Czy lot motyla nad morzem, to wolność?
*
Jako chłopiec czasem robiłem latawce. Kiedyś cały tydzień poświęciłem, by zmajstrować jeden. Byłem nim zachwycony.
Był większy, bardziej kolorowy, solidniejszy od latawców kolegów. Wyniosłem go na wzgórze, przywiązałem do szpuli ze sznurkiem i puściłem. Z początku nie mógł się wznieść, ale potem wiatr go pochwycił i uniósł. Czułem, że lecę z nim, że jest on moim skrzydłem, żaglem… Popuszczałem sznurka, mimo że ktoś obok przestrzegł, że jest za wysoko. W pewnej chwili wiatr szarpnął latawcem i wyrwał mi sznurek z ręki. Latawiec już nie był mój. Patrzyłem zdumiony, jak nagle zaczyna szaleć na wietrze, jakby upił się nagle wolnością. Zacząłem biec za nim, przewracając się. Jakby mi za nim dusza chciała ulecieć. Nagle zaczął koziołkować i runął w dół… Tydzień przedtem czytałem o Ikarze. Tam go pojąłem.
*
Chłopiec (obojętnie w jakim wieku) nie cierpi zbytnich, a czasem żadnych przywiązań. Prawie każdy ma w sobie fruwającego Piotrusia-Pana. Upić się wysokością, szybkością, ryzykiem, szalonym lotem… to udowodnić sobie i innym, że jest się wolnym; że jest się ponad innymi i ponad wszystkim. Dać znać, że niech nikt nie próbuje go wiązać, czy przywiązywać, bo on się zawsze wyrwie, urwie z każdego sznurka…
Lot w słońcu, zbratanie z wiatrem, wszędobylskość - to jakiś zew, któremu trzeba dać się porwać, by być wciąż wolnym. Może dlatego jest teraz tak wielu „wolnych elektronów”, włóczęgów, nałogowych uciekinierów od…wierności? Ta bowiem, zdaje się wielu zaprzeczeniem wolności, czyli niewolą, ociężałym dreptaniem w jednym miejscu, z jednym człowiekiem, z jedną wiarą, ojczyzną, miłością… Jakaż to nuda, jałowość, bezbarwność życia-nieżycia!
Pewnie tak myślał nie tylko Piotruś- Pan, ale i Don Juan, Odyseusz, Casanova, Peer Gont. Jakże takich lubią pisarze i artyści! Mniej chyba lubią, a może nienawidzą ich te porzucone (bo to częściej są one), zdradzone, „wystawione do wiatru”, z wyrwą w sercu… Pisarze i malarze się nimi nie zajmują - to nie dla nich temat. Mało literacki i filmowy jest też temat połamanego latawca, szczątków Ikara, czy zgrzybiałości Don Juana. Jednak nie trudno jest porównać suchy kłąb gałęzi niesiony wiatrem po pustyni z bujnym, bo zakorzenionym głęboko drzewem. WIERNOŚĆ TO ZAKORZENIENIE. Nie znają jej smaku ci, bez żadnego związku i więzi, z wędrownym sercem i uczuciami, podróżujący dla podróżowania samego, igrający ze śmiercią, bo życie, jako nieznośna lekkość bytu, im obrzydło. Nie pozna się kraju, nad którym się tylko przeleci. Nie odkryje się tajemnicy człowieka, którym się ktoś tylko przelotnie pobawi. Nie poczuje ciężaru owocu twórczości, miłości, życia ktoś, kto umyka przed obciążeniem. „Im bardziej jest coś martwe, suche i nieważkie, tym więcej podróżuje - pisał Chesterton - Rzeczy płodne są cięższe i mniej ruchliwe, niczym uginające się od owoców drzewa.”
*
Zdeptany kwiat leży w pyle drogi - szukał ścieżek motylich…