-
Mein Gott! To straszne! -
krzyczy Adolf Hitler, gdy budzi go niezwykła depesza następującej
treści: Wodzu, samolot
Rudolfa Hessa wylądował na ziemi wroga. Historia,
która punkt kulminacyjny osiągnie dopiero w 1987 r., zaczyna
nabierać tempa! Wojna światowa trwa już drugi rok, do ataku
nazistów na Związek Radziecki pozostaje tylko kilka tygodni.
Jest maj 1941. Hitlerowskie Niemcy zagrażają całej Europie,
poza niepokonaną Wielką Brytanią...
Panika?
Brytyjczycy są spokojni!
10
maja 1941 r., zegar wskazuje tuż po dziesiątej wieczorem, gdy
eter nad wybrzeżem północno-zachodniej Anglii przecina
wiadomość: Stacja
radarowa obrony przeciwlotniczej w Prestwick zawiadamia o
wtargnięciu niezidentyfikowanego samolotu. Niepokój?
Dziesiątki telefonów? Nie. Jeszcze przez kilka minut po
otrzymaniu tej informacji nic się nie dzieje. W końcu podobne
"szokujące" wieści idą w eter nawet kilka razy w
tygodniu. Nieznany myśliwiec typu Messerschmitt 110 dokładnie o
godzinie 22:22 osiąga linię brzegową, obniża pułap i kieruje
się w stronę szkockiej granicy.
Zaskoczenie
w koszarach
Godzina
23:09. Samolot, zapewne
pochodzenia niemieckiego, rozbił się we wsi Eaglesham... Blisko
miejsca katastrofy zatrzymano niemieckiego oficera, który się
katapultował. Twierdzi, że nazywa się Adolf Horn. Chce
rozmawiać tylko z panem! -
wiadomość zaskakuje jednego z najważniejszych przedstawicieli
armii brytyjskiej, księcia Douglasa
"Douglo" Hamiltona
(1903-1973). - Teraz, w
nocy? No dobrze! -
zgadza się w końcu podpułkownik. Na próżno szuka w pamięci.
Nie przypomina sobie nazwiska Horn, mimo że w 1936 r., podczas
olimpiady w Berlinie poznał wielu Niemców, łącznie z pilotami
samolotów myśliwskich. Koło północy Hamilton wchodzi do
koszar Maryhill w szkockim Glasgow, gdzie oczekuje go nieznajomy.
Gdy wkrótce potem brytyjski dowódca opuszcza pokój przesłuchań,
widać, że spotkanie zrobiło nam nim wielkie wrażenie. Nakazuje
żołnierzom niezwykłe środki ostrożności. -
Więzimy zastępcę i najbliższego powiernika Hitlera, Rudolfa
Hessa - mówi.
Chciał
obalić Churchilla?
Dlaczego
Rudolf Hess
(1894-1987) podał się za Adolfa Horna? Wpływowy Niemiec miał
zapewne wspólnika (do dziś nieznanego) w najwyższych sferach
brytyjskiej polityki. Tajemniczy
wspólnik miał przygotować przylot Horna-Hessa... Ktoś jednak
popełnił błąd! -
pisze współczesny brytyjski historyk Robert
Jackson, który
spekuluje: ...gdyby
cała akcja była przeprowadzona zgodnie z planem, Hess powinien
mieć zapewnioną audiencję w sztabie generalnym! A potem, w
najlepszym wypadku, doprowadzić do spisku, który miałby na celu
pozbawienie Winstona Churchilla urzędu oraz ogłoszenie
przymierza między Wielką Brytanią i Niemcami!
Musiał
mieć wpływowego wspólnika
Nie doszło jednak do przełomu w II wojnie światowej.
Łącznik zawiódł. Rudolf Hess, który chciał zapisać się w
historii jako osławiony twórca pokoju, w połowie sierpnia 1941
r. znalazł się w londyńskim Tower (jako ostatni jego więzień!).
Wokół niego zaczęło pojawiać się wiele spekulacji. Pierwsza
kwestia dotyczy samego lotu, o którym Hess niezłomnie twierdził,
że odbył się bez przystanku, co jednak nie mogło być prawdą!
- kontynuuje Jackson.
Potwierdzają to liczby: - Odległość
między Augsburgiem, z którego Hess wyleciał w swoją ryzykowną
misję, a szkockim Eaglesham wynosiła 900 mil... Natomiast Me 110
mógł płynnie przelecieć tylko 565 mil, a z dodatkowym
zbiornikiem 850. Hess
musiał więc gdzieś potajemnie tankować. Co więcej, trudnej
operacji technicznej nie mógł wykonać sam, bez wpływowego
wspólnika! Jako miejsce przystanku Hessa typowano duński
Aalborg. Niemcy były
pełne optymizmu, u szczytu sił. Mimo to pojawiali się sceptycy,
i to nawet w najbliższym otoczeniu Hitlera. Wśród nich numerem
jeden był szef niemieckiego wywiadu wojennego Wilhelm Canaris -
mówi teoria dotycząca wspólnika, która zwraca uwagę na trzy
aspekty. Między Hessem a Wilhelmem
Canarisem (1887-1945)
istniała bliska przyjaźń. Szef wywiadu wojennego w nocy 10 maja
1941 r. rzeczywiście znajdował się w Aalborgu, a nazwisko
Canarisa figurowało wśród głównych sprawców zakończonego
niepowodzeniem atentatu na Hitlera w lipcu 1944 r.
Ekscentryk
z Tower
Hess
tuż po aresztowaniu w Eaglesham zapisuje w swym starannie
prowadzonym dzienniku: Dialog
z księciem Hamiltonem bardzo mnie rozczarował... Nie rozmawiał
ze mną jak z zastępcą najsilniejszego państwa świata, ale jak
z nieistotnym wariatem. Wariatem?
To chyba zbyt mocne słowo. Faktem jest jednak, że Hess podczas
pobytu w Tower zachowuje się osobliwie. Nic
nie pamięta, lub nie chce pamiętać... Ciągle skarży się na
stan zdrowia, przejawia oznaki ciężkiej hipochondrii... Często
zapada w letarg trwający nawet kilka tygodni, podczas którego
nie mówi ani słowa" -
czytamy w zapisach lekarza. Ich treść zyskuje na znaczeniu po
tym, gdy w listopadzie 1945 r. Hess opuszcza słynne londyńskie
więzienie. Historia zdaje się mieć swój finał podczas procesu
sądowego w Norymberdze (listopad 1945- październik 1946), który
kończy się wyrokiem dla wszystkich zatrzymanych popleczników
Hitlera...
Niespodziewanie
ciężka kara
To
dziwne! Swoich byłych przyjaciół i rodaków mijał bez
mrugnięcia okiem. Czasem przypomniał sobie jakąś twarz, jednak
bronił się przed jakąkolwiek dłuższą rozmową! -
zauważają szczególne zachowanie Hessa uczestnicy procesu, który
kończy się kilkoma wyrokami śmierci (np. dla marszałka Rzeszy
Hermanna Göringa
czy ministra spraw zagranicznych Joachima
von Ribbetropa) lub
wieloletnimi karami więzienia (np. dla polityka i architekta
Alberta Speera
i grossadmirała Karla
Dönitza). Powszechne
oczekiwania są takie, aby Hess został uwolniony, ponieważ nie
uczestniczył osobiście w najcięższych zbrodniach... Znalazł
się na straconej pozycji zaraz na początku wojny! - powiedział
jeden z uczestników procesu, słynny francuski generał Charles
de Gaulle (1890-1970).
Również on nie kryje potem zdziwienia, gdy z ust brytyjskiego
sędziego głównego Geoffreya
Lawrence'a (1880-1971)
słyszy niespodziewany wyrok. Brzmi on: T
Rudolf Hess otrzymuje karę dożywotniego pozbawienia wolności.
Karę odbędzie w berlińskim więzieniu Spandau!
Nie
może wyjść na wolność!
Skąd
ta surowość? Współczesny amerykański historyk Clive Prince
proponuje zaskakująco przekonujące wyjaśnienie: Hess
z Norymbergii to nie był prawdziwy Hess! Rudolf Hess podczas I
wojny światowej kilka razy był ranny, a raz prawie zmarł, gdy
przestrzelono mu lewe płuco. Skomplikowany
zabieg lekarski uratował mu życie, ale na jego piersi została
wyraźna blizna. Tymczasem mężczyzna więziony w Spandau nie
miał żadnego śladu po strzale w płuco. Potwierdziły to
zdjęcia rentgenowskie! Według Prince'a sojusznikom chodziło o
to, by pilnie strzeżony mężczyzna już nigdy nie był wolny. Za
żadną cenę! Dlaczego Brytyjczycy, a później także Sowieci
trwali przy tym, by Hess do śmierci został w Spandau? Przecież
o wiele gorszych przestępców zwalniano pięć, dziesięć lat po
zakończeniu wojny... Czyżby dlatego, by nie mógł opowiedzieć
swej prawdziwej historii?
Nie
chce widzieć rodziny
Hessa,
który trafi ł do Spandau 14 lipca 1947 r., poznałem jako
załamanego człowieka, który zbudował wokół siebie barierę
nie do przejścia -
tak zaczynają się wspomnienia Wolfganga
Keitela, jednego ze
strażników w Spandau. Hess
bał się wszystkiego, co mogło naruszyć jego świat wewnętrzny.
Często, gdy był na spacerze i nad głową przeleciał mu
samolot, zatykał uszy i zaciskał oczy -
opisuje dalej Keitel. Jego "podopieczny" wyróżnia się
na tle innych więźniów jeszcze jedną - trudną do zrozumienia
- prośbą. - Błagam
pana, w żadnym wypadku proszę nie dopuścić, aby odwiedziła
mnie tu moja rodzina! -
prosi strażnika. Dlaczego?
Gorsi
niż gestapo
Więzień
nr 7 skarży się na silne bóle brzucha! Zalecam natychmiastowe
przewiezienie go do szpitala! -
alarmuje administrację więzienia lekarz pod koniec marca 1969 r.
Naczelnik wydaje zgodę i jedyny więzień ze Spandau (ostatnich
"kolegów" Hessa Baldura
von Schirach i Alberta
Speera wypuszczono w październiku 1966 r.) pierwszy raz od 22 lat
znajduje się poza murami zakładu karnego. Oczywiście tylko po
to, aby w szpitalu zdiagnozowano u niego pęknięty wrzód
dwunastnicy. Wolność
dla Hessa! Nie bądźmy gorsi niż gestapo! -
wkrótce rozpoczyna się kampania humanitarna, którą wspierają
dwa z czterech mocarstw odpowiedzialnych za los więźnia nr 7 -
Francja i USA. Wielka Brytania milczy (powody zna tylko ona). A
Związek Radziecki? Ciągle nie może zapomnieć Hessowi, że
podczas procesu norymberskiego upublicznił pełne brzmienie tzw.
Paktu Ribbentrop-Mołotow (pakt o nieagresji między Niemcami a
ZSRR, podpisany w przeddzień rozpoczęcia II wojny światowej).
Jeśli będziemy więzić
go aż do śmierci, uczynimy z niego męczennika, który
wspominany będzie bynajmniej nie z powodu swych zbrodni, lecz
nieludzkiego traktowania, które doprowadziło go aż do śmierci
- ogłasza na początku
lat 70. brytyjski dyplomata Robert
de Burlet. Kilka lat
później okazuje się, że miał rację.
Brak
mu sił
Wiosną
1987 r. 93-letni więzień nr 7 staje się przedmiotem kolejnego
sprawozdania lekarskiego. Według niego pacjent
w 1981 r. przeszedł udar, wskutek czego nie widzi wyraźnie...
Pisze i czyta z wielkim trudem. Ale
przede wszystkim stwierdzono, że pomimo
zaawansowanego wieku, nadal jest pełen sił i wigoru! Te
wersy notatki już niedługo będą ostro kontrastować z
tragedią, która rozegra się w Spandau 17 sierpnia 1987 r.
Rudolf Hess - niegdyś
druga osoba III Rzeszy - przed godziną trzecią po południu
popełnił samobójstwo! -
krzyczą nagłówki niemieckich gazet. Sensacyjna wieść wywołuje
falę wątpliwości i spekulacji. Słusznie. Hess bowiem, według
policyjnej notatki, powiesił się...
Naprawdę
musiał umrzeć?
Fizycznie nie
miał takiej możliwości... Co więcej, przeciw samobójstwu
świadczy rodzaj siniaków na jego szyi! -
wynika ze śledztwa, którego ustalenia ukazują się 2 września
w niemieckim tygodniku "Die Zeit". Wnikliwi reporterzy
dochodzą do wniosku: Hessa
zabił któryś z jego strażników. Polecenie wydał niewątpliwie
ktoś z wyższego stanowiska, i to zapewne dlatego, że Związek
Radziecki Gorbaczowa zaczął głośno mówić o ułaskawieniu
więźnia nr 7. Co
takiego Hess (czy też jego sobowtór) mógł zdradzić? Jak
bardzo kompromitowałoby to Wielką Brytanię? Czy mógłby
zmienić historię II wojny światowej?
|