Który generał był w zasięgu radiostacji "Korsarza"?
Nasz Dziennik, 2011-01-20
K
ilka
minut przed katastrofą na Siewiernym ze smoleńskiego "Korsarza"
naprowadzającego polskiego Tu-154M pada: "Towarzyszu generale,
podchodzi do trawersu...". Dalej rozmówca zapewnia: wszystko
gotowe. Co ciekawe, z rosyjskiej transkrypcji zapisów korespondencji
na wieży wynika, że te słowa zostały wypowiedziane w ramach
korespondencji radiowej, a nie telefonicznej. Który generał był w
zasięgu smoleńskiej radiostacji?
Po
konferencji przedstawicieli polskiej komisji, na której ujawniono
część rozmów kontrolerów lotów ze Smoleńska, MAK zapowiedział
opublikowanie całości zapisów na swojej stronie internetowej, co
nastąpiło w późnych godzinach wieczornych. Temu oświadczeniu
towarzyszyła cytowana przez rosyjskie agencje wypowiedź anonimowego
eksperta, krytykująca polskie władze: "Wyrywając z kontekstu
oddzielne frazy z rozmów w wieży kontrolnej, strona polska nie
rekonstruuje wydarzeń, lecz je wypacza" - oznajmił. Oskarżenie
to jest o tyle dziwne, że Polacy od początku domagali się
(bezskutecznie) przekazania tychże właśnie nagrań. Nasza komisja
dysponuje tylko jednym wykonanym w Smoleńsku nagraniem, z którego
naszym specjalistom udało się odczytać i tak więcej niż
dysponującym trzema taśmami i możliwością kopiowania w warunkach
laboratoryjnych ekspertom z MAK.
Opublikowany na stronie
internetowej Komitetu materiał liczy 83 strony. Obejmuje zapis z
mikrofonu w pomieszczeniu kontrolerów, nagranie rozmów
telefonicznych oraz korespondencji radiowej. Informacja jest
oczywiście bardziej kompletna, ale trudno wskazać przykłady
"wyrywania z kontekstu" wypowiedzi. Natomiast w rosyjskiej
transkrypcji brakuje niektórych fragmentów odtworzonych przez
Polaków lub są przypisywane innym osobom.
W materiale MAK
możemy znaleźć wiele informacji, a nawet ciekawostek. Jak się
okazuje ppłk Plusnin jednak trochę znał język angielski, starał
się w nim zwracać do załogi naszego Jaka-30. Potem z kimś ćwiczy
potrzebne wyrażenia, myli przy tym czasowniki "go" ("iść")
i "call" ("wołać, dzwonić"). Pułkownik
Krasnokutski z kolei prosi przełożonego o dzień wolny. Później
już nie ma na takie rzeczy czasu. - Ja już nie wyrabiam - mówi do
oficera dyżurnego w centrum dyspozycyjnym. Podczas kolejnych
nerwowych rozmów telefonicznych usiłuje "załatwić" dla
polskiego samolotu lotnisko zapasowe. Początkowo decydują się na
podmoskiewskie Wnukowo, później okazuje się, że zgodnie z planem
lotu tupolew odejdzie raczej do Witebska lub Mińska na Białorusi
(oba miasta są znacznie bliżej, ale w innym państwie).
Podczas
godziny od pierwszego kontaktu z moskiewską "Logiką"
dochodzi do zmiany nastawienia pułkownika. Coraz bardziej naciska na
podjęcie próby sprowadzenia polskiego samolotu. Mówi do Plusnina:
"Do 100 metrów i bez dyskusji". Wreszcie na kilka minut
przed katastrofą informuje: "Towarzyszu generale, podchodzi do
trawersu...", i zapewnia, że wszystko jest gotowe. Co ciekawe,
według Rosjan, te słowa zostały wypowiedziane w ramach
korespondencji radiowej, a nie telefonicznej. Który generał był w
zasięgu smoleńskiej radiostacji? Być może wciąż chodzi o
Władimira Sypkę, dowódcę bazy w Twerze, z którym przede
wszystkim kontaktował się Krasnokutski. Były to jednak rozmowy
telefoniczne, a Twer jest za daleko, żeby używać standardowej
radiostacji do porozumiewania się. Podczas tych rozmów pułkownik
wyraźnie wchodzi w rolę kierownika lotów, a nawet pyta "O co
chodzi?", gdy ktoś wyraźnie dopytuje się o ppłk.
Plusnina.
Zasadnicze znaczenie mają także zdania wypowiedziane
w kabinie tupolewa. Zupełnie w innym świetle, niż stara się to
narzucić MAK, stawiają one kwestię zachowania załogi i obecności
w kabinie innych osób.
Udało się odtworzyć kompletną
rozmowę z osobą, która na około kwadrans przed katastrofą weszła
do kokpitu. Niemal na pewno był to dyrektor Protokołu
Dyplomatycznego MSZ śp. Mariusz Kazana. W prosty, rzeczowy sposób
dowódca załogi wyjaśnia mu, że najprawdopodobniej nie uda się
wylądować i informuje o lotniskach zapasowych. Śp. mjr Arkadiusz
Protasiuk jest wyraźnie nastawiony na to, że trzeba będzie
przerwać to lądowanie. Kolejne zdania wypowiedziane przez inną
osobę padają ponad cztery minuty później. Znajdująca się w
kabinie osoba pyta m.in. o wysokość. Trudno sobie wyobrazić, żeby
to pytanie zadał doświadczony pilot, generał Andrzej Błasik,
który zobaczyłby interesujące go informacje na odpowiednich
wskaźnikach. Najprawdopodobniej dyr. Kazana jest ciągle w kabinie i
zastanawia się nad wyborem lotniska zapasowego i całą sytuacją,
gdyż zaraz padają też z jego ust słowa: "musimy to lotnisko
wybrać". Wreszcie, gdy nawigator podaje wysokość "100",
następuje chwila milczenia, słychać słowa "nic nie widać".
Zapewne chodzi o brak widoczności pasa. Zatem za chwilę pada
komenda dowódcy do odejścia, powtórzona przez drugiego pilota.
Dopiero trzy sekundy później, gdy samolot zniża się już
gwałtownie, na to samo decyduje się kontroler. Z niewyjaśnionych
dotąd powodów to odejście się nie udało...
Piotr Falkowski