O seksie w małżeństwie, czyli o tym czego nie wolno...
Od dłuższego czasu nosiłem się z myślą by napisać coś na temat seksu w małżeństwie i za każdym razem... odkładałem pióro. Dlaczego? Powodów jest kilka, a najważniejsze to:
wydaje się, że do mówienia o tych sprawach upoważniony jest wyłącznie psycholog lub seksuolog, koniecznie sławny i z kilkoma tytułami przed nazwiskiem,
problem seksu jest tak wszechstronnie omówiony i zajmuje tak niewzruszoną pozycję, że próba „ruszenia tej góry” wydaje się rzucaniem grochu w ścianę.
Patrząc z kolei na to, co się dzisiaj w tej dziedzinie dzieje, śmiało można stwierdzić, że:
najwięcej „wiedzy” o seksie dostarczają media - instytucje absolutnie niekompetentne. To, co pokazują, to niczym nieokiełznany, perwersyjny i obrzydliwy seks. Z kolei styl życia przedstawiany w filmach, powielają w praktyce gwiazdy muzyki i filmu oraz ludzie powszechnie znani i sławni, czyniąc go czymś atrakcyjnym i pożądanym. Tylko takie życie znają, więc niczego innego nauczyć nie mogą. Obłoki bez deszczu, przeklęci, rozsiewają przekleństwo.
jeśli głos zabiera ktoś z tytułami, to jego „mądrości” w świetle Słowa Bożego są najczęściej potworną brednią, obliczoną na zyskanie popularności i wychodzącą naprzeciw oczekiwaniom ludzi. A jakie one są - nie trzeba chyba mówić.
o seksie mówi prawie każda kolorowa (i niekolorowa) gazeta. Od porad seksualnych, od sekretów udanego seksu aż roi się w gazetach i książkach.
Natomiast w naszym chrześcijańskim środowisku w tym temacie panuje napięta... cisza.
Może wstydzimy się mówić inaczej niż ogół. Może brak nam odwagi, by powiedzieć utartym i przyjętym przez wszystkich obyczajom zdecydowane NIE! Może po cichu aprobujemy to co się wokół nas dzieje... To powoduje, że machinalnie przyjmujemy jako normę to wszystko, co jest przez świat głośno wykrzyczane i zaakceptowane. Szatan skrzętnie wykorzystuje nasze kurtuazyjne milczenie na temat seksu i nie szczędzi wysiłków by wpoić naszym dzieciom swoje poglądy.
Rezultat takiego stanu rzeczy w środowisku chrześcijan nie tylko jest niepokojący lecz wręcz przerażający! Wyraża on się w tym, że przychodzi nam coraz częściej przeżywać dramaty, o których nawet nie śniło się naszym poprzednikom w wierze. I nie mam tu na myśli pradawnych pokoleń, lecz pokolenie które wydało nas na świat.
Kto z pokolenia międzywojennego w swojej młodości słyszał o takich dramatach w kościele jak ciąża przedmałżeńska, zerwanie zaręczyn, separacja, rozwód, przemoc seksualna w małżeństwie, antykoncepcja?
A my nie tylko słyszymy, ale również przeżywamy.
Myślę, że w tym momencie nikomu nie przyjdzie do głowy „genialne” wytłumaczenie, że tamten okres to przecież ogólna nieświadomość, „ciemnogród” i zacofanie. Gdyby wtedy ludzie mieli tak wyzwoloną świadomość jak my dzisiaj, taką wolność myśli, słowa i pragnień, to pojawiłyby się podobne dramaty. A raczej nie pojawiły lecz ujawniły, bo one i tak były, tylko nie miały prawa głosu...
O, nie! To nie było tak! Chrześcijaństwo w tamtych czasach generalnie było wolne od takich rzeczy.
Małżeństwa naszych ojców były w pełni szczęśliwe i spełnione! Chociaż warunki zewnętrzne były o wiele gorsze. Ale co mają do rzeczy warunki zewnętrzne wobec realności Bożej? Wobec Jego błogosławieństwa?
Jeśli poddalibyśmy w wątpliwość ich szczęśliwe małżeństwa, to należałoby iść dalej „za ciosem” i powiedzieć, że nie poznali również łaski Bożej, zbawienia, radości i mocy Ducha. A tego możemy im raczej pozazdrościć.
Nie jest moim celem pisanie obszernej pracy na temat seksu, lecz próba wyhamowania tego co niewłaściwe. Powoduje mną raczej konieczność przywołania i zaakcentowania tych fragmentów Biblii, które dają dość wyraźny obraz tego, jak ma wyglądać nasze życie. Bo chociaż dzisiaj w dziedzinie seksu panuje tzw. „wolna amerykanka”, czyli wszystko wolno i każdy niech robi co chce, to trzeba jasno podkreślić, że ludzie wierzący mają się różnić we wszystkim (!) od tego świata. Może to krótkie rozważanie wyhamuje u kogoś niewłaściwe zachowania i pomoże zrozumieć Boży zamysł odnośnie seksu w małżeństwie.
Chciałbym przypomnieć chociaż po części niektóre bardzo ważne zasady Boże, które regulują nasze całe życie, w tym również seksualne. Zasady chyba zapomniane, a przecież bez nich nic nie może się udać!
Po pierwsze - wstrzemięźliwość.
Jest owocem Ducha Świętego - co do tego nikt nie ma wątpliwości. (Gl 5,23).
Czy wstrzemięźliwość dotyczy np. jedzenia? Tak - odpowiadamy bez zastanowienia.
Czy powinna przejawiać się w naszych rozmowach, w zachowaniu, w reakcjach, w oglądaniu telewizji itd., itd.? Tak!
A czy dotyczy także seksu?....
Często na ten temat wolimy się nie wypowiadać. Czy nie dlatego, że w życiu jest inaczej...?
Ileż to problemów stwarza w małżeństwie seks. Miał być dodatkiem, stał się wszechwładnym hegemonem. Jednemu seksu za dużo, drugiemu za mało, jeszcze innemu brak urozmaicenia...
Nie tak sobie to wyobrażaliśmy... Dlaczego? Bo prawdopodobnie swoje wyobrażenia czerpaliśmy w dużej mierze z filmów, książek a może jeszcze z czegoś gorszego... A tam pokazują seks, który swoje źródło ma w... piekle. Więc jak może on funkcjonować w małżeństwie, w którym chociażby jedna strona jest bogobojna? Ależ - żachniesz się - czy seksu nie stworzył Bóg? Tak, ale szatan nie zasypiał gruszek w popiele. Zafundował ludziom dwa razy więcej niż Bóg. Zafundował oczywiście ohydę, bo na nic innego go nie stać. Dodatkowo zepsuł to, co tworzyło Bożą harmonię.
Wstrzemięźliwość... To dlaczego tyle starć w związku z pięknym przykazaniem Bożym: „Nie żona rozporządza własnym ciałem, lecz mąż; podobnie nie mąż rozporządza własnym ciałem, lecz żona”? 1Kor. 7,4
Dlaczego mąż (równie dobrze może to być żona) przywołuje to przykazanie i obarcza drugiego winą za to, że stroni od współżycia wtedy, kiedy on ma na to ochotę. Odpowiedź jest prosta - nieporozumienia powstają dlatego, że zamiast wstrzemięźliwości kieruje nami pożądliwość. A dziwnym trafem jest to akurat owoc ciała, który uchował się w jakimś kącie i nie został objęty nakazem zapierania się siebie... Czyżby??
Na pewno jako kontrargument, chętnie przytoczymy tutaj słowa z 1 Kor. 7,5: „Nie strońcie od współżycia z sobą...”
Jest to oczywiście ważne przykazanie dla obojga małżonków i jeśli któraś ze stron nie przestrzega go - jest winna braku harmonii i zgody w małżeństwie. Jednak żadną miarą przykazanie to nie otwiera furtki do jednostronnych żądań którejkolwiek ze stron. Póki w małżeństwie nie dojrzeje owoc miłości, znany pod nazwą - „nie szuka swego” - póty ma działać wstrzemięźliwość a nie kłótnia lub despotyzm.
Jeśli wstrzemięźliwość również w dziedzinie seksu, to jak się ma do tego znane nawet w środowisku chrześcijańskim powiedzenie: „maksimum seksu...”? Czy nie pasują tutaj słowa Pana Jezusa: „Przykazania Boże zaniedbujecie, a ludzkiej nauki się trzymacie”? Mk 7,8
Po drugie - antykoncepcja.
Są kościoły, które ją oficjalnie uznają, a ich wierni praktykują.
W świecie stworzona po to, by nieograniczenie umożliwić „zabawy” na polu seksu - bez jakichkolwiek konsekwencji. Stworzona po to, by człowiek mógł zaspokajać swoje namiętności, neutralizując zamysł Boży, który Stwórca przekazał człowiekowi, mówiąc: „rozradzajcie się i rozmnażajcie, i napełniajcie ziemię.” 1M 9,1
Z bełkotu, który serwuje świat wynika, że antykoncepcja jest wspaniałym środkiem, który pozwala na planowanie rodziny (dzieci już dawno przestały być darem Pana), chroni przed różnymi chorobami (nerwica) a nawet wnosi ... harmonię do pożycia małżeńskiego!
Za tym bełkotem stoi potężne lobby: kliniki aborcyjne, producenci środków antykoncepcyjnych, cały przemysł pornograficzny i erotyczny, koncerny wydawnicze itp.
Prawda jest taka, że antykoncepcja wyniszcza człowieka i jego wzajemne relacje, szkodzi zdrowiu fizycznemu i psychicznemu, niszczy duchowo.
Zniekształca osobowość człowieka, gdyż zwalnia go z wysiłku rozumu i woli.
Powoduje dezintegrację gdyż człowiek podejmuje działanie, jednocześnie odrzucając jego skutek.
Degraduje pozycję dziecka w rodzinie. Przestaje ono być upragnionym darem, a staje się zagrożeniem dla „miłości” jego rodziców.
Niszczy więź małżonków, hamuje wiązanie się ludzi w trwałe małżeństwa.
Promuje cudzołóstwo, wszeteczeństwo i wszelką rozwiązłość.
Wiem - mamy na stosowanie antykoncepcji usprawiedliwienie (bo jakżeby inaczej) - nie stosujemy żadnych środków wczesnoporonnych czy hormonalnych. Nie zabijamy płodu.
Obawiam się, że zbyt szybko przyjęliśmy ten argument i zrezygnowaliśmy z głębszej analizy tego problemu. A w Słowie Bożym znajdujemy jasne wskazówki również w tej kwestii.
Przypomnijmy sobie historię pewnego człowieka opisanego w Biblii . Człowiek ten nazywał się Onan. Jego historia jest tragiczna a koniec wręcz przerażający - wg przekładu Biblii Gdańskiej czytamy,
że „zabił go (!) Pan”. Szokujące, prawda? Dlaczego zabił? Ponieważ robił coś, co tak dalece nie podobało się Bogu, że spotkała go z Jego ręki nagła, gwałtowna śmierć.
Na wytłumaczenie tego faktu można zapewne znaleźć jakąś pseudoteologiczną odpowiedź, lecz w Biblii jest napisane jasno: Bóg pozbawił go życia, ponieważ Onan nie chcąc podjąć obowiązku lewiratu, „niszczył nasienie swoje, wylewając je na ziemię” 1M 38,9-10.
Jak daleko od tego są akceptowane przez nas środki antykoncepcyjne?
I ostatnia rzecz. Słowo Boże ostrzega: „Małżeństwo niech będzie we czci u wszystkich, a łoże nieskalane; rozpustników bowiem i cudzołożników sądzić będzie Bóg”. Hebr. 13,4
Gdy Słowo Boże mówi o cudzołożnikach, to wszyscy wiemy o co i o kogo chodzi. Ale czy zastanawialiśmy się głębiej nad tym, kogo ma Bóg na myśli mówiąc o rozpustnikach?
Łoże małżeńskie może być skalane nie tylko przez cudzołóstwo, ale również przez rozpustę. Cudzołóstwo wychodzi poza ramy małżeństwa - pojawia się ktoś trzeci, natomiast rozpusta może być czyniona bez udziału kogoś spoza związku małżeńskiego. A co jest rozpustą? Właśnie to, o czym możemy czytać w różnych piśmidłach i oglądać w telewizji lub w kinie. Rozpusta to niepohamowane niczym zachowania - perwersja, wyuzdanie, obrzydliwość. Świat doszedł już do takiego dna, że nazywa to przyjemnością, czymś bardzo atrakcyjnym i godnym pożądania. Totalnie zniewoleni przez grzech ludzie muszą to nazywać dobrem.
Czy my także mamy stać w tym samym szeregu??
Nie łudźmy się, że świat może proponować nam cokolwiek czystego i dobrego. Słowo Boże mówi, że „cały świat tkwi w złem”. 1J 5,19
Wszystko w tym świecie jest skalane. Również seks (oczywiście, za wyłączeniem tego co proponuje Bóg).
Kiedy naśladujemy zachowania świata w swoim małżeństwie - kalamy swoje łoże. I (bez wyjątku!) podlegamy Bożemu sądowi. Sądowi, który nie skończy się ułaskawieniem lecz... wyrokiem!
Jestem przekonany, że wielu wierzących nie wejdzie do Królestwa Bożego tylko dlatego, że skalali swoje łoże. Myśleli, że nikt nie pociągnie ich do odpowiedzialności za to, co działo się w ich łożu.
„Umie Pan pobożnych z pokuszenia wyrywać, a niesprawiedliwych na dzień sądu ku karaniu chować; A najwięcej tych, którzy za ciałem w pożądliwości plugastwa chodzą..” 2P 2,9-10 (B.G.)
Czy to nie jest wyraźne ostrzeżenie, pasujące szczególnie do naszych czasów?
Pożądliwości plugastwa - to Boże określenie tego, co serwuje telewizja, kino i książki w dziedzinie seksu. Świat prześciga się w hołdowaniu temu, co jest nieczyste, wulgarne i wyuzdane.
Niestety, widząc zachowania (wcale nie małej) części naszej młodzieży, myślę, że duch tego świata ogarnął serca wielu młodych osób.
A zaczyna to się tak, że młodzi chłopcy zamiast spędzać czas na szukaniu Boga, na czytaniu Słowa Bożego i modlitwie - szlifują swoje „gabaryty”. Tak przecież wyglądają telewizyjni amanci! Opuścić nabożeństwo lub modlitwę przychodzi im łatwo, nigdy natomiast nie opuszczą zajęć na siłowni.
Młode siostry zamiast modlitwy o to by Bóg dał im męża, uważnie studiują przed lustrem swój wygląd, szukając środków, które podkreślą ich atrakcyjność. Są przekonane, że ich wygląd zewnętrzny jest o wiele pewniejszym środkiem niż modlitwa. W wielu przypadkach solarium czy fitness klub jest już nieodłączną częścią dnia. Jakże inaczej dorównają ekranowym gwiazdom? Mówienie o tym, że służy to zdrowiu jest tylko dyplomatycznym wykrętem.
I nie mogą zrozumieć „wujków”, którzy ciągle przypominają o skromności...
Boża zasada mówi tak: „kto sieje dla ciała swego, z ciała żąć będzie skażenie” Gal 6,8.
Smutne rezultaty tej zasady widzimy w tym, o czym wspomniałem na początku. Coraz więcej nieszczęśliwych małżeństw, brak wzajemnego szacunku i zaufania, głębokie rozczarowania, depresje. Chrześcijańskie poradnie mają pełne ręce roboty a i tak nie zaspokajają nawet połowy zapotrzebowania. Będą miały jej jeszcze więcej i w większości przypadków będzie to praca Syzyfa...
Skąd ten pesymizm? Z prostej logiki: ponieważ coraz więcej siejemy według ciała, więc zgodnie z Bożym prawem, żąć możemy tylko skażenie!
Kult ciała może przynieść tylko przekleństwo.
Ale, chwała Bogu, obok takiego pożałowania godnego życia, toczy się również inne - ciche, bogobojne, czyste i szczęśliwe! Życie zgodne z Bożymi przykazaniami.
Zawsze masz do wyboru jedną z dwóch dróg...
Waldemar Świątkowski