Autorka Pisze: „Przyszło samo z siebie. Po prostu brak mi tekstów o Carlisle'u, i Esme oczywiście też. Nie bić proszę ^^ ”
***
Od wschodu do zachodu.
Wschód
Przed wschodem słońca Esme staje przy oknie, by móc doskonale widzieć, jak wychyla się zza czubków drzew. To rzadkie zjawisko w Forks - móc podziwiać wielką, ognistą kulę. Ale czasem zdarzają się takie dni. Alice zawsze uprzedza ich, kiedy ma być pogodny dzień, bo wtedy nie idą do szkoły.
A Esme staje przy oknie i czeka.
Słońce wychyla się nieśmiało. Początkowo niebo całe różowieje, zalewając las niesamowitą poświatą. Esme dotyka ręką zimnych policzków, a potem odejmuje dłoń i patrzy, jak ta skrzy się lekko.
O wschodzie słońca urodziła. Jej synek przyszedł na świat, gdy owe ciało niebieskie wychylało się zza morza. A umarł, gdy stało już wysoko na niebie.
Teraz niebo z różowego robi się pomarańczowe. Dobrze jest być wampirem. Ludzie wiele tracą, przesypiając taki widok. Esme dotyka ręką szyby. Pomarańczowe promienie sprawiają, że w jej kasztanowych włosach pojawiają się złote refleksy.
Gdy była człowiekiem, czuła, jak słońce przyjemnie grzeje jej twarz. Ale to wschodzące jest zimne, choć piękne.
Zupełnie takie jak ona.
A gdy pomarańcz powoli zmienia się w złoto, Esme odwraca głowę. Skóra na odsłoniętych ramionach błyszczy się, jak milion diamentów. Ale kobieta już nie patrzy.
Słońce stoi wysoko na niebie.
Zachód
Czasem, gdy Carlisle wraca z pracy, nie zastaje go noc, a wieczór. Doktor nie odczuwa zmęczenia, dlatego czasami staje przy oknie, z założonymi z tyłu rękoma, i podziwia zachodzące słońce. Będąc w szpitalu nie musi bać się, że promienie przypadkowo oświetlą jego odsłoniętą skórę. Ale zachód...
To niesamowite zjawisko, którego ludzie, w ferworze pracy i przytłaczających obowiązków, często nie mają okazji podziwiać.
Ze złotego słońce przybiera coraz ciemniejszą barwę. Początkowo jest pomarańczowe. I owe pomarańczowe światło oświetla praktycznie każdy zakamarek nieskazitelnie czystego salonu Cullen'ów. Także bladą twarz Carlisle'a, która skrzy się pod wpływem promieni, nadając mu wygląd rzeźby, którą ktoś postawił na środku zalanego słońcem placu.
O zachodzie słońca wyszedł z ponurej piwnicy, gdy głód palił jego gardło. Ulice ponurego Londynu wyjątkowo zalewało pomarańczowe światło zachodzącego słońca. Pamięta, że mrużył wtedy szkarłatne oczy i klął na wszystko, co żywe, że nie umiera pod wpływem promieni.
Teraz ze stoickim spokojem wpatrywał się, jak słońce powoli znikało za wierzchołkami drzew. Niebo przybrało różową barwę, by potem zmienić ją na purpurową.
Dzień w Forks dobiega końca. Szykuje się kolejny, deszczowy dzień.
Karolcia955