Grom z jasnego nieba
ZACHOWAJ ARTYKUŁ POLEĆ ZNAJOMYM
Dwa dni przed śmiercią gen. Petelicki kontaktował się z kilkoma dziennikarzami prosząc o pilne spotkanie, bo ma ważny temat
W
sobotę 16 czerwca, tuż przed meczem Polska – Czechy, generał
Sławomir Petelicki został znaleziony martwy z „ranami
postrzałowymi” (tak podawały media) w garażu swojego mieszkania
na Mokotowie. Według nieoficjalnych informacji przekazanych do
mediów już kilka godzin po odnalezieniu zwłok przez „policję i
służby”, generał miał popełnić samobójstwo. Zadziwia
szybkość z jaką postawiono tę diagnozę, a także tempo
„wycieku”. A przecież hipoteza samobójstwa jest na pierwszym
etapie śledztwa równie prawdopodobna co morderstwo. Dopiero po
skomplikowanych badaniach balistycznych, zwłok (na okoliczność
śladów przemocy i zawartości substancji odurzających) i miejsca
zbrodni, można orzec, która z hipotez jest bardziej prawdopodobna.
Dziwi także informacja o „ranach postrzałowych” (ile razy
zawodowy wojskowy musi do siebie strzelić, aby popełnić
samobójstwo?!). Last but not least daje do myślenia, że
samobójstwo nastąpiło bodajże w jedynym dniu, w którym nie było
główną wiadomością dnia – wszystko bowiem „przykrył” mecz
reprezentacji. Dwa dni przed śmiercią gen. Petelicki kontaktował
się z kilkoma dziennikarzami prosząc o pilne spotkanie, bo ma ważny
temat.
Generał
z przeszłością
66-letni
Petelicki (urodził się 13 września 1946 r., prawnik z
wykształcenia), był jedną z kluczowych postaci polskiej polityki
po 1989 r. Najbardziej znany był jako twórca elitarnej jednostki
komandosów GROM. Mniej znany jest fakt, że przez 21 lat (1969-1990)
był wysokiej rangi oficerem I departamentu Służby Bezpieczeństwa
(wywiad) i członkiem PZPR, rozpracowywał m.in. solidarnościową
opozycję. Chociaż nie przeszedł pozytywnie weryfikacji do Urzędu
Ochrony Państwa, to otrzymywał ważne państwowe zadania.
Ciekawostką wartą odnotowania jest fakt, że – wedle własnych
słów – Petelicki nie został także zweryfikowany negatywnie. Co
musi oznaczać, że w ogóle nie przystąpił do procesu. Wbrew jego
publicznym deklaracjom, że podczas „służby w wywiadzie PRL”
(faktycznie SB) jego przeciwnikami były zagraniczne wywiady
(amerykańskie CIA, niemieckie BND i brytyjskie MI6), XI wydział I
departamentu SB, w którym zajmował kierownicze stanowiska zajmował
się właśnie rozpracowaniem działaczy opozycji na emigracji.
Petelicki pracował m.in. przy operacji „Tyrmand”, której celem
było zebranie kompromitujących materiałów na znanego pisarza,
przebywającego wówczas w USA. Z kolei pracując w Szwecji Petelicki
był m.in. odpowiedzialny za monitorowanie pomocy humanitarnej z
Zachodu dla „Solidarności”. W udzielanych wywiadach twardo
jednak zaprzeczał jakoby działał
przeciwko opozycji. Jako koronny dowód na potwierdzenie swoich słów
przytaczał karierę po 1990 r., której – jego zdaniem - nie
mógłby zrobić, gdyby działał przeciwko opozycji.
Byli
oficerowie tajnych służb, z którymi rozmawiałem, są jednak
przekonani, że brak weryfikacji, który pozwalał mu robić karierę
po 1990 r. Petelicki zawdzięczał wiedzy na temat solidarnościowej
opozycji. Chodziło nie tylko o to kto był agentem, ale także o to
ile naprawdę wynosiła zagraniczna pomoc dla „Solidarności” i
na co została wydana. Przypomnijmy, że upadku komunizmu dawni
opozycjoniści nie rozliczyli się z pieniędzy, które otrzymywali z
Zachodu.
W służbie III RP
Kariera gen. Petelickiego w
III RP rozpoczęła się od tajnej operacji o kryptonimie „Most”.
Na początku 1990 r. Polska zobowiązała się pomóc w
zabezpieczeniu emigracji Żydów ze Związku Sowieckiego do Izraela.
Na polecenie premiera Tadeusza Mazowieckiego powołanie specjalnej
jednostki zabezpieczającej transport osób i mienia powierzono
pułkownikowi Sławomirowi Petelickiemu. 13 lipca 1990 r. powstała
jednostka wojskowa nr. 2305 Grupa Realizacji Operacji Most (GROM).
Była to jedna z pierwszych operacji polskich tajnych służb
przeprowadzonych we współpracy z dawnymi wrogami. Zakończyła się
sukcesem i dała początek zacieśnieniu współpracy między
polskimi służbami, a izraelskimi (Mosad) i amerykańskimi (CIA).
Najmniej znaną częścią operacji „Most”
jest udział w niej słynnej spółki Art-B, założonej przez
Bogusława Bagsika i Andrzeja Gąsiorowskiego. 21-lat temu wydano w
Polsce nakazy aresztowania obu biznesmenów pod zarzutem wyłudzenia
z polskiego systemu bankowego setek milionów zł (w przeliczeniu na
obecne pieniądze). Obaj biznesmeni znaleźli schronienie w Izraelu,
który konsekwentnie odmawiał ich wydania (Bagsik trafił w ręce
polskiego wymiaru sprawiedliwości, bo w 1996 r. wybrał się do
Szwajcarii, gdzie został zatrzymany i przekazany w ramach procesu
ekstradycji). Co ciekawe, nieskuteczną próbę zatrzymania
Gąsiorowskiego i Bagsika przeprowadzali właśnie żołnierze
GROM-u. „To dość zagadkowe, że prywatna firma podejmuje się
takiej akcji. Po trzecie, warto zaobserwować, że mechanizm
oscylatora, który stosowany przez Art-B, był wykorzystywany w
Izraelu w latach 60.” – kometował prof. Antoni Dudek, historyk i
politolog.
Petlicki był szefem GROM-u do
grudnia 1995 r. Po przegranej w wyborach Lecha Wałęsy złożył
dymisję i przeszedł na emeryturę. Kilka miesięcy później, na
krótko (około miesiąca) został doradcą ds. walki z
przestępczością zorganizowaną premiera z SLD Włodzimierza
Cimoszewicza. Podał się do dymisji po konflikcie z ówczesnym
sekretarzem rady ministrów Grzegorzem Rydlewskim (szara eminencja
kilku lewicowych rządów po 1989 r.).
W grudniu 1997 r.
po zwycięstwie Akcji Wyborczej „Solidarność” Petelicki
powrócił na stanowisko szefa „GROM”. We wrześniu 1999 r.
odszedł z tej funkcji w atmosferze głośnego skandalu, po
konflikcie z ówczesnym koordynatorem służb specjalnych Januszem
Pałubickim. Zarzucił on Petelickiemu zakup, poza procedurą
przetargową, sprzętu podsłuchowego wysokiej klasy. Konflikt
był spektakularny, bo Petelicki nie przekazał kluczy do służbowego
sejfu, który został rozpruty. Pałubicki później wycofał się z
zarzutów pod adresem Petelickiego, a nawet go przeprosił (za zarzut
złamania ustawy o zamówieniach publicznych). Petelicki do służby
jednak nie wrócił.
Tandem generałów
Bardzo szybko stał
się jedną z bardziej znanych postaci polskiego biznesu. Najpierw
związał się z polską filią firmy audytorsko-consultingowej
Arthur Andersen, która po skandalu (wybuchł w 2001 r.) związanym z
upadkiem badanego przez siebie Enronu włączona została do
Ernst&Young. Bardziej trafne może być stwierdzenie, że Arthur
Andersen zwyczajnie zmienił szyld, bo kluczowi pracownicy tej firmy
przejęli władzę w Ernst&Young Polska.
W tym czasie w
konkurencyjnej filii globalnej firmy Deloitte pracował jego dawny
kolega z wywiadu SB Gromosław Czempiński. Fakt, że obaj wpływowi
generałowie pracowali dla firm starających się pozyskiwać
zlecenia od największych spółek kontrolowanych przez skarb państwa
był wielokrotnie tematem analiz dziennikarskich. Obaj także byli
związani z najbogatszymi Polakami. Czempiński robił interesy z
Janem Kulczykiem, Petelicki zasiadał w radach nadzorczych spółek
związanych z innym miliarderem Ryszardem Krauze.
Generałowie w tych firmach, dla których pracowali pełnili rozmaite
role. Trudno było dokładnie określić zakres ich obowiązków. Na
przykład podczas prac komisji śledczej ds. prywatyzacji PZU
ujawniono, że gen. Petlicki zabiegał o utrzymanie zlecenia audytu
dla Arthura Andersena. Chodziło o zlekceważenie zasady, że
audytorzy zewnętrzni powinni być co kilka lat zmieniani.
Walka
buldogów pod dywanem
„Gdy
buldogi walczą pod dywanem, to widzisz, że coś się rusza, ale kto
kogo gryzie – nie wiesz. Co jakiś czas spod dywanu wypada trup”.
Tak niezapomniany Stefan Kisielewski charakteryzował walki frakcyjne
polskich i sowieckich komunistów. Ten opis idealnie pasuje do
sytuacji, którą możemy od kilkunastu miesięcy obserwować na
polskiej scenie biznesowej.
W listopadzie ubiegłego roku CBA
zatrzymało generała Gromosława Czempińskiego. Prokuratura w
Katowicach, która prowadzi śledztwo ws. korupcji przy
prywatyzacjach państwowych spółek, zarzuciła mu przyjęcia
łapówki 1,4 mln euro. Łapówka miała ceną za pomoc przy
prywatyzacji warszawskiej firmy energetycznej STOEN. Kontrowersyjna
prywatyzacja miała miejsce w grudniu 2002 r. Wkrótce potem suchej
nitki nie zostawiła na niej Najwyższa Izba Kontroli, ale przez lata
nic się nie działo. Konkretne zarzuty pod adresem gen.
Czempińskiego były jednak dla opinii publicznej szokiem. Wśród
osób, które ręczyły publicznie za niego i nie wierzyły w jego
winę był m.in. gen. Petelicki. Razem z generałem zatrzymano i
postawiono zarzuty kilku innym znanym biznesmenom, którzy w trakcie
prywatyzacji STOEN-u mieli polityczne koneksje.
W ubiegłym tygodniu na polecenie prokuratury w Katowicach CBA
zatrzymała Jana W. byłego, szefa Kulczyk Holding, przez lata prawą
rękę, najbogatszego Polaka. W. został oskarżony o to, że brał
udział w korupcji przy prywatyzacji Telekomunikacji Polskiej S.A.
Przypomnijmy, w 2000 r., za rządów AWS, skarb państwa sprzedał
większościowy pakiet udziałów France Telekom, które występowało
w konsorcjum z Kulczyk Holding. Prywatyzacja była skandalem,
ponieważ sprzedano monopol i pozwolono przez kilka lat Francuzom
drenować kieszenie Polaków horrendalnymi stawkami za połączenia
telefoniczne i dostęp do internetu.
O co poszło?
Na
polskiej scenie polityczno biznesowej trwa wspomniana „walka
buldogów pod dywanem”. Stawianie zarzutów prywatyzacyjnych
„zasłużonym” generałom i biznesmenom oznacza, że stracili oni
polityczne wpływy. Warto przypomnieć, że generał Czempiński w
2009 r. narobił kłopotów rządzącej Platformie Obywatelskiej
przyznając publicznie, że był pomysłodawcą i de facto jednym z
założycieli tej partii. Wcześniej jego dawny podopieczny z wywiadu
PRL Andrzej Olechowski (Tajny Współpracownik „Must”),
krytykował rząd Donalda Tuska za zbyt opieszałą prywatyzację. W
nieoficjalnych rozmowach politycy i biznesmeni uważają zarzuty
korupcyjne dla Czempińskiego są bowiem formą walki o wpływy.
Bynajmniej nie dlatego, że wierzą w niewinność generała, a
dlatego, że do tej pory w III RP nie było woli politycznej, aby
finalizować śledztwa, których negatywnymi bohaterami są postacie
z pierwszej ligi polityki, tajnych służb i biznesu.
Fakt, że dzień po zatrzymaniu Jana W. gen. Petelicki kontaktował
się z dziennikarzami i prosił o spotkanie, gdyż ma ważne
informacje, pozwala szukać tutaj łącznika. Generał Petelicki, w
przeciwieństwie do gen. Czempińskiego, nie był kojarzony z żadną
głośną prywatyzacją. Nasi informatorzy z CBA, twierdzą również,
że gen. Petelicki nie był figurantem prowadzonych śledztw
prywatyzacyjnych. Jednak hipoteza, że mógł bać się postawienia
zarzutów i splamienia honoru oficera, o którym głośno mówił,
jest obecnie jedną z głównych plotek kolportowanych na
warszawskich „salonach”.
Wszyscy znajomi
generała bowiem otwarcie twierdzą, że nie był to typ samobójcy.
– Znałem go na tyle, żeby powiedzieć iż to był stabilny
człowiek, niezdolny do targnięcia się na swoje życie – twierdzi
Romuald Szeremietiew, były wiceminister obrony. W podobnym tonie
wypowiadają się bliscy współpracownicy gen. Petelickiego, a także
inni znani politycy.
Zamieszenie i szum
informacyjny od pierwszych godzin w tej sprawie pokazuje, że śmierć
gen. Petelickiego prędko nie zostanie przekonująco wyjaśniona.
Dość przypomnieć, że w ciągu ostatnich 2 lat gen. Petelicki
otwarcie krytykował rząd Donalda Tuska m.in. za skandaliczne
śledztwo ws. katastrofy smoleńskiej. Ironią losu to Petelicki
ujawnił treść SMS-a, którego otrzymali po tuż po katastrofie
prezydenckiego samolotu, politycy PO. „Winni są piloci, którzy
lądowali we mgle. Należy tylko ustalić kto ich do tego zmusił”.
Wertując portale kilka godzin po odkryciu ciała generała można
było mieć wrażenie, że został wysłany podobny SMS dotyczący
jego osoby. „Generał popełnił samobójstwo. Pozostaje do
ustalenia dlaczego”. Pierwsza na pytanie postanowiła odpowiedzieć
niezawodna „Gazeta Wyborcza” pisząc o przegrywaniu przez niego
walki z nałogiem…
Tekst opublikowany w tygodniku "Najwyższy Czas!"