NOTES ON THE STATE OF VIRGINIA
TŁUMACZENIE
RDZENNI AMERYKANIE
Virginię zamieszkiwało około 40-tu plemion. Najsilniejsze z nich to: Powhatanie, Monnahoacowie i Monacanie. Te między wybrzeżem, a wodospadami były ze sobą w przyjaźni i związały się unią z Powhatanami. Te między wodospadami a górami podzielone były na dwie konfederacje,. Te zamieszkujące główny bieg rzeki Patowmac i Rappa Hanock związane były z Mannahoacami , zaś te w górnym biegu rzeki James z Monacanami. Lecz Monacanie i ich sprzymierzeńcy byli w przyjaźni z Mannahoacanami i ich sprzymierzeńcami i wspólnie prowadziły bezustanną wojnę z Powhatanami. Powiedziano nam, że Powhatanie, Monacanie i Monnahoacanie mówili tak diametralnie różnymi językami, że gdy prowadzili interesy niezbędni byli tłumacze. Stąd możemy przypuszczać, że nie była to sprawa między wszystkimi plemionami i że prawdopodobnie poszczególne mówiły językami narodu z którym były powiązane. Które jak wiemy były sprawą w wielu szczególnych przypadkach. Bardzo możliwe, że początkowo były tam trzy różne narody, z których każdy rozmnażając się w długim okresie czasu podzielił się w wiele różnych społeczeństw. Ta praktyka była rezultatem okoliczności nie poddawania się przez nich żadnym prawom, żadnej przymusowej sile, żadnemu rządowi. Ich jedynymi ograniczeniami były ich obyczaje i moralne rozróżnienie między dobrem a złem, które jak poczucie smaku i odczuwanie we wszystkich ludziach jest częścią natury. Sprzeciwianie się im jest karane pogardą, wykluczeniem ze społeczeństwa, a w niektórych przypadkach tak poważnych jak morderstwo przez jednostki które to dotyczy. Może się wydawać, że ten gatunek przymusu jest niedoskonały, a mimo to zbrodnie są wśród nich niezwykle rzadkie (s.97;wrs.6-7) Czy brak prawa jak między dzikimi rdzennymi mieszkańcami Ameryki, czy jego nadmiar jak wśród cywilizowanych europejczyków popycha człowieka do większego zła? Ten kto widział oba rodzaje warunków życia odpowie że to ostatnie, i że owce są szczęśliwsze same jedne niż pod kontrolą wilków. Odpowie ktoś, że wielkie społeczeństwa nie mogą istnieć bez rządu. Jednak „dzicy” podzielili się na małe.
Terytoria konfederacji Powhatan na południe od rzeki Patowmac
obejmują 8 000 mil2, 30 plemion i 2 400
wojowników. Kapitan Smith mówił nam, że w odległości 60 mil od
James Town mieszkało 5 000 ludzi spośród których 1 500
było wojownikami. Z tego wyprowadziliśmy stosunek wojowników do
wszystkich mieszkańców. Wynosi on jak 3 do 10. Wobec tego
konfederacja Powhatan liczyć będzie około 8 000 ludzi, co
daje jednego na milę2 będąc jednocześnie
naszej obecnej populacji na tym samym terytorium i
populacji wysp brytyjskich.
Poza tym byli jeszcze Nottowayowie żyjący nad rzeką Nottoway,
Meherrinowie i Tuteloesowie nad rzeką Meherrin, którzy byli
połączeni z Indianami z Karoliny, prawdopodobnie Chowanoacami.
Powyższa tabela zawiera stan tych kilku plemion w nawiązaniu do
ich konfederacji, sytuacji geograficznej z ich liczbą, gdy pierwszy
raz zaznajomiliśmy się z nią, skąd też i te dane są
wzięte.liczby
n niektórych z nich są znów ich ich stanem z roku 1669, kiedy
podjęta została próba zgromadzenia ich w celu policzenia.
Prawdopodobnie wyliczenia są nieścisłe, i w pewnej mierze
domniemywane, dalsze poszukiwania akt dostarczą wiele więcej
szczegółów. Co będzie melancholijną powtórką ich historii,
może być jednakże argumentowane spisem ludności z 1669r., przez
który odkrywamy, że plemiona posiadające wspomnianą tam
liczebność zostały w przeciągu 62 lat zredukowane do około
ich
wcześniejszej wielkości. Napoje alkoholowe, epidemie, wojny i
ograniczanie terytorium ludziom, którzy żyli pierwotnie z darów
natury,
uczyniły wśród nich straszne spustoszenia, które wobec przeszkód
jedno pokolenie nie jest w stanie odrobić.
To że ziemie tego kraju zostały im odebrane przez podbój nie jest
tak zupełną prawdą jakby się mogło wydawać. Znalazłem w
naszych historiach i aktach powtarzające się dowody zakupu, mogące
być pokryciem na znaczną część dolnego kraju, a wiele więcej
zostanie niewątpliwie znalezione w dalszych badaniach. Górny kraj
jak wiemy został nabyty w całości przez zakupy uczynione w jak
najbardziej nienaganny sposób.
Na zachód od tychn wszystkich plemion po tamtej stronie gór rozciągając się do wielkich jezior żyli Mossawomee najpotężniejsza konfederacja, która prześladowała nieustannie Powhatan i Manahoacan. Byli oni prawdopodobnie przodkami znanych obecnie jako 6 narodów
Bardzo niewiele może być teraz odkryte z późniejszej historii tych poszczególnych plemion. Chickahomini przenieśli się około 1661 roku nad rzekę Mattapony. Ich wódz wraz z jednym z Pamunkies i Mapatonies był obecny przy traktacie w Albany w 1685. Wygląda to na ostatni rozdział ich historii. Zachowali oni jednak swą odrębną nazwę do 1705 roku i połączyli się z Pamunkies i Mapatonies i dziś istnieją tylko pod ich nazwami. O Mettaponies wspomina tylko 3 lub 4 naszych ludzi i mają więcej murzyńskiej niż indiańskiej krwi. Utracili swój język i zredukowali swój obszar przez dobrowolne sprzedaże do około 50 akrów ziemi która leży nad rzeką o takiej samej nazwie i od czasu do czasu przyłączali się do pamunkies, od których są oddaleni około 10 mil.
Pamunkies ograniczają się do 10 czy 12 ludzi dopuszczalnie czystej rasy bez domieszek innych kolorów. Starsi spośród nich ochronili w niewielkim stopniu język, który jest ostatnim śladem na ziemi z tego co nam wiadomo języka Powhatan. Mają około 300 akrów bardzo żyznej ziemi nad rzeką Pamunkey objętej wodą jak bramą i zamkniętej wogóle.
Z nottowayów nie pozostał żaden mężczyzna. Kilka kobiet stanowi pozostałości plemienia. Umiejscowieni są oni nad rzeką Nottoway w hrabstwie Southampton, na bardzo żyznych ziemiach. W bardzo wczesnym okresie pewne ziemie były wyznaczone z przeznaczeniem dla tych plemion i chronione przed bezprawnym naruszaniem autorytetem prawa. Mieli oni wyznaczonych zarządców, których obowiązkiem była ochrona ich interesów i obrona ich przed znieważeniem i krzywdą.
Monacanie i ich przyjaciele znani lepiej potem pod nazwą Tuscarorars byli prawdopodobnie powiązani z Massawomecs lub Five Nations. Chociaż było powiedziane że ich języki były tak różne , że niezbędna była interwencja tłumacza między nimi, jednak poza tym dowiedzieliśmy się, że Erigas, naród wcześniej zamieszkujący Ohio był z tego samego pierwotnego narodu co Five Nations i posiadał on również język Tuscarorars. Ich dialekty mogły przez długie rozdzielenie stać się tak niepodobne, że nie dało się w nich porozumieć miedzy sobą. Wiemy że w 1712 Five Nations włączyli do konfederacji Tuscarorars i zrobili ich szóstym Narodem. Włączyli ponadto Meherrins i Tuteloes, pod swą obronę. Jest najbardziej prawdopodobne, że pozostałości wielu innych plemion, o których nie ma pojedynczej wzmianki odeszły na zachód jak miały w zwyczaju i zostały włączone do jednego z innych zachodnich plemion.
Nie wiem o istnieniu niczego takiego jak indiański pomnik. Nie
uhonoruję ta nazwą strzał wskazujących. Nie uhonoruje tą nazwą
strzał wskazujących, kamiennych toporów, fajek i na wpół
zarysowanych obrazów. Z prac na dużą skalę sądzę, że nie ma
pozostałości czegoś tak poważnego jak np. byłyby powszechne
kanały irygacyjne. Chyba że byłyby to rzeczywiście kurhany ,z
których wiele ma być znajdowane wszędzie w tym kraju. Są one
różnych rozmiarów, niektóre skonstruowane z ziemi, inne z
luźnych kamieni. Że były to miejsca pochówku zmarłych jest
oczywiste dla wszystkich, ale na jakie konkretne okazje były
tworzone jest kwestią podlegającą dyskusji. Niektórzy sądzili,
ze pokrywają one kości tych, którzy polegli w walce i byli
chowani na polu bitwy. Niektórzy przypisują to zwyczajom, które
maja panować wśród Indian, zbierania w pewnych okresach kości
wszystkich ich zmarłych (s.100,wrs.14)
złożone w czasie śmierci. Inni znów zakładają, że
są to głównie cmentarzyska osad, które jak przypuszczano
znajdowały się na lub w pobliżu tych ziem. Ta opinia ma poparcie
w jakości ziem na których są one znajdowane. (Te skonstruowane z
ziemi były zwykle położone na najbardziej miękkich i żyznych
glebach łąkowych na brzegu rzek). Tradycja mówi , że zostały
pozostawione w spadku przez pierwotnie mieszkających tu Indian, że
gdy osiedlili się w osadzie, pierwsza osoba, która zmarła była
umieszczana pionowo, a na nią kładziona była ziemia, by ją
przykryć i wesprzeć. Tak, że gdy zmarła następna osoba
wykopane zostało wąskie przejście do pierwszej, druga była
składana naprzeciwko, pokrywana ziemią kładzioną ponownie itd.
Jeden z tych kurhanów znajduje się w moim sąsiedztwie. Chciałem
się przekonać, czy któraś z tych teorii, a jeśli tak, to która
jest prawdziwa. W tym celu zdecydowałem się go otworzyć i
przebadać gruntownie. Był on usytuowany na nizinnych
ziemiach Rivanny, około dwóch mil ponad jego głównym
rozwidleniem naprzeciw kilku wzgórz, na których mieściła się
indiańska osada. Był on kształtu sferoidalnego, o średnicy około
40-tu stóp u podstawy i o wysokości 12-tu stóp, chociaż teraz
zmniejszony przez zaorywanie do 7,5 stopy, będąc pod uprawą od
około 12 lat. Przedtem pokryty był drzewami o średnicy 12-tu
cali. Wokół podstawy były wykopaliska o głębokości
i szerokości 5-ciu stóp, z którego została wybrana ziemia,
tworząca następnie pagórek. Najpierw kopałem płytko
w kilku miejscach i przeszedłem do zbierania ludzkich na różnych
głębokościach, od 6-ciu cali do 3 stóp poniżej powierzchni.
Lezały w krańcowym chaosie: niektóre pionowo, niektóre ukośnie,
niektóre poziomo i zwrócone we wszystkie strony świata, poplątane
i trzymane razem w kupie przez ziemię. Kości z najodleglejszych
części były znajdowane razem jak na przykład małe
kości stóp w otworze czaszki. Wiele czaszek bywało w kontakcie
leżąc na twarzy, na boku, na potylicy( twarzą do góry) przodem
lub tyłem tak że w ogólności przywodziły ideę kości
wyrzuconych swobodnie z torby czy kosza i przykrytych ziemią bez
zwracania uwagi na jakikolwiek porządek. Kości których pozostało
najwięcej toL: czaszki, kości szczęki, zęby, kosci rąk, udowe,
nóg , stóp i dłoni. Pozostało niewiele: żeber, trochę kręgów
szyjnych i z kręgosłupa niepołączaonych, i jeden przykład
kości, która służyła jako podstawa kręgosłupa. Czaszki były
tak kruche, że zwykle dotknięte rozpadały się na kawałki, inne
kości były mocniejsze. Było trochę zębów, które zostały
osądzone, jako mniejsze niż dorosłych. Czaszka
która na pierwszy rzut oka wyglądała na niemowlęcą, lecz
rozpadła się na kawałki przy podniesieniu i nie udało się jej
dostarczyć do zbadania. Żebro i fragment dolnej szczęki osoby na
wpół dorosłej i inne żebro niemowlęcia i część szczęki
dziecka, które nie miało jeszcze wyrżniętych zębów. To
ostatnie dostarczyło najbardziej przekonywujących dowodów na
chowanie tu dzieci. Byłem jedynym, który zwrócił na to uwagę.
Była to część prawej połowy dolnej szczęki. Zrośnięcie,
przez które kość została zmniejszona do obecnego rozmiaru było
całkowite, a sama kość była osadzona w miejscu skąd została
odłamana, co o ile mogę osądzić było pod okiem.
Jej górny koniec w którym bywają dziury po zębach był
całkowicie gładki. Przymierzenie jej do kości dorosłego, przez
umieszczenie ich początku razem złamanie dziecinnej sięgało do
przedostatniego siekacza kości dorosłego.
Ta kość była biała, wszystkie pozostałe zaś koloru piasku,
kości niemowląt były miękkie, prawdopodobnie niszczały
szybciej, co mogło być powodem tego, że tak niewiele ich tu
znaleziono. Kontynuowałem potem, by zrobić pionowe cięcie przez
bryłę kurhanu, by móc przebadać jego wewnętrzną strukturę.
Przechodziło to około trzech stóp od centrum środka, było
otwarte do wcześniejszych warstw ziemi i wystarczająco szerokie,
by mężczyzna mógł przejść i przebadać jego brzegi. Na czubku,
czyli poziomie (s.102,wrs.11)
pól, znalazłem kości ponad nimi odrobinę kamieni przyniesionych
z klifu pół mili stąd i z rzeki
mili.
Potem drugą warstwę ziemi, potem warstwę kości itd. W jednym
końcu sekcji znaleziono warstwę kości wyraźnie się
odróżniających z drugiej trzy. Warstwa z jednej części nie
sąsiadowała z tymi z drugiej. Kości najbliżej powierzchni były
najmniej zniszczone, nie znaleziono w nich żadnych dziur, np.
zrobionych przez kule strzały czy inną broń. Przypuszczalnie w
tym kurhanie mogło być tysiąc szkieletów, każdy z łatwością
pojmie, w powyższych okolicznościach, że fakty przeczą opinii,
że kurhan pokrywał wyłącznie kości osób poległych w bitwach,
a także racji jakoby było to powszechne cmentarzysko pobliskiej
osady w którym ciała były umieszczane na stojąco dotykając się
wzajemnie, poszlaki jednoznacznie wskazują, że kurhan wywodzi się
z zwyczajowego zbierania kości i składania ich razem, tak, ze
pierwszy zbiór kości został złożony na powierzchni ziemi, na to
położono kilka kamieni i przykryto ziemią itd. Na powyższe
wskazują następujące poszczególne okoliczności:
Liczba kości
Ich chaotyczne rozmieszczenie
Ich rozmieszczenie w różnych warstwach
Warstwy w jednej części nie mają powiązań z tymi w innych częściach
Różny stan rozkładu w tych warstwach, który wydaje się wskazywać na różny czas pochowania
Istnienie między szczątkami kości niemowląt.
Na jaką okazję nie byłyby one zrobione są one powszechne wśród Indian. Grupa przechodząca około 30 lat temu, przez część kraju w której znajduje się ten kurhan, a dokładniej, przez lasy naprzeciw niego bez instrukcji ani rozpytywania została w tej okolicy wyrażając żal, potem zawrócili na górną drogę, którą opuścili nadkładając około pół tuzina mil, by złożyć tę wizytę, i kontynuowali swoją podróż.
Jest i inny kurhan, bardzo podobny do tego na dolnych ziemiach południowego odgałęzienia Shenandoah, gdzie jest przecięty przez drogę wiodącą od przepaści Rockfish do Staunton. Obydwa zostały przez te 12 lat oczyszczone z drzew i oddane pod uprawę. Znacznie zredukowały swą wysokość i zwiększyły szerokość, przez oranie, i prawdopodobnie znikna po pewnym czasie. Jest też inny na wzgórzu Blue na krawędzi gór, kilka mil na północ od przepaści Wood’s który jest zrobiony z małych kamieni rzuconych razem. Został on otwarty i sprawdzono, że zawiera ludzkie kości, tak jak i inne. Jest również wiele innych w innych częściach kraju.
Pojawiło się niezwykle ważne pytanie. Skąd przybyli ci rdzenni amerykanie? Odkrycia zrobione dawno temu były wystarczające, by wykazać, że przejście z europy do ameryki było zawsze do użytku, nawet dla niedoskonałej nawigacji czasów starożytnych. W podróży z Norwegii do Islandii z Islandii do Grenlandii do Labradoru pierwszy przesmyk jest najszerszy, było to praktykowane także we wcześniejszych czasach, co do których nie mamy żadnych relkacji co do tej części ziemi. Nietrudno wywnioskować, że kolejne przesmyki mogły być kilkakrotnie pokonywane, natomiast późniejsze odkrycia kapitana Cooka, który przepłynął z Kamczatki do Kalifornii, dowiodły, że jeśli te dwa kontynenty Azja i Ameryka są w ogóle oddzielone, to jedynie przez wąską cieśninę. Tak więc również z tej strony mieszkańcy mogli przedostać się do ameryki. Zaś podobieństwo między Indianami z ameryki i mieszkańcami Azji wschodniej skłania nas do przypuszczeń, że ci pierwsi są potomkami tych drugich, lub drudzy pierwszych. Poza rzeczywiście Eskimosami, którzy z tych samych powodów podobieństwa i pokrewieństwa języka muszą być wyprowadzeni od mieszkańców Grenlandii, a ci podobnie od ludzi zamieszkujących północne części starego kontynentu. Wiedza o ich kilku językach będzie najpewniejszym dowodem ich pochodzenia, jaki może być dostarczony. W rzeczywistości jest to najlepszy dowód pokrewieństwa z narodami, które zawsze mogą być powiązane. Jak wiele wieków upłynęło, odkąd Anglicy, Holendrzy, Niemcy, szwajcarzy, Norwegowie, Duńczycy i Szwedzi oddzielili się od wspólnego pnia, a jak wiele jeszcze musi minąć nim dowody ich wspólnego pochodzenia które istnieją w kilku językach zanikną. Trzeba więc bardzo ubolewać, że spowodowaliśmy już wyniszczenie tak wielu plemion indiańskich, od których nie zebrano wcześniej i nie złożono w zasobach literatury choćby podstawowych zasad języka w którym mówili. Gdyby zostały stworzone słowniki wszystkich języków, którymi posługiwano się w północnej i południowej Ameryce, zawierające ich nazwy, dla najbardziej powszechnych obiektów natury, takich, które muszą być aktualnie używane, przez każdy naród barbarzyński i cywilizowany, z wymową ich rzeczowników, czasowników, zasadami reżimu i jedności i te złożone, we wszystkich bibliotekach publicznych, dostarczyłoby to możliwości dla wykształconych w językach starego świata, do porównania ich z tamtymi, teraz lub w przyszłości i odtąd skonstruowania najlepszego dowodu pochodzenia tej części rasy ludzkiej. Ale niedoskonała nasza wiedza o językach, którymi mówi się w Ameryce pozwala na odkrycie następującego zadziwiającego faktu. Podporządkowanie ich najbardziej radykalnym, z którymi mogą one być wyczuwalnie powiązane i zrobienie tego samego z ludami czerwonych ludów Azji pokaże, że w Ameryce znajdzie się prawdopodobnie 20 takich dla jednego, w Azji (z tych radykalnych- nazwanych tak ponieważ, jeśli zawsze były takie same, to zatraciły całe podobieństwo między sobą). Podział na dialekty może być kwestią tylko kilku wieków, ale dla dwóch dialektów oddzielenie się od siebie do tego stopnia, by stracić wszelkie oznaki ich wspólnegompochodzenia musi wymagać ogromnego upływu czasu. Być może nie mniej niż jak wielu ludzi podaje istnieje ziemia. Większa liczba tych radykalnych zmian języka miała miejsce wśród czerwonych ludów ameryki dowodząc ich starszeństwa od ludów Azji.
Podam teraz stan narodów i liczbę rdzennych mieszkańców, którzy nadal egzystują w poważnej i niezależnej formie. Ich nieokreślona wielkość świadczy o trudności określenia tych tylko, którzy mogą znaleźć się pośród jakichkolwiek pewnych limitów. Być może nie jest nie do zaakceptowania zaprezentowanie bardziej ogólnego spojrzenia na nich. Ograniczę się wobec tego do wymienienia, tych tylko spośród nich i (????) USA których nazwy i liczebność doszły mojej wiadomości. Są one wzięte z 4 różnych źródeł. Pierwsza z nich została dana w 1759 roku generałowi Stanwix’owi przez George’a Croghan’a agenta do spraw Indian pod zwierzchnictwem sir Williama Johnson’a. druga została zarysowana przez francuskiego kupca o znacznym poważaniu mieszkającego przez wiele lat wśród Indian, i umieszczona w drukowanej relacji z ekspedycji pułkownika Bouquet’a z 1764 roku. Trzecia została stworzona przez kapitana Hutchins’a który odwiedził większość plemion specjalnie z rozkazem poznania ich liczby, w 1768. Czwarta przez Johna Dodge’a indiańskiego kupca w 1779, poza liczbami oznaczonymi *, które pochodzą z innych źródeł.
Poszczególne zwyczaje i obyczaje, które może się zdarzyć, że występują w tym stanie?
Trudno przesądzać o jakości, którą obyczaje narodu mogą być mierzone,obojętnie katolickie czy odmienne. Jeszcze trudniejsze dla krajowca jest do tego standardu obyczajów jego własnego narodu, z którym zaznajomiony jest przez nawyki. Niewątpliwie musi to być nieszczęśliwy wpływ obyczajów naszego ludu, wytworzonych przez istnienie wśród nas niewolnictwa. Cały handel między panem a niewolnikiem jest nieustannym ćwiczeniem najbardziej burzliwych emocji, najbardziej niegasnącego despotyzmu hednej strony i poniżającej uległości drugiej. Nasze dzieci obserwują to i uczą się naśladować; człowiek to zwierzę naśladujące, ta jakość jest w nim zalążkiem całej nauki. Od kołyski po grób uczy się robić to, co zaobserwuje u innych. Jeśli rodzic nie znajduje powodu ani w dobroczynności, ani w miłości własnej, by powstrzymać nieumiarkowane emocje w stosunku do swych niewolników, to jest to wystarczający powód, by jego dziecko było w tym czasie takie samo, lecz zwykle nie jest to dostateczny. Rodzic się złości, dziecko na to patrzy, chwyta główną zasadę gniewu, przekłada ją na te same okoliczności w kręgu mniejszych niewolników, daje upust swym najgorszym emocjom i w ten sposób wychowywane, kształcone i codziennie ćwiczone w tyranii nie ma innej możliwości niż nabrać cech nienawiści. Człowiek musiałby być cudownym dzieckiem by w tych okolicznościach zachować swe zwyczaje, czyste sumienie. Jakim(…) powinien być obciążony mąż stanu, który pozwala jednej części ludności deptać w ten sposób prawa drugiej części, zmieniając tę pierwszę w despotów, a tych drugich we wrogów, niszczy moralność jednych i patriotyzm drugich. Bo jeśli niewolnik ma mieć ojczyznę, na tym świecie, to będzie to w pierwszej kolejności każda inna od tej, w której urodził się by żyć i pracować dla innych w której musi ukrywać swoje naturalne zdoności płacąc haracz dom momentu, w zależności od jego indywidualnych starań, do zaniknięcia rasy ludzkiej, lub przenieść swoją pożałowania godną sytuację na niekończące się pokolenia następujące po nim. Razem z ludzką moralnością niszczony jest również ich przemysł. Bo w ciepłym klimacie żaden człowiek, który może zmusić innych by za niego pracowali nie będzie pracował sam. Jest to o tyle prawda, że wśród posiadaczy niewolników zaprawdę bardzo mały odsetek był kiedykolwiek widziany przy pracy.
I czy mogą być uważane za zabezpieczone wolności narodu, gdy pozbyliśmy się ich jedynej trwałej podstawy- przekonania w ludzkich umysłach, że wolności te są darem Boga? Że nie będą one pogwałcone inaczej jak przez jego gniew? W rzeczy samej drżę o mój kraj, gdy pomyślę, że bóg jest sprawiedliwością, że ego sprawiedliwość nigdy nie śpi. Że rozważając jedynie liczby, przyrodę i pierwotne sensy, obroty koła fortuny – odwrócenie sytuacji znajduje się wśród możliwych zdarzeń. Że może się to stać możliwe przez ingerencje sił nadprzyrodzonych. Wszechmocny nie ma powodu, który kazałby mu brać naszą stronę w tym swoistym konkursie. Lecz nie możliwe jest by być umiarkowanym i jednocześnie uprawiać przedmiot jakim są rozważania o polityce, moralności, historii naturalnej i prawie. Musimy być zadowoleni, by mieć nadzieję, że zwrócą oni swą drogę dla myśli wszystkich ludzi. Sądzę, że da się wyczuć zmianę od początku obecnej rewolucji. Duch pana słabnie, niewolnicy powstają z prochu, jego warunki ulegają złagodzeniu. Mam nadzieję, że pod patronatem niebios przygotowana zostaje droga do całkowitego wyzwolenia i że zostanie to uchwalone w porządku wydarzeń za zgodą Panów raczej, niż po ich wytępieniu.