ROZDZIAL 8
TYPOWI CHLOPCY Z ROSEWOOD TEZ POSZUKUJA DUSZY
Kiedy we wtorek popołudniu Aria jechała do domu ze szkoły, mijając boisko do lacrosse rozpoznała samotną postać biegającą wokół pola bramki z kijem przed twarzą. Wciąż zmieniał kierunek i ślizgał się w mokrej, błotnistej trawie boiska. Nadciągały złowróżbne szare chmury i zaczynało już kropić.
Aria zjechała na pobocze.
- Mike. - nie widziała brata, odkąd wczoraj wypadł z „Victory”. Kilka godzin później zadzwonił do domu i powiedział, że kolację zje u swojego przyjaciela, Theo. A potem jeszcze raz, żeby uprzedzić, że również u niego zanocuje.
Brat podniósł wzrok i spojrzał na nią krzywo.
- Czego?
- Podejdź.
Mike powlókł się przez dokładnie ostrzyżoną i wypieloną trawę.
- Wsiadaj. - rozkazała Aria.
- Trenuję.
- Nie możesz tego wiecznie unikać. Musimy porozmawiać.
- O czym?
Uniosła idealne łuki brwi.
- Na przykład o tym, co wczoraj widzieliśmy? W barze?
Mike skubał jeden z rzemieni ze swojego kija. Krople deszczu zabębniły o płócienny daszek jego bejbolówki Brine.
- Nie mam pojęcia, o czym mówisz.
- Słucham? - Aria zmarszczyła brwi. Mike nie chciał na nią nawet spojrzeć. - Dobrze, bądź sobie mięczakiem.
Wtedy Mike objął ręką framugę okna.
- Ja… nie wiem, co robić. - wyznał cicho.
Aria wcisnęła hamulec.
- Co?
- Nie wiem, co zrobię, jeśli się rozwiodą. - powtórzył Mike. Bezbronny, zażenowany wyraz twarzy nadawał mu wygląd 10-latka. - Może się wysadzę.
Do jej oczu napłynęły łzy.
- Nie dojdzie do tego. - powiedziała drżącym głosem. - Obiecuję.
Mike pociągnął nosem. Wyciągnęła do niego ręce, ale wyszarpnął się gwałtownie i pobiegł na boisko.
Aria zdecydowała się jechać, a raczej powoli toczyć w dół krętej, mokrej drogi. Najbardziej lubiła deszczową pogodę. Przypominała jej czasy, kiedy miała 9 lat. Wymykała się do łodzi sąsiadów zaparkowanej na podjeździe, wspinała pod wodoodporny pokrowiec i kuliła się w jednej z kabin, słuchając deszczu bębniącego o płótno i pisząc w pamiętniku Hello Kitty.
Czuła, że najlepiej jej się myśli właśnie w deszczowe dni, a dzisiaj zdecydowanie było jej to potrzebne. Gdyby kwestia Meredith dotyczyła tylko przeszłości, to poradziłaby sobie, gdyby „A” powiedział o tym Elli. Rodzice by to sobie wyjaśnili, Byron obiecałby, że to się nie powtórzy, itd., itp. Ale skoro Meredith znowu wypłynęła, cóż, to wszystko zmieniało. Wczoraj wieczorem ojciec nie wrócił do domu na kolację (z powodu, hmmm, prac, które musiał ocenić) i Aria spędziła z mamą wieczór na kanapie, oglądając „Jeopardy!” z miseczkami zupy trzymanymi na kolanach. Obie milczały. Rzecz w tym, że też nie wiedziała, co zrobi, jeśli rodzice się rozwiodą.
Pokonując szczególnie strome wzniesienie Aria docisnęła gaz - na pochyłym terenie Subaru zawsze potrzebowało dodatkowej zachęty. Tym razem zamiast zwiększyć obroty silnika, wewnętrzne światła auta zamrugały i zgasły. Samochód zaczął staczać się ze wzgórza.
- Cholera. - wyszeptała Aria podciągając ręczny hamulec. Gdy próbowała zapalić silnik, samochód w ogóle nie zareagował. Rozejrzała się po pustej wiejskiej dwupasmówce. Nad jej głową rozległ się grzmot, a deszcz runął z nieba. Aria grzebała w torebce w poszukiwaniu komórki, żeby zadzwonić po pomoc drogową albo po rodziców, żeby ją odebrali. Gdy dotarła do dna zdała sobie sprawę, że zostawiła swoją Treo w domu. Deszcz padał tak gwałtownie, że widok za szybami rozpłynął się w smugę.
- Och, Boże. - jęknęła Aria, czując zbliżający się atak klaustrofobii. Przed oczami zaczęły jej latać mroczki.
Aria doskonale znała to uczucie niepokoju: zbliżał się atak paniki. Zdarzyło się to jej już kilka razy. Raz - po Sprawie Jenny, drugi - po zaginięciu Ali, i kolejny - gdy szła ulicą Laugavegur w Reykjaviku i zobaczyła dziewczynę na bilbordzie, która wyglądała zupełnie jak Meredith.
„Uspokój się.” pomyślała „To tylko deszcz”. Wzięła dwa uspokajające oddechy, zatkała palcami uszy i zaczęła śpiewać „Frère Jacques” - z jakiegoś powodu wersja francuska ją uspokajała. Po trzech powtórzeniach mroczki zaczęły znikać. Siła deszczu z huraganowej zmalała do zaledwie ulewnej. Musiała dostać się do farmy, którą mijała po drodze i skorzystać z telefonu. Pchnęła drzwi samochodu trzymając nad głową szkolny blezer i zaczęła biec. Podmuch wiatru zadarł jej mini spódniczkę, i weszła w ogromne, błotniste bajoro. Woda błyskawicznie przemoczyła delikatne rzemyki jej sandałków na obcasie.
- Szlag. - wymamrotała.
Była zaledwie 30 metrów od budynków farmy, kiedy minęło ją granatowe Audi. Ochlapało ją falą błotnistej wody i zatrzymało się przy zgaszonym Subaru. Powoli cofało się, dopóki do niej nie dojechało. Okno od strony kierowcy opadło w dół.
- Wszystko w porządku?
Aria zmrużyła oczy, kropelki deszczu kapały jej z czubka nosa. Przez okno wychylał się Sean Ackard, chłopak z jej klasy. Typowy produkt Rosewood: świeży półgolf, nawilżona skóra, typowo amerykańskie rysy, drogie auto. Grał tylko w piłkę nożną, nie w lacrosse. Akurat teraz nie miała ochoty widzieć kogoś takiego.
- Nic mi nie jest. - odkrzyknęła.
- Przecież jesteś przemoczona. Podwieźć cię?
Aria była tak mokra, że wręcz czuła jak twarz jej spływa. Samochód Seana wyglądał sucho i przytulnie. Wślizgnęła się więc na miejsce pasażera i zamknęła drzwi.
Sean kazał jej rzucić przemoczony blezer na tylne siedzenie, po czym pochylił się i podkręcił ogrzewanie.
- Dokąd?
Aria odgarnęła przyciętą w pazurki czarną grzywkę z czoła.
- Chciałabym tylko skorzystać z twojej komórki, potem pójdę w swoją stronę.
- Dobra. - Sean przerzucał plecak w poszukiwaniu telefonu.
Aria rozsiadła się wygodniej i rozejrzała. Sean nie oklejał swojego samochodu naklejkami z nazwami zespołów, jak inni chłopcy, a wnętrze nie było przesiąknięte zapachem potu. Pachniało mieszanką chleba i świeżo wykąpanego psa. Na podłodze od strony pasażera leżały dwie książki: „Zen i sztuka oporządzania motocykla” oraz „Puchatkowe Tao”.
- Lubisz filozofię? - Aria przesunęła nogi, żeby ich nie zamoczyć.
Sean uniósł głowę.
- Cóż, tak. - wydawał się zawstydzony.
- Też czytałam te książki. - powiedziała Aria. - Kiedy latem byłam na Islandii zainteresowali mnie też francuscy filozofowie. - zamilkła. Nigdy tak naprawdę nie rozmawiała z Seanem. Zanim wyjechała tutejsi chłopcy ją przerażali - i pewnie częściowo dlatego ich nie cierpiała. - Ja… byłam jakiś czas na Islandii. Tata miał urlop naukowy.
- Wiem. - Sean posłał jej krzywy uśmiech.
Aria wpatrywała się w swoje dłonie.
- Och. - zapadło niezręczne milczenie. Jedyne dźwięki wydawał zacinający deszcz i mocujące się z nim wycieraczki.
- Czyli czytałaś na przykład Camusa i tak dalej? - zapytał Sean. Gdy Aria kiwnęła głową, uśmiechnął się znacząco. - Tego lata czytałem „Obcego”.
- Naprawdę? - Aria wysunęła podbródek, pewna, że nie zrozumiał książki. Czego typowy chłopak z Rosewood w ogóle szukał w głębokich, filozoficznych książkach? Gdyby to był temat porównawczy na maturze, brzmiałby: „Typowy chłopak z Rosewood - czytanie francuskich filozofów; Amerykański turysta na Islandii - jedzenie poza McDonaldem”. Takie rzeczy po prostu się nie zdarzały.
Kiedy Sean nie odpowiedział, wybrała domowy numer na jego komórce. Wciąż słyszała sygnał, ale nie zgłaszała się poczta głosowa - nie zaprogramowali jeszcze sekretarki. Potem zadzwoniła na numer ojca na uczelni - dochodziła 17:00, a na kartce na lodówce wypisał godziny 15:13 - 17:30 jako godziny biurowe. Też nikt się nie zgłaszał.
Przed jej oczami znowu pojawiły się mroczki, gdy zaczęła sobie wyobrażać, gdzie Byron mógłby być… albo z kim. Pochyliła się do przodu, przycisnęł klatkę piersiową do gołych nóg i próbowała głęboko oddychać. „Frère Jacques” - cicho nuciła.
- O rany. - głos Seana wydawał się dobiegać z oddali.
- Nic mi nie jest. - powiedział Aria, jej głos tłumiły nogi. - Po prostu muszę…
Słyszała jak Sean szpera po aucie. Potem wcisął jej w dłoń torebkę z Burger Kinga.
- Oddychaj do tego. W środku zostało chyba jeszcze kilka frytek, sorry za to.
Aria przytknęła torebkę do ust i zaczęła powoli wdychać i wydychać powietrze. Na plecach poczuła ciepłą dłoń Seana. Zawroty głowy zaczęły powoli mijać. Gdy uniosła głowę, Sean spoglądał na nią z niepokojem.
- Atak paniki? - zapytał. - Zdarzają się mojej macosze. Torebka pomaga.
- Dzięki. - Aria zgniotła papier na kolanach.
- Coś cię martwi?
- Nie, wszystko gra. - Aria potrząsnęła szybko głową.
- Daj spokój. - odparł Sean. - Przecież właśnie dlatego zdarzają się ataki paniki.
- To skomplikowane. - Aria zacisnęła usta.
„Poza tym” chciała powiedzieć „odkąd to typowi chłopcy z Rosewood interesują problemy dziwnych dziewczyn?”
Sean wzruszył ramionami.
- Przyjaźniłaś się z Alison DiLaurentis, prawda?
Aria skinęła głową.
- Dziwna sprawa, no nie?
- Tak. - odchrząknęła. - Ale nie aż tak dziwne jak ci się wydaje. To znaczy, jest w pewnien sposób dziwne, ale pod innymi względami wcale takie nie jest.
- Pod jakimi względami?
Przesunęła się, mokra bielizna sprawiała, że chciała się podrapać. Dzisiaj w szkole miała wrażenie, że wszyscy do niej szepczą jak do dziecka. Naprawdę sądzili, że jeśli normalnie się do niej odezwą, to przejdzie załamanie nerwowe?
- Zwyczajnie chciałabym, żeby wszyscy dali mi spokój. - spróbowała wytłumaczyć. - Jak w zeszłym tygodniu.
Sean trącił sosenkę odświeżacza powietrza zwisającą z lusterka, zaczynając ją kołysać.
- Wiem, co masz na myśli. Kiedy umarła moja mama, wszyscy uważali, że jeśli zostawią mnie na chwilę samego, to oszaleję.
Aria wyprostowała się na siedzeniu.
- Twoja mama umarła?
Sean spojrzał na nią.
- Tak. To było dawno. Byłem w czwartej klasie.
- Och. - Aria próbowała sobie przypomnieć Seana z czwartej klasy. Był jednym z najniższych dzieciaków w klasie i kilka razy byli w tej samej drużynie podczas gry w kickball, ale nic więcej nie kojarzyła. Przygnębiła ją własna nieświadomość. - Przykro mi.
Zapadło milczenie. Aria krzyżowała i rozprostowywała gołe nogi. W samochodzie zaczął roznosić się zapach jej wilgotnej wełnianej spódniczki.
- Było mi trudno. - powiedział Sean. - Mój ojciec miał tyle dziewczyn. Na początku nawet nie lubiłem mojej macochy, teraz do niej przywykłem.
Aria poczuła, że jej oczy wypełniają się łzami. Nie chciała przywykać do zmian w swojej rodzinie. Głośno pociągnęła nosem.
- Na pewno nie chcesz o tym porozmawiać? - Sean pochylił się do przodu.
Aria wzruszyła ramionami.
- To miała być tajemnica.
- Może zawrzyjmy umowę: ty mi zdradzisz swój sekret, a ja wyznam ci mój.
- Dobrze. - zgodziła się szybko Aria. Naprawdę bardzo chciała z kimś porozmawiać. Zawierzyłaby dawnym przyjaciółkom, ale one były tak milczące w sprawie własnych sekretów związanych z „A”, że Aria czułaby się dziwnie ujawniając własny. - Ale to nie może być byle co.
- Oczywiście.
I wtedy Aria opowiedziała mu o Byronie, Elli, Meredith, i o tym, co z Mike'iem widzieli wczoraj w barze. Zwyczajnie wylała to z siebie.
- Nie wiem, co robić. - zakończyła. - Mam wrażenie, że to właśnie ja muszę utrzymać wszystko na swoim miejscu.
Sean milczał i Aria przestraszyła się, że przestał jej słuchać. W tym momencie uniósł głowę.
- Ojciec nie powinien stawiać cię w takim położeniu.
- No, cóż… - Aria rzuciła okiem na Seana. Jeśli pominąć jego koszulę i szorty khaki, to można właściwie uznać go za całkiem słodkiego. Miał bardzo różowe usta i kościste, niedoskonałe palce. Wnioskując z tego, jak dokładnie ubranie przylegało do jego klatki piersiowej, musiał być w znakomitej piłkarskiej formie. Nagle poczuła niezwykłe zażenowanie. - Łatwo się z tobą rozmawia. - powiedziała Aria nieśmiało, wpatrując się w swoje nagie kolana. Podczas golenia przeoczyła kilka włosków. Zazwyczaj nie miało to znaczenia, ale teraz tak jakby nabrało. - A zatem, hmmm, dzięki.
- Jasne. - gdy Sean się uśmiechał jego oczy stawały się cieplejsze, a w ich kącikach pojawiały się zmarszczki.
- Zdecydowanie nie wyobrażałam sobie, że tak spędzę popołudnie. - dodała Aria. Deszcz wciąż zalewał szyby, ale w trakcie opowiadania Arii wnętrze samochodu się ogrzało.
- Ani ja. - Sean wyjrzał przez okno, deszcz zaczął słabnąć. - Ale… Sam nie wiem. Nie jest źle, prawda?
Aria wzruszyła ramionami, po czym sobie przypomniała.
- Hej, obiecałeś mi tajemnicę! Lepiej, żeby była niezła!
- Nie wiem, czy jest niezła. - Sean pochylił się w stronę Arii, a ona jeszcze się przysunęła. Przez kilka szalonych sekund miała wrażenie, że się pocałują.
- Należę do takiego klubu, Klubu V. - wyszeptał Sean. Jego oddech pachniał miętówkami. - Wiesz, co to takiego?
- Chyba tak. - Aria próbowała powstrzymać drżące usta od ułożenia się w złośliwy uśmieszek. - Chodzi o „żadnego seksu przed ślubem”, prawda?
- Prawda. - Sean odchylił się do tyłu. - No i… jestem dziewiczkiem. Tyle że… nie wiem już, czy wciąż chcę nim być.
Hello Kitty (jap. ハローキティ, Harō Kiti? ) - postać wymyślona przez japońską firmę Sanrio w 1974. Jest bohaterką filmów animowanych, gier komputerowych, ozdobą wielu gadżetów. Jej wizerunek pojawił się po raz pierwszy na małej, plastikowej portmonetce. Jej miejsce urodzenia to Londyn. Jest niesamowicie popularna w Japonii i Korei, gdzie powstało nawet auto z jej wizerunkiem.
Jeopardy! - amerykański pierwowzór teleturnieju Va Banque
Frere Jacques - w polskiej wersji językowej: „Panie Janie”
Zen i sztuka oporządzania motocykla - książka filozoficzna Roberta Pirsiga. Podróż motocyklem przez Amerykę jest pretekstem do skonfrontowania ze sobą dwóch postaw życiowych: romantycznej i racjonalnej. Autor przekonuje, że możliwe jest ich połączenie, które prowadzi do polepszenia jakości życia.
Puchatkowe Tao - książka autorstwa Benjamina Hoffy. Przedstawia wstęp do wschodniego taoizmu dla ludzi wychowanych w kulturze zachodniej
Obcy - najsłynniejsza, obok Dżumy, powieść francuskiego pisarza i laureata Nagrody Nobla Alberta Camusa.
Pretty Little Liars - Flawless Bez skazy
7
translated by: rumiko