Syriusz, przyjaciele i wielka plama
- Syriusz, Syriusz…! Psst!
- Przymknij się, baranie, bo ta stara zołza znowu nas złapie!
- No, no, panie Black, nie jestem aż taka stara.
- Cholera…! Dzień dobry, pani profesor.
- Ja bym powiedziała dobry wieczór, panie Potter, albo wręcz dobranoc.
- Dobranoc!
- Gdzie się pan wybiera, panie Black, jeśli można wiedzieć?
- Eee… Do łóżka?
- Doprawdy? Przecież zaledwie wyszliście.
- Pani nas…?
- Macie chyba dziurawy worek.
- O kur… czaczek pieczony.
- Tak, myślę, że na jutrzejszy obiad uda wam się wysprzątać wszystkie korytarze, które zapaskudziliście.
- A lekcje…?
- Och, doceniam pański głód wiedzy. Podejrzewam, że profesor Binns z miłą chęcią zrobi wam mały wykładzik po kolacji. A później napiszecie z niego sprawdzian.
- Zbytek łaski…
- Słucham, panie Potter?
- Och, zastanawiałem się tylko, czy nie moglibyśmy po prostu wziąć notatek od… kogoś?
- Pan Lupin już zbyt wiele za was zrobił. Tak swoją drogą: cieszy mnie, że go tu z wami nie ma.
- Łapo, Rogaczu, od piętnastu minut na was czekam. Po jaką cholerę tu sto… Eee… To znaczy: minus dwadzieścia punktów dla Gryffindoru od każdego z was za opuszczanie dormitoriów po północy!
- Och, pan Lupin, jakże się cieszę, że pana widzę. Właśnie o panu mówiliśmy.
- Eee… To miłe, pani profesor.
- Pan też dostanie jakiś milutki szlabanik, ale po lekcjach.
- Oczywiście, pani profesor.
- Lunio, znalazłeś ich? Mam trudności z trzymaniem tego cholerstwa, skubany strasznie się wyrywa!
- Och, i pan Pettigrew. Przypadkowe spotkanie, jak mniemam?
- Yyy, tak, bardzo przypadkowe.
- Gnom panu ucieka.
- Oj! Wracaj tu! Zostaw…!
- No, no, ta zbroja ma naprawdę wiele elementów. Myślę, że składanie jej zajmie panu troszkę czasu. Proponuję zrobić to jutro przed lekcjami. Wy dwaj możecie odejść. Nie, nie wy, Potter. Tak, do ciebie też mówię, Black. Wy będziecie szorować.
- Ale to jest niezmywalne!
- Tak? No cóż, to wasz problem. Do jutra do obiadu ma tego nie być, inaczej wymyślę wam coś takiego, że buziaczek od dementora wydawać się będzie zbawieniem. Po odpowiednie akcesoria proszę się zgłosić do pana Filcha. I przynieście mu z sąsiedniej sali jakieś krzesło. On tak lubi oglądać, jak pracujecie… Żegnam.
- Ta…
- Panie Black, ja wszystko słyszę!
- Oczywiście, pani profesor!
- …
- Poszła?
- Na to wygląda.
- Ech, cholera. Ona ma chyba szósty zmysł. A mówiłem, żeby wziąć niewidkę!
- I tak nie zmieścilibyśmy się pod nią cali razem z workiem, a wolałbym, żeby nie trafiła w jej ręce.
- W sumie racja.
- Co z tym robimy?
- Przecież nie zabrała nam nawet różdżek.
- A prawda! Tak się przyzwyczaiłem do ręcznych robót, że chyba niedługo zapomnę, jak się używa tego dziwnego patyka…
- Zawsze możesz go Smarkowi wsadzić do nosa. Albo w…
- Oszczędź. Śluzum znikulum!
- Możesz mi powiedzieć, co ty wyrabiasz?
- Improwizuję: mazionimus!
- Zwariowałeś. Jak nic zwariowałeś.
- Accio Lily Evans!
- …
- No co? Nigdy nie zawadzi spróbować!
- Idź do Munga. Najlepiej od razu. Albo nie: poczekaj chwilkę, a załatwię ci darmowy przejazd Rycerzem, ojciec Tony'ego tam robi.
- Kupus dematerializatoris!
- To nie jest kupa.
- A co to ma do rzeczy?
- Ech, wpadłeś w tę swoją dziwną fazę, której nigdy nie mogłem pojąć.
- Za gupi jesteś, przyjacielu.
- Najwyraźniej.
- Snaperum idzierum do Peru!
- Dlaczego akurat do Peru?
- Nie wiem, to chyba daleko.
- Czy ty w ogóle wiesz, gdzie to jest?
- Eee… no, gdzieś w Azji chyba, nie?
- No chyba nie. W północnej Afryce, tuż obok Nowej Zelandii, ciole.
- A to przypadkiem nie tam górale w kieckach na komżach grają?
- Ty tak na poważnie czy tylko udajesz?
- Eee… udaję?
- Mówią ci coś wyrazy: Szkocja, kobza, kilt?
- No weź, Syriuszu, nie wygłupiaj się, nawet. Każdy Anglik wie, gdzie jest Szkocja!
- Taak? A wiesz, gdzie jesteś?
- W Wielkiej Brytanii.
- A dokładniej…?
- W Anglii?
- W Szkocji.
- O, patrzcie no wy.
- Patrzcie i płaczcie.
- A tak w ogó… A!
- Aaa!
- Evans?
- Potter, natychmiast odsuń się ode mnie!
- A może najpierw ze mnie zejdź?
- Och…
- Panno Evans!
- No nie, znowu…
- Panie Black, czy pan przypadkiem nie chciałby kolejnego szlabanu?
- Nie, uprzejmie dziękuję, pani profesor. Chciałbym, ale mam bardzo napięte plany: wypełnione nauką, szczególnie transmutacji, oczywiście.
- Oczywiście. Panno Evans, bardzo się na pani zawiodłam.
- Ale on…!
- Lily, po kim jak po kim, ale po tobie naprawdę nie spodziewałam się czegoś takiego.
- Ale pani profesor, on użył jakiegoś zaklęcia! Leciałam korytarzami, obijając się o ściany!
- Wiem, wiem, miłość jest straszna, ale mogłaś poczekać chociaż, aż pan Potter uda się do pokoju wspólnego.
- Ja go nie kocham!
- Lily Potter… całkiem ładnie brzmi. Jak będziecie mieli syna, dajcie mu na imię Harry. Aż mnie dziw bierze, jak to imię współgra z pana nazwiskiem, panie Potter. Harry Potter. Ha-rry Po-tter. Zdumiewające!
- Dziękuję, pani profesor, na pewno tak właśnie go nazwiemy. I będzie najszybszym szukającym na świecie: Harry „Piorun” Potter albo Harry „Błyskawica” Potter.
- Ej, Potter, ja nie mam zamiaru mieć z tobą syna!
- Wolisz córkę? Ja wiem? Zawsze chciałem męskiego potomka, który przedłużyłby mój ród.
- Ho…! Twój ród!
- Kobiety nie przedłużają rodów, kochanie, tak to już bywa na tym świecie. Lajf iz brutal.
- Tak, wiem, i ful of zasadzkas.
- Właśnie tak.
- Ja wam nie przeszkadzam?
- Ależ skąd, pani profesor!
- A ja?
- Ty, Black, mógłbyś zająć się wreszcie szorowaniem podłogi.
- Eee, sam, pani profesor?
- A chcesz przeszkadzać koledze w przedłużaniu rodu?
- A pani mu nie chce przeszkodzić?!
- Ależ skąd. Miłość jest taka piękna… i młodość. Ach! Młodości! dodaj mi skrzydła!*
- Do tego wystarczy Red Bull…
- Och, Black, za grosz w tobie romantyzmu!
- Eee… Niech mi zaraz łeb kto utnie, nie potrafię, mocium pani!**
- Black, gdzie się podziali Potter i Evans?
- Hmm, poszli przedłużać ród?
- Cudownie. Życzę miłej pracy.
- C-co…?! Ale… to niesprawiedliwe!
- Nikt nie mówił, że życie jest sprawiedliwe.
- … Plamus zmytus? Nie? Brudus poszedłus w cholerus? No jak to leciało?! Zabiję Remiego… Polazł sobie! A zaklęcia powiedzieć nie raczył! … Kurwa mać!*** … O! Udało się!