Seeing Eye Mate Rozdział 1


0x01 graphic

Tłumaczenie : papercut

Rozdział 1

- Ósemka, do rogu.

Caelan Graham przyłożył do swoich ust butelkę Bud Light i wziął długi łyk gdy końcem od swojego kija bilardowego, wskazał wybrane miejsce. Próbując zmniejszyć napięcie w swoim ciele, przechylił głowę na swój bark. Dzisiaj była pełnia i był niespokojny. Potrzebował porządnego i długiego pieprzenia i biegania po lesie, dokładnie w takim porządku. Odkąd przyszedł do baru by wprowadzić Eli'ego w najnowszy rozwój sytuacji jaki miał miejsce w sforze, to nie zanosiła się, że pieprzenie i bieganie będą miały miejsce w najbliższej przyszłości. Zamiast tego, wygrywał kolejną partię bilarda.

Postawił butelkę na rogu stołu i ustawił się do uderzenia, potarł końcówkę trzy razy zanim przyłożył kij do bili. Z zadowalającym odgłosem posłał ósemkę wprost do łuzy.

- Wygrałem. Znowu - powiedział dobitnie. To było za proste.

- Do cholery jasnej!

Caelan zignorował przekleństwo, który wyrzucił z siebie jego - młodszy - o - dwie - minuty - brat Eli. Może jutrzejszej nocy wybierze się by pobiegać. Las otaczający ich rancho, wzywał go od kilku dni. Ich ziemia znajdowałam się godzinę drogi od St. Louis. Była wystarczająco blisko miasta , a zarazem wystarczająco daleko od skupiska miejskiego by zapewnić setki akrów lasu dla ich rodzaju, by mogli wolno hasać.

Ciągły napływ pracy w Graham Securities sprawiał, że Caelan był zbyt zajęty by myśleć w ostatnim czasie o zmianie. Nie wspominając o jego stałych obowiązkach jako Alfa sfory.

Wyciągnął swoją dłoń by Eli mógł podać mu dolara. Już oddana zrezygnowali z grania o większe pieniądze, szczególnie Eli, z prostego powodu, ponieważ przegrywał cały czas. Drżąc z tęsknoty za wskoczeniem w skórę wilka, Caelan zachichotał i zaczerpnął łyk piwa. Skierował się do jednego z kilku pustych stolików w typowo zapełnionym barze w piątkowy wieczór.

- Co się działo ostatniej nocy? - zapytał Eli, obracając krzesło. Usiadł i oparł swoje przedramiona na oparciu krzesła.

To tyle jeśli chodzi o szczęśliwe chwile. Caelan nawet nie chciał myśleć o tym jak poszło wczorajsze spotkanie sfory. Albo o tym, że skończyło się walką. Eli miał inne zobowiązania i nie mógł być na spotkaniu, więc Caelan musiał poinformować go o sytuacji. Uniósł głowę i nachylił się by mogli rozmawiać bez obawy, że ktoś ich podsłucha. Wydawało się, że nikt ich nie słucha. Byli za bardzo zajęcie piciem, tańczeniem i spędzaniem miło czasu. - Partnerka Jared'a Ramsey'a została przedwczoraj zabita. To trzecia w ciągu dwóch tygodni.

Sfora Ramsey znajdowała się mieście Junction, około stu mil od sfory Graham. Nie zajęło dużo czasu by rozpowszechniła się informacja o tym co się stało młodej kobiecie, szczególnie, że Jared był synem Alfy.

Jak Alfa sfory Graham, jego obowiązkiem była ochrona każdego członka sfory. Jak dotąd, jego sfory nie dotknęło żadne z tych trzech brutalnych ataków.

- Co za pierdolony świr mógł zrobić coś takiego niewinnej kobiecie? Do diabła, trzem kobietom. - Eli uderzył dłonią w stolik, sprawiając, ze się zachwiał. Ich przesunęły się w kierunku rogu, prawie że zaliczyłyby nurkowanie w stronę podłogi.

Caelan chwycił po obu stronach mały, okrągły stolik by się nie przewrócił i spowodował, że straciłby wieczorny trunek.

- Przymknij się bracie. Chcesz by usłyszało Cię całe to cholerne miejsce? - zawarczał.

- On zabił kolejną z naszych partnerek, Cael - Eli syknął.

Caelan przytaknął, rozumiejąc przekaz „nasze” odnoszący się do partnerek całego społeczeństwa zmiennych. - Wiem co on zrobił, E. - Każda sfora w trzech stanach wiedziała co ten dupek zrobił. Dowiedzieni się kim on jest, sprawiło, że wszyscy śledzili swoje ogony. Dosłownie. - Starszyzna poprosiła wszystkie sfory o zjednoczenie, więc możemy przekazywać sobie informacje i lepiej chronić nasze partnerki.

Ta cała rozmowa o partnerkach, sprawiła, ze Caelan niespodziewanie był zadowolony, że nie znalazł jeszcze swojej. Jeszcze było obowiązującym słowem. Starszyzna sfory naciskała go mocno by ją znalazł i upewnić się, że będzie kolejna generacja Alf. Do diabła, nawet Eli namawiał go do tego. Oczywiście, Eli nie chciał odpowiedzialności bycia Alfą, którą by musiał przejąć gdyby coś się stało Caelan'owi.

Ta sytuacja sprawiła, ze Caelan postanowił trzymać się z dala od kobiet. Nie potrzebował dodawać sobie jeszcze odpowiedzialności ochrony partnerki przed tą samą osobą, która tropił. Jego mózg o tym wiedział, ale jego fiut kłócił się o to na każdym roku. Szalony wzrost wewnętrznego przymusu by pieprzyć sprawiał, że Caelam warczał i kłapał na każdego kto wszedł mu w drogę. Szczególnie gdy jeden ze starszyzny zasugerował mu, że jego potrzeba wiąże się z tym iż był bliski odnalezienie swojej partnerki.

Do tego jeszcze ta walka w sforze. Wszystkich gniew podgrzał się na wieść o kolejnym ataku. Wystarczyła tylko jedna nie tak bardzo prywatna rozmowa by zagrać na przeciążonych nerwach Caelan, by eksplodował.

- Sądzę, że nasz Alfa musi kogoś przelecieć - podsłuchał Caelan.

Zacisnął swoje dłonie w pięść. Cholerny Michael Hayward, wysłałby go do diabła i z powrotem za bycie jedynym zmiennym w ich sforze za to by zagrać na Caelana potrzebie zaliczenia. Nie, to nie była cała prawda, starszyzna również tak uważała, ale ich insynuacje nie wkurzyły go tak bardzo jak ten dupek Hayward. I pozostawienie na jego szczęce siniaka wielkości Teksasu, nie uspokoiła jego naglącej potrzeby by przelecieć kobietę.

- Awooo. To jest dopiero świetnie wyglądający okaz.

Uwaga Caelan'a zwróciła się z powrotem na Eli'ego. Boże, ale ten facet potrafił szybko zmieniać temat. Oczywiście, skoro również umysł Caelan'a podsuwał mu pomysł znalezienia dla siebie kobiety, nie mógł on winić za to brata. Caelan uśmiechnął się szeroko. Mieć kobietę, nie zatrzymać jej, po prostu mieć. Przez jedną noc. Albo może dwie. Nie na zawsze. W każdym razie, nie teraz. Później.

Eli ponownie uderzył swoją dłonią w stolik. Caelan pochwycił swoje piwo i balansował nim na swoim kolanie gdy jego brat gapił się i ślinił na kogoś stojącego za jego ramieniem. Caelan nawet nie kwapił się obrócić.

- Cael, bracie, sądzę, że będziesz musiał znaleźć kogoś innego do tej roboty jutro rano. Zamierzam być bardzo zajęty z tą dzierlatką, tuż za Tobą.

Caelan parsknął. Obydwoje identyczni, żaden z nich nie miał problemów z przyciąganiem przeciwnej płci. Ale Caelan o wiele bardziej będą Alfą. Kobiety, ludzkie i zmienne zawsze rywalizowały o jego uwagę, ale ludzkie kobiety nie widziały kim on jest.

- Jest blisko owulacji. Jasna cholera, ale będzie słodka - Eli zatarł swoje ręce jak dziecko podczas Gwiazdki.

Caelan musiał przyznać, że kobiety w czasie dni płodnych lub klika dni po nich, są nie do odparcia, i wilki i ludzie. Każde dziecko urodzone przez ludzką kobietę, jak on i Eli, były uważane za wyjątkowe, ponieważ mogli kontrolować swoje przemiany i zamieniać się w wilka kiedy tylko chcieli. Zmienny czystej krwi musieli pogodzić się z tym, że będą się zmieniać raz w miesiącu, w czasie pełni.

Na nieszczęście lub na szczęście, zależy jak na to patrzeć, by zapłodnić ludzką kobietę, trzeba z niej uczynić swoją partnerkę. To samo w sobie urzeczywistniało pewność w spłodzeniu potomstwa.

Pomimo jego chęci unikania kobiet w bliskiej przyszłości, Caelam zorientował się, że węszy powietrze. Owocowy zapach bardzo pociągającej kobiety, przepłynął przez jego nos, Caelan zamarł. Włosy stanęły na jego karku a każdy mięsień w jego ciele napiął się w odpowiedzi. Włączając w to jego fiuta, który stanął na baczność jak powinien każdy dobry żołnierz, domagając się by zanurzyć go tak głęboko jak tylko można w kobiecej cipce.

- Sukinsyn - zwięźle powiedział. Opuścił podbródek na swoją klatkę piersiową, zamknął oczy i policzył do dziesięciu. Następnie zaczął błagać, niezależnie od tego czy Bóg go posłucha, by sprawił, że ta sytuacja była tylko snem a nie rzeczywistością, której się obawiał.

Nie musiał otwierać oczu by wiedział, że tak nie jest.

Eli drążył obok niego - Mmm-mmm. To będzie długa noc..

Caelan nie mógł powstrzymać, które wydłużyły i zaostrzyły się wewnątrz jego ust. Niskie warknięcie wydobyło się z jego gardła gdy słuchał jak jego brat nadal mówi o kobiecie, na którą Cael jeszcze nie spojrzał. Instynktownie wiedział, że kobieta, która poczuł i aktualny obiekt mokrych snów jego brata, to ta sama osoba.

- Wydawało mi się, że pragniesz Nikki - warknął.

Caelan spojrzał na brata i zobaczył zupełnie inny rodzaj gorącego pragnienia, który przeszył twarz Eli'ego. Wygląd zmienił się z mam - zamiar - poturlać się - dzisiaj - w pościeli - dla - zabawy na jest - moja - na zawsze. Caelan zastanowił się czy w tej historii z Nikki chodzi o coś więcej niż Eli okazywał.

Eli wstał, otrząsając się z tego, cokolwiek przed sekundą było w jego głowie, gotowy by osaczyć swoją ofiarę, głupi uśmiech przeciął jego twarz.

Caelan wyciągnął rękę i chwycił ramię swojego brata bliźniaka - Nie.

Eli próbował strząsnąć jego uścisk, jego uśmiech rozpłynął się - Co się do diabła dzieje, brachu?

- Ona jest moja - jego głos zadudnił z klatki piersiowej, a on się skrzywił. Spojrzał na Eli'ego, błagając brata spojrzeniem, by go zrozumiał.

Zrozumiał.

- Cholera - Eli usadawiając siebie z powrotem na krześle, ponownie uderzył i zatrząsł stołem - Czyż to nie odpowiedni kurwa czas!

Caelan musiał się z nim nie zgodzić. To był najgorszy czas na odnalezienie partnerki.

*****

Tieran Jones przystanęła w wejściu zatłoczonego baru, Cahoots and Boots Country bar. Tancerze poruszali swoimi ciałami w rytm brzęczącej muzyki, która wypełniała bar, ich buty stukały i klepały w idealnym wyczuciu czasu. Po jej prawej stronie był bar, a po jej lewej mała strefa ze stołami bilardowymi.

Zadrżała pomimo ogromnego nagromadzenia ciał emitujących ciepło i przeklęła siebie za to, że musiała wejść do baru.

Również do cholery jasnej z jej autem. Ta głupia rzecz zdecydowała się zepsuć właśnie tuż przed wejściem. Nigdy wcześniej nie miała z tym problemu. Po całym dniu siedzenia, ponieważ jej pracą było poszukiwanie nowych książek dla biblioteki, Tieran chciała być już w domu. Westchnęła. Tak blisko, a jednak daleko. Bardzo chciało jej się sikać, więc równie dobrze mogła to zrobić tutaj skoro już tu jest. Przynajmniej nie było tutaj babci klozetowej. Nie trzeba było płacić pięciu dolców za skorzystanie z toalety.

Tieran zaczęła przeciskać się przez tłum, ostrożnie unikając falujących ciał. Było tu za dużo szans by przez przypadek mieć wizję, to było coś na co nie była przygotowana dzisiejszej nocy.

Jak to się do cholery stało, że jej auto zdecydowało się w tym miejscu wydać ostatnie tchnienie?

- To jest przeznaczenie, moja droga.

- Yeah, pieprzyć przeznaczenie, babciu - wymamrotała na wdechu do kobiety, która była martwa od jakiś dziesięciu lat. No cóż, martwa dla wszystkich z wyjątkiem Tieran, która była medium, nadal rozmawiającą z nią regularnie.

- Nie pyskuj młoda damo.

Tieran ustąpiła przeznaczeniu i zaczęła poszukiwać znaków prowadzących do łazienki. Naprawdę bardzo jej się chciało, wystarczająco by jej chód przypominał człapanie.

Łazienka nie była ani mniej zatłoczona i ani mniej hałaśliwa niż główny bar. Kobiety ustawiły się przed lustrami by popoprawiać makijaż i zastanowiła się po co. Jej zdaniem, mężczyźni byli plagą na ziemi. Co z tego, że jej świat był odmalowany przez jej okropną próbę poważnego związku. Skończyło się to tragedią, dzięki jej „darowi”. Zdecydowanie lepiej jej było bez mężczyzn.

Tieran patrzyła na kobiety, walcząc z chęcią wykrzyczenia - Dziewczyny, oni nie są tego warci.

- Niektórzy są, kochanie. - lekka przygana jej babci rozległa się w jej myślach głośni i czysto.

Może, ale tylko może, naprawdę jest tam gdzieś mężczyzna dla niej, ale Tieran nie miała zamiaru nigdy więcej sprawdzać tej teorii. Raz się sparzyła i wystarczy.

Do czasu aż skończyła załatwiać swoje sprawy, toaleta się przerzedziła wystarczająco by mogła spokojnie umyć ręce bez ocierania się o kogokolwiek. Mogła już teraz zobaczyć - wpadając na kobietę, która ubrana była w za krótką spódniczkę i top, który ledwo było widać. Jej wizja pokazała jej, ze kobieta zabawiała się z jakimś okropnym mężczyzną, którego właśnie poznała w barze.

Oczywiście, wizja nie musiała była najgorszą częścią. Mógł być powalający ból głowy i mdłości, które za tym szły. Czasami wizje były tak silne, że traciła przytomność i budziła się zdezorientowana przez jakiś czas.

Spojrzała na zegarek. Cholerne pięć minut minęło. Firma holownicza powiedziała, że zajmie im jakieś pół godziny dotarcie do niej. Parsknęła. Z jej szczęściem, przyjadą za godzinę.

Może napije się jakiegoś drinka skoro pracowała podczas przerwy obiadowej. To miejsce będzie lepsze niż czekanie na zewnątrz siedząc w aucie. Sama. W ciemności.

Pod ścianą była rząd siedzeń, kilka z nich było wolonych. Wybrała jedno, w środku grupy pięciu krzeseł, mając nadzieję, ze ktokolwiek kto chciałby usiąść, mądrze wybierze to które nie było obok niej. Tak jak Ci ludzie, którzy parkują z dala od miejsc parkingowych by nie stykać się z innymi autami. Uśmiechnęła się. Zawsze ją kusiło by kopnąć oponę i zobaczyć co się stanie.

Ciarki przeszyły jej kark. Ktoś ją obserwował. Zacisnęła zęby usta, gdy to odczucie nie minęło. Lata wyśmiewania i wytykania rozwinęły w niej grubą skórę, potrzebowała ochrony przed śmiesznym bólem jaki to powodowało. Czuła się jakby była mentalnie rozbierana. Mężczyzna musiał mieć w oczach rentgen albo coś, i używał tego by rozebrać ją do naga, skóry i w ogóle. Mogła tylko zerknąć. Nie, spojrzeć. Yeah, właśnie to, spojrzeć. Była pewna, że on nigdy nie spojrzy znowu w jej kierunku.

A świnie potrafią latać. Po sposobie w jaki jej zmysły krzyczały, wątpiła w to by cokolwiek powstrzymało go od patrzenia na nią.

- Bądź miła, Tullabelle.

Tieran odprężyła się gdy babcia użyła jej przezwiska z dzieciństwa. To była jedyna rzecz, która powodowała jej nagły uśmiech, ale jeśli pozwoli tej kobiecie być górą…

- Ty bądź miła! Praktycznie ocieram się tutaj o wszystkie te ciała, jeśli nie zdążyłaś zauważyć - gderała.

- Spokojnie, spokojnie.

Ooh, ta uparta stara kobieta. Nawet z groby daje Tieran siwe w znaki. Dzięki Bogu była ona jedyną martwą osobą, z którą Tieran rozmawiała. Umiejętność posiadania wizji to jedno, ale słyszała o medium, których umysł by ciągle wypełniony brzęczeniem śmierci. Gorzej, pomyślała, byłoby bycie empatą, którego całe życie było bombardowane uczuciami innych ludzi.

Tieran spojrzała w kierunku stołów bilardowych, skąd pochodziło wpatrywanie się. Jedyną rzeczą jaką zdobędzie to zez od podglądania kącikiem oczu. Cholera, będzie musiała odwrócić głowę. Ostro pokręciła głową raz w lewo, raz w prawo.

Bingo! Tu Cię mam.

Była tam. Ciemnie włosy, ciemne oczy, chociaż nie mogła powiedzieć jaki mają kolor w tym przyćmionym świetle baru. Był seksowny jak grzech i miał uśmiech jak diabeł. Poza tym, że ona już była z diabłem, który ją wykorzystał i zostawił ze złamanym sercem. Dupek.

Spojrzała wilkiem na mężczyznę, uniosła brwi w nadziei, że nada to jej spojrzeniu intensywności.

Najwyraźniej nie załapał tego znaku. Niektórzy mężczyźni byli naprawdę ociężali jak pudełko pełne kamieni. Jej skóra zamrowiła z rozpaczy i… z jeszcze innego powodu. Żar buchnął w jej podbrzuszu. Nie. Nie ma mowy. Uh-uh. Nie mogła mu pozwolić by on powodował w niej to uczucie.

Trudno było utrzymać kontakt wzrokowy, kiedy mężczyzna miła takie smakowite spojrzenie w style, mógłbym - wylizać- całe - Twoje - ciało. Spróbowała innej taktyki, przywołała swój grymas twarzy. Tym razem uniosła brwi i wciągnęła policzki, pokazując jasno, że nie chce być częścią tego co on oferował. Dwie pary identycznych oczu odwzajemniły jej spojrzenie. Jedna para, ta pierwsza, pobudziła jej ciało a druga odwzajemniła jej nachmurzone spojrzenie.

Jasna cholera! Zachwycający, identyczni bracia bliźniacy.

- Uważaj na język, Tieran.

- Szsz. Idź sobie. Mam tu pewną sytuację. I przestań się śmiać.

Tieran niespokojnie poruszyła się na swoim krześle. O mój Boże. Jej auto tak po prostu się samo nie zepsuło, jej babcia przyłożyła do tego rękę. Nie wiedziała jak i nie obchodziło jej to. Tieran chciała wiedzieć dlaczego jej babcia tak pomanipulowała sytuacją, że ona się tutaj znalazła. - Przeznaczenie pierniczenie. Ty to zrobiłaś. Wrobiłaś mnie! Dlaczego Ty zepsuta… ze wszystkich niecnych rzeczy jakie zrobiłaś.

- Ah, ah, ah. Tak się nie mówi do babci. Posłuchaj mnie Tullabelle. Oni potrzebują Twojej pomocy. Pozwól im do siebie podejść. Obiecuję, że Cię nie skrzywdzą, nie tak jak ta mała łachudra Peter.

Tieran parsknęła - A teraz kto powinien zważać na język?

- Tieran, wyczuwam zło. Proszę, bądź ostrożna.

- Najpierw mi mówisz żebym pozwoliła podejść do siebie dwójce nieznajomych a później mówisz mi, ze wyczuwasz zło? Skąd?

- Nie wiem, kochanie. Wiem tylko, że możesz pomóc.

- Yeah, yeah, yeah. Pomoc.

W czym? Zastanawiała się.

*****

Caelan odwróciła się po pierwszym spojrzeniu jakie rzucił kobiecie, która była mu przeznaczona na partnerkę. To co zobaczył nie było zachęcające. Jej ciemne oczy dosłownie błyszczały w przygaszonym świetle, sztyletując go wzrokiem. Następnie rozszerzyły się gdy jej wzrok wędrował pomiędzy nim a Elim. Uśmiechnął się z jej oczywistego zaszokowania gdy zobaczyła ich stojących obok siebie.

Jej wyraz twarzy stał się uparty, sprawiając, ze jego już i tak twardy fiut urósł jeszcze bardziej z bolesnego oczekiwania. Jeszcze trochę nacisku na zamek i dojdzie w swoich spodniach. Jakkolwiek zatonie w nasieniu.

Caelan zachichotał. Gdy ją w końcu złapie, będzie to niesamowita przyjemność ujarzmić jego małą, porywczą partnerkę. Chciał rzucić na nią kolejnym spojrzeniem, ale powstrzymał się. Czując ją, będzie wiedział kiedy się ruszyła po ścieżce jej zapachu. Po tym jak się z nią połączy po raz pierwszy, ich więź będzie nie do przełamania.

Jego uśmiech zamarł. O czym on do diabła myśli? To nie mógł być bardziej niedogodny czas do odnalezienia jej. Denerwująca myśl. Musiał być jak jej cień by zapewnić jej bezpieczeństwo i w jakiś sposób nie wyjść na prześladowcę podczas ochraniania jej. Nie wspominając o tym, że musiałby to robić podczas aktywnego śledzenie Zabójcy Partnerek. Oh, i pozostawała jeszcze drobna kwestia uświadomienia jej i rozumienia jego zdolności do przemiany.

- Więc pójdziesz tam i ją oznaczysz, czy jak?

Caelan oczyścił gardło - Sądzę, ze to nie będzie aż tak proste.

- Ona posyła Ci wrogie spojrzenie.

- Mnie? Wierzę, ze ona włącza nas obydwoje w to spojrzenie.

Eli wzruszył ramionami - Yeah, ale ona jest Twoją partnerką. - wstał i klepnął Caelana w ramię - Skoro moje plany uległy zmianie i muszę iść rano do pracy mimo wszystko, strzelę kielicha i się zbiorę. Powodzenia.

- Dupek.

- Ej, ja tylko wspieram swojego Alfę.

Caelan chciał szturchnąć brata.

Eli zaśmiał się i zszedł z toru - Jest cudowna, Cael, jestem zazdrosny.

- Dzięki, E, to wiele znaczy.

- A teraz, pochwyć swoją sukę i postaraj się o mnie nie myśleć gdy ją będziesz pieprzył dzisiejszej nocy - kpił Eli wachlując swoimi rzęsami do Caelana.

Caelan zawarczał na widok ostrych zębów, ukazujących się pomiędzy uśmiechniętymi wargami jego brata. Eli odszedł, śmiejąc się wystarczająco głośno by ludzie zaczęli się odwracać by sprawdzić co ich ominęło.

Caelan zaciągnął się znowu jej zapachem, instynktownie wyławiając ją bez trudu spośród tłumu. Pikantno - słodki i okraszony nutką niepokoju.

Niepokoju? O co w tym chodziło? Jego palce zacisnęły się na piwie. Miał nadzieję, ze była tutaj sama. To źle jeśli z kimś była ponieważ i tak wyjdzie z nim.

Wystarczy. Po prostu podejdzie i się przedstawi. A potem co? „ Oh, a tak poza tym to wiesz, że potrafię się zmienić w wilka? Ta, to na pewno przejdzie. Cholera. Zawsze sobie wyobrażał, że jego partnerka również będzie zmiennokształtna jak on. Nie człowiekiem. To byłoby o wiele prostsze…

*****

Skurwysyn. Uderzył pięścią w stalowe drzwi, ignorując ból, który przeszył go od knykci do ramienia. Mieli tutaj przyjść by się zrelaksować. Byli pewni, że mogą zarwać fajny tyłeczek, ale nie to. Jak ten sukinsyn mógł dzisiaj w nocy wpaść na swoją partnerkę?

A na to wszystko ta suka za niedługo będzie gotowa na poczęcie. Caelan może ją wypełnić swoim nasieniem już w połowie tygodnie.

Kły wysunęły się jego ust, dźgając jego wciąż ludzkie usta. Kości w jego palcach wydłużyły się i wykrzywiły, skróciły się by stworzyć łapę, paznokcie wydłużyły się w ostre jak brzytwa pazury.

Zamknął oczy, wziął głęboki oddech i walczył z przemianą, powstrzymując chęć przemienienia się i przedarcia przez tłum stojący przy drzwiach do łazienki. Zdrowy rozsądek wziął górę nad jego wewnętrznym wilkiem. Zdemaskowanie na tym etapie byłoby szkodliwe dla przyczyny, dla całej sfory.

Jego ludzkie DNA wygrało, cofając to co już zaczęło zmieniać się w wilczą formę. Ból był bez istotny w porównaniu do dudniącego gniewu w jego głowie.

Po raz kolejny pomyślał o dziewczynie, zapamiętał jej twarz i sylwetkę. Musiała zniknąć. Albo może ją zatrzyma, jeśli Caelan nie będzie miał szansy by ją oznaczyć, zanim on wykona ruch. Musi działać szybko, teraz gdy ta cipa wcięła się w obraz w jego harmonogramie. I musi mieć ją na oku by się upewnić, że nie zobaczyła czegoś, czego nie powinna.

Wykrzywił wargi i warknął. Przyszedł tutaj dzisiaj wieczorem by zobaczyć jak działa jego plan i nie być rozczarowanym tym co Caelan odkrył.

Każdego dnia był o krok bliżej pozycji, która powinna być jego od urodzenia.

*****

Caelan obrócił się na krześle i oparł ramię na oparciu.

- Co do diabła? - krzyknął i skrzywił się gdy kilkoro osób spojrzało w jego kierunku.

Dwie zupełnie inne osoby zajęły miejsca, gdzie ona przedtem siedziała, ale jej zapach nadal się unosił w powietrzu, jakby w ogóle nie wychodziła. Ale tracił go. Tak się zatracił w myśleniu o niej, że nie zauważył gdy wyszła. Caelan przeszukał wzrokiem bar, szukając jasnobrązowych włosów obciętych na prostego boba. Wstał, jego serce galopowało, ten niepokój, który poczuł od niej właśnie go niego wrócił.

Przeszukał tłum, jego spojrzenie przesuwała się po każdej osobie dopóki nie doszedł do drzwi.

- Sukinsyn - warknął. Była śledzona przez potwora w brudnym kombinezonie. Caelan przedarł się przez wirującą masę ludzi, wpadał na parę, której wszedł w drogę na ich trasie okrążania parkietu. Odplątanie się z tego zajęło mu cenne sekundy.

- Przepraszam - pomógł kobiecie i mężczyźnie zachować równowagę i pognał do drzwi.

Pchnął je by otworzyć i spowodował, że ciężki metal walnął o ścianę na zewnątrz. Samochody zapełniały parking, ale nie zobaczył śladu swojej partnerki między nimi.

Cholera - zanurzył rękę w kieszeni i wyciągnął klucze. Gdy szedł stronę swojej ciężarówki przeklinał siebie za to, że pozwolił jej uciec.

Miał ją przecież wyczuwać swoją partnerkę przez cały czas, więc jak ona dokładnie to zrobiła? Jak jego przeznaczona mogła mu się wyślizgnąć jak mokra kostka mydła? Jęknął gdy wyobraził sobie mokre mydło i pożądanie wygrało ze zdrowym rozsądkiem. Dlaczego nie mógł być teraz w domu pod prysznicem, używając tego mydła na jej śliskiej, gorącej skórze zamiast ją ścigać.

Jego fiut domagał się uwolnienia. Nastawił się na uwolnienie maleńkiej ilości napięcia.

Otworzył drzwi od swojego F-150 i wsiadł do szoferki. Świecące świtała po jego lewej stronie, przyciągnęły jego uwagę. Żółte fasolki przecięły ciemność przy masce samochodu. Przed nim stał mały, biały, czterodrzwiowy samochód. Przyciemnione światło latarni nie pozwalało by dostrzec wiele, ale Caelan zobaczył zarys.

Ten sam mężczyzna, którego widział w barze, stał blisko przodu samochodu i mówił do kogoś, kto siedział na przednim siedzeniu.

Inne auto doświetliło scenę i Caelan pochwycił przelotnym spojrzeniem, czubek jasnobrązowych włosów.

- Nie - kurwa - możliwe - wysiadł i zamknął mocno drzwi.

Przynajmniej teraz wiedział o co chodziło z tym niepokojem.

Pokręcił głową - Tym razem ode mnie nie uciekniesz, kochanie.

*****

Jeśli ten palant uderzy do niej jeszcze raz…

- Cierpliwości, Tullabelle, on nadchodzi.

- Kto nadchodzi? - Tieran przeszukała parking, ale nikogo nie zobaczyła.

- Ej, kochanie, będę musiał Cię podwieźć. Dlaczego nie wskoczysz do mojej bryki, podwiozę Cię.

Fuuuuj.

Flejtuch starał się uśmiechnąć omijając kulkę tabaki., ale ujawnił więcej niż jednego brakującego zęba. On myślał, że jakim typem kobiety ona jest?

- Nie wydaje mi się. Zadzwonię po przyjaciela by mnie odebrał. - starała się mówić najsłodziej jak potrafiła, ale musiała brzmieć trochę odpychająco. Oczy mężczyzny zwęziły się i wypluł wielki chark, jakby czarnej smoły tuż przy jej butach.

- Nie ma problemu, panienko. Wskakuj.

- Ta panienka, powiedziała : nie dziękuję.

Pan Podwoziciel odwrócił głowę w kierunku głębokiego, chropowatego głosu. Serce Tieran zaczęło bić mocno. To byli oni, albo raczej, jeden z nich. Nieważne czy to był playboy, który się do niej uśmiechnął czy ten, który odwzajemnił jej spojrzenie, nie mogła mieć pewności. Do diabła, nie mogła dostrzec nic innego poza ich cudownymi twarzami by móc ich rozróżnić.

Jego ciemne włosy lśniły w przyćmionym świetle. Jego dzikie oczy świeciły w ciemności, żółtawo - brązowe pod zwodniczo długimi rzęsami. Tieran była pewna, ze w każdej sekundzie mógł go walnąć. Boże dopomóż biednej duszy, która na niego trafiła.

- Mówiłam Ci.

Zignorowała słowa swojej babci tak jak starała się zignorować przyspieszone bicie swojego serca i stwardnienie jej sutków pod jej bluzką. Nigdy więcej mężczyzn. Nie ma mowy. Przestań na niego patrzeć.

Nie potrafiła i musiała przełknąć by powstrzymać swój język przed wychyleniem się i oblizaniem swoich ust, w sposób w jaki chciała wylizać jego ciało.

On była cały męski i ona go pragnęła. Bardzo. Chciała go poczuć pomiędzy swoimi udami. Pragnęła jego usta i rąk na sobie, pieszczących ją dopóki nie krzyknęła by w orgazmie. Dlaczego? Nigdy nie pragnęła Petera w ten sposób. Nawet w gorączce, albo z braku gorączki, z pasji. Co to w ogóle jest gorączka?

- Tieran, skup się.

Jej policzki zapłonęły z powodu rozkazu babci, wytrącając ja całkowicie z jej fantazji.

- Uważam, że to nie jest Twoja interes - głos Pana Podwoziciela sprawił, że zamrowiła ją skóra ledwo powstrzymała się pod potarcia swoich rąk by zwalczyć ich drętwość.

Niskie warknięcie - tylko w taki sposób mogła to opisać - wydobył się z usta jej wybawcy i uniósł swoją głowę. Jej wybawca?

- Ona jest ze mną. Więc powiedziałbym, że jest to mój interes - jego głos zadźwięczał ostrzeżeniem.

A masz! Nagle poczuła się źle, za to , że wtedy na niego tak źle spojrzała.

Obrzydliwy mężczyzna wyprostował się na całą swoją wysokość, ale nadała był o głowę niższy od Pana Pysznego. Pan Podwoziciel znowu splunął, część flegmy wylądowała na wnętrzu jej drzwi.

Fuuj. - To bardzo obrzydliwy nawyk - wypaplała.

- Po prostu nie możesz usiedzieć cicho, prawda Tulla?

Tieran mentalnie wzruszyła ramionami. Podwoziciel nadal patrzył się na drugiego mężczyznę, którego usta wykrzywiły się do granic z jakiegoś powodu.

- Sądzę, że jemu podoba się Twoja postawa, Tulla. Świat się wali.

Przez kilka sekund nikt się nie ruszyła ani nie odezwał., w końcu, Podwoziciel odwrócił swoją głowę i splunął po raz trzeci.

Tieran już nie mogła tego znieść. Zadławiła się a jej oczy zwilgotniały.

- Radź sobie sama, panienko. - odwrócił się i wsiadł do swojego trucka. Silnik obudził się do życia. Żwir odprysnął spod opon gdy wycofał się i pojechał w dół ulicy.

Westchnęła z ulgi. Dziękując Bogu, to było o wiele za dużo biorąc pod uwagę, że nadal musi sobie poradzić z zepsutym samochodem, i wtedy przypomniała sobie o swoim wybawcy. - Dziękuję.

Przysunął się i położył swoją dużą dłoń na ramie drzwi, powstrzymując ją od zamknięcia ich - Nazywam się Caelan Graham.

Proszę, nie mów mi tego. Nie chcę wiedzieć i nie chcę się znowu w coś mieszać.

- Tullabelle, on jest inny.

- Co z tego? Odczep się.

- A Ty jak się nazywasz? - skrzyżował swoje ramiona na ramie drzwi i oparł swój podbródek na umięśnionym przedramieniu. Jego postawa jasno mówiła „ Mam całą noc”.

Niech będzie. Cholera, ale niech będzie.

- Tieran.

Wyglądał jakby rozważał to przez chwilę - Co to za imię?

- Linijka powyżej Nareit - dlaczego wszyscy pytali skąd jej imię?

- Tulla, bądź miła.

Caelan - mógłbyś mieć seksowniejsze imię? - uśmiechnął się, puścił jej płazem próbę obrażenia go, roztapiając jej lodową postawę, którą starała się przybrać.

Aargh!

- Miło mi Cię poznać. A teraz, muszę się już zbierać - pociągnęła drzwi, przyczyniając się do jego potknięcia, wyraz zaskoczenia pojawił się na jego twarzy.

- A jak planujesz to zrobić skoro Twój samochód nie działa?

Miał ją. Wsadziła kluczyk do stacyjki, modląc się żeby odpalił skoro odpoczął przez chwilę. Jasne. Nigdy nic nie szło po jej myśli.. Wstrzymała oddech i przekręciła nadgarstek. Silnik zamruczał. Czując się jak dzieciak, odwróciła się do Caelana i obdarzyła go cwanym uśmiechem.

- Widzisz? Wszystko w porządku. Potrzebował chwili odpoczynku, tak myślę. - chociaż w to nie wierzyła.

Gdy wycofywała spojrzała we wsteczne lusterko na Caelana, który stał ze skrzyżowanym rękami na swojej piersi i uśmiechał się szeroko.

Zorientowała się, ze odwzajemnia uśmiech o pokręciła głową. Głupek.

Odnosiła to do siebie czy do niego? Gówno. Dlaczego to się miało teraz liczyć? Jego już nie ma.

A jej babcia mówiła, ze miała mu w czymś pomóc. Podwójne gówno. Była tak zirytowana Panem Podwozicielem i pałającym spojrzeniem Caelana, że zapomniała o powodzie, dla którego jej samochód wybrał to miejsce by się zepsuć. Gdy tylko odpocznie, dowie się jak dokładnie jej babcia to zrobiła.

- Tulla, mogę wyjaśnić, i nie martw się kochana. On Cię znajdzie.

Tieran nie miała nawet zamiaru zastanawiać się dlaczego ta myśl sprawiła, że jej majtki stały się mokre.

*****

Caelan opuścił ręce. Jego cwana mała partnerka znowu mu się wyślizgnęła. Nie ma problemu. Przynajmniej teraz wiedział jak ją odnaleźć. Znał jej imię i numery rejestracji. Posiadanie własnej firmy ochroniarskiej miało czasami swoje przywileje.

Jutro. Pojedzie do niej jutro, po tym jak skończy pracę, która miał do zrobienia rano. Potem ją posadzi i oświeci ją co do rzeczywistości. Jego rzeczywistości, nie jej, skoro jej wersja będzie się różnić znacznie. Potem weźmie ją do łóżka i będzie miał z nią swoje chwile, sprawi, że jej miejsce w jego życiu będzie na zawsze.

I tak właśnie ma być.

Przetłumaczyłam to w ten sposób, ponieważ kobieta w gorączce by znaczyła co innego… a tym panom właśnie chodzi o nasz stan w czasie dni płodnych

Nie tłumaczyłam tego ponieważ wyszedłby jakiś dziwny twór…Cahoot to coś/ ktoś w zmowie, a a Boots to buty :P

W sensie by jej nic nie ruszało :P

Nie mam pojęcia co to może znaczyć

Fuj…

Wonders never cease - ten idiom wyraża zawsze wydarzenia, które są niespotykane zazwyczaj. Np. jak nikt nigdy nie wstaje o świcie to raz wstał U nas mówi się zazwyczaj, że wtedy świat się wali

Nie mogłam nigdzie tego znaleźć, ale wydaje mi się, ze chodzi tutaj o to, że jej imię w liście jakiś imion jest nad tym Nareit :P

[Wpisz tytuł dokumentu]

Seeing Eye Mate

17



Wyszukiwarka

Podobne podstrony:
Seeing Eye Mate
Annmarie McKenna Mates 1 Seeing Eye Mate
Robert S Swiatek For Seeing Eye Dogs Only
Mate Set Rozdział 11
Mate Set Rozdział 9
Mate Set Rozdział 5 cały
The Art of Seeing Your Psychic Intuition, Third Eye, and Clairvoyance A Practical Manual for Learni
#0234 – Seeing an Eye Doctor
Mate Set Rozdział 6
Mate Set Rozdział 3
Mate Set Rozdział 8
Mate Set Rozdział 4 cały
Mate Set Rozdział 1
Mate Set Rozdział 12
Mate Set Rozdział 10
Mate Set Rozdział 7 cały
Mate Set Rozdział 8 1
Podstawy zarządzania wykład rozdział 05
2 Realizacja pracy licencjackiej rozdziałmetodologiczny (1)id 19659 ppt

więcej podobnych podstron