rp.pl » Wiadomości » Kraj
Antykomuniści precz z uczelni
Cezary Gmyz 24-02-2009, ostatnia aktualizacja 24-02-2009 10:02
Uniwersytet Wrocławski odwołał konferencję naukową z udziałem osób o przekonaniach antykomunistycznych. Uniwersytet Szczeciński odwołał spotkanie z księdzem Tadeuszem Isakowiczem-Zaleskim. Władzom UWr nie przeszkadza jednak głoszenie w jej murach zakazanej przez konstytucję propagandy komunistycznej. Uniwersytet Szczeciński zaś nie protestował przeciw promocji książki gejowskiego działacza.
W najbliższy czwartek na Uniwersytecie Wrocławskim odbędzie się promocja książki „Chiny na drodze socjalistycznej modernizacji” profesora Zbigniewa Wiktora. Ten wykładowca UWr od lat nie ukrywa, że jest członkiem Komunistycznej Partii Polski, choć działalność organizacji odwołujących się do ideologii komunistycznej w Polsce jest zakazana.
Ulubionym celem jego podróży są państwa, gdzie panuje komunistyczna dyktatura - Korea Północna oraz Chińska Republika Ludowa. Ustrój tej ostatniej prof. Wiktor zachwala w swojej najnowszej książce. „ChRL jest państwem dyktatury ludu (proletariatu), w którym rozwija się socjalistyczna demokracja. Program rozwoju Chin oparty jest na założeniach marksizmu-leninizmu, myśli Mao Zedonga, teorii Deng Xiaopinga i teorii trzech reprezentacji. Socjalizm w Chinach budowany jest zgodnie z chińską specyfiką, która zakłada tworzenie średniozamożnego harmonijnego społeczeństwa. W polityce międzynarodowej Chiny prowadzą politykę pokoju, przeciwstawiają się zagrożeniom wojny i hegemonizmu. Z tych powodów Chiny w dobie globalizacji są nie tylko nadzieją, ale także realną podporą dla sił pokoju i postępu społecznego na całym świecie. Chiny skutecznie opanowały kryzys finansowy końca 2008 r. i można się spodziewać, że dzięki mechanizmom socjalistycznej gospodarki rynkowej jeszcze bardziej wzmocnią swój potencjał w gospodarce światowej” - pisze profesor Wiktor z Uniwersytetu Wrocławskiego.
Ta sama uczelnia odwołała w ostatniej chwili konferencję naukową poświęconą polityce historycznej. Formalnym pretekstem był udział w konferencji prof. Jerzego Roberta Nowaka, związanego z Radiem Maryja. Nowak miał mówić o roli Polaków w polityce historycznej naszych wschodnich sąsiadów. Jednak po tym, jak dziennikarze lokalnego dodatku wysunęli oskarżenia wobec Nowaka o antysemityzm, władze uczelni się wystraszyły.
Kontrowersje miała wzbudzać też obecność publicysty „Rzeczpospolitej” Piotra Semki, który miał mówić o polityce historycznej Niemiec.
Szczecin: Isakowicz-Zaleski zły, Biedroń dobry
Do podobnej sytuacji doszło na Uniwersytecie Szczecińskim. Pisze o tym portal niezalezna.pl. 4 marca ks. Tadeusz Isakowicz-Zaleski miał promować na uczelni swoją najnowszą książkę „Przemilczane ludobójstwo na Kresach”. Promocję jednak od odwołano. W rezultacie musiano szukać nowej sali. Spotkanie dojdzie do skutku jednak poza uniwersytetem. Zorganizuje je stowarzyszenie „Czas, przestrzeń, tożsamość”.
Ta sama uczelnia nie protestowała, gdy w grudniu 2007 na US swoją książkę poświęconą homoseksualizmowi promował Robert Biedroń.
Nie są to jedyne przypadki represji wobec osób głoszących poglądy antykomunistyczne i prolustracyjne na polskich uczelniach. Niedawno „Rzeczpospolita” opisała sprawę dr. Marka Migalskiego, który nie może otworzyć przewodu habilitacyjnego na macierzystej uczelni oraz na Uniwersytecie Jagiellońskim.
Rzeczpospolita
Konfederacja Polski Niepodległej 1979-1989 w pamięci Polonii - w 30 rocznicę powstania KPN
Jaka jest dziś pamięć o pierwszej jawnie działającej antykomunistycznej partii politycznej, której nadrzędnym celem było obalenie reżimu komunistycznego w Polsce?
W dniu 1 września 1979 r. Nina Milewska odczytała przed Grobem Nieznanego Żołnierza w Warszawie Deklarację Ideową powołanej w tym dniu KPN. Garść zgromadzonych Polaków wysłuchała publicznie odczytanej prawdy o tym, że PRL (Polska Rzeczpospolita Ludowa) - rządzona totalitarnie przez Polską Zjednoczoną Partię Robotniczą (tak nazywała się partia komunistyczna) - stanowi współczesną formę zinstytucjonalizowanego panowania rosyjskiego nad Polską. Oraz, że celem powołanej w tym dniu partii jest obalenie władzy tejże PZPR środkami politycznymi i przywrócenie Polsce niepodległości. Pod tak sformułowaną Deklaracją Ideową podpisało się (podając swoje pełne dane i adresy) kilkudziesięciu odważnych Polaków.
Od tej pory w konspiracji zaczęto budować komórki władzy wykonawczej, przygotowując kadrę do objęcia władzy. W tym celu podzielono kraj na Obszary, czyli terytoria przygotowując ośrodki władzy terytorialnej, które były następnymi ośrodkami władzy wykonawczej po władzy krajowej. Obszary działania ogarnęły prawie całą Polskę np. Warszawa i województwo mazowieckie podlegało pod Obszar I, a Kraków i Małopolska pod Obszar II itd.
W szeregi KPN wstępowali najodważniejsi z odważnych weterani walk z komuną, stawiano na jakość a nie na masowy nabór wzorowano się na konspiracji niepodległościowej Józefa Piłsudskiego jeszcze z I wojny światowej. Wówczas wstąpić do KPN trzeba było mieć odwagę i liczyć się z najgorszymi konsekwencjami, czyli z utratą życia.
Dziś mało mówi się o działaniach KPN często mówi się o Solidarności i przypisuje, się tej organizacji wywalczenie niepodległości, może słusznie, ale często przemilcza się fakt, że to właśnie KPN ma moralne prawo być pierwszą w dziele odzyskania niepodległości. Żeby pomniejszyć zasługi Konfederacji w walce z komuną często wymienia się agentów komunistycznych, którzy przeniknęli do KPN zapominając o tym, iż wszystkie organizacje antykomunistyczne były rozpracowywane przez agentów na wysokich szczeblach organizacyjnych, strach przed lustracją i odwlekanie tego procesu jest najlepszym przykładem działania sił komunistycznych w dzisiejszej Polsce.
Dużo działaczy KPN przeszło przez więzienia z wysokimi wyrokami także w czasie, kiedy Solidarność działa legalnie, a jej przywódcy cieszyli się wolnością. Władze krajowe KPN dwukrotnie przeszły przez procesy sądowe. Pierwsze procesy odbyły się w latach 1981-1982 i zakończyły się wyrokami pozbawienia wolności od 2 do 7 lat. Drugi proces odbył się w 1984 roku i również zakończył się wyrokami skazującymi od 2 do 4 lat. Wysokie wyroki nie tylko dla przywódców, ale także dla członków KPN wydawano w całej Polsce, a aresztowania i prześladowania były wyjątkowo brutalne w stosunku do członków Konfederacji.
KPN przystąpił również do utworzenia organizacji obronnej. Prace nad powstaniem takiej organizacji KPN sfinalizował w roku 1989, tworząc Związek Strzelecki „STRZELEC”. Celem tego Związku było przysposobienie młodzieży do obrony kraju z bronią w ręku. Tutaj wielką rolę odegrały również reaktywowane w 1981 roku z inicjatywy KPN marsze szlakiem I Kompanii Kadrowej Józefa Piłsudskiego - z Krakowa do Kielc. Marsze te były kontynuowane bez żadnej przerwy przez wszystkie lata 80-te XX w. nawet w okresie stanu wojennego. Często były atakowane przez MO i Służbę Bezpieczeństwa, uczestników aresztowano, karano grzywnami pieniężnymi, ale pomimo tego wszystkie marsze docierały rokrocznie do Kielc, choćby w uszczuplonym składzie. Marsze Szlakiem I Kompanii Kadrowej są nadal organizowane, co roku.
Jaka jest dziś pamięć wśród Polonii o tej Organizacji? Ilu rodaków żyjących na obczyźnie słyszało o tej Partii i odważnych jej członkach?
Dlatego wszystkich zainteresowanych informuję, że istnieje strona internetowa Związku Konfederatów Polski Niepodległej: www.polonus.mojeforum.net gdzie można dowiedzieć się o historycznej działalności KPN, przeczytać biografie działaczy oraz dowiedzieć się o programach obchodów Jubileuszu 30-lecia KPN, które nie są scentralizowane i odbędą się w ośrodkach terenowych ( Obszarach) na terenie całego kraju.
Jacek Klaś - przedstawiciel Związku Konfederatów Polski Niepodległej na Australię, Nową Zelandię i Oceanię.
JESTEŚMY… I BYLIŚMY
Niepodległość bez stołu
Jesteśmy...i byliśmy. Organizacje antykomunistyczne o charakterze niepodległościowym, nurt niepodległościowy, formacja niepodległościowa. Rozmaicie nas nazywano, ale wyróżniało jedno - wspólne dążenie do niepodległości, która jest gwarantem wolności wyboru. Zarzucano nam brak realizmu i brak mocy do obalenia komunizmu. Próbowano nas wyeliminować przez wyszydzanie, pomawianie i przemilczanie. Nie mieliśmy oręża, ale naszym narzędziem walki była wiara w odwieczne pragnienie wolności narodu polskiego, którą pobudzaliśmy i podtrzymywaliśmy. Podstawą naszej nadziei na rychłe obalenie zniewalającego ustroju, była analiza układu sił w kraju i polityce globalnej. Uważaliśmy, że właśnie w tym czasie komunizm można obalić bez koncesji. To formacja upadająca nerwowo szukała dróg ocalenia.
Zwycięstwa nie było. Wprawdzie komunizm legł, ale jego aparat dostał szansę przetrwania i dalszej egzystencji. Polska jest niepodległa wbrew koncepcjom komunistów, wbrew zachowawczym elitom, które poszły na koncesje z upadającym reżimem. Niepodległość jest przez to ułomna i niewykorzystana zgodnie z aspiracjami narodu. Rzutuje to na rozwój gospodarki, jakość życia, kształtowanie kultury, wychowanie młodzieży. Ma to znaczenie dla ochrony interesów Polski i rodzimych wartości.
Czego my chcemy? Chcemy odtworzenia i udokumentowania prawdy historycznej o roli ugrupowań niepodległościowych w walce z komunizmem.. Chcemy pokazać, że był inny wybór, określona droga do niepodległości i radykalnych zmian ustrojowych, bardziej odpowiadający polskim dążeniom..
Celem naszym jest wskazanie, że w obecnym czasie jest szczególna potrzeba oparcia się na odwiecznych polskich wartościach, które motywowały walkę o niepodległość, a więc wolność, równość, wiara, kultura, tradycja i patriotyczne wychowanie. To rodziło w historii naszą wspólnotę i chroniło przed upadkiem. To nasza, polska tożsamość określała zarówno przedtem jak i obecnie nasze miejsce w Europie. Chcemy powiedzieć, że wyznaczanie celów i dążeń z pominięciem ideałów i wartości nie skupi i nie pobudzi społeczeństwa do wysiłku, bo nie nada mu głębszego sensu. Potęgę państwa buduje się na fundamencie wspólnych wartości, gospodarka jest tu tylko narzędziem. Nie wskaźniki ekonomiczne i wyznaczone doraźne cele materialne pobudzają wyobraźnie i mobilizują do działań. Ideały i wartości są mocniejszym i trwalszym argumentem do wysiłku dla zagubionych i narażonych na nihilizm ludzi. Wartości i ideały te można czerpać z dorobku polskich dążeń niepodległościowych, każda inna droga prowadzi życie narodu na manowce.
Jesteśmy formacją, w której nie pytano, co Ojczyzna nam da, lecz co my możemy dać Jej. Bierzemy na siebie obowiązek troski o Nią, o Jej niepodległość i jak najlepszy rozwój.
Dziś chcemy się wypowiedzieć, czy możliwe było odzyskanie niepodległości bez „okrągłego stołu” i jakie są skutki, jakie są następstwa przejęcia władzy przez formację okrągłostołową.
Waldemar Pernach
Kulawy mebel z "czarną polewką"
W sprawie tego mocno kulawego mebla, jakim był "Okrągły Stół" nie chce udawać obiektywnego eksperta: byłem jego zdecydowanym przeciwnikiem wówczas i nie znajduje powodów, aby moje zdanie zmienić. Nie przekonuje mnie bajdurzenie, że dzięki temu uniknięto rozlewu krwi jak w Rumunii. Sytuacja obu krajów była nieporównywalna, a tamtejsza sprowokowana wojna domowa była w dużym stopniu wynikiem wewnętrznych walk w aparacie rumuńskiej partii komunistycznej, choć wpływały na nią również sowieckie służby specjalne.
W Polsce nie groziła realizacja hasła: "A na drzewach zamiast liści będą wisieć komuniści".
Tak naprawdę "Okrągły Stół" nie był ucieczką od krwawych walk jak w 1956, 1970 czy 1981 roku, lecz elementem układu politycznego, którego stronami były PZPR i część opozycji. Owa część opozycji obawiała się, że - jeśli dojdzie nie daj Boże! - do wolnych wyborów to społeczeństwo zmiecie komunę, ale postawi na środowiska odwołujące się do wartości patriotycznych i narodowych, a nie ludzi o komunistycznej przeszłości i kosmopolitycznym widzeniu świata. "Okrągły Stół" jawi się więc jako przemyślany ruch na politycznej szachownicy marginalizujący niepodległościową cześć opozycji. Ten przereklamowany mebel był de facto kagańcem na wolnościowe aspiracje Polaków. Miał on też swój moralny i etyczny wymiar. Oto część solidarnościowych elit zdradziła współtowarzyszy walki i dawnych kolegów złożyła na ołtarzu politycznych karier. To była zdrada - i ludzi i ideałów.
Czy "Okrągły Stół" nic pozytywnego nie załatwił?
To demagogicznie postawione pytanie. Załatwił niemało i w obszarze wolności słowa i w obszarze zmian strukturalnych, instytucjonalnych państwa. Należy postawić inne pytanie: na ile "Okrągły Stół" zablokował znacznie dalej idące zmiany? Tak, rzeczywiście był przeszkodą na drodze do pełnej wolności, bo marsz do wolnej Polski spowolnił, a jednocześnie rzucił koło ratunkowe dla postkomunistów.
W wyniku układów zawartych w Magdalence komuna uzyskała swoistą "kroplówkę", która pozwoliła jej nie zejść ze sceny - w wymiarze ekonomicznym i politycznym - dzięki czemu weszli do rządu, a po 4 latach całkowicie wrócili do władzy. Przy "Okrągłym Stole", a zwłaszcza "stołach" i "podstolikach", było szereg uczciwych ludzi, patriotów, którzy traktowali te "negocjacje" jako kolejny etap w walce o niepodległość (Jan Olszewski, Wiesław Chrzanowski i Jarosław Kaczyński ze strony opozycyjnej oraz Władysław Siła-Nowicki - listek figowy strony rządowej). Pracowali rzetelnie, ale to nie oni byli architektami porozumień "pod stołem" i nie oni pili z Kiszczakiem wódkę w Magdalence. Potem stali się wrogami autorów "okrągłostołowej" zmowy i czynnie zwalczali niechlubne dziedzictwo "Okrągłego Stołu". Być może najgorsza wina politycznych kucharzy, którzy przygotowali "czarna polewkę" narodowi i wystawili ja na "Okrągłym Stole" było zabicie nadziei milionów Polaków. Nadziei na Polskę bez układów, Polskę, gdzie "prawo znaczy prawo, a sprawiedliwość - sprawiedliwość". Ta nadzieja wróciła w latach 2005-2007. I pewnie jeszcze wróci, ale tych straconych lat Rzeczpospolitej i Polakom nikt nie zwróci.
Ryszard Czarnecki
Poniżej zamieszczamy tekst, który z całą pewnością nie byłby opublikowany w Tygodniku Polskim, zarówno ze względu na temat, który nie interesuje nikogo w Redakcji, jak również ze względu na nazwisko autorki, które jest na „czarnej liście” Tygodnikowej cenzury.
Pozjazdowe refleksje
Gdy kilka miesięcy temu otrzymałam zaproszenie na II Zjazd Więźniów Politycznych Okresu Stanu Wojennego 1981-1989, nie tylko ucieszyłam się z możliwości bliższego poznania ludzi, którzy aktywnie walczyli z komuną ale też poczułam się tym zaproszeniem wyróżniona.
Związek Więźniów Politycznych Okresu Stanu Wojennego w Australii jest, jak dotąd, jedyną tego typu organizacją na świecie. Zrzesza więźniów reżimu komunistycznego mieszkających na emigracji. Tylko w Australii udało się bohaterom tej ostatniej polskiej wojny zorganizować i jeszcze raz samym sobie zaufać. Aby tego dokonać musieli przebić skorupę nieufności, sztucznie wzbudzanej przez esbeckich rezydentów, pokonać pogardę z jaką traktowały ich władze tzw. „zorganizowanej Polonii” i obalić ścianę milczenia, jaką oddzielali się od nich kolejni postkomunistyczni ambasadorowie i konsulowie RP. Zaiste niebagatelne to osiągnięcie i warte odnotowania w almanachach najnowszej historii australijskiej Polonii.
Nie bez wpływu na powstanie ZWPOSW miała wyjątkowa aktywność mieszkających w Australii byłych represjonowanych politycznie w PRL w czasie walki o pełną lustrację polityczną zarówno w Polsce, jak i w środowiskach polonijnych. W wyniku trwającej ponad rok intensywnej walki udało się wreszcie oddzielić polonijne plewy od ziarna.
Ujawnienie rezydujących w środowisku australijskiej Polonii agentów i konfidentów SB takich jak: TW Mateusz, TW Stefan i TW Sportowiec, nie tylko rozpoczęło proces politycznego oczyszczania Polonii ale też uwidoczniło zasięg infiltracji i inwigilacji środowisk polonijnych, w tym zarówno emigracji posolidarnościowej, jak i duchowieństwa, i mediów.
Na szczęście akta o kryptonimie „Polonia” zawierające dokumenty szpiegowania i manipulowania Polonią od 1944 roku są w pełni zachowane i czekają na „bardziej przyjazną sytuację polityczną”. Trudno w tej chwili przewidzieć kiedy się zakończy ochrona 100 000 agentów wyeksportowanych z PRL po II Wojnie Światowej ale wcześniej czy później ujawnienie rezydentów SB stanie się historyczną koniecznością i jak nie teraz to później okaże się kogo pośmiertnie trzeba będzie pozbawiać państwowych odznaczeń.
***
W miarę, jak zbliżała się data spotkania, zaczęły narastać we mnie obawy czy aby Zjazd ten nie otworzy blizn po psychicznych zranieniach jakich doznali wszyscy, którzy aktywnie stawiali opór reżyserom okresu stanu wojennego.
Wyjechałam przecież z Melbourne, aby odizolować się od toksycznego polonijnego środowiska, agentów WSI, współpracowników SB. Teraz pomyślałam jednak, że co ma być to będzie, w końcu Zjazd odbywa się w Zachodniej Australii i w dodatku tylko 400 km od miejsca, w którym mieszkam i pracuję.
Do podróżnej torby włożyłam flagę z napisem „Solidarność” i nagrania solidarnościowych piosenek. W czasie podróży zaczęłam przypominać sobie stan wojenny, więzienie, zatrzymania, rewizję. Aby się nie roztkliwić w kombatanckiej wiktymologii zaczęłam rozpaczliwie odtwarzać z pamięci dobre wspomnienia i przywoływać twarze ludzi z tamtych dni. Czasy tej prawdziwej „Solidarności”, w których wszyscy czuliśmy się u siebie i tak bardzo blisko. Teraz, odważni i bezkompromisowi odnaleźliśmy się wreszcie po ponad trzydziestu latach peerelowskiego zamordzia, fałszu i beznadziei. Zwykli ludzie, dzieci PRL-u, których nie udało się komunistom skorumpować i zastraszyć. Na chwilę udało się nam zachłysnąć wolnością i upajać nadzieją na lepsze życie w niepodległym kraju.
- Bez względu jak będzie - pomyślałam-to będzie ciekawie i barwnie - W tym optymistycznym nastroju weszłam do domu Henia Sawickiego.
Od razu poczułam, że jestem wśród swoich. Najpierw przywitanie z prezesem Czesiem Lipką, jednym z cichych bohaterów tamtych dni. Szczery, prawdziwy, skromny. Bez patosu, bez fasady. Jeden z urodzonych w PRL-u w poprzek. W 1971 roku gdy odmówił wstąpienia do PZPR wyrzucono go ze Szkoły Wojsk Pancernych w Poznaniu. Uczestnik strajku i członek straży strajkowej w Kopalni Węgla Kamiennego ZMP. 13 grudnia 1981 brał udział w strajku w kopalni „Jastrzębie”, gdzie był naocznym świadkiem pacyfikacji tej kopalni przez ZOMO. Od 18 grudnia 1981 był członkiem podziemnej grupy „Legion Polski”, ps. Cygan i dowodził grupą do zadań specjalnych i dywersyjnych. To on współorganizował akcję wysadzenia postumentu z godłem ZSRR przy pomniku Armii Czerwonej we Wodzisławiu. Skazany na 4.5 roku więzienia. W więzieniu walczył o prawa więźnia politycznego, uczestniczył w strajku głodowym, po 53 dniach został odwieziony do szpitala. Po wyjściu został bez pracy i bez możliwości znalezienia zatrudnienia i utrzymania rodziny. Wyjechał do Australii i obecnie mieszka w Sydney. Od 2002 jest członkiem Związku Więźniów Politycznych Okresu Stanu Wojennego w Katowicach, od stycznia 2008 jest przewodniczącym Oddziału Australijskiego ZWPOSW.
Witam się z Andrzejem Pokorskim, przyjacielem Czesia Lipki. Chłopak z tej samej kopalni KWK ZMP, też działał w „Legionie”, pseudonim „Kula” i wysadzał ten sam pomnik. Był redaktorem i autorem tekstów w piśmie Legionu „Bagnet”; był drukarzem i kolporterem, rozrzucał ulotki, nalepiał plakaty i „szkalował” ustrój antykomunistycznymi hasłami wypisywanymi na murach śląskich miast.
Andrzej od stycznia 2008 jest członkiem Stowarzyszenia Więźniów Politycznych Okresu Stanu Wojennego, Oddział w Sydney.
Z Sydney przyjechał też na Zjazd Hubert Blaszczyk, sędzia, który od września 1980 działał w „S”, był członkiem KZ przy Sądzie Wojewódzkim w Zielonej Górze; w 1981 doradcą prawnym MKK „S” w Świebodzinie. W grudniu 1981 odmówił wystąpienia z „S”. Od stycznia do marca 1982 członek Sztabu organizacji Podziemie NSZZ „S” Ziemi Świebodzińskiej. Aresztowany, skazany przez Sąd Śląskiego Okręgu Wojskowego we Wrocławiu na 4 lata więzienia w procesie 16 członków tej organizacji; zwolniony z pracy. Rozpracowywany w ramach SOS krypt. „Feniks” w związku z podejrzeniem o udział w kolportowaniu podziemnych wydawnictw i kontakty z działaczami podziemnej „S”. W 1987 odmówił podjęcia współpracy z SB. Od listopada 1987 na emigracji w Australii.
Każdy życiorys to życiorys bohatera. Jak blado w porównaniu z naszymi życiorysami wyglądają losy i „cierpienia” wielu polonijnych posolidarnościowych mitomanów.
Serdecznie uściski z dziewczynami Grażyną Pławską i Zosią Kwiatkowską - Dublaszewską. Ukradkiem wycierałam łzy przy spotkaniu z nimi. Z obiema nawiązałam bliższy kontakt w czasie organizowania obchodów 25- lecia powstania „Solidarności” w melbourneńskim Parlamencie. Pamiątki, które wówczas udostępniły wzbogaciły ekspozycję naszej wystawy „Poland's Way to Freedom”.
Zosię Sąd Wojenny skazał na 5 lat więzienia, i był to drugi najwyższy wyrok wydany na kobietę. Do więzienia trafiła dwukrotnie. Po drugim pobycie tam podjęła decyzję o wyjeździe. To jej i takim jak ona jest poświecony z trudem przepychający się przez polskie media film Piotra Zarębskiego pt. „Więźniarki”. Nic w tym dziwnego, skoro piedestały bohaterów dzisiejszej RP okupowane są przez bolkopodobnych i spółkę.
Grażynę znałam z pracy w MKZ NSZZ Katowice. Świetny drukarz. To ona drukowała pierwszy numer „Wolnego Związkowca” w Hucie Katowice. Ze zmilitaryzowanej huty wynosiła farbę drukarską i części do drukarki. Została aresztowana po wpadce tajnej drukarni. Nikogo nie wydała. Pierwsze przesłuchanie przesiedziała na dłoniach, aby przesłuchujący ją esbek nie zobaczył plam farby drukarskiej na rękach i za paznokciami. Nie załamało jej ani siedem miesięcy przesłuchań, ani prowadzenie pod eskortą i zakutej w kajdanki ulicami Katowic.
To one wspierały mnie w czasie prowadzonej przez Australijską Grupę Lustracyjną akcji na rzecz pełnej lustracji w Polsce i wśród Polonii.
Poczułam, że jestem u siebie, jestem wśród przyjaciół, tutaj jestem bezpieczna.
Rozpoczyna się formalna część Zjazdu. Omawiane są sprawy statutowe. Najważniejsza ze zmian to wprowadzenie zapisu otwierającego do naszej organizacji drzwi dla wszystkich represjonowanych w okresie stanu wojennego pod warunkiem uzyskania z Instytutu Pamięci Narodowej potwierdzenia, że kandydat na członka Związku nie był funkcjonariuszem, współpracownikiem lub kandydatem na współpracownika komunistycznych służb represji oraz udostępnienie materiałów IPN Zarządowi ZWPOSW. Utworzenie kasy zapomogowo-pożyczkowej dla członków Związku.
W dyskusji zwrócono uwagę na konieczność uświadomienia sobie faktu, jak ważne jest to, abyśmy się wzajemnie traktowali z szacunkiem i akceptowali reprezentowane przez nas poglądy polityczne. Byliśmy zgodni, że nasza organizacja ma prawo odmówienia przyjęcia w swoje szeregi członków partii komunistycznych.
Wszyscy mieliśmy świadomość, że nikt nic nam nie da, ani prawa do szacunku, ani nie poda na tacy zadośćuczynienia. O to musimy walczyć sami. I dlatego ważne będzie wspieranie wszelkich inicjatyw zmierzających do uznania naszych praw kombatanckich, rejestrowania i przechowywania materiałów historycznych dotyczących stanu wojennego. Naszym obowiązkiem jest zachęcanie kolegów to uzyskiwania archiwalnych dokumentów z IPN i ujawniania nazwisk naszych prześladowców. Ważne też będzie zwrócenie uwagi władzom w RP na konieczność weryfikowania politycznej przeszłości kandydatów do wysokich odznaczeń państwowych. Może wówczas udało by się uniknąć kompromitacji ich przyznawania tym, którzy w przeszłości byli współpracownikami komunistycznego aparatu represji.
Na zakończenie podjęliśmy decyzję o powołaniu Komitetu Organizowania Obchodów XXX Rocznicy powstania „Solidarności”. To na nas, tych z solidarnościowych barykad, spoczywa obowiązek upamiętnienia tej rocznicy, tak jak ona na to zasługuje i tylko my mamy moralne prawo do jej organizowania.
Mamy też prawo być dumni z naszych życiorysów i naszych dokonań. Wszyscy przecież walczyliśmy do końca, straciliśmy zdrowie, rodzinę, przyjaciół, pracę i nadzieję. Nikt z nas nie splamił się współpracą ani donosicielstwem. Wyrzuceni z naszej Ojczyzny długo nie mogliśmy się odnaleźć. Przyjechaliśmy późno, przed nami przyjechali tutaj inni, ci którzy koczowali w przejściowych obozach w Traiskirchen w Austrii, Friedland w RFN, Latina we Włoszech. 100 tysięcy Polaków wyjechało na Zachód w ciągu ostatnich sześciu miesięcy poprzedzających wprowadzenie stanu wojennego. Dalszych 60 tysiecy z obozów dla uchodźców rozlało się po mapie świata po 13 grudnia 1980. Drugą grupę emigracyjną stanowili ci wszyscy, którzy wyjechali w stanie wojennym w ramach specjalnej akcji MSW. Inicjatorem akcji był generał Czesław Kiszczak. To on w styczniu 1982 roku wydał polecenie „zachęcania wszelkimi sposobami niewygodnych dla ustroju działaczy opozycyjnych” do wyjazdu z kraju. Jej celem było wyeksportowanie na emigrację niewygodnych byłych internowanych i działaczy opozycyjnych. W ramach tej pozasądowej banicji wyjechało dalszych 3015 byłych internowanych i więzionych działaczy. W końcowym okresie PRL poza granicami kraju przebywało 1.200 000 Polaków z czego można wyciągnąć wniosek, że jeden działacz Solidarności, internowany, prześladowany czy więziony przypada na 400 innych polskich emigrantów.
Wyjechaliśmy z kraju z paszportami w jedną tylko stronę. Typowy paszport miał stempel „z prawem jednokrotnego przekroczenia granicy polskiej oraz powrotu”. Nam, emigrującym z PRL-u, władza wydawała paszporty „w jedną stronę”. W paszportach emigracyjnych słowa „oraz powrotu” były pominięte. Tym sposobem paszport stawał się biletem w jedną stronę. Jeszcze jednym komunistycznym bezprawiem łamiącym wszystkie międzynarodowe prawa i czyniącym z nas politycznych wygnańców z własnego kraju.
Ilu nas jest, trudno powiedzieć, ale na pewno jesteśmy mniejszością. Lecz nie ilość a jakość jest ważna. Przecież autorami światowej rewolucji było trzech komunistów: Marks, Engels i Lenin, to czego może dokonać dwunastu antykomunistów?
Zdajemy sobie sprawę z procesów szarpiących Polską w okresie politycznych transformacji. Z przerażeniem przyglądaliśmy się, jak przez 18 lat rządy o posolidarnościowym, pożal się Boże rodowodzie, debatowały nad ustawą o odszkodowaniach dla bezprawnie osadzonych w więzieniach działaczy „Solidarności”.
O tym wszystkim mówiliśmy na naszym Zjeździe. Jeszcze kilka głosów w dyskusji, następnie emisja filmu o manipulacji wyborami i powołaniem do życia II Solidarności w 1989 roku.
Koniec części formalnej i czas na nocne rodaków rozmowy. Dla ilu z nas tamte czasy wciąż są żywe, dla ilu z nas przeżycia tamtych dni miały znaczący wpływ na podejmowane później decyzje i wybory. Ilu pamięta szczegóły aresztowania, przesłuchiwania? Ilu pamięta strach, ilu zna piosenki i wiersze Solidarności. Ilu z nas płacze słuchając Kaczmarskiego? Prawie wszyscy. Wyczuleni na niesprawiedliwość i manipulacje, wrażliwi na ludzkie cierpienie, za walkę o ideały i principia jesteśmy gotowi do najwyższych poświęceń.
Dla każdego z nas traumatyczne przeżycia okresu stanu wojennego są jak źle zaleczona rana. Nikomu z nas po przyjeździe do Australii nie udzielono żadnej terapeutycznej pomocy. Może dlatego czasami chce się płakać, czasami nie można spać po nocach. Może dlatego czasami jest smutno bez żadnego wyraźnego powodu, a czasami chce się wyć z bezsilności.
Może dlatego też tak dobrze i bezpiecznie czujemy się we własnym kombatanckim gronie, w otoczeniu ludzi, którym nie potrzeba wszystkiego wyjaśniać, bo oni wiedzą i czują tak samo.
Udało nam się przeżyć, udało nam się wreszcie odnaleźć. Najtrudniejsze jest za nami.
Władzom Związku z całego serca życzę zdrowia i wytrwałości.
Dziękuję za zaproszenie, i jako pierwszy członek Związku Więźniów Politycznych Okresu Stanu Wojennego bez skazującego wyroku sądowego, zachęcam innych do współpracy z naszą organizacją.
PS. Zainteresowanych życiorysami bohaterów prawdziwej Solidarności zachęcam do lektury biogramów zamieszczonych na stronie www.encyklopedia-solidarnosci.pl
Elżbieta Szczepańska
Na marginesie cyklu Ściosa
Ciekawe, czy ktoś zgadłby, przeczytawszy poniższe twierdzenie, kto jest jego autorem? Twierdzenie brzmi tak: „Nie można zrozumieć nonsensu życia społecznego i życia gospodarczego w 1990 roku w Polsce bez zrozumienia źródeł sprawowania władzy nad tymi dziedzinami. Źródło tej władzy tkwi w Moskwie.” Trudno odgadnąć? To może dłuższy cytat:
„Dziś - jest rok 1990 - publicznie można napisać w Polsce, że osobnik o pseudonimie Lenin, agent między innymi austriackiego wywiadu, dotarł do Rosji w trakcie Pierwszej Wojny Światowej XX stulecia. I oto szpieg z walizką pieniędzy został szefem władzy w państwie - nic nowego. Czy zdradził mocodawców, tego nie wiem - to oni musieliby powiedzieć - osobiście wydaje mi się, że nie. Wkoło kamraci zbrodni, też agenci tajnych służb z różnych stron i trochę ideowych durniów. Przewrót ten o tyle jest godny uwagi, że główny ośrodek władzy przekształcił się z monarchii absolutnej czyli dyktatury, w centralę wywiadowczo-dywersyjną, czyli też w dyktaturę. Każda centrala wywiadowcza jest narażona na penetrację i każda broni się przed tym. Ale co wyznacza byt centrali w normalnym państwie? Środki i cele działania wyznacza władza. Są to przede wszystkim badania ewentualnego agresora oraz poszukiwanie możliwości ekspansji. Tutaj centrala stała się władzą, a więc to ona miała określić, co jest jej przydatne do rozwoju, co jest jej celem i ona miała od tej pory decydować, co jest informacją prawdziwą, fałszywą, lub nieistotną. Własne społeczeństwo oraz narody podbite stały się rezerwuarem kadr oraz niewolnikami dostarczającymi środków do ekspansji. Tylko ekspansja jest ideą pochwyconych na lep władzy pracowników centrali. Zawładnięcie kolejnymi obszarami strategicznych informacji i wykorzystanie ich do kolejnych podbojów strategicznych stref życia. Ale co jest strategiczną strefą i czyjego życia ? To określa każdorazowo Centrala, bo ona decyduje, co jest ważne, a co nie. Ona decyduje, co jest prawdą. Elementarną prawdą centrali jest jej byt. Stąd ustalenie przez nią, kto i dlaczego zagraża bytowi Centrali.”
To śp. Michał Falzmann we wrześniu 1990 r. na łamach „Głosu Wolnego Robotnika CDN” - ten tekst przypomniał niedawno M. Dakowski na swojej stronie internetowej, zwracając uwagę, że niedługo upłynie 20 rocznica od opublikowania tego tekstu wartego uważnej lektury także dziś. Może nawet bardziej dziś niż kiedykolwiek. Słusznie zresztą Magda F. wraca do całej sprawy „burzliwych początków” transformacji, ja pozwolę sobie, dla uzupełnienia obrazu Magdy, zacytować jeszcze jeden istotny fragment głośnej publikacji Falzmanna:
„Sieć władzy w Polsce zaczyna się w Moskwie. Tam są komputery i ludzie na bieżąco analizujący to, co się dzieje tutaj, tam są przygotowywane i uchwalane (tak, uchwalane) decyzje. W Polsce znajduje się tylko aparat wykonawczy. Obejmuje on swym zasięgiem całość życia społecznego i gospodarczego. Przykład: Sejm uchwala ustawę o Funduszu Obsługi Zadłużenia Zagranicznego. Ustawa ta nakazuje na dobro tego „nowotworu” instytucjonalnego (czyli Funduszu) wpłacać quasi-podatek, kwotę stanowiąca pewien procent (zmienny) liczony od wartości sprzedaży produkcji przedsiębiorstw. Zmienność ta jest furtką pozostawioną przez ustawodawcę. Furtką tą wchodzić i wychodzić będzie jeden z szeregowych zastępców dyrektora departamentu handlu zagranicznego w super-resorcie, czyli w Ministerstwie Finansów. Pan ten (nazwisko jakie figuruje na zarządzeniach, decyzjach, wyjaśnieniach Ministerstwa finansów w tej sprawie brzmi: Rejent) miotając się w twórczym szale prawa powielaczowego, inkasuje od przedsiębiorstw nie wiadomo ile złotówek.
Kolejne zmiany różnych ustaw, uchwał, rozporządzeń, zarządzeń, instrukcji, pism okólnych pozwalają zamienić te złotówki na dolary USA, oznacza to, że decydent w Moskwie otrzymał do dyspozycji - gratis - pewną sumę w dolarach USA. Problem ekspedycji tych walorów do zachodniej Europy został również rozwiązany. Fundusz jest oficjalną polską instytucją zajmującą się prowadzeniem Księgi „polskich długów”, to tu mieści się wykaz wierzycieli i tu teoretycznie powinny się znajdować dane: komu, ile i za co zapłacono. Ale tak nie jest. Decydent moskiewski każe łączyć pieniądze z Polski ze swoimi i płacić na odpowiednie konta. Każe dokonywać operacji polegających na ukryciu transakcji Funduszu poprzez innych kontrahentów. I tak, prezes Funduszu, pan Żemek, podpisuje umowę z panem Przywieczerskim, dyrektorem przedsiębiorstwa UNIVERSAL o tym, że nie będą dokonywali wymaganej prawem dokumentacji umów na piśmie. Następnie Fundusz udziela pożyczek, udziela gwarancji, udziela poręczeń, a UNIVERSAL zaciąga długi, płaci zobowiązania i ekspediuje pieniądze (już tym razem jako prowadzący działalność handlową) na prywatne konta poza granicą Polski. Proceder ten jest ukryty za parawanem tajemnicy państwowej, a faktycznie jest co najmniej pomaganiem złodziejowi w kradzieży państwowego mienia. Słowo kradzież jest tu o tyle na miejscu, że ten sam Przywieczerski jako dyrektor UNIVERSALU podpisuje kontrakty na wywóz wyrobów z polskiej miedzi na warunkach rażąco mniej korzystnych od innego polskiego przedsiębiorstwa i wywołuje straty (na przykład tylko w marcu 1990 r.) sześć miliardów złotych, to jest 600 tysięcy dolarów USA po kursie 10 tysięcy złotych za 1 dolara) u producenta Walcowni Metali „Warszawa”, dawny Norblin. Oznacza to zabór mienia znacznej wartości i (śmiejąc się) nawet bez uzasadniania, na przykład „dobrem gospodarki polskiej”. Galimatias pogłębia działanie ówczesnego monopolisty, jakim był Bank Handlowy SA: gubienie części z wymaganych kompletnych zbiorów dokumentów uzasadniających przekazywanie pieniędzy, zwroty, pomyłki, korekty przelewów. Co dopełnia obrazu.
PODSUMUJMY: Wymieniliśmy winnych kradzieży:
- Sejm - ustawa o Funduszu Zadłużenia Zagranicznego;
- Ministerstwo Finansów (rząd) - przepisy wykonawcze:
- Fundusz Obsługi Zadłużenia Zagranicznego (to instytucja) - umowy o dokonywanie transakcji;
- Przedsiębiorstwo Handlu Zagranicznego UNIVERSAL - transfer pieniądza, wadliwe transakcje;
- Bank Handlowy SA - obsługa techniczna, przekazywanie pieniędzy.”
Wszystko to przyszło mi jakoś do głowy, gdy niedawno przeczytałem znakomity cykl Aleksandra Ściosa („Kręgi”), po lekturze którego można dojść do wniosku, że po 20 latach jesteśmy w punkcie wyjścia, czyli w sytuacji zarysowanej tak naprawdę przez A. Golicyna - pozorny demontaż komunizmu z pozostawieniem pełni wpływów dla komunistycznej Bezpieki we wszystkich istotnych dziedzinach życia. Ten wniosek jednak byłby powierzchowny, bo wiem po 20 latach jesteśmy już nie w sytuacji „konstruowania chaosu”, lecz jego pełnego kontrolowania. Oczywiście chaos nie wymykał się spod kontroli od wczesnych dni „transformacji”, o czym świadczy film J. Zalewskiego pt. „Oszołom” (1994), kiedy to Falzmann, jeszcze pracując w Izbie Skarbowej, dostaje do rąk dziwny dokument pokazujący wielorakie „szczeble” wytransferowania miliona dolarów za granicę (na jakieś Kajmany) i okazuje się, że Izba Skarbowa nie jest w stanie znaleźć winnych tych transferów. Już wtedy więc Bezpieka i Wojskówka „rozpoznają walką” rozmaite „demokratyczne” (no bo przecież już nie komunistyczne - „jesteśmy w swoim domu”, panie dzieju, prawda) instytucje mające służyć kontroli newralgicznych sfer działalności państwowej i gospodarczej - i już wtedy okazuje się, że wielkich przeszkód tego rodzaju działaniom stawiać się nie będzie. No, pojawią się najwyżej drobne przeszkody w postaci jakichś oszołomów, typu Falzmann, ale z nimi ludzie dawnego systemu potrafią sobie radzić po staremu, tak jak sowiecka mafia obchodzi się zwykle z niewygodnymi świadkami. Jak pamiętamy zresztą, niedługo po zawale serca 38-letniego Falzmanna, a jeszcze przed ogłoszeniem raportu NIK-u nt. Funduszu Obsługi Zadłużenia Zagranicznego ginie w wypadku samochodowym W. Pańko, ówczesny szef NIK-u, no i parę innych osób.
Tak bowiem musiała się hartować stal w warunkach neokomunizmu (określenie Z. Herberta, inny oszołom).
Co może mieć FOZZ i afera związana z nielegalnym wykupywaniem własnych długów przez Polskę z czego odsetki trafiały do tajemniczych kieszeni, do dzisiejszych, złotych czasów, w których żadnych już afer nie ma, a nawet jeśli są, to i tak już nikogo nie obchodzą? Otóż w marcu 1990 r. w poufnym memorandum dla szefa Międzynarodowego Funduszu Walutowego L. Balcerowicz deklarował m.in. utrzymywanie przez kilka lat (tj. do 1993 r.) stałego kursu dolara oraz zezwalał na nieograniczony transfer pieniędzy - kto miał dostęp do tych wiadomości, ten żył jak król. Obecnie szykuje się przecież analogiczna polityka monetarna związana z wchodzeniem do eurolandu. Czy na tym nie można będzie znowu zbić kokosów? Ależ można będzie i niejedną fortunę ujrzymy. Niejeden pucybut Bezpieki zostanie milionerem - takie bowiem są koleje rzeczy w postpeerelu, który nie tylko coraz bardziej skraca nam smycz, ale coraz wyraźnie zaczyna peerel przypominać. I to jest właśnie moja ostatnia refleksja na marginesie tekstu nieocenionego Ściosa. Dziś już nikt ze złodziejstwem się specjalnie nie kryje, nepotyzm staje się swego rodzaju wizytówką życia politycznego, a korupcja już dawno stała się normą w funkcjonowaniu życia publicznego. Dziś oszołomami są ci, co uważają, że to wszystko jeszcze da się jakoś zmienić. Możemy się pocieszać tylko tym, że oszołomów jest więcej niż w 1990 r., ale czy to wystarczy, by obalić neokomunizm?
Free Your Mind