WzM 10 Bite Club 6 rozdział PL


Rozdział 6

*Rzeczy napisane kursywą w nawiasach to wyjaśnienia dotyczące nazw własnych, wyrażeń itp. mające pomóc w zrozumieniu kontekstu danej wypowiedzi

Drabina nadal była na miejscu, kiedy wróciła do domu. Myrnin, w typowy dla Myrnina sposób odprowadził ją do podstawy drabiny, a do czasu kiedy wspięła się trzy stopnie i spojrzała w tył, nie było go. Oczywiście. Podciągnęła się w górę ku reszcie drogi, ostrożnie, próbując nie zauważać tego, jak drabina drżała i kołysała się dookoła kiedy przesuwała swój ciężar.

Osiągnięcie otwartego okna było ogromną ulgą, a ona wślizgnęła się przez nie i wylądowała z niezrównoważonym uderzeniem na podłogę. Na zewnątrz było nadal ciemno, ale nie na jeszcze dłużej niż półtorej godziny, max, z jej rzucenia okiem na jaskrawy cyfrowy zegar na stoliku nocnym.

Boże, to było okropne. Po prostu kiedy pomyślała, że rzeczy w Morganville mogą się ustabilizować, tylko trochę… teraz Bishop znowu był na wolności. Był już raz tak przerażająco bliski doprowadzenia tego wszystkiego do upadku; mniemał że Amelie i każdy w mieście jest jego prawowitą własnością. Jego zabawkami.

Cokolwiek by zrobił tym razem, teraz był naprawdę wściekły… Myrnin miał rację. Claire nie była tą, która krzyczała za zabiciem kogokolwiek, ale dla Bishopa, zrobiłaby wyjątek. Musiał zginąć, szybko.

Czemu nadal tu był? Czemu w pierwszej kolejności nie zwiał z Morganville?

Zemsta. Był rodzajem tego, kto dla niej żył. I co Jason powiedział o tym, co Bishop powiedział do Śmierdzącego Douga? Myślałeś, że możesz mnie przestraszyć?

Jak zwyczajny człowiek mógł kiedykolwiek mieć nadzieję aby przestraszyć Bishopa wystarczająco aby przyciągnąć jego całkowitą, osobistą uwagę, w szerokim dziennym świetle w publicznym miejscu?

Doug miał coś. Z pewnością krew, to było wystarczająco złe, ale miał inne rzeczy. Papiery. Bishop je zabrał.

Doug szantażował Bishopa. Nie tylko Bishopa, pomyślała, ponieważ Bishop nie mógł być sam na wolności. Został już złapany.

Claire opadła na łóżko opierając na chwilę swoją głowę na rękach a potem zaczęła rozwiązywać swoje buty.

Wtem usłyszała coś.

Głosy. Niskie głosy nadchodzące z korytarza. Prawdopodobnie Michael mówiący do Shane'a albo Eve… ale to nie w jakiś sposób tak nie brzmiało.

Zdjęła swoje buty i podeszła w skarpetkach do drzwi. Nie były zamknięte; prawie nigdy ich nie zamykała. Gałka w jej ręce była zimna, ale z łatwością się obróciła, a ona przyhamowała póki nie było wąskiej rysy światła wpadającego z korytarza, a ona mogła zobaczyć…

Nic. Żadnego śladu kogokolwiek w korytarzu. Szerzej otwarła drzwi, powoli i przesunęła się na kraniec. To jest głupie. To mój własny dom. Powinnam być w stanie po prostu pójść tam…

Z wyjątkiem tego, że to nie wydawało się takie. Zdała sobie sprawę, że był to sam dom. Dom Glassów zawsze był trochę żywy, a teraz wydawał się po prostu… niespokojny. Może zmartwiony. A to sprawiało, że poruszała się cicho i ostrożnie.

Głosy były stłumione, ale dochodziły z końca korytarza.

Z pokoju Shane'a.

Może ogląda telewizję. Ale zazwyczaj nie oglądał telewizji. Przypuszczała, że mógł ją włączyć i zasnąć, ale… nie, była prawie pewna, że jeden z tych głosów był Shane'a.

A drugi dziewczyny.

A potem dziewczyna zaśmiała się. I nie był to przyjazny śmiech; to był nisko-gardłowy, dokuczliwy śmiech, flirtujący śmiech.

O cholera, nie, to nie miało się stać.

Widząc czerwień Claire zacisnęła zęby i chwyciła klamkę od drzwi, wpatrując się w zardzewiały metal znaku, że osoba naruszająca cudze prawo zostanie zastrzelona, który Shane przybił gwoździem do swoich drzwi.

Nie zamierzała skorzystać z tej pozycji leżącej. Albo wcale.

SHANE

Nie mogłem spać po Michaelu, zepsutym kontrolerze i Claire. Czułem się taki nerwowy, dziwny i podminowany, jakbym wypił jakieś piętnaście kubków kawy i popił je Red Bull'em. Niezbyt dobre uczucie. Spróbowałem słuchawek, ale wybuchowa prędkość metalu przez moją czaszkę też nie pomogła. Mam ciężki worek w piwnicy i mógłbym zejść tam na dół aby pozbyć się przez pracę jakieś frustracji, ale to wydawało się złą rzeczą. Po prostu… złą.

W końcu wstałem i grasowałem po domu. Michael nadal nie spał brzdękając swoją gitarą na dole. To zazwyczaj było fajne - lubiłem jego muzykę, zawsze lubiłem - ale dzisiaj chciałem żeby się po prostu zamknął. Nie chciałem żeby mi przypominano o nim, o posiadaniu wampira mieszkającego kilka stóp dalej i udającego uchodzenie za człowieka. Niedawno nie martwiło mnie to tak bardzo, ale teraz cały ten dyskomfort powrócił zawzięcie.

Pomyślałem, że usłyszałem szepty dochodzące z pokoju Claire, ale były słabe a moje uszy nadal brzęczały od słuchawek. Pomyślałem o niej, a następną rzeczą jaką wiedziałem, że chciałem… Cóż, jestem facetem. Wiecie, czego chciałem. Gdyby nie spała, może czuła się w ten sam sposób.

Może bycie razem tak blisko sprawiło by, że oboje poczulibyśmy się mniej… uwięzieni.

Zapukałem, w cichy sposób, w który zawsze tak robiłem i może wyobraziłem sobie to, bo w ogóle nie było tam żadnych dźwięków, niczego. Śpi, powiedziałem sobie. Wyluzuj. Idź wziąć zimny prysznic. Albo mógłbym popracować moimi bolącymi pięściami przeciwko ciężkiemu workowi; to zrobiłoby tą samą rzecz - wyczerpało mnie, odsączyło adrenalinę z mojego nadpobudliwego ciała.

Zamiast tego wróciłem do wędrowania po domu.

Nie wiem kiedy dokładnie zauważyłem drabinę; prawdopodobnie około dwóch godzin później. Powędrowałem na dół do kuchni aby zrobić sobie kanapkę. Michael zakończył swoją próbę i poszedł do góry do łóżka, więc miałem ciemność i cienie dla siebie. Pomyślałem o poćwiczeniu na rewanż na Dead Rising (Dead Rising - gra akcji wydana 8 sierpnia 2006 roku na konsolę Xbox 360. W grze przejmujemy kontrolę nad fotografem prasowym - Frankiem Westem, którego zadaniem jest docieranie do ocalałych ludzi w niewielkim miasteczku, które opanowały zombie - przypuszczenie tłumacza), ale nawet to nie miało żadnego uroku.

Kiedy wracając mijałem okno zobaczyłem migot srebra na zewnątrz, gdzie nie powinno go być. Cofnąłem się i, cholera, była tam drabina opierająca się o bok domu. Duża, srebrna drabina, która nie należała do nas.

Wpatrywałem się w nią przez kilka sekund, potem zdałem sobie sprawę, że opierała się do okna Claire, a mój żołądek stał się zimny i skręcony i pobiegłem na górę schodami, po trzy, wzdłuż korytarzem i otwarłem jej drzwi, gotowy aby zaatakować cokolwiek było w jej pokoju, gotowy żeby zabić albo zginąć a…

… a jej tam nie było. Nikogo tam nie było. Jej łóżko było w nieładzie , ale kiedy dotknąłem materaca, był zimny. Poszła na chwilę.

Drabina. Otwarte okno. Próbowałem wyobrazić sobie Claire będącą porwaną bez wydania dźwięku i po prostu nie mogłem. Znalazłaby sposób by spaść z drabiny, jeśli nic innego, albo walnąć nią o dom.

To wszystko stało się tak cicho, że musiała to zrobić sama, celowo.

Wyszła i poszła bez mówienia nawet mi. Pomyślałem, że prawdopodobnie z jakimś wampirem; za bardzo im ufała. Po prostu nie miała tego instynktu, z którym miejscowi z Morganville dorastali, aby zawsze nie ufać każdemu.

Jeśli to był ten dupek (oryginał brzmiał „ass hat” czyli osoba, której zachowanie wyświetla taką ignorancję i nienawiść, że chciałbyś sprawić, żeby nosili swój własny tyłek jako kapelusz; jest to synonim słowa dupek, idiota i innych tego typu wulgaryzmów - przypuszczenie tłumacza) Myrnin, który wywabił ją w środku nocy, będę musiał go skrzywdzić. Wystarczająco źle, że działał, jakby była jego własnością, kiedy była w jego laboratorium, ale do diabła jeśli przyszedł tu, do naszego domu i wyciągnął moją dziewczynę w grube ciemności, z kto wie jakiego szalonego powodu.

Nie widziała go w ten sposób, ale Myrnin nadal był facetem. Starym, samotnym facetem. Widziałem go patrzącego na nią i może to był po prostu sentyment i może to było coś innego - zgodnego z prawdą, od czasu do czasu zastanawiałem się nad tym i nad nim i nią. Czasami sprawiało to, że chciałem owinąć moje ręce naokoło jego szyi, ale nie zrobiłem tego. Jeszcze. Nie wierzyłem, że Claire miała jakiekolwiek pojęcie o tym, że Myrnin w ogóle coś do niej czuł.

Dla dobra Claire ukrywałem wiele tego, co czułem do jej szefa, ale ostatnio zaczęło to trochę wychodzić na jaw. A Myrnin nie za bardzo mnie lubił, też to widziałem w jego oczach, zwłaszcza, kiedy znalazł nas razem w swoim laboratorium. Myrnin był terytorialny; tak jak ja. Claire by się to nie spodobało, ale to było faktem.

A jeśli Myrnin zabrał ją gdzieś, z mojego terytorium… jeśli zrobił jej coś… Cóż. Zamierzałem wylać trochę szalonej wampirzej krwi. Może dużo jej.

Usiadłem w ciemności i wpatrywałem się w drabinę przez długi, długi czas zanim poszedłem z powrotem do mojego pokoju, z powrotem wetknąłem słuchawki, włączyłem telewizję na jakiś bezmózgi, migoczący program i pogrążyłem się w myślach, bo teraz nie było już nic innego do robienia.

Kiedy znowu otwarłem oczy, na moim łóżku siedziała wymarzona dziewczyna.

Wiedziałem, że była to wymarzona dziewczyna, bo nie poczułem alarmu na jej widok; to było tak, jakby powinna tam być, więc nie było powodu aby wystraszyć się albo myśleć, że to było dziwne. Była też piękna, w całkowicie inny sposób niż Claire: długie blond włosy, które zmarszczone w grube fale dookoła jej twarzy w kształcie serca, całe w ten sposób aż do pleców. Mała, ale z dużą osobowością; jej uśmiech był jak poranny wschód słońca, a oczy miała w kolorze letniego nieba. I, tak, okej, sprawdziłem ją. Była warta sprawdzenia - zaokrąglenia kobiecego ciała, ładne, we wszystkich właściwych miejscach. Nie chuderlawa modelka, ale prawdziwa seksowna dziewczyna.

Po kilku sekundach podziwiania wszystkich tych bujności dotarło do mnie, że nie powinienem czuć tego przyciągania do wampira. Bo oczywiście była wampirem. Na sto procent. Pomyślelibyście, że jeśli chciałbym wcześniej przyłożyć kilkoro wampirów przez ścianę, włączając mojego własnego, najlepszego przyjaciela, czułbym się w ten sam sposób do niej, ale nie czułem. Podobała mi się.

Po prostu mi się to podobało.

I w jakimś sensie rozpoznałem ją w daleki sposób. Jakbym widział ją wcześniej albo ją wcześniej znał. Ale nie czułem się też zmuszony do docieknięcia tego.

- Byłeś dzisiaj imponujący. - powiedziała. Nawet jej głos brzmiał jak sen, jak jeden z tych głosów, który słyszysz w szeptach, który zostawia cię czującym ciepłym i spokojnym, kiedy się budzisz. - Wiesz, że Vassily był zaskoczony. Nigdy nie miał człowieka, który dotknął go w walce, nie mówiąc już o położeniu go na matę. Myślę, że był tak samo pod wrażeniem jak i zirytowany.

- Dzięki. - powiedziałem. Uśmiechałem się do niej i to wydawało się dobre. - To wydawało się fajne, wbicie mu kołka.

- To było przyjemne do oglądania. Jesteś tak bardzo… porządny. - Spojrzała na mnie przez obniżone rzęsy, a moje serce prawie się zatrzymało. Po prosu miała ten rodzaj prezencji i siły. Jak sen. Oczywiście była snem. Musiała być. Co każde kilka minut, jedna z tych reklam linii erotycznych leciała w telewizji. Prawdopodobnie z tego wzięła się w moim mózgu, a wampirzą obsesję zdawałem się rozwijać. Nawet głos brzmiał jak coś, za co zapłaciłbyś pieniądze aby słyszeć pomruki swojego imienia. - Vassily powiedział to wcześniej, ale chciał żebym wyraziła osobiste zaproszenie dla ciebie aby przystąpić do jego ekskluzywnej grupy sparingu (sparing - walka treningowa lub kontrolna w celu sprawdzenia formy zawodnika - przypuszczenie tłumacza). Ale nie możesz nikomu powiedzieć czy zdecydujesz się przystąpić czy nie. W ten sposób to jest bardziej zabawne. Widzisz, nasz sekret.

- Zabawne, - odpowiedziałem echem. - Jesteś w niej?

- Tylko jako widz. - powiedziała i znowu się uśmiechnęła powolnym, niegodziwym obszarem tych wilgotnych, pełnych ust. - Jestem kochanką, nie zawodniczką, Shane. Mimo tego, jestem prawie pewna, że ty jesteś oboma.

Poczułem gorąco dookoła i, tak, znowu, jestem facetem - nie osądzajcie. Kocham Claire, tak, ale to był sen. I ponadto Claire właśnie porzuciła mnie aby samej uciec, kiedy jej potrzebowałem.

Próbowałem myśleć o Claire, ale perfum w powietrzu był tak silny, tak słodki, a ja prawie mogłem poczuć jak dobrze byłoby pogrążyć się w tym śnie, pozwolić mu mnie zabrać…

- Myślę, że czas już na mnie żebym wyszła, - powiedziała Wymarzona Dziewczyna, a ja poczułem zimne muśnięcie jej ust na moim policzku. Sprawił, że zadrżałem dookoła. Zaśmiała się, nisko w swoim gardle. - Pomyśl o mojej propozycji, słodki chłopcze. Porozmawiam wkrótce z tobą.

- Kiedy?

- Kiedy przyjdziesz do nowej grupy. - wyszeptała i położyła swoje koniuszki palców na moich ustach. - Teraz cicho. Ktoś tu jest.

Najlepszy sen kiedykolwiek.

Dopóki nie otwarły się drzwi.

###

Wewnątrz pokoju Shane powiedział, - Kiedy? - a Claire po prostu nie mogła tego w ogóle znieść.

Otworzyła drzwi z taką siłą, że uderzyły w ścianę i prawie uderzyły w nią odmachując z powrotem.

Była plama ruchu, zbyt szybkiego dla jej oczu aby śledzić i trzepot zasłon na oknie, a kiedy mrugnęła, Shane siedział samotnie na swoim łóżku ze słuchawkami wyglądając na oszołomionego. Chwycił pilota przerzucając kanały w telewizji poruszając się jak lunatyk.

- Shane?

Spojrzał na nią w górę z twarzą skąpaną w bladym, niebieskim świetle i przez chwilę, ani trochę nie wyglądał jak Shane, którego znała.

Potem spojrzał znowu prosto na ekran, kiedy znowu wpakował słuchawki.

- Hej. Myślałem, że spałaś. - powiedział. - Potem znowu sprawdziłem i cię nie było.

Całe jej sprawiedliwe oburzenie przeobraziło się w zakłopotanie. Zamierzała go oskarżyć, nie na odwrót.. ale teraz, nie była już pewna, co właściwie widziała. Plamę. To mogło być migoczące światło telewizora połączone z wiatrem powiewającym zasłony na oknie. A głosy… głosy też mogły być telewizorem.

Ale ona, z drugiej strony niezaprzeczalnie wymknęła się, w środku nocy, bez powiedzenia mu.

- Pod twoim oknem była drabina. - kontynuował. - A jeśli nie planowałaś robić późno-nocnego malowania domu, nie wiem czemu byłabyś tam na zewnątrz wspinając się po drabinie. O ile wiem, drzwi frontowe są doskonale dobre jeśli chcesz wyjść.

- Musiałam… ja nie… - to było śmieszne. Nie przyszła tu by być skonfrontowana. - Kto był tutaj z tobą? Słyszałam ją mówiącą do ciebie.

Shane podniósł swoje brwi i spojrzał z powrotem na telewizor, gdzie leżała kobieta w skąpej bieliźnie, rozmawiając przez telefon i przymykając oczy na kamerę. Coś z rodzaju reklamy seksu przez telefon. - Masz na myśli ją? Pojawia się pięć razy na godzinę. Czasami nawet puszczają reklamy jedna za drugą.

- Nie, mam na myśli… - Co ona miała na myśli? Jak to wszystko potoczyło się tak źle, tak szybko? - Mam na myśli, że była tu dziewczyna. Wampirzyca. - To musiał być wampir żeby się tak szybko poruszać.

Shane potrząsnął głową. - Żartujesz, prawda? Wiesz, co o nich myślę. I nie jestem gruchotem z kłami.

- Powiedziałeś, że przestaniesz tak mówić. Oczywiście ze względu na Eve. I Michaela.

- Tak, cóż, nikogo tu nie ma oprócz nas oddychających. Albo to jest coś, czego też nie mogę powiedzieć?

Traciła wątek tego wszystkiego. Wszystko to się sypało, jak sen o świcie. - Shane, widziałam ją. Myślałam…

- Tak, - powiedział. - Pomyślałem to samo, kiedy cię nie było bez powiedzenia do mnie słowa. Po prostu bądź ze mną szczera, okej? Czy to Myrnin?

Była oniemiała, absolutnie oniemiała. Z jednego powodu, nie mogła o tym kłamać.. to był Myrnin, który pojawił się w jej pokoju w środku nocy. A ona uciekła z nim. A teraz, niewytłumaczalnie, też czuła się za to winna. Mogła poczuć zdradziecki płomień na swoich policzkach, ale słowa po prostu nie wydobyłyby się aby ją ocalić.

Twarz Shane'a stała się nieruchoma i zimna. - Tak. Właśnie o tym myślałem.

- Shane, ja…

- Morganville cię zmienia, - powiedział. - Bałaś się ich, ale im więcej z nim jesteś, tym bardziej myślisz, że wampiry mogą być twoimi przyjaciółmi. Nie są. Nie mogą być. Są farmerami. My jesteśmy bydłem.

Skąd do diabła to dochodziło? Wiedziała, co czuł do wampirów, do Morganville, ale to wszystko wydawało się… takie ostre. Tak gorzkie. - Jesteśmy tutaj, - powiedziała. - Musimy jak najlepiej to wykorzystać, póki nie będziemy mogli odejść. Sam tak powiedziałeś.

Shane potrząsnął głową, nadal nie patrząc na nią. Teraz wyglądał na wynędzniałego, i trochę wystraszonego. - Muszę cię z tego miejsca wydostać zanim będzie za późno. Powinienem to zrobić zanim bariery z powrotem zostały podniesione dookoła miasta, ale teraz… teraz będzie trudniej. Chociaż to zrobię. Nie możesz już tu być.

- Shane, o czym ty mówisz? Co sprawia, że myślisz, że chcę teraz wyjechać?

Nagle jego skupienie zmieniło się a ona poczuła zimno i gorąco dookoła w namiętności i intensywności w jego oczach. - Dlaczego nie chciałabyś wyjechać? Z jego powodu? Myrnina?

- Nie! - Teraz poczuła się przerażona, całkowicie poza kontrolą. Nie poszło o coś takiego, o czym myślała. - Boże, Shane, jesteś zazdrosny?

- A muszę być? Ponieważ uciekasz z nim w środku nocy, Claire.

- Ja.. ale to nie było…

Odwrócił się. - Po prostu idź, Claire. Nie mogę teraz rozmawiać.

Poczuła, że łzy tryskają jej z oczu, łzy gniewu i zwykłej, szalonej frustracji. Nie miało znaczenia co teraz powie. Shane po prostu ją teraz zamknął, tak faktycznie jakby zatrzasnął pomiędzy nimi drzwi.

Kiedy patrzyła, wyłączył telewizor, naciągnął koc i przewrócił się na bok.

Z dala od niej.

- Shane, - wyszeptała.

Żadnej odpowiedzi.

Nie mogła tego zrobić - nie mogła. Może byłoby lepiej aby tam zostać, opowiedzieć mu wszystko, ale poczuła się uwięziona. Czuła jakby nie mogła oddychać i po prostu chciała… chciała…

Chciała się wydostać.

Claire nawet nie podjęła świadomej decyzji aby pobiec, ale podjęła - aby wyjść, do swojego pokoju, trzaskając i zamykając drzwi za sobą.

A potem przykucnęła oparta o drzwi, owinęła ręce dookoła siebie i płakała jakby jej serce było złamane.

Które, w rzeczywistości, było.



Wyszukiwarka

Podobne podstrony:

więcej podobnych podstron