Zygmunt Freud - kultura jako źródło cierpień.
Autor: Fteopumpt
Przyszłość
pewnego złudzenia
Czy mają sens pytania : jaki los czeka
kulturę w przyszłości i jakim przemianom może ona ulec? Nie,
ponieważ naukowcy zajmują się jednym aspektem kultury i żeby
odpowiedzieć na te pytania trzeba byłoby zająć się jej wszystkim
aspektami naraz. Poza tym jednostki badawcze są subiektywne wobec
przedmiotu badań. Ludzie muszą uzyskać pewien dystans względem
kultury, tzn. teraźniejszość musi stać się przeszłością, by
można było ją oce-niać.
Kultura ludzka, tj. wszystkie
względy, w których życie człowieka wzniosło się ponad stan
zwierzęcy i w których różni się od życia zwierząt (nie należy
rozdzielać kultury od cywilizacji), przedstawia się w dwóch
aspektach : (1) cała wiedza i potęga, którą ludzie osiągnęli,
aby zapanować nad siłami natury i zdobyć środki do zaspokojenia
swoich potrzeb; (2) wszelkie urządzenia, dzięki którym regulują
się wzajemne stosunki między ludźmi, w szczególności podział
dostępnych bogactw. Oba aspekty są niezależne od siebie dlatego,
że wzajemne stosunki ludzkie uległy głębokiemu wpływowi stopnia
zadowolenia popędu (osiągniętego dzięki istniejącym zasobom),
dlatego, że sama jednostka w stosunku do drugiej może stać się
jej własnością (poprzez pracę czy bycie obiektem seksualnym) oraz
dlatego, że każda jednostka jest wrogiem kultury (rzekomo
pozostającej przedmiotem troski człowieka).
Chociaż
ludzie są niezbyt zdolni do życia w izolacji, to odczuwają jako
wielki ciężar ofiary, których oczekuje od nich kultura, by mogło
istnieć społeczeństwo.
Kultury trzeba bronić przed
jednostką i cała jej organizacja, instytucje oraz prawa to mają na
celu. Zmierzają do ustanowienia określonego podziału własności i
utrzymania go, chronią przed wrogimi tendencjami ludzkości to, co
przyczynia się do podboju natury i produkcji dóbr, gdyż łatwo
jest zniszczyć wytwory człowieka, a nauka i techni-ka, które dały
im początek, mogą także służyć do ich zniszczenia.
Kultura
to coś, co zostało narzucone opornej większości przez mniejszość
władającą narzędziami siły i przymusu, musi być ona zbudowana w
oparciu o przymus i wyrzeczenie się popędów. W każdym człowieku
tkwią tendencje destrukcyjne, a stąd antyspołeczne i
antykulturowe, które u wielu określają zachowanie się w
społeczeństwie. Tyl-ko pod wpływem jednostek świecących
przykładem (przywódców uznanych przez masy) ogół ludzki można
na-kłonić do poddania się trudom i wyrzeczeniom, od których
zależy istnienie kultury. Jednostki te muszą panować nad własnymi
popędami, bo jeśli nie będą, to ulegną masie. Organizacja
kultury może być utrzymana tylko za po-mocą przymusu z powodu cech
tkwiących w człowieku : niechęci do pracy oraz bezsilności
argumentów wobec ludzkich namiętności.
Istnieje także
psychiczna sfera kultury. Kultura narodziła się wraz z zakazami
(środki, dzięki którym niezaspokoje-nie popędu, czyli frustracja,
dochodzi do skutku), które spowodowały powstanie pozbawień
(sytuacje wywołane przez zakazy), by oderwać się od pierwotnego,
zwierzęcego stadium rozwoju ludzkości. Pozbawienia te są ciągle
aktywne, a popędy (kazirodztwo, ludożerstwo, morderstwo) rodzą się
na nowo wraz z każdym dzieckiem.
Wzmacnianie superego
jest bardzo cenną psychologiczną własnością kultury. Ci ludzie,
u których nastąpiła trans-formacja z wrogów kultury, stali się
jej zwolennikami. Im więcej takich ludzi, tym kultura jest
bezpieczniejsza i zbytecznym staje się przymus. Większość ludzi
jest posłuszna zakazom kulturowym tylko pod presją siły
ze-wnętrznej. Poziom moralny uczestników kultury nie jest jedynym
elementem psychicznym kultury, jest nim także dziedzictwo ideałów
i dzieł artystycznych, czyli dziedzictwo zadowolenia, które
przynoszą. Jest to czysty narcyzm. Zadowolenie z ideałów oparte
jest na dumie z tego, co kultura osiągnęła, i aby zadowolenie to
było zupełne, jedna kultura porównuje z innymi swoje osiągnięcia.
Różnice pomiędzy kulturami powodują, że każda kultura rości
sobie prawo do pogardzania pozostałymi, co rodzi wrogość między
grupami kulturowymi (np. narody). Dzieła sztuki godzą ludzi z
ofiarami, które ponieśli dla kultury, identyfikują grupę
kulturową, przypominają o ideałach.
Idee religijne to
kolejny aspekt psychiczny kultury. Bronienie nas przed naturą jest
naczelnym zadaniem kultury. Człowiek wyobrażał sobie siły natury
na podobieństwo działań ludzkich, humanizował i personifikował
je - czynił z nich bogów, którzy muszą egzorcyzmować lęki
natury, godzić człowieka z okrucieństwem losu (np. śmierć) i
wynagradzać cierpienia wychodzące z życia społecznego. Teraz
utraciły one znamiona ludzkie, ale człowiek tę-skni za tym
wyobrażeniem, personifikuje wszystko, co pragnie pojąć, aby mógł
nad tym zapanować. Bogowie stali się władcami natury.
Uporządkowali ją w określony sposób i pozostawili. Najbardziej
ludzie dziwią się temu, że nie mogą pozbyć się swojej
bezradności wobec losu i że mają wrażenie, iż istniało coś
przed bogami – przeznacze-nie. Teraz zadaniami bogów stają się
naprawienie wad i defektów kultury, troska o cierpienia zadawane
sobie na-wzajem przez ludzi oraz doglądanie, aby prawa kultury
wprowadzano do życia. Prawa te mają boskie pochodzenie i wynosi się
je ponad ludzkie społeczeństwo, rozciąga działanie na naturę i
wszechświat. Idee religijne powstały z tych samych potrzeb, co inne
osiągnięcia kultury. Mianowicie, z konieczności obrony przez
druzgocącą przewagą natury i naprawienia boleśnie doznawanych
niedoskonałości kultury.
Religia składa się z
określonych dogmatów, wypowiedzi na temat faktów i sytuacji
rzeczywistości zewnętrznej (lub wewnętrznej), które mówią
człowiekowi o czymś, czego sam nie odkrył, i które domagają się,
by człowiek dał im wiarę. Dogmaty są skondensowanym rezultatem
długiego procesu myślowego opartego na obserwacji i rozu-mowaniu.
Dogmaty religijne zasługują na wiarę, ponieważ wierzyli w nie już
nasi przodkowie, posiadamy dowody przekazane nam z odległych czasów
oraz zabronione w ogólne jest pytanie o ich autentyczność, co
budzi największy sprzeciw ludzkości. Doktryny religijne stoją poza
prawami rozumu, trzeba je odczuwać wewnętrznie. Są iluzjami, nie
zostawiają miejsca na dowód i nikt nie może być zmuszony uważać
ich za prawdziwe, czy też wierzyć w nie. Niektóre z nich są tak
nieprawdopodobne, że można je porównać z urojeniami z dziedziny
badań psychiatrii. Nie możemy wydawać sądu o rzeczywistej
wartości większości z nich, dowieść ich czy zbić ich twierdzeń.
Nikogo nie można zmusić do wierzenie i do niewierzenia. Jeśli
chodzi o zagadnienia religii ludzie są winni wszelkiej nieszczerości
i wykroczeń intelektualnych. Filozofowie rozszerzali znaczenie słów,
aż straciły one swoje pierwotne znaczenie, nazywając jakąś
abstrakcję, którą stworzyli dla siebie samych. Krytycy nazywają
osobę „głęboko religijną”, kiedy ta przyznaje się do
odczuwania nieważności człowieka i jego bezsilności we
wszechświecie. Ale tak naprawdę to jest przeciwnie – taka osoba
jest człowiekiem niereligijnym w najprawdziwszym sensie tego słowa.
Religijnym jest ten, kto nie poddaje się tym uczuciom. Nie podważamy
doktryn religijnych, aby nie spowodować, że człowiek pozbawiony
zakazów, nakazów i lęków pójdzie za swoimi antyspołecznymi,
egoistycznymi popędami, aby nie nastał chaos. Religia oddała
wielkie usługi kulturze ludzkiej i w dużym stopniu przyczyniła się
do antyspołecznych popędów, ale jednak niewystarczająco. Związane
jest to z zacofaniem naukowym religii. Jej obietnice są mniej
wiarygodne niż dowody naukowe. Autentyczność dokumentów
religijnych została poddana krytyce, nauki przyrodnicze wykazały
błędy w nich zawarte, wykazano podobieństwo pomiędzy ideami
religijnymi a prymitywnymi, pogańskimi wytworami umysłowymi. Im
bardziej owoce wiedzy stają się dostępne ludziom, tym dalej posuwa
się schyłek wierzeń religijnych. Grozi to niebezpieczeństwem
załamania kultury, bo np. kiedy ludzie wierzący w boga mają
nakazane przez niego, by nie zabijać, a odkryją, że boga nie ma,
że nie trzeba bać się jego kary, kto zdoła ich powstrzymać.
Jednakże to przykazanie jest w interesie społecznej egzystencji
człowieka, w innym przypadku cywilizacja nie dałaby się utrzymać.
Stworzenie tej racjonalnej postawy niezabijania przypisujemy bogu.
Uczciwie byłoby uznać czysto ludzkie pochodzenie wszelkich praw i
instytucji kulturowych. Ludzie uznaliby wówczas, że zostały one
stworzone nie po to, by nimi rządzić, ale po to, by służyć ich
interesom. Jednak człowiek działa pod wpływem impulsów i
racjonalne wytłumaczenie nie odniesie pożądanego
skutku.
Powinniśmy kształtować nasze zachowanie na wzór
rozsądnego nauczyciela, który nie przeciwstawia się pojawia-jącej
się przed nim nowej fazie rozwoju, lecz stara się ją poprzeć i
miarkować siłę jej rozpędu.
Religia z jednej strony
przynosi obsesyjne ograniczenia, a z drugiej – ogarnia cały system
iluzji pragnieniowych nie dających się porównać z
rzeczywistością. Prawdy zawarte w doktrynach religijnych są
zniekształcone i ma-skowane tak, że ludzie nie są w stanie
rozpoznać prawdy (analogia : narodziny dziecka – przyniesienie
przez bo-ciany). Dlatego lepiej unikać maskowania prawdy (powiedzieć
dziecku o faktycznym stanie rzeczy w sposób od-powiedni poziomowi
jego rozwoju intelektualnego).
Religia daje iluzję, bez
której człowiek nie może się obejść, nie zniósłby trosk
życia, okrucieństwa rzeczywistości. Jest neurozą
dzieciństwa.
Nauka i rozum powinny zastąpić iluzje religijne.
Niektórzy narzekają, że nie można polegać na nauce, że ogłasza
ona dziś za prawo to, co następne pokolenie uzna za błąd i co
zastąpi nowym prawem. Ale taka przemiana idei naukowych jest
procesem rozwoju i postępu. Pewne zbliżenie się do naukowej prawdy
zostaje zastąpione innym, bardziej precyzyjnym, które z kolei
oczekuje dalszego zbliżenia się do doskonałości.
Rozum
został rozwinięty w ramach próby zbadania świata zewnętrznego,
którego jest częścią.
Nauka nie jest iluzją. Iluzją byłoby
przypuszczenie, że możemy gdzie indziej otrzymać to, czego ona dać
nam nie może.
Kultura jako źródło cierpień
Źródłem
religijności jest uczucie, które mój przyjaciel nazwał doznaniem
„wieczności”, uczucie nieograniczoności i bezmiaru nasuwających
na myśl ogrom oceanu. Ma ono charakter subiektywny i nie wyraża się
w żadnej formule wiary, nie wiąże się z nim żadne zapewnienie
pośmiertnej kontynuacji życia osobowego. Jest to nieograniczoność
i związek ze Wszystkim. Jednak człowiekiem religijnym można się
nazwać wówczas, kiedy neguje się każde reli-gijne wierzenie i
złudzenie. Dla mnie to uczucie „oceaniczne” ma raczej charakter
intelektualnego zrozumienia z zabarwieniem emocjonalnym. Ale trudno
mi uwierzyć, że każdy ma w sobie to uczucie, jak mawia mój
przyjaciel.
Normalnie rzecz biorąc, nie znamy nic
bardziej pewnego niż poczucie naszego własnego ego. Dopiero badania
psychoanalityczne nauczyły nas, że poczucie to jest oszustwem i
nasze ego nie ma wewnętrznych ostrych granic i przechodzi w
nieświadome jestestwo id służące naszemu ego za fasadę. Granice
ego na zewnątrz wydają się być wyraźne. Inaczej jest tylko w
jednym przypadku – zakochany człowiek stwierdza, że „ja” i
„ty” to jedno i tak po-stępuje.
Poczucie ego właściwe
dorosłemu człowiekowi nie mogło mieć od samego początku takiego
samego charakteru. Musiało ono przejść proces rozwoju, którego
nie da się udowodnić, ale można z dużym prawdopodobieństwem
zrekonstruować. Niemowlę
nie odróżnia jeszcze swojego „ja” od świata zewnętrznego jako
źródła doznawanych przez nie odczuć. Dopiero dzięki różnym
impulsom uczy się stopniowo dokonywać tego rozróżnienia (np. wie,
że płaczem zapewni sobie pierś matki czy w ogóle jej
zainteresowanie). Liczne udręki związane ze światem zewnętrznym,
których człowiek chce się pozbyć, nie dają się oddzielić od
ego, ponieważ wywodzą się z obrębu psychiki. Człowiek więc uczy
się odróżniać to, co należy do ego, i to, co należy do świata
zewnętrznego, za pomocą zmysłów i posługiwania się mięśniami.
Fakt, że ego do obrony przed przykrymi doznaniami wyłaniającymi
się z jego wnętrza nie stosuje innych metod niż te, którymi
posługuje się w obronie przed przykrościami świata zewnętrznego,
staje się powodem pojawienia się później poważnych zaburzeń
chorobowych. Prawdopodobne jest, że to pierwotne ego istnieje w nas
na równi z tym, które rozwinęło się lub rozwija nadal.
W
życiu psychicznym nie może zginąć nic, co raz w nim powstało, i
że wszystko zostaje w nim zachowane, a w odpowiednich
okolicznościach może być ponownie ujawnione. Przykład Rzymu,
gdzie na miejscu starych budowli powstały nowe. Gdyby jednak zostały
te stare i jednocześnie w ich miejscach wybudowano inne … - jest
to absurdalne. Tak samo jest w naszej psychice. Zjawiska można
ustawiać w przestrzeni jedynie obok siebie, po-nieważ ta sama
przestrzeń nie może pomieścić dwóch przedmiotów. Można zgodzić
się, że zachowanie wszystkich wcześniejszych stopni rozwoju, obok
formy ostatecznej, możliwe jest tylko w psychice i że nie jesteśmy
w stanie unaocznić tego faktu.
Jeśli przyznam, że u
wielu ludzie istnieje owo uczucie „oceaniczne”, i jeśli ma ono
genezę we wczesnej fazie roz-woju ego, to na jakiej podstawie możemy
uważać, że to uczucie jest źródłem potrzeb religijnych.
Przecież uczucie może być źródłem energii tylko wtedy, kiedy
samo jest wyrazem silnej potrzeby. Potrzeby religijne muszą się
wy-wodzić z właściwego dzieciom poczucia bezradności i potrzeby
opieki ojca. Poczucie jedności ze Wszystkim jest próbą pociechy
religijnej jako wskazanie innej drogi zmierzającej do zażegnania
niebezpieczeństwa, jakie grozi ego ze strony świata zewnętrznego.
Mam przyjaciela twierdzącego, że praktyka jogi budzi w człowieku
nowe do-znania i uczucia, które tłumaczy on regresją do
prastarych, od dawna zagubionych stanów życia
psychicznego.
Religia wyjaśnia człowiekowi zagadkę
świata i zapewnia go, że troskliwa opatrzność czuwać będzie nad
jego ży-ciem, a ewentualne niepowodzenia doczesne wynagrodzi mu w
życiu pozagrobowym. Tę opatrzność zwykły czło-wiek wyobraża
sobie jako wspaniałego i wyniesionego pond wszystko ojca – jedynie
ktoś taki może znać potrzeby dziecka ludzkiego, dać się ubłagać
jego prośbom i okazać się wyrozumiałym na widok jego skruchy. Ale
przecież ta koncepcja jest jawnie infantylna, obca rzeczywistości.
Humanistom sprawia ból, że większość ludzi nigdy nie wzniesie
się pond takie pojmowanie życia.
Życie, do jakiego
jesteśmy zmuszeni, jest dla nas zbyt ciężkie, przynosi zbyt wiele
cierpień, rozczarowań, nieroz-wiązalnych zadań. Aby je znieść,
nie możemy obejść się bez środków uśmierzających, tzn.
odwrócenia naszej uwagi pomagającej lekceważyć nam naszą nędzę
(np. Wolter w Kandydzie daje radę, by każdy „uprawiał swój
ogródek”), zaspokojeń zastępczych zmniejszających tę nędzę
(np. sztuka) i narkotyków znieczulających nas.
Religia
twierdzi, że zna odpowiedź na pytanie o cel życia – moim zdaniem
idea celu życia wiąże się z systemem religijnym i wraz z nim
upada. Celem życia ludzi jest dążenie do szczęścia, które ma
dwa aspekty : negatywny (ludzie dążą do braku cierpienia i
przykrości) i pozytywny (ludzie pragną przeżycia silnych uczuć
przyjemnych). Tym, co określa cel życia, jest program zasady
rozkoszy, który pozostaje w konflikcie z całym światem. Program
ten jednak jest nie do realizacji, sprzeciwia się mu cały
wszechświat. Można by powiedzieć, że plan „stworzenia” nie
przewiduje, aby człowiek mógł być szczęśliwy. To, co nazywamy
szczęściem, powstaje raczej z nagłego za-spokojenia potrzeb i
pojawia się tylko epizodycznie. Jesteśmy tak skonstruowaniu, że
możemy rozkoszować się tylko kontrastami, w małym zaś stopniu –
stanami. O wiele łatwiej przychodzi nam doświadczanie nieszczęścia.
Cierpienie zagraża nam z trzech stron : od naszego ciała (w końcu
przecież ulegnie rozkładowi, a przy tym jeszcze odczuwamy ból i
lęk), od świata zewnętrznego (srożącego się przeciwko nam) i od
innych ludzi, które możemy odczuwać boleśniej niż pozostałe.
Ludzie uważają się za szczęśliwych już wtedy, kiedy unikną
nieszczęścia i znio-są cierpienie (unikanie cierpień spycha na
plan dalszy chęć osiągania rozkoszy). Zamierzona samotność jest
jedną z form obrony przed cierpieniem (to szczęście spokoju). Inna
to atak człowieka na naturę i poddanie jej ludzkiej woli.
Najciekawsza wg mnie to ta metoda, którą człowiek wpływa na swój
organizm – w końcu cierpienie jest tyl-ko doznaniem, istnieje o
tyle, o ile je odczuwamy, a odczuwamy je skutkiem określonej
struktury naszego organi-zmu (np. zatrucie organizmu substancjami,
których obecność we krwi i tkankach daje poczucie rozkoszy i
jednocześnie stajemy się niezdolni do odczucia przykrości –
narkotyki; zabijanie w sobie popędu; zmienianie celu popędu na inny
przez stawianie sobie przeszkód, wtedy jednak źródłem
zaspokojenia stają się złudzenia wyłaniają-ce się z fantazji
człowieka – rozkosz płynąca z odbioru dzieła sztuki;
„budowanie” własnego świata związane jest nieodłącznie z
tym, że człowiek zostaje przez rzeczywistość uznany za szaleńca
– religia jest takim masowym obłędem). Najważniejszym sposobem
pozbywania się cierpienia jest postawa życiowa, której ośrodkiem
jest mi-łość, wedle której człowiek zdobywa wszelkie
zaspokojenia, kiedy kocha i jest kochany (np. miłość płciowa). Ma
ona słabą stronę – jesteśmy bezbronni, kiedy kochamy, stajemy
się nieszczęśliwi, kiedy utracimy ukochanego człowieka. Inną
metodą obrony jest ucieczka w neurozę, najczęściej już w
młodości.
Każdy człowiek musi wypróbować sam, w jaki
sposób może osiągnąć szczęście.
Religia szkodzi tej grze
wyboru, ponieważ narzuca swoją metodą osiągania szczęścia i
bronienia się przed cierpieniem. Jej metoda polega na obniżeniu
wartości życia i na obłędnym spaczeniu obrazu prawdziwego świata,
a tym samym na założeniu, które prowadzi do zastraszenia
inteligencji człowieka. Za tę cenę udaje się jednak religii
uchronić wielu ludzi przed neurozą.
Trzy wspomniane
wcześniej źródła ludzkich cierpień to : potęga natury, kruchość
ludzkiego ciała, niedoskonałość struktur organizacyjnych, które
regulują wzajemne stosunki ludzi w rodzinie, państwie i
społeczeństwie. Dwa pierwsze źródła są niezaprzeczalne, inny
stosunek mamy do trzeciego, społecznego źródła cierpienia.
Większość ludzi dochodzi do wniosku, że wielka część winy,
jeśli chodzi o naszą nędzę, spada na kulturę, bylibyśmy o wiele
szczęśliwszy, gdybyśmy się jej wyrzekli i wrócili do stanu
prymitywnego, a jednocześnie wszystko to, za pomocą czego staramy
bronić się przed cierpieniem, należy właśnie do kultury. Taki
sąd związany jest z sytuacją historycz-ną (wydarzenia
historyczne) współczesną tym opiniodawcom.
Opanowanie
natury (odkrycia) nie jest jedynym warunkiem ludzkiego szczęścia.
Jedno jest pewne, że nie czujemy się zbyt dobrze w obecnej
kulturze.
Czy kultura jest źródłem szczęścia
?
Kultura oznacza całą sumę osiągnięć i struktur
organizacyjnych, dzięki którym nasze życie stało się tak różne
od zwierzęcych przodków i służy dwóm celom : obronie człowieka
przed naturą i regulowaniu stosunków między ludźmi. Za należące
do kultury uważamy wszelkie czynności i własności, które
pomagają ludziom opanować Zie-mię, ochronić się przed potęgą
natury, czyli wszelkie zdobycze nauki i techniki (pierwsze kulturowe
dzieła ludzi to użycie narzędzi, opanowanie ognia i założenie
stałych siedzib). To, nad czym człowiek nie mógł zapanować, i
to, co było mu wzbronione, przypisywał bogom. Bogowie ci byli
ideałami kulturowymi. Dziś jednak zbliżył się do tych ideałów,
sam stał się niemal bogiem – bogiem „zaopatrzonym w protezy,
organy pomocnicze”, które nieraz sprawiają mu kłopoty. W
przyszłości człowiek zapewne jeszcze bardziej zbliży się do
boga. Ale to wszystko nie sprawia, że ludzie czują się
szczęśliwsi. Uznamy wielkość kultury jakiegoś kraju, gdy
stwierdzimy, że rozwija się w nim i otacza troską to, co służy
opanowaniu Ziemi przez ludzi i obronie ich przed siłami natury.
Piękno jest nie-pożytecznym składnikiem kultury, ale od niej
oczekiwanym (np. doniczki z kwiatami na oknach). Wymagamy, aby
człowiek kulturalny szanował piękno, kiedy spotyka je w naturze, i
aby upiększał otaczające go przedmioty. Ozna-kami kultury są
czystość i porządek. Nie jesteśmy zaskoczeni, kiedy ktoś uważa
użycie mydła za miernik kultury. Porządek został podpatrzony i
wzięty z natury. Jest on niezaprzeczalnie czymś pozytywnym,
ponieważ umożliwia najlepsze wykorzystanie przestrzeni i czasu.
Piękno, czystość i porządek zajmują szczególne miejsce wśród
wymo-gów kultury.
Ważną cechą kultury jest szacunek
dla wyższych funkcji psychicznych, dla osiągnięć intelektualnych,
naukowych i artystycznych, dla idei, pośród których na pierwszym
miejscu znajdują się systemy religijne, a także spekulacje
filozoficzne oraz idee-wyobrażenia dotyczące możliwej doskonałości
człowieka, narodu i całej ludzkości i wymo-gi, jakie sobie stawia
człowiek w oparciu o te wyobrażenia. Przejawami kultury, będącymi
pobudką działania ludzi, są pożytek i uzyskanie rozkoszy, co
najlepiej widać na przykładzie działalności naukowej i
artystycznej.
Ważną cechą kultury jest sposób
uregulowania wzajemnych stosunków między ludźmi, tj. stosunków
społecznych we wszystkich aspektach (rodzina, obywatele państwa,
obiekty seksualne). Współżycie między ludźmi możliwe jest,
kiedy społeczność silniejsza od każdej jednostki solidarnie
postępuje wobec społeczności słabszej. Kiedyś istniała pewna
większość silniejsza, stała się więc siłą jednostki. Teraz tą
siłą jednostki jest prawo, będące jedno-cześnie siłą
społeczeństwa, które było i jest decydującym krokiem w rozwoju
kultury. Jego istota polega na tym, że członkowie społeczeństwa
ograniczają możliwości zaspokajania swoich popędów.
Następnym
wymogiem kultury jest sprawiedliwość, tj. pewność, że raz
stworzony porządek prawny nie zostanie pogwałcony na korzyść
jednostki.
Wolność indywidualna nie jest dobrem kultury.
Przez rozwój kultury wolność ta uległa ograniczeniom. Dążenie
do wolności kieruje się przeciw formom i wymaganiom kultury lub
przeciw samej kulturze. Sublimacja (uwzniośle-nie) popędu jest
cechą rozwoju kultury.
Miłością nazywa się (1)
związek między mężczyzną i kobietą, którzy w oparciu o swe
potrzeby płciowe założyli rodzinę, ale miłością zwie się
także (2) pozytywne uczucia łączące rodziców i dzieci,
oraz takie, które istnieją między rodzeństwem. Pierwotnie miłość
była miłością zmysłową (1), później rozdzieliła się na
miłość zmysłową i powściągliwą (2). Z jednej strony miłość
sprzeciwia się interesom kultury, z drugiej zaś kultura zagraża
miłości ograniczeniami uczuciowymi. Mianowicie, istnieje konflikt
pomiędzy rodziną a większą społecznością, bowiem rodzina
zamyka się w sobie i nie pozwala na łączenie się w większe grupy
społeczne. Kobiety także popadają w konflikt z kulturą, ponieważ
reprezentują interesy rodziny i życia seksualnego, natomiast staje
się ona bliższa mężczyznom, gdyż stawia im nowe zadania
i ogranicza popędy, a jednocześnie odsuwa od życia rodzinnego.
Kobieta, widząc taką sytuację, staje się wrogiem kultury. Kultura
skłania się do ograniczania życia seksualnego, np. jej pierwsza
faza rozwoju zabroniła kazirodztwa, teraz zabrania stosunków z tą
samą płcią (nazywając je perwersją, mimo że wielu ludziom ten
typ życia seksualnego sprawia większą przyjemność). Kieruje się
tu kultura względami ekonomicznymi, ponieważ energia psychiczna
wykorzystywana przy kontaktach seksualnych jest potrzebna do innych
celów. Takie ograniczenia stają się źródłem wielkiej
niesprawiedliwości i nienawiścią wobec kultury.
Neurotycy
nie są w stanie znieść tych frustracji życia seksualnego. Tworzą
zastępcze środki zaspokojenia, które jednak same przynoszą
cierpienie albo są źródłem udręki, kiedy stwarzają trudności w
pożyciu ze społeczeństwem. Wrogość między kulturą a życiem
seksualnym rodzi się z faktu, że miłość seksualna jest związkiem
dwojga osób, podczas gdy kultura opiera się na związku między
większą grupą ludzi.
Jeden z wymogów kulturalnego
społeczeństwa, tzn. kochaj bliźniego swego, jak siebie samego,
może wyjaśnić nam tę wrogość kultury do miłości seksualnej.
Taka miłość nie zważa na korzyści, jakie może przynieść, ani
czy ten ktoś może stać się obiektem seksualnym. Trudne jest
wzbudzenie w sobie takiego uczucia, a jeszcze trudniej-sze, kiedy ten
ktoś jest wrogo do nas nastawiony. Kochamy tych, którzy nam nie
szkodzą. Istnienie agresywności, którą wyczuwamy w nas i
podejrzewamy u innych, jest czynnikiem zakłócającym nasz stosunek
do bliźnich i zmu-szających kulturę do jej tłumienia. Kultura
musi używać wszelkich środków, aby hamować agresywne popędy
człowieka. Kultura opanowuje żądzę agresji jednostki przez to, że
osłabia tę żądzę i rozbraja ją.
Jeżeli kultura
wymaga tak wielkich ofiar nie tylko od życia seksualnego, lecz także
od agresywnych skłonności człowieka, to zrozumialszym staje się
fakt, że ludziom trudno znaleźć w niej szczęście. Człowieka
kultury zmienił możliwość szczęścia (które odczuwał człowiek
pierwotny nieznający kultury ograniczającej jego popędy) na
po-czucie bezpieczeństwa.
Należy odrzucić istnienie
pierwotnej zdolności rozróżniania między dobrem a złem. Pojawia
się jakiś obcy wpływ, który podpowiada nam, co jest dobre a co
złe. Ten wpływ to motyw, który najlepiej można by określić
lękiem przed utratą miłości (przed autorytetem), co nazywane jest
poczuciem winy - „nieczystym sumieniem”. Wyrzecze-nie się popędu
jest łatwe w tym przypadku. Nie pozostawia żadnego poczucia winy.
Istnieje jeszcze drugi typ lęku, tzn. lęk przed superego. Tutaj
wyrzeczenie się popędu nie wystarcza, bowiem samo pragnienie
pozostaje i nie daje się ukryć przed superego.
Sumienie
powstało na skutek tłumienia agresji i wzmacnia się dzięki
dalszym stłumieniom.
Poczucie winy ludzkości wywodzi się
z kompleksu Edypa
i powstało przy zabiciu ojca przez związek braci.
Dążenie do
indywidualnego szczęścia i jedności z ludźmi jest paradoksalne.
Oba procesy są do siebie wrogo na-stawione.
Superego kultury
opiera się na oddziaływaniu wielkich osobistości przywódczych,
ludzie o wielkiej sile ducha. Kultura stawia sobie idealne wymagania,
których niespełnienie powoduje „lęk sumienia”. Wymagania,
które doty-czą wzajemnych stosunków między ludźmi nazywają się
etyką. Etyka jest próbą terapii, wysiłkiem osiągnięcia za
pomocą nakazów superego tego, czego nie dało się uprzednio
osiągnąć przez dawniejszą pracę kulturową. Nakaz „kochaj
bliźniego swego, jak siebie samego” jest obroną ludzkiej agresji
i doskonałym przykładem postępowania superego kultury.
Uwaga
!
Do wszystkich zainteresowanych,
Praca pisana jest w
takiej formie, jakby wypowiadał się sam Z. Freud. Nie zawiera
interpretacji notującego.