Zachód jesienny Przeszłość jak ogród zaczarowany, Przyszłość jak pełna owoców misa. Liści opadłych złote dywany, Winograd ognia strzępami zwisa, Zmierzch, jak dzieciństwo, roztacza cudy Barwne muzyki miast myśli przędzie, Nie ma pamięci i nie ma złudy, Wszystko jest prawdą. Wszystko jest wszędzie. Sok purpurowe rozpiera grono Na dni jesiennych wino wyborne Wszystko dziś piękne było. Niech płoną Rudoczerwone lasy wieczorne. Płótno żywota Nie szukaj u mnie, młody bracie, nauk. Choć bliscy, jakżeśmy sobie dalecy! Na nic ci myśli mej nawyk czy nałóg Własnym gałganem musisz odziać plecy. Jeśli ci zdaje się, gdy nagle wstanę, Że cos wskazuję mądrym doświadczeniem, Jest to ruch tylko, gdy przez się utkane Płótno ze strachem mierzę swym ramieniem. Harmonia Miałem wielkie pogody i chmurne niewczasy. Krok mój, zdobywczy niegdyś, zmienia się w obrończy, Nie wróżą mi zwycięstwa me z czasem zapasy, Zostaje prosta prawda ,ze wszystko się kończy. Lecz chociaż zgasło lato i jesień wnet minie, Zmierzch mi się nie uśmiecha w rozdźwięku udręce. W sobie zestrajam sprzeczny ten świat Apollinie, Boś chyba tylko po to dał mi lutnię w ręce. Ars poetica Echo z dna serca ,nieuchwytne, Woła mi: ”Schwyć mnie, nim przepadnę, Nim zblednę, stanę się błękitne, Srebrzyste, przeźroczyste , żadne!” Łowię je spiesznie jak motyla, Nie , abym świat dziwnością zdumiał, Lecz by się kształtem stała chwila I ,abyś, bracie mnie zrozumiał. I niech wiersz, co ze strun się toczy, Będzie, przybrawszy rytm i dźwięki, Tak jasny jak spojrzenie w oczy I prosty jak podanie ręki. 713 Pieśń Darmo mozolisz się blady, I kurzem książnic mózg tuczysz Nie dasz, nieśpiewny łbie, rady Bo tego się nie nauczysz. Nie zdołasz pojąc jak bosko W pieśni jedynie się splata Z okrutną żywota troską Otchłanne piękno wszechświata. Próżno się mądrość wybredza, By myślą ciemność odczytać, Wie o tym moja niewiedza Może ją o to zapytać? Przedwiośnie Przemija szarość wielkopostna Budzi się ziemia letargiczna, Połowa marca. Idzie wiosna, Nie tylko już astronomiczna. Po gorzkich żalach wnet się ocknie Świat długo chmur okryty kwefem Lśnią szyby czyste wielkanocne, I w słońcu pachnie już Józefem; Józefem, lilią i bocianem, Który coroczną wróci drogą, I na swym kole odzyskanem Stanie chorągwią laskonogą. Fontanna Fontanna jest lilią wodną, Kwitnącą a bezpłodną Z przezrocza swego kwiatu Nie wyda aromatu. Fontanna jest skrzydłem szklanym, Do miejsca przywiązanym,. Choć za wiatrem się chyla, Nie dogoni motyla. Fontanna, lilia, skrzydło: Mamidło - niemamidło. Tęczowa rozpylina W trójcy swojej jedyna. 714