CHUDY LITERAT A. Naruszewicz
Satyra Adama Naruszewicza Chudy literat mówi o braku zainteresowania szlachty poważną i wartościową książką.
Autor z żalem i niepokojem stwierdza, że w naszym kraju jeszcze ten dzień nie zaświtał. Żeby kto w domu pisma pożyteczne czytał. Analizuje nędzne życie ludzi utrzymujących się z pisania, którzy zamiast sławy i bogactwa cierpią biedę, mieszkają i jadają skromnie, strój ich jest mocno zniszczony i nikt nie darzy ich szacunkiem. Próbuje odnaleźć przyczynę tego stanu rzeczy.
Literat, o którym mówi utwór, na próżno czeka na kupujących, na próżno reklamuje Tacyta Polskie dzieje, książki omawiające sytuacje w krajach Europy, a nawet te, które radzą, jak prowadzić wzorowe gospodarstwo.
Przedmiotem kpin satyry Naruszewicza Chudy literat, jest ciemny, prymitywny szlachcic. Bohater będąc w Warszawie zdecydował się kupić sobie jakąś ciekawą książkę do domu, jakieś dzieło w nowej modzie. Oferowane przez księgarza pouczające książki nie interesują Sarmaty- kazania, uważa, że są przeznaczone dla księży, którzy według niego mają dużo czasu by czytać, zaś dzieła patriotyczne zawierają same kłamstwa. Długo wybrzydza, w końcu wybiera kalendarz, w którym podane wiadomości nie wymagają żadnego umysłowego wysiłku i nie wybiegają ponad przęciętny poziom intelektualny tych, którzy go czytają.
W przytoczonym dialogu jaki prowadzi księgarz z szlachcicem, Adam Naruszewicz ośmiesza nieuctwo szlachty, brak z jej strony zainteresowania literaturą, historią i polityką. Wyszydza wady sarmackie: głupotę, pijaństwo, prywatę, ograniczenie intelektualne, skłonność do rozpusty. Polska szlachta, pomimo, że oświecenie to wiek rozumu, rozumem pogardza, wiedza nie ma dla niej żadnego znaczenia.
Budowa:
wiersz ma budowę ciągłą, występują rymy parzyste.
Środki
artystyczne: przenośnia- Podobno na gnojowym blisko gdzieś
Parnasie Apollo ci swym duchem czczy żołądek puszy.
wyliczenia- ozdoba narodu, pszczółka
pełna plonu cukrowego, pieszczota, oczko Helikonu, kwiatek, perła,
kanarek,słońce polskiej ziemi …
Napisany przez Adama Naruszewicza poemat satyryczny opowiada o życiu literata-poety, który, chociaż wydaje swoje dzieła, zbankrutował, nie ma za co się utrzymać. Poemat zbudowany jest w formie dialogu i nie ma tu podziału na strofy. Utwór niepozbawiony jest rymów – są one dokładne, sąsiadujące. Główny temat wiersza to rozprawa tytułowego „chudego literata” zarówno z instytucją drukarni, która pozbawia autora pieniędzy, jak i z czytelnikami, których – na dobrą sprawę – nie ma.
Poemat rozpoczyna się od z pozoru niewinnego pytania przyjaciela poety o słabą kondycję finansów twórcy. Rozmówca z oczywistą ironią stwierdza, że przecież liryków powinny ubierać muzy wraz z samym Apollem: „Sława twoja okryła ziemię i obłoki,/ Że cię miały w kolebce muzy mlekiem poić,/ A z niej, widzę, że trudno i sukni wykroić”.
Jednak, kiedy przychodzi co do czego, bujający w obłokach poeta nie ma za co się wyżywić, mało tego – bankrutuje i wpada w długi, których nie jest w stanie spłacić. Przyjaciel poety wnosi, że skoro sam wygląd twórcy przyprawia innych ludzi o dreszcze, to i w domu z pewnością nie powodzi mu się najlepiej. Ponadto, chwalony niegdyś za talent, teraz uważany jest za grafomana.
Literat szybko, choć w dość obszernym monologu, wyjaśnia sytuację, w jakiej się znalazł. Po pierwsze – rozpoczął długą walkę z drukarnią, która miała wydać jego utwory, a która tak zdzierała z niego pieniądze, że postanowił postraszyć instytucję „mecenasami”. Również i mecenasi wzięli swoje wynagrodzenia i literatowi nie pozostało nic prócz długów. Następna część monologu opiera się głównie na skargach bohatera na tych, dla których pisze, a którzy nie kupują jego dziełek, bo żal im na to pieniędzy: „Pełno skarg, że się gnuśny Polak pisać leni,/ A nie masz, kto by ściągnął rękę do kieszeni”.
Jedynie ci, którzy podskakują i chwalą „pankom”, mogą coś sprzedać – przestajesz się komuś schlebiać, nie sprzedasz niczego; wniosek jest prosty. Literat stwierdza również, że srogo mu się odpłacił Apollo, na którego chwałę pisze. W nagrodę nie otrzymał od boga niczego. Szlachcic odpowiada na zarzuty rozgoryczonego autora, że pisma kupować powinien ksiądz, bo ten nie musi troszczyć się o rodzinę, ma mnóstwo wolnego czasu, a ponadto jest bogatszy, więc pieniądze mógłby wydawać właśnie na księgi.
Ksiądz z kolei przerzuca odpowiedzialność na szlachcica. To właśnie szlachta powinna kupować i czytać pisma, gdyż sama i tak nie pracuje na ziemi. Jedyną czynnością, jaką wykonują szlachetnie urodzeni, to zjeżdżanie się na sejmiki, od czasu do czasu krzyknięcie „veto”. Ta warstwa społeczna żyje w bardzo dobrych warunkach – nie grozi im ani chłód, ani upał. Dostatek, dobrobyt, niemal luksus to zbytek. Pieniądze szlachty powinny wędrować do kieszeni literatów, a przy okazji – oświecić puste głowy posłów. Ci wyłącznie udają, że są mądrzy, ale tak naprawdę, kiedy przychodzi im w księgarni wybrać coś z nowinek publicystycznych, ujawniają swoją ignorancję i zacofanie, które jest godne pożałowania.
Poemat Adama Naruszewicza jest nie tyle skargą zaniesioną do polskiego społeczeństwa, co raczej ironiczną satyrą; po trosze zabawną, po trosze gorzką. Literatowi pozostaje śmiać się w nos problemom, co też czyni – pisząc „Chudego literata”! Otrzymujemy tutaj karykaturę polskiego „niby oświeconego” społeczeństwa, które nie czyta i nie rozumie tej potrzeby. Naruszewicz jest wielce rozczarowany postępowaniem współziomków, ale – co bardziej zauważalne – denerwuje go przykry fakt, że przez ludzką obojętność na działalność artystów, nie będzie miał być może – podobnie jak i jego bohater – za co kupić chleba.
W tej satyrze autor podejmuje temat ubóstwa i pozycji społecznej literatów. Kwestię tę wiąże Naruszewicz z krytyką sarmatyzmu rozumianego jako zacofanie i ciemnotę prowincjonalnej szlachty, która niechętnie przyjmuje jakiekolwiek nowości w dziedzinie literatury i nauki, skąd bierze się niechęć tej części społeczeństwa do czytania "pożytecznych ksiąg".
W odpowiedzi na pytanie przyjaciela, jak to się dzieje, że literat cierpi biedę i już drugi rok nosi ten sam żupan i tę samą kurtę, literat rozpoczyna długi monolog, w którym próbuje wyjaśnić taki stan rzeczy. Pisarz stracił wszystko, ponieważ został oszukany przez drukarnie, a mecenasi finansowali go tylko dotąd, dokąd im nadskakiwał i schlebiał. Stwierdza on, że gdyby ludzie kupowali księgi, łatwiej byłoby żyć tym wszystkim, którzy utrzymują się z pracy pisarskiej:
„Lecz
w naszym kraju jeszcze ten dzień nie za(ś)witał,
Żeby kto w
domu pisma pożyteczne czytał.
Jeden drugiego gani, że czas
darmo trawi”
W tym miejscu rozpoczyna się fragment tekstu zbliżony w formie i wymowie do Krótkiej rozprawy... Reja. "Mówi szlachcic", że księgami powinien zajmować się ksiądz, "aby nauką i pismem zdrowym lud zasilić" i w ten sposób odwdzięczyć się Rzeczypospolitej za wszelkie przywileje, którymi jego stan się cieszy. Ponadto ksiądz nie musi zajmować się rodziną i dzięki temu może znaleźć czas na czytanie. Ksiądz z kolei zarzuca szlachcicowi, że on nie pracuje własnymi rękami, lecz że na niego "sto pługów ryje". Szlachcic nie pełni też żołnierskich obowiązków i nie ponosi z tego tytułu żadnych kosztów ani strat. Jego jedynym zajęciem jest siedzenie przy ogniu lub oknie i rozmowa z Żydem. Dlatego ksiądz proponuje, aby przynajmniej coś przeczytał, a nie był "tylko szlachcicem herbem i nazwiskiem ". Oprócz tego szlachcic ma wysokie aspiracje: pragnie być posłem albo deputowanym. Każdy zresztą ze stanów zasłania się swoimi zajęciami, które nie pozwalają rzekomo zajmować się czytaniem, ale usprawiedliwieni w tym względzie są tylko chłopi i kupcy, którzy naprawdę rzetelnie oddają się swojej ciężkiej pracy.
Następnie literat opisuje scenę rozmowy księgarza ze szlachcicem, który chce kupić (dla dzieci) "jakie dziełko w nowej modzie". Księgarz prezentuje wiele książek dotyczących różnych dziedzin nauki, jednak na żadną z nich szlachcic nie może się zdecydować, zaś uzasadnienia, które przytacza, demaskują jego nieuctwo, wstecznictwo i zarozumiałość. Krytykuje on wszystkie nowinki literackie i naukowe, chociaż wcale ich nie zna. Wreszcie decyduje się na receptę na przyrządzenie "dryjakwi" (specyfiku uważanego za uniwersalne lekarstwo) oraz "kalendarz nowy" i kalendarz gospodarski.
Na koniec literat wymienia wszystkie ujemne strony życia umysłowego i społecznego wynikające z faktu, że się czyta "szpargał byle jaki" lub nie czyta się w ogóle. Są nimi: zacofanie, umysłowa ciasnota oraz:
„(...)
pycha szalona, że swe antenaty (antenat-przodek)
Od
trojańskiego jeszcze zasięga Achaty
I, siedząc nad herbarzem
z nosem osiodłanem,
Pycha, że pan przodek jego był hetmanem”.