Antychryst według proroctwa Sołowiowa |
|
Temat
ten zajął moją wyobraźnię dzięki temu, że kard. Giacomo Biffi,
który w tym roku głosił rekolekcje wielkopostne w Watykanie,
nawiązał - na marginesie nauk - do zastanawiającego proroctwa
Włodzimierza Sołowiowa, rosyjskiego pisarza zmarłego w 1900 roku.
Emerytowany arcybiskup Bolonii przypomniał, że w proroczej wizji
Sołowiowa szatan "przedstawi się jako pacyfista, ekologista i
ekumenista. Ma zwołać sobór ekumeniczny i będzie dążył do
ugody ze wszystkimi chrześcijańskimi wyznaniami, zgadzając się na
ustępstwa wobec każdego z nich. Ogół chrześcijan pójdzie za
nim, z wyjątkiem małych grup katolików, prawosławnych i
protestantów".
Komentując
naukę rosyjskiego filozofa, kard. Biffi w zwięzłej syntezie
przypomniał, co jest problemem naszych czasów. Powiedział
mianowicie, że dzisiejszemu chrześcijaństwu (i szczególnie
Kościołowi) grozi zredukowanie religii do systemu "wartości".
Tymczasem w centrum życia chrześcijańskiego stoi osobowe spotkanie
z Jezusem Chrystusem. Kardynał przytoczył zdanie Sołowiowa, który
powiedział: "Przyjdą dni, w których chrześcijanie będą
kuszeni, aby przełożyć wydarzenie zbawcze na czystą serię
wartości". W opisie Sołowiowa małe grupki chrześcijan,
odrzucające tego rodzaju pokusę, odpowiedzą szatanowi: "Ty
nam oferujesz wszystko, z wyjątkiem tego, co nas interesuje: Jezusa
Chrystusa". Kardynał podkreślił, że nauka Sołowiowa jest
upomnieniem dla ludzi naszej epoki, w której "obserwuje się
ryzyko chrześcijaństwa biorącego w nawias Chrystusa z Jego Krzyżem
i Zmartwychwstaniem".
Jest to niebezpieczeństwo
zagrażające chrześcijanom, "ponieważ Syna Bożego nie można
przełożyć na serię dobrych pomysłów odpowiadających panującej
mentalności tego świata". Chrześcijanie, którzy pójdą za
tą pokusą, będą z zachwytem przyjmowani w transmisjach
telewizyjnych i na salonach. Ale to wiąże się z wyrzeczeniem się
Chrystusa. Kardynał nie omieszkał wyjaśnić, że to, co
powiedział, nie oznacza potępienia "wartości" jako
takich; są - twierdził - "wartości absolutne, takie jak
dobro, prawda i piękno. Kto je przyjmuje i kocha, ten kocha także
Chrystusa, nawet jeśli o tym nie wie, ponieważ to On jest Prawdą,
Dobrem i Pięknem". Istnieje jednak świat wartości względnych,
których nie wolno absolutyzować, ponieważ to prowadzi do
bałwochwalstwa i otwiera drogę do odrzucenia zbawienia. Kardynał
ostrzegł, że jeżeli ktoś żyje duchem świata (na przykład
dialog ze wszystkimi za wszelką cenę) może oderwać się od
Chrystusa i znaleźć się "w stronnictwie antychrysta".
"Badajcie
duchy"
Sposób
widzenia świata i chrześcijaństwa prezentowany przez księdza
kardynała jest zgodny z tym, co pisze św. Jan Ewangelista w
Pierwszym Liście: "Umiłowani, nie dowierzajcie każdemu
duchowi, ale badajcie duchy, czy są z Boga, gdyż wielu fałszywych
proroków pojawiło się na świecie. Po tym poznajecie Ducha Bożego:
każdy duch, który uznaje, że Jezus Chrystus przyszedł w ciele,
jest z Boga. Każdy zaś duch, który nie uznaje Jezusa, nie jest z
Boga; i to jest duch antychrysta" (1 J 4, 1-3). W ogóle pisma
św. Jana Ewangelisty jasno ukazują sytuację człowieka (i
ludzkości) w obliczu zbawczego dzieła dokonanego w osobie Jezusa
Chrystusa.
Temat antychrysta zajmował watykańskiego
rekolekcjonistę już wcześniej i pewne rozważania w tej kwestii
kard. Biffi zawarł w tomie wydanym w 2005 r., zatytułowanym
"Pinocchio, Peppone, l'Anticristo e altre divagazioni", o
czym pisze Sandro Magister na swojej stronie internetowej. W postaci
antychrysta opisanej przez Sołowiowa kard. Biffi widzi de facto
symbol religijności pełnej zamętu, jaki obserwujemy w naszych
czasach. Na tej samej stronie internetowej (www.chiesa.espresso)
dzieli się swoimi uwagami sam kard. Biffi, podkreślając szczególne
cechy "osobowości" antychrysta portretowanego przez
Sołowiowa. Otóż - jest to "spirytualista, asceta, uczony,
filantrop". Można powiedzieć - same cnoty. Nadto - według
Sołowiowa - antychryst wsławił się jako znakomity egzegeta.
Obszerne dzieło z zakresu krytyki biblijnej zdobyło mu tytuł
doktora honoris causa na uniwersytecie w Tubingen. Interesujące, że
to dzieło biblijne miało nosić tytuł: "Otwarta droga do
powszechnego pokoju i dobrobytu". Miała się w nim znajdować
szeroka i głęboka synteza wszystkich nauk i metod - od empirii do
mistyki i synteza wszelkich ideałów humanistycznych. Budziło
pewien niepokój to, że w całym obszernym dziele biblijnym (!) ani
razu nie pojawiło się imię Chrystusa. Obrońcy mówili: "przecież
całe dzieło jest tak głęboko przeniknięte duchem
chrześcijańskim, że niczego więcej nie trzeba. Przecież autor
nie ujawnia wobec Chrystusa jakiejś wrogości z zasady".
W
całej filozofii antychrysta na temat Chrystusa są trzy rzeczy,
których nie może on zaakceptować. Pierwsza to stanowisko Jezusa
wobec moralności: "Chrystus swoim moralizmem podzielił ludzi
według kryterium dobra i zła, a ja ich jednoczę dobrodziejstwami,
które są konieczne zarówno dobrym, jak i złym" (Kiedyś
przypadkiem słyszałem katechezę pewnego pobożnego rabina, który
dowodził, że Chrystus "dzieli", natomiast dopiero Abraham
"łączy" wszystkich ludzi. Biedny rabin...). Po drugie,
antychryst nie zgadza się na jedyność Chrystusa w kontekście
dzieła zbawienia. Antychryst uważa, że Chrystus jest tylko jednym
z wielu; owszem, twierdzi: "On był moim poprzednikiem, ponieważ
ja tylko jestem doskonałym zbawicielem, jako że oczyszczam jego
orędzie z tego wszystkiego, co jest nie do przyjęcia dla
dzisiejszego człowieka" (Wspomnijmy, nawiasem mówiąc, jakie
sprzeciwy niektórych "teologów" wywołało ogłoszenie
przez Kongregację Nauki Wiary Deklaracji "Dominus Iesus" -
właśnie "o jedyności i powszechności zbawczej Jezusa
Chrystusa i Kościoła"). Po trzecie, rzeczą absolutnie nie do
przyjęcia przez antychrysta jest to, że Pan Jezus wciąż żyje i
nie dał się na zawsze zamknąć w grobie (To może być powodem -
znowu nawiasem mówiąc - dlaczego niektórzy "uczeni"
usiłowali rozdmuchać całkowicie absurdalną "informację"
o znalezieniu grobu Jezusa i jego "śmiertelnych szczątków".
To dowodzi, jak rozpaczliwych metod chwyta się wróg Chrystusa).
"Nowe
(?) chrześcijaństwo"
Filozofia
(teologia?) antychrysta prowadzi w pewien sposób do stworzenia
czegoś w rodzaju "nowego chrześcijaństwa",
zaprojektowanego między innymi przez Lwa Tołstoja. Jest to
chrześcijaństwo zredukowane do ascetyzmu i sentymentalnego
humanizmu, niezawierające - żywotnego przecież - odniesienia do
osoby Chrystusa. Przykazania, do których Tołstoj sprowadza Kazanie
na Górze, "pochodzą oczywiście od Chrystusa, ale dla ich
ważności nie jest konieczne aktualne istnienie żyjącego Syna
Bożego". Jest to - według Sołowiowa - przykład
przetłumaczenia Ewangelii na "system wartości". Krytykę
aktualnej sytuacji w chrześcijaństwie, zwłaszcza w Kościele po
Soborze Watykańskim II, podjęli także poważni myśliciele,
których idee referuje znany nam już Sandro Magister pod datą 7
lutego 2005 roku. Są to: Romano Amerio, filozof, autor dzieła pt.
"Iota
unum.
Studio delle variazioni della Chiesa Cattolica nel XX secolo"
(1985). Drugie dzieło, kontynuujące temat, ma tytuł: "Stat
Veritas. Seguito a 'Iota unum'" (1997). W obu pracach Romano
Amerio
odnosi się krytycznie do takich zjawisk, jak przeakcentowanie
"miłości" ze szkodą dla Prawdy lub pewne "zranienie"
wiary w Trójcę Przenajświętszą. Drugim autorem przytoczonym
przez dziennikarza jest Divo Barsotti, mistyk. Wydał on wiele prac,
w których m.in. poddał krytyce styl pracy Soboru Watykańskiego II,
który według niego był bardziej "teologiczny" niż
"doktrynalny". Biskupi obecni na Soborze powinni
powiedzieć, co należy przyjąć jako przedmiot wiary, a co
odrzucić; jednak tak się nie stało. Innym myślicielem
przytoczonym przez dziennikarza jest Inos Biffi (nie mylić z
kardynałem), teolog, interesujący się wiarą w aspekcie prawdy.
Wydał pracę pt. "Verit? cristiane nella nebbia della fede"
(2005). Krytycznie ocenia zjawisko przeniesienia punktu ciężkości
z przyjęcia prawdy wiary na uprawianie ideologii dialogu,
"aggiornamento" i ekumenizmu. Twierdzi, że "ta
ideologia zatruła po części wszystkich, nawet nauczycieli wiary, u
których takie słowa jak 'dialog' i 'aggiornamento' powtarzają się
z męczącą monotonią, powiązane 'obsesyjnie' ze słownictwem
'solidarności', 'przyjęcia', 'pokoju', 'promocji człowieka',
'opowiedzenia się za tymi ostatnimi', 'prośby o przebaczenie
przeszłych win Kościoła', 'ekumenizmu' i w końcu 'utopii'. Pomija
się natomiast rolę łaski, sakramentów, temat ostatecznego celu
człowieka, to jest miłującej kontemplacji Trójcy Świętej,
prawdę o piekle i niebie, grzech, a przede wszystkim misterium
Chrystusa, w którym każdy człowiek został przeznaczony do
wieczności". Biffi krytykuje też płytki ekumenizm, a także
nieprzemyślane odwoływanie się do "jednego Boga" w celu
pojednania religii "monoteistycznych". Jednak z pojęcia
"jednego Boga" nie wynika jeszcze, kto jest tym Bogiem. Bo
"jedynym Bogiem jest tylko 'Bóg Jezusa Chrystusa': Ojciec, Syn
i Duch Święty, co dla muzułmanów oznacza bluźnierstwo".
Tropić
ślady "Trojańskiego konia"
W
podobny sposób, jak pamiętamy, krytykował pewne odchylenia od
prawdziwej nauki Kościoła słynny filozof niemiecki Dietrich von
Hildebrand. Znane są u nas jego książki na ten temat: "Koń
trojański w Państwie Bożym" i "Winnica spustoszona".
Sporo krytyki poświęca ten filozof zafałszowaniu podstawowych
pojęć antropologicznych i chrystologicznych, na których opiera się
etyka katolicka, tak wytrwale broniona przez Karola Wojtyłę (Jana
Pawła II). Powinno się też wydobyć na światło zapomnianą
książkę ks. Michała Poradowskiego pt. "Kościół od
wewnątrz zagrożony", w której autor krytykuje rzeczowo
tendencje do zainfekowania teologii przez marksizm i samego
chrześcijaństwa przez sekularystyczne wizje zbawienia. Pewne
zjawiska dotyczące historii Soboru ocenia krytycznie również
wybitny specjalista, przewodniczący Papieskiej Komisji Nauk
Historycznych Walter Brandmueller ("Avvenire", 29 listopada
2005 r.). Twierdzi, że Sobór Watykański II, w odróżnieniu od
poprzednich, nie wydał żadnego orzeczenia definitywnego w kwestii
wiary, lecz chciał jedynie w sposób pozytywny przybliżyć światu
Ewangelię. Jan XXIII uważał, że ten styl nauczania odpowiada
wymogom dzisiejszego czasu. Jest to piękne, ale Sobór wsławiłby
się bardziej, gdyby w ślad za poprzednimi Papieżami odważył się
wyraźnie potępić komunizm. Konstytucje posiadają charakter
doktrynalny, jednak bez ścisłych norm wiążących. Kanonista Klaus
Moersdorf twierdzi, że Deklaracja o wolności religijnej "Dignitatis
humanae" nie zawiera treści normatywnych. Jest to - jak uważa
Brandmueller - całkowita nowość w dziejach Soborów (tamże). Na
temat pominięcia wyraźnego potępienia komunizmu przez Sobór
Watykański II ostrzej niż Brandmueller wypowiada się Antonio Socci
(Libero, 11 października 2006 r.).
Wielu uważało, że
rezygnacja z akcentów ściśle dyscyplinarnych i normatywnych
zachęci społeczeństwo do zaakceptowania łagodnie podanej nauki
Kościoła. Tymczasem stało się przeciwnie. Było to widoczne
szczególnie w zakresie nauki moralnej dotyczącej powołania
małżeństwa i rodziny. Brak jasnych i zdecydowanych rozstrzygnięć
(których domagało się bardzo wielu ojców soborowych) stał się
pretekstem do zastosowania w interpretacji Soboru kryteriów
subiektywistycznych, relatywistycznych i pluralistycznych. Rezygnacja
z mocnego autorytetu w głoszeniu Ewangelii przez Kościół
zaowocowała pojawieniem się zjawiska samozwańczych autorytetów,
wraz z niezależnym od obiektywnej prawdy "autorytetem"
prywatnego sumienia. Niedługo po Soborze wybuchła potężna
opozycja ekspertów, teologów, mediów, a nawet całych grup
Episkopatu w pewnych krajach przeciwko nauce Kościoła ogłoszonej
przez Pawła VI w encyklice "Humanae vitae" (1968).
Nadzieje na chętne przyjęcie nauki Ewangelii w duchu dialogu
spaliły na panewce. Natomiast błędy polegające na dostosowaniu
nauki Kościoła do "mentalności tego świata" wzmacniały
się i mnożyły. Każdy widzi, że rozwija się materializm
praktyczny, hedonizm, konsumpcjonizm, laicyzm, sekularyzm, ateizm,
który z powrotem przyjmuje formę walczącą i agresywną. Dzieje
się to w tych krajach, w których - pod pozorem demokracji -
zadomowiły się hasła wolności sumienia, tolerancji i liberalizmu.
Pod osłoną praw państwowych i międzynarodowych (różne konwencje
"praw człowieka") panoszy się działalność różnych
grup i organizacji zwalczających chrześcijaństwo jawnie i
cynicznie, wszędzie tam, gdzie kościoły i gminy chrześcijańskie
cieszyły się dotąd ochroną prawa konstytucyjnego. Nie wolno mówić
źle o homoseksualistach, ateistach, żydach, mahometanach, ale wolno
niszczyć, poniżać i profanować chrześcijaństwo i święte znaki
religii. Szczególnie w Ameryce dzieje się to w imię obrony świętej
zasady "rozdziału państwa od Kościoła" (zob. Tim
Bueler, Liberale Pushing Anti-christian Hate Crimes Bill,
www.MichNews.com, 22 marca 2007; także Gregory Koukl, The Myth of
Moral Neutrality, Townhall 16 marca 2007). W
tych wszystkich prądach widać jak na dłoni dążenie do realizacji
programu oddzielenia człowieka od Boga. Chrześcijaństwo powstało
w wyniku zjednoczenia Boga z naturą ludzką. Teraz obserwujemy w
naszej kulturze prąd przeciwny, który może pochodzić tylko od
antychrysta: w imię autonomii człowieka oderwać go od wszelkiego
związku z Bogiem Jezusa Chrystusa. Niech wierzy we wszystkie
"wartości", które chce, ale niech nie szuka zjednoczenia
z Chrystusem.
Europa "klubem wartości"
W
tym na przykład duchu przemawiał wybitny mason włoski, mistrz
"Wielkiego Wschodu" Gustavo Raffi z okazji europejskiego
szczytu w Neapolu. Twierdził, że sens korzeni chrześcijańskich
polega na tym, że chrześcijaństwo wprowadziło kulturę
humanistyczną i ugruntowało zasadę laickości państwa oraz broni
prymatu prawa we współżyciu społecznym. Za tą tezą idzie też
prof. Silnio Ferrari, uważając, że "Europa jest laicka,
ponieważ jest chrześcijańska" (blog w Espressonline, 28
listopada 2003 r.). Nie dziwi nas zatem wypowiedź Angeli Merkel,
która w swoim uroczystym wystąpieniu powiedziała, że "Europa
nie jest klubem chrześcijan (...) Europa jest klubem wartości
podstawowych, opierają się one w swej istocie na tym, co my
nazywamy chrześcijańskim wizerunkiem człowieka". Jest to
wyraźne odrzucenie istoty chrześcijaństwa na rzecz zakodowanego w
świadomości pani Merkel "chrześcijańskiego wizerunku
człowieka". Jest to zredukowanie prawdy religii do
subiektywnego i relatywnego obrazu etosu. Ten "wizerunek
chrześcijańskiego człowieka" został już w Europie tak
głęboko zdeformowany, że nie można się w nim dopatrzyć rysów
Chrystusowych objawiających prawdę obrazu Bożego. Pani Merkel
kultywuje "wizerunek człowieka", ale odrzuca wizerunek
Boga widoczny na Obliczu Jezusa Chrystusa. Poza tym nazwanie Europy
"klubem", zwłaszcza w kontekście twierdzenia
odrzucającego chrześcijańską tożsamość Europy, jest czymś
upokarzającym. My nie prosiliśmy się, by nas przyjęto do "klubu",
w którym zobowiązujemy się do respektowania reguł ustalonych
przez jego biurokrację. My jesteśmy narodem, który należy do
rodziny europejskich narodów wraz z całą jej historią i
tożsamością, która po II wojnie światowej miała być odnowiona
i przywrócona do pierwotnej prawdy.
Subiektywnie rozumiany
wizerunek człowieka chrześcijańskiego może być bardzo różnie
ukształtowany. Przykładem takiej oryginalnej interpretacji może
być niedawne wydarzenie, jakie miało miejsce w Papui Nowej Gwinei
(Agencja Fox, 20 marca 2007). Pewien tamtejszy chrześcijanin wpadł
na pomysł, że najwyższą wartość ma człowiek. Zwłaszcza
człowiek rodzaju żeńskiego. Tę wartość posiada szczególnie z
tego powodu, że można tego człowieka (kobietę) zjeść. Żeby
zdobyć wyższy poziom motywacji dla uprawiania tego rodzaju
"wartości", ów mieszkaniec, nazwiskiem Steven Tari (lat
35), umyślił sobie, że jest kolejnym wcieleniem Chrystusa,
dokładniej "Czarnym Jezusem". Wędrując więc po wyspie,
gromadził uczniów, aż bezstronni mieszkańcy zauważyli, że
składanie ofiar z kobiet i picie ich krwi jakoś nie zgadza się z
ich "światem wartości", jaki sobie utworzyli w dużej
mierze dzięki pracy misjonarzy katolickich na tamtym terenie.
Postanowili więc tego osobnika schwytać i oddać policji. Grozi mu
kara śmierci. Nie wiem, jak pani Merkel czułaby się w jego
towarzystwie...
Szatan nie jest wrogiem wartości; owszem może
być ich genialnym kreatorem i inspirować wzruszającą filozofię
tłumaczącą ich genezę i urzekające ich piękno. Nie potrafi
tylko jednego: oddać w pokorze hołdu Barankowi, który uniżył
samego Siebie i "stał się posłuszny aż do śmierci".
Dlatego też jedyną drogą uwolnienia się od wpływu antychrysta
nie jest dyskusja czy dialog, lecz pokorne pełnienie woli Ojca
wyrażonej w Przykazaniach. Europie i Polsce nie jest potrzebny "klub
wartości", lecz Chrystus. Dlatego jeszcze raz wzywam: oddajmy
Polskę we władanie Chrystusa.
ks. prof. Jerzy Bajda
Źródło: Nasz Dziennik