Rodzina
– szkołą wiary i modlitwy
Rozalia
urodziła się w Jachówce, kilka kilometrów od Makowa
Podhalańskiego, 19 września 1901, jako najstarsza w gromadce
ośmiorga dzieci. Wiarę przekazali jej rodzice, posiadający
nieskazitelną opinię ludzi pobożnych, uczynnych i wszystkim
życzliwych, żyjących na co dzień wiarą. Jej wyrazem była
rodzinna modlitwa i mądrość rad udzielanych dzieciom, a
popieranych własnym przykładem.
«Pamiętaj,
moje dziecko – pouczała matka Rozalię – że Bóg Dobry wszędzie
jest obecny, na każdym miejscu... On cię widzi; widzi wszystko, co
czynisz, jak się zachowujesz, czy jesteś grzeczna, czy też nie,
czy jesteś posłuszna. Jeżeli jesteś grzeczna, posłuszna, wtedy
się cieszy i jest z ciebie zadowolony. Jeżeli jesteś niegrzeczna i
nieposłuszna, smuci się, bo takie postępowanie rani Jego
Najświętsze Serce, które tak bardzo ciebie i wszystkich
kocha...»
Wskazując
tabernakulum mówiła: «Tam jest Pan Jezus, gdzie się świeci
lampka wieczna. Tam masz patrzeć i zachowywać tak, jak przystoi
zachowywać się w domu względnie w pałacu królewskim, ale jeszcze
z większą czcią i uszanowaniem, bo Pan Jezus jest Bogiem, a król
- tylko człowiekiem.»
«Sumienne
zachowywanie przykazań Bożych – mówili rodzice – i wypełnienie
obowiązków swojego stanu: to jest pobożność, nie zaś
wysiadywanie w kościele z zaniedbaniem swoich obowiązków.» Matka
kładła też wielki nacisk na miłość bliźniego: «Miłość Pana
Jezusa, dzieci moje, objawia się przez prawdziwą miłość
bliźniego.» «Nigdy niczego nie czyń dla przypodobania się
ludziom, tylko jedynie dla przypodobania się Panu Jezusowi».
W
takiej szkole rozwijała się czysta i święta dusza Rozalii,
wznosząc się ku umiłowaniu tylko Boga samego poprzez miłość
wszystkich ludzi.
Pierwsze
łaski mistyczne prowadzą ku krzyżowi
Rozalia
miała 6 lat. Niesłusznie oskarżona o pobicie jakiejś dziewczynki
otrzymała karę. Boski Wychowawca wykorzystał tę sytuację, aby ją
pouczyć o fundamentalnej zasadzie życia zjednoczonego z Bogiem: dał
jej natchnienie, aby Jemu ofiarowała z miłości to niezasłużone
cierpienie. Rozalia tak o tym napisała: «To było pierwsze
wewnętrzne spotkanie się Pana Jezusa z moją tak bardzo nędzną
duszą; ono mi pozostanie w duszy nigdy niezatarte...» Lekcja nie
poszła na marne. Rózia przeżyła swe niedługie życie ofiarnie,
pokornie i w ukryciu, nigdy niczego się dla siebie nie domagając,
lecz wszystko ofiarowując Najświętszemu Sercu Jezusa dla
wynagrodzenia zadawanych Mu zniewag.
Tęsknota
za Eucharystią
«Twoja
dusza po godnym przyjęciu Pana Jezusa – pouczała mama – będzie
tak, jak ta złocista monstrancja, w której się wystawia Pana
Jezusa na ołtarzu... Wtedy mów, dziecko, wszystko Panu Jezusowi, co
tylko chcesz.»
–
A jak mam mówić do Pana Jezusa? – zapytała.
–
Ot, tak prosto, szczerze jak dziecko. Tak jak mówisz do mnie teraz.
I pamiętaj o tym, że Panu Jezusowi najlepiej się podobają serca
proste, szczere i serdecznie kochające. Pan Jezus lubi, jak się do
Niego zwracamy jak dzieci. Ale jeszcze masz bardzo Panu Jezusowi
dziękować za wszystkie łaski. Kto umie być wdzięcznym Panu
Jezusowi za Jego dary, już tym daje dowód miłości gorącej ku
Niemu.»
Zgodnie
ze zwyczajem, mogła jednak przystąpić do Komunii św. dopiero po
odbyciu trzeciej spowiedzi. Odczuwała z tego powodu wielki żal.
Kiedy patrzyła na przystępujących do Stołu Pańskiego, płakała:
«Ale Ty, Panie Jezu, Sam przyjdziesz do mojego serca, bo bez Ciebie
żyć nie potrafię. Proszę Cię, Panie Jezu, przyjdź do mojego
serca, bym się nie stała złą, bym Ciebie nigdy niczym nie
zasmuciła.»
Wreszcie
nadeszła upragniona chwila: 11 maja 1911. Była przejęta, nie
przespała nocy. Unikała rozmów z dziećmi, bojąc się, że czymś
obrazi Jezusa. Prosiła Najśw. Maryję:
–
Moja Najsłodsza i Najukochańsza Mateczko! Daj mi Jezusa, proszę
Cię o to najgoręcej, i powiedz Mu, by mi dał łaskę miłowania
Siebie najserdeczniej i żeby mnie Twój i mój Jezus na zawsze
zachował od grzechu, bym Mu pozostała wierną do końca mojego
życia.
–
Moje dziecko - usłyszała - Ja cię nigdy nie opuszczę.
–
Jezu mój - modliła się - niczego innego nie pragnę, tylko
miłości. Chcę Cię kochać tak bardzo, jak tylko stworzenie może
ukochać swego Boga. Ty, mój Jezu, więcej nikt!
–
Dziecko moje, proś Mnie teraz, o co chcesz - usłyszała.
–
Jezu mój Najsłodszy – wyszeptała Rózia – o nic Cię tak
gorąco nie proszę, jak o to, bym Cię nigdy ani cieniem grzechu
dobrowolnego nie obraziła, bo grzech sprzeciwia się Twej miłości.
I Jezu mój! Daj mi, proszę Cię, miłość: bym Cię tak bardzo
kochała jak żadne dziecko; bym Ci była wierną do końca mojego
życia. Ponieważ jesteś Bogiem, Panie Jezu, przeto wiesz wszystko;
i gdybyś wiedział, że kiedyś w przyszłości mam Cię grzechami
zasmucać, zaradź teraz temu. Niech umrę, niżelibym Cię miała
obrazić! O to Cię, Panie Jezu, prosi za mnie nasza Najsłodsza
Mateczka, Najświętsza Maryja Panna.
Zawsze
ze wzruszeniem wspominała ten dzień: «Od pierwszej Komunii św.
Pan Jezus wlał w me serce szczególniejszą miłość ku
Najświętszemu Sakramentowi i Najświętszej Maryi Pannie.»
Wzorowa
uczennica
W
czerwcu 1914 Rozalia ukończyła 6-klasową szkołę. Uczyła się
bardzo dobrze. Jednak I wojna światowa i sytuacja materialna
rodziców nie pozwoliły jej kształcić się dalej, choć bardzo
tego pragnęła. Dopiero w Krakowie, po podjęciu pracy w szpitalu,
zaczęła uzupełniać wykształcenie, by lepiej służyć chorym. 8
października 1937 r. otrzymała dyplom zawodowej pielęgniarki.
Odtąd przysługiwał jej biały czepek z czarną opaską, lecz z
pokory i umiłowania ukrycia się nigdy go nie nosiła.
W
drodze ku świętości
Jako
dziecko Rozalia miała usposobienie porywcze i była niezbyt
posłuszna. Dzięki wychowaniu pobożnych i roztropnych rodziców,
wcześnie zaczęła pracę nad sobą.
Mama
mówiła: «Pan Jezus wszystko widzi i zna wszystkie twoje myśli,
pragnienia, i w ogóle wszystkie rzeczy najbardziej ukryte. Gdy
będziesz grzeczna, spokojna i gdy się będziesz dobrze modlić, to
Pan Jezus z zadowoleniem i radością będzie na ciebie spoglądał,
ale gdybyś była niegrzeczna i źle się zachowywała, wówczas
bardzo zasmucisz Pana Jezusa. Pan Jezus wszystko słyszy, co do Niego
mówisz, i wysłucha cię, tylko masz w to
uwierzyć.»
Sześcioletnia
Rozalia uczyniła więc postanowienie, że będzie grzeczna,
posłuszna, pilna w nauce, by nie sprawić przykrości ani Jezusowi,
ani rodzicom. Po kłótniach przełamywała się z trudem i płacząc,
przepraszała. Gdy niesłusznie ją o coś oskarżano, wszystko
burzyło się w niej. Tłumiła gniew i wychodziła, by za chwilę
powrócić uspokojona. Tak wyrabiała w sobie usposobienie łagodne i
ciche.
Domowa
biblioteka obfitowała w pożyteczne duchowe lektury. Nie brakowało
książek z żywotami świętych z pięknymi przykładami życia
oddanego Bogu. Mając 18 lat przeczytała żywot św. Franciszka
Salezego. Czytając o tym, jak walczył ze swą naturą, usłyszała
głos: «Jeżeli on mógł przy pomocy Mej łaski tak się wyrobić
duchowo, czemu byś ty nie mogła? Pracuj, módl się, a łaski Mej
nie braknie tobie.»
Zrobiła
więc postanowienie, że dla Jezusa będzie się przełamywać z
pomocą obiecanej przez Niego łaski, choćby miała umrzeć. Gdy
spotykało ją upokorzenie, choć serce wrzało, milczała, a myśli
kierowała ku krzyżowi.
Rozmyślając,
jak zostać świętą, dochodziła do jednego wniosku: kochać.
«Kochać Pana Jezusa do szaleństwa, do zupełnego zapomnienia
siebie: spalić się jako ofiara na ołtarzu miłości.» W czasie
samotnych rozważań usłyszała: «Świętość to miłość. Ta
dusza dojdzie do najwyższej doskonałości, która najgoręcej Pana
Boga ukocha.»
W
szkole cierpienia
Przełomem
w życiu duchowym Rozalii była poważna choroba. Zapadła na nią w
wieku 15 lub 16 lat. Nikt nie potrafił jej rozpoznać. Przez miesiąc
leżała w łóżku. Nie mogła się poruszać. Nie chciała być
ciężarem dla rodziny. W nowennie do Boleści Najświętszej Maryi
Panny prosiła o przywrócenie zdrowia, o ile to jest zgodne z wolą
Bożą. W 9 dniu nowenny, ku powszechnemu zdumieniu, wstała zdrowa.
Wiele lat później zdała sobie sprawę, że cierpienie to
przygotowało ją na straszliwsze doświadczenia duchowe, na „noc
ducha", którą przechodziła przez długie lata.
W
szkole samotności
W
życiu Rozalii Celakówny nie brak zaskakujących analogii do życia
innej apostołki Bożego Serca: św. Małgorzaty. Widać je w
Jezusowym kierownictwie, prowadzącym do tego, by w tej wybranej
duszy znaleźć stworzenie wynagradzające za zniewagi; w drodze
umiłowania krzyża do szaleństwa; w stopniowym odrywaniu od
stworzeń, by całkowicie uzależnić ją od Siebie i wysłać na
świat z wielką, zbawczą misją. Podobnie jak św. Małgorzata,
Rozalia wspomina pewne doświadczenie z okresu dzieciństwa. Mając 7
lat bawiła się z dziećmi. Poczuła się obco. Oddaliła się. W
duszy usłyszała słodki głos: «Moje dziecko! Oddaj Mi się cała!
Bądź Moją! Świat ci nigdy szczęścia nie da. On nie zaspokoi
twoich pragnień. Oddaj się Mnie, a znajdziesz wszystko. Ja cię
nigdy nie opuszczę.»
Niewidzialna
siła ciągnęła ją odtąd do samotności, a głos wewnętrzny
zachęcał: «Składaj Mi, dziecko, wszystko, co masz, w ofierze, a
Ja cię uszczęśliwię bardzo. Świat nigdy ci szczęścia dać nie
może ani zadowolenia.»
Towarzystwo
ukochanych koleżanek szkolnych budziło gorycz, a w duszy odzywał
się głos: «Dziecko! Stworzenia nie zaspokoją twego serca. Twoje
serce może zaspokoić tylko Bóg. Ja ci tylko mogę wystarczyć za
wszystko».
W
samotności odnajdywała więc Jezusa i coraz jaśniej widziała
marność rzeczy ziemskich. «Stworzenia ci nie wystarczą –
powtarzał tajemniczy głos. – Ich miłość jest bardzo
niedoskonała. Twoje serce napełnić miłością może tylko Bóg.
Gdy Mi się oddasz bez zastrzeżeń, będziesz żyć w spokoju...»
«Dziecko Moje! Kochaj Mnie, bo Moje Serce wpierw ciebie ukochało.
Kochaj Mnie za cały świat! Ja rozszerzę twoje serce i napełnię
miłością, byś Mi mogła płacić miłością za miłość».
Bolesne
poszukiwania woli Bożej
Dorastająca
Rozalia szukała miejsca, w którym mogłaby spełniać najdoskonalej
wolę Bożą. Nie pragnęła wyjść za mąż. Równocześnie była
coraz bardziej przekonana, że dom rodzinny nie jest miejscem
przeznaczonym jej przez Boga. Dokąd iść? Nie wiedziała. Nie miała
się kogo poradzić. Spowiednik, nie zrozumiawszy jej trudności,
wyrzucił ją i zwymyślał. Zaś głos wewnętrzny zachęcał do
zerwania wszystkich więzów. Nie chciała przeciwstawiać się Bogu.
Przez 8 lat (1916-24) cierpliwie prosiła Jezusa o poznanie Jego
woli. W tej intencji udała się w lipcu 1922 z pielgrzymką pieszą
do Częstochowy. To prawda, że w domu było jej dobrze, a jednak
czuła się tu jak w więzieniu i nie mogła codziennie przystępować
do Stołu Pańskiego. Wreszcie – wbrew rodzinie surowo ją
osądzającej – podjęła decyzję o opuszczeniu Jachówki. Zdawało
się jej, że Jezus do niej woła: «Nic się nie lękaj! Walcz
mężnie przy Moim Sercu, z którego będziesz czerpać siłę na
całe życie. Otrzymasz łaskę, że ukochasz cierpienie podobnie,
jak Ja je ukochałem.»
Rozalia
nie zważała na wyrzuty bliskich. Jezus, dla którego opuszczała
dom, zupełnie owładnął jej duszą. Było to 27 sierpnia 1924
roku.
Ciemna
noc
Głębokie
cierpienia duchowe Rozalii – noc ciemności – rozpoczęły się w
Jachówce w 1919, a zakończyły w Krakowie w marcu 1925, najpierw
najstraszniejszą wizją piekła, a potem – nieba. Tak o tym
napisała we wspomnieniach:
«Cierpienia
te same w sobie, były tysiąc razy gorsze od śmierci... Gdy dusza
moja doznawała zewsząd udręczeń wówczas powoli z jej widnokręgu
usunął się Bóg. Zostałam w takich ciemnościach, że żaden
ludzki rozum nie może tego odtworzyć. Czułam nad sobą zagniewaną
rękę Bożą... Zdawało mi się, że z każdą godziną staczam się
w przepaść piekielną. Przed mą duszą stanęły potworne grzechy
i zbrodnie, które zdawały się być przeze mnie popełnione...
Słyszałam głos: Dla ciebie nie ma miłosierdzia – już wybiła
godzina zatracenia... W takich chwilach traciłam przytomność i
śmiertelny pot oblewał me ciało. Uszu mych dolatywał szept:
Potępiona jesteś, nic ci już nie pomoże... Taki jeden dzień do
przeżycia był okropnie ciężki...»
Te
bolesne przeżycia trwały 6 lat. Rozalia borykała się z pokusami
przeciw pokorze, czystości, ufności. Jednak nigdy nie dopuściła
się grzechu ciężkiego, jak zaświadczyli jej spowiednicy. Walczyła
modlitwą, ściskając różaniec w ręku.
Dręczyły
ją skrupuły: zdawało się jej, że każdy odruch, każda pokusa
jest grzechem. Miała wrażenie, że pochłonie ją piekło. Do ust
cisnęły się bluźnierstwa, w duszy rodził się bunt, nienawiść.
Całym wysiłkiem woli zwracała się do Boga, błagając o
miłosierdzie. Szukała pomocy u kratek konfesjonałów. Na próżno.
Spowiednicy nie rozumieli jej. Jedyne ocalenie widziała w śmierci.
Pojawiała się pokusa samobójstwa. Nie były to tylko dni i
tygodnie udręki, lecz lata.
W
marcu 1925 udała się do kościoła OO. Dominikanów w Krakowie.
Przed obrazem Matki Bożej Różańcowej otwarła serce: «Matko
Najświętsza! Jestem przekonana, że Jezus nigdy na świecie nie
miał i już nigdy nie będzie miał tak podłej i potwornej
grzesznicy, jaką jestem ja. Widzę się odepchniętą i odrzuconą
od Boga: w uszach mych ustawicznie brzmi wyrok potępienia i słusznie
na ziemi wszyscy mnie potępili. Będę umierać nie pojednana z
Bogiem, bo spowiednicy odpychają mnie od konfesjonału. Gdy już nie
może być inaczej, przeto Cię proszę, Ucieczko grzeszników, o
łaskę, bym Cię tu na ziemi kochała przez ten czas, który mi
pozostaje jeszcze do życia. Potępieni nienawidzą Boga i Ciebie. Ja
w to nie mogę wierzyć, żebym miała Jezusa i Ciebie nienawidzić.
Jeżeli mi, Matko moja, wyjednasz łaskę, bym Cię tu kochała,
wówczas w piekle nie będzie dusza ma odczuwać wyrzutów sumienia,
że poza Bogiem i Tobą co innego kochała.»
Płakała.
Nie mogła dalej mówić. Duszę jej zalał chwilowy pokój. Potem
powróciła udręka serca. Ujrzała piekło i Boga zagniewanego,
który wydawał na nią wyrok potępienia. Oblał ją pot, oczy
zaszły krwią, zaczęła jakby konać. Otoczyła ją straszna
ciemność i demony ze śmiechem i wyciem powtarzające: «Wybiła
godzina zatracenia. Dziś wszystko dla ciebie się zakończy».
Czuła, jak ogień pali jej ciało.
Zemdlała.
Straszne przeżycie zakończyło się nagle jakby przebudzeniem.
Sześcioletnie męczarnie minęły.
Kraków.
Szpital św. Łazarza: «Kazał mi Pan Jezus pracować w tym
miejscu...»
Po
jej przyjeździe do Krakowa spowiednik czynił starania o jej
przyjęcie do SS. Wizytek. Bezskutecznie. W kwietniu 1925 r. przyjęto
Rozalię do pracy w Szpitalu św. Łazarza na chirurgii, a od 1
czerwca przeniesiono ją na oddział skórno-weneryczny. W pierwszym
dniu usłyszała na modlitwie słowa: «Moje dziecko! W szpitalu jest
miejsce dla ciebie, z Mojej woli ci przeznaczone.»
Potem
jej zadanie stało się bardziej wyraźne: «Trzeba ofiary za Polskę,
za grzeszny świat... Strasznie ranią Moje Najświętsze Serce
grzechy nieczyste. Żądam ekspiacji...»
Praca
na oddziale chorób wenerycznych była ciężka. Nowe otoczenie
przytłaczało ją i było jej nieznane. Raniło ją ordynarne
zachowanie chorych. Dla jej duszy to było piekło. A jednak właśnie
tu miała podjąć ofiarną pracę, by wynagrodzić Sercu Jezusa
doznawane przez Niego zniewagi.
W
piątek, 11 czerwca 1926, nad ranem, w uroczystość Najświętszego
Serca, Rozalia miała wizję. Tak ją opisała:
«Zdawało
mi się, że pracę mą rozpoczęłam jak zwykle, robiąc intencję,
że wszystko będę czynić z miłości ku Panu Jezusowi. I tak
spełniam moje obowiązki, nałożone mi przez posłuszeństwo, nawet
takie nic nie znaczące w oczach ludzkich. Po chwili zobaczyłam, że
Pan Jezus każdy czyn, nawet najpospolitszy, jakim jest zamiatanie,
wykonywał ze mną. Ja nie śmiałam pójść do Pana Jezusa. Wówczas
On się zbliżył do mnie i w te słowa przemówił:
'Moje
dziecko, w tym miejscu jesteś z Mej woli. Ja tak kierowałem życiem
twym, że tu cię przyprowadziłem. Ja dawałem ci tę nieprzepartą
tęsknotę do Siebie. Ja wzbudzałem te pragnienia w twej duszy. Ja
zaprawiałem ci goryczą to wszystko, co nie jest Mną i co by cię
mogło ode Mnie oddalić. Ja wyprowadziłem cię z domu rodzinnego.
Nie dałem ci zadowolenia wewnętrznego nigdzie. Tu będziesz mieć
prawdziwe zadowolenie wewnętrzne i cieszyć się będziesz swobodą,
bo jesteś na właściwym miejscu.
Wiesz
o tym, że jestem zawsze z tobą i wspieram cię Moją łaską, i
nadal przy tobie pozostanę; a chociaż Mnie nie widzisz jak teraz,
masz Mnie widzieć oczyma duszy i w to wierzyć, bo gdybym nie był
przy tobie, sama nigdy byś nie mogła się ostać w tych warunkach.'
'Słuchaj, Moje dziecko! Masz ukochać całym sercem życie ukryte,
zapomniane; taką pracę, która nie ma żadnego uznania i znaczenia
w oczach ludzkich. Unikaj czynów głośnych, którymi się ludzie
zachwycają, bo takie czyny zazwyczaj nie mają żadnego znaczenia w
oczach Moich, bo są skażone miłością własną.
Ludzie
zawsze patrzą na stronę zewnętrzną, a Ja patrzę na serce: na
czystość intencji. Sądy ludzkie są zupełnie inne niż sądy
Boże. Tak, dziecko! Ty masz ukochać życie ukryte! Tyle szczęścia
się w nim mieści! Ja cię będę krzyżował, upokarzał, ale ty
się w duszy będziesz z tego cieszyć.
Dlatego
tak z tobą będę się obchodził, bo mam względem twej duszy pewne
zamiary, ale aby one się w tobie urzeczywistniły, musisz być
wierną Mej łasce w każdej rzeczy. Musisz być zdeptana, wzgardzona
i ukrzyżowana i musisz ukochać życie ukryte na wzór Mego życia
nazaretańskiego i unikać czynów takich, które by cię mogły
podnieść u ludzi, bo takie czyny – jeszcze ci powtarzam – nie
mają żadnej wartości w oczach Moich. Gdybyś temu nie wierzyła,
co Ja ci mówię, to chodź ze Mną, a pokażę ci, gdzie zapisuję
uczynki wielkie, które ludzie spełniają bez czystej intencji, dla
oka ludzkiego.'
Zaprowadził
mnie Pan Jezus na ogromne śmietnisko, z którego wydobył olbrzymią
księgę, i mówił dalej: 'Tu zapisuję uczynki wielkie, które
ludzie spełniają bez czystej intencji, albo intencja ich jest
skażona miłością własną i próżnością.' Pan Jezus odwracał
karty tej księgi i mówił: Te puste karty oznaczają uczynki
spełnione bez intencji, a te zaznaczone czarnymi literami oznaczają
czyny wielkie, spełniane dla próżnej chwały. Ci ludzie dary Moje
sobie przyswajają, również i chwałę, która się Mnie należy.
Jakaż to krzywda Mnie uczyniona!'
Po
chwili Pan Jezus z niezrównaną słodyczą mówi dalej do mnie:
'Moje dziecko! Ty będziesz bardzo cierpieć. Ja cię będę
krzyżował boleśnie w sposób Mnie znany: ludzie tobą wzgardzą,
mówić będą źle przeciw tobie, lecz Ja to dopuszczę na ciebie,
by Bóg przez to był uwielbiony. Chcę cię na cierpienie
przygotować, bo inaczej, jakbyś była nie przygotowana, to byś się
pod cierpieniem załamała. Ja, Jezus jestem przy tobie i mówię ci
to.
Nic
się nie lękaj, bo Ja cię nigdy nie opuszczę: jesteś Moją na
zawsze. Dlatego tak z tobą postępuję, bo jesteś niczym, samą
nicością, by się na tobie okazała moc Moja, Moja miłość i
miłosierdzie. Pamiętaj o tym, że jesteś samą nicością, masz
być bardzo pokorna, nigdy sobie nie ufać. Dlatego wybieram cię do
wypełnienia Mych zamiarów, które w życiu twym się
urzeczywistnią, że się nie opierasz na swoich zasługach, że
liczysz na Mnie całkowicie. Przypominam ci to jeszcze raz, że
jesteś samą nicością, że masz kochać życie ukryte.'
Dalej
mnie pyta Pan Jezus: 'A jakie życie Ja, Jezus prowadziłem w
Nazarecie aż 30 lat?' Ja odpowiadam, że wiem tyle, co nam podaje
Ewangelia św., że Pan Jezus wiódł życie ukryte i poddane
Najświętszej Maryi Pannie i św. Józefowi. Pan Jezus odpowiada, że
tak. 'Więc twoje życie też ma być wzorowane na Moim życiu
ukrytym. Mówi Pan Jezus dalej: 'Ty masz wiele w tym miejscu do
zrobienia.'
Po
chwili zaprowadził mnie Pan Jezus nad ogromną przepaść, pełną
zgnilizny i obrzydliwości, i dał mi zrozumienie, że to jest serce
ludzkie, skalane grzechem nieczystym. Kazał mi Pan Jezus pracować w
tym miejscu w intencji tych upadłych dusz, nad ich nawróceniem i
kazał mi zapamiętać na całe życie, że moja praca i żywot w tym
miejscu będą zakończone. Wówczas byłam zupełnie świadoma tego,
że Pan Jezus jest przy mnie. ...Jak wstałam, to czułam tak
obecność Bożą, jakby Pan Jezus był przy mnie. Czułam takie
szczęście w duszy, że nie mam na to słów do określenia. Byłam
na Mszy św. o godz. 6 na czas. W ten dzień przypadała uroczystość
Najświętszego Serca Pana Jezusa.
Nie
możemy do takich rzeczy przywiązywać wagi i dawać im wiary, a
jednak słowa te, które wówczas słyszałam, były prawdziwe.
Później Pan Jezus mi to widzenie potwierdził i wiele z tych rzeczy
się spełniło.
Krótki
pobyt w klasztorze i powrót do szpitala
Pragnienie
uświęcenia i służenia Bogu budziło w niej jednak przekonanie, że
prawdziwie dokonać tego może jedynie w klasztorze. Pomimo
otrzymanej wizji i słów Jezusa, Rozalia zapukała 15 grudnia 1927
do klasztoru SS. Klarysek na Grodzkiej. Szybko miała się przekonać,
że nie taka była wola Boża. Po krótkim pobycie w zakonie,
wydalono ją ze względu na stan zdrowia. Trzy dni przed tą decyzją
ujrzała we śnie wysoką górę, sięgającą nieba. Po stopniach
wspinały się klaryski, a Rozalia za nimi. Usłyszała głos:
«Wracaj z tej drogi, bo ona nie jest dla ciebie przeznaczona!»
Sprzeciwiła się dwa razy. Wtedy głos zagrzmiał jak piorun. Poszła
więc inną drogą – wskazaną jej przez Pana. Była na niej sama,
a droga usiana była przeszkodami, jednak podtrzymywała ją
niewidzialna siła. Doszła na szczyt. Usłyszała: «Będziesz w
niebie, lecz musisz w całości tę drogę przebyć. Musisz powrócić
na ziemię...»
Zobaczyła
wtedy, że znajduje się w pobliżu oddziału chorób wenerycznych
szpitala św. Łazarza. Tu otrzymała błogosławieństwo Jezusa.
Minęło
trochę czasu, zanim Rozalia po opuszczeniu SS. Klarysek powróciła
na dawne miejsce pracy. Dla wielu stała się nieudaną zakonnicą,
nadeszły więc nowe upokorzenia. Nie chcąc wracać na oddział
weneryczny podjęła pracę w klinice okulistycznej. Jednak brakowało
jej wewnętrznego spokoju. Prosiła więc Jezusa o poznanie Jego
woli. Odpowiedzią na jej błagania była wizja. Wydawało się jej,
że się znajduje na oddziale chorób wenerycznych. Przed sobą
ujrzała Jezusa jako Męża Boleści. Ubiczowany, z ranami broczącymi
Krwią, która płynęła po sali. Chore podchodziły i biczowały
Go. Rozalia przeraziła się. Zamierzała rzucić się na kobiety i
pomścić Jezusa. Powstrzymało ją Jego przypomnienie, że nie
pochwalił czynu Piotra, odcinającego ucho prześladowcy. Zbawiciel
spojrzał i dał znak, by do Niego podeszła. Rozalia nie potrafiła
ruszyć się z miejsca. Jezus powrócił do normalnej postaci,
podszedł i rzekł:
«Popatrz,
Moje dziecko, jak strasznie Mnie ranią grzechy nieczyste! Jaką
straszną boleść zadają Mi te dusze! Ty, dziecko, masz pracować w
tym miejscu, by Mi wynagradzać za te straszne grzechy i pocieszać
Moje Boskie Serce. Ja tu chcę cię mieć! Będziesz bardzo cierpieć,
ponieważ jest taka Moja Wola. Ty już wiesz o tym. Ja mam względem
twej duszy pewne zamiary.»
Po
chwili podszedł, przytulił jej głowę do Serca i mówił o
tajemnicy cierpienia: «Wiesz, Moje dziecko, Ja dzisiaj ci odsłonię
tajemnicę cierpienia. Cierpienie jest tak wielką łaską, że nikt
z ludzi tego nie pojmie dostatecznie: większą niż dar czynienia
cudów, bo przez cierpienie dusza Mi oddaje, co ma najdroższego: swą
wolę, ale przez cierpienie miłośnie przyjęte... Tę nieocenioną
łaskę daję tylko duszom szczególnie umiłowanym. Ciesz się, że
ty, Moje dziecko, należysz do tych wybranych dusz. Ale masz być
bardzo pokorną... Ty jesteś Moją i na zawsze Moją pozostaniesz.
Ja cię nigdy nie opuszczę. Nie lękaj się niczego, bo jestem
zawsze z tobą, chociaż cię boleśnie doświadczam.»
Rozalia
czuła się szczęśliwa. Oświadczyła, że wraca na oddział chorób
wenerycznych. Sądzono, że zwariowała. Aby ją powstrzymać dano
jej pomoc, ograniczono pracę, podwyższono pensję. Tymczasem
poproszony o radę spowiednik oświadczył: «Gdybym cię nie znał,
to bym powiedział, że jesteś wariatką, ale że cię znam, to ci
rozkazuję iść, bo to jest wyraźna Wola Boża».
W
decyzji utwierdziły ją słowa usłyszane w 1930 r.: «Prosisz Mnie
tyle razy o poznanie Mej Woli względem twej duszy. Otóż ci
oświadczam, Ja, Bóg twój, że masz na tej placówce pozostać; ani
na jeden krok z tej drogi nie schodzić, bo innej drogi nie ma dla
ciebie prócz tej, po której zdążasz. Zapamiętaj to sobie i
popatrz, czy nie idziesz prosto drogą Mej Woli.» Rozalia popatrzyła
za siebie. Zobaczyła dom, który opuściła na wołanie Boże, i
prostą drogę, wiodącą z niego na oddział dermatologiczny. Cała
ta droga była usłana kwiatami: fiołkami, liliami i różami.
«Na
tej placówce masz pozostać...»
Wytrwała.
Obowiązki – często odrażające – spełniała sumiennie. Do
pracy przychodziła punktualnie, nawet przed czasem. Była delikatna
i skromna, a przy tym stanowcza. Do chorych podchodziła z
nastawieniem apostolskim, starając się dobrocią i życzliwą
zachętą sprowadzić biednych ludzi ze złej drogi, wpłynąć na
ich szczere nawrócenie. Zdobyła zaufanie chorych, a Pan Jezus jej
pracy szczególnie pobłogosławił: w czasie 20 lat jej służby,
podczas jej dyżurów nikt nie umarł bez sakramentów. Podczas
ciężkich dyżurów nocnych odczuwała obecność Boga. Pokój
zalewał jej duszę. «Oddaj Mi się, dziecko – słyszała słodki
głos – żebym czynił z tobą, co chcę; bądź ze Mną ofiarą za
grzechy.» «Panie! Czyń ze mną, co tylko chcesz. Uczyń mnie
powolnym narzędziem w Twych Boskich Rękach do spełniania zawsze i
wszędzie Twojej Najświętszej Woli.»
Klucz
do świętości: kochać i cierpieć
Jezus
kierował jej życiem, prowadząc je na szczyty świętości przez
miłość i umiłowanie cierpienia.
«Największym,
dziecko, twym zadaniem i świętością twego życia jest umiłowanie
twego Jezusa do nieskończoności, do najwyższych granic, do
szaleństwa, które podejmuje się każdej, nawet najcięższej
ofiary, by Mu dowieść swej miłości. Dlatego staniesz się
najmniejszą, byś była podatnym narzędziem pod działaniem
miłości. Dziecko, świętość to nic innego, tylko miłość. Tej
miłości dowiedziesz Mi w twym życiu ukrytym, pełnym krzyżów i
ofiar.»
W
czasie wielkich udręk ducha i cierpień, usłyszała:
«Moje
dziecko, tylko duszom uprzywilejowanym daję wielkie cierpienia. Z
nimi bowiem dzielę się tą cząstką Moją. Dziecko, jest to
wielka, bardzo wielka łaska i specjalne wyszczególnienie tych dusz
przeze Mnie. Dziecko Moje, ty jesteś jedną z tych dusz. Ciesz się
i raduj, że cię tak bardzo ukochałem. Tak, dziecko Moje, bardzo
cię kocham, dlatego cię będę krzyżował i doświadczał
cierpieniem w sposób szczególny i Mnie tylko znany. Z twojej strony
masz Mi być zupełnie uległą jak ślepy swemu przewodnikowi. Masz
Mi pozwolić uczynić z tobą i w tobie to wszystko, co Mi się
spodoba czynić.»
22
września 1934, Rozalia napisała: «Pragnę coraz więcej, bez
granic, do tego stopnia, by umrzeć, kochać Pana Jezusa. To
pragnienie staje się czymś okropnym dla mnie. Czasem mi się zdaje,
że chyba muszę umrzeć pod naciskiem tego pragnienia. Równocześnie
z pragnieniem Miłości Bożej potęguje się pragnienie wzgardy,
poniżenia i każdego rodzaju cierpienia.»
Jej
życzenie wypełniało się aż do końca życia. Będąc dyplomowaną
pielęgniarką z kwalifikacjami wykonywała powinności służącej:
zamiatała i sprzątała korytarze, czyściła ubikacje. Była
szczęśliwa, bo była na ostatnim miejscu.
«Nie
sądźcie, a nie będziecie sądzeni... Błogosławieni
miłosierni...»
Rozalii
w ciągu całego życia nie brakowało heroicznej miłości,
okazywanej szczególnie chorym, i okazji do ofiarowywania Bogu
licznych duchowych i fizycznych cierpień. Była gościnna i hojna:
dzieliła pensję z potrzebującymi, dawała jałmużnę, pożyczała
pieniądze, często więc je traciła. Jadła niewiele. W pracy
szpitalnej nie unikała obowiązków i mimo wstrętu dokładnie
spełniała posługi przy chorych. Tak samo gorliwie dbała o ich
dobro duchowe. Zachęcała słowem i modlitwą do szczerego
pojednania się z Bogiem.
Życie
zgodne z natchnieniami Ducha Świętego, pełne pokory, przyjmowanego
cierpienia i wyrozumiałej miłości wobec bliźnich ma ogromną
wartość. Może nas wznieść na szczyty zjednoczenia z Bogiem i
oczyścić w stopniu pozwalającym na uniknięcie innego czyśćca.
Rozalia przekonała się o tym.
Pewnego
razu Rozalia ujrzała w duszy swój sąd: «Byłam w duchu
przeniesiona gdzieś w wieczną krainę i zdawało mi się, że
umieram. Po śmierci stanęłam na sąd Boży. Zobaczyłam Pana
Jezusa ogromnie poważnego i pełnego majestatu, przychodzącego
sądzić. Nic nie mogę przyrównać, bo nie ma takich porównań,
jak Pan Jezus wyglądał. Pan Jezus przyszedł z krzyżem. Nie jest
to sąd taki, na którym by nas pytano o tę lub inną rzecz, lecz my
sami widzimy, cośmy uczynili.
Anioł
Stróż przyniósł księgę mego życia, w której było wszystko
zapisane. Wtedy Pan Jezus zwrócił na mnie swój wzrok bardzo
łaskawy, nie jak Sędzia, ale jak Ojciec, i ja się przestałam bać.
Wtedy zawołał głosem wielkim: «Błogosławieni miłosierni,
albowiem oni miłosierdzia dostąpią. Nie sądźcie, a nie będziecie
sądzeni.»
Nic
nie mówiłam, tylko czekałam na wyrok. Wtedy Pan Jezus zwraca się
do mnie i mówi: «Moje drogie dziecko! Za twoje miłosierdzie i
wyrozumiałość dla bliźnich pójdziesz prosto ze Mną się
połączyć. Umieszczę cię blisko Mego Serca, między Jego
czcicielami w niebie.» Pan Jezus wskazuje mi na książkę, że nie
mam ani jednego grzechu do odpokutowania za to, że wszystkie
prześladowania i sądy ludzkie przyjmowałam ochotnie z miłości
dla Niego, nie gniewając się na te osoby, przez które
cierpiałam.
«Patrz,
dziecko drogie, jaka jest różnica między sądem Boga a sądami
ludzkimi. Sądy ludzkie są zupełnie odmienne od sądów Boga.
Ludzie sądzą z pozorów, ze strony zewnętrznej, a Bóg patrzy na
serce, na intencję, która ożywiała nasze czynności. Tylko Bóg
jest sprawiedliwy, nie zaś ludzie. Patrz! Dziecko, jak Bóg sądzi,
że tak jest, a nie inaczej, co ci teraz
powiedziałem.»
Zobaczyłam
niektóre osoby znajome (które nie żyją), a które uważam za
dobre, a jednak Pan Jezus inaczej je osądził. Są takie, co jeszcze
żyją, za które mam się modlić, by naprawdę nie zginęły, to
jest moją głęboką tajemnicą.
«Nie
bój się dziecko – mówi Pan Jezus – Ja cię nigdy nie opuszczę.
Bądź nadal wyrozumiała dla bliźnich, za co Ja będę wyrozumiały
dla ciebie. I wskazał mi Pan Jezus Najśw. Maryję Pannę, tę
przecudną postać. Patrz, dziecko, Maryja będzie obecną przy twej
śmierci. Kochaj Ją bardzo!»
Po
tych słowach znikło widzenie, a ja czułam się bardzo wzmocniona
na duszy.
«Jezus
krzyżuje cię, abyś była do Niego podobna...»
W
nocy z 23 na 24 października 1939 Rozalia miała wizję. Św. Teresa
z Avila rzekła do niej: «Moje dziecko! Pan Jezus dlatego tak cię
krzyżuje, byś się stała do Niego jak najwięcej podobna... To
cierpienie, które obecnie przeżywasz, doprowadzi twą duszę do
najściślejszego zjednoczenia z Panem Jezusem: jest to śmierć
duchowa... Zawsze chętnie i z miłością składaj Panu Jezusowi
wszystkie cierpienia i ofiary, w zupełnym wyniszczeniu i
unicestwieniu. Myśl nadal tak o sobie, jakbyś już nie żyła na
tej ziemi.
Dziecko!
Nie przyswajaj sobie innego ducha. Twój duch jest duchem Karmelu,
mimo że nie jesteś w zakonie. Pan Jezus zaprowadzi cię Swą drogą
na szczyt doskonałości, tzn. drogą krzyża, którą On sam
szedł.»
Święta
wskazała Rozalii szczyt, na który miała się wspiąć mimo
przeszkód i trudności. Znalazła się wtedy pod szczytem ogromnie
wysokiej góry – najwyższej, jaka istnieje na ziemi. Szła na
ślepo. Droga była stroma, uciążliwa i niebezpieczna. Wierzchołki
góry oblewało przedziwne światło: tam było niebo, taka była jej
niepowtarzalna droga.
«Każdy
czyn, nawet najmniejszy, wypełnisz dla Jezusa»
Również
św. Teresa od Dzieciątka Jezus, którą Rozalia szczególnie
umiłowała, dopomogła jej w ukierunkowaniu duchowego życia.
Podczas pracy na okulistyce doznawała zniechęcenia do życia
wewnętrznego. Martwiła się, że tą obojętnością obraża Pana
Jezusa. Wtedy stanęła przed nią Święta z Lisieux i dała jej
następujące wskazania:
«Gdy
rano się przebudzisz, zrobisz intencję, że każdy czyn - choćby
najmniejszy - wypełnisz dla Jezusa. Co cię w ciągu dnia spotka,
znów ofiarujesz dla Jezusa. Cieszyć się, radować i dźwigać
krzyż będziesz też dla Jezusa. Gdy upadniesz, nie zniechęcaj się
i nie trać pokoju wewnętrznego, ale z największą ufnością idź
do Jezusa i jak dziecko proś o przebaczenie. Powiedz wszystko
śmiało, prosto i szczerze, że jesteś maleńką, słabą i tak
bardzo potrzebującą Jego pomocy i wsparcia.
Kochaj
Pana Jezusa ze wszystkich sił i proś o miłość coraz większą.
Raduj się z tego, że jesteś nicością niezmiernie małą, a że
Bóg jest wszystkim. Staraj się sprawiać Jezusowi radość na
każdym kroku. Czyń wszystkim dobrze, ale sama od nikogo nie oczekuj
wdzięczności. Ty tego nie potrzebujesz, bo Jezus za wszystko ci
wystarczy. Stworzenia kochaj dla Jezusa.
Również
9 października 1940, gdy Rozalia przeżywała bolesne chwile,
ujrzała św. Tereskę, mówiącą: «Pan przysłał mnie do ciebie,
by cię pocieszyć. Otrzymasz nagrodę i chwałę w niebie,
przechodzącą wszelkie twe pojęcie, za cierpienia, za wzgardę,
oszczerstwa i potwarze, publicznie na ciebie rzucane, które znosiłaś
w zupełnym milczeniu, bez skargi, z miłości ku Panu Jezusowi...
Chcę ci (...) zarazem oznajmić, że twoje ziemskie wygnanie wkrótce
się skończy. A teraz spójrz w niebo, byś lepiej zrozumiała
objawienie św. Jana.» Rozalia usłyszała piękny śpiew. Ujrzała
rzeszę idących za Barankiem ze śpiewem pieśni na ustach, której
inni śpiewać nie mogą.
Śmierć
Cieszyła
się, że wkrótce umrze. 16 listopada 1940 napisała: «Pragnę
gorąco, by Pan Jezus był uwielbiony moim życiem i moją śmiercią;
by moja śmierć była najdoskonalszym i najczystszym aktem miłości
ku Panu Jezusowi.»
Ubogi
tryb życia, ciężka praca liczne cierpienia osłabiły i tak nie
najlepsze zdrowie Rozalii. Wiele razy chorowała na płuca. Z
początkiem września 1944 roku przeziębiła się i po kilku dniach
okazało się, że jej stan jest bardzo ciężki. 11 września
przewieziono ją do szpitala. Następnego dnia zaopatrzono Rozalię
Sakramentami św. Tego dnia Rozalia zaczęła konać. Zmarła w
czasie snu 13 września 1944 r.
Pochowano
ją na Cmentarzu Rakowickim w Krakowie (kw. XLVIII zach., mogiła 9).
Na emaliowanej tablicy z wizerunkiem Serca Jezusa pisze: 'Rozalia
Celakówna, pielęgniarka Szpitala św. Łazarza, Apostołka
osobistego poświęcenia się Najświętszemu Sercu Jezusowemu'. Grób
Rozalii odwiedzają wierni, coraz liczniej dziękujący za otrzymane
za jej wstawiennictwem łaski.
MISJA
1.
Kochać Jezusa za niewdzięczny świat
Dla
Rozalii najpiękniejszym miesiącem w roku był czerwiec, poświęcony
Najświętszemu Sercu, symbolizującemu miłość Zbawiciela. Tej
miłości oddana, usiłowała uczynić wszystko, co było w jej mocy,
by wynagrodzić Odkupicielowi zapomnienie i wzgardę ze strony
większości ludzi. Z czwartku na piątek, od godz. 23 do 24, zgodnie
z prośbą Jezusa przekazaną św. Małgorzacie M. Alacoque,
odprawiała Godzinę świętą. Jej życie przesycone było głębokim
pragnieniem wynagradzania Jezusowi za niewdzięczność świata.
Prosił ją o to Jezus:
«Moje
dziecko, kochaj Mnie bardzo. Niech twa miłość wynagrodzi Mi brak
jej u innych dusz, bo nie jestem kochany przez Moje stworzenia.
Miłość zastąpi wszystko!»
«Patrz!
Ile Ja wycierpiałem na krzyżu za grzechy ludzkie, a jaka Mnie
spotkała wdzięczność? Ile dusz wzgardziło Mną, nawet
przyjaciele! Czyż Moje Serce nie cierpiało wtedy niewymownych
katuszy z powodu niewdzięczności doznanej? Więc ty, dziecko,
wynagradzaj Mi, zwłaszcza za kapłanów i za wszelką
niewdzięczność!»
2.
Doprowadzić do intronizacji Najświętszego Serca
Jezusowego
Pragnienie,
by Jezus był znany i miłowany, paliło serce Rozalii. Od 1924 r.
modliła się co dnia, by Jezus rozszerzył w sercach ludzkich
słodkie panowanie Swej miłości. W natchnieniach Bożych usłyszała
nakaz, by wraz z kierownikiem duchowym zabiegać o Intronizację
Najświętszego Serca Jezusowego w Polsce i na całym
świecie.
Rozalia
podjęła starania za pośrednictwem spowiednika. Aktywnie włączył
się w to dzieło Generał OO. Paulinów. Wizje i prośby były
naglące. Jezus obiecywał – dzięki Intronizacji – ocalenie
Polski od wojny. Nie został wysłuchany. We wrześniu 1939 r.
wybuchła wojna.
Czas,
który zadecydował o losie Polski:
–
wrzesień 1937 r.
«Widziałam
następujące rzeczy. Znalazłam się duchem na Stradomiu w Krakowie,
od ul. św. Agnieszki. Zobaczyłam w mieście straszne zamieszanie
wśród ludzi, którzy uciekali w panicznym popłochu w nieznanych
kierunkach. Byli między nimi ludzie wszystkich klas, którzy szli z
walizkami, teczkami i tobołkami, uciekając od swych prac i zajęć.
Z ogromnym zdziwieniem, ale i zarazem trwogą patrzyłam na te
gromady ludzi uciekających.
Obok
mnie stał poważny pan. Zwrócony był w stronę uciekających
ludzi. Twarz jego była smutna, ale pełna najwyższej powagi, mająca
w sobie coś nadziemskiego. Po chwili podniósł swoje oczy ku niebu,
wtedy wyglądał pełen majestatu, powagi i pokoju. Ale mimo wszystko
boleść malowała się na jego obliczu.
Z
wielkim uszanowaniem i czcią patrzyłam na tę dziwną, nieznaną
postać, która miała w sobie coś boskiego i pociągającego serce
człowieka. Miałam głębokie przekonanie, że to nie człowiek z
tej ziemi. Wtedy i ja patrzyłam na niebo, które zaczęły zakrywać
straszne, czarne, ciężkie chmury. Od strony zachodniej przeciągały
się na całe niebo. Wówczas i mnie zrobiło się straszno; jakaś
dziwna trwoga mnie ogarnęła. Ten nieznany człowiek zbliżył się
do mnie i mówi:
–
Patrz, dziecko, uważnie na to, co się dziać będzie. Co teraz
widzisz, stanie się niedługo rzeczywistością. Nastaną straszne
czasy dla Polski. Burza z piorunami oznacza karę Bożą, która
dotknie Naród polski za to, że ten naród odwrócił się od Pana
Boga przez grzeszne życie. Naród polski popełnia straszne grzechy
i zbrodnie, a najstraszniejsze z nich są: grzechy nieczyste,
morderstwa i wiele innych grzechów.
Ja
sądziłam, że to jest św. Józef, więc mówię do niego:
-
Święty Józefie, proszę Cię, powiedz mi, co to wszystko oznacza,
bo ja sama tych rzeczy nie rozumiem.
Nieznana
osobistość z dobrocią popatrzyła na mnie, lecz to nie był św.
Józef. Kto to był, tego nie wiem. Pytam, kiedy to się stanie? On
mi mówi, że to niedługo się stanie, lecz nie śmiałam go pytać
o rok, miesiąc i dzień tej katastrofy.
Naraz
coś dziwnego się stało: znikły domy od plant Dietla po Rynek.
Natomiast zobaczyłam olbrzymi plac, na którym gromadzili się
ludzie wszystkich stanów. Najwięcej widziałam ludzi wiejskich z
koszykami, inteligencji, robotników, Żydów itp., którzy znosili
kamienie na budowę. Więc pytam dalej tego nieznanego człowieka:
–
Powiedz mi, św. Józefie, co oni będą budować? Na co te kamienie,
cegły, piasek, drzewo i inne przedmioty tak znoszą?
Wtedy
oblicze tego nieznajomego nabrało dziwnego blasku i majestatu i mówi
mi:
–
Patrz, dziecko, a wnet się dowiesz, co tu powstanie. Stąd będzie
Chrystus królował.
Za
chwilę zobaczyłam na tym placu pomnik Najświętszego Serca Pana
Jezusa tak olbrzymich rozmiarów, że nic, żaden dom nie da się do
tego przyrównać ani żaden kościół. Pan Jezus był tak wysoko
postawiony na tym pomniku, że nie tylko cała Polska, ale cały
świat mógł Go widzieć. Jak ten pomnik wyglądał, jak ludzie
wszyscy całego świata widzieli Pana Jezusa, tego ja pojąć ani
opisać nie potrafię, bo rzeczy Bożych, rzeczy duchowych nie można
wypowiedzieć ludzkim językiem. Oczy wszystkich były zwrócone do
Pana Jezusa, który stał w prześlicznej jasności nad całym
światem.
Przy
tym pomniku składali ludzie ofiary ze wszystkich stanów, również
w postaci ślicznych kwiatów o kolorze białym i czerwonym. Jaka to
była dekoracja, to można ją tylko przyrównać do nieba, nie do
ziemi. Ten nieznajomy daje mi do zrozumienia, że u stóp
Chrystusowych trzeba było złożyć taką ofiarę: modlitwy i różne
ofiary z serc czystych płynące i męczeństwa, by zmyć zbrodnie
całego świata, nie tylko samej Polski, ale na pierwszym miejscu
Polski.
Naraz
niebo prześlicznie wypogodziło się, znikły z jego horyzontów
wszystkie czarne chmury. Na niebie ukazało się słońce, księżyc
i gwiazdy i to nie była zwyczajna światłość dzienna, lecz taka,
której nie potrafię opisać. Ten nieznajomy mówił do mnie:
–
Patrz, dziecko! Królestwo Chrystusowe przychodzi do Polski przez
Intronizację.
Po
chwili w otoczeniu duchowieństwa i wiernych przyszedł do tego
pomnika Jego Eminencja Prymas Polski... Za kilka chwil Jego Eminencja
odmawiał uroczyście akt ofiarowania całej Polski Najświętszemu
Sercu Pana Jezusa, zaczynający się od słów: 'O Jezu, Najsłodszy
Odkupicielu nasz, Twojemu Boskiemu Sercu polecam Ojczyznę naszą,
Polskę', lecz dalej już nie pamiętam. Kończył słowami: 'Chwała
bądź Bożemu Sercu' itd. Na koniec zaintonował pieśń: Przez
śmierć bolesną, Królu wiecznej chwały. Gdy śpiewano: 'więc
Królem królów zowie Cię świat cały, króluj nam, Chryste',
wtedy ten olbrzymi tłum ludzi krzyczał z całych sił: 'Króluj
nam, Chryste! Króluj nam, Chryste!' I tak bez przerwy krzyczeli, a
wtedy Pan Jezus Swym Boskim wzrokiem i rękami jakby objął całą
Polskę. Ręce wszystkich ludzi były wzniesione do Pana Jezusa,
nawet Żydów i innowierców.
Jeszcze
raz usłyszałam głos: To niedługo się stanie, co teraz oglądasz,
ale trzeba dużo wpierw wycierpieć! Tego dziwnego człowieka (potem)
już nie widziałam, gdzieś tajemniczo usunął się ode mnie i
widzenie znikło, wprowadzając w moją duszę głęboki pokój i
pewność, że naprawdę Pan Jezus będzie królował w Polsce przez
Intronizację.»
– marzec
1938 r.
Rozalia
usłyszała głos wewnętrzny: «Trzeba ofiary za Polskę, za
grzeszny świat... Straszne są grzechy Narodu polskiego. Bóg chce
go ukarać. Ratunek dla Polski jest tylko w Moim Boskim Sercu.»
– kwiecień
1938 r.
Najświętsza
Maryja Panna powiedziała jej: «Ratunek dla Polski jest tylko w
Sercu Jezusa, Mojego Syna». Jezus dodał: «Strasznie ranią Moje
Najświętsze Serce grzechy nieczyste. Żądam ekspiacji.»
– 4
lipca 1938 r.
Przebywając
w Jachówce miała widzenie, które zapisała następująco:
«Znalazłam się na wysokiej górze, na której zobaczyłam kulę
zupełnie podobną do globu, lecz bardzo dużą. Z wielkim
zainteresowaniem oglądałam ją. Pod względem geograficznym był to
glob. Rozpoznałam części świata i poszczególne państwa. Wtem
staje przede mną postać męża, pełna powagi i majestatu. Kto to
był, nie wiem. Owa postać zbliżyła się do mnie, nawiązując
rozmowę. Mówi do mnie: To jest kula ziemska, polecając mi wymienić
i określić granice części świata, a w nich – poszczególne
państwa. Gdy odpowiedziałam na pytania, wówczas ta osoba mówi do
mnie głosem pełnym powagi i namaszczenia:
–
Moje dziecko! Za grzechy i zbrodnie (wymieniając zabójstwa i
rozpustę), popełniane przez ludzkość na całym świecie, ześle
Pan Bóg straszną karę. Sprawiedliwość Boża nie może znieść
dłużej tych występków. Ostoją się tylko te państwa, w których
będzie Chrystus królował. Jeżeli chcecie ratować świat, trzeba
przeprowadzić Intronizację Najświętszego Serca Jezusa we
wszystkich państwach i narodach na całym świecie. Tu i jedynie tu
jest ratunek... Pamiętaj, dziecko, by sprawa tak bardzo ważna nie
była przeoczona i nie poszła w zapomnienie... Intronizacja w Polsce
musi być przeprowadzona.
Rozalia
przypomniała sobie, że ofiarowała się Panu Jezusowi z miłości
ku Niemu na całkowite wyniszczenie za Polskę na pierwszym miejscu,
a potem za Niemcy, Rosję, Hiszpanię i za cały świat. W tej chwili
postać wzięła ją za rękę i zaprowadziła na drugą stronę
globu, wskazała na Amerykę i Australię i rzekła z bólem:
–
Czyż za te dusze Chrystus nie cierpiał? Czyż one nie są odkupione
Jego Najświętszą Krwią? Trzeba je, dziecko, włączyć,
szczególnie Amerykę... Trzeba wszystko uczynić, by Intronizacja
była przeprowadzona. Jest to ostatni wysiłek Miłości Jezusowej na
te ostatnie czasy!
Pytam
z bojaźnią tę osobę:
–
Czy Polska się ostoi?
Odpowiada
mi: Polska nie zginie, o ile przyjmie Chrystusa za Króla w całym
tego słowa znaczeniu: jeżeli się podporządkuje pod prawo Boże,
pod prawo Jego Miłości. Inaczej, Moje dziecko, nie ostoi się. I
jeszcze na ostatek mówi do mnie przekonywająco: Oświadczam ci to,
Moje dziecko, jeszcze raz, że tylko te państwa nie zginą, które
będą oddane Jezusowemu Sercu przez Intronizację, które Go uznają
swym Królem i Panem. Przyjdzie straszna katastrofa na świat –
mówił – jak zaraz zobaczysz.
W
tej chwili powstał straszliwy huk. Owa kula pękła. Z jej wnętrza
wybuchnął ogromny ogień; za nim polała się obrzydliwa lawa jak z
wulkanu, niszcząc doszczętnie wszystkie państwa, które nie uznały
Chrystusa. Widziałam zniszczone Niemcy i inne zachodnie państwa
Europy. Z przerażeniem uciekłam wprost do tej osoby. Pytam:
–
Czy to koniec świata? A ten ogień i lawa, czy to jest piekło?
Otrzymuję odpowiedź:
–
To nie jest koniec świata ani piekło, tylko straszna wojna, która
ma dopełnić dzieła zniszczenia.
Granice
Polski byty nie naruszone: Polska ocalała. Ta osoba nieznana mówi
jeszcze do mnie:
–
Państwa oddane pod panowanie Chrystusa i Jego Boskiemu Sercu dojdą
do szczytu potęgi i będzie już 'jedna owczarnia i jeden
pasterz'.
Po
tych słowach wszystko znikło. Po Komunii św. (na następny dzień)
pytałam Pana Jezusa, co to ma znaczyć. Otrzymałam pouczenie:
–
Tak się, dziecko, stanie, jeżeli ludzkość nie zwróci się do
Boga. Nie trzeba zaniedbywać sprawy przyspieszenia chwili
Intronizacji w Polsce.
– październik
1938 r.
«Cierpienie
miłośnie przyjęte dla Mnie ma wartość nieocenioną. Ty, dziecko,
wybieraj zawsze dla siebie upokorzenia, wzgardę, miejsce ostatnie,
aby być coraz więcej do Mnie podobną... Cokolwiek cię spotka,
ofiaruj to, dziecko, dla wielkiego dzieła Intronizacji w Polsce.»
– 4
na 5 grudnia 1938 r.
Rozalia
zapisała: «Zdawało mi się, że jestem w domu rodzinnym. Wyszłam
w pole, lecz, o zgrozo, zobaczyłam piekło otwarte, którego grozy
nie potrafię opisać. Olbrzymia ilość szatanów wtrącała dusze
do tej otchłani z iście szatańską radością. Jeden drugiemu
robił jakby konkurencję, wprowadzając coraz więcej dusz.
Męczarnie zadawali im podług grzechów. Najwięcej było
potępionych za grzechy przeciw szóstemu i dziewiątemu przykazaniu,
następnie za zbrodnie i nienawiść. Te trzy rodzaje grzechów w
szczególny sposób były widoczne. Mąk tej kaźni nikt nie potrafi
opisać. Sam widok może człowieka o śmierć przyprawić, gdyby nie
był wspomagany łaską Bożą. Przeraźliwy krzyk potępieńców i
szatanów nie przestanie brzmieć w moich uszach do końca życia.
Tego nigdy nie zapomnę.»
– koniec
lutego 1939 r.
Rozalia
pisze: «Pan Jezus przedstawił mej duszy następujący obraz, w
czasie gdy Mu gorąco polecałam naszą Ojczyznę i wszystkie narody
świata. Zobaczyłam w sposób duchowy granicę polsko-niemiecką,
począwszy od Śląska, aż do Pomorza, całą w ogniu. Widok to był
naprawdę przerażający. Zdawało mi się, że ten ogień zniszczy
całkowicie cały świat. Po pewnym czasie ten ogień ogarnął całe
Niemcy, niszcząc je... Wtem usłyszałam w głębi duszy glos i
równocześnie odczułam pewność niezwykłą, że tak się stanie,
czego nie potrafię opisać:
–
Moje dziecko! Będzie straszna wojna, która spowoduje takie
zniszczenie. Niemcy upadną... Wielkie i straszne są grzechy i
zbrodnie Polski. Sprawiedliwość Boża chce ukarać ten naród za
grzechy, a zwłaszcza za grzechy nieczyste, morderstwa i nienawiść.
Jest jednak ratunek dla Polski, jeżeli Mnie uzna za swego Króla i
Pana w zupełności przez Intronizację... To uznanie ma być
potwierdzone porzuceniem grzechów, a całkowitym zwrotem do Boga.
– 1
kwietnia 1939 r.
«Gorąco
polecałam, jak tylko umiałam, te sprawy Panu Jezusowi za przyczyną
Najświętszej Maryi Panny i św. Józefa, prosząc o światło, co
należy czynić, by ta sprawa Jezusowa była jak najlepiej i jak
najprędzej przeprowadzona. I znowu głos mówił w mej duszy:
–
Powiedz, dziecko, ojcu, by napisał do Prymasa Polski przez O.
Generała, by wszystko uczynił dla przyspieszenia Intronizacji.
Jasna Góra jest stolicą Maryi. Przez Maryję przyszedł Syn Boży,
by zbawić świat, i tu również przez Maryję przyjdzie zbawienie
dla Polski przez Intronizację. Gdy się to stanie, wówczas Polska
będzie przedmurzem chrześcijaństwa: silna i potężna, o którą
się rozbiją wszelkie ataki nieprzyjacielskie.»
– rok
1938/39: nieskuteczne zabiegi
Od
r. 1938 spowiednik Rozalii informował o niej swego kierownika
sumienia, O. Generała Piusa Przeździeckiego. Pod wpływem tych
relacji O. Generał rozmawiał o Intronizacji z Prymasem Hlondem i
dwa razy do niego pisał. W 1938 osobiście doręczył mu obszerny
memoriał. W odpowiedzi Prymas polecił, by Rozalię zbadał
neurolog. Świadectwo lekarskie (nie stwierdzające choroby), po
ogromnie upokarzającym dla Rozalii badaniu, zostało mu doręczone.
O. Generał wysłał też alarmujące pismo 20 kwietnia 1939 r.
Rozalia
czuła się pobudzona do modlitw, składania ofiar i znoszenia
cierpień w intencji Intronizacji, bo – jak napisała – «to jest
ogromnie ważny moment w dziejach świata... Podczas modlitwy czy też
pracy Jezus poucza moją duszę najnędzniejszą; żeby Dzieło
Intronizacji było rychło przeprowadzone, potrzeba ofiary. Chwalebne
Zmartwychwstanie Jezusa nastąpiło po strasznych cierpieniach; tak
też i przyjście Królestwa Chrystusowego do Polski w pierwszym
rzędzie, a potem do innych narodów, musi być odkupione wyjątkowymi
cierpieniami... ze strony tych dusz, którym sprawa Jezusowa jest
bardzo droga...»
– 6
maja 1939 r.
Usłyszała
słowa: «Każde dzieło Boże i każda sprawa muszą być okupione
cierpieniem, a im więcej ma ona przysporzyć chwały Panu Bogu, na
tym większe będzie napotykać trudności... Dziecko, trzeba żyć
wiarą i trzeba ufać! Ufać, że mimo największych trudności to
dzieło będzie przeprowadzone, a to dlatego, byście wiedzieli, że
Ja Sam działam; wy jesteście tylko narzędziem w Mych rękach. Im
więcej będziecie wyzuci ze siebie, im głębiej wejdziecie w
przepaść unicestwienia się, tym swobodniej będę mógł działać
w waszych duszach.»
– 28
maja 1939: Uroczystość Zesłania Ducha Św.
«Polecałam
gorąco Panu Jezusowi – napisała Rozalia – sprawę Intronizacji.
Następujący obraz przedstawił się mej duszy: Widziałam Pana
Jezusa w postaci 'Ecce Homo', poranionego bardzo; na Jego głowie
korona cierniowa głęboko wbijająca kolce w skroń; ubrany był w
płaszcz szkarłatny; rana Jego Serca Boskiego głęboko otwarta.
–
Popatrz, jaki ból zadają Mi grzechy; te rany są zadane przez
grzechy zmysłowe; korona cierniowa za pychę, zarozumiałość, bunt
przeciw Bogu, dalej wzgarda i inne grzechy. Nie ma dusz, które by
Mnie kochały i pocieszały. Na obliczu Pana Jezusa malował się
głęboki smutek.
Pan
Jezus dał odczuć mej duszy, jak bardzo boli Go obojętność dusz
szczególnie Jemu poświęconych, tj. kapłanów i dusz zakonnych.
–
Dziecko, Maria Małgorzata dała poznać światu Moje Serce, wy zaś
kształtujcie dusze na modłę Mojego Serca. Intronizacja to nie jest
tylko formułka zewnętrzna, ale ona ma się odbyć w każdej duszy.
W tej sprawie trzeba dużo cierpieć, trzeba całkowicie być
ofiarą.»
– czerwiec
1939 r.
Wewnętrzna
siła przynaglała Rozalię do nakłonienia spowiednika, by ponownie
prosił Prymasa o przyspieszenie Intronizacji w Polsce. Rozalia
opierała się temu głosowi, nie chcąc mówić spowiednikowi wciąż
o tym samym...
– 29
sierpnia 1939 r.
Usłyszała
w duszy słowa: «Sam akt ofiarowania Polski przez Intronizację
Mojemu Sercu przyniesie zbawienne korzyści, bo przez to bardzo dużo
dusz nawróci się szczerze do Pana Boga, poddając się Jego prawu.
Powiedz, Moje dziecko, ojcu, by napisał w tej sprawie do Prymasa
Polski. Teraz jest najodpowiedniejsza chwila. Trzeba korzystać z
czasu i łaski.»
Wybuch
wojny
W
Polsce wybuchła więc wojna, przed którą Bóg pragnął nas ocalić
przez Intronizację Jego Serca, a co za tym idzie nakłonić nasz
naród do głębokiej przemiany życia.
1
września Rozalia zanotowała: «Dziś pierwszy piątek miesiąca.
Dzień ten będzie ważny w dziejach naszego Narodu. O Jezu,
przyspiesz dzień Intronizacji Twego Najświętszego Serca. Jezus
będzie królował w Polsce przez Intronizację.» Usłyszała:
«Ludzie Mnie nie zrozumieli, przeto przemawiam do ich twardych serc
kulami i bombami, a to dlatego, że ich miłuję.» Rozalia
powiedziała Jezusowi o duszach, które z powodu wojny znalazły się
w niebezpieczeństwie wiecznego potępienia. Otrzymała odpowiedź:
«I to wszystko jest z miłości, bo jest wiele dusz takich, które
przez akt doskonały żalu znajdą przebaczenie...»
W
drugiej połowie września zastanawiała się, dlaczego wojna
dokonuje tak straszliwego zniszczenia. Otrzymała odpowiedź: «To
jeszcze za mało. Czy nie wiesz, jakie były i jeszcze są grzechy?
Zło musi być doszczętnie zniszczone. Na takim podłożu nic
dobrego nie może wyróść. Wszystkie grzechy i zbrodnie muszą być
zmyte krwią.»
Po
miesiącu ponownie zanotowała bolesny wyrzut Jezusa: «Popatrz,
dziecko, jaką straszną zniewagę i ból zadają Mi grzechy
nieczyste, morderstwa (dzieci) i straszna nienawiść, która nie
wie, co to jest miłość bliźniego. (...) Już dłużej nie mogę
tego znieść, muszę ukarać niewdzięczny naród, który się nie
chce nawrócić.»
W
listopadzie 1940 roku Rozalia gorąco prosiła o przyjście Królestwa
Chrystusa. Usłyszała: «Ja chcę niepodzielnie panować w sercach
ludzkich. Proś o przyspieszenie Mego panowania w duszach przez
Intronizację.» Podczas adoracji w nocy z czwartku na pierwszy
piątek grudnia 1940, stanęły jej przed oczyma zbrodnie ludzi.
Zapytała Jezusa:
–
Najsłodszy mój Mistrzu i Panie! Powiedz mi, co Cię najwięcej
boli, kto Ci zadał cios najokropniejszy?
–
Moje dziecko! Najbardziej boli Mnie obojętność, wzgarda i zdrada
kapłanów. Módl się gorąco za nich.
W
tej chwili Pan Jezus pokazał mi ogólny stan kapłanów: ich
obojętność, oziębłość, brak zainteresowania i miłości, którą
było przepełnione Najświętsze Serce Jego w stosunku do Ojca
Niebieskiego i dusz ludzkich.
–
Módl się, dziecko, i składaj ofiary z siebie, by kapłani byli
świętymi, a których jest brak. Dlatego tyle jest zła, bo nie ma
świętych kapłanów.»
Choć
prośby Jezusa nie zostały wypełnione zgodnie z Jego wolą, to
jednak nie zostały też całkowicie zaprzepaszczone. Po śmierci
Rozalii, pod wpływem objawień, jakich za życia doświadczyła
powstało w Polsce 'Dzieło Osobistego Poświęcenia się
Najświętszemu Sercu Jezusowemu'. Praktyka ta szerzy się od 1945.
Obecnie, w obliczu ogromnych zagrożeń, jakie nękają nasz naród
we wszystkich dziedzinach życia, w sposób szczególny odpowiedziała
na apel Jezusa młodzież zgromadzona, podczas pobytu Ojca Świętego
w Polsce, na Lednickich Polach oraz Rodzina Radia „Maryja".
PISMA
ROZALII CELAKÓWNY
Ocalałe
od zniszczenia pisma Rozalii, pisane na wyraźne żądanie kolejnych
spowiedników, obejmują 1122 strony. Ona sama tak bardzo lękała
się, by ich ktoś przypadkiem nie przeczytał, że korzystając
czasem z braku wyraźnego zakazu paliła je natychmiast po ich
przeczytaniu przez spowiednika. Czytał je także w części o. Pius
Przeździecki, generał Zakonu Paulinów. Nabrał tak wielkiego
przekonania o świętości i misji Rozalii, że bez wahania jeszcze
za jej życia pisał w sprawie Intronizacji do Kardynała Hlonda.
Także
Książę Kard. Sapieha przeczytał część pism, mówiącą o
osobistym i narodowym poświęceniu się Najśw. Sercu Jezusa. Z
żalem powiedział do jej spowiednika: «Skoro tak się rzecz ma,
czemuż Kardynał Prymas nie przeprowadził tej Intronizacji jeszcze
w r. 1939? Jaka szkoda..!»
Do
śmierci bardzo był przychylny idei osobistego poświęcenia się
oraz Intronizacji Najświętszego Serca.
Niestety
do dzisiejszego dnia nawet pisma Rozalii Celakówny, z wyjątkiem
cytowanych oraz kilku innych fragmentów, nie ujrzały światła
dziennego...
Osobiste
poświęcenie
Uprzedzając
nas o karze za grzechy, która miała spaść i faktycznie spadła na
nas oraz na inne narody m. in. w czasie II wojny światowej, pełne
miłosierdzia Serce Jezusa nie pozbawiło nas pouczeń, co robić dla
uniknięcia dalszych nieszczęść. Pierwszym – było porzucenie
grzechów. Drugim – wskazanym jako jedyny ratunek dla świata:
przeprowadzenie Intronizacji we wszystkich państwach i narodach.
Aby
każdy naród mógł przygotować się odpowiednio do tak wielkiego
aktu, trzeba rozszerzyć najpierw osobiste poświęcenie się
Najświętszemu Sercu Jezusa. Rozalia głęboko wierzyła, że jedno
i drugie kiedyś w Polsce nastąpi, zgodnie z zaleceniami i
obietnicami Jezusa.
Jak
dotąd Biskupi polscy listem pasterskim z 1 stycznia 1948
pobłogosławili i zalecili praktykę osobistego poświęcenia się
Sercu Jezusa. 22 października 1948 Stolica Święta pobłogosławiła
tę inicjatywę. Wierni podjęli apel z zapałem. W uroczystość
Chrystusa Króla w 1951 r. naród polski z Prymasem Wyszyńskim na
czele, poświęcił się Najświętszemu Sercu Jezusa we wszystkich
świątyniach kraju.
Mimo
że Biskupi polscy znali wizje Rozalii, nie opierali się na nich w
zarządzeniu i przeprowadzeniu tego Aktu, lecz na Encyklikach
papieskich i objawieniach udzielonych św. Małgorzacie Marii.
Poświęcenie narodu nie odpowiedziało jednak w pełni nie tylko na
wskazania i prośby dane Służebnicy Bożej Rozalii, lecz także na
wymogi Encykliki 'Quas primas' Piusa XI i żądania Chrystusa wobec
św. Małgorzaty.
Akt
uznania Chrystusa Królem we wszystkich dziedzinach naszego życia
narodowego, społecznego, rodzinnego i osobistego stoi wciąż
jeszcze przed nami jako zadanie powierzone nam do wykonania za
pośrednictwem Sł. B. Rozalii Celakówny. Nieustannie powinny nam
brzmieć w uszach słowa Chrystusa przez nią
przekazane:
«Oświadczam
ci to, Moje dziecko, jeszcze raz, że tylko te państwa nie zginą,
które będą oddane Jezusowemu Sercu przez Intronizację, które Go
uznają swym Królem i Panem.»
Kolejni
spowiednicy Rozalii zdając sobie sprawę z niezwykłości jej doznań
i wyraźnego Bożego działania w jej duszy nakazali jej spisywanie
tych doświadczeń. Sami pozostawili świadectwa dotyczące jej
osoby, które stanowią obecnie ogromnie cenne źródło wiedzy o
Rozalii.
Jej
ostatni kierownik duchowy napisał: «Uświadamiając sobie, że
orzeczenie o świętości wiernych należy wyłącznie do Stolicy
Apostolskiej i całkowicie poddając się pod Jej nieomylny w tym
względzie sąd, niech mi jednak będzie wolno wyrazić moje zdanie
kapłańskie o świątobliwej Rozalii: bez najmniejszego wahania,
zgodnie z sumieniem i przed trzykroć Świętym Majestatem Bożym
uważam, że Rozalia Celakówna była już od lat dziecięcych
upatrzoną przez Boga na to, by przez nią rzucić wiele światła na
szereg aktualnych zagadnień i potrzeb duchowych ludzkości. M. in.
Serce Jezusa zapragnęło, po pierwsze, ukształtować z niej wzór
doskonałego dziecięctwa Bożego, które przez charakterystyczną i
osobliwszą jej ideę 'maleńkości' doszło u Rozalii do tak
subtelnego wyrazu, że stała się godną naśladowczynią św.
Teresy od Dzieciątka Jezus. Po wtóre, przez proste, ukryte i
wzgardzone – na wzór nazaretańskiego – życie Rozalii, chciał
Zbawiciel nasz ukazać ludziom konieczne i skuteczne lekarstwo na
straszną pychę dzisiejszego świata. Po trzecie, obierając Rozalię
na całopalną ofiarę Swego Najświętszego Serca dla wynagradzania
Mu za wołające do dziś o pomstę do nieba grzechy nieczyste,
zabijanie nienarodzonych i nienawiść – Chrystus jednocześnie
powołał Rozalię na ukrytą apostołkę osobistego poświęcenia
się Jego Najświętszemu Sercu oraz uroczystej Intronizacji,
podobnie jak św. Małgorzatę Marię. Wybrał ją za narzędzie, za
pośrednictwem którego nie tylko Polska, lecz cały Kościół na
kuli ziemskiej ma się dowiedzieć zarówno o tymże osobistym
poświęceniu się, jak i o konieczności przeprowadzenia
Intronizacji we wszystkich narodach – do czego tak mocno i gorąco
zachęcało kilku spośród ostatnich papieży, a zwłaszcza Leon
XIII i Pius IX.
Swe
przekonanie o wybraństwie i posłannictwie Bożym Rozalii opieram
nie tyle na wizjach, światłach, słowach zasłyszanych z wysoka lub
innych jej przeżyciach mistycznych, o których wcale nie wątpię,
ile raczej i głównie na niewinnym życiu tej 'duszy anielskiej', na
jej cnotach heroicznych i wreszcie na zbawiennych owocach jej
ofiarnego życia. Heroizm jej cnót, których objawy miałem
szczęście tyle razy w różny sposób i na różnych odcinkach
stwierdzić, wprost jakby się unaoczniał i da się udowodnić
choćby na podstawie jej pełnych prostoty i namaszczenia pism. A
przecież heroizm ten stwierdzają również inni świadkowie życia
Rozalii.
Mistycznie
oczyszczona przez 6-letnią 'noc ciemności' oraz prowadzona przez
całe życie 'królewską drogą krzyża' – Rozalia we wszystkim
szukała spełnienia jedynie Woli Bożej. Ta Najświętsza Wola Boża
jest tak mocno i tak szczerze zaakcentowana w jej życiu, jakby była
najgłówniejszą jej cnotą i stanowi szczególną cechę jej
postawy duchowej. Większego w tym względzie akcentu nie spotkałem
w hagiografii. Wola Boża była dla niej prawdziwym kompasem życiowym
na co dzień.
Jeszcze
bardziej odznaczała się miłością dla Boga i bliźnich. Miłość
dla Boga żywiła w stopniu tak niezwykłym, że podobną można
konstatować w życiu tylko wielkich świętych. Do Najświętszego
Serca Jezusowego, które i Rozalii – podobnie jak św. Janowi w
Wieczerniku i św. Małgorzacie Marii – pozwoliło spocząć przy
sobie, miała osobliwe, pokorne, głębokie i pełne dziecięcej
miłości nabożeństwo. Co dzień i najchętniej składała temuż
Sercu Zbawiciela coraz to nowe i naprawdę poważne ofiary, zwłaszcza
w zakresie swego powołania pielęgniarskiego, które nastręczało
jej do tego mnóstwo okazji. Najzupełniej i w wielkich intencjach
ofiarowała Mu całe swe życie i śmierć. (...) można mniemać, że
w przyszłości Rozalia Celakówna w Kościele Bożym znajdzie się w
rzędzie takich świętych postaci, jak św. Jan Eudes, św.
Małgorzata Maria i im podobni.
Szczególny
kult Rozalii dla Ducha Świętego i Trójcy Przenajśw. to osobny
dowód jej mistycznego zjednoczenia z Bogiem. Podobnie jak W. O. Wł.
Całka i śp. O. Prowincjał H. Jakubiec, i ja nie znajdywałem w
duszy Rozalii materii do rozgrzeszenia w okresie kierownictwa jej
duszą. I mam to przekonanie, że w całym jej życiu nie było
żadnego grzechu, przynajmniej ciężkiego. Każda spowiedź Rozalii
była raczej przepiękną 'konferencją o życiu Bożym' w duszy,
choć wcale nie zamierzoną przez pełną pokory
penitentkę.
Stosunek
takiego 'dziecka Maryi' do Niepokalanej i Wniebowziętej Bogarodzicy
był jeszcze bardziej dziecięcy, choć zawsze pełen czci i pokory
wobec Najświętszej Matki, z którą łączyła ją 'szczególna
przyjaźń' i 'zażyłość', jak o tym pisze w dziecięcej
prostocie. Życie Rozalii dostarcza bardzo wiele dowodów, z jaką
wielką wiarą, ufnością i miłością odnosiła się ona do
Niepokalanej Matki Jezusowej. Toteż doznawała od Niej różnych i
nadzwyczajnych pomocy w swym życiu, zwłaszcza wewnętrznym.
W
osobliwszym, gorącym i również dziecięcym nabożeństwie do św.
Józefa Rozalia jest pięknym, miłym, pociągającym i rodzimym
naszym polskim wzorem do naśladowania. W tym względzie, jak i z
racji jej ducha karmelitańskiego, Chrystus bardzo zbliżył i
upodobnił Rozalię do św. Teresy z Avili.
W
szczególny sposób wyróżnia się Rozalia miłością dla bliźnich.
Już w wieku szkolnym cechowała ją ta cnota, zaś w latach pracy
szpitalnej zajaśniała całym blaskiem. I nadal przetrwa w stanie
nie więdnącym i zawsze wydającym świeży zapach w niezliczonych
aktach miłości bliźniego. Wreszcie w związku z prześladowaniem
Rozalii ze strony pewnych osób ta cnota doszła u niej do
najwyższych granic heroizmu. Bezinteresowna i idealna miłość dla
bliźnich stała się też bezpośrednią przyczyną jej śmierci.
Mimo poważnego osłabienia w pierwszych dniach września 1944 r. nie
odmówiła postawienia baniek swej znajomej; po tej posłudze
samarytańskiej przeziębiła się, od razu położyła do łóżka i
po pięciu dniach przeniosła się do wieczności. Ofiarność i
poświęcanie się Rozalii dla bliźnich nie znało
granic.
Pokora,
'maleńkość', zaparcie się siebie, wyrzeczenie się miłości
własnej, 'unicestwienie się' były u Rozalii zdumiewające. W
umiłowaniu krzyża, wzgardy; poniżenia i zapomnienia w życiu
ukrytym Rozalia stanęła na osobnej i wyjątkowej wyżynie. W tym
względzie przypomina św. Jana od Krzyża. Prócz heroizmu cnót za
Bożym wybraństwem Rozalii przemawiają jej pełne namaszczenia i
zbudowania pisma. Dobrze odzwierciedlając zewnętrzne oblicze
Rozalii, zawierają one głęboką treść mistyczną i dlatego
stanowią cenną pozycję w zakresie naszej literatury
ascetyczno-mistycznej. Lektura tych pełnych prostoty i szczerości
wynurzeń 'dziecka Bożego' jest bardzo pouczająca. Wśród pism
Rozalii odnajdujemy różne jej przepowiednie, z których część
już się sprawdziła.
Głośno
wreszcie mówią za siebie niezwykłe uzdrowienia i łaski,
uzyskiwane od Najświętszego Serca Jezusowego za przyczyną Rozalii.
Osobne opracowanie pt. „Podziękowania za wstawiennictwo przed
Bogiem świątobliwej Rozalii Celakówny wyszczególnia nadzwyczajne
fakty. Wśród nich niektóre wydają się być zupełnie godne, by
je przedłożyć Stolicy Apostolskiej dla wyniesienia Rozalii na
ołtarze.
Uwzględniając
całe, jakby nazaretańskie i kalwaryjskie życie Rozalii Celakówny,
tak zwykłe, proste i wzgardzone na zewnątrz, a tak bogate w jej
ukrytym i doskonałym 'dziecięctwie Bożym' szczerze się przyznam,
że nie byłem, nie jestem i nie wiem, czy kiedy stanę się godny
tej niezwykłej łaski Bożej, iż byłem jej spowiednikiem. I
mniemam, że będzie ona uznana za wielką świętą nie tylko w
naszym kraju, lecz w całym Kościele Chrystusowym, że stanie się
tak popularną, jak św. Teresa od Dzieciątka Jezus i że kiedyś
będzie ogłoszona patronką wszystkich pielęgniarek na świecie
oraz chorych, którym tak bardzo była oddana.
Oby
Serce Boże ku swej większej chwale i pożytkowi dusz naszych
raczyło sprawić, by proces informacyjny celem wyniesienia Rozalii
na ołtarze rozpoczął się możliwie szybko i uwieńczył się
pożądanym skutkiem.
Jasna Góra dn.11 I 1962 r.
OPINIA GENERAŁA OO. PAULINÓW
20
kwietnia 1939 r. jeszcze przed wybuchem wojny, kiedy wszystko było
możliwe, Generał OO. Paulinów wystosował pismo do Kardynała
Prymasa Hlonda, w którym dał wyraz swego ogromnego przekonania o
wielkiej wadze przeprowadzenia Intronizacji w Polsce. Stanął
również w obronie źródeł tej idei, jakimi były 'objawienia
prywatne' Rozalii Celakówny. Napisał:
«Wiadomo,
że już w Starym Testamencie takich prywatnych objawień, które
dotyczyły całego narodu izraelskiego, było wiele. Nie brak ich i w
Nowym Testamencie, (...) w dziejach Kościoła św. Wiemy, że Pan
Jezus, objawiając Swoje Serce m.in. św. Małgorzacie Marii
Alacoque, zwrócił się pod adresem wszystkich ludzi, by wszystkich
pobudzić do czci i miłości Jego Boskiego Serca! I gdyby nie
uwierzono w jej widzenia i słowa Jezusowe, jakie nam przekazała na
piśmie przez tych, którzy kierowali jej duszą, nie mielibyśmy ani
uroczystości Najświętszego Serca Jezusowego wraz z oficjum
brewiarzowym, ani cudownej w skutki Intronizacji w rodzinach, ani też
wszystkich zbawiennych owoców takiego nabożeństwa w Kościele.
Podobnie zeznania św. Bernadety (...) jeśliby nie znalazły wiary u
tych, których Opatrzność wyznaczyła do zbadania ich i którym
dała łaskę do uznania w nich prawdy, nie mielibyśmy dzisiejszego
Lourdes z jego tylu słynnymi na cały świat cudownymi
uzdrowieniami. To samo trzeba powiedzieć o skutkach objawień w La
Salette. (...) Jakże wiele straciłby Kościół, jeśliby nie dawał
wiary tylu duszom wybranym, przez które Chrystus Pan w Swej
nieskończonej dobroci zsyłał i niezawodnie jeszcze będzie zsyłał
obfite światła, by pomóc Swej Oblubienicy – całemu Kościołowi!
(...)
Otóż
mam przekonanie że i w danym wypadku (...) Najświętsze Serce
Jezusa przychodzi nam z wyjątkową pomocą i wyświadcza nam łaskę
wcale niezwykłą, wskazując nam miłościwie na Intronizację jako
pewny środek i rękojmię do uratowania naszej Ojczyzny oraz do
pomnożenia triumfu Kościoła i do wzrostu Królestwa Bożego na
ziemi. Za tę łaskę będziemy kiedyś gorąco dziękować Panu
Jezusowi i Matce Najświętszej.
Ala
jakaż szkoda mogłaby się stać obecnie dla Polski jak i dla
Kościoła w ogóle, gdybyśmy nie chcieli dać wiary tym znakom i
słowom albo gdybyśmy nie chcieli nawet zbadać należycie ich
źródła wobec narzucającego się prostego pytania: 'A może
istotnie głosy te pochodzą od Boga? A może istotnie Pan Jezus i
Matka Najświętsza przemawiają do tych dusz? Czyż dlatego, że
prawdziwe widzenia i głosy są bardzo rzadkie, a objawy histerii i
złudzeń są zbyt częste, mamy obok pierwszych przejść mimo, nie
poddając ich sumiennemu zbadaniu ani nie dając im wiary, choćby
nawet wszystkie znane nam znaki, po których je można rozpoznać, w
pełni stwierdzały ich wiarygodność? Albo czy dlatego a priori
mamy nie przypisywać im wagi, że w nich chodzi o sprawy ogromnej
doniosłości dla całego świata? Przeciwnie!
(...)
Przedkładając niniejszy jakby testament mój i prośbę
przedśmiertną do Waszej Eminencji jako do Najdostojniejszego
Protektora naszego Zakonu, oświadczam, że resztę życia mojego
poświęcam i ofiaruję za Intronizację Najświętszego Serca
Jezusowego w Polsce, nie wyłączając również wszystkich innych
narodów na świecie. Jestem starym, nad grobem stojącym i świadomie
oraz dobrowolnie i bez najmniejszego wahania, owszem, z radością
biorę całą odpowiedzialność nie tylko przed Waszą Eminencją,
lecz przed Bogiem naszym i Sędzią, przed którego Najświętszym
Obliczem mogę stanąć lada dzień, że Boskie Serce Jezusa i
Najświętsza Maryja Panna istotnie w sposób nadprzyrodzony łaskawie
nam wskazują na Intronizację, jako na niezawodny ratunek dla Polski
i świata.»
Dwa
lata później, 20 czerwca 1941 r., nie doczekawszy się Intronizacji
w Polsce, o. Pius Przeździecki wydał 'List okólny do Ojców i
Braci Zakonu św. Pawła Pierwszego Pustelnika o Intronizacji Serca
Jezusowego'. Z całym przekonaniem zachęcił ich do najżarliwszej
czci i miłości Najświętszego Serca. O Rozalii napisał:
«Jest
jeszcze jeden szczegół, którego – jako bezpośrednio naszego
kraju dotyczącego – w tym liście okólnym pominąć nie wolno:
Chrystus Pan, nie poprzestając na objawieniach – dotyczących czci
Jego Najświętszego Serca – św. Małgorzacie Marii w Paray
podanych, raczył jeszcze w różnych narodach duszom przez Siebie
wybranym cześć Swego Boskiego Serca zalecać. Najłaskawszy
Zbawiciel i naszego narodu nie pominął. Upatrzył Sobie mianowicie
pewną ofiarną duszę, światu nie znaną i pragnącą pozostać w
ukryciu. Oddana dobrowolnie bardzo ciężkiej i wyczerpującej pracy,
całe swe życie wypełniała heroicznymi cnotami, mającymi za cel
przede wszystkim miłość Boga i bliźniego. Tej to duszy Pan Jezus
dał poznać na modlitwie, żeby w całym naszym narodzie – od
najwyższych urzędem i stanowiskiem aż do najmniejszych – wszyscy
przez Intronizację oddawali cześć Jego Boskiemu Sercu, a wtedy Pan
Jezus nasz kraj i naród otoczy opieką Swą i
błogosławieństwem.
Życzenie
to zgadza się całkowicie z wolą Chrystusa Pana, objawioną
wszystkim narodom przez św. Małgorzatę Marię i tylekroć zalecaną
całemu światu przez kilku ostatnich Papieży; dla nas wola ta
Boskiego Zbawcy ma szczególne znaczenie, jako bezpośrednio w naszej
Ojczyźnie całemu narodowi przez pokorną i ofiarną duszę
podana.
Wobec
tak łaskawej i miłosiernej dobroci Chrystusa Pana od nas zależy
albo z obietnicy korzystać i błogosławieństwo Boże na cały
naród sprowadzić, albo – co nie daj Boże – wolę Jego świętą
lekceważąc, ciężką odpowiedzialność na siebie ściągnąć...»
O. Pius Przeździecki, Generał Zakonu OO. Paulinów