Mają do wyboru śmierć albo życie
2008-03-26
Alkoholik? Pierwsze skojarzenie to brudas, leżący w rowie, słaniający się na nogach. Stereotyp tak wyglądającego człowieka uzależnionego jest błędny. Niekiedy przechodzący obok nas człowiek w garniturze, bogaty, mający rodzinę też nim jest.
Ponure, deszczowe, listopadowe popołudnie w jednej z podkrakowskich miejscowości - Zabierzowie.
Jestem obok miejscowego ośrodka kultury. W jego wnętrzu spotykają się ludzie, których łączy jedna wspólna choroba - alkoholizm. Istnieją pod tajemniczą nazwą GTA i choć nie jednemu człowiekowi ten skrót kojarzy się raczej z serią popularnych gier komputerowych, to tutaj bohaterowie staczają prawdziwą walkę, na śmierć i życie. Tworzą tak zwaną Grupę Trzeźwiejących Alkoholików.
Nie jest łatwo do nich dotrzeć. Unikają rozgłosu i kontaktów z mediami, bo jak mówią z tego nie zawsze wychodzi coś dobrego. Skontaktowałem się z ich liderem, Markiem Hanuszem - psychterapeutą, który decyzję na to, czy zechcą rozmawiać pozostawił grupie. Nawet, gdy już siedzę wśród tych 15-20 osób nie wiem czy będę mógł pozostać. Tu wszyscy każdą decyzję podejmują jednogłośnie. U nich nie ma większości względnej, bezwzględnej i żadnej innej. Sprzeciw choćby jednej z osób oznacza brak zgody całej grupy. Spoglądam po twarzach-wszyscy się zgadzają na rozmowę. Będziemy rozmawiać o nich, o Polsce.
Siedzimy przy długim stole. Jest kawa, herbata, są ciastka, ale tego nikt im nie dał, bo nie mają sponsora. Na to wszystko składają się albo wyciągają od „łysego dziadka”, czyli małej skarbonki, do której wrzucają drobne sumy, gdy tylko ktoś z nich zaklnie. Wyciągam dyktafon, jednocześnie pytając czy będę mógł nagrywać. Wszyscy się zgadzają, po czym siedzący w rogu Tadeusz dodaje, że przynajmniej nie jestem jak Ziobro i nie ukrywam tego, że będę nagrywał. Rozlega się śmiech.
Lepiej jak w rodzinie
GTA powstała przed 10 laty - 21.04.1997 r. i jak wspomniał pan Marek prawdziwą inicjatorką jej powstania była jego żona. - Na cotygodniowym spotkaniu jest około 14 osób (w tym także kilka kobiet - przyp. aut.). Mogłoby być nas więcej, ale taka jest specyfika nałogu. Część osób po prostu pije, część przychodzi tylko dlatego, że im ktoś kazał, a część nie żyje. Więcej niż jedna osoba rocznie umiera, ale póki co w 2007 jeszcze nikt nie odszedł - tu Marek urywa na moment, po czym dodaje - ale do końca roku mamy jeszcze 2 miesiące.
Walka, którą toczą z tygodnia na tydzień jest bardzo trudna. Siłą jest to, że nie są sami. - Tu jest lepiej jak w rodzinie - mówi Tadeusz. Na grupie mówią sobie o przeżyciach z każdego mijającego tygodnia, o smutkach, kłopotach i radościach. - O tym, że boli mnie głowa, że mamy wszyscy kryzysy i chce nam się pić - wylicza dalej. Mówią sobie słowa miłe, ale i bardzo nieprzyjemne. - Są łzy i przekleństwa, jest dosłownie wszystko - kończy ściszając głos Tadeusz.
Wszyscy członkowie mają świadomość, że choć potraktują kogoś ostro i ta osoba się obrazi to, gdy przyjdzie na kolejne spotkanie, będzie już rozumiała, dlaczego tak jej powiedziano. - Jak podkreślają to jest najważniejsze, bo czułe słowa nikomu tu nie pomogą, a tylko utwierdzają w błędzie, że już jest dobrze, Tak często myślą ci, którym udało się nie pić przez pierwszy tydzień od przyjścia do grupy.
Pijani niezależnie od ustroju
Ludzie tworzący tę społeczność są różni. Niektórzy pili ponad 20 lat, inni kilka. Są wśród nich bogatsi, biedniejsi, wielu ma rodziny, inni żyją samotnie, ale jak powiadają są szczęśliwi, że coś w ich życiu udało się zmienić. Jednak żeby coś zmienić musieli sięgnąć dna. - Miałem do wyboru albo śmierć, albo życie. Udało mi się uratować własne życie i godność - mówi Tadeusz. Co ważne zgodnie twierdzą, że nikt tu nie znalazł się z własnej woli.
- Do uczestnictwa w grupie zmusiła nas rodzina, sąd, kurator i Bóg wie, kto jeszcze - wspominają.
W tym momencie spoglądam na ściany. Widać obrazy religijne i tablice dotyczące alkoholizmu. Co jakiś czas słychać dzwonki telefonów komórkowych i kiedy spojrzeć na tych ludzi, to aż trudno uwierzyć, że wielu z nich parę lat temu leżało gdzieś pod sklepem, albo w rowie i byli ubrudzeni własnymi wymiocinami. Oczy niektórych są przekrwione, twarze czerwone, ale radosne. Nie wstydzą się tego, że są alkoholikami i nie czują się przez to gorsi.
- Teraz alkoholicy maja większą szansę, by zdrowieć i tworzyć wspólnoty. Jeszcze 20 lat temu coś takiego było niemożliwe, na pijaństwo przymykano oko zgodnie z zasadą: pijanym narodem łatwiej rządzić - wspomina pan Janek. Teraz czują tę pomocną dłoń. Władze gminy dały im lokal, miejsce bardzo ważne, które ich łączy. Jednak i teraz przyznanie się do alkoholizmu nie zawsze jest łatwe. - Są sytuacje, że jak człowiek przyzna się to inaczej na ciebie patrzą - mówi Bogdan, a Jurek dodaje: Przejeździłem 28 lat bez wypadku i mandatu, jestem alkoholikiem. Kto by mnie przyjął? - pyta.
Jednak jak twierdzi Tadeusz, każdy mądry człowiek powinien tego, który przestał pić traktować jak wzór. W tym miejscu temperatura dyskusji się podnosi, gdyż każdy chce coś powiedzieć. Marek (lider) zazwyczaj w takich momentach używa dzwonka, którym uspokaja obecnych, ale tym razem go nie ma. Wystarcza słowna prośba.
- Do wielu to nie dociera, że alkoholik może wyleczyć się ze swojej choroby - kontynuuje Andrzej. Wojciech z kolei uzupełnia, że wielu nie rozumie, iż alkoholik to nie tylko ten brudny pod sklepem, może nim być także wysoki urzędnik pod krawatem. Kiedy pytam czy ostatnie 18 lat miało jakiś wpływ na to, kim są dzisiaj mówią, że ustrój w tym względzie nie ma nic do rzeczy. Nie ma również znaczenia jak się komuś powodziło wcześniej czy teraz. Pan Marek sugeruje, że powinienem zapytać raczej czy ktoś pije tu mniej niż 18 lat. Te słowa wywołują głośny śmiech wśród wszystkich. Teraz aktywnie do dyskusji włącza się pan Franek.
- Alkoholik jest przewrotny, często tłumaczy sobie chęć wypicia tym, że praca zła, że trzęsienie ziemi w Chinach, mam pracę - hura trzeba się opić! To pierwsze objawy choroby - stwierdza. Jednak to, kim teraz są nie powoduje, że czują się obywatelami drugiej kategorii. Wiedzą, że podczas każdych wyborów ich głos również ma znaczenie i zgodnie twierdzą, że w tym roku też głosowali. Tadeusz opowiada, że jeszcze parę lat temu, kiedy był bezdomnym nie miał dowodu osobistego. Bardzo przeżył to, że nie mógł wówczas głosować.
Największa partia w Polsce
Moi rozmówcy zwracają uwagę na to, że będąc w tej grupie stali się uczciwsi i szczerzy wobec samych siebie. Przyznali się do tego, kim są i walczą z nałogiem, wychodząc na tym coraz lepiej. - Sam chodziłem do lekarza i płaciłem, by po przepiciu dostać zwolnienie - mówi Tadeusz. - Gdyby wszyscy rządzący naszym krajem i innymi postępowali tak jak trzeźwiejący alkoholik, żylibyśmy naprawdę dużo lepiej. Tu się nikogo nie przekupuje, żeby powiedział, że jestem trzeźwy, bo tu sam za siebie odpowiadam - dodaje.
Rosnącym problemem według GTA jest biurokracja i zmuszanie ludzi, by chodzili „od drzwi do drzwi”. To utrudnia życie całemu społeczeństwu, a szczególnie chorym potrzebującym leczenia. Bywa, że ktoś dostaje skierowanie na „detoks” za 3 miesiące.
- Za 3 miesiące to on może już dawno dobrze się na cmentarzu „zagrzać” - ucina Tadeusz. Ważne jest, zatem to, by wykorzystać tę chęć, którą zbierze w sobie alkoholik. Reakcja powinna być natychmiastowa a bywa, że jej często brakuje. GTA wie o tym najlepiej. Wszyscy dobrze orientują się, co dzieje się w Polsce, ale np. pan Janek mówi, że zdaje się raczej na siebie, a nie na to, co tam „na górze” wymyślą. Wszystkim brakuje tego spokoju politycznego i stwierdzają, że istnieją tylko ci politycy, co się kłócą, natomiast ten, kto siedzi cicho, niestety, nie istnieje. Kiedy wchodzimy na temat kłótni polityków o numer, jaki powinien być po literach „RP”, to mówią, że to jest bez sensu i nie ważny jest numer RP, ale to by żyło się lepiej.
- Oni (politycy - przyp. aut.) tak obiecują nam dobrobyt jak my żonom, że będziemy trzeźwi, (kiedy jeszcze piliśmy) - podnosi głos Tadeusz. Poza sporami wskazują również uwagę na to, jak wiele jest dziwnych zjawisk. Podają przykład, w którym z jednej strony państwo czerpie ogromne zyski ze sprzedaży alkoholu i sklepy są zaraz przy szkołach, a z drugiej twierdzi, że należy z alkoholizmem walczyć. Tymczasem późniejsza kuracja odwykowa kosztuje więcej, a to potwierdza tezę, że lepiej zapobiegać niż leczyć. Wszyscy podkreślają, że w Polsce zmieniło się na gorsze, jeśli chodzi np. o dostępność alkoholu. - To decyzje polityków mają ogromny wpływ na to, jak wygląda dziś nasze społeczeństwo, bo dziś można by założyć partię alkoholików, która ma kilka milionów członków - przekonują. Franek podaje przykład Szwecji, w której poradzono sobie z tym problemem wprowadzając obostrzenia w sprzedaży alkoholu i dziś nikt nie narzeka. W tym miejscu Tadeusz zadaje pytanie: A jak wygląda Sejm RP?
Dobro i zło, knajpa i kaplica! - Jeszcze basen, czyściec - wtóruje mu Bogdan. Wszyscy ubolewają nad tym, że wielu polityków nie szanuje siebie, a tym samym społeczeństwa, z którego ramienia tę władzę sprawują. Temperatura rozmowy znów się podnosi. Na pytanie jak się czują, gdy po rozwiązaniu parlamentu wielu posłów, którzy nie zostali ponownie wybrani, wzięło po kilkanaście tysięcy złotych odprawy, rzucają na nich gromy. Nadchodzi pora, by znów rzucić coś ”łysemu dziadkowi”. Pan Janek żartuje, że wrzuci, ale w zamian wyrwie mu ostatniego włosa. Śmieją się, że jak trzeba się na coś złożyć to klną specjalnie, żeby uzbierać szybciej.
Zacząć zmiany od siebie
Rozluźniamy atmosferę i wchodzimy na temat Euro 2012 i tu niestety spotykam się z mało optymistycznymi nastrojami. Pojawia się jednak wśród nich nadzieja i zgodność, że będzie lepiej i wszystko da się zrobić jak zmianę zaczniemy od siebie. - To musi być osobista decyzja każdego człowieka, bo nikogo na siłę nie można do niczego zmusić - przekonują.
Są żywym przykładem ludzi, którzy walczą ze swoim nałogiem i pokazują, że można wygrać.
Pan Marek zarządza przerwę na papierosa. Po kilku minutach wszyscy wracają. Rozchodzą się dopiero późnym wieczorem. Chociaż po wyjściu na zewnątrz w każdego uderza przeraźliwe zimno wszyscy są zadowoleni, że mogli tu być. Mają nadzieję, że za tydzień znów się spotkają… w komplecie.