PROBLEM ŚMIERCI W ŻYCIU DZIECKA
Danuta Ziemniewska
Zapewne każdy z nas przeżył śmierć bliskiej mu osoby: członka rodziny, przyjaciela, sąsiada. W tych smutnych chwilach skupiamy się na swoim bólu i cierpieniu po stracie kogoś bliskiego, myślimy o sobie. Przejmujemy się , co będzie dalej z naszym życiem, czy życiem bliskich zmarłemu osób. Często nie bierzemy pod uwagę tego, że małe dzieci również przeżywają tę śmierć na swój dziecięcy sposób. Wydaje nam się, że trzylatek w ogóle nie rozumie co się dzieje, że go to nie interesuje. Przekonałam się osobiście, w jakim wielkim byłam błędzie. Dane mi było obserwować zachowanie mojego (wówczas) czteroletniego wnuka podczas Mszy Świętej i uroczystości pogrzebowej jego pradziadka ze strony ojca. Pomimo zaangażowania emocjonalnego, wiele uwagi poświęciłam ukochanemu wnukowi (opiekowałam się nim podczas pogrzebu).
Wiedziałam, że w pogrzebie uczestniczy po raz pierwszy w życiu.
Przedstawię zatem swoje spostrzeżenia.
W kościele zachowywał się w miarę spokojnie, trochę się kręcił, wydawało się, że nie słucha księdza. Czasami próbował coś zaśpiewać, kopał ławkę. Zainteresowanie jego wzbudziła komunia święta. Pytał dlaczego ludzie podchodzą, co to jest komunia, dlaczego nie jest kwadratowa, tylko okrągła itp. Na cmentarzu obserwował pilnie, jak przebiega pogrzeb. O nic nie pytał. Po pogrzebie zabrałam go do swojego domu i tu dopiero nastąpiło zaskoczenie. Z ogromnym bólem i przejęciem w głosie poinformował domowników o tym, że dziadek Franek jest już trupem, i że zakopali go do dołu. Po czym „rozwiązał się worek z pytaniami”:
Dlaczego ksiądz w kościele powiedział - módlmy się za zmarłego Franciszka - przecież dziadek ma na imię Franek.
Dlaczego dziadek umarł? (odpowiedź: bo był chory).
Przecież był w szpitalu, to go leczyli (odpowiedź: ale twój dziadek był już bardzo stary i chory na wiele chorób jednocześnie, a lekarze nie mieli takiego lekarstwa, żeby go wyleczyć).
To dlaczego nie kupili takiego dobrego lekarstwa na wszystkie choroby?
Dlaczego dziadek miał garnitur?
Dlaczego zamykali trumnę śrubami?
Jak głęboki był dół?
A czy zostało jeszcze wolne miejsce po bokach, jak wpuścili trumnę?
Dlaczego umarłego trzeba zakopywać do dołu?
Mama mi mówiła, że dziadka przysypią ziemią, a oni wcale nie sypali ziemi, tylko położyli blachę i na to kwiaty - to co? Ziemię będą sypali na kwiaty?
(tu długie tłumaczenie, że najpierw kładą płytę, a na niej kwiaty, bo zasypywanie grobu trwa bardzo długo, więc jak wszyscy już pójdą, to kwiaty się ściąga i dopiero wtedy zasypuje się dół ziemią)
Późnym wieczorem pytanie, czy już skończyli zasypywać dziadka Franka.
Mama mówiła mi, że teraz dziadek pójdzie do nieba - nie wiedziałem, że ziemia prowadzi do nieba!
I po raz kolejny : dlaczego dziadek umarł?
Po co im były te sznury do trumny?
A jak dziadek teraz wyjdzie, jak jest przysypany ziemią?
Ja nie chcę, żeby dziadek był trupem.
Co to znaczy umrzeć?
Dlaczego wszyscy płakali?
Przytoczone przeze mnie (niektóre) pytania świadczą o tym, że dziecko wbrew pozorom obojętności przeżywało sytuację pogrzebu bardzo głęboko. Starałam się w prosty sposób odpowiedzieć na jego pytania. Pokazałam mu zdjęcia z innych pogrzebów i tłumaczyłam, że jeżeli ktoś jest bardzo chory i wszystko go okropnie boli, to jak umrze jest mu lepiej, bo już nie musi cierpieć.
Obserwacja wnuka skłoniła mnie do przestudiowania literatury dotyczącej problemu śmierci. Na jej podstawie mogę powiedzieć, iż dzieci rzadko przeżywają śmierć kogoś bliskiego bezpośrednio, gdyż większość ludzi umiera obecnie w szpitalu, z daleka od życia rodzinnego. Ponieważ śmierć została wykluczona z naszych domów, dzieci nie mają do niej żadnego stosunku, gdyż to nie dzieje się w ich otoczeniu - tam gdzie zdobywają doświadczenia życiowe. Tylko ze słyszenia dowiadują się (i to nie zawsze), co znaczy umieranie i śmierć. Gdy babcia czy dziadek odchodzą nagle, są nieprzygotowane do konfrontacji ze śmiercią. Tym istotniejsze jest, żeby dzieci dowiadywały się wcześnie nie tylko o narodzinach, ale również o śmierci i umieraniu, o kresie każdego życia. Pretekstem do takiej rozmowy może być „odejście” kogoś z sąsiedztwa, albo spacer po cmentarzu, czytanie nekrologów, opowiadanie jakiejś historii o umieraniu (np. baśń Andersena „Dziewczynka z zapałkami”).
Jeśli jesteśmy wierzącymi, to tłumaczymy dzieciom sens słów świętego Pawła: „Życie nasze zmienia się, ale się nie kończy”; „Nikt z nas nie żyje dla siebie i nikt nie umiera dla siebie”.
Na małych dzieciach (wbrew pozorom obojętności) wywierają wrażenie okoliczności towarzyszące śmierci: łzy członków rodziny, ciemne ubrania, rytuał pogrzebu. Zaraz potem- pozornie niewzruszone i bez żalu przechodzą do spraw codziennych.
Dzieci starsze, które mają już obraz rozstania, straty i pożegnania, często nie potrafią okazać swojego żalu. Zamykają się, próbują same uporać się ze smutkiem. Strata ukochanego człowieka jest jednym z najboleśniejszych doświadczeń. Nie jest prawdą, że dzieci szybko i bezboleśnie przechodzą do porządku dziennego nad faktem śmierci. Dziecięce zmartwienia mają długi żywot, a tęsknota za zmarłym trwa równie długo, jak i u dorosłych.
POMÓŻMY zatem dzieciom, traktując ich żałobę równie poważnie, jak swoją. Podchodźmy do dzieci ze szczególną miłością i uwagą, troszcząc się o ich poczucie bezpieczeństwa, nie tracąc ich z oczu pod wpływem własnego cierpienia. Okażmy zaangażowanie w ich sprawy. Nie ukrywajmy własnego smutku, by „oszczędzać” dzieci, one i tak czują co się dzieje z rodzicami i nie są w stanie pojąć, dlaczego ukrywa się przed nimi łzy i żal, dlaczego robi się z tego tajemnicę.
Wytłumaczmy dzieciom, że strata bliskiej osoby nie oznacza, że ta osoba przestaje istnieć - przecież można o niej myśleć, wspominać wspólne przeżycia, oglądać zdjęcia i nagrania, rozmawiać o zmarłym.
Wierząc w życie po śmierci, potrafimy znaleźć w tej wierze pocieszenie, przekazujmy je zatem dzieciom. Gdy dzieci się modlą, ukochany człowiek nie znika całkiem z tego świata, myślą o nim z uczuciem.
Wiele dzieci odczuwa strach: „Jeśli umarła babcia, to rodzice też mogą umrzeć”! Słuchajmy zatem uważnie, kiedy dzieci mówią nam o swoich lękach, wczuwajmy się w ich troski i uczestniczmy w nich. Zachęcajmy dzieci do stawiania pytań i odpowiadajmy na nie szczerze, w miarę precyzyjnie i z wyczuciem. Nie dopuszczajmy do tego, by u dziecka zrodziło się poczucie winy, że to przez niego stało się nieszczęście - a zdarza się , że dorośli mówią do dziecka: „przestań hałasować, bo jak nie to umrę” itp.
Kiedy umiera ukochane stworzenie: pies, kot, świnka morska, to dla dziecka znaczy tyle, jakby odszedł członek rodziny. Przecież to zwierzątko było ich ulubieńcem, obiektem wielkich uczuć. Gdy stworzenie odchodzi, zostaje ogromna pustka. Tracąc swoje zwierzątko, dziecko doświadcza, często po raz pierwszy, co oznacza „martwy” czy „zmarły”. Zaczyna boleśnie pojmować, co to znaczy, że życie się kończy.
Każde dziecko przeżywa żal na swój własny sposób. Jedno sztywnieje, izoluje się i chce mieć spokój, chce tylko patrzeć przez okno. Kontemplować stratę, ból i smutek. Inne reaguje gniewem, ma pretensje do siebie i innych, np.: „To moja wina, że pies nie żyje, bo zapomniałem go nakarmić”. Jeszcze inne dziecko szuka z kolei nowych zajęć, odprężenia, wyciąga zabawki, których do tej pory nie ruszało i bawi się nimi godzinami.
Możemy dziecku pomóc poprzez urządzenie zwierzęciu pochówka. Taka uroczystość sprawia, że dziecko może świadomie pożegnać się i w czasie rytuału przeżyć swoje uczucia: pogodzić się ze śmiercią, zaakceptować ból towarzyszący rozstaniu i zrozumieć, że przyjaciela już nie ma. Pozwalamy dziecku na spokojne przeżycie żalu i okazujemy wiele zrozumienia dla jego uczuć, nie denerwujemy go mówiąc, że nie powinien płakać, że szybko o wszystkim zapomni. Szczerze i otwarcie rozmawiajmy z dzieckiem o tym, co się stało, mówmy mu prawdę - nawet jeśli rzeczywistość wyda mu się okrutna, to i tak nie jest ona gorsza od poczucia zagubienia, niejasnych wyobrażeń, które wywołują lęk.
Odwracanie uwagi różnymi propozycjami, rzadko kiedy pomaga. Lepiej jest porozmawiać o uczuciu straty, o bólu rozstania. Nie czyńmy uwag typu „To przecież tylko zwierzę”, kiedy dziecko okazuje przygnębienie. Nie próbujmy hamować tego procesu na siłę: „Dosyć już tego żalu, weź się w garść”! Pozwólmy dzieciom wypłakać się, bo przecież płacz przynosi ulgę.
Strata jest faktem, nie da się nic zmienić, dlatego nie powinno się sprawiać od razu na pocieszenie zastępczego zwierzaka. Każde zwierzę jest jedyne w swoim rodzaju i nie do zastąpienia. Dobrze jest wspólnie zastanowić się, czy i kiedy nowy zwierz ma się pojawić - często spojrzenie w przyszłość pomaga dzieciom. Oglądajmy zdjęcia, rozmawiajmy o wspólnych przeżyciach związanych z utraconym zwierzęciem.
Bogatsza o wiedzę zaczerpniętą z literatury, a przede wszystkim z książki Cornelii Nitsch „Bajki pomagają dzieciom”, z pewnością pomogę dzieciom - tak w domu, jak i w przedszkolu. Teraz już wiem, jak je wspierać w trudnych chwilach - chwilach największych tragedii związanych ze śmiercią.
1