Rozdział drugi
Spotkanie na temat strategii musiało się już skończyć. Gregori zauważył mnóstwo Głów Klanów, opuszczających salę konferencyjną w Romatechu, gdy Robby prowadził go korytarzem.
Wyciągnął rękę ze stalowego uścisku Robby'ego. - Słuchaj, stary, powiedz mi wreszcie o co chodzi.
Robby wzruszył ramionami. - Angus kazał mi cię tu przyprowadzić.
- Tak, zauważyłem to. - Gregori zobaczył więcej teleportujących się Głów Klanu. Bez wątpienia chcieli opuścić Nowy York przed świtem. Kiwnął głową do dwóch, którzy zostali w holu. - Hej, chłopaki. Co się dzieje?
Rafferty McCall pomachał mu. - Pomysły o ochronie w nagłym wypadku.
- Dziękuję. - powiedział Głowa Klanu Zachodniego Wybrzeża. Dlaczego on został wezwany? Może będą potrzebować jego pomocy w ochronie przed światem.
- Muszę dostać się do Louisiany. - Colbert GrandPied klepnął Gregoriego w ramię. - Powodzenia, mon ami.
- Aye. - zgodził się Rafferty. - Powodzenia, chłopcze.
- Dlaczego? - spytał Gregori, ale ich dwójka teleportowała się. - Dlaczego tak nagle potrzebuję szczęścia? - spytał Gregori Robby'ego, ale szkocki wampir otworzył drzwi do sali konferencyjnej i skinął na niego, by wszedł.
Gregori stłumił narastającą frustrację. Jeśli było jakieś szczęście, które miał mieć, to mógłby przysiąc, że go nie dostał. Reklama była katastrofą. Dzięki Simone, każdy w DVN twierdzi, że on jest homoseksualistą. I jeszcze była sprawa Wampirzej Apokalipsy i ich bliska śmierć z rąk śmiertelników objętych morderczym szałem przez przeklęte video Corky. Irytujące ciarki przebiegły mu od szyi przez plecy, ostrzegając, że to jeszcze nie jest najgorsze.
Jeśli istniała jedyna rzecz jakiej nienawidził, to właśnie taka sytuacja gdy wchodził tam nieuświadomiony i nieprzygotowany. Zazwyczaj był przyzwyczajony, że odnosił sukcesy w jakimkolwiek projekcie, do którego był wyznaczony, ale teraz niepokoił się, bo informacje były kluczem do sukcesu. Lubił gromadzić wcześniej wszystkie fakty, mieć gruntownie zbadane, udokumentowane i zorganizowane do działania. Nigdy nie wchodził do sali konferencyjnej z pustymi rękoma… jak teraz. Cholera, nawet nie wiedział czego dotyczyło spotkanie.
Jak miał w zwyczaju, sięgnął do kieszeni po pastylki antystresowe, ale nie miał szczęścia. Musiał pokazać im jego pozytywne nastawienie. Opanuj się. Zachowuj jak należy. To najlepsze rozwiązanie, by się dopasować.
Uciszył swój wewnętrzny głos i wszedł do sali konferencyjnej. Długi stół był pusty oprócz końca gdzie pięć wampirów przestało szeptać i popatrzyło na niego.
Uśmiechnął się. - Chcieliście mnie widzieć?
Nie odwzajemnili uśmiechu. Ciarki na jego plecach się nasilały. Znał tych facetów od lat. Dlaczego patrzyli na niego jak na jakiś okaz?
Na szczycie stołu, jego szef, Roman Draganesti nieznacznie skinął głową. Po lewej stronie Romana siedział Jean-Luc Echarpe, który nosił tytuł Głowy Klanu Zachodniej Europy, chociaż spędzał więcej czasu w Teksasie i tylko teleportował się do Paryża raz w miesiącu, by przewodniczyć Sądowi. Obok niego usiadł Zoltan Czakvar, Głowa Klanu Europy Wschodniej, mieszkający w Budapeszcie. Po prawej stronie Romana, Angus MacKay zmrużył oczy. Był nie tylko szefem firmy MacKay S&I, ale też GK Wysp Brytyjskich.
Obok Angusa, siedział Sean Whelan z nachmurzoną miną. Właściwie to nie było takie niezwykłe. Gregori nigdy nie widział Seana Whelana, żeby nie patrzył groźnie. Na początku wściekł się, że jego córka Shanna wzięła ślub z Romanem. Później wkurzył się, że jego druga córka Caitlyn poślubiła Carlosa i stała się panterołaczką. Prawie eksplodował, kiedy mąż Shanny zmienił ją w wampira. Złą wiadomość dla faceta, który był liderem Zespołu CIA, poświęconemu zabijaniu wampirów. A jeśli to nie było wystarczająco złe, Sean został śmiertelnie zraniony w walce z wampirem, więc Roman go zmienił. Nie był pewny jak Sean zareagowałby na to, że stał się stworzeniem, których tak bardzo nienawidził, ale Shanna ubłagała męża, by go uratował. Sean był wampirem od mniej więcej tygodnia, ale robił postępy. Widocznie chęć życia była silniejsza niż chęć zabijania wampirów.
- Usiądź, proszę. - Roman skinął na koniec stołu.
W odległości jednej mili od nich? Dlaczego czuł się jak szczur laboratoryjny Romana?
Gregori usiadł i oparł przedramiona na stole. - Potrzebujecie mojej pomocy w zorganizowaniu schronienia w sytuacji kryzysowej?
- Nay. - powiedział Angus.
- Każda Głowa Klanu jest odpowiedzialna za bezpieczeństwo wampirów w jego regionie. - wyjaśnił Roman. - Doceniam twoją pomoc w moim obszarze. Byłem… zajęty innymi sprawami.
Gregori pokiwał głowa i poprawił swoje mankiety. - Więc, jaki jest plan działania?
Roman wskazał na teścia. - Sean używa swoich kontaktów w rządzie, by zawrzeć umowę.
- Czekamy na zgodę prezydenta. - powiedział Sean. - Umówiłem nas na spotkanie z prezydentem i jego doradcami na dzisiejszy wieczór po zachodzie słońca.
- O jakiej umowie mówisz? - spytał Gregori.
- Zasadniczo, próbujemy przekonać rząd, że video o wampirach jest żartem, i stwierdzamy, że one nie istnieją. - wyjaśnił Sean.
- Więc decyzja należałaby do ludzi. - mruknął Gregori. - To nowe urozmaicenie.
Roman zmarszczył brwi. - Pewnie zrozumiesz, dlaczego musimy kłamać.
Sean pochylił się do Angusa i szepnął. - On tego nie zrobi.
- Aye, zrobi. - Angus nalegał cicho.
Ciarki przeszły w dół kręgosłupa Gregoriego.
- Sean, słońce wkrótce wstanie. - powiedział Roman. - Powinieneś zobaczyć Shannę i dzieci, póki możesz.
Sean popatrzył na zięcia, kiedy powoli wstał. - Nie myśl, że możesz mnie wykiwać.
- Doceniamy twoją pomoc. - powiedział do niego Roman. - Damy ci znać o naszej końcowej decyzji.
Sean parsknął, kiedy zerknął na Gregoriego. - Porozmawiam z tobą dzisiaj wieczorem. - Wyszedł z pokoju.
Gregori patrzył jak drzwi się zamykają i wtedy odwrócił się do Romana. - Nie będzie mnie tutaj. Kręcimy reklamę Blardonnay.
- Będą musieli poradzić sobie bez ciebie. - powiedział Roman.
Gregori rozsiadł się. - Ale oni potrzebują…
- Jak mówił Sean, potrzebujemy zgody prezydenta. - dodał Roman.
Gregori wzruszył ramionami. - Co to ma…
- To prawda, że wszystkie twoje posiłki były z butelki? - przerwał mu Jean-Luc.
Co? Co jego zwyczaje w jedzeniu miały z tym wspólnego?
- Jesteś bardzo młodym wampirem. - wyjaśnił Jean-Luc. - Kiedy przechodziłeś transformację, mieliśmy już syntetyczną krew. Więc zakładamy, że wszystkie twoje posiłki były butelkowane?
Co do diabła? Byli na skraju Apokalipsy Wampirów, a ci faceci chcieli go znowu karmić butelką jak małe dziecko?
- Chłopcze. - mruknął niecierpliwie Angus. - Musimy wiedzieć, czy kiedykolwiek kogoś ugryzłeś.
Opuścił ręce, by nie widzieli, że zaciska pięści. - Moje kły są w porządku.
Zoltan pochylił się do przodu. - Ugryzłeś kogoś?
To brzmiało na osobiste pytanie. - Nigdy nie gryzłem dla pożywienia. Nigdy nie ugryzłem śmiertelnika.
- Dobrze. Tak myślałem. - Roman pokiwał głową z aprobatą, kiedy zerknął na inne GK. - Gregori zawsze brał wypełnianie misji Romatechu bardzo poważnie. Ochroni świat, zarówno ludzi jak i wampirów.
- Nigdy nie dałeś niezbitego dowodu, by się ciebie bać? - spytał Angus.
Gregori zacisnął zęby. Mieli go za mięczaka? - Jestem pewny, że dałem, ale nie pamiętam tego. Zawsze wyczyszczam pamięć i sprzątam po sobie.
Roman pokiwał znowu głową. - Jak na młodego wampira, Gregori pokazał imponujący talent do kontroli umysłu.
Znowu o tym, jak młody był. Gregori zgrzytnął zębami. Może jeszcze pogratulują mu, udanego korzystania z nocnika.
- Ma też doskonałe zapisy wykonanej pracy. - kontynuował Roman.
Gregori uniósł brew. - Składam podanie o nową pracę?
- Kiedykolwiek walczyłeś w bitwie? - naciskał Zoltan. - Kiedykolwiek kogoś zabiłeś?
Gregori popatrzył na niego. - Dlaczego? Szukasz mordercy? Zostawiłem mój życiorys w AK-47.
Angus zachichotał. - Nie jesteś żadnym zabójcą, chłopcze.
Nie denerwuj mnie. Gregori z powrotem opadł na krzesło. Najpierw Simone nazwała go tchórzem i teraz ci faceci do tego nawiązywali. - Wystarczy tych bzdur. Dobrze wiecie, że nigdy nie walczyłem w bitwie. Ale chciałem. Szkoliłem się do tego, ale Roman obiecał mojej mamie, że nigdy nie narazi mnie na niebezpieczeństwo. Zgodziłem się na to dla jej spokoju ducha, ale to nie znaczy, że tego chciałem. Jeśli szykuje się jakaś walka w przyszłości, to możecie na mnie liczyć.
- Ni podważamy twojego męstwa, chłopcze. - powiedział Angus. - Faktycznie, polegamy na tobie.
- Dlaczego? Powiedz mi czego chcecie.
- Masz różne zdolności. - powiedział Jean-Luc. - W twoim wieku wiesz jak poruszać się w nowoczesnym świecie biznesu i technologii.
Roman się uśmiechnął. - I udowodniłeś, że umiesz przekonać ludzi, by zrobili to, czego chcesz.
- Bez grożenia mieczem. - dodał Angus. - Masz nowoczesne podejście, którego nam brakuje.
Gregori zmarszczył brwi. Bez wątpienia myśleli, że prawią mu komplementy, ale on nie był podatny na manipulacje. Używanie miecza mogło być staroświeckie, ale bardzo przyzwoite. - Nie jestem taki zły w posługiwaniu się mieczem, sami wiecie. Mam zajęcia z Ianem w szkole, kiedy mam wolne.
- Nie potrzebujemy fechmistrza do tej pracy. - powiedział Zoltan.
Angus bębnił palcami w blat stołu. - Problem w tym, że Sean Whelan nie chce byś reprezentował nas u prezydenta.
- Nie ufamy mu. - mruknął Zoltan.
- Tak, chcemy byś był naszym specjalnym wysłannikiem. - dodał Jean-Luc. - Kimś, komu możemy ufać, by przedstawił najlepsze cechy wampirów. Wampira, który jest nowoczesny, pracowity i nigdy nie ugryzł śmiertelnika. Wampira, który jest zupełnie bezpieczny i nieszkodliwy.
Bezpieczny i nieszkodliwy. Jakoś te słowa pogarszały obraz. Gregori szarpnął, by rozluźnić krawat. - Wybieracie mnie, bo myślicie, że jestem Nieumarłym chłopcem na posyłki? - Potrząsnął głową. - Nie, cholera, nie.
Roman posłał mu zirytowane spojrzenie. - Jesteś ekspertem od marketingu, Gregori. Nie rozumiesz, co to dla nas oznacza. Jeżeli zobaczą nas jako grupę niebezpiecznych, krwiożerczych potworów, to mógłby być nasz koniec. Możesz uczciwie przedstawić obraz, jaki chcemy przekazać, bo jesteś jaki jesteś: nowoczesny, wykształcony, pracowity, nieszkodliwy wampir.
Nieszkodliwy. Cholera. Kusiło go, by zatopić kły w śmiertelniku, by tylko im udowodnić, że się mylą. Ale trzymał swoją frustrację pod kontrolą. - Spójrzcie, już późno, więc kontynuujmy tą rozmowę dzisiaj wieczorem. Jeśli dacie mi kilka godzin, jestem pewien, że będę miał lepszy plan.
- Nay! - Angus uderzył pięścią w stół. - Nie potrzebujemy innego planu. Decyzja została podjęta. Głos był jednomyślny.
- Wszystkie Głowy Klanów się zgodzili. - Roman wstał, sprawiając wyrażenie upartego. - Gregori liczymy na ciebie. Ty jesteś naszym planem.
Tłumaczenie by karolcia_1994