Rozdział 1: Łzy i deszcz
W ciemnym pokoju siedziała kobieta imężczyzna. Jedynym źródłem światła był trzaskający wesoło kominek. Salonurządzony był w starym stylu i choć wydawał się mięć kilkaset lat nie było wnim śladu kurzu.
-Jesteś pewna, że to właśnie on?- Odezwałsię czarnowłosy młodzieniec
-Nie, wiesz tak na chybił trafił wybrałamjakiegoś dzieciaka- warknęła jego towarzyszka- Erik! Choć raz nie zadawajgłupich pytań!- Chłopak wyraźnie się zmieszał i nie spojrzał ponownie wniezwykłe, żółte źrenice swojej towarzyszki
-To co robimy? Zawiadamiamy go?- Spytałniepewnie
-Nie, po co?- Zironizowała tamta- Poczekamyaż się wkurzy i pośle nas do diabła tak jak starego Trzmiela!
-Aurelia? To naprawdę ty?- Z cienia wyłoniłsię wysoki, również czarnowłosy mężczyzna- Ociekająca ironią? Doprawdy, niespodziewałem się tego po tobie. Czyżby mój syn cię zdenerwował?
-Po części tak- odpowiedziała kobieta,uspokajając nerwy- Miło cię widzieć, Lu
-Przekazałaś mu już, co ma robić?- Zapytałmężczyzna wskazując głową na swoją latorośl
-Tak, ale ma wątpliwości
-Kto? Ja? Nie, ja wcale nie mam wątpliwości,już lecę, pa- i młodzieniec zniknął w obłoku czarnej mgiełki, a doroślizachichotali cicho.
***
W tym roku lato było wyjątkowo upalne. Mieszkańcypedantycznej ulicy Privet Drive wyjątkowo dbali o swoje ogródki. W tak do bólu porządnejdzielnicy mieszkał jeden chłopak, który zdecydowanie odbiegał od normy. Niechodzi o to, że był niezrównoważony psychicznie, nie. Był czarodziejem. I tonie byle jakim. Wybrańcem, Chłopcem- Który- Przeżył, pupilkiem Dumbledorea,Harrym Potterem. Ale on o ten los nie prosił, wręcz przeciwnie, nie mógł się znim pogodzić.
-Nie!!!- Waśnie ten młody mężczyzna, jakkażdej nocy obudził się z krzykiem. Jeszcze przez kilka sekund rozglądał się zniepokojem po pokoju, a gdy doszedł do wniosku, że to tylko sen, opadł zpowrotem na poduszki. Swymi niesamowicie zielonymi oczami wpatrywał się tępo wsufit i znów rozmyślał nad wydarzeniami ostatnich miesięcy. Po raz kolejny straciłkogoś bliskiego. Syriusz Black był jego ojcem chrzestnym i najlepszymprzyjacielem. Na dodatek jedyna osoba, której bezgranicznie ufał oszukała go. Tobolało najbardziej. Spojrzał na zegarek, który wskazywał 6:47
-Wszystkiego najlepszego, Harry- mruknął izwlókł się z łóżka. Odszukanie ubrań nie zabrało mu dużo czasu. Biała koszulkai niebieskie jeansy leżały na krześle. Od pamiętnej rozmowy Moodyego z Dursleyami,jakość życia Pottera w domu nr 4 uległa znacznej poprawie. Dostawałkieszonkowe, ale nadal był całkowicie ignorowany przez jego jedyną żyjącąrodzinę. Ubrał się i właśnie miał zejść na śniadanie, kiedy z kuchni dobiegł go„aksamitny” głos ciotki Petunii
-POTTER!!! ŚNIADANIE!!!
-W samą porę mruknął i zszedł do sterylnie czystejkuchni
-Dzień dobry wszystkim- przywitał sięgrzecznie, ale został całkowicie zignorowany. Szybko zjadł połówkę pomarańczy iz powrotem wrócił do swojego królestwa. Miał zamiar, tak jak każdego upalnegodnia walnąć się na łóżko i myśleć. Nie dane mu to było jednak, ponieważ wpokoju czekały na niego już sowy. Było ich cztery. Zabrał się najpierw zapierwszą z paczką od jego najlepszego przyjaciela, Rona Weasleya
Cześć Stary!
Wszystkiego najlepszego z okazji 16 urodzin! Mam nadzieję, że mugole dobrzecię traktują. Ja jestem od początku wakacji w Kwa…Sam- Wiesz- Gdzie. Mamnadzieję, że już niedługo do mnie dołączysz, bo strasznie mi się nudzi.
Trzymaj się
Ron
W dołączonej paczce Harry znalazł książkę „Najlepszyszukający stulecia” i domowej roboty tort. Hedwiga przyniosła list od Hermiony
Kochany Harry!
Dużo szczęścia w dniu urodzin! Jestem z rodzicami we Włoszech i nie mogęsię doczekać wyników SUM’ów. Jak myślisz, kiedy do nas dotrą? Nieważne, mamnadzieję, że mój prezent ci się spodoba
Pozdrowienia
Hermiona
Od niej również dostał książkę „Magia umysłudla niewtajemniczonych”. Kolejny list był od Remusa Lupina.
Drogi Harry!
Wszystkiego najlepszego! Wiem, że tęsknisz za Łapą, ale to nie powód,żeby popadać w depresję, dlatego swoje listy mógłbyś rozwijać trochę bardziej,niż „U mnie wszystko ok. Nie martwcie się”. Mam nadzieję, że mój prezent ci sięspodoba.
Lunatyk
Od niego dostał ładny sztylet, z rubinami narękojeści i dołączoną kartką „Ten sztyletnależał do twojego ojca i zgodnie z tradycją rodzinną, pierworodny synotrzymuje go w dniu 16 urodzin. R.”
Harry lekko drżącymi rękami otworzył ostatniąkopertę, która jak przypuszczał, zawierała wyniki SUM’ów. Nie mylił się
Wyniki StandardowychUmiejętności Magicznych
Uczeń Harold James Potter otrzymał(z teorii i praktyki):
Transmutacja: P
Opieka Nad Magicznymi Zwierzętami:W
Astronomia: W*
Historia Magii: O
Zaklęcia: W
Obrona Przed Czarną Magią: W
Eliksiry: W
Wróżbiarstwo: N
Zielarstwo: P
*ocena została podwyższona o jedenstopień z powodu zamieszek na błoniach
Gratuluję tak wysokich ocen. Listęprzedmiotów, których chciałby Pan uczyć się na szóstym roku, proszę wysłać do10 sierpnia. Istnieje jeszcze możliwość wyboru czterech dodatkowychprzedmiotów: Uzdrowicielstwo, Walka Wręcz, Zaawansowane Zaklęcia Obronne orazPodstawy Prawa Czarodziejskiego.
Z poważaniem
Minerwa McGonnagal
W środku były jeszcze trzy listy: zawiadamiającyo początku roku szkolnego, lista podręczników i życzenia od Hagrida. Pierwszyraz podczas tych wakacji na twarzy Harryego pojawił się szczery uśmiech, któryzniknął po chwili. Wziął kawałek czystego pergaminu i napisał
Ja, Harold James Potter pragnę w tym roku uczęszczać na następująceprzedmioty: OPCM, Transmutacja, Zaklęcia, Eliksiry, Zielarstwo, ONMS, WalkaWręcz oraz Zaawansowane Zaklęcia Obronne.
Natychmiast wysłał sowę z odpowiedzią i zauważył,że zbiera się na deszcz.
-Nareszcie- mruknął i wyszedł z domu. Byłpewny, że jest śledzony, więc poczekał aż rozpada się na dobre i usłyszawszycharakterystyczny trzask deportacji ruszył na spacer. Peleryna Niewidka niedziała przy takiej pogodzie, więc bez żadnych obaw ruszył przed siebie. Mokrewłosy przykleiły mu się do czoła i znów ogarnęły go ponure myśli. Po razpierwszy od śmierci Łapy pozwolił sobie na niemą rozpacz. Łzy ciekły mu potwarzy, mieszając się z kroplami deszczu.
-„Dlaczego właśnie ja? Co jest we mnietakiego, że wszystko przytrafia się właśnie mnie? Przeznaczenie? Pieprzyć to! Ijak ja mam go niby pokonać? Przecież nie mam żadnych niezwykłych mocy! I teraz,kiedy Syriusza już nie ma…kto mi pomoże? Ten stary miłośnik dropsów? Już mu nieufam…”- pogrążony w takich rozmyślaniach nie zauważył młodzieńca idącego zanim. Kiedy dotarł do parku, ten podszedł do ławki, którą zajął i usiadł kołoniego.
-Cześć Harry- odezwał się pierwszy. Potterbył tak zdziwiony, że aż podskoczył
-Długo tu jesteś? Skąd znasz moje imię? Jaksię nazywasz? Drops cię przysłał?- Ostatnie pytanie warknął i wstał z zamiaremodejścia
-Nie! Poczekaj, nie jestem od Trzmiela, usiądź-wskazał mu miejsce koło siebie. Ten niepewnie na nie opadł i szybko wyciągnąłróżdżkę przykładając ja mu do gardła
-Pokaż ramię!- Szepnął złowieszczo.Czarnowłosy posłusznie podwinął rękawy, więc Potter odetchnął z ulgą i opuścił różdżkę-Więc może odpowiesz mi na moje pytania?
-Nie tutaj, przestaje padać i zaraz pojawi siętu twoja straż, która nie może mnie zobaczyć. Chodź
-To może najpierw się przedstaw
-Nazywam się Erik Veith, złap mnie za rękę-Harry wykonał polecenie i przez ułamek sekundy widział tylko czarny dym, apóźniej stanął w małym, przytulnym pokoiku. Na jednym z trzech foteli siedziałapiękna kobieta. Miała czerwone włosy z białym pasmem tuż przy twarzy iniesamowite, żółte oczy z pionowymi źrenicami.
-Kim wy jesteście?- Zapytał Harry
Rozdział 2: Akcja
-Spokojnie- odezwała się kobieta miłymgłosem- Może najpierw usiądziesz?- Harry spojrzał w jej oczy i usiadł wciąż sięw nią wpatrując
-„Jak on to robi!? Jeszcze nikt nie dał radytak długo patrzeć mi w oczy”- myślała kobieta, ale nie dała tego po sobiepoznać- A więc Harry, ja nazywam się Aurelia Bernstein. Jestem przywódczyniąmrocznych elfów. Jesteśmy rasą włożoną między bajki, co jest nam na rękę.Zajmujemy się głównie przeszkadzaniu Siłom Ciemności. I tak się składa, że twójojciec był jednym z nas. Musisz wiedzieć, że jest nas niewiele, na całymświecie około 500. Mamy bardziej czułe zmysły, a naszymi znakami rozpoznawczymisą szpiczaste uszy i specyficzny kolor oczu. Przemiana następuje około 17 rokużycia, dlatego musisz zacząć się szkolić. Uprzedzam cię, że nikt o nas nie wiei nie może się dowiedzieć. Decyzja należy do ciebie- Potter myślał intensywnie,ponieważ czuł, że to zaważy na jego dalszych losach. Po kilku minutach odezwałsię zadziwiająco pewnym głosem
-Dobrze, zgadzam się. Ale mam kilka pytań
-Słucham- Aurelia uśmiechnęła się ciepło
-Gdzie będzie odbywać się szkolenie? Ilebędzie trwało? Czego mnie nauczycie? Jak wytłumaczę swoje zniknięcie? Ktozostanie moim nauczycielem?
-Szkolenie odbędzie się w moim zamku, wAlpach Włoskich, będzie trwało przynajmniej 2 lata- podniosła rękę, widząc, żechłopak chce jej przerwać- Nauczysz się wykorzystywać swoje naturalne zdolności,animagii, magii umysłu, bezróżdżkowej, niewerbalnej, czarnej, białej,starożytnej, elfiej, wampirzej i zwykłej. Ponadto walki wręcz, białą bronią istrzelania z łuku. Znikniesz na około tydzień, ale i tak mamy już plan, jakwyrwać cię Dropsowi. A uczyć cię będę ja.
-A jaki jest ten plan?- Od razuzainteresował się chłopak
-To wytłumacz ci Erik, ja muszę wracać. Dozobaczenia wkrótce- i zniknęła w obłokach czarnej mgiełki
-To był mój pomysł, więc nie obrażę się,jeśli uznasz go za beznadziejny- uśmiechnął się młody elf i zaczął dokładnietłumaczyć Potterowi, o co chodzi.
-Cudowny! Już nie mogę się doczekać. Amożecie sprawdzić, kiedy na warcie jest Snape? Chciałbym to na nim się wyżyć-uśmiechnął się mściwie
-Jasne, nawet mogę ci to powiedzieć od razu.Dzisiaj wieczorem. Wracamy?
-Tak- Harry chwycił nowego kolegę za rękę ijuż po chwili znajdował się w parku…na drzewie.
-„Sorry, ale musisz jakoś wytłumaczyć swojezniknięcie. Twoje rzeczy wysłaliśmy już do „Parszywej dziury”. Widzimy sięwieczorem- Erik mrugnął porozumiewawczo i zniknął. Harry westchnął tylko isprawnie zeskoczył, tuż obok schowanej pod peleryną Tonks, która tak sięwystraszyła, że podskoczyła i potknęła się o wystający korzeń ujawniając swojąobecność
-Harry! Na litość boską! Musiałeś mnie takwystraszyć?- Rzuciła Aurorka wstając z ziemi
-Przepraszam, nie chciałem. Nie wiedziałem,że ktoś mnie pilnuje- skłamał szybko
-Dobra, ale nie mów nikomu, że sięujawniłam. Dumbledore…- Potter zacisnął pięści-…zabronił nam się z tobąkontaktować. Ja lecę, bo za chwilę będzie zmiana warty. W sumie ty teżpowinieneś już wracać, pora na kolację
-Masz rację, zasiedziałem się. Cześć-pomachał jej ręką i śmiejąc się w duchu. Pora rozpocząć przedstawienie. Wpadłdo domu trzaskając drzwiami i od razu walnął się na kanapę w salonie i położyłswoje ciężkie buty na stoliku do kawy. Po chwili do salonu wpadł wuj Veron,cały purpurowy na twarzy
-CO TY SOBIE WYOBRAŻASZ, GÓWNIARZU! ILE RAZYMÓWIŁEM, ŻE NIE WOLNO TRZASKAĆ DRZWIAMI! TY…- umilkł natychmiast widząc swojegosiostrzeńca wpatrującego się w niego bezczelnie
-Przepraszam- mruknął ironicznie, minął wujawpadł do kuchni
-Co to ma, k**** być?!- Krzyknął w stronęciotki, która postawiła na stole talerz surowej marchwi. Kobieta patrzyła naniego, jak na kosmitę, a Dudley zakrztusił się pitą właśnie wodą- Co się takgapicie? Człowieka nie widzieliście? Dajcie mi coś normalnego do jedzenia, bozaraz mnie pierdzielcie!
-JAK TY SIĘ ODZYWASZ DO CIOTKI!NIEWDZIĘCZNIKU! WYNOŚ SIĘ Z MOJEGO DOMU! JUŻ!- Veron chyba oprzytomniał
-No wreszcie!- Ucieszył się Potter- Jużmyślałem, że nigdy tego nie powiesz! No to pa!- Wypadł z domu znów trzaskającdrzwiami- „Pięknie, pierwsza faza planu zakończona. Teraz czekamy nanietoperza”- chłopak wsadził ręce do kieszeni i pogwizdując wesoło ruszył wkierunku parku. W połowie drogi usłyszał szelest peleryny i przed nim stanąłSnape z gniewem wymalowanym na twarzy
-Potter! Możesz mi łaskawie powiedzieć, coty do cholery wyprawiasz?
-Profesor! Jak miło pana widzieć!-Powiedział głosem pełnym ironii
-Nie baw się ze mną tylko weź swój tyłek iwracaj do domu!
-Ależ ja się wcale nie bawię, odszedłem. Niesłyszał pan? Starałem się krzyczeć głośno- śmiał się w duchu na widok minynauczyciela.
-No dobrze, więc co mam zrobić?- Mruknąłzrezygnowany. Nie miał ochoty na zabawę z tym dzieciakiem
-Proszę sprowadzić tu dyrektora-odpowiedział szybko chłopak
-Spróbuję, nie ruszaj się stąd- MistrzEliksirów zniknął z trzaskiem, a Harry szybko wyciągnął różdżkę i machnął nią,przywołując magiczny autobus
-Dobry wieczór, nazywam się Stan…- zacząłswój monolog konduktor, ale Potter mu przerwał
-Wiem, wiem. Jedź do dziurawego kotła, tylkoszybko- wepchnął mu do ręki galeona i usiadł na wolnym łóżku
-Się robi- zasalutował Stan i już po chwiliszaleńczej jazdy stali pod wskazanym przez Harryego barem. Nawet się nie pożegnałtylko wyskoczył z pojazdu i wszedł do ciemnego wnętrza knajpy. Nie zatrzymał się,tylko od razu wyszedł na zaplecze, by po chwili znaleźć się na opustoszałejulicy Pokątnej. Tu również się nie zatrzymywał, tylko ruszył na ulicęŚmiertelnego Nokturnu, a konkretnie na najodleglejszy jej koniec do gospody„Parszywa dziura”. Chłopak bez wahania wszedł do ciemnego holu i ruszył od razuna pierwsze piętro. Odnalazł drzwi z przekrzywioną siódemką i wszedł bezpukania.
-Niezły czas. Myślałem, że ci to dłużejzejdzie- uśmiechnął się Erik na jego widok
-Dzięki. Chciałbym zobaczyć teraz minęDropsa- obaj zachichotali
-Trzeba to oblać, a przy okazji lepiejpoznać- chłopak wyciągnął z barku butelkę wina i nalał do dwóch kieliszków- Mamnadzieję, że masz mocną głowę
-Ja też- mruknął Potter i wziął kieliszek.
Rozmawialio różnych rzeczach. Harry opowiadał o sobie, wylewał wszystkie swoje żale wrazz opróżnianiem butelki, a Erik mówił o swojej rodzinie, rozpoczętym szkoleniu iogólnie o elfach. Zasnęli obaj około 2:00 w nocy.
Harry obudził się rano z dość silnym bólemgłowy. Na początku jęknął cicho i próbował sobie przypomnieć wczorajszywieczór. Rozglądnął się po pokoju i kiedy jego wzrok natrafił na stolikzawalony kilkoma butelkami po winie i Erika zwiniętego w kłębek na fotelu,obraz wczorajszego „wieczoru zapoznawczego” powrócił niezwykle wyraźnie
-Te, Erik, wstawaj- Potter powoli wyciągnąłrękę i szturchnął kolegę, który jęknął
-Cholera, ale mnie łeb napie…to znaczy głowamnie boli- opanował się elf- Przed przemianą nie mamy jeszcze odporności naprocenty- wyciągnął z kieszeni dwie fiolki fluorescencyjnego, zielonego płynu.
-Co to jest?- Zainteresował się Harryszeptem, biorąc eliksir
-Wywar na kaca. Mój tatuś wymyślił- wypiąłdumnie pierś i jednym duszkiem wypił swoją porcję. Potter poszedł w jego ślady
-Dobra, to co robimy? W zamku mamy byćdopiero o 18:00. Masz jakiś pomysł?
-Tak, muszę kupić sobie jakieś ciuchy.Pomożesz?
-Jasne. To najpierw do Gringotta zamienićkasę, a później wychodzimy na mugolski Londyn- orzekł Erik
-A może tak śniadanie?- Zaproponował Harry,przeciągając się
-Już się robi- machnął ręką, a na stolepojawił się talerz tostów i dzbanek mleka. Młodzieńcy szybko spałaszowaliposiłek i zgodnie z ich wcześniejszymi planami ruszyli najpierw do banku.
-Ty, a jak mnie ktoś rozpozna?- Zmartwił sięPotter
-Nie rozpozna, chodź- Erik machnął mu kilkarazy ręka przed twarzą i pokazał mu lustro. Harry o mało się nie przewrócił.Miał czerwone, trochę dłuższe włosy, niebieskie oczy i opaloną twarz. Jegoblizna zniknęła
-Wow, niezły jesteś- pochwalił swojegonowego przyjaciela. Ruszyli do swojego pierwszego celu. Wybranie i zamianagotówki poszła im stosunkowo szybko i już po 20 minutach stali w mugolskiejczęści Londynu. Szybko odnaleźli wielkie centrum handlowe i ruszyli na rajd posklepach. Erik okazał się znakomitym doradcą i po trzech godzinach Harry miałkilka bluzek, trzy pary spodni, pelerynę, kurtkę, adidasy, glany i potrzebnekosmetyki. Później poszli na obiad i do „Parszywej dziury wrócili o 16:00.Harry spakował się dokładnie i Erik zmniejszył jego bagaż. Hedwigę odesłał doRona, z prośbą o zaopiekowanie się nią.
-Gotowy?
-Jasne- uśmiechnął się Potter i złapałprzyjaciela na ramię. Kiedy otworzył oczy znalazł w jakiejś dolinie. Skierowałsię za kolegą do małego wodospadu. Erik wyciągnął przed siebie rękę iwypowiedział parę słów w nieznanym Harryemu języku, a woda rozstąpiła się,ukazując skalne wrota. Elf przyłożył do nich rękę i te zniknęły, a zielonookiujrzał najniezwyklejszy obraz, jaki kiedykolwiek widział. Wielki komplekspałacowy, osadzony na górze osnutej mgłą.
-Wow- wymknęło mu się
-Robi wrażenie, nie?- Uśmiechnął się Erik iruszył przed siebie po niewidzialnej ludzkim okiem kładce- Chodź za mną- podziesięciu minutach doszli do wrót, które otworzyły się pod dotykiem ręki elfa.Weszli do wielkiego holu.
-No dobra, Aurelia powinna za chwilę pociebie zejść. Obawiam się, że nie będziemy widywać się zbyt często, tylko naposiłkach- w tym momencie z drzwi po ich prawej stronie wyszła piękna kobieta
-Harry! Erik! Już jesteście? Jak ten czasszybko leci. Erik, ojciec cię oczekuje, a ty Harry chodź ze mną- prowadziła gokrętymi korytarzami i po kilku minutach chłopak stracił poczucie kierunku. Po10 minutach doszli do dużych, mahoniowych drzwi
-To jest twoja kwatera, możesz do niej wejśćtylko ty i ja, jako twój nauczyciel- dotknęła drzwi, które otworzyły siębezszelestnie ukazując wspaniałe wnętrze salonu. Ściany były krwistoczerwone,sufit biały, a meble zrobione ze szkła i stali- Kiedyś to był apartament twojegoojca. Po prawej masz łazienkę, sypialnię i bibliotekę, a po lewej pracownięeliksirów, gabinet i salę do treningów. Tu masz mapę, z zaznaczonym miejscemnaszych spotkań, jadalnią i biblioteką. Jeśli będziesz czegoś potrzebował,wezwij Arabeskę. To twój osobisty skrzat domowy. A to rozkład zajęć. Widzimysię na kolacji- podała mu dwa pergaminy i wyszła. Harry obszedł całą swojąkwaterę i rozpakował się w mrocznej sypialni. Spojrzał na zegarek- była 18:50.O 19:00 zaczynała się kolacja, więc tylko szybko zmienił ubranie na czarnąszatę i poszedł szukać jadalni. Odnalazł ją stosunkowo szybko, więc lekkoniepewnie wszedł do olbrzymiego pomieszczenia z kilkoma stołami, wielkościWielkiej Sali. Rozglądnął się niepewnie, ale zauważył Erika machającego do niego,więc szybko ruszył w jego kierunku. Siedział przy małym stoliku razem z jakimśchłopakiem z długimi, prawie rudymi włosami i piękną dziewczyną. Miała onapiwne oczy i kasztanowe włosy
-Cześć Stary! Wreszcie jesteś- uśmiechnąłsię Eryk- Pozwól, że ci przedstawię: David Bartholdy i Amy Brown, moja siostracioteczna. To jest Harry Potter
-Miło mi- uśmiechnął się chłopak, najpierwściskając rękę Hectora, a później Amy- A tak nawiasem mówiąc, mógłbyśprzywrócić mi normalny wygląd?
-Faktycznie, zapomniałem- zachichotał Erik imachnął przed nim ręką. Amy serce zabiło mocniej, ale nie dała tego po sobiepoznać.
-Może w końcu usiądziesz?- Uśmiechnęła się.Potter odwzajemnił uśmiech i opadł na wolne krzesło między dziewczyną, aErikiem.
-To do jakich szkół chodzicie?-Zainteresował się Harry- No jak mniemam jesteście w moim wieku
-Ja chodziłem do Salem, w StanachZjednoczonych, a ta dwójka do La Cristianos, we Włoszech- mówił David,- Ale ta szkoła zostajezlikwidowana, więc przenoszą się do Hogwartu. Ja też, bo nie chcę ichzostawiać- uśmiechnął się- I z tym wiekiem miałeś rację, wszyscy mamy po 16lat, więc będziemy na twoim roku.
-A jak długo już tu jesteście?-Zainteresował się czarnowłosy
-Ja i Dave tylko kilka dni, a Erik jużtydzień- powiedziała Amy,- Ale on miał już lekcję wcześniej, z ojcem.
Rozmowa była bardzo miła, ale niestetymusieli rozejść się do swoich pokoi. Harry, leżąc w łóżku długo nie mógłzasnąć. Myślał o tym, jak bardzo zmieniło się jego życie w tak krótkim czasie.Po raz pierwszy podczas tych wakacji przespał całą noc spokojnie.
Rozdział 3: Szkolenie i przemiana
W kuchni domu przy Grimmuld Place, choćwłaśnie wybiła północ, trwała zagorzała dyskusja
-Przeszukaliście dokładnie okolicę?- Zapytałdługobrody starzec
-Tak, Albusie, trzy razy- ziewnęła młodakobieta o fioletowych włosach- Nie mam pojęcia, jak mógł tak szybko zniknąć bezużycia magii. Szukamy go już 30 godzin i nic
-Tonks! Przecież on nie mógł zapaść się podziemię! To moja wina…- powiedział Remus Lupin i ukrył twarz w dłoniach. Kobietamiała właśnie zaprzeczyć, ale usłyszeli ciche pukanie w okno. Wpuścili dokuchni piękną sowę śnieżną
-Hedwiga! To na pewno wiadomość odHarryego!- Lupin odwiązał kawałek pergaminu i zaczął głośno czytać.
DrogiZakonie Feniksa
Zapewne moje nagłe zniknięcie może wam się wydać podejrzane, alezapewniam was, że niezostałem porwany, poćwiartowany i rzucony rybom na pożarcie…
-Szkoda-mruknął dotąd milczący Snape, ale został zgromiony wzrokiem przez dyrektoraHogwartu
…Przykro mi, profesorzeSnape, ale mam zamiar pożyć jeszcze dobre kilka lat i dobrze się zabawić. Nie szukajcie mnie, bo i tak nie znajdziecie. Niemartwcie się, jestem całkowicie bezpieczny, ale poza waszą kontrolą, co mi bardzo odpowiada.
Odezwę się za jakiś tydzień. Pozdrowienia dla Weasleyów, profesora Lupina i Tonks.
HarryPotter
PS: Poproście Rona, żeby zaopiekował się Hedwigą.
-Niezły z niego aparat- mruknął Moody iwykrzywił twarz w czymś na podobieństwo uśmiechu- No to mamy go z głowy
-Alastorze! Ty chcesz się poddać! Dzieciakmusi mieć ochronę!- Zdenerwował się Dumbledore, a oczy zalśniły mu groźnie
-Ależ Albusie, widzisz przecież, że on tejochrony wcale nie potrzebuje, nie możesz trzymać go w klatce, nawet tej złotej-wygłosiła swoje zdanie profesor McGonnagal.
-No dobrze, to kto jest za tym, żeby sobieodpuścić?- Zrezygnował dyrektor. Zgłosili się wszyscy, prócz pani Weasley ijego samego- Widzę, że jestem w mniejszości. Dobrze, niech tak będzie.Spróbujemy nawiązać z nim kontakt, kiedy ponownie się odezwie. A na raziekoniec zebrania.
***
Harry obudził się w pięknym łóżku ipierwsze, co ujrzał, to czarny baldachim. Przestraszył się, że nie żyje i jestna własnym pogrzebie, ale uderzenie w głowę skutecznie sprowadziło go naziemię. Zwlókł się z wygodnego posłania i poczłapał do łazienki. Zegarekwskazywał 6:20. Chłopak westchnął cicho i zabrał się za poranne czynności. O6:50 był już gotowy do wyjścia, ponieważ, według jego planu o 7:00 miało byćśniadanie. Przy stole siedziała tylko Amy
-Cześć Harry, jak tam pierwsza noc w zamku?-Uśmiechnęła się pięknie na jego widok
-Cześć. Wyspałem się zadziwiająco dobrze-również się uśmiechnął
-Przyda ci się- koło nich niewiadomo skądpojawił się Erik
-A skąd wiesz?
-Szkolić cię ma Aurelia, nie?- Potterpotwierdził skinieniem głowy- No to masz przerąbane. Nawet mój ojciec przy niejto łagodna owieczka.
-Aż tak źle?- Harry przestraszył się nie zażarty
-Tak mówią- potwierdził David, który właśniedo nich dołączył. W wesołej atmosferze upłynęło im śniadanie, ale musieli sięrozdzielić. Harry wyciągnął otrzymana mapę i plan lekcji. Pierwsze zajęcia miałmieć w Cichej Wieży. Dotarł do niej po 5 minutach i zapukał cicho do dębowychdrzwi. W środku czekała już na niego Aurelia
-Witaj, jak ci się spało?
-Dziękuję, bardzo dobrze. To od czegozaczynamy?
-Myślę, że na pierwszy ogień pójdzie magiaumysłu. Jakie masz doświadczenia z oklumencją?
-Nawet nie pytaj- mruknął Harry i wyciągnąłróżdżkę
-Dobra. Na początek kilka słów. Wiesz, naczym to polega. Po pierwsze, musisz się maksymalnie skupić i zaufać mi. Wyzbądźsię wszelkich emocji. Nie możesz odczuwać przede mną strachu- Potter oczyściłumysł i starał skupić się na równomiernym oddychaniu, jak przez mgłę usłyszałgłos nauczycielki
-Raz…dwa…trzy…Leglimentis!- Harry znów przeżywał swoje koszmary: nadmuchanieciotki Marge, spotkanie z dementorami, ucieczka Glizdogona, odrodzenieVoldemorta, „Nie będę powiadał kłamstw”, Syriusz wpadający za zasłonę, Cruciorzucone na Bellatriks. Ocknął się na podłodze, tuż obok Aurelii.
-Nie za dobrze to wyszło. Musisz siębardziej odprężyć. Może pomoże ci, jeśli pomyślisz o czymś szczęśliwym?-Zaproponowała nauczycielka
-Spróbuję- mruknął lekko speszony chłopak.Nie chciał, żeby kobieta wzięła go za nieudacznika, więc skupiła każdą cząstkęswojej woli na nie dopuszczeniu do penetracji jego umysłu. Udało mu sięwyrzucić z niego nauczycielkę po trzech próbach, a całkowicie ją zablokować tużprzed obiadem.
-Dobra robota. Chodź, idziemy to zjeść, apóźniej to dopracujemy i weźmiemy się za leglimencję i telepatię. Późniejpopracujemy nad twoją sylwetką, a potem się zobaczy- Aurelia przedstawiałaswoje plany w drodze do jadalni. Przy małym stoliku siedział tylko Erik
-Cześć- przywitał się Harry i zmęczony opadłna wolne krzesło
-No i jak? Naprawdę jest taka ostra?
-Nie zdążyłem się przekonać, zrobiliśmy narazie oklumencję- wyjaśnił chłopak i zabrał się za swoją smażoną rybę- A gdziereszta?
-Byli wcześniej. Co masz po obiedzie?
-Leglimencję i telepatię.
-Wow, i tak ci szybko poszło. Ja jeszcze nieskończyłem oklumencji, a robię ją już drugi dzień. Idź już, bo Aurelia wstaje
-Widzimy się na kolacji- powiedział Potter iposzedł za swoją nauczycielką.
Ćwiczył z nią kilka godzin, aż całkowicieopanował oklumencję, leglimencję, ale z telepatią miał jeszcze trudności. Byłtak padnięty, że nie zszedł na kolację, tylko od razu poszedł do siebie. Zasnąłprawie natychmiast, przedtem oczyszczając umysł.
Pierwsze pół roku w Twierdzy Mrocznych Elfówzeszło mu na wytężonej pracy. Po opanowaniu oklumencji, leglimencji itelepatii, Aurelia wzięła sobie za sprawę honoru zrobienie z niego mężczyzny.Ćwiczył w siłowni, w koszarach i w zwykłej sali treningowej. Kiedy nabrał jużodpowiedniej postury, zaczęli naukę walki białą bronią i strzelania z łuku. Ztych zajęć wracał zazwyczaj cały poraniony, ale obiecał sobie, że się niezłamie. Pierwszy kryzys przeszedł w 11 tygodniu, kiedy musiał nauczyć sięodporności na ból fizyczny. To przyszło mu zdecydowanie najtrudniej, ale wkońcu, po 8 dniach ćwiczeń zdołał ignorować nawet bardzo potężne zaklęciatorturujące. Dopiero wtedy zaczął prawdziwą naukę. Przez miesiąc przerobił całyzakres hogwartu i wziął się za magię białą i czarną. Po nich przyszedł czas naanimagię. Jako mroczny elf miał przemieniać się w trzy zwierzęta: jednoodzwierciedlające jego charakter, drugie wybrane i trzecie pokazujące jego moc.Właśnie wtedy stało się coś dziwnego. Pierwszym zwierzęciem był czarny wilk zbiałymi pasmami sierści na łbie i szramą na oku, a drugim był czarny sokół zbiałymi piórami na brzuchu.
-No Harry, zabieramy się za twoją trzeciąformę. Żebyś ty mógł ją przybrać, najpierw będziemy musieli wiedzieć, co to zazwierzę- mówiła Aurelia- I dlatego muszę rzucić na ciebie zaklęcie. Gotowy?-Harry skinął głową i po chwili poczuł dziwny ból, promieniujący od serca.Starał się go zignorować i po chwili patrzył na świat z nieznacznie mniejszejwysokości, a Aurelia wpatrywała się w niego ze strachem. Szybko go odczarowała.
-I co?- Zapytał chłopak
-…jakby ci to powiedzieć…wiesz, kim był Set?
-Tak, to egipski bóg zła. A co to ma dotego?
-Istnieje legenda, że podczas jego walki zbratem, Ozyrysem, posłużył się podstępem i nasłał na niego stworzonego przezniego potwora. My wiemy, że miał to być dzisiejszy ponurak.
-Dobrze, ale przecież ponuraki istniejątylko we wróżbach
-Otóż właśnie nie. Istnieją one, ale niepokazują się zazwyczaj. Obdarzone ogromną mocą magiczną, są praktycznieniemożliwe do złapania. Jak zapewne wiesz wyglądają jak wielki, czarny pies,ale mają czerwone oczy. Nie wiadomo dokładnie, do czego są zdolne, dlatego ludzieboją się ich panicznie. Teraz rozumiesz?
-Czekaj, czekaj, chcesz powiedzieć, że mojamoc jest jak…ponurak?- Zdziwił się Potter
-Dokładnie. O ile wiem, to jedyny takiprzypadek na świecie, ponieważ nie ma drugiego tak potężnego czarodzieja-powiedział Aurelia, jakby do siebie,- Ale to nie zmienia faktu, że musisznauczyć się w niego zmieniać, no dalej, na co czekasz? Na specjalnezaproszenie?- Harry uśmiechnął się tylko i zaczął próbować. W końcu mu się toudało i już mięli iść na kolacje, kiedy chłopak nagle zemdlał i zacząłpromieniować dziwnym, zielonym światłem
-O cholera- wymknęło się Aurelii i po chwiliprzeniosła chłopaka do jego pokoju, a ona sama telepatycznie wezwała Ludwiga,ojca Erika.
-Zaczęło się?- Zapytał mężczyzna, stającprzy łóżku chłopaka
-Tak, ale to przecież za wcześnie.Najwcześniejsza przemiana, jaka miała miejsce w historii, była moja i przeszłamją w 17 urodziny. Trzeba go uspokoić, bo gotów rozsadzić to pomieszczenie!-Krzyknęła, widząc jak jej uczeń unosi się kilkadziesiąt centymetrów nadłóżkiem. Ludwig stanął po jego lewej stronie, a kobieta po prawej. Jednocześniewyciągnęli przed siebie ręce i zaczęli szeptać jakieś formuły. Po godzinieświatło stopniowo malało, by po chwili znów zabłysnąć oślepiającym promieniem.Wszystko skończyło się tak szybko, jak się zaczęło i Harry opadł na łóżko, aAurelia i Ludwig zemdleli.
-Tato?Dobrze się czujesz?- Nad czarnowłosym pochylał się Erik
-Tak. Nigdy nie widziałem trudniejszejprzemiany- mruknął, wstając. Podszedł do wciąż nieprzytomnej kobiety i zacząłją ocucać.
-Już po wszystkim?- Zapytała, kiedy tylkootworzyła oczy
-Tak, ale ciężko było.
-A co z nim?- Wtrącił się Erik
-Nic mu nie będzie. Arabesko!- Tuż obokLudwiga pojawiła się skrzatka domowa, kłaniając się nisko- Przynieś dzbanekwody- po chwili na stoliku przy łóżku pojawiła się taca z dzbankiem i kilkomaszklankami.
-Kiedy on się obudzi?- Zainteresował sięmłody elf
-Za jakieś trzy godziny, na pewno jestwyczerpany- odpowiedział Aurelia
-Gdzie ja jestem?- Usłyszeli słaby głosdochodzący z łóżka
-Harry! Fajnie, że się obudziłeś- ucieszyłsię Erik, a dorośli wymienili porozumiewawcze spojrzenia
-Ale co się stało? Jakim cudem znalazłem sięwe własnym łóżku? Pamiętam tylko, że mieliśmy iść na kolację, a potem poczułemwielki ból, a potem to już nic- wyjaśnił Harry, próbując wstać. Widział lekkoniewyraźnie, więc ściągnął okulary, żeby przetrzeć oczy. Jakież było jegozdziwienie, kiedy zauważył, że bez nich widzi o wiele lepiej.
-Ja pie…- nie dokończył, bo zauważył karcącespojrzenie Aurelii- Przeszedłem przemianę?- Walnął prosto z mostu. Dużo o niejczytał, więc błyskawicznie połączył fakty
-Tak, ale nigdy jeszcze nie widziałem takiejciężkiej i do tego błyskawicznie się zregenerowałeś- wyjaśnił Ludwig iuśmiechnął się- Chcesz lustro?- Harry kiwnął głową i stanął przed wyczarowanymzwierciadłem. O mało się nie przewrócił. Miał ostro zakończone uszy i jeszczeintensywniejsze zielone oczy z pionowymi źrenicami.
-Wow- wykrztusił tylko i opadł na łóżko- Ada to się jakoś zamaskować?- Zapytał, patrząc z nadzieją na Aurelię
-Jasne, chyba nie myślisz, że łazimy tak poulicach. Równie dobrze moglibyśmy chodzić z wypisanym na czole „Patrzcie!Jestem mrocznym elfem!”- Wszyscy się zaśmiali- Wystarczy małe zaklęcie, patrz-machnęła sobie ręką przed twarzą i wyglądała jak stuprocentowa, całkowiciezwyczajna wiedźma.
-No to git- uśmiechnął się Harry i opadł nałóżko
Rozdział 4: Nowe życie
Harry bardzo szybko przyzwyczaił się doswojego nowego wyglądu i umiejętności. Miał bardzo czułe zmysły, kocią zwinnośći odporność na alkohol. Zaraz po przemianie przeszedł coś na podobieństwo kursuszpiegowskiego. W jego skład wchodziło m.in.: nauka poruszania się i walki wciemnościach, teleportacja zwykła i elfia (bezszelestne pojawianie się w obłokuczarnej mgiełki, niepodlegająca żadnym blokadom), posługiwanie się broniąpalną, walki wręcz, włamywania się, aktorstwa i wielu innych. Nawet niespostrzegł, a już minął rok nauki.
W drugim miał znacznie więcej pracy, bouczył się magii starożytnej, bezróżdżkowej (podstawowe zaklęcia opanował sam napoczątku), elfickiej, wampirzej oraz niewerbalnej.
Bardzo zżył się ze swoimi przyjaciółmi, a doAmy czuł coś więcej, ale nie był pewny jej reakcji. Na szczęście cała trójkaprzenosiła się do Hogwartu, a dodatkowo Erik miał mieszkać z Harrym na Nokturnie.Miał również bardzo dobry kontakt z Aurelią, która była dla niego jak starszasiostra. I to dość sporo starsza, bo udało mu się podstępem wypytać ją o jejwiek. Miała 107 lat, przy czym średnia długość życia Mrocznego Elfa to 500 lat.
Potter niesamowicie się zmienił. Miał terazwłosy do ramion, wysportowane ciało, około 185 cm wzrostu ipoważniejszą twarz. Ale nie tylko z wyglądu był nie do poznania. Stał sięjeszcze większym buntownikiem i luzakiem, a jednocześnie wiele rzeczy brałnaprawdę poważnie.
Ostatni dzień pobytu młodych elfów wtwierdzy miał być zarazem dniem ich zaprzysiężenia. Ceremonia miała rozpocząćsię o 15:00, więc za dziesięć stanęli przed wrotami do Głównej Sali, w którejodbywały się posiłki.
-Wydygani?- Zwrócił się David do reszty
-Nie, wcale- mruknął ironicznie Harry
-No, droga młodzieży, gotowi?- Nareszcie wdrzwiach pojawił się Ludwig. Byli tak zdenerwowani, że skinęli głowami i wmilczeniu ruszyli za mężczyzną. Na końcu sali stała Aurelia w srebrnej sukni iz diademem na głowie
-Drodzy przyjaciele- zaczęła dźwięcznymgłosem- Dziś do naszej społeczności oficjalnie dołączy ta oto czwórka młodychwojowników- teraz zwróciła się bezpośrednio do nowicjuszy- Połóżcie prawe ręcena sercach i odpowiadajcie na moje pytania. Czy przysięgacie, bez względu naokoliczności, pozostać wiernymi jasnej stronie i Mrocznym Elfom?
-Przysięgamy- odpowiedzieli chórem
-Czy przysięgacie dołożyć wszelkich starań,by ciemna strona upadła?
-Przysięgamy
-Czy przysięgacie strzec tajemnic MrocznychElfów, choćbyście mieli przypłacić to życiem?
-Przysięgamy
-Wasza przysięga zostaje zapisana izapieczętowana. Przyjmijcie symbole naszej potęgi- podała każdemu inną różdżkę.Harry miał mahoniową, prawie czarną, Amy jasną, klonową, Dave- wiśniową, a Erikz drzewa różanego. Później każdy dostał czarny miecz ze srebrnymi liśćmi narękojeści, łuk, kołczan, strzały i srebrny wisiorek na czarnym rzemyku wkształcie liścia.
-Zostaliście oficjalnie W odpowiedziwłączeni do naszej wspólnoty- Aurelia uśmiechnęła się pięknie- Niech rozpoczniesię uczta!- Czwórka przyjaciół skłoniła się jej z szacunkiem i zajęła małystolik w najdalszym końcu sali
-No to jesteśmy elfami!- Stwierdziła Amy,wyczarowując butelkę białego wina i nalewając go do czterech kieliszków
-Jak bum, cyk, cyk- potwierdził Harry iwszyscy się zaśmiali- Jutro wracamy na stare śmieci- jakby trochę sięzachmurzył. Nie chciał rozstawać z Amy- „No dalej, łosiu. Zaproś ją zaspacer!”- Popędzał sam siebie. W końcu zdołał rzucić jakby od niechcenia- Idęsię przejść, Amy idziesz ze mną?- Serce waliło mu jak oszalałe, choć wcale niedał tego po sobie poznać
-Jasne. Cześć chłopaki- uśmiechnęła siędziewczyna, a Erik i Dave pokazali Harryemu, za jej plecami, zaciśnięte kciuki.Już od dawna wiedzieli, że między tą dwójką coś iskrzy. Tymczasem oni udali sięna dach jednego z budynków, gdzie urządzony był piękny, wiecznie zielony ogród
-Amy…-zaczął niepewnie Harry
-Tak?- Dziewczyna okazała uprzejmezainteresowanie, choć w środku już nie mogła się doczekać, co ten chce jejpowiedzieć.
-„No dalej! Zapytaj ją!”- Bo ten…ja cięchciałem zapytać,… czy zostaniesz moją dziewczyną?- Mimowolnie wstrzymałoddech, sekundy wlokły mu się jak godziny. Nagle Amy rzuciła mu się na szyje,prawie zwalając go z nóg. Wreszcie odetchnął i odciągnął ją od siebie, byspojrzeć jej w oczy
-Czy to znaczy: tak?- Uśmiechnął sięszelmowsko
-Jasne! Nie wiesz, jak długo na to czekałam-uśmiechnęła się elfka i za rękę ze swoim chłopakiem, wróciła do Głównej Sali,gdzie powitały ich brawa dwójki chłopaków
-No wreszcie- westchnął Erik- Trzeba tooblać!
-Jestem za, ale może przywołacie swoje bagaże i spędzimy tą noc u mnie?-Zaproponował Potter, a wszyscy z chęcią na to przystali. Po dziesięciu minutachspotkali się pod drzwiami jego kwatery i rozsiedli w nowoczesnym salonie, wktórym znaleźli mnóstwo pełnych (jeszcze) butelek. Zapowiadał się miły wieczór.
***
-Hej, ekipa! Wstawać, za chwilę wracamy dochorej rzeczywistości!- David obudził się pierwszy, więc to on musiał ocucićresztę.
-Już wstałem- mruknął Harry, rozciągającsobie zdrętwiałe mięśnie. Spanie z głową i nogami zwisającymi z oparć fotelanie należy do najbardziej komfortowych form wypoczynku.
-Spakowani? Bagaże w kieszeniach?- Upewniłasię Amy
-Ta- przyznał Erik- Przydałoby się jakieśśniadanie
-Nie ma sprawy- uśmiechnął się Harry-Arabesko! Śniadanie dla czterech osób, proszę
-Tak, sir- skrzatka pstryknęła palcami i nastoliku, zamiast pustych butelek stała taca z dżemem i tostami. Po posiłkunadszedł czas pożegnania.
-Będę tęsknić- Amy przytuliła najpierwDavida, później Erika, a na koniec wylądowała w ramionach Harryego
-Ja też- szepnął i złożył na jej ustachgorący pocałunek. Erik chrząknął znacząco
-Chyba musimy już lecieć. Piszcie- podałdłoń Davidowi i cała czwórka zniknęła w obłokach czarnej mgły.
Harry i Erik pojawili się w ciemnym zaułku,niedaleko „Parszywej dziury”. Wpadli do ich pokoju i walnęli się na łóżko.
-Musisz dać znać Trzmielowi, że jesteś cały-podsunął Erik
-Er, daj spokój. Zakonowi, owszem, ale tegopie…kielnego Dropsa mam gdzieś. Rzuć jakimś piórem- po chwili namysłu Potternapisał taką oto wiadomość
Drogi Zakonie
Jak łatwo można się domyślić, ze mną wszystko w porządku. Wróciłem z„wakacji” i znów jestem w Anglii. Możecie odesłać mi Hedwigę.
Pozdrowienia
HarryPotter
-Dobra, to wysyłamy- Potter machnął ręką, a kartkazniknęła i pojawiła się nad stołem w kuchni Kwatery Głównej- Mam kilka spraw dozrobienia. Dużo myślałem i postanowiłem kupić jakąś chatę, pomożesz?
-Jasne- uśmiechnął się Er- To choć, znamfajne miejsce, gdzie można znaleźć odpowiednie oferty. Ale najpierw musimy sięprzebrać- wciąż byli w zielonych szatach. Po piętnastu minutach obaj mieli nasobie białe, lniane spodnie, czerwone bluzki bez rękawów i srebrne wisiorki,otrzymane na zaprzysiężeniu.
-Ty, ten liść wygląda jak gandzia-uśmiechnął się Harry odgarniając włosy z czoła- No to idziemy- Wyszli na ciemnąulicę i skierowali się do małego sklepiku. Weszli i nie fatygując się jakimiśformami grzecznościowymi opadli na dwa krzesła stojące przed biurkiem.
-Słucham, w czym mogę pomóc?- Zwrócił się donich pośrednik z wymuszonym uśmiechem na twarzy
-Szukam dużego domu, niekoniecznie w dobrymstanie. Musi być mroczny i mieć klimat. Najlepiej na jakimś odludziu. Cena niegra roli- wyjaśnił swoje wymagania Potter
-Widzę, że wie pan, czego chce. Doskonale.Chyba mam coś, co powinno pana zainteresować- Machnął różdżką i przywołał trzyteczki dokumentów. Wyciągnął z nich zdjęcia i podsunął Harryemu. Pierwszy był wporządku, ale był za blisko miasta. Drugi znajdował się na kompletnym odludziu,ale nie można było dokupić koło niego gruntu. A trzeci kazał się idealny. Wsumie, to nie był dom tylko…statek. Czarny statek. W opłakanym stanie, ale dasię coś z tym zrobić.
-Wspaniały. A gdzie jest haczyk?- Uśmiechnąłsię Potter słodko
-Według legendy był to statek samego Seta.Podobno nałożył na niego klątwę, że tylko jego potomek może go posiąść. No itrzeba go kupić razem z Death’s Island.
-Wyspa śmierci? Podoba mi się- wtrącił Erik-A cena?
-No jak dla panów to może być 100 000galeonów- powiedział słodko pośrednik
-Ha, ha, ha- zaśmiał mu się w twarz Harry-Bujać to my, ale nie nas. Od dawna chce się pan tego pozbyć. Nie dam więcej niż50 000
-Umowa stoi- zgodził się szybko mężczyzna
-To ja lecę po kasę, a Erik pomoże panuprzygotować umowę- uśmiechnął się Potter i udał się w stronę banku. Po niezbytmiłym przywitaniu z goblinami stanął przed drzwiami swojej skrytki. Kiedy małystwór otworzył ją, Harry wykrztusił tylko
-O kurwa- szybko się jednak otrząsnął izwrócił do goblina- Skąd tu się tyle tego wzięło?
-Wczoraj zakończyło się postępowaniespadkowe po niejakim Syriuszu Blacku. Cała fortuna Blacków przypadła panu-wyjaśnił. Rzeczywiście, można to było nazwać fortuną. Cała skrytka byławielkości Wielkiej Sali i po brzegi wypełniona była złotem
-No dobra, to zaszalejmy- Harry aż zatarłręce. Szybko coś policzył i powiedział- Dawaj tu 60 000 galeonów isprzedaj mi 60 000 dolarów- po 15 minutach Harry wyszedł z banku bardzozadowolony i szybko wrócił, by podpisać umowę.
-Już pan jest? My właśnie skończyliśmy-uśmiechnął się sztucznie sprzedawca
-No dobra, dawaj pan te papiery i sięzmywam- rzucił mu na stół worek złota i szybko podpisał dwa egzemplarze umowy.Po chwili wyszedł z Erikiem ze sklepu i wrócili do hotelu.
-To co teraz robimy?- Zainteresował sięchłopak
-Nie uwierzysz, Syriusz zostawił mi całąfortunę Blacków! Jedziemy do Stanów, a później na wyspę. Ale najpierw jedziemydo OCC
-A co to ma niby być?- Zdziwił się Er
-Orange County Choppers- wyjaśnił Harry zszelmowskim uśmiechem na twarzy
-Ja pierdole!!! Chcesz kupić choppera!?- Krzyknął
-Lepiej, zamówić. No, ale nie gap tak namnie, tylko lecimy- uśmiechnął się Harry, złapał kolegę za ramię i zniknął wobłoki czarnej mgiełki. Stali przed dużym, białym budynkiem.
-No to zaczynamy- uśmiechnął się Harry iwpadł z hukiem do warsztatu.
-Gdzie jest szef!?- Krzyknął w stronępracującego przy jakimś sprzęcie Ricka (u mugoli oglądał program o nich)
-W gabinecie- odkrzyknął mężczyzna niepodnosząc wzroku. Potter od razu podszedł do ciemnych drzwi i walnął w niekilkakrotnie pięścią
-Kto się tu tak, kurwa, tłucze?!- Z gabinetuwyleciał Paul Sr.
-Klienci- uśmiechnął się Harry ibezceremonialnie wpakował się do biura i walnął na czarną kanapę. Senior przezchwilę oniemiał, ale szybko odzyskał dawny animusz
-Klienci?- Spojrzał sceptycznie namłodzieńców. Harry uśmiechnął się i wyciągnął z kieszeni 60 000 dolarów.Paul uśmiechnął się i przez telefon sprowadził Juniora.
-Może najpierw się przedstawimy?-Zaproponował Paul Jr.- Paul Teutul Junior
-Harry Potter
-Erik Veith
-Paul TeutulSenior. Więcrozumiem, że chciałbyś kupić motor
-Nie, chciałbym zamówić choppera- sprostowałPotter
-Ciekawe, a masz jakieś pomysły?-Zainteresował się Junior
-Tak, to może my przejdziemy doodpowiedniego sprzętu, a mój przyjaciel z panem Seniorem załatwią formalności?-Zaproponował
-Wyśmienicie, no to chodźmy- Potter zostawiłpieniądze przyjacielowi i ruszył za Paulem do gabinetu Justina. Tam Potterpodał mu wyczarowany przez siebie rysunek i razem zastanowili się nad poprawkami.Ostatecznie motor będzie długi, ale bez przesady, rama będzie czarna, silnik irury- chromowane, na baku będzie rysunek przedstawiający ponuraka, szczerzącegokły, a po bokach mają być białe skrzydła. Na tylnym błotniku ma być namalowanyrysunek, przedstawiający świecące, czerwone oczy widoczne z jakby rozdarcia wblasze. Pod motorem mają być zamontowane czerwone lampy, podświetlające asfaltpodczas jazdy. Wydech miał być długi, a rury na końcu ostro zadarte ku górze. Wkomputerze wyglądał obłędnie.
-Ile mamy czasu?- Zapytał Junior
-Jak najmniej. Nie więcej niż tydzień-powiedział Harry
-Daj nam trzy dni- uśmiechnął się Paul
-Zgoda- Potter uścisnął chłopakowi rękę irazem z nim wrócili do biura, gdzie Erik właśnie podpisywał umowę.
-No to widzimy się za trzy dni- chłopcypożegnali się i wyszli przed warsztat, by w pobliskim lesie deportować się dohotelu
-To teraz jedziemy na Death’s Island?-Zapytał
-Tak, ale najpierw ściągnijmy Amy i Davea topomogą nam doprowadzić tą łajbę do odpowiedniego stanu. To ty ich ściągnij, aja lecę już na wyspę. To na Karaibach, wiesz?
-Tak, mam namiary. Widzimy się za chwilę- ipo chwili obaj zniknęli w obłokach czarnej mgiełki.
Rzeczywistość całkowicie przerosłaoczekiwania młodego Pottera. Statek prezentował się wspaniale, a wyspa byłanaprawdę piękna. Stał i wpatrywał się w łajbę, dopóki obok niego nie pojawilisię jego przyjaciele
-Wow- wykrztusiła Amy
-Niesamowity- dodał David
-Zajebisty- uśmiechnął się Erik- To, odczego zaczynamy?
-Najpierw trzeba wywalić wszystko, co tujest zbędne, zostawicie gołe ściany i załatajcie wszystko, tak jak trzeba-zarządził Harry
-Tak jest, panie kapitanie- zasalutowałazabawnie Amy i po chwili pojawiła się na pokładzie. Pod nim znajdowały sięjeszcze cztery piętra. Sprzątanie zajęło im godzinę. Uśmiechnięci i brudnizebrali się na samej górze, by stanąć przy planie, wyczarowanym przezwłaściciela
-To jaki mamy plan?- Zapytała Amy,pociągając zdrowy łyk kremowego piwa
-Sam dół bierzesz ty, Erik, dzielisz na pół.W jednej ma być sala treningowa, a drugą możesz powiększyć i ma się tamzmieścić dziesięć sypialni z łazienkami. Wyżej będzie kuchnia, jadalnia ipracownia eliksirów- ty spojrzał na Davea, który skinął głową- Tuż pod pokłademrobimy salon i bibliotekę. Amy, książki skopiujesz z biblioteki w mojejkwaterze w Twierdzy. Hasło to „Śmierć Gada”- elfka uśmiechnął się i skinąłgłową- Ja zajmę się tym, co na zewnątrz i kabiną kapitana. No to załogo, dodzieła- To urządzanie zajęło im pięć godzin, tak, że skończyli akurat ozachodzi słońca. Cały statek był nie do poznania. W środku wyglądał nanajnormalniejszy pałac. Wszystko w nowoczesnym stylu. Ściany byłyciemnozielone, karmazynowe i fioletowe. Podłogi z paneli z mahoniu i drzewawegna. Mało okien i niepowtarzalny charakter. Meble z metalu i szkła.
-Pięknie nam to wyszło- przyznała Amy- Conie zmienia faktu, że jestem cholernie głodna
-To się dobrze składa, bo przygotowałem małąniespodziankę- Potter machnął ręką i na pokładzie pojawił się suto zastawionystół i kilka skrzynek różnych trunków
-Parapetówa!- Krzyknął David i wszyscy sięzaśmiali
-Nie tylko- uśmiechnął się Harry- Dziśrozpoczynam nowe życie.
Rozdział 5: Konfrontacja
Impreza udała im się znakomicie i rano wszyscywyruszyli na zwiedzanie wyspy. Okazała się mała, ale nadzwyczaj piękna.Najwspanialszym ich odkryciem był wielki wodospad z przejrzystą wodą.
-Harry, a zabezpieczyłeś to miejsce?-Zainteresowała się Amy, kiedy w południe leżeli na plaży
-Tak. Jest nienanoszalne, zabezpieczoneFideliusem, polem antydeportacujnym i ma alarm przeciw obcym.
-Normalna forteca- uśmiechnął się Erik
-Pięknie tutaj, ale ja muszę wracać do domu,bo rodzice pomyślą, że leże zalany w trupa w jakimś rowie- przerwał sielankęDavid
-Ja też. No to do zobaczenia- Amy i Daverozpłynęli się w mgiełce
-To co robimy?
-Muszę kupić książki i wyprawkę do szkoły. Apoza tym chciałbym sprawić sobie jakieś miłe zwierzątko- uśmiechnął się Potter
-Dobra, tylko musimy się przebrać
-Jasne. Za pięć minut na głównym pokładzie-Harry pomknął do swojej kwatery i szybko wygrzebał z szafy odpowiedni strój,czyli czarne, skórzane spodnie, kurtkę z takiego samego materiału z białą,piracką czaszką na plecach i biały podkoszulek bez rękawów. W Londynie, wprzeciwieństwie do Wyspy Śmierci, była okropna pogoda, a to wszystko przezdementorów, którzy mnożyli się masowo.
-Gotowy?- Do pokoju zapukał Erik
-Już!- Harry włożył rzemyk elfa do kieszeni,założył ciemne okulary, a na szyję kolczatkę i wyszedł do przyjaciela
-No, nieźle- ocenił go tamten wzrokiem- Alemógłbyś zrobić Coś z włosami
-Czyli?
-Ściąć i nastroszyć. Mogę?
-No dobra- Erik machnął kilka razy ręką iHarry miał z powrotem swoje kruczoczarne, sterczące we wszystkie strony, włosysprzed dwóch lat
-Od razu lepiej. Zwijajmy się- obaj pojawilisię po chwili w ciemnym zaułku, obok banku.
-To najpierw do księgarni- zarządził Erik.On również miał kupić książki. W końcu miał się przenieść. Szli spokojnie, cochwilę wybuchając śmiechem, kiedy w połowie drogi Harry zatrzymał sięgwałtownie
-O kurwa- szepnął do Erika- Niedobrze-wskazał na dość dużą grupę idącą w ich stronę. W jej skład wchodzili: Lupin,Moody, Tonks, Snape, Ron i Ginny
-Nie zwracaj na nich uwagi, może cię niepoz…-zaczął Erik, ale przerwał mu krzyk Snapea
-Potter! Co ty tu do cholery robisz!?-Wszyscy momentalnie spojrzeli w ich stronę i nastała taka niezręczna cisza.Wszyscy gapili się na Harryego jak na kosmitę. W końcu w ciągu tych dwóch lattrochę się zmienił. Chłopak miał na samym początku chęć przywołania miecza, alepostanowił grać
-Profesor Snape! Jak miło pana widzieć!-Uśmiechnął się szeroko i podszedł do zakonu- Przedstawiam wam mojegoprzyjaciela, Erika- chłopak skinął głową
-Harry? To naprawdę ty?- Zdziwił się Lupin
-Jak babcię kocham, że ja- Erik o mało nieparsknął śmiechem
-Dlaczego uciekłeś!? A my tak sięmartwiliśmy!?- Krzyknęła Ginny
-Tak jakoś wyszło- zmieszał się Harry
-A może pójdziesz z nami do Kwatery iporozmawiamy spokojnie?- Zaproponowała Tonks z uśmiechem na twarzy
-Nie teraz, muszę zrobić zakupy. Ale może zadwa dni? Wpadnę na obiad, ale wolałbym do Nory
-Wspaniale- uśmiechnął się Lupin
-No to my już idziemy, cześć- dwóchmłodzieńców szybko oddaliło się w stronę księgarni.
-Ale się wpakowałem- mruknął Potter, kiedybyli już w Esach i Floresach.
-Nie ma co. A dlaczego dopiero za dwa dni?-Zainteresował się Erik. W tym momencie twarz Harryego rozpromieniła się.
-Bo wtedy będę miał już motor. Chciałbymwidzieć ich miny- i obaj zachichotali. Kupili potrzebne rzeczy i ruszyli doMagicznej Menażerii
-To jakie zwierzątko chcesz?
-Węża- odpowiedział Harry bez wahania ipodszedł do terrarium z pięknym, półmetrowym wężem koralowym- Ile kosztuje?-Zwrócił się do sprzedawcy
-15 galeonów, to samiczka- uśmiechnął sięmężczyzna podchodząc do nich
-Biorę ją- wyszedł ze sklepu z wężemowiniętym wokół jego ręki
-Jakby tu cię nazwać?- Zwrócił się do zwierzęcia w języku wężów
-Vivian.Nazywam się Vivian, w skrócie Viv- odpowiedziała
-Vivian. Tak ma na imię- zwrócił się Harry zuśmiechem do Erika.
-No dobra, robi się późno, wracajmy.
Następny dzień poświęcili na całkowitymobijaniu się. Pływali w morzu i grali w karty. Następnego dnia rano obaj udalisię do siedziby OCC, by odebrać motor Harryego. Tam już czekał na nich Mikey
-Cześć chłopaki. Idziemy najpierw do naszegofirmowego sklepu po prezenty dla was. Za złożenie tak dużego zamówienia należywam się- uśmiechnął się chłopak, a przyjaciele od razu spostrzegli, że motorjeszcze musi być doszlifowany. Tak więc wyruszyli do sklepu, gdzie obaj dostaliklika gadżetów, m.in. koszulki, czapki, kurtki i tym podobne rzeczy. Pogodzinie, samochodem Mikea wrócili do warsztatu, gdzie już czekała na nichgotowa maszyna. Wyglądała obłędnie. Schemat malowania był dokładnie taki, jakustalili, a dodatkowo na zbiorniku oleju i końcówkach rur wydechowychwygrawerowane były czaszki.
-Jest wspaniały- powiedział Harry od razuwskoczył na maszynę
-Wiesz, jak to się prowadzi?- Zapytał Senior
-Miałem nadzieję, że właśnie wy mi topowiecie- uśmiechnął się zielonooki. Przez następną godzinę objaśniali muwszystko, a on okazał się pojętnym uczniem, więc po trzech jeździł już wspaniale.Erik i Harry pożegnali się i oddalili w bezpieczne miejsce, skąd deportowalisię na statek.
-Wyrąbisty- powiedział Erik- To co, jedzieszna obiadek?
-Niestety- westchnął- Ale najpierw muszę sięprzebrać- uśmiechnął się szatańsko. Ubrał czarne jeansy, skórzaną kurtkę zczerwonym mieczem na plecach, czerwoną koszulkę bez rękawów, którą dostał odOCC i glany. Wtedy wpadł mu do głowy iście diabelski pomysł
-Er!
-Co?- Do kwatery wszedł elf
-Umiesz robić czarodziejskie tatuaże? Nowiesz, takie niezmywalne, ale które można w każdej chwili usunąć
-Jasne. Tylko powiedz gdzie i co to ma być-uśmiechnął się, kiedy Harry tłumaczył mu swój pomysł. Po 15 min. Potter miał naramieniu ponuraka z obnażonymi kłami, gotującego się do skoku.
-Miodzio- uśmiechnął się chłopak, założyłskórzaną kurtkę, ciemne okulary i wszedł na choppera- To lecę. Pa- i razem zmaszyną zniknął, by pojawić się kilka kilometrów od Nory. Uruchomił silnik iruszył. Po kilku minutach wjechał na podjazd pod domem Weasleyów. Hałas silnikazwabił wszystkich na zewnątrz, więc jak Harry wjechał na podjazd, przed domemstali już wszyscy Weasleyowie (oprócz Percyego i Charliego), Lupin, Tonks,Snape (który nie chciał przepuścić tego widowiska), Dumbledore i Hermiona.Wszyscy wpatrywali się w niego, jak gasi silnik, zabezpiecza maszynę iuśmiechnięty staje przed nimi
-Witam wszystkich. Ładny, prawda?- Wskazałgłową na motor
-Harry, kochaneczku, jak ty wyrosłeś- paniWeasleya uściskała go serdecznie
-Stary, skąd wytrzasnąłeś to cacko?- ZapytałRon, podchodząc do choppera. Za nim poszli Bill, pan Weasley, Lupin, Tonks iSnape
-Niezły- mruknął Severus patrząc na pojazdze źle ukrywanym podziwem
-Chodźmy już do stołu, wszystko gotowe-wszyscy weszli do domu, a Harry, po przywitaniu z Hermioną, ostentacyjnieusiadł jak najdalej od dyrektora, obok Billa i Tonks. Kiedy chłopak ściągnąłkurtkę, kobieta w pomarańczowych włosach krzyknęła
-Ale czaderski! Od kiedy go masz?- Wskazałana tatuaż
-Od niedawna. Kumpel mi zrobił- pokazałreszcie ponuraka i śmiał się w duchu z miny Trzmiela. Podczas posiłku poruszanebyły tylko miłe tematy. Po obiedzie Pani Weasley zniknęła w kuchni, a resztaprzeniosła się do salonu. Czuć było, że zapowiada się na niezbyt miłą rozmowę.
-Harry, musimy porozmawiać- powiedziałdyrektor
-Bardzo proszę- mruknął chłopak, opadając nafotel. Jednym ruchem różdżki (nie chciał się ujawniać) wyczarował butelkę winai dziewięć pełnych kieliszków, które podleciały do Snapea, pana Weasleya,Billa, Freda, Georga, Dumbledorea, Lupina i Tonks. Wziął ostatni z nich,pociągnął zdrowy łyk i zwrócił się do dyrektora
-Proszę mówić
-A może wyjdziemy jednak na zewnątrz?
-Nie ma potrzeby. Przecież wszyscy wiemy, żepowtórzy pan wszystko dorosłej części tego zgromadzenia, ja powtórzęmałoletnim, więc oszczędźmy sobie roboty- powiedział cichym, zimnym głosem zwymuszonym uśmiechem na twarzy
-Jak chcesz. Po pierwsze chcę wiedzieć,dlaczego uciekłeś od ciotki i wuja?
-Bo mi się nudziło- odparł bezczelnie, aSnape uśmiechnął się ironicznie „Ten dzieciak ma niezłe teksty”
-Druga sprawa: dlaczego nie zwróciłeś sięwtedy do nas, tylko zniknąłeś na tydzień?- Kontynuował dyrektor, siląc się naspokojny ton
-Nie chciałem was fatygować. Znalazłem sobiecałkiem przyjemne miejsce w miłej dzielnicy- „Czytaj: w zapchlonym hotelu naŚmiertelnym Nokturnie”- dodał sobie w myślach
-No dobrze, ale dlaczego poprosiłeśprofesora Snapea, żeby mnie sprowadził, a potem zniknąłeś?
-Żeby było śmieszniej- teraz to osiągnąłchyba szczyt bezczelności. Hermiona spojrzała na niego ze strachem, a Snape,Tonks i bliźniacy o mało nie parsknęli śmiechem
-Następne pytanie: jakim cudem w tak krótkimczasie tak się zmieniłeś?
-Ćwiczenia fizyczne- odpowiedziałlakonicznie chłopak i pociągnął kolejny łyk z kieliszka
-Gdzie teraz mieszkasz?
-W domu*
-A dokładniej
-W moim domu- W tym momencie dyrektorstracił chyba cierpliwość, bo jego kieliszek pękł
-Adres!
-Nie mam- odpowiedział Harry zgodnie zprawda
-Jak to: nie masz? Przecież skoro masz dom,to musisz mieć adres
-Bo to nie jest tak do końca dom- przyznałPotter
-A co?
-Statek- w tym momencie Lupin zakrztusił sięswoim napojem, a reszta wytrzeszczyła na niego oczy
-Kupiłeś statek!?- Wrzasnął Ron
-I wyspę- dodał chłopak
-Z kim się spotykasz?- Dyrektor powrócił doswojego przesłuchania?
-Z przyjaciółmi
-Jakimi?
-Prawdziwymi
-Nazwiska
-Veith, Brown, Bartholdy.
-Gdzie ich poznałeś?
-We Włoszech
-Po co tam byłeś?
-Na wakacjach
-Mógłbyś bardziej rozwijać swoje odpowiedzi?-Zirytował się staruszek
-A po co?- W tym momencie Harry poczuł, żektoś próbuje mu się włamać do umysłu. Szybko popatrzył na Mistrza Eliksirów, apóźniej na Dumbledorea i wysyczał do niego- Mógłby pan, z łaski swojej,przestać próbować na mnie leglimencji? I tak nic z tego panu nie wyjdzie-Trzmiel patrzył na niego z osłupieniem
-Skąd wiedziałeś?
-Bardzo prosto jest to wyczuć, jak panzapewne wie. Choć nie jestem pewny, czy rozmawiał pan kiedyś z kimś takbezczelnym, żeby udawał przyjaciela, a przy najbliższej okazji szperał w panamózgu- odparł patrząc prosto w oczy dyrektora- Możemy już skończyć toprzesłuchanie? Chciałbym porozmawiać z przyjaciółmi- nie uzyskawszy odpowiedziwstał z fotela i posłał znaczące spojrzenie Ronowi i Hermionie. Ci jakbyotrząsnęli się i cała trójka poszła do pokoju Rona. Tam Harry, wciąż zkieliszkiem w dłoni rozwalił się na łóżku i jednym ruchem różdżki zamknął drzwi
-Macie jeszcze jakieś pytania?- Zwrócił siędo nich
-Jak to możliwe, że możesz używać czarów? Ico to za różdżka, bo na pewno nie twoja- Zapytała natychmiast Hermiona
-Widzisz, bo to jest dom czarodziei, więckażdy może tu używać czarów, ponieważ Ministerstwo wykrywa jedynie przypadkiużycia czarów, nie wie, przez kogo. A różdżkę kupiłem
-Faktycznie- odparł Ron entuzjastycznie,- Żeteż o tym nie pomyślałem.
-Słuchajcie, za chwilę będę musiał sięzmywać, więc posłuchajcie- odezwał się Potter- Jest coś, o czym musiciewiedzieć. Wiem, jaka była treść przepowiedni
-Jakim cudem? Przecież rozbiła się
-Otóż to Dropsowi została wygłoszona, więcmi ją pokazał. Mówi o tym, że muszę zostać albo ofiarą albo mordercą- skrzywiłsię dla większego efektu- A ani jedno, ani drugie mi się nie uśmiecha
-Oh, Harry- Hermiona rzuciła się na niego-Pewnie musi ci być ciężko
-Nawet nie- Harry delikatnie ją z siebiezdjął- Słuchajcie, muszę już jechać. Może jeszcze wpadnę, a jak nie, tozobaczymy się w pociągu. Cześć- wyszedł z pokoju, pożegnał się z resztą iwsiadł na swojego choppera. Dojechał do pobliskiego lasu, by deportować się naswój pokład.
-I jak było?- Zapytał od razu, podając mukremowe piwo
-Przesłuchanie normalne. Tylko brakowałopokoiku z lustrem weneckim i lampki, świecącej mi w oczy- opowiedział muwszystko ze szczegółami i wspólnie zaśmiewali się z min Dropsa
-A tyś nie widział, jak Nietoperz na mniepatrzył- powiedział Potter i ponownie wybuchł śmiechem.
*W domu - w sensie, że nie w budynku tylko domu „duchowym”. Patrz: house, home.
Rozdział 6: Powrót do szkoły iniespodziewana zmiana
Ostatni tydzień wakacji minął przyjaciołomna totalnym opieprzaniu się. Jedynym pożytecznymi rzeczami, jakie robili, towalka mieczami dla zabawy i trening rano i wieczorem. Na 31 sierpniazaplanowali imprezę, podczas której mięli ochrzcić statek i oblać koniecwakacji. Pociąg odjeżdżał o 11:00, więc Amy i David zabrali swoje bagaże imięli nocować na wyspie. Oboje pojawili się dokładnie o 12:00
-Cześć!- Przywitali się, a Harry takstęsknił się za elfką, że wziął ją na ręce i pocałował namiętnie
-Skończyliście już?- Zniecierpliwił się Erikpo około 3 minutach.
-Teoretycznie- odparła Amy z błogimuśmiechem na twarzy, kiedy odkleiła się od swojego chłopaka- To jak chceszochrzcić to maleństwo?- Spytała klepiąc w burtę
-Myślałem trochę nad tym, ale nie jestempewny. Może Jolly Roger?
-Fajne. A masz jakiegoś szampana?-Zainteresował się David
-A ty jak zwykle o jednym- Harry pokręciłgłową i pokazał mu wiszącą na sznurku butelkę
-No to idziemy- obwieścił Erik i wszyscyzeszli na ląd po doczepionej kładce
-I co ja mam mówić?- Zapytał Harry
-A co się będziesz cackał? Jebnij ta butelkąi idziemy na górę opijać koniec wakacji- wygłosił swoją opinię Dave
-No to jedziemy- Harry zamachnął się i zcałej siły walnął butelką w kadłub- Od dziś nazywasz się Jolly Roger- zwróciłsię do statku- To zaczynamy imprezę!
Po bardzo udanym wieczorze (patrz: schlaniesię w trzy dupy, grupowe odśpiewanie wszystkich pijackich piosenek i zawody„Kto najdłużej utrzyma się na nogach”) cała czwórka ocknęła się dopiero po10:00, więc w pośpiechu zaczęli się ubierać. Harry, który z powrotem miałdługie włosy założył czarną bluzkę, czarne spodnie i takiego samego kolorupelerynę ze złotą zapinką pod szyją. Zmniejszył wszystkie swoje bagaże dorozmiarów monet, włożył je do kieszeni, odesłał klatkę z Hedwigą do swojegodormitorium, a Vivian owinęła mu się wokół nadgarstka. Wyszedł z kabinykapitana i zawołał
-No ekipa! Gotowi?
-Tak jest!- Odkrzyknęli chórem. Wszyscyubrani byli tak samo jak Harry
-No to lecimy- zniknęli w obłokach czarnejmgiełki, by pojawić się w czarnym zaułku Londynu, niedaleko stacji Kings Cross.Na ich nieszczęście akurat trafili na jakiegoś pijaka, wpatrującego się w nichze strachem
-Czyń honory domu- zwrócił się Erik doHarryego, który błyskawicznie rzucił na nieszczęsnego świadka zaklęciezapomnienia. Cała czwórka szybkim krokiem skierowała się na peron 9 i ¾. Kiedyprzybyli było dopiero za piętnaście jedenasta, więc zajęli przedział i ponowniewyszli na peron, wzbudzając strach wśród uczniów. O 11:55 pojawił się ZakonFeniksa i Weasleyowie. Widząc cztery postaci w czarnych pelerynach pospieszniewyciągnęli różdżki
-Nie bójcie się, nic wam nie zrobimy-powiedział ironicznie Erik. Lupin chciał zapytać, kim są, ale oni zsunęlikaptury
-Harry! Jak mogłeś nas tak wystraszyć?-Krzyknęła pani Weasley
-Przepraszam. Przedstawiam wam moichprzyjaciół: Amy, Erik i David- ci skinęli głowami. Przytłaczająca ciszęprzerwał gwizdek, obwieszczający odjazd, więc po szybkim pożegnaniu całasiódemka wsiadła do wagonu.
-Idziemy?- Zapytał Potter
-My z Ronem musimy iść do wagonu prefektów,a później będziemy patrolować korytarze- powiedziała Hermiona wyraźnie unikającprzeszywającego spojrzenia zielonych oczu
-A ja umówiłam się z Deanem. To pa- Ginnyrównież szybko się oddaliła
-Coś ci twoi „przyjaciele” chyba się ciebieboją- zauważył Erik, kiedy rozsiedli się już w przedziałach. Potter tylkowzruszył ramionami i położył się na kanapie, opierając nogi o ścianę obokdrzwi, a głowę kładąc na kolanach Amy
-Szczerze mówiąc, to mało mnie to ruszyło.Już nigdy nie będzie tak jak dawniej. Teraz mam was- pozwolił sobie na słabyuśmiech
-Wreszcie gadasz do rzeczy- mruknął Dave- Tomoże nam opowiesz o tych waszych domach?
-Są cztery:Slytherin, Gryffindor, Ravenclow I Hufflepuff. Dla przebiegłych tchórzy, odważnych i honorowych,kujonów i reszty. Tak w skrócie
-To ja już nie wiem, gdzie chciałabymtrafić- powiedziała Amy- I tak źle i tak niedobrze
-Nie martw się, na lekcję i tak będziemychodzić razem, bo wszyscy wybraliśmy to samo, a szóstych roczników jest takmało, że lekcje będą na 100 % łączone- odparł Harry. Podróż upłynęła im bardzomiło. Grali w pokera i eksplodującego durnia. Bawili się świetnie, anajbardziej, kiedy około 14:00 do ich przedziału wpadł Malfoy
-Czego?- Warknął Erik, znad książki doeliksirów
-Nawet nie wiesz, z kim rozmawiasz- odparłtamten podnosząc wysoko głowę
-Z ulizanym ćwokiem, który wpakował mi siędo przedziału?- Odparł elf, a reszta zaśmiała się głośno
-Potter? To ty? Skąd wytrzasnąłeś tą pannę?Ile jej płacisz?- Zapytał złośliwie. Harry uśmiechnął się i jednym ruchemróżdżki zablokował drzwi, zasłonił je i rzucił na przedział zaklęcieuciszające. Arystokrata przestraszył się nie na żarty
-Dlaczego to zrobiłeś?- Zapytał zprzerażeniem wpatrując się w czarną różdżkę
-A co? Boisz się?- Podszedł do niego inachylił się, by patrzeć prosto w jego niebieskie oczy- Nigdy więcej nieobrażaj mojej dziewczyny, bo może być to ostatnia rzecz, jaką zrobisz w życiu-odezwał się mrożącym w żyłach szeptem, który przyprawił wszystkich o gęsiąskórkę- Jasne?- Ślizgom pokiwał gorliwie głową i starał się jak najszybciejodwrócić wzrok- Miło, że się rozumiemy. A teraz zejdź mi z oczu- Fretka czymprędzej wybiegła przez odblokowane już drzwi, a przyjaciele zaśmiali się głośno
-To było niezłe- przyznał Dave- Skądwytrzasnąłeś ten szept?
-Podchwyciłem u Aurelii. Robiła dokładnie tosamo, kiedy chciała mnie przestraszyć- uśmiechnął się chłopak,- Ale nie ze mnąte numery- z lubością powrócił do dawnej pozycji i chwycił książkę oczarnomagicznych klątwach wampirów. Reszta podróży upłynęła spokojnie, anajdziwniejsze było to, że przez całą drogę nie pojawili się Ron i Hermiona.Wyszli na ciemny peron i Harry od razu zauważył brak swojego olbrzymiegoprzyjaciela
-Ciekawe, co się stało z Hagridem. I czemupierwszoroczni jadą z nami z powozach?- Zastanawiał się głośno, kiedy jechalido zamku. Ale przeżył jeszcze większy szok, kiedy zobaczył, że w Wielkiej Salinie ma zwykłych, czterech stołów, tylko wiele małych,- Co to ma, kurwa, być?-Warknął osłupiały, ale razem z resztą elfów zajął stolik w najdalszej, najbardziejoddalonej od nauczycieli części sali. Następni uczniowie byli tak zaskoczenizmianą wystroju, że stanęli jak słupy soli i dopiero interwencja profesorMcGonnagal zlikwidowała korek. Wśród braci uczniowskiej wrzało jak w ulu
-Ciekawe, co też stary Drops wymyślił?-Zastanawiał się głośno Erik
-Tamtej czwórki, co siedzi po lewej, nieznam- Wtrącił Potter wskazując głowa na stół nauczycielski
-To chyba nauczyciele od Uzdrowicielstwa, Walki Wręcz, Zaawansowanych Zaklęć Obronnych iPodstaw Prawa Czarodziejskiego i OPCM- wywnioskowała Amy
-Długo jeszcze? Napiłbym się czegoś- jęknąłErik
-Muszę cię rozczarować, tu nie podająalkoholu- powiedział Harry, który ze skrzyżowanymi rękami leniwym wzrokiempatrzył, jak uczniowie się schodzą
-No coś ty?! To mamy się sami obsłużyć?- Nażarty przeraziła się Amy. Reszta zaśmiała się głośno i Dave wyczarował kilkabutelek kremowego piwa
-To ja rozumiem- uśmiechnęła się dziewczyna.Wydawali się najbardziej rozluźnieni, więc coraz więcej ludzi na nichspoglądało. Na szczęście po chwili wstał Dumbledore, by zacząć swoją przemowę.
-Witam was, moi drodzy uczniowie. Zaczynamykolejny rok, ma nadzieję owocnej, współpracy- Harry udał, że wymiotuje, areszta elfów z trudem powstrzymała śmiech- Pragnę przedstawić wam najpierwnowych nauczycieli. Stella Williams- wstała wysoka szatynka- nauczać będzieObrony Przed Czarną Magią, Vincent Cannon, Podstaw Prawa Czarodziejskiego-czarnowłosy mężczyzna skinął głową- Angelina Fight, Walki Wręcz orazZaawansowanych Zaklęć Obronnych – uśmiechnęła się młoda kobieta o niebieskichwłosach i wyglądzie buntowniczki,- a Uzdrowicielstwa, Natalie Escudo- powstałakobieta z rudym warkoczem- Mam dla was jeszcze kilka informacji. Po pierwsze:wstęp do Zakazanego Lasu będzie surowo karany, po drugie: przypominam, że bójkina korytarzach są zabronione, a po trzecie: jak pewnie zauważyliście, zniknęłystoły czterech domów…
-Trudno było nie zauważyć- mruknęła Amy
-…Otóż w tym roku zlikwidowaliśmy podział.Nie ma czterech domów, a podzieleni zostaniecie rocznikami. W tym rokuzlikwidowana została jedna ze szkół, dlatego do starszych klas doszło kilkuuczniów. Mam nadzieję, że przywitacie ich ciepło- staruszek uśmiechnął siędobrotliwie,- Jeśli chodzi o dormitoria, to zostają one zlikwidowane. Na każdymstoliku pojawi się hasło i mapa, która pokaże gdzie dana grupa ma sypialnię.Mam nadzieję, że pomysł się sprawdzi i skończymy z tymi dawnymi podziałami. Ateraz wsuwajcie!
-A to się Drops popisał- skwitował Harry-Przecież to idiotyczne. Teraz będzie jeszcze gorzej
-Nie narzekaj przynajmniej będziemy mięliswoją sypialnię- uśmiechnął się Erik i zabrał za konsumpcję pieczeni. Podczasuczty mięli niezłą zabawę i opróżnili kilkanaście butelek kremowego piwa
-A…ten no…nie myślicie, że niepowinniśmy…pić… przy kolacji?- Wykrztusiła Amy, pociągając kolejny łyk zeswojej butelki
-No coś ty? Widzisz, jeszcze nikt nam nicnie powiedział. Ja błogosławię nasze zdolności do unikania kaca- powiedziałHarry, który, choć wypił najwięcej z całej czwórki, to trzymał się całkiemnieźle
-Popieram- wykrztusił Dave
-Ty, ludzie się zbierają. Podnosić dupska iidziemy- powiedział Potter i ostrożnie wstał. Przez chwilę łapał równowagę,ponownie jak reszta i wziął w jedną rękę butelkę, a w drugą mapę. Klucz miał wkieszeni
-No ekipa, to mamy przed sobą niezłą jazdę.Na trzecie piętro- powiedział przyglądając się pergaminowi
-O cholera. A jak się spierdzielimy zeschodów albo nas złapie ten twój nietoperz?- Zapytał Erik, łapiąc się krzesła,żeby nie upaść
-Nie będzie tak źle. Chodźcie, nóżka zanóżką, do przodu- powiedział Dave. Po chwili byli już w tłumie rozgadanychuczniów. Na drugim piętrze, usłyszeli za swoimi plecami
-Hey, jak wy wyglądacie!- Z lekkim trudemodwrócili się i ujrzeli zmierzającego w ich stronę Snapea
-Ja pierdolę- mruknął Potter- Wpadliśmy
-Potter, może z łaski swej przedstawisz miswoich przyjaciół?- Nauczyciel uśmiechnął się złośliwie widząc, jak Erik łapiesię ściany, żeby nie upaść. Harry postanowił się zabawić na tyle, na ilepozwalał mu lekko zamroczony umysł
-Dobry wieczór profesorze! Przedstawić ich?To te…- odwrócił się w stronę reszty (tzn. w stronę ściany) i zapytałteatralnym szeptem- Jak wy się nazywacie?
-Veith, Bartholdy, Brown- odszeptała mu Amy
-Veith, Bartholdy, Brown- powtórzył Potter,odwracając się do złego Mistrza Eliksirów
-Bardzo mi miło- syknął
-Nam też- wtrącił Erik
-To nie zmienia faktu, że włóczycie się poszkole w stanie wskazującym- mówił Nietoperz
-Wskazującym na co?- Zapytał bezczelnie Dave
-Na spożycie alkoholu
-My?- Zapytali chórkiem, jakby im ktośpowiedział, że zostali wybrani na Miss World
-Nie, ja- mruknął- Nie denerwujcie mnie.Szlaban dla wszystkich, jutro w moim gabinecie
-Fajnie. Możemy już iść?- Zapytał Harry,jakby to go w ogóle nie obeszło
-Tak,wracać do pokoju- powiedział na koniec mężczyzna i „odpłynął” straszyć innych
-No, załoga. Idziemy- Ich sypialniaznajdowała się w oddolnym, nieużywanym korytarzu za obrazem przedstawiającym kwiecistąłąkę i stojącą na niej dziewczynkę w różowej sukni.
-Okropny- stwierdziła Amy- Słoneczny dzień-obraz się odsunął, ukazując wejście do dużej sali, w której stały cztery łóżka,stół, cztery fotele, kanapa i rzeźbiony kominek. Były tam trzy duże okna idrzwi prowadzące do białej łazienki, a ściany pomalowane były na jasne,pastelowe kolory
-Okropne- powtórzyła Amy i rzuciła się napierwsze łóżko
-Jutro zrobimy z tym porządek- ziewnął Harryi za jej przykładem zajął sąsiednie łóżko.
Obudzili się o 6:45 całkowicie wypoczęci
-Myślicie, że przeżyjemy trzeźwo chociażjeden wieczór?- Dave zadał pytanie retoryczne
-Myślę, że można nad tym popracować. Nolaski, trzeba dostosować to otoczenie- zarządziła Amy. Pół godziny późniejściany miały krwistoczerwony kolor, podłogę pokrywały czarne płytki, oknazyskały bordowe zasłony, łóżka, z zieloną, jedwabną pościelą, były mahoniowe,podobnie jak reszta mebli. W ogóle cała sala podzielona była na dwie części:sypialną i mieszkalną. Obie zostały magicznie powiększone. Łazienka wyłożonabyła niebieską mozaiką, a na wyczarowany barek-odpowiednio zaopatrzony.
-Pięknie, teraz da tu się mieszkać-uśmiechnął się Potter- Vivian? Żyjesz?- Wczorajszegowieczoru sympatyczna wężyca również otrzymała swoją porcję napojuwysokoprocentowego
-Tak,ale ledwie. Nigdy więcej nie pozwól mi pić tego co ty- zasyczała,wypełzając spod łóżka
-Czyżby twoja przyjaciółka wciąż odczuwałaskutki wczorajszego rozpoczęcia roku?- Zapytała Am patrząc, jak jej chłopakdaje zwierzątku trochę zielonego eliksiru
-Tak, zaklina się, że już nigdy nie będziepić- uśmiechnął się Harry- Idziemy na śniadanie?
-Jasne, picie strasznie wzmaga apetyt-zaśmiał się Dave i cała czwórka odwróciła się do obrazu
-To też trzeba zmienić. Macie cośodpowiedniego?- Zapytał Erik
-Ja mam. Co prawda chciałem to powiesić naJolly Roger, ale już poświęcę- Potter przywołał kupiony przez siebie obraz.Przedstawiał pentagram, przed którym z rękami założonymi za głowę stała duchdziewczyny- pirata
-Cześć, jestem Lilka- przywitała się z nimi-To jakie mamy hasło?
-Walić dropsy?- Podsunęła Amy
-Świetnie- zgodził się Harry i cmoknął swojądziewczynę w policzek- Niech będzie. Chodźcie już na to śniadanie
-A co z tym?- Erik wskazał oparty o ścianęportret dziewczynki w różowej sukience
-A spal to w cholerę- powiedział David ijednym ruchem różdżki podpalił płótno
-Coś słabo się jara- Erik polał go benzyną zróżdżki. O pięciu minutach pozostał tylko popiół, który usunęła Amy.
-Oj, Hogwarcie, strzeż się- mruknął Harry,objął dziewczynę i z resztą przyjaciół ruszył do Wielkiej Sali
Rozdział 7: Z piekła rodem
Przy śniadaniu wszyscy już wiedzieli, żeczwórka przyjaciół dostała szlaban u Snapea. Co więcej, wiedzieli za co, więcniektórzy patrzyli na nich z podziwem, a niektórzy z pogardą. Elfy jednak nieprzejęły się tym i spokojnie jadły śniadanie. Do czasu, aż do ich stolikapodeszła Hermiona, a za nią Ron
-Harry Jamesie Potterze! Jak mogłeś zrobićcoś takiego!?- Krzyknęła stając przy nich w groźnej pozie
-A co takiego?- Zainteresowała się Amy
-Nie z tobą rozmawiam! Jak mogliście sięupić i to pierwszego dnia szkoły na uczcie powitanej!?- Teraz to prawie całaszkoła wpatrywała się w tą scenę
-Przecież nic takiego się nie stało-próbował interweniować Erik, ale został uciszony jednym, gniewnym spojrzeniembyłej Gryfonki.
-Nic się nie stało?! Nic się nie stało?!-Krzyknęła coraz bardziej zła dziewczyna- Jesteście niepoważni!
-Hermiono, daj spokój!- Zezłościł się Harry-To moje życie i to ja będę o nim decydował!
-Nie będziesz niszczył sobie zdrowia, a janie będę na to patrzyć bezczynnie! Odrzuciłeś pomoc dyrektora, który chciałtylko twojego dobra!
-Ten stary zgred!?- Potter nie dbał, żesłyszy go cała szkoła. Dawno nie stracił nad sobą panowania, ale ta uwagawyprowadziła go z równowagi- Ten cholerny miłośnik dropsów!? Ty sobie chybakpisz! Mam w dupie jego tak zwaną pomoc! Ty nie masz pojęcia, jak to jest,kiedy zawiedziesz się na osobie, której ufałaś! Kiedy każdy twój krok śledzipodstawiona ochrona! Kiedy nie możesz palcem kiwnąć, żeby on się o tym niedowiedział!- Elfy ze strachem patrzyły, jak moc ich przyjaciela staje się corazbardziej widoczna
-Przy pierwszym się mylisz- Powiedziała jużspokojnie Hermiona, patrząc ze smutkiem na chłopaka- Doskonale wiem, jak tojest zawieść się na kimś, bo właśnie to zrobiłam. Zawiodłam się na tobie, Harry.Zmieniłeś się. Już nie jesteś tym samym chłopakiem, co rok temu
-Oczywiście, że nie jestem- Potter równieżsię opanował- Dorosłem, nie zauważyłaś? Już nie jestem dzieckiem i niepotrzebuję pomocy, sam sobie poradzę
-Jak chcesz- powiedziała dziewczyna- Alekiedy oni- tu wskazała głową na resztę elfów- Zostawią cię na lodzie, nie liczna naszą pomoc
-Bez obaw- szepnął Harry złowieszczo- Oni, wprzeciwieństwie do was, zawsze mówili mi prawdę. Prawdę, Hermiono, niepółprawdę. Bez względu czy im zabroniono, czy nie. Byli przy mnie, kiedy ichnajbardziej potrzebowałem, na przekór wszystkiemu. To są prawdziwi przyjaciele
-Uważasz, że my nie jesteśmy prawdziwymiprzyjaciółmi!?- Tym razem to Ron się odezwał
-Już nie- powiedział Harry smutno, odwróciłsię i wyszedł. Na sali zapadła dzwoniąca w uszach cisza
-Masz, czego chciałaś- warknęła Amy ipobiegła za swoim chłopakiem. David i Erik posłali ostatnie gniewne spojrzeniaRonowi i Hermionie i również pobiegli za przyjaciółmi.
Potter wyszedł z Sali i od razu skierowałsię nad jezioro pod jego ulubioną wierzbę. Po kilku minutach dołączyła do niegoAmy i bez słów wtuliła się w niego. Za chwilę do nich dołączyła reszta.Siedzieli tak w milczeniu, jakby słowa były zbędne. Po około 15 minutach Harryodezwał się wreszcie
-Dziękuję wam
-Za co? Przecież jesteśmy przyjaciółmi-uśmiechnął się Erik i zrobił mu czochrańca
-Właśnie za to. Żal mi, że to tak sięskończyło, ale dobrze, że chociaż szybko. Podczas szkolenia dużo o tym myślałemi doszedłem do wniosku, że nie ma sensu tego ciągnąć.
-No dobra, już nie wysnuwaj takichfilozoficznych wniosków, tylko zejdź na ziemię, bo już 20 minut trwa pierwszalekcja, a my nawet nie mamy planów zajęć- zauważył Dave
-Trudno, chodźcie do pokoju, może tam goznajdziemy- zaproponował Erik i cała czwórka ruszyła na nieużywany korytarz natrzecim piętrze. Pod ich obrazem zastali bardzo ciekawą scenę: Angelina Fightzawzięcie kłócącą się z Lilką.
-Masz mnie natychmiast wpuścić!- Krzyknęłaniebieskowłosa
-Przykro mi, złociutka, ale bez hasła niemam mowy- uśmiechnęła się Lilka złośliwie
-Ty pieprzona zdziro! Nie mam czasu tustać!- Wściekła się profesor i wyciągnęła różdżkę. Przyjaciele postanowiliwkroczyć do akcji, zanim dojdzie do rękoczynów
-Witam pani profesor!- Uśmiechnął się Dave.Kobieta zrobiła wielkie oczy i lekko się zarumieniła. Widząc to Amy pospieszniedodała
-Proszę się nie martwić, my wcale nie słyszeliśmy,że nazwała pani Lilkę pieprzoną zdzirą- kobieta jeszcze bardziej się zmieszała
-Czyżby nas pani szukała?- Zmienił tematErik
-Tak, ale może wejdźmy do środka-zaproponowała Angelina opanowując się
-Będzie nam miło- uśmiechnęła się Amy- Walićdropsy
-Wreszcie- mruknęła Lilka i wpuściławszystkich do środka. Profesor na chwilę zaniemówiła, widząc wystrój wnętrza
-Nie ma co, potraficie się przystosować-uśmiechnęła się do nich
-Dziękujemy. A co właściwie panią do nassprowadza?- Zapytał Dave
-Właściwie to mówcie mi po imieniu
-Będzie nam miło- uśmiechnął się Potter
-A teraz do rzeczy. Po zlikwidowaniu domówpodzieleni jesteście na klasy. A wy należycie do mojej. Na śniadaniu miałamrozdać plany lekcji, ale szybko się zmyliście. Proszę- wręczyła im pergaminy-Dzisiaj zaczynacie drugą lekcją, więc macie szczęście. Aha, profesor Snapepowiedział mi, że złapał was wczoraj w stanie potocznie zwanym nietrzeźwym…
-„Aha,będzie kazanie”- przekazał Harry telepatycznie reszcie
-…Cóż, następnym razem starajcie sięświętować w nieco bardziej kameralnym gronie i spróbujcie nie wpaść naNietoperza- uśmiechnęła się tamta- I nie mam nic przeciwko, jeśli mniezaprosicie- Całej czwórka wpatrywała się w nią szeroko otwartymi oczami. Tegosię nie spodziewali
-Czekaj, czekaj, tylko jedna osoba mogłapalnąć coś takiego- Harry rzucił na kobietę zaklęcie ujawniające- Aurelia!
-Się macie- uśmiechnęła się i przytuliłakażde z osobna- Już myślałam, że nigdy się nie kapniecie. Zawsze wam mówiłam,że chciałabym mieć…
-…na imię Angelina i niebieskie włosy. Terazdopiero skojarzyłem- uśmiechnął się Potter- Kiedy zamierzałaś nam powiedzieć?
-Niedługo. No dobra, trzeba się zbierać,zaraz zaczynamy lekcje- powiedziała Amelia vel. Angelina
-Czyli pierwszą mamy walkę wręcz?- Upewniłasię Amy spoglądając na swój plan, który wyglądał tak:
Poniedziałek
8:00- OPCM
9:00-OPCM
10:00-Zaklęcia
11:00-Zaklęcia
12:00-Zielarstwo
13:00-Obiad
13:30-Transmutacja
Wtorek
9:00-Walka Wręcz
10:00- Eliksiry
11:00- Eliksiry
12:00- ONMS
13:00-Obiad
13:30-Zielarstwo
Środa
10:00-ZZO
11:00-ZZO
12:00-Transmutacja
13:00-Obiad
Czwartek
9:00-OPCM
10:00-OPCM
11:00-Walka Wręcz
12:00-Walka Wręcz
13:00-Obiad
13:30-Zielarstwo
Piątek
8:00-Eliksiry
9:00- Eliksiry
10:00-Transmutacja
11:00-Zaklęcia
12:00-ZZO
13:00-Obiad
-Nie jest źle- powiedział Harry patrząc dziewczynieprzez ramię. Cała czwórka miała taki sam- No to chodźmy- pod klasę doszliakurat, kiedy rozpocząć się miała lekcja. Angelina wpuściła wszystkich dośrodka z kamiennym wyrazem twarzy. Jedynymi, którzy nie patrzyli za nią zestrachem była czwórka elfów. Teraz dopiero zauważyli z kogo składa się klasa. Bylito Draco Malfoy, Pansy Parkinson, Hanna Abbot, Susanne Bones, Ernie McMillan,Dean Thomas, Seamus Finnigan, Parvati i Padma Patil, Lavender Brown, HermionaGranger no i czwórka elfów. Zamiast ławek w klasie były cienkie maty.
-Witam was wszystkich na lekcji walki wręcz.Oświadczam wam, że na moich lekcjach nie mam mowy o lenistwie- mówiła Angelinazłowieszczym szeptem, mierząc wszystkich wzrokiem. Przyjaciele o mało niewybuchli śmiechem- Będę starała się wam pokazać, jak najwięcej. Dzisiaj pokażęwam jak padać, by nic sobie nie zrobić. Poproszę ochotnika- nikt się niezgłosił, więc dla żartów Harry wyrzucił w górę rękę i zaczął nią gorączkowomachać, jak to miała w zwyczaju Hermiona. Do tego mruczał pod nosem
-Ja! Pani profesor! Ja się zgłaszam! Niechpani wybierze mnie!- Co u jego przyjaciół wywołało nagły atak kaszlu
-Może pan Potter- powiedziała Aurelia,również ledwie powstrzymując śmiech. Chłopak podbiegł do niej szybko- Przerzućmnie przez ramię i rzuć na matę
-Panią profesor!? A jak coś pani zrobię?-Przeraził się chłopak na żarty
-Nie bądź głupi, chłopcze, wiem co robię
-Jak pani chciała- Harry chwycił ją ibłyskawicznie rzucił na matę. Nie spodziewała się tak szybkiej reakcji, więc ztrzaskiem wylądowała na podłodze
-Mogłeś uprzedzić- mruknęła wstając- Dobrze,jeszcze raz- Tym razem przerzucił ją wolniej, a ona wykonała zgrabnego fikołkai szybko wstała
-Teraz widzieliście, jak wygląda upadekniezamortyzowany i ten poprawnie wyprowadzony. Aby bezpiecznie upaść należy…-tłumaczyła im jasno i wyraźnie, a później ćwiczyli ze sobą. Elfy miały niezłyubaw, udając takich, którzy na niczym się nie znają. Niestety lekcja minęłaszybko i musieli udać się na eliksiry. Ale przedtem mięli 15 min. przerwy.
-Nie sądzicie, że trzeba jakoś rozruszaćStarego Nietoperza?- Zapytał Harry z iście diabelskim uśmiechem na twarzy
-Myślę, że zgadzam się na twój pomysł, alenajpierw nam go przedstaw- uśmiechnęła się Amy słodko. Potter przedstawił imswój plan, więc szybko się rozdzielili. Erik i David mięli odwrócić uwagęreszty, więc jednym ruchem ręki przewrócili trzy zbroje, które upady z hukiemna podłogę, robiąc niemałe zamieszanie. Tymczasem Amy i Harry wślizgnęli się doklasy eliksirów i rzucili na nią zaklęcie zamrożenia czasu (spowalnia jegoupływ do tego stopnia, że ich zniknięcie nie mogło być zauważone)
-To od czego zaczynamy?- Zapytała dziewczyna
-Wyczaruj stos…sama wiesz czego- uśmiechnąłsię Harry i z pomocą różdżki ściągnął ze szczytu szafy stos czasopism dlamiłośników eliksirów. Szybko je zniszczył, a Amy położyła na jego miejsce stosgazet stworzonych przez nią.
-Ok., zmywamy się- mruknął Harry i razem zeswoją dziewczyną wyślizgnęli się z klasy. Żeby nie stwarzać podejrzeń rzucilisię na pomoc swoim przyjaciołom, którzy zbierali kawałki zbroi
-I jak?- Zapytał Er, kiedy już skończyli
-Wszystko w porządku. Zaczynamy dokładnie o10:30- powiedział Harry. Po chwili kolo nich „przepłynął” Snape, zmierzającwprost do klasy. Przepuścił wszystkich uczniów, którzy patrzyli na niego zestrachem. Jedynie byli ślizgoni i czwórka elfów uśmiechnęła się do profesora.
-Witam was na pierwszej w tym roku lekcjieliksirów. Zaczynamy przerabiać…
-…na papier toaletowy- mruknął Harry wstronę Amy, która zaczęła krztusić się ze śmiechu
-…program OWTMów- kontynuował mężczyzna,który niczego nie usłyszał- W tym roku chcę widzieć u was samodyscyplinę,-spojrzał wymownie na Pottera, który zrobił minę niewiniątka- sumienność,dokładność i potrzebną wiedzę. Nie będę tolerował lenistwa. Jeśli komuś to nieodpowiada, nich już teraz opuści klasę- zamilkł na chwilę i wsłuchał się wdźwięczącą w uszach ciszę- Wspaniale. To zaczniemy od małej powtórki- machnąłróżdżką, a przed każdym pojawił się pergamin z pięcioma zagadnieniami- Jest10:05. Macie czas do 10:30. Zaczynajcie- W tym momencie Harry błogosławił fakt,że szkoliła go Aurelia, która miała fioła na punkcie wiedzy. Amy miałanieznaczne trudności, więc kilka razy telepatycznie zasięgnęła rady swojegochłopaka. Erik i Dave również. O 10:20 Harry wstał i oddał pergamin zdziwionemunauczycielowi. Dziesięć minut później Snape zebrał prace i zaczął opowiadaćuczniom o eliksirze ochładzającym. Wtedy Harry uśmiechnął się nieznacznie iskupił na pewnym zaklęciu. Machnął ręką, a do klasy wpadł wicher, trzasnąłdrzwiami i uderzył w stertę przygotowanych czasopism, rozrzucając kartki pocałej pracowni. Później nagle ucichł, a oniemiały profesor patrzył na klasę ichichoczących uczniów, zawalonych szczątkami pism dla dorosłych. Czwórka elfówwłożyła wiele wysiłku w to, by zachować powagę. Na dokładkę, do klasy weszłaAurelia
-Severusie, dyrektor…- spojrzała oniemiałana części magazynów pornograficznych walających się po całej sali-…cię wzywa-dokończyła powstrzymując śmiech- Nie martw się, zostanę z nimi- Nietoperzotrząsnął się z szoku, zarumienił (!) lekko i szybko wypadł z klasy.
-No co się tak patrzycie?- Warknęła kobieta.Machnęła różdżką, a wszystkie kartki zniknęły- Zacznijcie przygotowywać eliksirchłodzący, przepis macie w książkach- wszyscy pogrążyli się w pracy, a onausiadła na biurku i zaczęła machać nogami
-„Towasza sprawka?”- Zapytała przyjaciół, a oni tylko uśmiechnęli sięnieznacznie- „No nieźle, pierwszy dzieńnauki, a wy już takie rzeczy wyprawiacie. To ja boję się pomyśleć, co będziepotem”
-„Spoko, siostra, będzie git”- odpowiedział jej Harry i powrócił do robienia swojegoeliksiru. Snape wrócił po 20 min, więc Aurelia szybko się zmyła. Po lekcji,mężczyzna chciał szybko opuścić klasę, ale Amy go zatrzymała. To nie był koniecpowitania profesora w tym roku szkolnym
-Profesorze Snape!- Krzyknęła, a Erik stanąłza jego plecami
-Czego?- Warknął nauczyciel nieprzyjaźnie
-My się zastanawialiśmy, o której i gdzie maodbyć się nasz szlaban?- Zapytał Dave, stojący razem z Harrym za dziewczyną.Erik powoli kończył swoje zadanie
-A szlaban- uśmiechnął się MistrzEliksirów, jakby to był promyk słońca na koniec pochmurnego dnia- Dzisiaj o17:00 w moim gabinecie- Er podniósł kciuki do góry i szybko się ulotnił.
-Aha, dziękujemy!- Uśmiechnęła siędziewczyna i profesor odszedł. Młodzież ledwie powstrzymała się od śmiechu. Najego czarnej pelerynie wyszyty był różowy króliczek playboya i napis „Szukamprzyjaciela. Gorący Sev”.
-Nieźle go urządziliśmy- zaśmiał się Erik,który dołączył do nich przed zamkiem.
-No. Już widzę minę McGonnagal- wykrztusiłHarry i wybuchł niepohamowanym śmiechem. Za jego przykładem poszła reszta, więckiedy dotarli pod chatkę Hagrida byli już nieźle rozgrzani
-Się masz, Harry! Aleś wyrósł- uśmiechnąłsię gajowy
-Cześć Hagridzie- Potter również odwzajemniłuśmiech- Przedstawię ci moich przyjaciół: Amy Brown, Erik Veith i DavidBartholdy.
-Miło mi. To ci, co z tobą byli jak wyciąłeśdyrciowi ten numer na wakacjach?
-Tak- uśmiechnął się chłopak. Musieliniestety przerwać tą rozmowę, bo zebrała się reszta klasy. Dzisiaj Hagridapokazał im puszki zdradzieckie. Małe, puszyste kuleczki, które pluły żrącympłynem, kiedy poczuły się zagrożone. Później był obiad. Przyjaciele nie moglidoczekać się reakcji szkoły na strój Mistrza Eliksirów, wiec szybko zajęliswoje miejsca i wyczekiwali wielkiego wejścia. Kiedy w drzwiach pojawił sięnauczyciel, nikt nie zwrócił na niego uwagi, dopiero jak szedł za nim uczniowiewybuchali śmiechem. Kiedy ten odwrócił się, żeby zobaczyć co się dzieje,również niektórzy profesorowie nie wytrzymali i zaśmiali się głośno. Wtedychyba pojął, że coś jest nie tak i ściągnął swoją pelerynę. Na widok różowegonapisu zagotował się ze złości i z nienawiścią wymalowaną na twarzy spojrzał naHarryego, siedzącego w rozluźnionej pozie z miną niewiniątka. Snape szybkousunął napis i wyszedł.
-Oj, chyba się Smark troszkę zdenerwował-zauważył Dave i uśmiechnął się szeroko
-Nie można zadzierać z Czwórką z PiekłaRodem- powiedział Potter i wznieśli toast kremowym piwem.
Rozdział 8: Szlaban i zadziwiająceodkrycie Aurelii
Przez resztę dnia Snape chodził po szkolewściekły. Podejrzewał, kto zrobił z niego idiotę, ale nie miał dowodów. Za toczwórka elfów bawiła się świetnie. Po zakończeniu lekcji zabrali się zaodrabianie zadań domowych, co zajęło im półtorej godziny. Do szlabanu zostałoim jeszcze 30 min, więc zabrali się za zwiedzanie zamku. Wpadli na pomysł, żebyudoskonalić Mapę Huncwotów. Pierwszym dodanym pomieszczeniem był Pokój Życzeń.Równo o 17:00 zapukali do dębowych drzwi, prowadzących do gabinetu PostrachuHogwartu. Usłyszawszy zaproszenie, Harry otworzył drzwi, a Erik, który stał nasamym końcu popchnął resztę, co w efekcie spowodowało, że cała czwórka wpadła zhukiem do gabinetu. Miał on naprawdę mroczny charakter. Regały stojące pod ścianamizastawione były słoikami, zawierającymi składniki eliksirów, podłoga była zkamienia, a innymi meblami znajdującymi się w pomieszczeniu były czterykrzesła, biurko i fotel.
-O, widzę, że postanowiliście się zjawić-syknął profesor na powitanie
-Dzień dobry- powiedziała czwórkajednocześnie i uśmiechnęła się szeroko
-Bez takich, dobrze? Dzisiaj macieuporządkować i odnowić stare akta pana Filcha- wskazał na cztery pudła stojącepod ścianą- Bez użycia czarów- dodał i zabrał im różdżki. Nie wiedział, że niema to żadnego sensu- Wracam za godzinę- i wszedł z gabinetu trzaskając drzwiami
-Ha, ha, ha- zaśmiał się Erik- Ale z niegołoś…ha, ha…zabierać nam różdżki…nie mogę- śmiał się jak opętany
-Zamknij się! Masz jakąś fazę, czy co?-Zapytała Amy, ale widać było, że ledwie nad sobą panuje
-No dobra, panienki, trzeba coś z tymzrobić- powiedział Potter i po pięciu minutach (z „małą” pomocą magiibezróżdżkowej) zakończył ich zadanie
-To co teraz robimy?- Zapytał Dave
-Może pokerka?- Zaproponował Harry
-Jasne- rozsiedli się wygodnie nawyczarowanych przez nich poduszkach i popijając kremowe piwo grali w karty.Właśnie taki rozkoszny widok zastał Snape, który wrócił po około 40 minutach
-Co wy tutaj wyprawiacie!- Krzyknął,trzaskając drzwiami
-Gramy w pokera, przyłączy się pan?- ZapytałErik z uśmiechem, pociągając łyk ze swojej butelki.
-Żarty sobie robicie!? Natychmiast tozłóżcie!- Krzyknął nauczyciel i usiadł w swoim fotelu, opanowując nerwy. Młodzieżwzruszyła ramionami i odesłała wszystko do swojej kwatery
-Możemy odzyskać różdżki?- Zapytałagrzecznie Amy. Snape tylko skinął głową i oddał im ich „broń”.
-Czy to już koniec szlabanu?- Zapytał Dave zdoskonale udawaną nadzieją w głosie. Tak naprawdę to świetnie się bawili.
-Nie, musimy porozmawiać. Usiądźcie-mężczyzna wyczarował cztery krzesła
-Dziękuję, postoimy. O czym pan chciał znami rozmawiać?- Zapytał Erik
-Chodzi o te dzisiejsze numery. Możeciewyglądać najbardziej niewinnie na świecie, a ja i tak wiem, że to wy- podniósłrękę, bo Harry chciał mu przerwać- I nie zaprzeczaj, Potter. Jesteście tak samonadęci, pewni siebie i aroganccy jak dawniej Huncwoci. A ty, Potter, jesteś taksamo niemożliwy jak twój ojciec- tym razem Nietoperz przesadził i elfy o tym wiedziały.Od Harryego było można wyczuć ujawniającą się moc
-A teraz niech pan posłucha- powiedziałzłowieszczo cichym głosem, podchodząc do biurka i nachylając się ku twarzySnapea tak, by patrzeć prosto w jego czarne jak dwa żuki oczy- Niech pan nigdynie waży się obrażać mich rodziców- Mistrz mimowolnie wcisnął się w fotel istarał się odwrócić wzrok-, bo może to panu nie wyjść na dobre. I proszę z naminie zadzierać, bo my możemy inaczej- chłopak pieszczotliwie dotknął swojejróżdżki, prostując się- Mam nadzieję, że się rozumiemy. Dowidzenia- całaczwórka wyszła z gabinetu. Snape jeszcze chwilę nie mógł się po tym otrząsnąć.Ten chłopak wzbudził w nim większy strach niż Voldemort kiedykolwiek.
***
-Stary, to było niesamowite!- PowiedziałErik, kiedy już siedzieli w swoim salonie- Normalnie mi włosy stanęły dęba!
-Dzięki, to moje naturalne zdolności-uśmiechnął się słodko i rozłożył w fotelu
-A swoją drogą, nie sądzisz, że trochęprzesadziłeś?- Zapytała Amy, sadowiąc się mu na kolanach- Może teraz pójść dodyrektora
-I co z tego? Poza tym nic nie zrobi.Widziałem w jego oczach, że autentycznie się mnie bał- uśmiechnął się chłopak-To co mamy w planie? Jest dopiero szósta. Co powiecie na wycieczkę na boisko?
-Ja jestem za- powiedzieli jednocześnie Davei Erik i uśmiechnęli się szeroko
-Ja też, ale lecę z tobą – zastrzegładziewczyna i pierwsza wybiegła z pokoju. Chłopcy przywołali swoje miotły iposzli w jej ślady. Spotkali się na boisku
-No, to lecimy- uśmiechnął się Potter doswojej dziewczyny- Usiądź przede mną, będę cię trzymał
-Ok.- uśmiechnęła się szatynka i wsiadła namiotłę. Harry zrobił to samo i objął Amy w pasie, trzymając drążek.
-Gotowi?- Zapytał Erik. Wszyscy skinęligłowami i polecieli. Latali szybko, nad Zakazanym Lasem, wokół zamku, tuż nadziemią, nad jeziorem. Mięli świetną zabawę, ale o 19:30 było już całkiemciemno, a poza tym robiło się zimno, więc wrócili do zamku na kolację. Nieomieszkali zrobić sobie wyścigu „Kto pierwszy w Wielkiej Sali?”, więc mięliprawdziwe Wejście Smoka. Śmiejąc się głośno wparowali do pomieszczeniawywołując niezłe zamieszanie. Przy stoliku pierwsza była Amy, później Erik,Harry, a na końcu Dave. Całkowicie zignorowali karcące spojrzenia nauczycieli irozbawione uczniów
-Wiecie, co?- Zapytała Amy
-Co?- Odparli chłopcy chórem
-Myślę, że mam pomysł- uśmiechnęła siętajemniczo i ruszyła do ich pokoju. Zaintrygowani przyjaciele ruszyli za nią
-To co to za pomysł?- Zapytał od razu David,kiedy tylko znaleźli się w ich królestwie
-Możemy wskrzesić Huncwotów- odparła dumnadziewczyna
-Jak to wskrzesić?- Zdziwił się Erik
-Odnowimy ich misję: sianie chaosu! Popierwsze: Nie będziemy chodzić w tych mundurkach- wskazała na czarne szaty zherbem Hogwartu- Zmienimy nieco swój wygląd! Zbuntujemy się!
-No, kochanie, coraz bardziej mniezadziwiasz- powiedział Harry z podziwem- To kto jest za?- Wszyscy podnieśliręce
-No dobra, to ty z Amy obmyślcie stroje, amy zajmiemy się aranżacją naszego wyglądu- powiedział Dave i razem zprzyjacielem zamknęli się w części sypialnej. Po godzinie wszystko było gotowe.Później wszyscy przebierali się w nowe mundurki i poddawali się „małym” zmianomwyglądu. O 22:00 wszyscy byli niemalże nie do poznania.
Amy ubrana była w czarne trampki do połowyłydki, krótką, czarną, plisowaną spódniczkę, skórzany, brązowy pasek z ozdobnąklamrą i złotymi ćwiekami, czarną, dopasowaną koszulę z kilkoma rozpiętymiguzikami pod szyją, czerwony krawat i przylegający do ciała jasny żakiet. Miaładługą grzywkę i mocno wycieniowane, czerwone włosy. Wyglądała nieziemsko. Alechłopacy nie byli gorsi. Mięli na sobie takie same, czarne spodnie, lekkorozszerzane na dole, czarne koszule, czerwone krawaty i czarne marynarki zkapturami. Harry miał włosy wycieniowane, z przodu opadały mu zawadiacko naoczy, a z tyłu sterczały. Erik ściął swoje do ramion, stworzył ukośną krzywkę izmienił ich kolor na srebrnoniebieski, a David miał okołodziesięciocentymetrowe, prawie białe włosy. Na wszystkich marynarkach iżakiecie dziewczyny, na prawej piersi widniało czerwone godło Hogwartu.
-No, chłopcy, wyglądacie niesamowicie-powiedziała Amy
-Dzięki, ty złotko przeszłaś samą siebie-uśmiechnął się Potter i cmoknął ją w usta
-Myślcie, że dobrze mi z tymi włosami?-Wahał się Dave. W końcu to była duża zmiana
-Szczerze? To lepiej ci teraz niż przedtem-powiedział Erik
-Dzięki. No dobra, załoga, czas do łóżek -uśmiechnął się Harry i wszyscy spełnili jego prośbę.
***
-Wstawać! Już 2:30! Trzeba zrobić powitanienaszej braci uczniowskiej- Potter starał się dobudzić swoich przyjaciół. Sambył już ubrany i odświeżony. Amy wstała bardzo szybko i zajęła łazienkę. Wyszłapo piętnastu minutach, ale reszta jeszcze spała
-Czy myślisz o tym samym co ja?- Zapytałaswojego chłopaka, któremu oczy zalśniły złowieszczo
-Mogę ja?- Potter przytaknął i Amy wzmocniłasobie głos zaklęciem (cała kwatera była dźwiękoszczelna)
-VEITH! BARTHOLDY! WSTAWAĆ, DO JASNEJCHOLERY! ILE RAZY MAM WAS WOŁAĆ!? JUŻ!!!- Harry zdążył zatkać uszy i śmiał sięteraz razem z Amy. Chłopcy tak się wystraszyli, że zaplątani w pościel spadlina podłogę
-Ha, ha, ha, bardzo śmieszne- mruknął Erikzbierając się z podłogi
-Tina robiła to samo, podczas mojegoszkolenia we Włoszech- powiedział David i zamknął się w łazience. Po 20minutach byli gotowi do wyjścia. Korzystając z Mapy Huncwotów bezszelestniedotarli przed drzwi Wielkiej Sali. Harry przyłożył ucho do zimnego drewna inasłuchiwał jakichkolwiek ruchów. Na szczęście sala była pusta. Niezauważeniwślizgnęli się do pomieszczenia i zabrali do pracy. Kiedy skończyli,zabezpieczyli wszystko zaklęciem maskującym i wrócili do sypialni. Była 5:20
-To co teraz robimy?- Zapytała Amy
-Ja bym trochę poćwiczył, w końcu nie możemystracić formy- powiedział Erik
-Zgadzam się. Myślicie, że Aurelia da sięnamówić?- Uśmiechnął się Harry
-Myślę, że tak. To ty ją ściągnij-powiedział Dave i zmienił szkolny „mundurek” w szatę do ćwiczeń. Harry poszedłza jego przykładem i połączył się z Aurelią
-„Cześćsiostra! Śpisz?”
-„Już nie”- odpowiedziała-„A co?”
-„Bo mamy zamiar trochę poćwiczyć i jesteśmy ciekawi, czy nie dałabyśsię skusić”
-„Jeszcze się pytasz? Jasne! Za pięć minut w Sali do walki wręcz”
-No tomamy 5 minut- przekazał Harry reszcie i sięgnął po Mapę Huncwotów. Na szczęścieprawie wszyscy spali, więc czwórka elfów po kursie szpiegowskim nie miałaproblemów z przedostaniem się do odpowiedniej klasy. Tam czekała już na nichAurelia
-Wreszcie. Czkam na was już od jakiejśminuty- powiedziała przeszywając ich wzrokiem
-Nie ględź już tylko powiedz od czegozaczynamy- powiedział Harry i wyszczerzył zęby
-Nie rób tak! Czemu ich nie zamaskowałeś!?-Krzyknęła kobieta
-Czego?- Zdziwił się chłopak
-Kłów!
-Jaja sobie robisz?!- Powiedział chłopak- Jakichkłów?
-Tylko mi nie mów, że nie zauważyłeś-powiedziała kobieta całkowicie zbita z tropu
-Nie. Co z nimi?
-Są dłuższe! Jak u wampira.
-Ja pierdole- wykrztusił tylko i opadł namaterace- Przecież mnie nikt nie ugryzł! Ja nie mogę być wampirem!
-Nie musiał. Mroczne Elfy zostały stworzoneze skrzyżowania wampira z elfem- zaczęła opowiadać Aurelia- Nasza rasapowstała, kiedy siedem aniołów zamętu: Abachta,Barbona, Bigta, Karkas, Bizta, Mehuman i Zeter stworzyli królowąwszystkich elfów Anastiriannę i władcę wampirów Vlada Dracule- czwórka kiwnęłagłowami na znak zrozumienia- No właśnie. Stworzono ich, by ze sobą walczyli, atymczasem oni się w sobie zakochali. Owocem ich miłości był pierwszy MrocznyElf, Erevan. A teraz najlepsze. Grzebałam ostatnio w twoim drzewiegenealogicznym i o dziwo dokopałam się aż do starożytności, co się rzadkozdarza. Miałam ci to dzisiaj wieczorem powiedzieć, ale dowiesz się wcześniej. Otóżpamiętasz naszą rozmowę przy nauce animagii?
-Tą o Secie?
-Tak. Powiedziałeś, że był on egipskimbogiem zła. Nie do końca. Był czarodziejem, a ówcześni mugole uznali go zaboga. Był mistrzem Czarnej Magii w służbie dobru, ale jego metody były takokrutne, że zyskał miano demona przeciwstawiającego się zbawcy- Ozyrysowi. Ozyrysbył takim Dumbledorem. Niby dobry, a sieje spustoszenie- mówiła kobieta, amłode elfy słuchały jej z zainteresowaniem
-No dobrze- przerwał Potter- A co ja mam ztym wspólnego?
-Otóż w bardzo starej księdze, napisanejprawdopodobnie przez samego Seta, znalazłam zapis przepowiedni, która mówi, żew 4000 lat po narodzinach zabójcy Ozyrysa…
-…czyli Seta- wtrąciła Amy
-…objawi się jego potomek i spadkobierca.Miał zostać rozpoznany jako człowiek w skórze ponuraka- Harry zrobił wielkieoczy
-Czekaj, czekaj. Chcesz mi powiedzieć, żejestem potomkiem Seta?
-Dokładnie. Przez tą właśnie przepowiednięzaczęłam badać twoje drzewo genealogiczne. Twój ojciec naprawdę nie nazywał sięJames Potter, tylko Aleksander Lancaster
-Wow- wykrztusił Erik. Tylko on i Aureliawiedzieli, co oznacza to nazwisko
-Lancaster? Co to znaczy?- Zdziwił się Harry
-Twój ojciec wywodził się z angielskiegorodu szlacheckiego. A dokładniej mówiąc, Lancasterowie byli i nadal powinni byćwładcami czarodziejskiej Anglii. Jesteś królem- powiedział Erik całkowiciepoważnie
-Ha, ha- zaśmiał się Potter nerwowo- Tożart, tak? Bardzo śmieszny, doprawdy
-Nie, to nie jest żart. Teraz dopieroskojarzyłam, że czytałam gdzieś o tym- powiedziała Amy- Podobno ostatni potomekzaginął około 40 lat temu.
-Właśnie. Twój ojciec został podmieniony wszpitalu przez pomyłkę, a opozycja zabrała rzekome dziecko Lancasterów. Tymporwanym i prawdopodobnie zabitym dzieckiem był prawdziwy James Potter. Twoidziadkowie nigdy się o tym nie dowiedzieli, podobnie jak twoi przyszywanidziadkowie- powiedziała Aurelia.
-Ja nie mogę. Muszę to przemyśleć. Możemyzacząć ten trening? Jest już 5:50- powiedział Harry i przywołał swój miecz.Aurelia zrobiła to samo
-To ja walczę z Potterem, Erik ty z Amy, aDavidem zajmie się- dotknęła swojego wisiorka i po chwili w obłoku czarnejmgiełki pojawił się Ludwig Veith
-Cześć tato- przywitał się z nim Er i zacząłatakować dziewczynę. Walki były bardzo zażarte. Po dziesięciu minutach padłDave, po kolejnych dwudziestu- Erik. Walka pomiędzy Aurelią a Harrym trwał wnajlepsze. W końcu Potter użył podstępu i o 6:30 powalił kobietę na maty.
-No, nieźle- uśmiechnęła się wstając- Terazidźcie się odświeżyć i przebrać. I zaleczcie rany, bo macie ich sporo- całaczwórka uśmiechnęła się szeroko i zniknęła w obłoku czarnej mgiełki.
-Powiedziałaś mu?- Zapytał Ludwig
-Tak. O dziwo przyjął to bardzo spokojnie.Myślę, że zacznie nad tym myśleć wieczorem, więc przypuszczam, że niewytrzeźwieje do jutra- mężczyzna tylko się uśmiechnął i zniknął.
Rozdział 9: Wielki powrót i zgoda
Odświeżenie się zajęło elfom pół godziny,więc przebrani w nowe mundurki wpadli do Wielkiej Sali, kiedy ta była jużwypełniona po brzegi. Ich pojawienie się zwykle wywoływało nieznaczneporuszenie, które dzisiaj było nieco większe zważywszy na ich stroje. Ciwypięli dumnie piersi i ruszyli ku swojemu stolikowi. Dumbledore zmierzył ichwzrokiem, ale nic nie powiedział. Śniadanie mijało spokojnie. Do czasu.
-Chybajuż, nie?- Mruknęła Amy, do reszty. Harry tylko skinął głowa i skoncentrowałsię na zaklęciu. Nagle nad stołem nauczycielskim nastąpił wielki wybuch, któryzatrząsł ścianami, a na jego miejscu pojawił się płonący napis: „Huncwoci powrócili!Tym razem z Otchłani Piekieł!”. Wszyscy wpatrywali się w niego z mieszaninąlęku i zdziwienia. Dumbledore próbował usunąć napis, ale ten pojawiał się nanowo, coraz większy i coraz jaśniejszy. Niektórzy wpatrywali się znacząco wczwórkę przyjaciół, którzy nic sobie z tego nie robiąc obserwowali wysiłkidyrektora. Zrezygnował po kilku próbach i powstał.
-Drodzy uczniowie. Możecie być pewni, żesprawcy tego zamieszania zostaną złapani i surowo ukarani. Chciałbym ogłosić,że poszczególnym osobom można odejmować lub dodawać punkty. Teraz proszę pannęBrown i panów Pottera, Bartholdy i Veith o stawienie się w moim gabinecie razemz opiekunem. Dziękuję- usiadł, ale wciąż nikt się nie odzywał
-Myślicie, że Nietoperz się poskarżył?-Zapytał Dave
-Nie ma takiej możliwości. Sądzę, że Dumbelchce pogadać o swoich niepotwierdzonych przypuszczeniach- powiedział Harry,kładąc nacisk na przedostatnie słowo- A może chodzi mu o ten wyskok napierwszej uczcie? Nie mam pojęcia. Chyba czas się dowiedzieć- wstał, bopodeszła do nich Angelina vel. Aurelia
-Chodźmy- rzuciła i młodzież ruszyła za nią
-A jak się mamy do ciebie zwracać?- ZapytałErik
-Angelina albo Angel- powiedziała iuśmiechnęła się
-To drugie nie bardzo do ciebie pasuje-powiedział Potter i w ostatniej chwili zdołał się uchylić przed ciosemwymierzonym w jego głowę
-Masz szczęście- mruknęła kobieta i równieżsię uśmiechnęła- Gdybyś nie zdążył to dostałbyś jeszcze raz za brak czujności.Pieprzne diabełki- powiedziała, kiedy znaleźli się przed kamienną chimerą.
-Macie być grzeczni- uprzedziła ich i pozapukaniu pchnęła drzwi. W okrągłym gabinecie nic się nie zmieniło, tyle, żeprzed dębowym biurkiem stało pięć krzeseł
-Pani Fight. Miło znów panią zobaczyć.Proszę spocząć- uśmiechnął się staruszek dobrotliwie, całkowicie ignorującczwórkę uczniów
-Dziękuję- kobieta uśmiechnęła się sztuczniei razem z resztą opadła na krzesła- Z jakiego powodu chciał pan widzieć się zemną i moimi podopiecznymi?
-Cóż, mam kilka spraw. Po pierwsze profesorSnape powiedział mi, że przyłapał ich po uczcie, kiedy chwiejnym krokiemzmierzali do swojej sypialni.
-Wiem, dyrektorze. Otrzymali szlaban iucięliśmy sobie małą pogawędkę- stwierdziła zimno, spoglądając ze złośliwymuśmiechem na elfy, które szybko przywołały na twarze bolesny wyraz
-Wyśmienicie- uśmiechnął się mężczyzna-Teraz druga sprawa. Dlaczego nie noszą normalnych szat szkolnych?
-Też chciałabym się tego dowiedzieć-stwierdziła Angel, patrząc na nich z pytającym wyrazem twarzy
-Zgodnie ze trzecim punktem szkolnegoregulaminu, uczeń ma obowiązek podczas zajęć chodzić ubranym w mundurek szkolnyz godłem Hogwartu- powiedziała Amy szubko- Nie jest powiedziane, jak mają onewyglądać. Dlatego też stworzyliśmy własne wzory- starzec zrobił zawiedzionąminę. Przechytrzyli go.
-A co powiecie na te wszystkie żarty?Czasopisma walające się po klasie eliksirów? Ten dziwny nadruk na pelerynieprofesora Snapea? Płonący napis w Wielkiej Sali? Co macie do powiedzenia na tentemat?
-To, jakie czasopisma przechowywane są wklasie nie jest naszą sprawą. Tym bardziej to, w co ubiera się nasz profesor-powiedział Harry, patrząc w oczy dyrektora. Ten szybko odwrócił wzrok- A napisw Wielkiej Sali też nie jest nasza sprawą.
-Jak to nie!? Przecież doskonale wiem, że towasz wybryk!- Stracił nad sobą panowanie
-Bez obrazy, dyrektorze- wtrącił się Erik-Ale nie ma pan ani świadków ani dowodów. W tamtej chwili śniadanie jedliwszyscy uczniowie, więc to mógł być każdy
-Czy to już wszystko?- Dodał bezczelnie Dave
-Tak. Tracicie po 5 punktów za bezczelność-mruknął starzec, miażdżąc w ręce kawałek pergaminu. Cała piątka wyszła zgabinetu w wyśmienitych humorach.
-O której zaczynasz?- Zapytała Amy Angeliny
-O 9:00. Dzisiaj macie pierwsze ZZO-uśmiechnęła się szeroko- Widzimy się o 10:00- Ci tylko skinęli głowami iruszyli pod portret zadziornej Lilki
-To co robimy?- Zapytała Amy
-Ja muszę jeszcze to przeczytać- powiedziałErik wskazał niezbyt grubą książkę
-A ja dokończyć wypracowanie- Dave równieżmiał już plany
-A my?- Zapytał zalotnie Potter- Jest ładnapogoda, co powiesz na spacer po błoniach?
-Z miłą chęcią- również się uśmiechnęła- Tocześć chłopaki
-Tylko po bożemu!- Krzyknął za nimi Erik iobaj z Davidem zachichotali. Spacer był bardzo przyjemny. Kiedy doszli nadjezioro, Harry wyczarował ławkę, na której wygodnie się usadowili. Zatopieni wswoich spojrzeniach zaczęli się całować. Po kilku minutach, kiedy Harry zajmowałsię aktualnie szyją dziewczyny, przerwano im jednak
-Uuu…nie no, Potter, jak tak można? Wmiejscu publicznym?- Podszedł do nich Malfoy wraz ze swoją obstawą
-Dracukś! Jak miło cię widzieć!- Krzyknąłchłopak, odrywając się od czerowonowłosej- Wiesz, jakbyś nie zauważył to namtrochę przeszkadzasz, więc racz zabrać swój arystokratyczny tyłek i ulotnić sięstąd w tempie ekspresowym, chyba, że chcesz, żebym ci w tym pomógł- powiedziałprzesłodzonym głosem
-Tak jesteś pewny siebie?- Zakpił byłyślizgon
-Jak widzisz- uśmiechnął się Potter, szybkimruchem wyjmując różdżkę. Trójka jego przeciwników zrobiła to samo
-No, dalej. Boisz się?- Zakpił Malfoy
-Ciebie? Ha, ha, ha…od kiedy to fretki sągroźne?- Starał się go sprowokować
-Zapłacisz za to- krzyknął tamten i rzucił wniego jakimś zaklęciem, które odbiło się od niewidzialnej tarczy, którą Potterwyczarował niewerbalnie. Promień rozszczepił się i trafił każdego z byłychślizgonów. Ci zaczęli się histerycznie śmiać i szybko uciekli w stronę zamku.
-To…na czym stanęło?- Zapytał Harry,uśmiechając się szelmowsko do dziewczyny
-Chyba sobie przypominam…-uśmiechnęła siętamta, popchnęła go lekko i kładąc się na nim zaczęła go namiętnie całować.Niestety ta upojna chwila została ponownie przerwana, tym razem przezMcGonnagal i Tonks, która przybyła do zamku porozmawiać z dyrektorem
-Potter! Brown! Co wy wyprawiacie!?- Zajęcisobą nie zauważyli pojawienia się dwóch kobiet, więc krzyk starszej z nichdosłownie powali ich na ziemię. Wśród chichotu aurorki i pod ostrzałemspojrzenia profesor, zebrali się z ziemi i Potter zaczął tłumaczyć
-Witam piękne panie w tym cudownym dniu!-Nie wiedział, że w tym momencie wyglądał jak wierna kopia swego ojca. Towyraźnie zmiękczyło wicedyrektorkę- Taki piękny dzień, szkoda siedzieć w zamku,nieprawdaż?
-Może- mruknęła siwowłosa- Co nie zmieniafaktu, że nie powinniście się obściskiwać publicznie. Za to tracicie po 5punktów.
-To my może już pójdziemy- powiedziała Amy iszybko oddaliła się razem z Harrym.
-Głupio wyszło. Następnym razem znajdziemysobie bardziej ustronne miejsce- uśmiechnął się chłopak i objął czerwonowłosą-Za dziesięć minut mamy ZZO. Idziemy po rzeczy, czy od razu pod klasę?- Amyprzywołała swoje książki
-Od razu pod klasę- chłopak równieżspowodował pojawienie się jego torby i po chwili dołączyli do grupy uczniów,czekających pod salą
-Wiesz co? Tak sobie myślałem i doszedłem downiosku, że chyba powinienem przeprosić Hermionę- powiedział Harry, widzączbliżającą się dziewczynę
-Jestem za, pod warunkiem, że nie będzieżadnego ściskania- rzuciła dziewczyna, puszczając mu oczko
-Oczywiście, idziesz ze mną- pociągnął ją zarękę i zagrodził drogę Hermionie
-Czego?- Warknęła tamta
-Co tak szorstko? Przeprosić chciałem-zrobił oczka, jak zbity psiak
-No słucham…- zachęciła go była gryfonka, spoglądająclekko nieufnie na Amy
-No więc… głupio wyszło. Te pięć lat dużodla mnie znaczą, ale czasy się zmieniają. To wy byliście moimi pierwszymiprzyjaciółmi, więc nie chcę mieć w was wrogów. A może możemy stworzyć zgranąpaczkę? Zgoda?- Wyciągnął w jej stronę rękę. Ta westchnęła i uściskała ją
-No pięknie. To może my też zaczniemy odnowa?- Zaczęła Amy z uśmiechem
-Ok., Ja jestem Hermiona Granger-uśmiechnęła się szatynka
-A ja Amy Brown- dziewczyny uściskały się przyjaźnie.Wtedy do nich podeszli Erik i Dave
-O, jak miło- rozpromienił się ten drugi- Jateż mogę? Jestem David Bartholdy- Hermiona chciała mu podać rękę, ten jednakuściskał ją i trzymał tak, dopóki Erik go nie walnął
-Nie zatrzymuj naszej nowej koleżanki! ErikVeith- właśnie kiedy zdziwiona i lekko uśmiechnięta Hermiona ściskała go, zzarogu wyłonił się Ron. Zbaraniał na widok tej sceny i cały czerwony na twarzypodszedł do nich
-Hermiono! Jak możesz?! Przecież oni są znim- wskazał palcem na Pottera
-Ale Ron…to nie tak. My właśnie…- zaczęłatłumaczyć dziewczyna
-Widzę- mruknął zimno- Wiedziałem, że on tozdrajca, ale ty?! Jesteś zwykłą szlamą!- Ostatnie zdanie wypowiedział wgniewnie, co nie zmieniło faktu, że w oczach brązowowłosej pojawiły się łzy. Tobył błąd ze strony Weasleya, bo Potter jednym ruchem ręki złapał go za szatę zprzodu i z pchnął na ścianę tak, że ten zwisał kilka cali w powietrzu
-Nikt nie będzie nazywał mojej przyjaciółkiszlamą- wycedził Harry, przeszywając dawnego kompana wzrokiem- Chciałem cięprzeprosić, żeby było tak jak dawniej. Ale widzę, że nie jesteś tego wart-Rudzielec starał się zachować obojętny wyraz twarzy, ale na jego twarzy widaćbyło rumieniec gniewu
-Gówno mnie to obchodzi!- Warknął- To ty niejesteś wart naszej przyjaźni. Możesz o mnie zapomnieć! I przekaż to jej-wskazał głową na brązowowłosą, obejmowaną przez resztę elfów, w jakby geścieobrony
-Bardzo fajnie- powiedział Potter i postawiłgo na ziemi- Dziwie się, że dopiero teraz pokazałeś swoje prawdziwe oblicze
-Niech was piekło pochłonie- powiedział naodchodnym i splunął czarnowłosemu pod nogi
-Przyjemniaczek- mruknęła Amy, nadalobejmując Hermionę- Wszystko ok.?
-Tak. Szczerze mówiąc nie spodziewałam siępo nim czegoś takiego- powiedziała, ocierając twarz
-Wchodzicie, czy mam wysłać wam szczególnezaproszenie?- Nie wiadomo kiedy pojawiła się Angel
-Już idziemy- uśmiechnął się Potter i razemz resztą wszedł do klasy. Usiedli na pięciu ostatnich krzesłach. Nie bardzosłuchali, co mówi nauczycielka. Nawet Hermiona wyglądała na rozluźnioną.
-A może pan Potter- doszedł do nich głosAurelii
-Bardzo chętnie- uśmiechnął się chłopak,choć nie bardzo wiedział, o co chodzi
-No, czekam…- powiedziała profesor,krzyżując ręce na piersiach i tupiąc nogą w geście zniecierpliwienia
-A na co?- Zapytał tamten inteligentnie,wywołując atak kaszlu u Hermiony. Elfy, dzięki treningowi zdołały siępowstrzymać.
-Na pokazanie nam w jaki sposób należyrzucać zaklęcie patronusa
-Aaa…to o to się rozchodzi- mruknął niby dosiebie, choć wszyscy to doskonale słyszeli- Z miłą chęcią- przypomniał sobiechwilę, kiedy po raz pierwszy pocałował Amy i powiedział- „Expecto patronum!”- W tym momencie stało się coś dziwnego. Zamiastsrebrzystego jelenia, z jego różdżki wyskoczył olbrzymi, widmowy pies. Ale tonie był zwykły pies. Na grzbiecie miał trzy małe wypustki, coś jakby kły, ajego oczy były czerwone. Sam był czarny. Było to widać, pomimo pewnejprzezroczystości. Kilka dziewcząt, które rozpoznały w nim ponuraka zemdlały.Sprawca zamieszania rozglądnął się błyszczącymi ślepiami po klasie, wyszczerzyłkły i rozpłynął się.
-Właśnie. Tak wyglądał poprawnie wyczarowanypatronus. Formułkę znacie, zaczynajcie- powiedziała Aurelia. Całkowiciezignorowała nieprzytomne uczennice, które powoli dochodziły do siebie. Piątkauczniów nie uczestniczyła jednak w ćwiczeniach, tylko w ciasnej grupce w roguklasy prowadzili cichą rozmowę
-Ale jak to możliwe, że mój patronus zmieniłkształt?- Dziwił się Harry
-Czytałam o tym- powiedziała od rzazuHermiona- Podobno taka sytuacja może zaistnieć, kiedy czarodziej zasadniczo sięzmieni bądź przeżyje duży wstrząs emocjonalny. Do ciebie odnosi się i jedno idrugie
-W porządku. Ale dlaczego akurat ponurak?-Zapytał Dave. Reszta posłała mu znaczące spojrzenia. Jedynie Hermiona niewiedziała o co chodzi
-Z kim mieszkasz?- Zmieniła temat Amy,zwracając się do brązowowłosej
-Raczej z kim mieszkałam- mruknęła- Z Ronemi Ginny
-No to teraz przenosisz się do nas- powiedziałwesoło Erik- Chyba, że ktoś ma coś przeciwko
-Ja nie- powiedział szybko David
-My też- uśmiechnął się Harry, wymieniającporozumiewawcze spojrzenia z Amy
-Na pewno? Nie będę wam przeszkadzała?-Wahała się sama zainteresowana
-Nie. Ale mamy jeden warunek- powiedział Er
-Jaki?- Zainteresowała się dziewczyna
-Musisz nauczyć się oklumencji. I to jeszczedzisiaj- powiedział Harry poważnie
-Co?!- Hermiona wytrzeszczyła oczy- W jedenwieczór?! Przecież to niemożliwe
-Dla nas nic nie jest niemożliwe. Wtedydowiesz się o nas wiele więcej- powiedział Potter tajemniczo
-Ale…
-Żadnego ale. Chodźcie, mamy teraztransmutację- powiedziała Amy i cała piątka skierowała się pod klasęwicedyrektorki. Przerwa upłynęła im szybko. Widać było, że świetnie siędogadują. A Hermiona wyglądała na naprawdę rozluźnioną.
-Do klasy- powiedziała tylko McGonnagal,kiedy pojawiła się tuż przed 12:00. Wszyscy posłusznie spełnili jej polecenie.Amy usiadła z Hermioną, David z Erikiem, a Harry sam w ławce pomiędzy nimi.
-Drodzy uczniowie- zaczęła swoją mowękobieta- Chciałabym na wstępie uprzedzić was, że w klasie OWTMów nie będziemiejsca na jakiekolwiek braki. Kto nie będzie sobie radzić po prostu nasopuści. Zaczniemy od małej powtórki. Kto może mi powiedzieć wszystko oanimagach?- Zgłosiła się piątka przyjaciół i Hanna Abbot- Może pan Potter-Harry przez następne pięć minut ciekawie omawiał zagadnienie, za co otrzymał 20punktów
-Dziś zajmiemy się przemienianiemprzedmiotów martwych w ssaki. Później podniesiemy nieco poprzeczkę. Ale jak narazie proszę zmienić swoje filiżanki w psy rasy Yorkshire Terier. Później tosamo, tylko w drugą stronę. Zaczynajcie!- Rozdała każdemu filiżankę i wróciłaza biurko. Elfy szybko wykonały zadanie i odprężeni czekali na resztę.Hermionie wyszło to za trzecim razem.
-Wspaniale- uśmiechnęła się profesor dopiątki uczniów- Każde z was otrzymuje 10 punktów- później mięli obiad, poktórym udali się na trzecie piętro
-Fajny obraz- powiedziała Hermiona, kiedy dotarlina miejsce
-Walić dropsy- powiedziała Amy i wpuściławszystkich do środka
-Wow! Że też o tym nie pomyślałam-uśmiechnęła się brązowowłosa patrząc na wnętrze
-Dostawimy ci łóżko- uśmiechnął się Dave iustawił je w części sypialnej, tuż obok tego zajmowanego przez Amy
-A moje rzeczy? Nie mogę tak po prostu tamwejść i ich zabrać- zmartwiła się dziewczyna
-Spoko. Przywołamy je- uśmiechnął się Erik imachnął różdżką, a obok łóżka pojawił się zapakowany kufer
-Dziękuję wam- uśmiechnęła się tamta
Rozdział 10: Powiększenie stadka iDemony Światła
-Dobra, dobra, zabieramy się za naukę-uśmiechnęła się Amy do Hermiony- Chodźmy do sypialni, dzięki zaklęciu wrócimyza chwilę- w rzeczywistości wyglądało to tak, jakby weszły do pomieszczenia,ale czegoś zapomniały i po to wróciły
-Już?-Upewnił się Dave. Te tylko skinęły głową i wszyscy zasiedli w fotelach.
-No więc, Hermiono, musisz coś wiedzieć-zaczął Harry i opowiedział jej o Mrocznych Elfach, szkoleniu, przemianie, JollyRoger, Death’s Island, swoim pochodzeniu i w ogóle o wszystkim. Po zakończeniuopowieści dziewczyna nie wydawała się zbytnio zaskoczona
-Podejrzewałam, że jesteście silniejsi niżreszta. Wystarczy na was spojrzeć. Wyczuwa się waszą aurę- to stwierdzeniecałkowicie wytrąciło ich z równowagi
-Ty…wyczuwasz naszą moc?!- Zdziwił się Harry
-Tak. A co?
-Jeszcze nie wiem, trzeba zawołać Aurelię-Amy telepatycznie przywołała nauczycielkę, która wpadła do ich kwatery lekkozdyszana
-Co jest? Byle szybko, bo mam tylko 10 min.
-Nałożymy zaklęcie zamrożenia czasu. Musimy pogadać- Erik machnął różdżką, a Angel z ulgą opadła na kanapę
-Wiec co jest takiego ważnego?
-Ona wie. Umie oklumencję- powiedziała nawstępie Amy, wskazując na Hermionę- I wyczuwa naszą moc
-Co? Jakim cudem?- Zdziwiła się kobieta
-Myśleliśmy, że ty nam to powiesz-stwierdził Dave
-A owszem. Możliwości są dwie- mówiłaAurelia- Pierwsza, ta nieprawdopodobna to taka, że Hermiona jest Mroczną Elfką
-Zgadzam się. To niemożliwe- potwierdziładziewczyna
-No dobrze, a ta druga?- Niecierpliwił sięHarry
-Brzmi jeszcze bardziej nieprawdopodobnie. Totaka, że…poczekajcie, najpierw wam coś opowiem- Potter wzniósł oczy ku niebu- Istnieje organizacja, którazrzesza ludzi mających w swoich żyłach krew…Lucyfera. Tylko, że werbują ich,kiedy ci bez ich interwencji dowiedzą się o swoim niesamowitym rodowodzie. Niektórzynigdy do tego nie dochodzą. A żeby się upewnić musimy zrobić próbę krwi.Miałam zamiar załatwić to dopiero pod koniec września, ale widzę, że musimy toprzyspieszyć- wstała i przywołała fiolkę jakiegoś płynu, sztylet i pięć pustychprobówek.
-To od kogo zaczynamy?- Zapytała,potrząsając fiolką
-Ode mnie- powiedziała Hermiona
-Ok. Daj mi nadgarstek- dziewczynaposłusznie wyciągnęła rękę. Angel przecięła jej skórę sztyletem i wlała trochękrwi do pierwszej probówki. Dolała później trochę dziwnego eliksiru i ostawiłana bok- No, następnych proszę- po kolei wszystko się powtarzało, aż na stoleleżało pięć zakorkowanych probówek z krwią.
-Nadeszła chwila prawdy- powiedziała iwzięła krew Hermiony. Potrząsnęła energicznie probówką, a krew zmieniła odcieńna dużo ciemniejszy
-I co?- Zainteresowała się dziewczyna
-Pozytywny- powiedziała Aurelia. Dziewczynapokiwała tylko głową na znak zrozumienia
-Amy…negatywny- czerwonowłosa odetchnęła- David…negatywny-chłopak uśmiechnął się- Erik…negatywny
-Wiedziałem. Mój ojciec mi mówił- uśmiechnąłsię również
-No i Harry…kurwa! Co to ma być?- Popotrząśnięciu probówką krew zmieniła kolor na tak czarny, że aż raziła. Zaczęłateż lekko bulgotać
-Co to ma znaczyć?!- Zdziwił się Harry,patrząc na oniemiałą Aurelię. Nagle w pomieszczeniu pojawiły się trzy czarne,pionowe tornada, a z nich wyszła trójka ludzi odzianych w czarne szaty.
-Witajcie potomkowie Zła- skinęli głowami wkierunku Harryego i Hermiony- I ty, szlachetna władczyni Mrocznych Wojowników.Jak również wy, Mroczni Wojownicy.
-Witajcie, Demony Światła- Aurelia równieżskinęła głową- Mam nadzieję, że wyjaśnicie mi, co to oznacza- podała im fiolkęz czarną, bulgoczącą cieczą.
-Wieki Lucyferze! To niemożliwe!- Wykrztusiłjeden z nich i padł na jedno kolano przed Harrym- Racz wybaczyć naszą nieuwagę,o Książę Ciemności- Potter i reszta patrzyli oniemiali na Demony
-Czy to znaczy…?- Zaczęła niepewnie Aurelia
-Tak. Znaleźliśmy Anioła- odezwał sięstojący w środku
-Przepraszam bardzo, ale o co biega z tymKsięciem?- Zapytał Harry
-Pan wybaczy nasze najście- zaczął mówićpierwszy z mężczyzn- Nazywam się Robert. To jest Chemos- wskazał na mężczyznę wśrodku- A to Daniel- ostatni mężczyzna skinął głową- Należymy do stowarzyszeniazrzeszającego potomków Lucyfera. Mieszkamy w swoim wymiarze, żyjemy własnymżyciem. Niektórzy z nas pozostali wśród czarodziei, ale nasz władcaniespecjalnie każe nam się wtrącać. Dawniej braliśmy udział w bitwach, aleteraz to już przeszłość. Mamy własną magię i żyjemy w zgodzie ze wszystkimistworzeniami. Jest nas około 1500, może 2000. Kiedy ktoś dowie się o swoimdziedzictwie zabieramy go do Miasta Mroku, by nauczyć go wszystkiego co samiumiemy- opowiadał mężczyzna- Dzięki rytuałowi żyjemy około 200 lat. Mówią o nasDemony Światła, bo choć naszym przodkiem jest Szatan, to żyjemy w zgodzie zwłasną moralnością. Czy jest coś jeszcze, co chciałbyś wiedzieć, panie?-Zwrócił się do Pottera
-Tak.Co oznacza bycie Księciem Ciemności?
-Zostałeś naznaczony przez Diabła. Jako jegoprawowity dziedzic. Najwyższy potomek. Anioł Śmierci. Książę Ciemności. Naszwładca- pospieszył z odpowiedzią Chemos
-Bardzo fajnie. A kiedy mielibyśmy rozpocząćnaukę?- Zapytał Harry, wskazując na siebie i Hermionę
-Jak najszybciej. Kiedy prowadzimyszkolenia, czyli raz na kilka lat, Miasto jest przykrywane Kopułą Czasu, któraspowalnia jego bieg tak, że u nas jeden dzień to na ziemi jedna sekunda-odpowiedział Daniel
-No to widzimy się za kilka minut- Harrypocałował namiętnie Amy, przytulił Aurelię, po przyjacielsku uściskał Erika iDavida- Możemy iść- zwrócił się do mężczyzn. Robert powiedział
-Złapcie nas za ręce- Harry podszedł doniego, a Hermiona stanęła przy Danielu. Cała piątka zniknęła jednocześnie wczarnych wirach. Po chwili stanęli przed wielką bramą. Na jej szczycie stałstalowy olbrzym. Potwór z rogami niczym kozica górska i niesamowicie żółtymi, świecącymioczami. Po bokach alejki stało po pięć pomników czarodziei po każdej stronie.Za nimi rozpościerał się przyprawiający o dreszcze cmentarz.
-Ładnie tu. Przytulnie…- zażartował Harry, aDaniel uśmiechnął się, choć nikt tego nie zauważył. Podeszli do monumentalnejbramy, a Robert przyłożył do niej dłoń. Ta jak na zawołanie zaczęła sięotwierać, ukazując niesamowity widok. Czarne wieżowce ukryte w cieniu,zachmurzone niebo i setki błyskawic. Bez deszczu
-Tu jest niesamowicie- szepnęła Hermiona,rozglądając się
-Fakt, robi wrażenie. Idziemy do siedzibywładcy. Tymczasowego- powiedział Daniel i odwrócił swoją głowę w kierunkuPottera. Tan nawet na niego nie spojrzał i ruszył za Chemosem. Po pięciuminutach stanęli przed najwyższym budynkiem w samym centrum. Windą wjechali na30 piętro. Znajdował się tam jasny, całkowicie pusty korytarz, na którego końcuwidać było metalowe, rzeźbione drzwi. Ruszyli w ich kierunku. Robert dotknąłich ręką, a te rozstąpiły się bezszelestnie. Znajdowali się w jasnym gabinecie.Za dębowym biurkiem siedziała piękna kobieta. Miała długie, ciemnofioletowe,prawie czarne włosy, owinięte wokół głowy w zgrabnym koku. Jej niesamowicieniebieskie oczy wyróżniały się na tle bladej cery. Na ich widok podniosła się zmiejsca i wyszła im naprzeciw.
-Witam was, nowi dziedzice. Jak zapewnewiecie przejdziecie szkolenie, które zrobi z was prawdziwych potomków Lucyfera.Nazywam się Helen Ereb i jestem władczynią naszej społeczności- zaczęła mówić,ale Chemos jej przerwał
-Pani wybaczy, ale mamy ważną sprawę.Proponuję odesłać tą oto panienkę- wskazał na Hermionę- do wyznaczonego jejnauczyciela, a my będziemy musieli rozważyć kilka aspektów dotyczącychmłodzieńca- kobieta była lekko zdziwiona, ale przystała na propozycję.
-Dobrze. Robercie, zaprowadź Hermionę doNiny Mann- mężczyzna skinął głową i po szybkim pożegnaniu z Harrym dziewczynazniknęła za drzwiami- Wspaniale. Napijecie się czegoś?- Uśmiechnęła się Helen
-Ja poproszę kieliszek czerwonego wina,półsłodkiego, jeśli to nie problem- powiedział Potter. Helen machnęła dwa razyręką, a w pokoju pojawiły się trzy fotele i kieliszek. Mężczyźni zasiedliwygodnie, władczyni również wróciła za biurko
-No wiec? Co tak ważnego jest w tymmłodzieńcu, poza tym, że nazywa się Harry Potter?- Zapytała, a chłopakmimowolnie się uśmiechnął
-Chodzi o to, że to nie jest zwykły HarryPotter. To Książę Ciemności- powiedział spokojnie Daniel. Kobieta wytrzeszczyłaoczy ze zdziwienia
-Jesteście pewni? Robiliście test?- Upewniłasię, starając się powstrzymać radość
-W stu procentach. Nie ma innej możliwości-potwierdził Chemos
-To wspaniale! Musisz jak najszybciejrozpocząć szkolenie- zwróciła się do Pottera
-Po to tu przybyłem- uśmiechnął sięrozbrajająco.
-Jesteś niesamowity- powiedziała Helen i zamyśliłasię na chwilę- Już wiem!
-Co?- Zainteresował się Harry
-Kto cię będzie szkolił- na jej twarzwpłynął szeroki uśmiech- Victis Cetix!
-Miło cię było spotkać- mruknął do Pottera Daniel-Idziemy?
-Jasne- uśmiechnął się chłopak, choć tapierwsza uwaga mężczyzny zasiała w nim ziarenko niepokoju. Wyszli naopustoszałe ulice i skierowali się na północ, ku najodleglejszym krańcommiasta. Po około 15 min dotarli na miejsce. Stał tam imponujący zamek. Nad nimgromadziły się ciemne chmury i krążyły czarne kruki. Harry wpatrywał się wbudowlę szeroko otwartymi oczami. Bardzo mu się podobała. Daniel podszedł dodrzwi i przyłożył do nich dłoń. Po kilku sekundach, okrutnie skrzypiąc, te otworzyłysię przed nimi. Bez wahania przeszli przez próg i ruszyli po schodach. W pewnejchwili, Harry naglę się odwrócił zaalarmowany prawie niesłyszalnym szelestem.Ujrzał lecącego w ich stronę nietoperza
-Ja nie mogę! Jak ty go usłyszałeś?- Zdziwiłsię Demon
-Mam swoje sposoby- zbył go Potter i ruszyłdalej przed siebie. Nie miał pojęcia skąd, ale doskonale wiedział, w którymkierunku iść. Po około pięciu minutach wśród istnego labiryntu korytarzy idrzwi dotarli do ciemnozielonych drzwi, które otworzyły się, zanim Danielzdążył podnieść rękę. Sala, do której weszli, miała wymiary mniej więcej 6m na6m na 3m. Była surowo urządzona, tylko kominek, trzy fotele i biurko. Właśnieza nim siedział ukryty w cieniu mężczyzna. Harry wytężył wzrok i po przyjrzałmu się uważniej. Miał szeroką przepaskę na głowie, sięgające ramion, fioletowewłosy i fiołkowe, przeszywające oczy. Bez słowa wskazał im dwa fotele ipytająco spojrzał na Daniela.
-To jest twój nowy uczeń- wyjaśnił szybkomężczyzna- Nazywa się Harry Potter
-Miło mi- Victis odezwał się po razpierwszy- To wszystko?
-Nie. Masz go poddać rozszerzonemuszkoleniu- fiołkowooki podniósł pytająco brew- To Książę- Harry cały czasprzyglądał się swojemu nauczycielowi. Teraz ich spojrzenia się spotkały i poraz pierwszy, ktoś mógł wytrzymać spojrzenie zielonych oczu, przypominającychśmiercionośny promień.
-Dziękuję. Możesz już iść- powiedział wkońcu Cetix. Daniel wstał, skinął głową i wyszedł zamykając za sobą drzwi- Awięc to ty jesteś Aniołem Śmierci?- Potter tylko skinął głową- Nie jesteś zabardzo rozgadany- kontynuował nauczyciel- To dobrze. Przeżyjesz ze mną okołoroku. Z uwagi, że jesteś Mrocznym Elfem. Tu masz plan zamku i rozkład zajęć-podał mu dwa pergaminy. Teraz idź do siebie, odpocznij, za godzinę zaczynamytrening- jego oczy zabłysły dziwnie. Harry skinął głową i wyszedł. Znalezieniekomnaty nie zajęło mu dużo czasu. Jej ściany były białe, pokryte wielomaobrazami przedstawiającymi w większości faunę i florę. Znajdowały tam siękominek, łóżko, szafa, drzwi (prowadzące do łazienki), dwa fotele i stolik. Napodłodze, pokrytej szkarłatnymi płytkami leżał biały, puchaty dywan. Potter nieczół się zmęczony, więc usiadł w fotelu i zaczął analizować wszystko, czego sięostatnio o sobie dowiedział. Po pierwsze: był królem. Miał tylko nadzieję, żenie każą mu objąć tronu. I bez rządzenia tysiącami czarodziei miał dośćkłopotów. Po drugie: był wybrańcem Lucyfera. Z tego co wywnioskował to miał byćwładcą Demonów Światła. Jak osobie poradzi? Przecież miał tylko 18 lat. No ijeszcze fakt, że właściwie, to jest spokrewniony z Hermioną. Na takichrozmyślaniach minęły mu trzy kwadranse, więc wziął mapę i ruszył do Salitreningowej, gdzie czekał już na niego Victis.
-Witam- przywitał się grzecznie Harry
-Dzień dobry. Miło, że zjawiłeś się oczasie. Musisz wiedzieć, że nienawidzę spóźnień- zaczął mówić nauczyciel- Napoczątek omówimy twój program nauczania. Po pierwsze musisz nauczyć sięPiekielnego Języka. Bez niego nie będziesz w stanie pojąć naszej magii. Anidogadać się w mieście. Przewiduję, że zejdzie nam na tym około trzech miesięcy.Przez całe szkolenie będziemy porozumiewać się tylko w tym języku. Dlatreningu. Ten czas poświęcimy na ćwiczeniach fizycznych i medytacjach. Maszamagia opiera się na naturze. W największym stopniu na ogniu i innych żywiołach.Rozszerzymy twój zakres wiedzy, jeśli chodzi o posługiwanie się sztyletami,nożami i mieczami samurajów: kataną, daito i wakizashi. Zapoznam cię również z resztą broni białej. Nauczęcię również przywoływać piekielne stwory i demony żyjące na ziemi. Jako KsiążeCiemności będziesz miał nad nimi całkowitą władzę. Do tego dojdą równieżzaklęcia, urok, eliksiry, klątwy i nauka teleportacji międzywymiarowej. Zapewnewidziałeś, jak pojawili się u ciebie. Kiedy skończymy, odbędzie się uroczystewłączenie cię do wspólnoty oraz koronacja na władcę- Victis miał chłodny,opanowany głos- Przejdziesz wtedy pewien rytuał. Zapewni ci ona przedłużenieżycia o około 200 lat,…
-Super…- mruknął chłopak sarkastycznie, alemężczyzna to zignorował
-…całkowitą odporność na ogień i podwyższonątemperaturę oraz umożliwi porozumiewanie się z mrocznymi stworzeniami odtestrali na demonach Lucyfera kończąc. Śniadanie, obiad i kolację będzieszdostawał do pokoju. Nie wolno ci opuszczać zamku przez pierwsze trzy miesiące.Później zobaczymy. Masz jakieś pytania?
-Tak. Czy jest tu jakaś biblioteka?- Harrychciał się dowiedzieć więcej o historii tej niezwykłej społeczności
-Trzymając mapę, którą ci dałem, pomyśl otym, gdzie chciałbyś trafić, a pomieszczenie podświetli się na czerwono.
-Dobrze. Stamtąd mam wziąć książki, żebynauczyć się tego języka?
-Domyślny jesteś- mruknął Victis- Cośjeszcze?
-Nie- odparł Potter
-To dobrze. Zaczniemy od podstaw języka…-długo tłumaczył mu, na czym polega budowanie zdań, podstawy gramatyki itp. Takzszedł im cały dzień. Harry zdążył się przekonać, że jego nauczyciel jestbardzo wymagający i nie będzie z nim łatwo. Nawet Aurelia przy nim to łagodnaowieczka. Potter był tak umysłowo wykończony, że w ubraniu padł na łóżko.
-Zwariuję z tym facetem- mruknął tylko izapadł w kamienny sen.
Rozdział 11: W Mieście Mroku
-Dalej Potter! 67…68…Nie jesteś panienką! Szybciej!70…71…- W zamku Victisa trwał właśnie trening fizyczny. Harry przebiegł jużokoło 2 kmz trzykilogramowymi odważnikami na nogach i podciągał się właśnie na drążku.Był wykończony. Do tej pory myślał, że jest w dobrej formie. Właśnie terazdoszła do niego okrutna prawda, że nigdy tak nie było. Spędził w tym miejscujuż miesiąc. Miał codziennie ćwiczenia fizyczne, umysłowe i zdołał opanowaćpodstawy języka. I autentycznie miał dość, a jego nauczyciel nie miał zamiaruodpuścić.
-89…90…91…dalej! Nie możesz walczyć tymichuderlawymi patykami! 94…95…96…dasz radę! 99…100! Dobra, wystarczy, masz 5minut- Harry padł na ziemię wyczerpany. Wyczarował sobie butelkę wody i przywołał eliksirregenerujący. Musiał go sobie uwarzyć więcej, bo ostatnio używał go nadzwyczajczęsto. Kiedy jego oddech się unormował, skończyła się przerwa i do sali wpadłVictis
-Koniec tego dobrego. Zabieramy się dopracy. Jest dopiero 15:00, mamy jeszcze cztery godziny- Potter jęknął w duchu,ale nie dał tego po sobie poznać. Miał dość, ale obiecał sobie, że się niezłamie. Bez słowa powrócił do treningu. Teraz przyszła pora na brzuszki, lecznie takie zwyczajne. Nauczyciel przytwierdzał jego nogi do drążka, na którymsię podciągał i kazał dotykać rękami stóp. Było to strasznie wyczerpujące. Poczterdziestu Potter miał dość, więc Victis pozwolił mu chwilę odpocząć. Mięśniebrzucha bolały go niemiłosiernie. Było mu ciężko, ale po chwili wrócił doswojego zajęcia i zrobił kolejne 60 „brzuszków”. Na innych ćwiczeniach zeszłamu jeszcze godzina.
-Wystarczy- chary odetchnął z nieukrywanąulgą- Idź się odświeżyć, za 15 min spotykamy się w sali do medytacji-powiedział Cetix i wyszedł. Harry powlókł się do swojego pokoju i od razuwszedł pod zimny prysznic. Był wykończony. Stał około 5 min pod kojącymstrumieniem, ale musiał jeszcze coś zjeść, więc ubrał czarną szatę i usiadłprzy stoliku, na którym pojawiła się spora porcja warzyw i mięsa. Jego dietarównież uległa zmianie. Dostawał więcej witamin, tłuszczów i białek. Potrzebnamu była energia. Szybko pochłonął swój obiad, wypił szklankę mleka i ruszył nazajęcia z magii umysłu. Dokładnie o czasie wszedł do małego, przytulnegopokoju. Wszędzie unosiły się świeczki, a na podłodze leżały miękkie, słomianematy. Nazywały się tatami.
-Witaj Harry, siadaj- powiedział Victis,siedząc w pozycji kwiatu lotosu na środku pomieszczenia. Potter usiadł tużprzed nim. Kolejne 30 min poświęcili na wyciszenie się, zgranie z samym sobą.Później ćwiczyli oklumencję, leglimencję i telepatię. Victis chciał uczynić tesztuki w wykonaniu chłopaka niewyczuwalnymi. Bardzo powoli, ale zaczynali odnosić sukcesy.Później przenieśli się do sali obok, by poćwiczyć język. Ten również szedłHarryemu coraz lepiej. Do tego stopnia, że po dwóch miesiącach zaczął próbowaćczytać książki. Nie, żeby mu to wychodziło. Znał za mało słówek. Czasprzeznaczony na naukę Piekielnego Języka skończył się zadziwiająco szybko.Dokładnie trzy miesiące od przybycia do zamku Harry zszedł do sali treningowejgotowy na kolejny wycisk. Jednak sala była pusta. Tylko na jej środku stałVictis z lekkim uśmiechem na twarzy
-Witaj- przywitał się z uczniem w językudemonów. Ostatnio rozmawiali w nim prawie cały czas- Dzisiaj kończysz pierwszyetap swojego szkolenia. Jeśli pozytywnie przejdziesz mój sprawdzian, będzieszmógł wyjść na miastu- chłopak uśmiechnął się szeroko- Nie szczerz się tak,najpierw musisz się wykazać- mruknął Cetix, choć polubił swojego ucznia
-Nie ma sprawy- powiedział Harry
-Zaczynajmy więc- test obejmował wszystko,czego Harry uczył się przez te miesiące: sprawność fizyczna, język, magiaumysłu, walka białą bronią (Harry najbardziej polubił sposób walki samurajów),walka wręcz, japońskie sztuki walki, rzucanie sztyletami, nożami i shurikenami.Uczył się wiele o byciu wojownikiem ninja*, więc to również uległo sprawdzeniu.Po czterech godzinach Victis wreszcie był zadowolony.
-Wspaniale. Doprawdy nie spodziewałem się,że aż tyle dasz radę załapać. Nie mówiłem ci tego, ale te wszystkie japońskiesztuki walki, samurajów i ninja opanowuje się przez co najmniej rok. Oczywiście musimy to jeszcze doszlifować, ale dobrzejest- Harry był z siebie dumny
-To co teraz?- Zapytał
-Masz czas wolny. Oprowadzę cię po mieście. Pozwiedzamy.Za dziesięć minut czekam na ciebie w holu- powiedział mężczyzna i wyszedł.Potter popędził do siebie. Musiał wziąć prysznic i przebrać się. Ubrał czarnebojówki, takiego samego koloru bluzę i kurtkę z kapturem. Zamaskował uszy, kłyi oczy i ruszył na dół. Tam czekał już na niego Cetix ubrany w czarną pelerynęz kapturem zarzuconym na głowę. Harry poszedł za jego przykładem i wyszli na zewnątrz. Choćbyła dopiero 11:00 to miasto wyglądało, jakby była co najmniej 19:00.
-Tu zawsze tak jest- powiedział mężczyzna, jakbyczytając w myślach chłopaka- Mrok rozjaśniają błyskawicę, choć pada rzadko.
-Przynajmniej nie ma upałów- mruknąłczarnowłosy, a nauczyciel się uśmiechnął- To od czego zaczynamy?
-Jak to? To nie wiesz od czego zaczyna sięzwiedzanie?- Udał zdziwienie Victis
-Od najciemniejszych, najpodlejszychzakątków?- Zapytał Harry i obaj zaśmiali się
-Zgadłeś.Przejdziemy przez centrum, czyli od wieżowca władzy zwanego Mei Tou, późniejCoin Street, gdzie można kupić wszystko od szczoteczki do zębów, przezwszystkiego rodzaju zwierzęta na domach kończąc. Tam też urzęduje Bezimienna
-Bezimienna?- Zdziwił się Harry
-Nikt nie wie, jak tak naprawdę się nazywa.Załatwia najczarniejsze interesy, ma znajomości z mugolską mafią we wszystkichkrajach. Potrafi załatwić wszystko, jeśli tylko odpowiednio zapłacisz. Nieposuwa się tylko do morderstw. Mieszka niedaleko White Zone. Biała Strefa,najczarniejsze miejsce w Mieście Mroku- Harry uśmiechnął się. Ten, kto wymyśliłtą nazwę musiał mieć fantazję- Jest tam pełno przytulnych knajpek- Victisspojrzał na swego ucznia znacząco. Nie był pewien czy zareaguje na aluzję,dotyczącą planowanej imprezy. Na szczęście Potter uśmiechnął się przebiegle.
-Czyli czeka nas dłuuuuga noc- powiedział iobaj mężczyźni zaśmiali się. Przechodzili właśnie przez centrum, kiedyusłyszeli za sobą wołanie
-Vic! Harry! Poczekajcie!- W ich stronęzmierzała Helen i Daniel. Oboje mięli kaptury nasunięte na twarz, alewyostrzonemu wzrokowi młodego księcia nic nie umknie
-Witajcie- przywitali się jednocześnie Harryi jego nauczyciel, co wywołało uśmiech na twarzy władczyni
-Czyżbyś zorganizował mu swoje słynne„zwiedzanie miasta”?- Zapytał Daniel
-Tak, przyłączycie się?- Odparł Cetix
-Z chęcią. Akurat też szliśmy „zwiedzać”- powiedziałaHelen i cała czwórka ruszyła w kierunku White Zone. Victis i kobieta pogrążylisię w rozmowie, a Harry zagadał do mężczyzny
-O co chodzi z tym „słynnym zwiedzaniem”?- Danieluśmiechnął się mimowolnie.
-Mów mi Dan. Bo widzisz, Victis miał do tejpory tylko dwóch uczniów: Helen i mnie. Nie wiesz, że jesteśmy bliźniakami. Poukończeniu pierwszego etapu nauki, Vic pozwolił nam wyjść na miasto żeby je„zwiedzić”. Skończyło to się to tak, że byliśmy nieprzytomni przez dwa dni imamy dziurę w pamięci- Harry uśmiechnął się i pobłogosławił swoją odporność naskutki procentów.
-A on? Też odpłynął?- Zaciekawił się Harry
-Tak, ale dopiero później. Mam mocniejszągłowę od nas- Helen i sam zainteresowany zakończyli rozmowę i uśmiechnęli się
-Właśnie- potwierdziła kobieta- Nigdy niepróbuj go przepić, nic z tego nie będzie
-Kochani, nie wierzycie we mnie?- ZapytałPotter- Przecież jestem pół elfem, pół wampirem i do tego synem mojego ojca. Jamam łeb ze stali- cała czwórka się zaśmiała. Stanęli przed drewnianą bramą.
-Tu zaczyna się Biała Strefa- Helen pchnęławrota i znaleźli się na czarnej, cichej ulicy. Sprawiała naprawdę upiornewrażenie. Na rogach stały kobiety w różowych ciuszkach, w zaułkach czaiły się groźniewyglądające bandy, a z barów dochodziły odgłosy głośnych awantur. Ruszyli nasam jej koniec do zamkniętego lokalu „Czarna Wdowa”. Przed nim czkało kilkagrupek. Daniel zapukał do drzwi, a w małym okienku pojawiła się para oczu,która rozszerzyła się ze zdziwienia, widząc przybyszy
-Nie gap się tak, tylko nas wpuść- warknąłVictis, a goryl natychmiast otworzył drzwi
-Nowy- mruknął Dan do Harryego. Cała czwórkazajęła oddalony od baru i wejścia stolik i rozsiadła się na miękkich kanapach.Natychmiast podeszła do nich kelnerka
-Witam państwa, co podać?- Uśmiechnęła sięgrzecznie
-Poprosimy butelkę czerwonego, półsłodkiegowina. Rocznik 1974, Ognistą Whisky, skrzynkę piwa i rum. Do tego frytki i chipsy-powiedział Victis i ściągnął pelerynę. W lokalu było przyjemnie ciepło. Resztaposzła za jego przykładem i kiedy wróciła kelnerka z ich zamówieniem siedzielibez okryć wierzchnich. Dopiero teraz Harry dostrzegł podobieństwo międzyrodzeństwem: oboje mięli taki sam nos, te same, niesamowicie niebieskie, oczy iten sam kształt ust. Tyle, że Helen miała włosy prawie czarne, a Daniel-granatowe.
-Życzę państwu miłego wieczoru- uśmiechnęłasię i wyczarowała bordowy parawan, oddzielając ich od reszty sali.
Impreza rozwijała się bardzo miło. Po dwóchgodzinach Helen spała oparta o Dana, który ledwie trzymał pion. Victis i Harrybyli bardzo rozluźnieni i właśnie próbowali się nawzajem przepić. Po kolejnychdwóch godzinach wreszcie uczeń pokonał mistrza. Potter ledwie trzymał się nanogach, ale zdołał zapłacić rachunek i stworzyć świstoklika, którym przenieślisię do Sali treningowej w zamku Victisa. Ułożył się na podłodze obok Helen izasnął.
Pierwsza obudziła się kobieta. Było to o 17:00dnia następnego
-O Lucyferze! Nigdy więcej zwiedzania-mruknęła, podejmując próbę wstania. Zrezygnowała z tego szybko i ponownieopadła na matę. Chwilę później obudził się Harry. Nic mu nie dolegało, alewiedział, że najcichszy dźwięk dla jego towarzyszy to jak start odrzutowca.Bezszelestnie przeniósł się do pracowni eliksirów, nałożył na nią zaklęciezamrożenia czasu i przygotował dwa wywary: na kaca (wydobył przepis od Ludwiga)i regeneracyjny. Pierwszy rozlał do trzech szklanek, drugi nalał do czterech, aresztę odesłał do swojego pokoju. Wypił swoją porcję, która od razu postawiła gona nogi i z resztą specyfików udał się do Sali treningowej. Bez słowa podałdwie szklanki Helen, która wypiła nawet nie pytając, co to jest. Późniejzabrała się za swojego brata, a Potter za Victisa. Po półgodzinie wszyscy bylijak nowo narodzeni.
-Człowieku! Jesteś niesamowity!- PowiedziałDan- Skąd wytrzasnąłeś to fluorescencyjne, zielone złoto?
-To wywar na kaca wymyślony przez ojcamojego przyjaciela- wyjaśnił chłopak
-Ale ty masz głowę. Wiecie, że mnie wczorajprzepił?- Zwrócił się do reszty Victis ze zbolałym wyrazem twarzy. Nie moglisię nie roześmiać.
-Głodna jestem. Przydałby się jakiś porządnyobiad- stwierdziła Helen
-Chodźcie do kuchni, skrzaty pewnie cośmają- powiedział Cetix i poprowadził ich do lochów. Tak znajdowała się duża kuchnia,w której siedziała trójka skrzatów.
-Co możemy dla pana zrobić, sir?-Zapiszczały na ich widok
-Poproszę obiad dla czterech osób- wyraziłswoje życzenie Victis. Po dziesięciu minutach siedzieli już przy stolepochłaniając puree ziemniaczane, sałatkę grecką i steki.
-Tego mi było trzeba- powiedział Dan,odchylając się na krześle po skończonym posiłku.
-Zdecydowanie. Ale teraz musimy się zbierać-powiedziała Helen
-Miło się z wami „zwiedzało”- powiedziałHarry i wszyscy parsknęli śmiechem. Odprowadzili rodzeństwo do drzwi i kiedytylko zniknęli Victis powiedział
-Idź się przebrać, za chwilę spotykamy sięna lekcji- jego oczy zalśniły tak samo jak pierwszego dnia. Potter szybkozmienił szatę i wrócił do sali treningowej z różdżką w ręce.
-Dobrze, że już jesteś. Musimy zacząć odtwojej różdżki.
-A co z nią jest nie tak?- Zdziwił sięchłopak
-Jest drewniana- powiedział mężczyzna tonem,jakby został zapytany, dlaczego niebo nie jest zielone- Wiele z naszychzaklęć, właściwie większość opiera się na ogniu, więc mogłaby ci się zwęglić wrękach. Daj mi ją- Potter podał nauczycielowi swoją broń. Ten ostrożnie usunąłdrewno, pozostawiając sam rdzeń.
-Ciekawe wnętrze- powiedział, przyglądającsię proszkowi przez lupę- Pióro feniksa, włos czarnego jednorożca, kiełponuraka, płatek kwiatu paproci, łodyga księżycowego kwiatu…niezła mieszanka
-No- mruknął chłopak, uważnie śledząc ruchyVictisa. Ten wyczarował dwuczęściową formę pełną jakiegoś gorącego metalu
-Co to?- Zapytał Harry
-Platyna. Najlepszy metal, jaki kiedykolwiekistniał- wyjaśnił Cetix i przeniósł rdzeń do formy, którą następnie zamknął-Teraz musimy ją rozgrzać, żeby się zahartowała- skierował na nią strumień ogniaze swojej różdżki. Tylko, że płomień miał niezwykły, niebieski kolor. Po okołodziesięciu minutach zamroził formę i tak pięć razy. W końcu wyciągnął nowąróżdżkę. Była piękna, lekka i wytrzymałą. Na rękojeści miała wygrawerowanynapis
Harry James Potter
-Piękna mi wyszła. Będziesz ja maskował,żeby wyglądała jak drewniana- uśmiechnął się Victis- No dobra, zabieramy się zaprawdziwą naukę.
„Prawdziwa nauka” oznaczała podniesieniepoprzeczki. Harry prawie nie miał czasu dla siebie, cały czas ćwiczył. W ciągutych ostatnich dziewięciu miesięcy miał dla siebie tylko trzy dni, podczasktórych bawił się razem z nauczycielem, Helen i Danielem. Nauczył się wielupożytecznych rzeczy: opanował wszystkie eliksiry, zaklęcia, uroki i klątwy. Umiałczerpać energię z natury i posługiwać się mocą żywiołów. Szczególnie ognia.Przeszedł również trening w walce w ciemnościach. Spędził bez światła miesiąc,więc w mroku czuł się jak ryba w wodzie. Najtrudniejsze okazało sięprzywoływanie demonów i piekielnych stworów. Kiedy wypowiedziało sięodpowiednią formułę w języku piekieł ziemia rozstępowała się, a z powstałej dziurywyłaniał się odrażający stwór. Człowiek, który go przywołuje musi miećodpowiednią moc, inaczej potwór zbuntuje się i zacznie działać tak jak mu siępodoba. Nauczył się teleportacji międzywymiarowej. Cały czas doskonalilirównież sztukę samurajów i ninja. W końcu przyszedł czas na ostatecznysprawdzian. Victis przetestował go pod każdym kontem, co zajęło im cały dzień.W końcu jednak skończyli i wyszli do miasta, gdzie umówili się z bliźniakami naświętowanie końca szkolenia. Dwaj mężczyźni udali się do wieżowca, będącegowłasnością rodziny Ereb. Znajdował się obok tego zajmowanego przez władcę.
-Wreszcie jesteście!- Uśmiechnęła się Helen,otwierając drzwi i wpuszczając ich do środka- Już zapomniałam ile trwa twójsprawdzian. Siadajcie- salon urządzony był ze smakiem, w starym stylu.Rzeźbiony kominek i unoszące się pod sufitem i przy ścianach świeczki byłyjedynymi źródłami światła.
-Cześć- przywitał się z nimi Dan, trzymającybutelkę szampana w ręce- Masz swój zbawienny eliksir „Poranek dnianastępnego”?- Zwrócił się do Harryego
-Jakżebym mógł nie mieć- uśmiechnął sięnajmłodszy z grupy i wyciągnął trzy fiolki, zabezpieczone zaklęciami
-To mamy co oblewać?- Zapytała Helen
-Jak najbardziej- uśmiechnął się Cetix.Daniel potrząsnął butelką i otworzył ją z hukiem. Nalał złocistego płynu doczterech kieliszków i wzniósł toast
-Za Księcia Ciemności!
-Przestańcie! Przecież jeszcze nie jestemKsięciem- zmieszał się Harry
-Jesteś i to już od urodzenia- powiedziałaHelen- A jutro staniesz się nim oficjalnie.
-Ale nie będę musiał tu siedzieć cały czas?
-Nie. Możesz wyznaczyć swojego zastępcę-powiedziała kobieta
-To możesz dalej tu rządzić? A ja będęwpadał tylko co jakiś czas coś podpisać i „pozwiedzać”- wszyscy zaśmiali się nawspomnienie ich „wycieczek krajoznawczych”
-Nie ma sprawy- uśmiechnęła się Helen
-A na czym będzie polegał ten rytuał?-Zainteresował się Potter
-Na początku będę pytać twojego nauczyciela,czy jesteś gotowy i takie tam, później ciebie, czy chcesz przystąpić do nas. Nasam koniec dostaniesz miecz. Ty, o ile się nie mylę, katanę.
-Super- podsumował chłopak
-Później podamy ci specjalny eliksir, poktórym powinieneś wznieś się na jakieś pięć sekund nad ziemię, zajarzyć jasnymświatłem i opaść nieprzytomny. Obudzisz się w białej sali, w której dochodzą dosiebie wszyscy nowi członkowie. A poza tym będziesz miał tatuaż na prawej łydce
-A jaki?- Helen podwinęła nogawkę i pokazałamu karmazynowy pentagram stojący w płomieniach. Na ramionach gwiazdy, wpiekielnym języku było napisane jej imię i nazwisko.
-Fajny- uśmiechnął się Potter. Całą nocspędzili grając w karty, wygłupiając się i pochłaniając alkohol. O trzeciejwszyscy zasnęli: Helen zwinięta w kłębek na fotelu, Daniel w fortepianie(dosłownie!), Victis na podłodze pod stołem, a Harry rozparty na kanapie.Pierwszy obudził się właśnie on, z uwagi, że był najbardziej trzeźwy. Podniósłsię, przeciągnął i wziąwszy eliksir zaczął dobudzać innych. Najtrudniej muposzło z Victisem.
-Matko! Dlaczego ja leżę we własnymfortepianie?- Zdziwił się Dan
-Nie pamiętasz? Koło drugiej stwierdziłeś,że nikt cię nie kocha i tylko ten stary mebel o tobie pamięta. W przypływiegorętszych uczuć chciałeś spać z nim- wyjaśnił Harry i wszyscy zaśmiali sięgłośno
-A wiesz może, jak wylądowałem pod stołem?-Zapytał chłopaka jego nauczyciel
-Bo chciałeś przytulić się do Helen i jakona cię zepchnęła to natychmiast zasnąłeś- zaśmiał się Potter
-Dobrze wiedzieć- mruknął tamten
-To co? Śniadanko? Za godzinę zaczynamyceremonię- powiedziała kobieta, wyczarowując jajecznicę, tosty i świeżą kawę.Wszyscy ochoczo zabrali się do jedzenia. W końcu nieźle wczoraj zabalowali.
* Ninja- trenowani w Japoniimistrzowie sztuki ninjitsu i genjutsu będącym biegle wyszkolonymi w sztuce maskowaniasię, szpiegostwa, zabijania bez śladu i akrobacji. Sztuka walki wręcz stosowanaprzez ninja (shinobi) nazywa się taijutsu.
Rozdział 12: Rytuał i niezwykłarozmowa
-A dużo osób będzie?- Spytał Harry
-Normalnie jest tylko kilka, ale ty masz byćich władcą, więc będą najprawdopodobniej wszyscy- uśmiechnęła się Helen, żebydodać mu otuchy
-Super- mruknął- O niczym innym nie marzę.Tylko o większym rozgłosie. A nie mogę założyć jakiejś maski czy coś?
-W sumie możesz. Nie martw się – powiedziałmu Victis i podał wyczarowaną maskę. Była srebrna z czarnymi wzorami. Na oczachbyło granatowe szkło. Osłaniała twarz do wysokości ust.
-Dzięki. Od razu czuję się pewniej- zmieniłtylko kolor włosów na granatowy, taki jak osłona oczu i uśmiechnął się.
-Masz tu szaty, przebierz się- Harry jednymruchem ręki zmienił ubranie na to podane mu przez Dana. Była to czarna, długaszata ze srebrnym ideogramem na plecach, oznaczającym samuraja*. Reszta miałatakie same. Bez słowa przeszli do drugiego budynku i weszli do małej komnatysąsiadującej bezpośrednio z salą, w której miała odbyć się ceremonia.
-Wszyscy już są- zawiadomił ich Dan,wyglądając przez uchylone drzwi- Zaczynamy?- Harry tylko skinął głową i całaczwórka wyszła na środek. Najpierw Helen, później Victis, Daniel, a na końcuHarry.
Tak jak mówiła wieczorem Helen, ceremonia zaczęłasię od pytań do Victisa. Harry tego nie słuchał tylko rozglądał się po sali. Nasamym początku siedziała Hermiona i patrzyła na niego z uśmiechem. Zmieniłasię. Wyładniała. Potter jednak myślał o niej jak o siostrze, przyjaciółce, niedziewczynie.
-Książę Ciemności, czy jesteś gotówprzystąpić do naszej społeczności?- Teraz kobieta zwróciła się do chłopaka
-Jestem gotowy
-Czy świadomie przyjmujesz ciężar władzy?
-Tak
-Czy oddasz życie, by bronić swoichpoddanych?
-Tak
-Przyjmij więc oznakę twojej władzy- podałamu katanę w czarnym pokrowcu z trzema białymi ideogramami. Miecz był wykonanyze srebra i platyny, a jego rękojeść była czarno biała. Przypiął go do pasa iwziął od Daniela kielich eliksiru. Wypił go jednym duszkiem i zemdlał. Jegociało uniosło się jakieś 7 stóp nad ziemią i rozbłysło czarnym światłem. Wmomencie, kiedy wszystko powinno się skończyć, nic tego nie zapowiadało. Pookoło trzech minutach wszyscy byli wyraźnie poruszeni.
-Co, do cholery…?- Mruknął Victis, wpatrującsię w bezwładne ciało ucznia.
***
Harry ocknął cię niespodziewanie. Nieznajdował się jednak w wypełnionej po brzegi sali. Wręcz przeciwnie. Stał nawzgórzu. Przed nim rozpościerał się niesamowity widok częściowo spalonegomiasta. Wiał silny, gorący wiatr, wzbijający w górę tumany czerwonego pyłu.Ziemia była sucha i spieczona. Słysząc cichy odgłos kroków, Potter odwrócił sięszybko, łapiąc za katanę, gotów zadać śmiertelny cios
-Witaj, Aniele- stał przed nim czarnoskórymężczyzna w wieku około 40 lat. Miał na sobie czarną marynarkę, czarne spodnie,kolorową koszulę i czerwony kapelusz. Wydawał jak uosobienie niewinności.
-Kim jesteś?- Warknął nieprzyjaźnie Harry,wciąż trzymając jedną rękę na rękojeści miecza. Nauczył się nie ufać nawetnajmilszym nieznajomym
-Może najpierw spytaj, gdzie jesteśmy to imojej tożsamości się domyślisz- powiedział nieznajomy niskim, przyjemnym głosem
-Dobrze. W takim razie: gdzie jesteśmy?
-W piekle- odparł tamten, jakby to byłanajzwyklejsza rzecz na świecie. Potter wytrzeszczył na niego oczy
-Więc ty jesteś…- szybko połączył fakty
-Szatan we własnej osobie- ukłonił sięgrzecznie. Harry odwzajemnił ten gest- Może wejdziemy do środka? Tu jeststrasznie gorąco- chłopak skinął głową i dopiero teraz zauważył, że stoją przezdość sporym zamkiem z czerwonej cegły. Weszli do środka, gdzie panowałprzyjemny chłód. Skierowali się do salony, który był urządzony bogato, lecz bezprzepychu. Usiedli na fotelach i Szatan wyczarował dzbanek wody
-Po co mnie pan tu ściągnął?- Zapytał Harryna wstępie
-Nie mów mi pan. W końcu jesteś prawie moim wnukiem-uśmiechnął się czarnoskóry
-Wiec, po co mnie tu ściągnąłeś?- Ponowiłpytanie
-Jesteś moim dziedzicem. Chciałem z tobąporozmawiać. Poza tym mam dla ciebie prezent i kilka informacji.
-Słucham
-Najpierw wyjaśnię ci kilka spraw. Na ziemijestem przedstawiony jako uosobienie zła. To nie jest do końca prawda. Widzisz,co spotyka złoczyńców u mnie. Wieczne cierpienie. Mi też zależy na spokoju-Harry popatrzyła na niego lekko nieufnie, ale słuchał dalej- Piekło i Niebo.Wszyscy myślą, że istnieje jasny podział: co na górze jest dobre, a co na dole-złe. To wszystko jest dużo bardziej skomplikowane. Piekło to miejsce, gdzieswoją karę odbywają najgorsze szumowiny świata. Niebo to miejsce, gdzieotrzymuje się nagrodę. Ale ja, pomijając fakt, że rządzę tym padołem łez,jestem w gruncie rzeczy dobry- Harry uśmiechnął się ironicznie. Sam Szatanwmawia mu, że jest dobry. Paranoja- Przyjęte jest, że ja sprzeciwiłem się Bogui dlatego wylądowałem tutaj. Nie do końca. Owszem, nie zgodziłem się z moimwładcą, który, jak dla mnie, był zbyt skory do przebaczania. Dlategoosiągnęliśmy kompromis: on przebacza w niebie, ja karzę w piekle.
-Dziwnie się tego słucha. Nagle dowiadujeszsię, że tak naprawdę Bóg i Szatan byli w stanie się dogadać. Naprawdę, trudno wto uwierzyć, ale spróbuję- odezwał się wreszcie Potter
-Twoją misją jest sprowadzenie do mnie jaknajwięcej bydlaków z waszego świata- mówił mężczyzna- Chodzi mi tu o…wymierzaniesprawiedliwości. Ten sukinsyn, Riddle, ciągle mi umyka. Mam tego dość. Już dlaniego od dawna przygotowane miejsce- na jego twarzy zagościł złośliwyuśmieszek- A i jego pieski nie będą tu miały lekko
-Ja myślę- uśmiechnął się Potter. Jegodaleki przodek coraz bardziej mu się podobał
-Właśnie. Wiem, że Dumbledore ma swój Zakon,ale oni sobie nie poradzą. Musisz znaleźć sobie dobrego szpiega i stawiać sięna każdej bitwie czy starciu pomiędzy nimi- mówił Szatan- Radzę ci przejrzećlistę twoich podwładnych wyszkolonych pod tym kątem. Przydadzą się. A poza tymnie możesz ujawnić się przed Trzmielem. On jest dobry, ale wiek jego świetnościjuż minął. Owszem, popełnił w życiu kilka błędów- chłopak prychnął- Niezadręczaj go…- Harry zrobił zbolałą minę, a widząc to mężczyzna dodał- …zabardzo- obaj się zaśmiali
-No tak, ale jak ja mam zabić Gada? Przecieżnie podziałało zaklęcie zabijające? Kim on jest?- Zapytał poważnie Potter
-Wykradł część przepisu na nasz eliksir,który wypiłeś niedawno. Zdołał go trochę ulepszyć i teraz jest nieśmiertelnyprzez najbliższe 500 lat- powiedział ponuro mężczyzna
-To co ja mam zrobić?- Potter zdawał się byćlekko podłamany
-Istnieje legenda, że nasz stary znajomy,Set, który nawiasem mówiąc mieszka niedaleko mnie- uśmiechnął się- stworzyłpewien amulet. Amulet Śmierci. Dzięki niemu można zabić każdego, nawet jeśli tojest normalnie niemożliwe. Niestety nie chce powiedzieć, gdzie go ukrył. Dał mitylko niejasne wskazówki, że znajduje się u jakiegoś starego wilka morskiego. Noi dał jego szkic**- podał chłopakowi kawałek pergaminu.
-Jak ja mam go znaleźć?- Zapytał Potter
-Musisz przekopać się przez wszystkieksiążki o magicznych legendach i przedmiotach. A teraz wstań, mam dla ciebieprezent- czarnoskóry podszedł do swojego następcy
-A co to?- Zainteresował się chłopak. Szatantylko uśmiechnął się i dotknął ręką miejsca po lewej stronie piersi Harryego.Ten poczuł nagle olbrzymi ból, że aż kucnął powstrzymując krzyk. Po kilkusekundach wszystko ustało
-Tak wyglądają twoje prezenty?- MruknąłPotter, ocierając łzy, które zapłynęły mu do oczu. Wstał, jednocześniestrącając wazę. Ale nie ręką
-Ja pierdole! Po co mi skrzydła?!- Krzyknąłzdumiony, oglądając się na swoje plecy
-W końcu jesteś aniołem, nie?- Zachichotałtamten- Ja też takie mam- ujawnił swoje, również czarne jak smoła skrzydła
-Fajne. A jak ja mam je ukryć?- Harrymachnął nimi strącają tym razem szklankę
-Skup się, a na pewno ci się uda- Potterposzedł za jego radą i po kilku minutach poczuł, że jest mu lżej
-No, nieźle. A teraz muszę cię odesłać, bozaczynają się denerwować. W końcu już od jakiś 20 minut wisisz 7 stóp nad ziemią,promieniując czarnym światłem- powiedział Lucyfer i zaśmiał się wesoło-Powodzenia
-Dzięki- Harry odwzajemnił uśmiech
-Jak będziesz mnie potrzebował, złącz tatuażna rękach- zanim chłopak zdążył cokolwiek powiedzieć znalazł się z powrotem wswoim ciele i niespodziewanie spadł na posadzkę. Zdążył zamortyzować upadekuginając kolana.
-Harry!- W jego stronę pobiegła Hermiona iprawie posłała go na ziemię
-Nic mi nie jest- uśmiechnął się do niej. Zauważył,że w sali, oprócz nich, są tylko Victis, Helen i Daniel
-Ale nam napędziłeś stracha- powiedział tenostatni
-Wisiałeś tam ponad 20 minut- dodała Helen
-Nie uwierzycie co mi się przytrafiło-zaczął mówić Potter- Ale może przejdźmy w jakieś ustronniejsze miejsce?
-Może do twojego gabinetu?- ZaproponowałCetix
-Jasne
-A ona?- Dan wskazał na Hermionę
-Idzie z nami. To moja przyjaciółka-powiedział Harry- Poznaliście się?
-Tak. Ta młoda dama za żadne skarby niechciała opuścić sali- uśmiechnęła się Helen- Uparła się, że poczeka, aż sięockniesz. Wytrwała jest, nie ma co
-Dobra, chodźmy już- popędziła ichbrązowowłosa. Całą piątką wsiedli do windy i wjechali na ostatnie, 125 piętro.Przeszli przez wąski korytarz i weszli do nowoczesnego gabinetu. Potter usiadłza biurkiem, a reszta wyczarowała sobie krzesła
-Mów, bo umrę z ciekawości- popędzał go Vic
-No więc, kiedy wypiłem eliksir zemdlałem.Ocknąłem się w niesamowitym miejscu…- opowiedział im całą historię, a kiedydoszedł do jej końca podwinął rękawy, by zobaczyć tatuaż, o którym wspomniałLucyfer. Rzeczywiście, na przedramionach miał dwie połówki złotego, płonącegopentagramu z jego imieniem i nazwiskiem w Piekielnym Języku
-I powiedział, że jak go będzieszpotrzebował, to masz je złączyć?- Upewnił się Daniel. Harry skinął głową
-Ale to jeszcze nie wszystko. Zostawił mi,jak on to nazwał, prezent- chłopak wyszedł zza biurka, żeby niczego nieuszkodzić i skupił się na pokazaniu skrzydeł. Kiedy Hermiona je zobaczyła zemdlała,a reszta patrzyła na to szeroko otwartymi oczami
-Co jak co, ale Anioła to ty nieprzypominasz- uśmiechnęła się Helen, kiedy chłopak usiadł na miejscu.
-Bardzo śmieszne. Ocućcie ją- wskazał naHermionę, która po powrocie do rzeczywistości wciąż była lekko oszołomiona,więc po pożegnaniu wróciła do swojej nauczycielki.
-Co zamierzasz teraz zrobić? Wracasz dosiebie?- Zapytała Helen
-Tak, ale wpadnę tu, jak wróci Hermiona.Muszę jak najszybciej znaleźć szpiega
-To nie zwiedzamy dzisiaj?- Zasmucił sięDaniel, a wszyscy parsknęli śmiechem
-Nie masz już dość?- Zdziwił się Victis
-Nigdy- ponownie się zaśmiali
-Będzie mi ciebie brakowało- powiedziałaHelen i przytuliła chłopaka
-Niedługo wrócę. Nie cieszcie się tak-uśmiechnął się czarnowłosy- No to do zobaczenia- posłał im jeszcze ostatniespojrzenie i zniknął w czarnym wirze.
-Jesteś!- Krzyknęła Amy. Potter stęsknił sięza nią strasznie, więc najpierw przytulił ją mocno.
-Opowiadaj, jak było? Kto cię szkolił?-Zainteresowała się od razu Aurelia. Przez kolejne dziesięć minut opowiedział imwszystko dokładnie. Pokazał im również skrzydła, które bardzo spodobały sięErikowi. Właśnie zdarzył je ukryć, kiedy w pokoju pojawiła się Hermiona. Alewcale nie przypominała Hermiony. Miała lekko pofalowane, ciemne włosy opadającejej luźno na ramiona, była wyższa i bardziej wysportowana. Poza tym jej ciemne oczymogły zawrócić w głowie niejednemu chłopakowi. Teraz ona opowiedziała im całyswój pobyt w Mieście Mroku. Jej nauczycielką była Nina Mann. Sympatyczna, alelekko staroświecka.
-No dobra, usuńcie zaklęcia, a ja muszęwracać na lekcje- pożegnała się Aurelia i wyszła.
-To co teraz robimy?- Zapytał Erik
-Ja muszę pogadać z Amy- powiedział Harry iuśmiechnął się zniewalająco
-Hermiono, odrobiłaś już lekcję? Bo jawłaśnie idę do biblioteki
-Ja też. To cześć- Dave i dziewczyna szybkosię zmyli
-Zostawiacie mnie samego?- Chlipnął Erik
-Niestety. Poszukaj sobie jakiejś fajnejdziewczyny- uśmiechnęła się Amy
-A żebyście wiedzieli, że tak zrobię-chłopak wyszedł, a para zajęła się sobą. Po dwóch godzinach wrócili Hermiona iDave, a Erik zaraz po nich. Okazało się, że trenował na boisku do Quidditcha.Teraz trójka zajęła się zadaniami domowymi, co zajęło im półtorej godziny.
-Idziemy na kolację?- Zapytała Hermiona
-Tak, ale ubierz to- uśmiechnęła się Amy ipodała jej taki sam mundurek, jaki sama miała. Po pięciu minutach zeszli doWielkiej Sali. Wszyscy siedzieli już na miejscach, a płonący napis dalejprzykuwał wzrok. Niektórzy zauważyli zmianę w wyglądzie Hermiony, jednakmyśleli, że to sprawka czwórki przyjaciół. Ron, kiedy tylko ich zauważył zpodniesioną głową wyszedł z sali. Ci nie bardzo się tym przejęli i w spokojuzjedli kolację. Co prawda co chwila wybuchali śmiechem, ale było to całkowicieniegroźne. Później wrócili do pokoju i znaleźli sobie jakieś zajęcia. Hermionaczytała książkę, Amy poszła spać, Erik i Dave grali w szachy, a Harrypostanowił przenieść się do Miasta Mroku. Pojawił się przed bramą i od razuskierował swoje kroki do gabinetu Helen. Zastał ją pochyloną nad jakimiśpapierami
-Cześć- podniosła wzrok i momentalnieznalazła się na jego szyi
-Harry! Stęskniłam się za tobą!
-Dobra, ale puść mnie, bo brakuje mipowietrza- wydyszał i odetchnął głęboko, kiedy ta spełniła jego prośbę.
-Działo się coś?- Zapytała
-Nie. A Kopuła dalej działa?- Zainteresowałsię chłopak
-Już nie. Po co przyszedłeś?
-Muszę znaleźć szpiega. Masz dla mnie tedokumenty?
-Tak. Jak będziesz chciał kogoś wezwać to poprostu pomyśl o nim i dotknij swojego tatuażu.
-Którego?
-Na nodze
-Ale ja mam tylko na rękach
-No to na rękach- powiedziała kobieta iwzniosła oczy ku niebu.
-Dzięki, idę już, bo robi się późno-pojechał do swojego gabinetu i pierwsze co zrobił, to nałożył zaklęciezamrożenia czasu. Później zmienił nieco układ okien tak, by siedząc przy biurkupozostał w cieniu. Usiadł na wygodnym krześle i zaczął czytać życiorysykandydatów na szpiegów. Było ich tylko 7. Wyczarował sobie butelkę kremowegopiwa i zagłębił się w lekturze, która nie była zbyt interesująca. Otworzyłczwartą teczkę i zakrztusił się pitym właśnie napojem. To była teczka…Snapea!
-Ja pierdole…- mruknął i powrócił dolektury. Okazało się, że to właśnie on miał najlepsze kwalifikacje, więc Harryściągnął z gabinetu zaklęcie i dotknął swojego tatuażu, myśląc o StarymNietoperzu. Poczuł, jak miejsce pod jego ręką robi się ciepłe i był pewien, żezadziałało. Wyciągnął z szuflady maskę, wyciągnął się wygodnie w fotelu i czekał.
***
-…no i oni spadli z ławki, a ja myślałam, żeumrę!- Kuchnia domu przy Grimmuld Place zatrzęsła się od śmiechu. Tonksopowiadała właśnie, jak przyłapała Harryego na całowaniu się z Amy- A późniejwstali, otrzepali się i on wyskoczył z tekstem „Witam piękne panie w tym jakżecudownym dniu!” Po prostu o mało nie zemdlałam
-James mówił dokładnie to samo, kiedybyliśmy w szkole- wtrącił Lupin. Tylko jedna osoba nie przyłączyła się doogólnego śmiechu. Severus Snape siedział przy stole, popijając kremowe piwo.
-Severusie, wszystko w porządku?- Zagadałado niego Molly Weasley
-Tak. Nic mi nie jest. Ja…- w tym momenciepoczuł ból w nodze-…chyba już pójdę. Miałem ciężki dzień. Dobranoc- pożegnałsię i czym prędzej wyszedł. Znalazł jakiś zaułek, zmienił szaty i przeniósł sięprzed bramę Miasta. Jak najszybciej doszedł do budynku władzy i wjechał na 30piętro. Zapukał cicho i wszedł do gabinetu Helen
-Wzywałaś mnie, pani?- Zapytał. Tapopatrzyła na niego i uśmiechnęła się
-Nie. Ja już nie mam uprawnień. Piętro 125-mężczyzna skinął głową i wyszedł. Więc to ten nowy dzieciak go wzywał.
-„Ciekawe, czego ode mnie chce. I może udami się dowiedzieć, kim jest?”- Myślał w drodze na górę. Doszedł do drzwi, wziąłgłęboki oddech i zapukał. Drzwi otworzyły się, więc wszedł do mrocznegogabinetu.
-Witam, profesorze- rozmówca odezwał się wPiekielnym Języku. Pozostał ukryty w cieniu. Severus skinął głową i czekał
-Proszę usiąść, napije się pan czegoś?-Zapytał Harry uprzejmym głosem. Wiedział, że nauczyciel nie ma pojęcia, z kimrozmawia
-Poproszę szklankę wody- „Ognistejnajlepiej, bo na trzeźwo tego nie przeżyję”- dodał sobie w myślach.
-Tylko wody? Mam doskonałą, dwudziestoletniąwhisky. Może się pan skusi?- Nietoperz kiwną tylko głową i wziął do rękiszklankę bursztynowego płynu, która pojawiła się obok niego.
-Więc, czego ode mnie pan oczekuje?- Powiedziałuprzejmym tonem, próbując przedrzeć się przez mrok i dostrzec twarz chłopaka
-Proszę nie mówić do mnie pan, głupio się wtedyczuję- powiedział Harry
-Ale w końcu jest pan moim władcą- zdziwiłago ta reakcja
-Doprawdy profesorze, to, że jestem Księciemnie znaczy, że przestałem być zwykłym osiemnastolatkiem- chłopak wstał i wyszedłprzed biurko. Oparł się o nie i przyglądał oniemiałemu profesorowi- Tak jest owiele lepiej- uśmiechnął się, ale zaraz spoważniał- A teraz do rzeczy. Czytałempana dokumenty- podniósł z blatu teczkę- i chciałbym poprosić pana o…przysługę.
-Przysługę?- „Pewnie chce mnie wysłać namisję samobójczą”
-Chcę, żeby pan dla mnie szpiegował. Wiem,że szkolił się pan pod okiem wojownika ninja, więc nadaje się pan do tegonajlepiej
-Ale kogo miałbym szpiegować?- Zapytałzdezorientowany profesor
-Voldemorta- mężczyzna skrzywił sięlekko-i…Dumbledorea. Muszę wiedzieć, kiedy będzie szykowało się jakieś starcie.Muszę wiedzieć pierwszy. Zapewne wie pan, jaka jest misja Anioła Śmierci-popatrzył prosto w jego oczy
-Tak. Jak mam się z p…tobą porozumiewać?
-Proszę przywołać mnie w myślach w JęzykuPiekieł. Poczuję to i spotkamy się tutaj. Może pan być spokojny, nikt się niedowie. I prosiłbym, by nikt również nie dowiedział się, co pan dla mnie robi.Nie wie pan, kim jestem, więc z tym nie będzie problemu- czarnowłosy skinąłgłową i wypił swojego drinka
-Czy to wszystko?
-Tak- mężczyzna wstał
-Dowidzenia- wyszedł
-To był niezwykły dzień…- mruknął Harry iwrócił do Hogwartu. Musiał się wyspać.
*Wyglądałtak: (http://upload.wikimedia.org/wikipedia
/commons/e/e2/CalSamurai.gif), ztym, że był srebrny
Rozdział 13: Przygotowania doimprezy i ciężka przeprawa
Koniec września w Szkole Magii iCzarodziejstwa minął nadzwyczaj spokojnie. Pomijając kilka całkowicieniegroźnych kawałów (m.in. kilkakrotne podłożenie łajnobomb i kieszonkowegobagna braci Weasleyów, zmiana koloru włosów McGonnagal na żółty). Wszyscywiedzieli, kto się za tym krył: Paczka z Piekła Rodem. Nauczyciele stawali narzęsach, żeby ich złapać, ale nigdy im się to nie udało. Pierwszegopaździernika, w piątek postanowili wyrwać się z zamku. Dziś był środowy wieczóri właśnie byli w trakcie planowania
-Mam pomysł!- Na Harryego nagle spłynęłonatchnienie- A może wybierzemy się na weekend na Deaths Island?
-Świetnie! Zaprosimy kilku znajomych izrobimy popijawę!- Podchwycił szybko Erik
-Wspaniale!- Ucieszyła się Hermiona- To kogozapraszamy?
-Aurelię, Daniela, Helen, Victisa, Ludwiga ichyba tyle, nie?- Zaproponował Potter
-Ja jestem za- zgodziła się Amy, a Dave jejprzytaknął
-No to ustalone- uśmiechnęła się Hermiona-To ja z Amy skombinujemy jedzonko na trzy dni, Erik z Davem niech zajmą się…napojami-spojrzała znacząco na chłopaków, którzy uśmiechnęli się szatańsko
-A ja?- Zainteresował się Potter
-Ty zaproś wszystkich, przygotuj swój„domek” i załatw jakąś muzę- Harry skłonił się żartobliwie i zniknął w czarnymwirze, zanim dostał ciężkim tomem w głowę
-Palant- mruknęła Hermiona i uśmiechnęła sięszeroko- No, ekipa! Ruchy, ruchy!
***
Harry pojawił się przed bramą, przywołałczarną pelerynę i swoją maskę i ruszył do Mei Tou. Osoby, które mijał kłaniałymu się i spoglądały na niego z szacunkiem i lekkim strachem. On jednak niezwracał na to uwagi, tylko układał sobie plan działania. Wszedł do windy iwybrał 30 piętro. Po chwili znalazł się w dobrze mu znanym korytarzu. Sądząc poodgłosach, które uchwycił jego wyostrzony słuch, w gabinecie znajdowali sięDaniel, Helen i jakaś kobieta. Harry upewnił się, że jego maska jest na miejscui zapukał cicho do gabinetu poczym trochę za mocno pchnął drzwi, które walnęłyo ścianę.
-Przepraszam za drzwi, zaraz je naprawię-mruknął chłopak i machnął ręką. Dopiero teraz rozglądnął się po pomieszczeniu.Za biurkiem siedziała Helen, Daniel stał pod ścianą, a na krześle siedziała młodakobieta o długich, brązowych, kręconych włosach i orzechowych oczach. Wyglądałajak uosobienie niewinności. Obok stała dziewczyna chyba w jego wieku. Miała niesamowicieniebieskie oczy i długie blond włosy.
-Książę! Miło cię widzieć- uśmiechnęła sięHelen- Poznaj nasze znajome. To jest…
-Bezimienna i jej córka Isabel- przedstawiłasię szatynka i podała Harryemu rękę, którą ten musnął delikatnie ustami. Z jejcórką było to samo
-Miło mi. Przeszkadzam?
-Nie. Bardzo dobrze, że wpadłeś. Od dawnachcieliśmy, żebyś poznał panie- powiedział Daniel- A co cię do nas sprowadza?-Zainteresował się
-Chciałbym was zaprosić na trzydniowąwycieczkę krajoznawczą na Deaths Island. Panie również, jeśli zechcą zaszczycićmnie swoją obecnością
-Brzmi zachęcająco- uśmiechnęła się Helen- Zchęcią wpadniemy
-My również- skinęła głową Bezimienna
-To super. Tu macie szczegóły- podał im trzykawałki czarnego pergaminu z oficjalnym zaproszeniem i opisem współrzędnychgeograficznych wyspy- I może, jeśli mamy się razem bawić, to dobrze by było,gdybym pokazał swoją twarz- ściągnął maskę i przywrócił swoim włosom pierwotnywygląd- Harry Potter, miło mi
-Tego się nie spodziewałam- przyznałakobieta
-Ja cię znam!- Ocknęła się Isabel- Jesteś naszóstym roku, ja na siódmym, tyle, że ja byłam krukonką.
-Od razu wiedziałem, że już gdzieś cięwidziałem – uśmiechnął się chłopak- A teraz państwo wybaczą, ale mam jeszczekilka rzeczy do zrobienia. Dowidzenia- pożegnał się, założył z powrotem maskę i zniknął w obłoku czarnejmgiełki. Pojawił się tuż przed wrotami zamku Victisa. Wyciągnął przed siebierękę i po kilku sekundach szedł już ciemnymi korytarzami. Kiedy doszedł dodrzwi gabinetu, te otworzyły się przed nim na całą szerokość
-Wreszcie przypomniałeś sobie, gdzie mamchałupę- mruknął fioletowowłosy i zaatakował byłego ucznia mieczem. Harry wostatniej chwili zdążył się uchylić i przywołał swoją katanę. Walka byłazacięta, ale w końcu nauczyciel, używając podstępu, powalił Pottera
-Nieźle- mruknął i usiadł za biurkiem
-Nie wiedziałem, że u ciebie tak się witagości- uśmiechnął się Harry i również opadł na krzesło
-To co cię do mnie sprowadza?
-Chciałem zaprosić się na zwiedzanie mojejwyspy- powiedział chłopak
-Bardzo mi miło. A kiedy?- Uśmiechnął sięCetix
-W ten weekend. Początek w piątek wieczorem,koniec w poniedziałek rano
-A z jakiej to okazji?- Zainteresował sięmężczyzna
-Bez.Mamy ochotę się schlać
-A…nie, no oczywiście, że wpadnę. Możesz namnie liczyć
-Ok., tu masz namiary- podał mu kawałekpergaminu- Ja muszę lecieć resztę gości powiadomić- uśmiechnął się i zniknął wczarnym wirze. Pojawił się w dolinie w Alpach włoskich, skąd przeniósł się doholu Twierdzy Mrocznych Elfów. Szybkim krokiem ruszył do kwater zajmowanychprzez ojca Erika. Zapukał cicho i usłyszawszy zaproszenie wszedł do gustownieurządzonego salonu. Na kanapie siedział Ludwig, popijając wino
-Słucham?- Zwrócił się do Harryego. Dopieroteraz chłopak przypomniał sobie, że ma na twarzy maskę. Uśmiechnął się iściągnął ją jednym ruchem ręki- Harry? Po co ci ta maska?
-A…bo byłem w Mieście Mroku i nie chcę, żebyktoś wiedział, kim jestem. Chyba rozumiesz?
-Jasne
-Chciałem cię zaprosić na trzydniowąimprezę na Deaths Island, co ty na to?- Harry przeszedł od razu do rzeczy.
-Bardzo chętnie. Tylko daj mi namiary ipowiedz kiedy- uśmiechnął się czarnowłosy
-Tu masz współrzędne. Zaczynamy w piątekwieczorem. Ja muszę lecieć. Pa- podał mu kawałek pergaminu i zniknął w obłokuczarnej mgiełki. Pojawił się w taki sam sposób w gabinecie Aurelii
-Mógłbyś się nie pakować mi od razu dogabinetu?- Mruknęła kobieta na powitanie
-Sorry, ale lecę prosto z twierdzy i niewiedziałem, gdzie mogę się bezpiecznie pojawić, a twój gabinet jest straszniedaleko od nas- wyjaśnił chłopak
-W porządku. Coś się stało?- Uśmiechnęła sięAurelia
-W ten weekend urządzamy imprezę na JollyRoger. Wpadniesz?
-Z miłą chęcią. A kto jeszcze będzie?
-Nasza piąteczka, Lu, ty i trójka moichprzyjaciół z Miasta Mroku: Helen i Daniel Ereb i Victis Cetix. PonadtoBezimienna i jej córka, Isabel
-Ta Helen to ich władczyni, znamy się. A taBezimienna to od czarnych interesów- uśmiechnęła się nauczycielka- Jasne, żewpadnę.
-Ok. Zaczyna się w piątek wieczorem, tu masznamiary. Ja muszę lecieć, bo się robi późno. Postaram się nie natknąć naNietoperza- pożegnał się chłopak, spoglądając na zegarek, który wskazywał kilkaminut po północy- Dobranoc- Wyśliznął się z gabinetu i szybko, korzystając zcienia, przeszedł do ich kwatery. Dziewczyny już spały, a chłopaki grali wszachy. Szybko wziął prysznic i opadł na poduszki, by odpłynąć w krainę snu.
***
-Moi drodzy Śmierciożercy. Dawno się niewidzieliśmy- w ciemnej Sali na kamiennym tronie siedział niesamowicie bladymężczyzna z czerwonymi oczami- Mam nadzieję, że rekrutacja przebiega bezzarzutu- przez około dwudziestoosobowy krąg zamaskowanych postaci przetoczyłsię zgodny pomruk- Już niedługo wyślę część nowicjuszy na próbę. Severusie!- Zkręgu wystąpiła wysoka postać i padła na kolana przed mężczyzną- Co porabianasz miłośnik szlam i mugoli?
-Na razie zbiera siły, ale nie wie, co,Panie, planujesz. Ma również inne problemy- odparł Snape służalczym tonem
-Inne problemy?- Powtórzył Voldemort
-Tak. A raczej jeden i to spory. Pottera.Wymknął się spod jego kontroli, zbuntował się. Ma czwórkę przyjaciół i odsunąłsię całkowicie od Zakonu Feniksa. W szkole działa również Grupa z Piekła Rodem.Robią mnóstwo dowcipów, co strasznie irytuje Dumbledore, bo wszyscy domyślają,że to Potter, choć nikt nie może mu niczego udowodnić.
-Zaskoczyłeś mnie, mój przyjacielu-uśmiechnął się bladolicy- Nie spodziewałem się, że Złoty Chłopiec może nam wczymś pomóc. A może udałoby mi się przeciągnąć go na moją stronę? Kto wie?-Zastanawiał się- Dobrze, dziś to wszystko, możecie iść- rozległy się trzaskitowarzyszące teleportacji i po kilku sekundach w Sali pozostał tylko siedzącyna tronie mężczyzna. Myślał przez chwilę i również opuścił salę.
***
-Wstawać! Za chwilę śniadanie!- Amy iHermiona starały się obudzić swoich lokatorów
-Dobra, już wstaję. Wczoraj wróciłem popółnocy- jęknął Harry i zniknął w łazience. Po kilku minutach wyszedłcałkowicie ubrany i łazienkę zajął Erik. Po 10 minutach cała piątka weszła doWielkiej Sali.
-Wiecie co? Znudził mi się ten napis-powiedział cicho Harry, kiedy usiedli przy swoim stoliku.
-Mi też- stwierdził Dave i wyczarowałkawałek pergaminu. Napisał tam kilka słów i sprawił, że ten pojawił się tużprzed zdezorientowanym Snapem.
-Co tam napisałeś?- Zainteresowała sięHermiona
-Drogi profesorze. Zapewne zastanawia siępan, jak usunąć płonący napis wiszący nad stołem nauczycielskim. Otóż nicprostszego: wystarczy polać go sporą ilością wody. Z poważaniem Grupa z PiekłaRodem- wyrecytował chłopak. Cała piątka spojrzała z uwagą na Mistrza Eliksirów,który rozglądał się po sali. W końcu wstał i skierował strumień wody z różdżkina napis, który zniknął. Przy okazji cała woda ściekła na niczegoniespodziewających się profesorów, którzy podskoczyli wśród chichotówspołeczności uczniowskiej. Doszedł do nich również krzyk McGonnagal
-Severusie! Czyś ty zwariował?!- Piątkauśmiechnęła się złośliwie i skierowała swoje kroki do pokoju. OPCM mięlidopiero za godzinę.
-To jak wam wczoraj poszło?- Zainteresowałsię Harry
-My z Hermioną zamówiłyśmy jedzonko. Doodebrania w piątek o 14:30- zawiadomiła ich Amy
-My już wszystko przenieśliśmy na statek-uśmiechnął się Erik
-Wspaniale. Ja już wszystkich powiadomiłem.Oprócz tych, co ustaliliśmy zaprosiłem jeszcze Bezimienną i jej córkę. Dzisiajpo lekcjach lecę na Deaths Island żeby wszystko przygotować- uśmiechnął sięPotter- Mam zamiar…- przerwał nagle, bo przez otwarte okno wleciała niezwykła,czarna sowa. Przy nóżce miała jadowicie zieloną kopertę z pieczęcią,przedstawiającą węża wokół litery S.
-Co to ma niby być?- Zdziwił się Dave, kiedysowa upuściła list przed Potterem i odleciała.
-Nie mam zielonego pojęcia- chłopak rzuciłna przesyłkę kilka zaklęć i kiedy upewnił się, że nie jest ona obarczona żadnąklątwą zaczął czytać głośno:
Drogi Harry
Jesteś zapewne niezmiernie zdziwiony, że do ciebie piszę. Mam jednak nadzieję, że przeczytasz ten list iszybko dasz mi odpowiedź.
Doszły mnie słuch, że masz już dość Starego Dropsa. Mam wiecdla ciebie propozycję: zakopmy topór wojenny. Zemną możesz zajść wysoko. Wyżej, niż możesz sobie wyobrazić. Proponuję ci, byś został moją prawą ręką. W zamian zapewnię ci bezpieczeństwo. Jeśli zgodzisz się również wykonywać dla mnie skromnezadania, nie tknę również twoich przyjaciół. I copowiesz na taki układ? Wezmęcię pod swoje skrzydła i nauczę więcej niż wie przeciętny czarodziej.
Wiem, że cię zaskoczyłem, ale mam nadzieję, że twoja odpowiedź będzie pozytywna.
Lord Voldemort
-Czy to jest to co ja myślę?- Zapytałpoważnie Erik
-Tak. Dostałem zaproszenie do współpracy odLorda Voldemorta- odpowiedział Harry również poważnie i wszyscy wybuchligłośnym śmiechem. Tarzali się po podłodze chyba z pięć minut.
-Nie…no…trzymaj…cie mnie!- Krzyczał Potter-Trzeba to pokazać reszcie- przywołał telepatycznie Aurelię i trójkę zMiasta Mroku. Wszyscy pojawili się niemal jednocześnie
-Coś się stało?- Przestraszyła się Helenwidząc ocierających łzy nastolatków
-Przeczytajcie- Potter podał list Aurelii,która przeczytała go jeszcze raz głośno. Po kilku minutach śmiała się caładziesiątka
-Nie ma co, masz powodzenie- uśmiechnął się Daniel- Co masz zamiar z tym zrobić?
-Odpiszę mu- odparł Harry i przywołał czarnypergamin i czerwony atrament. Myślał chwilę i zaczął skrobać piórem. Podziesięciu minutach pracy zbiorowej odpowiedź wyglądała tak:
DrogiTomie!
Jest mi niezmiernie miło, że zaszczyciłeś mnie i zaproponowałeś coś, za co większość twoich piesków dałabysię pociąć i spalić.
Chciałbym ci pogratulować wywiadu. Owszem,nie służę już Dumbledoreowi, ale tonie znaczy, żezszedłem na złą drogę. Dlatego muszę ci z przykrością odmówić. Wiem, że to może być dla ciebie szok,ale przykro mi.
Zwyrazami (braku) szacunku,
HarryPotter
PS: Pozdrów Bellę i przekaż jej, że ona pierwsza pozna smak swojej krwi
-To co?Wysyłamy?- Na twarzy Pottera gościł diabelny uśmiech
-A możejeszcze jakaś mała klątwa?- Zaproponował Victis, kiedy Harry zapieczętowywał*list
-Z miłąchęcią- uśmiechnął się chłopak i nałożył na kopertę kilka uroków- Gotowe.Ciekawe tylko, jak ja mam…?- w tym momencie przez okno wleciała czarna sowa- Owilku mowa- podał jej przesyłkę, a ona wyleciała
-No dobra,ja muszę iść, za chwilę mam lekcje. Cześć- pożegnała się Aurelia
-My teżmusimy lecieć. Do zobaczenia w piątek- uśmiechnęła się Helen i po chwili wpokoju siedziała tylko piątka uczniów
-Zmywamysię. Za chwilę mamy OPCM- powiedział Erik, więc ruszyli pod klasę prof.Williams. Na lekcji wciąż mawiali wilkołaki i wampiry, co dla nich byłopiekielnie nudne. Pod koniec pierwszej godziny robienia notatek, Harryemuprzyszedł do głowy pomysł
-Trzebarozruszać to towarzystwo- mruknął do siedzących przed nim dziewczyn. Amy odrazu podchwyciła jego intencje
-Zadyma?-Potter tylko kiwnął głowa i przez resztę lekcji tłumaczył im swoją koncepcję.Kiedy zabrzmiał dzwonek szybkim krokiem ruszył do ich kwatery. Dotarłszy namiejsce zasyczał
-Vivian! Gdzie jesteś, gadzinko?- Spodfotela wysunął się wąż koralowy
-Czego? Przerwałeś mi drzemkę- odpowiedziałaniezbyt przyjaźnie
-Masz ochotę przestraszyć kilka dziewczyn?
-Z miłą chęcią- wpełzłamu na rękę i owinęła się wokół jego nadgarstka
-Najpierw rzucę na ciebie kilka zaklęć- chłopakzabezpieczył ją przed zaklęciami, urokami, rozdeptaniem i zgnieceniem- No, lecimy- szybko wrócił pod klasę idotarł tam akurat na początek drugiej godziny OPCM. Poczekali, aż lekcjarozpocznie się na dobre i Harry wypuścił Vivian, która popełzła środkiem klasysycząc wściekle. Dziewczyny szybko ją spostrzegły i zaczęły głośno piszczeć,ale najlepsza była reakcja nauczycielki. Oczy rozszerzyły jej się z przerażenia,a ona sama wskoczyła na biurko i zaczęła szlochać
-Zabierzcie ode mnie to pełzające paskudztwo! Nienawidzę węży!-Niektórzy próbowali oszołomić wężycę, ale tarcza jej właściciela działała bezzarzutu. W końcu Potter wyszedł na środek, machnął różdżką i Viv zniknęła (abypojawić się ja jego nadgarstku, ukryta pod rękawem). Tymczasem Hermiona i Amypodeszły do rozhisteryzowanej profesor i zaczęły ją uspokajać. Erik przywołałeliksir uspokajający i dolał go do gorącej herbaty, którą Dave podał roztrzęsionejkobiecie.
-Dziękujęwam- mruknęła Williams, kiedy doszła do siebie- Wasza piątka otrzymuje po 15punktów. Koniec przerwy! Wracać na miejsca!- Warknęła na koniec. Przyjacielebyli z siebie dumni. Nie dość, że udało im się urozmaicić nieco zwykłą lekcję,to jeszcze otrzymali za to punkty
-Pięknienam to wyszło- uśmiechnął się Erik, kiedy szli na Walkę Wręcz. Kolejne dwiegodziny przespali, siedząc pod ścianą sali treningowej. Aurelia wyciskała zklasy siódme poty, więc nikt nie zwrócił na to uwagi. Po obiedzie mięli jeszczezielarstwo, po którym zabrali się za odrabianie zadań domowych. Zajęło im tocałe dwie godziny.
-Mam dość-ziewnął Harry przecierając oczy
-Ja też.To co robimy?- Spytał Erik odkładając pióro
-My z Amymusimy wymyślić jakieś super kiecki na piątek, więc wybaczcie panowie- obiedziewczyny zniknęły w sypialni
-Ja lecęna Jolly Roger wszystko przygotować- powiedział Potter i zniknął
-A my? Copowiesz na mały trening? W Pokoju Życzeń?- Zaproponował Dave
-Zawsze iwszędzie- uśmiechnął się Erik
***
Harrypojawił się na statku, kiedy na Morzu Karaibskim był środek dnia. Od razurzuciła mu się w oczy ściana ze skrzynek pełnych butelek. Zaczął od porządków:usunął kurz (a było go dość sporo), wyczyścił okna, przygotował sypialnie izabrał się za rufę. Otoczył ją lampionami i ustawił ulepszoną czarami mugolskąwieżę. Wielkie głośniki ustawione były tak, by dawać najlepszy efekt stereo.Pod lewą burtą ustawił duży stół, a na środku pokładu dwie kanapy i kilka foteli.Był zadowolony z wykonanej przez siebie pracy, więc przeniósł się do ichkwatery w hogwarcie. Dochodziła północ i wszyscy już spali. On również wziąłszybko prysznic i położył się, by mieć jutro dużo energii. Na pewno mu sięprzyda.
Rozdział14: Pierwsze pojawienie się Anioła (Życia i) Śmierci.
-Wreszciekoniec- mruknęła Amy, opadając na fotel. Właśnie wrócili z obiadu i mięliwolne- Już myślałam, że te lekcje nigdy się nie skończą
-No dobra,mamy tylko godzinę na przygotowanie. My zajmujemy łazienkę- powiedziałaHermiona i wciągnęła dziewczynę Harryego do wyżej wymienionego pomieszczenia
-A my? Wczym idziemy?- Zapytał Potter
-Nie mampojęcia- mruknął Erik- W czymkolwiek
-Człowieku! Chyba żartujesz! Aaa…faktycznie, zapomniałem ci powiedzieć,że córka Bezimiennej chodzi do naszej szkoły, jest na siódmym roku- powiedziałHarry- Piękna blondynka, długie nogi i niebieskie oczy, co ty na to?
-Trzebabyło tak od razu- rozbudził się chłopak i podbiegł do szafy. Wyciągnął białąkoszulę i takiego samego koloru spodnie. Szybko się przebrał i stanął przedchłopakami- Może być?
-Ja bymdodał…- Harry podszedł do niego i wyszył mu na plecach koszuli czarnegosmoka-…smoczka
-Super.Teraz ja- David przyszedł po chwili w ciemnych jeansach, malowniczo wytartychtu i ówdzie i czarnej koszulce z krótkim rękawem i czerwonym napisem na piersi:„I’m intelligent youth”
-Jak dlamnie może być- uśmiechnął się Erik- Teraz nasz Książę
-Zamknijsię- mruknął chłopak i rzucił w przyjaciela poduszką. Po chwili namysłu wybrałczarne bojówki i czarną koszulkę z czaszką na plecach*. Na szyję założył kilkarzemyków (m.in. ten Mrocznych Elfów), a na ręce skórzane rękawiczki (bez palcówi z otworami na kostki). Podwinął rękawy do łokci i zamaskował dwie częścitatuażu od Szatana.
-Fajnie-stwierdził David, kiedy wyszedł z sypialni- Tylko te buciki…
-Co?-Zdziwił się Harry, patrząc na swoje ciemne adidasy
-Załóżglany- poradził mu Erik. Po tej zmianie było o niebo lepiej
-Mamygodzinę…- Dave spojrzał na zegarek-…14:20. Pozostaje nam tylko czekać na naszepiękne…- w tym momencie z łazienki wyszły oczekiwane dziewczyny. Chłopcomkopary opadły do ziemi
-Wow-wykrztusił Harry. Obie wyglądały niesamowicie. Hermiona miała na sobie czarnebiodrówki ze złotym, cienkim paskiem, fioletową, jedwabną tunikę i długi sznurzabawnych koralików. Do tego czarne adidasy i rozpuszczone włosy. Izniewalające spojrzenie ciemnych oczu. Ale Amy nie była jej dłużna. Beżowebojówki, podwinięte do kolan i biała, opięta bluzeczka ze złotym napisem „Pepper?No, thanks, I’m spicy enough!” niesamowicie podkreślały jej figurę.Ponadto miała proste, wycieniowane, ciemnobrązowe włosy do ramion z grzywkązawadiacko opadającą na oczy.
-I jak?-Zapytała niepewnie Hermiona
-Jak?Bosko- odparł Dave, który jeszcze nie do końca oprzytomniał
-No dobra,zbieramy się. My z Amy jedziemy po jedzonko, a wy na wyspę- wszyscyjednocześnie zniknęli. Chłopaki pojawili się na pokładzie Jolly Roger. Popięciu minutach przybyły dziewczyny z jedzeniem, które ułożyły na przygotowanymstole.
-Toczekamy na…- zaczął Potter, ale przerwało mu pojawienie się Ludwiga i Aurelii
-Cześć-przywitali się- Mam nadzieję, że się nie spóźniliśmy- po kilku sekundachprzybyła „delegacja” z Miasta Mroku.
-Witajcie-uśmiechnęła się Bezimienna
-Cześć-przywitała się nieśmiało Isabel. Erik był w stanie lekkiego szoku
-Zamknijusta, bo wyglądasz jak ryba wyciągnięta z wody- szturchnął go ojciec, brutalniesprowadzając na ziemię
-Cicho-mruknął chłopak i poszedł zagadać do blondynki. Impreza rozwijała sięnadzwyczaj kulturalnie i alkohol jakoś mniej wszystkich zmiękczał. Było mnóstwośmiechu z anegdot opowiadanych przez Aurelię, Ludwiga, Victisa i Bezimienną,która okazała się duszą towarzystwa. Ok. 22:00 w ruch poszła muzyka i zabawarozkręciła się na dobre. Wszyscy bawili się świetnie, więc zasnęli dopiero koło4:00.
Pierwszydoszedł do siebie Harry. Przeciągnął się delikatnie i pocałował Amy, któraspała oparta o niego.
-Hm…jakiemiłe powitanie. Możesz mnie tak budzić codziennie- otworzyła oczy, mrucząc jakzadowolona kotka
-Nie masprawy- uśmiechnął się czarnowłosy- Która godzina?
-Dochodzi15:00- odparła dziewczyna, patrząc na zegarek- Trzeba obudzić resztę. To idź poeliksir dla Demonów, a ja spróbuję ocucić elfy- Harry zasalutował i zniknął podpokładem. Po chwili wrócił, a Amy zdążyła obudzić już Erika, Davida i Ludwiga.
-Ciekawie to wygląda- stwierdził, stającobok przyjaciół i przyglądając się dość niezwykłemu „krajobrazowi”. Bezimienna,Isabel i Hermiona spały, oparte o siebie i burtę, oplecione tysiącami serpentynw sprayu (efekt „małej” bitwy), Daniel trzymał na kolanach Aurelię, a Victisależał przytulony do Helen.
-Doprawdy,rozkoszny widok- potwierdził Ludwig- No, trzeba ich ocucić- już po 10 minwszyscy, całkowicie rozbudzeni zasiedli do stołu
-To jakiemamy plany?- Spytał Victisa po skończonym posiłku
-A copowiecie na kąpiel w ciepłym morzu?- Zaproponował gospodarz
-A skądwiesz, że jest ciepłe? W końcu mamy początek października- chciała zagiąć goAurelia, ale tan tylko uśmiechnął się przebiegle
-Ale mamyrównież pewien złożony urok, dzięki któremu można kontrolować pogodę na pewnychobszarach-
-Aaa… totaki myk. W takim razie…kto ostatni w wodzie, ten szczur lądowy!- Krzyknęła,szybko zmieniła ubranie na strój kąpielowy (nie ma jak czary) i pobiegła wstronę burty. W ślad za nią ruszyła reszta
-Jakdzieci- mruknął Victisa i przyłączył się do zabawy
***
Lord Voldemortprzechadzał się niespokojnie po ciemnej komnacie, a echo jego kroków odbijałosię od kamiennych ścian. Z niecierpliwością czekał na odpowiedź od Harryego. Wkońcu usłyszał ciche pukanie
-Wejść!-Krzyknął. Do pomieszczenia weszła Bellatrix z czarną kopertą w dłoni
-Panie,przyszła poczta- uklękła przed nim na jedno kolano, podając mu przesyłkę
-Nareszcie- mruknął mężczyzna i czym prędzej złamał pieczęć. W tymmomencie jego ciało przeszył niewyobrażalny ból, jakby ktoś wrzucił go w ogień.Nie spodziewał się tego, więc krzyknął i upuścił kopertę, z której wypadłczarny pergamin, zapisany czerwonym jak krew atramentem.
-Cholernydzieciak- warknął podnosząc list. W miarę jak czytał, jego oczy tliły się corazwiększym gniewem
-Bella!-Krzyknął, ogarnięty furią
-Tak,panie?- Przestraszyła się Lestrang
-Jakśmiesz przynosić mi złe wiadomości!? Crucio!-Mury zamku zatrzęsły się od rozpaczliwego krzyku kobiety, który ucichł popięciu minutach, kiedy ta straciła przytomność. Wtedy Voldemort podszedł do jejbezwładnego ciała i dotkną Mrocznego Znaku na jej przedramieniu
-Zapłaciszza to, Potter- mruknął, wracając na tron
***
-Hm…uwielbiam słońce- stwierdziła Amy, kiedy całą gromadą wylegiwali sięna plaży. Nagle Harry poczuł, że jego znak na rekach staje się ciepły
-Snape cośzwęszył- powiedział i szybko zmienił swój wygląd
-Na pewnonie chcesz, żebyśmy poszli z tobą?- Upewniła się Aurelia
-Na pewno.Poradzę sobie- uśmiechnął się ponuro Potter i pożegnał się
-Bądźostrożny- upomniała go Amy
-Będę-obiecał i zniknął. Szybko przeszedł do Mei Tou. Pod drzwiami gabinetu zastałSnape.
-Witam,proszę wejść- powiedział chłopak, otwierając drzwi- Czego się pan dowiedział?-Przeszedł od razu do rzeczy
-CzarnyPan wpadł na „cudowny” pomysł, aby przeciągnąć Pottera na swoją stronę. Jakmożna się było tego spodziewać, otrzymał odpowiedź odmowną- zaczął sprawozdanieSnape- Strasznie się wściekł i wyżył się na tej fanatyczce, Bellatrix Lestrang.Później zwołał zebranie wewnętrznego kręgu i…
-Nodobrze, do sedna proszę- zniecierpliwił się Harry
-W odweciena Potterze zorganizował atak na rodzinę jego przyjaciela, Weasleyów. Nie wie,że chłopcy są od niedawna w dość napiętych stosunkach, co jednak nie zmieniafaktu, że dla Pottera ta rodzina dużo znaczy.
-Kiedy?-Zapytał od razu chłopak
-Dziświeczorem, ok. 22:00. Dziesięciu nowicjuszy na czele z Averym.
-Dobrzesię pan spisał, dziękuję- powiedział Harry, opadając na fotel- Czy to wszystko?
-Tak.Kiedy mam powiadomić Dumbledorea?- Zapytał Mistrz Eliksirów
-Sam gopowiadomię po akcji. Może pan już iść- Severus skinął głową i wyszedł, a Harryściągnął maskę i ukrył twarz w dłoniach. Nie był gotowy, by zabić. Owszem, byłznakomicie przeszkolony i potrafił utrzymać emocje z boku. Nie był tylko pewny,czy wytrzyma wyrzuty sumienia. Pogrążony w swoich myślach, ocknął się dopiero o20:00.
-Trzebawziąć się w garść- zdecydował. Ubrał czarne spodnie, białą koszulę i czarnąpelerynę z kapturem. Na plecach miał kołczan pełen zatrutych strzał i łuk.Katanę przypiął do pasa. Założył białe, jedwabne rękawiczki, włożył maskę,zarzucił na głowę kaptur i skierował się ku bramie miasta. Teleportował się doogródka Weasleyów i zapukał do drzwi. Po chwili w małej szparze pojawiła się częśćtwarzy Billa
-Kimjesteś i czego chcesz?- Zapytał chłopak
-Jestemwaszym przyjacielem i przyszedłem was ostrzec- odparł po prostu Harry
-A skądmam wiedzieć, że nie jesteś Śmierciożercą?- Zapytał tamten podejrzliwie. Potterpokazał mu swoje przedramiona z zamaskowanymi znakami przynależności do Demonów
-Nie mamMrocznego Znaku i nie służę Voldemortowi- to, że użył jego imienia ostatecznieprzekonała Billa, który po chwili namysłu wpuścił go do kuchni. Z salonudobiegały radosne głosy- Wszyscy są w salonie?- Upewnił się Harry, a mężczyznaskinął tylko głową. Ich wejście wywołało niezwykłą reakcję: pani i pan Weasleywpatrywali się w niego szeroko otwartymi oczami, Lupin, Moody i Tonks poderwalisię na nogi z wyciągniętymi różdżkami, a Snape patrzył na niego z lekkimzainteresowaniem
-Kimjesteś?- Warknął Moody, a Harry błogosławił fakt, że pomyślał, by zabezpieczyćmaskę przed jego magicznym okiem
-Jestemprzyjacielem. Opuśćcie różdżki, przyszedłem was ostrzec- powiedział chłopakspokojnie i telepatycznie połączył się z Mistrzem Eliksirów
-„A co pan tu robi?”
-„Zostałem zaproszony na herbatkę”- odparłmężczyzna i popatrzył na swojego władcę jak największe niewiniątko. Taknaprawdę, to chciał na własne oczy zobaczyć, na co go stać
-Przed czym ostrzec?- Zapytał pan Weasley
-Dzisiaj o22:00 nastąpi atak skierowany na was. Zostaniecie w tym pokoju- Potterzabezpieczył go kilkoma zaklęciami, by nikt nie mógł się z niego wydostać anido niego wejść- Jest za pięć dziesiąta, więc ja się na razie pożegnam- zniknąłw obłoku czarnej mgiełki, by pojawić się w ogródku. Nie zauważył, że w okniesalonu stoją wszyscy zgromadzeni w Norze. Rozłożył skrzydła, które miały byćelementem zaskoczenia i chwycił w rękę łuk. Dokładnie o 22:00 nocną ciszęprzerwała seria trzasków i przed Harry aportowało się 16 zamaskowanychŚmierciożerców. Na samym przedzie stał Avery, który niezwykle zdziwił się nawidok skrzydlatej postaci z łukiem w ręku
-Kim ty,do cholery jesteś?- Zapytał wyjmując różdżkę
-KsięciemCiemności- odparł po prostu Harry, sięgając po strzałę- i waszą zgubą- dodał,posyłając w błyskawicznym tempie pierwsza strzałę prosto w serce jakiegośmężczyzny. Później wszystko potoczyło się błyskawicznie. Kiedy padło pierwszychpięciu nowicjuszy, założył łuk na plecy i chwycił za katanę. W jego stronęleciały różne zaklęcia, ale on albo je odbijał (po to miecz był wzmocniony)albo po prostu ich unikał, w czym niezwykle pomocne były wyostrzone zmysły ikocia zwinność. Unik, cios, tępy odgłos upadającej głowy, strumień krwi,kolejny atak, jakiś mężczyzna opada na ziemię, a jego wnętrzności obok niego.Śmierciożercy byli tak porażeni brutalnością Księcia, że stali się dużoprostszymi przeciwnikami. Kiedy na polu walki pozostało już tylko pięciu przeciwników,Harry wbił miecz w jakieś nieruchome ciało i walczył wręcz. Cios w żebra,krwawa piana wyciekająca z ust i nosa jakiejś kobiety, nasada dłoni łamiącakrtań, mały sztylet wbity w oko Averyego, przebijający jego mózg, szybki obrót,odgłos łamanej kości podudzia i krótki krzyk kobiety.
-Kimkolwiek…czymkolwiek jesteś, nie zabijaj mnie!- Krzyknęłarozpaczliwie, kuląc się na zimnej ziemi
-Nie mamtakiego zamiaru- odparł spokojnie Potter bezbarwnym głosem, nachylając się kuniej- Przekaż to swojemu panu z pozdrowieniami od Księcia Ciemności- podał jejzapieczętowaną** białą kopertę. Ta tylko skinęła głową i deportowała się zcichym trzaskiem. Potter wziął miecz i wrócił do Nory, uprzednio ściągając zniej zabezpieczenia. Kiedy wszedł do salonu, nikt się nie odzywał. Pani Weasleykurczowo ściskała dłoń męża, siedząc obok niego na kanapie, Bill obejmowałTonks, niesamowicie blady Lupin siedział na fotelu, Moody stał pod zasłoniętymoknem, a Snape przyglądał mu się z lekkim strachem i dużą dozą szacunku.
-PanieSnape, proszę powiadomić Dumbledorea- powiedział Harry, machinalnie usuwająckrew z ubrania. Mistrz Eliksirów skinął głową i czym prędzej wyszedł. Tuż przeddomem zniknął, by pojawić się przed bramą Hogwartu. Szybko przebiegł przezpusty zamek i wpadł bez pukania do gabinetu dyrektora
-Severusie! Co to za pora na odwiedziny?- Zdziwił się starzec. W foteluprzed biurkiem siedziała profesor McGonnagal.
-Był atak-wydyszał Snape, a oni poderwali się z krzeseł
-Gdzie?-Zapytał szybko Dumbledore
-DomWeasleyów- Minerwa zakryła sobie usta dłonią, a dyrektor przygotowałświstoklik, którym cała trójka przeniosła się na miejsce bitwy. Kiedy zobaczylistertę zmasakrowanych ciał, zebrało im się na wymioty. Do tego ten okropnyzapach
-O mój Boże…-szepnęłaMcGonnagal
-Kto tozrobił?- Zapytał dyrektor
-Czeka wsalonie- powiedział Snape i poprowadził ich do pomieszczenia. Harry stał najego środku i jakby nigdy nic czyścił miecz czarną, jedwabną chusteczką.
-Witamdyrektorze- przywitał się
-Kim panjest?- Zapytał ostro starzec
-To niejest ważne- powiedział chłopak ukrywając skrzydła
-Ja jednaknalegam, by ściągnął pan maskę- nie ustępował Dumbledore
-Nie-powiedział po prostu Potter
-W takimrazie, gdzie są pańscy towarzysze?- Zmienił taktykę dyrektor
-Jacytowarzysze?- Zdziwił się Książę. Takiego pytania się nie spodziewał, ale szybkozorientował się, do jakiego wniosku doszedł jego rozmówca
-Ci,którzy pomogli panu…odeprzeć Śmierciożerców- wyjaśnił Dumbledore. Na to Harry wybuchnąłcichym, zimnym, a jednak smutnym śmiechem
-Jest panw błędzie, panie Dumbledore. Nie było żadnych towarzyszy, chyba, że ma pan namyśli jego- wysunął lekko miecz z pochwy- Ma pan jeszcze jakieś pytania, czykończymy to przesłuchanie?- Spoważniał nagle. Wszyscy wpatrywali się w niego zmieszaniną lęku i podziwu
-Jeszczetylko chwila- zapewnił go dyrektor- Skąd pan wiedział o ataku?
-Mambardzo dobrego szpiega- odparł Harry- Muszę już iść- zrobił krok w kierunkuDumbledorea, uśmiechnął się złośliwie i zapytał cichym głosem- Posprzątacie,czy sam mam się tym zająć?
-Dziękujemy, damy sobie radę- powiedział Dumbledore- A może się panjednak przedstawi?
-Upartypan jest. Ale dobrze, jeśli tak panu zależy, to nazywają mnie KsięciemCiemności. Dowidzenia- nie zważając na nic, zniknął w obłoku czarnej mgiełki.
-Boże…ktoto był?- Zapytała MsGonnagal
-Właśnie,Alastorze, udało ci się dostrzec jego twarz?- Zapytał dyrektor, a Snapemimowolnie wstrzymał oddech.
-Nie.Zablokował moje oko. Cwana bestia- odparł były Auror zawiedzionym głosem- To corobimy?
-Trzebazawiadomić Ministerstwo. Severusie?- Snape skinął głową i wyszedł- Mówimyprawdę- po kilku minutach do salonu weszło trzech bladych aurorów. Rozpoczęłasię żmudna procedura.
***
-Panie…-do komnaty wszedł nieśmiało Glizdogon, pochylony w pozie całkowitej uległości- Wróciłajedna z kobiet, wysłanych do akcji przeciwko Weasleyom. Ma złamaną nogę,dopiero ją wyleczyliśmy, ale krzyczy, że musi się z Panem widzieć
-Dobrze,przyprowadź ją -mruknął Voldemort. Już od pewnego czasu denerwował się, że jegooddział jeszcze nie wrócił
-Witajpanie- do komnaty weszła niska brunetka z brązowymi oczami
-Witaj.Dlaczego wróciłaś? Gdzie jest reszta? Co z zadaniem?- Zapytał od razu Lord
-Panie…wszyscy nie żyją- wydukała kobieta, a łzy pociekły jej popoliczkach
-Co?!-Krzyknął Voldemort- A dlaczego ty przeżyłaś? Uciekłaś?
-Nie…Onmnie przysłał
-Jaki On?
-Ten któryzabił resztę. Książę Ciemności. Ale wyglądał jak Anioł, miał czarne skrzydła,ciemne włosy, srebrną maskę, szybki łuk i ostry miecz- wyliczyła nieprzytomnym głosem-Anioł…- powtórzyła- ale Śmierci. Próbowaliśmy go zabić, ale unikał albo odbijałwszystkie nasze zaklęcia
-Chceszpowiedzieć…-zaczął spokojnie Lord-…że jeden mężczyzna zabił w pojedynkę 15wyszkolonych Śmierciożerców i uszedł z życiem?- Upewnił się, a jego oczyzalśniły groźnie
-Tak…ikazał mi przekazać to Waszej Wysokości- podała mu białą przesyłkę. Voldemortzłamał pieczęć, a z koperty wypadło jedno, czarne pióro
-Wynośsię- warknął w stronę kobiety, podnosząc pióro. Ta szybko wybiegła z sali,bojąc się, że jej pan zmieni zdanie- Dopadnę cię, Książę- szepnął Voldemort ijednym ruchem ręki podpalił pióro- Jeszcze się policzymy.
*Oto ta czaszka-http://www.dauntlessprivateers.com/
images/Jolly%20Roger.gif
Rozdział15: Ponowne pojawienie się Grupy z Piekła Rodem
Harrywrócił do gabinetu, zrzucił maskę, odłożył broń i usiadł na podłodze. Musiałsię wyciszyć, uspokoić rozszalałe myśli. Po 15 min. zaczął unosić się 3 stopy nad ziemią. Nawetnie zauważył, kiedy do jego gabinetu wpadli wszyscy jego najbliżsi przyjaciele:Amy, Dave, Erik, Hermiona, Aurelia, Helen, Daniel i Victis. Ocknął się dopiero,kiedy jego dziewczyna położyła mu rękę na ramieniu. Spojrzał na nich pustymwzrokiem i bez słowa wziął do ręki butelkę Ognistej Whiskey, którą podał muVictis. Po kilku głębszych łykach zaczął mówić. Oni nie pytali, ale Harrychciał to z siebie wyrzucić, jak jakąś truciznę. Słowa popłynęły jak górskistrumień, a Potter cieszył się, że mu nie przerwano. Kiedy skończył, zapadłaprzytłaczająca cisza.
-Nie ważsię teraz obwiniać. Oni bez mrugnięcia okiem zabiliby ciebie, twoją rodzinę,przyjaciół- przywołała go do porządku Aurelia- I nie maż się, bo nie byłbyśgodzien nosić tytułu Księcia Ciemności.
-Łatwopowiedzieć- mruknął chłopak, podchodząc do swojego miecza- Kiedy walczyłem, toczas jakby stanął w miejscu. Wszystko widziałem w zwolnionym tempie. Ruchnadgarstka, gasnące oczy, ostatni spazmatyczny oddech, strumień krwi. Pamiętamwszystko dokładnie: odgłos ostrza przecinającego ciało, zapach krwi, ciepłoczerwonej mazi na mojej twarzy, dźwięk głowy upadającej na ziemię,trzaskających kości- ukrył twarz w dłoniach, a Amy przytuliła go do piersi, jakmałego chłopczyka.
-To niebyła twoja wina- powtórzyła- Oni sami wybrali ten los- to jednak niepowstrzymało łez, które cisnęły się mu do oczu. Płakał ostatni raz w życiu. Tobyły jego ostatnie łzy. Po chwili otarł twarz, przytulił Amy i powiedział
-Macierację. Muszę być silny
-Chodźcie,wracamy- powiedział Dave. Wrócili do Hogwartu i nie poruszając drażliwegotematu poszli spać.
***
-Albusie!Nareszcie jesteś!- Krzyknęła na jego widok Hestia Jones- Może powicie, co siętak właściwie stało?
-Usiądźcie- powiedział starzec zmęczonym głosem. Państwo Weasley, Bill,Lupin, Moody, Tonks, McGonngal i Snape zasiedli do stołu, obok reszty członkówZakonu Feniksa.
-No, więcjak wiecie był atak na Weasleyów- zaczął mówić Lupin- Ale najdziwniejsze jestto, że…a z resztą może sami to obejrzycie- spojrzał na Dumbledorea, któryprzywołał myślodsiewnię. Remus strząsnął do kamiennej misy srebrzystą nić iwszyscy zgromadzeni w pomieszczeniu (oprócz Snapea, Weasleyów, Tonks, Moodyegoi Lupina) dotknęli niezwykłej substancji i zniknęli. Pojawili się po kilkunastuminutach i prawie wszyscy byli bladzi.
-Widzieliścieto?- Zapytała Natalie Escudo- To co zrobił, było straszne i niezwykle brutalne,ale sposób w jaki to zrobił było sztuką…to jest artysta
-Nie wiem,czy zmasakrowanie 15 Śmierciożerców można nazwać sztuką- odparła suchoMcGonnagal
-Nazywajcie to jak chcecie. Jak dla mnie to po prostu była rzeź-zakończył sprawę Lupin- A widzieliście, czym on walczył?
-Najpierwłuk i zatrute strzały, później miecz, a na końcu walka wręcz- wyliczałDumbledore
-To niebył zwykły miecz- zauważył Snape- To katana. Najostrzejszy,najniebezpieczniejszy, najostrzejszy miecz. Miecz samuraja, który jednym ciosemmoże przeciąć ciało na pół. Tylko ktoś doświadczony może się nim posługiwać.Widziałem kiedyś osobę, która przez przypadek pozbawiła się nogi
-Myślicie,że mógł być japończykiem?- Zapytał Vincent Cannon
-Wykluczone-zaprzeczyła Tonks- To był około dwudziestoletni, dobrze zbudowany białymężczyzna. Sądząc po akcencie, rodowity Anglik. Niewątpliwie czarodziej, alenie jestem pewna, czy człowiek.
-Właśnie-wtrącił się Bill- Te skrzydła, kocia zwinność. Tego nie da się wyćwiczyć. Możeto jakaś rasa magiczna? Wampir? Elf? Nie mam pojęcia- opuścił ręce w geściebezsilności
-A wiesz,że z tym wampirem to możesz mieć rację?- Ożywił się Dumbledore i strząsnąłzapamiętany obraz Harryego do myślodsiewni- Jakby się przyjrzeć, to ma lekkowydłużone kły
-To niejest dowód- zaprzeczył Snape- Niektórzy ludzie też tak mają. Chciałbym móczobaczyć jego oczy
-A po co?-Zdziwiła się Tonks
-Niektórerasy, np. elfy, wampiry mają niezwykłe oczy. Elfy mają pionowe źrenice, awampiry czerwone tęczówki
-Rzeczywiście, to mógłby być dowód
-A moimzdaniem- wtrąciła się Natalie- To nasza dyskusja jest bez sensu. Niewidzieliście, że On chciał zachować anonimowość? I za tysiąc lat, jeśli Onsobie tego nie będzie życzył, nie poznamy jego tajemnicy
-Zgadzamsię- przytaknął Snape
-Niestety,muszę przyznać wam rację- stwierdził smutno dyrektor- Chodźmy do domów- wszyscyw milczeniu wrócili do domów i choć zbliżała się 3:00 w nocy, to niekt z nichnie mógł zasnąć.
***
-Harry!Wstawaj, już po siódmej, nie wyrobisz się na śniadanie- Hermiona budziłaswojego przyjaciela
-Jużwstaję- mruknął chłopak i powlókł się do łazienki. Wyszedł całkowicie ubrany po15 min. Wszyscy czekali na niego w salonie
-Następnymrazem położysz się wcześniej i nie będziemy na ciebie musieli czekać- upomniałago Amy, całując w policzek
-Alboobudzimy cię za pomocą wiadra z wodą…niekoniecznie ciepłą- powiedział Erik, alezostał zgromiony morderczym spojrzeniem Pottera-To chodźcie na to śniadanie
-Hermiono,dalej prenumerujesz Proroka?- Zapytał Harry, tuż przed wejściem do WielkiejSali.
-Tak. Aco? Jesteś ciekawy, czy napisali coś o wczorajszym?- Upewniła się dziewczyna
-Patrzcie,Weasleyowie już wiedzą- Erik wskazał głową rodzeństwo gorączkowo rozmawiającenad zwitkiem pergaminu
-Patrzcie!Leci gazeta- kiedy usiedli przy stoliku, podleciała do nich mała płomykówka.Hermiona czym prędzej odebrała gazetę i rozłożyła ją
-Maszpierwszą stronę- pokazała im zdjęcie zmasakrowanych ciał, a obok portretpamięciowy Harryego
-Nieźlewyszedłem- stwierdził chłopak- Czytaj na głos
Aniołmasakruje oddział Śmierciożerców
Wczoraj, około godziny 22:00 miał miejsceatak na dom Weasleyów, szanowanej rodziny czarodziejów. W chwili pojawienia sięŚmierciożerców, w mieszkaniu obecni byli: Artur i Molly Weasley, ich syn, Billoraz przyjaciele: Nymphadora Tonks, Remus Lupin oraz Severus Snape. Nie byłoofiar śmiertelnych, nie licząc atakujących. Ale sprawa jest niezwykle złożona,mówią aurorzy w Ministerstwie Magii.
Wczoraj, około godziny 21:40 do drzwi domuWeasleyów zapukał zamaskowany mężczyzna w czarnej pelerynie i srebrnej masce(portret pamięciowy na pierwszej stronie), niebędący jednak Śmierciożercą. Przedstawiłsię jako Książę Ciemności i został wpuszczony do środka. Tam ostrzegł rodzinę ozbliżającym się ataku i nieznanym zaklęciem uwięził ich w salonie. Sam udał siędo ogrodu, gdzie oczekiwał przybycia Śmierciożerców. Oto relacja pewnegoaurora, który miał okazję obejrzeć wspomnienia świadków:
-Nagle nie wiadomo skąd wyrosły mu skrzydła.Wielkie, opierzone i czarne jak smoła. Chociaż było ciemno, to lampy ogrodowerzucały odpowiednio dużo światła. Nagle pojawiło się 16 Śmierciożerców. Coś tampowiedzieli, na co ten Książę błyskawicznie chwycił za strzałę i zabiłpierwszego z nich. Później wszystko potoczyło się tak szybko…najpierw używałłuku, później chwycił za miecz, katanę. Śmierciożercy próbowali się bronić, alenie mięli szans. I to było najgorsze. On dosłownie ich zarzynał. Kilku pozbawiłgłowy, innych przecinał na pół…wszędzie było pełno krwi. A później wbił miecz wleżące na ziemi ciało i walczył wręcz. Z dziecinną łatwością łamał im kości. Aostatniemu tylko złamał nogę, podał mu albo jej, jakąś kopertę i odesłał zpowrotem- mężczyzna nie krył emocji. Ciała zostały zidentyfikowane i spalone.
Próbowaliśmy skontaktować się z AlbusemDumbledorem, który, jak wiemy, został wezwany przez Księcia po zakończonejbitwie, jednak tan uchyla się od komentarza. Cóż, może wreszcie znalazł sięktoś, kto zapewni czarodziejskiej społeczności bezpieczeństwo? Może to początekkońca Sami- Wiecie- Kogo? Tego nie wie nikt. Wiemy jednak, że ten Anioł, choćbrutalny, zna się na rzeczy. I, co najważniejsze, jest po naszej stronie. Jeszcze.
Alan Rickman
-Niezłe- przyznał Dave- Mam tylko nadzieję,że nie zaczną cię wielbić pod niebiosa, bo mogą się na tym przejechać
-Ha, ha bardzo śmieszne- mruknął ironiczniePotter.
-Drodzy uczniowie- powstał Dumbledore, a nasali zaległa cisza- Mam przyjemność powiadomić was, że w tym roku odbędą sięszkolne rozgrywki w Quidditchu. W rywalizacji wezmą roczniki od III do VI.Każdy rocznik będzie miał jedną drużynę. Wybór zawodników i kapitanaprzeprowadzi drogą eliminacji pani Hooch. I tak:
-rocznik III dzisiaj o 10:00
-rocznik IV dzisiaj o 15:00
-rocznik V jutro o 10:00
-rocznik VI jutro o 15:00.
Chętnychproszę o stawienie się z własnymi miotłami na szkolnym boisku. To wszystko-usiadł i natychmiast rozbrzmiał chór ożywionych głosów
-No, wreszcie drops wymyślił coś sensownego-uśmiechnął się Erik- To co, Dave, zgłaszamy się?
-Żartujesz sobie? Dwaj najlepsi pałkarze wtej spelunie mieliby się nie zgłosić?- Wszyscy zaśmiali się serdecznie- A ty,Książątko?
-Nie mów tak do mnie- uprzedził go Potter izaczął naśladować głos przyjaciela- Żartujesz sobie? Najlepszy szukający w tejspelunie miałby się nie zgłosić?- To również wywołało wybuch śmiechu- A wy,dziewczątka?
-Taa…jasne, już lecimy- zaironizowała Amy-Pod warunkiem, że będziemy lecieć we dwójkę na jednej miotle
-Idziemy?- Zapytał Erik
-Jasne. A gdzie?- Zapytał Potternieprzytomnie
-Do pokoju, a gdzie?- Po kilku minutachzasiedli w fotelach- To co robimy?
-A może wybierzmy się na zwiedzanie zamku?-Zaproponowała Amy- W końcu do Mapy Huncwotów dodaliśmy dopiero dwapomieszczenia. A i przydałoby się to wszystko podpisać
-Kochanie…jesteś cudowna- zachwycił sięPotter i cmoknął swoją dziewczynę w usta
-No gołąbeczki, idziemy- uśmiechnął się Eriki zrobił szybki unik przed lecącą w niego poduszką- Przyjaciela?! Poduszką?!Zaraz ci pokaże…- tak właśnie rozpoczęła się bitwa na poduszki. Po pięciuminutach wszędzie walały się pióra, a przyjaciele przerzucili się na ciężkąartylerię, czyli polewy do lodów. Harry miał czekoladową, Amy truskawkową, Eriktoffi, David agrestową, a Hermiona śliwkową.
-Co wy tu…?- Krzyknęła Aurelia, ale nawstępie oberwała ciemnobrązowym strumieniem, przed którym uchyliła sięHermiona- Czekajcie…- szybko wyczarowała sobie butelkę polewy advocat i ruszyław wir walki. Po kolejnych 15 min. wyczerpani padli na podłogę pokrytą pierzemposklejanym słodką mazią w niezidentyfikowanym kolorze
-Jesteśmy nienormalni- stwierdziła Hermiona
-Racja- przytaknął Harry- My jesteśmy jedynyw swoim rodzaju
-A co z Grupą z Piekła Rodem? Z Diabełkami?Czyżbyście zawiesili działalność?- Zapytała Aurelia
-Nie. A co?- Zainteresował się Erik
-Co powiecie na małą akcje? Ale najpierwtrzeba wam wybrać pseudonimy „artystyczne”
-Z tym nie będzie problemów…ha, ha, ha,przestań wariacie, ludzie patrzą!- Zachichotała Amy, ponieważ Harry (a raczejjego usta) dobierał się do jej oblepionej czekoladą szyi. Chłopak zrobił minędziecka, któremu zabrano zabawkę, ale spełnił prośbę dziewczyny
-Ja mam pomysł na Mionkę- zgłosił Dave- Przedchwilą wmówiła mi, że razem nacieramy na Pottera, a ona wzięła mnie od tyłu…-wszyscy zaśmiali się głośno, a chłopak dołączył do nich, kiedy zrozumiał jak tozabrzmiało- Nie tak jak myślicie. To jest normalna Modliszka
-Mi się podoba- uśmiechnęła się Hermiona ipocałowała chłopaka w policzek. Ten spojrzał na nią zdziwiony- Na przeprosiny
-Teraz moja pani- zapalił się Potter-Piękna, ale potrafi pokazać pazurki. Moja Różyczka
-Tak właśnie mówiła o niej Emma, podczasszkolenia w Twierdzy- przyznała Aurelia- A o Eriku wszyscy mówili…
-Cień- dokończył Dave- Bo zawsze pojawiałsię niewiadomo skąd. A ja?
-Biały- odparła natychmiast Hermiona izmrużyła zalotnie oczy- Przez twoje boskie kłaczki
-Bardzo śmieszne- mruknął chłopak, ale samuśmiechnął się półgębkiem
-A nasze Książątko?- Zapytał Erik
-Nie mów tak do mnie- warknął Harry i posłałmu jedno ze swoich najbardziej mrocznych spojrzeń
-Odpowiedź nasuwa się sama- wzdrygnął sięCień- Szatan we własnej osobie
-Miło mi- skłonił się Potter- To co z tąakcją?
-A może najpierw doprowadzimy to miejsce…-Aurelia dotknęła swoich posklejanych włosów-…i siebie do porządku?
-Jestem za- uśmiechnęła się Amy i szybkozajęła łazienkę dla dziewczyn. Po 15 min chłopcy uporali się ze sprzątaniem iteraz oni poszli się umyć i przebrać
-To macie jakieś propozycje?- Zapytał Harry,ostatni wychodząc z łazienki. Był w samych bojówkach i wycierał włosyręcznikiem
-Potter…jakie ty masz apetyczne ciałko-uśmiechnęła się Aurelia złośliwie
-Nieprawdaż?- Zarumieniła się lekko Amy,patrząc pożądliwie na swojego chłopaka
-Oj, nie patrz tak na to ciacho, bo zaraz jeschrupiesz- zażartowała Hermiona.
-Ja protestuje!- Powiedział Potter,wkładając koszulę- Nie chcę być traktowany przedmiotowo!
-Ale Stary! Określenie „ciacho” to udziewczyny największy komplement- szepnął do niego teatralnie Dave, a wszyscyzaśmiali się cicho
-No dobra, mam taki pomysł- zaczęła Aurelia-ale do tego potrzebna będzie znajomości w kuchni
-Nie ma sprawy, mam znajomego skrzata-zgłosił się Harry
-To słuchajcie…- kobieta szczegółowowyjaśniła im, o co chodzi i zabrali się do jego realizacji. Tuż przed porąobiadu weszli do Wielkiej Sali (Aurelia oddzielnie) i spokojnie zjedli posiłek,jakby nigdy nic. Czekali na deser. W jednym momencie przed każdym z uczniów (inauczycieli) pojawiło się puszyste, apetycznie wyglądające ciasto. Wszystkobyłoby normalne, gdyby nie czarna chorągiewka wetknięta w każde z nich. Był naniej czerwony napis: „Prezentod Szatana, Róży, Białego, Modliszki i Cienia. Smacznego życzy Grupa z PiekłaRodem”. Jedynymi,którzy „zwęszyli” podstęp byli Snape i Aurelia. Oboje jednocześnie wskoczylipod stół. W ostatniej chwili, bo każde z ciast wybuchło, opryskując właścicielastrumieniem kremu czekoladowego
-Co to ma być!- Amy i Hermiona, podobnie jakwielu innych, zerwały się ze swoich miejsc ocierając twarz
-Zabiję Ich!- Krzyknął Potter i wybiegł zsali. Wszyscy spojrzeli na Amy, która z doskonale ukrywanym przerażeniemkrzyknęła do reszty paczki
-On naprawdę może Im coś zrobić!- I puściłasię pędem za swoim narzeczonym.
-Hermiona…jak ty pięknie wyglądasz-zachwycił się Dave i cmoknął ją w policzek- Hm…i jak pysznie smakujesz
-Nie zapędzaj się, kochanie- powiedziała doniego dziewczyna i wyszła
-Cześć chłopaki- podeszła do nich Isabel,przeczesując posklejane włosy- Nie wiecie, kto stoi za tymi ciastami?
-My?- Zdziwili się chłopcy jednocześnie-Idziesz do nas?- Zaproponował Erik nie kryjąc nadziei
-W sumie nie mam teraz nic lepszego doroboty- uśmiechnęła się blondynka- Prowadźcie.
Rozdział 16: Sprawdzian i pierwszytrening
-Macie miotły?- Zapytała po raz kolejny pani Hooch
-Tak- odparli uczniowie znudzonym głosem
-Jak jeszcze raz o to spyta to walnę ją tąmiotłą- mruknął Harry do stojących obok niego Erika i Davida
-Najpierw poproszę do siebie kandydatów nastanowiska ścigających- sprawdzian polegał na przeleceniu kilku kółek wokółboiska (żeby sprawdzić, czy kandydaci w ogóle potrafią poruszać się namiotłach) i próbowaniu strzelić nauczycielce jak największą liczbę goli.Ścigającymi zostali Ernie McMillan, Dean Thomas i była Ślizgonka, Marta Greek,która nie była wcześniej w drużynie, ponieważ miała na pieńku z Malfoyem. Późniejwybrano obrońcę, którym została Hanna Abbot, po zaciętej walce z Ronem. Kiedyprzyszła kolej na pałkarzy, ostatni do egzaminu podeszli Erik i Dave
-Pojedynczo proszę- zwróciła się do niechnauczycielka
-Ale my jesteśmy w pakiecie- powiedziałErik, a wszyscy, którzy to usłyszeli zachichotali cicho
-Jak to w pakiecie?
-Gramy razem albo wcale- wyjaśnił Dave
-No…dobrze, na miotły- chłopcy wykonalipolecenie i wykonali przedstawione im zadania. Ponadto pokazali kilka swoichpopisowych zagrań, które ćwiczyli wieczorami
-Jestem pod wrażeniem- stwierdziłanauczycielka- Jesteście lepsi od braci Weasleyów. Macie miejsca- chłopacyprzybili sobie piątki i poszli na trybuny, skąd dopingowały ich dziewczyny iHarry- Szukający, proszę!- Na stadion wyszła tylko czwórka kandydatów: DracoMalfoy, Susan Bones, Padma Patil i Harry. Malfoy poradził sobie nieźle, złapałznicza po 13 minutach, Susan zajęło to 16 min, a Padmie 9. Wreszcie przyszłapora na Pottera. Wsiadł on na swoją Błyskawicę, oczyścił umysł, wyostrzyłzmysły i skinął głową na znak, że jest gotowy. Kiedy pani Hooch wypuściłaznicza, zgodnie z zasadami odczekał 3 min i wzbił się w powietrze. Poszybowałna ok. 50 stópi zaczął wypatrywać złotego błysku. Dostrzegł go po 4 min i ruszył za nim wpogoń. Kiedy miał go na wyciągnięcie ręki, zniżył trochę lot (był na ok. 7 stopach), stanął nadrążku miotły i nie spuszczając z oka trzepoczącej piłeczki odbił się, złapałznicza w locie, wykonał zgrabne salto i wylądował na ugiętych nogach. Amy,Hermiona, Dave i Erik zaczęli wiwatować, więc bohater przedstawienia skłonił imsię z uśmiechem i podał oszołomionej nauczycielce wyrywającą się piłeczkę.
-Chyba nikt nie ma wątpliwości. Szukającymzostaje pan Potter!- oznajmiła kobieta z uśmiechem- Oto skład drużyny szóstegoroku- powiedziała, uprzednio wzmacniając sobie głos zaklęciem- Ścigający: ErnieMcMillan, Dean Thomas i Marta Greek, obrońca: Hanna Abbot, pałkarze: Erik Veithi David Bartholdy oraz szukający: Harry Potter. Gratuluję wszystkim i proszędrużynę o pozostanie na chwilę- wśród pomruków niezadowolenia odrzuconamłodzież wyszła ze stadionu, a wybrani zawodnicy weszli na murawę- Jeszcze razwam gratuluję- uśmiechnęła się do nich pani Hooch- Pozostaje nam wybraćkapitana. Kto chce nim zostać?- Nie zgłosił się nikt- No, nie bądźcie tacyskromni. Wiem, że to niewdzięczne zajęcie, ale ktoś musi objąć to stanowisko.To jak?- Zachęciła ich
-A może Harry?- Zaproponował Ernie, a Potterposłał mu zabójcze spojrzenie
-Myślę, że to wspaniały pomysł- zachwyciłsię teatralnie Dave, a Harry zanotował w pamięci, żeby go zabić
-Kto jest za?- Uśmiechnęła się panie Hooch.Ręce podnieśli wszyscy, oprócz samego zainteresowanego- A więc ustalone.Gratuluję, panie Potter- podała mu odznakę kapitana, którą ten przyjąłniechętnie- Musi pan ustalić terminy treningów i taktykę…
-To nie będzie konieczne- powiedział Harry iuśmiechnął się wrednie- Pierwszy trening zaplanowałem na jutro na 4:30
-Po południu?- Uśmiechnęła się ponownie nauczycielka
-Co za pytanie? Oczywiście, że nie!-Wszystkim kopary opadły do ziemi, poza Erikiem i Davidem, którzy poznaliskłonności Pottera do dziwnych pór treningu. Reszta była niezwykle poruszona
-No…dobrze- zawahała się lekko pani Hooch-Mam tylko nadzieję, że nikt nie zaśpi
-Dopilnuję tego- złośliwy uśmiech ponowniewpłynął na twarz kapitana
-W takim razie przyjdę popatrzeć. A więc dojutra- pożegnała się kobieta i szybko oddaliła się w stronę szkoły. Za niąposzła reszta drużyny, pozostawiając trójkę przyjaciół samych
-Mam nadzieję, że nie zmęczysz nas zabardzo, bo jutro wszyscy będą nieprzytomni- uśmiechnął się Cień i chłopcyskierowali się w stronę czekających na nich dziewczyn
-I jak było? Kogo wkopali w kapitana?-Potter pokazał im odznakę, schowana w kieszeni, a dziewczyny popatrzyły naErika i Davida ze współczuciem
-Czyli trening jutro o świcie?- Upewniła sięHermiona
-Nie, o 4:30- sprostował Potter- A skądwiecie?
-Chyba wszyscy, którzy byli w twierdzypodczas twojego szkolenia wiedzą, że lubisz męczyć się o dziwnych porach- całapiątka zachichotała, a Harry próbował się usprawiedliwić
-To nie moja wina! To przez Aurelię!-Oburzył się
-A co przeze mnie?- Zapytała kobieta,stojąca pod wrotami zamku
-Dziwne pory treningu- wyjaśnił Dave
-Jakie dziwne!?- Zdziwiła się Aurelia- 4:00to najlepsza część dnia…
-…raczej nocy- mruknął Erik
-…na trening! A co? Wkopali cię w kapitana?
-No…- mruknął chłopak ze zbolałą miną, alezaraz uśmiechnął się złośliwie-…i jeszcze tego pożałują
-Uuu…Szatanek się napalił- mruknął Erik imusiał szybko się uchylić, żeby nie dostać zaklęciem rzuconym przez Harryego-Tak się bawimy?! Dobra…- korytarz, przed chwilą pełen uczniów, momentalnieopustoszał
-To zobaczymy się później…- wycofała sięAurelia. Jako nauczycielka powinna im przeszkodzić, ale nie miała serca psuć imzabawy
-Może przystopujecie?- Zaproponowałanieśmiało Hermiona, patrząc jak jej przyjaciele ze skupieniem i uśmiechami natwarzach rzucają coraz to mocniejsze zaklęcia. Ona, Amy i David schronili sięza tarczą wyczarowaną przez tego ostatniego. Zgodnie z prośbą Modliszki,chłopcy w jednej chwili schowali różdżki i zaczęli walczyć…drewnianymi mieczamidla dzieci, wzmocnionymi, by się nie rozpadły! Wykonywali profesjonalne ruchy,ale z różowymi zabawkami wyglądali komicznie, dlatego ich trójka przyjaciół zwinęła siępod ścianą i zaczęła chichotać szaleńczo. Nagle…
-Co to ma znaczyć!!!- Na zakręcie pojawilisię Dumbledore i Snape
-No pięknie…- mruknęła Amy, opanowującśmiech- Wiedziałam, że tak się to skończy
-My…- zaczął Erik, pospiesznie chowając zasiebie zabawkę
-Żadne my!- Zezłościł się Dumbledore- Domojego gabinetu, natychmiast- piątka przyjaciół powlekła się za dwomaprofesorami
-No tobędzie kazanie- przekazał Harry telepatycznie reszcie. Wbrew temu, copokazywali, to średnio ich obchodziło, jaką karę dostaną.
-Pan dyrektor, pan Snape!- Uśmiechnęła sięAurelia na ich widok- Coś się stało?
-To co zwykle- wyjaśnił Nietoperz- PanPotter za nic ma sobie cały regulamin- Szatan pokazowo zacisnął pięści,wyobrażając sobie, co by powiedział Mistrz Eliksirów, gdyby dowiedział się, kimchłopak tak naprawdę jest
-Co ty razem?- Zapytała kobieta znudzonymtonem
-Pan Potter i pan Veith walczyli nakorytarzu drewnianymi mieczami- wyjaśnił Dumbledore, kiedy wszyscy usiedli wjego gabinecie- A reszta skręcała się ze śmiechu- nauczycielka również ledwieopanowała śmiech, kiedy zobaczyła „narzędzia zbrodni”- Sądząc z wyglądu ścian, wcześniej doszło do ostrej wymianyzaklęć
-Czy wy wiecie, co mogliście sobie zrobić?-Zaczęła kazanie, po chwili uspokojenia- A gdyby tamtędy przechodził jakiś innyuczeń? Mogliście go zranić! Pokażcie różdżki!- Dodała, wyciągając rękę
-Wszyscy?- Zdziwiła się Amy
-Nie, tylko mądrzy panowie walczący- Erik iHarry z ociąganiem podali jej różdżki, a Potter przekazał jej jeszczetelepatycznie
-„Tylkonie rzucaj na nią ‘Priori incantatem’, bo coś ci się może stać. Poza tym onajest platynowa i tylko właściciel może rzucić na nią jakiekolwiek zaklęcie bezbolesnych konsekwencji”
-„Pamiętam, mówiłeś mi. Patrz, jak pracuje mistrz w kłamstwie, blefie imistyfikacjach”
-Zarazdowiemy się, jakich zaklęć użyli ci kawalerowie, ale niestety tylko ja jezobaczę, bo chcę użyć starego japońskiego zaklęcia, które ukarze mi szerszypunkt widzenia niż „Priori incantatem”- dyrektorskinął głową i z uwagą przyglądał się poczynaniom kobiety. Po chwili tauśmiechnęła się złośliwie i zwróciła do chłopców, którzy znakomicie udawali źleukrywane przerażenie- No, panowie, zachciało wam się zabawy
-Co?- Zapytał od razu Snape
-Kilka zaklęć zmiany koloru, lustrzanych*,wydłużających…jednym słowem cała paleta do pojedynku dla dowcipnych
-Macie szczęście, że to nie było cośpoważnego- zwrócił się do nich Dumbledore- Ale mam do was parę pytań…
-„Oho…będzieprzesłuchanko”- Przekazała reszcie telepatycznie Hermiona
-Po tym ostatnim wybryku PzPR** ty Harry,wybiegłeś z Wielkiej Sali z krzykiem, że zabijesz ICH. A później panna Brownkrzyknęła, że naprawdę możesz coś IM zrobić…
-„Patrzcie,jaką staruszek ma pamięć”- zadrwiła Amy, przytakując
-…stąd można wywnioskować, że znacie tychdowcipnisiów osobiście. Waszym obowiązkiem jest powiedzieć mi, kto to- walnąłdyrektor prosto z mostu
-Niestety nie możemy panu powiedzieć-powiedział spokojnie Harry
-Jak to nie?
-Ponieważ utrzymujemy z nimi bardzo bliskiekontakty i nie możemy im tego zrobić- przejął inicjatywę Dave
-W takim razie cała wasza piątka zostajezawieszona w prawach ucznia na 10 dni począwszy od jutra, chyba, że zmienicie zdanie?- Zgodnie pokręcili głowami, a Dumbledorowi ręce zadrżały ze złości- Możecie być pewni, że za chwilę wyślęodpowiednie pismo do waszych rodziców…to znaczy opiekunów- poprawił się-Możecie już iść- młodzież zostawiła dorosłych samych
-A to nam się dostało- mruknęła Hermiona- JaMUSZĘ przechwycić ten list, inaczej moi rodzice wykorkują jak to przeczytają
-Trzeba ci pomóc- powiedział Harry- Ty, oile wiem, możesz zmieniać się w panterę- dziewczyna przytaknęła- A ja w sokoła,więc polecę i przechwycę tą sówkę. Tylko będzie musiał mi ktoś pomóc, bo samnie sprawdzę wszystkich
-Ja jestem słowikiem- powiedział Dave
-Ja papugą, a Amy sroką- odparł Erik- To mylecimy, a ty czekaj na nas w pokoju- Hermiona przytaknęła i otworzyła im okno.Pierwszym listem, na jaki trafił Harry był ten do ojca Erika, właśnie leciał wkierunku drugiej sowy, kiedy usłyszał w głowie głos Amy
-„Ok.,mam go, wracamy”- zgodnie z poleceniem dziewczyny zaczął lecieć w stronęotwartego okna. Na korytarzu szybko zmienił się w człowieka i zaczął rozcieraćsobie ręce. Po chwili wpadli Amy, David i Erik
-O cholera, ale zimno- mruknął ten ostatni.Całą czwórką ruszyli do kwatery, gdzie czekała już na nich Hermiona
-Wreszcie! Macie koce i gorącą czekoladę-inteligentnie pomyślała, że noc jest zimna. Wzięła trzymaną przez Amy kopertę izaczęła czytać- No, standard- wrzuciła pergamin do kominka
-Ja idę spać- oznajmił Harry- W końcu jutromamy trening- zignorował jęknięcie chłopaków i chichot dziewczyn- Dobranoc.
***
-Wszyscy są?- Zapytał Potter. Podobnie jakErik i Dave ubrany był w czarne spodnie od dresu, koszulkę bez rękawów i bluzęz kapturem
-Taaak- mruknęła zbiorowo drużyna. Prawiewszyscy byli zaspani, łącznie z panią Hooch, która zgodnie z obietnicą przyszłapopatrzeć.
-A więc na początek moje wymagania: żadnegoobijania się, spóźnień i wybryków. Na początek biegniemy wół boiska, trzykółeczka.
-Co?!- Krzyknęła Marta
-To co słyszałaś- warknął Harry wodpowiedzi- Trzy kółeczka, dla obijających się mam przygotowaną całą paletękar. Jazda!- Po wykonaniu ćwiczenia większość drużyny padła na mokrą ziemię,ale kapitan krzyknął
-Wstawać! Możecie odpocząć, ale musicie nastojąco oprzeć ręce na kolanach. Jeśli unieruchomicie się to już niewstaniecie- niechętnie, ale wykonali jego polecenie
-To będziemy teraz latać?- Zapytał Dean
-Nie…teraz poćwiczymy refleks, późniejmięśnie brzucha, a na koniec pobiegamy jeszcze trochę. Jak wystarczy czasu topolatamy- wyjaśnił im Potter. Cały trening skończyli o 7:00, i mięli 30 min dośniadania
-Idźcie się umyć i przebrać- powiedziałHarry, do dyszącej drużyny. Sam też był już lekko zmęczony- Termin następnegotreningu powieszę na tablicy ogłoszeń
-Nieźle, ale nie zmęczyłeś nas za bardzo-powiedział Erik, kiedy wszyscy, włącznie z panią Hooch opuścili murawę.
-Przecież nie mogłem im zafundować naszegostandardu, bo nie zrobiliby nawet połowy tego
-No fakt- przyznał Dave- Ścigamy się dozamku?
-Zawsze. Na trzy…raz…dwa…trzy!- Po drodzeminęli niesamowicie zdziwioną resztę drużyny
-Że też oni mają tyle siły- nauczycielkapokiwała głową z uznaniem
-Pierwszy!- Krzyknął Potter, dotykającdębowych drzwi
-Miałeś…fart…- sapnął Erik
-Chodźcie się…prze…brać- wydyszał zwycięzca.Równo o 7:30 zeszli na śniadanie całkowicie odświeżeni. Tam czekały już na nichdziewczyny
-Cześć. Jak trening?- Zapytała Hermiona
-Fajnie…mówił już Drops…
-Drodzy uczniowie…- dyrektor wstał
-O wilku mowa- uśmiechnął się Potter
-…z przykrością muszę was zawiadomić, żewczorajszego wieczoru zawiesiłem w prawach uczniów pewną piątkę- spojrzałznacząco na paczkę- zostają im również odebrane punkty, dlatego będą zaczynaćod zera. Dziękuję
-Co tam- machnęła ręką Amy
-Patrzcie! Lecą upomnienia!- Dave wskazałręką na lecące w ich stronę cztery sowy.
-I co piszą?- Zainteresowała się Hermiona,kiedy każdy otworzył swój list
-Mój tatuś gratuluje mi tak szybkiegowkroczenia w konflikt ze szkolnym prawem- mówił Erik- Wyklął mnie tylko za to,że dałem się złapać
-A ja mam klasyczne kazanie- David podniósłtrzy rolki pergaminu
-A władze mojego sierocińca się nie przejęły-Amy wzruszyła ramionami- Wiecie przecież, że moi rodzice zginęli w walce.
-O…jaki ja mam ciekawy list, posłuchajcie:
Drogi Harry
Otrzymałem list od dyrektora, w którym zawiadomił mnie, że zostałeśzawszony w prawach ucznia na 10 dni. Wysłał to do mnie, bo po śmierci Syriuszato ja jestem twoim prawnym opiekunem.
No cóż, nie powiem, żeby mi się to podobało, ale nie umiem wygłaszaćkazań. Rogacz i Łapa zazwyczaj zasypiali w ich trakcie. Ale Molly kazała mi cicoś napisać, więc piszę: pobiłeś rekord swojego ojca. On dostał pierwszezawieszenie 63 dni po 1 września, również w szóstej klasie.
Lunatyk
PS: Nie mów do mnie „pan”, bo przynajbliższej okazji dostaniesz w łeb
-Wow, nie wiedziałam, że ten Lupin to takiluzak- zagwizdał Dave
-Ja też jestem zdziwiony- oświadczył Harry,podpalając list (siła przyzwyczajenia)- To co robimy?
-Ja bym się jeden dzień tak legalniepoopieprzał- wygłosił swoje zdanie Erik
-Ja jestem za
-No to chodźmy- uśmiechnęła się Hermiona.
Tak jak zaplanowali, nie zrobili autentycznienic. Podobnie minął im tydzień kary.
-Dzisiaj jedziemy do Londynu- zarządziłHarry
-A po co?- Ziewnęła Amy
-Chcę kupić trochę sprzętu
-Typu…?- Erik zachęcił go do rozwinięciaodpowiedzi
-Laptop, dostęp do Internetu, odtwarzacz mp3i chyba tyle- wyliczył chłopak
-No to lecimy…
*Zaklęcielustrzane- zamienia przeciwnikowi miejscami ręce i nogi: tam gdzie powinienmieć prawe, ma lewe.
**Paczkaz Piekła Rodem
Rozdział 17: Spotkanie w Hogsmeade
-Wszystko przygotowane?- Zapytał bladymężczyzna, a krąg czarnych postaci zafalował- Tak?- Powtórzył pytaniem, awszyscy zgodnie odparli
-Tak, panie
-Znakomicie. Macie mi go dostarczyć żywego.Jeśli będzie z nim ktoś to go zabijcie- mruknął Lord- Idźcie już!
-Panie…a co pan właściwie zamierza?- ZapytałGlizdogon, widząc, że jego władca ma dzisiaj wyjątkowo dobry humor
-Co? Mam zamiar porwać tego nędznegomieszańca, pomęczyć go trochę i przy okazji odegrać się na naszym ZłotymChłopcu- wyjaśnił, a na jego wężową twarz wpłynął błogi uśmiech
-No tak…ale, jeśli Potter nie…?- Zacząłkolejne pytanie mężczyzna, ale mu przerwano
-Niemożliwe! Ten plan jest idealny!Pożałuje, że w ogóle kiedykolwiek wszedł mi w drogę. Ostatnio przez niegostraciłem 15 ludzi! A może i nasz Książe zaszczyci nas swoją obecnością? Iwtedy pozna, co znaczy gniew Lorda Voldemorta!- Krzyknął na koniec i zaśmiałsię tak, że słudze włosy stanęły dęba
***
Zarzucili czarne peleryny, ukryli twarze podkapturami i przenieśli się na ul. Śmiertelnego Nokturnu. Najpierw skierowalisię do banku, gdzie Harry wypłacił 1/3 swojego majątku i zamienił go na funty. Zwartagrupą przeszli w stronę wyjścia na niemagiczną część Londynu. Czarodzieje,których mijali, wpatrywali się w nich ze strachem w oczach i schodzili im zdrogi. Kiedy znaleźli się przed Dziurawym Kotłem zrzucili kaptury
-Widzieliście, jak się na nas gapili?-Uśmiechnęła się Hermiona, przeczesując włosy rękami
-No…dałbym sobie rękę uciąć, że mięli ochotęwezwać Ministerstwo- zachichotał Erik
-To gdzie idziemy?- Zapytał Dave
-Najpierw do banku, muszę założyć konto-powiedział Harry i całą piątką skierowali się do marmurowego budynku. W 30 minzałatwili wszystkie formalności i Potter wyszedł z budynku z plastikową karta wportfelu.
-Teraz gdzie?- Zaprał Erik
-Z tego co pamiętam to niedaleko jest Dixons-powiedział Harry
-No to prowadź- uśmiechnęła się Amy.Dziesięć minut później stanęli przed dużym centrum handlowym. Szybko odnaleźliduży sklep ze sprzętem i weszli do środka
-To od czego zaczynamy?- Zapytał Dave,patrząc na kilkanaście rzędów regałów
-Od znalezienia jakiegoś miłego pana, którynam pomoże- zdecydował Potter i ruszył w kierunku sympatycznie wyglądającegomężczyzny
-Dzień dobry, w czym mogę państwu pomóc?-Zapytał, uśmiechając się uprzejmie
-Potrzebujemy…kilku rzeczy- wyjaśniła Amy izaczęła wyliczać
-Aha…to może zacznijmy od muzyki-poprowadził ich w kierunku ostatniego rzędu- Tu macie państwo największy wybórodtwarzaczy mp3 i mp4.
-Tenmi się podoba- Harry wskazał mały, czarny odtwarzacz Sony
-Świetny wybór!- Zachwycił się sprzedawca,zdejmując z pułki małą paczuszkę- 8 gigabajtów, zdolny pomieścić ponad 2000utworów, bateria wystarcza na ok. 20 godzin. Prawdziwe cacuszko
-Świetnie. A słuchawki?- Zapytał Erik
-W komplecie. Pasmo przenoszenia: 10-20,000Hz, efektywność: 112dB SPL/1mW…
-Dobrze, dobrze, a cena?- Zapytała Hermiona
-149,99 £
-Nie jesttak źle- mruknął Harry- Teraz Laptop
-Proszę zamną- skierowali się trzy rzędy dalej, gdzie stało kilkanaście najróżniejszychkomputerów bezprzewodowych. Przeszli koło nich kilka razy, aż w końcu mężczyznaodezwał się- Jeśli mógłbym coś doradzić, to proszę spojrzeć tutaj. Standardowykomputer Apple. Procesor 1,83GHz, 512MB RAM i tylko 749,99 £.
-AInternet? Byle bezprzewodowy
-Orange,abonament roczny w wysokości 250 £, 100,0 Mb/s, decyduje się pan?
-Tak. Cośjeszcze?- Zwrócił się chłopak do reszty
-No…chybatyl…o kurwa! Widzimy się później- mruknęła i szybko oddaliła się w stronęwyjścia
-Co jątak?- Zdziwił się Dave, a Harry szybko się rozejrzał
-Widzicietę parę, tę wybierającą mikser?- Mruknął w ich stronę
-No…a co?-Zapytała Amy
-To sąwłaśnie jej rodzice- cała czwórka się zaśmiała, a mężczyzna, który im pomagałpopatrzył na nich dziwnie
-Nopięknie. Pierwszy nasz wypad na miasto, a ona już natknęła się na rodzicieli-zaśmiał się Erik- Dobra, płać i lecimy
-Dobrze,to będzie wszystko- uśmiechnął się Harry i wyciągnął kartę
-Proszę zamną- przeszli do kasy, gdzie Harry otrzymał trzy zgrabne pudełka i umowę dopodpisania. Wszystkie formalności zajęły im 15 min, po których wyszli szybko zcentrum handlowego. Tam spotkali przyczajoną Hermionę
-Jezu! Aleja mam pecha! Pierwszy wypad i od razu się musiałam na starszych natknąć!-Mruczała do siebie przez cała drogę do Dziurawego Kotła. Tak zarzucili kapturyi szybkim krokiem skierowali się na Nokturn, skąd mogli się bezpieczniedeportować.
-No,trzeba to teraz poskładać- uśmiechnął się Dave, kiedy Harry wypakował wszystkiezakupy- I zaczarować żeby działały, kiedy tu jest tak dużo magii
-Laptopjest już zaprogramowany, wystarczy włączyć- przez resztę dnia bawili się zpoznawaniem tego skomplikowanego urządzenia, aż w końcu, zmęczeni zasnęli.
-Podnosićtłuste tyłki!!!- Cała piątka zerwała się jak oparzona
-Aurelia!Ja ci kiedyś coś zrobię!- Krzyknął Potter, podnosząc się z ziemi
-A czemuzawdzięczamy tą jakże rozkoszną wizytę o poranku?- Zironizował Erik
-Dzisiajidziecie do Hogsmeade. 15 min błagałam dyra, żeby was puścił- odparła po prostukobieta
-Nareszciejakaś miła wiadomość- uśmiechnął się Erik
-A ja nieidę- mruknęła Amy- Strasznie boli mnie brzuch
-Co? Amoże wczoraj coś zjadłaś nieświeżego?- Zaczął panikować Harry- A może sięprzeziębiłaś? Nie masz gorączki?
-Nic minie jest- powiedziała dziewczyna- Mam tak zawsze
-Nie mówmi, Potter, że jesteś aż tak tępy- wtrąciła Hermiona
-Jakzawsze? Co zawsze?- Zdziwił się chłopak, ale pod ostrzałem trzech, morderczych,kobiecych spojrzeń szybko poskładał wszystko do kupy- A…a….aha…to ja ten…no…jasobie pójdę- zaczął się motać i zniknął w łazience. Po 30 min wszyscy byligotowi, więc wyszli z zamku
-To corobimy?- Zapytał Harry
-My zDavem idziemy na zakupy. Widzimy się tutaj o…15:00- uśmiechnęła się Hermiona
-A ja…idęposzukać Isabel- rozmarzył się Erik i również zniknął
-Nopięknie- mruknął Potter i już chciał wrócić do zamku, ale usłyszał wołanie
-Harry!- Wjego stronę zmierzał Lupin
-Remus! Miłocię widzieć- uśmiechnął się szczerze chłopak- Przejdziemy się?
-Właśniena to liczyłem- rozmowa z każdą chwilą nabierała rumieńców. Okazało się, żeLupin, kiedy nie jest w zasięgu pani Weasley, jest naprawdę w porządku.Opowiadał młodemu chłopakowi o czasach Huncwotów, a Harry łapczywie chłonąłkażde słowo. Niektóre numery jego ojca, były naprawdę warte naśladowania.Potter opowiedział swojemu opiekunowi o Grupie z Piekła Rodem i tych kilku jejwystępach. Oczywiście ominął fragment, że to on ją stworzył i jest jejczłonkiem, a Remus taktownie nie pytał. Tak się zagadali, że nawet niezauważyli, że wyszli poza obręb wioski. Nagle wokół nich deportowało się kilkazamaskowanych postaci z różdżkami w rękach. Harry chciał natychmiast przywołaćswój miecz, nie zważając, że nie ma maski i jest z nim ktoś z Zakonu, ale niezdążył. Trafiło go kilka oszałamiaczy. Zemdlał…
***
-A co myślisz o tych?- Dave ściągnął zwieszaka białe biodrówki
-Białe? Chyba żartujesz- uśmiechnęła siędziewczyna i sięgnęła ręką po czarno białe spodnie moro- Te byłyby lepsze
-Przymierz- zarządził chłopak i sięgnął poczarną bluzeczkę z głębokim dekoltem, odsłaniającą pępek
-Robię to tylko dla ciebie- mruknęładziewczyna chłodno oceniając podany jej ciuszek. Po kilku minutach wyszła zprzebieralni i wyglądała zjawiskowo. Spodnie leżały idealnie, wystarczyło jejedynie nieco skrócić, a bluzeczka…po prostu extra. Rąbek czerwonego stanika,wystający za sprawą głębokiego dekoltu dopełniał obrazy seksbomby
-Wow…- tyle tylko wykrztusił chłopak, aModliszka uśmiechnęła się z zadowoleniem
-Biorę- zapłacili za zakupy i wyszli nazewnątrz- Jest 14:50, za chwilę powinien pojawić się Harry
-To poczekamy- uśmiechnął się David. Po 15min ich przyjaciela dalej nie było
-Cześć! Książątko już wróciło?- Podszedł donich rozmarzony Cień
-Właśnie nie…on tak nie lubi spóźnień,zaczynam się niepokoić- stwierdziła dziewczyna- Spróbuje się z nim połączyćtelepatycznie…Nic! Jakby spał…
-…albo był nieprzytomny- dodał Erik inatychmiast spoważniał- Wracamy do zamku- szybkim marszem wrócili do szkoły icoraz bardziej się denerwowali. Do komnaty wpadli biegiem. W środku siedziałaAmelia i Amy
-A gdzie jest Harry?- Spytała ta pierwsza zuśmiechem na twarzy, ale widząc miny trójki przyjaciół natychmiast spoważniała-Co jest?
-No właśnie o to chodzi, że nie mamypojęcia- powiedziała Hermiona- Zostawiliśmy go z Lupinem i umówiliśmy na 15:00,ale on nie przyszedł, więc czekaliśmy no i nie odzywa się również telepatycznie
-Pójdę zobaczyć, czy Lupin też zniknął-powiedziała Amelia i wyszła. Wróciła po 10 min z jeszcze poważniejszą twarzą
-I co?- Zapytała natychmiast Amy, któradenerwowała się najbardziej
-Niestety…on również przepadł
-Kurwa!- Mruknął Erik i ukrył twarz wdłoniach
Rozdział 18: Trudne chwile iratunek
Harry odzyskał przytomność, ale nie otwierałoczu. Zaczął analizować sytuację, w której się znalazł. Nie miał koszulki,leżał na podłodze zrobionej z desek, obok siebie słyszał nierównomierny oddech,chyba Lupina. Ostrożnie otworzył oczy, ale niewiele mu to pomogło, bo wkomnacie było kompletnie ciemno. Jego ręce były skrępowane mocnym sznurem, więcnie było szansy na ich uwolnienie.
-Gdzie ja jestem?- Usłyszał pytanie Lupina
-Najprawdopodobniej porwali nasŚmierciożercy- powiedział Harry- Jak się czujesz?
-W porządku, ale strasznie mi zimno. Pewnienie wyjdziemy stad żywi, więc chcę ci powiedzieć, że zawsze będziesz dla mniejak syn- odparł mężczyzna i wzruszenie odebrało mu głos. Harry chciał mu odpowiedzieć,ale w tym momencie drzwi komnaty otworzyły się z trzaskiem i stanął w nichwysoki mężczyzna i ok. 20 zamaskowanych postaci, które bez słowa otoczyływięźniów ciasnym kręgiem.
***
-”Ciekaw jestem, dlaczego Czarny Pan jesttaki szczęśliwy?”- Myślał Snape, idąc za swym panem- „Może udało mu się złapaćkogoś z Zakonu? Oby nie…”- puls mu podskoczył, kiedy zobaczył, kto leży napodłodze- „O kurwa! Potter i Lupin! Pięknie…cholernie pięknie. Ten bydlak ichwykończy, a mnie Dumbledore wykastruje, że nic nie zrobiłem. No to świetnie…amoże udałoby mi się wziąć ich do siebie? Wtedy mógłbym przenieść ich do miasta.Anioł na pewno byłby zadowolony…mam tylko nadzieję, że nikt ich przedtem niezabije”- Severus coraz bardziej się denerwował- „Ale będę miał okazję trochę sięnad nimi poznęcać. Przecież nic im nie zrobię, a zapunktuję u CzarnegoPana…zobaczymy…”
***
-Proszę, proszę- rozległ się szyderczy,piskliwy głos- Kogo ja widzę…chciałem złapać płotkę, uchwyciłem łososia- Narzeźbionym tronie, stojącym na okręgu usiadł Lord Voldemort. Wyglądał tak samo,jak pięć miesięcy temu: długie, przypominające nogi pająka palce, blada twarz,płaski, wężowy nos i czerwone, świecące oczy
-Tom! Nie powiem, że miło cię widzieć, bo ażtak dobrze kłamać nie umiem- powiedział Potter z ironicznym uśmiechem natwarzy.
-Nie wiem, Harry, czy za chwilę będzie citak do śmiechu- powiedział Voldemort i dał znak ręką. Jedna z postaci podeszłado więźniów i wyciągnęła różdżkę
-Aveda Kedavra!- Rozległ się zdecydowanygłos Lucjusza Malfoya i zielony płomień pomknął w stronę…Lupina
-Nie!- Krzyknął Harry, ale nie mógł niczrobić. Ostatnie co zobaczył, to jego gasnące, pełne pocieszenia i strachuoczy. Zacisnął mocno pięści i skierował wściekły wzrok na Malfoya. Nagle zerwałsię wiatr i zaczął krążyć wokół Harryego. Wszyscy patrzyli na tą scenę zmieszaniną strachu i podziwu.
-Aaa!- Malfoy odleciał do tyłu i walnąłciałem o ścianę. Osunął się po niej i stracił przytomność. Biała maskawylądowała obok, łamiąc się na dwie części
-Crucio!- W końcu ktoś zareagował. Voldemortwiedział, co to było i czym zostało wywołane, więc starał się uspokoićnastolatka. Nie chciał stracić swoich ludzi. Harry musiał skupić się naopanowaniu bólu, więc wiatr zaczął stopniowo słabnąć, aż ucichł całkowicie- No,no, Potter- Czarny Pan przerwał zaklęcie- Nie wiedziałem, że aż tak niepotrafisz panować nad emocjami- jego ton był złośliwy i drwiący, ale mężczyznatak naprawdę był przerażony tą częścią mocy, która wyzwoliła się podczaswybuchu. Nie wiedział jednak, że była to tylko jej nieznaczna część- Miałem cięzabić od razu, ale skoro sprawy przybrały taki obrót, zabawimy siętrochę…Rockwood! Zaczynasz!
-Proszę bardzo- powiedział Harry- Mnie nicnie ruszy- w kręgu wystąpił średniego wzrostu mężczyzna, który miał w ręcewielki młot i gwoździe. Oczy Pottera rozszerzyły się ze zdziwienia i strachu.Czterech innych Śmierciożerców złapało go za ręce i nogi i przytrzymało. Rozłożylimu ręce, a Rockwood przybił mu je do podłogi. Ból był niesamowity i łzy cisnęłysię chłopakowi do oczu, ale nie krzyknął. Widział swoją krew i starał sięwymyślić, jak ma się z tego wydostać. Przez ten czas, pochodziły do niego różneosoby i wypróbowywały na nim różnorakie metody tortur. Od zwykłych zaklęć,poprzez przemoc fizyczną, aż do przecinania skóry skalpelem. Kiedy tylkojedna osoba dzieliła Snapea od jego kolejki, Harry połączył się z nimtelepatycznie
-„Proszęnawet nie próbować”
-„Książę? Czego mam nie próbować?”- Odpowiedział zdziwiony mężczyzna
-„Proszęposłuchać uważnie, bo nie będę powtarzał. Jeśli chce pan dożyć późnej starościniech pan lepiej nie próbuje mnie torturować. Chyba zna pan klątwę rzuconąprzez Lucyfera na wszystkich jego potomków?”
-„Ala jak…Potter?”- Mistrz Eliksirów o mało nie zemdlał
-„Spokojnie.Wdech i wydech, wdech i wydech…ha, ha. Proszę się mną nie przejmować. Poradzęsobie, tylko muszę uwolnić ręce. Nich mi pan poda jakiś eliksir, może byćregenerujący”
-Severusie,twoje kolej- odezwał się Voldemort- Wreszcie uczeń pozna, czym grozi gniewnauczyciela
-Oj, pozna- mruknął złowieszczo Snape ipodszedł do więźnia- Ale muszę mu uwolnić ręce
-Dlaczego?
-Chcę mu podać eliksir, który powodujejednoczesny skurcz wszystkich mięśni i deformację kości, a kiedy maunieruchomione ręce mogłoby nie zadziałać- wyjaśnił dokładnie, by Harrywiedział, co ma udawać
-Doskonale- zachwycił się Voldemort nieprzeczuwając spisku- Działaj- Snape jednym ruchem różdżki usunął gwoździe iwyciągnął z kieszeni małą fiolkę. Brutalnie wlał jej zawartość w usta Harryegoi cofnął się na miejsce. Potter przełknął płyn i udał skutki jego działania.Skulił się w sobie, jednocześnie ściągając z przedramion zaklęcie maskujące iłącząc połówki pentagramu. Nikt tego nie zauważył, wiec po kilku sekundach ponowniezałożył zaklęcie i jęknął cicho. Skrajnie wyczerpany (magia bezróżdżkowa, nadodatek za pomocą tylko mocy umysłu zrobiła swoje) opadł luźno na deski.
-Świetnie, Severusie- pochwalił go CzarnyPan- Wreszcie nasz gość się lekko ożyw…- nie dokończył bo wszystko zaczęło drgać jak podczas trzęsienia ziemi. Najpierw lekko, prawie niewyczuwalnie, byw końcu spowodować utratę równowagi przez niektórych Śmierciożerców.Jednocześnie czas zaczął płynąć coraz wolniej, by w chwili, kiedy z okienwypadły szyby zatrzymać się całkiem. Jedynymi, którzy tego nie odczuli, byliHarry, Voldemort i Snape. Nagle ziemia się rozstąpiła i z płonącej rozpadlinyzaczęła wynurzać się postać. Niezwykła postać. Ubrana była w czarną pelerynę zkapturem, czarny, prążkowany garnitur i takiego samego kolory cylinder. Tenprzerażający widok uzupełniał fakt, iż owa postać miała skrzydła. Czarne jaksmoła.
-Anioł Śmierci- szepnął Voldemort, kiedypostać stanęła na ziemi
-Blisko, ale nie całkiem, Riddle- powiedziałmężczyzna i zrzucił kaptur. Był to Lucyfer we własnej osobie- Nieładnie,nieładnie. Jak można nie poznać starego znajomego?- Zacmokał, uśmiechając sięszyderczo- Chyba, że już zapomniałeś nasze ostatnie spotkanie? W końcu byłoprawie 17 lat temu
-Czego chcesz?- Warknął Voldemort,przełykając ślinę. Nie trzeba było być geniuszem, żeby zauważyć, że jestwyraźnie zdenerwowany
-Czego chcę?- Zapytał Szatan, drapiąc się pobrodzie i rozglądając z zainteresowaniem- Jego- wskazał ręką na leżącego naziemi Harryego
-Proszę bardzo…mi…właściwie nie będzie jużpotrzebny- powiedział Voldemort udając beztroski ton, a tak naprawdę chcąc by sobie jak najszybciej poszedł
-Porwanie jego było twoim największym błędem-powiedział mężczyzna, a Czarny Pan skinął głową- Nie wiesz, że on ma u mniechody?- Riddle pokręcił głową- I to się więcej nie powtórzy?- Skinięcie- I takma być- Lucyfer podszedł do zakrwawionego chłopaka i bez trudu wziął go naręce- To do zobaczenia- zniknął i wszystko wróciło do normy
-Co to było? Gdzie jest Potter? Panie, cosię stało?- Pytali Śmierciożercy, jeszcze bardziej rozwścieczając Voldemorta
-Gówno! Spierdalać mi stąd, bo wam zaraz,nędzne kurwy, nogi z dupy powyrywam!- Krzyknął mężczyzna, całkiem tracąc nadsobą panowanie. Wszyscy pragnęli jak najszybciej znaleźć się jak najdalej odwnerwionego szaleńca, więc po kilku sekundach w pomieszczeniu został sam zeswoim gniewem.
***
-Harry!- Kiedy tylko Lucyfer pojawił się wkwaterze Pottera w Hogwarcie, doskoczyła do niego Amy, z twarzą mokrą od łez-Na brodę Merlina! Co się stało?! I kim pan jest?- dodała, widząc, żedorośli i Isabel kłaniają sięczarnoskóremu. W salonie siedzieli Erik, Dean, Hermiona, Isabel, Aurelia,Helen, Daniel, Victis, Ludwig i Bezimienna
-Jego i Lupina porwali Śmierciożercy-wyjaśnił Lucyfer- Pomógłbym mu wcześniej, ale miał skrępowane ręce, a nie mogępojawić się, dopóki mnie ktoś nie zaprosi. Tego drugiego zabili na samumpoczątku.
-Wyjdzie z tego?- Zapytał Erik
-Tak, ale mogą mu zostać blizny na dłoniach-wszyscy jak na komendę spojrzeli w tamtą stronę
-Jezu…- Aurelia zakryła sobie usta ręką
-Gdzie go mogę położyć?
-Tu, proszę- Hermiona pokazała mu łóżko jegoprzyjaciela
-Lu…- szepnął Harry słabo
-Tak, to ja, wszystko ok.- powiedziałLucyfer- Nie mów nic, później pogadamy- teraz już wszyscy wiedzieli, kim jesttajemniczy murzyn
-W moim kufrze są eliksiry…po lewej-powiedział jeszcze nastolatek i zasnął. Szatan otworzył skrzynię i wyciągnąłmniejszą, w której znajdował się zestaw podręcznych, samouzupełniających sięeliksirów leczniczych.
Po trzech godzinach Potter wreszcie odzyskałprzytomność
-Długo spałem?- Zapytał
-Za krótko- uśmiechnął się Lucyfer, że jegopotomek tak szybko wraca do zdrowia- Boli cię coś?
-Łeb mnie napierdziela, jakbym obalił z 7 litrów ognistej- powiedziałi zaśmiał się cicho- I ręce
-Czyli nic ci nie jest- Aurelii kamień spadłz serca
-Chciałbym zobaczyć minę Snapea- mruknął nastolatek-Musiałem mu powiedzieć kim jestem. Mało biedaczek nie zemdlał- wszyscy zaśmialisię serdecznie. Rozmawiali jeszcze chwilę, a później Harry zasnął.
Rozdział 19: -Niby po co mam żyć?
-Mogę?- Do gabinetu dyrektora weszłaAurelia. Staruszek przechadzał się nerwowo od ściany do ściany
-Nie za bardzo. Czekam na Severus- odparłdyrektor- A to cos pilnego?
-No raczej. Harry wrócił
-Co?! I dopiero teraz mi to pani mówi!? I coz nimi? Jak się czują? Jak wrócili?- Dyrektor zasypał ją gradem pytań
-Po kolei- przyhamowała go kobieta-Przyniósł go jakiś mężczyzna, ale powiedział, że niestety Lupin nie żyje…
-Nie…- szepnął staruszek i ukrył twarz wdłoniach- A co z Harrym?- Zapytał po chwili
-Nic mu nie jest. Miał wiele ran, alezajęłam się nimi. Teraz śpi. Wydaje mi się, że jest w szoku. Dlatego sądzę, iżnie powinien chodzić na razie na zajęcia- wysunęła swoje wnioski Aurelia
-No cóż, panno Fight…- zamyślił siędyrektor- Myślę, że powinien poleżeć w Skrzydle Szpitalnym
-Nie sądzę, żeby to był dobry pomysł-powiedziała ostrożnie kobieta, ale staruszek był nieugięty. Przenieśli śpiącegoHarryego pod opiekę pani Pomfrey. Kiedy ułożyli chłopaka na łóżku, Erikzasłonił okna, Amy wyrzuciła kwiaty, zostawiając jedynie mały bukiecikkonwalii, a Dave oddzielił łóżko od reszty sali parawanem
-Muszę powiadomić przyjaciół, państwowybaczą- pożegnał się Dumbledore i wyszedł, zostawiając w sali Erika, Hermionę,Davida, Amy i Aurelię
-Co wy tu wyprawiacie?!- Oburzyła siępielęgniarka, wchodząc do zaciemnionego pomieszczenia
-On nie lubi światła i nie sądzę, żeby byłzadowolony, budząc się w białej sali- powiedziała Amy, patrząc na kobietę takimwzrokiem, że ta wycofała się bez zbędnych komentarzy. W skrzydle zapadła niczymniezmącona cisza
***
-Dumbledore! Wreszcie cię znalazłem!-Krzyknął Snape zmierzając w stronę szybko idącego dyrektora
-Wszystko wiem, Severusie, panna Fightpowiedziała mi o Harrym i…Remusie- dodał smutnym głosem- Właśnie idę do KwateryGłównej powiedzieć reszcie
-Przykro mi- powiedział Snape, choć bardziejporuszyła go wiadomość, kto jest jego panem- Ciało jest w twoim gabinecie
-W porządku. Chodźmy- w milczeniu przeszlipoza bramy Hogwartu, skąd deportowali się na Grimmuld Place. Swoje krokiskierowali prosto do kuchni, gdzie spodziewali się spotkać większą część Zakonu
-Dumbledore!- Na ich widok pani Weasleyzerwała się z krzesła- Wiesz coś? Co z nimi?
-Usiądźcie- poprosił ich dyrektor- Obajwrócili do szkoły…
-Dzięki Bogu- wtrąciła Hestia Jones
-…ale niestety, Remus…nie żyje- wykrztusił wkońcu Dumbledore
-Nie…to niemożliwe- szeptała Tonks, a łzypociekły jej po twarzy
-To prawda- potwierdził Snape, na codziewczyna zerwała się z krzesła i złapała go z przodu za szatę, potrząsając
-To nieprawda! On nie mógł zginąć! Nie on!Powiedz, że to nie on…proszę- mówiła coraz ciszej, aż w końcu dała sięuspokoić. W kuchni KG zapadła martwa cisza…
***
-Długo już tak siedzi?- Zapytała Aurelia,wychodząc ze skrzydła szpitalnego
-Od rana- powiedziała Amy smutno- Nie chcejeść, a jest już wieczór. Nie wiem, co się z nim dzieje
-To przez Lupina- odpowiedziała Hermiona-Oni musieli wcześniej rozmawiać…nie wiem, co tamten mu powiedział, ale musiałonim wstrząsnąć
-Nie wiem…- powiedział Erik, obejmując Amy-Nie płacz, siostrzyczko- pocieszał ją, ale nie zatamowało to łez
-A jeśli on…- zaczęła, ale nie była w staniedokończyć
-Wyjdzie z tego- powiedziała Aurelia- „Mamnadzieję”- dodała w myślach
***
„Chcę ci powiedzieć, że zawsze będziesz dla mnie jak syn…dla mnie…jaksyn…syn…On mnie naprawdę kochał…a teraz nie żyje…i to przeze mnie”- od wielu już godzin w umyśleHarryego nie pojawiła się żadna szczęśliwa lub choćby optymistyczna myśl- „I co ja teraz ze sobą zrobię? Nigdy tego niezapomnę…co mi pozostaje? Zemsta? To nie jest rozwiązanie, będę wciąż chciałwięcej, aż w końcu stanę się taki jak On…cholerny Wężojad!”- od ranasiedział na parapecie i wpatrywał się w chmury
-Harry…- jakby z oddali dobiegł go głosDavida- Zjedz kolację…na pewno jesteś głodny
-Nie jestem- mruknął chłopak, zwracając sięprzygasłymi oczami w stronę przyjaciela- Naprawdę
-Jak chcesz- David wzruszył ramionami-Pogrzeb ma być jutro o 14:00 na cmentarzu dla czarodziei wHogsmeade…pomyślałem, że chciałbyś wiedzieć
-Dzięki- odparł Harry i odwrócił się zpowrotem w stronę okna. Usłyszał odgłos zamykanych drzwi i całkiem sięrozluźnił. Nie płakał…on nie umiał płakać…nie miał już łez. Widział wiele krwii cierpienia…był świadomy, że do wielu on się przyczynił.
Spędził na parapecie całą noc rozmyślając ożyciu. Na początku nie bardzo mógł odnaleźć plusy swego istnienia. Ale naszczęście koło północy zaczął myśleć o przyjaciołach, Amy…o swojej misji.Doszedł do wniosku, że musi żyć. Nie dla siebie…dla świata.
Umył się pospieszni i ubrał czarną szatę.Miał lekko utrudnione ruch, ponieważ oba nadgarstki i plecy miał ciasnoowinięte bandażami. Spojrzał na swoje odbicie w lustrze i ujrzał zmęczonegożyciem człowieka. Miał ciemne cienie pod oczami, szarą skórę i mętny wzrok.Przywdział na twarz maskę obojętności i, nie mówiąc nic pielęgniarce, wyszedłze skrzydła szpitalnego. Udał się najpierw do pokoju, ale tam nie zastał nikogo
-Vivian?Gdzie jesteś?- Syknął, a z sypialni wypełzł wąż koralowy
-Wreszciejesteś. Coś słyszałam, ale nie wszystko zrozumiałam- odpowiedziała mu samiczka,owijając się wokół jego nadgarstka- Co toza bandaże? To efekt twojej nieobecności?
-Niestety- odparłHarry- Kiedy indziej ci opowiem…toprzykra historia
-Ja z chęcią posłucham- nalegała wężyca, więc chłopak wyrzucił z siebie wszystkieżale. Kiedy skończył, było mu o wiele lżej- Przykromi…ale nie możesz się zadręczać! Gdyby nie ty, on zginąłby dopiero powielogodzinnych torturach. Ująłeś mu tylko cierpień
-Masz rację…chodźmy na śniadanie- chłopak uśmiechnął się blado i ruszył ku Wielkiej Sali.Kiedy wszedł do środka zapadła cisza, że można było usłyszeć przelatującąmuchę. Potter szybko przeszedł do swojego stolika
-Wreszcie jesteś- powiedziała Amy iprzytuliła go mocno, na co ten syknął- O…przepraszam, zapomniałam o twoichbandażach
-Nic nie szkodzi- mruknął chłopak i, mimobólu przytulił dziewczynę- Kocham cię- szepnął
-Ja ciebie też- stali tak jeszcze chwilę,ale w końcu postanowili usiąść
-Macie gazetę?- Zapytał Harry, kiedyskończyli jeść
-Jesteś pewny, że chcesz to przeczytać?-Upewniła się Hermiona
-Oczywiście- potwierdził chłopak i chwyciłProroka Codziennego. W miarę jak czytał, ręce trzęsły mu się coraz bardziej,wtórując talerzom leżącym na stoliku
-Uspokój się, bo zaraz zamek rozwalisz-warknął w jego stronę Erik, łapiąc w locie spadający kubek
-Mam się uspokoić? Po tym co napisali?-Wycedził przez zaciśnięte zęby, podpalił gazetę i wyszedł z sali. Przyjacielewoleli go nie denerwować, więc pozostali na miejscach. Artykuł, który takwstrząsnął chłopakiem brzmiał:
Porwanie Złotego Chłopca
Naszspecjalny korespondent w Hogwarcie, który pragnie zachować anonimowość donosi,iż trwają poszukiwania Harryego Pottera i Remusa Lupina. Zniknęli oniprzedwczoraj popołudniu. Wszyscy podejrzewali, iż zostali oni porwani przezSami- Wiecie- Kogo. I nie mylili się.
Na szczęściewiemy już, jakie są ich losy. Harry Potter jest już w szkole i czuje siędobrze. Niestety jego przyjaciel, Remus Lupin został zabity przez jednego zŚmierciożerców. Szczegółów uwolnienia nie znamy, ale wiemy, iż nie zrobił tegoAnioł Śmierci. Dlaczego się nie pojawił?
-Moim zdaniemto on po prostu nie wiedział, gdzie ich szukać- mówi jeden z aurorów- Możemyprzypuszczać, iż on jest po stronie Sami- Wiecie- Kogo, a to przedstawieniebyło zaaranżowane, by społeczność czarodziei poczuła się pewniej. Myślę, że onjuż się nie pojawi
Czy toprawda? Więcej opinii na ten temat na str. 7.
***
-Hej, Potter! Gdzie się tak spieszysz?-Zawołał Malfoy, opierając się o wrota zamku w pozie wyrażającej pewność siebie
-Nie twoja sprawa, fretko- warknął Harry ijuż chciał iść dalej, ale pomyślał sobie, że to doskonała okazja na pozbyciesię zbytecznej energii
-Słyszałem od ojca, że bardzo boleśnieprzeżyłeś śmierć tego mieszańca- zakpił blondyn, wyciągając różdżkę
-A ojciec mówił ci również, jak zakończyłswój występ?- Odparł Harry- Nie? Otóż przyjmij do wiadomości, że twój ojczulekwylądował na ścianie tylko dlatego, że nie miałem ochoty robić mu większejkrzywdy
-Łżesz- warknął młody Malfoy
-Jak śmiesz?- Odpowiedział mu Potter izłapał Ślizgona za przód szaty. Walnął nim o wrota, aż zadudniło. Ten odgłosprzyciągnął resztę szkoły, również nauczycieli
-Nigdy…nie…posądzaj…mnie…o…kłamstwo-wycedził Potter, wytrącając Malfoyowi różdżkę i wyciągając mały sztylet. Vivianwysunęła łebek spod szaty i owinęła się wokół pięści swojego pana. Draco głośnoprzełknął ślinę patrząc ze strachem na ostrze zbliżające się do jego szyi iwęża syczącego wściekle. Wokół chłopaków zebrał się już spory tłum
-Mógłbym cię teraz zabić- szepnął Potter tak, by tylko jego przeciwnikmógł go usłyszeć- Ale jest za dużo świadków- ku uldze nauczycieli schowałsztylet- Ale unikaj ciemnych zaułków…- dodał Potter na odchodnym i ruszył wstronę jeziora, pozostawiając oniemiałych uczniów pod zamkiem.
Rozdział 20: Pogrzeb i powrót donormy
-Widzieliście?! Jak nim rzucił o drzwi?
-No! I jak wciągnął ten sztylet! Normalniemyślałam, że go zaraz wypatroszy!
-A widzieliście tego węża! Wyglądał prawiejak pyton!- Gwar ożywionych rozmów powoli cichł w miarę jak rozentuzjazmowanytłum kierował się w stronę szkoły
-Myślicie, że przesadził?- Zapytała Amy,razem z przyjaciółmi kierując się w stronę Zakazanego Lasu
-Zdecydowanie- powiedziała Hermiona- Jeszczejakby groził mu różdżką to by nie było nic wielkiego
-Ale nie, on musiał wyciągnąć sztylet-mruknął Erik- I to na dodatek sai*.
-Co?- Zdziwiła się Amy
-Japoński sztylet używany przez ninja-wyjaśniła Hermiona- Jeśli ktoś zwrócił na to uwagę to na pewno zaczną nad tymdebatować
-Rozumiem. Harry, sztylet, sai,katana…Anioł- Brown pociągnęła sznur skojarzeń- A to się wpakował. Mam tylkonadzieję, że nikt o tym nie zwróci większej uwagi na rodzaj broni, bo może byćnieciekawie
-Dobra, co się stało to się nie odstanie-stwierdził Dave- Chodźcie się przebrać, za pół godziny idziemy
-Ja się nie przebieram- powiedziała Amy imachnęła ręką. Natychmiast miała na sobie długą, czarną sukienkę zrozszerzanymi rękawami- Pogadam z nim- reszta skinęła głowami na znak zgody ioddaliła się w stronę zamku. Amy wzięła głęboki oddech i ruszyła w kierunkupostaci majaczącej nad brzegiem jeziora.
***
„Ale ze mnie idiota. Jak mogłem pomylićkieszenie? Palant, palant, palant…mam tylko nadzieję, że nikt nie zwróci uwagina to, że to był sai, a nie zwykły sztylet”- myślał Harry, co chwila ciskając wwodę małe kamyki- „Ale trzeba przyznać, że się fretka nieźle przestraszyła…”
-Harry…- poczuł znajomy zapach i spojrzałprosto w oczy swojej dziewczyny. Ujrzał w nich niepewność i miłość. Nie mógłsię oprzeć. Przytulił ją mocno, ukrywając twarz w jej długich, brązowychwłosach
-Obiecaj, że mnie nie zostawisz, nawet jeślinie będziesz chciał mnie narażać- szepnęła Amy
-Obiecuję- odparł Potter. Stali tak nadjeziorem, a wiatr targał ich szatami. Nie liczyli czasu…dla nich się zatrzymał.I pewnie spędziliby tam cały dzień, gdyby nie dzwony bijące w pobliskimkościele
-Już czas- powiedział chłopak i złapał Amyza rękę. Ruszyli w kierunku trzech znajomych postaci. David i Erik ubrani byliw czarne garnitury, a Hermiona w kostium w tym samym kolorze.
-Idziemy?- Zapytała, a wszyscy w milczeniuskinęli głowami. W ciszy skierowali się w kierunku bramy
-A państwo gdzie się wybierają?- Zapytałbezczelnie woźny, strzegący wyjścia
-Nie pana sprawa- warknął Harry, ale namężczyźnie nie zrobiło to większego wrażenia
-Skoro nie moja, to możecie zawrócić, bo jawas nie przepuszczę- uśmiechnął się wrednie
-Oni są ze mną- usłyszeli cichy, ale wyraźnygłos
-Profesor Snape! Przepraszam, niewiedziałem- zaczął tłumaczyć się woźny, ale ponaglające spojrzenia szóstkiczarodziei skłoniły go do szybkiego otworzenia bramy
-Dziękuję- mruknął Harry i na tym zakończyłasię rozmowa. Na cmentarz dotarli pięć minut przed czasem. Snape ruszył wkierunku Zakonu Feniksa, a młodzi stanęli trochę dalej, na uboczu
-Harry, kochaneczku, a jak ty się czujesz?-Chwilę później dopadła ich pani Weasley- Nic ci nie jest? To straszne…
-Tak- przyznał chłopak zachowując kamiennątwarz. Po chwili kobieta zniechęciła się i odeszła. Zdecydowanie najgorzejradziła sobie Tonks, która była bliską przyjaciółką Lupina.
Ceremonia przebiegała na szczęście szybko isprawnie, więc już po 40 min trumna została opuszczona do grobu.
-Harry, jedziesz na Grimmuld Place?- Zapytałpan Weasley, kiedy już odchodzili
-Właściwie, to…- chciał się wykręcićchłopak, ale pałeczkę przejęła pani Weasley
-Oczywiście, że jedzie, prawda?- Jej mokraod łez twarz złamała chłopaka, który nieznacznie skinął głową. Erik, Dave i Amyzniknęli, więc Harry pozostał sam z Hermioną
-Chyba nie mamy wyjścia- powiedziaładziewczyna ocierając oczy. Potter ponownie skinął głową i zniknął z cichymtrzaskiem. Już sam fakt, że potrafi się teleportować musiał być dla niektórychzaskoczeniem, więc nie chciał pogarszać sprawy znikając bezszelestnie.
W kuchni domu przy Grimmuld Place 12siedzieli najbliżsi przyjaciele Remusa: państwo Weasley, Dumbledore, Ron,Hermiona, Harry, KingsleyShacklebolt, Tonks i Snape. Ten ostatni miał w tym swój interes. Przez pierwszedziesięć minut wszyscy siedzieli cicho, aż w końcu Dumbledore zaczął opowieść oczasach młodości Lupina
-Możemy porozmawiać- do Harryego podszedłSnape
-Proszę- powiedział chłopak i wpatrzył się wniego oczekującym wzrokiem
-Na osobności- mruknął Mistrz Eliksirów iwyszedł z kuchni. Harry rozejrzał się: jedyną osobą, która cokolwiek zauważyłabyła Hermiona, która skinęła tylko lekko głową. Chcąc nie chcąc Potter równieżopuścił pomieszczenie. Snape czekał na niego w przedpokoju. Obaj mężczyźnijednocześnie zniknęli w czarnych wirach. Potter założył maskę i razem ze swoimszpiegiem skierował swoje kroki w kierunku Mei Tou. Kiedy dotarli do biuraHarryego, chłopak zrzucił przebranie i usiadł za biurkiem
-Słucham- powiedział, nalewając dwakieliszki koniaku i wskazując ręką krzesło
-Dziękuję, postoję- mruknął Snape- Dlaczegomi nie…dlaczego mi pan nie powiedział?
-Proszę nie mówić do mnie pan, profesorze-zaczął Harry-W końcu, książę czy nie, wciąż jestem tym tępym, irytującym,zadufanym w sobie bachorem, nieprawdaż?- Mistrz Eliksirów pozostawił to bezkomentarza i ponowił swoje pytanie
-Dlaczego?
-A jakby się pan czuł, gdyby się pandowiedział, że pański władca jest szesnastolatkiem, na dodatek tym samym,którego nienawidzi pan momentu poczęcia?- Harry trafił w sedno
-Żałośnie- odparł mężczyzna
-No właśnie. Nie chcę mieć w panu wroga i,niech mi pan wierzy, pan też nie chce mieć go we mnie. Więc może niechpozostanie tak jak jest- zaproponował Potter- Pan pracuje dla mnie, ja panupłacę, a w szkole wciąż się nienawidzimy, zgoda?- Obszedł biurko i wyciągnąłrękę. Snape zawahał się chwilę, ale uścisnął wyciągniętą dłoń
-Świetnie. A wiec ustalmy fakty: nie musipan okazywać mi jakiegokolwiek szacunku, kiedy nie znajdujemy się w MieścieMroku. Proponuję…zawieszenie broni
-Dobrze. A poza miastem jest tak jakdawniej?- Upewnił się mężczyzna
-Tak
-Całe szczęście- odetchnął- Straciłbymreputację- Harry uśmiechnął się mimowolnie
-Wracajmy- powiedział Severus i mężczyźnijednocześnie zniknęli w czarnych wirach. Harry pojawił się w swoim dawnympokoju na górze
-O cholera!- Na nieszczęście był tam równieżMundungus- Jak to zrobiłeś?
-Niestety nie mogę powiedzieć- Harry szybkowyjął różdżkę- Oblivate!
-O Harry! Nie zauważyłem jak wszedłeś- mężczyzna potoczył po pokojubłędnym wzrokiem- Co dzisiaj mamy?
-Nieważne- mruknął Potter i wrócił dokuchni, gdzie nikt nie zauważył jego zniknięcia. Snapea wciąż nie było
-My już chyba pójdziemy- powiedziałaHermiona wstając z krzesła
-Tak szybko?- Zapytała Tonks spoglądając nanich zapuchniętymi oczami- No cóż, dziękuję, że wpadliście
-Trzymaj się- powiedział Harry i przytulił kobietę-Dowidzenia.
-To co? Wracamy?- Zapytała Hermiona, kiedyprzenieśli się przed bramy terenów Hogwartu
-„Harry!Ratuj przyjacielu!”- Chłopak usłyszał nagle głos Davida
-Poczekaj chwile- powiedział do Hermiony- „Co jest? Gdzie jesteś?”
-„W nieużywanym korytarzu na piątym piętrze! Szybko, bo ona mnie zarazzgwałci!”
-Chyba Dave potrzebuje naszej pomocy- powiedział Potter powstrzymującwybuch śmiechu
-Coś się stało?- Zapytała Granger
-Powiem ci w drodze- szybkim krokiem ruszylina pomoc przyjacielowi. Gdy dotarli na miejsce, na rogu zauważyli Amy i Erika,oboje płaczących ze śmiechu
-Gdzie oni są?- Szepnęła Hermiona, a jejprzyjaciółka dała jej znak, żeby spojrzała za róg. Nowoprzybyli wychylili się iujrzeli komiczny widok: David przyparty do ściany przez jedną ze szkolnychpiękności. Miała na imię Weronika i chodziła do siódmej klasy w Hufflepuffie.Jej spódniczka był obciągnięta nieprzyzwoicie nisko, a bluzka wyglądała, jakbybyła, co najmniej, o numer za mała
-Dlaczego nie? Przecież jesteśmy prawiedorośli- doszedł ich uwodzicielski głos wysokiej blondynki- Nikt się nie dowie
-Nie rozumiesz mnie- powiedział Dave,odsuwając się od niej, niestety, w stronę rogu- Ja…to znaczy jesteś bardzoładna, ale…
-No to w czym problem?- Zdziwiła się, łapiącchłopaka za krawat- Nie pożałujesz- szepnęła, przybliżając swoją twarz do jego
-Nie, no tego już za wiele- mruknęłaHermiona i szybkim ruchem ręki zmieniła całkowicie swój wygląd. Miała na sobieczarne szpilki, obcisłe jeansy i fioletową, rozpiętą do połowy, jedwabnąkoszulę. Rozpuściła włosy i ruszyła przed siebie. Amy i Erik szybko pozbieralisię i zaczęli z uwagą śledzić rozwój wypadków
-Hej, Weronika!- Krzyknęła Hermiona,machając ręką. David oniemiał, a blondynka była wyraźnie niezadowolona, że jejprzerwano- Co robisz?
-Uczę się- mruknęła dziewczyna ironicznie,poprawiając włosy
-To miłe- Granger uśmiechnęła się słodko- Amogłabyś, z łaski swej, odpieprzyć się od mojego faceta?
-Słucham?- Puchonka wyraźnie zaniemówiła
-Weź swój zasrany tyłek i wypierdalaj stąd,bo inaczej porozmawiamy- Hermiona wciąż uśmiechała się słodko
-Bo co mi zrobisz?- Groźba nie zrobiła najmniejszegowrażenia na Weronice
-Oj, nie chcesz widzieć- mruknął Dave
-Świetnie- warknęła- świetnie. Mam was wdupie
-To chciałam usłyszeć- Modliszka uśmiechnęłasię jeszcze szerzej, odprowadzając wzrokiem lalunię
-Pięknie to rozegrałaś- pochwaliłprzyjaciółkę Erik- Po prostu cud, miód i orzeszki
-Dziękuję- odetchnął David- Nie śmiejciesię! Nie ma z czego! Ja naprawdę myślałem, że ona mi coś zrobi!
-Tak,trzeba być tobą, żeby nie móc spławić natrętnej panienki- zaśmiał się Potter-Chodźcie, wracamy do pokoju. To był zdecydowanie za długi dzień
-Zdecydowanie…- mruknął Erik i ponownie sięzaśmiał
*Sai- inaczej „róg śmierci„,to japoński sztylet podobny do widełek.
Rozdział 21: Mecz
Koniec października minął spokojnie. Zpowodu żałoby po Lupinie nie odbyła się uczta z okazji Nocy Duchów. Listopadrównież nie przyniósł nic nowego, poza pierwszymi opadami śniegu. Harry powolipowracał do normy. Może trochę mniej się uśmiechał, ale jego zamiłowanie do kłopotówpozostało bez zmian. Po incydencie z Malfoyem wiele osób bało się do niegopodejść, co jednak nie bardzo przeszkadzało paczce przyjaciół. Na szczęście niesprawdziły się przewidywania Hermiony i nikt nie zwrócił uwagi jakiego rodzajusztyletu użył chłopak.
Wszystkie drużyny ćwiczyły często, bo pierwszegogrudnia miał odbyć się pierwszy mecz, pomiędzy rocznikiem IV a VI. Harry wcalenie oszczędzał swoich podopiecznych, więc kiedy 27 listopada, w sobotę,zarządził trening drużyna nie była zbyt zachwycona, cieszyli się, że odbywałsię po południu. Mimo, iż ich trener był trochę dziwny i bardzo wymagający, oniczuli do niego jakąś sympatię.
-Cześć- przywitał się Harry, wchodząc z Amyna stadion- Dzisiaj sobie nie polatamy
-Czemu?- Zdziwiła się Marta
-Wracamy do zamku, mamy trochę spraworganizacyjnych- odparł po prostu kapitan i ruszył z powrotem w kierunkuszkoły. Zaprowadził szóstoklasistów do Pokoju Życzeń i poprosił, żeby usiedli
-No więc, jesteśmy drużyną, za cztery dnipierwszy mecz, a my nie mamy nazwy ani strojów. Dlatego właśnie zaprosiłem wasna ten nietypowy trening- wyjaśnił wszystko Harry- Zacznijmy od nazwy. Maciejakieś propozycje?
-Co powiecie na szerszenie?- ZaproponowałDavid
-Odpada- powiedział od razu Harry- Piątyrocznik nazwał się Wściekłe Osy, czwarty- Irlandczycy, a trzeci- Tajfuny.
-Ja trochę nad tym myślałam- przyznała sięHanna Abbot- Mam nawet kilka rysunków, ale zostawiłam je w dormitorium
-A o czym myślałaś?- Zapytała Amy
-Diabły
-Czerwone?- Zapytał od razu Thomas- Tak jakManchester United?
-Co?- Zdziwił się Erik
-Taka drużyna piłkarska- powiedział Potter-Mi się podoba, a wy?
-Tak, w porządku. Oddaje nasz styl gry-uśmiechnęła się Marta- To co? Czerwone Diabły?
-Hogwardzkie Diabły- powiedział David- Tochyba bardziej pasuje, nie?
-Super- uśmiechnął się Arnie McMillan- Topokażesz te rysunki?- Zwrócił się do Hanny
-Jasne, poczekajcie chwile- pobiegła szybkodo dormitorium i wróciła z małą teczką- Zobaczcie- pokazała im swoje prace i podziesięciu minutach zgodnie wybrali logo ich drużyny: znicz z czerwonymirogami, otoczony płomieniami i czerwony napis: Devils*.
-No to teraz stroje. I tu właśnie przydadząnam się zdolności Amy- powiedział Potter- Działaj- dziewczyna wyjaśniławszystkim swoje pomysły i po godzinie powstał przykładowy strój zawodnika:długie czarne spodnie, do tego czerwona bluzka z długimi, wąskimi rękawami. Naplecach był numer i nazwisko zawodnika, a na piersiach logo na czarnym tle,które wyglądało, jakby wychodziło spod bluzy. Kolejne trzy godziny i wszystkobyło gotowe
-Świetnie, teraz wystarczy wygrać mecz-uśmiechnął się kapitan
-A nie będzie nam zimno w tych ciuchach?-Zawahał się Dean Thomas
-Nie, rzuciliśmy na nie zaklęcie, dziękiktórym ono będzie dostosowywać się do warunków panujących na zewnątrz-powiedział Erik- No to spotykamy się w środę o 15:00. Mecz zaczyna się o 15:30,więc spokojnie się wyrobimy
-To do zobaczenia.
Harry, pomimo pozorów jakie stwarzał bardzodenerwował się swoim debiutem w roli trenera. Przez cały czas podnosił swojądrużynę na duchu, choć sam czuł się fatalnie. Dlatego z ulgą udał się do szatnituż przed meczem.
-Pamiętajcie, gramy agresywnie, ofensywnie,ostro…tak jak was uczyłem. Damy radę!- Uśmiechnęli się lekko i w tym momencieusłyszeli głos komentatora, w którego rolę wcielił się Zachariasz Smith
-Witam wszystkich na pierwszym w tym sezoniemeczu Quidditcha! W tym roku zasady zmieniły się lekko, więc tytułem wstępuwyjaśnię je tym, którzy są nie w temacie. A więc mamy cztery drużyny: roczniktrzeci- Tajfuny pod przewodnictwem Markusa Johnsona, rocznik czwarty-Irlandczycy na czele z Dianą Medom, rocznik piaty, czyli Czarne Osy dowodzeniprzez Ginny Weasley oraz najstarsi szóstoklasiści pod wodzą Harryego Pottera inazwą Hogwardzkie Diabły. Dziś zobaczymy mecz pomiędzy tymi ostatnimi aIrlandczykami. Zapraszam drużyny na boisko!
-Dajcie czadu- powiedział Harry na koniec ipewnym krokiem wprowadził swoich podopiecznych na boisko. Połowa publicznościprzywdziała barwy czerwone, a druga połowa- zielone.
-Kapitanowie, podajcie sobie dłonie- Harrypocałował w rękę niewysoką szatynkę i wsiadł na miotłę- Na mój znak- wypuściław górę znicza- Raz…dwa…trzy!- Podrzuciła kafla i gra rozpoczęła się na dobre.Harry wzniósł się w górę i zaczął przypatrywać się grze. Jego przeciwnik, jakiśkrępy chłopak, postanowił go pilnować, więc Potter nie za bardzo się śpieszył.Podziwiał grę. Jego drużyna radziła sobie całkiem nieźle, choć po pierwszych 20min miała na koncie trzy faule. Ale wynik przedstawiał się na korzyśćszóstoklasistów: 80:50. Zachariasz Smith był w miarę obiektywny, choć nieszczędził złośliwych uwag drużynie Harryego
-No cóż, Diabły chyba słusznie przybrałytaką wyrazistą nazwę. Widocznie ich kapitan, Harry Potter, nauczył ich, że mająwalczyć o kafla za wszelką cenę. I proszę spojrzeć! Kolejne bardzo mocnezagranie pary pałkarzy: Erika Veitha i Davida Bartholdyego! ŚcigającaIrlandczyków chyba będzie musiała odwiedzić panią Pomfrey. Nie, wszystko wporządku, to tylko wyglądało tak groźnie wyglądało…ale cóż to! Potter chybazauważył znicza!- Harry pomknął szybko w stronę bramek swojej drużyny. Wszyscywstrzymali oddech, ale chłopak zatrzymał się ostro przy Eriku i…podałchusteczkę. Po stadionie przetoczyła się salwa śmiechu, która jednak zamarła,kiedy Harry ostro zanurkował naprawdę dostrzegając znicza. Po niespełna 30sekundach złocista piłeczka trzepotała się w jego dłoni
-Koniec! Hogwardzkie Diabły wygrywająpierwszy mecz w sezonie: 230:50! Dziękuję wszystkim za przybycie!
-WYGRALIŚMY!- Krzyczały Diabły, opadając naboisko, na które zaczęła wpływać publiczność
-Gratulacje- uśmiechnęła się Aurelia- Fajnymecz!
-Dobra, drużyna, rozejść się!- KrzyknąłHarry i sam, razem z Erikiem, Davem, Amy, Hermioną i Aurelią ruszył w stronęzamku. Zaszyli się w kwaterze paczki przyjaciół i zaczęli rozważać kolejneaspekty gry.
-Co robicie w święta?- Zapytał Harry
-Ja jadę do ojca- powiedział Erik
-A ja obiecałem rodzicom, że przyjadę dodomu- powiedział Dave ze zbolałą miną- Czekają mnie święta pełne kazań
-Ja muszę być w Twierdzy. Sprawy zawodowe-westchnęła Aurelia- Ale mam wolnego Sylwestra
-Ja mam wolne- uśmiechnęła się Hermiona
-I ja- przytaknęła Amy
-A kto ma ochotę na święta w ŚrodkowejEuropie, w przytulnym domku w Tatrach?- Zapytał Harry
-Co? A gdzie to jest?- Zainteresowała sięHermiona
-W Polsce. Na całą przerwę świątecznąwynająłem przytulny domek u pewnego górala. A jak nam będzie zimno zawszemożemy odwiedzić Deads Island
-Ja się piszę- uśmiechnęła się Amy- A ty,Her?
-Jasne! Kto by przepuścił taką okazję
-A ja wpadnę na Sylwestra- uśmiechnęła sięAurelia- To co teraz robimy?
-Ja muszę lecieć- powiedział szybko Harry izmienił strój na kostium Księcia Ciemności- Snape coś wywęszył i po tak dużejprzerwie to pewnie coś większego- wyjaśnił Potter przywołując swoją broń- Niemartwcie się- założył maskę, pożegnał się i zniknął w czarnym wirze. Szybkoprzeszedł przez monumentalną bramę i ruszył ku wieżowcowi
-Książę! Co ty tutaj robisz!?- Zdziwiła sięHelen, którą spotkał po drodze- Przyszedłeś nas odwiedzić?- Przytuliła go napowitanie.
-Sprawy służbowe, niestety- mruknął chłopak-Pogadamy jak wrócę. Na pewno będę w kiepskim stanie, więc już możesz dzwonić poterapeutę- zażartował i szybko ruszył do windy. Pod drzwiami zastał Snapea ibez słowa wpuścił go do środka
-Coś się kroi?- Zapytał prosto z mostu
-Tak. Po przerwie, którą Czarny Panprzeznaczył na odchorowanie twojego przeżycia, słyszałem, że postanowił sięzabawić z okazji urodzin Lucjusza Malfoya- zaczął mówić szpieg- Dzisiaj w nocy,nie wiem dokładnie, o której, ma zaatakować sierociniec w Aberdeen**. Mieszkatam ok. 90 dzieci i 15 sióstr zakonnych.
-W porządku- powiedział Harry zgniatająckartkę którą trzymał w ręce- Ma pan dokładne współrzędne?
-Tak, proszę- Snape podał mu kartkę- Będęjeszcze potrzebny?
-Nie. A pan tam będzie?
-Tak. Dlatego prosiłbym, żeby nie zrobił mipan za wielkiej krzywdy- skrzywił się lekko mężczyzna
-Jakże mym mógł. Szkoda mi tak dobrzeusytuowanego szpiega- uśmiechnął się Harry- A więc do zobaczenia później, tylkoproszę zabrać ze sobą eliksir przeciwbólowy- obaj zniknęli jednocześnie
-I co?- Zainteresowała się natychmiastHermiona
-Będzie kolejny atak- powiedział Harry- Isam sobie chyba nie poradzę, więc wezwę jeszcze kilku demonów
-My ci pomożemy- powiedział natychmiastErik- W końcu jesteśmy przyjaciółmi
-Ale nie chcę was narażać- powiedział Potter
-Przecież jesteśmy świetnie wyszkoleni-wtrąciła się Hermiona- A poza ty…
-Nie rozumiecie mnie. Nie chcę was narażaćpsychicznie
-To jest wojna- powiedział dobitnie David- Amy jesteśmy wojownikami. Zabijając naszych bliskich nikt nie będzie pytał, czyjesteśmy na to gotowi, czy nie- Harry zamyślił się na chwilę
-W porządku. Ale kiedy uznacie, że to zadużo wrócicie, ok?
-Jasne- odezwała się Amy. Szybko sięprzebrali i całą piątką (Aurelia powiedziała, że nie ma ochoty tego oglądać)deportowali się przed budynek sierocińca. Było zimno i padał śnieg, a nadodatek zaczynało się ściemniać. Wszyscy byli zamaskowani. David, Erik i Amyposzli obejść teren, a Hermiona i Harry zajęli się zabezpieczeniem budynku.Zamknęli wszystkie drzwi i okna, a mieszkańców pogrążyli w magicznym śnie
-I jak?- Zapytał Potter
-Żadnych zabudowań, wokół park. Nikogo nienamierzyliśmy- zrelacjonował David- Mamy ich zabić?
-Tak. Zostawimy Snapea i wyślemy do Toma zwiadomością- powiedział Potter i wyjął miecz- Amy, David, strzelacie najlepiej,ubezpieczajcie nas- przyjaciele skinęli głową i przygotowali łuki. Robiło sięcoraz ciemniej, a Śmierciożercy się nie pojawiali
-Może zrezygnowali?- Zapytała szeptem Hermionaok. 23:00
-Bez obawy, przyjdą- powiedział Harry i jakna zawołanie usłyszeli serię trzasków dochodzących z lewej strony- zaczyna się-mruknął i wysunął się na przód. Za nim stali Hermiona z Erikiem, a z tyłu Amy iDavid. Z parku wyszło ok. 17 roześmianych Śmierciożerców
-Wszystkiego najlepszego, Malfoy- zadrwiłHarry
-Co…? A cholera!- Krzyknął ktoś, ale Erikjuż zdarzył rzucić zaklęcie antydeportacyjne.
Rozdział 22: „Głupio postąpiłeś,Knot”
-Co…? O cholera!- Krzyknął ktoś, ale Erikjuż zdarzył rzucić zaklęcie antydeportacyjne
-Panowie się gdzieś wybierają?- ZapytałHarry- Mieliśmy przecież świętować urodziny Lucjusza. Gdzie jest naszsolenizant?
-Jeśli myślisz, że poddamy się bez walki tosię grubo mylisz!- Krzyknął jakiś Śmierciożerca i wyciągnął różdżkę- Drętwota!- Walka rozpoczęła się nadobre. Zaklęcia rzucane przez zwolenników Voldemorta latały wszędzie i wwiększości były niewybaczalne. Prawie wszystkie były odbijane przez ostrzamieczy, ale niektóre trafiały w ściany budynku sierocińca. Na samym początkuSnape zrzucił maskę i odszedł na bezpieczną odległość, biernie przyglądając sięjak giną jego dawni koledzy. W głębi duszy czuł się fatalnie. Jak zdrajca. Naszczęście te uczucia zagłuszane były przez strach i odrazę do czynów popełnionychprzez Śmierciożerców.
Po kilkunastu minutach i siedmiu mężczyznachze strzałami sterczącymi z ciała, Amy i Erik porzucili łuki i, przywoławszyswoje miecze, włączyli się do bezpośredniej walki. Woleli nie używać zbyt wielemagii, by Ministerstwo nie zwróciło uwagi na fakt, iż w walce uczestniczylinieletni. Cała piątka radziła sobie bardzo dobrze tak, że po skończonej walcemięli tylko kilka zadrapań i poparzeń.
***
W małym, ciemnym pomieszczeniu siedziałodwóch mężczyzn. Wydawali się mało zainteresowani tym, co działo się nawielkiej, biało-brązowej mapie Wielkiej Brytanii. Zdawali się nie zauważaćkilkuset małych, migających, czerwonych światełek. Dopiero po kilkunastuminutach uwagę jednego z nich zwróciło pewne zjawisko w północno-wschodniejWalii.
-Te, John, widzisz to?- Zapytał, wskazującna zdecydowanie większy punkt- To gdzieś koło Aberdeen, nie?
-Ale tam nie ma czarodziei- powiedział jegokolega odkładając gazetę- To musi być coś większego. To wygląda jak jakaś bitwa!-Olśniło go
-O kurka! Trzeba tam wysłać patrol!
-No to na co czekasz?- Zdenerwował się Johni zaczął szybko bazgrać coś na kawałku pergaminu- Masz, zanieś to szybko doBiura Głównego Aurorów
-Jasne, szefie- powiedział mężczyzna iwybiegł z pomieszczenia, zostawiając zafascynowanego przełożonego wpatrującegosię w migający wściekle punkt.
***
-To co zamierzaszze mną zrobić?- Snape na miękkich nogach podszedł do czyszczącego mieczHarryego. Chłopak w ferworze walki zgubił maskę, więc włosy swobodnie opadałymu na czoło
-Złamię ci nogę,rękę wybiję z barku, trochę poobijam i dorobię kilka skaleczeń i oparzeńłatwych do wyleczenia- wyjaśnił chłopak bezbarwnym tonem- Ma pan eliksirprzeciwbólowy?
-Tak. I naznieczulenie- powiedział Snape i wypił zawartość małej fiolki- Możesz zaczynać-kolejne wydarzenia potoczyły się błyskawicznie. Harry kopnął nauczyciela wpiszczel, nasadą dłoni uderzył go w bark i pięścią trafił w nos, powalając gona ziemię. Później kopnął kilka razy w brzuch i, przy pomocy sztyletupokaleczył mu dłonie i twarz. Po tych, bezbolesnych dla niego, zabiegachnauczyciel wyglądał jak po zaciętej bitwie.
-W porządku?-Zapytał Harry
-Tak- powiedziałSnape, próbując usiąść
-Dasz mu to ipowiesz, że kiedy cię unieszkodliwiłem odesłałem z powrotem- Książę podał muczarną, zapieczętowaną kopertę.
-To ja…dowidzenia- pożegnał się Mistrz Eliksirów i zniknął.
***
-„Nie mogę znimi! Jak zwykle na mnie nie zaczekali! Na dodatek pomyliłam współrzędne i idęjak jakaś mugolka…ja im pokażę…O! Już widzę tą ruderę. Tylko ciekawe, dlaczegonigdzie nie pali się światło? Dziwne…A może coś się stało? Nie…ale niezaszkodzi jeśli będę ostrożna”- Wysoka blondynka w czarnej szacie i białejmasce zaczęła skradać się przez ciemny park. Nienaturalna cisza przyprawiała jąo dreszcze-„O Chryste! Co tak śmierdzi?…Boże! Przecież to krew! Mam tylkonadzieję, że tych okropnych mugoli”- doszła do miejsca, z którego widziaładokładnie cały plac przed sierocińcem. Z trudem powstrzymała krzyk.
***
-To co robimy…zciałami?- Zapytał Erik chowając miecz
-Ułożymy je nastos i się zmywamy- powiedział Harry przywracając sobie normalny wygląd- Alejeśli nie chcecie, sam się tym zajmę
-Nie, w porządku.Czuję się lepiej niż myślałam- powiedziała Amy i wyciągnęła różdżkę. Resztaposzła za jej przykładem i po pięciu minutach wrócili do Hogwartu zostawiającna miejscu zdarzenia krew, ciała, uśpione dzieci i jedno, czarne pióro.
***
-Panie, Severuspowrócił- do komnaty wszedł Glizdogon, a za nim Snape, lekko kulejąc z ręką natemblaku i masą niezaleczonych ran na twarzy. Voldemort patrzył na to zumiarkowanym zainteresowaniem siedząc na kamiennym tronie, w połowie ukrytym wcieniu
-Lordzie…-skłonił się Mistrz Eliksirów- Stało się coś strasznego…mięliśmy świętowaćurodziny Lucjusza, kiedy…
-…napadł na wasKsiążę Ciemności- dokończył za niego Voldemort- Oh, mój niewierny szpiegu,długo kazałeś na siebie czekać
-Jak to…?- Zacząłpytanie mężczyzna powoli zaczynając się denerwować
-Ktoś cięuprzedził- zza tronu wysunęła się Narcyza Malfoy z wrednym uśmiechem na twarzyi bólem w oczach- Moja przyjaciółka opowiedziała mi wszystko co widziała. Toznaczy to, jak Potter z jakimiś ludźmi zabił wszystkich, ale ciebieoszczędzając
-Ale to właśnie…-zaczął ponownie Snape
-Łżesz!- Straciłcierpliwość Voldemort- Wiem, że później rozmawialiście i on odnosił się dociebie jak do przyjaciela. To prawda?
-Ależ panie. Janie…to znaczy- zaczął motać się mężczyzna
-Byłeś szpiegiem-powiedział dobitnie Riddle- A szpiegów spotyka zasłużona kara…Ave…!- Nie skończył dokończyć zaklęcia,bo Mistrz Eliksirów zniknął w czarnym wirze- Nie! Pożałujesz, Potter…już ja cięurządzę- mruknął Lord- Narcyzo, przyprowadź mi tu Rickmana.
***
-Jezu! Czy tozawsze musi tak wyglądać?- Zapytał Kingsley załamującym się głosem
-Niestety. Towygląda podobnie jak poprzednie- powiedział jakiś urzędnik
-Boże, kto możemieć na tyle silną psychikę, żeby w taki sposób zabić tylu…
-…zwyrodnialców-dokończyła za niego Tonks- Moim zdaniem powinniśmy go błogosławić, że załatwiłto za nas
-Ale wiesz, żeminister wyznaczył nagrodę za schwytanie go?- Upewnił się Kingsley- 50 000galeonów
-Uuu…niezłasumka- wtrącił Moody i zaśmiał się ochryple- Popatrzcie, co nasz Anioł namzostawił- schylił się i podniósł z ziemi pióro umazane krwią
-To jakiś świr-podsumował jakiś mężczyzna- Bierzmy się do pracy, nie chcę tu siedzieć do rana.
***
-Chodźmy spać,jutro porozmawiamy- zaproponował Erik i wszyscy na to przystali. O dziwo żadnez nich nie miało problemów z zaśnięciem. Nie dane im było jednak się wyspać,ponieważ punkt 7:00 Aurelia zagoniła ich na śniadanie. Sama była równieżciekawa jak powiodła się akcja. Młodzież była lekko otępiona, ale posłuszniepoddała się starszej koleżance. Usiedli na swoich zwykłych miejscach, kiedyprzed Potterem pojawił się kawałek pergaminu
-To on Snapea-szepnął chłopak i zaczął czytać- O cholera! Wpadłem. Żona Malfoya nas widziałai powiedziała Tomowi o mojej tożsamości. Że też jej nie zauważyłem…
-Spokojnie,każdemu mogło się zdarzyć…-zaczęła pocieszać go Amy, ale przerwała Hermionakrztusząc się wodą. Trzymała w rękach Proroka Codziennego i wpatrywała się tępow pierwszą stronę
-Powiedz, że tonie to, co ja myślę- powiedział Harry i chwycił gazetę. Pół pierwszej stronyzajmowało jego zdjęcie w czarnej pelerynie umazanej krwią. Pod nim znajdowałsię zalążek artykułu
Potter okrutnym Księciem
Wreszcie znamy tożsamość legendarnego jużKsięcia Ciemności. Okazał nim się, nie kto inny, jak szesnastoletni HarryPotter! Nasz anonimowy informator powiedział nam, że przez przypadek byłświadkiem wczorajszego zdarzenia, które miało miejsce na obrzeżach Aberdeen.Pan Potter, ukrywający twarz pod maską zmasakrował tam wczoraj w nocy 17Śmierciożerców. A jaka była reakcja ministra? Ogłosił on 50 000 galeonównagrody za schwytanie chłopaka. Czy słusznie zrobił? Więcej na stronie 3.
Cała szkoła wpatrywała się w Pottera. Dumbledore z niedowierzaniem,nauczyciele ze zdumieniem, a uczniowie ze strachem i podziwem. Nikt się nieodzywał.
-Chyba będęmusiał się zmyć- mruknął Harry i wstał. W tym momencie do Wielkiej Sali wpadłoddział aurorów z różdżkami wycelowanymi w chłopaka.
-Nie ruszaj się!-Krzyknął jakiś wysoki, postawny mężczyzna. Miał ok. 40 lat, ale jego twarzpoorana była bliznami. Prawie jak twarz Moodyego- Nazywam się Paul Simpson, aty jesteś aresztowany pod zarzutem zabójstwa 31 osób. Masz prawo…
-…pójść sobie?-Wtrącił chłopak, co zamurowało urzędników- Czy wy naprawdę myślicie, że poddamsię bez walki?- Zapytał arogancko
-Jeśli będzietrzeba wyniesiemy cię pod białym prześcieradłem- odciął się dowódca grupy
-Dość!- W ichstronę zmierzał Dumbledore- To bzdura! Na pewno da się to jakoś wyjaśnić,przecież to niemożliwe, żeby on…
-Niestety,dyrektorze- powiedział twardym tonem Kingsley Shacklebolt- Mamy rozkaz i zeznania świadka
-Spokojnie, i takprzecież mnie nie zabiorą- powiedział Potter patrząc w oczy Tonks. Dostrzegł wnich niepewność i coś na podobieństwo…wdzięczności?- A więc Knot postanowiłjeszcze bardziej ułatwić Voldemortowi działanie?- Zwrócił się do reszty aurorów,którzy nie bardzo wiedzieli jak postąpić- Świetnie- zaczął iść w stronęurzędników. Zatrzymał się ok. 2 metrów przed nimi- Miło było was spotkać- skłonił się izniknął w obłoku czarnej mgiełki
-Uciekł…- szepnąłdowódca oddziału i zaklął siarczyście- Przesłuchajcie jego przyjaciół, tutejszymistrz eliksirów powinien mieć veritaserum- kilku mężczyzn skinęło głowami iruszyła w stronę lochów
-Jak toprzesłuchać? Nie pozwolę na to!- Krzyknął Dumbledore
-Ty nie masz nicdo gadania- warknął Paul- Taki jest rozkaz ministra- zabrali Erika, Amy,Hermionę i Davida i zaprowadzili do pustej klasy. Snape wiedział, co się stało,więc wcisnął urzędnikom fałszywy eliksir. Po kilku godzinach oddział odszedł zpustymi rękami, a młodzież wróciła do pokoju, by czekać na wiadomość odprzyjaciela.
***
-Panie Ministrze,Paul Simpson do pana- powiedziała ładna blondynka wchodząc do wyłożonegoboazerią gabinetu
-Wpuść go-powiedział natychmiast Knot, nerwowo obracając w ręce szklankę z bursztynowympłynem. Po chwili do pokoju wszedł wysoki mężczyzna
-Uciekł- powiedziałna wstępie- Zniknął w obłoku czarnego dymu. Przesłuchaliśmy jego przyjaciół poddziałaniem veritaserum, ale nie wiedzą, a że jest księciem dowiedzieli się zgazety. Przeszukaliśmy też jego pokój, ale znaleźliśmy tylko to- podałprzełożonemu czarny pergamin zapisany czerwonym atramentem. Knot przeczytał goi jednym duszkiem wypił zawartość szklanki trzymanej w dłoni. Wiadomośćbrzmiała tak:
Głupio postąpiłeś, Knot. Miałeś we mnie przyjaciela,teraz masz wroga. Możesz już zacząć się bać.
Książę Ciemności
-Przykro mi-powiedział Simpson i wyszedł, zostawiając podłamanego ministra.
Rozdział 23: Cisza poburzy.
-ŻECO?! UJAWNIŁEŚ SIĘ?!- Krzyczał Victis- Jak mogłeś być tak lekkomyślny i niezauważyć jakiejś cholernej baby?! Nie tego cię uczyłem…- dodał na koniec i jużnic nie powiedział. Daniel wolał się nie wypowiadać, a Helen patrzyła na niegoze zrozumieniem
-Dajspokój- powiedziała- Każdemu się mogło zdarzyć. Ale mogłeś wszystkiemuzaprzeczyć, a nie od razu spektakularnie znikać…no ale cóż, co cię nie zabijeto cię wzmocni
-Dzięki. Teraz zamelinuję się na Death’s Island i będę szukał informacjio Amulecie. W końcu od czegoś trzeba zacząć- westchnął, ale zaraz sięuśmiechnął- Ale w przerwach będę uprzykrzał życie Knotowi. To lecę- cmoknąłprzyjaciółkę w policzek i zniknął
-Jakdziecko- mruknął Victis.
***
-Wreszcie jesteś- powiedziała Amy- Gdzie tak długo byłeś?
-Przepraszam, zapomniałem, że w Mieście czas zamrażany jest tylkopodczas szkoleń i w moim gabinecie- usprawiedliwił się chłopak- Przesłuchiwaliwas?
-Tak-potwierdził Dave- Ale na szczęście Snape podrzucił im fałszywe veritaserum, atym głąbom nawet nie przyszło do głowy to sprawdzić.
-Ijeszcze przeszukali nasz pokój, ale na wszystkie niezwykłe rzeczy mamy ponakładanezaklęcia- dodał Erik
-Zboczenie zawodowe- uśmiechnęła się Hermiona- I co postanowiłeś?Będziesz dalej tu mieszkał?
-Nie,przenoszę się na Jolly Roger. Muszę jeszcze tylko pogadać z dyrektorem i poczęści mu wyjaśnić tą sytuację- Harry potarł zmęczone oczy- I jeszcze skontaktowaćsię z nowym szpiegiem, bo Snape jest spalony. Na szczęście przewidziałemmożliwość wystąpienia takiej sytuacji, więc już na początku kazałem nowemuwkraść się w łaski Toma.
-Toidź najpierw do Dumbledorea- powiedziała Amy i cmoknęła go w usta- Miałeściężki dzień, idź już
-Wpadnę jeszcze po rzeczy- powiedział Potter, zmienił się w sokoła iwyleciał przez otwarte okno. Bez trudu odnalazł gabinet dyrektora i zastukał wszybę. Staruszek, myśląc, że to późna sowa otworzył okno i ze zdziwieniemspojrzał jak sokół zmienia się w jego byłego podopiecznego
-Harry! Na litość boską, co ty tutaj robisz?
-Przyszedłem porozmawiać- powiedział po prostu chłopak i bez zaproszeniausiadł na czerwonym fotelu- Pomyślałem, że przydadzą się panu wyjaśnienia.
-Oczywiście. Dziękuję, że przyszedłeś- powiedział dyrektor zajmującmiejsce- Cytrynowego dropsa?
-Niesądzę, żeby to był odpowiedni moment- powiedział ostrożnie Harry powstrzymującwybuch śmiechu
-Awięc, może powiesz mi, jak to się stało.
-Niemogę powiedzieć wszystkiego, bo byłoby to zbyt niebezpieczne. Powiem tylko, żeprzeszedłem dwa szkolenia, które zrobiły ze mnie…
-…zabójcę- wtrącił dyrektor bezbarwnym tonem ze smutkiem patrząc nabyłego ucznia
-…powiedzmy, że wojownika- uśmiechnął się chłopak- Okazało się również,że jestem prawowitym władcą pewnego ludu i mam do wypełnienia misję: usunięciez tego świata jak największej ilości Śmierciożerców.
-Aleskąd wiedziałeś, kiedy miały odbyć się ataki i gdzie?- Zadał kolejne pytanieDumbledore
-Miałem świetnie wyszkolonego szpiega- odparł po prostu chłopak
-Miałeś?- Złapał go za słowo dyrektor- Czyli już nie masz?
-Chwilowo nie, ale jeszcze dzisiaj skontaktuję się z zastępcą, który…aleto może pozostawię dla siebie
-Nieufasz mi?- Spytał ze smutkiem staruszek
-Nie.I chyba mi się pan nie dziwi- powiedział Harry chłodnym tonem- Stracił pan mojezaufanie nie mówiąc mi o przepowiedni. Ale i tak wyszło mi to na dobre. Byłominęło. Proponuję, byśmy żyli w zgodzie.
-Czyli?- Zapytał ostrożnie Dumbledore
-Czyli ja nie przeszkadzam panu, pan nie przeszkadza mi. I prosiłbymjeszcze, by nie nagabywał pan moich przyjaciół. Oni o niczym nie wiedzieli-skłamał gładko Harry- No, ale cóż. Na mnie już czas
-Zaczekaj chwilę- poprosił dyrektor- A może potrzebujesz pomocy? Maszgdzie się schronić?- Na te słowa Potter uśmiechnął się ironicznie
-Czypan naprawdę myśli, że ukrywałbym się przed panem przez wakacje i teraz wjakiejś chatce nad jeziorem? Nie sądzę. Nie potrzebuję niczyjej pomocy, jasne?I jeśli dowiem się, że próbuje pan ustalić mój adres gorzko pan tego pożałuje-posłał mu jedno ze swoich spojrzeń typu „dostosuj się, albo zginiesz”- Dowidzenia-pożegnał się i zniknął w obłoku czarnego dymu pozostawiając dyrektora z wielomasprawami do przemyślenia.
***
Wkuchni panowała nienaturalna cisza. Zwykle przed zebraniem panuje okropny gwar.Wszyscy dyskutują ze sobą i wymieniają się spostrzeżeniami. Tym razem jednakbyło inaczej. Prawie nikt się nie odzywał. Tylko nieliczni rozmawiali ze sobąszeptem, jakby nie chcąc zmącić tej grobowej ciszy. Pani Weasley, zwykle wesoła,dziś siedziała obok swojego męża z chusteczką w ręce i zapuchniętymi oczami.Pobieżny obserwator mógłby pomyśleć, że ktoś umarł, ale nie miałby racji.
-Dzień dobry- do pomieszczenia wszedł Dumbledore i w ciszy zajął swojemiejsce- Zapewne wiecie, co będzie tematem naszych dzisiejszych rozmów.
-Alejak to się stało?- Zapytała cicho pani Weasley zachrypniętym głosem- Przecieżon…-znów łzy popłynęły jej po policzkach-…to jeszcze dziecko? Jak mogliśmy gozostawić? Dlaczego?- To pytanie zawisło w powietrzu.
-Naprawdę, Molly, nie wiem, co ci odpowiedzieć- odezwał się w końcudyrektor- Rozmawiałem z nim…
-Co?-Ożywiła się Tonks- Nic mu nie jest? Co mówił?
-Spokojnie. Zjawił się w moim gabinecie niecałe dwie godziny temu. Dośćdobitnie wyjaśnił mi, że nie potrzebuje mojej pomocy- Snape w duchu uśmiechnąłsię ironicznie. Już wyobrażał sobie, co w wykonaniu Pottera znaczyło „dośćdobitnie”- Dlatego też dostosujemy się i nie będziemy go szukać. Jegoprzyjaciele podobno nic nie wiedzieli, więc ich też zostawiamy…
-…aleDumbledore- wtrącił Kingsley buntowniczym tonem- Mamy tak po prostu odpuścić,bo jakiś szczeniak tak sobie życzy? Przecież znajdziemy go i będziemyobserwować, a on nawet tego nie zauważy
-Nieradzę- wtrącił Snape i wszystkie głowy zwróciły się w jego stronę- Czy tynaprawdę myślisz, Shacklebolt, że ten chłopak, który bez żadnych problemów zabił trzydziestuludzi, nie jest wyszkolony w sztuce szpiegostwa?
-Askąd wiesz, że był szkolony, skoro ja tego nie powiedziałem?- Zapytałpodejrzliwie Dumbledore
-Dajspokój, Albusie, przecież nie można nauczyć się zabijać z książek- mruknąłSeverus, karcąc się w duchu za to, że dał dyrektorowi powód do podejrzeń
-Masz rację, przepraszam- powiedział staruszek pocierając oczy- Sądzę,że nic już nie wymyślimy. Idźcie do domów. I błagam was, na miłość boską, niedajcie mu powodów do podejrzeń. On jest bardzo nieufny i podejrzliwy- wszyscyskinęli głowami i wyszli, zostawiając w pomieszczeniu tylko panią Weasley igłęboko zamyśloną Tonks.
***
Po przetransportowaniu rzeczy naJolly Roger, Harry udał się do Miasta Mroku, gdzie był umówiony z Nami Won,która miała zastąpić Snapea. Zastał ją przed swoim gabinecie. Miała 23 lata,ale wyglądała ja piętnastolatka. Jej niski wzrost i ta dziecięca niepozornośćrobiły z niej groźnego przeciwnika. Miała brązowe oczy i, również brązowe,włosy do ramion. Ubrana była w przylegającą do ciała czarną bluzkę ze stójkąoraz obcisłe, jasne jeansy. Na nogach miała tenisówki.
-Witam- przywitał się Potter iwpuścił ją do środka- Po pierwsze ustalmy sobie pewne sprawy…- mówił piekielnymjęzykiem, ponieważ nie był pewny, czy dziewczyna zna angielski- Mów mi poimieniu. Nie znoszę formy „panie”. Po drugie: zjawiaj się tutaj co trzy dniziemskie, chyba, że wyniknie jakaś nieprzewidziana sytuacja, albo ja się z tobąskontaktuję. Wtedy wzywasz mnie telepatyczni, ok.?
-Jasne- uśmiechnęła się piękniedziewczyna. W tym momencie chłopakowi zapaliła się czerwona lampka
-Liczę na twój profesjonalizm- powiedziałHarry, mając nadzieję, że dziewczyna zorientuje się, o co mu chodzi. Wolał nieryzykować jakiś nieodpowiednich sytuacji. Dziewczyna zaśmiała się
-Nie ma sprawy. Ja mam męża-pokazała mu obrączkę i wróciła do spraw bardziej poważnych- Udało mi sięzaskarbić przychylność Voldemorta i już jutro mam przystąpić do kręguŚmierciożerców
-Znakomicie. Zabezpieczzaklęciem lewe ramię, żebyś mogła usuwać później ten okropny tatuaż. Jakieśpytania?
-Nie- powiedziała dziewczyna-Cześć- pożegnała się i wyszła. Harry opadł na fotel i potarł zmęczone oczy.Zaczął lekko przysypiać, kiedy usłyszał pukanie do drzwi. Zdziwił się, bo byłojuż grubo po północy
-Proszę- do gabinetu weszłaHermiona- Co ty tutaj robisz?
-Przyszłam cię odwiedzić-uśmiechnęła się
-A tak poważnie? Widzieliśmy siękilka godzin temu- powiedział Potter- Coś się stało?
-Właściwie to nie…to znaczyodwiedziła nas Tonks
-Tonks? A czego ona mogłachcieć?- Zdziwił się chłopak
-Prosiła, żeby ci to przekazać-Hermiona podała przyjacielowi zapieczętowaną kopertę- Oooook…- ziewnęłapotężnie dziewczyna- Zmywam się. Pa- cmoknęła go w policzek i zniknęła wczarnym wirze. Harry był bardzo zaintrygowany listem, ale zmęczenie dawało musię we znaki. Zdecydował, że przeczyta go jutro, więc przeniósł się na DeathsIsland i od razu zasnął w swojej kajucie.
Z samego rana wybrał się nawyspę, żeby trochę pobiegać. Dopiero po śniadaniu przypomniał sobie o liście odTonks. Zaintrygowany rozerwał pieczęć i zaczął czytać:
Londyn, 28 listopada
Drogi Harry
Może jesteś zdziwiony, że do Ciebie piszę,ale nie mogłam się inaczej z tobą skontaktować, a muszę ci to powiedzieć.Sądzisz pewnie, że chcę cię skarcić za to, co zrobiłeś. Otóż nie. Chciałam cipodziękować.
Kiedy pierwszy raz zobaczyłam skutki twojegodziałania pomyślałam, że to jakiś niewyżyty psychopata. Byłam w szoku. Jakmożna było zrobić coś takiego? Ci wszyscy ludzie…to było silniejsze ode mnie. Nienawidziłam Cię. Zato, co robiłeś. Za to, jak to robiłeś.
Ale po tym, jak zginął Remus zaczęłam znowunad tym myśleć. I w końcu chyba Cię zrozumiałam. Twoje uczucia, motywy…W pewnym momencie sama chciałamzacząć działać. Chciałam się zemścić. Tylko ta jedna myśl kołatała mi się wgłowie. Zemsta. Gdy pojawiłeś się po raz drugi i wysłali mnie do uprzątnięciaciał robiłam to z przyjemnością. Może to zabrzmi dziwnie, ale byłam szczęśliwa.Szczęśliwa, że ci zwyrodnialcy ponieśli zasłużoną karę. Za swoje czyny. Za tychwszystkich niewinnych ludzi. Za Remusa…
Nikt tego nie wiedział, ale ja i Remus niebyliśmy tylko przyjaciółmi. To on pokochał mnie pierwszy. Na początku niechciałam go…byłam taka głupia. Ale dwa dni przed tym, jak zostaliścieporwani zdecydowałam się dać mu szansę. Po raz pierwszy poczułam, co to znaczy naprawdękochać i być kochanym. Ale i to zostało mi zabrane. Może za dużo napisałam, aleczuję, że mogę ci zaufać. Czuję, że ty umiesz słychać.
To chyba tyle, co chciałam Ci powiedzieć. Nieoczekuję odpowiedzi. Czytając te list pewnie uznasz mnie za sfrustrowaną wariatkę,ale ja chciałam, żebyś po prostu wiedział. Ulżyło mi.
Tonks
PS: Myślę, żew tych czasach nadawałbyś się na Ministra znacznie bardziej, niż Knot czyDumbledore.
Harry siedział oniemiały przy stole. Wżadnym wypadku nie spodziewał się takiego wyznania. Był zszokowany. Zdziwił godwie rzeczy: że tak wesoła, młoda kobieta potrafiła napisać tak szczery iwzruszający list oraz, że w ogóle go napisała. Chłopak nie wiedział, co o tym sądzić.
Myślał o tym przez kilka dni, ażw końcu postanowił, że porozmawia z nią przy najbliższej okazji. Codzienniespotykał się z przyjaciółmi i przeszukiwał prywatną bibliotekę (po jego ojcu),szukając wzmianek o Amulecie Śmierci. Tylko w dwóch czy trzech książkach był onwymieniony, jednak nigdzie nie było o nim napisane więcej, ponad to, co Harryjuż wiedział. Po tygodniu żmudnych poszukiwań zdecydował się poprosić o pomoc Bezimienną.Przeczytał bowiem, że największa magiczna biblioteka dotycząca starożytnego Egiptuznajduje się w Reykjavik, stolicy Islandii. Nikt przypadkowy nie wiedział, gdziesię znajduje, dlatego odwiedzać ją mogli tylko nieliczni. I tu właśnieprzydatna okazała się Bezimienna. Bez większych problemów załatwiła chłopakowiwstęp do niej aż do wigilii. Nie zastanawiając się pożegnał się z przyjaciółmii wyruszył na podbój Reykjavik.
Rozdział 24:Niespodziewana pomoc
Harrynie wiedział, gdzie może bezpiecznie pojawić się w Reykjavik, by nikt go niezauważył, więc wybrał mugolski sposób podróżowania- samolot. Przez Internetzarezerwował lot z londyńskiego Heathrow prosto do Reykjavik. Odlot miał o8:20, więc na lotnisku zjawił się już o 6:00. Wolał nie ryzykować spóźnienia.Bez problemu przeszedł odprawę (fałszywe dokumenty na nazwisko Williams,podrobione przez Bezimienną, były bez zarzutu- wolał nie rzucać się w oczy) iusiadł w samolocie. Przez całą, trzygodzinną drogę myślał o Amy, z którąpożegnał się poprzedniego dnia. Prawie cały czas miał zamiar spędzić wbibliotece, więc nie przewidywał możliwości spotkania się z przyjaciółmi. Zlotniska w stolicy Islandii wyszedł po 12, więc od razu ruszył w poszukiwaniubiblioteki. Bezimienna narysowała mu mapę, która była zadziwiająco dokładna,więc już po 15 min dotarł na miejsce i stanął przed żelazną, czarną bramą. Bezwahania przekroczył ją i ruszył w stronę niedużego, kwadratowego domku. Tużobok drzwi wisiała czerwona tabliczka z napisem…biblioteka. Harry zdziwił sięlekko i jeszcze raz sprawdził mapę. Na odwrocie zauważył dopisek
Niech pozory cię mylą, pytaj o wypożyczalnięniebieskich pomidorów.
Terazto już w ogóle nic nie rozumiał. Postanowił jednak zaryzykować. Śmiało wszedłdo budynku i skierował się w stronę biurka, za którym siedziała kobieta wśrednim wieku, pogrążona w czytaniu jakiegoś opasłego tomiska. Potter ruszył wjej stronę i chrząknął dając znać o swojej obecności
-Witam, w czym mogę pomóc?- Zapytała po islandzku
-Przepraszam, czy mówi pani po angielsku?- Zaczął rozmowę chłopak
-Trochę- uśmiechnęła się i przemówiła w języku zrozumiałym dla chłopaka-Więc w czym mogę pomóc?
-Niewie pani gdzie znajdę wypożyczalnię niebieskich pomidorów?- Zapytał i od razupoczuł się dziwnie. Kobieta zmierzyła go wzrokiem i dała znak, żeby poszedł zanią. Przeszli między regałami, aż do małych, niebieskich drzwi bez klamki.Kobieta stuknęła w nie siedmiokrotnie i po chwili te otworzyły siębezszelestnie
-Idź-powiedziała- Tam się tobą zajmą- Harry podziękował i ruszył we wskazanymkierunku. Przez chwilę szedł dość ciasnym tunelem, aż dotarł do ogromnej salipełnej milionów książek. Potterowi szczęka opadła ze zdziwienia
-Piękne, prawda?- Usłyszał głos w piekielnym języku i ujrzał ok.czterdziestoletniego mężczyznę z fajką w dłoni- Bezimienna uprzedziła mnie, żesię pan pojawi- skłonił się lekko- Nazywam się Geir Grimsson
-Harry Potter, miło mi- chłopak uściskał rękę mężczyzny
-Mirównież. Bezimienna wspominała, że do swoich poszukiwań potrzebujesz spokoju isamotności, więc zostawiam pana samego. Gdyby pan czegoś potrzebował, proszęzawołać- uśmiechnął się i wyszedł, a Harry ruszył by zagłębić się w lekturze.
***
Mimo, iż Harryego nie było już prawietrzy tygodnie dziwny nastrój nie opuszczał murów Hogwartu. Jego przyjaciele niemieli inspiracji dla kolejnych numerów, a poza tym byli strasznie zirytowanipublikacjami regularnie pojawiającymi się w Proroku Codziennym. Przez ostatniekilka tygodni Harry ze zwykłego nastolatka stał się najpierw bezwzględnymmordercą, później ofiarą jakiegoś nieudanego eksperymentu, następnie wampirem,później potomkiem Merlina, by zakończyć jako niezrównoważony psychiczniebandyta. Większość ludzi w to nie wierzyła, dlatego dla nich Potter wciążpozostał sojusznikiem w walce ze złem. Nie zmieniło to jednak faktu, że aurorzystawali na rzęsach, by choćby wpaść na ślad Księcia Ciemności. Niestety nieudawało im się to.
Na święta uczniowie rozjeżdżalisię dopiero dzień przed wigilią, więc mięli jeszcze tydzień czasu. PrzyjacielePottera nie martwili się o niego, choć ten nie odzywał się od chwili wyruszeniado stolicy Islandii. Starali się również nie rzucać za bardzo w oczy, ale niebardzo im się to udawało, bo bez Szatana było strasznie nudno. Dlatego też byłokilka wypadków (m.in., podpalenie szaty Malfoya podczas jednego z obiadów,zamiana beczek z cukrem i sola stojących w kuchni, zamiana soku porzeczkowego wwytrawne wino). Właśnie siedzieli w Wielkiej Sali podczas obiadu i planowalikolejny numer, kiedy podleciał do nich biały gołąb. Zdziwili się, bo listyprzynosiły przecież sowy, ale kiedy zauważyli czarną kopertę od razuzorientowali się od kogo zwierzak przyleciał. Szybko otworzyli ją i zaczęliczytać list napisany czerwonym atramentem.
-No pięknie- muknął Dave-Musiał, idiota, napisać to w jakimś dziwnym języku
-Nie dziwnym, tylko piekielnym-powiedziała Hermiona- Ale użył jakiś dziwnych form. Chyba będziemy musieliwezwać posiłki. Całą piątką (razem z gołębiem) ruszyli do pokoju, gdzietelepatycznie połączyli się z Isabel.
-No co tam- uśmiechnęła sięblondynka wchodząc przez dziurę pod obrazem- Czyżby Książę się odezwał?
-Jakbyś zgadła- powiedziałaHermiona i ledwie opanowała śmiech- Ale najpierw trzeba to przetłumaczyć- terazz trudnością powstrzymywała się przed niepohamowanym wybuchem śmiechu. A to zasprawą cielęcej miny Erika, której na szczęście córka Isabel nie zauważyła
-Nie ma sprawy- powiedziaładziewczyna i zaczęła czytać zawiła pismo- Nic dziwnego, że nie mogłaś tegoprzeczytać. To jest pisane hieroglifami
-No jasne- mruknęła Amy- Siedziod tygodnia wśród starodruków pisanych właśnie tak, więc pewnie już mu odbija
-Nie tak źle- uśmiechnęła sięHermiona- Rzeczywiście, Nina podczas nauki mówiła mi, że nasz język możnazapisać hieroglifami, ale nie miałyśmy czasu, żeby to przerobić.
-Dobra, czytaj już- mruknął Dave
-Nie ma sprawy- uśmiechnęła sięIsabel i zaczęła tłumaczyć
Hej!
Co tam u was? Mam nadzieję, że dajecie popalić Flitchowi i reszcie. Jawciąż szukam. Mam za sobą tony przeczytanych kartek i nic! Nie mogę w touwierzyć, ale ten medalion jakby zapadł się pod ziemię. Mam nadzieję, że jużniedługo coś znajdę.
Ale nie po to do was piszę. Podejrzewam, że okropnie się nudzicie. Mamwięc dla was propozycję. Obiecałem Knotowi, że go trochę pomęczę, a sam niemogę więc może wy podejmiecie się tego haniebnego zadania? Co wy na to? Jeślitak to mogę podsunąć wam kilka pomysłów. Na przykład…
Resztę również przeczytali, co chwila uśmiechając się złośliwie.Wyobrażali sobie reakcję Knota i jego straży. Wybrali wariant, którynajbardziej ich ośmieszał. Najpierw jednak wysłali mu piękny list, którywyglądał mniej więcej tak:
Co, Knot,cieszysz się życiem? I słusznie, bo niedużo ci go zostało. Wiesz, może jednakpowiem ci jak zginiesz? Co byś powiedział na strzał z mugolskiej broni palnej?Albo wylecenie w powietrze. To byłoby niezłe, nie uważasz? Minister Magiipokonany zwykłymi mugolskimi środkami. Pięknie…No cóż, możesz się przygotować,wiec gramy fair. Pozdrowienia
KC
PS: Pamiętaj,Knot, życie jest jak bieg z przeszkodami i łowy padlinożercy. Dla ciebiewłaśnie rozpoczął się ten drugi etap. Ale to ty jesteś zwierzyną.
Bez zastanowienia wysłali go przez gołębia i próbowali się skontaktować zHarrym telepatycznie, ale nic to nie dało, więc zaniechali dalszych prób.
-To idziemy poobserwować nasząofiarę?- Uśmiechnął się Erik. Reszta tylko przytaknęła i ruszyli sięprzygotować. Isabel, która Ne zewnątrz wyglądała jak spokojna, statecznadziewczyna myśląca tylko o kosmetykach i kolejnych podbojach miłosnych, niechciała przepuścić takiej okazji. Poza tym tylko ona jako tako znała się nametodach terrorystów, których mięli zamiar naśladować. Ponieważ zaczynało sięjuż ściemniać ubrali czarne kombinezony podobne do tych używanych przez wojownikówninja i zniknęli w czarnych obłoczkach (Isabel razem z Erikiem, a Hermiona zDavem). Pojawili się w ciemnym lasku niedaleko posiadłości Ministra.Lokalizację znali już wcześniej, bo podejrzewali, że może się przydać. Dostrzegliświatło w kilku oknach i sylwetki strażników poruszających się po domu.Zauważyli również psy, biegające swobodnie po terenie posiadłości. Stądwywnioskowali, że nie ma tam czujników ruchu. Przygotowali cały sprzęt iruszyli w stronę muru. Pierwsza wspięła się Amy i położyła się płasko na jegoszczycie. Zaraz pojawiły się tam psy z niezbyt pokojowymi minami. Dziewczynazdziwiła się, że nie szczekają, ale dostała telepatyczną wiadomość od Erika
-„Nie będą szczekać. Mają za zadanie zabić, nie ostrzec. Przecięto imstruny głosowe”- Amy skrzywiła się w duchu. Nie rozumiała, jak można dotakich celów wykorzystywać niewinne zwierzęta. Szybko rzuciła w ich kierunkukawałek mięsa. Głodne bestie rzuciły się na niego i już po chwili leżały naziemi nieprzytomne. W tym kawałku pełno było eliksiru słodkiego snu. Nie mogliużyć magii, bo zapewne na terenie posiadłości były rozmieszczone czujniki. Pozatym nagły błysk mógł przykuć uwagę strażników. Zgrabnie opuściła się na drugąstronę i, tuż przy murze zaczęła iść w stronę domu. Kiedy dołączył do niej Davezajęli pozycję i dali znak reszcie, że są gotowi. Po chwili po drugiej stroniedomu usłyszeli ogłuszający huk, jakby zawalił się jakiś budynek. Naprawdę byłto odgłos wybuchu 40 łajnobomb. Tak jak przypuszczali, większość strażnikówpobiegła sprawdzić co się stało i zostawiła Knota samego, siedzącego wgabinecie. Widać było, że się denerwuje, bo chodził od ściany do ściany.
***
-Boże, co to mogło być?-Denerwował się Minister- I dlaczego oni tak długo nie wracają?!- Był kłębkiemnerwów.
-Proszę się uspokoić- mruknął Paul Simpson. Osobiście uważał, że tencały Książe nie ma z nimi szans. Obaj mężczyźni podskoczyli, kiedy do gabinetuwpadła dymiąca na czerwono puszka, rozbijając szybę w drobny mak
-Aaaa!!! To bomba! Zginiemy!-Zaczął panikować Knot, zupełnie nie wiedząc co robić. Auror również sięzdenerwował, ale po chwili puszka wybuchła z cichym „pyk” zmieniając się wkartkę
-Spokojnie!- Krzyknął Simpson dorozhisteryzowanego przełożonego- To tylko list- podniósł go z podłogi i podałwciąż trzęsącemu się Ministrowi. Ten ostrożnie otworzył kartkę i zemdlał, kiedyze środka wyskoczył deszcz serpentyn i konfetti
-Jeszcze tego mi brakowało-mruknął Auror podchodząc do Knota. Kartka z mieniącym się napisem „Buu!” zgrabnieopadła na podłogę po drodze zamieniając się w kupkę popiołu- Przeklęty bachor-mruknął Paul i zaczął ocucać Ministra
***
-Pięknie!- Uśmiechnął się Erik,kiedy wrócili do pokoju. Widzieli całe zajście, bo ulokowani byli na drzewie rosnącymnaprzeciw gabinetu- Ale jak zemdlał to myślałem, że spadnę z tej gałęzi- mieliniezły ubaw z zachowania niby poważnego polityka
-Wciąż uważam, że pomysł zkonfetti był boski- uśmiechnęła się Amy- To co robimy?
-Ja bym zrobił jakąś imprezę-powiedział David
-Ty tylko o jednym- uśmiechnęłasię Hermiona- Co nie zmienia faktu, że jestem za
-To zwołujemy ekipę!- ZarządziłaIsabel i wszyscy się rozeszli. Zapowiadała się długa noc…
***
Pobyt w bibliotece minąłHarryemu niestety bardzo szybko. Przewertował praktycznie wszystkie książkidotyczące Seta, magicznych przedmiotów, legend i w żadnej z nich nie znalazłjakichkolwiek wskazówek jak dotrzeć do Amuletu. Dowiedział się tylko, że użytybył tylko dwa razy w historii: raz przez Meb (królową białej magii) i raz przezThora (według wierzeń nordyckich bóg z dynastii Asów). Co nie zmienia faktu, żenikt nie wie gdzie się znajduje od co najmniej siedmiuset lat. Dzień przedopuszczeniem biblioteki ubłagał pana Grimssona, by móc zostać trochę dłużej.Normalnie przychodził wcześnie rano i wychodził tuż przed zamknięciem. Terazsiedział przy stole zawalonym zwojami pergaminów zapisanymi niezrozumiałym dlawiększości piekielnym językiem. Był strasznie zmęczony. W pewnym momencieziewnął potężnie i dojrzał coś niezmiernie dziwnego. Obok jednego z regałów zauważyłniekształtny obłok niebieskiej mgiełki. Przetarł oczy sądząc, że to tylkozłudzenie ale tajemniczy obiekt wcale nie miał zamiaru zniknąć. Co więcejzaczął nabierać kształtów i kolorów. Po kilku minutach wyglądał jak sylwetkajakiegoś brodatego mężczyzny. Ubrany był w poplamiony krwią Korzuch wykończonybiałym futrem. Przy pasie miał topór, a jego szyję dzieliło wielkie rozcięcie,które wyglądało, jakby ktoś kiedyś poderżnął mu gardło. Harry był lekkozdenerwowany, więc spytał podnosząc się z miejsca
-Kimjesteś?- Nie uzyskał odpowiedzi- Kim jesteś?- Powtórzył chłopak, ale zjawatylko się uśmiechnęła i wolno ruszyła przed siebie. Potter, niewiele myślącruszył za nią. Po chwili dotarli w najbardziej oddalony od drzwi wejściowychzakątek biblioteki. Tam zjawa podniosła zakrwawioną rękę, Ne której równieżwidniały spore rany i wskazała na jedną z pozycji. Harry niepewnie podszedłbliżej i zauważył tytuł „Mitologia nordycka a egipska”. Już chciał sięgnąć ponią, ale duch mężczyzny po raz kolejny wyciągnął rękę. Tym razem dotknąłchłopaka, na co ten odskoczył, czując zimno promieniujące w stronę serca
-Idźtam, gdzie wszystko się zaczyna i wszystko się kończy. Szukaj wskazówek nakartach historii i nie zrażaj się prędko, bo długa droga przed tobą- odezwałsię zachrypniętym głosem i zniknął, a Harry ocknął się nagle. Wciąż siedziałprzy stoliku, a po zjawie nie było śladu
-Tobył tylko sen- mruknął, choć wcale nie był co do tego przekonany. Na wszelkiwypadek postanowił sprawdzić pozycję, którą wskazał mu duch. Ostrożnie udał sięw tamtym kierunku. Kiedy dotarł do odpowiedniej pułki, o dziwo zauważyłoprawioną w czarną skórę księgę z jego snu. Wyciągnął ją ostrożnie i otworzył wśrodku. Zaczął ją przeglądać, ale nie znalazł nic ciekawego, więc miał ją jużschować, ale zauważył małą paczuszkę, która leżała za księgą. Rozglądnął sięwokół i chwycił pakunek. Szybko się pożegnał i wrócił do wynajętego pokoju.Niecierpliwie otworzył zawiniątko i nie mógł ukryć zdziwienia. Na kawałkupergaminu zapisana była…
Rozdział 25: Święta
…Na kawałkupergaminu zapisana była wskazówka. Nie była ona jednak zbyt jasna:
Gdy Posejdon swego brata spotka,
Którego zobaczyć nie sposób,
Krąg starożytny swe otworzy bramy.
Choć przez ludzi zapomniany
Tylko piekielny pies tajemnice dojrzy,
By poznać śmierci prawdziwą moc.
Harrypostanowił, że nie będzie się na razie tym zadręczał. Był zbyt zmęczony, bysklecić zdanie, a co dopiero rozwiązywać jakieś piekielne łamigłówki.
Następnego dnia obudził się dopiero koło godziny 13:00 czasulondyńskiego. Była wigilia Bożego Narodzenia. Z przyjaciółmi umówiony był na17:00, a z gospodynią przygotowującą jedzenie- o 16:00. Wszystko według czasuGreenwich (nie chciał mylić się przy zmianach czasu, więc nie przestawiałzegarka). Bez zbędnego pośpiechu doprowadził się do stanu używalności iuporządkował notatki (tajemniczą wskazówkę miał cały czas przy sobie). Uprzątnąłpokój i wyszedł. Nie wracał samolotem, ponieważ był już w wynajętym domku i niemusiał szukać bezpiecznego schronienia. Przeniósł się w góry. Tam pogoda byłaniesamowita. Padał gęsty śnieg, a słońca prawie nie było widać. Wiał też lekkiwiatr. Chłopak skierował się szybkim krokiem w kierunku chatki. Wyjął klucze,ale stwierdził, że drzwi są otwarte. Ostrożnie wszedł do środka i skierowałswoje kroki w kierunku kuchni, z której dochodziły jakieś dziwne odgłosy. Zulgą stwierdził, że to tylko gospodyni. Miała około 23 lat, nazywała się Mariai była wnuczką właściciela.
-Dzień dobry- przywitał się grzecznie Harry- Co pani robi tu takwcześnie? Umawialiśmy się na 16:00, a jest dopiero 14:50
-Jakto? U mnie jest 15:50- zdziwiła się dziewczyna, ale zaraz się zaśmiała- No tak,nie uzgodniliśmy jakiego czasu. W Polsce mamy czas środkowoeuropejski, czyli 1+.Nic dziwnego, że się nie zgraliśmy- uśmiechnęła się- Ale nic straconego.Przygotowałam barszcz z uszkami…
-Uszkami?- Tym razem to Harry się zdziwił- Czyimi?
-Ha,ha, ha…nie, to tradycyjna potrawa wigilijna, a uszka to takie pierogi zgrzybami
-Aha-odparł Harry inteligentnie- Rozumiem, że to będą tylko potrawy polskie?
-Nietylko, ale przede wszystkim- zgodziła się dziewczyna i zaczęła wymieniać- Sąjeszcze gołąbki z podrobionymi rybami, karp smażony, ryba po grecku, rolada czosnkowo-ziołowa,groch z kapustą, pierogi ruskie, pierogi z kapustą i grzybami, piernik zbakaliami, makowiec, keks i kutia. Do tego kompot z suszu- Harry patrzył na niąnieco błędnym wzrokiem
-Przepraszam, ale mogłabyś…powtórzyć?- Zapytał niepewnie. Ta tylko sięuśmiechnęła i wyjaśniła co to za potrawy. Stół był już przygotowany. Białyobrus, opłatek, żywa choinka (którą mieli dopiero ubierać) i ogień trzaskającyw kominku. Właśnie nim miały przybyć dziewczyny. Harry akurat zdążył pożegnaćdziewczynę, kiedy płomienie stały się szmaragdowozielone i wyskoczyły z nichnajpierw Hermiona, a później Amy
-Jesteś!- Krzyknęła ta druga i rzuciła się na swojego chłopaka prawiezwalając go z nóg- Tak strasznie tęskniłam!
-Wiem, wiem. Ja też- powiedział i mocno przytulił dziewczynę- To co?Zaczynamy ubierać tą choinkę?
-Zawsze i wszędzie- uśmiechnęła się Hermiona i również uściskałaprzyjaciela. Obie dziewczyny wyglądały pięknie. Amy miała czarne kozaczki,asymetryczną spódnicę, również czarną i białą, haftowaną bluzeczkę. Hermiona zato ubrana była w długą, ciemnofioletową sukienkę z głębokim rozcięciemsięgającym połowy uda. Mięli mnóstwo zabawy z udekorowaniem świątecznegodrzewka. Na pierwszy ogień poszły wyczarowane przez nich światełka onajróżniejszych kształtach (od mikołai począwszy, poprzez bałwanki, zwierzątkana innych dziwadłach kończąc). Później zaczęli wyczarowywać bombki. I dopierowtedy zaczęła się zabawa, ponieważ bardzo spodobało im się nie tyle wieszanieich, co ich tłuczenie. Oczywiście całkowicie „niechcący”. Choinka była gotowadopiero ok. 18:00. Akurat wtedy, gdy zaczęło się ściemniać.
-Toco? Zaczynamy?- Zapytała Amy patrząc na pięknie zastawiony stół
-Czekamy jeszcze na kogoś?- Zdziwiła się Hermiona
-Nie.To puste miejsce według tradycji czeka na zabłąkanego wędrowca- wyjaśnił Harry.Machnął ręką, a wszystkie potrawy zostały przeniesione z kuchni na stół. Wtedychłopak, zgodnie z wcześniejszymi instrukcjami Marii, wziął opłatek i jużchciał wyjaśnić wszystko dziewczynom, kiedy płomienie znów zrobiły się zielonei wyszedł z nich, nie kto inny, jak David
-Znajdzie się jeszcze miejsce?- Uśmiechnął się, a jego twarz była lekkozarumieniona od mrozu
-Jasne- uśmiechnął się Harry- A co cię tu przygnało?
-Toco zwykle. Nie mogłem wytrzymać z rodzinką- chłopak wzruszył ramionami iściągnął kurtkę- No to zaczynaj, gospodarzu- Potter najpierw złożył życzeniaogólne, a później podszedł do Amy
-Życzę ci, byśmy przetrwali wszystkie przeciwności, przeżyli tapiekielną wojnę i mięli masę dzieci- uśmiechnął się, a oczy mu zabłysły- Kochamcię, wiesz?
-Jasne- Amy przytuliła się do niego mocno i pocałowała namiętnie, a tącudowną chwilę przerwał pisk
-Tak!- Obejrzeli się za siebie i zauważyli Hermionę wisząca na szyirozpromienionego Davida
-Tak,że co?- Zapytała zdziwiona Amy
-Tak,że z nim zamieszkam!- Krzyknęła dziewczyna. Parze szczęki opadły do ziemi.Co prawda podejrzewali, że ich przyjaciele mają się ku sobie, ale niepodejrzewali, że to tak szybko pójdzie.
-No,stary, ale zaszalałeś- uśmiechnął się do przyjaciela i poklepał go po plecachobok ściskających się dziewczyn- No to w takim razie życzę wam wszystkiegonajlepszego na nowej drodze życia- podał rękę Davidowi i szepnął mu na ucho-Tylko grzecznie mi tam, dobra?- Ten tylko się uśmiechnął i podszedł do Amy
-No,Modliszka, mam nadzieję, że mi przyjaciela nie ukatrupisz- zaśmiał sięgospodarz przytulając rozpromienioną dziewczynę- Niech wam się wiedzie…
Kiedywszyscy się już wyściskali i wycałowali, wspólnie zasiedli do stołu, którywprost uginał się pod ciężarem różnorakich pyszności. Najbardziej przypadł imdo gustu barszcz z uszkami, pierogi ruskie, ryba po grecku i kutia. Po kolacjibyli opchani do granic możliwości, więc ułożyli się wygodnie na i przed kanapą(na miękkim, futrzastym dywaniku) obok kominka.
-Jakmi miło- westchnęła Amy po kilkudziesięciu minutach bezczynności, mocniejwtulając się w tors swojego narzeczonego- Idziemy spać?
-Bardzo chętnie- ziewnął David
-Wy zHermioną zaopiekujecie się parterem, a ja i moja Róża idziemy na górę-powiedział Harry i podniósł się z podłogi pomagając swojej dziewczynie-Dobranoc wam
-Cześć- uśmiechnęła się Amy i z gospodarzem za rękę ruszyła podrewnianych schodach. Tam zauważyła trójkę drzwi
-Zostaniesz ze mną?- Szepnął jej Harry do ucha
-Nonie wiem…- dziewczyna postanowiła się z nim trochę podroczyć-…tak tam daleko,do mnie bliżej
-A jacię z chęcią zaniosę- zaofiarował się chętnie chłopak poznając zachowaniedziewczyny. Zanim zdążyła coś powiedzieć wziął ją w ramiona i zgrabnie zaniósłdo dużego pokoju. Stała tam mała sofa, dwa fotele, telewizor i wielkie łóżkoprzykryte puszystą kapą. Tam właśnie rzucił Amy chłopak
-Aaa!Ty brutalu!- Oburzyła się na żarty dziewczyna, chociaż łóżko było bardzo miękkie-Nie odzywam się do ciebie!- Ostentacyjnie odwróciła się w druga stronę. Harrypochylił się i zaczął ją przepraszać. I to był jego błąd. Amy zgrabniepociągnęła go na łóżko i usiadła na nim okrakiem
-I tucię mam!- Zaśmiała się i zaczęła łaskotać swojego chłopaka, ponieważ wiedziała,że ten strasznie jest na to wrażliwy. Chłopak po kilkunastu minutach byłcały czerwony i tylko błagał o litość
-Będziesz już grzeczny?- Zapytała Amy
-Taaaak!- Krzyknął Potter między jednym atakiem śmiechu a drugim.Dziewczyna postanowiła się nad nim zlitować, więc zeszła z niego i opadła napoduszki obok. On jeszcze chwilę dyszał ciężko, ale kiedy tylko jego oddech sięunormował przewrócił się na bok i z zachwytem wpatrywał w swoją dziewczynę
-Cosię tak gapisz?- Zapytała ta po chwili, choć pozornie cały czas wpatrywała sięw sufit
-Podziwiam- szepnął chłopak i zaczął całować swoją dziewczynę. Ale nietak zwyczajnie. Najpierw zajął się jej twarzą: czołem, nosem, policzkami. Doust się nawet nie zbliżył. Ona leżała tylko i z niecierpliwością czekała nadalszy rozwój wypadków, coraz bardziej się niecierpliwiąc. Ale Harry nie miałzamiaru się spieszyć. Później zajął się jej uszami, szyją i dekoltem. Potemznowu powędrował w górę i pocałunkami zaznaczył obwód jej ust. Amy była takpodniecona, że nie mogła się doczekać, kiedy wreszcie pocałuje ją naprawdę.Próbowała lekko przechylić głowę, żeby ich usta się spotkały, ale chłopak tylkosię uśmiechnął. Wreszcie zaczął delikatnie muskać jej wargi. Stopniowo zwiększałnatężenie, aż połączyli się w głębokim, namiętnym pocałunku. Jednak tenieśmiałe pieszczoty nie mogły ich zaspokoić, więc zaczęli nawzajem sięrozbierać. Po chwili całkowicie zatopili się w swoich ciałach. Nie liczyło siędla nich nic innego: tylko doprowadzić to drugie na szczyty rozkoszy. W końcustali się jedną duszą i jednym ciałem. Wreszcie mogli sobie okazać jak bardzosię kochają. Dlatego zasnęli szczęśliwi wiedząc, że ukochany jest obok.
***
-Cześćwam!- Do kuchni jak burza wpadli Amy i Harry, oboje już kompletnie ubrani. Wśrodku zastali całującą się parę- Yyy…to my może przyjedziemy później-uśmiechnął się Harry. Hermiona i Dave nawet ich nie zauważyli. Wycofali sięwięc do salonu i zasiedli na miękkiej kanapie.
-Kochanie?- Zapytał Harry
-Hm?-Amy leżała tyłem, opierając się o jego tors
-Czyty nie żałujesz tego co się stało?- Zapytał wprost chłopak
-A tyżałujesz?- Dziewczyna nerwowo odwróciła się w jego stronę
-Nie,skąd! To była najwspanialsza rzecz, jaka mnie w życiu spotkała- powiedziałnatychmiast chłopak i ponownie przytulił Amy- Ale myślę, że postąpiliśmynierozsądnie nie zabezpieczając się- wtedy o dziwo dziewczyna uśmiechnęła sięszeroko i ponownie spojrzała w oczy swego ukochanego
-Muszę ci się do czegoś przyznać…podejrzewałam, że taka sytuacja prędzejczy później nastąpi, więc już od połowy listopada biorę tabletki
-Awięc ty to już wcześniej uknułaś?!- Na żarty oburzył się Potter, choć taknaprawdę kamień spadł mu z serca- Ty mała intrygantko!- Już wstawał, żebypokonać ją jej własną bronią (łaskotkami), ale nieszczęśliwie pośliznął się na dywaniku,wywinął orła i z impetem uderzył o podłogę- O cholera!- Amy nie mogła wytrzymaći zaczęła pokładać się ze śmiechu, a wtórowali jej Hermiona i Dave, który w tymmomencie weszli do salonu
-Rzeczywiście, bardzo zabawne- mruknął Harry rozcierając sobie plecy,ale sam się uśmiechnął- No dobra, koniec przedstawienia. Jakieś śniadanko bymzjadł
-Proszę bardzo- uśmiechnęła się Hermiona ocierając łzy. Machnęłaróżdżką, a na stole pojawiły się cztery nakrycia, dzbanek kawy i półmisek zjajecznicą na pomidorach
-Pycha- mruknęła Amy i wszyscy zajęli się jedzeniem
-Tomoże nam powiesz, co znalazłeś w tej bibliotece?- Zaczął rozmowę Dave. Potteropowiedział im ze szczegółami wydarzenie z ostatniego dnia pobytu w Reykjavik.Później przeczytał im kilka razy wskazówkę i zrobili burzę mózgów
-Noto zacznijmy od początku- powiedziała Hermiona- Przeczytaj jeszcze raz pierwszedwa wersy- Harry posłusznie spełnił życzenie przyjaciółki
-Posejdon miał dwóch braci: Zeusa i Hadesa-powiedział David- I myślę, że chodzi o tego drugiego. On miał hełm, któryczynił go niewidzialnym.
-Noto początek już mamy- uśmiechnął się Harry- Teraz szukamy „Starożytnego Kręgu”.Ale wiele jest takich kręgów. No i co my teraz zrobimy?
-Czekaj, czekaj- zamyśliła się na chwilę Hermiona- Opisz mi jeszcze raztego ducha- zdziwiony chłopak przywołał odpowiednie wspomnienie i telepatycznieprzekazał je przyjaciółce- O, jeszcze lepiej. Chyba wiem, kto to mógł być.Thor, jeden z nordyckich bogów. Widziałam jego podobiznę w jakiejś książce.Musimy szukać w okolicach Skandynawii.
-Amoże spytamy Szatana?- zaproponował Harry i nie czekając na odpowiedź ściągnąłzaklęcie maskujące z przedramion i połączył znak.
-Cześć dzieciaki- uśmiechnął się murzyn- Mniemam, że potrzebujecie mojejpomocy
-Jakbyś zgadł- uśmiechnął się Potter i pokazał przodkowi zagadkę-Pierwszą część już mamy, tylko teraz szukamy „starożytnego kręgu”.
-Wiesz, że jestem neutralny i nie mogę i za bardzo pomagać- powiedziałmężczyzna- Już i tak nagiąłem zasady kiedy ratowałem cię z niewoli Toma
-Wiem, wiem, ale może chociaż jakąś wskazówkę?
-Skupsię na Wyspie- mruknął Lucyfer i zniknął
-Nawyspie…a może Stonehenge!?- Olśniło Amy
-Kochanie, jesteś genialna- uśmiechnął się Potter- Piekielny pies to napewno ponurak. Ale musimy wiedzieć co oznacza spotkanie Posejdona z Hadesem.
-Myślę, że to ma związek z mitologią i koniunkcją planet- powiedziałDavid czując, że bliski jest rozwiązania
-Nojasne!- Harry uderzył się otwartą dłonią w czoło- Posejdon nazywany byłNeptunem, a Hades- Plutonem. Ale takie spotkanie może zdarzać się raz nakilkaset lat
-Zaraz sprawdzimy- powiedziała Amy przywołując jakąś grubą księgę ipergamin. Po 15 min żmudnych obliczeń znalazła wynik- Następna taka koniunkcjabędzie miała miejsce…
Rozdział 26: Bardzowybuchowy sylwester
-Następna taka koniunkcja będzie miała miejsce 15 kwietnia tego roku-wszyscy odetchnęli z ulgą- Mamy niesamowite szczęście
-No,to trzeba przyznać- uśmiechnął się Potter i jakby go olśniło- Prezenty!-Wszyscy spojrzeli w stronę choinki, pod którą leżał stos paczek
-Panie mają pierwszeństwo- uśmiechnął się David i dziewczyny uklękłyobok drzewka.
-Aaaa! Dziękuję, kochanie!- Krzyknęła Amy i rzuciła się na szyjęukochanego. Dostała od niego piękny komplet biżuterii: bransoletkę złożoną zkilkunastu małych różyczek zrobionych ze srebra i czarnego kamienia oraznaszyjnik z wisiorkiem przedstawiającym powiększoną wersję róż z bransoletki.Hermiona dostała od niego flakonik perfum w wymyślnym opakowaniu. Amy wzbogaciłasię jeszcze o kolczyki pasujące do kompletu od Davida, od Erika płytę DVD z jejulubionym filmem („Jeździec bez głowy”). Hermiona również się obłowiła. OdErika dostała piękny obraz na ścianę w stylu popart przedstawiającyniebieskiego diabełka na czarnym tle, od Davida piękny zegarek, a od Amyfioletową torebkę od Pierre Cardin. Alei chłopcy nie żałowali. Harry dostał piękne orle pióro (od Erika), złotegoznicza (od Davida i Hermiony) oraz piękną kuszę z drzewa żelaznego (od Amy).David za to od Hermiony dostał srebrny sztylet, od Erika książkę„Najniebezpieczniejsze rośliny i jak ich unikać”, a od Harryego i Amy- pałkę itłuczek.
Przygotowania do sylwestrowej zabawy szły bardzo dobrze, choć młodzieżnie tylko tym się zajmowała. Chodzili do pobliskiego miasteczka, jeździli nałyżwach (a raczej próbowali się tego nauczyć), grali w Monopoly (zauważyli tągrę w pewnym sklepie z zabawkami i bardzo im się spodobała), albo spędzali miłewieczory przy kominku pijąc grzane wino. Na zabawie sylwestrowej mięli zjawićsię wszyscy ich przyjaciele. Aurelia, Ludwig, Erik, Daniel, Bezimienna, Isabel,Victis i Helen mieli pojawić się 31 grudnia o 15:00. Już o 13:00 wszystko byłogotowe na przyjęcie gości.
-Nudzi mi się- jęknęła Amy leżąc na kanapie.Dochodziła 14:00- Poróbmy coś
-A co?- Spytał zainteresowany David
-Nie wiem- ziewnęła dziewczyna- Możepograjmy w pokera, póki nie ma reszty?
-A na co?- Zainteresował się zaraz Harry
-Jak to na co?- Zdziwił się Dave- Nazrzucanie ciuszków, nie?
-Może być- uśmiechnęła się Hermiona. Obiedziewczyny miały na sobie tyle drobiazgów, że mogły czuć się bezpiecznie
-No to gramy- uśmiechnęła się Amy,wyczarowała talię kart i zajęła swoje miejsce na dywaniku przed kominkiem- Noto zaczynamy- uśmiechnęła się diabelnie i sprawnie rozdała karty. Już po chwilina kanapie wylądowały pierwsze części garderoby. Po godzinie Harry siedział wsamych spodniach, David miał na sobie tylko bokserki i skarpetki, a dziewczynypozbyły się jedynie kilku bransoletek i innych ozdób. I nieźle się bawiły.Kiedy David przegrywał kolejną partię usłyszeli pukanie do drzwi
-Ja otworzę- zaoferował się Harry- To pewniekolędnicy- niestety przeliczył się. W drzwiach stali Aurelia, Erik i Ludwig
-No, widzę, że zaczęliście bez nas-zażartowała kobieta patrząc na strój swojego byłego ucznia
-Ha, ha…można tak powiedzieć- uśmiechnął sięchłopak i szybko włożył koszulkę i luźny krawat- Nudziło nam się, więczaczęliśmy grać w pokera. Napijecie się czegoś?
-Ja poproszę koniak- uśmiechnął się Ludwig
-Mi wystarczy kieliszek wina- powiedziałaAurelia. Goście powoli się schodzili, a zabawa rozkręcała się. O 23:50 ubralisię ciepło i z kieliszkami i butelką szampana wyszli przed dom, żeby obserwowaćpokaz sztucznych ogni w mieście leżącym u podnóża góry. Oczywiście nie obyłosię bez symbolicznego odliczania
-Trzy!…Dwa!…Jeden!…Szczęśliwego NowegoRoku!- Krzyknęli wszyscy razem, a Harry z hukiem otworzył szampana. Staliparami i objęci obserwowali sztuczne ognie
-Kocham cię i mam nadzieję, że ten nowy rokprzyniesie ci tylko szczęśliwe chwile- szepnęła Amy do swojego chłopaka
-Jeśli będziesz ze mną to na pewno tak będzie-powiedział Potter i pocałował ją w usta. Po chwili powrócili do oglądaniapokazu sztucznych ogni, kiedy nagle niebo rozjaśnił znak niepodobny do zwykłychfajerwerków. Setki drobnych, zielonych, migocących gwiazdek tworzyły na niebieniegasnący znak. Mroczny Znak.
-Cholera jasna, nawet w święta nie dadząludziom spokoju- mruknął Victis i zmienił szatę na krwistoczerwoną- To lecimyna dół?
-Jasne- powiedziała Aurelia-Jak zmienimyciuchy łatwiej nam się będzie rozpoznać- wyjaśniła jeszcze reszcie- Różdżki wpogotowiu i nie oszczędzamy nikogo- jednocześnie zniknęli by pojawić siękilkaset metrów dalej, w lesie obok miasteczka. Już stąd słyszeli przerażonekrzyki kobiet i dzieci.
-Grupujemy się. Ja, Helen, Hermiona i Davidna lewo, Daniel, Bezimienna, Isabel i Erik na prawo, a Harry, Aurelia, Amy iLudwig w środek- zarządził Victis. Szybko dobrali się grupami i ruszyli wwyznaczonych kierunkach. Małe miasteczko oświetlone było latarniami i milionamiświątecznych lampek i innych dekoracji. Poza tym na samym środku rynku widaćbyło płonące szczątki czegoś, co jeszcze 5 min wcześniej było sceną. Wśródprzerażonych mugoli i kilkunastu czarodziei wyraźnie wyróżniały się postacie wczarnych szatach z maskami na twarzach. Nie wyglądali oni jednak jak Śmierciożercy.Pomimo tego grupa wyszkolonych wojowników rzuciła się w wir walki. Starali sięnie używać magii, żeby się za bardzo nie zmęczyć. W powietrzu latały strzały,shurikeny…słychać było krzyki zaskoczonych Śmierciożerców i odgłosy stalibłyskawicznie przecinającej powietrze. Jednak Śmierciożerców było więcej. Walkabyła niesamowicie zażarta. W końcu wszystkie trzy grupy tworzyły koło i plecamido siebie starały się odeprzeć przeciwników, którzy o dziwo walczyli całkiemnieźle. Na szczęście, kiedy myśleli, że będą musieli się wycofać usłyszelidziesiątki trzasków aportacji i do walki wmieszali się aurorzy. Niestety niewiedzieli, że dwanaście postaci w krwistoczerwonych szatach są po ich stronie izamiast atakować Śmierciożerców rozdzielili się na dwie grupy: jedna walczyła z„czarnymi”, a druga z „czerwonymi”. Pewnie przyczynił się do tego wyglądmrocznych elfów: każdy z nich przed walką ściągnął zaklęcia maskujące, byjeszcze bardziej zaskoczyć przeciwników. Harry nie chciał zabijać naiwnychaurorów, więc tylko skutecznie ich unieszkodliwiał. Po 20 min. wszyscyŚmierciożercy leżeli martwi, a na polu bitwy zostali tylko aurorzy ipoturbowani przyjaciele.
-Co za idioci!- Krzyknęła Hermiona- Czy oninie widzą, że im pomagamy?!
-Odwrót!- Victis podjął słuszną decyzję.Byli zmęczeni, a urzędników było cztery razy więcej. Wszyscy jednocześniezniknęli, by pojawić się w drewnianej chatce.
-Jestem wykończona- westchnęła Amy. Miałatylko kilka ran na twarzy i rękach- No to pięknie zaczęliśmy ten nowy rok. Kilkudziesięciomatrupami.
-Mogło być gorzej- powiedział Erik i wostatniej chwili podtrzymał Harryego, który był chyba najmocniej poturbowany.
-Co mu jest?- Zapytała natychmiast Amypodrywając się z miejsca
-Z tego co widzę to oberwał kilkoma zaklęciamitorturującymi, zaklęciem noży i chyba klątwą feniksa- powiedziała Bezimiennaoglądając nieprzytomnego chłopaka- Tymi pierwszymi to nie mamy co sięprzejmować, ale tą klątwę ściąga się bardzo długo, podczas pełni księżyca ijeszcze przez długi czas będzie odczuwał jej skutki- spojrzała na chłopaka-Amy, zanieś go do łóżka i opatrz, ja zajmę się resztą- one i Erik były najmniejpoobijani więc zajęli się resztą.
Następnego ranka Harry obudził się całyobolały, a prawe ramię miał ciasno owinięte bandażem. Nie bez trudu wstał,zarzucił na siebie szlafrok i zszedł na dół w nadziei, że spotka kogoś, ktoposiada więcej informacji. Na jego szczęście w salonie siedzieli już wszyscyjego przyjaciele.
-No, wreszcie raczyłeś się ruszyć- powitałgo mile Victis- Jak ręka?
-Nie jest źle- powiedział Harry, choćstrasznie go piekła- Nikomu nic się nie stało?
-Nie, tylko ty oberwałeś klątwą feniksa-powiedziała Amy
-Czekaj…coś sobie przypominam. Jakiś Aurorrzucił na mnie coś od tyłu, nie zdążyłem się uchylić i dostałem w ramie.Później pamiętam tylko, że cały czas mnie ono strasznie piekło- wyjaśniłchłopak
-No tak, dobrze, że nie dostałeś w serce bobyłoby z tobą źle- powiedziała Aurelia- A tak w ogóle to kto to był? Bo nibywyglądali na Śmierciożerców, ale nie zachowywali się jak oni. Byli zbyt…
-…dobrzy?- Dokończyła Helen- Tak, też tozauważyłam. Ale skoro nie oni to kto?
-Sądzę, że to mogli być członkowie pewnejsekty…- zaczęła po namyśle Bezimienna- Podają się za wyznawców szatana, aletakiego przedstawionego w biblii. Doszły mnie niedawno słuchy, że podobnoogłosili „oficjalne” poparcie dla Voldemorta.
-No to świetnie. Czyli on rośnie w siłę, aja muszę czekać do połowy kwietnia żeby go rozwalić?- Harry był wyraźnieniezadowolony
-A czemu akurat do połowy sierpnia?- Zdziwiłsię Daniel
-A faktycznie! Zapomniałem wam powiedzieć…-Harry opowiedział im wszystko ze szczegółami.
-I TY DOPIERO TERAZ NAM TO MÓWISZ!-Oczywiście Victis musiał dość dobitnie wyrazić swoje niezadowolenie. Dopiero pokilku minutach opadł na kanapę.
Konsekwencje bitwy widać było aż do końcaprzerwy świątecznej. Z tym, że wszystkie zadrapania zniknęły, tylko Harryemuwciąż doskwierało ramię. Czasami miał napady tak silnego bólu, jakby ramięprzeszyła mu płonąca strzała. Kolejna pełnia była dopiero 20 stycznia, wiecdługo jeszcze będzie musiał to znosić. Hogwartczycy pożegnali się z resztąprzyjaciół i pociągiem relacji Londyn- Hogsmeade. Na szczęście podróż obyła siębez większych niespodzianek. Niestety już na peronie czekała na nich McGonnagalz nieciekawą miną.
-Do dyrektora. Cała czwórka- wyglądałanaprawdę strasznie- I pani Fight też.
Rozdział 27: Rozmowa (nie)kontrolowana
-Ja?- Zdziwił się Harry- Ale pani profesor,mnie tu nie ma…ja ich tylko odpro…- urwał w pół słowa, bo nauczycielka posłałamu takie spojrzenie, że wolał nie ryzykować. Całą piątką powlekli się zaMcGonnagal ciekawi, co też ważnego przygotował dla nich dyrektor. Uczniowieoglądali się za nimi i szeptali podnieceni. W końcu niecodziennie widzi sięposzukiwanego mordercę kilkudziesięciu Śmierciożerców idącego potulnie za byłąnauczycielką. W milczeniu doszli do kamiennej chimery i po chwili znaleźli sięw okrągłym gabinecie.
-Albusie…- McGonnagal chciała zwrócić uwagęstojącego przodem do okna dyrektora-…jesteśmy. Udało mi się również złapać panaPottera
-Dziękuję ci, Minerwo- odparł tamten iodwrócił się. Harryemu szczęka opadła (oczywiście w przenośni). Jego dyrektorwyglądał, jakby postarzał się o co najmniej 20 lat. Miał worki pod oczami,przyblakłe spojrzenie, a lewa ręka mu lekko drżała- Możesz nasz zostawić?- Tatylko skinęła głową i wyszła- Usiądźcie, proszę- sam starzec również usiadłciężko za biurkiem.
-Czy coś się stało?- Zapytała ostrożnie Hermiona
-Coś się stało? To chyba ja powinienem was oto zapytać?- Dyrektor wydawał się lekko zdenerwowany- Nie macie mi nic dopowiedzenia?
-My? O a co konkretnie chodzi?- Harryemunatychmiast przeszła sympatia do Dumbledorea, którą poczuł, gdy go zobaczył. Nate słowa starzec machnął ręką, a na jego biurku pojawiły się różne gazety, alez tym samym zdjęciem na pierwszej stronie: kilkanaście postaci w czerwonychszatach i masa ciał. Nagłówki głosiły: „Masakra w sylwestra!”, „Rzeź u podnóżagór!”, „Krwawa noc”. Wszystkie opisywała to samo wydarzenie
-I co wy na to? Myśleliście, że się niedowiem?- Zapytał tu patrząc w szczególności na swoją nauczycielkę- Może zdradzimi pani swoją prawdziwą tożsamość?- Dziwnym sposobem odzyskał dawny wiek. A wszczególności jego oczy, które zaczęły lśnić, ale na pewno nie z uciechy
-Nazywał się Aurelia Bernstein i jestemprzywódczynią mrocznych elfów- powiedziała, powracając do normalnego wyglądu.
-A więc to pani grzecznie odmówiła mi pomocyw wojnie- Dumbledore wyglądał na jeszcze bardziej zirytowanego- Może terazwyjaśni mi pani swoje motywy?
-Po prostu nie uważam, żeby pana metody byłyodpowiednie- powiedziała kobieta bez cienia jakiegokolwiek zmieszania
-Odpowiednie? A jego to niby sąodpowiednie!?- Dyrektor wskazał palcem na swojego byłego ucznia, całkiem tracąccierpliwość
-Przynajmniej bardziej efektywne- wtrąciłsię Potter, który również zaczynał się denerwować- Może powie mi pan, po co naspan wezwał?
-Po co? Chciałem przemówić wam do rozsądku!Takim działaniem nic nie osiągniecie!
-Poza zlikwidowaniem kilkudziesięciusługusów Voldemorta- wtrącił się Erik
-Odrąbiecie jedną głowę, to na jej miejscewyrosną dwie!- Widać było, że mężczyzna nie ma zbyt wiele argumentów- To jaksyzyfowa praca! Nigdy się nie skończy, a zginą tylko niewinni…
-Jeśli chce nam pan wmówić, że Śmierciożercysą niewinni to, przepraszam bardzo, kto tu powinien komu udzielać rad?-Zapytała złośliwie Amy
-Nie mówię tu o Śmierciożercach, ale oAurorach! Harry, przecież ty jesteś poszukiwany jako groźny przestępca!Gdziekolwiek się nie pojawisz giną ludzie!- W gabinecie zapadła martwa cisza.Postacie na portretach z zainteresowaniem czekały na rozwój wypadków
-Skoro pan tak sądzi…- widać było, że Potterledwie nad sobą panuje-…to nie sądzę, aby nasza współpraca mogła okazać sięowocna. Dowidzenia- zanim dyrektor zdążył coś powiedzieć chłopak zniknął, azaraz po nim reszta. Starzec walnął pięścią w stół i zamyślił się głęboko.
***
-Panie…- do małej komnaty weszła wysokablondynka- Mam złe wieści
-Tylko mi nie mów, że Potter znowu wyrżnąłmoich ludzi- warknął Voldemort
-No, nie do końca- głos jej lekko drżał, bo,chociaż uważała swojego pana za istotę idealną, to nie była do końca pewna jegozrównoważenia psychicznego- Po pierwsze: to nie był Potter tylko on i jegoprzyjaciele. Z tego co zdołałam się dowiedzieć, to był tam mroczne elfy idemony światła. No i to nie byli twoi ludzie, ale jedna z organizacjipodzielająca twoje poglądy
-Demony i elfy, mówisz?- Złość przeszła mubłyskawicznie. Jego mózg zaczął pracować na przyspieszonych obrotach. Szybkopołączył fakty- Sądzisz, że nasz Potter mógłby być jednym z nich?
-Jest to możliwe- przyznała Narcyza- AlePanie, przecież mroczne elfy to wymarły gatunek. Skąd on mógłby się tam wziąć?
-Nie mam pojęcia- przyznał Voldemort i znówpoczuł wzbierającą w nim złość- Ale jeśli to prawda oznacza to, że nie będęmógł go zabić…a przynajmniej nie przyjdzie mi to łatwo…Cholera jasna!- Tennagły wybuch wystraszy kobietę- Że też ten pieprzony bachor zawsze musipomieszać mi szyki!
***
Minęło półtora miesiąca, a w czarodziejskimświecie nie działo się praktycznie nic. Jakby wszyscy złoczyńcy planowali cośnaprawdę dużego. Jedyne niepokojące zdarzenia miały miejsca w otoczeniuMinistra Magii i były całkowicie niegroźne. Należały do nich m.in. podłożeniekilkudziesięciu łajnobomb pod rezydencję, w której przebywał Knot, podmienieniecałego wina na sok wiśniowy i przedziurawienie opon w ministerialnychsamochodach. I nie trudno domyślić się, kto był ich sprawcą.
Harry i Amy zamieszkali na Jolly Roger. Powydarzeniach z nocy sylwestrowej wszyscy przyjaciele chłopaka zostalidyscyplinarnie wydaleni ze szkoły, podobnie z resztą jak Aurelia. David iHermiona mięli wynajęte mieszkanie na przedmieściach Londynu (załatwione z małąpomocą Bezimiennej), a Erik zamelinował się w domu po dziadkach w Cagliari (naSardynii). Wszyscy spotykali się często, ale poświęcali się własnemu życiu.Harry codziennie rano biegał razem ze swoją dziewczyną wokół Deaths Island.Pozostałą część dnia spędzali na czytaniu książek, zabawie, pływaniu albo innejformie wypoczynku. Harry przez cały czas przygotowywał się do urodzin swojejukochanej, które wypadały w Dzień Zakochanych. Dziewczyna kilkakrotniepróbowała delikatnie przypomnieć Potterowi o tej szczególnej dacie, ale on całyczas udawał głupiego (w duchu śmiejąc się z min Amy). Harry miał zamiarprzygotować coś specjalnego.
-Witam cię kochanie moje w tym jakżecudownym dniu zakochanych- z takimi słowami wpadł czternastego lutego dokuchni, gdzie Amy przygotowywała śniadanie
-Zwyczajne „cześć” by wystarczyło-dziewczyna była wyraźnie nie w sosie. Harry udał, że tego nie zauważył iwręczył jej piękną, różową lilię
-Wiesz kochanie, będę musiał wyskoczyć naparę godzin- powiedział Potter, kiedy już skończyli jeść- Victis powiedział, żepotrzebuje mnie w Mieście. Będę o 15:00, ok.?
-Niema sprawy- dziewczyna uśmiechnęła się lekko sztucznie, ale Harry nie mógłzwrócić jej uwagi. Cmoknął ją w policzek i zniknął. Amy poszła się przebrać ijuż po chwili, w jeansach i czarnej bluzce zapinanej na guziki i białej kurtcedo pasa przeniosła się na przedmieścia Londynu. Upewniwszy się, że w parku niktjej nie zauważył przeszła szybkim krokiem do niskiej kamieniczki. Weszła napierwsze piętro i zapukała. Po chwili w drzwiach stanęła Hermiona
-Amy? Co ty tutaj robisz? Wchodź-natychmiast zaciągnęła ją do środka- David poszedł na zakupy, powinien wrócićdopiero za kilka godzin, więc mamy trochę czasu. Coś się stało?- Amy tylkospojrzała na nią i z płaczem rzuciła się jej na szyje. Hermiona, całkowiciezdezorientowana, zaczęła gładzić ją po plecach w uspokajającym geście. Po kilkuminutach dziewczyna uspokoiła się całkowicie i mogła swobodnie mówić
-Bo ja myślę, że Harry kogoś ma- powiedziaław końcu, siadając na kanapie
-Bzdura- powiedziała Hermiona- Przecież onświata poza tobą nie widzi. I miałby cię zdradzać? Nie, to nie w jego stylu…
-A jednak…-Amy mówiła spokojnym głosem, alewidać było, że jest roztrzęsiona- Dziś są walentynki w dodatku moje urodziny, aon poszedł do Victisa, który niby go potrzebuje. A niby do czego? Chyba nie do przesadzaniakwiatków.
-Ale to jeszcze o niczym nie świadczy-Hermiona była po części wtajemniczona w plany chłopaka, więc wiedziała na czymstoi
-To może powiesz mi, gdzie znika odtygodnia? Codziennie nie mogę znaleźć go przez kilka godzin, a później zjawiasię, uśmiechnięty od ucha do ucha, i udaje, że nic się nie stało.
-Nie masz dowodów- powtórzyła Hermiona- Możespróbuj z nim porozmawiać? Wiesz, że rozmowa jest podstawą każdego związku…
-A jeśli on mnie już nie kocha?- Kolejnafala łez napłynęła do oczu płomiennowłosej. Granger ponownie przytuliłaprzyjaciółkę i zaczęła ją pocieszać. Tak zeszło im prawie półtorej godziny. Wkońcu Amy dała się przekonać i postanowiła porozmawiać z partnerem. Wróciła nawyspę i usiadła w fotelu, cierpliwie czekając na Harryego.
***
Pojawił się nie w Mieście Mroku, alekilkaset metrów od Jolly Roger, w dżungli. Nie oglądając się za siebie ruszyłznaną mu już ścieżką, aż dotarł do wysokiego na jakieś dwadzieścia metrówwodospadu. Po zbudowanym przez siebie mostku doszedł do wodnej ściany i bezwahania przez nią przeszedł. Nie przeszkadzało mu, że był całkowicie mokry.Żwawo ruszył przez wznoszący się, wydrążony w skale korytarz. Po kilkunastusekundach dotarł do kamiennych schodów i po kilkunastu skokach znalazł się wnajwspanialszym (jego zdaniem) miejscu na wyspie. Był to różany ogród zwiśniowym drzewem pośrodku, poprzecinany plątaniną alejek wysypanych czarnymi,lśniącymi w słońcu kamyczkami. Wolnym krokiem ruszył w kierunku centrum ogrodu iusiadł na ławeczce otaczającej drzewo obsypane białymi kwiatkami. Była tospecjalna, bardzo rzadka (Bezimienna szukała jej prawie tydzień) odmiana, którazawsze kwitła. Z zachwytem rozglądnął się po ogrodzie. Były tam wszystkieodmiany róż. Od białych, poprzez różowe, czerwone, bordowe, na czarnychskończywszy. Potter, ilekroć tu przychodził, nie mógł na początku otrząsnąć sięz czaru, jaki posiadało to miejsce, choć sam je stworzył. Po chwili zadumywziął głęboki oddech i zaczął przygotowywać swoją niespodziankę. Krzątał się poalejkach prawie godzinę, a gdy skończył udał się do Miasta Mroku, by dopiąćwszystko na ostatni guzik.
***
Amy wróciła na statek koło 12:00. Nieprzypuszczała co w tej samej chwili robi jej narzeczony. Była jednak pełnaobawy, a wyobraźnia zaczęła płatać jej figle. Położyła się na hamaku i nawetnie zauważyła kiedy zasnęła.
Harry pojawił się na statku uśmiechnięty oducha do ucha. Ubrany był w jasne jeansy i czarną koszulę.
-Kochanie, już…- nie dokończył, bo dostrzegłswoją dziewczynę śpiącą smacznie w dziwnej pozycji. Chłopak uśmiechnął się,podszedł do niej i pocałował ją w nadziei, że to podziała.
-Witaj śpiąca królewno- uśmiechnął się,kiedy Amy otworzyła oczy
-Która godzina?- Spytała zaspanym głosem
-Dochodzi druga. Ubierz się ładnie, mam dlaciebie niespodziankę- wprost gotował się z podniecenia. Nie mógł doczekać sięreakcji jego dziewczyny.
-Nie, najpierw musimy porozmawiać-powiedziała ta stanowczo
-Porozmawiamy na miejscu…proszę- dodałbłagalnym tonem, który skruszył twarde spojrzenie piękności
-Dobra, ale porozmawiamy?- Upewniła się
-O czym tylko sobie zażyczysz- zapewnił jągorliwie chłopak- A teraz proszę, idź się…- dziewczyna machnęła ręką, a ubranabyła w długą, zwiewną, czerwoną sukienkę-…przebrać. To lecimy- wziął ją za rękęi wszedł po kładce na ląd
-A gdzie idziemy?- Zapytała Amy. Byłaciekawa, co też przygotował dla niej chłopak. Martwiła się jednak rozmową, jakąbędą musieli podjąć.
-Zobaczysz- Harry uśmiechnął się tajemniczoi nie zwracał uwagi na jęczenia dziewczyny, która była z natury bardzoniecierpliwa
-Daleko jeszcze?- Pytała co ok. dwadzieściasekund. W końcu dotarli do wodospadu.
-Pięknie tu- powiedziała dziewczynazauroczona wpatrując się w krystalicznie czystą wodę.
-To jeszcze nie koniec- pociągnął ją wstronę mostku. Nie chciał, żeby się zamoczyła, więc użył prostego zaklęciaodpychającego wodę
-Po co ciągniesz mnie po jakiejś jaskini?-Zapytała dziewczyna
-Zobaczysz- Harry był nieugięty. W końcudotarli do wielkiej, czerwonej kokardy, która rozpościerała się od ściany dościany, całkowicie zasłaniając schody
-Rozpakuj- podpowiedział zaskoczonejdziewczynie Potter. Ta delikatnie dotknęła tasiemki, która w tym samym momenciezniknęła, odsłaniając pokryte czerwonym dywanem schody. Amy odwróciła się wstronę swojego chłopaka z pytającym spojrzeniem, ale on tylko wzruszyłramionami. Dziewczyna, coraz bardziej zaintrygowana, ruszyła w górę, a kiedystanęła na powierzchni dech zaparło jej w piersiach.
-Wszystkiego najlepszego z okazji urodzin idnia zakochanych- szepnął jej Harry do ucha. Amy, ze łzami w oczach rzuciła musię na szyję i zaczęła szlochać- Co się stało?- Zapytał przestraszony chłopak
-Ja myślałam…, że ty znikasz…, bo znalazłeśsobie… kogoś…lepszego… I teraz widzę, jaka byłam niemądra – w końcu udało jejsię opanować oddech i mogła normalnie mówić- A ja zawsze marzyłam, żeby miećogród
-Wiem, wiem- Potter ponownie ją przytulił iszepnął na ucho- Dlatego go dla ciebie zrobiłem. Pani pozwoli?- Wziął ją zarękę i zaprowadził do dwuosobowego stolika, na którym stały dwa przykrytetalerze, kieliszki i białe wino.
-Sam to zrobiłeś?- Zapytała dziewczynaodsłaniając talerz, na którym leżało spaghetti
-Wiem, że nie umiem gotować, ale wziąłemprzyspieszony kurs u Helen- uśmiechnął się szeroko- Bon appetit!
Rozdział 28: Strata, niesłuszne oskarżenia i spokojne spotkanie.
-Witam. Miło pana widzieć, panie Won-powiedział Voldemort krzywiąc się w czymś na podobieństwo uśmiechu. Mężczyźniestojącemu przed nim, w asyście dwóch zamaskowanych Śmierciożerców, wcale niebył tak wesoło. Był świadomy co go czeka, jeśli podejmie złą decyzję.
-Po co mnie tu ściągnąłeś?- Postanowiłudawać całkowicie rozluźnionego. Jeśli już miał umrzeć to chciał to zrobić zgodnością. Martwił się tylko o swoją żonę.
-Jak to po co? Przecież doskonale wiesz,czego oczekuję- Lord sprawiał wrażenie cierpliwego. Faktem było, że zależało muna tym człowieku. W końcu był ważnym członkiem tokijskiej mafiiczarodziejskiej. Nie miał jeszcze swojego człowieka w tej części świata, więctrzymał nerwy na wodzy.- Przedstawiłem ci już moją propozycję. Czekam tylko natwoją decyzję.
-A jeśli odmówię?- Zapytał Jim. Voldemorttylko skinął głową jednemu ze swoich sług, który pospiesznie wyszedł z sali, bypo chwili wrócić. Ale nie sam. Obok niego szła niewysoka, zamaskowana postać.
-Wzywałeś mnie, Panie?- Zapytała kobiecymgłosem, całkowicie ignorując pozostałych, choć tak naprawdę serce podskoczyłojej gdzieś w okolicę gardła.
-Tak, Naomi. Mówiłem ci już, że będę chciałcię sprawdzić- zaczął Voldemort- Właśnie czekamy na decyzję pana Won. A taknawiasem mówiąc to jesteście ze sobą spokrewnieni?- Zapytał przeszywającwzrokiem zdenerwowaną dziewczynę.
-Skąd, w Chinach i Japonii to nazwisko jestbardzo popularne- zaprzeczyła starannie ukrywając ogarniającą ją panikę.- Czegoode mnie oczekujesz, Panie?- Choć wypowiedziała to pozornie obojętnym głosem,tak naprawdę jej serce zamarło.
-Gdy nasz przyjaciel podejmie decyzję,odpowiednio na nią zareagujesz- odparł uśmiechając się wrednie.- Więc jak, Jim?
-„Jeślibędzie trzeba, zabij mnie. I pamiętaj, że cię kochałem”- usłyszała w głowieNaomi, a łzy zaczęły jej napływać do oczu. Pobłogosławiła fakt, że miała kapturnasunięty głęboko na twarz.
-Nie przyłączę cię do ciebie, choćby miałzginąć- powiedział twardo azjata.
-I nie masz zamiaru zmienić zdania?- Upewniłsię Czarny Pan.
-Pieprz się- warknął Jim, a dwajŚmierciożercy popchnęli go tak, że upadł na kolana.
-W takim razie najpierw się zabawimy-Voldemort stracił cierpliwość podnosząc się z zajmowanego fotela.- Cru…!
-Nie!- Krzyknęła Naomi, zanim zdążyła się powstrzymać.
-Słucham? Jak śmiesz! Módl się, żebyś miaładobry powód, żeby mi przerwać- blady mężczyzna wyglądał na wściekłego.
-Bo ja…ja chcę już usunąć to ścierwo, któremiało czelność odmówić ci, Panie- pospiesznie wymyśliła wymówkę i skłoniła sięw służalczym geście, który bardzo spodobał się Lordowi.
-Masz rację, on nie zasługuję, by oglądaćmnie ani minuty dłużej. Jednak muszę cię rozczarować…- Naomi podniosła wzrokakurat, by zobaczyć zielony płomień trafiający w pierś jej męża. Zagryzła wargęaż do krwi, powstrzymując krzyk rozpaczy. Samotna łza spłynęła po jej gładkiejtwarzy.
-Zabierz go- rozkazał jej. Ta tylko skinęłagłową, bo nie mogła zdobyć się na nic ponadto.
***
-Długo już tu siedzisz?- Zapytała Amywchodząc w jedwabnym szlafroku do biblioteki.
-Nie, jakieś…- Harry spojrzał podkrążonymioczami na zegarek.
-Jakieś cztery godziny- dokończyła za niegodziewczyna.- Dochodzi dziesiąta. Choć spać- chłopak przeciągnął się i przytuliłswoją narzeczoną.
-Idź do łóżka, zaraz do ciebie przyjdę-szepnął, a widząc niedowierzające spojrzenie dziewczyny dodał: -Obiecuję.
-Masz 10 min- odparła groźnym tonem, ale niemogła powstrzymać uśmiechu. Odwróciła się w stronę wyjścia, ale usłyszała cichyjęk. Jej chłopak złapał się za przedramię i skrzywił się z bólu. Jego białakoszula zaczęła nasiąkać krwią.
-Boże! Co ci jest?- Amy wystraszyła się niena żarty.
-Nic…to Helen, tylko ona nie ma wyczucia doużywania znaków. Musi być albo strasznie wściekła albo strasznie roztrzęsiona-stwierdził chłopak, kiedy jego dziewczyna zakładała mu bandaż.- Wygląda na to,że coś się stało.
-Musisz iść, rozumiem- powiedziałapłomiennowłosa i cmoknęła go w usta.
-Chcesz iść ze mną?- Zapytał Potter, którynie chciał rozstawać się z dziewczyną.
-Nie, tylko bym przeszkadzała- stwierdziła.-Jak będziesz mnie potrzebował wyślij kogoś- skinął głową, założył nową koszulęi zniknął w czarnym wirze. Musiał podwinąć rękawy do łokci, ponieważ nie mógłzasłonić bandaża, który był zbyt gruby. W Mieście Mroku jak zwykle było szaro iwietrznie, a niebo przecinały błyskawice. Było już późno, ale spotkał wieluprzechodniów, którzy kłaniali się mu z szacunkiem. W końcu, pełen najgorszychprzeczuć, wszedł do Mei Tou. Już na parterze czekała na niego Helen. Wyglądałana poruszoną.
-Nareszcie jesteś!- Widząc jego przedramiętrochę się zmieszała.- Przepraszam, ale jestem tak zdenerwowana, że niezwróciłam uwagi na siłę zaklęcia.
-W porządku, powiedz wreszcie co się stało!-Przerwał jej chłopak, wsiadając do windy.
-Jakieś dziesięć minut temu w moim gabineciezjawił się twój szpieg- zaczęła kobieta.
-Naomi?- Zdziwił się Potter- A co ona mogłaod ciebie chcieć?
-Nie przerywaj mi. A więc weszła do mojegogabinetu cała zapłakana…była w okropnym stanie. Niestety nie udało mi sięwyciągnąć od niej żadnych informacji, więc pomyślałam, że ty dasz radę-przedstawiła mu sytuację. Skończyła akurat, kiedy winda zatrzymała się naodpowiednim piętrze. Potter bez zbędnego wstępu wpadł do pomieszczenia. Nakanapie, tępym wzrokiem wpatrując się w szklankę wody, siedziała Naomi Won.Harry kucnął naprzeciw niej i starał się uchwycić jej spojrzenie.
-Co się stało? Powiesz mi?- Zapytał łagodnymwzrokiem wpatrując się w jej puste oczy. Siedzieli tak chwilę, aż w końcudziewczyna zaczęła opowiadać bezbarwnym głosem. Nikt jej nie przerywał, za cobyła im wdzięczna. Kiedy doszła do momentu, gdy Voldemort wykonał wyrok na jejmężu głos się jej załamał i nic więcej już nie powiedziała. Potter tylko skinąłgłową i podał jej kubek herbaty, do którego Helen dolała eliksiruuspokajającego. Po tej dawce dziewczyna zasnęła spokojnie, a oni zostawili jąsamą udając się kilka pięter wyżej do gabinetu Harryego.
-Myślisz, że wiedział?- Helen w końcu zadałanurtujące ją pytanie
-Nie. Sądzę, że jej mąż był po prostu ważnymczłowiekiem- powiedział Potter.- Co nie zmienia faktu, że mam ochotę zatłucskur…!
-Przestań! Takie gadanie nie przywrócinikomu życia- skarciła go kobieta- Mamy wojnę i ona o tym wiedziała. Każdy dziśryzykuje wychodząc z domu.
-Masz rację, ale jestem na siebie wściekły,że nie mogłem temu zapobiec- powiedział Książę.- A gdyby tak…
-Nikogo nie będziemy atakować- przerwała munatychmiast Helen.- Wierz mi, przeżyłam więcej niż ty i kilkakrotnie miałam doczynienia z taką sytuacją. I pochopne decyzje nie są tutaj wskazane
-Więc mam to tak zostawić?- Zirytował sięchłopak. Chciał działać, a nie siedzieć na fotelu i biernie przyglądać siętemu, co działo się w czarodziejskim świecie.
-Na razie tak- przytaknęła- Mam nadzieję, żeszukasz uroków, którymi może być zabezpieczony amulet?
-Tak…znalazłem kilkanaście, ale odrzucam te,które powstały niedawno albo są zbyt słabe.
-Dobrze. Tym powinieneś się teraz zająć.Zaopiekuję się Naomi i wezmę na siebie pogrzeb. Powiadomię cię- przytuliła goserdecznie i zostawiła z kłębowiskiem myśli w głowie.
***
-Wiecie, dlaczego was tu wezwałem?- Zapytałprzerażający mężczyzna trzech zamaskowanych postaci.
-Nie, Panie- odezwała się jedna z nich.Miała mocny, zdecydowany, ale kobiecy głos.
-Mam dla was zadanie…bardzo ważne zadanie-powiedział Voldemort.- Jest pewna osoba, którą z chęcią bym zobaczył. Na pewnoją znacie…każdy ją zna- jego oczy zabłysły jak oczy szaleńca.- Mam nadzieję, żemnie nie zawiedziecie.
-Ale o kogo chodzi, mój Lordzie?- Zapytałaponownie kobieta. On zignorował jej pytanie i ciągnął dalej.
-Oczekuję od was całkowitej dyskrecji. Tencholerny bachor nie może dowiedzieć się o moich planach. To musi pozostaćmiędzy nami. Zrozumieliście?- Posłusznie skinęli głowami.
-Jeśli okaże się, że choćby jedno słowowyszło poza ten pokój zapłacicie za to. Pamiętajcie moje słowa.
-Tak, Panie, ale o kogo chodzi?
-To jeszcze się nie domyśliliście? Potrzebnyjest mi…
***
Pogrzeb Jima odbył się na cmentarzu pozaMiastem Mroku. Naomi powoli dochodziła do siebie pod czujnym okiem Helen.Dziewczyna chyba znalazła lekarstwo na rozpacz- praca. Całymi dniami siedziałanad książkami, dokształcała się i próbowała zdobywać informacje. Harry niechciał jej w tym przeszkadzać, więc zaszył się na Death’s Island i razem z Amyszukał informacji o urokach. Dużo też ćwiczył i poznawał umiejętności ponuraka.Zauważył, że świetnie widzi w ciemności, skrada się bezszelestnie, potrafirzucać zaklęcia siłą woli, a gdy tego zechce jego wzrok potrafi przestraszyć naśmierć. Wszystko szło po jego myśli, więc z ulgą przywitał początek kwietnia.Niestety, sielanka w końcu musiała się skończyć.
-Zamawiałeś gazetę?- Zdziwiła się Amy, kiedypodczas śniadania na pokładzie podleciała do nich sowa z „Prorokiem Codziennym”w dziobie.
-Nie- zdziwił się Potter i odebrał przesyłkę.-To Hermiona
-Jest tam coś ciekawego?- Zainteresowała siędziewczyna
-O…nawet bardzo- mruknął chłopak i zacząłczytać:
Kolejny wybryk Księcia Ciemności czyporwanie?
Dzisiejszej nocy ze swej podlondyńskiej rezydencji zniknął bez śladuMinister Magii, Korneliusz Knot. Ukrywał się w niej, odkąd otrzymał oficjalneostrzeżenie od Księcia Ciemności, czy, jak kto woli, Harryego Pottera. Wyraźniegroził mu śmiercią i kilkakrotnie udowodnił, że nie istnieją dla niego żadnezabezpieczenia. Czyżby postanowił zakończyć tę grę? W rezydencji znalezionozwłoki czterech strażników i kucharki. Cała piątka zmarła od klątwy AvedaKedavra, a dodatkowo kobieta została kilkakrotnie zgwałcona. Czy nastolatekposunął się do tak obrzydliwej zbrodni? Rozmawialiśmy z dyrektorem Szkoły Magiii Czarodziejstwa Hogwart, Albusem Dumbledorem:
„Szczerzę wątpię, by Harry stał za tą zbrodnią. Sądząc z metod byli toŚmierciożercy. Porwali Ministra, a niepotrzebnych usunęli. Poza tym Harry niemiał powodu, by zabijać niewinnych ludzi. To nie w jego stylu. Jestem święcieprzekonany, że nie ma z tym nic wspólnego. Poza tym on praktycznie nie używaZaklęć Niewybaczalnych, które są w powszechnym użyciu w sług Voldemorta. Odawna przypuszczałem, że upomni się o biednego Korneliusza. Jak widać miałemrację.”
Tę teorię podważa psychiatra pracujący na Oddziale Zamkniętym SzpitalaŚw. Munga, dr John Blake:
„Potter to upośledzony psychicznie chłopiec, którym wielokrotniemanipulowano. Wiemy, że miał ciężkie dzieciństwo, które mogło odcisnąć piętnona jego kształtującej się osobowości. Z punktu widzenia medycznegoprzypuszczenia Proroka, jakoby śmiercionośne zaklęcie, którym zostałpotraktowany jako niemowlak, mogą okazać się słuszne. Niewykluczone, że klątwata nieodwracalnie zniszczyła pewne grupy neuronów. Moim zdaniem Potter mógłposunąć się do takiej zbrodni. Już wielokrotnie pokazał nam, że potrafizaskoczyć.”
Więc czy szesnastolatek mógł kryć się za tym morderstwem? A może toSami-Wiecie-Kto?
Więcej czytaj nastr. 3
-Niewiarygodne! Upośledzony psychicznie!? Bzdury!-Amy była wyraźnie poruszona.- Jak oni mogli poprosić takiego cymbała owyrażenie opinii?!
-Spokojnie, przyzwyczaiłem się- powiedziałHarry, którego ten artykuł bardziej rozśmieszył niż poruszył.- A Knota porwałpewnie Tomuś. Ciekawe, czy przygotował mu przytulną celę czy od razu miłyogródek?
-Przestań. Fakt, z Knota kawał drania, alenie zasługuje na takie traktowanie. Nikt nie zasługuje na tortury- wzdrygnęłasię lekko na wspomnienie swojego narzeczonego po wizycie u Voldemorta.- No, aleto nie nasza sprawa. Co…?- Jej wypowiedź przerwało nadejście kolejnej sowy.Później następnej…i następnej…i jeszcze kilkunastu.
-Oho, czyżby to wierni czytelnicy?- ZapytałHarry i uśmiechnął się gorzko.- Czytamy czy od razu to spalić?
-Spal to w cholerę- mruknęła Amy i przeszłado czynów. Przyszło do nich ok. 30 listów, więc mięli na pokładzie pokaźnąstertę popiołu.
-Patrz!- Powiedział nagle Harry pokazującjej zapieczętowaną kopertę.- To od Dumbledorea. Ciekawe, czego on może chcieć…-otworzył list i pobieżnie go przejrzał.- Zaprasza mnie na zebranie Zakonu.Dzisiaj o czternastej. Idziemy?
-Ale przecież zaprosił tylko ciebie…-zauważyła dziewczyna.
-Tak, ale chcę, żebyś była ze mną. Możewtedy łatwiej będzie mi nad sobą zapanować- uśmiechnął się słodko.- Proszę…
-No dobra, ale pod jednym warunkiem- Amy równieżsię uśmiechnęła i usiadła mu na kolanach z cukierkową miną.
-O…zaczynam się bać- Potter zrobił wielkieoczy, ale zaraz się uśmiechnął.- Co tylko zechcesz
-Pozwolisz mi trochę podrasować twój wygląd
-A co? Nie podobam ci się?- Wyglądał, jakbymiał się za chwilę rozpłakać- Nie wiem…- Chciał coś powiedzieć, ale dziewczyna zamknęłamu usta pocałunkiem, pod którym całkowicie się złamał i poddał jej woli.
-Jest dwunasta, masz pół godziny-powiedziała mu i zniknęła pod pokładem. Chcąc nie chcąc Harry musiał znaleźćsobie coś do roboty, wiec ubrał kąpielówki i poszedł popływać. O umówionejporze wszedł do swojej kajuty i aż się zdziwił. Wszędzie porozrzucane byłyjakieś drobiazgi, a na środku stała Amy. Wyglądała wprost bajecznie. Jasnoczerwonewłosy opadały jej luźno na ramiona, a oczy, podkreślone tylko tuszem i czarnąkredka, wyglądały dość mrocznie. Strój też miała świetnie dobrany. Czarnabluzka, wyglądająca jak gorset, krótka spódnica w czarno-białe paski i wysokie,czarne trampki wzajemnie się dopełniały.
-Wow…- wykrztusił tylko Potter, który częstobył zaskakiwany przez dziewczynę.
-Nie stój tak, tylko siadaj- uśmiechnęła sięwskazując mu fotel.- Zaczynamy od włosów…- wydłużyła mu je, by swobodnieopadały na ramiona. By nie wpadały mu do oczu, wokół głowy zawiązała mu czarnąprzepaskę. Później zajęła się jego garderobą. Wbiła go w ciemne, rozszerzanejeansy i białą, piracką koszulę. Do pasa przypięła mu miecz i podała mu ciemnobrązowy,długi płaszcz. Po tych wszystkich operacjach Harry wyglądał naprawdę groźnie.
-Daj mi jeszcze butelkę rumu, a na seriopomyślą, że jestem starym wilkiem morskim- zażartował chłopak i cmoknął swojądziewczynę.- Jesteś boska
-Wiem- mruknęła.- Zakładamy zaklęciamaskujące? Na oczy i uszy?
-Chyba nie- powiedział chłopak.- W sumie itak już wiedzą, jak wyglądamy- uśmiechnął się chłopak.- Pięknie ci w tychciuchach.
-Dobra, dobra, już tak nie słódź. Lecimy?-Zapytała patrząc na zegarek. Była za pięć druga, więc zarzuciła płaszcz i razemz chłopakiem deportowała się na Grimmuld Place. Na szczęście nikogo tam akuratnie było, więc ruszyli w stronę numeru 12.
***
-Zwariowałeś, Dumbledore! A jak on naspozabija?! Przecież on jest nienormalny!- Krzyczał jakiś mężczyzna. W przykuchennym stole siedziało dwudziestuparu ludzi.
-A naszym zdaniem on jest ok. I na pewnojest od ciebie mądrzejszy- odezwał się jeden z bliźniaków Weasley.
-Myślę, że dobrze by było poznać jego plany-odezwał się Moody.- To kiedy ma się zjawić?
-Za jakieś trzy minuty- powiedział Albus i zrozbawieniem obserwował jak oczy niektórych członków Zakonu rozszerzają się dowielkości monet. W tym momencie usłyszeli dzwonek do drzwi. Pani Weasleyzniknęła na chwilę, by pojawić się z dwojgiem ludzi.
-Witam, Dumbledore- przywitał się Harry.-Chyba nie ma pan nic przeciwko, że przyprowadziłem Amy?
-Nie, nie, skądże- uśmiechnął się starzec iwyciągnął rękę w stronę chłopaka, który, chcąc nie chcąc, uścisnął ją.
-Napijecie się herbaty?- Zapytała od razu paniWeasley.
-Nie, proszę sobie nie robić kłopotu. Niezabawimy tutaj długo- powiedział Potter i od razu przeszedł do rzeczy.-Dlaczego chciał pan mnie widzieć?
-Chyba słyszałeś o ostatnich wydarzeniach?-Dumbledore również przeszedł do rzeczy.- Chodzi o uprowadzenie Korneliusza. Czymasz z tym coś wspólnego?
-Nie, a sądząc z wypowiedzi, jakązamieszczono w Proroku Codziennym nie miał pan co do tego żadnych wątpliwości-powiedział Potter.
-Tak, masz rację. Chciałem z tobąporozmawiać odnośnie twoich dalszych planów. Doskonale wiesz, że tylko tymożesz zabić Voldemorta. Więc dlaczego jeszcze tego nie zrobiłeś?
-Myśli pan, że do Voldemorta można tak poprostu podejść, walnąć Avedą albo odciąć głowę i po sprawie?- Jego głos pełenbył ironii.- Jeśli tak to myli się pan. Z pewnego źródła wiem, że dziękieliksirowi Demonów Światła będzie nieśmiertelny jeszcze przez…- szybko obliczyłw głowie-…jakieś 443 lata.
-To znaczy, że będzie niepokonany przezprawie pięć wieków?- Przeraziła się Tonks.
-Nie, ponieważ istnieje sposób, żeby toominąć- zaprzeczył Potter.- Nawet jeśli powiem wam, jaki to sposób to wątpiężebyście wiedzieli o czym mówię.
-Zaryzykujemy- stwierdził Dumbledore, alePotter się zawahał.
-Czy jest pan w stu procentach pewien, żenikt ze zgromadzonych tu ludzi nie ma kontaktów ze Śmierciożercami?- Wszyscyzaczęli się rozglądać.
-Tak, jestem pewien- powiedział dyrektorzdecydowanie.- Czy naprawdę myślisz, że dopuściłbym do Zakonu osobę, która niejest „czysta”?
-Profesora Snapea pan dopuścił- stwierdziłaAmy.- Ale w tym wypadku nie mamy wątpliwości co do jego lojalności- wszystkichzdziwiła ta wypowiedź, bo jeśli mieliby komuś nie ufać to tylko MistrzowiEliksirów.
-Pozwoli pan, że sam sprawdzę, czy wszyscytutaj są uczciwi. Jeśli ktoś nie chce przejść tego testu może wyjść- nikt nieruszył się z miejsca, więc Harry wyciągnął różdżkę i machnął nią kilka razy.Nic się nie stało, więc bez żadnego wstępu zaczął mówić.
-Według legendy egipski bóg Set stworzyłpewien amulet, dzięki któremu można zabić wszystko co się rusza. Nieważne czyjest nieśmiertelne czy nie. Dzięki dostępowi do biblioteki w Reykjavik…
-Co?!Jakim cudem się tam dostałeś?- Zdziwili się bliźniacy.
-My próbowaliśmy,ale…- zaczął Georg.
-…niemogliśmy jej nawet znaleźć- dokończył Fred.
-Masię swoje kontakty- uśmiechnął się Potter i kontynuował.- Będę mógł zdobyć godopiero koło 15 kwietnia- powiedział chłopak.- Chce pan wiedzieć coś jeszcze?
-Adlaczego akurat koło 15 kwietnia?- Zapytał dyrektor lekko zdziwiony szczerościąi otwartością wybrańca.
-Chodzio położenie planet- wyjaśnił Harry krótko.- Jeśli to wszystko, to chciałbym jużwrócić do domu.
-Oczywiście. Pamiętaj, że zawsze możesz na mnie…- Harry tylko uśmiechnąłsię ironicznie i zniknął razem z Amy-…liczyć.
Rozdział 29: Spotkaniei wyprawa.
Harryobudził się wraz ze słońcem. Ostrożnie wstał z łóżka tak, by nie obudzić Amy iwyszedł na pokład przeciągając się cicho. Zmienił piżamę na dres i zaczął swójcodzienny rytuał. Przebiegł plażą wokół Death’s Island, przystając co chwila,by porozciągać mięśnie. Kiedy ponownie stanął przy statku, był lekko zmachany,ale jego serce biło równo. Szybko zamienił dres na kąpielówki i rzucił się wchłodne fale. Woda nie była zimna, ale przyjemnie chłodna. Pływał przez godzinęi kiedy wyszedł na brzeg był porządnie zmęczony. Jednak to nie był koniec jegotreningu. Przywołał katanę i zaczął walczyć z wyimaginowanym przeciwnikiem. Pojakiś piętnastu minutach znikąd pojawiła się obok niego Amy, również z mieczem.Jej był jednak prosty, długi i cienki. Czarna klinga lśniła w porannym słońcu,a wyrzeźbione na rękojeści liście zniknęły pod delikatnymi dłońmi dziewczyny.Bez jakiegokolwiek ostrzeżenia wyprowadziła cios w lewy bok swojego chłopaka. Wostatniej chwili zdołał jednak odskoczyć i, po zgrabnym piruecie, równieżzaatakował. Walczyli zacięcie, ale w końcu, po prawie godzinie, Harry wylądowałna piasku z mieczem przy krtani. Uniósł ręce w obronnym geście i z ulgą wstał.
- Tobyła dobra walka – powiedziała Amy i uśmiechnęła się szeroko.
-Miło mi. Zjemy teraz śniadanie? Jestem wykończony.
- Niedziwie się – stwierdziła dziewczyna. – Idź pod prysznic, a ja zajmę sięśniadaniem.
-Kochana jesteś – cmoknął ją w usta.
- Aty brudny. – Zaśmiała się i zniknęła.
Śniadanie upływało w miłej atmosferze. Rozmawiali, żartowali, ale tensielankowy nastrój przerwało pojawienie się trzech sów z poranną pocztą.
- Mamnadzieję, że to nie kolejne kłopoty – powiedziała Amy i chwyciła pierwsząkopertę. – To chyba do ciebie, bo ja nie mogę nic odczytać.
-Tak, to raport od Naomi – potwierdził chłopak. Był tak zabezpieczony, że tylkoDemon mógł go przeczytać.
- Aco u niej? Jak ona się trzyma? – zainteresowała się Brown.
- Niejest źle, ale widać, że to odcisnęło na niej właściwe piętno. – Potter otworzyłlist i zaczął go czytać. – Mają Knota, zebranie Śmierciożerców, czylinajprawdopodobniej egzekucja, ma odbyć się w najbliższą środę…15 kwietnia.
-Mamy go odbić? – zapytała trzeźwo dziewczyna. Jako wyszkolona wojowniczkadoskonale wiedziała, co należy zrobić. – Ty idziesz po Amulet, a my odbijamyKnota i odwracamy uwagę Voldemorta.
- Niejestem pewien… – chciał zaprzeczyć chłopak, ale Amy stanowczo pokręciła głową.
- Niechcesz nas narażać? Nie wysilaj się. Dopóki ta wojna się nie skończy nikt niebędzie mógł spać spokojnie. Dlatego zrobimy tak, jak to już ustaliłam. I nawetnie próbuj się ze mną kłócić! – Zrobiła groźną minę, więc Harry podniósł tylkoręce w obronnym geście.
- Nodobrze. Jak chcesz, ale musisz mi obiecać, że będziecie na siebie uważać –postawił warunek patrząc na nią twardym wzrokiem.
-Dobrze, wujku. – Uśmiechnęła się szeroko. – No a teraz otwórz następną kopertę,bo wygląda mi na coś dziwnego.
Rzeczywiście, koperta była nieskazitelnie biała. Jedynym akcentem byłwykaligrafowane pełne imię i nazwisko Harryego oraz niezwykła pieczęć,odciśnięta w bordowym laku. Przedstawiała ona cyrkiel i węgielnicę wokół literyG. Potter był bardzo ciekawy, co znajduje się w kopercie, toteż pospieszniezłamał pieczęć i zaczął czytać na głos:
Szanowny Panie Potter
Na początku chciałbym wyrazić olbrzymiąradość z faktu, iż udało nam się w końcu natrafić na Pana ślad. Wiele czasupoświęciliśmy na poszukiwania, które wreszcie okazały się owocne.
Chciałbym prosić Pana o niezwłocznespotkanie. Jest to rzecz niezwykłej wagi, dlatego mam nadzieję, że się Panzgodzi. Będę czekał dziś przy Speaker’sCorner dokładnie o 22:00.
Z wyrazami szacunku
Charles Warren
-Charles Warren? A to niby kto? – zapytała Amy. – Znasz go?
-Szczerze mówiąc pierwszy raz o nim słyszę. – Harry pokręcił głową i zamyśliłsię głęboko. Po kilkudziesięciu sekundach ciszę przerwała dziewczyna.
- Pójdziesz?– Zapytała.
- Nie– zaprzeczył chłopak, ale zaraz się uśmiechnął. – Pójdziemy. Chyba niesądziłaś, że wyjdę bez ciebie.
- Notak, w końcu ktoś cię musi obronić. – Zaśmiała się i szybko zniknęła, by Harrynie mógł jej złapać. Zaczęli ganiać się po plaży jak para dziesięciolatków. Wkońcu dziewczyna się poddała i Harry powalił ją na piasek.
-Odwołaj to – wykrztusił trzymając za ręce swoją dziewczynę.
- O,co to, to nie! – krzyknęła z udawanym oburzeniem, ale Harry przewidział tenruch i zaczął ją łaskotać.
-Aaa! Przestań…natychmiast! – Była bardzo wrażliwa na ten rodzaj „tortur”, więcjuż po chwili, ze łzami w oczach i uśmiechem na twarzy odwołała wszystko.
- No,i tak ma być. – Potter pomógł jej wstać i oboje udali się na pokład, byprzygotować cały plan.
Po obiedzie byli gotowi do wyjścia. Amy włożyła czarne bojówki i takiegosamego koloru obcisły golf. Włosy spięła w wygodny kucyk, a na łydce miaładługi sztylet. Harry założył ciemne jeansy i czarną koszulę. Oboje narzucili nato długie, czarne płaszcze i zniknęli w tym samym momencie.
Pojawili się w ciemnym zaułku,dwie przecznice od wejścia do Hyde Park. Rozdzielili się i ruszyli, każdy wswoją stronę. Pięć minut przed dziesiątą Harry ukrył się w koronie rozłożystegodębu, rosnącego tuż obok umówionego miejsca spotkania. Amy również zajęłapozycję, ale w gąszczu jakichś krzaków. O umówionej porze na Speaker’s Corner pojawił się mężczyznaśredniego wzrostu. Garbił się lekko, a w lewej ręce trzymał czarny parasol zesrebrną główką. Ubrany był w czarną pelerynę, która sięgała mu do kostek iszczelnie okrywała całe ciało. Stanął w miejscu i zaczął się rozglądać. Harrydoszedł do wniosku, że nie powinien on stanowić zagrożenia, więc zgrabniezeskoczył z drzewa i bezszelestnie podszedł do mężczyzny.
- Pan Charles Warren? – zapytał cicho, atamten podskoczył nerwowo.
- Tak. A pan to pewnie Harry Potter. Jest miniezmiernie miło pana poznać. – Jego starą, pomarszczoną twarz rozjaśnił błogiuśmiech.
- Mi również. Co jest tą pilną sprawą? –Chłopak przeszedł od razu do rzeczy. Amy przekazała mu wiadomość, że nikt nawetnie zbliżył się do parku.
- To chyba nie jest najlepsze miejsce.Moglibyśmy przenieść się do naszej kwatery… – zaproponował Warren, ale Pottermu przerwał.
- Naszej? Co pan ma na myśli mówiąc„naszej”?
- Naszej, czyli Wolnomularzy. A raczej ichtajnego odłamu. Nie rozpoznał pan pieczęci? – Zdziwił się mężczyzna, ale zaraz machnąłręką. – Mniejsza o to. Ważne jest to, co udało nam się dowiedzieć. To idziemy?
- Dobrze – zgodził się Potter. – „Idź zanami. Kiedy przekażę ci, że wszystko jest w porządku dołączysz do nas” –przekazał Amy i ruszył razem z mężczyzną. Po kilkunastu minutach marszu dotarlido starej, ale bardzo dobrze zachowanej kamienicy. Weszli do holu, gdzieskłonił im się jakiś młodzieniec. Naprzeciwko drzwi znajdowały się szerokieschody, prowadzące na wyższe piętra. Ruszyli nimi na kolejny poziom, któryokazał się być jednym pomieszczeniem. W gustownie urządzonym salonie siedziałookoło trzydziestu mężczyzn. Najmłodszy z nich miał około dwudziestu pięciu lat,a najstarszy- osiemdziesiąt.
- Nareszcie jesteście! – Natychmiastpodszedł do nich albinos w średnim wieku. Miał czerwone oczy i nienaturalniebiałe włosy. – A więc to on. – Warren skinął głową i usiadł na wolnym foteluHarryemu wskazując stojący naprzeciwko.
- Dziękuję, postoję. A więc czy terazmożecie mi wytłumaczyć, co ja tu właściwie robię? – Nie chciał siedzieć tam wnieskończoność, więc od razu przeszedł do konkretów.
- A więc, o ile nasze odkrycia są prawdziwe,jesteś następcą tronu czarodziejskiej Anglii – powiedział Charles i czekał najego reakcję.
- „Dobra, wchodź. Chcą chyba ze mniezrobić króla” – przekazał szybko wiadomość Amy i uśmiechnął się z nutką ironii.– Wiem, i co z tego wynika?
- Jak to wiesz!?
Mężczyźni wyglądalina wstrząśniętych.
– Iżyjesz tak sobie spokojnie? Przecież to najważniejsza funkcja w czarodziejskiejAnglii! Powinieneś objąć….- Potok słów, wypływający z ust albinosa, przerwałykrzyki dochodzące z dołu. Stopniowo się one przybliżały.
- Mogę robić, co zechcę! A to, że nie byłotu kobiety od ponad stu lat dzisiaj się zmieni! – Harry uśmiechnął się, kiedyobok niego stanęła Amy, a za nią wbiegł chłopak pilnujący holu.
- Dobry wieczór panom – przywitała sięgrzecznie i złapała Harryego za rękę.
- Chyba nie myśleliście, że przyjdę sam –zauważył Potter w odpowiedzi na ich pytające spojrzenia.
- Wyjdź James –zwrócił się Warren do chłopakai złączył koniuszki palców. – A wiec wiedziałeś, kim była twoja rodzina –bardziej stwierdził niż zapytał.
- Tak. Ale to nie znaczy, że mam zamiarobjąć władzę – powiedział Potter spokojnie. – Wielu jest przeciwników rodzinykrólewskiej. Wie pan, co by się stało, gdybym próbował zająć tron?
- Najprawdopodobniej wybuchłaby rewolucja –zauważył albinos. – Ale to tradycja.
- O której większość czarodziejów jużzapomniała – zauważyła Amy.
- Może jednak to przemyślisz? – Zapytałjakiś czarnoskóry dryblas o głębokim głosie. – Jeśli ludzie dowiedzą się, kimjest następca tronu na pewno zmienią zdanie.
- Nie sądzę – odparł Harry powątpiewającymtonem. – Myślę, że teraz jest dobrze.
- Jesteś pewien, że nie zmienisz zdania? –zapytał Warren. – W tej chwili nie ma ministra, więc sytuacja jest wymarzona.
- Jak pan śmie? – Zapytał cicho Potterprzeszywając go wzrokiem. – Najprawdopodobniej jest on teraz torturowany wjednej z kryjówek Voldemorta i nie wiadomo ile jeszcze wytrzyma, a pan mówi owymarzonej sytuacji? – Nie zważając na protesty starca odwrócił się na pięcie irazem z Amy zniknął w mroku klatki schodowej. W masońskim salonie zapadłamartwa cisza, którą zakłócał jedynie ogień trzaskający w kominku.
***
Piętnasty kwietnia miał być dniemwyjątkowym. I na taki zapowiadał się od początku. Na Jolly Roger już pośniadaniu pojawili się David, Erik i Hermiona. Wszyscy byli milczący i poważni.A najbardziej Harry. W końcu dzisiaj miał rozstrzygnąć losy czarodziejskiejAnglii, jeśli nie całego świata. Na stole w salonie leżała broń, która mogłabyć wyposażeniem małej armii. Miecze, sztylety, łuki, strzały. Wszystkowykonane z najlepszej jakości materiałów. Każdy ubrany był w czarny kombinezonściśle przylegający do ciała.
- Uważajcie na siebie – przypomniał Potterpo zjedzonym w milczeniu obiedzie.
- Ty też – odparł Erik. – Jakbyś miał jakieśproblemy Aurelia czeka w gotowości. Powodzenia. – Uściskali się jakprzyjaciele, po czym Harry zniknął.
- A my czekamy na coś? – zapytał David.
- Tak. Naomi ma się tu zjawić i zabrać naddo miejsca, gdzie Voldemort zwoła Śmierciożerców – wyjaśniała Hermiona izałożyła na plecy miecz. David wziął łuk i strzały, a reszta miecze. Różdżkizostawili na statku, bo magię bezróżdżkową trudniej jest wyczuć. Usiedli i zniecierpliwością czekali na pojawienie się szpiega. W końcu na schodachprowadzących na pokład pojawiła się postać w czarnej szacie.
- Nareszcie jesteś, już nie mogliśmy siędoczekać – powiedział Erik i wstał.
- Złapcie się mnie, nie mogę wyjawić wammiejsca, gdzie się udajemy – odparła cicho i, kiedy już złapali się jej,zniknęła z cichym pyknięciem.
***
Harry pojawił się na pustym polu w pobliżu Stonehenge. Zmieniłsię w ponuraka i popędził w stronę kamiennego kręgu. Według jego obliczeń zajakieś dziesięć minut powinna wybić północ. Niebo było czyste, ale wiał silnywiatr. Powoli wszedł w krąg i zaczął się rozglądać. Niestety nie zauważył nicniezwykłego, więc usiadł na ziemi i czekał.
Nagle na jednym z głazów pojawił sięświetlisty znak. Później na kolejnym, i kolejnym. Harry poderwał się na czteryłapy i wskoczył na głaz stojący na środku, by lepiej widzieć. W miejscach,gdzie stykał się z zimnym kamieniem pojawiły się cztery jego odciski, którezaczęły świecić tak, jak pozostałe znaki. Nagle kamień zapadł się po ziemię, aHarry razem z nim. Spadał wąską, gładką rurą wyrzeźbioną w granicie. Próbowałkrzyczeć, ale z jego gardła wydobywały się jedynie przenikliwe piski. Starałsię trochę przyhamować, ale wciąż pędził z dużą szybkością. Jednak rura zaczęłastopniowo podnosić się, tym samym zmniejszając nachylenie. Bez ostrzeżeniaślizgawka skończyła się i Potter wpadł do jakiejś jaskini. Na szczęściewylądował na czterech łapach i natychmiast zmienił się w człowieka. Kręciło musię w głowie, ale zignorował to. Szybko wyciągnął miecz i podniósł wzrok. Dechzaparło mu w piersiach.
Rozdział 30:Przewrotna fortuna
Dechzaparło mu w piersiach. Znajdował się w wysokiej jaskini. A raczej komnacie,wielkości gotyckiej katedry, wydrążonej w skale. Nie miał pojęcia, jak byławielka, ponieważ większa jej część ukryta była w zmroku. Był jedynie pewien, żenie zbudowali jej zwykli ludzie.
Ściany z białego marmuru odbijały czerwonawe światło wyczarowanej przezHarryego pochodni. Gigantyczne kolumny oplecione były złotym bluszczem, któryważył pewnie kilka ton. Posadzkę zrobiono również z marmuru, ale wąska ścieżka,na której stał Harry, wyłożona była drobnymi kamyczkami w kolorze dojrzałychpomidorów.
Chłopak mocniej ścisnął miecz i zaczął wolno skradać się wzdłuż wyznaczonejścieżki. Martwa cisza przyprawiała go o dreszcze. Jego oczy były czułe nanajmniejszy ruch, więc gdy jakieś dziesięć metrów od niego przeleciał nietoperzo mało nie dostał zawału. Serce waliło mu jak nigdy dotąd. Czuł narastającepodniecenie, ale skarcił się w duchu i starał się uspokoić. Szedł prawie pięćminut, aż wreszcie dostrzegł wysokie na prawie czterdzieści stóp drzwi.Rozglądnął się ostrożnie, wyciągnął rękę i starał się wyczuć, czy nie są onenaszpikowane jakimiś niezbyt przyjemnymi zaklęciami. O dziwo były całkiemzwyczajne. Zachęcony chwycił za wielką kołatkę i pociągnął do siebie. I kolejnezaskoczenie: drzwi z łatwością otworzyły się, wydając z siebie jedynie ciche,nieprzyjemne skrzypienie. Potter ostrożnie wyciągnął przed siebie pochodnię,jednak nie zauważył niczego niebezpiecznego.
Śmiało wszedł do kolejnej komnaty, która była jednak dużo mniejsza.Zrobił krok naprzód i to był błąd. Dosłownie cal przed jego nosem przeleciałastrzała. Instynktownie padł na ziemię i słyszał jak zabójcze pociski przecinająpowietrze ponad nim. Trzymając się jak najbliżej podłogi wycofał się do drzwi. Dopierotam odważył się wstać. Rozejrzał się uważnie, chcąc dostrzec, czy dalej równieżznajdują się jakieś pułapki. Czarami pozapalał wszystkie znajdujące się tampochodnie, ujawniając istny tor z przeszkodami.
Natychmiast przypomniał się mu film, którykiedyś udało mu się oglądnąć u wujostwa. Opowiadał on o przygodach poszukiwaczyprzygód, dla których stare zagadki i niezwykłe trofea były jak chleb powszedni.Głównym bohaterem był Indiana Jones i miał on wiele do czynienia z takimiwłaśnie pułapkami.
W tymwłaśnie momencie Harryemu bardzo przydałoby się trochę doświadczenia, aleniestety pod tym względem nie był specjalnie szkolony. Rozejrzał się jeszczeraz i dopiero teraz ujrzał niekompletny szkielet leżący pod ścianą. Wtedyzaczął się zastanawiać, na jakiej zasadzie działają mechanizmy wyzwalające.Mogły reagować na ruch albo na nacisk. Na szczęście można było to łatwosprawdzić. Harry przetransmitował mały kamyk w gołębia i wypuścił go. Znapięciem śledził nieco nierówny lot ptaka, który dopiero po kilku sekundachwylądował na ziemi. I to był jego błąd. Wielki głaz zmiażdżył go w ułamkusekundy. Harry z zaskoczenia aż podskoczył.
Sytuacja była więc jasna. Chłopak zmienił się w sokoła, wzbił wpowietrze i zaczął modlić się, żeby po drodze nie musieć używać żadnej magii.Po kilkunastu sekundach doleciał do wysokich wrót, które prowadziły dokolejnego pomieszczenia. Z bijącym sercem delikatnie opadł na kamienną posadzkęi natychmiast wrócił do ludzkiej formy. Na szczęście nic się nie stało.Pierwsza komnata miała być zapewne przeszkodą dla amatorów i przypadkowychwędrowców.
Potter wziął głęboki oddech i lekko uchylił drzwi, które zaskrzypiałyzłowieszczo. Wyczarował kolejną pochodnię, ale okazało się, że całkiemniepotrzebnie. Kolejna komnata była mniejsza i oświetlona zielonkawą poświatą,rzucaną przez wielki zbiornik na jej środku, który blokował przejście na drugąstronę. Harry nieufnie podszedł do basenu, który wypełniony był bardzo brudnąwodą. Nigdy nie wiadomo, co się tam mogło kryć. O mało nie krzyknął, kiedynagle z wody wystrzeliło coś, co wielkością przypominało niemowlaka.
To„coś” miało parę skrzydeł, podobnych do nietoperzych, jego skóra była obślizgłai miała dziwny, błękitny odcień, z tyłu kołysał się ogon zakończony kolcem, ana głowie miało dwa, poskręcane rogi.
Harryw pierwszej chwili miał ochotę przyjrzeć się mu dokładniej, ale złapał mocniejmiecz i przygotował się na atak. Stwór jednak zawisł w powietrzu i zaczął musię bacznie przyglądać, świdrując go niesamowicie niebieskimi oczami.
- Kimjesteś? – Warknął Potter po chwili ciszy. Miał nadzieję, że stwór okaże sięistotą rozumną. I nie zawiódł się, ponieważ stwór okazał się aż za nadtorozumny. Po chwili w kierunku Harryego wystrzelił błękitny płomień. Zaklęcieokazało się tak silne, że katana, którą chłopak odbił zaklęcie, wyskoczyła wgórę i z trzaskiem upadła kilka metrów dalej. Potter zareagował błyskawicznie izaczęła się ostra wymiana zaklęć. Stwór okazał się o wiele silniejszym, niżmożna było przypuszczać. Po kilkunastu minutach Harryemu w końcu udało sięzadać mu ostateczny cios: jego głowa roztrysnęła się na tysiące kawałków.Chłopak szybko oczyścił swoje ubranie z czerwonej mazi, chwycił katanę i zrozbiegu przeskoczył brudny zbiornik. Za nim znajdowały się drzwi. Uchylił je iwszedł do kolejnej komnaty.
-Witaj wędrowcze – usłyszał kobiecy głos i spojrzał wprost na niewysoką,czarnowłosą dziewczynę. Co prawda nie był pewien, czy jest ona człowiekiem, alewyglądała jak zwykła nastolatka.
- Kimjesteś? I czego żądasz? – zapytał Harry.
-Przypuszczam, Harry Potterze, że przyszedłeś po Amulet, ukryty tutaj przezThora. Kres twej wędrówki jest tuż, tuż. – Harryego zdziwiły dwie rzeczy: że wpokoju nie było drzwi i to, że dziewczyna znała jego imię. Ale postanowiłodłożyć te pytania na inną okazję.
- Comuszę zrobić, byś wskazała mi drogę? – zapytał.
-Musisz mnie pokonać, ale bez czarów – powiedziała strażniczka i w jej dłonipojawił się czarny, ostro zakończony, cienki miecz. Harry co prawda miałkatanę, ale z doświadczenia wiedział, że na dłuższą walkę bardziej nadawał sięmiecz, który otrzymał podczas przysięgi w Twierdzy Mrocznych Elfów. Dziewczynauśmiechnęła się lekko widząc, jaki miecz wybrał chłopak.
- Awięc zaczynajmy – powiedziała i skłoniła się lekko. Harry zrobił to samo istanął w gotowości, czekając na pierwszy cios dziewczyny. Żadne z nich niechciało zaatakować pierwsze, więc prawie dziesięć minut sztyletowali sięwzrokiem. W końcu Harry zaatakował. Walka była bardzo zacięta. Kilkakrotniechłopak o mało nie skończył z ostrzem przy gardle. Dziewczyna na pewno nie byłaczłowiekiem, ponieważ poruszała się jak kot, a ciosy wyprowadzała z takąłatwością, jakby robiła to codziennie przed śniadaniem. Po prawie trzechgodzinach walki Harry był wyczerpany, więc strażniczka krzyknęła:
-Stop! Dowiodłeś, że jesteś godnym, aby otrzymać Amulet. – Potter uśmiechnął sięz ulgą i resztką sił skłonił się dziewczynie. – Teraz zaprowadzę cię domiejsca, gdzie się on znajduje. – Uklękła na ziemi i wyczarowaną kredąnakreśliła na podłodze drzwi. Wyszeptała kilka formułek, a w ten fragmentkamienia zniknął, ukazując kamienne schody. Dziewczyna weszła na nie, a Harryza nią. Znaleźli się w małym pokoiku, gdzie jedynym źródłem światła był podest,nad którym unosił się Amulet. Wyglądał dokładnie tak, jak to sobie Harrywyobrażał. Przypominał trochę kwiat o czterech, nierównych płatkach. Zrobionybył z jakiegoś ciemnozielonego kamienia, który jednak nie przypominałszmaragdu. Zauroczony Potter podszedł do podestu i wyciągnął rękę. Bez żadnychproblemów chwycił Amulet i przyjrzał mu się z bliska. Miał on uchwyt tak, bymóc założyć go na wewnętrzną stronę dłoni. Kiedy tylko Harry to zrobił tenjakby wchłonął się w jego ciało i wystawała tylko jego środkowa część: owalnykamień z niezrozumiałymi znakami.
-Jeśli spełni swoje zadanie sam zniknie i tu wróci – odpowiedziała Strażniczkana nieme pytanie Pottera.
-Dziękuję. Czy mogłabyś wskazać mi wyjście? – Zapytał chłopak. Ona bez słowapstryknęła palcami i chłopak stał w samym centrum Stonehenge. Chłodny wiatrskutecznie go orzeźwił, ponieważ zbliżał się wschód słońca. Potter bezcharakterystycznego trzasku zniknął, by pojawić się na pokładzie Jolly Roger.Tam była siódma rano, ale pokład był pusty. Harry, pełen obaw, zszedł dosalonu, lecz i tam nikogo nie zastał. Ale na stoliku leżała mała karteczka,napisana w pośpiechu: „Jesteśmy w Twierdzy. Aurelia”. Potter zdziwił siębardzo, a jednocześnie przepełniły go obawy. Dlaczego na niego nie zaczekali?Bez zwłoki przeniósł się do Włoch, by już po chwili biec w stronę kamiennegozamku. W korytarzu czekała na niego Arabeska.
-Panicz Potter pójdzie ze mną! – Zapiszczała na jego widok i pobiegła na wyższepiętra. Bezskutecznie Harry starał się wyciągnąć z niej jakieś informacje. Wmiarę jak przybliżali się do celu jego obawy stawały się coraz bardziej realne,ponieważ kierowali się do Sali Szpitalnej. Gdy jego obawy się potwierdziływyprzedził skrzatkę i z jak burza wpadł do białej sali. Prawie wszystkie łóżkabyły zapełnione, a obok krzątały się różne elfy.
-Harry! Nareszcie jesteś! – Krzyknęła Aurelia na jego widok. Jej szata byłapostrzępiona i przypalona w kilku miejscach, ale ona sama nie odniosłapoważniejszych obrażeń.
- Cosię stało? Gdzie jest reszta? – chciał wiedzieć Harry, ale kobieta wyprowadziłago z pomieszczenia.
- Tambyło więcej Śmierciożerców, niż przewidywaliśmy. Erik, David, Amy i Hermionawalczyli z nimi, ale nie mięli szans, szczególnie, że Voldemort też sięwłączył. Zdążyłam jednak im pomóc i razem z moim oddziałem zabiłam większośćŚmierciożerców. Została tylko jakaś trzydziestka, ale musieliśmy się wycofać. Knotzginął, zanim przybyłam.
- Aleco z nimi? Czy nic im nie jest? – Potter był coraz bardziej zdenerwowany.
-Nie, mają tylko lekkie obrażenia. Erik ma wstrząs mózgu, a Hermiona poparzonąrękę. Dave śpi, jest wykończony, a Amy… – Popatrzyła na Harryego ze współczuciem.
-Nie, tylko mi nie mów, że ona… – Jego głos drżał, a umysł układałnajczarniejsze scenariusze.
-Nie, żyje. Przynajmniej taką mam nadzieję. Voldemort ją zabrał i powiedział, żeją wypuści, gdy ty się tam zjawisz. Ale proszę cię, Harry, nie rób… -Niezdążyła dokończyć, ponieważ chłopak zniknął w czarnym wirze.
Rozdział 31: „Czasamitrzeba poświęcić życie, żeby spotkać się z ukochaną osobą…”
-Wypuście mnie, do cholery! – Krzyknęła drobna dziewczyna siedząca na ziemi zezwiązanymi rękami. – Jak wpadnie tu…
-Liczysz na pana Pottera? – Usłyszała cichy, syczący głos i, kiedy odwróciłagłowę od grupy zamaskowanych oprawców, ujrzała ich pana.
-Tak, ty zgniły gadzie! Wpadnie tu i wyrwie ci serce przez gardło! – W jejgłosie słychać było złość, przede wszystkim na samą siebie. Poza kilkomazadrapaniami nie miała większych obrażeń, jeśli nie liczyć poparzonej nogi.
-Ucisz się, z łaski swej – warknął Voldemort. – Twój kochaś może się pojawić. Wgruncie rzeczy na to właśnie liczę. I wtedy historia tragicznego bohaterawreszcie się zakończy. – Zaśmiał się zimno i zwrócił do swoich poddanych.
-Smith, Ivanov, idziecie ze mną. Panna Won na pewno odpowiednio zajmie sięnaszym gościem.
-Oczywiście, panie. Obiecuję, że będę niezwykle uczynna – zakpiła i uśmiechnęłasię wrednie. Jej szata była w kilku miejscach podarta, a maskę straciła wwalce, więc dokładnie widać było jej twarz.
-Spróbuj mnie tknąć, suko, a pożałujesz! – Amy doskonale odgrywała swoją rolę.Podobnie jak Naomi, która podeszła do niej i uderzyła otwartą ręką w twarz.
-Zostawimy was same – uśmiechnął się zadowolony Voldemort i razem z dwomaŚmierciożercami wyszedł z celi. Kiedy tylko drzwi się za nimi zamknęły, Naomirzuciła na cały pokój zaklęcie wyciszające i zablokowała drzwi.
- Niemamy za dużo czasu – powiedziała natychmiast widząc, że Amy już otwiera usta.Rozwiązała jej ręce i podała małą fiolkę.
-Przecież to jest… – zaczęła Mroczna Elfka, ale Azjatka nie pozwoliła jejdokończyć.
-Tak, wiem. Wypij to, oszczędzi ci to wiele bólu.
-Ale…
-Żadnego „ale”, nie mamy czasu, prędko!
***
-Harry! Nareszcie jesteś!
-Witaj, Helen – uśmiechnął się chłopak blado. – Uprzedzając twoje następnepytanie: tak, mam go. – Ściągnął skórzaną rękawicę, która osłaniała jego prawądłoń i pokazał wszystkim zgromadzonym w pokoju słynny Amulet.
-Jest piękny – przyznał Victis. – Ale dlaczego jesteś taki blady?
-Akcja uwolnienia Knota nie całkiem poszła po mojej myśli. Porwał Amy.
-Co?! No to co my tutaj jeszcze robimy?! – Daniel natychmiast zerwał się narówne nogi.
- Nietak prędko, potrzeba nam ludzi. – Jak na człowieka w takiej sytuacji Harrymyślał nadzwyczaj jasno.
-Czterdziestu pięciu czeka w gotowości – powiedziała natychmiast Helen. –Przewidziałam taką ewentualność, więc będą gotowi za pięć minut.
-Jesteś niezastąpiona – powiedział Victis z podziwem. – Ale cóż w tym dziwnego,skoro sam cię szkoliłem.
-Skromny to ty nie jesteś – mruknęła Bezimienna. – Ja mogę dorzucić jeszcze swójtuzin.
-Dziękuję wam – powiedział Harry z wdzięcznością. – Spotkamy się więc na doledokładnie za pięć minut.
Książę Ciemności udał się na najwyższe piętro, do swojego gabinetu byrównież się przygotować. Zmienił szatę, wziął szybki prysznic i wyczyścił broń.Kiedy skończył pozostało mu jedynie odbyć krótką rozmowę.
- Awięc go zdobyłeś – powiedział murzyn z nieukrywaną dumą. – Wiedziałem, że cisię uda.
-Zdobycie, zdobyciem, ale jak ja mam go użyć? – zapytał chłopak, przyglądającsię pięknemu kamieniowi.
- Toakurat jest stosunkowo proste – uśmiechnął się Szatan. -Nasz przyjaciel, Set,był łaskaw mnie poinstruować. Musisz po prostu rzucić najsilniejsze zaklęcieuśmiercające ręką, która jest naznaczona przez Amulet.
-Przypuszczałem, że to może być coś podobnego. Muszę jeszcze odbić Amy.
-Tak, wiem. – Mężczyzna spojrzał na potomka współczująco. – Ale nie martw się,wszystko pójdzie dobrze, masz chody na dole. – Uśmiechnął się jeszcze raz izniknął. Harry poderwał się ze swojego miejsca i poszedł w kierunku windy.Czarny płaszcz, zasłaniający miecz, powiewał za nim jak za Snapem. Pięknierzeźbiony łuk trzymał w ręce, a kołczan, pełen zatrutych strzał, miał naplecach.
Wholu panowało poruszenie, ale kiedy tylko wyszedł z windy zapadła niczymniezmącona cisza. Większość wojowników ubrana była w krwistoczerwone szaty zeznakiem Demonów na plecach. Tylko odział Bezimiennej przywdział czarnekombinezony podobne do tych, którymi posługiwali się niegdyś ninja. Nikt niemiał na twarzach maski, ponieważ nie przypuszczali, żeby którykolwiek z ichprzeciwników wyszedł żywy z planowanej potyczki, więc woleli nie ograniczaćsobie pola widzenia.
Harrydostrzegł Snapea, który skinął mu głową, co miało wyrażać szacunek i gotowośćdo bezwzględnej walki.
-Wszystko gotowe, możemy ruszać – oznajmiła Helen. W jednej chwili pomieszczeniezapełniło się czarnymi wirami, by po chwili zapadła tam martwa cisza. A więckości zostały rzucone.
***
-Długo musimy jeszcze czekać, panno Brown? – zapytał Voldemort coraz bardziejsię niecierpliwiąc. Dziewczyna miała ręce związane nad głową i przytwierdzonedo kamiennego słupa, który stał tuż obok kamiennego tronu.
- Niebędzie się spieszył na spotkanie z taką szują – wyrzuciła z siebie jednymtchem, którego jej zabrakło, gdy znów oberwała zaklęciem torturującym. Gdybynie kaptur, który miała zarzucony na twarz Naomi, na pewno dołączyłaby doprzyjaciółki, jako zdemaskowany szpieg.
Naotoczonej ze wszystkich stron polanie znajdowało się prawie pięćdziesiąt osób.Wszyscy Śmierciożercy, którzy przeżyli starcie z Mrocznymi Elfami, stali wkręgu, który przerwany był w miejscu, gdzie znajdował się tron Voldemorta inajważniejszy więzień.
Naglestało się coś, czego większość, oprócz Voldemorta i kilku bardziejdoświadczonych wojowników, się nie spodziewała. Na zewnątrz kręgu zŚmierciożerców pojawił się krąg czarnych wirów, z których wyskoczyłosześćdziesiąt postaci w czarnych i czerwonych szatach. Każdy z nich zgrabnieobezwładnił jednego Śmierciożercę, przykładając mu do gardła nóż, miecz bądźinne zgubne narzędzie. Kilkoro odciągnęło swoich więźniów, robiąc przejścienaprzeciw tronu Voldemorta. Tam stało kilkoro najbardziej zaufanych pół-ludzi:Helen, Daniel, Victis, Bezimienna, Snape, Naomi oraz na ich czele…
-Harry Potter – wysyczał Czarny Pan. – A może powinienem powiedzieć KsiążęCiemności?
- Jakwolisz, obślizgły gadzie – warknął chłopak rzucając szybkie spojrzenie na swojąukochaną. – Wiesz, że to twoje ostatnie chwile na ziemskim padole? Niedługospotkasz się z moim przodkiem. Bardzo niecierpliwie cię oczekuje.
-Myślisz, że jesteś w stanie mnie zabić – bardziej stwierdził niż zapytałczarodziej powoli podnosząc się z miejsca.
-Tak, jestem tego pewien. Dlatego wyzywam cię na pojedynek.
- Z miłą chęcią – zgodził się Voldemort. Powoli podszedł do swegoprzeciwnika i stanął naprzeciw niego. – Mam deja vu. Czyżbyś ponownie chciałskłonić się śmierci?
- Tymrazem to chyba ty powinieneś to zrobić – uśmiechnął się Harry. – No, Tom, czyżbyśnie był taki chętny?
Voldemort machnął różdżką i Harry poczuł, jakby niewidzialna rękachciała zgiąć jego kręgosłup. Jednak tym razem to on był silniejszy i szybkozneutralizował zaklęcie.
-Powtarzasz się – mruknął i zaatakował.
Walkarozpoczęła się na dobre. Po pewnym czasie walczyli nie tylko Harry zVoldemortem, ale również reszta, ponieważ Śmierciożercy zaatakowali Demony.
Amy,widząc całe zamieszanie zaczęła dążyć do uwolnienia się. Wszędzie słychać byłoszczęk stali, świst mieczy i strzał przecinających powietrze i krzykiwalczących. Dopiero po prawie godzinie Śmierciożercy zostali ujarzmieni i,pośród leżących ciał, znów walczyli tylko przywódcy.
- Niemyśl, Potter, że wyjdziesz stąd bez szwanku – warknął Voldemort i wysłał w stronęchłopaka serię zaklęć. Ale to był jedynie podstęp, ponieważ kiedy Harry starałsię wyjść z tego bez szwanku Czarny Pan odwrócił się i z mściwym uśmiechemwysłał zaklęcie uśmiercające w stronę niczego niespodziewającej się Amy. Tabyła już wolna, więc spróbowała się usunąć, ale była zbyt wolna. Zaklęcietrafiło ją w rękę, lecz było tak silne, że dziewczyna nie miała szans. Osunęłasię na ziemię. Harry podniósł głowę akurat, by spojrzeć w gasnące oczy swojejnarzeczonej.
-Nie! – krzyknęła Naomi demaskując się jako szpieg. Ale to nie było w tymmomencie najważniejsze.
Wpierwszej chwili Potter poczuł łzy napływające mu do oczu. Nogi się pod nimugięły, ale zdołał ustać na ziemi. Wszystkie wspomnienia, te dobre i te złe,związane z piękną dziewczyną przypomniały mu się i wypełniły szczelnie jegoumysł. Ale trwało to tylko chwilę, ułamek sekundy. W kolejnej już kipiał zwściekłości, że zostało mu odebrane to, co kochał nad życie. Wszystko straciłoswój sens, gdy ona odeszła.
Teraznadszedł czas, aby wyrównać rachunki. Za mamę, za tatę, Cedrica, Syriusza,Lupina i Amy. Za wszystkich, których kochał. To miłość całkowicie nimzawładnęła.
-Czyżby nasz kogucik stracił swoja kurkę? – zakpił Voldemort, ale zaraz tegopożałował, gdy uderzyła go niewidzialna kula energii. Mimo, że wytworzył wodpowiednim momencie tarczę, przewrócił się i uderzył głową w swój własny tron.
-Zapłacisz mi za to – szepnął Harry i zrzucił rękawicę.
-Amulet… – Czarny Pan wyglądał na całkowicie zaskoczonego. Próbował wstać, aleuderzenie w głowę nieco go zamroczyło i musiał przytrzymać się tronu. Po kilkusekundach zerwał się lodowaty wiatr i uniósł Voldemort kilka metrów nad ziemię.
- Zato wszystko co mi zrobiłeś – warknął Potter. Stał z płonącymi oczami i prawą rękąwycelowaną w przestraszonego wroga. Czarny Pan zdał sobie sprawę, że jeśliszybko czegoś nie wymyśli, naprawdę trafi w „przytulne” otchłanie piekieł. Niemógł rzucić żadnego zaklęcia, gdyż jego mięśnie nie reagowały na sygnaływysyłane przez mózg. Był jakby sparaliżowany od szyi w dół.
-Pomyśl Potter. Jesteś silny, prawie równy mi. – Szybko obrał linię obrony. –Moglibyśmy stworzyć wspaniały duet. Czy nie chciałbyś sprzeciwić się Dropsowi irządzić światem?
-Jesteś żałosny – powiedział chłopak. Rzeczywiście, Voldemort wyglądał raczejbezbronnie zwisając pod sufitem uwięziony siłą, która nie pozwalała na użyciejakiejkolwiek magii.
-Myślę, że twój czas na tym świecie dobiegł końca – podsumował Potter i zebrałwszystkie siły, które mu pozostały. Nawet nie zdążył wypowiedzieć zaklęcia, gdypoczuł ciepło rozchodzące mu się po ciele. Jego prawa dłoń zaczęła płonąć żywymogniem, który miał jednak niezwykły, zielony kolor. Wszyscy zgromadzeni wkomnacie przyglądali się temu ze zdziwieniem. Nawet Śmierciożercy przestalipróbować się uwolnić. Nagle rozbłysło oślepiające światło, rozległ sięogłuszający huk i mocna fala energii powaliła na ziemię wszystkich znajdującychsię w promieniu kilku metrów.
Harryemuudało się zauważyć, że płomień wystrzelił z jego ręki i uderzył prosto w serceCzarnego Pana. Czas jakby zwolnił, wszystko działo się w zwolnionym tempie.Szczelina w podłodze i trzy obrzydliwe potwory, zabierające Voldemorta tam,gdzie jego miejsce. Później była już tylko ciemność.
***
-Myślisz, że długo to jeszcze potrwa? – zapytała szeptem Aurelia. Na długim,białym korytarzu stała spora grupka: Erik, Daniel, Hermiona, David, Helen iVictis. Czekali oni już od kilku godzin, aż ich przyjaciel się obudzi. Po kilkuminutach na końcu korytarza pojawiła się ciemna plamka, którą okazał się MistrzEliksirów, który zajmował się Harrym.
-Zajrzę do niego, ale obawiam się, że nawet jeśli się obudził nie będzie chciałnikogo widzieć – powiedział, uprzedzając falę pytań. Wszyscy zgodnie skinęli głowamii znów zapadła cisza.
-Po…to znaczy Książę? – poprawił się szybko mężczyzna podchodząc do jedynegołóżka na sali. Harry już nie spał, ale nie miał ochoty na rozmowy. Pragnąłjedynie zasnąć i obudzić się, by przytulić Amy i śmiać się z tego idiotycznegosnu. Niestety wiedział, że to niemożliwe. Wielka, samotna łza spłynęła po jegobladym policzku.
-Wiem, że pan nie śpi. Jest ktoś, kto chce cię zobaczyć – powiedział Snape cichoi wyszedł na chwilę.
-Harry… – chłopak usłyszał miły, aksamitny głos, którego nie był w staniepomylić z żadnym innym. Jednak zacisnął tylko powieki, by odpędzić to marzeniesenne.
-Kochanie, otwórz oczy – delikatna dłoń otarła mokry od łez policzek. Nie, terazto nie mógł być sen. Ostrożnie podniósł powieki i ujrzał zatroskaną twarz,która tak pokochał.
-Ale…jak to możliwe? Przecież ty… – szepnął, ale słowa uwięzły mu w gardle. Bałsię poruszyć, ale nie mógł się powstrzymać. Wtulił twarz w jej miękkie włosy ipłakał, płakał jak dziecko.
Niemięli pojęcia ile tak siedzieli, płacząc i przytulając się do siebie.
-Więc jak? – zapytał ponownie Potter, gdy zdołał już opanować emocje.
- Wlochu przed twoim przybyciem Naomi podała mi eliksir wieloskokowy izamieniłyśmy się miejscami – uśmiechnęła się smutno Amy ocierając łzy. –Poświęciła dla mnie życie. Nie chciałam się zgodzić, ale powiedziała, że bezmęża i tak nie znajdzie szczęścia.
- Czasamitrzeba poświęcić życie, żeby spotkać się z ukochaną osobą… – stwierdził Potter.– Nawet nie wiesz, jak bardzo cieszę się, że znów mogę cię dotknąć.
- Bezprzesady, przecież mógłbyś mnie regularnie odwiedzać. Chyba nie sądzisz, żemogłabym trafić nieco…wyżej – zażartowała dziewczyna. – No, ale my tu gadu,gadu, a tam Aurelia chyba jajka znosi.
-Przydadzą się, chętnie bym coś zjadł – uśmiechnął się Potter i psychicznieprzygotował na uderzenie, które miało za chwilę nadejść. I nie mylił się, gdyżpo chwili wylądowały na nim trzy roztrzęsione niewiasty.
- No,dziewczęta, zostawcie chorego w spokoju – jęknął chłopak, próbując złapaćpowietrze.
***
Przezkolejne dni Harry powracał do siebie. Na Mroczne Miasto nałożona została kopułaczasu, więc, kiedy chłopak był już w pełni sił, mięli powrócić do normalnegoświata ułamki sekundy po zakończonej bitwie. Wszystko zastali tak, jakpozostawili. Demony czekały na rozkazy swego pana, wciąż trzymając na muszcepozostałych Śmierciożerców.
-Żywych zwiążcie i odbierzcie im różdżki – powiedział Potter mocnym głosem,który był jednak całkowicie spokojny. Po pięciu minutach na polu walki zrobiłosię prawie pusto. Poza garstką Śmierciożerców pozostali tam tylko Harry iAurelia. Oraz sterta ciał.
-Musimy wezwać władze – zauważył Potter po chwili milczenia. – Poczekaj na mnie,wezwę Dumbledorea.
***
- Niema go, sir. – zapiszczał skrzat domowy i zniknął.
- Todziwne, Albusie – zauważyła McGonnagal. – Kiedy wybierał się gdzieś zawszezostawiał nam wiadomość.
-Tak, to rzeczywiście do niego niepodobne – zaniepokoił się dyrektor. Ale wkońcu Severus jest dorosły, ma prawo wyjść bez naszej wiedzy. No cóż, zaczniemyzebranie bez niego. Leć już na Grimmuld Place, zaraz do ciebie dołączę. Kobietatylko skinęła głową zostawiając dyrektora z niemiłym uczuciem, że właśnie omijago coś bardzo ważnego. Po chwili usłyszał pukanie do drzwi i do gabinetu weszłacałkowicie nieoczekiwana osoba.
-Harry? A co ty tutaj robisz? Stało się coś? – Przeczucie jeszcze się wzmogło.
- Topan ma obecnie władzę nad ministerstwem? – zapytał Potter całkowicie ignorujączadane mu pytania.
-Tak… ale czy coś się stało? – ponowił swoje pytanie dyrektor.
-Można tak powiedzieć. Proszę zebrać aurorów i skorzystać z tego świstoklika. – Chłopakstuknął w leżący na biurku pergamin, który zajarzył się błękitnym światłem. – Uaktywnisię dokładnie za 20 minut. Do zobaczenia na miejscu.
Zanimdyrektor zdążył cokolwiek zrobić Harry zniknął. Nie pozostało mu nic innego,jak tylko wykonać polecenie chłopaka.
***
-Minęło już 25 minut. Gdzie oni są? – Na kamiennym tronie siedziała znudzonaAurelia. Czerwone włosy powiewały jej na wietrze. Harry również sięniecierpliwił, ale starał się tego nie okazywać. Stał oparty o kamienny słup.Zdążyli już uprzątnąć ciała demonów i teraz czekali tylko na przybycie grupyministerstwa. Wreszcie na polanie pojawiło się około dwudziestu osób zDumbledorem na czele. Większość z nich należała do Zakony Feniksa. Ich reakcjabyła do przewidzenia. Ci, którzy stanęli na jakimś ciele, odskakiwali w bok,wpadając na siebie. Kilkoro z nich nie wytrzymało i zwymiotowało. Jednakwiększość tylko z przerażeniem wpatrywała się w krajobraz po bitwie.
-Może wreszcie powicie mi, co tutaj, na brodę Merlina, zaszło?! – PowiedziałDumbledore na wstępie. Czegoś takiego się nie spodziewał.
-Otóż próbowaliśmy odbić Korneliusza Knota, lecz Śmierciożerców było za dużo,więc byliśmy zmuszeni się wycofać – zaczęła opowieść Aurelia. – Ministerzginął, a jeden z naszych ludzi został uwięziony. To jest właśnie efekt akcjiratunkowej.
- Agdzie jest Voldemort? – chciał wiedzieć dyrektor. W głębi duszy miał nadziejęusłyszeć jedno.
- Nieżyje – odezwał się Potter. – Trafił tam, gdzie powinien. Nie chcę rozgłosu,wiec kto go zabił, ma pozostać między nami. Teraz to pan będzie się martwił,jak odbudować czarodziejski świat. Ja i moi przyjaciele możemy się już wycofać.
-Mroczne Elfy powinny znów trafić w poczet legend i mitów – dodała Aurelia.
-Ale, Harry… Chcesz tak po prostu odejść? – Zdziwił się Dumbledore.
-Tak. Spokój to coś co jest mi teraz potrzebne najbardziej. Jeśli sytuacjabędzie tego wymagać, znów się pojawię. Ale jak na razie, najgorsze za nami.Życzę panu wszystkiego najlepszego.
Potych słowach on i Aurelia zniknęli.
- Itobie też, chłopcze. I tobie też… – uśmiechnął się lekko.
***
- Ico? Piszą coś? – Zapytała Amy, próbując zaglądnąć swojemu chłopakowi przezramię.
-Tak… tak jak mówiłem, Dumbledore zachował dyskrecję – chłopak uśmiechnął sięsmutno.
- Tochyba dobrze, prawda? – Zdziwił się Erik.
- Nicnie rozumiesz. Im bardziej starasz się coś ukryć, tym więcej wokół tego szumu –powiedziała Hermiona tonem znawcy.
- Aty jak zwykle masz rację – zaśmiał się Potter.
Wszyscy przyjaciele siedzieli przy stole na pokładzie Jolly Roger.Niespełna tydzień po wydarzeniach na leśnej polanie Harry wciąż utrzymywał sięna pierwszych stronach gazet.
-Myślicie, że kiedykolwiek ludzie zapomną o Księciu Ciemności? – zapytał Dean.
-Może za 100 lat – uśmiechnęła się Amy. – Ale my wtedy będziemy już mięligromadkę dzieci i co innego w głowie.
-Więc co zamierzacie robić? – Zainteresował się Eric.
-Hermiona ma zamiar zostać uzdrowicielką, a ja znalazłem pracę w Ministerstwie.Tam jestem anonimowy – uśmiechnął się David.
- Amy z moją niezastąpioną dziewczyną wybieramy się w podróż przedślubną –uśmiechnął się Potter, a Amy pokazała dziewczynom piękny pierścionek zbrylantem przytwierdzonym do obrączki z białego złota.
-Dlaczego nam nie powiedzieliście! – Krzyknął David, żeby przekrzyczeć piszczącei ściskające się dziewczyny.
-Jakoś nie było okazji – uśmiechnął się Potter.
- Noto zdrowie młodej pary! – Wzniósł toast Erik.
***
Historia tragicznego bohatera, który po wielu trudach zdołał wreszcieodzyskać spokój i szczęście była przekazywana z ust do ust przez wiele pokoleń.Z czasem obrosła ona prawdziwą legendą, a po ponad 100 latach była takzniekształcona i niezwykła, że wielu traktowało ją jedynie jako legendę.
A costało się z głównym jej bohaterem? Ożenił się ze swoją ukochaną i razem z niąwychował troje wspaniałych elfiątek. Ale życie Jacka, Sophie i Roda to jużzupełnie inna historia.
THE END