UMERTO ECO
Zapiski na pude艂ku od zapa艂ek
Tom I
JAK BY膯 INDIANINEM
Zwa偶ywszy, i偶 przysz艂o艣膰 narodu india艅skiego jest ju偶, jak si臋 zdaje, raz na zawsze okre艣lona, m艂ody Indianin spragniony awansu spo艂ecznego ma przed sob膮 jedn膮 tylko drog臋, a mianowicie zagra膰 w westernie. W tym celu podamy tutaj gar艣膰 najistotniejszych wskaz贸wek, kt贸re pozwol膮 mu osi膮gn膮膰 w toku rozmaitych przedsi臋wzi臋膰 pokojowych i wojennych status „Indianina z westernu” i w ten spos贸b upora膰 si臋 z problemem endemicznego bezrobocia n臋kaj膮cego jego pobratymc贸w.
Przed atakiem
1. Nigdy nie atakowa膰 znienacka; przeciwnie, z daleka i z kilkudniowym wyprzedzeniem dawa膰 dobrze widoczne sygna艂y dymem, aby dyli偶ans lub fort zd膮偶y艂 wys艂a膰 wie艣ci Si贸dmemu Pu艂kowi Kawalerii.
2. Je艣li to tylko mo偶liwe, ukazywa膰 si臋 ma艂ymi grupkami na okolicznych wzg贸rzach. Niech wartownicy zajm膮 stanowiska na wznosz膮cych si臋 samotnie wierzcho艂kach.
3. Zostawia膰 dobrze widoczne 艣lady swojego pochodu: odciski ko艅skich kopyt, wygaszone ogniska na miejscach postoju, a tak偶e pi贸ra i amulety, kt贸re pozwol膮 zorientowa膰 si臋, do jakiego plemienia nale偶ycie.
Napad na dyli偶ans
4. Napadaj膮c na dyli偶ans, zawsze nale偶y 艣ciga膰 go zachowuj膮c odpowiedni膮 odleg艂o艣膰, a w najgorszym razie galopowa膰 po obu jego stronach, tak 偶eby stanowi膰 jak najlepszy cel.
5. W 偶adnym razie nie wyprzedza膰 dyli偶ansu. 艢ci膮ga膰 w tym celu wodze mustangom, kt贸re s膮, jak wiadomo, znacznie szybsze od koni poci膮gowych.
6. Pr贸by zatrzymania dyli偶ansu podejmowa膰 pojedynczo, rzucaj膮c si臋 mi臋dzy konie, tak by da膰 pocztylionowi szans臋 oddania celnego strza艂u i zosta膰 nast臋pnie stratowanym przez zaprz臋g.
7. Nigdy nie blokowa膰 dyli偶ansowi drogi du偶膮 grup膮, musia艂by bowiem natychmiast si臋 zatrzyma膰.
Napad na samotn膮 farm臋 lub obwarowany wozami ob贸z
8. Nigdy nie napada膰 noc膮, kiedy koloni艣ci niczego si臋 nie spodziewaj膮. Trzyma膰 si臋 zasady, 偶e Indianin dokonuje napadu wy艂膮cznie w 艣wietle dnia.
9. Nie szcz臋dzi膰 gard艂a i ujawnia膰 g艂osem kojota swoj膮 pozycj臋.
10. Kiedy jaki艣 bia艂y wyda okrzyk kojota, natychmiast podnie艣膰 g艂ow臋, 偶eby stanowi艂a dogodny cel.
11. Galopowa膰 dooko艂a celu ataku, nie zacie艣niaj膮c bro艅 Bo偶e kr臋gu, dzi臋ki czemu b臋dzie mo偶na wystrzela膰 was kolejno jak kaczki.
12. Nie rzuca膰 do tego galopu wszystkich ludzi na raz; trzeba przecie偶 zast臋powa膰 kim艣 tych, kt贸rzy padn膮.
13. Nie zwa偶aj膮c na brak strzemion, zapl膮ta膰 jako艣 nogi w uprz膮偶, 偶eby ko艅 m贸g艂 mo偶liwie najd艂u偶ej wlec Indianina, kt贸ry zostanie trafiony.
14. U偶ywa膰 strzelb, kt贸re nabyli艣cie od nieuczciwego handlarza i kt贸rymi nie umiecie si臋 pos艂ugiwa膰. Nie spieszy膰 si臋 z ich 艂adowaniem!
15. Nie przerywa膰 galopu, kiedy zjawia si臋 odsiecz, czeka膰 na szar偶臋 kawalerii, nie rzuca膰 si臋 na ni膮, natomiast ju偶 po pierwszym jej uderzeniu rozproszy膰 si臋 na wszystkie strony, 偶eby umo偶liwi膰 po艣cig za pojedynczymi Indianami.
16. W przypadku samotnej farmy pos艂a膰 tam noc膮 jednego wywiadowc臋. Wywiadowca 贸w ma podkra艣膰 si臋 do o艣wietlonego okna i wpatrywa膰 d艂ugo w bia艂膮 niewiast臋 - do momentu, kiedy ona zauwa偶y przyci艣ni臋t膮 do szyby india艅sk膮 twarz. Poczeka膰, a偶 krzyknie i wybiegn膮 z domu m臋偶czy藕ni. Dopiero w tym momencie mo偶na podj膮膰 pr贸b臋 ucieczki.
Napad na fort
17. Przede wszystkim doprowadzi膰 do tego, 偶eby w nocy uciek艂y wszystkie konie. Nie wy艂apywa膰 ich. Niech rozbiegn膮 si臋 po prerii.
18. Je艣li w toku bitwy trzeba wdrapa膰 si臋 na umocnienia, niech jeden w艂azi na ramiona drugiego. Najpierw wystawi膰 powolutku bro艅, potem g艂ow臋; ukaza膰 si臋 w odpowiednim momencie, gdy偶 bia艂a niewiasta musi mie膰 wszak mo偶liwo艣膰 ujawnienia waszej obecno艣ci strzelcowi wyborowemu. Nie wali膰 si臋 do wn臋trza fortu, lecz do ty艂u, na zewn膮trz.
19. Oddaj膮c strza艂 z daleka, stan膮膰 na jakim艣 wierzcho艂ku, 偶eby by膰 doskonale widocznym i m贸c nast臋pnie run膮膰 do przodu, roztrzaskuj膮c si臋 o ska艂y.
20. Je艣li dojdzie do walki bezpo艣redniej, celowa膰 bez po艣piechu.
21. W powy偶szym przypadku powstrzyma膰 si臋 od u偶ycia rewolweru, kt贸ry doprowadzi艂by przecie偶 do natychmiastowego rozstrzygni臋cia. Si臋gn膮膰 po bro艅 bia艂膮.
22. Je艣liby biali wa偶yli si臋 dokona膰 wypadu, nie bra膰 broni zabitego wroga. Tylko zegarek - i ws艂uchiwa膰 si臋 w jego tykanie, dop贸ki nie zjawi si臋 nast臋pny przeciwnik.
23. W razie pojmania je艅ca nie zabija膰 go od razu, ale przywi膮za膰 do pala lub zamkn膮膰 w namiocie i czeka膰 na n贸w ksi臋偶yca, 偶eby wrogowie mogi艂 go uwolni膰.
24. Tak czy inaczej zawsze mo偶na mie膰 pewno艣膰, 偶e zabije si臋 nieprzyjacielskiego tr臋bacza, gdy tylko rozlegnie si臋 w oddali sygna艂贸wka Si贸dmego Pu艂ku Kawalerii. W tym momencie tr臋bacz z fortu zawsze wstaje, 偶eby odpowiedzie膰 z najwy偶szej blanki fortu.
Inne przypadki
25. W razie ataku na wiosk臋 india艅sk膮 opuszcza膰 w pop艂ochu namioty, a nast臋pnie biega膰 we wszystkie strony, pr贸buj膮c dotrze膰 do broni, kt贸r膮 poprzednio umie艣ci艂o si臋 w trudno dost臋pnych miejscach.
26. Bada膰 jako艣膰 whisky kupowanej od handlarzy; zawarto艣膰 kwasu siarkowego w p艂ynie winna wynosi膰 jak trzy do jednego.
27. Kiedy przeje偶d偶a poci膮g, upewni膰 si臋, czy jest w nim 艂owca india艅skich skalp贸w, a nast臋pnie p臋dzi膰 konno obok wagon贸w, wymachuj膮c strzelbami i wydaj膮c powitalne okrzyki.
28. Skacz膮c z g贸ry na plecy bia艂emu trzyma膰 n贸偶 tak, by nie da艂o si臋 od razu zrani膰 przeciwnika, dzi臋ki czemu dojdzie do walki wr臋cz. Czeka膰, a偶 bia艂y si臋 obr贸ci.
(1975)
JAK PISA膯 DO KATALOGU WYSTAWY
Poni偶sze zapiski maj膮 by膰 instrukcj膮 dla autora katalog贸w artystycznych (w dalszym ci膮gu AKA). Uwaga: nie dotycz膮 krytyczno-historycznego eseju przeznaczonego dla specjalistycznego czasopisma, a to z rozmaitych i r贸偶norodnych powod贸w, z kt贸rych najwa偶niejszy jest ten, 偶e eseje krytyczne s膮 czytane i oceniane przez innych krytyk贸w, z rzadka za艣 tylko przez poddanego analizie artyst臋, ten bowiem nie czytuje danego czasopisma, albo od dw贸ch wiek贸w spoczywa w grobie. Sprawa jest diametralnie odmienna w przypadku katalogu wystawy sztuki wsp贸艂czesnej.
Jak sta膰 si臋 AKA? Jest to niestety bardzo 艂atwe. Wystarczy wykonywa膰 jaki艣 zaw贸d wymagaj膮cy pracy umys艂owej (bardzo poszukiwani s膮 fizycy j膮drowi i biolodzy), mie膰 telefon zarejestrowany na w艂asne nazwisko oraz cieszy膰 si臋 pewn膮 renom膮. Renom臋 ocenia si臋 nast臋puj膮co: jej zasi臋g geograficzny winien przewy偶sza膰 obszar oddzia艂ywania wystawy (chodzi o renom臋 na skal臋 prowincji w przypadku miasta licz膮cego mniej ni偶 siedemdziesi膮t tysi臋cy mieszka艅c贸w, na skal臋 kraju w przypadku stolicy regionu i na skal臋 mi臋dzynarodow膮 w przypadku stolicy niepodleg艂ego pa艅stwa - wyj膮wszy San Marino i Andorr臋), a w g艂膮b - nie wykracza膰 poza granic臋 wyrobienia kulturalnego potencjalnych nabywc贸w obraz贸w (je艣li w gr臋 wchodzi wystawa pejza偶y alpejskich w stylu Segantiniego, nie ma potrzeby, a nawet by艂oby to szkodliwe, by膰 korespondentem „New Yorkera”, wi臋cej po偶ytku b臋dzie bowiem ze stanowiska dyrektora miejscowej szko艂y pedagogicznej). Oczywi艣cie musi si臋 do nas zwr贸ci膰 z pro艣b膮 artysta, ale tym akurat nie warto zaprz膮ta膰 sobie g艂owy, jako 偶e artyst贸w szukaj膮cych prezentera jest wi臋cej ni偶 potencjalnych AKA. Zwa偶ywszy na te okoliczno艣ci, wyb贸r na AKA jest nieunikniony i niezale偶ny od naszej woli. Je艣li tylko artysta upatrzy sobie przysz艂ego AKA, ten nie wykr臋ci si臋 od zadania, chyba 偶e b臋dzie wola艂 wyemigrowa膰 na inny kontynent. Kiedy ju偶 AKA pogodzi si臋 ze swoim losem, stanie przed konieczno艣ci膮 rozwa偶enia powod贸w, jakimi si臋 kierowa艂: 1) Pieni膮dze (niezwykle rzadko, gdy偶 nie brak, jak zobaczymy, motywacji mniej dla artysty kosztownych). 2) Rekompensata seksualna. 3) Przyja藕艅; w dw贸ch wersjach: rzeczywista sympatia albo brak mo偶liwo艣ci odrzucenia propozycji. 4) Podarunek w postaci dzie艂a artysty (ta motywacja nie pokrywa si臋 zgo艂a z nast臋pn膮, to jest z podziwem dla artysty, mo偶na bowiem pragn膮膰 dzie艂a sztuki jako towaru na sprzeda偶). 5) Rzeczywisty podziw dla prac danego artysty. 6) Pragnienie sprz臋偶enia swego nazwiska z nazwiskiem artysty. Jest to bajeczna wprost inwestycja w przypadku m艂odych intelektualist贸w, bo przecie偶 artysta postara si臋 ju偶 o to, 偶eby spopularyzowa膰 nazwisko AKA w niezliczonych bibliografiach do艂膮czanych do nast臋pnych katalog贸w, kt贸re b臋d膮 ukazywa膰 si臋 w kraju i za granic膮. 7) Ideologiczne, estetyczne lub komercyjne zainteresowanie rozwojem danego pr膮du artystycznego albo danej galerii. Ten ostatni punkt jest najdelikatniejszy i dotyczy zawsze najbardziej kryszta艂owo bezinteresownych AKA. Rzecz w tym, 偶e krytyk literacki, filmowy lub teatralny, wynosz膮c pod niebiosa albo mia偶d偶膮c dzie艂o, o kt贸rym pisze, w niewielkim stopniu wp艂ywa na jego sukces. Krytyk literacki, pisz膮c przychyln膮 recenzj臋, sprawi, 偶e sprzeda偶 powie艣ci wzro艣nie o kilkaset egzemplarzy; krytyk filmowy mo偶e zjecha膰 komedyjk臋 porno, ale film i tak przyniesie astronomiczne zyski. Podobnie jest z krytykiem teatralnym. Natomiast AKA jednym tekstem sprawia, 偶e ca艂e dzie艂o artysty jest cz臋艣ciej cytowane - czasem w gr臋 wchodzi przebicie dziesi臋ciokrotne.
Ta okoliczno艣膰 okre艣la tak偶e sytuacj臋 AKA jako krytyka. Krytyk literacki mo偶e wypowiada膰 si臋 nieprzychylnie o autorze, kt贸rego nawet nie zna i kt贸ry (zwykle) nie ma wp艂ywu na to, czy artyku艂 uka偶e si臋 w tym a tym czasopi艣mie; artysta za艣 zamawia katalog i kontroluje jego zawarto艣膰. Nawet kiedy zwraca si臋 do AKA z wezwaniem: „B膮d藕 surowy”, w istocie rzeczy takiej postawy nie da si臋 utrzyma膰. Albo si臋 odmawia, co, jak widzieli艣my, jest niemo偶liwe, albo przyjmuje postaw臋 pe艂n膮 wyrozumia艂o艣ci. Albo stosuje uniki.
W艂a艣nie dlatego, a tak偶e w zale偶no艣ci od tego, do jakiego stopnia AKA pragnie ocali膰 swoj膮 godno艣膰 i przyja藕艅 z artyst膮, tekst mglisty jest fundamentem katalog贸w wystawowych.
Wyobra藕my sobie teraz, 偶e malarz o nazwisku Prosciuttini od trzydziestu lat maluje t艂o barwy ochry, a na nim umieszcza po艣rodku b艂臋kitny tr贸jk膮t r贸wnoramienny o podstawie r贸wnoleg艂ej do po艂udniowej kraw臋dzi obrazu, na ten za艣 tr贸jk膮t nak艂ada przezroczysty czerwony tr贸jk膮t nieforemny, kt贸ry jest pochylony w kierunku po艂udniowo-wschodnim w stosunku do podstawy tr贸jk膮ta b艂臋kitnego. AKA b臋dzie musia艂 uwzgl臋dni膰 fakt, 偶e mi臋dzy rokiem 1950 a 1980 Prosciuttini, w zale偶no艣ci od okresu historycznego, dawa艂 swoim dzie艂om nast臋puj膮ce tytu艂y, wymienione tu w porz膮dku chronologicznym: Kompozycja, Dwa plus niesko艅czono艣膰, E=mc2 Allende, Allende, Chile si臋 nie podda, Imi臋 Ojca, Po przez, Osobiste.
Jakimi (uczciwymi) sposobami podej艣cia do kwestii dysponuje AKA? Je艣li jest poet膮, bez trudu wybrnie z k艂opotu: zadedykuje Prosciuttiniemu wiersz. Na przyk艂ad: „Niby strza艂a - (O, srogi Zenonie!) - P臋d - innego grotu - parasanga wytyczona - chorego kosmosu - czarnych dziur - wielobarwno艣膰”. Takie rozwi膮zanie problemu zapewnia wzrost presti偶u AKA, Prosciuttiniego, w艂a艣ciciela galerii i nabywcy obrazu.
Drugie rozwi膮zanie jest zarezerwowane dla prozaik贸w i przybiera posta膰 listu otwartego, o swobodnym, katarynkowym toku: „Drogi Panie Prosciuttini, kiedy patrz臋 na Pa艅skie tr贸jk膮ty, jestem znowu w Uqbar, 艣wiadkiem Jorge Luis... Jakby Pierre Menard podsuwa艂 mi odtworzone formy z dawnych czas贸w, jaki艣 don Pitagoras z Manczy. Lubie偶no艣膰 obr贸cona o sto osiemdziesi膮t stopni: czy mo偶emy wyzwoli膰 si臋 z wi臋z贸w Konieczno艣ci? By艂o to czerwcowego poranka, sk膮pane w s艂o艅cu pola; partyzant powieszony na s艂upie telefonicznym. Zielone lata, zw膮tpi艂em w esencj臋 Zasady...” I tak dalej, i tak dalej.
艁atwiejsze zadanie stoi przed AKA o wykszta艂ceniu 艣cis艂ym. Punktem wyj艣cia mo偶e by膰 dla niego przekonanie, 偶e obraz jest tak偶e elementem Rzeczywisto艣ci, wystarczy wi臋c zastanowi膰 si臋 nad najg艂臋bszymi aspektami rzeczywisto艣ci, a cokolwiek si臋 napisze, b臋dzie wolne od k艂amstwa. Mo偶e wi臋c snu膰 takie oto rozwa偶ania: „Tr贸jk膮ty Prosciuttiniego to przyk艂ad graf贸w. Logiczne funkcje konkretnych topologii. W臋z艂y. Jak przej艣膰 od danego w臋z艂a U do jakiego艣 innego? Potrzebna jest, jak wiadomo, funkcja warto艣ciuj膮ca F, i je艣li oka偶e si臋, i偶 F(U) jest mniejsze lub r贸wne F(V), nale偶y dla ka偶dego innego rozwa偶anego w臋z艂a V rozwin膮膰 U tak, by generowa艂 w臋z艂y pochodne wzgl臋dem U. W贸wczas warto艣ciuj膮ca funkcja pierwotna spe艂ni warunek, i偶 F(U) jest mniejsze lub r贸wne F(V), takiego, 偶e D(U,Q) jest mniejsze lub r贸wne D(V,Q), gdzie D(A,B) oznacza oczywi艣cie odleg艂o艣膰 na grafie mi臋dzy A i B. Sztuka jest matematyk膮. Oto pos艂anie, jakie przekazuje nam Prosciuttini”.
Na pierwszy rzut oka mo偶e si臋 wyda膰, 偶e tego rodzaju sposoby daje si臋 stosowa膰 do obrazu abstrakcyjnego, ale nie do takiego Morandiego lub Guttusa. To b艂膮d. Oczywi艣cie wszystko jest w r臋ku cz艂owieka nauki. Ograniczymy si臋 do og贸lnikowego wskazania: je艣li z odpowiedni膮 metaforyczn膮 dezynwoltur膮 powo艂asz si臋 na teori臋 katastrof Ren臋 Thoma, bez trudu udowodnisz, 偶e martwe natury Morandiego to formy zastyg艂e w stanie chwiejnej r贸wnowagi, i wystarczy male艅kie odchylenie, by naturalne kszta艂ty butelek wywin臋艂y si臋 poza siebie i wok贸艂 siebie, za艂amuj膮c si臋 w punktach osobliwych, p臋kaj膮c niby kryszta艂 poddany dzia艂aniu ultrad藕wi臋k贸w; magia artysty to w艂a艣nie odtworzenie na p艂贸tnie tej sytuacji granicznej. Warto te偶 poigra膰 z angielskim terminem oznaczaj膮cym martw膮 natur臋: still life. Still jeszcze na jaki艣 czas, lecz jak d艂ugi? Still-Until... Magia r贸偶nicy mi臋dzy „bytem”, a „bytem po”.
Mi臋dzy rokiem 1968 a, powiedzmy, 1972 istnia艂a jeszcze inna mo偶liwo艣膰. Interpretacja polityczna. Uwagi na temat walki klas, rozk艂adu przedmiot贸w zbezczeszczonych wskutek komercjalizacji. Sztuka jako bunt przeciwko 艣wiatu rzeczy na sprzeda偶, tr贸jk膮ty Prosciuttiniego jako formy odrzucaj膮ce byt komercyjny, otwarte na tw贸rczo艣膰 proletariack膮 wyw艂aszczon膮 przez 偶ar艂oczny kapitalizm. Powr贸t do z艂otego wieku, czyli zapowied藕 utopii, marzenie o Sprawie.
Wszystko, co powiedziano powy偶ej, odnosi si臋 jednak do AKA, kt贸ry nie jest zawodowym krytykiem sztuki. Sytuacja krytyka jest, jak by to powiedzie膰, bardziej krytyczna. Musi przecie偶 om贸wi膰 dzie艂o, nie formu艂uj膮c jednak s膮d贸w warto艣ciuj膮cych. Najdogodniejszy spos贸b na wybrni臋cie z tego k艂opotu, to wskaza膰, 偶e artysta pracowa艂 w harmonii z dominuj膮c膮 wizj膮 艣wiata, to znaczy, jak powiada si臋 dzisiaj, z Metafizyk膮 Oddzia艂ywania. Wszelka metafizyka oddzia艂ywania to metoda zdawania sprawy z tego, co istnieje. Ot贸偶 nie ulega w膮tpliwo艣ci, 偶e obraz nale偶y do rzeczy, kt贸re istniej膮, i 偶e cho膰by by艂 nie wiem jak pod艂y, jako艣 tam przedstawia to, co istnieje (nawet obraz abstrakcyjny przedstawia to, co mo偶e istnie膰 albo istnieje w uniwersum czystych form). Skoro metafizyka oddzia艂ywania utrzymuje na przyk艂ad, i偶 wszystko, co istnieje, jest tylko energi膮, stwierdzenie, 偶e obraz Prosciuttiniego to energia i 偶e przedstawia energi臋, nie stanowi zgo艂a k艂amstwa; co najwy偶ej bana艂, ale bana艂, kt贸ry ratuje krytyka z opresji, a uszcz臋艣liwia Prosciuttiniego, w艂a艣ciciela galerii i nabywc臋 obrazu.
Jedyna trudno艣膰 sprowadza si臋 do wyodr臋bnienia tej metafizyki oddzia艂ywania, o kt贸rej w danym okresie wszyscy co艣 s艂yszeli ze wzgl臋du na jej popularno艣膰. Owszem, mo偶na utrzymywa膰 za Berkeleyem, 偶e esse est percipi, i oznajmi膰, 偶e dzie艂a Prosciuttiniego istniej膮, poniewa偶 s膮 postrzegane, lecz wspomniana metafizyka jest niewystarczaj膮co metafizyk膮 oddzia艂ywania, wi臋c Prosciuttini i czytelnicy dostrzegliby nadmiern膮 banalno艣膰 twierdzenia.
Je艣liby wi臋c tr贸jk膮ty Prosciuttiniego mia艂y by膰 wystawione u schy艂ku lat pi臋膰dziesi膮tych, nale偶a艂oby, powo艂uj膮c si臋 na skrzy偶owane wp艂ywy Banfiego-Paciego i Sartre'a-Merleau-Ponty'ego (a w punkcie kulminacyjnym na nauczanie Husserla), okre艣li膰 rzeczone tr贸jk膮ty jako „reprezentacj臋 samego aktu zamierzania czego艣, kt贸ry to akt, ustanawiaj膮c obszary ejdetyczne, nadaje formom czysto geometrycznym modalno艣膰 Lebens-welt”. W tamtym okresie dopuszczalne by艂yby r贸wnie偶 wariacje w terminach psychologii postaci. Stwierdzenie, 偶e tr贸jk膮ty Prosciuttiniego kryj膮 w sobie Gestalt, jest niepodwa偶alne, gdy偶 ka偶dy tr贸jk膮t, je艣li tylko da si臋 rozpozna膰 jako tr贸jk膮t, kryje w sobie Gestalt. W latach sze艣膰dziesi膮tych Prosciuttini by艂by bardziej up to date, gdyby w jego dzie艂ach dostrze偶ono pewn膮 struktur臋 homologiczn膮 z paltem struktur pokrewie艅stwa Levi-Straussa. Je艣liby kto艣 zapragn膮艂 porusza膰 si臋 mi臋dzy strukturalizmem a rokiem sze艣膰dziesi膮tym 贸smym, m贸g艂by oznajmi膰, 偶e zgodnie ze sformu艂owan膮 przez Mao teori膮 sprzeczno艣ci, kt贸ra kojarzy heglowsk膮 triad臋 z binarnymi zasadami Yin i Yang, dwa tr贸jk膮ty Prosciuttiniego uwypuklaj膮 relacj臋 mi臋dzy sprzeczno艣ci膮 pierwotn膮 a wt贸rn膮. Prosz臋 nie s膮dzi膰, 偶e kanon strukturalis-tyczny jest bezu偶yteczny w przypadku butelek Morandiego: butelka g艂臋boka (deep bonie) przeciwko butelce powierzchownej.
Po roku siedemdziesi膮tym krytyk ma wi臋ksze mo偶liwo艣ci wyboru. Oczywi艣cie tr贸jk膮t b艂臋kitny przenikni臋ty tr贸jk膮tem czerwonym to epifania Pragnienia goni膮cego za Innym, z kt贸rym nigdy nie zdo艂a si臋 uto偶sami膰. Prosciuttini to malarz Odmienno艣ci, a nawet Odmienno艣ci w To偶samo艣ci. Odmienno艣膰 w to偶samo艣ci wyst臋puje tak偶e w relacji „g艂owa-krzy偶” na stulirowej monecie, ale z tr贸jk膮t贸w Prosciuttiniego da si臋 wyodr臋bni膰 przypadek Implozji, podobnie jest zreszt膮 z drugiej strony z obrazami Pollocka i wprowadzaniem czopk贸w do odbytnicy (czarne dziury). Jednak w przypadku tr贸jk膮t贸w Prosciuttiniego mamy ponadto wzajemn膮 redukcj臋 warto艣ci u偶ytkowej i handlowej.
Je艣li dorzuci si臋 roztropnie skojarzenie z Odmienno艣ci膮 od u艣miechu Giocondy, w kt贸rym, przechyliwszy g艂ow臋, da si臋 rozpozna膰 srom niewie艣ci, a w ka偶dym razie jest on beance, tr贸jk膮ty Prosciuttiniego w swoim wzajemnym unicestwianiu si臋 i „katastroficznym” wirowaniu mog膮 jawi膰 si臋 jako implozyjno艣膰 fallusa, kt贸ry przeobra偶a si臋 w vagina dentata. Upadek Fallusa. Zako艅czmy stwierdzeniem, 偶e w sumie z艂ot膮 regu艂膮 AKA winno by膰 om贸wienie dzie艂a w taki spos贸b, by opis stosowa艂 si臋 nie tylko do innych obraz贸w, ale r贸wnie偶 do uczu膰, jakich si臋 do艣wiadcza patrz膮c na wystaw臋 w臋dliniarni. Je艣li AK A pisze: „W obrazach Prosciuttiniego percepcja form nigdy nie jest biernym dostosowaniem do danych zmys艂owych. Prosciuttini m贸wi nam, 偶e nie ma percepcji bez interpretacji i trudu, a droga od wra偶enia do percepcji wiedzie przez dzia艂anie, praksis, bycie-w-艣wiecie jako konstrukcja Abschattungen, wykrojona intencjonalnie z miazgi rzeczy w sobie”, czytelnik uznaje prawd臋 Prosciuttiniego, poniewa偶 jest zgodna z mechanizmami, dzi臋ki kt贸rym odr贸偶nia si臋 u masarza mortadel臋 od sa艂atki jarzynowej. Prowadzi to do ustanowienia nie tylko kryterium wykonalno艣ci i skuteczno艣ci, ale tak偶e kryterium moralnego: wystarczy m贸wi膰 prawd臋. Oczywi艣cie s膮 r贸偶ne prawdy.
(1980)
Suplement
Poni偶szy tekst wyszed艂 naprawd臋 spod mojego pi贸ra i prezentuje dorobek malarski Antonia Fomeza zgodnie z regularni postmodernistycznego cytacjonizmu (zob. Antonio Fomez, Da Ruoppolo a me, Studio Annunciata, Mediolan 1982).
Pragn膮c przekaza膰 czytelnikowi (w zwi膮zku z poj臋ciem „czytelnik” por. D. Coste, „Three concepts of the reader and their contribution to a theory of literary texts”, “Orbis literarum” 34, 1880; W. Iser, “Der Akt des Lesens”, Monachium 1972; “Der implizite Leser”, Monachium 1976; U. Eco, “Lector in fabula”, Mediolan 1979; G. Prince, „Introduction a l'etude du narrataire”, “Poetique” 14,1973; M. Nojgaard, „Le lecteur et la critique”, “Degres” 21, 1980) gar艣膰 艣wie偶ych intuicji (por. B. Croce, “Estetica come scienza delfespressione e linguistica generale”, Bari 1902; H. Bergson, Oeuvres, Edition du Centenaire, Pary偶 1963; E. Husserl, “Ideen zu einer Phdnomenologie undphdnomenologischen Philosophie”, Den Haag 1950), w zwi膮zku z malarstwem (odno艣nie poj臋cia „malarstwo” por. Cen-ninoCennini, “Trat tato delia pittura”; Bellori, “Vite d'artisti”; Vasari, “Le vite”; AA.W., “Trattati d'arte del Cinquecento”, opr. P. Barocchi, Bari 1960; Lomazzo, “Trattato dellarte delia pittura”; Alberti, “Delia pittura”; Armenini, “D' veri precetti delia pittura”; Baldinucci, “Vocabolario toscano dellarte del disegno”; S. van Hoogstraaten, “Inleyding tot de Hooge Schoole der Schilderkonst”, 1678, VIII, l, ss. 279nn.; L. Dolce, “Dialogo delia pittura”; Zuccari, “Idea de' pittori”) Antonia Fomeza (je艣li chodzi o bibliografi臋 og贸ln膮, por. G. Pedicini, „Fomez”, Mediolan 1980, zw艂aszcza ss. 60-90), musz臋 podj膮膰 pr贸b臋 analizy (por. H. Putnam, „The analytic and the synthetic”, w: “Mind, language, and reality”, 2, Londyn-Cambridge 1975; M. White, wyd., “The age of analysis”, Nowy Jork 1955) w formie (por. W. Kohler, „Gestalt Psychology”, Nowy Jork 1947; P. Guillaume, „La psychologie de la forme”, Pary偶 1937) ca艂kowicie naiwnej i wyzbytej uprzedze艅 (por. J. Piaget, “La representation du monde chez l'enfant”, Pary偶 1955); G. Kanizsa, “Grammatica del vedere”, Bolonia 1981). Jest to jednak rzecz (odno艣nie rzeczy w sobie por. I. Kant, „Kritik der reinen Vernunft”, 1781-1787) niezmiernie trudna na tym 艣wiecie (por. Arystoteles, „Metafizyka”) postmodernistycznym (por.por. ((por. (((por. por.)))))). Dlatego nie robi si臋 nic (por. Sartre, „L'etre et le neant”, Pary偶 1943). Pozostaje milczenie (Wittgenstein, „Tractatus”, 7). Przepraszam, mo偶e innym (por. J. Lacan, “Ecrits”, Pary偶 1966) razem (por. Viollet-le-Duc, “Opera omnia”).
JAK URZ膭DZI膯 BIBLIOTEK臉 PUBLICZN膭
1. Katalog winien by膰 poszatkowany na jak najwi臋cej dzia艂贸w; nale偶y z wielk膮 pieczo艂owito艣ci膮 oddzieli膰 katalog ksi膮偶ek od katalogu czasopism, oba za艣 od katalogu rzeczowego, jak r贸wnie偶 ksi膮偶ki ostatnio nabyte od tych, kt贸re zakupiono dawniej. Ortografia w obu tych katalogach (nabytk贸w nowych i dawnych) winna by膰 w miar臋 mo偶liwo艣ci zr贸偶nicowana; na przyk艂ad w nabytkach nowych retoryka pisze si臋 przez jedno t, a w dawnych - przez dwa; Czajkowski w nabytkach nowych przez Cz, w dawnych - z francuska, przez Tsch.
2. Tematy ma okre艣la膰 bibliotekarz. Ksi膮偶ki nie powinny zawiera膰 w kolofonie wskaz贸wki co do tematu, pod jakim nale偶a艂oby je zakatalogowa膰.
3. Sygnatury winny by膰 niemo偶liwe do przepisania, w miar臋 mo偶liwo艣ci rozbudowane, aby ten, kto wype艂nia rewers, nie mia艂 nigdy do艣膰 miejsca na wypisanie ostatnich symboli i uzna艂 je za niewa偶ne, a dzi臋ki temu obs艂uguj膮cy m贸g艂 zwr贸ci膰 rewers z 偶膮daniem uzupe艂nienia.
4. Czas mi臋dzy zam贸wieniem a dostarczeniem ksi膮偶ki winien by膰 bardzo d艂ugi.
5. Nie ma potrzeby wypo偶ycza膰 wi臋cej ni偶 jedn膮 ksi膮偶k臋 na raz.
6. Ksi膮偶ki, dostarczone przez obs艂ug臋 dzi臋ki wypisaniu przez czytelnika odpowiedniego rewersu, nie mog膮 by膰 przenoszone do biblioteki podr臋cznej, tak wi臋c nale偶y oddzieli膰 w swoim 偶yciu dwa fundamentalne aspekty: jeden dotycz膮cy lektury, drugi - sprawdzania. Biblioteka ma zniech臋ca膰 do jednoczesnego czytania kilku ksi膮偶ek, bo od tego mo偶na przecie偶 dosta膰 zeza.
7. Unika膰 wyposa偶enia biblioteki w jedn膮 chocia偶by kopiark臋; je艣li jednak jaka艣 ju偶 si臋 znajdzie, dost臋p do niej ma by膰 pracoch艂onny i k艂opotliwy, cena wy偶sza ni偶 w mie艣cie, limity bardzo niskie, co najwy偶ej dwie, trzy stroniczki.
8. Bibliotekarz winien uwa偶a膰 czytelnika za wroga, nieroba (w przeciwnym razie by艂by bowiem w pracy), za potencjalnego z艂odzieja.
9. Dzia艂 informacji winien by膰 nieosi膮galny.
10. Nale偶y zniech臋ca膰 do wypo偶yczania.
11. Wypo偶yczanie mi臋dzybiblioteczne winno by膰 maksymalnie utrudnione, a w ka偶dym razie wymaga膰 ca艂ych miesi臋cy czekania. Najlepiej jednak zadba膰 o to, 偶eby zapoznanie si臋 ze stanem posiadania innych bibliotek by艂o niemo偶liwe.
12. W konsekwencji tego wszystkiego kradzie偶 ksi膮偶ek winna by膰 u艂atwiona.
13. Godziny otwarcia biblioteki winny dok艂adnie pokrywa膰 si臋 z godzinami pracy, przedyskutowanymi wcze艣niej z przedstawicielami zwi膮zk贸w zawodowych; biblioteka ma by膰 poza tym zaryglowana na cztery spusty w soboty, niedziele oraz w porze obiadowej. Najwi臋kszym wrogiem biblioteki jest pilny student; najlepszym przyjacielem - Don Ferrante, cz艂owiek, kt贸ry ma w艂asn膮 bibliotek臋, nie musi wi臋c chodzi膰 do biblioteki publicznej, kt贸rej zapisuje jednak sw贸j ksi臋gozbi贸r.
14. Winno by膰 ca艂kowicie niemo偶liwe zjedzenie czegokolwiek w obr臋bie biblioteki; w 偶adnym razie nie mo偶e by膰 mowy o posilaniu si臋 poza bibliotek膮, je艣li nie zwr贸ci si臋 wszystkich ksi膮偶ek, z kt贸rych si臋 korzysta, tak by po wypiciu kawy trzeba by艂o zam贸wi膰 je od nowa.
15. Nie dopuszcza膰 do odzyskania nast臋pnego dnia czytanej ksi膮偶ki.
16. Niemo偶liwe winno by膰 uzyskanie informacji, kto wypo偶yczy艂 brakuj膮c膮 ksi膮偶k臋.
17. Je艣li si臋 tylko uda - 偶adnych ubikacji.
18. W sytuacji idealnej czytelnika powinien obowi膮zywa膰 zakaz wst臋pu do biblioteki; zak艂adaj膮c jednak, 偶e do niej wtargn膮艂, nadu偶ywaj膮c w ma艂ostkowy i ma艂o sympatyczny spos贸b swob贸d przyznanych mu wprawdzie przez Wielk膮 Rewolucj臋, lecz nie przyswojonych jeszcze przez zbiorow膮 wra偶liwo艣膰, w 偶adnym razie nie mo偶e, i nigdy nie b臋dzie m贸g艂 mie膰 dost臋pu do p贸艂ek z ksi膮偶kami - je艣li pominie si臋 prawo do pospiesznego przemkni臋cia przez bibliotek臋 podr臋czn膮.
UWAGA DODATKOWA. Ca艂y personel winien by膰 dotkni臋ty u艂omno艣ciami fizycznymi, albowiem obowi膮zkiem spo艂ecze艅stwa jest zapewnienie pracy obywatelom niepe艂nosprawnym (bada si臋 obecnie mo偶liwo艣膰 obj臋cia t膮 zasad膮 tak偶e stra偶y po偶arnej). Idealnym bibliotekarzem by艂by kto艣 chromy, gdy偶 dzi臋ki temu uzyskuje si臋 wyd艂u偶enie czasu potrzebnego na zej艣cie do podziemi i powr贸t. Je艣li chodzi o te osoby z personelu, kt贸re wspinaj膮 si臋 po drabinie do p贸艂ek znajduj膮cych si臋 na wysoko艣ci o艣miu metr贸w, winny zamiast r臋ki mie膰 protez臋 z hakiem, a to ze wzgl臋d贸w bezpiecze艅stwa. Personel ca艂kowicie pozbawiony ko艅czyn g贸rnych nosi ksi膮偶ki w z臋bach (panuje tendencja, 偶eby nie udost臋pnia膰 tom贸w o formacie wi臋kszym ni偶 贸semkowy).
(1981)
JAK ROZUMNIE SP臉DZA膯 WAKACJE
Kiedy zbli偶aj膮 si臋 letnie wakacje, chwalebny zwyczaj nakazuje tygodnikom politycznym i kulturalnym podsun膮膰 swoim czytelnikom co najmniej dziesi臋膰 m膮drych ksi膮偶ek, kt贸re pozwol膮 im rozumnie sp臋dzi膰 rozumne wakacje. Przewa偶a jednak nieprzyjemny zwyczaj nakazuj膮cy traktowa膰 czytelnika jak osob臋 niedorozwini臋t膮 i nawet s艂awni pisarze staraj膮 si臋 proponowa膰 ksi膮偶ki, kt贸re ludzie o 艣rednim wykszta艂ceniu powinni byli przeczyta膰 najp贸藕niej przed matur膮. Wydaje si臋 nam czym艣 obra藕liwym, a przynajmniej poklepywaniem czytelnika po ramieniu, doradzanie mu, bo ja wiem, niemieckiego orygina艂u „Powinowactwa z wyboru”, Prousta w wydaniu Pleiade albo 艂aci艅skich utwor贸w Petrarki. Musimy uwzgl臋dni膰 fakt, 偶e czytelnik, od tak dawna zasypywany tego rodzaju radami, musi stawa膰 si臋 coraz bardziej wymagaj膮cy, a jednocze艣nie nie mo偶emy traci膰 z oczu tych, kt贸rzy nie mog膮c sobie pozwoli膰 na kosztowne wakacje, gotowi s膮 prze偶y膰 przygod臋 niedrog膮 i podniecaj膮c膮.
Komu艣, kto zamierza sp臋dza膰 d艂ugie godziny na pla偶y, doradza艂bym „Ars magna lucis et umbrae” ojca Athanasiusa Kirchera, rzecz fascynuj膮c膮 dla czytelnika, kt贸ry wystawiwszy si臋 na dzia艂anie promieni podczerwonych, zechce zaduma膰 si臋 nad cudowno艣ci膮 艣wiat艂a i zwierciade艂. Rzymskie wydanie z 1645 roku jest nadal dost臋pne w antykwariatach, za sumy bezspornie ni偶sze od tych, jakie Calvi wyeksportowa艂 do Szwajcarii. Nie zaleca艂bym wypo偶yczania tej pozycji z biblioteki, poniewa偶 mo偶na j膮 znale藕膰 jedynie w zabytkowych pa艂acach, gdzie personel biblioteczny sk艂ada si臋 zwykle z ludzi bez prawej r臋ki i lewego oka, kt贸rzy spadaj膮 z drabiny, kiedy pn膮 si臋 ku p贸艂kom z cymeliami. Dalsz膮 niedogodno艣ci膮 s膮 mole ksi膮偶kowe oraz krucho艣膰 kart, nie nale偶y wi臋c czyta膰 takiego dzie艂a, kiedy wiatr porywa pla偶owe parasole.
M艂odzieniec, kt贸ry podr贸偶uje po Europie z okresowym biletem kolejowym drugiej klasy w kieszeni, nara偶ony jest wi臋c na lektur臋 w zat艂oczonym poci膮gu, gdzie stoi si臋 wystawiaj膮c jedn膮 r臋k臋 za okno, m贸g艂by zabra膰 ze sob膮 przynajmniej trzy z sze艣ciu wydanych u Einaudiego tom贸w Ramusia, kt贸re mo偶na doskonale czyta膰 trzymaj膮c jeden w r臋ku, drugi pod pach膮, a trzeci mi臋dzy udami. Czytanie w trakcie podr贸偶y o podr贸偶y to prze偶ycie bardzo intensywne i pobudzaj膮ce.
M艂odzie艅com, kt贸rzy wyrwali si臋 ze szpon贸w polityki (albo si臋 do niej rozczarowali), a mimo to pragn膮 by膰 na bie偶膮co w sprawach Trzeciego 艢wiata, proponowa艂bym jakie艣 arcydzie艂o filozofii muzu艂ma艅skiej. Adelphi opublikowa艂 ostatnio „Ksi臋g臋 rad”, kt贸rej autorem jest Kay Ka'us ibn Iskandar, lecz niestety w tym wydaniu zrezygnowano z orygina艂u ira艅skiego, przez co gubi si臋 oczywi艣cie ca艂y smak tekstu. Godnym natomiast polecenia dzie艂em jest „Kitab al-s'ada wa'L is'ad” Abul'l-Hasana Al'Amiriego, dost臋pne w Teheranie w wydaniu krytycznym z 1957 roku.
Poniewa偶 jednak nie wszyscy czytaj膮 swobodnie w j臋zykach Bliskiego Wschodu, dla tych, kt贸rzy w臋druj膮 samochodem, a nie maj膮 k艂opot贸w z nadmiernym baga偶em, doskona艂a by艂aby, jak mniemam, kompletna „Patrologia” Migne'a. Odradza艂bym pisma ojc贸w greckich przed Soborem Florenckim z 1440 roku, gdy偶 trzeba by zabra膰 ze sob膮 161 wolumin贸w wydania grecko-艂aci艅skiego i 81 wydania 艂aci艅skiego, gdy tymczasem, decyduj膮c si臋 na ojc贸w 艂aci艅skich sprzed 1216 roku, wystarczy zabra膰 218 wolumin贸w. Zdaj臋 sobie spraw臋, 偶e nie wszystkie tomy s膮 dost臋pne na rynku, od czego jednak fotokopiarki! Tym, kt贸rzy maj膮 zainteresowania mniej specjalistyczne, doradza艂bym lektur臋 (oczywi艣cie w oryginale) paru solidniejszych dzie艂 wywodz膮cych si臋 z tradycji kabalistycznej (s膮 w dzisiejszych czasach niezb臋dne dla zrozumienia nowoczesnej poezji). Wystarczy kilka pozycji: naturalnie Sepher Jezirah, Zohar, Moj偶esz Kordowe-ro i Izaak Luria. Zestaw kabalistyczny nadaje si臋 zreszt膮 wspaniale do wykorzystania w dzia艂alno艣ci Klub贸w 艢r贸dziemnomorskich, kt贸rych animatorzy mog膮 utworzy膰 dwie grupy wsp贸艂zawodnicz膮ce ze sob膮 w budowaniu jak najsympatyczniejszego Golenia. A wreszcie tym, kt贸rzy maj膮 trudno艣ci z hebrajskim, pozostaje zawsze Corpus hermeticum i pisma gnostyczne (lepiej wybra膰 Walentyna, gdy偶 Bazylides jest cz臋sto zbyt rozwlek艂y i irytuj膮cy).
To wszystko (i o wiele wi臋cej) poleca艂bym ludziom spragnionym wakacji rozumnych. W przeciwnym razie nie ma dyskusji, zabierajcie ze sob膮 Grundrisse, Ewangelie apokryficzne i inedita Peirce'a na mikrofilmach. W ko艅cu tygodniki kulturalne nie s膮 periodykami dla szko艂y podstawowej.
(1981)
JAK WYROBI膯 SOBIE NOWE PRAWO JAZDY
W maju 1981 roku jestem przejazdem w Amsterdamie, gdzie gubi臋 (albo kradn膮 mi w tramwaju, jako 偶e nawet w Holandii s膮 kieszonkowcy) portfel, w kt贸rym by艂o niewiele pieni臋dzy, ale za to rozmaite legitymacje i dokumenty. Spostrzegam to w chwili wyjazdu, ju偶 na dworcu lotniczym; od razu te偶 zauwa偶am brak karty kredytowej. P贸艂 godziny przed odlotem ruszam wi臋c na poszukiwanie posterunku, 偶eby zg艂osi膰 zgub臋, pi臋膰 minut p贸藕niej przyjmuje mnie sier偶ant policji dworcowej, kt贸ry dobr膮 angielszczyzn膮 wyja艣nia, 偶e sprawa nie nale偶y do jego kompetencji, poniewa偶 portfel zosta艂 zgubiony w mie艣cie, godzi si臋 jednak wystuka膰 na maszynie moje zg艂oszenie, zapewnia, 偶e o dziewi膮tej, zaraz po otwarciu biur, osobi艣cie zadzwoni do American Express, i w ci膮gu dziesi臋ciu minut za艂atwia holendersk膮 stron臋 mojej sprawy. Po powrocie do Mediolanu dzwoni臋 do American Express, wszyscy dowiaduj膮 si臋, jaki by艂 numer mojej karty, nast臋pnego dnia mam ju偶 now膮. Jak偶e pi臋kne jest 偶ycie w cywilizowanym 艣wiecie - powiadam sobie.
Nast臋pnie dokonuj臋 przegl膮du zgubionych legitymacji i sk艂adam odpowiednie o艣wiadczenie na policji. Zajmuje mi to dziesi臋膰 minut. Wspaniale - m贸wi臋 sobie - nasza policja nie ust臋puje w niczym holenderskiej. W艣r贸d straconych dokument贸w by艂a legitymacja dziennikarska, po trzech dniach otrzymuj臋 duplikat. Idzie jak z p艂atka.
Niestety zgubi艂em te偶 prawo jazdy. Jestem przekonany, 偶e to nic takiego. Sprawa ma zwi膮zek z przemys艂em samochodowym, nasza przysz艂o艣膰 to Ford, jeste艣my krajem autostrad. Telefonuj臋 do Automobile Club, gdzie oznajmiaj膮, 偶e wystarczy, bym poda艂 numer zgubionego dokumentu. Spostrzegam, 偶e nigdzie nie jest zapisany, poza oczywi艣cie samym prawem jazdy, i pr贸buj臋 dowiedzie膰 si臋, czy nie mogliby zajrze膰 do kartoteki pod moje nazwisko i znale藕膰 ten numer. Wygl膮da jednak, 偶e nie da si臋 tego zrobi膰.
Musz臋 korzysta膰 z samochodu, to sprawa 偶ycia i 艣mierci, postanawiam wi臋c zrobi膰 co艣, czego zwykle si臋 wystrzega艂em, a mianowicie osi膮gn膮膰 cel drogami okr臋偶nymi, dost臋pnymi dla nielicznych. Zwykle wystrzegam si臋 tego, bo nie chc臋 naprzykrza膰 si臋 przyjacio艂om i znajomym, boj臋 si臋 bowiem, 偶e to samo mog艂oby spotka膰 mnie z ich strony, zreszt膮 mieszkam przecie偶 w Mediolanie, a kiedy w Mediolanie chce si臋 uzyska膰 jaki艣 dokument od w艂adz miasta, nie trzeba telefonowa膰 do burmistrza, wystarczy stan膮膰 w kolejce do okienka, w kt贸rym sprawa zostanie sprawnie za艂atwiona. Ale tak to ju偶 jest, samoch贸d nam wszystkim dzia艂a na nerwy, dzwoni臋 wi臋c do Rzymu do grubej ryby z Automobile Club, ta za艣 kieruje mnie do innej grubej ryby, ale z mediola艅skiego Automobile Club, mediola艅ska gruba ryba poleca za艣 swojej sekretarce zrobi膰 w mojej sprawie wszystko co si臋 da. Sekretarka jest bardzo mi艂a, lecz mo偶e zrobi膰 bardzo ma艂o.
Zapoznaje mnie z paroma sztuczkami, namawia, 偶ebym poszuka艂 starego pokwitowania z firmy AVIS, wynajmuj膮cej samochody, gdy偶 wpisano na nim przez kalk臋 numer prawa jazdy; dzi臋ki jej pomocy mog臋 upora膰 si臋 w ci膮gu jednego dnia z czynno艣ciami wst臋pnymi, teraz wi臋c kieruje mnie tam, dok膮d nale偶y si臋 uda膰, to znaczy do odpowiedniego wydzia艂u prefektury, ogromnego holu, gdzie t艂oczy si臋 zdesperowany i cuchn膮cy t艂um, przypomina to dworzec w New Delhi z filmu o buncie sipaj贸w; petenci, opowiadaj膮cy sobie historie, od kt贸rych w艂os si臋 je偶y („jestem tu od czas贸w wojny w Libii”), obozuj膮 z termosami i kanapkami, a kiedy przychodzi ich kolej, okienko si臋 zamyka - co zdarzy艂o si臋 w艂a艣nie mnie.
Tak czy inaczej, musz臋 powiedzie膰, 偶e trzeba po艣wi臋ci膰 par臋 dni na stanie w kolejce, przy czym za ka偶dym razem, kiedy cz艂owiek dociera do okienka, okazuje si臋, 偶e musi wype艂ni膰 inny formularz albo kupi膰 innego rodzaju znaczki skarbowe, a potem stan膮膰 grzecznie na ko艅cu ogonka, co jednak, jak wiadomo, nale偶y do porz膮dku rzeczy. Wszystko dobrze - m贸wi膮 mi w ko艅cu - prosz臋 stawi膰 si臋 za dwa tygodnie. Do tego czasu pozostaje taks贸wka.
Dwa tygodnie p贸藕niej, przeskoczywszy paru petent贸w, kt贸rzy poddali si臋 i zapadli w 艣pi膮czk臋 przed艣miertn膮, dowiaduj臋 si臋 w okienku, 偶e z powodu b膮d藕 to b艂臋dnego zapisu, b膮d藕 wady kalki, b膮d藕 wreszcie stanu starego ju偶 dokumentu numer odczytany z rachunku firmy A VIS jest niew艂a艣ciwy. Nic si臋 nie da zrobi膰, je艣li nie podam numeru w艂a艣ciwego. „No dobrze - powiadam - z pewno艣ci膮 nie mo偶e pani szuka膰 numeru, kt贸rego nie umiem poda膰, ale mo偶na przecie偶 zajrze膰 pod nazwisko Eco i ustali膰 ten numer”. Nie, mo偶e wskutek z艂ej woli, mo偶e nadmiaru pracy, a mo偶e tego, 偶e prawa jazdy archiwizuje si臋 wed艂ug numer贸w, jest to niemo偶liwe. „Prosz臋 spr贸bowa膰 - radz膮 mi - w Alessandrii, gdzie wiele lat temu robi艂 pan prawo jazdy. Tam powinni odnale藕膰 pa艅ski numer”.
Nie mam czasu na jazd臋 do Alessandrii - mi臋dzy innymi dlatego, 偶e nie mog臋 prowadzi膰 samochodu - tak wi臋c raz jeszcze wybieram drog臋 na skr贸ty: telefonuj臋 do kolegi z liceum, kt贸ry jest teraz grub膮 ryb膮 w tamtejszych finansach, i prosz臋, by zadzwoni艂 do wydzia艂u ruchu. Kolega podejmuje decyzj臋 r贸wnie nikczemn膮 i telefonuje bezpo艣rednio do grubej ryby z ruchu, kt贸ra wyja艣nia, 偶e tego rodzaju dane mo偶na ujawnia膰 wy艂膮cznie policji. Zdajesz sobie spraw臋, czytelniku, na jakie niebezpiecze艅stwo narazi艂yby si臋 organa pa艅stwowe, gdyby numer mojego prawa jazdy mo偶na by艂o poda膰 pierwszemu lepszemu osobnikowi; Kadafi i KGB tylko na to czekaj膮. Tak wi臋c jest to informacja 艣ci艣le tajna.
Si臋gam znowu pami臋ci膮 wstecz i przypominam sobie innego koleg臋 ze szko艂y, kt贸ry jest teraz grub膮 ryb膮 w organach pa艅stwowych, ale sugeruj臋 mu, 偶eby nie zwraca艂 si臋 do os贸b wysoko postawionych w s艂u偶bach ruchu, gdy偶 sprawa jest niebezpieczna i mog艂aby trafi膰 do komisji parlamentarnej. Lepiej znale藕膰 jakiego艣 funkcjonariusza niskiej rangi, cho膰by nocnego str贸偶a, kt贸rego da艂oby si臋 przekupi膰, 偶eby w czasie s艂u偶by zerkn膮艂 do kartotek. Gruba ryba z organ贸w pa艅stwowych zna na szcz臋艣cie osobisto艣膰 艣redniej rangi w s艂u偶bie ruchu, cz艂owieka, kt贸rego nie trzeba przekupywa膰, gdy偶 jest sta艂ym czytelnikiem L'Espresso i z czystej mi艂o艣ci dla kultury got贸w jest odda膰 t臋 niebezpieczn膮 przys艂ug臋 swojemu ulubionemu felietoni艣cie (czyli mnie). Nie wiem, jakie posuni臋cie wykona艂 ten 艣mia艂ek, jest jednak faktem, 偶e nast臋pnego dnia mam ju偶 numer mojego prawa jazdy, numer, kt贸rego pozwol臋 sobie jednak nie wyjawi膰 czytelnikom, gdy偶 mam rodzin臋.
Z owym numerem (kt贸ry teraz zapisuje gdzie tylko si臋 da i chowam w skrytkach na wypadek kradzie偶y albo zgubienia) wystaj臋 znowu w ogonkach w mediola艅skim wydziale ruchu i wreszcie ukazuj臋 go podejrzliwym oczom urz臋dnika, ten za艣 z u艣miechem pozbawionym 艣ladu ludzkich uczu膰 komunikuje mi, 偶e musz臋 ujawni膰 jeszcze numer pisma, kt贸rym w odleg艂ych latach pi臋膰dziesi膮tych w艂adze alessandryjskie przekaza艂y numer prawa jazdy w艂adzom mediola艅skim.
Znowu telefony do koleg贸w szkolnych, nieszcz臋sna osobisto艣膰 艣redniego szczebla, kt贸ra tyle ju偶 ryzykowa艂a, raz jeszcze bierze zadanie na swoje barki, pope艂nia par臋 tuzin贸w przest臋pstw, wydobywa informacj臋 tak zazdro艣nie strze偶on膮 przez karabinier贸w i podaje mi numer pisma, ja za艣 ukrywam natychmiast te cyfry, gdy偶, jak wiadomo, 艣ciany maj膮 uszy.
Wracam do mediola艅skiego wydzia艂u, jeszcze tylko par臋 dni w ogonku i uzyskuj臋 obietnic臋, 偶e za dwa tygodnie zaczarowany dokument znajdzie si臋 w moich r臋kach. Mamy czerwiec w pe艂ni, wreszcie dostaj臋 papier, kt贸ry po艣wiadcza, 偶e z艂o偶y艂em podanie o wystawienie prawa jazdy. Oczywi艣cie nie przewidziano 偶adnego kwestionariusza uwzgl臋dniaj膮cego przypadek zgubienia cennego dokumentu i wr臋czony mi formularz jest zg艂oszeniem na nauk臋 dla kogo艣, kto prawa jazdy jeszcze nie posiada. Pokazuj臋 go policjantowi i pytam, czy z czym艣 takim mog臋 prowadzi膰 samoch贸d, ale wyraz jego twarzy wprawia mnie w przygn臋bienie: daje mi do zrozumienia, 偶e gdyby on przy艂apa艂 mnie za kierownic膮, po偶a艂owa艂bym, i偶 przyszed艂em na 艣wiat.
Rzeczywi艣cie 偶a艂uj臋 i wracam do urz臋du, gdzie po kilku dniach dowiaduj臋 si臋, 偶e papier, kt贸ry otrzyma艂em, jest, by tak rzec, ledwie aperitifem; musz臋 poczeka膰 na nast臋pny dokument, po艣wiadczaj膮cy, 偶e zgubi艂em prawo jazdy i mog臋 prowadzi膰 samoch贸d, dop贸ki nie uzyskam duplikatu, poniewa偶 w艂adze sprawdzi艂y ju偶, 偶e mia艂em orygina艂. T臋 informacj臋 posiadaj膮 wszyscy, od policji holenderskiej do kwestury w艂oskiej, a tak偶e urz膮d wydaj膮cy prawa jazdy, kt贸ry jednak nie chce poda膰 jej do publicznej wiadomo艣ci, dop贸ki sprawy nie przemy艣li. Prosz臋 zauwa偶y膰, 偶e urz膮d dysponuje ju偶 ca艂膮 wiedz膮, jakiej potrzebuje, i cho膰by nie wiem jak d艂ugo my艣la艂 nad spraw膮, niczego wi臋cej si臋 nie dowie. Ale cierpliwo艣ci. Pod koniec czerwca przychodz臋 wielokrotnie, 偶eby uzyska膰 jakie艣 informacje o losach duplikatu, ale wygl膮da na
to, 偶e jego przygotowanie wymaga wielkiego nak艂adu pracy, jestem sk艂onny w to uwierzy膰, gdy偶 偶膮daj膮 ode mnie mn贸stwa dokument贸w i fotografii; ta legitymacja musi by膰 czym艣 w rodzaju paszportu o stronicach opatrzonych znakami wodnymi lub czym艣 podobnym. Poniewa偶 wyda艂em ju偶 osza艂amiaj膮ce sumy na taks贸wki, z ko艅cem czerwca zaczynam rozgl膮da膰 si臋 znowu za drog膮 na skr贸ty. Pisz臋 do gazet, mo偶e, do licha, kto艣 zechce mi pom贸c pod pretekstem, 偶e musz臋 je藕dzi膰 samochodem ze wzgl臋du na dobro publiczne. Za po艣rednictwem dw贸ch mediola艅skich redakcji (Repubblica i L`Espresso) nawi膮zuj臋 kontakt z wydzia艂em prasowym prefektury, a tam poznaj臋 sympatyczn膮 pani膮, kt贸ra deklaruje gotowo艣膰 zaj臋cia si臋 moj膮 spraw膮. Sympatyczna pani ani my艣li trwoni膰 czasu przy telefonie; 艣mia艂ym krokiem pod膮偶a do wydzia艂u komunikacyjnego i penetruje tajne obszary, do kt贸rych profani nie maj膮 dost臋pu, szpera w labiryncie pism spoczywaj膮cych tam od niepami臋tnych czas贸w. Co dok艂adnie tam robi - nie mam poj臋cia (s艂ysz臋 tylko zduszone okrzyki, huk wal膮cych si臋 akt, przez szpar臋 u do艂u drzwi dobywaj膮 si臋 k艂臋by kurzu). Wreszcie pani staje na progu, dzier偶y w d艂oni 偶贸艂ty formularz na papierze delikatnym jak kartki, kt贸re obs艂uga parking贸w wk艂ada pod wycieraczki, o wymiarach osiemna艣cie na trzydzie艣ci centymetr贸w. Formularz jest bez fotografii, wype艂niony atramentem, kt贸ry rozlewa si臋, jakby stal贸wk臋 Perry maczano w ka艂amarzu typu Cuore, pe艂nym m臋t贸w i zawiesin odpowiedzialnych za kleksy na porowatym papierze. Jest tam moje nazwisko oraz numer zgubionego prawa jazdy, pismem maszynowym za艣 podano do wiadomo艣ci, 偶e niniejsze za艣wiadczenie zast臋puje „wy偶ej opisane” prawo jazdy, ale jego wa偶no艣膰 wygasa z dniem dwudziestego dziewi膮tego grudnia (data zosta艂a oczywi艣cie dobrana w ten spos贸b, 偶eby ofiara pokonywa艂a w艂a艣nie zakr臋ty w jakiej艣 alpejskiej miejscowo艣ci, najlepiej podczas zamieci 艣nie偶nej, daleko od domu, gdy偶 wtedy policja drogowa b臋dzie mia艂a pe艂ne prawo aresztowa膰 j膮 i podda膰 torturom).
Za艣wiadczenie umo偶liwia mi prowadzenie samochodu we W艂oszech, podejrzewam jednak, 偶e wprawi艂oby w zak艂opotanie policjanta, kt贸remu okaza艂bym je za granic膮. Cierpliwo艣ci. Na razie mog臋 je藕dzi膰. Streszczaj膮c si臋, powiem tylko, i偶 w grudniu mojego prawa jazdy nadal nie ma, napotykam na op贸r, kiedy chc臋 przed艂u偶y膰 za艣wiadczenie, raz jeszcze wzywam na pomoc wydzia艂 prasowy prefektury, odzyskuj臋 swoje za艣wiadczenie, na kt贸rym kto艣 niepewn膮 r臋k膮 dopisa艂 to, co m贸g艂bym dopisa膰 sobie sam, a mianowicie, 偶e zosta艂o przed艂u偶one do czerwca nast臋pnego roku (tym razem dat臋 dobrano tak, by mo偶na mnie by艂o przy艂apa膰 podczas jazdy wzd艂u偶 wybrze偶a), ponadto za艣 udziela mi si臋 informacji, 偶e w czerwcu wa偶no艣膰 za艣wiadczenia zostanie przed艂u偶ona, gdy偶 sprawa wydania nowego prawa jazdy musi potrwa膰 d艂u偶ej. Towarzysze niedoli poznani w ogonkach donosz膮 za艂amanymi g艂osami, 偶e s膮 tacy, kt贸rzy czekaj膮 dwa albo trzy lata na nowe prawo jazdy.
Przedwczoraj przyklei艂em do za艣wiadczenia znaczek skarbowy za rok. W艂a艣ciciel sklepu z tytoniem doradzi艂 mi, bym go nie stemplowa艂, bo przecie偶, kiedy przy艣l膮 mi prawo jazdy, b臋d臋 musia艂 kupi膰 nast臋pny. Wydaje mi si臋 jednak, 偶e nieostemplowanie oznacza艂oby naruszenie prawa.
W tym miejscu nasuwaj膮 mi si臋 trzy uwagi. Po pierwsze, je艣li za艣wiadczenie uzyska艂em po dw贸ch miesi膮cach, to tylko dlatego, 偶e wykorzysta艂em szereg przywilej贸w, jakimi ciesz臋 si臋 dzi臋ki statusowi spo艂ecznemu i wykszta艂ceniu, 偶e uda艂o mi si臋 zaanga偶owa膰 w spraw臋 kilka wa偶nych osobisto艣ci z trzech miast, sze艣ciu instytucji pa艅stwowych i prywatnych, a ponadto jeden dziennik i jeden tygodnik, oba o zasi臋gu og贸lnokrajowym. Gdybym by艂 sklepikarzem albo urz臋dnikiem, musia艂bym kupi膰 sobie rower. 呕eby mie膰 prawo jazdy, trzeba by膰 Licio Gellim.
Druga uwaga to ta, 偶e za艣wiadczenie, kt贸re przechowuj臋 pieczo艂owicie w portfelu, jest papierem bezwarto艣ciowym, 艂atwiutkim do podrobienia i 偶e w naszym kraju mn贸stwo kierowc贸w prowadzi samochody, chocia偶 nie spos贸b mie膰 zaufania do ich dokument贸w. Trzecia uwaga wymaga od czytelnika koncentracji i wyobra偶enia sobie prawa jazdy. Zwa偶ywszy, 偶e otrzymuje si臋 je dzisiaj bez ok艂adki, kt贸r膮 nale偶y samemu sobie kupi膰, prawo jazdy to dwu- lub trzystronicowy zeszycik z fotografi膮, wydrukowany na pod艂ym papierze. Te zeszyciki nie s膮 produkowane w Fabriano jak ksi膮偶ki Franca Marii Ricciego, nie s膮 z papieru r臋cznie czerpanego przez bieg艂ych rzemie艣lnik贸w, mo偶na wydrukowa膰 je w pierwszej lepszej drukarni, a od czas贸w Gutenberga cywilizacja zachodnia jest w stanie wyprodukowa膰 wiele ich tysi臋cy w ci膮gu niewielu godzin (z drugiej strony ju偶 Chi艅czycy wynale藕li dosy膰 szybkie metody kopiowania pisma odr臋cznego).
Czego wi臋c trzeba, 偶eby przygotowa膰 tysi膮ce takich zeszycik贸w, przyklei膰 fotografi臋 ofiary i wydawa膰 je przy pomocy automatu? Co dzieje si臋 w zakamarkach odpowiedniego urz臋du?
Wszyscy doskonale zdajemy sobie spraw臋 z tego, 偶e cz艂onek Czerwonych Brygad mo偶e mie膰 w ci膮gu paru godzin dziesi膮tki fa艂szywych praw jazdy, a prosz臋 zwa偶y膰, i偶 sporz膮dzenie fa艂szywego dokumentu jest bardziej pracoch艂onne ni偶 wykonanie autentycznego. Je艣li wi臋c nie chcemy, aby pozbawiony prawa jazdy obywatel zacza艂 ucz臋szcza膰 do ciesz膮cych si臋 z艂膮 s艂aw膮 bar贸w w nadziei nawi膮zania kontaktu z Czerwonymi Brygadami, mamy tylko jedno rozwi膮zanie: zatrudni膰 skruszonych cz艂onk贸w Czerwonych Brygad w wydziale ruchu. Oni maj膮 to, co nazywamy know how, nie brak im wolnego czasu, praca, jak wiemy, wyzwala cz艂owieka, za jednym zamachem zwalnia si臋 mn贸stwo cel w wi臋zieniach, osoby, kt贸re przymusowa gnu艣no艣膰 mog艂aby pchn膮膰 do niebezpiecznych mrzonek o wszechmocy, staj膮 si臋 spo艂ecznie u偶yteczne, oddaje si臋 przys艂ug臋 zar贸wno obywatelowi na czterech k贸艂kach, jak psu o sze艣ciu nogach.
Mo偶e to jednak zbyt proste. Zapami臋tajcie moje s艂owa: za t膮 histori膮 z prawem jazdy kryj膮 si臋 machinacje jakiego艣 obcego mocarstwa.
(1982)
JAK KORZYSTA膯 Z INSTRUKCJI
Wszyscy ucierpieli艣my z powodu cukierniczek, kt贸re maj膮 t臋 w艂a艣ciwo艣膰, 偶e kiedy bywalec kawiarni nabiera cukier, wieczko opada niby gilotyna, wytr膮caj膮c 艂y偶eczk臋 z r臋ki, wskutek czego cukier rozsypuje si臋 po otoczeniu. Wszyscy pomy艣leli艣my, 偶e wynalazca tego urz膮dzenia powinien trafi膰 do obozu koncentracyjnego. On jednak najprawdopodobniej korzysta z owoc贸w swojej zbrodni, wyleguj膮c si臋 na jakiej艣 ekskluzywnej pla偶y. Ameryka艅ski humorysta Shelley Berman wypowiedzia艂 pogl膮d, 偶e ten sam cz艂owiek wynajdzie wkr贸tce bezpieczne auto z drzwiczkami, kt贸re otwieraj膮 si臋 tylko od wewn膮trz.
Je藕dzi艂em przez kilka lat doskona艂ym pod wieloma wzgl臋dami samochodem, kt贸ry mia艂 jednak t臋 wad臋, 偶e popielniczka by艂a umieszczona na lewych drzwiach. Wszyscy wiedz膮, 偶e prowadz膮c samoch贸d trzyma si臋 kierownic臋 lew膮 r臋k膮, prawa za艣 jest wolna i s艂u偶y do zmiany bieg贸w oraz uruchamiania r贸偶nych urz膮dze艅. Je艣li kto艣 pali siedz膮c za kierownic膮 (a przyznaj臋, 偶e to brzydki nawyk), trzyma papierosa w prawej r臋ce. Je艣li w tej sytuacji chce si臋 strzepn膮膰 popi贸艂 na lewo od lewego ramienia, trzeba wykona膰 skomplikowan膮 operacj臋, odrywaj膮c przy tym wzrok od jezdni. Je艣li samoch贸d osi膮ga, jak to by艂o w przypadku tego, o kt贸rym m贸wi臋, sto osiemdziesi膮t kilometr贸w na godzin臋, strz膮艣ni臋cie popio艂u do popielniczki wymaga rozproszenia na kilka sekund uwagi i oznacza grzech sodomii pope艂niony na TIR-ze. Projektant jest odpowiedzialny za 艣mier膰 wielu os贸b, i to nie z powodu raka p艂uc, lecz wskutek zderzenia z obcym cia艂em.
Rozkoszuj臋 si臋 rozmaitymi komputerowymi programami edytorskimi. Kupuj膮c jeden z tych program贸w, otrzymuje si臋 pakiecik z dyskietkami, instrukcj臋 oraz licencj臋, co kosztuje od o艣miuset tysi臋cy do p贸艂tora miliona lir贸w, a nast臋pnie mo偶na skorzysta膰 z pomocy instruktora zatrudnionego przez, firm臋 lub nauczy膰 si臋 czego trzeba samemu, z podr臋cznika. Instruktor jest zazwyczaj wyszkolony przez wynalazc臋 wspomnianej wy偶ej cukierniczki i najlepiej otworzy膰 do niego ogie艅 z magnum, jak tylko postawi stop臋 w twoim domu. Dostaniesz za to dwadzie艣cia lat, mo偶e mniej, je艣li we藕miesz dobrego adwokata, ale zaoszcz臋dzisz mn贸stwo czasu.
Prawdziwej biedy napytasz sobie jednak bior膮c do r臋ki podr臋cznik, a dodam, 偶e moje spostrze偶enia odnosz膮 si臋 do wszelkich podr臋cznik贸w omawiaj膮cych wszelkie typy informatycznych artefakt贸w. Podr臋cznik komputerowy jawi si臋 w kszta艂cie plastikowej ok艂adki o ostrych rogach, kt贸rej nie mo偶na zostawia膰 w zasi臋gu dzieci. Kiedy wydobywasz podr臋czniki z ok艂adek, robi膮 wra偶enie wielostronicowych ksi膮g oprawionych w 偶elbeton, a wi臋c nie nadaj膮cych si臋 do przenoszenia z saloniku do gabinetu, a na dodatek opatrzono je w takie tytu艂y, by艣 nie wiedzia艂, od kt贸rego nale偶y zacz膮膰 lektur臋. Firmy maj膮ce mniejsze upodobanie do sadyzmu podsuwaj膮 na og贸艂 dwa podr臋czniki, bardziej perwersyjne - cztery.
Na pierwszy rzut oka jeden omawia kwestie krok po kroku, 偶eby ka偶dy g艂upi m贸g艂 zrozumie膰, drugi jest przeznaczony dla ekspert贸w, trzeci dla zawodowc贸w, i tak dalej. To wra偶enie jest b艂臋dne. Ka偶dy z nich bowiem omawia sprawy, kt贸re inny przemilcza, rady do natychmiastowego zastosowania znajduj膮 si臋 w podr臋czniku dla in偶ynier贸w, rady dla in偶ynier贸w w podr臋czniku dla g艂upc贸w. Poza tym przewiduje si臋, 偶e przez najbli偶sze dziesi臋膰 lat b臋dziesz wzbogaca艂 podr臋cznik, ma on wi臋c posta膰 segregatora z mniej wi臋cej trzystoma lu藕nymi kartkami.
Ka偶dy, kto mia艂 do czynienia z segregatorami, wie, 偶e wystarczy przekartkowa膰 je raz albo dwa, by dziurki si臋 poprzerywa艂y, w wyniku czego wkr贸tce segregator eksploduje i kartki fruwaj膮 po ca艂ym pokoju - nie wspominaj膮c ju偶 nawet o trudno艣ci, jak膮 sprawia odwracanie stron. Istoty ludzkie przywyk艂y, szukaj膮c informacji, pos艂ugiwa膰 si臋 przedmiotami nosz膮cymi nazw臋 ksi膮偶ek, kt贸rych strony miewaj膮 kolorowe brze偶ki lub wci臋cia jak w ksi膮偶ce telefonicznej, dzi臋ki czemu mo偶na szybko znale藕膰 to, czego si臋 szuka. Autorzy podr臋cznik贸w komputerowych nie maj膮 poj臋cia o tym jak偶e ludzkim przyzwyczajeniu i podsuwaj膮 nam rzeczy, kt贸rych trwa艂o艣膰 obliczona jest na jakie艣 osiem godzin. Jedyne racjonalne rozwi膮zanie to rozebra膰 taki podr臋cznik, studiowa膰 go p贸艂 roku, korzystaj膮c z pomocy znajomego etruskologa, spisa膰 tre艣膰 na czterech fiszkach (w zupe艂no艣ci wystarczy), a sam podr臋cznik wyrzuci膰.
(1985)
JAK UNIKA膯 CHOR脫B ZAKA殴NYCH
Wiele lat temu pewien aktor telewizyjny, nie kryj膮cy si臋 ze swoim homoseksualizmem, powiedzia艂 m艂odemu pieszczoszkowi, kt贸rego jawnie pr贸bowa艂 uwie艣膰: „Zadajesz si臋 z kobietami? Nie wiesz, 偶e grozi to rakiem?” To b艂yskotliwe powiedzonko jest nadal cytowane na korytarzach przy corso Sempione, ale teraz nie pora ju偶 na 偶arty. Przeczyta艂em, 偶e zdaniem profesora Matrego stosunek heteroseksualny mo偶e doprowadzi膰 do zachorowania na raka. Najwy偶szy czas. Powiem wi臋cej: stosunek heteroseksualny to najkr贸tsza droga do 艣mierci; przecie偶 nawet dziecko wie, 偶e ma on na celu prokreacj臋, a im wi臋cej ludzi si臋 rodzi, tym wi臋cej umiera.
Psychoza AIDS grozi艂a ograniczeniem aktywno艣ci wy艂膮cznie homoseksualist贸w, co 艣wiadczy艂o o s艂abym poczuciu demokracji. Teraz ograniczymy r贸wnie偶 aktywno艣膰 heteroseksualn膮 i znowu wszyscy b臋dziemy r贸wni. 呕yli艣my sobie w stanie ca艂kowitej beztroski, a przypomnienie sobie smarowaczy* [przyp.: Chodzi o osoby, kt贸re podczas epidemii d偶umy w Mediolanie w 1630 roku podejrzewano o to, 偶e smaruj膮c ludzi i przedmioty paskudn膮 materi膮 szerz膮 epidemi臋. Przyp. t艂um.] przywr贸ci nam wyrazist膮 艣wiadomo艣膰 naszych praw i obowi膮zk贸w.
Warto jednak podkre艣li膰, 偶e problem AIDS jest powa偶niejszy ni偶 s膮dzimy, i dotyczy nie tylko homoseksualist贸w. Nie chcia艂bym zosta膰 pos膮dzony o szerzenie bez powodu nastroj贸w alarmistycznych, pozwol臋 sobie jednak zasygnalizowa膰 inne grupy podwy偶szonego ryzyka.
Wolne zawody
Nie chodzi膰 do awangardowych teatr贸w w Nowym Jorku, wiadomo bowiem powszechnie, 偶e aktorzy angielskoj臋zyczni ze wzgl臋d贸w fonetycznych pluj膮 przy m贸wieniu, wystarczy przyjrze膰 si臋 im pod 艣wiat艂o z profilu, a w teatrach eksperymentalnych widz jest blisko aktora i grozi mu opryskanie 艣lin膮. Je艣li jeste艣 cz艂onkiem parlamentu, trzymaj si臋 z daleka od mafii, aby艣 nie musia艂 ca艂owa膰 r臋ki ojca chrzestnego. Odradzam r贸wnie偶 camorr臋, a to z powodu obrz膮dku, przy kt贸rym niezb臋dna jest krew. Je艣li kto艣 chce zrobi膰 karier臋 polityczn膮 w Katolickim Ruchu Spo艂ecznym, musi mimo wszystko unika膰 przyjmowania komunii, gdy偶 zarazki przenosz膮 si臋 z ust do ust poprzez palce kap艂ana, nie m贸wi膮c ju偶 nawet o ryzyku zwi膮zanym ze zbli偶eniem podczas spowiedzi.
Pro艣ci obywatele i robotnicy
Do grupy podwy偶szonego ryzyka wypada zaliczy膰 te osoby korzystaj膮ce z ubezpiecze艅 spo艂ecznych, kt贸re maj膮 zepsute z臋by, a to ze wzgl臋du na kontakt z dentyst膮, manipuluj膮cym przecie偶 w ustach r臋kami zbrukanymi wskutek zetkni臋cia z innymi ustami. P艂ywanie w morzu zanieczyszczonym rop膮 naftow膮 pot臋guje niebezpiecze艅stwo zaka偶enia, albowiem oleisty surowiec przenosi cz膮steczki 艣liny innych ludzi, kt贸rzy uprzednio nabierali wod臋 w usta i wypluwali j膮. Je艣li kto艣 wypala ponad osiemdziesi膮t gauloise'贸w dziennie, dotyka palcami, kt贸re mia艂y styczno艣膰 z innymi lud藕mi, dolnej cz臋艣ci papierosa i zarazki dostaj膮 si臋 do dr贸g oddechowych. Unika膰 zapisania si臋 do kasy chorych, gdy偶 ca艂e dni sp臋dza si臋 wtedy ogryzaj膮c paznokcie. Dba膰 o to, by nie zosta膰 porwanym przez sardy艅skich pasterzy albo terroryst贸w, gdy偶 porywacze wielokrotnie u偶ywaj膮 tego samego kaptura. Nie podr贸偶owa膰 poci膮giem na trasie Florencja-Bolonia, jako 偶e wybuch rozrzuca z niewiarygodn膮 szybko艣ci膮 szcz膮tki organiczne, a w chwilach takiego zamieszania doprawdy trudno nale偶ycie si臋 chroni膰. Unika膰 stref atakowanych g艂owicami nuklearnymi, gdy偶 na widok grzyba atomowego cz艂owiek odruchowo podnosi d艂onie (nie umyte!) do ust, szepcz膮c: „O Bo偶e!”
W sytuacji wielkiego zagro偶enia s膮 tak偶e umieraj膮cy, kt贸rzy ca艂uj膮 krucyfiks; skazani na 艣mier膰 (je艣li ostrze gilotyny nie zosta艂o nale偶ycie zdezynfekowane przed u偶yciem); dzieci z sieroci艅c贸w i dom贸w podrzutk贸w, gdy偶 niegodziwa siostra zmusza je do lizania posadzki, uwi膮zawszy uprzednio za nog臋 do sk艂adanego 艂贸偶eczka.
Trzeci 艢wiat
Straszliwie niebezpieczni s膮 czerwonosk贸rzy. Przekazywanie sobie z ust do ust fajki pokoju doprowadzi艂o, jak wiemy, do wyt臋pienia narodu india艅skiego. Mieszka艅cy Bliskiego Wschodu i Afga艅czycy s膮 nara偶eni na li藕ni臋cie przez wielb艂膮da, a skutkiem jest wysoka 艣miertelno艣膰 w Iranie i Iraku. Desaparecido ryzykuje niema艂o, kiedy oprawca zadaje mu pchni臋cie sztyletem, spluwaj膮c mu jednocze艣nie w twarz. Kambod偶anie i mieszka艅cy liba艅skich oboz贸w musz膮 unika膰 krwawych 艂a藕ni, odradza je bowiem dziewi臋ciu na dziesi臋ciu lekarzy (dziesi膮tym, bardziej tolerancyjnym jest doktor Mengele).
Po艂udniowoafryka艅scy Murzyni s膮 nara偶eni na infekcj臋, kiedy Bia艂y patrzy na nich z pogard膮, i przedrze藕nia, tocz膮c z ust 艣lin臋. Wszelkiej ma艣ci wi臋藕niowie polityczni musz膮 starannie unika膰 sytuacji, kiedy policjant daje im w z臋by nie zwa偶aj膮c, 偶e uprzednio jego pi臋艣膰 zetkn臋艂a si臋 ze szcz臋k膮 innego podejrzanego. Ludy dotkni臋te endemicznym g艂odem powinny wstrzymywa膰 si臋 od zbyt cz臋stego prze艂ykania 艣liny, gdy偶 ma ona styczno艣膰 z miazmatami 艣rodowiska i mo偶e zainfekowa膰 przew贸d trawienny.
Spraw膮 edukacji sanitarnej spo艂ecze艅stwa powinny zaj膮膰 si臋 w艂adze, a tak偶e prasa - zamiast rozdmuchiwania sensacji i skupiania si臋 na problemach, kt贸rych rozwi膮zanie mo偶na spokojnie prze艂o偶y膰 na inne czasy.
(1985)
JAK PODR脫呕OWA膯 Z 艁OSOSIEM
Kiedy czyta si臋 gazety, nie mo偶na oprze膰 si臋 wra偶eniu, 偶e bol膮czk膮 naszych czas贸w s膮 dwa problemy: inwazja komputer贸w i niepokoj膮cy nap贸r Trzeciego 艢wiata. To prawda, i zdaj臋 sobie z tego spraw臋.
W ostatnich dniach odby艂em kr贸tk膮 podr贸偶: jeden dzie艅 w Sztokholmie i trzy w Londynie. W Sztokholmie zosta艂o mi akurat tyle czasu wolnego, 偶eby kupi膰 sobie za 艣mieszn膮 cen臋 ogromnego w臋dzonego 艂ososia. By艂 nale偶ycie zapakowany w plastik, ale powiedziano mi, 偶e podczas podr贸偶y lepiej trzyma膰 go w ch艂odzie. 艁atwo si臋 m贸wi.
Na szcz臋艣cie w Londynie m贸j wydawca zarezerwowa艂 dla mnie luksusowy hotel, gdzie by艂 barek-lod贸wka. Po przybyciu do hotelu mia艂em uczucie, 偶e jestem na plac贸wce w Pekinie podczas powstania bokser贸w.
Rodziny koczuj膮ce w holu, owini臋ci w pledy podr贸偶ni, kt贸rzy 艣pi膮 na baga偶ach... Zasi臋gam informacji u obs艂ugi - sami Hindusi, kilku Malaj贸w. Wyja艣niaj膮, 偶e w艂a艣nie poprzedniego dnia ten wielki hotel zainstalowa艂 sobie system komputerowy, kt贸ry jednak jest jeszcze niedotarty i od dw贸ch godzin nie dzia艂a. Nie wiadomo, kt贸ry pok贸j jest zaj臋ty, a kt贸ry wolny. Trzeba czeka膰.
Pod wiecz贸r komputer by艂 naprawiony i mog艂em wej艣膰 do mojego pokoju. Martwi艂em si臋 ju偶, co z moim 艂ososiem, wyj膮艂em go wi臋c z walizki i zacz膮艂em rozgl膮da膰 si臋 za lod贸wk膮.
W przeci臋tnym hotelu w takiej lod贸wce znajduj膮 si臋 zwykle dwie butelki piwa, dwie wody mineralnej, kilka miniaturek z mocniejszymi trunkami, troch臋 soku owocowego i dwie torebki orzeszk贸w. Olbrzymia lod贸wka w moim hotelu kry艂a w sobie z pi臋膰dziesi膮t butelek whisky, ginu, drambuie, courvoisiera, grand marnier i calvadosu, osiem butelek wody perrier, dwie vitelloise i dwie evian, trzy 艣redniej wielko艣ci butelki szampana, wiele puszek stouta, pale ale, piw holenderskich i niemieckich, w艂oskie i francuskie bia艂e wino, orzeszki, tartinki, migda艂ki, czekoladki i alka-seltzer. Nie ma miejsca na 艂ososia. Otworzy艂em dwie pojemne szuflady, umie艣ci艂em w nich ca艂膮 zawarto艣膰 lod贸wki, zapewni艂em ch艂贸d 艂ososiowi i przesta艂em si臋 nim interesowa膰. Kiedy nast臋pnego dnia wr贸ci艂em o czwartej do hotelu, 艂oso艣 spoczywa艂 na stole, a lod贸wka by艂a znowu nape艂niona po brzegi cennymi produktami. Otworzy艂em szuflady i zobaczy艂em, 偶e wszystko, co do nich schowa艂em, nadal si臋 tam znajduje . Zadzwoni艂em do recepcji i poprosi艂em, by wyja艣niono personelowi, 偶e je艣li zastanie lod贸wk臋 puste, nie b臋dzie to oznacza艂o, i偶 spo偶y艂em wszystko, co w niej znalaz艂em, ale 偶e powodem jest 艂oso艣. Odpowiedzieli, 偶e trzeba wprowadzi膰 t臋 informacj臋 do centralnego komputera, mi臋dzy innymi dlatego, 偶e wi臋kszo艣膰 obs艂ugi nie zna angielskiego, nie mo偶e wi臋c przyjmowa膰 polece艅 wydawanych g艂osem, lecz tylko instrukcje w j臋zyku basie.
Otworzy艂em dwie nast臋pne szuflady i zape艂ni艂em je now膮 zawarto艣ci膮 lod贸wki, po czym znowu ulokowa艂em w niej 艂ososia. Nast臋pnego dnia o czwartej 艂oso艣 by艂 na stole i wydawa艂 ju偶 z siebie podejrzany zapaszek.
Lod贸wka by艂a zapchana butelkami i buteleczkami, a cztery szuflady przypomina艂y szaf臋 pancern膮 w speak-easy* [przyp.: Tajny bar. Przyp. t艂um.] za czas贸w prohibicji. Zatelefonowa艂em do recepcji i dowiedzia艂em si臋, 偶e komputer znowu zawi贸d艂. Nacisn膮艂em guzik dzwonka i pr贸bowa艂em nast臋pnie wyt艂umaczy膰, na czym polega moja sprawa, jakiemu艣 typowi z w艂osami spi臋tymi w kok na tyle g艂owy, ten jednak m贸wi艂 dialektem, kt贸rym - jak wyja艣ni艂 mi p贸藕niej kolega antropolog - pos艂ugiwano si臋 w Kefiristanie, i to w czasach, kiedy Aleksander Wielki bra艂 艣lub z Roksan膮.
Nast臋pnego dnia poszed艂em podpisa膰 rachunek. Astronomiczny! Wynika艂o z niego, 偶e w ci膮gu dw贸ch i p贸艂 dnia skomsumowa艂em par臋 hektolitr贸w veuve clic膮uot, dziesi臋膰 litr贸w whisky, w tym par臋 niezwykle rzadkich gatunk贸w, osiem litr贸w ginu, dwadzie艣cia pi臋膰 litr贸w perriera i evian, plus par臋 butelek San Pellegrino, tyle soku owocowego, 偶e wystarczy艂oby go na utrzymanie przy 偶yciu wszystkich dzieci wspieranych przez UNI-CEF, tyle migda艂k贸w, orzech贸w i s艂onych orzeszk贸w, 偶e zwymiotowa艂aby nawet osoba dokonuj膮ca autopsji bohater贸w „Wielkiego 偶arcia”. Pr贸bowa艂em wszystko wyt艂umaczy膰, ale pracownik ukaza艂 w szerokim u艣miechu z臋by czarne od 偶ucia betelu i zapewni艂, 偶e tak zawyrokowa艂 komputer. Poprosi艂em o adwokata, a pomy艣leli, 偶e chc臋 awocado i przynie艣li mi mango.
M贸j wydawca jest w艣ciek艂y i uwa偶a mnie za paso偶yta. 艁oso艣 nie nadaje si臋 do jedzenia. Dzieci powiedzia艂y mi, 偶e powinienem ograniczy膰 troch臋 picie.
(1986)
JAK PRZEPROWADZA膯 INWENTARYZACJ臉
Rz膮d zapewnia, 偶e zrobi co艣, 偶eby zagwarantowa膰 autonomi臋 wy偶szym uczelniom. Uniwersytety mia艂y autonomi臋 w 艣redniowieczu i funkcjonowa艂y w贸wczas lepiej ni偶 w dzisiejszych czasach. Uniwersytety ameryka艅skie, o kt贸rych doskona艂o艣ci kr膮偶膮 legendy, ciesz膮 si臋 autonomi膮. Niemieckie s膮 podporz膮dkowane landom, ale rz膮d lokalny jest elastyczniejszy ni偶 administracja centralna i w wielu sprawach, jak na przyk艂ad dob贸r profesor贸w, land ogranicza si臋 do formalnego zatwierdzania decyzji uniwersytetu. We W艂oszech natomiast, kiedy uczony odkryje, 偶e flogiston nie istnieje, grozi mu to, i偶 b臋dzie m贸g艂 og艂osi膰 sw贸j wynik jedynie wyk艂adaj膮c aksjomatyczn膮 teori臋 flogistonu, gdy偶 raz wpisana do ministerialnych rejestr贸w nazwa mo偶e zosta膰 zmieniona jedynie za cen臋 mozolnych rokowa艅 z udzia艂em wszystkich krajowych wszechnic, Rady Najwy偶szej, ministra i paru innych organ贸w, kt贸rych nazwy wylecia艂y mi z g艂owy.
Badania naukowe s膮 prowadzone dzi臋ki temu, 偶e kto艣 dostrzega jak膮艣 drog臋, kt贸rej nikt dotychczas nie dostrzeg艂, a par臋 innych os贸b okazuje wielk膮 elastyczno艣膰 przy podejmowaniu decyzji i postanawia mu zaufa膰. Je艣li jednak decyzj臋 w sprawie przesuni臋cia sto艂ka w Vipiteno musi podj膮膰 Rzym w porozumieniu z Chivasso, Terontol膮, Afragol膮, Montelepre i Decimomannu, nie ulega w膮tpliwo艣ci, 偶e sto艂ek zostanie przesuni臋ty w najlepszym razie w momencie, kiedy niczemu to ju偶 nie s艂u偶y.
Profesorami kontraktowymi powinni by膰 zagraniczni uczeni, ciesz膮cy si臋 wielk膮 s艂aw膮 i maj膮cy niepodwa偶alne kompetencje. Ale od chwili wyst膮pienia z odpowiednim wnioskiem przez uniwersytet do zatwierdzenia go przez ministerstwo up艂ywa zwykle tyle czasu, 偶e rok akademicki dobiega ko艅ca i pozostaje kilka zaledwie tygodni wyk艂ad贸w (albo w tym w艂a艣nie momencie ministerstwo odmawia). Jest oczywiste, 偶e przy takim stopniu ryzyka trudno zatrudni膰 noblist臋, i w rezultacie znajduje si臋 tylko nie maj膮c膮 pracy kuzynk臋 dziekana.
Badania naukowe grz臋zn膮 r贸wnie偶 dlatego, 偶e d艂uga procedura biurokratyczna prowadzi do marnowania czasu na rozwi膮zywanie 艣miechu wartych problem贸w. Jestem dyrektorem instytutu uniwersyteckiego i przed laty musieli艣my przeprowadzi膰 dosy膰 drobiazgow膮 inwentaryzacj臋 wyposa偶enia. Jedyna urz臋dniczka, jak膮 dysponowali艣my, mia艂a na g艂owie tysi膮c innych spraw. Mogli艣my zleci膰 wykonanie tego zadania prywatnemu przedsi臋biorstwu, kt贸re 偶膮da艂o trzystu tysi臋cy lir贸w. Pieni膮dze by艂y, ale przeznaczone na zakup podlegaj膮cego inwentaryzacji sprz臋tu. Jak uzna膰 inwentaryzacj臋 za co艣 podlegaj膮cego inwentaryzacji?
Powo艂a艂em komisj臋 logik贸w, kt贸rzy na trzy dni oderwali si臋 od pracy naukowej. Logicy dostrzegli w tym zagadnieniu co艣 podobnego do paradoksu ze zbiorem wszystkich zbior贸w. Nast臋pnie doszli do wniosku, 偶e akt inwentaryzowania jest czynno艣ci膮, nie za艣 rzecz膮, a wi臋c nie mo偶e zosta膰 zinwentaryzowany, lecz z drugiej strony prowadzi do za艂o偶enia rejestr贸w inwentaryzacyjnych, kt贸re jako rzeczy mog膮 by膰 inwentaryzowane. Poprosili艣my prywatn膮 agencj臋, by wystawi艂a rachunek nie za dokonan膮 czynno艣膰, lecz za jej wynik, kt贸ry obj臋li艣my inwentaryzacj膮. Oderwa艂em na kilka dni od pracy paru naukowc贸w, ale unikn膮艂em mord臋gi.
Kilka miesi臋cy temu przyszli do mnie wo藕ni, by oznajmi膰, 偶e wyczerpa艂 si臋 zapas papieru toaletowego. Poleci艂em dokona膰 odpowiedniego zakupu. Sekretarka powiedzia艂a, 偶e zosta艂y ju偶 tylko fundusze na wyposa偶enie podlegaj膮ce inwentaryzacji, i zwr贸ci艂a mi uwag臋 na fakt, 偶e wprawdzie papier toaletowy mo偶na zinwentaryzowa膰, lecz ze wzgl臋d贸w, w kt贸re nie b臋d臋 si臋 w tym miejscu zag艂臋bia艂, ma on ograniczon膮 trwa艂o艣膰 i po jakim艣 czasie znika z inwentarza. Powo艂a艂em komisj臋 z艂o偶on膮 tym razem z biolog贸w, kt贸rym da艂em do rozwa偶enia zagadnienie, czy da si臋 zinwentaryzowa膰 zu偶yty papier toaletowy, oni za艣 odpowiedzieli, 偶e owszem, ale koszty ludzkie b臋d膮 bardzo wysokie.
Powo艂a艂em komisj臋 prawnik贸w, kt贸rzy dostarczyli wreszcie rozwi膮zanie. Musz臋 odebra膰 papier toaletowy, wpisa膰 do inwentarza, a nast臋pnie wyda膰 - aby z powod贸w 艣ci艣le naukowych umieszczono go w toaletach. Kiedy oka偶e si臋, 偶e papieru tam nie ma, zg艂osz臋 kradzie偶 zinwentaryzowanego wyposa偶enia, dokonan膮 przez nieznanych sprawc贸w. Niestety, musia艂em ponawia膰 zg艂oszenie co dwa dni i w ko艅cu pewien inspektor wyst膮pi艂 z powa偶nymi oskar偶eniami o nieudolne zarz膮dzanie instytutem, na kt贸rego teren z tak膮 艂atwo艣ci膮 mog膮 periodycznie przenika膰 osoby obce. Jestem podejrzanym, ale w艂os mi z g艂owy nie spadnie, nie dopadn膮 mnie.
Niedogodno艣膰 ca艂ej procedury polega na tym, 偶e poszukuj膮c rozwi膮zania, musia艂em na wiele dni oderwa膰 od po偶ytecznych dla kraju bada艅 wybitnych ludzi nauki, trwoni膰 publiczny grosz, gdy偶 przecie偶 zaj膮艂em czas personelowi naukowemu i administracyjnemu, a ponadto musia艂em korzysta膰 z telefonu i zu偶ywa膰 papier stemplowy. Nikt jednak nie zosta艂 oskar偶ony o wyrzucanie przez okno pa艅stwowych pieni臋dzy, bo wszystko odby艂o si臋 zgodnie z prawem.
(1986)
JAK KUPOWA膯 GAD呕ETY
Samolot przelatuje majestatycznie nad r贸wninami bez ko艅ca, nad pustyniami niczym nie skalanymi. Kontynent ameryka艅ski stwarza nadal okazje do prawie dotykalnego kontaktu z przyrod膮. Zapominam o cywilizacji, ale tak si臋 sk艂ada, 偶e w kieszeni na oparciu fotela przede mn膮, w艣r贸d instrukcji na wypadek konieczno艣ci natychmiastowej ewakuacji (z samolotu, w razie katastrofy), obok programu filmowego i koncert贸w Brandenburskich w s艂uchawkach - znajduje si臋 egzemplarz „Discoveries”, broszury, kt贸ra wymienia, wraz z zach臋caj膮cymi zdj臋ciami, ca艂y szereg przedmiot贸w do nabycia za po艣rednictwem poczty. W nast臋pnych dniach, podczas kolejnych lot贸w, odkrywam „The American Traveller”, „Gifts with Personalisty” oraz inne tego rodzaju publikacje.
Ta fascynuj膮ca lektura poch艂ania mnie bez reszty i zapominam o przyrodzie, monotonnej, gdy偶, jak si臋 zdaje, „non facit saltus” (podobnie, mam nadziej臋, jest z moim samolotem). O ile偶 bardziej interesuj膮ca jest kultura, kt贸ra - wiadomo przecie偶 - s艂u偶y poprawianiu natury. Natura jest bezwzgl臋dna i wroga, kultura za艣 pozwala cz艂owiekowi robi膰 r贸偶ne rzeczy z mniejszym wysi艂kiem, zyskiwa膰 na czasie. Kultura wyzwala cia艂o od zniewolenia prac膮 i usposabia go do kontemplacji.
Pomy艣lmy na przyk艂ad, jak uci膮偶liw膮 rzecz膮 jest manewrowa膰 kroplami do nosa, to znaczy tymi kupionymi w aptece buteleczkami, kt贸re trzeba 艣ciska膰 w dw贸ch palcach, 偶eby dobroczynny p艂yn dosta艂 si臋 do 艣rodka. 呕aden problem. Viralizer (4 dolary 95 cent贸w) to urz膮dzenie, w kt贸rym nale偶y umie艣ci膰 tak膮 buteleczk臋, a on ju偶 b臋dzie za ciebie naciska艂, i to tak, by strumie艅 zosta艂 skierowany bezpo艣rednio do najskrytszych zak膮tk贸w dr贸g oddechowych. Naturalnie ca艂e urz膮dzenie trzyma si臋 w r臋ku, i w sumie, je艣li mo偶na s膮dzi膰 na podstawie zdj臋cia, cz艂owiek ma uczucie, jakby strzela艂 z ka艂asznikowa, lecz co艣 za co艣.
Uderza mnie, cho膰 mam nadziej臋, 偶e nie porazi, Omniblanket, kosztuj膮cy, bagatela, 150 dolar贸w. Jest to pled z grza艂k膮, ale zaopatrzony w program elektroniczny, kt贸ry wyr贸wnuje temperatur臋 danej cz臋艣ci cia艂a. Mam na my艣li to, 偶e je艣li w nocy jest ci zimno w ramiona, ale pocisz si臋 w pachwinie, programujesz odpowiednio Omniblanket, kt贸ry b臋dzie ci grza艂 ramiona i ch艂odzi艂 pachwin臋. Je偶eli masz niespokojny sen i kr臋cisz si臋 w 艂贸偶ku tak, 偶e g艂owa jest tam, gdzie powinny by膰 nogi - to ju偶 twoja sprawa. Upieczesz sobie j膮dra, czy co tam masz w tym miejscu - zale偶nie od p艂ci. Nie s膮dz臋, by mo偶na by艂o domaga膰 si臋 ulepsze艅 od wynalazcy, gdy偶 ten zapewne spali艂 si臋 na w臋giel.
Mo偶e si臋 oczywi艣cie zdarzy膰, 偶e chrapiesz przez sen, budz膮c wsp贸艂ma艂偶onka. Drobnostka, Snore Stopper to jakby zegarek, kt贸ry zak艂adasz na przegub r臋ki, zanim u艂o偶ysz si臋 do snu. Jedno chrapni臋cie, a Snore Stopper natychmiast dowiaduje si臋 o tym dzi臋ki audiosensorom, wysy艂a odpowiedni impuls elektryczny, kt贸ry biegn膮c wzd艂u偶 ramienia dociera do kt贸rego艣 z o艣rodk贸w nerwowych i przerywa nie bardzo wiem co, ale przestajesz zaraz chrapa膰. Kosztuje jedne 45 dolar贸w. Bieda z tym, 偶e osobom cierpi膮cym na serce radzi si臋, by zrezygnowa艂y z jego u偶ywania, i w moim umy艣le pojawia si臋 w膮tpliwo艣膰, czy Snore Stopper nie zniszczy serca najpot臋偶niejszemu atlecie. Poza tym wa偶y dwa funty, czyli prawie kilogram, mo偶esz wi臋c go stosowa膰 spoczywaj膮c przy ma艂偶once, z kt贸r膮 艂膮czy ci臋 kilkudziesi臋cioletnia za偶y艂o艣膰, ale nie z dziewczyn膮 na jedn膮 noc, gdy偶 uprawianie mi艂o艣ci, kiedy d藕wiga si臋 na przegubie r臋ki kilogramow膮 machin臋, mog艂oby doprowadzi膰 do nie chcianych incydent贸w.
Jak wiadomo Amerykanie, zwalczaj膮c cholesterol, uprawiaj膮 jogging, to znaczy biegaj膮 godzinami, dop贸ki nie padn膮 powaleni przez zawa艂 serca. Pulse Trainer (59 dolar贸w i 95 cent贸w) zak艂ada si臋 na przegub r臋ki; jest po艂膮czony przewodem z nasadk膮, kt贸r膮 wsuwa si臋 na palec wskazuj膮cy. Wydaje mi si臋, 偶e kiedy tw贸j uk艂ad sercowo-naczyniowy jest bliski zapa艣ci, rozlega si臋 dzwonek. To wyra藕ny post臋p, zw艂aszcza je艣li u艣wiadomimy sobie, 偶e w krajach s艂abo rozwini臋tych cz艂owiek staje dopiero, kiedy dostaje zadyszki -jest to wszak wska藕nik bardzo prymitywny; by膰 mo偶e w艂a艣nie dlatego dzieci w Ghanie nie uprawiaj膮 joggingu. Jest przy tym pewn膮 osobliwo艣ci膮, 偶e mimo tego zaniedbania nie cierpi膮 zgo艂a na zbyt wysoki poziom cholesterolu. Z Pulse Trainer mo偶esz biec spokojnie, a zak艂adaj膮c na piersi i w talii dwa pasy Nike Monitor, masz ten komfort, 偶e elektroniczny g艂os, kt贸ry uzyskuje odpowiednie informacje dzi臋ki mikroprocesorom i Doppler Effect Ultra Sound, m贸wi ci, ile przebieg艂e艣 i z jak膮 szybko艣ci膮 (300 dolar贸w).
Je艣li lubisz zwierz臋ta, radz臋 ci zaopatrzy膰 si臋 w Bio Bet. Urz膮dzenie zak艂ada si臋 psu na szyj臋; wydaje ultrad藕wi臋ki (Pmbc Circuit) zabijaj膮ce pch艂y. Kosztuje jedne 25 dolar贸w. Nie wiem, czy mo偶na za艂o偶y膰 samemu sobie, by wyt臋pi膰 wszy 艂onowe, ale obawiam si臋 skutk贸w ubocznych.
Shower Valet (34 dolary i 95 cent贸w) daje nam w jednym zestawie do zawieszenia na 艣cianie nie trac膮ce po艂ysku lustro 艂azienkowe, odbiornik radiowy, telewizyjny, golark臋 i dozownik kremu do golenia. Reklama zapewnia, 偶e dzi臋ki temu urz膮dzeniu codzienny nudny obrz膮dek zamienia si臋 w „niezwyk艂e prze偶ycie”. Spice Track (36 dolar贸w 95 cent贸w) to elektroniczna maszynka, kryj膮ca w sobie pojemniczki z wszystkimi przyprawami, jakich cz艂owiek mo偶e zapragn膮膰. Biedacy ustawiaj膮 przyprawy na listwie nad kuchenk膮 i kiedy chc膮 posypa膰, powiedzmy, cynamonem swoj膮 codzienn膮 porcj臋 kawioru, musz膮 bra膰 przypraw臋 w palce. Maj膮c Spice Track, wystukujesz palcem odpowiedni algorytm (zdaje si臋, 偶e w systemie Turbo Pascal) i przyprawa, na kt贸r膮 masz apetyt, przechyla si臋 nad talerzem.
Je艣li chcesz kupi膰 ukochanej osobie prezent na urodziny, za jedne 30 dolar贸w wyspecjalizowane przedsi臋biorstwo dostarczy jej egzemplarz „New York Timesa” z dnia, w kt贸rym przysz艂a na 艣wiat. Je艣li urodzi艂a si臋 w dniu zrzucenia bomby na Hirosim臋 albo trz臋sienia ziemi w Messynie, to ju偶 jej sprawa. Mo偶na r贸wnie偶 upokorzy膰 kogo艣 nie lubianego, pod warunkiem jednak, 偶e urodzi艂 si臋 w dniu, w kt贸rym nie zdarzy艂o si臋 nic wa偶nego.
Podczas d艂u偶szych lot贸w mo偶esz wypo偶yczy膰 za trzy lub cztery dolary s艂uchawki, dzi臋ki kt贸rym s艂yszysz rozmaite programy muzyczne albo 艣cie偶k臋 d藕wi臋kow膮 filmu. Podr贸偶ni zmuszeni do cz臋stych lot贸w, a ponadto obawiaj膮cy si臋 AIDS, mog膮 za 19 dolar贸w i 95 cent贸w kupi膰 osobiste, odpowiednio przygotowane (wysterylizowane) s艂uchawki, kt贸re nosz膮 przy sobie z samolotu do samolotu.
Przemieszczaj膮c si臋 z kraju do kraju chcesz wiedzie膰, ile dolar贸w wart jest funt szterling albo ile hiszpa艅skich dublon贸w mie艣ci si臋 w jednym talarze. Biedacy u偶ywaj膮 przy takiej okazji o艂贸wka i kalkulatora za dziesi臋膰 tysi臋cy lir贸w. Wyszukuj膮 kursy walut w gazetach i wykonuj膮 odpowiednie dzia艂ania arytmetyczne. Bogaci mog膮 sobie za dwadzie艣cia dolar贸w kupi膰 Currency Converter, kt贸ry robi dok艂adnie to, co kalkulator, ale tw贸j dyrektor generalny musi ka偶dego ranka programowa膰 go na nowo zgodnie z notowaniami podanymi w gazetach; urz膮dzenie to nie potrafi natomiast udzieli膰 odpowiedzi na pytanie (nie zwi膮zane z kursem walut): „Ile jest sze艣膰 razy sze艣膰?” Wyrafinowanie jest tu zwi膮zane z tym, 偶e ten szczeg贸lny kalkulator robi za podw贸jn膮 cen臋 po艂ow臋 tego, co mog膮 zrobi膰 inne.
Nast臋pnie mamy rozmaite cudowne terminarze (Master Day Time, Memory Pal, Loose-Leaf Timer i tak dalej). Cudowny terminarz wygl膮da jak zwyk艂y kalendarzyk (tyle 偶e zwykle nie mie艣ci si臋 w kieszeni). Zupe艂nie tak samo jak w zwyk艂ym kalendarzyku, po trzydziestym wrze艣nia nast臋puje pierwszy pa藕dziernika. R贸偶nica sprowadza si臋 do opisu. Wyobra藕 sobie - wyja艣niaj膮 nam cierpliwie - 偶e pierwszego stycznia umawiasz si臋 na godzin臋 dziesi膮t膮 dwudziestego grudnia; te dwie daty s膮 oddzielone prawie dwunastoma miesi膮cami i 偶aden ludzki umys艂 nie jest w stanie utrwali膰 w pami臋ci na tak d艂ugo tak drobnej informacji. Co wi臋c powiniene艣 zrobi膰? Pierwszego stycznia otwierasz terminarz na dwudziestym grudnia i zapisujesz sobie: „Godz. 10 mister Smith”. To cud! Jeste艣 na ca艂y rok zwolniony z uci膮偶liwej konieczno艣ci pami臋tania i wystarczy, 偶e dwudziestego grudnia, jedz膮c mleko z p艂atkami kukurydzianymi, otwierasz terminarz i w cudowny spos贸b przypominasz sobie o um贸wionym spotkaniu... Je艣li jednak dwudziestego grudnia, u艣wiadamiam sobie, budzisz si臋 o jedenastej i dopiero w po艂udnie si臋gasz po terminarz? Zak艂ada si臋 tu milcz膮co, 偶e skoro wyda艂e艣 50 dolar贸w na cudowny terminarz, masz do艣膰 oleju w g艂owie, by wstawa膰 codziennie o si贸dmej.
Je艣li chcesz przyspieszy膰 osobist膮 toalet臋 w jak偶e kusz膮cym dniu dwudziestym grudnia, kupujesz za marne 16 dolar贸w Nose Hair Remover, czyli Kotary Clipper. Przyrz膮d ten zafascynowa艂by z pewno艣ci膮 markiza de
Sade'a. Po wsuni臋ciu do nosa (z regu艂y) obraca si臋, nap臋dzany elektryczno艣ci膮, obcinaj膮c rosn膮ce w 艣rodku w艂osy, niedost臋pne dla no偶yc krawieckich, kt贸rymi biedacy daremnie pr贸buj膮 zazwyczaj je usun膮膰. Nie wiem, czy istnieje wersja makro, przeznaczona dla twojego s艂onia.
Cool Sound to przeno艣na lod贸wka, kt贸r膮 zabiera si臋 na wycieczk臋 za miasto, z wbudowanym odbiornikiem TV. Fish Tie to krawat w kszta艂cie dorsza, wykonany w stu procentach z poliesteru. Dzi臋ki Coin Changer (aparacik wydaj膮cy monety) unikasz grzebania w kieszeniach, kiedy chcesz kupi膰 gazet臋. Niestety zajmuje tyle miejsca, co relikwiarz z ko艣ci膮 udow膮 艣wi臋tego Albina. Nie podano te偶, gdzie w razie pilnej potrzeby mo偶na znale藕膰 monety, 偶eby wype艂ni膰 opr贸偶niony przyrz膮d.
Je艣li chcesz zrobi膰 sobie herbat臋, wystarczy ci, pod warunkiem, 偶e surowiec jest odpowiedniej jako艣ci, naczynie do zagotowania wody, 艂y偶eczka i ostatecznie sitko. Tea Magie za 9 dolar贸w 95 cent贸w to bardzo skomplikowana machina, kt贸ra sprawia, 偶e przygotowanie fili偶anki herbaty jest r贸wnie uci膮偶liwe jak przygotowanie fili偶anki kawy.
Cierpi臋 na zaburzenia w膮trobowe, kwa艣no艣膰 moczu, nie偶yt nosa, nie偶yt 偶o艂膮dka, kolano praczki, 艂okie膰 tenisisty, awitaminoz臋, b贸le w stawach i mi臋艣niach, 艂usko-wato艣膰 palucha u nogi, egzem臋 alergiczn膮 i by膰 mo偶e nawet tr膮d. Na szcz臋艣cie uchroni艂em si臋 od hipochondrii. Jest jednak faktem, 偶e codziennie musz臋 pami臋ta膰, jak膮 pastylk臋 mam za偶y膰 i kiedy. Dosta艂em w prezencie srebrne pude艂eczko na pastylki, c贸偶 jednak z tego, skoro zapominam nape艂ni膰 je rano. Chodzenie po 艣wiecie z pe艂nymi flakonikami oznacza spore wydatki na kaletnika, zreszt膮 jest niewygodne, kiedy je藕dzi si臋 na hulajnodze. Sytuacj臋 ratuje Tablets Container, kt贸ry zawadza ci nie bardziej ni偶 Lancia Thema, towarzyszy ci przez ca艂y pracowity dzie艅 i zaopatruje ci臋 w odpowiednich porach w odpowiednie pigu艂ki. Bardziej wyrafinowanym urz膮dzeniem jest jednak Electronic Pili Box (19 dolar贸w 85 cent贸w), przeznaczony dla pacjent贸w cierpi膮cych na nie wi臋cej ni偶 trzy schorzenia jednocze艣nie. Jest to szkatu艂ka z trzema przegr贸dkami, a wbudowany w ni膮 komputer daje sygna艂, kiedy nadchodzi pora na tabletk臋.
Je艣li masz w domu myszy, pomo偶e ci wspania艂y Trap-Ease. Wk艂adasz do 艣rodka ser, odstawiasz i mo偶esz i艣膰 cho膰by nawet do opery. Kiedy mysz wchodzi do zwyk艂ej pu艂apki, tr膮ca wihajster, a wtedy opada gilotyna, kt贸ra j膮 zabija. Natomiast Trap-Ease jest zbudowany pod k膮tem rozwartym. Dop贸ki mysz pozostaje w przedsionku, jest bezpieczna (ale nie ma sera). Je艣li dobierze si臋 do sera, przedmiot obraca si臋 o 94 stopnie i spada kratka. Poniewa偶 urz膮dzenie kosztuje tylko 8 dolar贸w i jest przezroczyste, mo偶esz do woli ogl膮da膰 sobie mysz wieczorami, kiedy zepsuje ci si臋 telewizor,' a nast臋pnie wypu艣ci膰 zwierz膮tko na pole (wariant ekologiczny), cisn膮膰 wszystko do 艣mieci albo - podczas obl臋偶enia miasta - wrzuci膰 mysz prosto do rondelka z wrz膮c膮 wod膮.
Leaf Scoops to co艣, co dokonuje mutacji twoich d艂oni w 艂apy p艂etwonoga wystawionego na promieniowanie radioaktywne, daje krzy偶贸wk臋 g臋si z pterodaktylem i doktorem Quatermassem. S艂u偶y do zbierania li艣ci w twoim licz膮cym 80 tysi臋cy akr贸w parku. P艂ac膮c 12 dolar贸w 50 cent贸w, oszcz臋dzasz na ogrodniku i gajowym (zatrudnienie go doradzano lordowi Chatterleyowi). Tie Saver pokrywa ci krawat oleistym sprayem, dzi臋ki czemu b臋dziesz m贸g艂 spo偶ywa膰 Chez Maxim szczotki w sosie pomidorowym, nie l臋kaj膮c si臋, 偶e b臋dziesz p贸藕niej na posiedzeniu rady nadzorczej wygl膮da艂 jak doktor Bar-nard po dokonaniu transplantacji. 15 dolar贸w. Po偶yteczne dla tych, kt贸rzy nadal u偶ywaj膮 brylantyny. Mog膮 spokojnie otrze膰 czo艂o krawatem.
Co si臋 dzieje, kiedy walizka jest tak wypchana, 偶e p臋ka w szwach? G艂upiec kupuje nast臋pn膮 walizk臋 z zamszu lub sk贸ry dzika. Ale takie rozwi膮zanie prowadzi do tego, 偶e ma si臋 zaj臋te obie r臋ce. Briefcase Expander to w gruncie rzeczy ci臋偶ar, kt贸ry k艂adziesz na swojej jedynej walizce i ju偶 mo偶esz upchn膮膰 wszystko, co wystaje, osi膮gaj膮c grubo艣膰 dwumetrow膮 i wi臋ksz膮. Za jedne 45 dolar贸w, wchodz膮c na pok艂ad samolotu b臋dziesz mia艂 wra偶enie, 偶e d藕wigasz pod pach膮 mu艂a.
Ankle Vallet (19 dolar贸w 95 cent贸w) pozwala ukry膰 karty kredytowe w tajnej kieszeni, kt贸ra przylega do 艂ydki. Bardzo przydatne dla os贸b zajmuj膮cych si臋 przemytem narkotyk贸w. Drive Alert umieszcza si臋, podczas prowadzenia auta, za uchem i ledwie nachodzi ci臋 senno艣膰 i g艂owa zaczyna si臋 kiwa膰 i pochyla膰 do przodu bardziej ni偶 to dopuszczalne, rozlega si臋 dzwonek. S膮dz膮c po do艂膮czonym zdj臋ciu urz膮dzenie to zmienia uszy u偶ytkownika w co艣 kojarz膮cego si臋 ze Star Treck, Andreottim lub Elephant Ma艅. Je艣li kto艣 ci臋 zapyta: „Czy mnie po艣lubisz?”, a masz akurat urz膮dzenie za uchem, nie m贸w zbyt energicznie: „tak”. Grozi ci 艣mier膰 od ultrad藕wi臋k贸w.
Na zako艅czenie pozwol臋 sobie wymieni膰 automat do wydawania pokarmu ptakom, kufel na piwo z wmontowanym dzwonkiem rowerowym (d藕wi臋czy domagaj膮c si臋 dolewki), saun臋 do twarzy, automat do coca-coli - w kszta艂cie pompy benzynowej i Bicycle Seat - chodzi o podw贸jne siode艂ko rowerowe, po jednym na po艣ladek. Dobre dla cierpi膮cych na prostat臋. Reklama zapewnia, 偶e ma ono „split-end design (no pun intended)”. Jak by to powiedzie膰: „Rozszczepia ci ty艂ek (nie ma w tym z艂o艣liwo艣ci)”.
Mi臋dzy jednym lotem a drugim cz艂owiek eksploruje r贸wnie偶 kioski gazetowe i uczy si臋 mn贸stwa rzeczy. Par臋 dni temu odkry艂em, 偶e istniej膮 rozmaite czasopisma przeznaczone dla poszukiwaczy skarb贸w. Kupi艂em wydawane w Pary偶u „Tresors de l'Histoire”. Zamieszczono tu artyku艂y m贸wi膮ce o szansach znalezienia cudownych rzeczy w rozmaitych stronach Francji, precyzyjne wskaz贸wki geograficzne i topograficzne oraz informacje o skarbach znalezionych ju偶 w tych miejscach.
W kupionym przeze mnie numerze podane s膮 wskaz贸wki dotycz膮ce skarb贸w, spoczywaj膮cych na dnie Sekwany, od staro偶ytnych monet do przedmiot贸w rzucanych do rzeki w ci膮gu wiek贸w, jak miecze, wazy, 艂odzie, kompromituj膮ce skradzione przedmioty, a nawet dzie艂a sztuki; przedmiot贸w zakopanych w 艣redniowieczu w Bretanii przez apokaliptyczn膮 sekt臋 Eona de 1'Estoile; pami臋taj膮cych czasy Merlina i cykl opowie艣ci o Graalu skarb贸w w czarodziejskim lesie Brocelandie, przy czym do艂膮czono tu drobiazgowe wskaz贸wki, kt贸re pozwalaj膮 w razie powodzenia zidentyfikowa膰 艢wi臋tego Graala we w艂asnej osobie; a dalej skarb贸w zakopanych przez Wan-dejczyk贸w w Normandii podczas rewolucji francuskiej; skarbu Oliviera Le Diable, balwierza Ludwika XI; skarb贸w, o kt贸rych opowiada si臋 niby to 偶artem w powie艣ciach z cyklu „Arsen Lupin”, kt贸re jednak naprawd臋 istniej膮. Wydano poza tym „Guide de la France tresoraire”, pokr贸tce jedynie opisany w artykule, jako 偶e kompletne dzie艂o kosztuje 26 frank贸w i zawiera 74 mapy w skali jeden do stu, przy czym ka偶dy mo偶e sobie wybra膰 jedn膮, przedstawiaj膮c膮 rejon najbli偶szy miejsca zamieszkania.
Czytelnik zadaje sobie by膰 mo偶e pytanie, jak szuka膰 skarbu pod ziemi膮 lub pod wod膮. Nie ma obaw, gdy偶 czasopismo zamieszcza reklamy i artyku艂y dotycz膮ce sprz臋tu niezb臋dnego dla poszukiwaczy. S膮 to najrozmaitsze wyspecjalizowane detektory, s艂u偶膮ce do wykrywania z艂ota, metali i innych cennych rzeczy. Do szukania pod wod膮 mamy kombinezony, maski, urz膮dzenia wyposa偶onene w dyskryminatory pozwalaj膮ce odr贸偶nia膰 klejnoty od p艂etw.
Niekt贸re z tych instrument贸w kosztuj膮 艂adne par臋 setek tysi臋cy lir贸w, cena innych dochodzi do miliona i wi臋cej. Proponuje si臋 nawet karty kredytowe, umo偶liwiaj膮ce po wydaniu dw贸ch milion贸w dalsze zakupy z wykorzystaniem kuponu na sto tysi臋cy lir贸w (nie wiadomo czemu ma s艂u偶y膰 ten rabat, gdy偶 po takiej inwestycji klient znalaz艂 ju偶 przynajmniej skrzyni臋 wy艂adowan膮 hiszpa艅skimi dublonami).
Na przyk艂ad za osiemset tysi臋cy lir贸w mo偶esz sta膰 si臋 w艂a艣cicielem urz膮dzenia o nazwie M-Scan, kt贸re zajmuje wprawdzie du偶o miejsca, ale pozwala wykrywa膰 miedziane monety do g艂臋boko艣ci dwudziestu dw贸ch centymetr贸w, kufry - do dw贸ch metr贸w, a optymaln膮 ilo艣膰 metalu zamkni臋tego w skrytce - do mniej wi臋cej trzech metr贸w pod ziemi膮. Inne instrukcje wyja艣niaj膮, jak kierowa膰 we w艂a艣ciw膮 stron臋 rozmaite typy detektor贸w, informuj膮, 偶e pogoda deszczowa sprzyja wykrywaniu wielkich bry艂, sucha za艣 przedmiot贸w drobnych. Beach-comber 60 to specjalistyczny przyrz膮d s艂u偶膮cy do poszukiwa艅 na pla偶ach i obszarach wyst臋powania bogatych z艂贸偶 surowc贸w (czytelnik rozumie chyba, 偶e je艣li miedziana moneta spoczywa obok z艂o偶a diament贸w, maszyna mo偶e zawie艣膰 i jej nie wykry膰). Z drugiej strony mamy anons, kt贸ry zawiadamia, 偶e dziewi臋膰dziesi膮t procent z艂贸偶 z艂ota nie zosta艂o jeszcze wykrytych, a detektor Goldspear, niezwykle 艂atwy w obs艂udze (kosztuje p贸艂tora miliona), jest skonstruowany w艂a艣nie do wykrywania z艂otodajnych 偶y艂. Za niewysok膮 cen臋 mo偶na kupi膰 kieszonkowy detektor (Metal Locator) do poszukiwa艅 w kominkach i starych meblach. Za nieca艂e trzydzie艣ci tysi臋cy lir贸w kupisz buteleczk臋 AF2, dzi臋ki czemu b臋dziesz m贸g艂 czy艣ci膰 i odtlenia膰 znalezione monety. Dla ubo偶szych poszukiwaczy s膮 rozmaite wahade艂ka r贸偶d偶karskie. Je艣li kto艣 chce si臋 dowiedze膰 czego艣 wi臋cej, ma ca艂膮 seri臋 dzie艂 o n臋c膮cych tytu艂ach: Tajemnicza historia francuskich skarb贸w, Przewodnik po zakopanych skarbach, Przewodnik po zaginionych skarbach, Francja, ziemia obiecana, Podziemia Francji, Poszukiwanie skarb贸w w Belgii i Szwajcarii itd.
Zadajesz sobie by膰 mo偶e, czytelniku, pytanie, jak to si臋 dzieje, 偶e redaktorzy tego czasopisma, maj膮c do dyspozycji tyle rozmaitego dobra, trac膮 najlepsze swoje lata na pisaniu, zamiast ruszy膰 w g艂膮b breto艅skich las贸w. Rzecz w tym, 偶e zar贸wno czasopismo, jak ksi膮偶ki, detektory, p艂etwy, p艂yny dezoksyduj膮ce i ca艂a reszta s膮 sprzedawane przez to samo przedsi臋biorstwo, kt贸re prowadzi sie膰 sklep贸w rozsianych po ca艂ym kraju. Tajemnica zosta艂a ujawniona - oni znale藕li ju偶 skarb.
Pozostaje wyja艣ni膰, kim s膮 ci, kt贸rzy ich wzbogacaj膮, ale chodzi zapewne o te same osoby, kt贸re we W艂oszech szukaj膮 z艂otych okazji podczas telewizyjnych aukcji i pr贸buj膮 wykorzysta膰 mecenat fabrykant贸w mebli. Francuzi maj膮 z tego przynajmniej spacery po lesie dla zdrowia.
(1986)
JAK ZOSTA膯 KAWALEREM MALTA艃SKIM
Dosta艂em list, kt贸ry mia艂 nag艂贸wek: „Ordre Souverain Militaire de Saint-Jean de Jerusalem - Chevaliers de Malt臋 - Prieure Oecumeni膮ue de la Sainte-Trinite-de-Villedieu - Quartier General de la Vallette - Prieure de Quebec”, i w kt贸rym zaproponowano mi, 偶ebym zosta艂 kawalerem malta艅skim. Wola艂bym otrzyma膰 odr臋czne pismo od Karola Wielkiego, ale i tak powiedzia艂em o li艣cie moim dzieciom, aby wiedzia艂y, 偶e ich ojciec nie wypad艂 sroce spod ogona. Potem wyszuka艂em na p贸艂ce tom Caffanjona i Galimarda Flavigny, „Ordres et cont-re-ordres de chevalerie”, Pary偶 1982, w kt贸rym podano mi臋dzy innymi spis pseudozakon贸w malta艅skich, pochodnych autentycznego Zakonu Rycerzy Szpitalnych 艢wi臋tego Jana z Jerozolimy. Rodos i Malty, maj膮cego swoj膮 siedzib臋 w Rzymie.
Istnieje szesna艣cie innych zakon贸w malta艅skich, kt贸re nosz膮 odrobin臋 zmienione nazwy i wszystkie na przemian uznaj膮 si臋 wzajemnie albo nie. W 1908 roku Rosjanie za艂o偶yli w Stanach Zjednoczonych zakon, kt贸rym w latach p贸藕niejszych kierowa艂 Jego Kr贸lewska Wysoko艣膰 ksi膮偶臋 Robert Patern贸 II, Ayerbe Aragonii, ksi膮偶臋 Perpignan, g艂owa domu kr贸lewskiego Aragonii, pretendent do tronu Aragonii i Balear贸w, Wielki Mistrz zakon贸w 艁a艅cucha 艢wi臋tej Agaty Patern贸 oraz Kr贸lewskiej Korony Balear贸w. Od tego pnia od艂膮czy艂 si臋 w 1934 roku pewien Du艅czyk i za艂o偶y艂 inny zakon, kt贸rego kanclerzem uczyni艂 ksi臋cia Piotra Greckiego i Du艅skiego.
W latach sze艣膰dziesi膮tych odst臋pca od pnia rosyjskiego, Paul de Granier de Cassagnac, za艂o偶y艂 we Francji w艂asny zakon i na protektora wybra艂 kr贸la Jugos艂awii Piotra II. W 1965 roku by艂y Piotr II sk艂贸ci艂 si臋 z Cassagnakiem i za艂o偶y艂 w Nowym Jorku nast臋pny zakon; Wielkim Przeorem jest w latach siedemdziesi膮tych ksi膮偶臋 Piotr Grecki i Du艅ski, kt贸ry p贸藕niej rezygnuje i przechodzi do zakonu du艅skiego. W 1966 roku w roli kanclerza zakonu pojawia si臋 niejaki Robert Bassaraba von Brancovan Khimchiacvili, kt贸ry jednak zostaje wykluczony i zak艂ada Zakon Kawaler贸w Ekumenicznych z Malty, kt贸rego Kr贸lewskim i Cesarskim Protektorem zostaje ksi膮偶臋 Henryk III Costantino di Vigo Lascaris Aleramico Paleologo del Monferrato, nast臋pca tronu Bizancjum, ksi膮偶臋 Tesal艂i, kt贸ry utworzy艂 nast臋pnie jeszcze jeden zakon malta艅ski, Przeorat Stan贸w Zjednoczonych, natomiast Bessaraba pr贸buje w roku 1975 za艂o偶y膰 w艂asny zakon, Przeorat Tr贸jcy 艢wi臋tej z Villedieu, i do niego mia艂em wst膮pi膰, ale nic z tego nie wysz艂o. Znajduj臋 potem protektorat bizanty艅ski; zakon utworzony przez ksi臋cia Karola Rumu艅skiego po rozstaniu si臋 z Cassagnakiem; Wielki Przeorat, kt贸rego Wielkim Bajliwem jest niejaki Tonna-Barthet, ksi膮偶臋 Andrzej Jugos艂awia艅ski za艣 - b臋d膮cy ju偶 Wielkim Mistrzem zakonu za艂o偶onego przez Piotra II - jest r贸wnie偶 wielkim mistrzem Przeoratu Rosji (lecz nast臋pnie ksi膮偶臋 wycofa艂 si臋 i zakon zmienia nazw臋 na Wielki Przeorat Kr贸lewski Malty i Europy); utworzony w latach sze艣膰dziesi膮tych przez barona de Choiberta i Wiktora Bus臋, Prawos艂awnego Arcybiskupa Metropolitalnego Bia艂egostoku, patriarch臋 diaspory zachodniej i wschodniej, prezydenta republiki Danzig (sic!), prezydenta demokratycznej republiki Bia艂orusi i Wielkiego Chana Tartarii i Mongolii, Wiktora Timura II, i Wielki Przeorat 艢wiatowy utworzony w 1971 roku przez cytowan膮 ju偶 Jego Kr贸lewsk膮 Wysoko艣膰 Roberta Pater-n贸 wraz z baronem markizem Alaro, zakon, kt贸rego Wielkim Protektorem zostaje w 1982 roku inny Patern贸, G艂owa Domu Cesarskiego Leopardi Tomassini Patern贸 z Konstantynopola, spadkobierca Wschodniego Cesarstwa Rzymskiego, pomazany na prawowitego nast臋pc臋 Prawos艂awnego Ko艣cio艂a Katolickiego i Apostolskiego Obrz膮dku Bizanty艅skiego, markiz Monteaperto, ksi膮偶臋 palatyn tronu polskiego.
W 1971 roku w wyniku roz艂amu w zakonie Bessaraby, pojawia si臋 na Malcie m贸j zakon, a jego wysokim protektorem zostaje Alessandro Licastro Grimaldi Lascaris Commeno Ventimiglia, diuk La Chastre, suwerenny ksi膮偶臋 i markiz Deols, Wielkim Mistrzem za艣 jest obecnie markiz Carlo Stivala de Flavigny, kt贸ry po 艣mierci Licastra dobiera sobie jako wsp贸lnika Pierre'a Pasleau, a ten przyjmuje wszystkie tytu艂y Licastra i na dodatek Jego Wysoko艣ci Arcybiskupa Patriarchy Belgijskiego Ko艣cio艂a Katolickiego i Prawos艂awnego, Wielkiego Mistrza Zakonu Rycerzy 艢wi膮tyni Jerozolimskiej i Wielkiego Mistrza i Hierofanta Powszechnego Zakonu Maso艅skiego Rytu Orientalnego Staro偶ytnego i Pierwotnego Zjednoczonych Memfis i Misraim.
Odstawi艂em tom na p贸艂k臋. By膰 mo偶e on tak偶e podaje informacje fa艂szywe. Zrozumia艂em jednak, 偶e je艣li cz艂owiek nie chce czu膰 si臋 jak pi膮te ko艂o u wozu, musi do czego艣 nale偶e膰. Lo偶a P2 zosta艂a rozwi膮zana, Opus Dei cierpi na niedostatek umiaru i w efekcie jest na ustach wszystkich. Wybra艂em W艂oskie Stowarzyszenie Fletu Prostego. Jedyne, Prawdziwe, Staro偶ytne i Akceptowane.
(1986)
JAK JE艢膯 W SAMOLOCIE
Kilka lat temu, podczas podr贸偶y samolotowej (do Amsterdamu i z powrotem) straci艂em dwa krawaty firmy Brooks Brothers, dwie koszule Burberry, dwie pary spodni Bardelli, tweedow膮 marynark臋 kupion膮 przy Bond Street oraz kamizelk臋 Krizia.
Podczas lot贸w na trasach mi臋dzynarodowych obowi膮zuje dobry zwyczaj podawania posi艂ku. Wiadomo jednak, 偶e w fotelu jest ciasno, na pulpicie niewiele miejsca, a samolot czasem si臋 ko艂ysze. Poza tym serwetki w samolocie s膮 male艅kie i pozostawiaj膮 odkryty brzuch, je艣li wetknie si臋 jedn膮 z nich za ko艂nierz, a pier艣-je艣li po艂o偶y si臋 je na kolanach i brzuchu. Zdrowy rozs膮dek nakazywa艂by podawa膰 pokarmy nie plami膮ce i g臋ste. Niekoniecznie musz膮 by膰 to pigu艂ki enervitu. Pokarmem g臋stym jest na przyk艂ad kotlet po mediola艅sku, mi臋so z rusztu, sery, frytki i pieczony kurczak. Pokarmy plami膮ce to spaghetti con pummarola `n coppa,* [przyp.: spaghetti z pomidorami. Przyp. t艂um.] bak艂a偶any po parme艅sku, pizza dopiero co wyj臋ta z pieca, wrz膮ce consome w fili偶ance bez uszek.
Rzecz w tym, 偶e typowe danie w samolocie sk艂ada si臋 z mocno wypieczonego mi臋sa ton膮cego w br膮zowym sosie, obfitych porcji pomidor贸w, drobno posiekanych jarzyn moczonych w winie, a poza tym z ry偶u i groszku z sosem. Wszyscy doskonale wiedz膮, 偶e groszki s膮 nieuchwytne - dlatego w艂a艣nie nawet wielcy mistrzowie kuchni nie potrafi膮 przyrz膮dzi膰 groszku nadziewanego - a ju偶 zw艂aszcza je艣li kto艣 si臋 uprze, 偶eby, jak nakazuj膮 dobre maniery, je艣膰 je widelcem, nie za艣 艂y偶eczk膮. Prosz臋 mi tylko nie m贸wi膰, 偶e w gorszej sytuacji s膮 Chi艅czycy, zapewniam bowiem, 偶e 艂atwiej chwyci膰 groszek pa艂eczkami ni偶 nabi膰 na widelec. Na nic zda si臋 tak偶e wyja艣nienie, 偶e groszku nie nabija si臋 na widelec, lecz widelcem si臋 go nabiera, gdy偶 wiem doskonale, i偶 widelce s膮 zawsze zaprojektowane w ten spos贸b, by spada艂y z nich groszki, kt贸re rzekomo si臋 na nie nabiera.
Dodajmy, 偶e groszek podaje si臋 wy艂膮cznie wtedy, gdy samolotem zaczyna rzuca膰 i kapitan wydaje polecenia zapi臋cia pas贸w. W konsekwencji tego zawik艂anego rachunku ergonomicznego groszki stoj膮 zatem przed alternatyw膮: albo wpadaj膮 za ko艂nierz, albo do rozporka.
Starodawni bajkopisarze nauczaj膮, 偶e je艣li chce si臋 uniemo偶liwi膰 lisowi picie ze szklanki, trzeba poda膰 mu szklank臋 wysok膮 i w膮sk膮. Szklanki w samolotach s膮 niskie, rozszerzone u g贸ry, podobne do miseczek. Jest rzecz膮 oczywist膮, 偶e wskutek dzia艂ania praw fizyki wszelki p艂yn przelewa si臋 przez brze偶ek, nawet je艣li nie ma 偶adnych zawirowa艅 powietrza. Jako pieczywo nie jest bynajmniej podawana francuska bagieta, kt贸r膮 trzeba szarpa膰 z臋bami r贸wnie偶 kiedy jest 艣wie偶a, lecz upieczony ze szczeg贸lnego rodzaju otr膮b chleb, wybuchaj膮cy w ob艂oczek drobniutkiego py艂u, jak tylko si臋 go ugryzie. Zgodnie z zasad膮 Lavoisiera py艂 贸w znika tylko pozornie; po wyl膮dowaniu cz艂owiek odkrywa, 偶e ca艂a ta substancja osiad艂a na fotelu i oblepi艂a spodnie - tak偶e na siedzeniu. Deser albo przypomina bez臋 i natychmiast zgniata si臋 w palcach, albo je oblepia, a przecie偶 serwetka jest w tym momencie nasi膮kni臋ta sosem pomidorowym i nie nadaje si臋 do u偶ytku.
Pozostaje co prawda chusteczka od艣wie偶aj膮ca, ale nie spos贸b odr贸偶ni膰 jej od torebeczek z sol膮, pieprzem i cukrem, wskutek czego najpierw posypa艂 cz艂owiek sur贸wk臋 cukrem, a potem wrzuci艂 ow膮 chusteczk臋 do kawy, kt贸r膮 podaj膮 wrz膮c膮 i w fili偶ance z materia艂u dobrze przewodz膮cego ciep艂o, wype艂nionej poza tym po brzegi, 偶eby dzi臋ki temu 艂atwo wy艣lizn臋艂a si臋 z poparzonych d艂oni, a jej zawarto艣膰 po艂膮czy艂a z sosem, kt贸ry zd膮偶y艂 ju偶 zakrzepn膮膰 za paskiem spodni. W business class kaw臋 wylewa cz艂owiekowi na podo艂ek osobi艣cie stewardessa, kt贸ra nast臋pnie przeprasza w esperanto.
Zaopatrzeniowca kompanii lotniczej powo艂uje si臋 z pewno艣ci膮 spo艣r贸d ekspert贸w hotelarstwa preferuj膮cych ten typ dzbanuszka do kawy, z kt贸rego osiemdziesi膮t procent zawarto艣ci trafia na obrus zamiast do fili偶anki. Ale dlaczego? Narzuca si臋 natychmiast hipoteza, 偶e chce si臋 zapewni膰 podr贸偶nym poczucie luksusu, zak艂ada si臋 wi臋c, i偶 pami臋taj膮 ten hollywoodzki film, w kt贸rym „Neron pije zawsze z bardzo szerokich kru偶, wskutek czego paprze sobie brod臋 i chlamid臋, a feudalni panowie, obejmuj膮c ramieniem dworki, ogryzaj膮 ud藕ce ociekaj膮ce sosem na koronkowe koszule.
Dlaczego jednak w pierwszej klasie, gdzie nie brak miejsca, podaj膮 pokarmy g臋ste, jak cho膰by delikatny rosyjski kawior na tostach z mas艂em, w臋dzonego 艂ososia i porcje langusty w oleju i z cytryn膮? Mo偶e dlatego, 偶e w filmie Luchino Viscontiego nazistowscy arystokraci m贸wi膮: „Rozstrzela膰 go”, wk艂adaj膮c sobie do ust jeden owoc winnego grona?
(1987)
JAK M脫WI膯 O ZWIERZ臉TACH
Je艣li nie entuzjazmujesz si臋 bie偶膮cymi wydarzeniami, oto historia, kt贸ra wydarzy艂a si臋 jaki艣 czas temu w Nowym Jorku.
Central Park, ogr贸d zoologiczny. Gromadka ch艂opc贸w bawi si臋 ko艂o basenu dla bia艂ych nied藕wiedzi. Jedno z dzieci namawia pozosta艂e, 偶eby za偶y艂y k膮pieli obok zwierz膮t, i chc膮c je zmusi膰 do zanurzenia si臋 w wodzie, ukrywa im ubrania; ch艂opcy wchodz膮 do wody, pluskaj膮 si臋 obok spokojnego i sennego misia, dra偶ni膮 si臋 z nim, w ko艅cu wi臋c znudzony mi艣 wyci膮ga 艂ap臋 i zjada, a w艂a艣ciwie po偶era dw贸jk臋 dzieci, zostawiaj膮c doko艂a szcz膮tki. Zjawia si臋 policja, przybywa sam burmistrz, dochodzi do dyskusji, czy nale偶y nied藕wiedzia zabi膰, wszyscy godz膮 si臋, 偶e jest niewinny, w prasie ukazuje si臋 par臋 artyku艂贸w po艣wi臋conych tej sprawie. Tak si臋 sk艂ada, 偶e ch艂opcy nosz膮 nazwiska hiszpa艅skie; s膮 Portoryka艅czykami, mo偶e kolorowymi, mo偶e od niedawna w Stanach Zjednoczonych, w ka偶dym razie przyzwyczajonymi do brawurowych popis贸w, jak to bywa ze wszystkimi ch艂opakami, kt贸rzy skupiaj膮 si臋 w paczki w ubogich dzielnicach.
Prezentuje si臋 rozmaite interpretacje wydarzenia, niekt贸re surowo ch艂opc贸w oceniaj膮ce. Czasem pojawia si臋 wypowied藕 cyniczna, w ka偶dym razie przekazywana ustnie: naturalna selekcja, skoro byli tak g艂upi, by p艂ywa膰 obok nied藕wiedzia, zas艂u偶yli na to, co ich spotka艂o, ja nawet jako pi臋cioletni ch艂opak nie wskoczy艂bym do basenu z nied藕wiedziami. Interpretacja spo艂eczna: rezerwaty n臋dzy, niedostatek wykszta艂cenia, niestety, do lumpenproletariatu nale偶y si臋 tak偶e, je艣li chodzi o nieostro偶no艣膰, o lekkomy艣lno艣膰. Zadaj臋 sobie jednak pytanie, jakim niedostatku wykszta艂cenia mo偶na tu m贸wi膰, skoro nawet najbiedniejsze dziecko ogl膮da telewizj臋 i czyta podr臋czniki szkolne, powinno wi臋c wiedzie膰, 偶e nied藕wiedzie po偶eraj膮 ludzi, a my艣liwi zabijaj膮 nied藕wiedzie.
W tym miejscu zacz膮艂em si臋 zastanawia膰, czy dzieci nie dlatego w艂a艣nie wesz艂y do basenu, 偶e ogl膮daj膮 telewizj臋 i chodz膮 do szko艂y. Ci ch艂opcy padli prawdopodobnie ofiar膮 nieczystego sumienia, jakie narzucaj膮 nam szko艂a i mass media.
Ludzie zawsze post臋powali bezlito艣nie wobec zwierz膮t, a kiedy zdali sobie spraw臋 ze swojej niegodziwo艣ci, -zacz臋li, je艣li nie kocha膰 wszystkie bez wyj膮tku (gdy偶 najspokojniej w 艣wiecie nadal je zjadaj膮), to przynajmniej przychylnie si臋 o nich wyra偶a膰. Je偶eli na dodatek u艣wiadomimy sobie, 偶e media, szko艂a, instytucje publiczne musz膮 zabiega膰 o wybaczenie za tyle krzywd wyrz膮dzonych ludziom, widzimy, jak korzystn膮 pod wzgl臋dem etycznym i psychologicznym rzecz膮 jest po艂o偶enie nacisku na dobro膰 dla zwierz膮t. Pozwala si臋 umiera膰 dzieciom z Trzeciego 艢wiata, ale dzieci z Pierwszego 艢wiata zach臋ca si臋 do szanowania nie tylko wa偶ki i kr贸liczka, ale tak偶e wieloryba, krokodyla i w臋偶a.
Prosz臋 zwa偶y膰, 偶e takie dzia艂anie wychowawcze jest samo w sobie w艂a艣ciwe. Przesadna jest natomiast obrana technika perswazji. Chc膮c pokaza膰, 偶e zwierz臋ta godne s膮 tego, by 偶y膰, ucz艂owiecza si臋 je i sprowadza do poziomu zdziecinnienia. Nie m贸wi si臋, 偶e maj膮 prawo do 偶ycia, nawet je艣li zgodnie ze swoj膮 natur膮 s膮 dzikie i mi臋so偶erne, ale wpaja si臋 szacunek dla nich, przedstawiaj膮c je jako mi艂e, zabawne, dobroduszne, 偶yczliwe, m膮dre i przezorne.
Nie ma stworzenia bardziej nieroztropnego ni偶 leming, leniwszego ni偶 kot, bardziej za艣linionego ni偶 pies w sierpniu, bardziej 艣mierdz膮cego ni偶 prosi臋, bardziej histerycznego ni偶 ko艅, g艂upszego ni偶 膰ma, bardziej ob艣lizg艂ego ni偶 艣limak, jadowitszego ni偶 偶mija, obdarzonego mniejsz膮 fantazj膮 ni偶 mr贸wka i mniej tw贸rczego muzycznie ni偶 s艂owik. Trzeba po prostu kocha膰 - a je艣li nie mo偶emy si臋 na to w 偶aden spos贸b zdoby膰, przynajmniej szanowa膰 te i inne zwierz臋ta takimi, jakimi s膮. Dawne bajki w przesadnych barwach pokazywa艂y z艂ego wilka, natomiast bajki wsp贸艂czesne przesadzaj膮 pokazuj膮c wilka dobrego. Wieloryby nale偶y ratowa膰 nie dlatego, 偶e s膮 dobre, ale dlatego, 偶e stanowi膮 cz膮stk臋 艣rodowiska naturalnego i przyczyniaj膮 si臋 do zachowania r贸wnowagi ekologicznej. Natomiast nasze dzieci s膮 wychowane na m贸wi膮cych wielorybach, wilkach, kt贸re zapisuj膮 si臋 do trzeciego zakonu franciszka艅skiego, a przede wszystkim na pokazywanym do znudzenia nied藕wiadku Teddym.
Reklama, filmy animowane, ksi膮偶ki z obrazkami s膮 pe艂ne misi贸w poczciwych jak anio艂ki, praworz膮dnych i opieku艅czych pieszczoszk贸w. Obelg膮 jest dla nied藕wiedzia us艂ysze膰, 偶e ma prawo 偶y膰, bo - jak powiada si臋 w moich stronach - jest grande e grosso, ciula e balosso.* [przyp.: Wielki i gruby, ospa艂y w mi艂o艣ci i oferma (dialekt lombardzki). Przyp. t艂um.] Dlatego podejrzewam, 偶e biedne dzieciaki z Central Parku zgin臋艂y nie na skutek niedostatku wykszta艂cenia, lecz w艂a艣nie wskutek jego nadmiaru. Pad艂y ofiar膮 gryz膮cego nas sumienia.
Pragn膮c, by zapomnia艂y, jak z艂y jest cz艂owiek, zbyt intensywnie wmawiano im, 偶e nied藕wied藕 jest dobry. Zamiast powiedzie膰 im uczciwie, co to takiego cz艂owiek, a co zwierz臋.
(1987)
JAK PISA膯 WST臉PY
Celem niniejszego felietonu jest wyja艣nienie, jak opracowa膰 wst臋p do tomu esej贸w, rozprawy filozoficznej, zbioru tekst贸w naukowych, wydanych, je艣li to tylko mo偶liwe, w oficynie lub serii o randze uniwersyteckiej, i zgodnie z obyczajami zakorzenionymi w naszych czasach, w akademickiej etykiecie.
Przedstawi臋 wi臋c poni偶ej w uj臋ciu syntetycznym, dlaczego trzeba pisa膰 wst臋py, co powinny one zawiera膰 i jak nale偶y dobiera膰 podzi臋kowania. Zr臋czno艣膰 w formu艂owaniu podzi臋kowa艅 艣wiadczy o klasie uczonego. Mo偶e si臋 zdarzy膰, 偶e ten czy 贸w z uczonych, b臋d膮c u kresu si艂, u艣wiadamia sobie, 偶e nie ma komu dzi臋kowa膰. To niewa偶ne, mo偶na wszak wymy艣li膰 d艂ugi wdzi臋czno艣ci. Wynik naukowy bez d艂ugu wdzi臋czno艣ci to rzecz podejrzana i komu艣 trzeba zawsze w jaki艣 spos贸b podzi臋kowa膰.
Przy pisaniu tego felietonu cennym wsparciem by艂y mi d艂ugie lata za偶y艂ego obcowania z tekstami naukowymi, kt贸re zawdzi臋czam ministrowi szkolnictwa Republiki W艂oskiej, uniwersytetom w Turynie i Florencji, politechnice w Mediolanie oraz uniwersytetowi w Bolonii, a tak偶e New York University, Yale University, Columbia University.
Nigdy nie zdo艂a艂bym doprowadzi膰 do ko艅ca pracy nad tym felietonem bez nieocenionej pomocy Pani Sabiny, dzi臋ki niej bowiem m贸j gabinet, kt贸ry o drugiej w nocy jest wype艂niony stosem niedopa艂k贸w i makulatury, rano powraca do jakiego takiego stanu. Szczeg贸lne podzi臋kowanie winien jestem Barbarze, Simonie i Gabrieli, kt贸re nie szcz臋dzi艂y wysi艂k贸w, aby czas przeznaczony na refleksj臋 nie by艂 zak艂贸cony przez mi臋dzykontynentalne rozmowy telefoniczne na temat zaprosze艅 na rozmaite kongresy, po艣wi臋cone zagadnieniom nie maj膮cym nic wsp贸lnego z moimi zainteresowaniami.
Niemo偶liwe by艂oby r贸wnie偶 napisanie tego felietonu bez wytrwa艂ego wsparcia mojej ma艂偶onki, kt贸ra zawsze umia艂a, i umie, znosi膰 humory i wybryki uczonego n臋kanego najwznio艣lejszymi problemami bytu, przywracaj膮c mu pogod臋 ducha uwagami o nico艣ci wszelkiej rzeczy. Wytrwa艂o艣膰, z jak膮 podawa艂a mi soki jab艂kowe, przedstawiaj膮c je k艂amliwie jako rafinowany s艂贸d prosto ze Szkocji, przyczyni艂a si臋 ponad wszelk膮 miar臋 i ponad wszelk膮 daj膮c膮 si臋 udokumentowa膰 wiar臋 do faktu, 偶e na tych stroniczkach zachowa艂 si臋 skromny cho膰by 艣lad jasno艣ci umys艂u.
Moi synowie podtrzymywali mnie na duchu i dawali mi艂o艣膰, energi臋 i wiar臋 w siebie, tak niezb臋dne, 偶eby doprowadzi膰 dzie艂o do ko艅ca. Ich ca艂kowitej i olimpijskiej oboj臋tno艣ci dla mojej pracy zawdzi臋czam si艂臋, kt贸ra pozwoli艂a mi pisa膰 ten felieton w codziennym zmaganiu z okre艣leniem roli cz艂owieka kultury w postmodernistycznym spo艂ecze艅stwie. Im to zawdzi臋czam tak pomocn膮 niez艂omn膮 wol臋 zaszycia si臋 u siebie i pisania tego tekstu, wynikaj膮c膮 z obawy przed natkni臋ciem si臋 w korytarzu na ich najlepszych przyjaci贸艂, kt贸rych fryzjer trzyma si臋 kryteri贸w estetycznych budz膮cych sprzeciw mojego poczucia dobrego smaku.
Publikacja dzie艂a sta艂a si臋 mo偶liwa dzi臋ki wspania艂omy艣lno艣ci i wsparciu finansowemu Carla Caraccioli, Lia Rubiniego. Eugenia Scalfariego, Livia Zanettiego, Marca Benedetta oraz innych cz艂onk贸w rady nadzorczej wydawnictwa Espresso SA. Szczeg贸lne podzi臋kowanie winien jestem dyrektorowi administracyjnemu Milvii Fioraniemu, kt贸ry swoim sta艂ym, comiesi臋cznym wsparciem zapewni艂 mi mo偶liwo艣膰 kontynuowania bada艅. Je艣li ten skromny wk艂ad w nauk臋 dociera do r膮k tylu czytelnik贸w, zawdzi臋czam to kierownikowi s艂u偶b kolporta偶owych Guido Ferrantellemu.
Do przygotowania tekstu przyczyni艂a si臋 firma In偶. Camillo Olivetti i Wsp贸lnicy SA, kt贸ra zaopatrzy艂a mnie w komputer M 21. Szczeg贸lne podzi臋kowanie sk艂adam MicroPro za program Wordstar 2000. Wydruk tekstu powsta艂 na Okidata Microline 182.
Nie m贸g艂bym napisa膰 powy偶szych i poni偶szych linijek bez serdecznego nalegania i s艂贸w zach臋ty ze strony doktora Giovanniego Yalentiniego, doktora Enzo Goli-na oraz doktora Ferdinanda Adornata, kt贸rzy umacniali moj膮 wytrwa艂o艣膰 przyjaznymi, a zarazem natarczywymi codziennymi telefonami, ostrzegaj膮c, 偶e „L'Espresso” idzie do druku i musz臋 za wszelk膮 cen臋 znale藕膰 temat do niniejszego felietonu.
Oczywi艣cie, w nic, co napisa艂em na tych stroniczkach, nie jest zaanga偶owany ich autorytet naukowy, wszystko bowiem, je艣li chodzi o poprzednie i przysz艂e felietony, a tak偶e o ten dzisiejszy, nale偶y zapisa膰 na konto moich przewin.
(1987)
JAK BY膯 PREZENTEREM TV
Mia艂em okazj臋 zazna膰 niezwyk艂ego prze偶ycia, kiedy Akademia Nauk Wysp Svalbard wys艂a艂a mnie, bym przez kilka lat bada艂 cywilizacj臋 Bonga, kt贸ra kwitnie na Ziemi Nieznanej i Wyspach Szcz臋艣liwych.
Bongowie robi膮 mniej wi臋cej wszystko to co i my, ale ujawniaj膮 przy tym zadziwiaj膮c膮 predyspozycj臋 do pos艂ugiwania si臋 pe艂n膮 informacj膮. Nie znaj膮 sztuki domniemywania i domys艂u.
Kiedy my, na przyk艂ad, zaczynamy m贸wi膰, u偶ywamy oczywi艣cie s艂贸w, ale nie mamy potrzeby zawiadamiania o fakcie m贸wienia. Natomiast Bonga, kt贸ry rozmawia z innym Bonga, zaczyna tak: „Uwaga, teraz b臋d臋 m贸wi艂 i u偶ywa艂 s艂贸w”. My budujemy domy, a nast臋pnie (wy艂膮czaj膮c Japo艅czyk贸w) podajemy naszym go艣ciom numer domu, nazwisko lokator贸w, klatk臋 schodow膮 A lub B. Bongowie na ka偶dym domu pisz膮 przede wszystkim s艂owo „dom”, a nast臋pnie na specjalnych karteczkach wskazuj膮 poszczeg贸lne ceg艂y, dzwonek, obok drzwi za艣 pisz膮 „drzwi”. Kiedy dzwoni si臋 do mieszkania pana Bongi, ten otwiera drzwi oznajmiaj膮c: „Teraz otwieram drzwi”, a nast臋pnie si臋 przedstawia. Je艣li zaprasza ci臋 na kolacj臋, prosi, by艣 usiad艂 i powiada: „To jest st贸艂, a to s膮 krzes艂a!” Nast臋pnie tryumfuj膮cym tonem zawiadamia: „A teraz pokoj贸wka! Oto Rosina. Zapyta, co by pan zjad艂, i postawi na stole pa艅skie ulubione danie!” To samo w restauracjach.
Ciekaw膮 rzecz膮 jest obserwowanie Bong贸w w teatrze. Gasn膮 艣wiat艂a i ukazuje si臋 aktor, kt贸ry m贸wi: „To jest kurtyna!” Ods艂ania si臋 kurtyna i na scen臋 wchodz膮 aktorzy, by odegra膰, powiedzmy, „Hamleta” albo „Chorego z urojenia”. Ale ka偶dy aktor jest przedstawiany z prawdziwego imienia i nazwiska, a nast臋pnie z imienia osoby, kt贸r膮 gra. Kiedy aktor ko艅czy m贸wi膰, wyja艣nia: „Teraz pauza!” Mija kilka sekund i dopiero wtedy zaczyna sw膮 kwesti臋 nast臋pny aktor. Nie warto nawet dodawa膰, 偶e na zako艅czenie pierwszego aktu jeden z aktor贸w wychodzi na proscenium i obwieszcza: „A teraz nast膮pi antrakt”.
Uderzy艂o mnie to, 偶e ich widowiska estradowe sk艂adaj膮 si臋, podobnie jak u nas, ze scen m贸wionych, piosenek, duet贸w i scen baletowych. Ale by艂em przyzwyczajony do tego, 偶e dwaj komicy odgrywaj膮 sw贸j skecz, potem jeden z nich zaczyna 艣piewa膰 piosenk臋, potem obaj znikaj膮, a na scen臋 wbiegaj膮 pi臋kne dziewcz臋ta, kt贸re wykonuj膮 fragment taneczny, by widz mia艂 jak膮艣 odmian臋, a potem balet znika i pojawiaj膮 si臋 znowu aktorzy. Natomiast u Bong贸w dwaj aktorzy zapowiadaj膮, 偶e teraz b臋dzie scenka komiczna, potem informuj膮, 偶e za艣piewaj膮 w duecie, i dodaj膮, 偶e b臋dzie to piosenka 偶artobliwa, a wreszcie aktor schodz膮cy jako ostatni ze sceny m贸wi: „A teraz balet!” Najbardziej zadziwi艂o mnie to, 偶e podczas antraktu na kurtynie pojawi艂y si臋 napisy reklamowe, co zdarza si臋 tak偶e u nas. Ale po zapowiedzeniu antraktu aktor oznajmia艂 zawsze: „A teraz reklama!”
D艂ugo zastanawia艂em si臋, sk膮d bierze si臋 u Bong贸w ta obsesyjna potrzeba precyzji. By膰 mo偶e, powiada艂em sobie, s膮 t臋pawi, i je艣li kto艣 nie m贸wi im: „Teraz ci臋 witam”, nie s膮 w stanie poj膮膰, 偶e si臋 ich wita. I cz臋艣ciowo jest to zapewne prawda. Istnieje jednak jeszcze inny pow贸d. Bongowie 偶ywi膮 kult widowiska i czuj膮 potrzeb臋 zmieniania wszystkiego w widowisko, cho膰by domy艣lne. Podczas pobytu u Bong贸w mia艂em tak偶e sposobno艣膰 zrekonstruowania historii oklask贸w. W czasach staro偶ytnych Bongowie klaskali z dw贸ch powod贸w: albo byli zadowoleni z pi臋knego widowiska, albo chcieli uhonorowa膰 kogo艣 wielce zas艂u偶onego. Po nat臋偶eniu oklask贸w mo偶na by艂o pozna膰, kto jest bardziej ceniony i kochany. Ju偶 w dawnych czasach sprytni impresaria, chc膮c przekona膰 widz贸w, 偶e ogl膮daj膮 znakomity spektakl teatralny, usadzali w艣r贸d publiczno艣ci klakier贸w, kt贸rzy mieli obowi膮zek bi膰 brawa, nawet je艣li nie by艂o po temu najmniejszego powodu. Kiedy zacz臋艂y si臋 widowiska telewizyjne, Bongowie 艣ci膮gali na sal臋 krewnych organizator贸w i sygna艂em 艣wietlnym (niewidocznym dla telewidz贸w) dawali znak, kiedy trzeba klaska膰. Telewidzowie bardzo szybko spostrzegli, na czym polega sztuczka. U nas oklaski zosta艂yby ca艂kowicie zdyskredytowane. U Bong贸w nie. R贸wnie偶 publiczno艣膰 ogl膮daj膮ca widowisko w domu zapragn臋艂a bi膰 brawa i ca艂e gromady Bong贸w ca艂kiem dobrowolnie pcha艂y si臋 na widowni臋 telewizyjn膮, gotowe p艂aci膰, byleby sobie poklaska膰. Niekt贸rzy zdecydowali si臋 nawet na specjalne kursy. A poniewa偶 teraz ju偶 wszyscy wiedzieli wszystko, sam prezenter m贸wi艂 po prostu na g艂os w odpowiednich momentach: „A teraz burzliwe oklaski”. Jednak ju偶 wkr贸tce widzowie na sali zacz臋li klaska膰 bez 偶adnej zach臋ty ze strony prezentera. Wystarczy艂o, by spyta艂 kogo艣, jaki zaw贸d ` wykonuje, a pytany odpar艂: „Obs艂uguj臋 komor臋 gazow膮 u rakarza”, by rozlega艂y si臋 burzliwe brawa. Bywa艂o i tak, 偶e prezenter, zupe艂nie jak u nas przy scenkach Petroliniego, nie zd膮偶y艂 powiedzie膰: „Dobry wiecz贸r”, gdy偶 po „dobry” wybucha艂a istna burza oklask贸w. Prezenter m贸wi艂: „Jeste艣my z wami jak w ka偶dy czwartek”, a publiczno艣膰 nie tylko oklaskiwa艂a, ale tak偶e zrywa艂a boki ze 艣miechu.
Oklaski sta艂y si臋 tak niezb臋dne, 偶e nawet w programach reklamowych, kiedy osoba zachwalaj膮ca jaki艣 towar m贸wi艂a: „Kupujcie 艣rodek odchudzaj膮cy Pip”, rozlega艂a si臋 salwa braw. Telewidzowie doskonale wiedzieli o tym, 偶e zachwalaj膮cy nie ma przed sob膮 sali wype艂nionej lud藕mi, ale odczuwali potrzeb臋 oklask贸w, w przeciwnym bowiem razie program wyda艂by si臋 im jaki艣 sztuczny i zmieniliby kana艂. Bongowie oczekuj膮, 偶e telewizja pokazywa膰 im b臋dzie 偶ycie prawdziwe, takie jakie jest, bez 偶adnej lipy. Oklaski to sprawa publiczno艣ci (kt贸ra jest jak my), nie za艣 aktora (kt贸ry udaje), stanowi膮 wi臋c jedyn膮 gwarancj臋, 偶e telewizja to okno na 艣wiat. W przygotowaniu jest w艂a艣nie program, w kt贸rym wyst膮pi膮 wy艂膮cznie klaszcz膮cy aktorzy i kt贸ry b臋dzie si臋 nazywa艂 „Teleprawda”. Bongowie chc膮 czu膰 si臋 zakorzenieni w 偶yciu, wi臋c klaszcz膮 bez ustanku, nie potrzebuj膮 nawet do tego telewizji. Klaszcz膮 podczas pogrzeb贸w, i to nie dlatego, 偶e s膮 zadowoleni albo 偶e chc膮 sprawi膰 przyjemno艣膰 zmar艂emu, lecz by nie poczu膰 si臋 cieniem w艣r贸d cieni, by czu膰 si臋 偶ywymi i rzeczywistymi jak obrazy ogl膮dane na telewizyjnym ekranie. Pewnego dnia by艂em u kogo艣, kiedy wszed艂 jaki艣 krewny i oznajmi艂: „Babci臋 dopiero co przejecha艂 TIR!” Wszyscy wstali i zacz臋li klaska膰.
Nie mog臋 powiedzie膰, by Bongowie stali na ni偶szym ni偶 my szczeblu rozwoju. Jeden z nich powiedzia艂 mi nawet, 偶e zamierzaj膮 podbi膰 ca艂y 艣wiat. Po powrocie do ojczyzny przekona艂em si臋, 偶e ten zamys艂 nie jest zgo艂a platoniczny. Kiedy wieczorem w艂膮czy艂em telewizor, zobaczy艂em prezentera, kt贸ry przedstawia艂 swoje asystentki, potem o艣wiadczy艂, 偶e wyst膮pi z monologiem komicznym, na koniec za艣 powiedzia艂: .,A teraz balet!” Pewien dystyngowany pan. kt贸ry rozprawia艂 o wa偶kich problemach politycznych z innym dystyngowanym panem, przerwa艂 w pewnym momencie i og艂osi艂: „A teraz przerwa na reklam臋”. Niekt贸rzy konferansjerzy przedstawiali nawet publiczno艣膰. Inni kamerzyst臋, kt贸ry mia艂 ich w obiektywie. Wszyscy klaskali.
Wzburzony wyszed艂em z domu i uda艂em si臋 do restauracji s艂awnej ze swojej „nouvelle cuisine”. Podszed艂 kelner i poda艂 mi trzy li艣cie sa艂aty. Powiedzia艂: „Oto sur贸wka z sa艂aty longobardzkiej, przypr贸szonej drobniutko siekan膮 rukwi膮 z Lomelliny, marynowana w naszym aromatycznym occie i skropiona sokiem z t艂oczonych na zimno umbryjskich oliwek”.
(1987)
JAK U呕YWA膯 PIEKIELNEGO DZBANUSZKA
Istnieje wiele rozmaitych sposob贸w parzenia kawy. Jest kawa neapolita艅ska, jest z ekspresu, turecka, brazylijska cafesinho, francuska cafe filtre, wreszcie kawa ameryka艅ska. Ka偶da mo偶e by膰 doskona艂a w swoim rodzaju. Kawa ameryka艅ska bywa mikstur膮 o temperaturze stu stopni, serwowan膮 w plastikowych szklankach, co daje efekt termosowy, i wmuszan膮 przewa偶nie na stacjach w celach ludob贸jczych, ale kawa zaparzona w urz膮dzeniu zwanym tam percolator, kawa, jak膮 dostaje si臋 w niekt贸rych domach albo w skromnych barach, gdzie podaj膮 j膮 do jaj na bekonie, jest wyborna, pachn膮ca, pije si臋 j膮 jak wod臋, tyle 偶e p贸藕niej serce zaczyna 艂omota膰, gdy偶 jedna fili偶anka zawiera wi臋cej kofeiny ni偶 cztery kawy z ekspresu.
Osobn膮 kategori臋 stanowi kawa-pomyje. Uzyskuje si臋 j膮 zazwyczaj ze zbutwia艂ego j臋czmienia, ko艣ci trupa i paru ziarenek prawdziwej kawy wymiecionych wraz ze 艣mieciami w przychodni dla weneryk贸w. Rozpoznaje si臋 j膮 nieomylnie po woni st贸p wymoczonych w wodzie, kt贸ra pozosta艂a po zmywaniu. Podaj膮 j膮 w wi臋zieniach, zak艂adach poprawczych, wagonach sypialnych i luksusowych hotelach. Rzeczywi艣cie, je艣li zamieszkasz w Pla偶a Majestic, Maria Jolanda & Brabante, Des Alpes et des Bains, mo偶esz zam贸wi膰 cho膰by kaw臋 ekspresow膮, a i tak dociera do twojego pokoju pokryta praktycznie warstw膮 lodu. Je艣li chcesz tego unikn膮膰, zamawiasz continental breakfast i przygotowujesz si臋 do za偶ywania rozkoszy, jak膮 zapewnia 艣niadanie podane do 艂贸偶ka.
Continental breakfast sk艂ada si臋 z dw贸ch bu艂eczek, jednego rogalika, homeopatycznej dawki soku pomara艅czowego, zawijaska mas艂a, pojemniczka z d偶emem jagodowym, drugiego z miodem, trzeciego z d偶emem morelowym, dzbanuszka z zimnym ju偶 mlekiem, rachunku na sto tysi臋cy lir贸w i piekielnego dzbanuszka z kaw膮-pomyjami. Dzbanuszek u偶ywany przez osoby normalne - lub poczciwy stary imbryczek, z kt贸rego wonny nap贸j nalewa si臋 prosto do fili偶anki - umo偶liwia przep艂yw kawy przez w膮ski dziobek, cz臋艣膰 g贸rna za艣 jest wyposa偶ona w takie czy inne urz膮dzenie zabezpieczaj膮ce - by dzbanek pozostawa艂 zamkni臋ty. Pomyje w Grand Hotelu albo wagonie sypialnym przynosz膮 ci w dzbanku o mocno wygi臋tym dziobku - przypominaj膮cym zniekszta艂cony dzi贸b pelikana - z niezwykle mobiln膮 pokrywk膮, pomy艣lan膮 w ten spos贸b, by - przyci膮gana przez nieprzeparty horror vacui - ze艣lizgiwa艂a si臋 natychmiast po przechyleniu naczynia. Te dwie sztuczki sprawiaj膮, 偶e po艂owa kawy wylewa si臋 od razu z piekielnego dzbanka na twoje croissants i d偶emy, a nast臋pnie, dzi臋ki ze艣li藕ni臋ciu si臋 pokrywki, reszta rozpryskuje si臋 po obrusie. W wagonach sypialnych dzbanuszki s膮 przeci臋tnej jako艣ci, poniewa偶 ko艂ysanie wagonu pomaga skutecznie rozla膰 kaw臋, natomiast w hotelach winny by膰 porcelanowe, aby pokrywka ze艣lizgiwa艂a si臋 w spos贸b 艂agodny, ci膮g艂y, ale i niechybny.
Je艣li chodzi o pochodzenie i uzasadnienie piekielnego dzbanuszka, mamy dwie szko艂y my艣lenia. Szko艂a fryburs-ka utrzymuje, 偶e urz膮dzenie to pozwala kierownictwu hotelu udowodni膰, 偶e po艣ciel, kt贸r膮 zastaniesz wieczorem, zosta艂a zmieniona. Szko艂a bratys艂awska twierdzi, 偶e motywy maj膮 charakter moralizatorski (por. Max Weber, „Die protestantische Ethik undder Geist des Kapitalismus”) piekielny dzbanuszek uniemo偶liwia wylegiwanie si臋 w 艂贸偶ku, gdy偶 spo偶ywanie ciastka dro偶d偶owego nas膮czonego kaw膮, gdy jest si臋 owini臋tym w mokr膮 od tej偶e kawy po艣ciel, jest bardzo nieprzyjemne.
Piekielnych dzbanuszk贸w nie ma w handlu. Produkuje si臋 je wy艂膮cznie dla sieci wielkich hoteli i wagon贸w sypialnych. W wi臋zieniach pomyje podaje si臋 w blaszanych kubkach, gdy偶 prze艣cierad艂o przesi膮kni臋te kaw膮 by艂oby s艂abo widoczne w ciemno艣ciach, kiedy spuszcza艂by si臋 po nim uciekaj膮cy wi臋zie艅. Szko艂a fryburska sugeruje, by 偶膮da膰 od kelnera postawienia tacy ze 艣niadaniem na stoliku, a nie na 艂贸偶ku. Szko艂a bratys艂awska replikuje, 偶e wprawdzie uniknie si臋 w ten spos贸b rozlania kawy na po艣ciel, ale do rozlania i tak dojdzie, tyle 偶e poplamiona zostanie pi偶ama (kt贸rej codziennej zmiany hotel nie przewiduje); pi偶ama czy nie - to niewa偶ne, liczy si臋 bowiem to, 偶e kawa zawsze wyleje si臋 na doln膮 cz臋艣膰 brzucha i wzg贸rek 艂onowy, powoduj膮c oparzenia, a tego lepiej by艂oby wszak unikn膮膰. Na to zastrze偶enie szko艂a fryburska wzrusza tylko ramionami, i doprawdy nie jest to reakcja najstosowniejsza.
(1988)
JAK ROZPLANOWA膯 CZAS
Kiedy telefonuj臋 do dentysty, 偶eby um贸wi膰 si臋 na wizyt臋, a on m贸wi, 偶e przez ca艂y nadchodz膮cy tydzie艅 nie ma ani godziny wolnej - wierz臋 mu. To cz艂owiek powa偶nie podchodz膮cy do swojego zawodu. Kiedy jednak kto艣 zaprasza mnie na kongres, do dyskusji przy okr膮g艂ym stole, pokierowania prac膮 zespo艂u, napisania eseju lub do jakiego艣 jury, a ja m贸wi臋, 偶e nie mam czasu - nie wierzy. „Ale偶 profesorze - powiada - kto艣 taki jak pan zawsze znajdzie troch臋 czasu”. Najwyra藕niej nas, humanist贸w, nie uwa偶a si臋 za ludzi wykonuj膮cych powa偶ny zaw贸d, lecz za kogo艣, kto przez okr膮g艂y dzie艅 chodzi z k膮ta w k膮t i nie ma nic do roboty.
Przeprowadzi艂em pewne obliczenie. Zach臋cam koleg贸w wykonuj膮cych podobny jak ja zaw贸d do sprawdzenia, czy jest ono poprawne. Rok nieprzest臋pny liczy 8760 godzin. Osiem godzin na sen, jedna na d藕wigni臋cie si臋 z 艂贸偶ka i zabiegi toaletowe, p贸艂 godziny na rozbieranie si臋 i postawienie na stoliku nocnym wody mineralnej, nie wi臋cej jak dwie godziny na posi艂ki, i mamy 4170 godzin. Dwie godziny na poruszanie si臋 po mie艣cie, co daje 730 godzin.
Poniewa偶 prowadz臋 trzy dwugodzinne wyk艂ady tygodniowo i po艣wi臋cam jedno popo艂udnie na konsultacje ze studentami, licz臋, 偶e uniwersytet zabiera mi w ci膮gu dwudziestu tygodni trwania semestru 220 godzin na zaj臋cia dydaktyczne, do czego dochodz膮 24 godziny egzaminowania, 12 omawiania prac dyplomowych i 78 r贸偶nych posiedze艅 i rad. Zak艂adaj膮c, 偶e prowadz臋 w ci膮gu roku 艣rednio pi臋膰 prac po 350 stronic ka偶da, przy czym ka偶d膮 stronic臋 czytam dwa razy, raz przed wprowadzeniem poprawek, drugi raz po poprawkach, z przeci臋tn膮 szybko艣ci膮 trzy minuty na stron臋, otrzymuj臋 175 godzin. Je艣li chodzi o 膰wiczenia, wiele z nich przegl膮daj膮 moi wsp贸艂pracownicy, uwzgl臋dniam wi臋c tylko cztery na ka偶d膮 sesj臋 egzaminacyjn膮, po trzydzie艣ci stronic ka偶de, pi臋膰 minut na stron臋 je艣li si臋 doliczy wst臋pn膮 dyskusj臋, i oto mamy 60 godzin. Nie bior膮c pod uwag臋 pracy naukowej, dochodz臋 do 1465 godzin.
Kieruj臋 periodykiem z zakresu semiotyki „VS”, kt贸ry wydaje trzy trzystustronicowe numery rocznie. Pomin膮wszy maszynopisy, kt贸re czytam i odrzucani, potrzebuj臋 dziesi臋ciu minut na stronic臋 (ocena, poprawki, korekta), co daje 50 godzin. Prowadz臋 dwie1 serie wydawnicze, kt贸rych tematyka wi膮偶e si臋 z moj膮 prac膮 naukow膮, je艣li wi臋c policzymy sze艣膰 ksi膮偶ek rocznie, w sumie 1800 stron, dziesi臋膰 minut na stron臋, da to 300 godzin. T艂umaczenia moich tekst贸w, esej贸w, ksi膮偶ek, artyku艂贸w, a tak偶e sprawozdania z kongres贸w, bior膮c jedynie pod uwag臋 te j臋zyki, kt贸rych znajomo艣膰 pozwala mi na kontrol臋, to 1500 stronic rocznie, po dwadzie艣cia minut na stron臋 (przeczytanie, por贸wnanie z orygina艂em, dyskusja z t艂umaczem - spotkania, telefon lub korespondencja), zabieraj膮 500 godzin. Nast臋pnie idzie pisanie. Nawet je艣li przyjmie si臋, 偶e nie pisz臋 w danym momencie ksi膮偶ki, a liczymy tylko eseje, wyst膮pienia na zjazdach, sprawozdania, szkice do wyk艂ad贸w i tak dalej, z 艂atwo艣ci膮 dochodzimy do 300 stron. Za艂贸偶my, 偶e obmy艣lanie, notatki, samo pisanie, poprawianie zajmuje co najmniej godzin臋 na stron臋, uzyskujemy 300 godzin. Zapiski na pude艂ku z zapa艂kami to poszukiwanie tematu, sporz膮dzenie notatek, zagl膮danie do jednej czy drugiej ksi膮偶ki, pisanie, doprowadzanie do wymaganej obj臋to艣ci, wys艂anie lub przedyktowanie, co zajmuje jakie艣 trzy godziny, licz膮c optymistycznie; mno偶臋 przez 52 tygodnie i otrzymuj臋 156 godzin (nie bior臋 tu pod uwag臋 innych artyku艂贸w, pisanych okazjonalnie). A wreszcie korespondencja, kt贸rej nie jestem w stanie przetrawi膰, cho膰 po艣wi臋cam jej trzy dni w tygodniu, od dziewi膮tej do pierwszej, zabiera mi 624 godziny.
Obliczy艂em, 偶e gdybym w 1987 roku przyj膮艂 tylko dziesi臋膰 na sto propozycji i ograniczy艂 si臋 do konferencji 艣ci艣le zwi膮zanych z uprawian膮 przeze mnie dziedzin膮, do przedstawienia prac prowadzonych przeze mnie i przez moich wsp贸艂pracownik贸w oraz uczestniczenia w imprezach nie daj膮cych si臋 unikn膮膰 (uroczysto艣ci akademickie, posiedzenia zwo艂ywane przez kompetentne ministerstwa), zebra艂oby si臋 372 godziny efektywne (nie licz臋 przestoj贸w). Poniewa偶 mam wiele zaj臋膰 poza miejscem zamieszkania, podr贸偶e zaj臋艂y mi 323 godziny. Za艂o偶y艂em w tym rachunku, 偶e podr贸偶 na trasie Mediolan-Rzym, od chwili, kiedy wsiadam do taks贸wki, 偶eby pojecha膰 na lotnisko, do zainstalowania si臋 w Rzymie w hotelu i przybycia na miejsce posiedzenia, trwa cztery godziny. Podr贸偶 do Nowego Jorku to 12 godzin.
Wychodzi w sumie 8094 godziny. Je艣li odejmiemy t臋 liczb臋 od 8760 godzin w roku, pozostanie reszta wynosz膮ca 666 godzin, to znaczy godzina i czterdzie艣ci dziewi臋膰 minut dziennie, i ten czas po艣wi臋ci艂em na seks, spotkania z przyjaci贸艂mi i krewnymi, pogrzeby, wizyty u lekarza, zakupy, sport i 偶ycie kulturalne. Jak wida膰, nie wliczy艂em tutaj czasu lektury tekst贸w opublikowanych (ksi膮偶ek, artyku艂贸w, komiks贸w). Zak艂adaj膮c, 偶e czyta艂em podczas podr贸偶y, a wi臋c przez 323 godziny, z szybko艣ci膮 jednej strony na pi臋膰 minut (samo czytanie plus notatki), mog艂em przeczyta膰 3876 stron, co odpowiada 12,92 ksi膮偶ek po 300 stronic ka偶da. A papierosy? Je艣li uznamy, 偶e znalezienie paczki, zapalenie i zgaszenie zajmuje p贸艂 minuty, przy sze艣膰dziesi臋ciu papierosach dziennie da to 182 godziny. Jak je wygospodarowa膰? Musz臋 rzuci膰 palenie.
(1988)
JAK KORZYSTA膯 Z TAKS脫WKI
W momencie, kiedy cz艂owiek wsiada do taks贸wki, rodzi si臋 problem u艂o偶enia sobie poprawnych stosunk贸w z taks贸wkarzem. Jest to osobnik, kt贸ry okr膮g艂y dzie艅 sp臋dza za kierownic膮, i to w warunkach ruchu miejskiego - czynno艣膰 prowadz膮ca do zawa艂u serca albo za艂amania nerwowego - i jest w bezustannym konflikcie z innymi kierowcami. W wyniku tego jest znerwicowany i nienawidzi wszystkich stworze艅 antropomorficznych. Sk艂ania to osoby ceni膮ce „radical chic” do wyra偶ania opinii, 偶e wszyscy taks贸wkarze to faszy艣ci. Tak jednak nie jest, taks贸wkarza nie interesuj膮 zagadnienia ideologiczne, nie cierpi manifestacji organizowanych przez zwi膮zki, ale dlatego, 偶e tamuj膮 ruch uliczny, nie za艣 ze wzgl臋du na barwy polityczne. Takie same uczucia 偶ywi艂by do defilady balilla.* [przyp.: Chodzi o dzieci臋c膮 organizacj臋 faszystowsk膮 z okresu faszyzmu. Przyp. t艂um.] Pragnie jedynie silnego rz膮du, kt贸ry postawi艂by pod 艣cian臋 wszystkich kierowc贸w prywatnych i ustanowi艂 rozs膮dn膮 godzin臋 policyjn膮 od sz贸stej rano do p贸艂nocy. Jest mizoginem, ale tylko w stosunku do kobiet wyruszaj膮cych na miasto. Je艣li siedz膮 w kuchni - got贸w jest je tolerowa膰.
W艂oscy taks贸wkarze dziel膮 si臋 na trzy kategorie. Na tych, kt贸rzy podczas kursu wypowiadaj膮 powy偶sze pogl膮dy; tych, kt贸rzy zaciekle milcz膮, demonstruj膮c swoj膮 mizantropi臋 poprzez prowadzenie samochodu; tych wreszcie, kt贸rzy roz艂adowuj膮 napi臋cie przez czyst膮 narracj臋, opowiadaj膮c, co si臋 im przytrafi艂o z jakim艣 pasa偶erem. Chodzi tutaj o ca艂kowicie pozbawione znaczenia przeno艣nego „tranches de vie”, kt贸re, opowiedziane w barze, kaza艂oby w艂a艣cicielowi wyrzuci膰 narratora za drzwi, z wyja艣nieniem, 偶e najwy偶szy ju偶 czas i艣膰 do 艂贸偶ka. Ale taks贸wkarz uwa偶a je za ciekawe i zaskakuj膮ce, dobrze wi臋c komentowa膰 je cz臋sto: „Patrzcie, co za ludzie, czego si臋 cz艂owiek nas艂ucha, naprawd臋 to si臋 panu zdarzy艂o?” Tego rodzaju uczestniczenie w rozmowie nie wyrywa taks贸wkarza z jego konfabulacyjnego autyzmu, ale sprawia, 偶e czujesz si臋 lepszym cz艂owiekiem.
Kiedy w Nowym Jorku W艂och, przeczytawszy na plakietce nazwisko w rodzaju De Cutugnatto, Esippositto, Perquocco, ujawnia swoj膮 narodowo艣膰, nara偶a si臋 na powa偶ne niebezpiecze艅stwo. Taks贸wkarz zaczyna bowiem przemawia膰 jakim艣 j臋zykiem, kt贸rego nigdy nie s艂ysza艂e艣, i okropnie si臋 obra偶a, je艣li go nie rozumiesz. Musisz natychmiast wyja艣ni膰 po angielsku, 偶e m贸wisz wy艂膮cznie dialektem ze swoich stron. Zreszt膮 taks贸wkarz jest i tak przekonany, 偶e teraz naszym j臋zykiem narodowym jest angielski. Og贸lnie jednak rzecz bior膮c taks贸wkarze nowojorscy nosz膮 nazwiska 偶ydowskie albo nie偶ydowskie. Ci z nazwiskami 偶ydowskimi s膮 reakcjonistami i syjonistami. Ci z nazwiskami nie偶ydowskimi s膮 reakcjonistami i antysemitami. Nie wyg艂aszaj膮 twierdze艅, 偶膮daj膮 deklaracji. Trudno jest przyj膮膰 w艂a艣ciw膮 postaw臋 wobec tych, kt贸rzy nosz膮 nazwiska kojarz膮ce si臋 niejasno z basenem 艣r贸dziemnomorskim albo rosyjskie, gdy偶 wtedy nie wiadomo, czy s膮 呕ydami, czy nie. Aby unikn膮膰 incydent贸w, nale偶y wtedy powiedzie膰, 偶e zmieni艂e艣 zamiar i nie chcesz ju偶 jecha膰 na skrzy偶owanie Si贸dmej z Czternast膮, ale na Charlton Street. Taks贸wkarz wpada we w艣ciek艂o艣膰, staje i wyrzuca ci臋 z wozu, gdy偶 taks贸wkarze w Nowym Jorku znaj膮 tylko ulice opatrzone numerami, tych za艣 z nazwami - nie.
Natomiast taks贸wkarz paryski nie zna 偶adnych nazw. Je艣li poprosisz, 偶eby zawi贸z艂 ci臋 na place Saint-Sulpice, dowozi ci臋 pod Odeon, m贸wi膮c, 偶e nie wie, jak jecha膰 dalej. Przedtem jednak b臋dzie d艂ugo lamentowa艂 nad twoimi 偶膮daniami, nie szcz臋dz膮c r贸偶nych ,,ah, ca monsieur, alors...” Na propozycj臋, 偶eby zajrza艂 do planu miasta, albo nie odpowiada, albo daje do zrozumienia, 偶e je艣li potrzebna ci konsultacja bibliograficzna, powiniene艣 zwr贸ci膰 si臋 do archiwisty paleografa z Sorbony. Osobn膮 kategori臋 stanowi膮 ludzie Wschodu; niezwykle serdecznie zapewniaj膮, 偶e nie masz si臋 czym przejmowa膰, 偶e zaraz znajd膮 wskazane miejsce, potem obje偶d偶aj膮 trzykrotnie wielkie bulwary, a wreszcie pytaj膮, czy zrobi ci jak膮艣 r贸偶nic臋, je艣li zamiast na Gare du Nord zawioz膮 ci臋 na Gare de l'Est, bo przecie偶 i tam nie brak poci膮g贸w.
W Nowym Jorku nie mo偶esz wezwa膰 taks贸wki telefonicznie, chyba 偶e nale偶ysz do jakiego艣 klubu. W Pary偶u owszem. Tyle 偶e i tak nie przyjedzie. W Sztokholmie mo偶esz korzysta膰 wy艂膮cznie z taks贸wki wezwanej telefonicznie, gdy偶 nie ufaj膮 pierwszemu lepszemu z ulicy. 呕eby jednak uzyska膰 odpowiedni numer telefonu, musisz zatrzyma膰 przeje偶d偶aj膮c膮 taks贸wk臋, kt贸rej kierowca jest jednak, jak si臋 rzek艂o, nieufny.
Taks贸wkarze niemieccy s膮 uprzejmi i nienaganni, milcz膮, naciskaj膮 tylko peda艂 gazu. Kiedy wysiadasz blady jak 艣ciana, rozumiesz ju偶, dlaczego przyje偶d偶aj膮 p贸藕niej na wypoczynek do W艂och i jad膮 ci przed nosem sze艣膰dziesi膮tk膮 pasem szybkiego ruchu.
Wy艣cig taks贸wkarza z Frankfurtu w porsche i taks贸wkarza z Rio w poobijanym volkswagenie wygra艂by jednak taks贸wkarz z Rio, mi臋dzy innymi dlatego, 偶e nie zatrzymuje si臋 na 艣wiat艂ach. Gdyby si臋 zatrzyma艂, podjecha艂by inny poobijany volkswagen, pe艂en ch艂opc贸w, kt贸rzy natychmiast wyci膮gn臋liby r臋ce i zabrali mu zegarek.
Wsz臋dzie na 艣wiecie jest jeden niezawodny spos贸b rozpoznawania taks贸wkarza. To ten, kt贸ry nigdy nie ma drobnych, 偶eby wyda膰 reszt臋.
(1988)
JAK PROSTOWA膯 CO艢, CO ZOSTA艁O SPROSTOWANE
„List prostuj膮cy”. Szanowny Panie Dyrektorze, nawi膮zuj膮c do podpisanego przez Aletesa Veritasa artyku艂u „Kiedy Idy, ja mam zwidy”, kt贸ry ukaza艂 si臋 w poprzednim numerze Pa艅skiej gazety, pozwalam sobie wyja艣ni膰 co nast臋puje. Nie jest prawd膮, 偶e by艂em obecny przy zamordowaniu Juliusza Cezara. Je艣li zechce Pan 艂askawie zajrze膰 do za艂膮czonego 艣wiadectwa urodzenia, przekona si臋, 偶e przyszed艂em na 艣wiat w miejscowo艣ci Molfetta dnia 15 marca 1944 roku, a wi臋c wiele wiek贸w po tym nieszcz臋snym czynie, nad kt贸rym zreszt膮 zawsze ubolewa艂em. Pana Veritasa zwiod艂y zapewne moje s艂owa odnosz膮ce si臋 do faktu, 偶e dzie艅 15 marca czterdziestego czwartego czcz臋 zawsz臋 w gronie paru przyjaci贸艂.
Jest r贸wnie偶 nieprawd膮, jakobym powiedzia艂 p贸藕niej niejakiemu Brutusowi: „Zobaczymy si臋 pod Filippi”. Wyja艣niam, 偶e nie mia艂em 偶adnych kontakt贸w z panem Brutusem, a nawet nie wiedzia艂em do wczoraj, i偶 kto艣 taki istnieje. Podczas kr贸tkiej rozmowy telefonicznej rzeczywi艣cie powiedzia艂em panu Veritasowi, 偶e wkr贸tce zobacz臋 si臋 z pewnym radc膮 z wydzia艂u ruchu drogowego, Filippim, lecz zdanie to pad艂o w konte艣cie rozmowy o problemach zwi膮zanych z ruchem samochodowym. Nie by艂o mowy o tym, 偶e najmowa艂em zdrajc臋, 偶eby przygotowa艂 zamach na plugawego Juliusza Cezara, lecz tylko, 偶e „namawia艂em rajc臋, 偶eby zamkn膮艂 dla ruchu plac Juliusza Cezara”.
艢ciskam d艂o艅, z powa偶aniem Preciso Sprostovanno. „Odpowied藕 Aletesa Veritasa”. Jak wida膰, Pan Sprostovanno nie zaprzecza w istocie twierdzeniu, 偶e Juliusz Cezar zosta艂 zamordowany podczas Id贸w marcowych 44 r. Nie mo偶na r贸wnie偶 przej艣膰 do porz膮dku dziennego nad faktem, 偶e Pan Sprostovanno w szczeg贸lny spos贸b 艣wi臋tuje z przyjaci贸艂mi rocznic臋 15 marca 44 r. W艂a艣nie ten osobliwy obyczaj chcia艂em ujawni膰 w moim artykule. By膰 mo偶e Pan Sprostovanno ma jakie艣 osobiste powody, 偶eby urz膮dza膰 tego dnia huczne libacje, przyzna chyba jednak, 偶e tego rodzaju zbie偶no艣膰 jest co najmniej zastanawiaj膮ca. Pami臋ta zreszt膮, jak s膮dz臋, 偶e w toku d艂ugiego i powa偶nego wywiadu, jakiego zechcia艂 mi udzieli膰 przez telefon, pad艂o z jego ust zdanie: „Uwa偶ani, i偶 trzeba zawsze oddawa膰 Cezarowi, co cesarskie”. Jednocze艣nie ze 藕r贸d艂a bardzo bliskiego Panu Sprostovanno - 藕r贸d艂a, kt贸rego wiarygodno艣ci nie mam powodu podwa偶a膰 - dowiedzia艂em si臋, 偶e Cezarowi istotnie dano, ale dwadzie艣cia trzy pchni臋cia sztyletem.
Warto podkre艣li膰, 偶e w ca艂ym swoim li艣cie Pan Sprostovanno unika jasnego przyznania, i偶 zada艂 te pchni臋cia. Je艣li chodzi o mozolne prostowanie sprawy Filippi, mam w tej chwili przed oczyma notes, w kt贸rym zapisa艂em, i nie mo偶e by膰 co do tego cienia w膮tpliwo艣ci, 偶e Pan Sprostovanno nie powiedzia艂: „Zobacz臋 si臋 z Filippim”, lecz: „Zobaczymy si臋 pod Filippi”.
Mog臋 zapewni膰, 偶e tak samo rzecz si臋 przedstawia z brzemiennymi w gro藕by s艂owami. Zagl膮dam do notatnika i widz臋, 偶e stoi tam jak byk: „Na... a艂em zdrajc臋, 偶eby zam. pl. Juliusza Cezara”. Obrona straconych pozycji i s艂owne igraszki nie zdejm膮 z niczyich bark贸w ci臋偶aru odpowiedzialno艣ci, kneblowanie prasy nie s艂u偶y sprawie prawdy.
(1988)
JAK WRZUCA膯 DO KOSZA TELEGRAMY
Kiedy艣, po otrzymaniu rankiem poczty cz艂owiek otwiera艂 koperty zamkni臋te i wyrzuca艂 otwarte. Teraz instytucje, kt贸re niegdy艣 wysy艂a艂y koperty otwarte, zaklejaj膮 je, a nawet wysy艂aj膮 jako listy polecone. Trudzisz si臋, 偶eby otworzy膰 kopert臋, i znajdujesz w 艣rodku zaproszenie, z kt贸rym nie wiesz co zrobi膰. Bierze si臋 to mi臋dzy innymi st膮d, 偶e bardziej wymy艣lne koperty s膮 w dzisiejszych czasach zamkni臋te w hermetyczny spos贸b, wobec kt贸rego bezsilny jest no偶yk do papieru, a tak偶e gryzienie i ciosy wielkim no偶em kuchennym. Zamiast kleju jest tam zastosowany szybko t臋偶ej膮cy cement dentystyczny. Na szcz臋艣cie mo偶emy zaoszcz臋dzi膰 sobie troch臋 wysi艂ku, gdy偶 anonse sprzeda偶y promocyjnej zaopatrzone s膮 na wierzchu w wypisane szczeroz艂otym literami s艂贸wko „gratis”. Od dziecka wpajano mi zdrow膮 zasad臋, 偶e kiedy proponuj膮 ci co艣 gratis, trzeba natychmiast telefonowa膰 na policj臋.
Ale wszystko idzie ku gorszemu. Kiedy艣 z zaciekawieniem, nawet dr偶膮cymi r臋kami, otwiera艂 cz艂owiek telegramy: albo przynosi艂y bowiem z艂膮 nowin臋, albo zawiadamia艂y o nag艂ej 艣mierci bogatego wujaszka z Ameryki. W dzisiejszych czasach telegram przysy艂a ka偶dy, kto nie ma ci absolutnie nic do powiedzenia.
S膮 trzy rodzaje telegram贸w. Rozkazuj膮cy: „Zapraszamy pojutrze wa偶ne posiedzenie uprawa 艂ubinu w Aspromonte z udzia艂em podsekretarza rolnictwa, prosimy poda膰 pilnie teleksem godzin臋 przybycia” (nast臋puj膮 zajmuj膮ce dwa blankiety skr贸ty i numery, w艣r贸d kt贸rych gubi si臋 naturalnie, i na szcz臋艣cie, podpis pretensjonalnego nadawcy). Porozumiewawczy: „Zgodnie z ustaleniami potwierdzamy Pa艅ski udzia艂 w konferencji paraplegia u koala, prosimy o bezzw艂oczny kontakt teleksem”. Naturalnie 偶adnych ustale艅 nie by艂o albo ich propozycja nadejdzie wkr贸tce w li艣cie. Kiedy jednak list przychodzi, jest nieaktualny, gdy偶 telegram trafi艂 ju偶 do kosza, i list w臋druje w jego 艣lady. Zagadkowy: „Data okr膮g艂ego sto艂u informatyka a krokodyle zmieniona ze znanych powod贸w, prosimy o potwierdzenie nowej daty”. Jaka znowu data? Jakie potwierdzenie? Do kosza! Ostatnio jednak telegram zosta艂 wyparty przez over-night express. Kosztuje tyle, 偶e przyprawi艂oby to o blado艣膰 samego De Benedettiego, nie ma mowy o otwarciu bez u偶ycia no偶yc do drutu kolczastego, pomy艣lany jest za艣 tak, by艣 nie m贸g艂 zorientowa膰 si臋 od razu, jaka jest zawarto艣膰 koperty, gdy偶 musisz przedtem pokona膰 zapor臋 rozmaitego rodzaju ta艣m samoprzylepnych. Czasem powodem przys艂ania jest czysty snobizm (jak cho膰by w przypadku obrz臋dowych uroczysto艣ci unicestwiania zbadanych przez Maussa). Wreszcie znajdujemy w 艣rodku bilecik ze s艂owem „ciao” (ale traci si臋 par臋 godzin, zanim si臋 go znajdzie, gdy偶 przesy艂ka ma wymiary worka na 艣mieci, a nie wszystkich natura obdarzy艂a ramionami r贸wnie d艂ugimi jak mister Hyde'a). Cz臋艣ciej przesy艂ka stanowi rodzaj szanta偶u i zawiera kupon na odpowied藕. Wysy艂aj膮cy m贸wi w domy艣le: „Wyda艂em kup臋 pieni臋dzy, 偶eby powiedzie膰 ci to, co powiedzia艂em, spos贸b wys艂ania 艣wiadczy o pilno艣ci sprawy i o tym, jaki niepok贸j mnie dr臋czy, na dodatek z g贸ry op艂aci艂em odpowied藕, je艣li wi臋c nie odpiszesz, b臋dziesz kanali膮”. T臋 bezczelno艣膰 spotyka zas艂u偶ona kara. Od jakiego艣 czasu otwieram tylko te overnight, o kt贸rych dostarczenie wyra藕nie poprosi艂em przez telefon. Pozosta艂e w臋druj膮 do kosza, ale i tak przysparzaj膮 k艂opotu, bo trzeba cz臋艣ciej wyrzuca膰 艣mieci. Marz膮 mi si臋 go艂臋bie pocztowe.
Cz臋sto telegramy i przesy艂ki overnight zawiadamiaj膮 o przyznaniu nagrody. Na tym 艣wiecie istniej膮 odznaczenia i nagrody, na kt贸re ka偶dy jest 艂asy (Nobel, Z艂ote Runo, Order Podwi膮zki, Loteria Noworoczna), i inne, kt贸re same si臋 pchaj膮 do r膮k, byleby艣 zechcia艂 je przyj膮膰. Je艣li kto艣 chce wylansowa膰 now膮 past臋 do but贸w, prezerwatyw臋 z op贸藕niaczem albo k膮piele siarkowe, przyznaje nagrod臋. Dowiedziono ju偶, 偶e znalezienie juror贸w nie nastr臋cza trudno艣ci. Gorzej z kandydatami do nagr贸d. Lub raczej znaleziono by takich, gdyby nagradzano m艂odzie艅c贸w stoj膮cych na progu kariery, ale wtedy nie zjawi艂aby si臋 prasa ani telewizja. Tak wi臋c osob膮 nagrodzon膮 musi by膰 co najmniej Rubbia. Gdyby jednak Rubbia chodzi艂 odbiera膰 wszystkie nagrody, jakie mu przyznaj膮, koniec z prac膮 naukow膮. Telegram zawiadamiaj膮cy o nagrodzie musi by膰 zatem utrzymany w tonie rozkazuj膮cym i dawa膰 do zrozumienia, 偶e w razie odmowy gro偶膮 powa偶ne sankcje: „Mamy przyjemno艣膰 zawiadomi膰, 偶e dzisiejszego wieczoru, za p贸艂 godziny, zostanie panu przyznane Z艂ote Suspensorium, a jednocze艣nie informujemy, 偶e Pa艅ska obecno艣膰 jest niezb臋dna, by jury g艂osowa艂o jednomy艣lnie i bezinteresownie. W przeciwnym razie b臋dziemy musieli wybra膰 kogo艣 innego”. Osoba wysy艂aj膮ca tego rodzaju telegram spodziewa si臋, 偶e adresat podskoczy na krze艣le i wykrzyknie: „Nie, ja, ja!”
By艂bym zapomnia艂. S膮 jeszcze widok贸wki z Kuala Lumpur podpisane „Janek”. Jaki Janek?
(1988)
JAK SI臉 ZACZYNA, JAK KO艃CZY
W moim 偶yciu by艂 pewien dramat. Podczas studi贸w na uniwersytecie w Turynie, gdzie uzyska艂em stypendium, mieszka艂em w domu akademickim. Pozosta艂y mi z tamtych lat mi艂e wspomnienia i g艂臋boka odraza do tu艅czyka. Sto艂贸wka by艂a przy ka偶dym posi艂ku otwarta przez p贸艂torej godziny. Ten, kto zjawi艂 si臋 w ci膮gu pierwszej p贸艂godziny, dostawa艂 danie przygotowane na ten dzie艅, dla pozosta艂ych by艂 ju偶 tylko tu艅czyk. Ja by艂em zawsze w艣r贸d tych pozosta艂ych. Je艣li pominie si臋 miesi膮ce letnie oraz niedziele, oka偶e si臋, 偶e zjad艂em 1920 posi艂k贸w sk艂adaj膮cych si臋 z tu艅czyka. Nie to by艂o jednak dramatem.
Rzecz w tym, 偶e mieli艣my puste kieszenie, a byli艣my z艂aknieni tak偶e kina, muzyki i teatru. Je艣li chodzi o teatr Carignano, znale藕li艣my cudowne rozwi膮zanie. Przychodzi艂o si臋 dziesi臋膰 minut przed pocz膮tkiem przedstawienia, podchodzi艂o do pana (jak偶e si臋 nazywa艂?), szefa klakier贸w, 艣ciska艂o mu r臋k臋 wsuwaj膮c do d艂oni sto lir贸w, on za艣 pozwala艂 wej艣膰. Byli艣my klak膮 p艂ac膮c膮.
Tak si臋 jednak sk艂ada艂o, 偶e akademik zamykano nieuchronnie o p贸艂nocy. Ci, kt贸rzy byli w tym momencie poza akademikiem, ju偶 poza nim zostawali, nie by艂o bowiem ogranicze艅 o charakterze dyscyplinarnym i ka偶dy student m贸g艂 si臋 tam nie pojawia膰 przez ca艂y miesi膮c, je艣li tak mu si臋 spodoba艂o. Oznacza艂o to jednak, 偶e za dziesi臋膰 dwunasta trzeba by艂o opu艣ci膰 teatr i p臋dzi膰 na 艂eb, na szyj臋 do celu. Ale za dziesi臋膰 dwunasta sztuka si臋 nie ko艅czy艂a. Wskutek tego przez cztery lata obejrza艂em wszystkie arcydzie艂a teatralne, tyle 偶e wszystkie bez ostatnich dziesi臋ciu minut.
Tak wi臋c nigdy w 偶yciu nie dowiedzia艂em si臋, co zrobi艂 Edyp, kiedy pozna艂 straszliw膮 prawd臋, co si臋 sta艂o z sze艣cioma postaciami w poszukiwaniu autora, czy Oswald Alving zosta艂 uratowany dzi臋ki penicylinie, czy Hamlet doszed艂 w ko艅cu do wniosku, 偶e warto by膰. Nie wiem, kim jest pani Ponza, czy Ruggero Roggeri - Sokrates - wypi艂 cykut臋, czy Otello spoliczkowa艂 Jagona, zanim wyruszy艂 w drug膮 podr贸偶 po艣lubn膮, czy chory z urojenia doszed艂 do zdrowia, czy wszyscy pili z Giannettacciem, jak sko艅czy艂o si臋 Mila di Codro. My艣la艂em, 偶e jestem jedynym 艣miertelnikiem dotkni臋tym tak膮 ignorancj膮, kiedy przypadkowo, snuj膮c wspominki z moim przyjacielem Paolem Fabbrim, odkry艂em, 偶e jego od wielu lat trapi co艣 dok艂adnie odwrotnego. W czasach studenckich pracowa艂 nie wiem ju偶 w jakim teatrze uniwersyteckim i oddziera艂 wchodz膮cym widzom kupony od bilet贸w. Z powodu licznych sp贸藕nialskich m贸g艂 wej艣膰 na sal臋 dopiero po drugim akcie. Widzia艂, jak Lir, 艣lepy i w stroju w nie艂adzie, miota si臋 z trupem Kordelii w ramionach, lecz nie wiedzia艂, co doprowadzi艂o oboje do tego n臋dznego stanu. S艂ysza艂, jak Mila krzyczy, 偶e p艂omie艅 jest pi臋kny, i zachodzi艂 w g艂ow臋, jak dosz艂o do tego, i偶 piek膮 na ruszcie dziewczyn臋 o tak wznios艂ym umy艣le. Nie by艂 w stanie poj膮膰, dlaczego Hamlet ma na pie艅ku ze swoim stryjem, kt贸ry te偶 robi艂 wra偶enie cz艂owieka porz膮dnego. Patrzy艂, jak Otello robi to, co zrobi艂, i nie pojmowa艂, dlaczego tak膮 偶onk臋 k艂adzie si臋 pod poduszk膮 zamiast na niej.
Jednym s艂owem, dzielili艣my si臋 na przemian zwierzeniami. I odkryli艣my, 偶e czeka nas wspania艂a staro艣膰.
Siedz膮c na schodkach wiejskiego domu albo na 艂aweczce w parku, ca艂ymi latami b臋dziemy sobie opowiada膰, jeden zako艅czenia, drugi pocz膮tki, i wydawa膰 pe艂ne zdumienia okrzyki przy odkrywaniu wcze艣niejszych wydarze艅 lub katharsis.
- Niemo偶liwe? Jak powiedzia艂?
- „Mamo, pragn臋 s艂o艅ca!”
- No tak, w takim razie by艂o ju偶 po nim.
- Tak, ale co si臋 w艂a艣ciwie sta艂o? Szepn膮艂em mu par臋 s艂贸w do ucha.
- M贸j Bo偶e, co za rodzinka, teraz wszystko jasne...
- Ale opowiedz mi o Edypie...
- Niewiele jest do opowiadania. Matka wiesza si臋, a on o艣lepia.
- Biedaczysko. Nie on jeden. Dawano mu to do zrozumienia na tysi膮c sposob贸w.
- Mnie te偶 ci膮gle to dr臋czy. Jak m贸g艂 si臋 nie domy艣li膰?
- Postaw si臋 na jego miejscu, przecie偶 kiedy zaczyna si臋 d偶uma, on jest ju偶 kr贸lem i szcz臋艣liwym ma艂偶onkiem...
- Kiedy wi臋c 偶eni艂 si臋 z w艂asn膮 mam膮, niczego nie...
- Ni w z膮b, i to jest najlepsze.
- Jak u Freuda. To przechodzi poj臋cie. B臋dziemy wi臋c szcz臋艣liwsi? Czy te偶 utracimy na zawsze t臋 艣wie偶o艣膰, kt贸ra pozwala przyjmowa膰 sztuk臋 tak, jakby by艂a 偶yciem, jakby艣my w艂膮czali si臋 w momencie, kiedy karty zosta艂y rozdane, i opuszczali gr臋, nie wiedz膮c, jak wszystko si臋 sko艅czy?
(1988)
JAK NIE WIEDZIE膯, KT脫RA GODZINA
Czasomierz, kt贸rego opis czytam (Patek Philippe, kaliber 89), jest zegarkiem kieszonkowym, zabezpieczonym podw贸jn膮 kopert膮 z osiemnastokaratowego z艂ota i wyposa偶onym w 33 funkcje. Przedstawiaj膮cy go periodyk nie podaje ceny - jak s膮dz臋, z powodu szczup艂o艣ci miejsca (cho膰 przecie偶 wystarczy艂oby zapisa膰 j膮 w miliardach, opuszczaj膮c par臋 zer). W stanie g艂臋bokiej frustracji wychodz臋, 偶eby kupi膰 sobie nowy casio za 50 tysi臋cy lir贸w - zupe艂nie jak ci, kt贸rzy oszaleli na punkcie ferrari i chc膮c zaspokoi膰 jako艣 swoje pragnienie kupuj膮 radio-budzik. Z drugiej strony jednak, 偶eby nosi膰 zegarek kieszonkowy, musia艂bym kupi膰 stosown膮 kamizelk臋.
M贸g艂bym atoli - rozmy艣lam - trzyma膰 go na stole. Mija艂yby godziny, a ja zna艂bym przez ca艂y czas dzie艅 miesi膮ca i tygodnia, miesi膮c, rok, dekad臋 i wiek, poza tym rok cyklu przest臋pnego, minut臋 i sekund臋 wed艂ug czasu urz臋dowego, godzin臋, minut臋 i sekund臋 w innej wybranej strefie czasowej, a tak偶e temperatur臋, czas gwiezdny, fazy ksi臋偶yca, por臋 wschodu i zachodu s艂o艅ca, zr贸wnania dnia z noc膮, po艂o偶enie S艂o艅ca w zodiaku, nie m贸wi膮c ju偶 o tym, 偶e m贸g艂bym poczu膰 rozkoszny dreszczyk, smak niesko艅czono艣ci, wpatruj膮c si臋 w kompletn膮 i ruchom膮 map臋 nieba albo unieruchamiaj膮c i przesuwaj膮c rozmaite tarcze i wskaz贸wki chronometru, decyduj膮c dzi臋ki wbudowanemu w zegarek budzikowi, kiedy zatrzyma膰 si臋 na chwil臋. By艂bym zapomnia艂. M贸g艂bym tak偶e zobaczy膰, kt贸ra godzina. Ale niby po co?
Gdybym by艂 posiadaczem tego cudu, z oboj臋tno艣ci膮 podchodzi艂bym do tego, 偶e jest akurat dziesi臋膰 po dziesi膮tej. Pilnowa艂bym raczej pory wschodu i zachodu s艂o艅ca (m贸g艂bym to czyni膰 nawet w ciemni fotograficznej), sprawdza艂bym, jaka jest temperatura, stawia艂bym horoskopy, wpatrzony w niebiesk膮 tarcz臋 marzy艂bym w ci膮gu dnia o gwiazdach, kt贸re zobacz臋 w nocy, noce za艣 sp臋dza艂bym na medytacji nad czasem oddzielaj膮cym nas od Wielkanocy. Maj膮c taki zegarek, nie musisz ju偶 przejmowa膰 si臋 czasem zewn臋trznym, gdy偶 z konieczno艣ci kontrolowa艂e艣 go przez ca艂e 偶ycie, ten za艣 czas, o kt贸rym snuje sw膮 opowie艣膰 zegarek, przeobra偶a si臋 z nieruchomego wizerunku wieczno艣ci w wieczno艣膰 urzeczywistnion膮, a zatem staje si臋 tylko bajkow膮 z艂ud膮, wytworzon膮 przez to magiczne zwierciad艂o.
Opowiadam o tym wszystkim, gdy偶 od jakiego艣 czasu ukazuj膮 si臋 czasopisma po艣wi臋cone w ca艂o艣ci kolekcjonowaniu zegar贸w, okrytych patyn膮 i barwnych, dosy膰 drogich, i zastanawiam si臋, czy nabywcami tego rodzaju wydawnictw s膮 wy艂膮cznie tacy czytelnicy, kt贸rzy przegl膮daj膮 je niby ksi膮偶k臋 z bajkami o dobrych wr贸偶kach, czy te偶 s膮 one przeznaczone dla potencjalnych w艂a艣cicieli zegar贸w, jak niekiedy podejrzewam. Oznacza艂oby to, 偶e im bardziej zegar mechaniczny, cudowna suma wielowiekowych do艣wiadcze艅, staje si臋 niepotrzebny, gdy偶 wypiera go zegarek elektroniczny za par臋 tysi臋cy lir贸w, tym silniejsze i powszechniejsze staje si臋 pragnienie, by si臋 takimi zadziwiaj膮cymi i doskona艂ymi maszynami czasu popisywa膰, by strzec ich z mi艂o艣ci膮, tezauryzowa膰 jako lokat臋 kapita艂u.
Jest rzecz膮 oczywist膮, 偶e te urz膮dzenia nie maj膮 bynajmniej m贸wi膰, kt贸ra godzina. Obfito艣膰 funkcji i ich eleganckie rozplanowanie na licznych i symetrycznie umieszczonych tarczach sprawia, 偶e kiedy cz艂owiek chce dowiedzie膰 si臋, i偶 mamy trzeci膮 dwadzie艣cia, wtorek, 24 maja, musi d艂ugo 艣ledzi膰 wzrokiem ruch licznych wskaz贸wek i zapisywa膰 w notesie pojawiaj膮ce si臋 kolejno rezultaty. Z drugiej strony zawistni eletronicy japo艅scy, zawstydzeni swoj膮 niezmiennie praktyczn膮 postaw膮, obiecuj膮 dzisiaj mikroskopijne urz膮dzenia, z kt贸rych da si臋 odczyta膰 ci艣nienie barometryczne, wysoko艣膰 nad poziomem morza, g艂臋boko艣膰 wody, kt贸re umo偶liwi膮 countdown i w kt贸rych znajdzie si臋 miejsce na chronometr, termometr, oczywi艣cie baz臋 danych, oczywi艣cie czas we wszystkich strefach czasowych, osiem budzik贸w, kalkulator i przelicznik walut, i kt贸re b臋d膮 mia艂y d藕wi臋kow膮 sygnalizacj臋 godzin.
Grozi nam, 偶e wszystkie te zegarki, podobnie jak ca艂y dzisiejszy przemys艂 informatyczny, mno偶膮c informacje, nie b臋d膮 dostarcza艂y ju偶 偶adnej. Istnieje jeszcze inny opis urz膮dze艅 informatycznych: nie podaj膮 偶adnych danych poza tymi, kt贸re odnosz膮 si臋 do ich wewn臋trznego funkcjonowania. Arcydzie艂em s膮 niekt贸re zegarki dla pa艅, wyposa偶one w niewidoczne wskaz贸wki, marmurkowe cyferblaty bez zaznaczonych godzin i minut, zaprojektowane tak, 偶eby艣my potrafili w najlepszym razie stwierdzi膰, 偶e jest w艂a艣nie chyba przedwczoraj, jaka艣 godzina mi臋dzy po艂udniem a p贸艂noc膮. Tak wi臋c (sugeruje po艣rednio projektant) dama, dla kt贸rej przeznaczony jest taki zegarek, nie ma wyj艣cia, musi patrze膰 na urz膮dzenie g艂osz膮ce w艂asn膮 chwa艂臋.
(1988)
JAK POKONYWA膯 KONTROL臉 CELN膭
Kt贸rej艣 nocy, po mi艂osnym spotkaniu zabi艂em jedn膮 z moich licznych kochanek, wal膮c j膮 cenn膮 solniczk膮 Celliniego. Nie tylko z tego powodu, 偶e od dzieci艅stwa wychowywano mnie w poszanowaniu dla surowych zasad moralno艣ci, a niewiasta, kt贸ra pob艂a偶a zmys艂om, nie zas艂uguje na pob艂a偶anie, ale r贸wnie偶 ze wzgl臋d贸w estetycznych, czyli po to, by odczu膰 dreszcz, jaki daje zbrodnia doskona艂a.
S艂ucha艂em z compact discu barokowej muzyki angielskiej i czeka艂em, a偶 zw艂oki ostygn膮 i krew zakrzepnie, a potem zabra艂em si臋 do 膰wiartowania cia艂a za pomoc膮 pi艂y elektrycznej, staraj膮c si臋 zreszt膮 uszanowa膰 niekt贸re podstawowe prawa anatomiczne, sk艂adaj膮c w ten spos贸b ho艂d kulturze, bez kt贸rej nie spos贸b m贸wi膰 o uprzejmo艣ci i umowie spo艂ecznej. Nast臋pnie w艂o偶y艂em cz臋艣ci cia艂a do dw贸ch walizek ze sk贸ry dziobaka, za艂o偶y艂em szary garnitur i uda艂em si臋 w wagonie sypialnym do Pary偶a.
Jak tylko powierzy艂em konduktorowi paszport i wiarygodn膮 deklaracj臋 celn膮, w kt贸r膮 wpisa艂em par臋 setek tysi臋cy frank贸w, jakie zabra艂em ze sob膮, zasn膮艂em snem sprawiedliwego, nic bowiem nie daje lepszego snu ni偶 艣wiadomo艣膰 dobrze spe艂nionego obowi膮zku. Na komorze celnej nie pozwolili sobie na zak艂贸cenie spokoju pasa偶erowi, kt贸ry kupuj膮c bilet na jednoosobowy przedzia艂 pierwszej klasy deklarowa艂 ipso facto przynale偶no艣膰 do klasy panuj膮cej, a tym samym oznajmia艂, 偶e jest poza wszelkim podejrzeniem. Sytuacja ta by艂a dla mnie tym dogodniejsza, 偶e chc膮c unikn膮膰 g艂odu narkotycznego, zabra艂em ze sob膮 umiarkowan膮 ilo艣膰 morfiny, osiemdziesi膮t czy dziewi臋膰dziesi膮t dekagram贸w kokainy i jedno p艂贸tno Tycjana.
Nie b臋d臋 opowiada艂 w tym miejscu, jak pozby艂em si臋 w Pary偶u biednych szcz膮tk贸w. Pozostawiam to wyobra藕ni czytelnik贸w. Wystarczy uda膰 si臋 do Beaubourgu i postawi膰 walizy na kt贸rych艣 ruchomych schodach, a min膮 ca艂e lata, zanim kto艣 to zauwa偶y. Albo zostawi膰 je w przechowalni na Gare de Lyon. Mechanizm otwierania skrytki za pomoc膮 has艂a jest tak skomplikowany, 偶e spoczywaj膮 tam tysi膮ce paczek i nikt nawet nie podejmuje pr贸by, 偶eby sprawdzi膰 ich zawarto艣膰. M贸g艂by艣 r贸wnie偶 wybra膰 prostsz膮 metod臋, usi膮艣膰 przy stoliku w Deux Magots, a walizki porzuci膰 przed ksi臋garni膮 La Joie de Lir臋. Po kilku minutach nie zostanie po nich 艣lad, a dalej to ju偶 zmartwienie z艂odzieja. Nie mog臋 jednak zaprzeczy膰, 偶e wszystko to wprawi艂o mnie w stan napi臋cia, jakie zreszt膮 towarzyszy niechybnie zako艅czeniu operacji tak skomplikowanej i bezb艂臋dnie przeprowadzonej, i偶 stanowi prawdziwe dzie艂o sztuki.
Po powrocie do W艂och zacz臋艂y zawodzi膰 mnie nerwy i postanowi艂em odpocz膮膰 w Locarno. Jakie艣 niezrozumia艂e poczucie winy, jaki艣 nieuchwytny l臋k, 偶e kto艣 m贸g艂by mnie rozpozna膰, sk艂oni艂y mnie do podr贸偶y drug膮 klas膮, w d偶insach i koszulce z krokodylem.
Na granicy obiegli mnie drobiazgowi funkcjonariusze celni, kt贸rzy obejrzeli m贸j baga偶, nie wy艂膮czaj膮c najbardziej osobistej bielizny, i zakwestionowali jako towar nielegalnie wwo偶ony do Szwajcarii karton papieros贸w MS z filtrem. Okaza艂o si臋 poza tym, 偶e znaczek skarbowy w paszporcie jest od dw贸ch tygodni niewa偶ny. Na koniec odkryli, 偶e ukry艂em w zwieraczu 50 frank贸w szwajcarskich niewiadomego pochodzenia i 偶e nie mam na nie za艣wiadczenia o legalnym zakupie w banku.
Przes艂uchiwano mnie 艣wiec膮c w oczy tysi膮cwatow膮 偶ar贸wk膮, bito mokrym r臋cznikiem i czasowo zamkni臋to w izolatce, przywi膮zuj膮c pasami do 艂贸偶ka.
Na szcz臋艣cie przysz艂o mi do g艂owy, 偶eby o艣wiadczy膰, 偶e nale偶臋 do lo偶y P2 od momentu jej za艂o偶enia, 偶e kieruj膮c si臋 pobudkami ideologicznymi pod艂o偶y艂em par臋 bomb w poci膮gach pospiesznych i 偶e uwa偶am si臋 za wi臋藕nia politycznego. Wyznaczono mi jednoosobowy pok贸j w o艣rodku odnowy biologicznej Grand Hotelu na Wyspach Borromejskich. Specjalista dietetyk doradzi艂 mi, 偶ebym opuszcza艂 co kt贸ry艣 posi艂ek, co pozwoli mi powr贸ci膰 do formy i w艂a艣ciwej wagi, psychiatra za艣 wszcz膮艂 starania o uzyskanie dla mnie aresztu domowego ze wzgl臋du na rzucaj膮cy si臋 w oczy brak 艂aknienia. W tym偶e czasie napisa艂em kilka anonimowych list贸w do s臋dzi贸w s膮d贸w okr臋gowych, insynuuj膮c, 偶e pisz膮 jedni do drugich listy anonimowe, i zadenuncjowa艂em matk臋 Teres臋 z Kalkuty, oskar偶aj膮c j膮 o aktywne kontakty z Bojowymi Zast臋pami Komunist贸w.
Je艣li wszystko p贸jdzie jak powinno, za tydzie艅 b臋d臋 w domu.
(1989)
JAK NIE POS艁UGIWA膯 SI臉 FAKSEM
Telefaks to naprawd臋 wspania艂y wynalazek. Tym, Morzy si臋 z nim jeszcze nie zetkn臋li, wyja艣niam, 偶e wk艂ada si臋 do niego list, wykr臋ca odpowiedni numer telefonu i list po kilku sekundach dociera do adresata. Nie tylko list, tak偶e rysunek, plan, fotografia, ca艂e stronice skomplikowanych oblicze艅, kt贸rych nie da si臋 podyktowa膰 przez telefon. Je艣li list ma dotrze膰 do Australii, kosztuje to tyle samo, co podobnej d艂ugo艣ci rozmowa telefoniczna. Je艣li wysy艂amy go z Mediolanu do Saronno - tyle samo, co po艂膮czenie mi臋dzymiastowe. Prosz臋 u艣wiadomi膰 sobie, 偶e po艂膮czenie z Pary偶em kosztuje wieczorem oko艂o tysi膮ca lir贸w. W kraju takim jak nasz, gdzie poczta z definicji nie dzia艂a, telefaks jest rozwi膮zaniem problemu. Zwyk艂y cz艂owiek nie wie r贸wnie偶, 偶e za ca艂kiem przyst臋pn膮 cen臋 kupuje si臋 telefaks, kt贸ry mo偶na trzyma膰 w sypialni albo zabiera膰 ze sob膮 w podr贸偶. Kosztuje jakie艣 p贸艂tora do dw贸ch milion贸w. To du偶o jak na zachciank臋, ma艂o jednak, je艣li rodzaj pracy zmusza ci臋 do korespondowania z wieloma osobami, mieszkaj膮cymi w rozmaitych miastach.
W technice obowi膮zuje jednak nieub艂agane prawo, kt贸re m贸wi, 偶e kiedy najbardziej rewolucyjne wynalazki staj膮 si臋 dost臋pne dla wszystkich, przestaj膮 by膰 dost臋pne. Technika jest w swej istocie demokratyczna, gdy偶 wszystkim obiecuje te same korzy艣ci, ale urz膮dzenia techniczne funkcjonuj膮 pod warunkiem, 偶e korzystaj膮 z nich tylko ludzie bogaci. Kiedy u偶ywaj膮 ich tak偶e ubodzy, dostaje przechy艂u. Poci膮g pokonywa艂 kiedy艣 odleg艂o艣膰 z A do B w ci膮gu na przyk艂ad dw贸ch godzin, ale pojawi艂 si臋 oto samoch贸d, kt贸remu wystarczy godzina. Dlatego samoch贸d kosztowa艂 bardzo du偶o. Gdy tylko sta艂 si臋 dost臋pny dla mas, drogi zatka艂y si臋 i poci膮g sta艂 si臋 znowu szybszy. S膮dzisz, 偶e apele o korzystanie z komunikacji publicznej s膮 w epoce samochodu absurdem; je艣li jednak wyrzekniesz si臋 auta, oka偶e si臋, 偶e dojedziesz na miejsce szybciej ni偶 uprzywilejowani.
W przypadku samochodu min臋艂o wiele lat, zanim osi膮gn臋li艣my punkt krytyczny. Z telefaksem, urz膮dzeniem bardziej demokratycznym (gdy偶 znacznie ta艅szym ni偶 samoch贸d), ten punkt zosta艂 osi膮gni臋ty w ci膮gu nieca艂ego roku. Znowu szybciej dzia艂a poczta. Rzecz w tym, 偶e telefaks zach臋ca do korespondowania. Je艣li dawniej mieszka艂e艣 w Molfetcie, a syna mia艂e艣 w Sydney, pisa艂e艣 do niego raz na miesi膮c i telefonowa艂e艣 raz na tydzie艅. Teraz, maj膮c do dyspozycji telefaks, posy艂asz mu natychmiast pierwsze zdj臋cie kuzynki, kt贸ra w艂a艣nie przysz艂a na 艣wiat. Jak oprze膰 si臋 takiej pokusie? Poza tym 艣wiat jest zamieszkany przez stale rosn膮c膮 liczb臋 ludzi, kt贸rzy chc膮 poinformowa膰 ci臋 o czym艣, czego wcale nie chcesz wiedzie膰: jak najkorzystniej lokowa膰 kapita艂, jak kupi膰 ten lub inny przedmiot, jak uszcz臋艣liwi膰 nadawc臋 wysy艂aj膮c mu czek, jak zrealizowa膰 si臋 w pe艂ni dzi臋ki uczestnictwu w konferencji, kt贸ra podniesie twoje kwalifikacje zawodowe. Wszystkie te osoby, ledwie dowiedz膮 si臋, 偶e jeste艣 posiadaczem telefaksu, si臋gaj膮 po ksi膮偶k臋 telefoniczn膮 i 艣l膮 ci na wy艣cigi, za umiarkowan膮 op艂at膮, informacje, kt贸rych nie jeste艣 spragniony.
Rezultat jest taki, 偶e kiedy podchodzisz rano do telefaksu, widzisz, 偶e tonie w powodzi korespondencji, kt贸ra nap艂yn臋艂a w ci膮gu nocy. Oczywi艣cie wyrzucasz wszystko nie czytaj膮c, je艣liby jednak kto艣 bliski chcia艂 donie艣膰 ci, 偶e odziedziczy艂e艣 dziesi臋膰 miliard贸w po wujku z Ameryki, ale musisz o 贸smej stawi膰 si臋 u notariusza, linia by艂aby zaj臋ta i nie dowiedzia艂by艣 si臋 o tym. Osoba, o kt贸rej mowa, musia艂aby wi臋c skorzysta膰 z us艂ug poczty. Telefaks sta艂 si臋 kana艂em przep艂ywu informacji zb臋dnych, podobnie jak samoch贸d sta艂 si臋 艣rodkiem do powolnej jazdy, przeznaczonym dla ludzi maj膮cych mn贸stwo czasu i pragn膮cych sta膰 w d艂ugich kolumnach pojazd贸w, s艂uchaj膮c Mozarta lub Sabriny Salerno.
Trzeba na koniec stwierdzi膰, 偶e faks wprowadza nowy element do dynamiki zanudzania. Dotychczas by艂o tak, 偶e nudziarz, kt贸ry chcia艂 wierci膰 ci dziur臋 w brzuchu, sam musia艂 p艂aci膰 (za telefon, znaczek pocztowy, taks贸wk臋, by zastuka膰 do twoich drzwi). Teraz ty ponosisz cz臋艣膰 koszt贸w, bo ty przecie偶 op艂acasz abonament za telefaks.
Co wi臋c robi膰? Zastanawia艂em si臋 ju偶, czy nie zam贸wi膰 papieru listowego z napisem w nag艂贸wku: „Faks niepo偶膮dany automatycznie znajdzie si臋 w koszu”, nie s膮dz臋 jednak, by mog艂o to wystarczy膰. Je艣li mog臋 udzieli膰 jakiej艣 rady, wy艂膮czaj telefaks. Kiedy kto艣 zechce przys艂a膰 ci jakie艣 pismo, b臋dzie musia艂 zatelefonowa膰 i poprosi膰, by艣 w艂膮czy艂 urz膮dzenie. Ale mo偶e doprowadzi膰 to do zatkania linii telefonicznych. Lepiej, 偶eby ten kto艣 przys艂a艂 list. Ty za艣 odpisa艂by艣 mu nast臋puj膮co: „Wy艣lij pismo faksem w poniedzia艂ek pi臋膰 minut i dwadzie艣cia siedem sekund po pi膮tej czasu Greenwich, gdy偶 wtedy w艂膮cz臋 aparat na cztery minuty i trzydzie艣ci sze艣膰 sekund”.
(1989)
JAK REAGOWA膯 NA ZNANE SK膭D艢 TWARZE
Kilka miesi臋cy temu znalaz艂em si臋 przelotem w Nowym Jorku i nagle zobaczy艂em z daleka doskonale mi znanego faceta, kt贸ry zd膮偶a艂 w艂a艣nie w moj膮 stron臋. Bieda z tym, 偶e nie mog艂em sobie przypomnie膰, gdzie go pozna艂em ani jak si臋 nazywa. Tego rodzaju sytuacje prze偶ywamy najcz臋艣ciej, kiedy za granic膮 spotykamy kogo艣 poznanego w ojczystym kraju, albo na odwr贸t. Twarz w zmienionym otoczeniu wywo艂uje zam臋t w g艂owie. Jednak jest to twarz tak dobrze mi znana, 偶e z ca艂膮 pewno艣ci膮 powinienem zatrzyma膰 si臋, przywita膰, porozmawia膰, cho膰by nawet tamten mia艂 natychmiast spyta膰: „Cze艣膰 Umberto, jak si臋 miewasz?” albo nawet: „No jak, zrobi艂e艣 to, o czym m贸wi艂em?”, ja za艣 nie mia艂bym poj臋cia, co odpowiedzie膰. Uda膰, 偶e go nie zauwa偶y艂em? Za p贸藕no, tamten jest jeszcze po drugiej stronie ulicy, ale patrzy na mnie. Lepiej ju偶 przej膮膰 inicjatyw臋, przywita膰 si臋, a potem na podstawie brzmienia g艂osu, pierwszych s艂贸w przypomnie膰 sobie, kto to taki.
Jeste艣my dwa kroki od siebie, ju偶 mam rozci膮gn膮膰 usta w szerokim u艣miechu, wyci膮gn膮膰 d艂o艅, kiedy nagle poznaj臋. To Anthony Quinn. Oczywi艣cie nigdy nie byli艣my sobie przedstawieni. Zd膮偶y艂em w jakim艣 tysi膮cznym u艂amku sekundy wyhamowa膰 i min膮艂em go ze spojrzeniem zagubionym w pustce.
Zastanawia艂em si臋 p贸藕niej nad tym incydentem i doszed艂em do wniosku, 偶e nie ma w nim niczego nadzwyczajnego. Zdarzy艂o si臋 ju偶 kiedy艣, 偶e w jakiej艣 restauracji wypatrzy艂em Charltona Hestona i odruchowo chcia艂em mu si臋 uk艂oni膰. Wszystkie te twarze zaludniaj膮 nasz膮 pami臋膰, sp臋dzili艣my z nimi wiele godzin siedz膮c przed ekranem, sta艂y si臋 swojskie jak twarze krewnych, a nawet bardziej. Mo偶na zajmowa膰 si臋 naukowo 艣rodkami masowego przekazu, dyskutowa膰 nad oddzia艂ywaniem rzeczywisto艣ci, nad mieszaniem jej ze 艣wiatem wyobra藕ni, i nad tymi, kt贸rzy padaj膮 ofiar膮 tego mieszania, ale samemu nie jest si臋 wcale uodpornionym na ten syndrom. Jest nawet gorzej.
Zapozna艂em si臋 ze zwierzeniami os贸b, kt贸re przez umiarkowany okres by艂y zwi膮zane z dzia艂aniem 艣rodk贸w masowego przekazu, jako 偶e dosy膰 cz臋sto pokazywa艂y si臋 w telewizji. Nie mam tu na my艣li Pippa Baudo ani Maurizia Costanzo, ale osoby, kt贸re ze wzgl臋d贸w zawodowych uczestniczy艂y w jakich艣 dyskusjach - na tyle cz臋sto, by zapami臋tano ich twarze. Wszystkie uskar偶aj膮 si臋 na te same nieprzyjemne doznania. Zwykle, kiedy widzimy kogo艣, kogo nie znamy osobi艣cie, nie wpatrujemy si臋 w jego twarz, nie pokazujemy go palcem naszemu rozm贸wcy, nie m贸wimy o nim g艂o艣no, wiedz膮c, 偶e mo偶e nas us艂ysze膰. By艂oby to bowiem zachowanie niegrzeczne, a po przekroczeniu pewnej granicy - nawet agresywne. Ci sami ludzie, kt贸rzy nigdy w 偶yciu nie wskazaliby palcem jakiego艣 bywalca baru, 偶eby powiedzie膰 przyjacielowi, 偶e tamten ma modny krawat, zupe艂nie inaczej zachowuj膮 si臋 w razie zobaczenia twarzy kogo艣 znanego.
Moje kr贸liki do艣wiadczalne twierdz膮, 偶e przed kioskiem z gazetami, w sklepie z wyrobami tytoniowymi, przy wsiadaniu do poci膮gu, wchodzeniu do toalety w restauracji natykaj膮 si臋 na ludzi, kt贸rzy mi臋dzy sob膮 wymieniaj膮 na g艂os uwagi: „Widzisz, to ten a ten.
- Jeste艣 pewny? - Jasne, to on”. I chocia偶 „ten a ten” wszystko s艂yszy, ci膮gn膮 mi艂膮 konwersacj臋, nie zwa偶aj膮c na jego obecno艣膰 - jakby nie istnia艂.
Zbija ich z tropu fakt, 偶e mieszkaniec zbiorowej wyobra藕ni wtargn膮艂 niespodziewanie w rzeczywiste 偶ycie, ale jednocze艣nie w obecno艣ci realnej osoby zachowuj膮 si臋 tak, jakby nadal by艂a tylko mieszka艅cem wyobra藕ni, jakby by艂a nadal uwi臋ziona na ekranie albo fotografii w magazynie ilustrowanym, mo偶na wi臋c m贸wi膰 bez obawy, i偶 us艂yszy.
To tak jakbym z艂apa艂 Anthony'ego Quinna za ko艂nierz, zaci膮gn膮艂 do budki telefonicznej i zadzwoni艂 do przyjaciela, 偶eby powiedzie膰: „To ci historia, spotka艂em Anthony'ego Quinna, robi wra偶enie prawdziwego cz艂owieka, co ty na to?” (A potem pozby艂bym si臋 go i zaj膮艂 swoimi sprawami).
艢rodki masowego przekazu wm贸wi艂y nam najpierw, 偶e twory wyobra藕ni s膮 obdarzone bytem rzeczywistym, a teraz wmawiaj膮 nam, 偶e rzeczywisto艣膰 jest tworem wyobra藕ni, a im wi臋cej rzeczywisto艣ci mamy na ekranach telewizyjnych, tym bardziej rzeczywisto艣膰 filmowa zlewa si臋 ze 艣wiatem codziennego 偶ycia. A偶 dojdzie do tego, 偶e - jak przekonuj膮 niekt贸rzy filozofowie - uznamy, i偶 jeste艣my sami na tym 艣wiecie, a wszystko poza tym to tylko film, kt贸ry B贸g lub jaki艣 geniusz z艂a wy艣wietla przed naszymi oczami.
(1989)
JAK ROZPOZNA膯 FILM PORNO
Nie wiem, czy zdarzy艂o ci si臋, czytelniku, obejrze膰 film pornograficzny. Nie mam na my艣li filmu z w膮tkami erotycznymi, nawet budz膮cymi sprzeciw wielu os贸b, jak cho膰by „Ostatnie tango w Pary偶u”. Chodzi mi o filmy pornograficzne, a wi臋c takie, kt贸rych prawdziwym i jedynym celem jest od pocz膮tku do ko艅ca wywo艂anie u widza podniecenia i kt贸re przedstawiaj膮 rozmaite i zmienne sposoby kopulowania, by ten cel osi膮gn膮膰, a wszystko inne liczy si臋 tyle co nic.
Cz臋sto si臋 zdarza, 偶e o tym, czy dany film jest czysto pornograficzny, czy te偶 ma jakie艣 warto艣ci artystyczne, musz膮 decydowa膰 s膮dy. Nie nale偶臋 do tych, kt贸rzy utrzymuj膮, 偶e warto艣膰 artystyczna rozgrzesza z wszystkiego bywa艂o ju偶, 偶e autentyczne dzie艂a sztuki okaza艂y si臋 niebezpieczniejsze dla wiary, obyczaju i powszechnej opinii ni偶 dzie艂a ni偶szego lotu. Uwa偶am poza Urn, 偶e osoby doros艂e maj膮 prawo do 艣wiadomego obcowania z utworami pornograficznymi, w ka偶dym razie, je艣li nie dysponuj膮 czym艣 odpowiedniejszym. Przyjmuj臋 jednak do wiadomo艣ci fakt, 偶e czasem trybuna艂 musi zdecydowa膰, czy dany film zosta艂 wyprodukowany w celu wyra偶enia pewnych koncepcji lub idea艂贸w estetycznych (nawet za po艣rednictwem scen obra偶aj膮cych poczucie wstydu og贸艂u), czy te偶 jego jedynym celem by艂o rozbudzenie instynkt贸w widza.
Ot贸偶 istnieje kryterium pozwalaj膮ce okre艣li膰, czy film jest erotyczny, kryterium oparte na sumowaniu przerw w akcji. Wielkie, ponadczasowe arcydzie艂o „Czerwone cienie” rozgrywa si臋 wy艂膮cznie (poza pocz膮tkiem, kr贸ciutkimi wstawkami i zako艅czeniem) w dyli偶ansie. „Przygoda” Antonioniego sk艂ada si臋 z samych przerw w akcji; ludzie snuj膮 si臋, przychodz膮, co艣 m贸wi膮, gubi膮 si臋 i odnajduj膮, ale przez ca艂y czas nic si臋 nie dzieje. Ale ten film ma w艂a艣nie powiedzie膰, 偶e nic si臋 nie dzieje. Mo偶e si臋 to nam podoba膰 albo nie, lecz dok艂adnie to ma nam przekaza膰.
Natomiast film pornograficzny, je艣li ma by膰 warty ceny biletu lub wideokasety, powiada nam, 偶e pewne osoby kopuluj膮 ze sob膮, m臋偶czy藕ni z kobietami, m臋偶czy藕ni z m臋偶czyznami, kobiety z kobietami, kobiety z psami lub ko艅mi (zwracam uwag臋, 偶e nie ma film贸w pornograficznych, w kt贸rych m臋偶czy藕ni kopulowaliby z koby艂ami lub suczkami; dlaczego?). I to by艂oby jeszcze w porz膮dku, ale pe艂no tutaj przerw w akcji.
Je艣li Gilberto, pragn膮c zgwa艂ci膰 Gilbert臋, musi uda膰 si臋 z piazza Cordusio'na corso Buenos Aires, film pokazuje nam, jak samoch贸d Gilberta pokonuje ca艂膮 t臋 tras臋, nie oszcz臋dzaj膮c nam ani jednych 艣wiate艂 po drodze.
W filmach pornograficznych roi si臋 od postaci, kt贸re wsiadaj膮 do samochodu i przemierzaj膮 ca艂e kilometry, od par, kt贸re trac膮 niewiarygodnie du偶o czasu na zameldowanie si臋 w hotelu, pan贸w, kt贸rzy marnuj膮 cenne minuty w windzie, zamiast od razu uda膰 si臋 do pokoju, dziewczyn, kt贸re s膮cz膮 rozmaite trunki i zabawiaj膮 si臋 koszulkami i koronkami, a dopiero potem wyznaj膮, 偶e przedk艂adaj膮 Safon臋 nad Don Juana. M贸wi膮c prosto z mostu, cho膰 nieco ordynarnie, nim dojdzie do zdrowego sp贸艂kowania, trzeba zapozna膰 si臋 kapk臋 z problemami komunikacji.
Powody tego stanu rzeczy s膮 oczywiste. Film, w kt贸rym Gilberto gwa艂ci艂by bez wytchnienia Gilbert臋 od przodu, ty艂u i z boku, by艂by nie do wytrzymania. Fizycznie dla aktor贸w i finansowo dla producenta. Przekracza艂by te偶 wytrzyma艂o艣膰 psychiczn膮 - widza, aby bowiem dosz艂o do naruszenia obyczaju, w tle musi toczy膰 si臋 zwyczajne 偶ycie. Przedstawienie zwyczajnego 偶ycia to dla ka偶dego artysty jedno z najtrudniejszych zada艅, natomiast ukazanie zboczenia, zbrodni, gwa艂tu, tortury jest bez por贸wnania 艂atwiejsze.
Dlatego film pornograficzny musi pokaza膰 zwyczajny bieg 偶ycia - i jest to sprawa zasadniczej wagi, je艣li naruszenie obyczaju ma nast臋pnie wzbudzi膰 zainteresowanie - tak jak to pojmuje ka偶dy z widz贸w. Dlatego, je艣li Gilberto ma pojecha膰 autobusem z A do B, ujrzymy, jak Gilberto wsiada do autobusu i jedzie z A do B. Cz臋sto irytuje to widz贸w, kt贸rzy chcieliby mie膰 same sceny gorsz膮ce. Jest to wszelako z艂udzenie. Nikt nie by艂by w stanie wytrzyma膰 p贸艂torej godziny scen gorsz膮cych. Tak wi臋c przerwy w rozwoju intrygi s膮 konieczno艣ci膮.
Jeszcze raz od pocz膮tku. Wchodzisz do kina. Je艣li bohaterowie wi臋cej czasu, ni偶 pragn膮艂by艣, po艣wi臋caj膮 na pokonywanie odleg艂o艣ci dziel膮cej A od B, oznacza to, 偶e ogl膮dasz film pornograficzny.
(1989)
JAK JE艢膯 LODY
Kiedy by艂em ma艂y, kupowano dzieciom dwa rodzaje lod贸w, sprzedawanych z tych bia艂ych w贸zk贸w z posrebrzanym wiekiem: ro偶ek za dwa soldy albo wafel za cztery. Ro偶ek za dwa soldy by艂 male艅ki, pasowa艂 dok艂adnie do dzieci臋cej r膮czki i nape艂nia艂o si臋 go wydobywaj膮c lody z pojemnika za pomoc膮 specjalnej 艂opatki. Babcia prosi艂a zawsze, 偶eby nie zjada膰 ca艂ego ro偶ka i wyrzuca膰 spiczasty koniec, gdy偶 bra艂 go do r臋ki lodziarz (a przecie偶 w艂a艣nie ta cz臋艣膰 by艂a najlepsza i najbardziej chrupi膮ca, wi臋c zjada艂o si臋 j膮 ukradkiem, udaj膮c, 偶e zosta艂a wyrzucona).
Wafel za cztery soldy by艂 nape艂niany przy pomocy specjalnego przyrz膮du, tak偶e posrebrzanego, kt贸ry 艣ciska艂 dwoma kr膮偶kami wafla cylindryczny wycinek lod贸w. Wsuwa艂e艣 j臋zyk w szczelin臋 mi臋dzy waflami, dop贸ki dawa艂o si臋 nim si臋gn膮膰 do centralnie umieszczonych lod贸w, a potem zjada艂e艣 ju偶 wszystko, gdy偶 obie powierzchnie zewn臋trzne by艂y rozmi臋k艂e i nas膮czone nektarem. Babcia nie musia艂a o nic prosi膰, gdy偶 w teorii wafle styka艂y si臋 jedynie z maszyn膮, cho膰 w praktyce lodziarz bra艂 je do r臋ki umieszczaj膮c w urz膮dzeniu, jednak okre艣lenie strefy zaka偶onej by艂o niemo偶liwe.
Mnie jednak fascynowali ci moi r贸wie艣nicy, kt贸rym rodzice, zamiast jednego loda za cztery soldy, kupowali dwa ro偶ki dwusoldowe. Szcz臋艣liwcy kroczyli potem dumnie, dzier偶膮c jednego loda w prawicy, a drugiego w lewicy,
i pochylaj膮c lekko g艂ow臋, lizali to z jednej r臋ki, to z drugiej. Ten rytua艂 mia艂 w moich oczach tyle wystawno艣ci, tak godny by艂 pozazdroszczenia, 偶e wielokrotnie prosi艂em, by pozwolono mi go odprawi膰. Daremnie. Moi bliscy byli nieugi臋ci. Jedna porcja za cztery soldy - owszem; dwie po dwa soldy - nigdy.
Jak wszyscy widz膮, ani matematyka, ani ekonomia, ani dietetyka nie uzasadnia艂y tej odmowy. Nawet higiena - zak艂adaj膮c, 偶e ko艅ce obu ro偶k贸w by艂y wyrzucone. Wysuwano 偶a艂osny i naprawd臋 nieuczciwy argument, 偶e ch艂opiec zaj臋ty przenoszeniem spojrzenia z jednego loda na drugi 艂atwiej mo偶e potkn膮膰 si臋 o kamie艅, schodek, upa艣膰 i zedrze膰 sobie sk贸r臋. Wyczuwa艂em niejasno, 偶e w gr臋 musi wchodzi膰 inny pow贸d, przera偶aj膮co pedagogiczny, nie potrafi艂em jednak go wy艂uska膰.
Ot贸偶 jako u偶ytkownik i ofiara cywilizacji konsumpcyjnej i marnotrawi膮cej dobra (a wi臋c odmiennej od cywilizacji lat trzydziestych) wiem ju偶, 偶e ci najdro偶si zmarli mieli racj臋. Dwa lody po dwa soldy w miejsce jednego czterosoldowego nie by艂y marnotrawstwem z punktu widzenia ekonomii, ale z ca艂膮 pewno艣ci膮 by艂y nim symbolicznie. W艂a艣nie dlatego tak ich pragn膮艂em; m贸wi艂y wszak o zbytku. I w艂a艣nie dlatego mi ich odmawiano; robi艂y wra偶enie czego艣 nieprzystojnego, by艂y policzkiem wymierzonym ub贸stwu, popisywaniem si臋 urojonym przywilejem, agresywnym dostatkiem. Dwa lody jad艂y tylko dzieci rozpieszczane, dzieci, kt贸re w bajkach zawsze spotyka zas艂u偶ona kara, jak Pinokia, kiedy z pogard膮 patrzy艂 na sk贸rk臋 chleba i ogryzek. Rodzice, kt贸rzy zach臋cali ma艂ych parweniuszy do demonstrowania tej s艂abo艣ci, przygotowywali ich do wyst臋pu w g艂upim teatrze „chcia艂bym-ale- nie-mog臋”, czyli, jak powiedzieliby艣my dzisiaj, do tego, by lec膮c klas膮 turystyczn膮 zabierali podrabian膮 torb膮 od Gucciego, kupion膮 od w臋drownego sprzedawcy na pla偶y w Rimini.
W 艣wiecie, w kt贸rym cywilizacja konsumpcyjna rozpieszcza tak偶e doros艂ych, obiecuj膮c im ci膮gle co艣 wi臋cej, od wbudowanego zegarka do wisiorka w upominku dla ka偶dego, kto kupi czasopismo, w takim 艣wiecie apologeta mo偶e jawi膰 si臋 jako wyzbyty moralno艣ci. Zupe艂nie jak rodzice tych obur臋cznych 艂akomczuch贸w, kt贸rym tak zazdro艣ci艂em, cywilizacja konsumpcyjna udaje, 偶e daje wi臋cej, ale w ostatecznym rachunku daje za cztery soldy to, co warte jest cztery soldy. Wyrzucisz stare radio tranzystorowe, by kupi膰 takie, kt贸re samoczynnie si臋 nastawia, ale jakie艣 niepoj臋te s艂abo艣ci konstrukcyjne sprawi膮, 偶e nowy tranzystor przetrwa ledwie rok. Nowy samoch贸d b臋dzie mia艂 siedzenia wy艣cie艂ane sk贸r膮, dwa boczne lusterka regulowane z wn臋trza samochodu i drewnian膮 tablic臋 rozdzielcz膮, ale oka偶e si臋 znacznie mniej trwa艂y od s艂awnej pi臋膰setki, kt贸r膮 mo偶na by艂o uruchomi膰 kopniakiem, je艣li si臋 nawet zepsu艂a.
No, ale 贸wczesna moralno艣膰 wymaga艂a, by艣my byli Spartanami, a dzisiejsza - sybarytami.
(1989)
JAK NIE M脫WI膯: „DOK艁ADNIE TAK”
Toczy si臋 zaciek艂a walka z szablonowymi powiedzonkami, kt贸re szerz膮 si臋 w potocznej w艂oszczy藕nie. Jednym z nich jest, jak wiemy, „esatto” (dok艂adnie tak). Wszyscy teraz m贸wi膮 „esatto”, kiedy chc膮 wyrazi膰 potwierdzenie. Do u偶ywania tego s艂贸wka zach臋ci艂y pierwsze 膮uizy telewizyjne, gdzie oceniaj膮c odpowied藕 jako poprawn膮 t艂umaczono po prostu ameryka艅skie wyra偶enia „that's right” lub ,,that's correct”. A wi臋c w m贸wieniu „esatto” nie ma w zasadzie nic niew艂a艣ciwego, poza tym 偶e osoba u偶ywaj膮ca tego s艂owa pokazuje, i偶 w艂oskiego uczy艂a si臋 wy艂膮cznie z telewizji. M贸wi膰 „esatto” to jakby popisywa膰 si臋 w salonie encyklopedi膮, kt贸r膮 nagminnie wr臋czaj膮 jako nagrod臋 nabywcom proszku do prania.
Pragn膮c poda膰 pomocn膮 d艂o艅 osobom chc膮cym uwolni膰 si臋 od „esatto”, przedstawiam poni偶ej spis pyta艅 i stwierdze艅, na kt贸re odpowiada si臋 zwykle s艂贸wkiem „esatto”, a w nawiasach podaj臋 warianty innych odpowiedzi twierdz膮cych, kt贸rych mo偶na u偶ywa膰 w zast臋pstwie.
Napoleon zmar艂 4 maja 1821 roku. (艢wietnie!) Przepraszam, czy to plac Garibaldiego? (Tak.) Halo, czy m贸wi臋 z Mario Rossim? (S艂ucham, kto m贸wi?) Halo, tu Mario Bianchi, czy m贸wi臋 z Mario Rossim? (Jestem przy aparacie, s艂ucham.) Jestem ci wi臋c winny jeszcze dziesi臋膰 tysi臋cy lir贸w? (Tak, dziesi臋膰.) Jak pan powiedzia艂, doktorze, AIDS? (No c贸偶, niestety.) Telefonujesz do programu policyjnego po艣wi臋conego poszukiwaniu os贸b zaginionych, by powiedzie膰, 偶e widzia艂e艣 opisan膮 osob臋. (Jak na to wpad艂e艣?) Policja: czy pan jest panem Rossi? (Carla, walizka!) Nie nosisz majtek? (Wreszcie to zauwa偶y艂e艣!) 呕膮da pan dziesi臋ciu miliard贸w okupu? (A sk膮d mam wzi膮膰 na telefon w samochodzie?) Je艣li dobrze zrozumia艂em, podpisa艂e艣 czek bez pokrycia na dziesi臋膰 miliard贸w i poda艂e艣 mnie jako gwaranta? (Podziwiam twoj膮 przenikliwo艣膰.) Ju偶 po odprawie pasa偶er贸w? (Czy widzi pan ten punkcik na niebie?) M贸wi wi臋c pan, 偶e jestem kanali膮? (Trafi艂 pan w sedno.)
W sumie wi臋c, powiesz, czytelniku, doradzam unika膰 m贸wienia „dok艂adnie tak”?
Dok艂adnie tak.
(1990)
JAK WYSTRZEGA膯 SI臉 WD脫W
By膰 mo偶e, drodzy pisarze i drogie pisarki, nie zale偶y wam na tym, co powie o was potomno艣膰, ale ja w to nie wierz臋. Nawet szesnastolatek, kt贸ry trudzi si臋 nad wierszem o rozszumianym borze, a r贸wnie偶 ka偶dy, kto do 艣mierci spisuje dziennik, cho膰by z艂o偶ony z zapisk贸w w rodzaju: „Dzisiaj by艂em u dentysty”, ma nadziej臋, 偶e potomno艣膰 go doceni. A gdyby nawet pragn膮艂 pogr膮偶y膰 si臋 w zapomnieniu, dzisiejsi wydawcy celuj膮 w odkrywaniu zapomnianych tw贸rc贸w, tak偶e takich, kt贸rzy nie napisali ani jednej linijki.
Potomni s膮, jak wiadomo, nienasyceni i niewybredni. Byleby tylko co艣 pisa膰, przyda si臋 im ka偶de s艂owo pisane. Dlatego, o pisarze, winni艣cie mie膰 si臋 na baczno艣ci, nie wiadomo bowiem, jak potomno艣膰 wykorzysta wasze dzie艂a. Naturalnie najlepiej by艂oby, gdyby艣cie za 偶ycia dbali o to, a偶eby nie poniewiera艂y si臋 po k膮tach 偶adne wasze teksty poza tymi, kt贸re zdecydowali艣cie si臋 opublikowa膰, dbali a偶eby dzie艅 po dniu po艂yka膰 wszelkie inne pisemne 艣wiadectwa, 艂膮cznie z trzecimi korektami. Ale wiadomo, notatki s艂u偶膮 do pracy, a 艣mier膰 przychodzi znienacka.
W takiej sytuacji najwi臋kszym zagro偶eniem jest publikacja inedit贸w, z kt贸rych lektury wynika, 偶e byli艣cie zupe艂nymi g艂upcami, a wystarczy przeczyta膰 swoje zapiski z poprzedniego dnia, by przekona膰 si臋, i偶 niebezpiecze艅stwo jest naprawd臋 ogromne (mi臋dzy innymi dlatego, 偶e notatka jest na og贸艂 wyrwana z kontekstu).
Je艣li brak jest zapisk贸w, wy艂ania si臋 drugie zagro偶enie, polegaj膮ce na tym, 偶e natychmiast post mortem zaczn膮 si臋 mno偶y膰 konferencje po艣wi臋cone waszemu dzie艂u. Ka偶dy pisarz ma ambicj臋, 偶eby jego imi臋 zosta艂o utrwalone w esejach, pracach dyplomowych, wydaniach krytycznych, ale te przedsi臋wzi臋cia wymagaj膮 czasu i ambarasu. Bezzw艂ocznie zorganizowana konferencja pozwala osi膮gn膮膰 dwa cele: sk艂ania przyjaci贸艂, wielbicieli, z艂aknionych s艂awy m艂odzie艅c贸w do ustalenia czterech na krzy偶 interpretacji dzie艂a, a poza tym, jak wiadomo, tego rodzaju zgromadzenia pozwalaj膮 odgrzewa膰 ciut nie艣wie偶e dania, utrwala膰 frazesy. Dzi臋ki temu ju偶 wkr贸tce czytelnicy rozczaruj膮 si臋 do pisarzy tak natarczywie narzucaj膮cych spos贸b odczytania.
Trzecie zagro偶enie to publikacja osobistej korespondencji. Rzadko si臋 zdarza, 偶eby pisarz pisa艂 listy inne ni偶 zwykli 艣miertelnicy, chyba 偶e chodzi o zmy艣lon膮 korespondencj臋, jak u Foscola. Pisz膮 wi臋c: „Przy艣lij mi 艣rodek na przeczyszczenie” albo: „Kocham Ci臋 jak szalony (szalona) i dzi臋kuj臋 Ci, 偶e jeste艣” - i nie ma w tym nic niew艂a艣ciwego ani niezwyk艂ego, wzruszaj膮ce jest natomiast to, 偶e potomno艣膰 wygrzebuje te 艣wiadectwa, by wy艂uska膰 z nich wniosek, i偶 pisarz by艂 cz艂owiekiem jak wszyscy. Po co, czy偶by przedtem uwa偶ano go za flaminga?
Jak unikn膮膰 takiego rozwoju wydarze艅? Je艣li chodzi o odr臋czne zapiski, radzi艂bym umie艣ci膰 je w jakim艣 niemo偶liwym do ustalenia miejscu, zostawiaj膮c w szufladach co艣 w rodzaju mapy dla poszukiwaczy skarb贸w, by w ten spos贸b potwierdzi膰 istnienie tych materia艂贸w, zaopatruj膮c jednak ow膮 map臋 we wskaz贸wki niemo偶liwe do rozszyfrowania. Uzyska si臋 za jednym zamachem dwie korzy艣ci: ukryje r臋kopisy i zapewni sobie mn贸stwo rozpraw dyplomowych, omawiaj膮cych nieprzeniknion膮 tajemnic臋 mapy.
Je艣li chodzi natomiast o konferencje, po偶yteczne mo偶e si臋 okaza膰 zostawienie precyzyjnych zapis贸w testamentowych, domagaj膮cych si臋 w imieniu Ludzko艣ci, aby w ci膮gu dziesi臋ciu lat od dnia 艣mierci organizatorzy ka偶dej tego rodzaju imprezy przelewali dwadzie艣cia miliard贸w na konto UNICEF-u. O takie fundusze nie艂atwo, a trzeba nie lada czelno艣ci, 偶eby zlekcewa偶y膰 testamentowe zastrze偶enie.
Bardziej skomplikowany jest problem list贸w mi艂osnych. Zaleca si臋 pisanie ich na komputerze, gdy偶 wtedy grafolodzy s膮 bezsilni, a tak偶e stosowanie tkliwych pseudonim贸w („Tw贸j Kotek, Ch艂opczyk, Twoja 艁asiczka”), kt贸re nale偶y zmienia膰 przy ka偶dym partnerze (partnerce), aby atrybucja budzi艂a ci膮gle w膮tpliwo艣ci. Zalecane jest tak偶e wtr膮canie uwag, kt贸re wyra偶aj膮 wprawdzie ogromn膮 nami臋tno艣膰, ale s膮 ambarasuj膮ce dla adresata (na przyk艂ad: „Kocham Ci臋 nawet za to, 偶e cz臋sto puszczasz wiatry”) i zniech臋caj膮 go do publikowania.
Nie da si臋 za to nijak poprawi膰 tego, co napisa艂o si臋 niegdy艣, a ju偶 szczeg贸lnie w latach dorastania. W takich przypadkach najlepiej by艂oby wytropi膰 odbiorc贸w, napisa膰 list, w kt贸rym z dystansem i pogodnie wspomina艂oby si臋 niezapomniane dni i obiecywa艂o, 偶e pami臋膰 o tamtych czasach pozostanie tak nie艣miertelna, i偶 nawet po 艣mierci pisz膮cy b臋dzie nawiedza艂 adresat贸w, by owa pami臋膰 nie zosta艂a zaprzepaszczona. Nie zawsze to dzia艂a, ale upi贸r to zawsze upi贸r i adresaci nie b臋d膮 mieli spokojnych sn贸w.
Przyda艂oby si臋 r贸wnie偶 prowadzenie fikcyjnego dziennika, w kt贸rym co jaki艣 czas wtr膮ca艂oby si臋 my艣l, 偶e przyjaciele i przyjaci贸艂ki maj膮 sk艂onno艣膰 do 艂garstwa i fa艂szerstwa: „Jak膮偶 urocz膮 k艂amczuszk膮 jest Adelajda” albo: „Gualtiero pokaza艂 mi dzisiaj sfa艂szowany list Pessoi, istne cudo”.
(1990)
JAK NIE ROZMAWIA膯 O PI艁CE NO呕NEJ
Nie mam nic przeciwko pi艂ce no偶nej. Na stadiony nie chodz臋 z tego samego powodu, z jakiego nie wa偶y艂bym si臋 spa膰 noc膮 na mediola艅skim Dworcu Centralnym (albo przechadza膰 si臋 w Nowym Jorku po Central Parku, kiedy wybije sz贸sta po po艂udniu), ale je艣li jest okazja, z przyjemno艣ci膮 i zainteresowaniem patrz臋 na dobry mecz w telewizji, gdy偶 znam i doceniam wszystkie walory tej szlachetnej gry. Nie czuj臋 niech臋ci do pi艂ki no偶nej. Czuj臋 niech臋膰 do ludzi zakochanych w pi艂ce.
Chcia艂bym jednak by膰 dobrze zrozumiany. Dla kibic贸w mam takie same uczucia, jakie Liga Lombardzka 偶ywi do os贸b spoza wsp贸lnoty: „Nie jestem rasist膮, dop贸ki siedz膮 u siebie”. A przez to „u siebie” rozumiem miejsca, gdzie lubi膮 si臋 spotyka膰 w ci膮gu tygodnia (bar, rodzina, klub), oraz stadiony, nie interesuje mnie bowiem, co si臋 tam dzieje, i ciesz臋 si臋, kiedy przyje偶d偶aj膮 kibice z Liverpoolu, gdy偶 p贸藕niej mam zapewnion膮 rozrywk臋 przy lekturze prasy, i skoro maj膮 ju偶 circenses, niechaj przynajmniej leje si臋 krew.
Nie lubi臋 kibica, bo ma dziwny rys charakteru: nie rozumie, dlaczego ty nie jeste艣 kibicem, i stara si臋 rozmawia膰 z tob膮 tak, jakby艣 nim by艂. 呕eby unikn膮膰 nieporozumie艅, pozwol臋 sobie przytoczy膰 przyk艂ad. Gram na flecie prostym (coraz gorzej, jak twierdzi w publicznie z艂o偶onej deklaracji Luciano Berio, lecz fakt, 偶e tak uwa偶nie 艣ledz膮 m贸j rozw贸j Wielcy Mistrzowie, daje mi niema艂膮 satysfakcj臋). Za艂贸偶my teraz, 偶e jad臋 poci膮giem i pragn膮c nawi膮za膰 rozmow臋 z siedz膮cym naprzeciwko podr贸偶nym, pytam:
- Czy s艂ucha艂 pan ostatniego kompaktu Fransa Bruggena?
- Co, czego?
- Mam na my艣li „Pavane Lachryme”. Moim zdaniem zanadto zwalnia na pocz膮tku.
- Przepraszam, ale nie rozumiem.
- Przecie偶 m贸wi臋 Van Eyck, tak czy nie? (Oddzielaj膮c sylaby) Blockflote.
- Prosz臋 pana, ja... Czy to na smyczki?
- Ach, rozumiem, pan nie...
- Nie.
- To ciekawe. Czy wie pan, 偶e je艣li chce si臋 mie膰 r臋cznie wykonanego coolsm臋, trzeba czeka膰 trzy lata? Lepiej ju偶 sprawi膰 sobie moecka z hebanu. Jest najlepszy, w ka偶dym razie spo艣r贸d tych, kt贸re dost臋pne s膮 w handlu. Tak twierdzi Gazzelloni. Czy potrafi pan doj艣膰 do pi膮tej wariacji z „Derdre Doen Daphne D'Overl”?
- Ja naprawd臋 jad臋 do Parmy...
- Aha, rozumiem, gra pan w tonacji f, nie za艣 c. Daje wi臋ksz膮 satysfakcj臋. Czy wie pan, 偶e odkry艂em sonat臋 Loeilleta, kt贸ra...
- Leje co?
- Ale chc臋 zobaczy膰, jak p贸jdzie z fantazjami Telemanna. Pan czasem pr贸buje? Nie stosuje pan czasem palcowania niemieckiego?
- Wie pan, Niemcy, BMW to 艣wietny samoch贸d, mam dla nich du偶o szacunku, ale...
- Jasne. Stosuje pan wi臋c palcowanie barokowe. S艂usznie. Prosz臋 tylko pomy艣le膰, ci z Saint Martin in the Fields...
Nie jestem pewny, czy wyt艂umaczy艂em, o co mi chodzi. Ale je艣li m贸j nieszcz臋艣liwy towarzysz podr贸偶y rzuci si臋 na hamulec, z pewno艣ci膮 go, czytelniku, nie pot臋pisz. Dok艂adnie tak samo jest z kibicem. Sytuacja staje si臋 szczeg贸lnie trudna w przypadku rozmowy z taks贸wkarzem.
- Widzia艂 pan Viallego?
- Nie, musia艂 przyj艣膰, kiedy akurat wyszed艂em.
- Obejrzy pan wieczorem mecz?
- Nie, musz臋 zaj膮膰 si臋 ksi臋g膮 Zet „Metafizyki”, wie pan, chodzi o Stagiryt臋.
- Dobrze, niech pan zobaczy, a potem sam powie. Dla mnie Van Basten m贸g艂by zosta膰 Maradon膮 lat dziewi臋膰dziesi膮tych, a jak pan my艣li. Aleja nie spuszcza艂bym z oka Hagiego.
I tak si臋 toczy rozmowa -jakby gada膰 do 艣ciany. I nie w tym rzecz, 偶e jego nie obchodzi, czy mnie obchodzi. Rzecz w tym, 偶e on nie jest w stanie poj膮膰, 偶e kogo艣 mo偶e to nie obchodzi膰. Nie poj膮艂by tego, nawet gdybym mia艂 troje oczu i par臋 czu艂k贸w na zielonych 艂uskach potylicy. Nie u艣wiadamia sobie odmienno艣ci, r贸偶norodno艣ci i nie-por贸wnywalno艣ci mo偶liwych 艣wiat贸w.
Poda艂em przyk艂ad taks贸wkarza, ale w przypadku rozm贸wcy z klas panuj膮cych sprawa przedstawia si臋 dok艂adnie tak samo. To jak choroba wrzodowa, atakuje biednych i bogatych. Rzecz膮 osobliw膮 jest jednak to, 偶e istoty tak niez艂omnie przekonane o r贸wno艣ci wszystkich ludzi gotowe s膮 rozbija膰 g艂owy kibicom, kt贸rzy przyjechali z s膮siedniej prowincji. Ten ekumeniczny szowinizm wydziera z mojej piersi okrzyk podziwu. To tak, jakby ci z Ligi powiedzieli: „Niech Afrykanie przyje偶d偶aj膮 do nas. Potem damy im wycisk”.
(1990)
JAK UZASADNI膯 POSIADANIE BIBLIOTEKI DOMOWEJ
Od najm艂odszych lat by艂em nara偶ony zwykle na dwa (i tylko dwa) rodzaje uwag: „Zawsze musi by膰 twoje (pana) na wierzchu” oraz: „M贸wisz (m贸wi pan) tak, 偶e echo niesie si臋 po dolinie”. Przez ca艂e dzieci艅stwo s膮dzi艂em, 偶e wskutek jakiego艣 osobliwego zbiegu okoliczno艣ci wszystkie osoby, jakie poznawa艂em, s膮 g艂upie. Potem, kiedy osi膮gn膮艂em wiek podesz艂y, przekona艂em si臋, 偶e ka偶da istota ludzka podlega dw贸m prawom: pierwsza my艣l jest najlepsza, oraz: kiedy ju偶 si臋 wpad艂o na t臋 my艣l, nie przychodzi cz艂owiekowi do g艂owy, 偶e inni mogli wpa艣膰 na ni膮 wcze艣niej.
Mam ca艂膮 kolekcj臋 tytu艂贸w recenzji, napisanych we wszystkich j臋zykach wywodz膮cych si臋 z pnia indoeuropejskiego, od „Echo Eca” po „Ta ksi膮偶ka odbije si臋 szerokim echem”. Ale podejrzewam, 偶e w tym ostatnim przypadku nie taka by艂a pierwsza my艣l redaktora; z pewno艣ci膮 na posiedzeniu kolegium rzucono ze dwadzie艣cia rozmaitych tytu艂贸w, a wreszcie naczelnemu rozja艣ni艂o si臋 oblicze i o艣wiadczy艂: „Ch艂opcy, mam 艣wietny pomys艂!” Na to wsp贸艂pracownicy: „Szefie, jeste艣 niesamowity, sypiesz pomys艂ami jak z r臋kawa”. „To wrodzone” - odpar艂 bez w膮tpienia.
Nie chc臋 przez to wcale powiedzie膰, 偶e ludzie s膮 banalni. Uznanie czego艣 oczywistego za rzecz now膮, wymy艣lon膮 dzi臋ki boskiemu objawieniu 艣wiadczy o 艣wie偶o艣ci umys艂u, entuzjastycznym podej艣ciu do 偶ycia i niespodzianek, jakie niesie, o umi艂owaniu my艣li - cho膰by nie najwi臋kszej. Nigdy nie zapomn臋 pierwszego spotkania z wielkim cz艂owiekiem, jakim by艂 Erving Goffman. Podziwia艂em go i kocha艂em za geniusz i g艂臋bi臋 spojrzenia pozwalaj膮c膮 mu gromadzi膰 i opisywa膰 najbardziej nik艂e odcienie zachowa艅 spo艂ecznych, za umiej臋tno艣膰 wy艂uskiwania najmniej widocznych cech, kt贸re uchodzi艂y uwadze innych. Siedzieli艣my przy stoliku przed kawiarni膮 i po chwili, patrz膮c na ulic臋, Goffman powiedzia艂: „Wiesz, wydaje mi si臋, 偶e w miastach jest ju偶 za du偶o samochod贸w”. By膰 mo偶e nigdy nie przysz艂o mu to do g艂owy, gdy偶 zastanawia艂 si臋 nad znacznie wa偶niejszymi rzeczami; nagle dozna艂 ol艣nienia i mia艂 umys艂 na tyle 艣wie偶y, 偶e je wyjawi艂. Ja, ma艂y snob, zatruty lektur膮 „Niewczesnych rozwa偶a艅” Nietzschego, nie wykrztusi艂bym tego z siebie, nawet gdyby przysz艂o mi do g艂owy.
Drugi wstrz膮s wskutek nag艂ego ol艣nienia przytrafia si臋 wielu osobom, kt贸re 偶yj膮 podobnie jak ja. Mam dosy膰 bogat膮 bibliotek臋, rzucaj膮c膮 si臋 w oczy, gdy wchodzi si臋 do naszego domu - tak偶e dlatego, 偶e nie ma tu nic poza tym. Go艣膰 wchodzi i m贸wi: „Ile ksi膮偶ek! Przeczyta艂 pan to wszystko?” Z pocz膮tku uwa偶a艂em, 偶e te s艂owa s膮 charakterystyczne dla os贸b s艂abo oswojonych z ksi膮偶kami, przywyk艂ych do widoku p贸艂eczki z pi臋cioma krymina艂ami i zeszytow膮 encyklopedi膮 dla dzieci. Jednak do艣wiadczenie nauczy艂o mnie, 偶e s艂owa powy偶sze padaj膮 tak偶e z ust os贸b pozostaj膮cych poza wszelkim podejrzeniem. Mo偶na by powiedzie膰, 偶e zawsze s膮 to osoby, dla kt贸rych p贸艂ka to miejsce na ksi膮偶ki przeczytane, a biblioteka domowa nie jest narz臋dziem pracy - ale to nie wystarcza. Uwa偶am, 偶e na widok wielkiej liczby ksi膮偶ek ludzi ogarnia pragnienie wiedzy, tak wi臋c nieuniknione jest pytanie, kt贸re wyra偶a niepok贸j i wyrzuty sumienia.
Problem polega na tym, 偶e kiedy ci臋 karc膮: „Zawsze musi by膰 twoje na wierzchu!”, wystarczy odpowiedzie膰 cichym chichotem, a co najwy偶ej, je艣li chcesz okaza膰 uprzejmo艣膰, oznajmi膰: „艢wi臋ta racja!” Ale na pytanie dotycz膮ce ksi膮偶ek trzeba odpowiedzie膰, chocia偶 zaciskaj膮 ci si臋 szcz臋ki, a strumyki lodowatego potu sp艂ywaj膮 po grzbiecie. Kiedy艣 stosowa艂em odpowied藕 wzgardliw膮: „呕adnej nie czyta艂em, w przeciwnym razie po co mia艂bym je tu trzyma膰?” Ale jest to odpowied藕 niebezpieczna, gdy偶 prowokuje oczywist膮 reakcj臋: „A gdzie trzymasz przeczytane?” Lepsza jest standardowa odpowied藕 Roberta Leydiego: „O wiele wi臋cej, prosz臋 pana, o wiele”, parali偶uje bowiem przeciwnika i wprawia w stan os艂upienia i nabo偶nej czci. Moim zdaniem jest jednak bezlitosna i grozi wywo艂aniem stan贸w l臋kowych. Obecnie sk艂aniam si臋 do stwierdzenia: „Nie, to tylko lektury na najbli偶szy miesi膮c, reszt臋 trzymam na uniwersytecie”, gdy偶 taka odpowied藕 z jednej strony sugeruje precyzyjn膮 strategi臋 ergonomiczn膮, a z drugiej - sk艂ania go艣cia do przyspieszenia chwili po偶egnania.
(1990)
JAK NIE KORZYSTA膯 Z TELEFONU KOM脫RKOWEGO
艁atwo jest szydzi膰 z posiadaczy telefonu kom贸rkowego. Nale偶y jednak sprawdzi膰, do kt贸rej z pi臋ciu poni偶szych kategorii nale偶膮. Pierwsza - to ludzie z niewidocznym niekiedy kalectwem, kt贸rzy musz膮 by膰 w sta艂ym kontakcie z lekarzem i pogotowiem ratunkowym. Chwa艂a niech b臋dzie technice za oddanie im do dyspozycji tak po偶ytecznego aparatu. Na drugim miejscu s膮 ci, kt贸rzy ze wzgl臋du na powa偶ne obowi膮zki zawodowe musz膮 by膰 przez ca艂y czas do dyspozycji (oficerowie stra偶y po偶arnej, lekarze rejonowi, transplantatorzy organ贸w, oczekuj膮cy na 艣wie偶e zw艂oki, a tak偶e Bush, gdyby bowiem jego zabrak艂o, 艣wiat wpad艂by w r臋ce Quayle'a). Dla tych ludzi telefon to twarda konieczno艣膰, nie maj膮ca nic wsp贸lnego z przyjemno艣ci膮.
Jako trzeci id膮 cudzo艂o偶nicy. Dopiero teraz, po raz pierwszy w historii, maj膮 mo偶liwo艣膰 odbierania od swojego potajemnego partnera informacji tak, by rozmowy nie us艂yszeli cz艂onkowie rodziny, sekretarki ani z艂o艣liwi koledzy. Wystarczy, 偶eby tylko ona i on znali numer (albo on i on, ona i ona; jako艣 wylecia艂y mi z g艂owy inne mo偶liwe kombinacje). Wszystkie trzy wymienione powy偶ej kategorie maj膮 prawo do naszego szacunku. Je艣li chodzi o dwie pierwsze, gotowi jeste艣my znie艣膰 to, 偶e zak艂贸ci si臋 nam spok贸j w restauracji albo podczas pogrzebu, natomiast cudzo艂o偶nicy s膮 zazwyczaj bardzo dyskretni.
Pozosta艂e dwie kategorie s膮 natomiast grupami ryzyka (r贸wnie偶 dla siebie, nie tylko dla nas). Pierwsza z nich to osoby nie potrafi膮ce ruszy膰 si臋 na krok, je艣li nie maj膮 mo偶liwo艣ci, by plotkowa膰 o b艂ahych sprawach z przyjaci贸艂mi i krewnymi, z kt贸rymi dopiero co si臋 rozsta艂y. Bardzo trudno jest wyja艣ni膰 im, dlaczego nie powinny tego robi膰. Skoro nie potrafi膮 opanowa膰 p臋du do kontaktu z innymi ani cieszy膰 si臋 chwilami samotno艣ci, zainteresowa膰 si臋 tym, co robi膮 w danej chwili, smakowa膰 oddalenia po okresie smakowania blisko艣ci, skoro nie potrafi膮 ukry膰 swojej wewn臋trznej pustki, a nawet czyni膮 z niej symbol i sztandar, no c贸偶, sprawa podpada pod kompetencj臋 psychologa. Tacy ludzie s膮 uci膮偶liwi, ale musimy zrozumie膰 ich straszn膮 wewn臋trzn膮 ja艂owo艣膰, dzi臋kowa膰 Bogu, 偶e nie jeste艣my w ich sk贸rze, i wybacza膰 (nie daj si臋 natomiast opanowa膰 szata艅skiej rado艣ci, 偶e nie jeste艣 taki, oznacza艂oby to bowiem pych臋 i brak mi艂osierdzia). Uznaj ich za swoich bli藕nich i nastaw drugie ucho.
Ostatnia kategoria (nale偶膮 do niej tak偶e, na najni偶szym szczeblu drabiny spo艂ecznej, nabywcy telefon贸w - atrap) to osoby, kt贸re pragn膮 pokaza膰 publicznie, 偶e ludzie uganiaj膮 si臋 za nimi, szczeg贸lnie w zwi膮zku z interesami. Rozmowy, jakich musimy wys艂uchiwa膰 na dworcach lotniczych, w restauracjach i poci膮gach, dotycz膮 niezmiennie transakcji walutowych, niedotarcia na miejsce transportu szyn profilowanych, nalegania w sprawie wyprzeda偶y partii krawat贸w oraz innych spraw, kt贸re w intencji rozmawiaj膮cego pasuj膮 do stylu Rockefeller.
Rzecz w tym, 偶e mechanizm podzia艂u na klasy dzia艂a w spos贸b przera偶aj膮cy, gdy偶 taki nowobogacki, nawet je艣li zarabia ogromne sumy, nie wyzby艂 si臋 atawistycznego proletariackiego pi臋tna, nie wie, jak pos艂ugiwa膰 si臋 sztu膰cami do ryb, zawiesza ma艂pk臋 w tylnym oknie swojego ferrari, 艣wi臋tego Krzysztofa na tablicy rozdzielczej prywatnego odrzutowca albo m贸wi „managment”; nie bywa wi臋c u ksi臋偶nej de Guermantes (i dr臋czy go pytanie, dlaczego, skoro ma jacht tak d艂ugi, 偶e w艂a艣ciwie jest mostem od brzegu do brzegu).
Taki cz艂owiek nie wie, i偶 Rockefeller nie potrzebuje telefonu, gdy偶 ma sekretariat tak wielki i sprawny, 偶e w najgorszym razie, kiedy umiera mu dziadek, przybywa szofer i szepcze mu co艣 do ucha. Cz艂owiek mo偶ny to taki, kt贸ry nie musi rozmawia膰 z ka偶dym, kto zadzwoni, a nawet - jak zwyk艂o si臋 mawia膰 - jest niedost臋pny. Nawet na niskim szczeblu dyrektorskim dwoma symbolami sukcesu jest klucz do w艂asnego gabinetu i sekretarka, kt贸ra m贸wi: „Szef w艂a艣nie wyszed艂”.
Dlatego ten, kto popisuje si臋 telefonem kom贸rkowym jako symbolem w艂adzy, wbrew swoim intencjom ujawnia wszystkim swoj膮 podrz臋dn膮 pozycj臋, nawet bowiem trzymaj膮c w ramionach kobiet臋 musi podrywa膰 si臋 na baczno艣膰 za ka偶dym razem, kiedy dzwoni byle pe艂nomocnik dyrektora; jest skazany na 艣ciganie dniem i noc膮 d艂u偶nik贸w, by jako艣 wy偶y膰, a bank z powodu jakiego艣 czeku bez pokrycia nie daje mu spokoju podczas Pierwszej komunii c贸rki. Lecz fakt demonstracyjnego korzystania z telefonu kom贸rkowego 艣wiadczy, 偶e o tym wszystkim nie wie, co potwierdza jego bezapelacyjn膮 marginalizacj臋 spo艂eczn膮.
(1991)
JAK PODR脫呕OWA膯 AMERYKA艃SKIMI POCI膭GAMI
Mo偶na podr贸偶owa膰 samolotem cierpi膮c na chorob臋 wrzodow膮, 艣wierzb, kolana praczki, 艂okie膰 tenisisty, ognie 艣wi臋tego Antoniego, AIDS, suchoty galopuj膮ce i tr膮d. Ale nie na przezi臋bienie. Ka偶dy, kto tego spr贸bowa艂, wie, 偶e kiedy samolot zni偶a si臋 nagle z wysoko艣ci dziesi臋ciu tysi臋cy metr贸w, pojawiaj膮 si臋 b贸le w uszach, ma si臋 wra偶enie, 偶e g艂owa zaraz p臋knie, i cz艂owiek zaczyna wali膰 pi臋艣ciami w okienko, gdy偶 chce si臋 za wszelk膮 cen臋 wydosta膰, nawet bez spadochronu. Chocia偶 o tym wiedzia艂em, zaopatrzy艂em si臋 w krople do nosa o piorunuj膮cym dzia艂aniu i wyruszy艂em z przezi臋bieniem do Nowego Jorku. Sko艅czy艂o si臋 藕le. Kiedy wysiad艂em z samolotu, mia艂em uczucie, jakbym le偶a艂 na dnie Rowu Filipi艅skiego; widzia艂em, jak ludzie otwieraj膮 usta, ale nie s艂ysza艂em 偶adnego d藕wi臋ku. Lekarz wyja艣ni艂 mi p贸藕niej na migi, 偶e dosta艂em zapalenia b臋benk贸w, nafaszerowa艂 mnie antybiotykami i surowo zakaza艂 lot贸w przez nast臋pne trzy tygodnie. Poniewa偶 mia艂em w programie pobyt w trzech r贸偶nych miejscowo艣ciach na Wschodnim Wybrze偶u, porusza艂em si臋 poci膮giem.
Koleje ameryka艅skie to obraz tego, jaki by艂by 艣wiat po wojnie atomowej. Nie chodzi o to, 偶e poci膮gi nie wyje偶d偶aj膮, lecz 偶e nie docieraj膮 do celu, ulegaj膮 rozbiciu po drodze, przyje偶d偶aj膮 z sze艣ciogodzinnym op贸藕nieniem, wi臋c trzeba na nie czeka膰 na ogromnych, lodowatych i pustych dworcach, gdzie nie ma baru, s膮 za to typki, z kt贸rymi lepiej nie zawiera膰 znajomo艣ci, gdzie pe艂no podziemnych przej艣膰 przypominaj膮cych nowojorskie metro z „Powrotu na planet臋 ma艂p”. Linia Nowy Jork - Waszyngton, kt贸r膮 je偶d偶膮 dziennikarze i senatorowie, przynajmniej w pierwszej klasie zapewnia komfort jak w samolotowej business class i ciep艂y posi艂ek na poziomie sto艂贸wki uniwersyteckiej. Ale na innych liniach je偶d偶膮 wagony brudne, z wybebeszonymi siedzeniami ze sztucznej sk贸ry, a bufet oferuje jad艂o takie, 偶e cz艂owiek zaczyna t臋skni膰 (prosz臋 tylko nie m贸wi膰, i偶 przesadzam) za przystosowanymi do powt贸rnego spo偶ycia trocinami, jakie wmusza si臋 nam w ekspresie Mediolan-Rzym.
Ogl膮dali艣my kolorowy film, w kt贸rym luksusowe wagony sypialne s膮 miejscem okrutnych zbrodni, w kt贸rym wyst臋puj膮 pi臋kne bia艂e kobiety pij膮ce szampana, obs艂ugiwane przez czarnych kelner贸w prosto z „Przemin臋艂o z wiatrem”. To fa艂sz. W rzeczywisto艣ci ameryka艅skimi poci膮gami je偶d偶膮 czarni pasa偶erowie prosto z „Nocy 偶ywych trup贸w”, a biali konduktorzy przemykaj膮 z obrzydzeniem korytarzami, potykaj膮c si臋 o puszki po coca-coli, porzucone baga偶e, gazety nas膮czone sosem z tu艅czyk贸w, kt贸ry wycieka z bu艂ki, kiedy cz艂owiek otwiera opakowanie z parz膮cego w palce plastiku napromieniowanego w kuchence mikrofalowej, tak szkodliwej dla naszych zasob贸w genetycznych.
Poci膮gu si臋 w Ameryce nie wybiera. Jest kar膮 za lekcewa偶enie tego, co Weber napisa艂 o etyce protestanckiej i duchu kapitalizmu, i za b艂膮d, kt贸ry polega na tym, 偶e jest si臋 biednym. Lecz ostatnim has艂em g艂oszonym przez liberals jest pollitically correct (PC; j臋zyk nie powinien dawa膰 艣wiadectwa r贸偶nicom). Konduktorzy s膮 niezwykle uprzejmi nawet w stosunku do najgorszego, kud艂atego w艂贸cz臋gi (naturalnie powinienem by艂 napisa膰: „cz艂owieka o niezwyk艂ej fryzurze”). Po Pennsylvania Station b艂膮kaj膮 si臋 tak偶e ,,nie odje偶d偶aj膮cy”, kt贸rzy obrzucaj膮 roztargnionymi spojrzeniami baga偶e bli藕nich. Ale wszyscy pami臋taj膮 niedawne spory na temat brutalno艣ci policji w Los Angeles, i Nowy Jork jest miastem PC. Policjant w stylu irlandzkim zbli偶a si臋 z u艣miechem do przypuszczalnego w艂贸cz臋gi i pyta, jak trafi艂 w te strony. W艂贸cz臋ga powo艂uje si臋 na prawa cz艂owieka, policjant anielskim tonem zauwa偶a, 偶e na zewn膮trz jest pi臋kna pogoda, a nast臋pnie odchodzi wymachuj膮c (nie kr臋c膮c) d艂ug膮 pa艂k膮.
Ale poza tym wielu z biednych, nie umiej膮c nawet uwolni膰 si臋 od g艂贸wnego symbolu marginalizacji - pali. Je艣li spr贸bujesz wsi膮艣膰 do jedynego wagonu dla pal膮cych, natychmiast trafiasz do „Opery za trzy grosze”. By艂em jedynym pasa偶erem w krawacie. Reszta to jacy艣 katatoniczni freaks, jacy艣 tramps, kt贸rzy spali rz臋偶膮c, z otwartymi ustami, jacy艣 zombi w agonii. Wagon dla pal膮cych by艂 na samym ko艅cu, tak 偶e po przybyciu poci膮gu na stacj臋 gromada wyrzutk贸w musia艂a przeby膰 po peronie sto metr贸w krokiem Jerry'ego Lewisa.
Po wyrwaniu si臋 z kolejowego piek艂a, przebraniu si臋 w czyst膮 odzie偶, w zarezerwowanej salce Faculty Club zasiad艂em do kolacji w towarzystwie dobrze ubranych i m贸wi膮cych z poprawnym akcentem profesor贸w. Pod koniec zapyta艂em, czy m贸g艂bym zapali膰 gdzie艣 papierosa. Chwila milczenia, zak艂opotane u艣miechy, potem kto艣 zamkn膮艂 drzwi, jedna z pa艅 wydoby艂a z torebki paczk臋 papieros贸w, pozostali rzucili si臋 na moje. Porozumiewawcze spojrzenia, zduszone chichoty jak w mrokach widowni podczas striptizu. Dziesi臋膰 minut rozkosznego, osza艂amiaj膮cego 艂amania prawa. By艂em Lucyferem, zjawi艂em si臋 ze 艣wiata mrok贸w i o艣wieca艂em ich p艂omieniem grzechu.
(1991)
JAK WYBRA膯 SOBIE POP艁ATNY ZAW脫D
Istniej膮 zawody bardzo potrzebne i pop艂atne, kt贸re jednak maj膮 te wad臋, 偶e wymagaj膮 odpowiedniego przygotowania.
Na przyk艂ad zaw贸d miejskiego umiejscawiacza znak贸w wskazuj膮cych autostrady. To, 偶e jego celem jest roz艂adowa膰 ruch nie tylko w centrum miasta, ale r贸wnie偶 na autostradach, doskonale wiemy, wystarczy bowiem raz mu zaufa膰, by w stanie skrajnego wyczerpania znale藕膰 si臋 na jakiej艣 艣lepej, peryferyjnej uliczce w dzielnicy fabrycznej. Nie jest jednak 艂atwe umieszczenie znak贸w we w艂a艣ciwych miejscach. G艂upcowi mog艂oby strzeli膰 do g艂owy, 偶eby ulokowa膰 znak tam, gdzie kierowca ma do wyboru rozmaite drogi, chocia偶 w takim miejscu i tak zachodzi wysokie prawdopodobie艅stwo zab艂膮dzenia z w艂asnej inicjatywy. Znak nale偶y umie艣ci膰 tam, gdzie kierowca instynktownie wybra艂by w艂a艣ciw膮 drog膮, istnieje wi臋c potrzeba skierowania go w inn膮 stron臋. 呕eby jednak wykonywa膰 dobrze ten zaw贸d, trzeba zna膰 si臋 na urbanistyce, psychologii i teorii gier.
Inny bardzo poszukiwany zaw贸d to pisanie instrukcji do艂膮czanych do pude艂 z domowym sprz臋tem elektrycznym i elektronicznym. Taka instrukcja powinna przede wszystkim uniemo偶liwi膰 zainstalowanie urz膮dzenia. Nie najlepszym modelem s膮 w tym przypadku obszerne podr臋czniki, jakie kupuje si臋 wraz z kalkulatorami, gdy偶 wprawdzie osi膮ga si臋 cel, ale w spos贸b kosztowny dla producenta. W艂a艣ciwym wzorcem s膮 ulotki do艂膮czane do produkt贸w farmaceutycznych, kt贸re to produkty maj膮 jeszcze t臋 zalet臋, 偶e nosz膮 wprawdzie nazwy z pozoru naukowe, ale w gruncie rzeczy wskazuj膮ce jasno natur臋 medykamentu, tak by kupowanie ich wprawia艂o nabywc臋 w zak艂opotanie (prostatan, menopausin, platfusan). Natomiast instrukcja potrafi w paru s艂owach sprawi膰, 偶e wskaz贸wki, od kt贸rych zale偶y nasze 偶ycie, staj膮 si臋 nie do poj臋cia: „呕adnych przeciwwskaza艅, poza przypadkami nieprzewidywalnego i 艣miertelnego reagowania na produkt”.
Je艣li chodzi o sprz臋t elektryczny i podobne urz膮dzenia, w instrukcji nale偶y rozwodzi膰 si臋 nad sprawami tak oczywistymi, 偶e masz ochot臋 je opu艣ci膰, trac膮c w ten spos贸b jedyn膮 naprawd臋 istotn膮 informacj臋: „Aby zainstalowa膰 PZ40, nale偶y rozpakowa膰 go, wyjmuj膮c z kartonowego pudla. Mo偶na tego dokona膰 jedynie po uprzednim otwarciu wspomnianego pudla. Otwiera si臋 je rozchylaj膮c w przeciwnych kierunkach dwa skrzyd艂a pokrywy (zobacz rysunek w 艣rodku). Podczas operacji otwierania zaleca si臋 trzyma膰 pudlo w pozycji pionowej, tak by wieko znajdowa艂o si臋 na wierzchu, gdy偶 w przeciwnym razie PZ40 mo偶e w toku operacji otwierania wypa艣膰 na ziemi臋. G贸rna cz臋艣膰 pudla to ta, na kt贸rej widnieje napis A. Je艣li pierwsza pr贸ba otwarcia nie daje rezultatu, nale偶y przyst膮pi膰 do drugiej. Po otwarciu pudla, a przed usuni臋ciem folii aluminiowej, lepiej oderwa膰 czerwon膮 tasiemk臋, gdy偶 dzi臋ki temu uniknie si臋 wybuchu pojemnika. UWAGA: po wyj臋ciu PZ40 pojemnik mo偶na wyrzuci膰.”
Nie byle jakim zawodem jest r贸wnie偶 opracowywanie ankiet, jakie ukazuj膮 si臋, zazwyczaj latem, w tygodnikach po艣wi臋conych polityce i kulturze. „Masz do wyboru s贸l gorzk膮 i kieliszek starego koniaku. Na co si臋 zdecydujesz? Wolisz sp臋dzi膰 urlop z tr臋dowat膮 osiemdziesi臋ciolatka, czy z Isabelle Adjani? Chcesz, 偶eby oblaz艂y ci臋 jadowite czerwone mr贸wki, czy wolisz sp臋dzi膰 noc z Ornell膮 Muti? Je艣li za ka偶dym razem wybiera艂e艣 pierwszy wariant, masz charakter kapry艣ny, jeste艣 pe艂nym inwencji orygina艂em, ale troch臋 ozi臋b艂ym seksualnie. Je艣li zawsze wybiera艂e艣 wariant drugi, jeste艣 hultajem”.
W medycznym dodatku do jednego z dziennik贸w znalaz艂em ankiet臋 dotycz膮c膮 opalenizny i przewiduj膮c膮 na ka偶de pytanie trzy odpowiedzi, A, B i C. Interesuj膮ce s膮 odpowiedzi A: „Kiedy wystawiasz si臋 na s艂o艅ce, jakie jest zaczerwienienie twojej sk贸ry? A: Intensywne. Ile razy spali艂e艣 sobie sk贸r臋? A: Za ka偶dym razem, kiedy si臋 opala艂em. Jakie zabarwienie ma twoja sk贸ra czterdzie艣ci osiem godzin po nabawieniu si臋 rumieni膮? A: Nadal czerwone. Rozwi膮zanie: je艣li cz臋艣ciej udziela艂e艣 odpowiedzi A, masz sk贸r臋 bardzo wra偶liw膮 i podatn膮 na rumie艅”. Pomy艣la艂em o nast臋puj膮cej ankiecie: „Czy cz臋sto wypada艂e艣 przez okno? Czy w takich przypadkach doznawa艂e艣 mnogich z艂ama艅? Czy za ka偶dym razem ko艅czy艂o si臋 to trwa艂ym kalectwem? Je艣li cz臋艣ciej udziela艂e艣 odpowiedzi A, albo jeste艣 g艂upcem, albo co艣 nie w porz膮dku z twoim b艂臋dnikiem. Nie wychod藕 przez okno, kiedy jaki艣 kawalarz wo艂a ci臋 z do艂u”.
(1991)
JAK STAWIA膯 WIELOKROPEK
W felietonie „Jak rozpoznawa膰 film porno” wyja艣ni艂em, 偶e chc膮c odr贸偶ni膰 film pornograficzny od filmu przedstawiaj膮cego mi艂o艣膰, wystarczy ustali膰, czy bohaterowie jad膮c sk膮d艣 dok膮d艣 w samochodzie potrzebuj膮 na to wi臋cej czasu, ni偶 偶yczy艂by sobie widz i ni偶 wymaga rozw贸j akcji. Podobne kryterium naukowe mo偶e pos艂u偶y膰 do rozr贸偶nienia mi臋dzy pisarzem zawodowym a pisarzem niedzielnym (kt贸ry r贸wnie偶 mo偶e zyska膰 s艂aw臋). Chodzi o spos贸b umieszczania wielokropka w 艣rodku zdania.
Pisarze u偶ywaj膮 wielokropka na ko艅cu zdania - by wskaza膰, 偶e wypowied藕 mog艂aby mie膰 ci膮g dalszy („niejedno mo偶na by jeszcze powiedzie膰 na ten temat, ale...”), w 艣rodku za艣 lub mi臋dzy zdaniami - by zaznaczy膰, 偶e tekst jest w tym miejscu niepe艂ny („To odga艂臋zienie jeziora Como... nagle si臋 zw臋偶a”). Pisarze niedzielni u偶ywaj膮 wielokropka, 偶eby usprawiedliwi膰 zbyt 艣mia艂膮 figur臋 retoryczn膮: „By艂 rozw艣cieczony jak... byk”.
Pisarz to cz艂owiek, kt贸ry postanowi艂 rozszerzy膰 granice j臋zyka, dlatego bierze na siebie odpowiedzialno艣膰 za zuchwa艂膮 nawet metafor臋: „Takiego cudu nie ogl膮da艂a przyroda: k膮pa膰 si臋 w s艂o艅cach i osusza膰 rzekami”. Wszyscy zgadzamy si臋, 偶e w tym dystychu Artale przesadzi艂, jak przysta艂o zreszt膮 na przedstawiciela baroku, ale przynajmniej nie wyj膮艂 kamienia z r臋kawa ukradkiem.
Natomiast nie-pisarz napisa艂by: „K膮pa膰 si臋... w s艂o艅cach i osusza膰... w rzekach”, jakby chcia艂 powiedzie膰: „Oczywi艣cie chodzi o 偶art”.
Pisarz pisze dla innych pisarzy, nie-pisarz pisze dla s膮siada z klatki schodowej albo dla kierownika miejscowego urz臋du pocztowego i boi si臋 (cz臋sto niepotrzebnie), 偶e jego czytelnicy nie zrozumiej膮 lub nie wybacz膮 mu takiej 艣mia艂o艣ci. Wielokropek jest dla niego przepustk膮; chce zrobi膰 rewolucj臋, ale z pozwoleniem policyjnym w kieszeni.
Do jakiego stopnia zgubne s膮 wielokropki, wida膰 z przytoczonych poni偶ej wariacji, ukazuj膮cych, co sta艂oby si臋 z nasz膮 literatur膮, gdyby pisarze byli nie艣miali.
„Wim, a膰 sia w艂o艣膰 w istej graniej abrysie trzyd藕ci rok贸w be艂a... we w艂odaniu Sancti Benedicti”.
„Pochwalony b膮d藕, panie, przez... brata naszego, ksi臋偶yc, i nasze siostry, gwiazdy”.
„Jak w borze... ptasz臋 w艣r贸d zieleni”.
„Gdybym mia艂... ogie艅, 艣wiat bym podpali艂”.
„W 偶ycia... w臋dr贸wce, na po艂owie czasu”.
„Naj艣wi臋tszy i najdro偶szy... i najs艂odszy ojcze w Chrystusie s艂odki... Jezu”.
„Ten na jasne warkocze, co... per艂y, blask... z艂ota ca艂y owego dnia ogl膮da艂y”.
„Brat Cipolla by艂 cz艂ekiem o przysadkowej posturze, w艂osy mia艂 barwy czerwonej, a oblicze zawsze weso艂o艣ci膮 tchn膮ce. By艂 to... najsprytniejszy hultaj pod s艂o艅cem”.
I tak dalej, i tak dalej a偶 do: „Rok... umiera艂 w nastroju s艂odyczy” i: „Tej zimy miota艂y mn膮... abstrakcyjne sza艂y”.
Ale偶 miny mieliby nasi Wielcy! Prosz臋 jednak zauwa偶y膰, 偶e wielokropek, kt贸ry wyra偶a l臋k spowodowany 艣mia艂o艣ci膮 figury stylistycznej, mo偶na r贸wnie偶 wykorzysta膰, by wzbudzi膰 podejrzenie, i偶 wyra偶enie na pierwszy rzut oka dos艂owne jest w istocie figur膮 retoryczn膮. Oto przyk艂ad. „Manifest komunistyczny” z 1848 roku zaczyna si臋, jak wiadomo, od s艂贸w: „Widmo kr膮偶y po Europie” i ka偶dy chyba przyzna, 偶e jest to pi臋kny incipit. A gdyby tylko Marks i Engels napisali: „Widmo kr膮偶y po Europie, widmo... komunizmu”, poddaliby tym samym w w膮tpliwo艣膰 gro藕ny i nieuchwytny charakter komunizmu i rewolucja rosyjska wybuch艂aby o pi臋膰dziesi膮t lat wcze艣niej, mo偶e nawet za zgod膮 cara, wi臋c wzi膮艂by w niej udzia艂 Mazzini.
A gdyby napisali: „Widmo... kr膮偶y po Europie”? Wi臋c nie kr膮偶y? Tkwi w miejscu? Ale gdzie? A mo偶e chodzi o to, 偶e widma, jak przysta艂o na widma, ukazuj膮 si臋 i znikaj膮 znienacka, w mgnieniu oka, i nie trac膮 czasu na 偶adne kr膮偶enie? To jeszcze nie koniec. Czy偶by chcieli zaznaczy膰, 偶e przesadzaj膮, 偶e widmo chwa艂a Bogu miota si臋 w okolicach Trewiru, wi臋c gdzie indziej mo偶na spa膰 nadal spokojnie? A mo偶e chcieli napomkn膮膰 o tym, 偶e widmo komunizmu n臋ka ju偶 Ameryk臋, a kto wie, czy nie Australi臋?
„By膰 albo... nie by膰, to wielkie pytanie”, „By膰 albo nie by膰, to wielkie... pytanie”, „By膰 albo nie... by膰, to wielkie pytanie...” Sami widzicie, ile szekspirolodzy musieliby si臋 natrudzi膰, 偶eby odczyta膰 ukryte intencje barda.
„W艂ochy s膮 republik膮 opart膮... na pracy (no, no!)”
„W艂ochy s膮, powiedzmy... republik膮 opart膮 na pracy”.
„W艂ochy s膮 republik膮... opart膮 (???) na pracy”.
„W艂ochy (gdyby by艂y)... by艂yby republik膮 opart膮 na pracy”.
W艂ochy s膮 republik膮 opart膮 na wielokropku.
(1991)