JAK PIES Z KOTEM
Człowiek na tratwie żył już tylko nadzieją. Pod skórą wychudłej twarzy rysowały się kości. Z drżących ust dobywało się nieustanne rzężenie. Oczy błyszczały gorączką. Już ponad miesiąc kurczowo czepiał się życia na nędznej wiązce desek. Nagle nowy dźwięk dotarł do jego skołatanej głowy. Zapewne zbliżał się obłęd. Ależ nie! To helikopter powoli nadlatywał nad tratwę. Uratowany! Był uratowany! Rozbitek niezdarnie spróbował zatańczyć.
Tymczasem z helikoptera spuszczono sznurową drabinkę. Mężczyzna o wychudłej, porosłej krzaczastą brodą twarzy, cały w łachmanach, został brutalnie wypchnięty na stopnie drabinki.
Helikopter oddalił się i zniknął.
Na tratwie było teraz dwóch rozbitków.