Niewinne kłamstwo
Dzwonek u drzwi odezwał się nagle z taka silą, jakby ktoś włączył alarm. Justyna podniosła się z trudem z kanapy. Na progu stał jej ukochany wnuk. Jego mina jednak nie wróżyła niczego dobrego
-Coś się stało? - Justyna zapytała z lękiem w głosie .
- Mama znów nie chce dać mi pieniędzy. A ja chciałbym z kolegami na wycieczkę w góry pojechać - wyjęczał dramatycznie.
Justyna westchnęła ciężko. Jacek coraz częściej wpadał do niej po pieniądze. Ale skoro własna matka nie może….
- Ile potrzebujesz?- zapytała z troską w głosie
- Dwieście złotych…
-Tak dużo? - zdziwiła się, ale podreptała do kuchni. Dobrze, ze w puszce po kawie miała trochę odłożonych pieniędzy na węgiel.
- Kochana jesteś - chłopcu od razu roziskrzyły się oczy, chwycił banknot i ze zwycięska mina ruszył ku wyjściu
- Tylko nie mów nic mamie, byłoby jej przykro - Justyna poprosiła go o dyskrecję.
- Jasne babciu, ale teraz musze lecieć wpłacić te pieniądze. Pani powiedziała, ze dziś ostateczny termin, więc sama rozumiesz…
Szkatułka po biżuterii mamy robiła się coraz pełniejsza. Jeszcze kilka wizyt u babci i będzie mógł sobie kupić nowy komputer.
- Skąd masz tyle pieniędzy? - głos mamy poraził go jak piorun. Jacek z trzaskiem zamknął szkatułkę.
- To nie moje - wykrztusił zasłaniając szkatułkę rękami - to klasowe. Chcemy kupić piłki i koszulki dla klubu - skłamał czerwieniąc się jak burak. Mama popatrzyła na niego podejrzliwie, ale chyba mu uwierzyła.
- Dobrze, ze jesteś - powiedziała - pomożesz mi przynieść prowiant. Tylko weź ze soba rower. Ostatnio tak się zdźwigałam, że rąk nie czułam.
- Mamo! - wyjęczał patrząc na nia błagalnie - jak mnie chłopaki zobaczą z tymi pakunkami zawieszonymi na rowerze, spalę się ze wstydu.
- Nie trzeba zwracać uwagi na ludzi. Gdybym nie skłamała kierowniczce, ze Kwietnikowa kradnie to by ona siedziała na kasie nie ja.
- Praca to co innego - Jacek zastanawiał się głośno - ale nie jesteśmy tacy biedni, żeby do Opieki po jedzenie chodzić.
Mama wzruszyła ramionami
- To prawda, ze tata zagranica zarabia dużo. Ale o tym nikt nie musi wiedzieć. I skoro się należy to trzeba brać. Wtedy będziemy mogli więcej na samochód odłożyć. Takie małe kłamstwa nikomu nie szkodzą, w końcu jak nie my to ktos inny z tej pomocy skorzysta
Jacek skinął głową. Argumenty mamy od dawna trafiały mu do przekonania. Dlatego okłamywał babcię. Nauczył się, ze niewinnym kłamstwem można osiągnąć wiele korzyści. Już kupił sobie magnetofon i za chwilę na jego biurku stanie nowy komputer. Mamę zbajeruje, że wygrał go w jakimś konkursie, a babcia jest taka łatwowierna, że na pewno nigdy się nie kapnie. Jacek przeciągnął się błogo, z kłamstwem naprawdę dobrze można się urządzić..
Jacek wrócił ze szkoły głodny jak wilk.
- Jest obiad?! - krzyknął od progu , ale odpowiedziała mu tylko cisza. Za to na kuchennym stole czekała na niego kartka
- Babcia w szpitalu, przyjdź, czeka na ciebie - przeczytał czując jak mu serce podchodzi do gardła. Chwycił tylko z chlebaka suchą kromkę i wybiegł z domu. Babcia nigdy nie chorowała, a tu nagle ten szpital. Spocony wpadł na salę. Babcia leżała nieruchomo podłączona do dziwnych aparatów. Jej blada twarz prawie była niewidoczna na tle białej poduszki
- Co jej jest?- Jacek zapytał siedzącej przy łóżku matki.
- Lekarz mówi, że jest wycieńczona, wygłodzona, ma silną anemię i zapalenie płuc. Podobno w mieszkaniu było bardzo zimno.
Myśli w Jacka głowie zaczęły szaleć jak huragan. To przez niego babcia zachorowała, przez jego kłamstwa. Oddała mu wszystkie pieniądze, wszystkie oszczędności. Jedzenia nie kupowała. Na węgiel nie miała…
- Babciu, ja ci wszystko zwrócę, wszystko wytłumaczę - szeptał gładząc babcię po szczupłej dłoni. Babcia otworzyła oczy, odszukała go wzrokiem, uśmiechnęła się. Jacek odetchnął z ulgą. Może nie jest jeszcze za późno na szczerą rozmowę, może babcia zrozumie, wybaczy.
- O co tu chodzi? - Justyna przyglądała się synowi podejrzliwie.
- O to, że już nigdy babci nie okłamię - Jacek wyrzucił z siebie obietnicę jak słowa przysięgi - w ogóle nikogo już nie okłamię - dodał czując w sercu niezwykły spokój i ulgę.