Kierownictwo duchowe i osobisty rozwój
Jeżeli przewodnik duchowy jest takim samym człowiekiem jak każdy inny, jeżeli jest tak samo zdeterminowany i ograniczony, to czy można powierzyć mu siebie, pozwolić, by prowadził na drodze duchowego zmagania?
Czy sytuacja prowadzącego i prowadzonego nie jest odzwierciedleniem Jezusowego pytania: Czy może niewidomy prowadzić niewidomego? Czy nie wpadną w dół obydwaj? (Łk 6, 39). Jedynym widzącym jest przecież sam Jezus Chrystus. To On jest Drogą. Każdy zatem powołany do prowadzenia po tej Drodze musi najpierw sam być świadomy, że jest ślepcem, którego bielmo z oczu zdejmuje jedynie Jezus. Dlatego kierownik duchowy, jak niewidomy opisany w Ewangelii św. Marka, poddaje swój wzrok uzdrawiającej mocy Zbawiciela, by nie postrzegać ludzi „niczym drzewa”, by przejrzeć „zupełnie” i widzieć „jasno i wyraźnie” (por. Mk 8, 25). Tym samym pragnąc zobaczyć, „gdzie mieszka” Mistrz, i podążając za Nim, pozwolić prowadzić się przez Ducha Świętego. Bez mocy Ducha Świętego nic się w nim nie poruszy i nie przeobrazi, nie wniknie on w Tajemnicę życia i śmierci. Tylko tak przemieniony, pozbawiony duchowej katarakty, nie będzie prowadził na manowce duchowego zagubienia wszystkich napotkanych „niewidomych”. W sposób szczególny zależność ta dotyczy prezbiterów i biskupów, którzy z racji powołania wezwani są do towarzyszenia siostrom i braciom w życiowej pielgrzymce. „Jest kapłan jako świadek Chrystusa rzecznikiem ostatecznego powołania każdego człowieka do wiecznego życia w Bogu. Towarzysząc braciom, sam się też do tego przysposabia, albowiem kapłańska posługa pozwala mu zgłębiać swe własne powołanie do oddawania Bogu chwały przez uczestnictwo w życiu wiecznym. W ten sposób zbliża się do dnia, kiedy Chrystus powie do niego: Dobrze sługo dobry i wierny! [...] Wejdź do radości Twego pana! (Mt 25, 21)”.
Pierwszą i zasadniczą powinnością kierownika duchowego jest zatem zadbać o pogłębianie własnego życia duchowego, gdyż własnymi siłami naturalnymi nie jest on w stanie sprostać powołaniu do bycia pasterzem. Ponadto nie da innym tego, czego sam nie posiada. Prowadzenie duchowe nie jest bowiem rodzajem poradnictwa w stylu udzielania odpowiedzi na pytanie: Jak żyć, żeby nie bolało? Jest też czymś więcej jak rozwiązywaniem psychicznych komplikacji osobowych czy zachętą do uprawiania etycznego ogródka. Kierownictwo duchowe dotyczy zawsze całego człowieka, wszystkich komponentów jego ludzkiej natury (z uwzględnieniem status naturae lapsae). Posługa ta, będąc charyzmatem, domaga się asystencji Ducha Świętego. Nie może być nigdy redukowana do sprawności i osiągnięć nauk humanistycznych.
Również do kapłana odnoszą się słowa św. Pawła: jak długo pozostajemy w ciele, jesteśmy pielgrzymami, z daleka od Pana (2 Kor 5, 6). Jako kierownik duchowy, będąc „obcym i przybyszem”, paroikoi (por. 1 P 2, 11), każdy spędza „czas swego pielgrzymowania”, „pobytu na obczyźnie” „w bojaźni” (por. 1 P 1, 17). Wyruszywszy w drogę z powierzonym mu ludem, niczym Mojżesz, staje się na pustyni życia przewodnikiem dla wszystkich narażonych na miraże fatamorgany, pokusę powrotu do domu niewoli i zmęczenie. Kapłan, przewodnik duchowy, to także homo viator. Z perspektywy własnego doświadczenia na przebytym szlaku duchowego zmagania, asystowany przez Ducha Świętego, towarzyszy i wspiera, pokazuje właściwy kierunek. Georges Bernanos, posługując się poetyką języka literackiego, ukazuje w powieści Pod słońcem szatana, że nie jest to droga wolna od cierpienia, że ważna jest na niej wierność, trwanie i ofiara ze swego życia. „Jakże długa jest droga powrotna, długa droga! Droga pokonanych armii, droga zmierzchu, nieprowadząca nigdzie, w bezcelowym tumanie kurzu…! Trzeba jednak iść, trzeba chodzić, dopóki bije biedne stare serce - bez potrzeby, żeby spożytkować życie - ponieważ nie ma wypoczynku, dopóki trwa dzień, dopóki okrutna gwiazda patrzy na nas swym jednym okiem sponad horyzontu. Dopóki bije biedne stare serce”.
Może warto jeszcze dodać, że na tej drodze możliwe są także uwikłania we własne projekty i interpretacje. Kierownik duchowy, który błąkałby się w swoim wnętrzu, a przez to ocierał na przykład o gnostycyzm czy angelizm, utrudniałby i spowolniał tym samym zjednoczenie się z Chrystusem wszystkim prowadzonym przez siebie pielgrzymom. W pierwszym przypadku jego fałszywa duchowość zaciemniłaby Chrystusa przez przypisywanie naturalnym zdolnościom rozumu możliwości osiągnięcia iluminacji (oświecenia). W przypadku angelizmu deprecjonowanie intelektu spowodowałoby - jak zauważa Tomasz Merton - swoistą ślepotę miłości. Udrożnienie własnego serca jest zatem zasadniczą powinnością każdego kierownika duchowego, tak by jego inteligencja ukierunkowana na prawdę i przeniknięta miłością wskazywała u prowadzonych sióstr i braci te ugory duszy, które nie zostały jeszcze zagospodarowane łaską Ducha Świętego.
Powrót do serca
Przewodnik duchowy powinien podążać za pragnieniem penetracji serca. Już św. Augustyn postulował „powrót do serca”, możliwy jedynie przez „odnalezienie” Tego, bez którego serce pozostaje „niespokojne”. Serce jest pojęciem wieloznacznym bądź - jeśli wolimy - bogatym w znaczenia. Dla św. Grzegorza z Nazjanzu „serce czyste” z Psalmu 51 to inteligencja (dianoetikon), dla św. Tomasza związane jest ono z aktem wolnej woli (actus voluntatis). Używając terminu serce, pozostańmy na razie przy znaczeniu, jakie nadał pojęciu św. Augustyn. Chodzi tu raczej o „podstawę duszy”, a nie o poszczególne sfery wnętrza, takie jak rozum, wola czy uczucia. Rozumiane w ten sposób serce stanowi „niepowtarzalne osobowe centrum człowieka, w którym wszystkie jego moce mają swoje jedno źródło i do samej głębi wzajemnie się przenikają”. Serce jest wtedy symbolem naszego istnienia i życia, „prawdziwym fundamentem osoby ludzkiej”.
Tradycja hezychazmu podpowiada, że należy odbyć podróż do swego serca, tam, gdzie spoczywa Boże słowo w nas. Usłyszeć to słowo można tylko wtedy, gdy uciszone zostaną pragnienia miłości własnej. Serce duchowego ojca musi być uspokojone (hezychia). Oznacza to stan zintegrowania osoby, osiągnięty dzięki łasce i własnemu duchowemu zmaganiu. Nie wystarczy przy tym dotarcie do doświadczenia wewnętrznego scalenia na etapie osobowego „ja”.
„Z religijnego punktu widzenia, indywidualne ja nie jest czymś ostatecznym. Dusza powołana jest do tego, by wykraczać poza samoświadomość, do tej głębiej leżącej krainy, na której wspiera się indywidualne bycie sobą”. Mistrz Eckhart w jednym ze swych kazań powiedział, że ta „władza” wykraczania duszy z jednej strony „zwraca się ku czasowi i z nim jest związana”, ale z drugiej - „jest dziewicą i podąża za Barankiem, wszędzie dokąd On idzie. Ujmuje Boga w całkowitej nagości, w Jego istocie”.
W celu dotarcia do tak określonego przez nadreńskiego mistyka pokładu serca przewodnik duchowy jest wezwany, by władać czynami serca. Pośród ich wielości najistotniejsze to: „dobroć, bezinteresowność, miłość, milczenie, zrozumienie, prawdziwa pogoda ducha”. Nie ulegając przekonaniu, że to przecież jest oczywiste, proste i niepodlegające dyskusji, mozolnie wypracowuje on owe „czyny serca”, z których modlitwa stanowi na pewno istotną rolę. Dlatego, że modlić się, według Karla Rahnera, to znaczy „otworzyć serce Bogu”. Kierownik duchowy, pomagając w „odgruzowywaniu” ludzkich serc, sam musi nieprzerwanie zabiegać o duchową drożność osiąganą za pomocą rozwiniętego życia modlitwy. Warto zatem, by w gmatwaninie spraw bieżących miał świadomość, że serce jego nie jest „sercem zasypanym” bądź zasypywanym.
Zagłębienie się w sercu, dotarcie do wewnętrznej „izdebki” wiąże się z doświadczeniem obecności Boga. Można powiedzieć za Thomasem Philippe'em, że przez to osobiste odkrycie bycia kochanym i zanurzonym w Trójcy świętej kierownik duchowy zostaje scalany i integrowany, nabywa „świadomości miłości”, dzięki której zachowuje substancjalną jedność swej osoby, pomimo iż podlega nieustannemu procesowi zewnętrznych zmian w ciągu swego życia. Tylko w takiej przestrzeni, gdzie się jest przyjętym i kochanym, człowiek może także spotkać się „twarzą w twarz z demonicznymi siłami wszystkich dotychczasowych przeżyć, które trwają stłumione pod różnymi maskami, wykrętnymi słowami i pozami duchowymi”. Wędrowanie w głąb serca prowadzi nie tylko do odnalezienia miejsca, gdzie jest obecna przemieniająca miłość, to także odnalezienie prawdy o sobie. Przewodnik duchowy staje wobec tej prawdy bez lęku, bo przecież przenika go miłość. Potrafi rozróżnić mechanizmy własnej psyche od działania Bożego Ducha. Ukoronowaniem tej wędrówki pod przewodnictwem Ducha Świętego jest uciszenie namiętności, wejście w stan czystości serca. Tradycja chrześcijańska przekazuje nam, że przez to kapłan staje się posiadaczem narzędzi do uprawiania sztuki prowadzenia duchowego. Już św. Grzegorz Wielki mawiał: Ars est atrium regimen animarum („Sztuką ponad sztuki jest rząd dusz”). Kościół języka greckiego określa te duchowe sprawności jako: kardiognosis, diakrisis, dioratikos. Pozwalają one poznać i zrozumieć serce innego człowieka, rozeznać, od kogo pochodzą poruszenia w jego duszy (Boga czy szatana), oraz przejrzeć na wskroś ludzką powierzchowność i dojrzeć głębię intencji.
Z pułapu przemienionego i czystego serca kierownik duchowy wobec potrzebujących towarzyszenia duchowego pozbawiony jest póz i masek dobrotliwości, nie ma w nim gry, „ludzkiej komedii”, udawania ani pychy ustrojonej w nabożne grymasy. Wręcz przeciwnie, nabywa prostoty bycia i pokory, emanuje łagodnością, operuje językiem miłosierdzia, jakim jest współodczuwanie. Sam będąc pielgrzymem, otwiera gościniec swego serca dla tułaczy dźwigających ugór duszy, niezagospodarowany jeszcze tchnieniem Ducha Świętego.
„Uprawa” intelektu
W tradycji Kościoła wschodniego z sercem wiązano także funkcję umysłu. Greckie nous tłumaczy się jako „intelekt”, pojmując go jako zdolność intuicyjnego ujmowania rzeczywistości. W tej tradycji nous jest „kontemplatywną formą myśli”, w głębszym znaczeniu „organem zjednoczenia mistycznego”. Nie wykluczając takiego pojmowania inteligencji, kierownik duchowy nie może eliminować w swej posłudze funkcji umysłu, którą jest rozumowanie (racjonalizm). Winien pielęgnować w sobie i tę dziedzinę jako zadaną. Kontemplacja bowiem jest dopełnieniem rozumowania spekulatywnego. Bardzo istotne jest, aby w prowadzeniu duchowym kierować się wskazaniami wywodzącymi się z angażowania zdrowego rozsądku inspirowanego mocą Bożej łaski, pozostającego na usługach wiary. Tylko fałszywi kierownicy duchowi są z zasady aracjonalni. Prowadzenie duchowe domaga się zaangażowania rozumu. Niedopuszczalna jest zatem w tej posłudze postawa fideistyczna. Wspomniany św. Augustyn wyznawał pogląd: Intellige ut credas, crede ut intelligas! („Zrozum, byś wierzył, wierz, abyś rozumiał!”). Jezus Chrystus chce, byśmy uświęcali się mocą Jego łaski, posługując się naszymi naturalnymi władzami, także i rozumem podporządkowanym wierze i przykazaniom Boga. św. Jan od Krzyża pod tym względem jest bardzo stanowczy - „żadnemu stworzeniu nie wolno wychodzić poza granice, jakie Bóg mu zakreślił dla rządzenia nim w sposób naturalny. W tym więc celu postanowił dla człowieka granice naturalne i rozumowe, aby nim rządzić”. I zaraz po tym dodaje: „W widzeniach i objawieniach, i słowach nadprzyrodzonych Bóg zazwyczaj nie objawia takich rzeczy, które należą do rozumu. Żąda bowiem, by ludzie o ile tylko to możliwe, posługiwali się rozumem”. Św. Jan od Krzyża wyraźnie zachęca, by na początku drogi zaangażować swój umysł w poznanie zasad duchowych i filozofię. Podobnie św. Teresa z Avila zaleca swoim siostrom tych kierowników, którzy posiadają tę właśnie sprawność: „Potrzeba więc, byście zasięgały światła u mężów, posiadających ducha Bożego i naukę, jeśli nie możecie się stale u nich spowiadać”.
Kierownik duchowy, dbając o rzetelną „uprawę” umysłu, wypełnia w dziedzinie przyrodzonej swoją podstawową powinność. Jednak sprawność jego umysłu nie może wyczerpywać się jedynie w zakresie nabywania encyklopedycznej wiedzy czy przez zapisywanie na dysku pamięci dużej ilości informacji o świecie. W jego posłudze niedopuszczalna jest „turystyka” duchowa, ukierunkowana na karmienie ciekawości sensacjami czy tropienie nadzwyczajności. Kapłan prowadzący innych, duchowo skoncentrowany jest na poszukiwaniu prawdy służącej świętości. By zadość uczynić temu wymaganiu, nie może zapominać o trzech działaniach umysłu, o których wspomina tradycja tomistyczna. Pierwszym z nich jest „tworzenie pojęć oraz zatrzymanie się na treści, którą te pojęcia nam przekazują. To zatrzymanie się na treści duchowej pojęć jest pierwszym krokiem do kontemplacji. Jest to spoczęcie i wpatrzenie się w treść pojęcia”. Drugim działaniem umysłu jest łączenie pojęć, czyli formowanie sądu. Trzecim zaś łączenie sądów w rozumowanie. Kierownik duchowy nigdy nie może zaniedbywać swej pierwszej sprawności intelektualnej, umożliwiającej mu proste i bezpośrednie ujmowanie świata w jego złożoności. Pozwala mu to na nabywanie umiejętności kontemplacji naturalnej. Rzecz jasna, pośród wspomnianych trzech działań naszego umysłu powinna panować harmonia i wzajemna zależność. Niestety, w cywilizacji europejskiej element racjonalności (trzecie działanie) stawał się często i pozostaje nadal absolutyzowany, przy jednoczesnym ignorowaniu wspomnianego naturalnego czynnika kontemplacyjnego intelektu. Kategoriami chroniącymi przed tą tendencją są: realizm, obiektywizm i uniwersalizm rozumowania. W praktyce posługi kierownika duchowego oznaczałoby to, że nie może on odnosić się jedynie do swego „ja”, ale także do otaczającej rzeczywistości. Ponadto w swym oglądzie ma brać pod uwagę wszystkie możliwe objawy tejże rzeczywistości. W tradycji myśli tomistycznej uwzględnianie owych trzech kategorii (realizmu, obiektywizmu, uniwersalizmu) prowadzi do nabycia sensus catholicus, który wraz z wymaganym poczuciem odpowiedzialności objawia umysłowość człowieka, zdatnego do duchowego prowadzenia innych.
W przekonaniu kierowników duchowych tej miary, co św. Jan od Krzyża, inteligencja nigdy nie przekreśla kontemplacji, która z natury swej jest intuicyjna. W tej perspektywie zadaniem tejże inteligencji jest rozpoznawanie i oddalanie wszystkich głosów, które nawet w dobrej woli mogą niepokoić przez nadmierny aktywizm umysłu i woli, przeszkadzający w przyjęciu natchnienia pochodzącego bezpośrednio od Ducha Świętego. Jak twierdzi Tomasz Merton, za mistykiem hiszpańskim: inteligencja powinna, w wierze „otwierającej drogę dla miłości wlanej”, „utrzymywać duszę w czystości i skupieniu”.
Przewodnik duchowy pozostający w szkole Ducha Świętego nie może lekceważyć prawdy, iż spośród siedmiu darów tegoż Ducha Świętego aż cztery dotyczą umysłu. Są nimi dary: mądrości, rozumu, wiedzy i rady. „I tak, przez dar mądrości Duch Święty uczy kapłana patrzeć na wszystko w świetle Ewangelii i pomaga mu dostrzegać we własnym życiu i w doświadczeniach Kościoła tajemniczy zamysł miłości Ojca; przez dar rozumu pomaga mu głębiej wniknąć w prawdy objawione i przynagla go, by z mocą i przekonaniem głosił radosną nowinę zbawienia; przez dar rady Duch oświeca sługę Chrystusa, aby umiał kierować swoim działaniem wedle zamysłów Opatrzności, nie zważając na osąd świata [...]; przez dar wiedzy uzdalnia go do zrozumienia i akceptacji tajemniczego niekiedy splotu przyczyn wtórnych z pierwszą Przyczyną wydarzeń dokonujących się we wszechświecie”.
Wspomniane dary rozlewają się w odpowiadających im naturalnych sprawnościach człowieka. Ojciec duchowy, zabiegając zatem mozolnie o naturalną sprawność potencjału, jaki zawiera umysł, jeśli tylko nie zabraknie mu pokory i miłości, nosi w sobie przygotowane naczynie inteligencji, w którym rozlewają się wspomniane dary Ducha Bożego, dając w efekcie zdolność rozeznawania, rozróżniania, rozumienia i naturalnej kontemplacji świata stworzonego i nadprzyrodzonego. Współpraca Ducha Świętego wraz z wysiłkiem człowieka przynosi w jego duszy obfity owoc.
Imperatyw miłości
Bycie przewodnikiem duchowym nie sprowadza się - jak wiemy - do poradnictwa, wypisywania recept, ukazywania wiedzy o Ojcach pustyni. André Louf pisał, że w tej sztuce „najważniejsza jest iskra życia, którą jedna osoba ma przekazać drugiej. I nie ma to być jakiekolwiek życie, lecz życie samego Boga, światło i moc Jego Ducha”. To, co nadprzyrodzone, przenika przyrodzone w jakości relacji pomiędzy osobą, która doświadczyła, spotkała osobowego Boga, a osobą pragnącą zainicjować bądź pogłębić to doświadczenie.
Jakościową kategorię takiego kontaktu pomiędzy ojcem duchowym a powierzającym mu się człowiekiem stanowi miłość, ze swej definicji zawsze relacyjna. Ojciec duchowy przez „udrożnione” ascezą i modlitwą serce, kontemplujący w sposób naturalny wyzwalającą moc Prawdy, musi się stawać człowiekiem przenikniętym miłością nadprzyrodzoną. Bóg nie ofiaruje nam jedynie istnienia w porządku przyrodzonym, którego determinanty czasu i przestrzeni nieustannie odczuwamy. Daje nam życie w porządku wewnętrznej jedności Osób Trójcy świętej. Związek ten przynosi człowiekowi nowe narodzenie. Jeśli się ktoś nie narodzi powtórnie, nie może ujrzeć królestwa Bożego (J 3, 3). Przewodnik na drogach tego nowego rodzenia się człowieka jest niczym akuszerka asystująca przy porodzie. Na nowo zrodzić człowieka w Jezusie Chrystusie może tylko Duch Święty, który jest Duchem miłości. Asystujący przy zrodzeniu pozostaje „sługą nieużytecznym”, świadkiem cudu przemiany powierzającego się mu pod opiekę człowieka. Jego serce przeniknięte Duchem Świętym wprowadzone jest w stan miłości, bez której nie jest w stanie nic zrobić. Jest świadomy, że tylko nadprzyrodzona miłość nadaje sens życiu przyrodzonemu i ostateczną wartość życiu po śmierci. Świadomość ta wyzwala w nim prostotę serca i radykalną pokorę, pozwalającą przyjąć bez zniekształceń dar miłości od Boga. Otrzymawszy - rozdaje, staje się błogosławieństwem wszędzie tam, gdzie spotyka ludzi. Z relacji wszystkich tych, którzy doświadczyli ojcostwa Thomasa Philippe'a, wynika, że nawet samo przebywanie z dominikaninem przyczyniało się do odnowienia poczucia sensu i wydobywało z mętnych pokus ocierania się o zwątpienie czy głębokiego smutku spowodowanego cierpieniem.
Kierownik duchowy winien czynić wszystko, by swoją miłość zwaną przez greków erosem, odkrywaną na poziomie normalnego doświadczenia ludzkiego, dopełnić miłością agape, której dawcą jest sam Bóg, źródło wszelkiej miłości. Benedykt XVI w encyklice Deus Caritas est wyraźnie zaznacza, że te dwa wymiary tej samej miłości nie mogą się od siebie oddalać, ponieważ „wiara biblijna nie buduje jakiegoś świata równoległego czy [...] sprzecznego z istniejącym pierwotnie ludzkim zjawiskiem miłości, lecz akceptuje całego człowieka, interweniując w jego dążenie do miłości, aby je oczyścić, ukazując mu zarazem jej nowe wymiary”. O ile eros charakteryzuje się tęsknotą, podążaniem wzwyż i motywowana jest wartością (dobrem) przedmiotu, ku któremu zmierza, to agape sama tworzy wartości, jest zniżaniem się do przedmiotu kochanego, aż po ofiarę. To ona jest źródłem miłości określanej jako filia, miłości przyjacielskiej, domagającej się wzajemności. św. Jan, zapisując zdanie: Bóg jest miłością (1 J 4, 8. 16), umieścił agape w centrum swego objawienia. W jego ujęciu jest to miłość substancjalna, która była na początku i objawi swą moc zbawczą w swej pełni przy końcu czasów w Jezusie Chrystusie.
Literackim przykładem ojcostwa przenikniętego miłością Bożą w znaczeniu greckiej agape jest postać starca Zosimy w Braciach Karamazow. W powieści tej niezwykle sugestywnie przedstawiony jest także bolesny proces rodzenia się do przyjęcia takiej miłości, rodzenia się samej zdolności bycia ojcem. Alosza, duchowe dziecko Zosimy, obdarowany jest w książce nie tylko „miłością namiętną”, greckim erosem. Zastajemy go jako przynaglanego odczuwaną w sercu koniecznością „miłości aktywnej” (caritas). Obecny pośród ludu, określany wręcz „aniołem”, pozostaje realistą w sensie mocnego osadzenia w rzeczywistości ziemskiej. Z nakazu swego ojca duchowego, w celu jeszcze doskonalszego realizowania miłości aktywnej, zobligowany został do bycia blisko swoich rodzonych braci, ma im pomóc: jednemu w zapanowaniu nad namiętnością zmysłową i uczuciową, drugiemu w wydobyciu się z meandrów racjonalizmu „nieusercowionego”. Śmierć starca Zosimy objawia chwilowy, choć niezwykle głęboki kryzys Aloszy. Zaczyna się on w momencie, kiedy Alosza zapomina o swoich braciach Dymitrze i Iwanie (także o ojcu małego Iliuszy, któremu obiecał pieniądze). Wszystko wskazuje, że spowodowany jest on przez grzech lenistwa serca, czyli acedię, a uwidacznia się na poziomie wiary i czystości serca. Przy marach mistrza Alosza oburzony jest na ludzi oczekujących na cud, który potwierdziłby świętość zmarłego. W konsekwencji powtarza wcześniejszy grzech swego brata Iwana. Jak pisze Dostojewski: „Boga swojego kochał i wierzył w Niego niezachwianie, chociaż nagle zbuntował się przeciw Niemu”. Oburza się nie na głupotę ludzi, lecz w imię „najwyższej sprawiedliwości” urąga Opatrzności Bożej: „Gdzie tu Opatrzność i palec Jej?”. Następna scena z Gruszeńką dopełnia ten obraz kryzysu, na moment upodabniając Aloszę, przynajmniej w sferze intencji, także do brata Dymitra. Nieszczęśliwa noc impasu kończy się jednak zwycięstwem agape w jego sercu. Już w domu Gruszeńki pozwala mu ona przekroczyć pokusę namiętności skierowanej do tej kobiety. Ta widząc stan duchowy Aloszy, z perspektywy własnego cierpienia i pragnienia miłości przebaczającej, głęboko mu współczuje i ocala, nie wykorzystując jego stanu „strapienia duszy”. On odwzajemnia się i nazywa Gruszeńkę „siostrą”, co jest wyrazem miłosierdzia wobec najgłębszego odczuwania duchowego cierpienia, jakie odnalazł w jej sercu. Dopiero po tej próbie pojawia się cud, na który nie doczekali się żądni nowinek gapie. Alosza powróciwszy do kaplicy, słysząc czytany przez mnicha tekst o cudzie w Kanie Galilejskiej, przeżywa mistyczne spotkanie ze swoim ojcem Zosimą, zapraszającym go na gody w Kanie. W przedłużeniu tej chwili opuszcza kaplicę ze spoczywającymi w niej zwłokami starca i już na zewnątrz, upadłszy, całuje ziemię jako znak zjednoczenia w miłości z całym stworzonym kosmosem. Dostojewski nie pozostawia wątpliwości, iż bolesny i krótki moment z życia literackiego Aloszy był próbą opisu duchowego narodzenia się nowego człowieka. „Padł na ziemię jako słaby młodzieniec, a podniósł się jako niezłomny wojownik. [...] Ktoś nawiedził wówczas moją duszę! - mówił później z głęboką wiarą w swoje słowa”.
Przytoczenie powyższej sceny uświadamia nam, jak bolesny i trudny może być proces wkraczania ludzkiego erosa w obszar Boskiej agape. Metanoia ludzkiego wnętrza dokonuje się na ziemi, gdzie nie sposób nie brać pod uwagę tego, że po dwóch pierwszych rozdziałach Księgi Rodzaju napisano i ten trzeci. Dla chrześcijanina jednak to nie misterium iniquitatis stanowi ostateczne odniesienie w niełatwym doświadczaniu człowieczeństwa w codzienności. Wydarzenie Wielkanocne upewnia nas już od dwóch tysięcy lat, że życie odzyskuje każdy, gdy zagłębia się całą swoją osobą w inne misterium - misterium pietatis.
Każdy, kto obdarowany został przez Boga charyzmatem bycia przewodnikiem na drogach duchowego życia, musi uwzględniać w swojej posłudze wspomniane powyżej aspekty zaangażowania osobistego w rozwój duchowy. Te trzy aspekty, czyli „powrót do serca”, uruchomienie zdolności kontemplatywnej inteligencji, a nade wszystko pragnienie przebóstwienia swej osoby mocą miłości agape, to jedynie trzy kreski obrazu tego szczególnego powołania, którego autorami są Bóg i człowiek. Nie jest to oczywiście szkic wyczerpujący. Choć zwraca uwagę na kwestie podstawowe, to przecież nie może wyczerpywać Tajemnicy. Każdy bowiem kapłan wezwany przez Boga i Kościół do spełniania tej posługi staje się świadkiem duchowego „rodzenia” się człowieka dla Boga. Ta jedyna przygoda - bycia świadkiem „ponownych narodzin” - rozkłada się na wiele etapów, takich jak noszenie powierzonego sobie dziecka duchowego w sercu, asystencja przy jego porodzie, karmienie go Bożą prawdą, nauka stawiania kroków bez upadania, powtarzanie gramatyki języka miłości, w końcu odejście duchowego dziecka, które na tyle dojrzało w wierze, iż stało się zdolne do podjęcia misji odpowiedzialnego głoszenia Chrystusa w świecie.
W styczniu 1994 roku bł. Matka Teresa z Kalkuty na spotkaniu ze studentami rzymskiego uniwersytetu „La Sapienza” powiedziała jako kierownik duchowy pokolenia przełomu tysiącleci: „Owocem ciszy jest modlitwa, owocem modlitwy jest wiara, owocem wiary jest miłość, owocem miłości jest służba, owocem służby jest pokój”. Warto w posłudze ojcostwa duchowego pamiętać o prostocie i logice tego zdania.
Ks. Dariusz Jastrząb
Życie Duchowe nr 48
Teresa z Ávila i Jan od Krzyża - Giorgio Fedalto |
Kierownictwo duchowe
Kierownictwo duchowe
Mówi się często, że nikt nie jest dobrym sędzią w swoich własnych sprawach. Stąd też obecność kogoś, kto z zewnątrz popatrzy na nasze życie, służąc radą, zachętą, pomocą w duchowym rozeznaniu - po to, byśmy mogli wiernie iść w naszym życiu za tym, czego oczekuje od nas Bóg - jest czymś bardzo pożytecznym.
Towarzyszenie duchowe budzi nieraz wiele pytań i wątpliwości. Dlatego poprosiliśmy o. Andrzeja Ruszałę OCD, aby odpowiedział na kilka najczęściej pojawiających się pytań związanych z tą problematyką.
1. Na czym polega kierownictwo duchowe?
Sobór Watykański II w Konstytucji dogmatycznej o Kościele przypomina, że "podobało się Bogu uświęcić i zbawiać ludzi nie pojedynczo, z wykluczeniem wszelkiej wzajemnej między nimi więzi, lecz uczynić z nich lud, który by Go poznawał w prawdzie i zbożnie Mu służył" (KK 9). W tej perspektywie trzeba też patrzeć na kierownictwo duchowe jako na jeden z przejawów tej wzajemnej współzależności w drodze ku zbawieniu i troski Kościoła o świętość człowieka, o pełnię życia z Bogiem oraz o wierność w pełnieniu Jego woli zgodnie z osobistym powołaniem każdego. W tym wypadku troska Kościoła przejawia się poprzez posługę kierownika duchowego, który staje na naszej drodze jako pomoc w codziennej wierności Bogu i wzrastaniu ku świętości.
2. Czy każdy powinien mieć kierownika duchowego?
Na pewno korzystanie z pomocy kierownika duchowego jest rzeczą bardzo pomocną. Mówi się często, że nikt nie jest dobrym sędzią w swoich własnych sprawach. Stąd też obecność kogoś, kto z zewnątrz popatrzy na nasze życie, służąc radą, zachętą, pomocą w duchowym rozeznaniu - po to, byśmy mogli wiernie iść w naszym życiu za tym, czego oczekuje od nas Bóg - jest czymś bardzo pożytecznym.
Nie można jednak mówić o bezwzględnej konieczności posiadania kierownika duchowego, np. pod groźbą utraty zbawienia. Tradycja chrześcijańska i teologia, przy wielkim szacunku, jaki żywi do praktyki duchowego kierownictwa, rozumianego w sensie ścisłym, uważa je jednak za środek w pewnym sensie drugorzędny, jeśli chodzi o nasze zbawienie, w porównaniu z takimi środkami jak np. sakramenty czy modlitwa. Zdarza się przecież, że niektóre osoby są postawione w sytuacji, w której nie jest im dana możliwość regularnego korzystania z kierownictwa duchowego, np. misjonarze. Ich jednak Bóg prowadzi swoimi drogami posługując się tymi fundamentalnymi środkami: sakramentami, modlitwą. Pewne elementy kierownictwa duchowego pełnią też osoby, z którymi spotykamy się na co dzień, np. rodzice wobec swych dzieci, małżonek wobec współmałżonka, przełożeni wobec powierzonych sobie osób.
Nie zmienia to jednak faktu, że w normalnych warunkach posługa kierownictwa duchowego, rozumianego w sensie ścisłym, jest pożyteczna na każdym etapie naszego życia duchowego. Szczególnie pomocna i wskazana okazuje się w pewnych przełomowych okresach życia, takich jak np. wybór drogi życiowej, podejmowanie ważnych decyzji, czy też w okresach szczególniejszych trudności w życiu duchowym, oczyszczeń oraz łask mistycznych, udzielanych przez Boga. Wtedy światły kierownik duchowy okazuje się wielką pomocą we właściwej ocenie przeżyć i w trwaniu w wierności Bogu w trudnych doświadczeniach, które są przecież udziałem każdego z nas.
3. Jak szukać kierownika duchowego?
Przy szukaniu kierownika duchowego wydaje się ważnym, aby mieć właściwą świadomość tego, czym jest kierownictwo duchowe. Nie wystarczy, że dana osoba prosi o kierownictwo tylko po to, by znaleźć kogoś, kto by jej towarzyszył w problemach, przeżywanych trudnościach czy w jakiś sposób wypełniał jej pustkę, jeśli nie ma u niej mocnego i uczciwego pragnienia duchowego wzrostu i rzeczywistej przemiany życia osobistego, rodzinnego, zawodowego i przezwyciężania tego wszystkiego, co blokuje ją na Boga. Celem kierownictwa jest bowiem integralny wzrost osoby, jej nawrócenie i wyzwolenie z grzechu i jego skutków. Szukając odpowiedniego kierownika, trzeba mieć to na uwadze. Tylko wtedy kierownictwo będzie rzeczywiście pomocne.
Nie ma złotej reguły na znalezienie właściwego kierownika, choć ważne jest znalezienie właściwego kierownika. Św. Jan od Krzyża stwierdza w tym względzie: "dusza pragnąca postępować w skupieniu i doskonałości, musi bardzo uważać, w czyje ręce się oddaje. Jaki bowiem jest mistrz, taki będzie i uczeń; jaki ojciec, taki będzie i syn" (Żywy płomień miłości 3,30). O właściwego kierownika trzeba się przede wszystkim gorąco modlić. Życie św. Teresy od Jezusa czy św. Siostry Faustyny pokazuje, że ten trud poszukiwań może trwać nawet całymi latami, ale wtedy na pewno Pan dopomaga nam innymi sposobami.
Przy wyborze kierownika trzeba zwracać uwagę na jego doświadczenie duchowe i rzetelną wiedzę w zakresie życia duchowego. Ta wiedza okazuje się szczególnie ważna w przypadku osób, którym Bóg udziela daru kontemplacji i innych szczególnych łask mistycznych. A to wcale nie jest taką rzadkością. Dzięki tej wiedzy kierownik, nawet jeśli sam nie doświadcza takich łask, będzie w stanie w sposób bezpieczny poprowadzić taką osobę, chroniąc ją jednocześnie od licznych zagrożeń, jakie się pojawiają na tej drodze.
Przy wyborze kierownika należy też unikać kierowania się faktem, że dana osoba jest powszechnie znana np. jako autor książek. Dar słowa pisanego i dar osobistego prowadzenia w kierownictwie duchowym nie zawsze muszą iść w parze. Trzeba raczej prosić Boga, by dał nam spotkać taką osobę, może zupełnie nieznaną dla ogółu, którą On sam postawi na naszej drodze. Często sakrament pojednania, z którego korzysta się u stałego spowiednika, staje się miejscem, w którym odkrywamy pragnienie korzystania u tej osoby również z kierownictwa duchowego. Odradzałbym zwracanie się z prośbą o kierownictwo duchowe do zupełnie nieznanej osoby, np. podczas pierwszej spowiedzi. Decyzja na korzystanie z kierownictwa u danej osoby powinna być przynajmniej wstępnie i ogólnie rozeznana przez proszącego.
4. Czy kierownik duchowy musi spełniać jakieś wymagania? Jakie?
Powinien on pomóc osobie w jej drodze do świętości, do rozpoznawania woli Bożej i wierności Bogu w konkretach codziennego życia. Jego zadaniem jest zatem pomóc osobie poznać Jezusa i Jego Ewangelię oraz naśladować Go w tym stanie życia, do jakiego została ona powołana. Głównym kierownikiem naszego życia powinien być jednak zawsze sam Duch Święty. Kierownik duchowy winien więc pomagać nam otwierać się na Niego, nieustannie prosić o światło odnośnie rozpoznania, czego Bóg oczekuje od osoby, która powierza się jego kierownictwu. Jego zadaniem jest też pomoc w rozpoznawaniu podstawowych wad i mechanizmów, które blokują człowieka na działanie łaski.
To wszystko wymaga od niego znajomości Boga i Jego dróg oraz znajomości człowieka, przede wszystkim w świetle Bożego objawienia. Ponadto sama natura duchowego kierownictwa wymaga też od kierownika pewnych ludzkich przymiotów, jak otwartość, dyskrecja, cierpliwość, a także - ponieważ kierownictwo duchowe jest przejawem pasterskiej troski Kościoła o poszczególne osoby - miłości pasterskiej wobec prowadzonej osoby, modlitwy i ofiary podejmowanej w jej intencji.
5. Czego wymaga kierownictwo duchowe od osoby korzystającej z niego?
Przede wszystkim wymagane są właściwe motywacje w poddaniu się kierownictwu duchowemu. Czasem zdarza się, że osoba prosi o kierownictwo niby szczerze i spontanicznie, nie zdając sobie jednak sprawy z ukrytych, podświadomych motywacji tej decyzji. Czasem może to być wzgląd na środowisko, w którym żyje, poprzez które czuje się trochę "przymuszana", by w jego oczach nie wydawać się osobą mało uduchowioną i gorliwą. Mogą też być przypadki posiadania kierownika, zwłaszcza takiego, który jest "w modzie", nawet ze zwykłej próżności. Stąd rodzą się częste niepokoje i zazdrości.
Inne niewłaściwe, często podświadome motywacje, odbiegające od właściwego celu kierownictwa duchowego, to chęć bycia jedynie wysłuchanym przez kogoś, kto okaże zrozumienie i aprobatę, pragnienie emocjonalnego oparcia w problemach czy trudnościach przeżywanych w rodzinie, wspólnocie, w zniechęceniach. Tego rodzaju motywacje w korzystaniu z kierownictwa pojawiają się często u osób, które wcale nie szukają w sposób zdecydowany doskonałości chrześcijańskiej, lecz przywiązane są do własnej woli, szukając jedynie kogoś, kto zadowoli ich gusty i kaprysy.
W przeciwieństwie do tego właściwa i pożyteczna współpraca w kierownictwie duchowym wymaga pewnych konkretnych postaw, z których jako istotne można wymienić:
- Duch wiary. Wyraża się on w świadomości, że kierownictwo duchowe nie jest zwykłym, ludzkim spotkaniem, lecz spotkaniem z osobą, która pełni w imieniu Boga i Kościoła swoją posługę. Potrzeba w związku z tym wiary, że Bóg udziela tej osobie szczególnych łask dla prowadzenia danego chrześcijanina do świętości. Stąd też ważne jest, by osoba kierowana przyjmowała osobę i słowa kierownika w duchu wiary, jako przedstawiciela Boga, który przez niego pragnie nas prowadzić.
- Otwartość i szczerość. W tym nadprzyrodzonym klimacie spotkanie zwykle łatwo staje się spontaniczne i szczere. Osoba kierowana powinna starać się z otwartym sercem, szczerze i prosto przedstawić swą własną sytuację, zarówno gdy wydaje się jej pozytywna, jak i negatywna, bolesna. Z zaufaniem trzeba przedstawić swe wnętrze z całą jego rzeczywistością przeszłą i obecną, zarówno tą upokarzającą nas, jak i podnoszącą na duchu. Tylko wtedy kierownik duchowy, znając do głębi sytuację obecną osoby kierowanej i to, co w przeszłości miało na nią wpływ, będzie w stanie wyrobić sobie właściwy sąd o osobie i jej sytuacji po to, by we właściwy sposób dopomóc w rozwoju wszystkich, udzielonych jej łask oraz wierności Bogu w jej konkretnym życiu.
- Aktywna współpraca. Postawa spontanicznej i szczerej otwartości wobec kierownika powinna być dopełniona przez równie szczere pragnienie przemiany życia i dążenia do świętości. Jeżeli w dialogu kierownictwa duchowego zostaje wspólnie odkryta wola Boża, a więc to, czego On oczekuje od danej osoby, ważne jest, by ta osoba z uległością starała się iść za tym. Kierownictwo duchowe ma bowiem sens jedynie wtedy, gdy istnieje szczere pragnienie współpracy z tym, kogo uważa się za "przedstawiciela Boga" i pełnienia tego, co rozpozna się jako wolę Bożą. Bardziej przy tym trzeba być posłusznym nie tyle kierownikowi duchowemu, ile rozpoznanej woli Bożej.
6. Czy powinno się zmieniać kierownika duchowego? A jeśli tak, to kiedy, by taka decyzja nie była zwykłą ucieczką od trudnych sytuacji?
Pomijając przypadki obiektywnej konieczności zmiany kierownika duchowego ze względu na np. ciężką i trwałą jego chorobę, śmierć czy zmianę miejsca zamieszkania, przy zmianie kierownika należy zachować ostrożność i nie podejmować zbyt szybko decyzji. Nawet brak - jak mi się wydaje - odpowiednich kwalifikacji kierownika nie powinien być wystarczającym motywem dla szukania nowego kierownika, chyba że nie ma żadnej nadziei na to, by dotychczasowy kierownik mógł dojrzeć w swej posłudze. Należy wystrzegać się zbyt lekkiego i szybkiego zmieniania kierowników duchowych, ponieważ w ten sposób łatwo może się w nas pojawić postawa nieufności i zastrzeżeń wobec każdego nowego kierownika. Tego rodzaju postawy stają się potem trudne do przezwyciężenia. Należy też wystrzegać się swoistej "turystyki duchowej", zmieniając często kierowników i duchowości, które oni - np. jako osoby zakonne - reprezentują, pod pozorem szukania tej najwłaściwszej dla siebie.
Korzystanie z posługi tego samego kierownika wcale nie oznacza, że nie można konsultować się z innymi. Należało by jednak przedłożyć własnemu kierownikowi zdania innych, niekoniecznie wymieniając ich z imienia, aby zachować jeden kierunek swego życia duchowego.
Oczywiście może być i tak, że zmiana kierownika okaże się konieczna, np. gdy po pewnym czasie jasnym stanie się, iż uczyniony wybór kierownika okazał się niewłaściwy i brak będzie uzasadnionej nadziei, że powstałe trudności zostaną przezwyciężone. Również sam kierownik duchowy widząc, że nie jest w stanie skutecznie posługiwać danej osobie, po dojrzałym namyśle może jej zaproponować zmianę kierownika czy nawet zaproponować kogoś, o kim przypuszcza, że w danym przypadku mógłby być bardziej pomocny. Ostateczny wybór jednak zawsze należy do zainteresowanej osoby.
7. Czy kierownikiem duchowym i spowiednikiem powinna być jedna i ta sama osoba?
Zasadniczo posługa sakramentem pojednania i posługa kierownictwa duchowego mogą istnieć obok siebie i niekoniecznie muszą być sprawowane przez tę samą osobę kapłana. Co więcej, tradycja chrześcijańska zna przypadki kierownictwa duchowego prowadzonego owocnie przez nie-kapłanów czy osoby świeckie. Wystarczy wspomnieć ojców pustyni, którzy powszechnie uważani są za "ekspertów" w dziedzinie życia duchowego, a którzy najczęściej nie byli kapłanami. To samo dotyczy posługi tzw. "starca" w chrześcijaństwie wschodnim. Można też przytoczyć przykłady wielu kobiet: św. Katarzynę ze Sieny, św. Teresę z Avili czy w bliższych nam czasach Martę Robin. Wszystkie one z pożytkiem pomagały w rozeznawaniu i duchowej drodze wielu osób. Sakramenty inicjacji chrześcijańskiej dają uczestnictwo w powszechnym, proroczym i królewskim kapłaństwie Chrystusa, co przy odpowiednim wykształceniu osoby świeckiej, a zwłaszcza jej uległości Duchowi Świętemu i odpowiednich darach od Niego otrzymanych sprawia, że mogą one z pożytkiem pomagać innym na drogach duchowego życia.
Osoba kapłana, jako kierownika duchowego, ma jednak swe znaczenie ze względu na wewnętrzny związek, jaki istnieje pomiędzy sakramentem pojednania a ukierunkowanym na rozwój świętości kierownictwem duchowym. Otwarcie i szczerość konieczne w sakramencie pojednania ułatwiają wielu otwarcie i szczerość wobec tej samej osoby w innych sprawach, wchodzących już bardziej w zakres kierownictwa duchowego. Nie bez znaczenia jest również włączenie naszych zmagań, wewnętrznych walk, przeżywanych pokus, pragnień, lęków w łaskę związaną z sakramentem pojednania.
8. Czy z kierownictwem duchowym łączą się jakieś zagrożenia?
Z kierownictwem mogą łączyć się pewne zagrożenia, wynikłe przede wszystkim z niewłaściwego rozumienia jego natury. Mogą z tego wyniknąć niewłaściwe oczekiwania ze strony osoby kierowanej, jak również zbytnie nieraz przecenianie ludzkich tylko metod w kierownictwie duchowym.
O niektórych niewłaściwych motywacjach osób proszących o kierownictwo duchowe już mówiłem wcześniej. Natomiast od kierownika duchowego wymagana jest jasna świadomość tego, że celem kierownictwa jest wzrost w świętości, a więc rzeczywistość ostatecznie nadprzyrodzona, teologalna, co niekoniecznie musi się pokrywać z szukaniem dobrego samopoczucia i ogólnej ludzkiej harmonii. Wydaje się, że jednym z niebezpieczeństw w tym względzie - zwłaszcza w dzisiejszych czasach, naznaczonych rozwojem nauk psychologicznych - jest traktowanie kierownictwa duchowego jako formy psychoterapii, posługując się przy tym właściwymi jej metodami. Jakkolwiek człowiek jest jednością psycho-fizyczno-duchową i sfera psychiki ma pewien wpływ na ducha, to jednak ze strony kierownika duchowego potrzebna jest daleko idąca ostrożność, by nie wpaść w pokusę sądzenia, że metodami psychoterapeutycznymi osiągnie się świętość czy choćby w pełni uzdrowi się zranienia, za którymi stoi ludzki grzech. Grzech jest rzeczywistością teologiczną i ostatecznie może być przezwyciężony tylko przez Jezusa, Jego śmierć i zmartwychwstanie oraz Ducha Świętego, posłanego po Zmartwychwstaniu do serc wierzących, a nie przez takie czy inne techniki.
Nie jest dobrze, gdy kierownik duchowy traktuje swą posługę bardziej jak psychoterapię, ponieważ miesza się wówczas w sposób istotny płaszczyzny oddziaływania, a ponadto wytwarza się wtedy zazwyczaj nieco inny typ relacji względem osoby kierowanej. W przypadku relacji kierownictwa, kierownik powinien być jak najbardziej "przezroczysty", by cała uwaga i ufność osoby kierowanej ześrodkowała się ostatecznie na Bogu, który jest źródłem świętości. Natomiast w przypadku relacji terapeutycznej, terapeuta zwykle staje się o wiele mniej "przezroczysty" - w sensie bycia podstawowym, a czasem nawet jedynym punktem odniesienia i oczekiwań osoby, korzystającej z jego pomocy.
Nie oznacza to oczywiście, że powinno się stronić od tego rodzaju pomocy. Jeżeli kierownik duchowy widzi duże problemy emocjonalno-psychiczne, które znacznie utrudniają przynajmniej minimalne poznanie siebie i otwarcie się na Boga, może zachęcić daną osobę do skorzystania z pomocy psychologicznej. Ważne jest jednak, by wskazana osoba posiadała chrześcijańską wizję człowieka, ponieważ od przyjętej przez nią antropologii zależeć będą też proponowane środki terapeutyczne.
Andrzej Ruszała OCD
- jest teologiem duchowości, rektorem Wyższego Seminarium Duchownego Karmelitów Bosych oraz wicedyrektorem Karmelitańskiego Instytutu
|
Ośrodek Kulturalny SOŁEK, ul. Wołyńska 3, 60-616 POZNAŃ (Sołacz), tel. 061 841 75 74, fax: 061 648 26 56, solek@solek.art.pl
Komentarz
Czy można zaufać św. Janowi od Krzyża?
Za chwilę wsłuchamy się w teksty św. Jana od Krzyża, które mówią o "nocy ciemnej". Jan mówi o nocy, która jest łaską, która prowadzi do zanurzenia w tajemnicy Męki, Śmierci i Zmartwychwstania Jezusa Chrystusa - do nowego życia. My zaś wiemy, że jesteśmy w nocy, ale nie zawsze wiemy, czy jest to noc Jana od Krzyża, czy jest to noc mocy zła i zagubienia?
Czy możemy w tej sytuacji zaufać św. Janowi od Krzyża, czy możemy u niego szukać pomocy?
Jak widziano św. Jana od Krzyża?
Odwołajmy się najpierw do opinii współbraci na jego temat. Oni zwykle są najbardziej wiarygodnymi świadkami. Jeden z nich, o. Elizeusz od Męczenników wyznaje: "Znałem ojca Jana od Krzyża, przebywałem i spotykałem się z nim wielokrotnie i przy różnych okazjach...był człowiekiem średniego wzrostu, miał poważne i czcigodne oblicze, cerę miał śniadą i miły wygląd". Inny zaś jego współbrat, o. Hieronim od św. Józefa tak o nim pisze: "Czcigodny ojciec był wzrostu pomiędzy średnim a małym, krępy, o pięknej proporcji ciała, jakkolwiek wątły...Twarz miał koloru śniadego, nieco wychudłą, bardziej okrągłą niż podłużną; czcigodną łysinę z odrobiną włosów z przodu. Wysokie i szerokie czoło; oczy czarne o łagodnym spojrzeniu; brwi wyraźne i ukształtowane; nos równy, z wyglądu trochę orli; usta i wargi, z całą resztą twarzy i ciała, we właściwej proporcji. Nosił nieco przydługą brodę, która przy zgrzebnym habicie czyniła go bardziej czcigodnym i budującym. Cały jego wygląd wyrażał powagę, był spokojny i nad wyraz skromny, do tego stopnia, że sama jego obecność budowała tych, którzy na niego patrzyli. Jego twarz wyrażała pewne odbicie niebiańskiej niezależności, co pobudzało do szanowania i miłowania go zarazem" 1 .
Zatrzymajmy się na chwilę przy Janie od Krzyża podczas jego pobytu w Segowii w latach 1589-1591, są to jego ostatnie trzy lata życia.
Jest już doświadczonym człowiekiem i bardzo dojrzałym w wielu wymiarach. Osiągnął wysoki stopień zjednoczenia z Jezusem, trudno powiedzieć na ile głęboki, ale to, co napisał w swoich poezjach i dziełach prozatorskich, jest z pewnością również i odbiciem jego osobistych przeżyć, choć w tym względzie jest bardzo dyskretny.
Napisał już swoje największe utwory poetyckie i prozatorskie - "Drogę na Górę Karmel", "Noc ciemną", "Pieśń duchową" i "Żywy płomień miłości".
Mógłby uważać się za człowieka zasłużonego i odcinać kupony od swojej pracowitej i zasłużonej przeszłości. Mógłby wspominać, jak zaczęła się Reforma w Karmelu męskim przez podjęcie życia w Duruelo /1568/. Mógłby wymieniać swoje liczne i trudne misje, jakie podejmował pod okiem św. Teresy od Jezusa na rzecz Reformy. Mógłby podawać długie listy osób, które spowiadał i którym towarzyszył do zjednoczenia z Bogiem. Mógłby uważać się za męczennika na rzecz Reformy po przejściach zgotowanych mu przez współbraci w Toledo /1577-1578/.
Jan zachowuje się inaczej. Pozostaje skromnym zakonnikiem, żyjącym codziennością klasztorną. Pozostaje człowiekiem modlitwy - liturgicznej, wspólnotowej, indywidualnej. Na modlitwę indywidualną często wychodzi do ogrodu. Zarówno w tym czasie, kiedy reguluje to porządek zakonny dnia, jak również i prywatnie. Po dzień dzisiejszy wskazywana jest grota, gdzie miał chronić się na taką modlitwę - ukazuje się z niej widok na miasto Segowię, które jak okręt ze swoim alkazarem wcina się w morze zieleni wiosną i wczesnym latem, a jesienią i zimą w złoty brąz mesety kastylijskiej.
Jan od Krzyża pozostaje człowiekiem działania. Całe dnie spędza przy pracy fizycznej na budowie klasztoru i kościoła, wiele czasu poświęca w poszukiwaniu pieniędzy i środków materialnych, aby budowla mogłaby być kontynuowana. Między innymi, udaje mu się zdobyć dachówkę z remontowanego w owym czasie alkazaru dla swojego klasztoru i kościoła. Z zarządem miasta udaje mu się wynegocjować poszerzenie terenu klasztornego ogrodu i zamknięcie drogi dla pasterzy przeganiających swoje stada. Jednocześnie Jan jest zaangażowany w zarząd nowo powstałej rodziny zakonnej, która ustala swoje prawodawstwo, zasady wychowania, normy liturgiczne. Jan pozostaje przełożonym wspólnoty, która nie jest jednorodna, w jej bowiem ramach mieści się i wspólnota zarządu nowo powstałej rodziny zakonnej, czyli tzw. kuria, w jego wspólnocie jest wspólnota nowicjatu, wspólnota studentatu filozofii, są już młodzi ojcowie, po studiach odbytych w Salamance. A poza tym Jan przyjmuje do swojej wspólnoty tzw. trudnych zakonników, których nikt nie chce... We wspólnocie młodego Karmelu bosego dochodzi do napięć pomiędzy rygorystami o. Mikołaja, a ludźmi środka, do których należał Jan. A do tego, w nielicznych wolnych chwilach szlifuje jeszcze drugą redakcję "Żywego płomienia miłości"...
Jan od Krzyża pozostaje człowiekiem posługi duszpasterskiej. Intensywnie posługuje jako nauczyciel i kierownik duchowy nowicjuszy, którym najchętniej głosi konferencje w ogrodzie, w jego górnej części pod cyprysami.
Następnie co tydzień wspina się do miasta, zachowanym do dziś szlakiem, pod nazwą "Paseo de San Juan de la Cruz" - do wspólnoty karmelitanek bosych. Spowiada je, głosi konferencje. Jedna ze sióstr wyznaje, że po wizycie św. Jana od Krzyża "klasztor staje się niebem".
Dużo uwagi poświęca ludziom spoza Karmelu. Studentów, wykładowców tamtejszych szkół, lekarzy, księży przyjmuje w ogrodzie pod cyprysami, gdzie z nimi rozmawia, głosi konferencje. Wielu z jego słuchaczy wstępuje potem do Karmelu.
Sporo czasu poświęca kobietom żyjącym w świecie. Między innymi prowadzi duchowo Annę de Peńalosa i jej służącą. A przy okazji warto nadmienić, że Anna de Pańalosa dozoruje prace Jana od Krzyża nad kościołem, w którym według umowy zawartej z przełożonymi, ma być pochowany, niezależnie od tego, gdzie umrze. Wypełnienie tego zapisu w umowie sprawiło, że ciało Świętego po jego śmierci zostało przewiezione z Ubeda do Segowii, a z kolei to wydarzenie stanowiło kanwę dla 19 rozdziału "Don Quijote" Cervantesa.
Jako spowiednik posługuje pewnej młodej, bogatej, ale zagubionej kobiecie. Po spowiedzi przed nim, na którą po długich wahaniach zdecydowała się, powiedział: "Ja nie jestem świętym, niemniej im spowiednik jest świętszy, tym bardziej jest łagodny i tym mniej gorszy się grzechami innych, ponieważ lepiej zna słabość natury ludzkiej" 2.
Jednocześnie pisze w tym czasie sporo listów, przez które stara się duchowo towarzyszyć zarówno osobom zakonnym jak i świeckim. Z tej bogatej korespondencji pozostały m. in. dwa urocze listy do jego penitentki Joanny de Pedraza z Granady, która przechodziła przez noc ciemną ducha.
Mimo licznych zajęć i posług nie zapomina o swojej rodzinie i zaprasza do Segowii na ostatnie, pożegnalne spotkanie, swojego ukochanego brata, Franciszka. Człowieka prostego, ubogiego, ale starającego się żyć Ewangelią.
A poza tym nie pomija w tym wszystkim dzieci i sług, pomaga im, otacza opieką duchową i materialną.
Jednocześnie Jan otwarty jest na kolejne wezwania. Wie, że życie jest podążaniem nieustannym za Jezusem. Dlatego na prowokacyjne pytanie Mistrza, którego według przekazów usłyszał przed jednym z obrazów ukazujących Jezusa dźwigającego Krzyż - co chciałby za tę całą posługę otrzymać - odpowiada prośbą, aby być upodobnionym do Jezusa Ukrzyżowanego. I według tej prośby dopełniło się jego życie w Ubedzie w 1591 roku. Opuszczony przez najbliższych uczniów, z maryjną obecnością kobiet, dyskretnie towarzyszących w jego umieraniu na krzyżu.
W tym miejscu warto, a nawet należy wspomnieć pokrótce o relacji Jana Pawła II do św. Jana od Krzyża. O pierwszym spotkaniu z osobą i dziełami św. Jana od Krzyża Jan Paweł II wspominał wobec karmelitów bosych w kaplicy Papieskiego Wydziału Teologicznego w Rzymie 22 kwietnia 1979 r.: "Mogę powiedzieć, że karmelitów bosych znam od dziecka. Urodziłem się bowiem w Wadowicach...stąd...uczęszczałem do waszego kościoła, biorąc udział w liturgii i odprawianych tam nabożeństwach. Później zacząłem studiować dzieła św. Jana od Krzyża. Muszę jednak zaznaczyć, że zainteresowania waszym wielkim Doktorem, św. Janem od Krzyża, zawdzięczam nie karmelicie, ale pobożnemu katolikowi świeckiemu, i - co jeszcze bardziej ciekawe - ten człowiek był nie tylko znawcą, ale również naśladowcą św. Jana od Krzyża. Tak spotkałem się z dziełami św. Jana od Krzyża, czytałem je i usiłowałem zrozumieć. To tłumaczy temat mojej rozprawy doktorskiej" 3.
Czym jednak uzasadnić dzisiejszy tytuł prezentacji "Noc ciemna" i czym uzasadnić powiązanie Jana Pawła II ze św. Janem od Krzyża?
Niewątpliwie, Jan Paweł II jest przykładem chrześcijanina, który zmagał się z owymi przejawami nocy w życiu osobistym i dziejowym. A osoba Jana od Krzyża i jego dzieła odegrały w tym zmaganiu niezwykłą rolę. W przemówieniu wygłoszonym przez Jana Pawła II 4 listopada 1982 w Segowii przy grobie św. Jana od Krzyża, powiedział: "Dzięki składam Opatrzności, która pozwoliła przybyć mi tu, aby uczcić relikwie i przywołać postać oraz naukę św. Jana od Krzyża, któremu tyle zawdzięcza moja duchowa formacja. Nauczyłem się go i poznałem w młodości i zdołałem nawiązać wewnętrzny dialog z tym nauczycielem wiary, z jego językiem i myśleniem, aż do momentu kulminacyjnego, jakim było opracowanie tezy doktorskiej na temat wiary u świętego Jana od Krzyża. Od tamtego czasu stał się on dla mnie przyjacielem i mistrzem, który wskazywał światło jaśniejące w ciemności, ażeby zawsze podążać ku Bogu: "bez innego przewodnika, ni światła, prócz tego, które w sercu płonęło. Ono mnie prowadziło bezpieczniej niż światło południa" (z wiersza Noc ciemna, 3-4) /Przewodnicy...s. 73/.
Idźmy więc i my w jego ślady i próbujmy "nawiązywać wewnętrzny dialog z tym nauczycielem wiary" - Janem od Krzyża i otwórzmy się na jaśniejące światło w ciemności aby podążać ku Bogu. I niech w nas wypełni się modlitwa Jana Pawła II: "Oby ciemne noce, które ciążą nad indywidualnym i zbiorowym sumieniem naszych czasów, były przeżywane w czystej wierze; w nadziei, która osiąga tyle, ile się spodziewa; w płomiennej miłości Ducha, aby /ciemne noce/ zamieniły się w jasne dni dla naszej zbolałej ludzkości, w zwycięstwo Zmartwychwstałego, które wyzwala mocą krzyża! "
O. Wojciech Ciak OCD
1 Święty Jan od Krzyża - Doktor Kościoła, Osoba, dzieła i nauka, Poznań 2007, s. 39
2 I. Bengoechea, Święty Jan od Krzyża i kobiety, Poznań - Gdańsk, 2005, s. 55
2 Zagadnienie wiary w dziełach świętego Jana od Krzyża. Przewodnicy na Górę Karmel - ukazani przez Jana Pawła II, red. Czesław Gil OCD, Kraków 2000, s. 72
........................................................................................................
Verba Sacra - Święty Jan od Krzyża Noc ciemna - następna
Adres stron w wersji angielskiej z tematami :Jan od Krzyża kierownik duchowy
Ta pozycja:
Andrzej Ruszała OCD |
|
KIEROWNICTWO DUCHOWE WEDŁUG ŚW. JANA OD KRZYŻA |
213 |
Św. Jan od Krzyża jako kierownik duchowy |
214 |
Przymioty kierownika duchowego według Św. Jana od Krzyża |
216 |
Sanjuanistyczna „metoda” kierownictwa duchowego
|
|
Znajduje się w : Praca zbiorowa SZTUKA KIEROWNICTWA DUCHOWEGO Poradnik ISBN: 978-83-7318-859-4
wyd.: WAM 2007
SŁOWO WSTĘPNE
Strona ta poświęcona jest wszystkim Chrześcijanom pragnącym pojednania z Bogiem. Strona ta propaguje wyznanie Katolickie, ale omawia tylko zagadnienia biblijne w świetle nauk wybitnego mistyka i Doktora Kościoła św. Jana od Krzyża, jako kierownictwo duchowe dla ludzi pragnących wyższego stopnia uduchowienia i uświęcenia.
Obok Kościoła Katolickiego jest wiele denominacji Chrześcijańskich w których ludzie poszukują pojednania z Bogiem tak jak niektórzy w Kościele Katolickim. Dlatego zamiarem moim nie jest wnikać w doktryny denominacyjne, ale raczej pragnę koncentrować się na drodze pojednania z Bogiem.
We wszystkich Kościołach odnaleźć można wiele "dobrego nasienia", ale niestety we wszystkich denominacjach Chrześcijańskich domieszanego jest wiele "złego nasienia".
Prawda ta ukazana jest w słowach Ewangelii:
"Królestwo niebieskie podobne jest do człowieka, który posiał dobre nasienie na swej roli. Lecz gdy ludzie spali, przyszedł jego nieprzyjaciel, nasiał chwastu między pszenicę i odszedł. A gdy zboże wyrosło i wypuściło kłosy, wtedy pojawił się i chwast. Słudzy gospodarza przyszli i zapytali go:
Panie, czy nie posiałeś dobrego nasienia na swej roli?
Skąd więc wziął się na niej chwast?
Odpowiedział im: "Nieprzyjazny człowiek to sprawił".
Rzekli mu słudzy: "Chcesz więc, żebyśmy poszli i zebrali go?"
A on im odrzekł:
"Nie, byście zbierając chwast nie wyrwali razem z nim i pszenicy. Pozwólcie obojgu róść aż do żniwa; a w czasie żniwa powiem żeńcom: Zbierzcie najpierw chwast i powiążcie go w snopki na spalenie; pszenicę zaś zwieźcie do mego spichlerza".
- Mateusz 13:24-30
Ponieważ Bóg to dopuszcza, aby fałszywi nauczyciele mieli głos w Kościele, i prawo do rozsiewania fałszu, nie będziemy się nimi tu zajmować.
Kogo Duch Święty prowadzi tego od fałszywych nauk ochroni i Prawdę mu objawi. Kierownictwo Ducha Świętego według słów Pana Jezusa jest jak fontanna wody żywej wytryskującej wewnątrz w duchu człowieka z której dusza człowieka czerpie oświecenie zbawienne:
"Każdy, kto pije tę wodę (studzienną), znów będzie pragnął. Kto zaś będzie pił wodę, którą Ja mu dam, nie będzie pragnął na wieki, lecz woda, którą Ja mu dam, stanie się w nim źródłem wody wytryskającej ku życiu wiecznemu. "
- Jan 4:13-14
Celem wszystkich artykułów na tej stronie nie jest oświecenie czytelnika, bo tego dokonać może tylko Bóg, ale zachętą do szukania pojednania z Bogiem i wskazania zasad wiodących do nawrócenia. Ewangelia jest natchnionym Pismem Bożym i też przeczytanie jej nie da człowiekowi oświecenia, jeśli Bóg tego nie dokona za pośrednictwem Ewangelii wewnątrz ducha człowieka.
Oświecenie dokonuje się w duchu i przenika do duszy podczas głębokiego skupienia. A jak owo skupienie osiągnąć naucza w Dziełach swoich św. Jan od Krzyża.
Słuchanie lub czytanie Ewangelii i innych natchnionych pism może jedynie dopomóc, umożliwić lub potwierdzić objawienie Boże. Celem więc wszystkich umieszczonych tu na tej stronie artykułów jest rozbudzenie w czytelniku zapału do rozważań prawd ewangelicznych, do modlitwy, medytacji, kontemplacji i gorliwego poszukiwania zasad i prawdziwej drogi do pojednania się z Bogiem.
Błogosławiony ten, który szuka Prawdy, a jeśli wytrwale i szczerze szuka, to na pewno znajdzie.
"A Jezus powiedział: Proście, a będzie wam dane; szukajcie, a znajdziecie; kołaczcie, a otworzą wam. Każdy bowiem, kto prosi, otrzymuje; kto szuka, znajduje; a kołaczącemu otworzą.
Jeżeli którego z was, ojców, syn poprosi o chleb, czy poda mu kamień? Albo o rybę, czy zamiast ryby poda mu węża? Lub też gdy prosi o jajko, czy poda mu skorpiona?
Jeśli więc wy, choć źli jesteście, umiecie dawać dobre dary swoim dzieciom, o ileż bardziej Ojciec z nieba da Ducha Świętego tym, którzy Go proszą."
- Łukasz 11:9-13
"Gdy zaś przyjdzie On, Duch Prawdy, doprowadzi was do całej prawdy. Bo nie będzie mówił od siebie, ale powie wszystko, cokolwiek usłyszy, i oznajmi wam rzeczy przyszłe"
- Jan 16:13
Według słów Pana Jezusa w cytowanym fragmencie Ewangelii na stronie głównej wynika, że każdy człowiek, aby osiągnąć zbawienie, musi przejść dwa etapy życia. Pierwszym jest narodzenie cielesne, a drugim jest ponowne narodzenie, duchowe.
O tym pierwszym wszyscy wszystko wiemy, ale to ponowne narodzenie jest czymś nowym. Św. Jan poświęcił swe życia na poszukiwanie tej drogi, a potem na kierowanie innych na tę drog Pragnę więc jak najgoręcej zachęcić czytelnika do czytania i studiowania jego nauk.
Osobiście bowiem zawdzięczam naukom Jana wzrost duchowy i poznanie wielu prawd na drodze oświecającej. Pragnę ukazać więc nauki Pana Jezusa i nauki św. Jana z innego punktu widzenia, w stylu świeckiego i współczesnego myślenia, według potrzeb, doświadczeń i możliwości zaadoptowania ascetyzmu i wszystkich nauk Janowych w życiu dzisiejszego człowieka w dwudziestym pierwszym wieku.
Zapraszam do przeczytania artykułów na poszczególne tematy. Z czasem zamieszczać będę nowe artykuły według natchnienia woli Bożej. Niektóre stwierdzenia mogą wydać się trudne do przyjęcia z powodu trudności zrozumienia. Nie wszystko bowiem da się jasno objaśnić w jednym temacie, ale po przeczytaniu innych łatwiej będzie zrozumieć poprzednie.
Pozdrawiam w Imię Pana Jezusa i życzę błogosławieństw Bożych wszystkim duszom szukającym tej wąskiej drogi.
- Szczęść Boże.
|
|
|
||||
|
|
Życie Duchowe
LATO 47/2006
Duchowość mężczyzny
Michel Rondet SJ
Kiedy mistyka jedna męskie z kobiecym
Tłumaczył Bolesław Dyduła SJ
Bo wy wszyscy, którzy zostaliście ochrzczeni w Chrystusie, przyoblekliście się w Chrystusa. Nie ma już Żyda ani poganina, nie ma już niewolnika ani człowieka wolnego, nie ma już mężczyzny ani kobiety, wszyscy bowiem jesteście kimś jednym w Chrystusie Jezusie (Ga 3, 27-28). Oto nowość Ewangelii dla św. Pawła! Czy więc należy rozumieć, że Jezus przyszedł znieść wszystkie różnice, które mogą uwydatniać historyczną inność naszych egzystencji? Jaśniej pozwala nam to widzieć św. Paweł, kiedy w innym kontekście mówi, że podzieloną ludzkość jedna Chrystus, w sobie zadawszy śmierć wrogości (Ef 2, 16). Przyszedł On obalić bariery stawiane nieustannie między ludźmi, między mężczyznami i kobietami, przez pożądliwość, zawiść i rozpamiętywane urazy. Nie unicestwił jednak samego dzieła Stwórcy, który stworzył mężczyznę i niewiastę (Rdz 1, 27c). Jezus odwołuje się do tego faktu w swoim nauczaniu i choć nie ma względu na osoby, potrafi wyraziście uwzględniać inność mężczyzny i kobiety. Gdy zwraca się do faryzeusza Szymona z pytaniem: "Widzisz tę kobietę?", umie z delikatnością dostrzec całą jej miłość wyrażoną jakże kobiecymi gestami. Ewangelie wyraźnie podkreślają zróżnicowanie reakcji mężczyzn i kobiet wobec Jezusa. Piotr na zapowiedź męki jest gotowy do walki w obronie Jezusa (por. Łk 22, 33). Maria z Betanii wylewa na Jego nogi drogocenny olejek (por. J 12, 3). Oboje chcą w tym momencie wyrazić swoje przywiązanie do Jezusa: Piotr uczynił to przez oddanie się swojemu Mistrzowi na dobre i złe, Maria zaś ofiarowała pachnący olejek, osobisty wyraz miłości.
Czyżby zatem istniał męski i kobiecy sposób przychodzenia do Jezusa? Życie duchowe nie urzeczywistnia się w próżni, gdy idzie o jego odniesienia do wrażliwości i uczuciowości każdego człowieka. Jest więc czymś normalnym, że cechy różniące mężczyznę i kobietę znajdują swoje odbicie w duchowości poszczególnych osób. Czy są one zależne od kultury, czy może od ról wyznaczanych mężczyźnie i kobiecie przez społeczeństwo? A może od urozmaicenia natury ludzkiej? Pytania tego typu można by mnożyć. W tym miejscu ograniczymy się jedynie do podkreślenia odmienności spojrzeń na Boga, będziemy też chcieli ubogacić się perspektywami, jakie to zróżnicowanie przed nami otwiera.
Dwoje świadków
Adwent to czas, który został dany, by ożywić nadzieję w sercu Kościoła, wśród oczekiwania na przyjście Chrystusa. Żeby pomóc należycie przeżywać to oczekiwanie, liturgia stawia przed naszymi oczyma dwie postacie: kobiecą i męską. Maryja i Jan Chrzciciel to powolne dojrzewanie pragnienia stającego się ciałem w ożywiającej medytacji słowa Bożego. Jan Chrzciciel jest naglącym nawoływaniem do nawrócenia, eksplodującym w historii jego narodu, by przygotować drogi dla Pana. Oczekiwanie jest to samo, równie gorące tak u Maryi, jak i u Jana, ale różnie się objawia. Serce Maryi, podobnie jak serce Jana, drga na najmniejsze oznaki królestwa. Obydwoje uważni na słowo, które stanie się ciałem, drżą z radości na Jego bliskość. Każde z nich jednak na swój sposób będzie wyrażać owo dogłębne poruszenie całego swojego jestestwa. Dla Maryi będzie to kontemplatywne milczenie, przerwane tylko hymnem Magnificat.
Podczas "epifanii" Jezusa w świątyni, gdy Józef i Maryja przyszli ofiarować Go Ojcu, byli tam mężczyzna i kobieta, osoby symbolizujące obecność całego rodzaju ludzkiego z jego różnorodnością. Symeon, na którym spoczywał Duch Święty, wygłosił prorocką wyrocznię, wskazującą na to Dziecię jako na "światło na oświecenie pogan i chwałę Jego ludu, Izraela". Anna, "służąc Bogu w postach i modlitwach", dzieliła swoje dziękczynienie z tymi, którzy oczekiwali pociechy Izraela (por. Łk 2, 22-38).
W innym fragmencie Ewangelii, u stóp Chrystusowego krzyża ponownie spotykamy mężczyznę i kobietę: Maryja i uczeń, którego Jezus miłował, przyjmują ofiarowane im tam powołanie, które potwierdza ich inność: syna i matki. Tam, pod krzyżem, są nie tylko - ani nie przede wszystkim -uczniowie, lecz synowie i matka - w tej nowej więzi, którą Chrystus stworzył między nimi i która ich umacnia w ich kobiecości i męskości. Przed pustym grobem spotykamy dwoje uprzywilejowanych świadków, mężczyznę i kobietę: Marię z Magdali i umiłowanego ucznia Pana. Tam również każde z nich przyjmie i przekaże na swój sposób prawdę o objawieniu się Zmartwychwstałego. Maria przyszła pierwsza: "Miłość zrobiła pierwszy krok". Przed odsuniętym kamieniem Marię nurtuje tylko jedna myśl: Tego, którego przyszła po raz ostatni owinąć całunem w geście czułości, nie ma tutaj! Wraz z Jego fizyczną obecnością, która była wszystkim, w czym mogła się wyrazić jej miłość, odebrano jej wszystko: Zabrano Pana mego! Ta strata jest tak radykalna, że nie rozpoznaje Jezusa pytającego ją: Czemu płaczesz? Upadła do Jego nóg dopiero wówczas, gdy zwrócił się do niej po imieniu (por. J 20, 11-18). Uczeń natomiast nie spieszył się z przybyciem do grobu. Dopiero okrzyk Marii sprawił, że także i on pobiegł do grobu. Po wejściu do niego ujrzał i uwierzył (J 20, 8). Czy powie ktoś, że wyprzedził Marię w wierze? Bez Marii przecież wciąż jeszcze by spał! Maria miała bardziej gorejące serce, uczeń zaś lepiej rozumiał Pisma. Czy trzeba tu mówić o duchowości męskiej i duchowości kobiecej? O różnych jej akcentach na pewno, natomiast dla nas w każdym wypadku ważny jest fakt, że mogliśmy otrzymać od nich podwójne świadectwo o wielkich momentach Objawienia.
Piąta Ewangelia
Czasem być może marzymy o Ewangelii, która zostałaby napisana przez kobiety. Wydaje się nam, że lepiej poznalibyśmy Jezusa, gdybyśmy mogli zobaczyć Go we wspomnieniach Marii z Magdali czy Marii z Betanii lub przeczytać opowiadanie o spotkaniu z Nim przy studni Jakuba, napisane przez Samarytankę, bądź gdybyśmy usłyszeli zwierzenia Marty, która Go gościła przy swoim stole. Jakież byłoby to nowe spojrzenie na Jezusa! Być może jednak Ewangelie nie zostały napisane dla zaspokojenia ciekawości czy przekazania barwnego portretu Jezusa. Ich najważniejszym celem jest zaznajomienie nas ze zbawczym posłaniem, przyniesionym na świat przez życie, śmierć i zmartwychwstanie Jezusa, i każda z napisanych Ewangelii robi to na swój sposób dobrze. Jeśli jednak mimo wszystko chcemy dostrzec coś kobiecego w Ewangelii, trzeba odwołać się do historii duchowości. Tam odnajdziemy Ewangelię czytaną i przeżywaną przez mężczyzn i kobiety z tą samą troską o wierność, ale w różnych tonacjach: jest to piąta Ewangelia, której powieściopisarze poszukiwali w zakamarkach bibliotek i której nadal nie przestaje pisać świętość wiernych.
Brat Enzo Bianchi, założyciel ekumenicznej wspólnoty monastycznej w Bose, we Włoszech, która skupia mężczyzn i kobiety, daje świadectwo o duchowym bogactwie tej wspólnoty, oddychającej dwoma płucami: męskim i kobiecym: Mieszanka męsko-kobieca to bardzo sprzyjająca okoliczność, ponieważ podejście do spraw duchowych mężczyzn i kobiet nie jest takie samo. Stwierdzam, że jeśli chodzi na przykład o wygłaszanie homilii czy komentarza do Pisma Świętego, słowa męskie i kobiece są radykalnie różne. Obecność w Kościele, sposób modlenia się też są odmienne. Jest to twórcza konfrontacja, z pewnością nie zawsze łatwa do wcielenia w życie, ponieważ trzeba się pogodzić z wielością różnych twarzy we wspólnocie, ale stanowi ona niezaprzeczalne bogactwo.
Tę różnorodność odnajdujemy na przestrzeni historii duchowości. Nie znamy na przykład mistyka mężczyzny o takiej żywiołowości uczuciowej i obfitującego w wizje jak Hildegarda z Bingen. Sam sposób zwracania się do Chrystusa, nadawane Mu tytuły w doświadczeniach mistycznych też są różne. Dla mężczyzny będzie to "Pan", dla kobiety "Ukochany" lub "Oblubieniec". A jeśli u mężczyzny spotkamy się z nazwą "Ukochany", to przeważnie w połączeniu z tytułem Pan lub Zbawiciel. Co się zaś tyczy słowa "Oblubieniec", mężczyzna rzadko je kieruje bezpośrednio do Boga. Wyjątkiem jest tu Angelus Silesius, który w Cherubinowym pielgrzymie pisze: "Słowo «oblubieniec» jest dla mnie najsłodsze. Ty, jeśli chcesz, możesz uznawać Boga za twojego Pana; ja nie mogę Go nazywać inaczej jak «mój Oblubieniec»". Natomiast Ignacy Loyola i Teresa z Avili mówią o swoim "Panu" i o "Jego Boskim Majestacie" bądź używają równoznacznych terminów. Brat Karol i mała siostra Magdalena od Jezusa znaleźli w Ewangeliach dzieciństwa jedno z takich miejsc, gdzie wspólnie zakotwiczyli swoją duchowość. Brat Karol był jednak bardziej uwrażliwiony na robotnika z Nazaretu, podczas gdy mała siostra Magdalena na "maleńkiego Jezusa, ofiarowanego światu przez Maryję".
Można odnotować jeszcze więcej różnic. Na przykład nabożeństwo do Najświętszej Maryi Panny było opiewane i propagowane w zasadzie przez mężczyzn, począwszy od św. Bernarda Grignon de Montfort, na Janie Pawle II skończywszy. Nabożeństwo do Najświętszego Serca Pana Jezusa u św. Gertrudy miało raczej kobiece akcenty, ale mężczyźni, od św. Bonawentury po Teilharda de Chardin, również byli na to nabożeństwo uwrażliwieni.
Piąta Ewangelia jest zatem dość różnorodna, nie bardzo więc wiadomo, czy te różnice należy zawsze kłaść na karb epoki i odmiennych dróg męskości i kobiecości. Spójrzmy na paralelne teksty Anieli z Foligno i Jana od Krzyża: kobieta i mężczyzna, których dzielą trzy wieki. Nie wiemy, czy Aniela umiała nawet pisać, za to Jan od Krzyża był wyróżniającym się studentem w Salamance, a mimo to głęboka inspiracja ich doświadczeń duchowych jest łatwo rozpoznawalna; mężczyźni i kobiety mogą się tu czuć jednakowo usatysfakcjonowani. Łączy ich ta sama miłość, przeżywana w sercu zjednoczonym z Bogiem, który uobecnia się w najgłębszych pokładach duszy i przemienia ją. Aniela świadczy o niej ze spontanicznością, ale ta spontaniczność nie zapomina jednak nigdy o wielkości Tego, którego przyjmuje całym żarem swojej miłości. Jan od Krzyża, ponieważ otrzymał łaskę przeżywania swego życia i swoich doświadczeń pod znakiem Pieśni nad pieśniami, kazał mówić zarówno oblubieńcowi, jak i oblubienicy, tak że ich głosy odnajdujemy w każdym jego dziele.
W świetle Trójcy
To wyjaśnia, dlaczego kobiety, mimo innej wrażliwości i ekspresji uczuć, mogą się swobodnie odnajdywać w duchowościach powszechnie uważanych za męskie - i odwrotnie. Ignacy Loyola miał mnóstwo uczennic, a Teresa z Avili wciąż nie przestaje inspirować mężczyzn. W tej mierze, w jakiej duchowość reprezentuje spójny i płodny sposób życia Ewangelią, wykracza ona poza partykularyzmy męskie i kobiece, a ponieważ Jezus jest drogą, prawdą i życiem (J 14, 6) dla wszystkich, Ewangelia może wspierać zarówno mężczyzn, jak i kobiety, z poszanowaniem właściwych im cech osobowości. Wiedzą o tym pary małżeńskie, mające doświadczenie wspólnej modlitwy: czasem jest im trudno trwać dłużej w takiej modlitwie bez wzajemnego skrępowania. Odmienność języka powoduje, że nawet pragnienie uczestnictwa w duchowym zbliżeniu kończy się odczuciem przymusu do modlitwy. Natomiast bardzo pożyteczne bywa dzielenie się owocami zakończonej modlitwy. Różnica osobowości okaże się wtedy korzystna. Będzie ona równocześnie stymulująca i ubogacająca w duchowej wędrówce ich obojga.
Wszelka mistyka chrześcijańska, niezależnie od rodzaju życia i kontekstu, w jakim się wyraża, jest ostatecznie mistyką zaślubin. To jest źródłem jej oryginalności w porównaniu z innymi prądami duchowymi. Jest to mistyka Przymierza, w której wierzący ze swoją ludzką męskością i kobiecością wchodzi w dialog trzech Osób Boskich. W oczekującej na niego miłości odnajduje on bogactwo i różnorodność miłości, której odzwierciedlamy tylko jeden aspekt: męski lub kobiecy. Do Boga możemy iść całym naszym człowieczeństwem i nie ma w nas niczego, czego by On nie przyjął.
Kiedy Słowo stało się ciałem, połączyło się oczywiście z naturą ludzką jako mężczyzna, ale wzięło na siebie całą ludzką kondycję. Dlatego możemy przychodzić do Niego ze wszystkimi naszymi osobliwościami i różnicami: On potrafi je rozpoznać i napełnić. Jeśli jest jakaś rzecz, o której mogą zaświadczyć mistycy, to ta, że Bóg jest większy od naszego serca: "Gdy ludzka wola poczuje dotyk samego Boga, nic już nie może jej zadowolić, co byłoby mniejsze niż Bóg, którego kocha; ale to porywające Piękno, uchwytne jedynie przez wiarę, znajduje się we wszystkim, co serce rozpala miłością". W sercu tej miłości przezwyciężane są różnice między ludźmi, bez ich unicestwiania. Napięcia, jakie mogą budzić, usuwa pokój przychodzący od Boga. Przestrzenie miłości zostają poszerzone w komunii Ojca, Syna i Ducha Świętego.
Michel Rondet SJ
Michel Rondet SJ (ur. 1923), francuski jezuita, doktor teologii, kierownik duchowy i rekolekcjonista działający w Ośrodku La Baume-les-Aix. Opublikował m.in.: La vie religieuse; Viens et suis-moi!; Petit guide de la priere. Po polsku ukazał się Mały przewodnik modlitwy.
CEZARY SĘKALSKI
Misterium wewnętrznej przemiany
Droga duchowego rozwoju chrześcijanina w Ćwiczeniach Ignacjańskich
Rozprawa doktorska z teologii duchowości napisana pod kierunkiem O. dra hab. Jerzego W. Gogoli OCD
PAPIESKA AKADEMIA TEOLOGICZNA W KRAKOWIE, WYDZIAŁ TEOLOGICZNY
Kraków 2002
Poniżej zamieszczam spis treści i wstęp mojej pracy doktorskiej, wydanej w Wydawnictwie WAM.
SPIS TREŚCI
Bibliografia
1. Źródła
2. Opracowania
3. Literatura pomocnicza
Rozdział I Ćwiczenia duchowe św. Ignacego Loyoli na tle tradycji duchowości chrześcijańskiej
1. Najważniejsze założenia dotyczące chrześcijańskiego rozwoju duchowego
1.2. Czynniki rozwoju duchowego chrześcijanina
1.3. Nawrócenie - początek drogi duchowego wzrostu
1.4. Koncepcje etapów życia duchowego
1.4.1. Trzy drogi rozwoju duchowego
1.4.2. Siedem mieszkań św. Teresy z Avila
1.4.3. Droga poprzez “noce” św. Jana od Krzyża