Rozdział 29(1)


Rozdział 29

Lucan sądził, że zna głów. Sądził, że zna furię i desperację - i pożądanie - ale wszystko, czego wcześniej doświadczył, wydało mu się jedynie cieniem uczuć, kiedy patrzył w brązowe oczy Gabrielle.

Jego zmysły zalewał uwodzicielski zapachach jaśminu wydzielany przez jej krew. A źródło rozkoszy znajdowało się niebezpiecznie blisko jego ust. Błyszcząca czerwień, gęsta jak miód, szkarłatny strumień wypływający z małej rany, którą sama sobie zadała.

- Kocham cię. - Jej cichy głos przebił się [rzez ogłuszające uderzenia jego serca. - Kocham cię bez względu na to, czy wiąże nas krew czy nie.

Nie mógł mówić, nie wiedział nawet, co mógłby jej powiedzieć, gdyby tylko słowa przeszły przez zaciśnięte gardło. Z groźnym pomrukiem odepchnął ją od siebie. Ale jego mroczna natura nalegała, by uczynił ją swoją w ten ostateczny, nieodwracalny sposób.

Gabrielle upadła na łóżko, luźno związany szlafrok ledwie zakrywał jej nagość. Na rękawie i klapach widział jaskrawoczerwone plamki. Na udzie miała rozmazaną krew - szkarłatna smuga na brzoskwiniowo kremowej skórze.

Boże, jak bardzo pragnął przyciągnąć usta do tej jedwabistej skóry. Jej skóry.

- Nie.

To słowo wyrwało się z jego ust. Wnętrzności zacisnęły się boleśnie, kiedy spróbował się odwrócić. Kolana ugięły się pod nim. Leżała tam i krwawiła, niczym ofiara na ołtarzu.

Upadł na dywan, zgarbił się, walcząc z potrzebą, jakiej nigdy wcześniej nie zaznał. Ona go zabijała, ta tęsknota za nią, ten ból, kiedy wyobrażał ją sobie z innym mężczyzną.

I ten głód.

Zawsze było mu się trudno powstrzymać, ale teraz, gdy czuł zapach jej krwi, po prostu oszalał.

- Lucanie…

Widział, że poruszyła się na łóżku. Słyszał odgłos jej stóp na dywanie, a potem w polu jego widzenia pojawiły się paznokcie u nóg pomalowane na różowo, gładkie jak muszle. Uklękła obok niego. Delikatnie wsunęła palce w jego włosy, potem ujęła w dłonie jego twarz i uniosła mu głowę, zmuszając, by na nią spojrzał.

- Napij się ze mnie.

Zacisnął powieki, ale była to słaba próba odcięcia się od jej słów. Nie miał dość siły, by walczyć z jej czułym dotykiem. Przyciągnęła go do siebie.

Czuł krew na jej nadgarstku. Kręciło mu się w głowie od tego intensywnego zapachu. Do ust napłynęła mu ślina, kły wysunęły się jeszcze bardziej, raniąc dziąsła. Gabrielle zmusiła go, żeby się lekko podniósł. Odgarnęła długie włosy, odsłaniając szyję.

Próbował się cofnąć, ale trzymała go mocno. Przyciągała bliżej.

- Pij. Weź to, czego potrzebujesz.

Pochyliła się nisko. Już nic nie dzieliło jego ust od delikatni pulsującej tętnicy.

- Zrób to - szepnęła i przysunęła się jeszcze bardziej.

Jego usta spoczęły na jej szyi.

Przytrzymywała go w tej pozycji przez niewyobrażalną wieczność. Choć może trwało to jedynie chwilę, nie potrafił powiedzieć. Wiedział tylko, ze czuje pod językiem jej ciepłą skórę, bicie jej serca, słyszy jej szybki oddech. Czuł jedynie tęsknotę za nią.

Koniec z zaprzeczaniem.

Pragnął jej - całej - a przyczajona w nim bestia nie okaże litości.

Otworzył usta… i zatopił kły w jej gardle.

Westchnęła, gdy ją ugryzł, ale nie puściła go, nawet kiedy żarłocznie pochłonął pierwszy łyk krwi.

Wypełniała jego usta, gorąca i cudownie słodka, niezwykła. Lepsza niż wszystko, co mógł sobie wyobrazić.

Po dziewięciuset latach życia na Ziemie wreszcie spróbował nieba.

Pił żarłocznie, z całych sił. Ogarniało go coraz większe pożądanie, gdy krew Gabrielle spływała do gardła, zasilając mięśnie. Serce waliło mocno, pompując życiodajny płyn w znużone ciało i uzdrawiając rany.

Jego członek ocknął się już przy pierwszym łyku, a teraz pulsował ciężko między udami. Domagając się więcej.

Gabrielle gładziła go po włosach, przyciągała go do siebie, kiedy z niej pił. Jęczała przy każdym łyku, jej ciało się poddawało. Zapach zrobił się mroczny i wilgotny z pożądania.

- Lucanie - szepnęła, drżąc. - O Boże…

Zawarczał bezgłośnie i ułożył ją pod sobą na podłodze. Pił zalej, zatracając się w rozkoszy.

Moja, pomyślał, samolubnie i dziko.

Za późno, żeby się wycofać.

Ten pocałunek zgubił ich oboje.

Choć samo ugryzienie nią wstrząsnęło, ból szybko przerodził się w coś odurzającego i upojnego. Ciało ogarnęła niesamowita rozkosz, jakby każdy łyk Lucana przenikał ją ciepłym światłem.

Przygniótł ją. Szlafrok rozchylił się, kiedy układał ją na podłodze. Brutalnie zanurzył ręce w jej włosach. Nie zważając uwagi na ból, przycisnął tors do jej biustu. Nie odrywał warg od jej szyi. Z każdym haustem wypitej krwi, jego pożądanie coraz bardziej rosło.

Czuła, jak powracają mu siły, a ciało się regeneruje dzięki niej.

- Nie przestawaj - wymruczała niewyraźnie, gdyż rozkosz narastała w niej z każdą chwilą. - Nie zrobisz mi krzywdy. Ufam ci.

Pomyślała, że odgłos ssania to najbardziej erotyczny dźwięk, jaki w życiu słyszała. Uwielbiała gorący dotyk jego warg, kły wbite w ciało. To doznanie było równocześnie niebezpieczne i podniecające.

Już miała się poddać rosnącemu w niej orgazmowi, kiedy poczuła, jak na jej srom naciska wielki członek Lucana. Była taka mokra, pragnęła go. Wszedł w nią głęboko, wypełnił ją twardym, wulkanicznym żarem, natychmiast doprowadzając do spełnienia. Krzyknęła, kiedy zaczął się w niej poruszać, brutalnie i szybko, mocno ścisnął.

I przez cały czas nie odrywał ust od jej szyi, ciągnąc ją w błogą ciemność.

Zamknęła oczy i odpłynęła.

Gdzieś daleko czuła, jak Lucan porusza się w niej, mocno, natarczywie, jak jego wielkie ciało wibruje w orgazmie. Krzyknął coś nagle i znieruchomiał.

Rozkoszny nacisk na jej szyi zelżał, po czym zniknął zupełnie, pozostawiając po sobie pustkę.

Nadal dryfowała. Niechętnie uniosła ciężkie powieki. Lucan klęczał nad nią, nieruchomy jak skała, Jego usta były poplamione krwią, włosy w nieładzie. Dzikie oczy połyskiwały bursztynowo, były takie jasne. Jego skóra nabrała zdrowego koloru, symbole na jego ramionach i Tosie połyskiwały głębokim szkarłatem.

- Co się stało? - spytała niespokojnie. - Nic ci nie jest?

Nie odzywał się przez długą chwilę.

- Jezu Chryste - Jego schrypnięty głos drżał wyraźnie. Nigdy wcześniej nie słyszała, by mówił w ten sposób. Oddychał ciężko. - Myślałem, że… Myślałem, że ja…

- Nie. - Pokręciła głową. - Nie. Nic mi nie jest.

Nie mogła zrozumieć wyrazu jego twarzy, zresztą nie dał jej na to czasu. Cofnął się, zszedł z niej.

Poczuła się pusta, gdy pozbawił ją swego ciepła. Usiadła, pocierając ramiona.

- Wszystko w porządku - zapewniła go. - Naprawdę.

- Nie. - Pokręcił głową i poderwał się na równe nogi. - Nie. To był błąd.

- Lucanie…

- Nie powinienem był do tego dopuścić! - krzyknął!

Z furią podszedł do łóżka i złapał ubranie. Włożył czarne wojskowe spodnie i nylonową koszulę, po czym chwycił broń i buty i wypadł z pokoju jak burza.

Ledwie mógł oddychać, tak mocno waliło mu serce.

Kiedy pił krew Gabrielle i nagle poczuł, że robi się pod nim bezwładna, ogarnął go przeraźliwy strach, który nim wstrząsnął.

Ufała mu, powiedziała mu to sama, kiedy brał jej krew. Czuł, że balansuje na skraju nałogu krwi. Jej głos łagodził nieco ból. Była taka czuła, zależało jej na nim. Jej dotyk, miłość - sama jej obecność - dawały mu oparcie, nie pozwalały bestii wyrwać się spod kontroli.

Ufała, że nie zrobi jej krzywdy, a to zaufanie dawało mu siłę.

Ale kiedy poczuł, że odpływa, bał się… Boże, przez chwilę bał się tak strasznie.

Nadal czuł ten strach, mroczne, zimne przerażenie, że ją skrzywdził, że ją zabił. Pozwolił, by sprawy zaszły za daleko.

Choć odpychał ją od siebie, wypierał się tych uczuć, tak naprawdę do niej należał. Gabrielle posiadła go, jego ciało i duszę. I to nie dlatego, że jej krew odżywiła jego ciało i leczyła rany. Był z nią związany na długo przed tą chwilą, a dowodem był strach, który poczuł, kiedy sądził, że ją stracił.

Kochał ją.

Kochał ją całym sobą, aż po najmroczniejsze, najbardziej samotne zakamarki jego duszy.

I chciał, żeby była obecna w jego życiu. Samolubnie, drapieżnie pragnął ją zatrzymać przy sobie przez resztę swoich dni.

Pod wpływem tych myśli zachwiał się w progu laboratorium. Omal nie upadł na kolana.

- Spokojnie stary. - Dante pojawił się jakby znikąd i chwycił go za ramię. - Cholera. Marnie wyglądasz.

Lucan nie mógł mówić. Nie potrafił znaleźć znów.

Ale Dante nie potrzebował wyjaśnień. Rzucił jedno spojrzenie na jego twarz i kły, nozdrza mu zadrgały, gdy wyczuł zapach seksu i krwi. Zagwizdał przeciągle, a w jego oczach pojawiło się rozbawienie.

- Chyba żartujesz… z Dawczynią Życia? - zachichotał i pokręcił głową, klepiąc Lucana po ramieniu. - Jaja sobie robisz. Choć lepiej, ze to ty, a nie ja, brachu.



Wyszukiwarka

Podobne podstrony:
Rozdział 29, Dni Mroku 1 - Nocny wędrowiec
rozdział 29
30 rozdzial 29 r7vsk3gxbnas2q7g Nieznany (2)
Jak dużo krwi jest w tej historii (rozdziały 1-29+prolog) - Bursztynowa Dama, Nie wiem o czym, zakła

więcej podobnych podstron