Nie wódź nas do głupoty
Lead Us Not Into Stupidity
15.12.2017
Jak tępi i nieuważni są kustosze Wiary w ostatnich 2.000 latach! Nam i naszym przodkom widocznie pozwolono , nawet nakazywano, odmawiać Ojcze Nasz niedokładnie i błędnie. Rezonują przez korytarze czasu, od I wieku do naszego, słowa "nie wódź nas na pokusze-nie". (ne nos inducas in tentationem – łacina wulgata)
Ale nareszcie w tym Roku Pańskim 2017 mamy papieża, który jest gotowy wyprowadzić nas z tradycyjnej Modlitwy Pańskiej do nowej i skorygowanej wersji, która uratuje nas od niepo-rozumienia w jakim rzekomo trwaliśmy przez tysiąclecia.
Czym dokładnie jest to nieporozumienie wymagające korekty? Zdaniem papieża Franciszka, jest to pomysł iż Bóg kusi nas do grzechu. "Ojciec tego nie robi" – powiedział papież w nie-dawnym wywiadzie TV. "On pomaga wam wstac od razu. Co skłania do pokusy jest szatan".
Czy tego jeszcze nie wiedzieliśmy? Czy to wymaga krytyki przez papieża starożytnego przekładu, żeby nas oświecić w tej sprawie? Wszystkie autorytety zgadzają się, że trady-cyjny przekład z greckiego Nowego Testamentu jest poprawny, i nigdy nie stanowił problemu – aż do teraz.
Ale czy to naprawdę w ogóle stanowi problem?
Wszyscy odmawialiśmy Ojcze Nasz niezliczoną ilość razy i powtarzaliśmy słowa "nie wódź nas na pokuszenie" z jasną wiedzą, że prosimy naszego Pana o ratowanie nas od popada-nia w grzech. Odmawialiśmy te słowa ze zrozumieniem, że prosimy o łaskę by pomogła nam odeprzeć kłamstwa szatana, i atrakcje świata i ciała rozkładane przed nami i kuszące nas byśmy zapomnieli iż mamy nieśmiertelną duszę i wieczne przeznaczenie.
Czy ktoś z nas naprawdę myślał, że bóg chce byśmy grzeszyli? Że nasz Pan próbuje nakło-nić nas do przekraczania Jego praw i krzywdzić nasze dusze, żeby On mógł nas potępić? Co za nonsens! Ale Franciszek rzekomo martwi się, że tak może być. Jak powinniśmy odpowie-dzieć na pragnienie papieża zmiany słów Ojcze Nasz?
Jesteśmy zmuszeni, zdrowym rozsądkiem, wątpić w prawdziwy charakter wyrażonej troski Franciszka. Nie może być tak, że Wikariusz Chrystusa, wykształcony jezuita, naprawdę uważa, że słowa Ojcze Nasz były błędnie przełożone przez 2.000 lat i że potrzebna jest korekta w tym konkretnym czasie. Aby zakładać prawdziwość słów papieża, musimy zakwe-stionować jego inteligencję lub naszą. Franciszek nie jest głupim człowiekiem, i katolicy nie są doktrynalnie nieoświeceni jak na pozór się obawia.
Więc o co chodzi w tym nowym zamieszaniu odnośnie możliwych zmian w Ojcze Nasz?
Po II SW wiele się zmieniło: liturgia, dyscyplina, zwyczaje, katecheza, modlitwy. Wiele z tych zmian okazało się być nieuzasadnionymi, inne poważnie niepokojące. Ale ogólnie import zmian miał zaniepokoić katolicki umysł i serce. Kiedy zaakceptowaliśmy, że wszystko mogło ulec zmianie, to z większym prawdopodobieństwem akceptowalibyśmy zgodę na wszelkie proponowane przez władze nowości. Po prostu przyzwyczailiśmy się do przesuwania się ziemi pod naszymi stopami z taką częstotliwością, że już nie zwracamy uwagi na drobne trzęsienia ziemi jakie wstrząsnęły kościołem.
Wszystkie te zmiany były tylko kosmetyczne, mówi się: aktualizacja języka i dyscypliny by dotrzymać tempa czasom. Nie stracono niczego ważnego, wielokrotnie nas zapewniano. Ale wyobraźcie sobie kogoś odciętego od Kościoła, powiedzmy, od 1960 do teraz. Czy będąc katolikiem rozpoznałby coś co widzi dzisiaj w swojej parafii? Czy nie byłby osłupiały słowami posoborowych papieży? Czy nie uważałby papieża Franciszka za niezrozumiałego i skanda-licznego? Czy, jak Maria Magdalena przy grobie, nie powiedziałby z bólem i zdezoriento-wany – "Co oni zrobili z moim Kościołem?"
Co powiedziałby o Mszy w języku ojczystym, zmienionych słowach Ofiarowania, świeckich mężczyznach i kobietach rozdających Najświętszy Sakrament, ludzie przyjmujący Komunię na ręce, albo pijący Najdroższą Krew z Kielicha? Co powiedziałby o typowej Mszy pogrzebo-wej Novus Ordo, która teraz jest fałszywie radosną ceremonią kanonizacyjną? Co powie-działby o Amoris Laetitia? O pedofilskich skandalach wśród księży? Co pomyślałby o noto-rycznym homoseksualnym prałacie nadzorującym papieską rezydencję i służący jako papieski przedstawiciel w skorumpowanym Watykańskim Banku? Co powiedziałby o rezy-gnacji papieża Benedykta? Listę można wydłużać. Ale wszyscy wiemy jak ogromne były tzw. reformy po II SW. Kościół jest trudny do rozpoznania z tym czym był pół wieku temu, i z tym czego uczono przez wieki.
I nie widać końca w "aktualizacji" jaką uważa się za konieczną by trzymać Kościół ważny dla nowoczesnego świata. Teraz mówi się nam, że Ojcze Nasz może też wymagać aktualizacji. Francja objęła przywództwo i jej biskupi już zmienili frazę problematyczną dla papieża. "Ne nous laisse pas entrer en tentation" (nie pozwól nam ulec pokusie) już przyjęto. Tak więc papież może się odprężyć, że przynajmniej katolicy we Francji, albo zmniejszająca się ich resztka, nie będzie zdezorientowana.
Jeśli chodzi o resztę nas, najwyraźniej jeszcze potrzebujemy dalszych instrukcji i zwyczaje całego życia można zerwać, dla naszego dobra, przypuszczalnie. Ale czy któraś z tych bzdur o słowach Ojcze Nasz ma coś wspólnego z prawdziwą duszpasterską troską? Czy Ojciec Święty naprawdę martwi się, że spadnie na nas duchowa krzywda jeśli nie zainterweniuje by zmienić zwyczaj, który przetrwał dwa millenia? Można wątpić, mówiąc grzecznie.
Nawet najłagodniejsi i ugodowi katoliccy komentatorzy oczyszczają swoje zbiorowe gardła w sprawie tej najnowszej z papieskich inicjatyw. "Papież Franciszek wymyślił sobie zwyczaj wprowadzania konfuzji, i to jest jedna z nich. To zmusza do zastanowienia na czym to się skończy, co jeszcze się da. Jest to skumulowany niepokój". Tak mówi Philip Lawler, redaktor Catholic World News i ugodowy apologeta wobec każdej liczby posoborowych nowości. Może, gdyby Mr Lawler z innymi nie pozwolił na gromadzenie się ich niepokoju, a zająłby się tym natychmiast, nie stalibyśmy wobec obecnej absurdalności, którą nawet oni czują iż muszą się zająć, choć w swój powściągliwy i nieskuteczny sposób.
Ale protestancki świat nie jest tak powściągliwy. Jak mówi raport w New York Times, R. Albert Mohler Jr., prezydent Południowego Teologicznegio Seminarum Baptystów, był "zszokowany i przerażony uwagami papieża. "To jest Modlitwa Pańska. To nigdy nie jest i nie była modlitwa papieża…"
Pod koniec życia s. Łucja powiedziała, że musimy przejąć inicjatywę w modlitwie i pokucie, i nie patrzeć na tych u władzy by prowadzili nas w tych rzeczach. Ci którzy widzieli pełną Trzecią Tajemnicę, tacy jak kard. Ciappi, powiedzieli nam, że apostazja w Kościele rozpocz-nie się "na samej górze". Czy się nie rozpoczęła? Wszystko co możemy zrobić to posłuchać rady s. Łucji. A kiedy się modlimy, módlmy się słowami naszego Pana – "nie wódź nas na pokuszenie".
http://www.fatima.org/news/newsviews/2017/newsviews1215a.asp