. Zauważył, że Amy nie ma i domyślił się, że to ona trzasnęła drzwiami. Spojrzał na rozjebane już drzwi, które właśnie odpadły już od zawiasów i tylko machnął na to ręką, wracając spojrzeniem na skagomiałą Czarodziejkę z Księżyca. „Jezu, co za zajebista laska - myślał Sonic gapiąc się na nią. - Chętnie bym ją zgwałcił. Jakbym miał ją, Amy byłaby porządnie wqrwiona, tu się wieści za szybko rozchodzą. Dupa…”. Sonic szybko odgonił te myśli, co nie znaczyło, że przestał marzyć o przyszłości z Niewiem. Po chwili milczenia i bezustannego gapienia się na nią, odważył się zagadnąć lachora:
- Słuchaj, laleczko - zaczął tonem pewnego siebie kozaka, choć tak naprawdę był cały posrany. - Nie chciałabyś spędzić reszty życia z takim zajebistym gościem jak ja? - na zakończenie puścił do niej oko, jakby myślał, że to pomoże mu ją zdobyć.
Niewiem popatrzyła na niego jak na jakiegoś świra, po czym słodko się uśmiechnęła:
- Ten text był tak żałosny jak ty sam.
- A co z nim i ze mną jest nie tak?
- Wszystko. Nawet nie wiesz, jak on pedalsko brzmiał. A ty jesteś czubowatym sqrwielem.
- Czyli to oznacza „nie”?
- No brawo - Niewiem zaczęła klaskać.
- Ale ty jesteś rozjebana - Sonic się wqrwił, że mu jego obiekt westchnień i marzeń odmówił wspólnej przyszłości, a zarazem wiecznego sexu. - Nie wiesz co i ile tracisz. Wypierdalaj z majnen domen - Sonic usiłował wypchnąć ją siłą.
- Nie tak szybko - Niewiem nie dawała się gówniarzowi.
- Czego jeszcze, qrwa, chcesz?! - Sonic nie panował nad emocjami.
- Rewanżu - Niewiem była w przeciwieństwie do niego bardzo spokojna.
- Jakiego rewanżu, qrwa?! Możesz mnie olśnić?
- Jasne, ciemna maso - Niewiem nie szczędziła złośliwości wobec niego. - Chcę ponownego wyścigu.
- Na chuj? Nie chce mi się tracić na ciebie czasu…
- No tak - Niewiem udała zawiedzioną. - Skoro wiadomo, że i tak przegrasz…
- Dość tego! - Sonic wybuchnął niczym wulkan. - Dobra, ścignijmy się jeszcze raz, tylko wynoś się z mojego domu! Zobaczysz, pokonam cię i tym razem!!
- Taaak? - Niewiem zwróciła się ze słodyczą w głosie i kręcąc mu wąskim tyłkiem przed oczami.
- Nooooo - Sonic potwierdził jej pytanie, choć się rozmarzył już mając przed oczyma takie widoki.
- Wątpię - mrugnęła do niego zalotnie. - To kiedy ten wyścig?
- Jutro tam gdzie wtedy o tej samej porze co wtedy?
- Dopiero? - zdziwiła się.
- A kiedy?
- Teraz! - powiedziała radośnie.
- Teraz? - powtórzył Sonic. - Tak bez widzów itede?
- Co ty pierdolisz - Niewiem chwyciła się pod boki. - Widzowie będą, już ja się tym zajmę. Daj mi tylko megafon…
Sonic cofnął rękę za plecy, wyjął zza nich megafon i podał go Niewiem. Ta go wzięła i wyleciała z chałupy jak błyskawica. Sonic wyleciał za nią i ujrzał ją w powietrzu, a po chwili rozległ się jej donośny głos przez megafon:
- Achtung, di lojte! Za chwile rozpocznie się wyścig pomiędzy Soniciem a mną, dawniej czarnym ślimakiem bez skorupy, teraz Czarodziejką z Księżyca. Sędzinę Pszczółkę Maję, a zarazem pedalską komentatorkę oraz chętnych widzów proszę o jak najszybsze zjawienie się w tym samym miejscu co wtedy. Komon, pampry!
Niewiem spodziewała się, że po tej zapowiedzi zjawi się taki sam tłum jak wtedy. Ku jej zdziwieniu nikt nawet nie ruszył dupy ze swej chałupy. Lachor się wqrwił i będąc wciąż w powietrzu, rzucił z całej siły megafonem o ziemię. Grat upadł z wielkim hukiem. Sonic podniósł go i spojrzał na Niewiem takim spojrzeniem, jakby chciał ją zabić, a jego mina mówiła: „Rzuć tym megafonem o ziemię jeszcze raz, a tak cię udupię, że się w gacie nie zmieścisz, pindo”. Pogłaskał megafon, jakby grat miał jakieś uczucia, po czym powiedział przez niego:
- Uwaga, mieszkańcy Zadupia, mówi Sonic. Za chwilę będę się ścigał z bezduszną i księżniczkowatą Czarodziejką z Księżyca. Jak chcecie to zobaczyć, to chodźcie tam, gdzie się ścigałem z czarnym oblechem.
Niewiem za tego „czarnego oblecha” chciała Sonicowi przyjebać, ale w tej samej chwili zobaczyli, jak mieszkańcy Zadupia wychodzą ze swoich domów i udają się w miejsce, gdzie byli na poprzednim wyścigu.
- To co? - zwróciła się do Sonica. - Idziemy na start?
- No, możemy powoli iść.
To ich „powolne iście” trwało zaledwie sekundę. Zszokowani mieszkańcy nie wiedzieli, skąd się wziął nagły podmuch wiatru i dym kurzu. Po blisko 10 minutach mieszkańcy i Pszczółka Maja zjawili się na miejscu. Przez ten czas Sonic i Niewiem zdążyli się zanudzić swoim towarzystwem. „Hm - pomyślał Sonic. - Co z tego, że to zajebista lacha w pizdu, skoro nudzę się w jej towarzystwie aż chuj strzela? Nie chcę mieć takiej partnerki jak ona. Ja chcę moją Amy”. Rozejrzał się po tłumie pewien, że gdzieś ją ujrzy. Zawiedziony przekonał się, że Amy nie ma. Niewiem zauważyła, że Sonic jest jakiś nieswój. Przeleciała wzrokiem po tłumie i, podobnie jak Sonic, nie dostrzegła nigdzie Amy. Domyśliła się, że to z powodu jej nieobecności Sonic jest taki jaki jest. Postanowiła go jeszcze trochę powkurzać.
- Co się stało? - zaczęła słodziackim tonem. - Nie ma twojej różowizny?
W odpowiedzi Sonic spuścił głowę. Nagle zrozumiał, jak bardzo mu zależy na Amy.
- Widzisz - kontynuowała Niewiem - tej twojej gwiazdeczce wcale na tobie nie zależy jak ci się zdawało.
Sonic niewiele myśląc nad tym co robi, poleciał do Pszczółki Mai i wyrwał jej megafon.
- Amy Rose - zaczął. - Gdziekolwiek teraz jesteś, proszę cię, żebyś i ty się tu zjawiła. Bardzo mi na tym zależy, byś była tu obecna. Amy… - Sonic zawiesił głos. - Amy, proszę cię, przyjdź. Kocham cię i potrzebuję cię.
- Tej - zawołała Niewiem do niego - mam się porzygać od tych czułości? To ohydne.
- Patrzcie! - pisnął ktoś z tłumu i wskazał palcem, gdzie inni mieli patrzeć.
W tym momencie Sonic się rozpromienił, a na jego mordzie pojawił się wielki banan. Wszycho dlatemu, że w ich kierunku zbliżała się Amy. Sonic oddał megafon Pszczółce Mai i poleciał do Amy. Chwycił ją za ręce, miał już jej coś powiedzieć, gdy usłyszeli głos Niewiem:
- No dalej! Chodź wreszcie na ten wyścig!!!
- Idź - powiedziała Amy do Sonica. - Pogadamy później.
Sonic kiwnął tylko głową i pognał na start. Pszczółka Maja od niechcenia odliczyła 3-2-1 i strzeliła z pistoletu. Szli cały czas łeb w łeb. W pewnym momencie Maja wzbiła się w powietrze, by lepiej widzieć ścigających się i móc ich komentować:
- Idą łeb w łeb. A co to, Czarodziejka z Księżyca wyprzedza Sonica i wygląda na to, że tym razem nasz jak dotąd niepokonany Sonic przegra?!
Amy słysząc to poderwała się na równe nogi, wypatrzyła jakiegoś lecącego ptaszka i rzuciła w niego kamieniem. Ptaszek spanikował na widok przelatującego kamlota i puścił laxę, która wylądowała ok. 5 metrów od linii mety. Niewiem tak pruła do przodu, pewna, że tym razem wygra z tą gnidą, że nie zauważyła „niespodzianki” na drodze. Poślizgnęła się na niej, robiąc przy tym salto w tył i lądując na ryju. Sonic prześcignął Niewiem i tym samym po raz kolejny wygrał wyścig. Gdy Niewiem się podniosła, Sonic był już noszony na łapach.
- To co? - powiedziała Amy przez megafon do Niewiem. - Shit happens, nie?
The end!