Magiczne Śluby prolog rozdział 4


Magiczne Sluby

Prolog

Bella

Samolot. Wiatr. Kolega Ben obok mnie. Adrealina i niesamowita radość oraz mój krzyk: Kocham to!!!!!! Jestem bardzo szczęśliwa. Nagle głos Bena kończy moją euforię: Kocham Cię!!!!. Udaję, że go nie słyszę, jednak chłopak domaga się odpowiedzi. Nie wiem co zrobić, więc decyduje się na moim zdaniem najlepszą odpowiedź. Rozkładam więc spadochron i krzyczę: Nie słyszę Cię! Wylądowaliśmy. Szybko pędzę po swoje rzeczy i się przebieram. Pędzę na lotnisko, bardzo mi się spieszy, więc Ben mnie odwozi. Wykrzykuję szybkie podziękowanie i biegnę w stronę wejścia na lotnisko. Niestety zatrzymuje mnie jego głos:

- Chcę żebyś została.

- Muszę lecieć. Spóźnię się na samolot.

- Zadzwoń do mnie.

- Dobrze- odkrzykuję w biegu, chociaż doskonale wiem, że jeżeli zdążę na ten samolot to już się z nim nigdy nie skontaktuje, ale on nie musi wiedzieć prawda?

W sumie nic mnie to nie obchodzi. Aha jestem Bella Swan. W razie jakbyście się jeszcze nie zorientowali to dzisiaj skoczyłam ze spadochronem w Hiszpanii. W tej chwili spieszę się na samolot, ponieważ jedna z moich przyjaciółek Rosalie bierze ślub za 5 godzin w Stanach, a ja jestem jedną z druhen. Więc musicie o mnie wiedzieć tyle: Jestem Isabella Swan, podróżnik, poszukiwacz przygód, samotny strzelec, dziennikarz i……..

NIE CIERPIĘ ŚLUBÓW!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!

Rozdział 1

Bella

Siedzę w samolocie, który ma opóźnienie, na dodatek obok obleśnego, starego faceta, który ślini się na mój widok. Lądujemy i już wiem, że spóźnię się na ślub, a moje przyjaciółki Alice i Rose mnie zabiją. Wiem także, że będą na mnie czekać, więc ślub będzie opóźniony. Po odprawie szybko wybiegam z lotniska i wsiadam do pierwszej taksówki w zasięgu mego wzroku. Na szczęście nie ma korków, a wręcz przeciwnie drogi są prawie puste. Przed kościołem czeka na mnie zdenerwowany Jasper. Widząc go w takim stanie wiedziałam, że Alice będzie 10 razy gorsza. Całuję przyjaciela w policzek i proszę, by zapłacił za taksówkę. Teraz czeka na mnie najgorsze, muszę zmierzyć się z dziewczynami. Gdy tylko dotarłam do drzwi salki dla Panny Młodej, otworzyły się one gwałtownie i zostałam wciągnięta przez Chochlika- Alice do środka. Bez żadnego powitania, czy choćby jakiegokolwiek słowa, wepchnęła mnie za parawan, wraz z sukienką, bielizną i butami. Szybko się przebrałam, jednak dopiero teraz zauważyłam, co mam na sobie i szczerze byłam w szoku. Zwykła, prosta sukienka do samej ziemi, na grubych ramiączkach, z dekoltem w kształcie litery V, pod biustem odcinana grubą wstążką z kokardą w kolorze wiśniowym zdecydowanie nie była w stylu Rose, a już na pewno nie w stylu Alice. Może wreszcie pomyślały o tym, żeby mi to ułatwić?

Jednak gdy zobaczyłam buty zrozumiałam, że sukienka jest lekką rekompensatą, ponieważ miałam założyć sandałki na tak wysokiej szpilce , że prawdopodobnie zabiję się w drodze do ołtarza. Gdy Alice zobaczyła, że jestem gotowa, szybko przeczesała moje włosy szczotką, wcisnęła mi bukiet w ręce i szybko zaprowadziła do Rosalie. Dobra, mówiłam, że Alice jest wściekła???

Cofam to. W porównaniu do Rose, Alice jest tylko trochę zdenerwowana. Dziewczyna wyglądała jakby chciała mnie zabić. Na szczęście wiedziałam, jak ją udobruchać. Jej gniew zelżał, gdy zobaczyła, że przyniosłam jej mój stary naszyjnik, który tak uwielbiała. Po prostu przytuliła mnie i powiedziała: Isabello Swan! Zabiję Cię za to, że mój ślub zacznie się 30 min po czasie, ale cieszę się, że jesteś. Pocałowała mnie i wypchnęła za drzwi, ponieważ zaczęła grać muzyka i musiałam wraz z Jessicą i Alice wejść do kościoła. Przed drzwiami zdążyłam jeszcze pomyśleć: Przedstawienie czas zacząć!!!!!!

Alice

Nie mogę uwierzyć, że znów to zrobiła. 30 min przed ślubem ja i Rose, byłyśmy zirytowane, 10 min przed ślubem zdenerwowane. Gdy nadeszła godzina, w której miał się zacząć ślub byłyśmy wkurzone, ale już 5 min później wiedziałyśmy jedno zabijemy Bellę!!!!!! Rosalie już prawie podjęła decyzję, by zacząć bez niej, gdy usłyszałyśmy, że ktoś biegnie. Wiedziałam, że to ona, po prostu to czułam. Otworzyłam drzwi, wciągnęłam ją do środka i wraz ze strojem, wepchnęłam za parawan. 5 min później była gotowa. Widziałam, że suknia jej się podoba. Szybko przeczesałam jej włosy, wepchnęłam bukiet w ręce i zaprowadziłam do Rose. Gdy Bella dała jej swój naszyjnik, Rosalie powiedziała dokładnie to, o czym pomyślałam: Isabello Swan! Zabiję Cię za to, że mój ślub zacznie się 30 min po czasie , ale cieszę się, że jesteś. Potem szybko szłyśmy do kościoła.

Bella

Szłyśmy wolno środkiem kościoła. Najpierw Jessica, potem Alice i na końcu ja. Zobaczyłam Emmetta. Prezentował się świetnie, jednak jego mina mówiła: Cieszę się, że jesteś, ale mimo to cię zabije! Ustawiłyśmy się przy ołtarzu, muzyka zmieniła się i weszła Rose. Dopiero teraz zauważyłam, co ma na sobie i to wprawiło mnie w jeszcze większe osłupienie, niż moja suknia. Rose, która zawsze lubiła krzykliwe stroje , kroczyła środkiem kościoła, trzymając ojca pod rękę w zwyczajnej, prostej, czysto białej sukni, bez żadnych dodatków, z krótkim trenem. Jeszcze bardziej zdziwiłam się, że Rosalie, która zawsze mówiła, że welon jest totalnie brzydki i niegustowny oraz, że nigdy go nie założy miała na głowie taki do samej ziemi. Wyglądała pięknie, zresztą jak zawsze. Przecież to blond włosa Rose z wyglądem modelki. Ceremonia przebiegła szybko. Oczywiście oboje powiedzieli „tak”, nikt nie znał powodu dla którego nie mogliby być razem i na końcu się pocałowali. Jak zwykle nudy!!! Wiem, wiem. Większość dziewczyn o tym marzy, ale ja do tej większości nie należę. Wręcz przeciwnie, ja tego nie chcę!!! Po tym jak dałam Rosalie i Emmettowi prezent, zaczęłam zastanawiać się, gdzie jest Alice, która zniknęła zaraz po przyjeździe do Sali Weselnej. Wzięłam dwa kieliszki szampana i poszłam jej szukać. Oczywiście znalazłam ją w damskiej ubikacji z Jasperem. Nie mogłam tak po prostu odejść. Zła Bella musiała im przeszkodzić hehe.

- Wow. Ledwo zaczęło się wesele, poczekajcie do nocy, aż goście będą całkowicie zalani. Alice przyniosłam Ci szampana.- i zrobiłam minę niewinnego dziecka. Jasper spalił buraka, poprawił się i poszedł, natomiast Alice przyzwyczajona do moich akcji została ze mną. Ale wiedziałam, że czeka mnie ta rozmowa.

- Znów się spóźniłaś. Brawo. Rose o mało się nie rozpłakała. Rozumiem, że na ślub Lauren, Angeli i Iriny się spóźniłaś, ale na ślub Rose, jednej z twoich najlepszych przyjaciółek?- zaczęła swoją przemowę- Jako druhna powinnaś wspierać Pannę Młodą, pomagać jej.

- Daj spokój. Wiesz, że nie cierpię tej całej szopki. A poza tym, bez przesady, w ciągu dwóch miesięcy byłam druhną cztery razy! To jest beznadziejne!

- Nie narzekaj. Ja pomagałam w przygotowaniach. Chodziłam do kwiaciarni, kosmetyczki, fryzjera, firmy Cateringowej, kościoła. Pomagałam wybrać samochód, lokal, zespół. Nadzorowałam prace dekoratorów. Kupowałam z Rose sukienkę, pomagałam jej dobrać dodatki, doradzałam z fryzurą. Byłam z nią gdy wybierała sukienki i dodatki dla druhen oraz zaproszenia. Mało tego , pomagałam Emmettowi i chłopakom w kupnie garniturów. A ty co zrobiłaś?- Odpowiedziałam po jakichś 2 min, bo byłam w szoku. Zdecydowałam się zmienić temat. Wiem, że Alice to podłapie i zakończy wykład.

- Ty to kochasz i wiesz o tym wszystko, a ja tego nie cierpię i nie wiem nic o tym. A tak w ogóle to skoczyłam ze spadochronem!- po jej minie widziałam, że załapała, i że zacznie się luźna rozmowa.

- Sama?- zapytała z uniesionymi brwiami

- Z kolegą- odpowiedziałam szczerze. Nigdy jej nie okłamuje.

- Hmmmm z przystojnym kolegą??? Tylko skakałaś???

- Hej. Przepraszam bardzo to ty na każdy weselu bzykasz się z Jasperem w toalecie- i wystawiłam jej język jak mała dziewczynka.

- Zazdrościsz?

- Oczywiście

- Wiesz może ty też byś mogła, gdybyś przebywała gdzieś dłużej niż tydzień- zaczyna się pomyślałam

- Nie mogę. Piszę o podróżach i przygodach. A poza tym ja nie nadaje się do związków!!!!

- Taaaaa. Słyszę to od 5 lat!- postanowiłam zmienić temat po raz kolejny i już wiedziałam na jaki. Pończochy strasznie mnie cisną. Zapytałam więc:

- Jaki rozmiar pończoch mi kupiłyście? Strasznie cisną.

- Ten co zawsze 2.

Bez skrupułów zdjęłam je i wyszłyśmy z łazienki. Po drodze minęłyśmy staw, do którego wyrzuciłam pończochy. Zanim Alice zdążyła to skomentować, znalazła nas Jessica z informacją, że za chwile podadzą tort, więc poszłyśmy do stolika. Tort był pyszny, ale potem ojciec Rose, Pan Hale, rozpoczął swój nudny toast, który brzmiał bardziej jak reklama. Gdy myślałam, że zasnę, usłyszałam jak mówi:

- Wypijmy za zdrowie Młodej Pary- więc postanowiłam się wtrącić. Wzięła, do ręki kieliszek i powiedziałam:

- Za małżeństwo. Wesoły koniec namiętności.

Zaczęła się zabawa, a ja coraz więcej piłam i tańczyłam.

Rosalie

Cieszę się, że Bella dotarła. Ślub miną sprawnie. Toast taty był nudny i brzmiał bardziej jak reklama, ale to co powiedziała Bella o namiętności, było przesadą. Niestety, powiedziała to Bella i gdy zobaczyłam jak dobrze się bawi, nie mogłam zrobić jej awantury. Jednak po 22 była tak zalana, że ledwo kontaktowała. Gdy powiedziała mojemu dziadkowi, że żałuje iż to nie z nim straciła dziewictwo i jak gdyby nigdy nic poszła tańczyć z Jasperem, powiedziałam do Alice i Jessici:

- Dobrze, chyba starczy. Zabiorę ją stąd.

- Daj spokój- powiedziała Alice

-Tak, widzisz jak dobrze się bawi- poparła ja Jessica

-Powiedziała mojemu dziadkowi, że żałuje iż to nie z nim straciła dziewictwo- broniłam się.

- Na pewno go ucieszyła. Przecież wiesz jak nie cierpi ślubów. Musi odreagować. Ciesz się, że nie zaczęła przy nim robić striptizu jak przed dziadkiem Iriny - broniła jej Alice.

Jednak problem sam się rozwiązał, bo Bella właśnie skończyła tańczyć z Jasperem, podbiegła do nas i powiedziała:

-Świetna impreza. Idę szukać pończoch.

I już jej nie było. Po prostu wybiegła.

Bella

Zaczęłam tańczyć i pić. W pewnym momencie byłam tak pijana, że powiedziałam jakiemuś staruszkowi, że żałuje iż to nie z nim straciłam dziewictwo . Po tańcu z Jasperem zbiegłam z parkietu. Znalazłam dziewczyny i powiedziałam im, że świetnie się bawię oraz, że idę szukać pończoch. Wybiegłam na podwórko i nie zwalniając tempa, biegłam do stawu. Weszłam do wody i szukałam ich już dobre 5 min, gdy usłyszałam za sobą męski głos:

- Są po lewej….

http://www.wedding.w8w.pl/SUKNIE/SUKNIE%20DLA%20DRUHEN/slides/jh5722.html - suknia druhny, coś podobnego do tego ale nie do końca to

http://www.slubne.pl/index.php?pid=3&col=1&item_id=3085&cmd=show_item&gallery_id=&shift=7- suknia Rose, coś podobnego do tego modelu ale też nie do końca

Rozdział 2

Bella

Zastygłam w bezruchu. Głos był tak piękny, że musiałam zobaczyć jego właściciela, dlatego obróciłam się powoli. Zamarłam. W świetle latarni stał najprzystojniejszy facet, jakiego w życiu widziałam. Ubrany był jak każdy mężczyzna na ślub. Miał na sobie czarny garnitur, zieloną koszulę i zielono-czarny krawat. Kasztanowe włosy były utrzymane w cudownym nieładzie. Wpatrywałam się w niego jakieś 5 min. Doszłam do wniosku, że muszę coś powiedzieć, ale nie miałam pojęcia co. Dlatego wybrałam bardzo wyszukane pytanie:

- Co?- cudownie Bello, pomyślałam.

- Są po lewej.- Dalej patrzyłam na Niego jak ciele w malowane wrota więc wyjaśnił- Twoje pończochy są po lewej.

No więc ruszyłam w kierunku moich pończoch, gdy znowu mi przerwał.

- Idziesz w prawą stronę. Pończochy są w lewą- zarumieniłam się i zmieniłam kierunek, Rzeczywiście były tam.

- Dziękuję bardzo. Musiały mi się ześlizgnąć, gdy przechodziłam koło stawu.

- Z pewnością same się zsunęły. Przecież ty ich na pewno nie zdjęłaś i nie wyrzuciłaś- powiedział z sarkazmem.

- Sugerujesz, że kłamię?- zapytałam unosząc brwi.

- Gdzież bym śmiał- odpowiedział. Postanowiłam, że czas na zmianę tematu.

- Piękna noc.

- Nawet bardzo.

- Cudowny księżyc i gwiazdy

- Zaiste

- Jest bardzo gorąco. Aż chce się pływać- powiedziałam, uśmiechając się dwuznacznie.

- Nie za bardzo.

- Hmmm. Masz żonę lub dziewczynę, czy po prostu jesteś prawiczkiem i nudziarzem?- zapytałam- Czy może jesteś gejem?

- I to wszystko wywnioskowałaś z tego, że nie mam ochoty pływać?

- Ta koszula jest gejowska.

- Co z nią jest nie tak?

- Czy powiedziałam, że jest z nią coś nie tak?

- No wiesz. Zawsze warto poznać opinię kobiety o stroju. Zwłaszcza druhny, która upiła się i szuka pończoch w stawie.

Byłam niesamowicie wkurzona. Wyszłam ze stawu i już miałam iść jak najdalej od niego, gdy usłyszałam:

- Jesteś przemoczona. Wsadzę Cię do taksówki.

- Nie, dziękuję. Sama umiem o siebie zadbać.- Odpowiedziałam i ruszyłam w kierunku kuchni. Weszłam do pomieszczenia, które teraz było puste. Wzięłam szampana i zaczęłam pić go z butelki. Było mi zimno w nogi, więc doszłam do wniosku, że poszukam skarpetek. I wtedy znowu usłyszałam ten głos:

- Wiesz, w niektórych częściach świata to, że kuchnia jest zamknięta oznacza, iż nie można z niej korzystać.

- No cóż, w niektórych częściach świata mężczyzna nie chodzi za kobietą, gdy ta wyraźnie ma go dość.

- Zostaw tego szampana. Już jesteś pijana

- Jak już Ci mówiłam, nie jestem dzieckiem i robię to, na co mam ochotę

- Czego szukasz?

- Skarpet

- I myślisz, że znajdziesz je w kuchni?

- Tak

- Na jakiej podstawie tak sądzisz?

- Gdybym była personelem schowałabym je tu w razie gdyby zalało kuchnię.

Facet podniósł mnie jakbym nic nie ważyła, posadził na blacie i kazał siedzieć. Oczywiście się wściekłam:

- Nie jesteś ani moim facetem, ani moim ojcem, ani moim przyjacielem. Nie znam Cię, więc nie możesz mi rozkazywać!

- Wystarczy! Dość tego!- powiedział i założył mi swoją marynarkę na ramiona. Gdy się przybliżył by to zrobić pomyślałam, że zamiast się kłócić moglibyśmy robić coś innego. Położyłam się na blacie i powiedziałam:

- Dasz mi buzi?

- Nie, bo nic byś nie pamiętała.

- To co?

- Dla mnie to problem, chyba powinienem iść- i tak po prostu wyszedł. Wkurzona i odtrącona wyszłam z kuchni. Spotkałam jakiegoś dzieciaka, który był kelnerem i zaczęliśmy rozmawiać. Poczułam, że muszę komuś powiedzieć co mnie trapi:

- Wiesz Alec, nie czuję się samotna. Nie na co dzień. Robię to co kocham, piszę i podróżuję, i to jest moje życie. Ale potem przyjeżdżam na taki ślub i widzę, że wszyscy mają partnerów do tańca- wyżaliłam się.

Ja mogę z tobą zatańczyć- odpowiedział. Zgodziłam się, więc zaczęliśmy tańczyć. Wtedy mnie pocałował. Nie chciałam tego, nie podobało mi się, ani nie sprawiło mi to przyjemności. I wtedy znowu usłyszałam Ten głos. Mówił do taksówkarza:

- Upewni się Pan, że ona wróci do domu?- powiedział, wskazując na mnie i zapłacił mu.

- Sama mogę o to zadbać- krzyknęłam, ale jego już nie było. Poszedł sobie. Nie pozostawało mi nic innego, tylko schować swoją dumę do kieszeni i wsiąść do taksówki. Podałam kierowcy adres domu mojego ojca i pojechałam.

Edward

Cholera. Jestem taki zajęty, a dzisiaj muszę być na ślubie córki bardzo ważnego gościa. Trudno, pomyślałem. Mus to mus. Założyłem czarny garnitur, zieloną koszulę i zielono-czarny krawat.. Gdy dotarłem do kościoła, zaparkowałem moje Volvo i wypełniając swój obowiązek ruszyłem w jego kierunku. Zająłem miejsce z tyłu, cały czas patrząc na zegarek. Jestem punktualny, więc zirytowało mnie to, że 20 min po czasie ślub jeszcze się nie zaczął. Już miałem wyjść, gdy zaczęła grać muzyka i weszły druhny. Pierwsza była szatynką, w której nie było nic szczególnego. Druga miała sterczące włosy koloru czarnego i przypominała chochlika. Ostatnia szła ONA. Przyciągnęła mój wzrok na dobre. Piękne brązowe włosy spływały kaskadami na jej plecy. Piękne oczy w kolorze czekolady, świeciły iskierkami. Suknia druhny uwydatniała jej idealne kształty. Muzyka zmieniła się, więc zapewne wchodziła Panna Młoda, jednak ja nawet na nią nie spojrzałem. Widziałem tylko piękną brunetkę. Ceremonia przebiegła w miarę szybko. Na przyjęciu weselnym obserwowałem ją cały czas. Złożyła życzenia Parze Młodej i zniknęła z dwoma kieliszkami szampana. Podszedłem do Nowożeńców i złożyłem im życzenia. Po jakichś 15 min zauważyłem, że Piękna wychodzi z ubikacji wraz z inną druhną. I wtedy zrobiła coś, czego bym się w życiu nie spodziewał. Wyrzuciła swoje pończochy do stawu. Później jak gdyby nigdy nic podeszła do stolika. Tort był pyszny. Potem Ojciec Panny Młodej wygłosił toast, który brzmiał bardziej jak reklama. Gdy powiedział: Wypijmy zdrowie młodej Pary, Piękna odezwała się: Za małżeństwo, wesoły i wspaniale świętowany koniec namiętności.

Później cały czas piła i tańczyła. Jednak w pewnym momencie wybiegła. Ruszyłem za nią i zobaczyłem, że jest w stawie, pewnie szukała pończoch. Zobaczyłem, że są po jej lewej stronie więc zawołałem:

- Są po lewej- obróciła się powoli i stała bezruchu jakieś 5 min. Albo tak zaszokował ją fakt, że ktoś ją widział albo była tak bardzo pijana. W końcu zapytała:

-Co?

- Są po Twojej lewej- dalej nie wiedziała o co chodzi, więc wyjaśniłem- Twoje pończochy są po lewej.

Kiwnęła głową i ruszyła w prawo. Tak, była bardzo pijana.

- Idziesz w prawą stronę. Pończochy są w lewą- zarumieniła się i zmieniła kierunek. Wyglądała bardzo słodko.

- Dziękuję bardzo. Musiały mi się ześlizgnąć, gdy przechodziłam koło stawu.

- Z pewnością się zsunęły. Przecież ty ich na pewno nie zdjęłaś i nie wyrzuciłaś

- Sugerujesz, że kłamię?

- Gdzież bym śmiał- miałem ochotę się roześmiać.

Zmieniła temat:

- Piękna noc

- Nawet bardzo

- Cudowny księżyc i gwiazdy

- Zaiste

- Jest gorąco. Aż chce się pływać

- Nie za bardzo

I wtedy zaczęła się kłótnia nawet nie wiem o co. Zarzuciła mi, że jestem gejem, a ja jej oczywiście musiałem odpowiedzieć. W końcu wkurzona poszła w kierunku kuchni. Nie mogłem jej zostawić tak samej. Była bardzo pijana, więc poszedłem za nią. Była w kuchni, piła szampana. Gdy rzuciłem coś o tym, że gdy kuchnia jest zamknięta to się z niej nie korzysta, ona odpowiedziała coś o tym, że faceci nie chodzą za kobietami gdy te mają ich dość. Okazało się, że szuka skarpet w tej kuchni, i że sądzi, że je znajdzie. Miałem dość. Posadziłem ją na blacie i założyłem swoją marynarkę. Wkurzyło ją to. Potem jednak położyła się na nim i chciała się ze mną przespać. Nie mogłem tego zrobić, bo by nie pamiętała. Powiedziałem jej to i wyszedłem. Zabawa trwała, jednak ja już nie miałem na nią ochoty, postanowiłem iść do domu. Wychodząc, zauważyłem ją tańczącą i całującą się z kelnerem. Zapłaciłem taksówkarzowi, żeby zawiózł ją do domu i odszedłem. Dojechałem w 5 min. Wszedłem pod prysznic i położyłem się do łóżka. Przed snem zastanawiałem się, czy wkurzyła się wtedy przy stawie na mnie, bo wypowiedź o pływaniu była dwuznaczna. Z takimi myślami zasnąłem. Oczywiście, śniła mi się Piękna.

Bella

Dojechałam do domu. Postanowiłam nie budzić taty, tylko wspiąć się do swojego pokoju po drzewie. Niestety, potknęłam się o kosz i narobiłam takiego hałasu, że ojciec w ciągu minuty zapalił światło i otworzył drzwi.

- Co ty do cholery robisz?

- Wróciłam!

- Zauważyłem. Co robisz pod tym drzewem?

- Nie chciałam cię obudzić!

- To nie wchodź w kosz na śmieci o 2 w nocy. Ohhh Isabello klucz nadal jest pod wycieraczką!- zaczyna się. Czemu on nie może mówić do mnie Bella? Wie przecież, że nienawidzę gdy ktoś mówi do mnie Isabella.

-Tato przepraszam, że Cię obudziłam.

- Mogłaś po prostu zadzwonić i powiedzieć: Tato przyjadę do domu

- A co? Zrobiłbyś przyjęcie powitalne? Wywiesiłbyś napis „Witaj w domu”? Upiekłbyś ciasto?- popatrzył na mnie tym wzrokiem- No dobrze, powinnam była to zrobić. Zamierzałam to zrobić.

- Tak jasne. Wiesz martwię się o Ciebie. Nie masz żadnego celu w życiu

- Naprawdę? Ja tak nie uważam

- Chcę żebyś miała prawdziwe życie: poważną pracę, zobowiązania, męża i dzieci

- Ja mam prawdziwe życie ale Ciebie to nie obchodzi! Masz to gdzieś! Widzisz tylko takie życie jakie miałeś zanim mama zmarła! Wszystko inne uważasz za złe!!!!!!- wybiegłam po schodach i trzasnęłam drzwiami do swojego pokoju. Położyłam się spać, jednak długo myślałam o Pięknym Idiocie. Przypominałam sobie jego wygląd, i myślałam jak może mieć na imię. W końcu zasnęłam i oczywiście śnił mi się ON!!!

Rozdział 3

Bella

Obudziłam się z lekkim bólem głowy. Całą noc śniłam o tym dupku i teraz też nie mogę przestać o nim myśleć. Jednak po 5 minutach przypomniałam sobie kłótnie z ojcem i poczułam wyrzuty sumienia. W końcu on chce dla mnie dobrze, nie powinnam na niego krzyczeć, a już na pewno nie powinnam mu powiedzieć tego, co powiedziałam.. Postanowiłam przeprosić go i zrobić mu śniadanie. Szybko wstałam i poszłam pod prysznic. Gorąca woda zawsze mnie dobudza. Po 10 minutach wyszłam spod prysznica, wytarłam się i owinąwszy się ręcznikiem ruszyłam w kierunku szafy. Ubrałam niebieskie szorty, T-shirt w tym samym odcieniu i japonki. Zeszłam do kuchni, przygotowałam jajecznicę i nalałam do szklanki soku pomarańczowego. Wszystko położyłam na tacy. Otwierając drzwi do pokoju ojca powiedziałam: Tato przepraszam.

Jednak Charlie nie odpowiedział, a ja upuściłam tacę, gdy tylko rozejrzałam się po jego pokoju. Tata leżał na podłodze. Szybko wezwałam karetkę, a sama przygotowałam sobie swój telefon i dokumenty swoje i ojca. Karetka dotarła po 5 może 10 minutach. Okazało się, że tata miał zawał. Pojechałam z nimi do szpitala. W drodze napisałam SMSa do Alice:

Alice, mój tata miał zawał. Nie przyjeżdżaj tutaj, proszę. Potrzebuję samotności, dlatego napisałam. Wyłączę telefon, więc nie martw się, jeżeli nie będziesz mogła się do mnie dodzwonić.

Wiedziałam, że uszanuje to i nie przyjedzie.

Tata obudził się dopiero rano następnego dnia. Od razu po przebudzeniu zapytał:

- Co mi jest? Zawał? Wylew? Czy wszystko na raz?

- Nie, tylko zawał.

- Dzięki Bogu.

- Tato, przepraszam za te słowa w noc, kiedy przyjechałam.

- Nie ma sprawy skarbie. Nie powinienem był się wtrącać. To twoje życie. Ale wiesz co, potrzebuje mojego terminarza. Zabrałaś go??

- Do karetki?

- Muszę zadzwonić do Edwarda Cullena, mojego zastępcy. Mam problem.

- Jesteś w szpitalu tato. Powinieneś odpocząć.

- Ja tak nie uważam.

- Cóż, skoro już tu jestem, czego potrzebujesz?

- Szczoteczki do zębów, nowego naczelnego i przede wszystkim mojego TERMINARZA!!!!

- Naczelnego?- zdziwiłam się

- Odeszła Victoria Walsh, jedna z moich naczelnych. Dostała lepszą propozycję.

I wtedy wpadłam na genialny pomysł.

- Ja mogę to zrobić.

- Oh, to dobrze kochanie. Terminarz leży na moim biurku. Dziękuję- nie zrozumiał mnie

- Nie o to mi chodzi. Zostanę naczelną jednego z twoich pism- popatrzył na mnie tak, jakbym zwariowała- mówię serio. Jestem dziennikarką. Poradzę sobie. Które to pismo?

-Nigdy przecież nie byłaś redaktorem.

- Odkąd byłam dzieckiem, obserwowałam pracę redaktora. Poradzę sobie. Które to pismo? To o trawnikach, jedzeniu, urządzeniu domu, samochodach?

- Dobrze Isabello. Od dziś jesteś redaktorem naczelnym „Magicznych Ślubów”. A teraz zmykaj do domu, jutro twój pierwszy dzień.

Myślałam, że się rozpłacze. Ja, Bella Swan, najprawdopodobniej jedyna dziewczyna w Stanach, która nie cierpi ślubów, od jutra będę redaktorką naczelną pisma o ŚLUBACH!!!!!!!! Zabijcie mnie, błagam. Wiedziałam czego potrzebuję: rozmowy z Alice i Rose. Postanowiłam do nich zadzwonić. Najpierw do Rose, która nie pojechała w podróż ślubną z powodu pracy Emmetta.

- Hej

- Hej Bella

- Rosalie możemy się spotkać? Zaraz zadzwonię też do Alice.

- Jasne, że możemy się spotkać. A do Alice nie musisz dzwonić, bo właśnie u niej jestem.

- Świetnie. Będę tam za 10 minut.

Szybko wsiadłam do zamówionej wcześniej taksówki i podałam adres Alice. Dotarłam tam w 8 minut i biegiem ruszyłam do drzwi. Czekały na mnie obie.

- Cześć

- Cześć. Co się stało??- powiedziały jednocześnie.

- No więc, zostałam redaktorką jednego z pism mojego ojca.

- Gratulacje- powiedziała Alice.

- Dołączam się- powiedziała Rosalie

Jednak coś w mojej minie kazało im przestać.

- Bello nie cieszysz się?- zapytała Alice.

- O matko, Bello, które to pismo?- spytała Rose.

- Wiecie, to tylko aż tata wyzdrowieje. Później znajdzie kogoś innego.

- Bello, mam nadzieje, że to nie jest ta gazeta o samochodach?- drążyła Rosalie.

- Gorzej

- O cholera jasna- powiedziały jednocześnie i zaczęły mówić na zmianę. Alice zaczęła

- Nie!

- To niemożliwe!

- Twój tata nie zrobił z Ciebie…

- redaktora…

- „ Magicznych Ślubów” prawda?- krzyknęły obie na koniec.

- Tak. Właśnie tak. Zrobił ze mnie redaktora pisma o ślubach. Ja w piśmie dla młodych par. Ja, całkowita przeciwniczka tych szopek, zaczynam od jutra!!!!!!

- Spokojnie, dasz sobie radę- powiedziała Alice

- Tak, wierzymy w Ciebie- potwierdziła Rose

I obie mnie przytuliły. Potem przez kilka godzin rozmawiałyśmy o wszystkim i o niczym i opychałyśmy się kalorycznym jedzeniem. Potem pojechałam do domu, a ponieważ było już dość późno położyłam się spać. Moja ostatnia myśl przed zaśnięciem to: Jutro zaczyna się piekło!!!!!!!

Rosalie

Siedziałam właśnie u Alice, gdy zadzwoniła Bella. Powiedziała, iż musi pogadać, i że będzie tu za 10 minut. I rzeczywiście pojawiła się po tylu.

- Cześć

- Cześć. Co się stało?- odpowiedziałyśmy obie z Alice równocześnie.

- No wiec, zostałam redaktorką jednego z pism mojego ojca.

- Gratuluję- powiedziała Alice

- Dołączam się

Jednak Bella się nie cieszyła.

- Bello, nie cieszysz się?- spytała Alice

- O matko, Bello, które to pismo?- również się zdziwiłam

- Wiecie, to tylko aż tata wyzdrowieje. Później znajdzie kogoś innego.

- Bello, mam nadzieje, że to nie jest ta gazeta o samochodach- drążyłam

- Gorzej

- O cholera jasna- krzyknęłyśmy obie z Alice, a potem zaczęłyśmy mówić na zmianę. Oczywiście Alice zaczęła:

- Nie!!!

- To niemożliwe!

- Twój tata nie zrobił z Ciebie…

- redaktora…

- „Magicznych ślubów” prawda??- skończyłyśmy jednocześnie.

- Tak. Właśnie tak. Zrobił ze mnie redaktora pisma o ślubach. Ja w piśmie dla młodych par. Ja, całkowita przeciwniczka tych szopek, zaczynam od jutra.

- Dasz sobie radę- powiedziała Alice

- Tak wierzymy w Ciebie- potwierdziłam

I przytuliłyśmy ją obie. Kurczę, biedna Bella.

Bella

Rano obudził mnie głos budzika. Szybko wstałam i poszłam pod prysznic. Przerażona poszłam w kierunku szafy, zastanawiając się co ubrać. Zdecydowałam się na zwykłe jeansy i bluzkę w kolorze zielonym. Tak to jest mój styl. Zadzwoniłam po taksówkę, jedząc między czasie drożdżówkę. Gdy przyjechała taksówka wsiadłam do niej i podałam adres. Niecałe 20 minut później wysiadłam pod budynkiem, w którym znajdowała się redakcja „Magicznych Ślubów”. Weszłam do środka i pojechałam windą na swoje piętro. Czułam się nieswojo w windzie koloru różowego, więc nie mogłam się doczekać, aż wysiądę. Jednak gdy to zrobiłam, od razu bardzo zatęskniłam za windą. Tu też było różowo. Jakby tego było mało, pomieszczenie było wypełnione aranżacjami kwiatowymi, sukniami ślubnymi, modelami altanek i wieloma innymi rzeczami, które są potrzebne by urządzić ślub. W recepcji, pod ogromnym, różowym napisem „Magiczne Śluby” siedział blond włosy chłopak, ubrany w garnitur, z pilniczkiem, którym piłował paznokcie. Gdy tylko mnie zauważył, powiedział:

- Pani jest zapewne Isabella Swan

- Bella. Wolę żebyś mi mówił Bella. A ty jesteś?

- Mike. Mike Newton. Jestem twoim asystentem. Proszę tylko mnie nie zwalniaj. Wszyscy nie mogą się doczekać, aż cie poznają. Nigdy o tobie nie słyszeli. Czekają na Ciebie.

W tym momencie zamilkł, ponieważ za drzwiami czekał na mnie cały zespół. Wszyscy się przedstawili i jak zdążyłam zauważyć wszyscy byli elegancko ubrani. Imion niestety nie zapamiętałam. Opowiedziałam im, dlaczego jestem redaktorem naczelnym, później powiedziałam:

- Mam tu pracować, aż mój tata wyzdrowieje, obiecuje dać z siebie wszystko, ale będę z wami szczera. Uważam, że małżeństwo to koniec miłości, namiętności i jakiegokolwiek uczucia.- zapaliłam papierosa- No bo proszę was. Dlaczego w świecie intercyz, zdrad, feminizmu, przedmałżeńskiego seksu, kobiety nadal pakują się w małżeństwo? Dlaczego same skazują się na to więzienie?

W tej chwili uruchomił się alarm, który ostrzega o pożarze, wywołany przez dym z mojego papierosa, więc wszyscy zaczęli się rozchodzić. Dodałam tylko przekrzykując wszystkich: Pamiętajcie, nigdy nie pakujcie się w małżeństwo.

Teraz Mike zaprowadził mnie do mojego gabinetu, który też był różowy. Po drodze przekonałam się, że to będzie mój przyjaciel w tym piekle. Na dodatek jest gejem. Idealnie. Nigdy nie powie mi, że mnie kocha. Postanowiłam zadzwonić do Alice:

- Dzień dobry, tu przychodnia. W czym mogę pomóc?

- Alice?

- Tak to ja

- Od kiedy ginekolog odbiera telefony?

- Akurat byłam w pobliżu.

- Słuchaj, jestem w piekle. Na dodatek wszystko w tym piekle jest różowe.- i w tym momencie potknęłam się o zasłonę, zaplątałam się w nią i upadłam- A!!!!!

- Co się stało?

- Potknęłam się

- Aha. No i jak ci idzie debiutantko?

- Jest do bani. Wszystko jest różowe, a na dodatek nie można palić.

- Wow. Co za optymizm. Słuchaj muszę lecieć.

- No dobra. Pa

I w tej chwili ktoś zapukał do drzwi, jednocześnie je otwierając:

- Źle trafiłem?

Zaczęłam wyplątywać się z zasłony. O dziwo szybko mi poszło. I wtedy zobaczyłam tego faceta z wesela. Szybko się pozbierałam, usiadłam za biurkiem i powiedziałam:

-To ty? Jak mnie znalazłeś?

- Słucham?

- Mam ci oddać kasę za taksówkę?

- Jestem zdziwiony, że pamiętasz.

- Oczywiście, że pamiętam. Byłam tylko trochę zmęczona.

- Raczej całkowicie pijana.

- Ja swoje, ty swoje. Możemy się kłócić do jutra.

- Masz rację. Wychodzę.

Jednak po 2 sekundach wrócił.

- Kim jest Isabella Swan?

- To ja.

- Aha. Czyli jednak cię nie zostawię w spokoju. Jestem Edward. Chodź za mną to ci wszystko wytłumaczę.

To co powiedział wytrąciło mnie z równowagi. To nie może być on. Postanowiłam iść.

- Ty jesteś Edward? Edward Cullen? Zastępca mojego taty?

- Tak rozmawiałem z nim dziś rano. Mam cię nadzorować przez parę tygodni, a właściwie pilnować cię.

- Ale mówił, że mi ufa.

- Tak, jako kobiecie, człowiekowi. Ale musisz sobie zapracować na to by ci zaufał jako redaktorowi.

I wtedy zadzwonił mój telefon. Mina Edwarda mówiła: Wyłącz to natychmiast. Więc po prostu to zrobiłam.

- Przepraszam

- Zebranie jest za godzinę.

No cóż, muszę pogadać z Alice. Wsiadłam do taksówki i pojechałam.

Edward

Właśnie rozmawiałem z Charliem Swanem, którego jestem zastępcą. Kazał mi nadzorować nowego naczelnego „Magicznych Ślubów” przez parę tygodni. To jego córka Isabella Swan. Wszedłem do redakcji i poszedłem prosto do jej biura. Zapukałem, otwierając jednocześnie drzwi. Na podłodze leżała zawinięta w zasłonę kobieta.

- Źle trafiłem?

Kobieta, na dźwięk mojego głosu błyskawicznie wyplątała się z zasłony. I nie uwierzycie, przede mną stała ta pijana druhna w jeansach i zielonej bluzce. To ona pierwsza się odezwała.

- To ty? Jak mnie znalazłeś?

- Słucham?

- Mam ci oddać kasę za taksówkę?

To mnie zszokowało. Ona nie mogła tego pamiętać. Była zbyt pijana.

- Jestem zdziwiony, że pamiętasz.

- Oczywiście, że pamiętam. Byłam tylko trochę zmęczona.

- Raczej całkowicie pijana.

- Ja swoje, ty swoje. Możemy się kłócić do jutra.

- Masz rację. Wychodzę.

Jednak gdy wyszedłem i spojrzałem na drzwi wyraźnie pisało:

Redaktor naczelny: Isabella Swan.

Musiałem tam wrócić.

- Kim jest Isabella Swan?

- To ja.

- Aha. Czyli jednak cię nie zostawię w spokoju. Jestem Edward. Chodź za mną to ci wszystko wytłumaczę.

- Ty jesteś Edward? Edward Cullen? Zastępca mojego taty?

- Tak, rozmawiałem z nim dziś rano. Mam cię nadzorować przez parę tygodni, a właściwie pilnować cię.

- Ale mówił, że mi ufa.

- Tak, jako kobiecie, człowiekowi. Ale musisz sobie zapracować na to, by ci zaufał jako redaktorowi.

I wtedy zadzwonił jej telefon. Zirytowało mnie to, w końcu była w pracy. Posłałem jej wzrok: Wyłącz to natychmiast. Chyba zrozumiała, bo to zrobiła.

-Przepraszam

- Zebranie jest za godzinę

I wszedłem do gabinetu. Sadząc po jej toaście z wesela, ona nie cierpi ślubów. To będzie ciekawe doświadczenie.

Bella

Weszłam do przychodni. Alice była zapracowana, więc sama wpisałam się na jej listę jako Mocna Prezerwatywa. Wychodząc z gabinetu nawet mnie nie zauważyła, tylko przeczytała z listy:

- Pani Mocna. Prezerwatywa mocna.

I wtedy od razu zorientowała się, że ja tu jestem.

- Ja tu pracuje

- Potrzebuję porady o antykoncepcji. Może tabletki?

- Coś trwalszego. Na przykład implant hormonalny. Proszę do gabinetu.

- Chodźmy na lunch.

- Bella jest 10.30

- Czyli?

- Wracaj do redakcji.

- To się skomplikowało.

- Życie jest skomplikowane. Ale pamiętaj: Ty tam rządzisz!. A teraz marsz do pracy.

Miała rację muszę pędzić na spotkanie. Zdążyłam w ostatniej chwili. Edward właśnie wychodził ze swojego biura.

- Witam. Mam być łącznikiem podczas zmiany zarządu. Pismo się sypie. Uratuje nas: Po pierwsze: planowanie. Po drugie: dostosowanie. Po trzecie…

- Paplanie- dodałam.

- Nie właściwie nie paplanie Droga Pani Redaktor. Miałem powiedzieć myślenie. Leach powiedz coś o czytelnikach tego pisma.

- Dobrze. Czytają nas kobiety od 20 do 35 lat, zaręczone, głównie rasy białej z klasy średniej.

- Białe, zaręczone, z klasy średniej. Szokujące i w ogóle nie do przewidzenia.- wtrąciłam, a Mike się roześmiał, jednak zamienił to w kaszel.

- Czy to miał być żart?- oburzyła się Leach.

- Wiecie, Isabella jest trochę zmęczona.- wtrącił się Edward.

-- Bella nie jest zmęczona- powiedziałam- Isabella może jest, nie wiem, nie znam takiej. Ale mówię poważnie, nikt z was nie chciał napisać o czymś ważnym? Musimy mydlić ludziom oczy, wmawiając im, że będą szczęśliwi? Nie lepiej podać statystykę rozwodów, albo napisać o zaniku seksu po ślubie? Musimy wciskać kit?

- To nie to pismo- odpowiedział Edward.

- Dlaczego? To może być to pismo.

- Dość. Bella do mojego gabinetu. Teraz.

- Słuchaj, możemy dyskutować nad nowymi kierunkami, ale nie przy ludziach.

- Wow. Muszę pogratulować ojcu, dobrze cię wyszkolił.

- Ty mnie nie słuchasz, prawda?

- Chcę to zrobić sama.

- Dobra. Niech Ci będzie. Pokaż co potrafisz.

Potem wyszedł i zakończył zebranie. Powiedział, że mogę już jechać do domu. Zrobiłam to. Gdy dojechałam postanowiłam się zdrzemnąć, bo wieczorem spotykam się z Rose i Alice. Może pomogą mi z materiałem do tej cholernej gazety?

Rozdział 4

Bella

Obudziłam się o 19. Z dziewczynami byłam umówiona na 19.30, więc wzięłam szybki prysznic. Ubrałam się i w tym momencie zadzwonił dzwonek do drzwi. Wpuściłam dziewczyny do środka. Postanowiłam powiedzieć im o Edwardzie. Opowiedziałam im o ślubie i o dzisiejszym dniu w pracy. Wszystko. Ze wszystkimi szczegółami, jakie zapamiętałam. Dziewczyny zamilkły. Po chwili odezwała się Alice

- No, no, no. Widzę, że nareszcie ktoś zainteresował naszą wieczną podróżniczkę na poważnie- zatkało mnie. Jak mogły tak pomyśleć? Czyżbym nie wyraziła się jasno?

- Co?! NIE! Coś ty!!! Zwariowałaś!!!! To zbyt pewny siebie sztywniak.....- zaczęłam, ale oczywiście Alice mi przerwała. Jak zwykle zresztą

- Dlatego pamiętasz kolor jego włosów i oczu?? Jego zapach?? Wzrost?? I uczesanie??- zrobiło mi się ciepło. Pewnie byłam czerwona jak burak. Owszem, pamiętałam dokładnie jego zielone oczy, kasztanowe włosy w nieładzie. Pamiętałam, że był okropnie wysoki, ale przecież tylko dlatego, że jestem kobietą i ciężko nie zauważyć tych wszystkich cech, prawda??

- Bello, ja też uważam, że coś do niego czujesz- wtrąciła nieśmiało Rose.

- Oh w takim razie obie zwariowałyście, a nie tylko Alice- powiedziałam i postanowiłam zmienić temat- W każdym razie Edward dał mi wolną rękę na jeden numer. Pomożecie mi??

- Twój tata go lubi, prawda?

- Tak, lubi go. Wydaje mi się, że on go kocha jak własnego syna, którego nie ma. No przecież znacie mojego tatę, a Edward to na pewno dla niego ideał. Biega dla zabawy, mówi o tych gazetach, jak o najważniejszej rzeczy na świecie. Aha byłabym zapomniała, kompletnie brakuje mu pomysłu i wyobraźni. Co jest złego w urządzeniu sesji zdjęciowej na przykład na dachu wieżowca???

- No wiesz- odpowiedziała Rose- duża zależność od pogody, trudny dostęp...

- Ty jesteś prawnikiem. Zawsze znajdziesz powód i argument,- przerwałam jej- Ja natomiast widzę coś nowego.

- Tak, twój tata będzie zachwycony. Na pewno pocałuje cię za to w policzek i powie dobra robota Isabello- powiedziała z sarkazmem Alice

- Jest chory. Jeżeli nikt mu nie powie, to dowie się dopiero za kilka tygodni.

Rozmawiałyśmy, żartowałyśmy i rzucałyśmy pomysły na artykuły do północy, potem położyłyśmy się spać. Przed zaśnięciem wpadłam na cudowny pomysł: Trzeba zmienić nazwę pisma.

Gdy wstałam rano, dziewczyn już nie było. Zostawiły mi kartkę z informacją, że już poszły do pracy. Wzięłam prysznic, ubrałam jeansową spódniczkę, balerinki i czerwoną bluzkę na ramiączkach. Gdy tylko dotarłam do redakcji wezwałam Mike'a i powiedziałam mu, że musimy zmienić nazwę

- Ale dlaczego chcesz ją zmieniać??

- Bo uważam, że jest zbyt długa. Może pierścionek?- ale zamiast Mike'a odpowiedział mi głos dochodzący od drzwi

- A może obrączka?

Obróciłam się w stronę głosu i zobaczyłam mężczyznę o indiańskich rysach, z długimi czarnymi włosami. Niezły.

- Cześć.

- Cześć. Byliśmy umówieni na południe, jestem trochę wcześniej, ale to chyba zły moment?

Zamiast mnie odpowiedział mu Mike.

- Nie, nie. Dobrze, że Pan jest.

Po tonie głosu Mike'a zrozumiałam, że nie tylko ja zauważyłam urodę tego faceta.

- Jestem Jacob Black. Fotograf.

- Oh, oczywiście. Mike przynieś mi kawę.

Wychodząc Mike powiedział coś do mnie bezgłośnie. Chyba wyczytałam słowa: przystojniak i niezły tyłeczek. Miałam ochotę pogadać z fotografem, ale Mike nie mógł jak zauważyłam zostawić nas samych. Cały czas pożerał Jacoba wzrokiem. Zaproponowałam więc

- Może pójdziemy gdzie indziej?

- Jasne

5 minut później byliśmy w bardzo przyjemnej knajpce. Zamówiliśmy po drinku i pokazał mi swoje prace. Były świetne.

- Mogę ci zadać pytanie? Odpowiedz szczerze. Dlaczego chcesz dla nas pracować?

- Szczerze? Potrzebuje pieniędzy. A ty? Czemu to robisz?

- To chwilowe. Normalnie piszę o podróżach.

- Nie jesteś miłośniczką ślubów?

- Ja nie uznaje ślubów.

- A miłość?

- To bzdura. Wole wielokrotny orgazm.

- No, no. Kto by pomyślał?

- Jacobie, jesteś zatrudniony.

Potem wróciliśmy do redakcji i dalej miło gawędziliśmy, jednak przerwała nam jakaś babka. Chyba na imię jej było Leach.

- Panno Swan, musimy coś sobie wyjaśnić. Kieruje działem sprzedaży. Bez reklam nie będzie tego pisma. Teksty powinny zwiększać sprzedaż. Pani kaprysy są kłopotliwe. Samo zdjęcie na okładkę. Atłas i stal może stanowią szyk dla pani, ale nie dla wsiowej baby!

- Nie piszę dla wsiowej baby.

- Pani w ogóle nie pisze. Pani redaguje i wydaje pismo dla kobiet, które o ślubie marzą.

I odeszła.

- Wieczna Panna Młoda?

- Raczej Stara Panna, przynajmniej na razie.

I tak się rozstaliśmy, umawiając się, że dzisiaj o 16.00 zrobimy sesję na dachu wieżowca. Do 15.30 trzeba było załatwić wszystkie formalności. Gdy wszystko było gotowe, ja, Jacob, Mike i Leach pojechaliśmy na dach. Tam czekała już cała ekipa. Jednak pojawił się problem, modelka ledwo żyła . Była pod wpływem narkotyków. Prawie wcale nie kontaktowała. Miała być zlatującym aniołem. Zaczęto ją wciągać, a Leach próbowała ją pobudzić. Na niewiele się to zdało. Przed nimi zamiast pknego anioła, zwisała nieprzytomna narkomanka. Bella zdecydowała, że mimo wszystko to będzie okładka. Mike wezwał pogotowie, a Jacob zrobił zdjęcia. Edward się wścieknie.

Edward

Jutro pojawia się pierwszy numer "Magicznych Ślubów" opracowany przez Bellę. Ciekawe jak jej poszło.

Bella

Ruszyłam do redakcji w świetnym humorze. Przespałam spokojnie całą noc. Dziś wychodzi mój numer "Magicznych Ślubów". Oprócz okładki wszystko jest świetne. Jednak gdy wchodziłam, usłyszałam jak Leach czyta recenzję całemu zespołowi.

Edward

Zabije ją. Zabije, zabije, zabije. Beznadziejna okładka i teksty jak z pisma anty ślubnego. Czy już mówiłem, że ją ZABIJE?!!!!

Bella

Treść recenzji zamurowała mnie.

"Magiczne Śluby" opanowali kosmici nie wierzący w miłość. Teraz na okładce pojawiają się naćpane modelki. Co będzie w następnym numerze? Rasowe dziwki? Może Isabella Swan myśli, że cynizm ją wyróżni, ale...

I wtedy przerwał jej Edward.

- Isabello, do mojego gabinetu. Natychmiast!

Posłusznie podreptałam za nim. Gdy już doszliśmy do jego gabinetu. powiedziałam:

- Nazywaj mnie Bella.

- Nie obchodzi mnie jak chcesz być nazywana, ani ile krajów przeskoczyłaś jako osławiona podróżniczka. Obchodzi mnie tylko to pismo. Chcę, żeby ono się trzymało.

- To miał być lecący anioł. Nie moja wina, że modelka się naćpała. To wina agencji, a może nawet twoja i taty, że podpisaliście z nimi kontrakt.

- Tak, ale nie tylko o to mi chodzi- wziął do ręki gazetę- Ceń siebie? Spisz dobrą intercyzę?

- Warto o tym wspomnieć- broniłam się.

- Pokusy miesiąców miodowych: Historia dwudniowego małżeństwa- I rzucił gazetą.

- No, ale ta historia jest autentyczna.

- To tak jakbyś już oddała to pismo Aro Volturiemu. Właśnie zapewniłaś mu okazję. Nie obchodzi cię, że twój ojciec może stracić wszystko?

- Volturi wydaje tylko dzienniki.

- Zyskał 50 % tej firmy. Rozrósł się.

- Naprawdę?

- Nie łapię tego. Prowadzisz pismo, a nie rozmawiasz ani ze mną, ani ze swoim ojcem? Nie ważne. Może już idź i podpisz z Aro umowę. Bo tu już nic nie pomoże.

I odszedł, a ja poszłam do szpitala pogadać z ojcem.

43



Wyszukiwarka

Podobne podstrony:
Magiczne Śluby prolog rozdział 1
Magiczne Śluby prolog rozdział 10
Magiczne Śluby prolog rozdział 5
Magiczne Śluby prolog rozdział 7
Magiczne Śluby prolog rozdział 9
Magiczne Śluby prolog rozdział 2
Magiczne Śluby prolog rozdział 3
Magiczne Śluby prolog
Czas Przeznaczenia prolog rozdziały 1 5
Prolog i rozdział I
Rescued - Prolog i 1 rozdział, Rescued - Ocaleni FF (ZAWIESZONE), Wersja DOC ;)
Prolog + Rozdział 1, Moja twórczość, Wybrana
Siła przeznaczenia; Prolog Rozdział3
Siła przeznaczenia; Prolog Rozdział5
Magiczne Śluby całość
Pittacus Lore JESTEM NUMEREM CZTERY prolog rozdziały 1 3
Prolog Rozdział drugi
prolog i rozdział 1
Pittacus Lore JESTEM NUMEREM CZTERY (prolog rozdziały 1 3)(1)

więcej podobnych podstron