"Imperium gdy powstanie, to tylko z naszej krwi" - Andrzej Trzebiński
"Każdy nasz wiersz to pocisk" - Wacław Bojarski
"Zadaniem naszym jest pięknie umrzeć" - Tadeusz Gajcy
27 stycznia minie 85 rocznica urodzin Andrzeja Trzebińskiego. Wiek to w dzisiejszych czasach często spotykany, wielu dożywa tego wcale jeszcze nie sędziwego okresu. Trudno jednak wyobrazić sobie jego akurat jako starca, zginął bowiem ponad sześćdziesiąt lat temu, mając niespełna 22 lata. Na zawsze pozostanie młody.
Życiorys Trzebińskiego podzielić trzeba na dwa okresy. Podczas pierwszego, dłuższego, przebieg jego życia niczym nie różnił się od przyjętego schematu. Nie mógł się różnić. Każdy kiedyś był młody, każdy chodził do szkoły podstawowej, gimnazjum, liceum, prawie niemożliwe jest dokonanie w owych początkowych latach życia czegoś, co na stałe utrwaliłoby się w ludzkiej pamięci.
Urodził się 27 stycznia 1922 roku w Radgoszczy koło Łomży. Zawód jego ojca sprawiał, że rodzina Trzebińskich kilkakrotnie przenosiła się z miejsca na miejsce, aż do 1932 roku, gdy na stałe już osiedli w Warszawie. Pierwsze nauki mały Andrzej pobierał u prywatnego nauczyciela, w 1934 roku kończy szkołę powszechną i podejmuje naukę w Gimnazjum, a później Liceum, im. Tadeusza Czackiego. Wybuch wojny nie przerywa jego edukacji, w 1940 r. zdaje konspiracyjną maturę, a następnie podejmuje studia polonistyczne na podziemnym Uniwersytecie Warszawskim. Poznaje wówczas Wacława Bojarskiego, uczącego się na tym samym roku.
Ostatni ten fakt będzie miał decydujący wpływ na przyszłość Andrzeja Trzebińskiego, pozwoli mu otworzyć drugi okres życia, zapewnić sobie nieśmiertelność.
Gdy w 1941 roku rodzi się między nimi wielka przyjaźń, oparta na wspólnych poglądach, zainteresowaniach, planach, Wacław Bojarski należy już do Konfederacji Narodu, jednej z konspiracyjnych organizacji Polski Podziemnej. Był to czas, gdy podległy emigracyjnemu rządowi Związek Walki Zbrojnej rozpoczynał dopiero proces scalania i podporządkowywania sobie wielu, utworzonych najczęściej spontanicznie, ugrupowań podziemnych. Tak, było ich mnóstwo, a profil ideowy odwzorowywał poglądy narodu z lat przedwojennych — m.in. każde przedwrześniowe stronnictwo utworzyło swój konspiracyjny odpowiednik.
Konfederację Narodu, przyjmując ten bardzo rozpowszechniony schemat kontynuacji, zwykło się uważać za wojenne wcielenie Ruchu Narodowo-Radykalnego, popularnie zwanego „Falangą" od tytułu wydawanego pisma. Jest to jednak ścisłe tylko w połowie, KN z RNR łączyły personalia ich przywódców, dzieliły wyznawane poglądy. Nim część dawnych działaczy „Falangi" z Bolesławem Piaseckim na czele zaistniało jako Konfederacja Narodu, środowisko to przeszło istotną przemianę, choć właściwsze będzie tu inne słowo, dorosło. Formacja ta będzie posiadała bowiem jedną wyróżniającą ją cechę - jako jedyna składała się niemal w stu procentach z ludzi młodych, dwudziestokilkuletnich; jako jedyna wyrażała poglądy wyłącznie najmłodszego pokolenia Polaków, nazwanego kilkadziesiąt lat później „Pokoleniem Kolumbów".
Idąc za przykładem przyjaciela, Trzebiński angażuje się w działalność konspiracyjną. Najpierw, pod koniec 1941 roku, wchodząc do zespołu wydawanego przez KN pisma literackiego „Sztuka i Naród", pierwszego i najbardziej znanego czasopisma kulturalnego lat okupacji niemieckiej. Kierował nim wówczas Onufry Bronisław Kopczyński, muzyk i publicysta, pełniący jednocześnie funkcję kierownika Pionu Kulturalnego Konfederacji. W następnym roku Trzebiński rozszerza swą działalność w KN, m.in. w październiku 1942 roku obejmuje stanowisko kierownika Biura Kolportażu wydawnictw Konfederacji Narodu. Planował wówczas także dołączenie do planowanego na jesień wymarszu I Uderzeniowego Batalionu Kadrowego (UBK) do walki na wschodnich kresach Rzeczypospolitej — kierownictwo Konfederacji nie wyraziło jednak na to zgody. Zadecydowała o tym jak się wydaje, obawa o jego bezpieczeństwo podczas tej słusznie uznawanej za ryzykowną akcji, a także fakt, iż o wiele bardziej przydatny dla organizacji był Trzebiński w Warszawie.
„Nie o wolność, lecz wielkość"
Nie da się w pełni zrozumieć Andrzeja Trzebińskiego, nie wiążąc go z Konfederacją Narodu, jej planami, założeniami, ideą. W dotychczasowych pracach na jego temat, można jak dotąd spotkać się z dwoma skrajnymi poglądami określającymi stosunek poety do KN-u: zależnie od przyjętej tezy twierdzi się, iż bądź był on „funkcjonariuszem Konfederacji na odcinku kultury" bądź wyolbrzymiając konflikt na linii Trzebiński - KN jaki miał miejsce w ostatnich miesiącach życia tego pierwszego, snuje się teorie pomniejszające działalność społeczną artysty, zmierzające do indywidualizacji jego osoby.
Obie tezy są zbyt doktrynerskie, przez to dalekie od prawdy. Ostatni okres życia poety, okres, w którym narodził się jako twórca, jako dojrzały człowiek, to czas, gdy funkcjonuje on w ramach przyjętych przez Konfederację Narodu założeniach programowych. Jedyna zmiana jaka dokonała się w stosunku Trzebińskiego do KN, to odejście przezeń od roli aktywnego działacza na rzecz realizacji swych ambicji twórczych, wypracowania podstaw przełomu kulturowego w Polsce. Najlepiej jednak oddać tu głos jemu samem; „Kultury, tak jak zwykłego poznaniu, nie można osiągnąć inaczej niż przez czyn. Dopiero z tworzenia rzeczywistości, dopiero przez dobrowolne związanie się z ruchem zbiorowym może powstać we mnie wartość kulturalna".
Gdy oddziela się go od idei Konfederacji, zamazuje się tę postać tak samo, jak wówczas, gdy monoideowy amok każe przedstawiać artystę jako zagubionego chłopca, urzeczonego i zdominowanego przez „faszyzm". Andrzej Trzebiński identyfikował się z założeniami KN-u, miał jednak ambicje by wzbogacić je własnym dorobkiem.
Do czego zmierzała Konfederacja Narodu? Odpowiedź nie jest tu tak prosta jak byłoby to w przypadku innych organizacji Polski Podziemnej. Nie chodziło już tylko o słowo klucz - niepodległość, za którym kryła się pustka, brak jakichkolwiek planów, przemyśleń jak owa Polska miałaby wyglądać. Konfederacja bowiem - jak pisał "Włodzimierz Pietrzak — walczyła „nie już o wolność, lecz o zwycięstwo i wielkość".
Zakładano, że po zakończeniu II wojny światowej powtórzy się sytuacja sprzed dwudziestu lat - obaj zaborcy poniosą kieskę; Polsce zaś dane będzie powtórnie wybić się na niepodległość własnymi wyłącznie siłami. I tu jednak podobieństwa miały się kończyć.
Komendant Główny KN, Bolesław Piasecki w broszurze programowej „Wielka Ideologia Narodu Polskiego" szczególną uwagę poświęcił historii II RP, zakończonej katastrofą września 1939 roku. Spośród wielu przyczyń upadku państwa, najdotkliwiej odczuwalny był fakt, iż przez cały ten okres „Naród Polski w przeważającej części swej historii odgrywał bierną rolę przedmiotu dziejów”. Obie strony konfliktu wewnątrz Rzeczypospolitej rządząca sanacji oraz opozycja - pisał - nie miały wizji przyszłości kraju, zamiast tego coraz bardziej pogrążano się w jałowych sporach o władzę.
Odpowiedzią Konfederacji była jasno sformułowana, jak ją określano - misja dziejowa Polski.
Po klęsce obu totalitarnych reżimów, nazizmu i komunizmu, pojawić powinna się - przewidywano - wyjątkowa szansa na nowe zorganizowanie stosunków politycznych w tej części Europy. Do narodu polskiego, jako leżącego na styku dwóch kultur, wschodu i zachodu, należeć miała inicjatywa tworzenia nowego ładu geopolitycznego, a stać się nim miało wielkie federacyjne państwo, Imperium Słowiańskie.
„Wielki kraj pełen zbóż"
Według wydanej w październiku 1941 roku „Mapy Imperium Słowiańskiego", jego trzonem miała być Polska rozciągająca się od Smoleńska na wschodzie, poprzez Północną Bukowinę mająca dostęp do Morza Czarnego, a zachodnią granicę wzdłuż linii Budziszyn - Rugia. Oprócz Polski w skład Imperium wchodzić miały na zasadach federacyjnych Litwa, Łotwa, Estonia, Ukraina, Słowacja i Czechy.
Na pierwszy rzut oka wszystko to może się wydawać mrzonkami, jedną wielką utopią. Nie można jednak nie doceniać rozmiaru z jakim podjęto się tego dzieła. Zadbano o najmniejsze szczegóły, i to zarówno na polu światopoglądowym: tworząc koncepcję uniwersalizmu, jako alternatywę dla europejskiego dualizmu liberalizm - totalizm; poprzez szczegółowe określenie kwestii ustrojowych przyszłego Imperium; a kończąc na taktyce jaką dążyć zamierzano do jego ustanowienia. Przy tej ostatniej, drodze ku Imperium, należy się zatrzymać pisząc to wspomnienie.
Jak bowiem, patrząc realnie, ta stosunkowo mała grupa, jaką była Konfederacja Narodu dokonać miała tak olbrzymiego dzieła? Znamy i możemy w przybliżeniu określić plany jej przywódcy, Bolesława Piaseckiego. Wspominano już o przewidywanym zakończeniu II wojny światowej - analogicznej do roku 1918, gdy powtórzy się niewykorzystana wówczas szansa na definitywne rozbicie osłabionej Rosji. Co - w połączeniu z jednoczesną klęską Niemiec, pozwoli Rzeczypospolitej metodą faktów dokonanych na nowo zorganizować ład geopolityczny w tej części Europy.
„Cele wojenne Polski - pisał Komendant KN-u - domagają się pokonania Niemiec i Rosji, zwycięstwa nad wiekowymi błędami przeszłości oraz zapewnienia warunków imperialnego rozwoju, jest rzeczą bezprzykładnie oczywistą, że Polska musi więcej chcieć wygrać w tej wojnie niż Anglia i Ameryka, Tamte państwa są już imperiami, my się dopiero mamy nimi stać". Powrót do przedwojennego status quo, czy nawet projekty rozszerzenia Polski o nowe ziemie, jakie wysuwane były przez cześć Polski Podziemnej uznano za de facto bierność. Konfederacja skupiła się na walce o Imperium; i wszelkie działania, które inicjowano służyć miały realizacji owego celu. Projekt te uzyskał nazwę Uderzenia.
By w odpowiednim czasie móc wykorzystać dogodną sytuację geopolityczną, trzeba uczynić wszystko aby być na ów moment w pełni przygotowanym. Musi wiec istnieć zorganizowana grupa osób, która wiedząc o mającej pojawić się szansie, zdoła pokierować siłami polskimi w stronę jej wykorzystania. Grupa ta powinna posiadać dwie cechy konieczne do odniesienia sukcesu; wewnętrzne - taki stopień organizacji i wiary by podołać zadaniu oraz zewnętrzne - siłę do przekonania narodu polskiego o jego misji i zdobycia nad nim rządu dusz.
Pierwsze zadanie miała wypełnić organizacja o nazwie Konfederacja Narodu, szkoląca kadry pod kątem budowy i zarządzania przyszłym wielonarodowym Imperium. Aby zrealizować drugie wzorowano się - jak się ocenia - na ludziach, którzy w czasie I wojny światowej zdobyli legitymację do zdobycia władzy w II Rzeczpospolitej - legionistach Józefa Piłsudskiego. Zamierzano powtórzyć ich drogę.
W 1942 roku I Uderzeniowy Batalion Kadrowy, oddział zbrojny KN-u, wyruszył z Warszawy na Kresy Wschodnie do walki z okupantem niemieckim oraz partyzantką sowiecką. Wydarzenie to nazwane zostało później „wyprawą sterdyńską". Wśród celów tej operacji należy powiedzieć o dwóch głównych.
Poprzez czyn zbrojny i towarzyszącą mu otoczkę w postaci pieśni, opowiadań żołnierskich zamierzano stworzyć etos żołnierzy UBK, przekonanie o szczególnej misji jaką mają wypełnić, a legenda jaka otoczy te oddziały będzie legitymacją do zdobycia władzy w nowej Polsce. Po drugie, UBK działać miał na Kresach Wschodnich, bo tam - jak przewidywano - rozegrać się miała walna bitwa z Armią Czerwoną idącą na Rzeczypospolitą. Należało więc dobrze poznać teren, przed ową bitwą, która miała stać się kamieniem węgielnym Imperium Słowiańskiego.
Wymarsz I UBK zakończył się fiaskiem, ale próby kontynuowano. W efekcie, już w kilka miesięcy później w pole wyruszyły I, IV, VI i VIII Uderzeniowy Batalion Kadrowy. Później, gdy Konfederacja Narodu podpisała umowę scaleniową z Armią Krajową, przekształcone zostały one w III batalion 77 pułku piechoty Armii Krajowej, nad którym dowództwo objął osobiście Bolesław Piasecki. Terenem jego działalności była Ziemia Nowogródzka, a wsławił się m.in. tym, że jako jedyny oddział Polski Podziemnej w odwecie za działalność okupanta dokonał rajdu na teren ówczesnej Rzeszy Niemieckiej i przejściowo zajął miejscowość w Prusach Wschodnich.
Obecność UBK na Nowogrodczyźnie sprawiła, że był to jeden z najsilniejszych okręgów Armii Krajowej na wschodnich ziemiach II RP; co do dziś jest przedmiotem dumy mieszkających tam Polaków. A nieliczne pamiątki po żołnierzach Konfederacji oglądać możemy w Państwowym Muzeum Białoruskim w Nowogródku.
Rzeczywistość jednak brutalnie zweryfikowała marzenia o Imperium Słowiańskim.
„Konieczność ruchu kulturalnego”
Decydującą rolę w budowie mitu Uderzenia odegrali twórcy skupieni wokół pisma „Sztuka i Naród”: Bronisław Onufry Kopczyński, Wacław Bojarski, Andrzej Trzebiński, Tadeusz Gajcy, Zdzisław Stroiński. Wszyscy oni, oprócz dorobku ściśle kulturalnego, zajmowali się także m.in. pisanie piosenek dla UBK. Pisarz i działacz narodowy Jan Dobraczyński tak opisywał swój spór na ów temat z Wacławem Bojarskim: „Rozmowa zeszła na sprawę, do której on przywiązywał niezmiernie wielkie znaczenie, a którą ja lekceważyłem – na sprawę piosenki żołnierskiej.
- Nasza wojna nie zna piosenek – mówiłem – to wojna podziemna.
- Przyjdzie dzień, że wyjdziemy z podziemia! – zapewnił gorąco – Musimy wyjść!
- Gdy taki moment nadejdzie – ustępowałem wobec entuzjazmu – wojna sama zrodzi piosenkę. Tak było zawsze…
- Nie, nie! – zaprzeczył gorączkowo – Piosenkę trzeba przygotować”.
Andrzej Trzebiński został trzecim z kolei naczelnym „Sztuki i Narodu” w czerwcu 1943 roku, po śmierci dwóch poprzednich redaktorów pisma, Kopczyńskiego i Bojarskiego. Wtedy też, oprócz wydawania „SiN”-u, rozpoczął realizację koncepcji Ruchu Kulturowego, autorskiego wkładu tego środowiska w projekt budowy Imperium.
Pomysł ten narodził się w toku dyskusji jakie prowadził ze swoim poprzednikiem, Wacławem Bojarskim. Lecz urzeczywistnić go musiał sam, traktując jednak w efekcie Ruch Kulturowy także jako wypełnienie duchowego testamentu przyjaciela.
Dwaj redaktorzy „Sztuki i Narodu” zdawali sobie sprawę, że jeśli Polska chce stworzyć przeciwwagę dla niszczących sił totalitarnych Niemiec oraz Rosji i zbudować federacyjne Imperium Słowiańskie, nie wystarczy sama taktyka i siła militarna. Trzebiński w szkicu „Przebudowa polskiej świadomości kulturalnej” stawiał sprawę jasno: „Polityczna wola stworzenia z Polski ośrodka politycznego Europy środkowej rozognić i zdynamizować musi kulturalną wyobraźnię Narodu, aby sprostać tym gigantycznym zadaniom. Kulturę trzeba pchnąć w wielkość, stawiając ją przed wielkim zadaniem”.
Czym bowiem – jak pisał w tym samym tekście – „chce podbić czy rozpalić życie kulturalne w Europie środkowej – osiągająca wspólną harmonię przez poczucie wspólnej wielkości – kultura polska? Jeżeli stale będziemy się zasłaniali przed tym pytaniem nazwiskami Mickiewiczów, Matejków, Sienkiewiczów, Reymontów, to Europa środkowa może nam łatwo powiedzieć, że są to wielkie tradycje, nadające wprawdzie życiu kulturalnemu mocny pion historyczny, ale że nie jest jeszcze samo życie i to życia zastąpić nie może. Europa ta także może nam powiedzieć, że nasza wielka sztuka zbyt wyłącznie poświęca się problematyce politycznej – problematyce polityki naszego tylko Narodu i jego historii, a to Europie środkowej nie może wystarczać, jeśli nie chce ona być przez nas zawojowana, lecz szuka jedynie z nami wspólnej linii historycznego rozwoju”.
By wypełnić misję dziejową Polski i stworzyć Imperium Słowiańskie oparte na braterskiej współpracy narodów Europy Środkowej, Trzebiński postulował, iż po pierwsze: „Musimy dać, musimy się zdobyć na ekspansję nie tylko wielkiej tradycji historycznej, ale i poczuwającej się do obowiązku wielkości – aktualności życia kulturalnego”. Po drugie: „Polska idea kulturalna nie może być ideą polityczną: subiektywną ideą polskiej polityki. Będzie natomiast ponadpolską ideą kultury. Będzie dążyć do stworzenia wartości, w pewnym sensie, w sensie Europy środkowej – obiektywnych”. I po trzecie: „Polska idea kulturalna nie będzie zakapturzoną kulturą francuską, angielską, czy w ogóle kosmopolityczną, ale własną, przez siebie stworzoną, odpowiadającą duchowi słowiańszczyzny”.
By stworzyć ową wielką ideę, należało właśnie „przebudować polską świadomość kulturalną”. Odrzucić twórczość nie opisującą rzeczywistości bądź odnoszącej się wyłącznie do jednej, wyrywkowej jej części, jak marksizm – oto określana przez Trzebińskiego „Polska Fantastyczna” z którą należy walczyć.
Na jej miejsce stworzyć zaś kulturę imperialną, ze swoimi wielkimi zadaniami: „przebudowania polskiego snobizmu na polską samodzielność, polskiego importu na polski eksport, polskiego subiektywizmu i pamiętnikarstwa, w którym pokutuje romantyczny postulat wyrażania własnej duszy, na obiektywizm, w którym wyraża się męski, dojrzały, z tomizmu wyrastający postulat tworzenia – kreowania”. By tego dokonać należało – pisał Trzebiński – wywołać w polskiej kulturze wielki, szeroki i ogarniający cały naród ruch kulturalny, „który byłby ruchem posuwania się po tej wielkiej drodze historycznej od tego, co realnie istnieje, ku temu, co być musi”.
Utworzony w lipcu 1943 roku, Ruch Kulturowy podołać temu zadaniu miał poprzez zorganizowanie wewnętrzne, własną działalność ideowo-twórczą oraz upowszechnianie tego dorobku. Najważniejszym celem - a służyć miały temu organizowane spotkania otwarte, rozmowy z innymi środowiskami artystycznej Warszawy - było przyciągnięcie i zaangażowanie w Ruch jak najszerszej bazy twórców, różnych obozów ideowych. Efektem zaś, wypracowanie nowej wizji polskiej kultury, kultury imperialnej.
Śmierć Trzebińskiego 12 listopada 1943 roku była wielkim ciosem, ale Ruch przetrwał. Jego kresem – tak jak i kresem świata w którym żyli – była dopiero tragedia Powstania Warszawskiego.
„Ogień, który zapala sumienia”
W kilka dni po śmierci Wacława Bojarskiego, Andrzej Trzebiński zanotował w swoim pamiętniku:„Osiągnąłeś śmierć wcześniej, przede mną. Może ja osiągnę ją inaczej, w polu, z bronią w ręku. Później od Ciebie, ale tak za to, że śmierć moja, a nie Twoja – stanie się symbolem tej naszej wspólnej sztuki, myśli, kultury? Symbolem śmierci współczesnego artysty. Artysty Imperium (…) Śmierć jest wieczorem autorskim jedynym i trudnym. Pomóż mi umarły Przyjacielu – w ten czas. W tę sekundę niebezpieczną. Odejmij mi tremę i daj dumę uczucia”.
Jak rozumieć te stosunkowo często cytowane – na potwierdzanie przeróżnych tez – słowa? By na to pytanie odpowiedzieć, trzeba zadać drugie – czy śmierć może być z jednym z elementów tworzenia kultury?
W wydrukowany w „Sztuce i Narodzie” wspomnieniu o Bojarskim, Trzebiński pisał o specyficznym stosunku przyjaciela do śmierci. „Śmierć to był cały system myślenia, całe odgałęzienie Twojej myśli. „Śmierć nie jest bynajmniej zanikaniem życia – mówiłeś gdzie indziej – ona jest tylko przekazywaniem energii życiowej komuś innemu. Śmierć nasza rozpala życie w innych. Daje im świadomość, siłę, odwagę…”. I wydaje się, że nie opisywał tu tylko i wyłącznie przekonań poprzednika, ale i swoje własne.
Przytoczmy jeden z wpisów w pamiętniku – „Pisać o tych procesach historii, które ciągną się poza świadomość pojedynczych ludzi, a nawet grup i epok. Ten podziemny nurt historii to zawsze była dla mnie najsilniejsza sfera przeżyć” – i dalej – „Można uwierzyć, myśląc o tym, w heglowskiego ducha czasu albo nadprzyrodzoną moc pewnych wątków historii. Idee panujące nad ludźmi”.
Jedno ze wspomnień o Andrzeju Trzebińskim cytuje jego słowa, jakoby zawsze miał on marzyć by stanowić „motor jakiegoś zbiorowego, historycznego ruchu kultury”. Inne - Aliny Karpowicz –„Andrzej zawsze mi tłumaczył, że najlepiej jest umrzeć młodo”. A gdyby połączyć te dwa zdania w jedność? Gdyby śmierć w młodym wieku w połączeniu z wypracowaną za życia ideą miała stać się motorem przyszłego, wielkiego ruchu?
„I trzeba stanąć ponad wszystkim. Ponad młodością przede wszystkim. Tamtą burzliwą, wykolejoną, bolesną, ale bogatą, żywą młodością. I poetą już nie być. Nie można. – Umrzeć. Trzecia jesień – śmierć. Tylko zrobić to mądrze, bardzo mądrze. Jeszcze teraz żyje wszystko może – ale wiem i to takie straszne, że wolność to szansa innym, dzień wolności nie może mnie zastać żywym” – to słowa z 19 sierpnia 1942 roku. W kilka tygodni przed rozstrzelaniem zapisał natomiast: „Nigdy nie buntowałem się przeciw śmierci – Ty, wiesz to przecież – ale buntuje się przeciw śmierci bezcelowej. To nie daje nic i niczemu nie służy. Dlatego modlę się do Ciebie o życie. Ty zadecydujesz Panie. Mam wrażenie, że to będzie już jutro. Jestem w stanie przygotowań do śmierci”.
Podobna postawa wspólna była wszystkim „SiN”-owcom.
Wacław Bojarski – 25 maja 1943 roku został postrzelony w brzuch składając wieniec z okazji czterystulecia śmierci Mikołaja Kopernika, okrzykniętego przez hitlerowców „wielkim niemieckim astronomem”. Zmarł dwa tygodnie później. Jego przyjaciel, Zbigniew Łoskot wspominał.„Opowiadał też ktoś, jak Wacek zwierzał się (bo go nawet w szpitalu nie opuszczał zmysł pogody), że po strzale, gdy upadł i leżał z głową pośród wieńca i biało-czerwonych szarf z napisem ku czci Kopernika – „Geniuszowi Słowiańszczyzny” – doznawał ogromnej satysfakcji, zgoła przyglądał się sobie z przyjemnością”.
Tadeusz Gajcy – zginął podczas Powstania Warszawskiego, najprawdopodobniej 20 sierpnia. Sławny dziś aktor Andrzej Łapicki – znający się z Gajcym – zapamiętał jak „gdzieś na wiosnę 1944 roku Gajcy poprosił o rozmowę. (…) Chcąc mnie związać bliżej z ugrupowaniem, które reprezentował, wyłożył mi pewne zasady ideowe, którymi on i jego koledzy się kierują. Słuchałem uważnie, gdy nagle ten stale kpiący, sceptyczny Tadeusz powiedział mi mniej więcej coś w tym sensie – że ponieważ według niego największą ofiarą, jaką człowiek może złożyć, jest życie, należy więc z całą świadomością zginąć, aby dzięki ofierze krwi mogło powstać w przyszłości coś wspaniałego”.
„Padł w służbie kultury polskiej”
Andrzej Trzebiński został przypadkowo aresztowany na początku listopada 1943 roku. Posiadał fałszywe dokumenty na nazwisko Andrzej Jarociński i choć był poszukiwany przez Gestapo, nie został rozpoznany. 10 listopada, na rozkolportowanym w Warszawie plakacie, figurował jako „osoba skazana, lecz przewidziana do ułaskawienia”.
Jednak dwa dni później ukazało się nowe obwieszczenie, dowódcy SS i policji na dystrykt warszawski. „Mimo moich kilkakrotnych upomnień powtórzyły się znowu w dniu 10 XI 1943 r. w mieście Warszawie tchórzliwe napaści na Niemców i osoby stojące w służbie niemieckiej. I tak zostało ciężko ranionych przy ul. Obozowej 1 żołnierz niemiecki, przy ul. Nowy Świat 1 żołnierz Werkschutzu, zastrzelony przy ul. Św. Wincentego 1 urzędnik Policji Polskiej i dwóch urzędników polskich przy ul. Redutowej i Kępnej ciężko ranieni. Dlatego kazałem następujące osoby 60 przestępców, które zostały skazane przez sąd doraźny i były tymczasowo przewidziane do ułaskawienia, w dniu 12.XI.1943 r. publicznie rozstrzelać…”. Wśród niżej wymienionych osób był Andrzej Jarociński – Andrzej Trzebiński.
Oto relacja świadka jego śmierci. „Około godziny 10.30 nadjechały wozy gestapo i zatrzymały się u zbiegu ulic Nowy Świat, Warecka i Ordynacka. Usłyszeliśmy wrzaski, które były nam znane, bo tylko hitlerowcy mogli tak krzyczeć. Zrobił się popłoch na ulicach, które natychmiast opustoszały. Ulice zostały zamknięte kordonem. [...] Na skrzyżowaniu ulic ustawił się szereg Niemców, obróconych twarzami do domów, z uniesioną do góry, gotową do strzału bronią maszynową – aby nikt nie mógł zbliżyć się do okna. Następnie nadjechały dwa samochody ciężarowe, kryte brezentem. Wywłóczono z nich ludzi [...]
Nastąpiła pierwsza salwa. Po 5-10 minutach nastąpiła druga salwa, a następnie po pewnym czasie trzecia. Usłyszałem jeden słaby jęk i następnie 5 czy 6 po sobie następujących pojedynczych wystrzałów. To hitlerowcy dobijali tych, którzy od razu nie zginęli.
[...] Przeraziłem się: nigdy w życiu nie widziałem naraz tyle krwi ludzkiej, która płynęła chodnikiem przed oknem banku. W szczelinie z prawej strony mignęły ludzkie ciała, które były wrzucane na samochód, jak popadło. Następnie znów nadjechały wozy, które miejsce zbrodni zlały wodą. Wyszorowano chodniki i nasypano żółtego piachu, aby nie było widać krwi”.
Tuż po śmierci Bojarskiego, Andrzej Trzebiński wśród słów listu do nieżyjącego przyjaciela, zanotował także wspomnienie. „Wacław drogi, pamiętasz, jak wesoło obiecywałeś mi przed moim wyjściem – projektowanym – na Uderzenie piękny nekrolog w „Sztuce i Narodzie”. Pamiętasz tę naszą cyniczną radość, tę prostotę - ? Nekrolog. Jaki, Wacław? Taki konwencjonalnie ubogi, prosty, po męsku oschły, czarny – i nic więcej - ? Redaktor „Sztuki i Narodu”, drugi redaktor, padł od kuli wrogiej na posterunku, na służbie dla polskiej kultury? Tak, i nic więcej, Wac. - ?”
W rzeczywistości, nekrolog wydrukowany w „SiN”-ie brzmiał - „redaktor „Sztuki i Narodu”, padł w służbie kultury polskiej, rozstrzelany na ulicy Warszawy 12 listopada 1943 roku. Śmierć Jego trudno zawrzeć w słowach, pozostaje nam wewnętrzny nakaz urzeczywistniania Jego myśli”.
„Skończyć z tym!
Imperium jednak nie powstało. Zamiast niego, ze wschodu, przyszła Polska Rzeczpospolita Ludowa. W tym okresie kilkakrotnie podejmowano próby przypomnienia dorobku redaktorów „Sztuki i Narodu”. Były one skromne, czynione przez pojedyncze osoby, małonakładowe tytuły – wszystkie spotykały się z nieporównywalnie silniejszą reakcją, największych komunistycznych gazet, znane „autorytety moralne” epoki.
Pierwszy raz, w 1946 roku, po zamieszczeniu w tygodniku „Dziś i Jutro” wiersza Andrzeja Trzebińskiego „Wymarsz Uderzenia”, odezwał się Stanisław Żółkiewski, niegodnie noszący nazwisko wielkiego polskiego hetmana, czerwony renegat. Jego artykuł, pełen oskarżeń o „dezorientację”, „analfabetyzm społeczny”, czy „domowe tradycje korporanckie”, nosił tytuł „Skończyć z tym!”. „Namyślałem się długo – co robić” – pisał na jego początku – „Co robić z takimi akcentami faszystowskiego imperializmu?”. Odpowiedź była bezwzględna, „Polska Ludowa” nie tylko nie potrzebowała twórczości Trzebińskiego i kolegów, lecz nikt już odtąd nie miał ich cytować, drukować, a nawet czytać. „Skończyć z tym!” – powtarzali wraz z nim podobni Żółkiewskiemu renegaci, by wymienić tu tylko dwóch najbardziej znanych, Paweł Hertz i Wiktor Woroszylski.
Wyroku skazującego na drugą śmierć strzegli następcy – Jan Józef Lipski: „Nie ma powodu, by młodzi faszyści mieli być nauczycielami „odnowy moralnej”; Barbara Toruńczyk, według której główną motywacją redaktorów „Sztuki i Narodu” był: „program narodowego odwetu zgotowanego Europie przez imperialną, ciemiężącą narody słowiańskie, totalitarną Polskę”; Jan Szeląg: „W jakim celu dziś właśnie mamy opierać się w naszej krytyce i historii literatury o idee obce nam i całkowicie wrogie?”.
Andrzej Trzebiński – co jest rzeczą dość charakterystyczną dla współczesnej polskiej historii – nie ma swojego grobu. Tam, gdzie zginał, na rogu Nowego Światu i Wareckiej, wmurowano tablicę pamiątkową, lecz nie ma na niej żadnego nazwiska. „Tablice pamiątkowe Trzebińskiego to karty tytułowe jego książek” – jak napisał we wstępie do wydanego kilka lat temu „Pamiętnika” Paweł Rodak.
autor Tomasz Rola