Kitiara uth Matar i Nagini - Zmowa dziewic
Motto:
Baby
ain't it somethin'
How
we lasted this long
You
and me
Provin'
everyone wrong
Don't
think we'll ever
Get
our differences patched
Don't
really matter
Cuz
we're perfectly matched
I
take-2 steps forward
I
take-2 steps back
We
come together
Cuz
opposites attract
And
you know-it ain't fiction
Just
a natural fact
We
come together
Cuz
opposites attract
[Paula
Abdul, Opposites Attract]
PROLOG
Kolejny
rok nauki w Hogwarcie. Ostatni rok. Ładna dziewczyna z
gęstymi, kasztanowymi włosami ściętymi na króciutko i oczami o
tym samym kolorze gramoliła się między przedziałami pociągu do
Hogwartu. Jej waliza była ciężka jak diabli bo miała mnóstwo
książek. Nigdy wcześniej tyle ze sobą nie wiozła. No, ale ona
nie może być gorsza w czytaniu od tego pozera Zabiniego, którego w
gruncie rzeczy zaczęła nawet lubić po ich bardzo ciekawej rozmowie
w bibliotece pod koniec zeszłego semestru. Chłopak był bystry,
oczytany i... przebiegły, jak to Ślizgon.
Zawsze miał multum
argumentów i nienawidził jak jego adwersarz szybko dawał się
przekonać i przechodził na jego stronę. Lubił ostrą, ale
kulturalną polemikę.
Rąbnęło, stuknęło i waliza
dziewczyny się wywróciła.
- Żesz kur*wa, kobieto jak
chodzisz?! – rozwścieczony męski głos wyrwał ją z zamyślenia
skuteczniej od wywalonej walizki.
- Uspokój się, Draco –
odezwał się drugi, ale rozbawiony i dużo spokojniejszy, męski
głos. – Pomógłbyś dziewczynie a nie klniesz jak pospolity mugol
ze zbyt dużym zamiłowaniem do procentów, przecież widzisz, że
koleżanka dźwiga niezły ciężar... Przepraszam za kumpla, pomogę
ci.
- Zawsze pełen kurtuazji – z przekąsem odpowiedział
pierwszy głos.
Głosy brzmiały dziwnie znajomo i dziewczyna
otarła pot z twarzy i podniosła głowę. Musiała ją wręcz
zadrzeć, bo chłopcy na których wpadła byli bardzo wysocy i jej
metr sześćdziesiąt sześć było niczym przy ich wzroście.
„O
żesz kur*wa – pomyślała ujrzawszy ich twarze – Zabini i
Malfoy...”
- Obejdzie się bez twojej pomocy – powiedziała,
ale Blais podniósł już jej walizkę jakby była podręczną
torebką.
- Gdzie mam to zanieść? – chłopak popatrzył na
nią uważnie, kogoś mu przypominała.
- Do najbliższego
pustego przedziału, Zabini – odrzekła i się do niego
uśmiechnęła. – Jak tak dalej pójdzie będziesz wyższy od wieży
Eiffla. Ile urosłeś przez wakacje?
- O żesz! Cze, Granger! –
wypalił chłopak z nierównymi, czarnymi włosami sięgającymi
połowy karku i malowniczo rozczochranymi, co dodawało mu jedynie
uroku. – Osiem centymetrów, madame! – wyszczerzył się do
Hermiony. – Coś ty z włosami zrobiła?! – w jego oczach koloru
ciemnego bursztynu igrały iskierki szczerej radości i
rozbawienia.
- Granger, kto ci pozwolił ściąć te twoje
kłaki? - warknął Draco wpatrując się w dziewczynę. Należał do
mężczyzn lubiących u kobiet długie włosy, a "kłaki"
Granger bardzo mu się podobały.
- Sama sobie pozwoliłam,
ciebie na pewno nie będę prosić o zgodę - warknęła zdenerwowana
dziewczyna, nie wiadomo dlaczego ale zrobiło jej się smutno i
przykro z powodu reakcji blondyna.
Złość była jednak
silniejsza od smutku i Draco zarobił spojrzenie z serii „jeszcze
jedno słowo a dostaniesz w pysk.”
- Tu jest wolny przedział
– Zabini postawił walizkę pięć merów dalej od miejsca
spotkania. – Proszę madame – z kurtuazją otworzył jej drzwi i
gestem wskazał wnętrze. –Ładnie ci w krótkich włosach...
dopiero teraz widać jaką interesującą masz buzię – puścił
jej łobuzersko perskie oko i Hermiona lekko się zarumieniła.
W
szkole chyba nie było dziewczyny od klasy czwartej wzwyż, która
nie patrzyłaby tęsknie za Malfoyem lub Zabinim (poza nią, Ginny,
Luną i jeszcze kilkoma nielicznymi), zwłaszcza za tym ostatnim. I
powodem nie było tylko to, że wywodził się z rodu książęcego
czystej krwi, ale przede wszystkim właśnie jego szarmancki i
kulturalny sposób bycia wobec kobiet. I miał jeszcze jedną istotną
zaletę.. nie używał słowa „szlama”. Uważał je za prostackie
i tępił wszystkich, którzy tak mówili... Szczególnie Malfoya, z
którym przyjaźnił się już prawie rok.
- Tere-fere,
interesująca buzia.. interesujące to może być co innego –
skrzywił się Draco.
- Wszystko może być interesujące –
filozoficznie odparł Blais.
- Dobra, dobra! – Malfoy
przestraszył się, że kumpel wejdzie na poziom dyskusji
intelektualnej a był niebezpiecznym przeciwnikiem.
- Ale to
niepraktyczne, Granger. Znaj moje słowa. – Draco pokręcił z
dezaprobatą swoją blond głową.
Nowa fryzura w postaci silnie
wystrzyżonego i nierównego przodu oraz tyłu sięgającego do
podstawy ramion, nadawała mu wygląd gigantycznego rozrabiaki i
uroczego cwaniaka, którym w istocie był.
– Jak cię teraz
będę trzymał za głowę, gdy mi będziesz robić dobrze ustami? -
Smirk blondyna był wprost powalający. - Za tą krótką szczotę?!
Mówię ci to nie-prak-tycz-ne... – Malfoy zrobił minę zbitego
spaniela.
- Świnia - warknęła Gryfonka i wymierzyła w niego
różdżką - zmiataj stąd natychmiast chamie jeden.
- No niby
co ja takiego powiedziałam? - Draco spojrzał pytająco na
przyjaciela, który tylko pokręcił głową w geście rezygnacji nad
głupota blondyna.
- Sorry, Granger, ale...
- Ty mnie
Zabini za jego kretynizm nie przepraszaj, bo to jest cham ostatni, a
teraz obaj mi zejdźcie z oczu zanim na was czegoś nie rzucę.
Draco
przez chwile przyglądała się tej wszystkowiedzącej gryfonce po
czym bez słowa ruszył do przedziału który zajmowali razem z
Blaisem. Gdy tylko weszli do środka zaatakował kolegę.
- I po
co mówiłeś jej, ze jest jej ładna, przecież ona wie to
doskonale. Casanova od siedmiu boleści się znalazł.
Brunet
przez chwile patrzył na kolegę bez słowa po czy się roześmiał.
-
Czyżbyś był zazdrosny?
- Niby o nią? Weź bo cie śmiechem
zabije. Po prostu lubiłem ta jej szopę.. Ech te baby, z nimi nigdy
nic nie wiadomo. Zmienne jak pogoda.
No cóż z takim
stwierdzeniem Zabini nie mógł dyskutować gdyż zgadzał się z nim
w stu procentach.
***
Hermiona była wściekła
jak osa i gdy do przedziału wpadła jej najlepsza przyjaciółka
Ginny Weasley, warknęła tylko.
- Cześć, Gin. Siadaj i bądź
cicho bo mam zły dzien.
- Cześć, w porządku – Virginia
wyglądała na opaloną i zadowoloną z życia. – Masz okres?
-
To nie okres, to Malfoy – odrzekła Granger i zaklęła pod
nosem.
- Och, widziałam go... jeszcze urósł – Ginny chyba
nie zdawała sobie sprawy jak to działa na Hermionę.
- Tak
jakbym nie zauważyła.... A jego ego osiągnęło już gigantyczne
rozmiary, Gin. Może się przymkniesz i dasz mi poczytać?
-
Spoko – niziutka gryfonka miała zbyt dobry humor by się obrazić,
poza tym liczyła na to, że złość Hermiony minie do końca
podróży. W istocie tak się stało. Ale uraza do Malfoya i tak
rosła w duszy krótkowłosej dziewczyny z każdym nowym
dniem.
***
Drugi tydzień września obfitował
w wiele nowości, a to powstanie nowego koło gry w wisielca
rozbieranego <oczywiście nauczyciele nic o tym nie wiedzieli>
wyłącznie dla klas szóstych i siódmych.
Severus S. w całej
swej nauczycielskiej i uczniowskiej karierze nie pamiętał tak
wielkich tłumów jak w piątkowe popołudnie pod jego klasa.
Tłoczyli się tam chyba wszyscy uczniowie klas siódmych i szóstych
z czterech domów. Pomysłowi wychowankowie domu węża przybili na
drzwiach d jego pracowni plakat informujący o tym, że w sobotni
wieczór Uczniowie Zacnego Domu Salzara Slytherina maja zaszczyt
zaprosić <za drobna opłatą na jedzenie i picie składana u
Blaisa Zabiniego> na imprezę integracyjną w Lochu ósmym.
Zabini
z ciekawością obserwował kłębiący się tłum, czół, że
zabawa będzie udana. Nagle jego oczom ukazał się przekomiczny
obrazek. Jakiś karzełkowaty dzieciak usilnie starał się dotrzeć
do plakatu informacyjnego. Kurde czy ci gówniarze nie mają czego
robić tylko czytać ogłoszenia skierowane nie do nich, przecież ją
zaraz ktoś rozdepcze.
Blais jak przystało na dobrego
samarytanina podszedł pod drzwi złapał dzieciaka za kołnierz i
nie przejmując się tym, że ten się wyrywa odciągnął go na
bok.
Kiedy doszedł do ściany wypuścił malucha i
uważnie mu się przyjrzał. Była to szczuplutka, niska dziewczynka
o długach rudych włosach z ciemnymi pasemkami, zaplecionych w
warkocz i z mnóstwem piegów na twarzy. Opalona była na złoty
brąz. Wyglądała słodko i kogoś mu przypominała, ale nie miał
czasu zastanawiać się kogo.
- Posłuchaj maluchu to jest
zabawa dla dorosłych, taki dzieciak jak ty to może co najwyżej się
w piaskownicy pobawić, jak będziesz starsza to zgłoś się do
mnie, wtedy będziemy mogli porozmawiać nie tylko o takich zabawach
- dodał słodko by umilić małej gorycz porażki.
- Zabini ja
bym się do ciebie nie zgłosiła choćbyś był ostatnim facetem na
ziemi - mała dziewczynka otworzyła swe słodkie usteczka i chłopaka
jakby coś trafiło. Ten głosik poznałby wszędzie, nawet na końcu
świata. Mimo wszystko postanowił się z niej jeszcze troszkę
ponabijać a później wpuścić na imprezę... za darmo.
-
Weasley, dziecinko to naprawdę ty? Jakby to rzec... w wakacje
troszkę się chyba skurczyłaś... Wiesz, wiek to może masz
odpowiedni, ale ze wzrostem gorzej. Nie wpuszczamy nikogo poniżej
metra sześćdziesiąt... - Zabini uśmiechnął się wprost
uroczo.
Virginię trafił jasny szlag. Nienawidziła
przytyków do swojego wzrostu.
- Mam w dupie tą waszą imprezę
w zimnych, obskurnych lochach!- skłamała. Tak naprawdę bardzo
chciała na nią iść... aż do teraz. - Pocałuj mnie tam gdzie
słońce nie dochodzi i się wypchaj przerośnięty badylu!
-
Nie ma sprawy - chłopak nachylił się nad niziutką dziewczyną. -
Jesteś całkiem apetycznym maleństwem i ślicznie pachniesz...
Tylko powiedz... mam cię pocałować z przodu czy z tyłu, maluszku?
- Blais miał minę tak rozbawioną i uśmiech tak bezczelny (według
Gin), że dziewczyna zarumieniła się i wściekła się jeszcze
bardziej.
- Wolałabym, żeby mnie pocałował gumochłon,
Zabini!! – wrzasnęła tak, że obejrzało się dobrych dwadzieścia
osób. - Jesteś mutantem. Żegnam! - odwróciła się i odeszła
krokiem urażonej księżnej.
Zabini stał i śmiał się
rubasznie przez dobrą minutę.
- Ale żeś teatr odwalił,
Blais – Draco też nie wyrobił ze śmiechu. Stał bardzo blisko i
wszystko słyszał. – Jaja jak berety. Ona chyba wcale nie
rośnie... Już wiem całą energię Weasley’ów pochłania
Łasica... Sam emanuje tak negatywną energią, że wszystko wokół
niego, co podlega rozwojowi, nie może się rozwijać. – Dracze
zarżał z radości nad własnym dowcipem.
- Smoku, czy wszyscy
u ciebie w rodzinie na pewno są zdrowi psychicznie? – spytał
rozbawiony zielonooki brunet (ale broń Boże nie Potter!).
-
Nie – radośnie odparł „Smoku”. Miał bardzo dobry humor i
wszystko go rozweselało. – Ja nie jestem zdrowy, Dziki. Coś ci
nie pasuje?
- Co do ciebie to nie miałem wątpliwości...
próbowałem jedynie ustalić, czy to jest dziedziczne.
Zabini
wyjął fajki i bezczelnie zajarał na środku korytarza. Było to o
tyle podłe i nacechowane brakiem karności zachowanie, że na
korytarzu palić nie było wolno a on był chłopcem słusznego
wzrostu (194 cm), który wybijał się ponad tłum, więc każdy
nauczyciel mógł zobaczyć, kto pali. Draco był od niego jedynie
cztery centymetry niższy. Zabini natomiast był najwyższym uczniem
w szkole, a Severus Snape był z nim równy.
I właśnie
wspomniany nauczyciel wyszedł z klasy a pierwsza osoba jaka rzuciła
mu się w oczy, oczywiście oprócz tłumu kłębiących się
dzieciaków, był jego uczeń z petem zwisającym z lewego kącika
ust.
- Zabini, czy mi się wydaje, czy ty... palisz?
-
Panie profesorze - odparł chłopak z największą powagą - ja nie
pale... ja się delektuję.
- A czy ty nie wiesz, że
delektować można się jedynie na błoniach, Zabini?
- Zanim
dojdę do wyjścia, skończy się przerwa... a z moim słabym
zdrowiem bieganie po korytarzach nie wchodzi w grę, sir.
-
Zabini, masz zdrowie jak pociągowy koń i dobrze o tym wiesz... –
rzekł spokojnie Snape, powstrzymując uśmiech. Każdy inny uczeń
dostałby opieprz, ale Blais robił wszystko z tak uroczą i
naturalną elegancją, i kurtuazją, że nauczyciele go lubili,
zwłaszcza Severus, bo chłopak był w jego Domu.
- Ależ panie
profesorze ja tylko tak dobrze wyglądam, tak naprawdę to ledwo
zipie, a chyba nie chce pan bym zachorował i nie był obecny na
Eliksirach?
- No w takim razie - Severus udał wielkie
zastanowienie - skoro ledwie zipiesz ty mróweczko, to palenie
zaszkodzi ci jeszcze bardziej. Jak nauczyciel nie mogę na to
pozwolić i z przykrością msze odebrać ci papierosy oraz... jeden
punkt dla Domu.
- Ależ panie profesorze... te fajki mnie na
duchu podtrzymują, poprawiają mi humor i pozwalają zapomnieć o
słabej kondycji i dosyć cherlawym ciele... – Draco musiał odejść
parę metrów dalej bo zabiłby śmiechem zarówno nauczyciela jak i
swego najlepszego kumpla.
Dziki był jednym z najzdrowszych
chłopaków w szkole, był szybki, zwinny, doskonale latał i miał
silny prawy sierpowy, który najcięższych zawodników posyłał na
glebę, o czym wiedzieli wszyscy uczniowie i nauczyciele w szkole na
czele ze Snapem.
- Dobra, dobra Zabini. Dawaj papierosy i żebym
cię ja więcej na korytarzu z fajkiem w zębach nie widział.
Przynajmniej dzisiaj – dodał ciszej.
- Oczywiście
sir... ale chciałbym zauważyć, że pozbawienie tak dużej ilości
punktów takiego wspaniałego i bezproblemowego domu jakim jest
Slytherin i to przez własnego opiekuna jest bardzo nieekonomiczne.
-
Zabini, ty mnie kurde ekonomi chcesz uczyć? - Severus spojrzał na
niego ironicznie. - Ale wiesz, masz racje. Nie odbiorę ci punktów
za to razem z panem Malfoyem, który się zaraz udusi ze śmiechu
wysprzątacie bez pomocy magii loch ósmy.
- Ależ panie
profesorze z moim wątłym zdrowiem? - Blais nie dawał za wygraną.
- Nie ma pan litości dla tak pokrzywdzonego przez los...
-
Zaraz dopiero możesz zostać pokrzywdzony przez los, Zabini -
Severus mu brutalnie przerwał tyradę. - Po zajęciach widzę was
obu przed lochem numer osiem a teraz uciekajcie na następne
zajęcia.
- Lepiej niech pan się zajmie, panie profesorze, tym
kłębowiskiem pod drzwiami - zauważył usłużnie Draco. Miał
dobre chęci odwrócenia uwagi nauczyciela od skromnej osoby
Zabiniego i od siebie.
Severus spojrzał na kłębiąca się
młodzież z mordem w oczach i znowu odwrócił się w stronę
chłopaków.
- Draconie - zwrócił się prawie słodkim tonem
do blondyna - o ile mi wiadomo to ty przywiesiłeś tu ten plakat.
W takim razie, to ty zrobisz coś z tym, żeby oni wszyscy w ciągu
minuty zniknęli spod tych drzwi. Jasne?!
Malfoy
westchnął, przewrócił oczami i wrzasnął do zebranych:
-
Cisza motłochu!! Smoku ma głos!
- Skromniś – syknął mu do
ucha Blais.
- Dziki i ja mamy apel!! Tu za trzy minuty będzie
lekcja a wy chyba też macie zajęcia, nie?! No to won, a ten kto
chce iść na imprezę, niech wpłaca po dziesięć galeonów do
Dzikiego Blaisa Pogromcy Dziewic Hogwartu! Amen!!
Tak naprawdę
Blais nie był żadnym pogromcą dziewic, chociaż bez wysiłku mógł
nim zostać. Miał za sobą jedne, jedyne przeżycie seksualne i tak
się zraził, że postanowił poczekać na naprawdę wyjątkową
dziewczynę. Obydwaj z Draconem mogli tapetować listami miłosnymi
dormitoria, a i tak na wszystkie miejsca by nie starczyło. Malfoy
jednak był bardzo wybredny i zaliczał dziewczyny bardzo rzadko i z
umiarem. Uważał, że sperma rodu Malfoy’ów jest zbyt cenna, by
ją marnować byle jak i z byle kim (pewnie dlatego do tej pory nie
tknął Pansy Parkinson, która bardzo tego chciała), ale czasami
trzeba było zredukować silny popęd seksualny inaczej niż własną
ręką.
Blais był bardziej opanowany – bo na pewno nie mniej
pobudliwy – i nie musiał zaliczać nawet „raz na miesiąc”,
jak określił to Dracze.
Stojąca w tłumie Hermiona
skrzywiła się i powiedziała bardzo głośno:
- Pewnie to ty
byś chciał być tym pogromcą, co, Malfoy? – wywołując salwy
śmiechu wśród zebranych.
- Granger, ciebie to ja w każdej
chwili mogę poskromić, co ty na to? - zapytał Draco sugestywnie,
podchodząc do dziewczyny i obdarzając ja swoim najładniejszym
smirkiem.
Hermiona zarumieniła się delikatnie ale postanowiła
się nie poddawać.
- Jasne Malfoy... chyba w moich najgorszych
koszmarach, bo tylko w takiej sytuacji się na to zgodzę -
dziewczyna zgrabnie go ominęła i podeszła do Zabiniego, koło
którego zaczął kłębić się już tłumik.
- Do
zobaczenia na tej imprezie, Gin już za nas zapłaciła prawda?
-
Jasne, płaciła - skłamał Zabini bez mrugnięcia okiem. Bardzo mu
zależało na tym, by pojawiła się ta ruda furiatka.
Był
niemal stuprocentowo pewny, ze Hermiona nie wygada się siostrze
Łasiczki tym, że też nie zapłaciła. Liczył na jej wysoką
inteligencję, w którą ani na moment nie wątpił. Dlatego gdy
mówił, że Ginny płaciła to po pierwsze, puścił szybkie oko do
Dracona, a na Granger popatrzył bardzo uważnie i dodał na wszelki
wypadek, kładąc nacisk na każde słowo.
- Zapłaciła
dwadzieścia galeonów jakieś pięć minut temu i zmyła się na
zajęcia, my już też chyba powinniśmy iść na Transmutację.
-
A tak właśnie - Hermiona ruszyła szybko w stronę klasy i na
szczęście nie usłyszała rozmowy chłopaków.
- O!
Mówisz, że rudzielec zapłacił? - Draco uśmiechnął się do
bruneta. Dopisał jeszcze dwa nazwiska na listę gości. - A mogę
się dowiedzieć kiedy to zrobiła?
- Dziś wieczorem.... z
twoich pieniędzy Smoku.
- Z moich?! - zaperzył się Draco.
-
Cii!! Żartowałem... Damy po połowie... Będzie weselej – Zabini
miał minę lisa, który zwietrzył bardzo obfity kurnik nie
pilnowany absolutnie przez nikogo
- Zwłaszcza jak przyjdą
Łasic i Potter. Zwłaszcza Łasic. On pilnuje nie tylko
siostry ale tej Granger też.
- Oni nie idą. Duma im na to
nie pozwoli. Już pytałem. – Blais uśmiechnął się
szeroko.
- Pewnie Łasic pójdzie, gdy dowie się, że jego
maleńka siostrzyczka też idzie.
- Myślisz, że ona mu powie?
– Zabini popatrzył wymownie na Malfoya i obydwaj uśmiechnęli się
do siebie bardzo triumfalnie.
Impreza zapowiadała się
ciekawie...
SKROMNE
PARTY
Wieczorem Ginny przyszła do dormitorium
Hermiony.
- Zabini to dekiel – zaczęła.
- Tak? Ja
uważam, że jest bardzo inteligentny... A co się stało?- Spytała
krótkowłosa dziewczyna.
- Najpierw powiedział, że dzieci nie
wpuszczają na imprezę i że skurczyłam się przez wakacje –
Granger musiała się odwrócić, żeby nie urazić Virgini szerokim
uśmiechem. Wiedziała, że jej przyjaciółka ma kompleksy na
punkcie swojego wzrostu, który czynił z niej doskonałą Szukającą,
ale także doskonały powód do kpin dla tak wysokich facetów jak
Zabini, Malfoy, Harry czy Ron.
- A potem – w oczach rudowłosej
zalśniły łzy – jak już mnie poznał i powiedział, że się
skurczyłam, to matoł jeden powiedział, że poniżej metra
sześćdziesięciu na imprezę nie wpuszczają.
Hermiona musiała
udawać, że kaszle, bo ją rozbawił ten tekst.
- Mam 158
centymetrów! Świnia! - Ginny się nakręciła i prawie krzyczała.
– A potem robił aluzje, że chce mnie całować po tyłku i... z
przodu też! – Kłamała jak najęta - w końcu sama go
podpuściła.
- Wiesz, on jest przystojny, jest dżentelmenem,
nie wiem, czemu to cię tak zezłościło, Ginny.. – powiedziała
łagodnie Hermiona. – On chyba cię lubi.
- Jasne!! Ja jego
też, jak chol*era!! Powiedziałam, że mam w du*pie tą imprezę,
nie zapłaciłam i nie idziemy. Masz – Virginia oddała, Hermionie
dziesięć galeonów.
Przez chwilę Granger stała jak
skamieniała zastanawiając się nad dziwaczną sytuacją. Ale, że
była mądra odrzekła spokojnie.
- Zatrzymaj, ja zapłaciłam
za nas obie. – powiedziała Hermiona.
- JA NIE IDĘ!!
-
Idziesz, będzie fajnie – Granger pogłaskała przyjaciółkę po
głowie. – Jemu było przykro, że cię tak potraktował –
skłamała i zanotowała w pamięci, że musi pogadać z Zabinim o
incydencie z galeonami.
***
W sobotę rano,
Hermiona dorwała Blaisa w bibliotece. Siedział w tych swoich
okularkach w srebrnej oprawie, które dodawały mu zarówno
inteligencji, jak i uroku, i coś pisał. Nosił je tylko do czytania
i pisania, i chociaż, jego wada wzroku była minimalna, zakładał
je, bo robiły dobre wrażenie na płci przeciwnej.
-
Blais możesz mi coś wyjaśnić - powiedziała Hermiona siadając
koło chłopaka - jak to jest, że Ginny próbowała mi oddać
pieniądze, które podobno ty miałeś dostać?
- Skleroza -
odpowiedział chłopak bez mrugnięcia okiem - musiała zapomnieć.
-
Jasne a krowy latać umieją - dziewczyna zaczęła grzebać w swojej
przepastnej torbie w poszukiwaniu pieniędzy, ale nie zdążyła ich
podąć gdyż Zabini złapał ją za nadgarstek - nawet o ty nie
myśl.
- Przecież wszyscy płacą - Hermiona była zbyt dumna
by zgodzić się na coś takiego.
- Nie prawda - Blais potrafił
kłamać równie dobrze, co Malfoy - osoby towarzyszące nie płacą.
-
Ta jasne, ja towarzysze Ginny a ona mi. Weź przestań zaraz ci
zapłacę.
- Nie - jego głos był niczym skała - Obie
towarzyszycie mi... Tylko lepiej żeby Weasley o tym nie wiedziała,
jest chyba na mnie troszkę uczulona.
- Ta, ociupinkę –
Hermiona badawczo popatrzyła na Ślizgona, ale nie komentowała jego
zachowania.
- No właśnie, ociupinkę - uśmiechnął się i
szybko zwiał z biblioteki zanim dziewczyna zdążyła mu wcisnąć
pieniądze.
***
Ginny patrzyła na swoje odbicie w
łazience dziewcząt niedaleko lochu numer osiem. Miała na sobie
proste czarne dżinsy biodrówki i czarną, obcisłą bluzeczkę,
kończącą się nad pępkiem, który ładnie podkreślał mały,
jędrny biust w kształcie jabłuszek. Rudowłosa skrzywiła się
lekko, złożyła ręce na piersi i tupnęła nóżką w bucie na
dziesięciocentymetrowym obcasie. (Hermiona założyła tylko
czterocentymetrowy, co pozwoliło Virgini być prawie równą z
przyjaciółką wyższą od niej normalnie o dwanaście
centymetrów).
- Spoko, spoko, spodobasz się Zabiniemu –
zażartowała rozbawiona panna Granger. – Tylko się nie zabij na
tych szczudłach...
- O moje szczudła to ty się nie martw, a
tak przy okazji słodko wyglądasz - zwróciła się do Hermiony,
uśmiechając się jadowicie. Zupełnie nie jak na gryfonkę
przystało – dodała. - Na pewno spodobasz się Malfoy’owi.
Obie
dziewczyny zmierzyły się wściekłymi spojrzeniami by po chwili
roześmiać się głośno.
- Złośliwa, ruda jędza –
powiedziała rozweselona Hermiona i poprawiła lateksowe ramiączko
stanika. Miała trochę większe piersi od przyjaciółki i niestety
nie mogła sobie pozwolić na rezygnację z tej części bielizny.
Ubrana była w niebieski top z jednym odkrytym ramieniem i czarne,
skórzane biodrówki. Popatrzyła z lekką dezaprobatą na srebrne
kółeczko tkwiące w pępku Ginny i delikatny tatuaż na lewym
ramieniu niższej gryfonki, przedstawiający małą różę.
Jednak,
co do tatuażu, Hermiona czuła coś w rodzaju zazdrości i
postanowiła walnąć sobie smoka, żeby być lepszą od
przyjaciółki. Na kolczyk by się nie odważyła. To nie było w jej
stylu, tak samo jak imprezy w lochach, ale człowiek w pewnym
momencie musi się odprężyć i trochę pobawić, nawet ona była
tego zdania.
- No dobra Gin, idziemy i pamiętaj, że w
odróżnieniu od braci masz słabą głowę - Hermiona nie byłaby
sobą, gdyby nie nawiązała do wypadku z wakacji, kiedy to jedyna
dziewczyna w rodzinie Weasley’ów upiła się zaledwie jedną
butelką czerwonego wina.
Ginny spiorunowała koleżankę
wściekłym spojrzeniem, nie mogła się pogodzić z tym, że
Hermiona nigdy w życiu się nie spiła.
Kiedy już miały
wychodzić z łazienki z jednej z kabin wyszła Pansy Parkinson.
Miała na sobie króciutką zieloną koszulką, pod którą kołysały
się ogromne (powiększone odpowiednim zaklęciem) piersi i bardzo
krótką, czarną spódnicę a na długich (i niestety zgrabnych i
naturalnych) nogach pantofle na płaskim obcasie. Panna Parkinson
mogła się, bowiem poszczycić wzrostem 180 centymetrów. Zmierzyła
obydwie dziewczyny pogardliwym spojrzeniem.
- O rany...
rudowłosa zdzira i szlama ze szczotą na głowie. Kto was tu
wpuścił?
- Blais Zabini, wywłoko ze sztucznym biustem –
spokojnie odpowiedziała Hermiona.
- Ubrała się jak kur*wiszon
a mnie nazywa zdzirą... – Virginia posłała. Pansy sardoniczny
uśmiech i wzruszyła ramionami.
- Lepiej uważaj, z kim
zaczynasz, bo możesz pożałować mała gówniaro - Pansy w bojowej
postawie podeszła do Ginny. Zawsze miała ochotę wytargać tą małą
wiewiórę za jej rudą czupryną, a teraz była ku temu odpowiednia
okazja, w końcu Granger i Weasley były na jej terenie i ona miała
przewagę. Niestety niektóre marzenia muszą pozostać
niezrealizowane. W momencie, gdy zbliżała się do gryfonki drzwi
łazienki otworzyły się i stanął w nich Blaise.
- Dziewczyny
jak się cieszę, że was właśnie znalazłem - powiedział
uśmiechając się porozumiewawczo do Hermiony.
- Blaise, co one
tu robią? - Pansy od razu zaatakowała chłopaka. - Podobno na tę
imprezę miały przyjść osoby z wyższej sfery, a nie...
- No
i właśnie, dlatego zastanawialiśmy się ze Smokiem, czy ciebie też
zaprosić Pensiku... zwłaszcza ja - rzucił Blais z zabójczym
smirkiem na ustach.
- Och, Blais... zawsze miałeś takie
pokręcone poczucie humoru – zaszczebiotała Parkinson i uwiesiła
się na ramieniu wysokiego bruneta, który opierał się o framugę
drzwi.
Zabini wywrócił oczami i delikatnie się odsunął a
Ginny zmierzyła Pansy takim spojrzeniem, jakby Ślizgonka była
czymś wybitnie obrzydliwym.
- Idź na imprezę, zaraz przyjdę
– młodzieniec uśmiechnął się czarująco do ufarbowanej na
wściekły fiolet dziewczyny i rzucił Hermionie porozumiewawcze
spojrzenie, pod tytułem „co za ograniczona istota.”
Hermiona
tylko uśmiechnęła się do kolegi i ruszyła za Virginią, która
nie zamierzała marnować czasu na rozmowy z tym "deklem"
jak to zawsze pieszczotliwie określała Zabiniego.
- Hej ruda,
gdzie tak pędzisz? - zapytał się Draco łapiąc dziewczynę za
ramie i wciągając ją do korytarzowej wnęki. - Mam do ciebie tak
jakby, prośbę - powiedział posyłając jej szelmowski uśmiech -
pomóż, mi błagam.
- Co kombinujesz i co ja z tego będę
miała? – spytała szybko i rzeczowo, konkretna, wychowana z
facetami Virginia.
- Zatańcz teraz ze mną, bo nie mogę się
odpędzić od Pansy... z tego będziesz miała po prostu świetną
zabawę... wszyscy mówią, że bardzo dobrze prowadzę –
uśmiechnął się szeroko. - A po drugie, zrób coś, żeby
zatańczyła ze mną szczota... dam Ci za to dziesięć galeonów.
-
Zapomnij, Malfoy ona ma taką samą ochotę zatańczyć z tobą, jak
ja z Zabinim... ale wiesz chyba mam pomysł jak rozwiązać twój
pensikowaty problem - dodała ze złośliwym uśmiechem.
-
Niby jak Weasley?
- Ogłoś, ze jesteś gejem, słoneczko -
powiedziała panna Weasley i wyrwała się z jego uścisku.
-
Poczekaj! – Krzyknął za nią blondyn. – Nie bądź taka. Dobra
sam sobie z Granger poradzę, ale z Pansy mi pomóż. Dam ci
dwadzieścia galeonów. Błagam!! – w oczach Ślizgona czaiła się
gigantyczna desperacja.
- Malfoy, ja twojej forsy nie
potrzebuje...ale...
- Gadaj, czego chcesz, ty mała...
-
Taktyka na pierwszy mecz w sezonie, albo, radź sobie sam.
- O
rzesz! Chyba cię pogięło! Zażądaj czegoś w ramach rozsądku,
kobieto!
- Żadne inne rozwiązanie nie wchodzi w grę – Ginny
wyminęła go i weszła na rozbawioną, zatłoczoną salę.
-
Owszem jest! Zatańczysz? – Draco szybko objął rudaskę wpół i
ucałowawszy jej dłoń wyprowadził na parkiet, zanim dorwała go
Parkinson.
Ginny piorunowała mężczyznę spojrzeniem swych
czekoladowych ślepek, ale nie próbowała wyrwać się z jego
uścisku, całkowicie pochłonął ja taniec i musiała przyznać
jedno: Malfoy, był rzeczywiście wspaniałym partnerem.
-
Nieźle wyglądają razem. Prawda? - Hermiona usłyszała tuż za
sobą głos Zabiniego i zanim zdążyła odpowiedzieć, razem z nim
wirowała na kamiennym parkiecie.
Mężczyźnie porozumieli się
wzrokiem i gdy tylko zaczęto nową piosenkę nastąpiło "odbicie
partnerek"
- Spierda*laj, Malfoy!
- Spierda*laj,
Zabini!
Te dwa okrzyki zabrzmiały niemal równocześnie na
sali. Obydwie dziewczyny złożył dłonie na piersiach i „wrosły”
w podłogę.
- Granger, no nie bądź taka, każda
dziewczyna marzy by ze mną zatańczyć, a ty jakieś fochy odwalasz
- jak zawsze skromny potomek Malfoyów, próbował swych sztuczek.
-
Malfoy, jestem pewna, że znajdziesz jakąś partnerkę, na mnie nie
musisz wypróbowywać swych... tanich wdzięków. A właśnie,
jeśli mowa o tańcu to właśnie Pansy idzie w twoją stronę -
odpowiedziała brązowowłosa i zeszła z parkietu zostawiając
Dracona pod „opieką” jego domowej koleżanki.
- Dracuś! –
Pisnęła radośnie Parkinson i rzuciła się na klnącego w duchu,
na czym świat stoi chłopaka, posyłając przy okazji rozbawionej
Hermionie spojrzenie z serii „odwal się od niego, szlamo.”
Widok
był tak porażający, że rozzłoszczona, Ginny, która próbowała
się bezskutecznie wyrwać Blaisowi z silnych ramion, zaprzestała na
chwilę walki, by rzeczowo stwierdzić:
- Żałosne...
- A
i owszem, Weasley... i widzę, że urosłaś – jego smirk
pobił wszelkie rekordy wredności i złośliwości a Virginia
zrobiła się wściekle różowa z oburzenia.
- Wiesz, Zabini
jest takie stare mugolskie powiedzenie - zaczęła słodko.
- Co
małe to piękne? – wredny smirk arystokraty, stał się
jeszcze bardziej wredny.
- Nie... wysoki jak brzoza a głupi
jak koza - to powiedziawszy dziewczyna wyrwała się zaskoczonemu
młodzieńcowi, odwróciła na pięcie i zeszła z parkietu.
-
Czego się napijesz? – Spytała przyjaciółkę, trzy minuty
później, oglądając sobie wszystkie możliwe soki i alkohole,
Hermiona.
- Oj odwal się.
- Ale jesteś miła. No, czego
się napijesz?
- Właśnie, czego się napijecie? Mleka nie
podajemy – Zabini pojawił się jak duch obok dziewcząt, przy o
barku z napojami i uśmiechał się złośliwie do Virgini.
Rudowłosa
zacisnęła wargi i nic nie odpowiedziała. Zabini postanowił
sprawdzić jak dziewczyna zachowa się po kolejnej prowokacji.
-
To znaczy, mleka można się napić, Weasley, ale niestety w małych
ilościach i trzeba się trochę napracować żeby je zdobyć, za to
jest to mleczko wyśmienitej jakości, polecam... – Blais miał
uroczo poważny wyraz twarzy, gdy to mówił.
Virginia
spurpurowiała z wściekłości a Hermionę ogarnęła wesołość.
-
A możesz mi powiedzieć, Zabini - Ginny starała się mówić bardzo
spokojnym głosem, choć nie wychodziło jej to zbyt dobrze - skąd
możesz wiedzieć, że te mleczko jest aż tak dobre?
Próbowałeś?
Złapała piwo i nie czekając na odpowiedź
ruszyła w stronę znajomych z Ravenclawu. Hermiona na widok
ogłupiałej miny Blaisa wybuchła śmiechem i tylko poklepała go po
plecach.
- No i za co? – żałośnie spytał brunet i
poczochrał się w roztargnieniu po gęstych, sztywnych włosach.
-
Szczotuś, skarbie, dlaczego ona mi to robi? To ja do niej z sercem
na dłoni, z dobrymi intencjami a ona mi sugeruje, że powinienem
zostać gejem? Skąd w niej tyle agresji?
- Nabyła z wiekiem...
a tak poza tym to nie wpasowałeś z tym tekstem o mleku - dziewczyna
ze znawstwem sączyła wino i spod półprzymkniętych oczu
obserwowała towarzysza.
- A niby dlaczego nie?
- Bo Ginny
po prostu kocha mleko i mogłaby je pić przez cały dzień, takie
małe zboczenie...
Blais nalał sobie tego samego wina, co
gryfonka i popatrzył uważnie na Hermionę.
- Granger, to co
mówisz sugeruje, że powinna mi być wdzięczna za troskę.
Tutaj mleka nie ma, przynajmniej tego krowiego a ja staram się dbać
o wszystkich gości.
- A właśnie... gości, coś ty się tak
zainteresował tym szczególnym gościem. Jak widzisz ona radzi sobie
doskonała - Hermiona popatrzała się na Ginny która właśnie
szalała na parkiecie z jednym z przystojniejszych chłopaków <nie
Malfoy>
- Jak na mój gust to aż za dobrze - mruknął
Blaise i ruszył w stronę tańczonych.
- Teraz ja z nią
tańczę! – Blais złapał zaskoczoną jego bezczelnością
Virginię za rękę i odciągnął ją od przystojnego Krukona.
-
Jak śmiesz, Zabini? – spytała zimno dziewczyna.
- Normalnie.
To się nazywa odbijany...
- Coś ty się na mnie tak uwziął,
człowieku, co ja ci takiego zrobiłam? - Zrezygnowana Ginny zaczęła
z nim tańczyć wiedząc, że szarpanina i tak do niczego nie
doprowadzi.
- Tu nie chodzi o to, co ty mi zrobiłaś, ale o to,
czego nie chcesz dla mnie zrobić - powiedział sugestywnie się przy
tym uśmiechając.
- Wiesz, myślałam, że nie istnieje nikt
głupszy od mojego brata, ale myliłam się, ty i kretyn Malfoy
bijecie rekordy.
Virginia stanęła na środku parkietu z
założonymi na piersi rękami i wbiła wzrok czekoladowych oczu w
zielone oczy chłopaka. Musiała przy tym nieźle zadrzeć głowę,
ale mało ją w tej chwili to obchodziło.
- Rudasku, jesteś
urocza, gdy się dąsasz – Blais pochylił się nad dziewczyną i
pogładził kciukiem jej policzek.
„Rudasek” nic na to
nie odpowiedział tylko spiorunował go wzrokiem, odwrócił się i
podążył w stronę barku.
"Chol*era, ja przez niego
nerwicy, albo alkoholizmu dostanę” - myślała nalewając sobie
ognistej whisky i szukając wzrokiem Hermiony. Kiedy odnalazła swoją
przyjaciółkę o mało co nie zadławiła się napitkiem.
Hermiona
trzymała za farbowane kudły, wyższą od siebie o kilka centymetrów
Pansy i ciągnęła ją do ziemi. Właśnie w tej chwili umilkła
muzyka i dało się słyszeć pisk Parkinson i wrzask wściekłej
Hermiony.
- Jeszcze raz mnie nazwiesz zdzirą, je*bana wywłoko,
kur*wiszonie tani z przepaską na biodrach a tak ci wpier*dolę, że
cię rodzona matka nie pozna!! – Darła się kulturalnie pani
Prefekt Naczelna. – Odszczekaj, suko, to, co powiedziałaś, ale
już!!
Draco, który był najbliżej dziewczyn z trudem, ale
odciągnął prefekt naczelną Gryfonów od zaszokowanej Ślizgonki.
-
Ona mnie uderzyła - Pansy próbowała udawać wielce skrzywdzoną
przez los.
- No, ma niezłego ciosa, ta nasza mała szczoteczka
- powiedziała Draco; do tej pory z nostalgią wspominał cios "małej
szczoteczki"
- Nie wtrącaj się Malfoy. - Hermiona posłała
mu spojrzenie bazyliszka na przymusowym odwyku od ludzkiego mięsa i
wyrwała się z silnych ramion blondyna.
- Ja cię dopiero mogę
uderzyć ty lafiryndo w przykrótkiej kiecce! – wrzasnęła w
stronę Parkinson. - Odwołaj w tej chwili to co powiedziałaś albo
ci rozwalę tą mopsowatą gębulę!
- Draco ona mi grozi -
Pensy spojrzała się w stronę "swojego mężczyzny",
który patrzył na nią z wyraźna pogardą.
- Pansy zdradzę ci
pewną tajemnice - powiedział chłopak obejmując ramieniem
Hermionę, która dalej próbowała się wyszarpać - mi to wisi
słoneczko. Jak Granger będzie chciała ci przylać to ja jej na
pewno nie zabronię. Bójki między babkami to nie moja rzecz.
-
Jak nie twoja to mnie puść prymitywie! – Hermiona wyrwała się z
uścisku i dała Malfoy’owi kuksańca między żebra. – Idź
obmacywać Parkinson, ona się ucieszy!
- Ale ja niezbyt -
jęknął Draco macając obolałe żebra.
- Draco albo ona stąd
wyjdzie, albo ja to zrobię - mopsowata piękność spojrzała
wyzywająco w kierunku gryfonki, była pewna, że Malfoy pomimo swego
wcześniejszego zachowania wybierze ją. W końcu była czystej
krwi.
Sytuację uratował Blais, który miał tendencję do
pojawiania się znikąd w odpowiednim (bądź w najmniej odpowiednim)
momencie, zupełnie jak słynny S. S. Mann Hogwartu.
- Jeżeli
tak bardzo chcesz wychodzić Pansy, proszę bardzo. Granger nie
wyjdzie, bo ja jestem współorganizatorem tej imprezy i ja sobie
życzę, żeby została. Wiesz skarbie, z nią można chociaż
inteligentnie porozmawiać.
- Draco - dziewczyna szukała
jeszcze ratunku o blondyna.
- Za tobą są drzwi, a za nim
wyjdziesz to ja ci dobrze radzę przeprosisz ją - coś w głosie
Zabiniego zmusiło dziewczynę do cichych przeprosin.
- No i po
kłopocie - mruknął Draco i spokojnie zapalił papierosa
- No
ładnie – powiedziała cicho Ginny – dasz macha, Malfoy?
-
Hm? Tobie, szkrabie? – Draco uśmiechnął się zalotnie. – A co
na to wielki i zły brat Łasic?
Hermiona nie wytrzymała.
Wściekłość, która ją powoli opuszczała, szok słowami
Zabiniego i to, co usłyszała przed chwilą coś w niej poluzowały.
Zawsze broniła Rona przed atakami Malfoya, ale to, co powiedział
teraz, było po prostu piękne i doskonale oddawało naturę Ronalda
W.
Granger dostała klasycznej głupawki śmiechowej.
Chłopcy
tylko popatrzyli po sobie i uśmiechnęli się. Zabini podprowadził
Hermionę do najbliższego fotela, gdzie dziewczyna mogła się w
spokoju wyśmiać. Odwrócił się w stronę towarzystwo, a gdy
zobaczył, że panna Weasley dostała jednak tego papierosa podszedł
do dziewczyny wyjął go z jej ust i ze słodkim uśmiechem
powiedział.
- Jak będziesz palić to nie urośniesz
kruszynko.
Sam zaciągnął się skonfiskowanym papierosem a
Draco bez słowa wyciągnął kolejnego. Wiedział doskonale, że
przyjaciel zamierza wyjarać całego i nawet nie liczył na zwrot.
Spokojnie podszedł do fotela, w którym siedziała Hermiona,
powtarzając co jakiś czas "wielki, zły brat Łasic",
rżąc ze śmiechu i trzymając się za brzuch, i usiadł na
szerokiej poręczy. Zaciągnął się kilka razy papierosem i podał
go dziewczynie, która powoli zaczęła się już uspokajać.
-
Dzięki Malfoy - powiedziała z lubością zaciągając się
papierosem - skąd wiedziałeś, że palę?
- Ma się te swoje
tajemnice Granger.
- Tajemnice? - Hermiona popatrzyła
podejrzliwie na Ślizgona.
- Aha - Draco uważnie się jej
przyjrzał. - Nie mogę ci podarować, że ścięłaś taką fajną
szopę, szczoto.
- Mi się podoba - ucięła Hermiona.
-
Nie jest źle - Draco z ociąganiem wzruszył ramionami - ale jak już
powiedziałem, to niepraktyczne - mówiąc to szybko wstał i się
odsunął, żeby nie zarobić plaskacza, bo aż takiego sentymentu do
ciosów orzechowookiej gryfonki nie miał.
- Malfoy ty za to
masz coraz dłuższe włosy - zaczęła Hermiona udając, że nie
rozumie ostatniej aluzji.
- No mam, i co z tego? - chłopak
ponownie zaciągnął się papierosem i uśmiechnął porozumiewawczo
do Blaisa, który postanowił trochę podenerwować rudowłose
dziecię.
- Niby nic tylko podobno im więcej na głowie tym
mniej w głowie, a u facetów to im dłuższy włos tym
krótsza... a zresztą jestem pewna, że się domyślasz...
-
Nie wiesz, o czym mówisz kobieto, a zresztą jak chcesz to możemy
wyjść o udowodnię ci, że się mylisz - powiedział Dracze i
zalotnie się uśmiechnął.
- A masz pod ręką lupę? Bo jak
nie to chyba nie mam, po co się fatygować... - jej zjadliwy tekst
wywołał na twarzy Malfoya ironiczny smirk.
- Nie prowokuj mnie
Granger, dobrze ci radzę...
- Ta bo ty bardzo groźny jesteś -
mruknęła dziewczyna i sięgnęła po piwo z niepokojem obserwując
jak jej przyjaciółka znowu miesza alkohole.- Chol*era upije się
jak nic.
- O to Dziki będzie miał ułatwione zadanie, wy
wszystkie jakieś takie łatwiejsze po kilku piwach.
- Coś ty
powiedział? - Hermiona wstała i podeszła do chłopaka, który
przezornie cofnął się w stroną Blaisa i Virginii.
Zabini z
rozbawieniem podawał dziewczynie kolejne drinki.
- To niezdrowo
tak mieszać - powiedział zastanawiając się czy aby na pewno dać
jej tequille, o którą prosi zaraz po setce czystej bez popitki.
-
Mam mocarny łeb- skłamała gładko Ginny.
- Powiedzmy -
Hermiona spojrzała się uważnie na koleżankę. - Lepiej, żeby
twój brat się o tym nie dowiedziała, wiesz jaki on jest.
- Oj
Hermi, przecież nic mi nie będzie.
- Właśnie Hermi nic jej
nie będzie, a jak coś to Blaise z chęcią odprowadzi ją do
sypialni, prawda Dziki? - powiedział Draco z miną aniołka.
-
Malfoy, nawet jakbym była pijana jak świnia, to nigdy nie dam się
odprowadzić Zabiniemu do sypialni.
- Proszę - Blais bardzo
szybko podjął decyzję co do tego czy podać Virginii tequillę.
-
Dziękuje - odrzekła rudowłosa, pochłaniając zawartość
szklaneczki jednym łykiem.
Draco patrzył na Virginię z
podziwem.
- No niezła jesteś Weasley, szacuneczek - powiedział
z kurtuazją.
- Nie szacuneczek, tylko rzygańsko - sceptycznie
odrzekła Hermiona.
- Przecież nie rzygam - odpaliła zła za
ten tekst, Virginia, odbierając od rozkosznie uśmiechniętego
Blaisa kielich czerwonego wina.
- Jeszcze nie, droga koleżanko
- Hermiona sięgnęła po kolejne piwo i rzuciła wściekłe
spojrzenie Zabiniemu, który niewinnie zmrużył oczy i posłał jej
buziaka.
- Hermiona marudzisz - powiedziała Ginny i zachwiała
się na nogach. Pić to może i potrafiła, ale mocnej głowy na
pewno nie miała.
- Szczoteczko zatańczymy - Draco postanowił
ponownie spróbować uderzyć do Hermiony. - Weź się zgódź,
wiewióra jest chyba dostatecznie duża by nie potrzebować niańki,
a nawet jakby, co to Blaise się nią z przyjemnością zajmie.
-
Oczywiście, nie przeszkadzaj sobie szczotuś, skarbie. Jestem dużym
chłopcem i zajmę się koleżanką, nic się jej nie stanie.
Ginny
wychyliła kolejną setkę wódki i powiedziała już nieco
niepewnie, jakby nie miała dostatecznej władzy nad własnym
językiem.
- Smma się sob..ą zaaajmę, Zabini, łaski bez, a
ty..... idź zatańcz ... z tchórzofretką...., Herm.
Pomimo
usilnych nalegań Malfoya Hermiona ani na chwile nie ruszyła się od
przyjaciółki i dobrze zrobiła, bo już po kilku minutach i jeszcze
dwóch mocnych drinkach razem z Zabini wyprowadzała zataczającą
się Virginię z lochu.
Draco szedł przed nimi i sprawdzał czy
w pobliżu nie ma nikogo, ktoś mógłby o tym incydencie donieść
nauczycielom, bo przecież na tej zabawie nie miało być ani kropli
alkoholu. A w myślach zastanawiała się co on Draco Malfoy syn
Lucjusza Malfoya robi najlepszego...ratować tyłek Weasley’owi...kto
by pomyślał.
Ponieważ do łazienki dziewczyn była
gigantyczna kolejka, Blais wziął słaniającą się Ginny na ręce
i ruszył do pustej łazienki męskiej.
- Niedobrze mi -
oznajmiła Virginia.
- No, niesamowite - z przekąsem
stwierdziła Hermiona.
- Stójcie obydwoje i pilnujcie, żeby
nikt nie wlazł, ona zaraz będzie rzygać a ja nie chcę mieć na
sobie kolorowej mieszanki alkoholowej, idę jej pomóc... Granger weź
tak na mnie nie patrz, jakbym lazł w tak urocze miejsce jak męski
kibel po to by ja wykorzystać seksualnie. Może wolisz ty wejść do
kabiny i patrzeć na rzygi koleżanki, co?
Hermiona stała
zaniepokojona przed drzwiami toalety i uważnie patrzyła czy nikt
czasami nie idzie, natomiast Draco wyglądała na bardzo wyluzowanego
tak jakby go cała ta sytuacja bawiła.
Hermiona spojrzała na
niego z wyrzutem, ona nie widziała w ty nic śmiesznego.
- I z
czego się tak cieszysz oszołomie - warknęła do chłopaka.
-
Ona rzyga - radośnie powiedział blondyn. - Mała Virginia Hogwarcka
Dziewica rzyga w męskim kiblu. To jest przezabawne, Granger. Wyluzuj
szczoteczko i ciesz się życiem.
- Wiesz Malfoy ja wiedziałam,
że Ślizgoni charakteryzują się swoistym poczuciem humoru, ale
wiesz takiego kretyna jak ty to ze święcą szukać. Ja jakoś nie
widzę nic zabawnego w ty, że moja koleżanka upiła się a teraz
wymiotuje w męskiej toalecie. Wybacz, chyba nie mam tak
wysublimowanego poczucia humoru jak ty.
- Wyluzuj, szczota. -
Draco uśmiechnął się zalotnie. - Ja osobiście uważam za
zabawne, to, że grzeczna gryfonka zwraca wybuchową mieszankę
promili do męskiego kibla i to w towarzystwie Ślizgona. Nie bądź
taka zasadnicza, bo tak zostanie.
- Wiesz wole swoją
zasadniczość od choler*nego kaca.
Dziewczyna zaklęła
szpetnie widząc, że jakaś para zbliża się do "ich"
toalety. I na pewno nie szli oni w tamtym kierunku po to by
skorzystać z niej w celu, do którego została pierwotnie
przeznaczona... Najwyraźniej wszystkie wolne klasy i zaułki były
już pozajmowane.
- Wstęp wzbroniony! - Draco zagrodził
wejście własnym ciałem i rozpostarł ramiona.
- A dlaczego i
z jakiej racji, coś się stało? - zapytała podpita Krukonka
uwieszona na ramieniu wstawionego Ślizgona.
- Strefa zagrożenia
toksycznego - grobowym tonem oznajmił Malfoy i przybrał minę
przedsiębiorcy pogrzebowego. Hermiona posłałam mu na wpół
urażone a na wpół rozweselone spojrzenie.
- Pie*prz się
Malfoy - warknął jego kumpel i otworzył z rozmachem drzwi niemal
powalając blondyna na twardą posadzkę.
Wszyscy ciekawie
zajrzeli do środka...
Jedna z kabin była otwarta. Zabini stał
w progu i trzymał za końcówkę dłigi rudy warkocz.
- Kur*wa,
płuca wypluje, kur*wa - dobiegł ich dziewczęcy głos. Warkocz się
szarpnął i wszyscy moli usłyszeć jak Virginia rozmawia z
klozetową muszlą.
- Jaki śliczny widok - mruknęła krukonka
i spojrzała z litością w stronę kabiny. - Dobra, Ares chodź stąd
spadamy, jakoś nie mam ochoty tego słuchać. Nie po to płaciłam
dziesięć galeonów, żeby teraz... szukamy czegoś innego.
Hermiona
usłyszała tylko jedno: "nie po to płaciłam dziesięć
galeonów". Jej wzrok poszybował w stronę Blaisa, który
posłał jej spojrzenie z serii: "ja nic nie wiem, ja tu tylko
sprzątam".
W końcu Ginny wstała i poszła do rzędu
umywalek by przepłukać twarz i usta.
- Dzięki Zabini...
miałeś kiedyś wrażenie, że wyrzygasz całe wnętrzności, bo ja
kur*wa tak, nie raz... ale teraz spoks, mogę pić dalej.
-
Zapomnij – krzyknęła Hermiona - jeśli zobaczę cię przy czymś
innym niż soczek pomarańczowy, to osobiście powiadomię o tym
Rona.
- Nie możesz - Ginny jęknęła zrozpaczona, jej brat
chwilami był gorszy od Persybalda, jeśli to było możliwe.
Spojrzała załzawionymi oczyma na Hermionę, a widząc jej nieugięta
postawę szepnęła tylko. - Wiem, że możesz.
- No nie płacz,
malutka - Blais objął Virginię i uśmiechnął się do niej
całkiem niewinnie - możesz przecież dostać tego mleczka o którym
ci mówiłem, jeśli się postarasz.
Hermiona się zarumieniła
i odchrząknęła a Draco zamrugał oczami ze zdziwienia.
-
Jakiego mleczka? - spytał głupawo, ale po sekundzie zrozumiał
aluzję i jego przystojną twarz rozjaśnił radosny i złośliwy
uśmiech. - A te mleczko... w sumie Granger jakbyś bardzo chciała,
to też cię mogę tym poczęstować.
- Jak piekło zamarznie -
syknęła gryfonka i wymownie popatrzyła na przyjaciółkę, która
zdążyła się już wyszarpnąć z uścisku Zabiniego i mamrotała
cos pod nosem o wyrośniętych, zboczonych i nienormalnych
ślizgonach.
- Chodź Ginny idziemy stąd. A ty Zabini... ja z
tobą jeszcze pogadam o...partnerkach.
- Ja chcę na imprezę,
nie idę do domciu - naburmuszyła się Ginny a Blais lekko zbladł i
prawie niezauważalnym gestem pokazał Hermionie, żeby na razie
milczała.
- Okey, ale jak się zobaczę z alkoholem to wielki i
zły brat Łasic na pewno o tym się dowie i o tym, ze rzygałaś w
kiblu męskim też... żenujące. - Hermiona powiedziała to co
uznała za stosowne i posłała Zabiniemu szeroki uśmiech z serii "i
tak wiem, że kręcisz"
Dziewczyny z godnością opuściły
slizgońską toaletę i powróciły do sali.
- Chyba się
wkopałeś Dziki - Draco wyciągnął następnego papierosa i mocno
się zaciągnął.
- Ty bardziej Smoku... szczególnie jak
Granger się dowie, że to ty za nią płaciłeś.
- No, chyba
jej nie powiesz...
- No, nie wiem... Ale wkurza mnie to jak do
niej czasami się odnosisz a jeżeli kiedykolwiek zrobisz aluzje do
długości jej włosów, to nie ręczę za to co może mi się
wymknąć - Zabini uśmiechnął się złośliwie. - Ona jest w
porządku i masz z nią kulturalnie rozmawiać, czas dorosnąć.
-
Ale ona tak słodko się złości... prawie tak słodko jak Weasley
kiedy ją denerwujesz... A właściwie to jej wzrost i twój są
nawet odpowiednie - Draco uśmiechnął się wrednie
- A niby,
dlaczego?
- Bo przynajmniej nie będzie musiała klękać do
tego... mleczka.
- Wiesz, co, aż tak niska to ona nie
jest - Blais zrobił bardzo filozoficzną minę. - Poza tym wątpię,
że dałaby się na to mleczko namówić.
- A ja wątpię, czy
milczałbym o tym, kto za tą wiewiórkę płacił, gdyby tobie się
wyrwało, kto płacił za szla... znaczy szczotuńkę - Draco szybko
zmienił wyraz, gdy dojrzał złe i pełne oburzenia spojrzenie
przyjaciela.
"Świetnie, zaraz walnie mi wykład o
kulturalnym wysławianiu się i o tym, jak to szlachectwo
zobowiązuje, świetnie" - przestraszył się Malfoy i na
wszelki wypadek, uśmiechnął się bardzo niewinnie.
Koło
drugiej w nocy, kiedy impreza w lochach chyliła się już ku końcowi
Hermiona dorwała Blaisa w ciemnym koncie, gdzie próbował się
ukryć przed zakochaną fanatyczką, która niestety nie miała
rudych loków.
- Zabini powinnam cię strzelić, ty wredny
oszuście.
- No co ty szczotuniu, przecież ja nic nie zrobiłem,
byłem grzeczny jak...
- A te dwadzieścia galeonów... to niby
co?
-... - zbolała mina mówiła wszystko i dziewczyna nie
miała siły się już na niego dłużej wściekać. W sumie to było
miłe... chyba.
- Niech ci będzie... nic jej nie powiem, ale
pod jednym warunkiem - teraz należało wypuścić trującą strzałe
- czy Malfoy ci w tym pomagał?
- On mi nie pomagał... -
skłamał Zabini. - To znaczy wiedział o tym i po prostu zmilczał,
w pewnym sensie mnie krył - dodał widząc niedowierzanie w oczach
Hermiony.
- Wielki Zły Brat Łasica nie przepada za
tobą, wiesz? - spytała złowieszczym tonem Hermiona.
- Tak,
wiem... ale Wielka Dobra Siostra Szczota nie wrobi biednego,
niewinnego, grzecznego Brata Żuczka O Wątłym Zdrowiu,
nie?
Dziewczyna popatrzyła na niego i obydwoje wybuchli
niekontrolowanym śmiechem.
- Jesteś wredną szują Zabini, ale
do cho*lery i tak nie mogę się na ciebie gniewać - powiedziała na
zakończenie rozmowy Hermiona.
ZAKŁAD
Od
czasu imprezy w lochach stosunki między niektórymi
przedstawicielami Domu Węża i Domu Lwa układały się w miarę
poprawnie, nie licząc oczywiście drobnych i niegroźnych incydentów
i kłótni. W pewno listopadowe popołudnie Hermiona Granger
zagrzebana w ciepły pled rozmawiała z grupą dziewczyn. Rozmawiały
oczywiście o tym, o czym rozmawiają wszystkie normalne nastolatki
na całym świecie... zakupach, seksie i chłopakach... w tej właśnie
kolejności..
- A najprzystojniejsi w całej szkole to są chyba
Malfoy i Zabini - zachichotała Levander.
- Ta jasne, Malfoy -
Hermiona wbiła w nią wściekłe spojrzenie - Zabini to nawet
względna bestia... całkiem, całkiem ale ta tchórzofretka...
Yah!
- No, co, no co?! - Parvati włączyła się na cały
regulator - jak tracić cnotę to tylko z którymś z nich... No
jeszcze Harry jest niezły i twój brat też się wyrobił, Ginny .
-
Jasne, jak sznurówki w bucie - mruknęła Virginia i spojrzała się
zdegustowana na koleżankę - Według mnie to ani Ron, ani Harry, ani
Zabini do niczego się nie nadają. Ewentualnie Malfoy... ale nawet z
nim nie poszłabym do łóżka.
- EWENTUALNIE MALFOY?! -
Hermiona wyglądała jakby zwątpiła. - Ewentualnie to Zabini... Ale
i tak musiałby mnie spić - dodała szybko widząc minę
przyjaciółki
- Zabini jest wysoki i durny jak pień -
skwitowała Virginia.
- Z tym się nie mogę zgodzić - panna
Granger potrząsnęła ostrzyżoną głową. - Czasami z nim
rozmawiam i okazuje się, że to istota bardzo inteligentna,
zwłaszcza jak na mężczyznę, po prostu masz uprzedzenia..
-
Nie mam żadnych uprzedzeń, po prostu nie lubię szczura... a poza
tym o czym gadamy, ja i tak nie zamierzam stracić teraz dziewictwa,
jeszcze przynajmniej dwa lata. Tak do zakończenia szkoły.
- Ja
też... zresztą jestem pewna ze ten cały seks jest grubo
przereklamowany - Hermiona była tego samego zdania co
przyjaciółka.
Żadna z nich nie zwróciła uwagi na wiele
mówiące spojrzenia Parvati i Levander.
- Ta, jasne...
Luna mówiła, że jest spoks, chociaż za pierwszym razem trochę
boli - powiedziała Virginia - ale na pewno jest czymś obleśnym z
tym całym Zabinim. Fuj.
Levander spojrzała na młodszą
koleżankę z czymś w rodzaju politowania.
- Wiesz co, Herm ma
rację - powiedziała. - Dziewczyno, czy ty oczu nie masz? A
widziałaś jego oczy, albo jego uśmiech, a nie zauważyłaś, że
jest dżentelmenem i zawsze, ale to zawsze jest schludnie ubrany i
zaje*biście pachnie? Co ty do niego masz?
- Jest za wysoki i do
tego wredny - Ginny nie zamierzała dać się przekonać.
- Ta
Weasley, jasne... - Parvati spojrzała na koleżankę z wielkim
politowaniem. - Dziewczyno zastanów się, co mówisz, z nim albo z
Malfoyem wylądować w łóżku... marzenie
Levander zamruczała
rozkosznie.
- Ale to nie takie proste, kochana... wiesz ile
kobiet czeka w kolejce? - Powiedziała żałośnie do przyjaciółki.
-
Ale oni pewnie chętnie pomagają tym chętnym kobietom...
jaki facet przepuściłby taką okazję - zastanowiła się na głos
panna Patil.
- Zapomnij, słyszałam, że wcale nie są łatwi -
Levander machnęła z rezygnacją - chociaż warto próbować.
-
To wy sobie próbujcie, ja dziękuje bardzo, ale zainteresowana nie
jestem - Hermiona wtuliła twarz w futerko pomarańczowego kocura. -
Ani Malfoy, ani Zabini. Żaden
- Właśnie! - Ginny była
takiego samego zdania co przyjaciółka.
Dziewczyny nie
wiedziały, ze ich postanowienia wywołają potężna burze.
- W
ogóle? - Zdziwiła się Parvati Patil.
- Ani trochę -
stanowczo odrzekła Hermiona.
- Nie spojrzymy na żadnego z nich
jak na faceta, ani nie prześpimy się z nikim, zwłaszcza z żadnym
z nich, aż do końca nauki w Hogwarcie. Kropka. - Zakończyła
dyskusję Virginia.
Tydzień później o deklaracji Ryżej
i Szczoty wiedziała cała szkoła a w Slytherinie wrzało, bo
zaczęto robić zakłady.
***
Zabini i Malfoy
siedzieli w własnym dormitorium i udawali, że się uczą, choć tak
naprawdę obaj myśleli o deklaracjach Gryfonek. To było jak
wyzwanie... Nie, nie jak wyzwanie, to było wyzwanie, które oni
musieli podjąć.
- Draco... - Zabini odłożył swój tom
"Transmutacji Zaawansowanej" i zdjął swoje okulary w
srebrnej oprawie.
- Tak? - Malfoy udawał, że został wyrwany
brutalnie z zajmującej lektury, jaką były "Silne eliksiry
starożytnego Egiptu. Jak zdobyć przepisy i składniki."
-
Stary, nie udawaj, że czytasz i to odłóż, pogadajmy jak mężczyźni
- Zabini podrapał się niegroźnym końcem różdżki za lewym
uchem.
- Ano pogadajmy. Co ci się roi pod tą czarną strzechą,
Blais? - Malfoy wbił wzrok w zielone oczy przyjaciela.
- Czuję
się znieważony. Żadna siksa nie będzie z góry zakładała, że
nie mam u niej szans, o nie. Tyle kobiet się za mną ugania, a ta
mała ryża wiewióra twierdzi, że jestem obleśny, niedoczekanie. -
Zabini wyglądał na zdeterminowanego.
- A mii mówisz, że mam
przerośniętą ambicję - Blondyn uśmiechnął się szeroko. - No,
słucham?
- Stary, prowadzę się przyzwoicie, czekam na jakąś
porządną dziewczynę i nie sypiam po kątach z byle, którą,
chociaż mam okazję kilka razy na dzień. Ty sypiasz z kobietami
rzadziej od przeciętnego księdza katolickiego, nie wiem czy byłeś
w łóżku z dziewczyną chociaż dziesięć razy....
- Siedem -
szybko sprostował Dracze i się uśmiechnął. Czuł, że jego
kumpel ma świetny plan.
- Pal licho plotki, które krążą
o naszych wyczynach po Hogwarcie - podjął urwaną przemowę Blais.
- Gdybyśmy tylko chcieli te plotki stałyby się rzeczywistością,
przecież o tym wiesz. Pal licho te niewyżyte panny, które niemal
ślinią się na nasz widok, pal licho listy miłosne, ale jeżeli
chodzi o deklarację tych dwóch małych żmij, to już sprawa
uderzająca w nasz honor brachu - Zabini wzrokiem pełnym powagi
obserwował jak jego przyjaciel otwiera szeroko oczy z
zaciekawienia.
- Co sugerujesz? - wycedził Malfoy a na jego
twarzy powoli wykwitł uroczy smirk.
- Och, nic takiego Draco -
Zabini machnął ręką jakby mówił o czymś naprawdę nieistotnym,
lub odpędzał dokuczliwą muchę. - Miałem na myśli tylko mały,
niewinny zakład z naszymi gryfońskimi przyjaciółkami.
Kiedy
wyłożył karty na stół, Draco zarechotał ze szczęścia jak mały
chłopiec.
- A jeśli się nie zgodzą? - Spytał nagle
zaniepokojony.
- Od czego jest odwołanie się do honoru i
zarzucenie im tchórzostwa, Smoku? - Mina, Blaisa gdy mówił te
słowa była uroczo niewinna, tak niewinna, że sam anioł nabrałby
się na jego szczerość i niczym nieskażone czyste
intencje.
***
Już w niedługim czasie po szkole
rozeszła się następna plotka, ze dwóch Hogwardzkich Casanovów
zamierza zapolować na Żelazne Dziewice jak zostały nazwane
obie Gryfonki.
Te nic sobie z tego nie robiły, bo kto by się
przejmował tym co mówi jakiś facet.... na pewno nie kobieta.
A
Malfoy i Zabini cichutko się przyczaili i dopiero na tydzień przed
świętami rozpoczęli frontalny atak.
- Hej Granger, pozwól -
wydarł się Zabini przed Wielką salą po wtorkowym obiadku.
-
Czego? - Hermiona nie zamierzała być miła.
- Spokojnie,
spokojnie... Czy możemy pogadać na osobności w bibliotece,
powiedzmy tuż po ostatnich zajęciach?... I weź ze sobą Ryżą
Cholerę.
- Dobra - odpowiedziała spokojnie dziewczyna, mrużąc
oczy jak podejrzliwa kocica.
Kilka godzin później obie
dziewczyny czekały w pobliżu biblioteki. Na widok zbliżających
się okazów męskiej fauny skrzywiły się z niesmakiem.
-
Mówcie o co chodzi bo mamy ważniejsze rzeczy na głowie niż
rozmowa z wami.
- Szczotunio, kochanie nie bądź taka, serce mi
łamiesz - Draco niczym dziewica zatrzepotał rzęsami.
- A ty
posiadasz coś takiego jak serce, Malfoy? Zaciekawiłeś mnie... -
Hermiona nie dała się nabrać na tanie sztuczki.
- Przyłóż
do mej piersi ostrzyżoną główkę a się przekonasz. Mam serce jak
dzwon - Ginny wybuchła niepohamowanym śmiechem a pana Granger mocno
się skrzywiła.
- Dobra, mówcie, o co wam chodzi, bo nie
zamierzam na was całego wieczora marnować - Hermiona usiadła na
parapecie okiennym i wyczekująco spojrzała się na mężczyzn.
-
Drogie koleżanki, chodzi o waszą, głupawą, pozbawiona
jakiegokolwiek sensu deklaracje... - zaczął Draco.
- ...która
uderza w nasz męski honor - a skończył Zabini.
- A co to za
deklaracja tak mocno w was uderzyła, i czy wy w ogóle wiecie, co to
jest honor, co? - Zapytała Virginia doskonale zdając sobie sprawę,
o jaką deklarację chodzi.
- Właśnie, masz honor, Malfoy? - z
drwina spytała Hermiona.
- Zamiast nas obrażać, drogie
koleżanki, wysłuchajcie grzecznie, co mamy wam do powiedzenia.
Wtedy zobaczymy, jakie wy jesteście honorowe i pewne dotrzymania
swoich mało realnych postanowień - Blais uniósł do góry brew i
niewinnie się uśmiechnął.
- Każdy Gryfon ma honor
skretyniały Ślizgonie - Ginny jucz miała rzucić się na
Zabiniego, ale Hermiona w porę ją powstrzymała.
- Spokojnie
maleństwo, bo jak skrzywdzisz Dzikiego, to kto cię w łóżku
zaspokoi - Draco uśmiechnął się złośliwie - Na mnie nie licz,
szczotunia pewnie się z tobą nie podzieli.
- Jak śmiesz
świnio jedna - Hermiona uniosła się słusznym i dzikim gniewem, i
nawet wstała z parapetu.
- Spokojnie - Zabini leniwie uniósł
do góry dłoń. - Co wy chcecie się bić? Bądźmy dorośli...
Przecież my wam cne białogłowy jeszcze nic nie wyjaśniliśmy,
chwila, moment.
Dziewczyny patrzyły się na niego jak na
obrzydliwy okaz karalucha, ale już nie odezwały się ani słowem...
przynajmniej przez chwile.
- Więc powiedziałyście, że
zamierzacie zostać dziewicami do skończenia szkoły... Wiecie
co?... Jakoś wam nie wierze.... słoneczka.
- A co ci do tego
Zabini?
- Nic takiego - podjął temat Draco. - Ale nazywanie
nas obrzydliwymi typami i twierdzenie, że nie jesteśmy godni
pożądania, podczas gdy lata za nami połowa żeńskiej części
Hogwartu, razi naszą dumę i dlatego postanowiliśmy się z wami
założyć...
- ...że nie wrócicie do Hogwartu jako dziewice
po przerwie świątecznej
dokończył usłużnie Blais - jeżeli
spędzicie ten czas z nami w rezydencji moich starych. Starzy
wyjeżdżają do nudnej rodzinki we Francji, chata moja.
-
Zapomnij Zabini - Ginny spojrzała się na niego z politowaniem, niby
dlaczego miałybyśmy spędzić ferie z kimś takim.
- Bo
jesteście... podobno jesteście honorowe, a spędzając z
nami ferie udowodniłybyście to - Draco mówił spokojnie nie
spuszczając wzroku z Hermiony.
- No chyba, ze jesteście
tchórzliwymi króliczkami, które tylko dużo gadają - Zabini
postanowił je troszkę podpuścić.
- Tere-fere - Ginny wlepiła
złe spojrzenie w zielonookiego przystojniaka - i mamy niby zaufać
dwóm, niewyżytym Ślizgonom - powiedziała.
- Mówiłem, że
stchórzą i się nie zgodzą - Draco pokręcił z politowaniem
głową. - Tracimy czas, Blais, to zwykłe cykorki.
- I jeszcze
wierzą w te wszystkie plotki o naszym niewyżyci - dodał zbolałym
głosem Blais - racja Smoku idziemy. Będziemy razem oglądać filmy
na kinie domowym, obżerać się tonami lodów, chipsów i innego
badziewia i wrócimy tu szersi niż wyżsi. Sayonara dziewczynki,
jestem zawiedziony.
- Stój ty tłuku! - Hermiona warknęła
w kierunku Malfoya. - Myślicie, że nie wiemy, że nas
podpuszczacie, jesteście przewidywalni jak Snape na eliksirach z
gryfonami... ale dobra... ja się zgadzam...
- Ja też -
warknęła Ginny zabijając spojrzeniem Zabiniego - udowodnimy wam,
że nic nie znaczycie i co najwyżej to komary mogą na was lecieć,
a nie żadna pożąda i inteligentna dziewczyna.
- A! Myślę,
że przekonały was te lody... - Draco wyszczerzył się radośnie.
-
A nie, bo chipsy! - Odwarknęła Ginny, która nie zrozumiała
aluzji, czym wywołała szczery śmiech Zabiniego.
- A może
kino domowe, Ryży Matołku? - wyrechotał Blais trzymając się za
brzuch. Hermiona skrzywiła się zdegustowana.
- Kretyni -
syknęła Virginii i ruszyła w stronę biblioteki.
Nie dane jej
jednak było odejść gdyż Blais złapał ją za rękę, przyciągnął
do siebie i wycisnął na jej ustach szybki i mocny pocałunek i ze
słowami
- No to przypieczętowaliśmy zakład - odsunął się
od dziewczyny która już miała się na niego rzucić.
- Świnia
- syknęła Ginny i spojrzała się w kierunku przyjaciółki, jakby
w niej szukając ratunku.
Hermiona wzruszyła jedynie ramionami
i nic nie powiedziała.
- Kumpelka od siedmiu boleści - pisnęła
rozdrażniona Virginia.
- Oj, daj spokój... nie zniżaj się do
ich poziomu i zachowaj godność - Granger miała na to jedną
odpowiedź.
- Nie wiem czy chcę mieszkać przez dziesięć dni
z tym, tym... tym GWAŁCICIELEM!! - Dokończyła triumfalnym i
piskliwym głosem Ginny.
Zabini tylko parsknął śmiechem
a Malfoy spojrzał się na rudowłosą z politowaniem
- Też
masz marzenia dziewczyno, nie powiem...ale jak tak bardzo chcesz to
Dziki może ci to załatwić, prawda chłopie?
- No ja tam za
bardzo za przemocą w łóżku nie przepadam ale jak ona chce, to
mogę się zgodzić.
- O! Raz spał z kobietą i już wie co
lubi, a czego nie - zadrwił sobie Draco, a Zabini się lekko
zarumienił.
- Odwal się - powiedział rzeczowo - i zajmij
swoim pasjonującym życiem erotycznym. Co miesiąc inna i to tylko
raz a potem do widzenia... to się leczy.
- Przynajmniej ja
posiadam to życie erotyczne - mruknął Draco i nagle ruszył w
stronę Hermiony. Zanim dziewczyna zorientowała się, co się dzieje
chłopak tak samo jak jego przyjaciel, wycisnął na ustach
dziewczyny szybkiego cmoka i ruszył za kolega pozostawiając obie
gryfonki na pustym korytarzu.
- Hermiona, w co my się
wpakowałyśmy - Ginny żałośnie spojrzała się na koleżankę,
ale ona miała taką minę jakby dostała „K” z transmutacji
-
W totalne bagno - odrzekła krótkowłosa i posłała przyjaciółce,
spojrzenie pełne rozpaczy.
- Ale się nie wycofamy! - Dodała z
mocą.
- Od dwudziestego trzeciego grudnia do pierwszego
stycznia włącznie, będziemy im udowadniać, że wcale nie są
przystojni i pociągający! - Virginia głośno zadeklarowała swoje
stanowisko, chociaż w głębi duszy cała się trzęsła, bo
wiedziała, że gada zupełne niedorzeczności.
***
Ostatni
tydzień poprzedzający ferie świąteczne upłynął bardzo
szybko... dla nie których nawet za szybko.
Hermiona i Giny
kilkoma sprytnymi kłamstwami sprawiły, że teraz wraz z dwójką
Ślizgonów jechały do domu jednego z nich. Państwo Weasley’owie
byli przekonani, że ich ukochane dziecko spędza święta z Hermioną
u jej dziadków we Francji, natomiast państwo Granger byli
przekonani, ze ich ukochane dziecię zdecydował się pozostać
samotnie w szkole by się troszkę pouczyć.
Ron okazał się
naiwny i uwierzył Virginii, że spędza święta z rodziną Hermiony
i o nic się nie dopytywał. Harry był trochę zdziwiony, ale
również nie ingerował. W końcu dziewczyny były prawie dorosłe i
żadna z nich nie była jego siostrą.
***
Hermiona,
klnąc jak szewc próbowała samodzielnie znieść kufer po schodach
bez użycia czarów. Robiła mały test na własne możliwości.
-
Po ścięciu tych kłaków zupełnie ci odbiło - usłyszał tuz za
sobą - co za kretynka nosi takie ciężary.
- Malfoy weź się
odwal - warknęła zezłoszczona i zaraz pisnęła ze złości gdyż
Draco jednym szarpnięciem wyrwał jej kufer i bez problemów zniósł
po schodach.
- Mówi się dziękuje,Granger - powiedział,
gdy ta bez słowa przeszła obok niego piorunując go tylko wściekłym
spojrzeniem.
- Dziękuję! Zadowolony?! - Hermiona nie ukrywała
złości i irytacji. - Chciałam sprawdzić, czy dam sobie z nim radę
i wszystko zepsułeś - dodała urażona.
- No, to już wiesz,
że sobie nie dasz - nonszalancko odpowiedział blondyn. - Zanieść
ci ten maleńki kuferek do powozu?
- Tak... poproszę - mruknęła
wściekła na siebie, za to, że Malfoy był świadkiem jej
słabości.
- Widzisz szczotunio to wcale nie jest takie trudne,
wystarczy ładnie powiedzieć proszę a kochany Smoczek zrobi
wszystko - powiedział Draco wsuwając kufer do powozu.
- Idź
się utop... proszę - dziewczyna natychmiast postanowiła
wypróbować to magiczne słówko.
- Poczekaj, poczekaj? A gdzie
sprawiedliwość? Zakład będzie nieważny jak się teraz utopię,
nie sądzisz? Poza tym zawsze marzyłem, żeby jakaś kobieta zrobiła
mi dobrze ustami zanim umrę... Ostatnie życzenie skazańca jest
świętością... - Draco niewinnie się uśmiechną i wrzucił kufer
bez problemu do jednego z powozów, przy którym stał
Blais.
Hermiona nic nie odpowiedział tylko wsunęła się do
powozu i czekała, na Ginny. Bagaże tej drugiej już dawno były
zniesione a dziewczyna właśnie pojawiła się na schodach -
oczywiście nie sama. Na szyi okręcił się jej Krzywołapek a na
rękach trzymała czarnego dachowca, który przyplątał się do jej
braci na Nokturnie.
Kotka upodobała sobie dziewczynę i została
jej zwierzątkiem.
Kiedy przyjaciółki usiadły obok
siebie a złoci młodzieńcy Hogwartu zajęli miejsca na przeciwko
nich, Hermiona nie wytrzymała i wypaliła
- Skoro uważasz
Malfoy, że jesteś skazańcem, bo będziesz mieszkał ponad tydzień
pod jednym dachem ze mną, to po cholerę się zakładałeś?!
Blondyn
patrzył na nią przez chwilę nie pojmując o co dziewczynie chodzi
aż w końcu załapał i szeroko się uśmiechnął.
- Och
Granger, ale z ciebie szablonowy Gryfon, czy ty wszystko musisz brać
dosłownie?
- Wcale nie biorę wszystkiego dosłownie -
dziewczyna delikatnie się zarumieniła i zaczęła głaskać swojego
ulubieńca.
Tymczasem kotka Ginny po obwąchaniu wszystkich w
powozie bezczelnie wpakowała się na kolana Blaisa i zaczęła się
na nim przeciągać, wbijając mu ostre pazurki w udo i dosłownie o
cal mijając jego strategiczne miejsce. Chłopak gwałtownie pobladł
i oskarżycielsko popatrzył na Ginny.
- Ona cię pierze -
spokojnie wyjaśniła Hermiona.
- Co mu robi?! - Draco otworzył
szeroko oczy ze zdziwienia i wbił wzrok w krótkowłosą.
-
Pierze... kot ma ten nawyk z wczesnego dzieciństwa bo robi tak przy
ssaniu mleka, później pierze w momencie gdy mu dobrze i czuje się
bezpieczny... Nawiasem mówiąc to kotka.
- Ale czy przy tym
musi próbować mnie wykastrować - spytał chłopak oskarżycielsko
i delikatnie przesunął kocice, tak by być bezpiecznym.
-
Najwidoczniej stwierdziła, że twój wkład w rozszerzenie populacji
ziemskiej nie jest aż tak bardzo potrzebny - Ginny uśmiechnęła
się do niego słodko - To bardzo mądra kocica i wie co robi.
-
Eee... przesadzasz Weasley - Draco przewrócił teatralnie oczyma -
ona po prostu na niego leci, słyszałaś co mówiła Granger o
poczuciu bezpieczeństwa.
- Ona się czuje bezpiecznie, bo ja tu
jestem - zezłościła się Ginny.
- Ale pierze mnie nie ciebie
- powiedział tryumfalnie Blais. Czarna kotka, przebierała teraz
łapkami po piersi chłopaka, terkocząc przy tym głośno i mrużąc
z rozkoszy złote ślepka a Zabini drapał ją za uszami, potęgując
jedynie reakcje kocicy.
- Bezwstydnica – mruknęła
zezłoszczona właścicielka czarnej piękności.
- Ale w końcu
to u niej normalne - dodała po chwili słodkim głosem. Zbyt
słodkim. - Ona po prostu lubi męskie towarzystwo, na przykład
w nocy wymyka się z dormitorium i śpi razem z Harrym.
- Rany,
to ona ma kiepski gust - jęknął Draco i pogłaskał kocice,
najwidoczniej jednak zrobił coś nie tak, gdyż kotka, jeszcze przed
chwilą uosobienie łagodności, drapnęła go pazurami i fuknęła
zdenerwowana.
- Albo ma lepszy niż ci się wydaje -
odpowiedziała uśmiechnięta Hermiona.
- Po prostu zakłóciłeś
jej spokój - zwróciła się, Virginia do Dracona, ignorując słowa
przyjaciółki. - Rozproszyłeś ją, dlatego cię drapnęła a nie,
dlatego, że cię nie lubi... Hermiona ma uprzedzenia - Ginny
postanowiła się odegrać akurat w takim momencie za teksty kumpelki
w dormitorium.
Panna Granger spiorunowała koleżankę wściekłym
spojrzeniem i skuliła się na siedzeniu, natomiast Draco uśmiechnął
się do Ginny i zaczął radośnie pogwizdywać.
Po pół
godzinie jazdy miedzy podróżnikami zapanowała jak taka harmonia i
podróż mijała im na zabawnych rozmowach. Lecz gdy tylko powóz
zatrzymał się przed posiadłością Blaisa znowu zrodził się
podział na dwa wrogie obozy i nawet koty tego nie uniknęły, gdyż
Krzywołap chciał zdobyć Zimmy a ona na pewno nie chciała być
zdobyta.
UROCZA
GWIAZDKA
- No, moje drogie - powiedział
uroczyście Blaise, kiedy już załadowali się do ogromnej
rezydencji razem z bagażami - wasze pokoje i sypialnie będą na
drugim piętrze, nasze na pierwszym. Tu, na parterze, jest salon,
łazienka i ogromniasta kuchnia. Oczywiście wy też będziecie miały
swoją łazienką, tak samo jak my.
- Wow - powtarzała co jakiś
czas zachwycona Virginia. Nigdy nie widziała tak wielgachnego domu,
urządzonego z takim gustem. Był to iście książęcy blichtr.
-
Oświeć mnie Zabini - Hermiona mówiła bardzo powoli, jakby uczyła
się nowych słów. - Mamy swoje pokoje z oddzielnymi sypialniami i
własną łazienkę?
Blaise udawał, że nie zrozumiał jej
zdziwienia i odparł z uroczym i niewinnym uśmiechem:
- Wiesz,
jak ci mało to macie jeszcze salonik z kominkiem i na waszym piętrze
mieści się jeszcze sala bilardowa. Jak będziesz chciała
skorzystać z siłowni, jest na dole w północnym skrzydle, basen
tak samo. Aha - należący do mnie salon z domowym kinem mieści się
na pierwszej kondygnacji. Możecie z niego korzystać, kiedy
chcecie.
- Oczywiście, jeśli wam nie odpowiada - Dracon z
poważną miną spoglądał na dziewczyny - to zawsze możecie spać
z nami, ja przynajmniej nie będę miał nic przeciwko.
Obie
dziewczyny spojrzały się na niego z politowaniem i ruszyły w
stronę swoich pokoi. Kiedy były już na schodach Blaise postanowił
im jeszcze o czymś powiedzieć:
- Moi rodzice nie trzymają w
domu skrzatów, zatrudniają tylko kucharkę i kilka służących,
ale na czas świąt oni wszyscy również stąd wyjechali, więc
musimy sami sobie gotować. Umiecie prawda?
- Może tak, może
nie - Ginny, jako właścicielka sześciu braci, wiedziała, że
jeśli kobieta przyzna się do posiadania umiejętności kulinarnych
to, delikatnie powiedziawszy, ma przesrane. - Chyba nie sądzisz, że
przez cały ten okres to właśnie my będziemy gotować?
- Nie,
no skądże - powiedział Draco, choć ton jego głosu oraz mina
wskazywały na coś zupełnie innego.
- Codziennie gotuje ktoś
inny - Blaise dodał szybko, choć również bez większego
entuzjazmu. On, co prawda, umiał gotować. Ale umieć nie znaczy
lubić.
Ginny lubiła pichcić, ale nie zamierzała się
dać wykorzystywać do robót kuchennych.
Lubiła - gorzej było
z rezultatami i Hermiona zdawała sobie sprawę, że będzie musiała
pilnować przyjaciółki przy kuchni, aby nie potruła ich już przed
Bożym Narodzeniem. Ona z kolei nie lubiła gotować, może tylko
czasami, za to robiła to świetnie.
Jęknęła w duchu na myśl,
że chłopcy na pewno kolacji Wigilijnej nie przygotują.
"No
to, kaplica, cały dzień przy garach" - pomyślała.
- Ale
w Wigilię gotujemy razem! - Ginny jakby czytając w myślach
przyjaciółki wykrzyknęła na cały głos.
- Niech wam
będzie... no, to w Sylwestra też - powiedział Draco i uśmiechnął
się do Blaisa. Ten tylko jęknął na widok miny kolegi.
Draco
Malfoy bardzo lubił kuchnię, lubił w niej siedzieć, lubił nawet
gotować, szczególnie eksperymentować. Tylko, że te eksperymenty
nie zawsze mu wychodziły. I właśnie dlatego Zabini zaczął się
martwić o to, co zostanie, gdy jego blond kolega zostanie zostawiony
w kuchni samopas.
- Wiesz, Draco, moi rodzice bardzo lubią tą
kuchnię...
- To fajnie - odpowiedział przyjacielowi blondyn -
mi też ona się podoba, jest przestronna i wygodna do gotowania i
ekspery...
- Nie wymawiaj tego słowa! - Blaise zatkał mu
twarz. - Wiesz, że moi starzy zabronili ci wchodzić do tej
przestronnej i uroczej, jak to kiedyś określiłeś, kuchni?
Pamiętasz, jak rozpieprzyłeś cały piec, bo chciałeś upiec
ciasto na drożdżach, z proszkiem do pieczenia i z duuuuużym
dodatkiem sody, bo stwierdziłeś, że będzie lepsze i szybciej
urośnie?! Lepiej tam beze mnie nie wchodź.
- Lubię gotować -
powiedział urażony Malfoy.
- Och, owszem lubisz, gorzej z
umiejętnościami - Zabini nie zamierzał zarzucać kłamstwa.
-
A eksperymentowanie jest fajne - dodał niezrażony sugestią
blondyn.
- Właśnie! - pisnęła radośnie Virginia, co
wywołało minę pełną grozy na twarzy Hermiony.
Dziewczyna
szybko spojrzała w stronę rudowłosej.
- Tylko nie waż mi się
eksperymentować, po twojej ostatniej próbie w Norze wody
zabrakło.
- No o co ci chodzi, to wcale nie było za ostre.
-
O co chodzi? - zapytał zaniepokojony Blaise.
- Ona kiedyś
przyrządziła chińszczyznę, dodała trzy ostre papryki, sos
chilli, paprykę chilli, sos tabasco, górę papryki ostrej mielonej,
pieprz czarny i czerwony. Tego się jeść nie dało!
-
Nieprawda... Wy po prostu nie potraficie docenić oryginalnego
przepisu - Ginny sprawiała wrażenie głęboko urażonej.
- To
miała być chińszczyzna na ostro, a chińszczyzna w ogóle jest
ostra, więc musiałam dać więcej pikantnych przypraw do
chińszczyzny ostrej, no nie?! - wybuchła urażona Ginny.
- Ale
nie tony chilli, rudzielcu - Zabini był zdegustowany. - Nauczyć cię
robić pikantną chińszczyznę? Nie ma problemu... Ale będziesz
tylko patrzeć.
- Ale Weasley ma rację. Bez eksperymentowania
nie ma zabawy....
- Bez wylatującego w powietrze pieca też,
prawda Smoku? - z przekąsem zauważył Blaise.
- To tylko
dodaje pikanterii! - pisnęła Ginny. Właśnie poczuła, że Draco
Malfoy jest jej pokrewną duszą w co najmniej jednej dziedzinie
życia.
- Oni się w ogóle nie znają - powiedział Draco i
przytulił do siebie niziutką dziewczynkę. - Chodź wiewiórka,
zostawimy te nieczułe potwory, oni nie wiedzą, co dobre.
Ginny
obrzuciła spojrzeniem zranionej sarny "parę potworów" i
ruszyła za jedynym człowiekiem, który potrafił ją
docenić.
Blaise i Hermiona popatrzyli się na siebie z
dziwnymi minami, a gdy tylko ta niezwykła para kucharzy znikła za
zakrętem cichutko jęknęli.
- Ja pilnuję maleństwa - szepnął
Blaise i uśmiechnął się do Hermiony - A ty Dracona.
- Zaraz,
zaraz, a dlaczego nie na odwrót?
- Bo Malfoy ciebie nie uderzy
jak mu się będziesz do kuchni mieszać, a mnie może znokautować.
-
Hej, ale to twoja kuchnia! - Hermiona nie mogła uwierzyć, że
Malfoy jest aż tak bezczelny. - Poza tym jesteś ciut wyższy.
-
Jakby ci to powiedzieć, szczotuś... On gotując potrafi wpaść w
swego rodzaju trans, a najgorsze jest to, że myśli, iż robi to
doskonale, a wszyscy dookoła uwzięli się na niego i nie doceniają
kunsztu przyrządzanych przez pana Malfoya potraw... Kobitki nie
uderzy, ale mnie... Mógłby we mnie rzucić rozgrzaną patelnią,
wiesz?
- W takim razie jest chory psychicznie i powinien się
leczyć - stwierdziła rzeczowo Granger.
- To nieuleczalne,
szczota, uwierz mi.
- Ale cukru z solą nie pomylił, no nie?
-
Nie, on jedynie do tarty z jabłkami seler dodał, ale tak to jest w
porządku.
Hermiona z trudem przełknęła ślinę, po
doświadczeniach kulinarnych Virgini mogła sobie wyobrazić
zachowanie Malfoy’a.
- A możemy nic nie zamówić? - zapytała
z nadzieją.
- Szczotuniu, a gdzie twoje zamiłowanie
przygody?
- Właśnie zwiało.
- Jutro nie możemy im
pozwolić wejść do kuchni, a to znaczy, że jak tylko wstaniemy
wchodzimy tam i się barykadujemy - powiedział Blaise rzeczowo.
-
Tak, to chyba najlepsze wyjście z sytuacji... - Hermiona musiała mu
przyznać rację.
Nie wiedzieli, że Draco i Ginny właśnie
kombinowali, że nastawią budziki na szóstą i też się
zabarykadują w kuchni. Oni chcieli mieć wesołe
święta.
****
Wieczorem Virginia wlazła do łazienki
i zaczęła piszczeć ze szczęścia, wcześniej bowiem korzystały z
łazienki w salonie.
- Co jest? - spytała Hermiona.
-
Jakuzzi - pisnęła radośnie Virginia - pieprzone jakuzzi. TU JEST
RAJ! - wrzasnęła dziewczyna.
- Bąbelki?? Zabini ma bąbelki??
– Hermiona zaraz wparowała do łazienki i z miłością w oczach
spojrzała się na wannę. Uwielbiała długie kąpiele w, jak to
określała, „bąbelkach”.
- Wiesz Ginn, to mogą być
naprawdę fajne ferie. Jeśli nie licząc tych dwóch głąbów, to
tu może być naprawdę nieźle...
***
W tym samym
czasie Draco pod czujnym okiem Blaise’a urzędował w kuchni
przygotowując sobie pyszną kanapeczkę. Jego kolega z obrzydzeniem
patrzył na chleb posmarowany miodem, masłem, musztardą, dżemem,
chrzanem, obłożony wędliną, serem i sałatą oraz z dodatkowymi
korniszonkami.
Draco z wniebowziętą miną zaproponował
koledze kawałek, a gdy ten, nie wiedzieć dlaczego, odmówił, wziął
się do konsumpcji.
- A jadłesz kiedysz kiełbasze z waniliowym
szerkiem, Blaisz? - spytał rozanielony blondyn z pełną buzią.
-
Jak pies je, to nie szczeka... - Zabini patrzył ze zgrozą na
poczynania przyjaciela.
- Ja nie pies - oznajmił radośnie
Malfoy, gdy zdołał przełknąć drugi kęs, czyli drugą połowę
kanapeczki (wielkiej pajdy).
- Nie, ty jesteś Malfoy.. Draco
Malfoy - przedrzeźniał go Dziki. - Czy to w ogóle jest jadalne?
-
Pyszne – blondasek się oblizał i poklepał po brzuchu. - Zrobić
ci kanapeczkę?
- Nie! - Blaise miał zdegustowaną,
przestraszoną, zdziwioną i zszokowaną na raz minę. - I nie machaj
nożem - dodał na wszelki wypadek.
Nagle do kuchni wpadły
obie, już umyte i ubrane w piżamki, dziewczyny. Chłopcy
natychmiast zamilkli i wpatrywali się w nie, jak w zjawiska.
Hermiona miała na sobie czerwona pidżamkę, w której wyglądała
słodko, a Ginny zieloną koszulkę... której na pewno nie
zaakceptowaliby ani jej przewrażliwieni bracia, ani ukochana
mamusia. Obaj panowie wzrokiem wyrazili swą wielką aprobatę dla
obu tych strojów.
- Co wcinasz, blondasie? - Ginny wskoczyła
na blat stołu i niczym przedszkolak zaczęła machać nogami.
Kiedy
Draco wyjawił składniki swej przepysznej kolacyjki Hermiona
zbladła, a Ginny oblizała się z rozkoszy.
- Pychota, a jadłeś
kiedyś jajecznice z karmelem?
- Skąd wiesz, że pyszne,
jadłaś? - spytała Hermiona ze zgrozą.
- Nie, ale pysznie
brzmi! - oznajmiła Virginia ku zgrozie Zabiniego i Granger
-
Jajecznica z karmelem też brzmi ciekawie - wyraził swoje
zainteresowanie dla egzotycznej potrawy Draco.
- Niedobrze mi -
stwierdziła Hermiona.
- Może zrobimy taką jajecznicę jutro
na śniadanie... Wy nie musicie jeść - Ginny popatrzyła na Granger
i Zabiniego, jak na dziwadła.
- Nie - w – tej -kuchni. -
oznajmił dobitnie brunet - Veto.
- No co ty, brachu? - Draco z
niewinnym uśmiechem zbliżył się do Blaise’a i ugodowo poklepał
go po plecach - pomyśl, to może być naprawdę pyszne i...
-
Draconie Angelusie Lucjuszu Malfoy, jeśli spróbujesz w tym domu, w
tej kuchni, zrobić coś takiego, jak jajecznica z karmelem, to
osobiście powiadomię twojego ojca, że rozbiłeś jego najnowsze
maseratii .
Zanim Draco zdążył wyrazić swe oburzenie
względem tego podłego szantażu, Hermiona zwijając się ze śmiechu
usiadła na pierwsze wolne krzesło.
- Anioł... On ma na drugie
anioł...
- No i co cię tak bawi, co? - Draco poczuł się
urażony. - A może do mnie nie pasuje?!
Hermiona zachichotała
jeszcze głośniej a Ginny oznajmiła z powagą.
- Spoks,
Malfoy... masz superaśnie jasne włoski i ładną buźkę... Chociaż
wredną. No i te szaroniebieskie ślepka. Według mnie anioł
murowany.
- Pogięło cię, Ginny? - Hermiona patrzyła na
przyjaciółkę w niemym szoku. - Anioł to on może i jest, ale ten
upadły.
Ginny uważnie otaksowała Dracona spojrzeniem, zeszła
ze stołu, obeszła go wokoło i spojrzała na Hermionę.
-
Podobno Upadli są najlepsi.
- Nie podobno maleńka, tylko na
pewno - krzyknął Draco z uśmiechem i cmoknął dziewczynę w
policzek.
Ginny przez chwilę zastanawiała się, czy ma
się obrazić za to "maleństwo", ale Draco podał jej z
talerza drugą ze swych słynnych "kanapek" i zawojował
tym dziewczynę do końca.
- I ona to może jeść - mruknął z
niedowierzaniem Blaise i spojrzał się w stronę Hermiony jakby w
niej szukał ratunku.
- Na mnie nie patrz...- orzechowooka miała
podobną minę do miny Zabiniego. - Ja też tego nie rozumiem.
-
Może oni się potrują - powiedział na głos Blaise. - My
zostaniemy sami i urządzimy sobie dziką orgię. Granger, co ty na
to?
- Byłoby zabawnie - powiedziała Hermiona - ale na to nie
licz. Wiesz, złego licho nie bierze, Zabini.
- Taaaaaaak, wiem.
A wiesz, że rude to wredne? A jeszcze, jak jest rude i małe to
lepiej bez kija nie podchodzić - Blaise szczerzył się radośnie do
Hermiony.
- Draco masz szczęście, że jesteś mniejszy od
Zabiniego - Ginny nie zamierzała odpuścić.
- A to niby
dlaczego - mruknął Draco, który, choć to głęboko ukrywał,
również miał delikatne kompleksy na punkcie wzrostu, w końcu był
najniższym mężczyzną w rodzinie.
- Bo on z każdym
centymetrem chyba głupiał, a u ciebie jeszcze kretynizm, jak na
mężczyznę jest w normie.
- Mam się obrazić, czy
podziękować? - Zapytał Draco i zanurzył usmażoną kiełbaskę w
kremie czekoladowym.
- Fuj! - Hermiona mocno się wzdrygnęła.
-
Chyba cię obraziła, Smoku - rzeczowo stwierdził Zabini - biorąc
pod uwagę, że jesteś ode mnie jedynie cztery centymetry
niższy...
- Ale jestem lżejszy o dziesięć kilogramów! -
triumfalnie wypalił blondyn.
- Zabini to przerost formy nad
treścią. Ot, co! - Ginny pisnęła radośnie i poszła w ślady
blondyna maczając kiełbaskę w czekoladzie.
- Ja zaraz puszczę
pawia - Blaise zrobił się lekko szarawy, gdy Virginia ugryzła
kawałek kiełbaski.
- Pychota - mruknęła dziewczyna i
pochłonęła nowy specjał.
Zabini przez moment przyglądał
się jej, wreszcie zdecydował się podejść do dziewczyny,
przytrzymał jej głowę i delikatnie oblizał usta, na których były
kropelki czekolady.
- Masz racje pyszniutkie, naprawdę.
-
Ty... świnio niemyta – Virginia zrobiła oczęta jak talary. Była
zła.
Hermiona zachichotała.
- Świnia niemyta -
powtórzyła po koleżance radośnie.
- No co, ja ci tylko
przysługę robię, usta ci się kleiły, a ty tak do mnie, no wiesz
dziewczyno, powinienem się obrazić.
- A obrażaj się, jak
chcesz, mi to wisi Zabini - mruknęła Ginny i odwróciła się w
stronę Dracona, który właśnie skonsumował ostatnią kiełbaskę.
-
Hej to była moja, jak mogłeś... Ja dalej jestem głodna.
- A
może tak frytki - mruknęła Hermiona, mając nadzieje, że zażegna,
choć na chwilę, kulinarne spory.
- Frytki posypane cynamonem!
- radośnie oznajmił Malfoy.
- Idę spać. Odechciało mi się
jeść - oznajmił Blaise.
- Mi tak samo - powiedziała
Hermiona.
- Ja tej świni niemytej nie zapomnę - dodał
złowieszczo od progu kuchni brunet i pogroził rudasce palcem. -
Dobranoc dziwolągi i smacznego.
***
Kiedy
tylko dwójka tradycjonalistów kulinarnych opuściła kuchnię,
Ginny i Draco popatrzyli się na siebie ze złośliwymi uśmiechami.
-
Biedactwa, oni naprawdę nie wiedzą co dobre, ale jutro...
-
...jutro to oni nie będą mieli wyboru... Ale tej świni to ja nie
daruje.
- Mała, no o co ci chodzi, przecież on nic takiego nie
zrobił.
- Malfoy a jakbyś ty się czuł, gdyby na przykład
Hermiona do ciebie podeszła i zaczęła cię lizać?
- Nie
miałbym nic przeciwko temu... - Draco wyszczerzył się do
rudzielca. - Ale gdyby zrobił to Blaise, poczułbym się dziwnie...
Tylko, że tobie powinno się podobać. Wiesz, ile lasek marzy o tym,
żeby Zabini je polizał?... Nie tylko w usta - chłopak zarechotał
rozbawiony własnym poczuciem humoru.
Virginia popatrzyła na
blondyna z politowaniem.
- Czy u was w Slytherinie wszyscy są
takimi świntuchami, czy tylko wy dwaj, Malfoy?
- Och nie,
najgorsi zboczeńcy idą do Gryffindoru, na przykład taki Potter,
kto by pomyślał, że on kota zmusza by z nim spał.
- Harry
wcale jej nie zmusza, ona sama chce! - wykrzyknęła Ginny i dopiero
po chwili zrozumiała jak to głupio zabrzmiało.
- Ja jednak
wolę kobiety - zaśmiał się Draco i wyszedł z kuchni zostawiając
tam zaskoczoną dziewczynę.
Ginny jeszcze przez chwilę
wpatrywała się w drzwi, za którymi zniknął Draco i nie wiedziała
czy ma się obrazić w imieniu Harry'ego, czy szczerze roześmiać.
Nie zastanawiając się nad tym dłużej wyszła z kuchni i ruszyła
do sypialni, była zmęczona, a rano musiała wstać o szóstej by
szybko zdobyć kuchnię.
Kiedy dochodziła już do swojej
sypialni czyjeś ręce objęły ja w tali i przycisnęły do ściany
tak, że czuła ciężkie męskie ciało i nie mogła się odwrócić,
by zobaczyć sprawcę.
- No więc jak to było z tą świnią
niemytą?
- Zabini, odwal się i zdejmij ze mnie swoje brudne
łapska! - dziewczę najwidoczniej poznało "oprawcę" po
głosie.
- No i znowu mi sugerujesz, że się nie myję...
Nieładnie - Virginia była wściekła, a Blaise rozbawiony.
-
Zabierz ręce! - warknęło filigranowe dziewczę.
- Zabiorę...
jak będzie mi się podobało. Na razie podoba mi się tak, jak
jest.
- Jesteś podły!
- A ty jesteś malutka i masz mało
siły - zadrwił ubawiony po pachy jej wściekłością
brunet.
Blaise odwrócił ją przodem do siebie szybkim,
zgrabnym ruchem i jeszcze mocniej naparł na ciało dziewczyny tak,
że Virginia nie miała żadnego pola manewru.
- Puszczę cię...
jak mnie przeprosisz. - Nachylił się nad nią i zajrzał jej
głęboko w oczy.
Dziewczyna zaczęła na chłodno analizować
sytuację. Jeśli w ciągu pięciu minut nie znajdzie się w łóżku,
to rano nie będzie w stanie wstać o szóstej rano i nici z
gotowania. Ale jeśli chce się znaleźć w pokoju to musi przeprosić
tego gbura - innego wyjścia nie ma.
- Dobra, sorry - wymruczała
i zaczęła się szarpać - No puszczaj, przecież cię przeprosiłam
- wrzasnęła oburzona.
- Ginny skarbiku, ty chyba nie sądzisz,
że to były przeprosiny, toć to jedynie marna namiastka
przeprosin.
- To co chcesz do diabła, żebym padła przed tobą
na kolana i biła pokłony?!
- Paść na kolana to nawet możesz,
nie powiem, propozycja bardzo interesująca, ale z tymi pokłonami to
niekoniecznie, aż takiego poświęcenia nie wymagam... Wystarczy jak
zajmiesz te swoje słodkie, niewyparzone usteczka czymś innym niż...
jedzenie.... Chociaż tu będziesz miała swoje ulubione
mleczko - dodał po chwili zastanowienia i mrugnął do
dziewczyny.
Ginny w pierwszym momencie miała go ochotę
strzelić, ale ponieważ było to niewykonalne popatrzyła na niego z
litością i powiedziała:
- Kretyn.
- I znowu mnie
obrażasz... - Blaise bawił się coraz lepiej.
- O! Ja mogę
cię dopiero obrazić... BRUDASIE! - triumfalnie wrzasnęła
Virginia.
Doskonale zdawała sobie sprawę, że ten cholerny i
niestety zabójczo przystojny Ślizgon ją podpuszcza, ale nie mogła
mu darować dobrego samopoczucia. W efekcie samopoczucie Blaise’a
jeszcze się tylko poprawiło.
- No... masz cały arsenał
przezwisk, wiewióro. A teraz grzecznie mnie przeprosisz za to, że
sugerowałaś mi brak higieny osobistej. - Zabini patrzył na nią
przenikliwie i dziewczyna czuła się jakby była świdrowana jego
wzrokiem na wylot. - Inaczej będziesz tak tu stać do rana... albo
klęczeć, mi to obojętne, chociaż przyznam, że w skrytości ducha
wolałbym klęczenie.
- Jak chcesz to sobie klękaj, ja nie
zamierzam! - odwarknęła.
- Ależ maleńka, ja z chęcią przed
tobą uklęknę - Blaise uśmiechnął się prowokacyjnie i, jeśli
to możliwe, jeszcze bardziej nachylił nad dziewczyną.
Gdy do
Ginny dotarły słowa chłopaka mocno się zarumieniła i wrzasnęła
głośno:
- Nie dość że świnia, to jeszcze cham i
zboczeniec!
- Rany, Weasley jakie ty masz bogate słownictwo,
ale pragnę zauważyć, że żadne z tych słów nie było nawet
podobne do porządnego przepraszam. Czy ja naprawdę tak dużo
wymagam? Jedno małe przepraszam i może jakiś całusek.
-
Całusek! Sam się cmoknij w tyłek, matole!
- Och, zero skruchy
i same wyzwiska, malutka. Taka mała, a taka pyskata. - Zabini
uśmiechnął się drapieżnie. - Wiesz co, podziwiam twój upór i
twój silny charakter, naprawdę. Ale radzę ci się ugiąć i mnie
przeprosić. Bo nie jestem ani brudasem, ani chamem i nie zamierzam
być. A poza tym, nazywając mnie chamem, naprawdę mnie obraziłaś.
Więc pókim dobry, lepiej mnie przeproś, Weasley.
- Niech już
ci będzie, przeproszę cię, ale nie możesz już tego robić! -
wykrzyknęła zrezygnowana dziewczyna.
- Czego? - zapytał z
niewinna miną Blaise, jakby zupełnie nie wiedział o co jej
chodzi.
- Wiesz doskonale czego! Tego co zrobiłeś w kuchni!
-
A, tego - powiedział domyślnie i zrobił to samo, albo prawie to
samo, delikatnie objechał językiem po jej wargach, a później
delikatnie pocałował w rozchylone usta.
- Bez... bezczelny -
zająknęła się z oburzenia dziewczyna. - Jak śmiesz ty, ty... -
nie mogła dobrać słów i czuła, że się rumieni wbrew swojej
woli, bo to, co zrobił Blais było miłe. Nie - to do cholery było
niesamowicie miłe i ten fakt bulwersował ją i wkurzał jeszcze
bardziej. Virginia poczuła się bezsilna.
- No? Czekam...
Jakich jeszcze malowniczych epitetów użyjesz by mnie opisać?. Ja
mam czas i mogę nie spać, więc się zdecyduj czy mnie
przepraszasz, czy wyzywasz dalej.
- Przepraszam - cichutko
wyszeptała Virginia i niepewnie spojrzała na chłopaka.
Blaise
nie wierzył, że ona rzeczywiście to powiedziała, był tak
zszokowany, że nawet jej nie zatrzymywał gdy wyślizgnęła się z
jego uścisku i znikła za drzwiami sypialni.
Gdy na drugi
dzień wraz z Hermioną zeszli do kuchni, był wściekły na siebie,
że niestety to małe słówko tak go zszokowało i nie zatrzymał
dziewczyny, może wtedy nie doszłoby do tego czegoś.
***
Draco
i Ginny obudzili się punktualnie o godzinie szóstej i już
trzydzieści minut później stali przed drzwiami kuchni, ubrani i
gotowi do kulinarnej dywersji.
- Będą zaskoczeni - pisnęła
Virginia
- I podziękują nam za świetne jedzenie! - Draco nie
miał wątpliwości co do swoich umiejętności kulinarnych.
-
Czy zachwyceni, to bym polemizowała - ruda nie podzielała
bezkrytycznego entuzjazmu blondyna. - Ale na pewno, gdy spróbują,
ocenią pozytywnie.
- Właśnie i uwierzą w nasze umiejętności
kulinarne.
Godzinę później przestronna, klinicznie czysta
kuchnia państwa Zabinich w niczym nie przypominała swego
pierwotnego stanu. Po podłodze walały się kawałki jakichś bliżej
nie zidentyfikowanych produktów, a słynni mistrzowie kuchni byli
biali od mąki. Przy tym wszystkim bawili się tak doskonale, że
nawet nie zauważyli, jak w drzwiach do tego... piekła stanęły dwa
biedne, zszokowane ludziki i ze strachem przełknęły ślinę.
Draco
był cały w mące a Virginia w karmelu.
- O Jezu - jęknął
Blaise.
- Co wy robiliście? - Hermiona patrzyła na dziwne
potrawy i na coś, co było w piekarniku - prawdopodobnie ciasto.
-
Kurczak z karmelem jest zaje*bisty - oświadczyła radośnie Ginn. -
Chcecie spróbować?
- Co to do cholery ma być? - spytał ze
zgrozą Blaise wskazując na potrawy, które stały na stole.
-
To jest udoskonalony budyń porzeczkowy - Draco wydawał się
szczęśliwy wskazując na czarne coś, które jadł. - To jest
kurczak z karmelem, to indyk nadziewany śliwkami, jabłkiem i
melonem, polany syropem klonowym – przy słowie "klonowym"
Hermiona krzyknęła ze zgrozy.
- Tam piecze się udoskonalone
ciasto drożdżowe z nadzieniem z szynki... Draco powiedział, że
szybko urośnie... - Gin wyszczerzyła się jeszcze radośniej od
blondyna i zajrzała przez szklane drzwiczki do piekarnika - O, miał
rację!
Hermiona oparła się o Blaise’a i z rozpaczą w
oczach popatrzyła na towarzysza.
- Powiedzcie, że w tej kuchni
zostało coś jadalnego... błagam.
- Szczotunio, tu wszystko
jest jadalne, łącznie ze mną - Draco wyszczerzył się w stronę
Hermiony i podszedł do kuchenki, na której w wielkim garnku coś
strasznie bulgotało.
- Zabini, jak ja go zabiję to jego
rodzice będą bardzo źli?
- Nie wiem, Granger... powiemy, że
to zbrodnia w afekcie, wyrok będzie łagodniejszy. Poza tym, jak pan
Wielki Lucjusz Inkwizytor Ministerialny Wszelkich Odchyłów od Norm
Prawa Obowiązującego Czarodziejów Malfoy dowie się, co jego syn
zrobił przed śmiercią z jego ukochanym, pięknym, czarnym jak noc
Maseratti (?- chyba ) to pewnie cię nie zamorduje a może nawet
pochwali....
- Ale wy jesteście sztywniaki... zero kulinarnego
polotu i fantazji - stwierdził Draco.
- Nie umiecie się bawić
- przyznała mu rację Virginia.
- Ale my was przekonamy - Draco
uśmiechnął się złośliwie do Hermiony i jednocześnie puścił
oko do Blaise’a.
- Granger, jeśli to, co ugotowaliśmy z
wiewiórą będzie ci smakowało, to dasz mi się spokojnie
pocałować, a jeśli nie, to ja dam ci spokój do końca szkoły.
Żadnych aluzji, po prostu nic.
- Weź spadaj Malfoy, ja nic z
tego nie ruszę, mowy nie ma, żebym to zjadła.
- No to ja cię
nakarmię!
- Ale to wygląda obrzydliwie! Zwłaszcza ten budyń.
Co wy tam daliście, że jest czarny, krew? !
- Eee tam -
Virginia wzruszyła ramionami - Różne takie rzeczy, ale nie
krew...
- Różne takie rzeczy?! - ze grozą zapytał Blaise.
-
No! - radośnie oznajmił Draco - To co, Granger? Próbujesz, czy
tchórzysz?
Hermiona niepewnie podeszła do miseczki,
zamieszała w niej łyżką, popatrzyła po towarzyszach, po czym
zamknęła oczy i przełknęła. Na jej twarzy odmalowała się
dziwna mina, zrozpaczona spojrzała na Zabiniego i podała mu łyżkę.
Ten również zamoczył ją w czarnym paskudztwie i delikatnie
polizał.
- To... to...
- To jest dobre - mruknął cicho
do Hermiony i ze zdziwieniem popatrzył na Dracona.
- Smoku, to
jest świetne... Nie no, zwracam honor, to jest naprawdę
niezłe.
Draco i Giny zaczęli z radości tańczyć po kuchni a
Blaise zajadał niecodzienny specjał. Tylko Hermiona z miną zbitego
psa wpatrywała się w kolekcję noży.
- I jak Granger?... I
jak Hermiona? - powiedzieli jednocześnie Draco i Virginia.
-
Smakuje dziwnie... - dziewczyna wbiła wzrok jeszcze mocniej w noże
na gustownej, drewnianej podstawce, jakby chciała na nich ćwiczyć
zdolności telekinetyczne. - Dziwne ... ale dobre - dodała z miną
skazańca i zamknęła oczy. Wyglądała jakby podpisała na siebie
wyrok.
Draco bez słowa objął ją i soczyście
pocałował.
Pocałunek był szybki i smakował waniliami,
to znaczy Draco smakował tak, jakby przed chwilą jadł coś
waniliowego. Hermiona spojrzała na niego rozszerzonymi oczyma, a ten
tylko się uśmiechnął i podszedł do Blaisa.
- No stary,
teraz twoja kolej, musisz ponieść karę za to, że w nas nie
wierzyłeś i musisz pocałować Weasley.
- Właśnie - radośnie
wykrzyknęła Ginny, ale za chwilę jej oczy próbowały wydostać
się z oczodołów. – Zaraz, zaraz, jakie pocałować?! Jakie
pocałować?! To ty miałeś pocałować Hermionę... Dlaczego on się
do mnie zbliża, no weźcie przestańcie. Zabini, trzymaj się z
daleka!
Zabini zachichotał złośliwie i wcale się nie przejął
jej protestami.
- Cicho, maleńka, wiem, że na mnie lecisz,
tylko tak się krygujesz, nie? Taka mała kokieteria,
maluszku...
Chłopak objął wyrywające się małe, rude
stworzenie i mocno pocałował - prosto w umazane karmelem usta.
Pocałunek był gwałtowny i Ginny zabrakło na chwilę powietrza.
-
Słodziutka jesteś - Blaise oblizał się z rozmarzeniem gdy
skończył ją całować.
Virginia była w zbyt dobrym humorze
by rzucać się z pięściami na Zabiniego, więc tylko popatrzyła
na niego wilkiem, po czym ruszyła w stronę zupy rybnej o smaku
waniliowym. Do godziny dwunastej wszyscy czworo przygotowywali
najdziwniejsze potrawy wigilijne, a później poszli ubierać wielką
choinkę. Zabawa przy tym była niesamowita, szczególnie gdy chłopcy
przystroili się w kolorowe łańcuchy i zaczęli tańczyć
kankana.
- Jest północ, oto Nowy Rok nadchodzi - powiedział
uroczyście Draco wznosząc toast szampanem
- Święta ci się
pomyliły Smoku - poprawił go łagodnie Zabini - Sylwester jest za
tydzień.
- Ale z ciebie sztywniak! - zarechotał bardzo lekko
wstawiony Malfoy, ale jednak wstawiony. - Nie umiesz się bawić.
Obie
dziewczyny się roześmiały, zwłaszcza Virginia, która była już
na mocnym rauszu i Blaise delikatnie wyjął jej z dłoni kolejny
kieliszek.
- Koniec picia – powiedział. - Składamy sobie
życzenia, dajemy buzi i idziemy spać.
Draco na słowo
buzi natychmiast zbliżył się do Hermiony i, nie siląc się na
składanie jakichkolwiek życzeń zaczął się z nią całować.
Pocałunek był dłuższy niż zazwyczaj, z tego powodu, że Hermiona
nie próbowała od niego uciec i to on po raz pierwszy się od niej
zaskoczony odsunął.
- Co... co... co to było?
- No
przecież dziś Wigilia, dzień dobroci, nie wypadało bym ci złamała
nos... Chyba, że bardzo tego pragniesz.
- Nie, dziękuję -
powiedział niepewnie blondas i dotknął nosa, jakby sprawdzał, czy
ten jest na pewno na swoim miejscu i czy jest cały i zdrowy, ale za
chwilę się uśmiechnął. - Masz słodziutkie usteczka, Szczota.
-
A ty się ślinisz przy całowaniu - odwarknęła w odwecie Hermiona.
To nie było prawdą, bo Draco ku jej konsternacji całował
fantastycznie. Chłopak się nie przejął i wzniósł toast za
nosy.
- Buuuzi? - spytała z naiwną minką Virginia i
szeroko się uśmiechnęła. Szumiało jej w głowie i czuła się
dobrze. - Dasz mi buzi, Zabini? Dasz?! Ładnie proszę...
-
Uwielbiam jak jesteś wstawiona, Weasley, wtedy gadasz do rzeczy -
pochylił się nad niziutkim rudowłosym stworzeniem i delikatnie
pocałował Ginny, która namiętnie oddała pocałunek.
- Kręci
mi się w głowie - oświadczyła minutę później.
- Widzisz
malutka, jak ja świetnie całuję - Blaise postanowił być choć
troszkę nieskromny, ale jego zapędy zostały szybko zgaszone.
-
Kręci mi się w głowie - powtarzała dalej Virginia. - Chyba za
dużo wypiłam, nie powinnam tyle pić. Hermiona idziesz spać?
-
Już, Ginn - odpowiedziała radośnie panna Granger i na widok
zbaraniałej miny Ślizgona parsknęła śmiechem.
-
Najwidoczniej obaj musicie popracować, bo okropnie kiepsko
całujecie.
Dziewczyny wybiegły z salonu, a Draco i Blaise
spojrzeli po siebie z dziwnymi minami.
- Nie wiedzą co dobre -
stwierdzili jednogłośnie i udali się do swoich pokoi.
NOC
Z DUCHAMI
Pierwszy dzień świat był dla czwórki
naszych bohaterów dniem totalnego lenistwa. Najwcześniej, bo o
jedenastej obudził się Zabini. Zajrzał najpierw do Dracona.
Blondyn leżał z rozrzuconymi po bokach ramionami i nogami i cicho
chrapał.
Później gospodarz poszedł na górę zobaczyć, jak
śpią dziewczyny i czy w ogóle śpią.
Hermiona smacznie
kimała. Była zakopana pod kołdrę po sam czubek nosa i oddychała
cichutko przez lekko uchylona wargi .
Virginia natomiast, o to
był ciekawy widok... Kołdra leżała na ziemi. Rude dziewczę
natomiast było rozwalone na szerokim łóżku w dziwacznej pozie nie
do odtworzenia. Jej koszulka była malowniczo podwinięta niemal pod
pachy, a pępek świecił w całej okazałości kolczykiem. Na pupie
miała czarne stringi, które więcej odkrywały niż zakrywały. Ale
nie to wbiło go w ziemię... Ginny miała otwartą buzię i chrapała
jak stado Malfoy'ów...
Blaise zaczął cicho chichotać,
ona naprawdę była świetna, po prostu doskonała. Nawet to
chrapanie w niczym mu nie przeszkadzało. Zupełnie w niczym. Powoli
podszedł do dziewczyny, podniósł skopaną kołdrę i nakrył jej
drobne ciałko. Jeszcze przez chwile przysłuchiwał się tej
symfonii dźwięków po czym wyszedł z pokoju by wziąć się za
robienie śniadania - normalnego, smacznego śniadania.
Gdy
uporał się już z kanapkami postawił wszystko na wielkiej tacy i
ruszył na górę. tace postawił na podłodze a sam wszedł do
pokoju Dracona.
- Pobudka śpiochu! - w odpowiedzi usłyszał
ciche pochrapywanie.
- Wstawaj, leniu i rób kawę! -
krzyknął Blais.
- Daj mi kur*wa, święty spokój! - blondyn
otworzył jedno oko, powiedział co wiedział i zamknął je
ponownie.
- O nie! Wstawaj draniu i rób coś do picia, sam mam
obsługiwać trzy patentowane leniwce? Twoje niedoczekanie!
-
Jak lubisz wstawać o świcie, to twój problem, Dziki...
- Jaki
kur*wa świt? Za pół godziny będzie południe. Rusz tą dupę!
-
A chcesz zobaczyć roznegliżowaną Granger? One jeszcze śpią –
zmienił taktykę i zaczął kusić przyjaciela.
Pięć minut
później Dracon siedział na łóżku Hermiony a w dłoni trzymał
gorący kubek pełen kawy. Po chwili zaobserwował jak dziewczyna
zaczyna poruszać nosem a jej ręce zaczynają błądzić w
powietrzu.
- Czy tu jest kawa? - zapytała zachrypniętym
głosem.
- A co dostanę za to, jeśli tu jest kawa?
Hermiona
była jeszcze zaspana i nie miała pojęcia, kto do niej mówi,
zwłaszcza, że chłopak mówił cichutko.
- A co chceeeeesz
dobry człowieeeeeeeeeeeeeeeku? – wyziewało dziewczę i przetarło
orzechowe oczęta.
- Och, szczotuniu, chcę tylko zobaczyć cię
taką, jaką natura cię stworzyła
- Eee... co? - zapytała
bardzo nieinteligentnie panna Ja - Wiem - To - Wszystko.
- Nago
Granger, jak cię mamusia natura stworzyła.
Dopiero teraz
Hermiona otworzyła oczy i krótko krzyknęła podciągając kołdrę
pod samą szyję.
- Wynoś się! Zostaw kawę i wynoś się!
Natychmiast!
- Jak wyjdę, to tylko z kawą - powiedział
wrednie Draco, wziął łyka boskiego napoju i ruszył do drzwi.
-
Czekaj, złodzieju - wykrzyknęła Hermiona i wyskoczyła z
łóżka
Czerwona pidżamka Hermiony zdecydowanie
zakrywała za dużo.
- Daj kawę - jęknęła błagalnie.
-
Zapytałaś czego chcę w zamian, powiedziałem czego. Rozbierz się
a dostaniesz kawę.
- Drań, zboczeniec! Byłam zaspana, Malfoy,
proszę, potrzebuję tej kawy... - Wlepiła w niego błagalne
spojrzenie wielkich, orzechowych oczu. Wyglądała prześlicznie. -
Zlituj się,
- Ty mnie prosisz, Granger - chłopak z
zaciekawieniem przechylił głowę. - Niesamowite...- Dobra mała,
ściągnij tylko górę od piżamy i kawa jest twoja. Wzruszyłaś
mnie.
- Malfoy jesteś skończona świnia, dawaj ta kawę,
albo...
- Albo co? Chciałem ci tylko powiedzieć, ze jesteś
ode mnie niższa i słabsza.
Hermiona z nienawiścią w
oczach wpatrywała się w młodego mężczyznę, ale kawa to kawa.
Nie bawiąc się w żadne rozpinanie ściągnęła "przez głowę"
górna cześć pidżamy i rzuciła nią w chłopaka, tak, że upadła
mu na głowę. Szybko chwyciła kubek kawy, wskoczyła do łóżka i
nakryła się kołdrą.
- To było wredne - mruknął Draco
ściągając z siebie koszule. - zachowałaś się jak Ślizgon. Co z
ciebie za gryfonka do diabła?!
- Podrasowana i nowoczesna,
Malfoy - odrzekła Hermiona i szeroko się uśmiechnęła.
Draco
zrobił zdegustowaną minę i rzucił w Hermionę jej własną górą
od piżamy, ale był zły i nie trafił.
Dziewczyna wyszczerzyła
się do niego radośnie i z miną wyrażającą pełnię przyjemności
upiła łyk kawy.
Chłopak zmełł w zębach przekleństwo,
pokazał Granger język i ruszył do drzwi.
- Hej ,Malfoy! -
odwrócił się na progu, by spojrzeć w ciemne, roześmiane oczy
podrasowanej i nowoczesnej Gryfonki. - Kawa jest pyyyszna! Dzięki! -
powiedziawszy to Hermiona puściła mu bardzo figlarnie perskie
oko.
***
W czasie kiedy Draco próbował
dojrzeć wdzięki Hermiony, Blaise spokojnie wszedł do pokoju Ginny,
w którym ta dalej pochrapywała. W bezpieczniej odległości, czyli
tak, żeby ta nie mogła dosięgnąć, postawił kawę i usiadł na
łóżku. Kołdra ponownie leżała na podłodze a dziewczyna spała
z lekko rozchylonymi nogami.
Blaise patrzył na jej ciało i
stwierdził, ze byłby kompletnym idiotą, gdyby nie wykorzystał
taaaakiej szansy, przecież to było czyste zaproszenie. Wsunął
dłoń miedzy jej nogi i delikatnie zaczął dotykać jej kobiecości,
jednocześnie nachylił się nad dziewczyną i przez cieniutki
materiał koszuli zaczął ssać je piersi. Już po chwili poczuł
jak jej ciało odpowiada na te pieszczoty.
Ginny zaczęła się
kręcić na łóżku, w momencie gdy jej dłonie zaczęły przesuwać
się po ciele, Blaise odsunął się od niej i podniósł
filiżankę.
Patrzył jak dłonie dziewczyny w naturalnym
odruchu błądzą miedzy nogami i wykrzyknął na cały głos.
-
Weasley, nie chce ci przeszkadzać, ale kawa stygnie!
Virginia
obudziła się natychmiast z przyjemnego erotycznego snu, którego
bohaterem był Blaise. Ku jej irytacji i zawstydzeniu zauważyła, że
trzyma rękę między swoimi udami a wspomniany bohater siedzi
spokojnie na łóżku obok niej i trzyma parujący kubek aromatycznej
kawy.
- Ja rozumiem, że jakoś trzeba sobie radzić z
hormonami, ale lepiej tego przy mnie więcej nie rób, nawet przez
sen, bo nie ręczę za siebie, malutka.
”Malutka” spłoniła
się mocno i sięgnęła po kubek. Łypiąc groźnie na chłopaka
upiła jeden łyk.
- WON! - powiedziała, gdy sam nie uznał za
stosowne wyjść z pokoju.
- Ładne podziękowanie za kawę -
brew Blaise’a powędrowała do góry. - Ach, wiem... chcesz
skończyć to, co zaczęłaś... Może jednak ja ci pomogę...
będzie zabawniej. - Spier*dalaj, ty niewyżyty seksualnie....
-
Zaraz, Weasley – chłopak nie pozwolił jej dokończyć tyrady -
kto tu sobie dobrze robił i jak ty się wyrażasz? Ja ci tutaj
uprzejmą koleżeńską pomoc proponuje, a ty tak do mnie... Nie
wiesz, że na dłuższą metę tak samemu to nie zdrowo?
- Skąd
wiesz? Próbowałeś? - spytała słodko Virginia i pokazał mu
język.
- No wiesz co? Ty to jesteś... Najpierw robisz aluzje
co do tego, że jestem gejem, a teraz... Chyba powinienem się
obrazić.
- A obraź się, obraź, i wyjdź stąd!
- A
wyjdę, wyjdę, ryża żmijo! Tylko nie zapominaj, że to jest mój
dom nie twój i mogę przebywać tam gdzie zechcę. Ale z taką
sekutnicą nie sposób wytrzymać w jednym pomieszczeniu, więc nara,
Weasley. - Zabini udawał rozżalonego i urażonego. - I nie wiesz co
tracisz... Potrafię być delikatny i pomysłowy jak zechcę. -
Chłopak wstał i ruszył do drzwi.
- Ta, jasne... Malfoy mówił
mi, że spałeś tylko z jedną dziewczyną i że wcale nie był to
fantastyczny pierwszy raz - powiedziała ze złośliwym uśmiechem. -
Masz podobno złe wspomnienia.
- I to cię tak bawi? Moje
złe wspomnienia? - Ginny miała już rzucić jakąś kąśliwą
uwagę, ale zobaczyła, że Blais jest bardzo poważny i patrzy na
nią ze zmarszczonymi brwiami. Nagle zrobiło się jej głupio.
-
A poza tym od kiedy to interesujesz się moim życiem erotycznym? -
dodał jeszcze wbijając w nią cholernie przenikliwe spojrzenie
intensywnie zielonych oczu.
- Sorry - wyszeptała Ginny i
niepewnie popatrzyła na Blaise’a -naprawdę nie chciałam, ja po
prostu...
- Tak? - zapytał chłopak i usiadł tuż koło niej,
tym razem jakoś jej to nie przeszkadzało.
- Ja po prostu...
ja... - z oczu zaczęły lecieć jej łzy, a twarz pokryła się
rumieńcem.
- No już dobrze, malutka nie płacz - chłopak
spanikował, jak każdy mężczyzna uczulony był na kobiece łzy i
był w stanie zrobić wszystko byle tylko zapobiec pojawieniu się
wodospadu. - To nie była twoja wina, że Chang...
-
Kochałeś się z Chang? - Ginny spojrzała na niego absolutnie
zaskoczona - Biedaku, to ja już się nie dziwię, że masz takie
wspomnienia, Harry po jednym pocałunku przez pół roku do siebie
dochodził, ona niszczy mężczyzn!
- Tak mówisz?
- Aha,
Chang jest taka... Ja wiem? Zawsze mi się wydawała pewna siebie i
trochę zarozumiała. Zdecydowanie wolę Hermionę, albo Lunę, która
jest z Ravenclawu jak Chang.
- To, że jest pewna siebie, to
raczej nie jest wada, ty i szczota też jesteście pewne siebie.
-
Wiem, ale chodzi mi o to, że u niej ta pewność siebie wyraża się
w zarozumialstwie. Parę razy z nią gadałam i miałam wrażenie, że
traktuje mnie protekcjonalnie i jak to się mówi "z góry".
-
Chang taka jest i nic tego nie zmieni, ale ty...
- Co ja, no
co?! - nastrój Giny już zmienił się na bojowy.
- A ty jesteś
mała niewyżyta złośnica, a teraz pij ta kawę, już po pierwszej,
niedługo będzie obiad. Ja gotuje.
- To nudny będzie -
mruknęła Ginny i zabrała się za kawę.
- Nudny?
Tak uważasz? - Blaise uniósł do góry brew i popatrzył
przenikliwie na dziewczynę.
- Nudny jak flaki z olejem.
-
No cóż to nie będą flaki z olejem... Ale skoro twierdzisz, że
będzie nudny...
- To co? - podejrzliwie spytała Gin.
-
Jak ci będzie smakowało to masz mnie pocałować.
- Co?!
-
To! Jak ci posmakuje masz mnie pocałować w usta... - uśmiechnął
się do niej słodko i puścił jej oko. - Idę do kuchni, nie
przeszkadzać mi przez najbliższą godzinę.
***
Przez
następna godzinę z kuchni wydobywały się najróżniejsze odgłosy,
a każdy kto próbował wetknąć tam głowę dostawał ścierą po
łbie i nie ważne czy był to Dracon, czy dziewczyny. Mistrz tworzył
i nie należało mu przeszkadzać.
Kiedy po godzinie
wpuścił ich do kuchni na stole stały cztery talarze z parująca
chińszczyzną.
- Weasley, teraz to ty się przekonasz co to
znaczy na ostro.
- Jemy w kuchni? - spytał zdziwiony
Draco?
- Dzisiaj tak.
Hermionie zaświeciły się oczy.
-
Chińszczyzna w święta - powiedziała nagle i zmarszczyła ze
zdziwieniem nos, ale oczy dalej się jej śmiały.
- To po to,
żeby nauczyć małą wiewiórę, jak wygląda i smakuje chińszczyzna
na ostro... Zarzuciła mi, że mój obiad będzie nudny.
-
Och, a co za mięsko tam dodałeś? - spytała zachwycona Granger.
Virginia nie mówiła nic, tylko z zainteresowaniem łowiła z
powietrza miły zapach potrawy.
- Mięsko z Krzywołapka...
Zimmy leży zamrożona i czeka na swoją kolej - smirk chłopaka
osiągnął apogeum złośliwości.
Jakby na zaprzeczenie jego
słowom w drzwiach pokazały się oba koty.
- A to pewnie ich
złośliwe duchy, prawda? - zapytał Draco i z zapałem wziął się
do jedzenia. Jedyną osoba, która podejrzliwie patrzyła na potrawę
była Ginny, bała się. Przecież jak jej zasmakuje będzie musiała
pocałować tego śliskiego gnoma.
- No jedz malutka, jedz, może
trochę urośniesz... – Blaise wrednie popatrzył na niską
rudowłosą dziewczynę.
Gdyby spojrzenie mogło zabijać,
Blaise Zabini, potomek arystokratycznego rodu Zabinich byłby
arystokratycznym denatem. Niestety panna Virginia Molly Weasley nie
posiadała aż takich uzdolnień wzrokowych. Z nieszczęśliwą miną
zanurzyła widelec w potrawie.
Jakby się bała otruć, wzięła
niewielka ilość do buzi i posmakowała.
Draco, Blais i
Hermiona zamarli z widelcami w połowie drogi do ust.
Virginia
przez chwilę męczyła mały kęs, aż w końcu przełknęła
potrawę.
- To jest dobre - powiedziała takim tonem jakby
oznajmiała własny pogrzeb. - dobre, chociaż mało oryginalne. -
Wzięła następny kęs. - Kur*wa, to jest pyszne - w jej oczach
zalśniły łzy wyrażające niemal skrajną rozpacz.
- To ja
się bardzo cieszę, że ci to smakuje - powiedział Blaise
uśmiechając się złośliwie.
- Hej, co się dzieje? -
zapytał Draco widząc, że Ginny cała poczerwieniała na twarzy i
spuściła głowę na poły zakłopotana, a na poły wściekłą.
-
No właśnie - poparła go Hermiona - możecie powiedzieć, o co wam
chodzi? Ginny dlaczego jesteś taka nieszczęśliwa skoro to ci
smakuje? Powinnaś się chyba cieszyć..
- Nie mam z czego.
-
Jak to nie, przecież będziesz mogła mnie pocałować pchełeczko.
-
Nie wyzywaj mnie od pcheł! - warknęła rudowłosa.
-
Spokojnie, Weasley, on powiedział pchełeczka, to brzmi
dosyć... czule. A w ogóle o co chodzi?
- Właśnie -
Hermiona popatrzyła z zaciekawieniem na Zabiniego i Virginię.
-
O to, że nie chcę od tego zboczonego dryblasa żadnej czułości -
powiedziała obrażona na cały świat „pchełeczka”.
-
Chcesz, chcesz, tylko sama jeszcze o tym nie wiesz - odpowiedział
"zboczony dryblas" i uśmiechnął się rozbrajająco.
-
Doskonale wiem, co chcę, a czego nie!
Draco i Hermiona
patrzyli na siebie zdziwieni. Zupełnie nie wiedzieli o co tej dwójce
chodzi, ale dla własnego bezpieczeństwa woleli się nie odzywać.
Natychmiast po skonsumowaniu pysznego, na nieszczęście dla
niektórych, obiadu Blaise rozparł się wygodnie na krześle, i
zwrócił się do Virgini.
- Czekam, tylko radzę ci się
postarać.
- Ta, jasne ...postarać, chciałbyś. - Ginny wstała
i podeszła żołnierskim krokiem do Blaisa.
Hermiona patrzyła
zaciekawiona na sytuację rozgrywająca się przed jej oczyma. Draco
także wlepił z zainteresowaniem wzrok w "pchełeczkę".
Virginia
stanęła na przeciwko rozbawionego bruneta, pochyliła się i
cmoknęła go krótko i siarczyście w usta.
- Co to miało
być?! - Blaise był zaskoczony i zawiedziony.
- Miałam cię
pocałować w usta jak mi będzie smakowało i pocałowałam, o co
chodzi? - chłodno zapytała dziewczyna.
- Miałaś mnie
pocałować a nie cmoknąć, Weasley, jaja sobie robisz?! -
Blaise był zły, Hermiona zdziwiona a Draco szczęśliwy.
- Ha,
ha, ha! Widzisz Blaise , trzeba uważać przy nich na to co się
mówi... Innymi słowy trzeba być precyzyjnym.
--
Cholera! - Zabini uśmiechnął się krzywo .- przerobiła mnie ta
ryża cwaniara... Nigdy więcej!
- No dobra to teraz wy
zmywacie, a my i Draco idziemy przygotować pokój.
- Pokój..
do czego? - zapytała zdziwiona Hermiona.
- Zobaczysz szczota,
zobaczysz - powiedział tajemniczo gospodarz i wyszedł z kuchni
zostawiając dwie zaniepokojone dziewczyny.
- Giny jak
sądzisz co oni knują?
- Nie wiem, ale się boję.
- Ja tu
w ogóle czuję się nieswojo. Zobacz, to domiszcze stoi niemal w
lesie, na całkowitym odludziu, w nocy słyszałam jak w oddali wyją
wilki. Boję się wypuszczać Krzywołapa na dwór, ale przecież
muszę... Chociaż naszym kotom tutaj raczej się podoba.
-
Gorzej z nami - odrzekła rudowłosa.
- Aha... ciekawe co te dwa
cwaniaki planują, żeby nam umilić życie.
- Na pewno
nie będziemy się nudzić! - pisnęła Ginny i Hermiona, wyższa od
niej o głowę, pomyślała, że ruda naprawdę wygląda i zachowuje
się jak pchełka... zwłaszcza dla takiego dryblasa jak Zabini, czy
niewiele od niego niższego Malfoy’a.
- Pchełeczka -
powiedziała na głos w zamyśleniu krótkowłosa.
-
Szczoteczka! - warknęła Ginny, myśląc że przyjaciółka się z
niej nabija.
- Ginn, ja nie do ciebie, sorry... ja po prostu...
Ty przy nich naprawdę jesteś malutka.
- Dzięki, ze mi
przypomniałaś - rudowłosa wydawała się naprawdę poruszona, a
Hermiona zobaczyła, ze jej oczy zaszły mgła.
- Hej Ginn, co
się dzieje? Przecież nie może ci chodzić o te parę
centymetrów.
- Dla ciebie to parę centymetrów, ale jakby
przynajmniej dwa trzy razy w tygodniu ktoś na ciebie wpadał i
mówił: sorry nie zauważyłem, a na dodatek...
- Co?
-
Ten durny dekiel.... lubię go - wyszeptała pana W. i spłoniła się
niczym mak.
- Znaczy kogo? - Hermiona naprawdę była
zdezorientowana.
- Pieprzonego Zabiniego - pisnęła Virginia i
otarła łzy. - Ale nigdy się o tym, dekiel nie dowie... On się
tylko ze mnie nabija, kretyn jeden.
Hermiona przytuliła
załzawioną przyjaciółkę i pogłaskała ją po rudej główce.
-
Przestań - pocieszała Weasley'ównę. - Myślę, że on cię nawet
lubi, a to że przypomina ci o niewielkim wzroście to normalne,
zobacz jaki jest wysoki. Ty dla niego naprawdę wyglądasz jak
pchełka.
- Nie pchełka, pchełeczka! - Ginny wypluła ostatnie
słowo jakby było największą na świecie zniewagą.
- No i
widzisz, nawet to zdrabnia, jakby cię nie lubił to by tego nie
robił, on cię zawsze pieszczotliwie nazywa, nie to co Malfoy...
-
Masz racje, Malfoy pieszczotliwie nazywa ciebie - powiedziała Ginny
i zaczęła wycierać załzawione oczy.
Hermiona już
miała wszcząć sprzeczkę, ale gdy otwierał usta uświadomiła
sobie jedno, że Malfoy, nawet jeśli ją przezywa, to robi to
pieszczotliwie.
Chłopak bardzo się zmienił od czasu gdy jego
ojca zamknięto w więzieniu. Przez prawie pół roku musiał być
panem domu, i najwyraźniej to, oraz fakt, że dzięki wstawiennictwu
Dumbledore'a jego ojciec wreszcie wyszedł na wolność zmieniło
nastawienie młodzieńca do niektórych spraw.
Co prawda dalej
był chamem i rasistą, ale tylko wtedy, kiedy naprawdę chciał
kogoś urazić.
Dziewczyny zaprzestały mini kłótni i zajęły
się porządkami, zastanawiając się co też męska część załogi
robi w tym czasie
***
”Męska część
załogi” natomiast była w saloniku Blaisa, w którym mieściło
się przestronne kino domowe, ogromna wieża stereo i dosyć duża
biblioteka z literaturą przeróżną, ale jedynie mugolską.
W
tym pokoju było bowiem to wszystko, co młody Zabini cenił sobie w
świecie mugoli, nie licząc całego arsenału mugolskich ciuchów,
czy fascynacji snowboardem, któremu uległ w zeszłe Święta Bożego
Narodzenia.
Pokój oczywiście nie był obwarowany magią i
brunet nazywał go sentymentalnie swoim "cichym mugolskim
azylem". Była to przewrotna nazwa, gdyż kiedy słuchał
swojego kochanego rocka lub metalu, musiał rzucać od zewnątrz
zaklęcie wyciszające, inaczej rodzice walili w drzwi, a nawet
potrafili cwaniacy wejść i wyłączyć mu sprzęt. Co zaś tyczy
się domowego kina. O z tego cuda korzystali wszyscy w domu,
zwłaszcza jego stary, z którym często oglądał thrillery i
horrory, oczywiście tylko te najlepsze, ze świetną skomplikowaną
fabułą.
Właśnie teraz chłopcy wyjmowali najlepsze filmy
grozy na DVD, jakie młody Zabini posiadał i układali je obok
sprzętu do odtwarzania.
- Okna gotowe? - zapytał Dracon
przeglądając mugolskie filmy.
- Pewnie, równo o dwunastej
otworzą się w pokoju maleństwa i zacznie "straszyć".
-
A wiesz, ze to jest wredne? - mruknął Draco dalej przeglądając
filmotekę.
- A wiesz, że to był twój pomysł?
- A
wiesz, ze masz w domu kolekcje pornoli, zboczeńcu?
- A wiesz,
że... Kurde, co mam?! - Blaise spojrzał na Dracona zaskoczony,
zupełnie nie wiedział o co temu może chodzić.
-
Inaczej mówiąc filmy erotyczne, o jest nawet jeden thriller -
blondyn z uśmiechem pokazał przyjacielowi swoje odkrycie. Ten przez
chwile przyglądał się "znalezisku” po czym bez mrugnięcia
odpowiedział.
- To na pewno ojca, thriller zostaw, resztę się
schowa, jakby dziewczyny zobaczyły, to...
- Powiedziałyby, że
jesteśmy zboczeńcami i tym podobne, wiem...
- No właśnie,
grzecznie schowaj filmy mojego starego poszukaj i świetnego
dreszczowca "Siedem". Daje po psychice. "Wywiad z
wampirem „też może być...
- Ale to nie horror...
-
Nie, ale jest mocno sugestywny, nie sądzisz? Pójdzie na początek.
-
A na samym końcu „Laleczka Chukky” i „Koszmar z ulicy wiązów”
- powiedział Draco czym wprawił swego kumpla w niemałe
osłupienie.
- Draco... sorry, ale znając twoje dotychczasowe
poglądy... Skąd ty się tak znasz na mugolskich filmach?
-
Lubię horrory - odpadł blondyn i delikatnie się zarumienił. -
Tylko ani słowa szczotuni, bo...
- Zmieniłeś się.
- Ja?
O co ci chodzi?
- Dawniej powiedziałbyś szlamie, ewentualnie
Granger, a teraz szczotuni, nawet nie szczotce...
Draco
mruknął tylko coś niezrozumiałego i począł szperać w
kasetach
Zabini patrzył na rumieniącego się i mruczącego coś
pod nosem przyjaciela. Draco wyglądał tak przezabawnie, że Blaise
cicho się roześmiał.
- Och, rozumiem, panna Wiem To wszystko
Granger ci się podoba, tak? No nie powiem... Jest ładna i
inteligentna, masz dobry gust.
- Wcale mi się nie podoba! -
wypalił blondyn zdecydowanie za głośno i za szybko, i jeszcze
bardziej się zarumienił. - No dobra, jest w ładniutka i zgrabna...
i dobrze jej z tą szczotą na łbie - wymruczał burkliwie.
Oszukiwanie Zabiniego było bezsensownym zabiegiem, a poza tym Blaise
był w końcu jego przyjacielem.
- To tak samo jak z maleństwem,
niby takie nic, a jednak, potrafi sprawić, że..
- Że
wszystkie inne bledną i staja się nudne i głupie i nawet to, że
jest...
- Za niska...
- za mądra...
- uparta...
-
złośliwa....
- jest Gryfonką - to ostatnie wypowiedzieli w
tym samym momencie i obaj parsknęli śmiechem, który zwabił te
dwie wadliwe kobiety to pokoju.
- Czego się śmiejecie,
co? - spytała podejrzliwie Hermiona, która weszła do saloniku
pierwsza i usiadła na wygodnej, skórzanej kanapie w kolorze
hebanu.
- Śmiejemy się z was, bo uważamy, że jesteście
strachliwe i nie odważycie się obejrzeć z nami czterech filmów
grozy, drogie koleżanki - z miejsca podpuścił je Blaise.
-
Jak to nie?! Uwielbiam się bać! - Ginny zrobiła oczy jak talary i
walnęła się obok Hermiony.
- Jasne - Granger popatrzyła na
nią z politowaniem. - To u niej jak z alkoholem - wyjaśniła
chłopakom, którzy mieli zdziwione miny. - Naogląda się horrorów
albo nasłucha strasznych historii a potem chowa się pod kołdrę i
drży jak osika.
- Wcale nie! - Ginny wydawała się oburzona
takimi posądzeniami - Ja się na pewno nie będę bardzo
bała.
Hermiona skwitowała to wzruszeniem ramionami - ona
uwielbiała horrory i na pewno nie będzie się bać!
Draco
i Blaise wymienili rozbawione spojrzenia, zasłonili okna, choć na
dworze i tak robiła się już szaruga.
- No to dziewczyny
zaczynamy przedstawienie, ale wiecie, jakbyście się bardzo bały to
na mnie i na Blaise’a...
- Tak ,wiemy, nie mamy co liczyć bo
wy będziecie bali się jeszcze bardziej - Hermiona uśmiechnęła
się słodko do Dracona i skuliła na kanapie.
- Ta, jasne -
zachichotał Zabini. - Smoku, bądź dobrym kumplem i przynieś z
kuchni chipsy i co tam wolisz... O mam, piwo korzenne, a ty szczota
zamiataj po lody, ładnie proszę...
Hermiona miała niemal
ochotę mu przywalić za tą zamiatającą szczotkę, ale uśmiechał
się tak rozbrajająco, że mu podarowała tą zniewagę i zeszła
razem z Draconem do kuchni.
- I czym ty masz zamiatać,
szczotuś, skoro takie fajne kłaczki ścięłaś? - zapytał Draco z
delikatną nutą żalu, mocując się z czterema piwami. - Kurna -
dodał sam do siebie - chipsy przyniosę później, nie mam trzech
rąk.
Hermiona już go miała trzasnąć za kolejną aluzje do
jej włosów, ale zamiast tego spojrzała na niego z politowaniem,
wyciągnęła różdżkę i zmniejszyła zarówno kilka opakowań,
chipsów jak i lodów oraz kilka butelek soków.
- Niby taki
czarodziej czystej krwi, ale jak przychodzi co do czego, to żaden
facet nie potrafi się w kuchni znaleźć - mruknęła i wyszła z
kuchni, zostawiając oniemiałego Malfoya, do którego dopiero chyba
teraz dotarło po co ma w tylnej kieszeni spodni drewniany patyk
nazywany różdżką.
- szczotuś zaczekaj - krzyknął Draco i
pobiegł za Hermioną.
- Co Smokuś? - zaszczebiotała
Herm i zatrzepotała rzęsami, doskonale naśladując Parkinson. -
Chces buzi, skarrrbeczku?
- Buhahaha! Bardzo śmieszne, szczota,
ale od ciebie owszem, chcę buzi... - Draco postanowił wykorzystać
sytuację
Zanim dziewczyna zdążyła zaprotestować dostała
buziaka w same usta.
- Nie przypominaj mi więcej tej kretynki,
bo się zdenerwuję - powiedział i złośliwie się uśmiechnął.
-
Dracuś, no co ty? Ja miałabym ciebie denerwować, mój słodziutki
nigdy... - Hermiona uznała, że to dobry sposób na dokuczanie
blondasowi.
- Granger, powiedz coś jeszcze w tym stylu, a
pożałujesz - powiedział chłopak zbliżając się do niej.
-
A co mi zrobisz smoczku ty mój? - zaszczebiotała niczym pokazowa
idiotka.
- Sama tego chciałaś - powiedział chłopak
odstawiając piwo i łapiąc ja w objęcia. Hermiona spodziewała
się, że chłopak ją pocałuje, za co mogłaby mu walnąć, ale nic
takiego nie nastąpiła, odwrócił ja od siebie i klepnął w
pośladek, niczym małe nieposłuszne dziecko.
Hermiona pisnęła
jak przestraszona dziewczynka, kiedy dostała klapsa.
- Malfoy,
jak śmiesz?! - warknęła.
- Uprzedzałem, Granger... co, już
nie mówisz do mnie per Smoczuś? - zadrwił chłopak.
- Jesteś
dupek!
- Cicho bądź i jak jeszcze raz zaczniesz się
zachowywać jak ta skretyniała, niedorozwinięta pseudomodelka, to
przyrżnę ci na goły tyłek i to przy twojej rudej przyjaciółce
przy Dzikim. Nie żartuję - dodał gdy spojrzała na niego kpiąco.
-
A myślałam, że ona ci się podoba - Hermiona miała na twarzy
złośliwy uśmiech pełen samozadowolenia.
- Jeszcze jedno
słowo Granger, a przekonasz się, że potrafię być
niemiły.
Dziewczyna wzruszyła ramionami. Coś w głosie
blondyna przekonało ją, że Draco mówi poważnie. Cóż, widocznie
nie cierpiała panny Parkinson.
Ostatnie kilka kroków do pokoju
pokonali w ciszy.
W momencie gdy zaczął się pierwszy
film dziewczyny rozpłynęły się w uśmiechach.
- On jest
wspaniały - szepnęła Ginny a Hermiona uśmiechnęła się tylko i
przytaknęła. Oglądała ten film już z milion razy. Ale jak
przystało na prawdziwa przedstawicielkę płci pięknej uwielbiała
„Wywiad z Wampirem”.
Draco i Blaise skwitowali te słowa
uwielbienia litościwymi spojrzeniami i w myślach przeklęli
niezbyt, dla nich, udany wybór filmu. W ogóle nie rozumieli co
dziewczyny widziały w tych pseudo przystojniakach.
Przy
thrillerze "Siedem" było już lepiej. Co prawda Ginny
stwierdziła, że Brad Pitt jest nawet przystojny, ale Hermiona
zmarszczyła nos i powiedziała.
-Taki jakiś... przeciętny, co
ty w nim widzisz, Gin? - co spotkało się z ogromną aprobatą obu
panów i natychmiastową reakcję w postaci przekrzykiwania się:
-
Może jeszcze ci nałożyć lodów?! - Draco.
- ... a może
podać miseczkę z chipsami?! - Blaise.
- ... przynieść ci
jeszcze piwa, szczoteczko?
- ... może otworzymy wino,
szczotka?
- Cicho głąby, próbujemy oglądać! - ucięła
przedstawienie Ginny, a Hermiona jedynie się radośnie
roześmiała.
Później było lepiej, bo obydwie panie
zaczęły się bać. Virginia zrobiła wielkie, przestraszone oczy i
wbiła je w masochistycznym odruchu w wielki płaski ekran
umieszczony na ścianie na przeciwko.
Przy "Laleczce
Chukky" obydwie tuliły się do siebie na kanapie, a Draco i
Blaise rzucali sobie porozumiewawcze spojrzenia.
Pod koniec
filmu Blaise zaproponował.
- No to ja i Smoku zejdziemy po
więcej lodów i przyniesiemy jeszcze piwa korzennego... spoko znamy
zakończenie.
- Nie! - pisnęła Ginny - nie idźcie obaj.
-
A co boicie się? - spytał Draco bo Hermiona też miała bardzo
niewyraźną minę.
- Nie ale odczuwam pewien dyskomfort, niech
idzie jeden z was - powiedziała krótkowłosa.
- Dobra, kolej
na mnie, ale sam się boję - powiedział Blaise i złapał Virginię
w pasie. - Idziesz ze mną, będzie mi raźniej.
Virginia
niepewnie schodziła do kuchni pomimo tego, że była w męskim
towarzystwie okropnie się bała. W momencie gdy o jej nogi otarło
się "cos miękkiego" wrzasnęła głośno i przytuliła
się do Blaise’a.
- Ja nigdzie nie idę! Co to było?!
-
Po pierwsze, to idziesz, ze mną do kuchni, a po drugie to był twój
własny kot.. i ktoś tu mówił, że nie będzie się bał....
-
Przestań się ze mnie nabijać, to na pewno nie był kot -
dziewczyna dalej trzęsła się ze strachu i przytulała do
chłopaka.
- Jasne, że nie to był wielki straszny potwór -
Blaise uśmiechnął się w ciemności i złapał dziewczynę za rękę
poczym razem zeszli do kuchni.
Ginny ani na moment się od niego
nie odsunęła.
W momencie gdy tylko za Ginny i Blaise’em
zamknęły się drzwi Hermiona zatrzęsła się z strachu i wtuliła
się w kąt kanapy. Po kilku minutach dalszego oglądania spojrzała
niepewnie na chłopaka.
- Draco... nie jest ci za zimno w tym
fotelu... bo on tak daleko od kominka stoi....
- Ależ skąd?
Jest mi tu doskonale - chłopak uśmiechnął się radośnie i napił
się piwa.
- Bo wiesz... mi tak jakby trochę... zimno... i
jakbyś mógł...
- Podać ci kocyk? - zapytał uprzejmie.
-
Tak, poproszę... - Hermiona za nic na świecie nie przyznałaby się,
że się boi i że wolałaby aby ktoś przy niej siedział,
ktokolwiek, nawet Malfoy... Zwłaszcza Malfoy.
Draco wziął
kocyk z jednego z foteli i siląc się na zbytnią grzeczność
rzucił go dziewczynie.
"Drań" - pomyślała Granger,
owinęła się w koc i znowu zatrzęsła.
- Jak na mój gust to
się boisz a nie jest ci zimno... jak chcesz to cię przytulę,
szczoteczko...
Hermiona już miała skapitulować i się
zgodzić, ale wrócili Blais i Ginny. Rudowłosa człapała tuż za
chłopakiem niosącym łakocia i wczepiała się dłońmi w jego
puszysty, granatowy sweter i prawie tuląc się do jego
pleców.
Hermiona mimo strachu się rozczuliła. Główka Ginny
kończyła się gdzieś między pasem a pachą Zabiniego. Dziewczyna
była naprawdę malutka... albo Blais wielki, zależy jak spojrzeć.
-
Lubię, jak ona się boi, jest wtedy taka milutka - Zabini postawił
smakołyki na stole i przytulił maleńką istotę, która się do
niego kleiła.
- Ja zawsze jestem milutka - mruknęła
panna Weasley, która teraz przy swej przyjaciółce znowu nabrała
odwagi. Szybko podbiegła do Hermiony i przytuliła się do niej, co
i ta przyjęła z wielka radością, natomiast chłopcy uśmiechnęli
się złośliwie i postanowili puścić następny miły filmik, coś
co nadaje się na obejrzenie przed snem. „Koszmar z Ulicy
Wiązów”.
Panowie byli zachwyceni reakcja dziewczyn,
natomiast te co chwile zamykały oczy i modliły się by to cos zaraz
się skończyło.
- Obejrzymy jeszcze to i idziemy spać -
litościwie powiedziała Blaise i uśmiechnął się znacząco do
Dracona.
- To jest okropne do oglądania przed snem... -
Hermiona nie kryła swojego oburzenia. - Jak mogliście zostawić to
na koniec?
- Przecież lubicie się bać...
- Nie aż tak.
To jest naprawdę okropne... - Virginia się wzdrygnęła.
-
Cykor - Blaise podszedł do dziewczyny i się nad nią nachylił. -
Malutki cykorek - szepnął jej prosto do ucha i delikatnie ugryzł
miękki płatek.
- Drań! - pisnęło dziewczę i złapało się
za ucho. Ginny cieszyła się, że jest ciemno, bo się zarumieniła.
Pieszczota chłopaka była bardzo miła i wbrew własnej woli zaczęła
sobie wyobrażać jakby to było z Zabinim w łóżku.
Szybko
się jednak otrząsnęła i powiedziała:
- Ugryź się w tyłek,
a poza tym wcale się nie boję...
- Ugryźć to ja mogę
ciebie, ruda, a co do bania się... skoro się nie boicie, to nie
musimy was odprowadzać do pokoi, prawda?
- Oczywiście, że nie
- powiedziała Hermiona, ale zabrzmiało to jakoś dziwnie niepewnie.
Mimo wszystko nie zamierzały dać satysfakcji tym dwóm.
Dziewczyny
powoli ruszyły na swoje piętro oświetlając sobie korytarz
różdżkami. Bardzo szybko się umyły i poszły spać.
***
Równo
o północy okno w sypialni Ginny otworzyło się z hukiem na
oścież.
Dziewczyna obudziła się, a spała zaledwie kwadrans,
i wrzasnęła tak jakby ją stado upiorów goniło.
Piętro
niżej chłopcy zarechotali oczekując właśnie takiego obrotu
wydarzeń.
- Idę o zakład, że uciekła do szczotuśki -
powiedział Malfoy.
- Myślisz Smoku? - Zabini udawał że się
nad tym głęboko zastanawia.
- Szczotuleczka jest zapewne
zachwycona, chociaż nigdy się nie przyzna, że scykorzyła - Draco
mógłby zdobyć mistrzostwo w konkursie na ilość zdrobnień i
wariacji na temat słowa "szczotka",.
- Tylko do niej
tak się nie odezwij - Blaise wyglądał na przestraszonego nowym
neologizmem sytuacyjnym przyjaciela - udusi cię, a ja jej nie będę
przeszkadzał.
Kiedy dwóch młodzieńców znalazło się
w sypialni Hermiony, oczom ich ukazała się ciekawy widok. Granger i
Virginia siedziały przytulone do siebie na łóżku w pokoju
starszej z dziewcząt.
- Jesteście okropne... A tak w ogóle to
nie dziwię się, że przyjęłyście zakład - Zabini uniósł do
góry lewą brew puszczając chwilę wcześniej bardzo dyskretnie oko
do przyjaciela. - "Skoro tak kleicie się do siebie, musicie
być... inne"
Draco uśmiechnął się bezczelnie.
-
Zawsze wiedziałem Granger, że jesteś lesbą.
- Wcale nie,
nadęty bufonie! - wrzasnęła Hermiona wypuszczając Ginny ze
szczelnego uścisku.
- Bęcwały - dodała z godnością ta
druga.
- Może mała historia o duchach? - Zabini bawił się
doskonale
- Świnia z ciebie Zabini - Ginny popatrzyła się na
niego oskarżycielsko, w jej oczach dało się jeszcze wyczytać
strach, który owładnął ją przed kilkoma minutami.
- A ty
Malfoy co się tak głupio szczerzysz - Hermiona zaatakowała
Dracona.
- Zawsze chciałem zobaczyć dwie babki w jednym łóżku,
nie myślałem tylko, ze to wy zapewnicie mi taki widoczek - Draco
uśmiechnął się ironicznie.
- Pocałujcie się, chętnie
popatrzymy - Zabini wyszczerzył się w szczerym uśmiechu.
-
No, dalej, nie wstydźcie się - Draco splótł dłonie na piersi i
popatrzył rozbawiony na dwie przyjaciółki.
Hermiona zmrużyła
złośliwie oczy i spojrzała porozumiewawczo na Gin.
-
Pocałujemy się - powiedziała przymilnie wywołując u mężczyzn
szok na pięknych buźkach - pod warunkiem - dodała złośliwie - że
wy zrobicie to pierwsi.
W pierwszej chwili
obaj mężczyźni chcieli gorąco zaprotestować, sam pomysł wydał
im się obrzydliwy i nie do przyjęcia, ale gdy zobaczyli złośliwie
uśmiechy na ustach obu kobiet postanowili dać im nauczkę.
-
To mówisz Granger, że zaczniesz się lizać z Weasley jeśli ja
pocałuję Dzikiego?
- Malfoy, ty chyba nie myślisz, że nas
zadowoli ot taki sobie zwykły pocałunek - Ginny zaczęła ich
podpuszczać, gdyż była pewna, że oni i tak tego nie zrobią. W
końcu to byli "stuprocentowi mężczyźni"
- W takim
razie dziewczyny, patrzcie uważnie bo powtórki z rozrywki nie
zamierzamy zapewniać - wiedział Blaise jednocześnie zbliżając
się do blondyna.
Dziewczyny patrzyły zaszokowane jak
Blaise wolny krokiem podchodzi do Dracona i posyła mu wiele mówiący
uśmiech. Draco przez chwile patrzył zaskoczony na przyjaciela, ale
kiedy dostrzegł w jego oczach znajome iskierki drwiny odprężył
się zupełnie. Nigdy jeszcze nie całował się z mężczyzną, ale
tym razem może się poświecić, w końcu to dla dobra sprawy i
chodzi tylko zwykły pocałunek, a nie o pójście do łóżka. Draco
był zdania, że jeśli miałby wylądować w łóżku z większą
ilością osób, to musiałyby być to same kobiety. Cholernie nie
lubił się dzielić. Zabini, co prawda nie był aż tak wielkim
egoistą, ale do spraw łóżkowych podchodził tak samo.
Zdecydowanie kobiety. Mężczyźnie przez chwilę patrzyli na siebie
niepewni, wreszcie Draco przyciągnął do siebie niższego kolegę i
wpił się w jego usta. Pocałunek był gwałtowny i mocny. Obaj byli
mistrzami, jeśli chodzi o obdarzanie kogoś pocałunkami, więc i
ten był doprowadzony do perfekcji. Trudno było nie być mistrzem,
skoro niektóre dziewczyny wręcz rzucały się na szyje swoim
"ukochanym" i czasami aż głupio było tak całkiem
odmówić (wtedy, gdy panna była ładna oczywiście). Chłopcy
nabrali takiej wprawy, że mogliby, co nieco o pocałunkach
opowiedzieć własnym ojcom, przynajmniej w ich mniemaniu. Ojcowie,
bowiem mieli naturalny talent do Ars Amandi w każdym wydaniu i
przekazali go na następne pokolenie - dość hojnie przekazali, o
czym zszokowane dziewczyny właśnie miały okazje się
przekonać.
Ginny pisnęła nawet, gdy jej wielkie czekoladowe
oczęta zobaczyły to, co zobaczyły a Hermiona zakryła dłonią
usta, które bezwiednie rozdziawiła
Po dłuższej chwili
obaj chłopcy odsunęli się od siebie i odruchowo wytarli usta
rękawami koszul.
- Nawet nie było tak źle - stwierdził Blais
- ale i tak nigdy więcej.
- Yah - powiedział Draco. - Ale
nawet niezły jesteś
Kiedy spojrzeli na dziewczyny, omal nie
wybuchli śmiechem. Miały szeroko otwarte oczy i nawet nazwanie tego
szokiem było delikatnym określeniem.
"Wow" - wyrwało
się Hermionie. Chcąc nie chcąc musiała sama przed sobą przyznać,
że to był wręcz podniecający widok.
Ginn miała oczy jak
spodki i gapiła się na jednego to na drugiego.
- Geje -
pisnęła bez przekonania.
- Udowodnić ci, że nie jestem
kochającym inaczej, maleństwo? - Blais popatrzył na nią i krzywo
się uśmiechnął.
- Nie - ten pisk też nie brzmiał
przekonująco.
Hermiona chciała cos powiedzieć, ale udało się
jej jedynie wydusić:
- Eee...
- One nie miały pojęcia,
że my zdecydujemy się na taki desperacki krok - Draco usiadł na
łóżku i wlepił bezczelny wzrok w Hermionę. - My mieliśmy jednak
motywy do takiej desperacji i czekamy na wynagrodzenie nam tego...
trudu - cedził słowa blondyn. Jego smirk był w tej chwili
książkowym przykładem " jadowitego uśmiechu", a twarz
przybrała wyraz oczekiwania.
- To był żart - Hermiona gapiła
się na Malfoya z niedowierzaniem - Masz rację mówiąc, że nie
przyszło nam do głowy, że to zrobicie, to był bardzo głupi
żart.
- Żart, nie żart Granger - powiedział zimno Blaise
i także usiadł na łóżku - My się pocałowaliśmy, teraz moje
drogie wasza kolej. Chyba, że Virginia jest za malutka...
- Sam
jesteś malutki! - odcięła się dziewczyna.
- Zapewne –
Zambini wydął pogardliwie wargi
- No, czekamy... - Draco
popatrzył na dziewczęta zalotnie.- Pokażcie, co potraficie.
Obydwaj siedzieli na łóżku bardzo blisko Ginny i Hermiony i
patrzyli się na nie z zainteresowaniem.
- Chyba nie muszę
uprzedzać, że jeżeli okaże się to zwykłą podpuchną to...
będziemy musieli was ukarać. Macie to zrobić z naprawdę dużym
zaangażowaniem...
No, czekamy... - Draco popatrzył na
dziewczęta zalotnie.- Pokażcie, co potraficie. Obydwaj siedzieli na
łóżku bardzo blisko Ginny i Hermiony i patrzyli się na nie z
zainteresowaniem.
- Chyba nie muszę uprzedzać, że jeżeli
okaże się to zwykłą podpuchną to... będziemy musieli was
ukarać. Macie to zrobić z naprawdę dużym zaangażowaniem...
-
Malfoy, a co ty do diabła rozumiesz, przez duże zaangażowanie
- Hermiona chłodnym głosem zaczęła przepytywać chłopaka, nie
zamierzała pokazywać jak bardzo się boi. Nie teraz i nie jemu.
-
Szczoteczko, chyba nie jesteś taka tępa, by nie rozumieć znaczenia
wyrażenia duże zaangażowanie - Draco wiedział, ze Hermiona
nie cierpiała jak ktoś nazywał ją szczoteczką. Odkąd ścięła
włosy takie określenie padało wielokrotnie, szczególnie z ust
Ślizgonów.
Hermionie stanęła przed oczami mgłą czerwieni.
Nienawidziła "szczoteczki" sto razy bardziej od "szczoty".
Przede wszystkim dlatego, że używał tego zwrotu Malfoy i mówił
to takim tonem jakby miał wybuchnąć śmiechem. Zwłaszcza w tej
chwili ubodło ja to do żywego.
- Ja ci dam szczoteczkę,
patafianie nadmuchany - wściekła się Granger. - A co do tego
zaangażowania to wam wyszło całkiem sprawnie, chyba ćwiczyliście,
co?
- Chyba w twoich snach szczotunio - Draco po
prostu nie mógł sobie odpuścić, uwielbiał widok zdenerwowanej
gryfonki.
- Może starczy tego przekomarzania - Blaise nie
spuszczał wzroku z zarumienionej Ginn, która w ale nie miała
ochoty całować się z najlepsza przyjaciółką. - Nasze maleństwa
się niecierpliwe... Pewnie już chciałoby poczuć miękkie usta
przyjaciółki na swych wargach..
Ten tekst trochę
wkurzył dziewczyny, ale także je speszył. I kiedy zaczęły się
całować były tak roztrzęsione, że wyszło im to dosyć koślawie.
Chłopcy skwitowali pocałunek śmiechem.
- I wy to coś
nazywacie pocałunkiem... - Draco z politowaniem spojrzał na
zarumieniona Hermionę - powiedz mi słonko której części wyrazu
zaangażowanie nie zrozumiałaś.
- Dracze, kumplu nie
kapujesz - Blaise również nie mógł sobie darować - one po prostu
tak bardzo chcą zostać przez nas... ukarane, że specjalnie
spartoliły tego całuska...
Ginny zrobiła się
czerwieńsza od swoich włosów i posłała wściekłe spojrzenie
Zabiniemu a Hermiona zaprotestowała:
- My chcemy jeszcze jedną
szansę bo wy się na nas gapicie i się peszymy, teraz będzie
lepiej.
- Druga szansa - Zabini popatrzył rozweselony na
Malfoya. - Słuchaj droga szczoto my nie przewidujemy drugiej
szansy.
- To jest nie fair!!! - krzyknęła Hermiona, w
tym momencie nie zwracała uwagi na to, ze Blaise zaczął ja
przezywać - wy mieliście więcej czasu!
- Właśnie - Ginny
przyłączyła się do przyjaciółki, wolała nie myśleć co tez
takiego wymyślił dla niej ten ciemnowłosy Ślizgon.
- Jakie
więcej? Pocałowaliśmy się raz i porządnie a wy chyba się w
ogóle całować nie potraficie... - draco wydął usta z pogardą -
Szczoteczka i Wiewióreczka nie umią się lizać - wyseplenił
radośnie Malfoy.
- Trzeba je nauczyć - rzeczowo stwierdził
Zabini.
- Wcale nie trzeba! - wykrzyknęła przerażona Ginny,
ale to i tak nic nie pomogło. Chwile później została przerzucona
przez plecy chłopaka i wyniesiona do jego sypialni.
- No
Granger, jakoś muszę cię ukarać, inaczej straciłbym twarz. -
Draco uśmiechnął się niewinnie i perwersyjnie za razem.
-
Pozwól droga szczoteczko, że osłodzę ci życie - to mówiąc
zbliżył swoje usta do warg dziewczyny i już miał ją pocałować
gdy usłyszał potężny wystrzał i poczuł pieczenie lewego
policzka. Zszokowany popatrzył na Hermionę, która dała mu właśnie
z liścia po gębie.
- Za co? - zapytał z mina mokrego
spaniela, któremu ktoś właśnie nadepnął na ucho.
- Wiesz
dobrze za co ty... ty... ty wypłoszu! I nie mów do mnie
szczoteczko! Nie znoszę tego do diabła.
Mina
mokrego spaniela zmieniła się w minę złego dobermana i Hermiona
poczuła się trochę niepewnie.
- Słuchaj Granger - warknął
- umowa między nami była prosta. Spartoliłaś pocałunek z
wiwiórowatą i masz za to zapłacić. Nie rozumiem czemu miałbym
dostać w twarz tylko za to że próbowałem cię pocałować? Możesz
mi to wyjaśnić w racjonalny sposób? Szczoteczki nie przyjmują do
wiadomości, to wcale nie brzmi obraźliwie.
- Zależy jak
dla kogo - dziewczyna wydawała się śmiertelnie obraża, choć tak
naprawdę czuła się okropnie, dopiero po fakcie uświadomiła
sobie, ze Malfoy tak właściwie oberwał za niewinność i
wypadałoby go przeprosić... tylko jak to zrobić.
- Dobra,
sorry nie chciałam, poniosło mnie... lepiej - jak widać nie tylko
Ślizgoni maja kłopoty z kulturalnymi przeprosinami..
-
Powiedzmy. Ale za ten policzek kara musi być ... dotkliwsza -
Uśmiech Dracona był szczytem perwersji. Kocim, powolnym i zmysłowym
ruchem wślizgnął się głębiej na łóżko i pchnął Hermionę
do opozycji leżącej.
- Malfoy, co ty wyrabiasz?! - Hermiona
lekko się przestraszyła.
Draco jedynie cicho się zaśmiał i
potarł nosem o jej policzek.
- Cicho, Granger nic takiego ci
nie zrobię. - Po tych słowach wsunął delikatnie język między
rozchylone wargi dziewczyny.
Przesunął nim niespiesznie
po podniebieniu dziewczyny, spowodowało to fale leciutkich dreszczy.
Hermiona cicho jęknęła , jej dłonie zacisnęły się na barkach
chłopaka, w pierwszym odruchu chciała go odepchnąć, lecz chwile
później zaczęła przyciągać go do siebie.
Jego język
delikatnie masował język dziewczyny zmuszając ją do kolejnego,
cichego jęku i teraz Hermiona przyciągnęła go do siebie
pewniejszym ruchem.
Ich języki splotły się zmysłowym,
powolnym tańcu a wargi mocno do siebie przywarły i obydwoje
zatopili się w głębokim, namiętnym pocałunku.
Po kilku
chwilach Draco przewrócił się na plecy i teraz dziewczyna była
górą, to ona miała decydować o intensywności ich pieszczot.
Hermiona odsunęła się na moment od chłopaka, tylko po to by
popatrzeć w jego zamglone oczy i zaraz wróciła do przerwanych
pocałunków. Czubkiem języka przejechała po jego wardze, by
później ugryźć ja delikatnie.
Draco przyciągnął ją
mocniej do siebie i pogłębił pocałunek. Jego dłoń sięgnęła
do prawej piersi dziewczyny pieszcząc ją delikatnie przez satynowy
materiał kremowej koszulki do spania.
Hermiona gdy tylko
poczuła dłoń Ślizgona na swojej piersi odsunęła się od niego
gwałtownie.
- Nie! Nie chcę...
- Nie bój się - Draco
zsunął z siebie dziewczynę i położył na łóżku. Leżał teraz
obok niej na boku, tak że mógł swobodnie patrzeć jej w oczy.
-
To nie o to chodzi, że się boje - kłamała jak z nut - ja po
prostu nie chce, to posunęło się za daleko. Draco, idź już do
siebie... proszę... ukarałeś mnie i to powinno wystarczyć.
-
Ale to tylko część kary - Draco uśmiechnął się szelmowsko - a
właściwie to ja po prostu wykorzystałem perfidnie sytuację,
Granger. Bo kara jest troszeczkę inna.
Wstał i wyciągnął
rękę do Gryfonki:
- Chodź - powiedział uśmiechając się
jak wcielenie niewinności.
- Niby gdzie? - Hermiona spojrzała
podejrzliwie na blondyna. - Ja nigdzie z tobą nie idę... i zaraz,
zaraz, co to ma u diabła znaczyć, że wykorzystałeś
sytuację?!
- Och dziewczyno, źle Ci było jak cię
całowałem? Poza tym mnie walnęłaś w japę zupełnie za nic. Za
to, że chciałem dać ci odrobinę przyjemności. Nie dyskutuj tylko
chodź... Bo wezmę cię na plecy, tak jak Blais wziął
Wiewiórzastą.
- Przyjemności, myślałby kto - dziewczyna
tylko prychnęła - i niby gdzie i po co mam z tobą iść, ja w cale
nie mam ochoty się stąd ruszać, tu jest mi dobrze. I nie mów o
Ginny Wiewiórzasta... wypłoszu.
"Wypłosz" nie
czekając na dalszą litanię "szczoty" złapał dziewczynę
wpół i zarzucił sobie na plecy jak przysłowiowy worek kartofli.
-
Puść mnie w tej chwili, Malfoy! - wrzasnęła Hermiona - postaw
mnie na ziemi!
- Ani mi się śni, Granger...
szczoteczko...
Chłopak nic sobie nie robiąc z pięści
dudniących w jego plecy zaniósł dziewczynę do swoje sypialni i
rzucił ją na wielkie łóżko.
- No Omnibusiku, wreszcie
jesteś tam gdzie twoje miejsce... i zostaniesz tu na dłużej,
słoneczko
- Co, ty kreaturo! Ty wypłoszu, bufonie, arogancki
dupku! Ty, ty - Hermiona się na chwile zapowietrzyła - ty
mężczyznopodobny jaszczurze ty!! Myślisz że ja tu zostanę? -
dziewczyna wstała i ruszyła dziarskim krokiem do drzwi.
-
Kurde...a do tej pory myślałem, że gryfoni mają choć trochę
honoru, najwyraźniej się myliłem - spokojnym głosem stwierdził
Ślizgon To jedno zdanie sprawiło, że Hermiona stanęła w miejscu
i bardzo powoli zaczęła odwracać się w stronę chłopaka, który
zdążył się już rozłożyć na łóżku.
- Honoru? -
wycedziła przez zęby?
- Tak - w końcu powiedzieliśmy wam, że
zostaniecie ukarane, jeżeli wasz pocałunek będzie byle jaki i cóż
Granger, on był bardzo byle jaki, a my przyłożyliśmy się do
swojego bez zarzutu... Co do kary, czy którykolwiek z nas
powiedział, że kara będzie się składała z jednej rzeczy? Chyba
nie....
- Ty... Ty... świnio jedna - Hermiona rzuciła się z
pięściami na Dracona, w tym momencie miała ochotę go zabić,
posiekać na drobne kawałeczki albo zrobić cos jeszcze
gorszego.
Przez kilka minut siłowała się z roześmianym
blondynem, by wreszcie wylądować pod jego zgrabną umięśniona
sylwetką.
Piąstki Hermiony opadały rytmicznie na pierś
młodego mężczyzny nie robiąc mu zgoła żadnej większej krzywdy
i zmuszając go do coraz głośniejszego i bardzo radosnego śmiechu.
Draco zastanawiał się jak ona może go bić dalej leżąc na
wznak.
- Granger, szczoteczko - powiedział niemal czule łapiąc
ją za nadgarstki - chyba nie chcesz żebym ukarał cię także za
pobicie, a może właśnie tego chcesz?
Dziewczyna
popatrzyła na niego z wyrzutem.
- Nie chcę - powiedziała
bardzo cicho.
- Och, czyli mogę puścić twoje dłonie? -
spytał mrużąc lekko oczy i pieszcząc kciukami nadgarstki
dziewczyny, i Hermiona nie była pewna, czy chce aby przestał ją
tak do tykać.
- Mo.. możesz..
- I nie będziesz mnie już
biła, ani uciekała? - cicho szeptał do jej ucha i jednocześnie je
lizał.
- Nie będę... nie będę cię biła...
- Ani
uciekała - delikatne przygryzienie płatka sprawiło, ze Hermiona
zaczęła szybciej oddychać i po chwili skinęła głową. Zgodziła
się na wszystko.
- Nie, nie ucieknę - dodała gdy zapytał,
czy jest tego pewna i zaczął całować wrażliwą skórę za uchem
powodując, że po jej ciele przelały się fale przyjemnego
ciepła.
Puścił jej dłonie i oparł się na łokciach ,ale
się nie odsunął. Leżał nad nią a właściwie prawie na niej i
wpatrywał się szarymi tęczówkami w jej orzechowe oczy.
- I
będziesz ze mną spała, w tym pokoju... w tym łóżku do końca
swego pobytu tutaj, tak Granger?
- Spała z tobą? - jej oczy
rozszerzyły się ze zdziwienia i strachu. - dlaczego z mam z tobą
spać
- Bo to jest część kary - odparł po prostu.
- Ale
ja nie chce - zawołała jak mała dziewczynka, której ktoś każe
zjeść rozgotowaną marchew, wmawiając, ze to dobre dla zdrowia
-
A myślisz, ze ja chciałem pocałować Bleise’a?
- Ale dobrze
wam to szło... zupełnie jakbyście mieli praktykę...
-
Nie igraj ze mną, Granger i mnie nie drażnij - jego oczy zwęziły
się bardzo niebezpiecznie - Doskonale wiesz, że nasza praktyka
opiera się na kontaktach z płcią przeciwną.
"No i
skończyło się hermionowanie" - pomyślała dziewczyna
wlepiają w niego błagalny wzrok.
- Będziesz po prostu ze mną
spać. Łóżko jak widzisz jest bardzo duże. Nie dojdzie do
niczego, czego sama nie zechcesz...
- I pewnie nie ma
znaczenia, że ja wcale tego nie chce - zrobiła pocieszną minkę,
na którą zawsze łapał się jej ojciec, gdy czegoś chciała.
Niestety, a może stety, Draco Malfoy na pewno nie był jej ukochanym
tatusiem i na widok wyrazu jej twarzy tylko się roześmiał.
-
Granger, co to z mina? - spytał z rozbawieniem lądując na plecach
i rechocząc jak opętany - wyglądasz jak pięciolatka, której
ukradli wiaderko do robienia babek z piasku, albo ktoś zabrał
wyjątkowo dużego i słodkiego lizaka. Myślisz że mnie wzruszysz?
Poza tym mimo magicznego ogrzewania wyrka, automatycznie włączającego
się przy minus pięciu, nie jest tak bajecznie ciepło, jak może
być śpiąc w jednym łóżku we dwoje...
- Rzucam się w
nocy i kopie - Hermiona spróbowała ostatniego chwytu, mając
nadziej, ze to pomoże - i.. i mówię przez sen!!
- Ja już
znam doskonały sposób na zatkanie twoich usteczek i jeśli zaraz
się nie zamkniesz i nie pójdziesz spać, jak przystało na grzeczną
Gryfonkę to go wypróbuje... szczotunio.
- Nie jestem
żadną szczotunią, ty nadęty bufonie, smocza kreaturo, słyszysz?!
- Hermiona podniosła głos o kilka tonów i praktycznie już
krzyczała - Ty żałosna imitacjo mężczyzny!! - dokończyła
triumfalnie i wbiła w niego płomienny wzrok.
Nawet nie
wiedziała jak pociągająco wygląda z lekkim rumieńcem i
roziskrzonymi oczyma, ale Draco Malfoy to widział i nie mógł
pozostać zupełnie obojętny na jej wdzięki, tak samo jak nie mógł
zbyć ostatniej, dosyć przykrej i nieprawdziwej obelgi.
W końcu
on był mężczyzną, tyle przynajmniej mógł stwierdzić w czasie
dyskretnej obserwacji panny Granger pod prysznicem i nagłego
zwężania się dżinsów na widok roznegliżowanej krótkowłosej
Gryfonki. Szybko podniósł się z łóżka i pobiegł w ślad za
dziewczyną by po kilku minutach z powrotem przyciągnąć ją do
sypialni i rzucić na łóżko.
- Granger, krótkowłosy
sierściuszku, chyba nie chciałaś mi niehonorowo zwiać, co? -
Zapytał przylegając do niej całym ciałem i z satysfakcją
obserwując jak się rumieni, czując na sowim biodrze jego twardą
męskość.
- Nie, ja chciałam... do łazienki - jej buzia była
komicznie wystraszona.
- Naprawdę? Zapomniałaś , że przy
każdej sypialni jest mała łazienka z kabiną prysznicową? Biedna
szczoteczka zapomniała... To ci przypominam po raz ostatni, Granger
o tym małym, nieistotnym fakcie - chłopak zmrużył oczy i przywarł
do Gryfonki jeszcze mocniej.
- I chyba miałaś wątpliwości co
do tego, czy jestem prawdziwym mężczyzną. Czyżbyś miała je
nadal... szczoteczko?
- Prawdziwy mężczyzna nie musi
udowadniać swej męskości - wypaliła Hermiona nie zastanawiając
się nad tym co mówi.
Dopiero złowróżbna mina jedynej
latorośli rodu Malfoyów uzmysłowiła jej, że popełniła cholerną
gafę, która może się dla niej źle skończyć.
- Nie
musi Granger - powiedział zimno Draco - nie musi dopóki ktoś
nie zakwestionuje, tego że jest mężczyzną. - Młodzieniec
zbliżył twarz do jej twarzy i szeptał prosto do ucha dziewczyny. -
A ty właśnie zakwestionowałaś to, że jestem prawdziwym
mężczyzną, mam rację, Granger?
Hermiona ciężko przełknęła
ślinę, zaczynała się bać i to cholernie bać... Teraz
przesadziła, mogła siedzieć cicho i się nie odzywać, cholera...
ale może nie jest jeszcze za późno. Z bladym, bardzo niepewnym
uśmiechem zwróciła się do mężczyzny:
- Draco ja tylko
żartowałam, oczywiście, że jesteś prawdziwym mężczyzną,
możemy już iść spać... proszę...
- Żartowałaś?
Wzruszające Granger... ale za taki niewybredny żart też muszę cię
ukarać.
Hermiona ze świstem wciągnęła powietrze modląc się
o cud.
Mina Dracona nieco złagodniała i chłopak mocno
pociągnął ją tak, że wylądował na plecach z Hermionę lezącą
na nim. Stanowczym ruchem przyciągnął ją do siebie i gwałtownie
pocałował, zabierając dziewczynie oddech.
Być może to
miała być kara, ale po krótkiej chwili złoczyńca z wielka chęcią
przyłączył się do swego kata i wymierzanie sprawiedliwości
zamieniło się w dobra zabawę. ich pocałunki przybrały na sile,
nie wiadomo było kto w jakim momencie dominuje. Oderwali się od
siebie dopiero gdy obojgu zabrakło powietrza.
- Czy teraz
możemy już iść spać... Mal... - wystarczył jeden rzut oka na
chłopaka, by Hermiona natychmiast zmieniła swa wypowiedź -
Draco?
- Może... - powiedział słodkim tonem chłopak - Ale ty
chyba chciałaś iść do łazienki, prawda. Och, czyli to było
kłamstwo... a Gryfoni nie powinni kłamać, mój mały krótkowłosy
sierściuszku - ubawiła go mina Granger kiedy to powiedział. Więc
za to też powinienem cię ukarać.
Bo jutro Ginny sama będzie
robiła obiad i jej nie pomogę - to było ostatnie koło ratunku,
które dziewczyna mogła wykorzystać, przynajmniej jej się tak
zdawało.
No cóż, Wiewióra, aż tak źle nie gotuje a ciebie
i tak czeka kara - Draco jeszcze raz przyciągnął dziewczynę do
siebie, tak, że dokładnie poczuła każdą wypukłość jego
ciała
Tym razem pocałował ją bardzo delikatnie a dłonią
zaczął pieścić pierś Hermiony i gdy dziewczyna zesztywniała nie
przestał, ale przewrócił ją na plecy i wyszeptał do ucha.
-
Nie zrobię nic więcej - delikatnie wsunął dłoń pod górę od
pidżamy i kciukiem obrysował sutek, zmuszając dziewczynę do
cichutkiego jęku.- No widzisz, nic strasznego się nie stało -
powiedział przesuwając dłoń wzdłuż jej brzucha i wyjmując ją
spod satynowego materiału. Delikatnie pocałował ją w policzek.
-
Dobranoc - powiedział i szczerze się uśmiechnął
***
Blaise
pogwizdując wesoła melodie wniósł rozwrzeszczana dziewczynę do
swojej sypialni, nie skierował się jednak w stronę łóżka tylko
do łazienki i wrzucił rozwrzeszczaną dziewczynę do wanny by zaraz
odkręcić kurek z zimną woda, która poleciał prosto na twarz
dziewczyny. Ginny zaczęła kaszleć i spojrzała oskarżycielsko na
roześmianego chłopaka.
- Co ty do diabła wyprawiasz?!
-
Ochładzam twój wybujały temperament, maleńka - Blais uśmiechnął
się zawadiacko i zmoczył całą Ginny.
- Tylko nie maleńka.
PRZESTAŃ W TEJ CHWILI!
- A będziesz już cicho.. kurczaczku?
-
- Odkurczaczkuj się ty ode mnie! Odbiło ci, chcesz żebym
zachorowała?
- Nie, kurczaczku, chcę, żebyś się
uspokoiła.
- Ale mógłbyś mnie nie oblewać. Zobacz wszystko
się teraz na mnie klei - Virginia miała niepocieszoną i ucieszną
minę.
- Oj klei się, klei... - Blaise z wielkim zadowoleniem
obrzucił smukła sylwetkę dziewczyny do której w tej chwili
wszystko się kleiło.
- - Świnia... Zboczeniec - Ginny
próbowała wydostać się z wanny, ale poślizgnęła się na mokrej
powierzchni i boleśnie usiadła na swojej tylnej części
ciała
Blaise roześmiał się radośnie.
- Jak możesz? -
Ginny popatrzyła na niego żałośnie. - Zamiast pomóc to się
śmiejesz...
- Podałbyś mi chociaż jakiś ręcznik... Zimno
mi - na potwierdzenie swych słów zadrżała lekko.
Blaise
jeszcze przez chwilę przyglądał się mokrej dziewczyny ,wreszcie
wziął ja na ręce i wyniósł do pokoju, a tam postawił tuż przed
kominkiem.
- Daj ręcznik, proszę - pisnęła Virginia
wyciągając dłonie w kierunku przyjemnego ciepła.
- Dobra,
dobra - powiedział z ociąganiem młodzieniec, bo zmokła dziewczyna
wyglądała bardzo pociągająco.
- Chwile później
podszedł z dużym puszystym ręcznikiem, ale nie podał go jej tylko
trzymał w takiej odległości, by ta nie mogła go dosięgnąć.
-
No co się wygłupiasz, daj mi go!
- Weź sobie - powiedział ze
stoickim spokojem Blaise. Jego mina była absolutnie nieprzenikniona
i Ginny nie wiedziała czy droczy się z nią, czy po prostu dobrze
bawi się całą sytuacją.
-
- Przestań, jest mi zimno,
bądź człowiekiem, podaj mi go - dziewczyna zaczęła się już
trząść z zimna.
- - Ściągaj ciuszki - na widok jej
zaskoczonego spojrzenia tylko się uśmiechnął. - No przecież nie
chcesz wycierać tych szmatek, tylko siebie.
- Mylisz się, bo
właśnie że chcę wytrzeć swoje, jak to określiłeś szmatki,
Zabini.
- Cywilizowani ludzie tak nie robią, mała. Ściągaj
ciuchy albo siedź mokra i susz się przy ogniu - chłopak wzruszył
ramionami.
- A ni możesz mi po prostu podać różdżki..
Wtedy raczej nie będzie problemu... przecież się przy tobie nie
rozbiorę.
- Nie , nie mogę - mężczyzna uśmiechnął się
złośliwe i otaksował wiele mówiącym spojrzeniem jej sylwetkę.
-
Jesteś zwykłym samcem, wsadź sobie ten ręcznik gdzieś -
powiedziała urażona i zakłopotana.
- Naprawdę jestem zwykłym
samcem? Dobra, to może zachowam się jak zwykły samiec, co? Zerwę
z ciebie ta przykrótką koszulkę, zacznę...
- Zabini, do
diabła przestań się wygłupiać i podaj mi wreszcie ten durny
ręcznik!
- A może ja się w cale nie wygłupiam, Weasley?
-
Dziewczyna popatrzyła na niego niepewnie. Zabini, który wcale nie
chciał zrobić jej krzywdy, poza obdarzeniem Virginii paroma
namiętnymi pocałunkami, zmiękł trochę od tego przerażonego
spojrzenia.
- No już dobra, nie patrz się tak na mnie...
ściągaj lepiej te ciuszki, bo się zapalenia płuc nabawisz.
-
Ściągnę, ale się odwróć... nie rozbiorę się jak będziesz się
na mnie gapił, a tak w ogóle to mogę iść do siebie? - Ginny
zaczęła szczękać zębami, było jej co raz zimniej.
- Nie
skarbie, nie możesz iść do siebie - powiedział Blaise odwracając
się grzecznie tyłem, ale nadal w dłoni dzierżąc, upragniony
przez pannę Granger alias Wiewióra, ręcznik. - Nie możesz iść
do siebie bo twoja kara polega na spaniu do końca pobytu ze mną w
jednym łóżku... w moim łóżku.
- Co takiego? - Ginny
na moment zapomniała o okropnym zimnie i skupiła się na słowach
chłopaka - Po pierwsze to ty chyba żartujesz, a po drugie daj mi
wreszcie ten ręcznik!
- Po pierwsze, nie żartuję, a po
drugie, miałem się odwrócić...
- Tak - ale miałeś mi
najpierw dać ten ręcznik! -Gin zaczęła się złościć.
- A
ty się miałaś chyba rozebrać, jakoś nie słyszę żebyś
zrzucała z siebie ciuszki, a za ciepło to ci chyba nie jest?
-
Och ty... - Ginny ze złości zaczęła tupać nogami, ale po chwili
uświadomiła sobie, ze zachowuje się śmiesznie, zupełnie jak
rozwydrzony małolat. Nie widziała innego wyjścia jak tylko
ściągnąć przemoczoną bieliznę, ale nawet tego nie zrobiła w
sposób "grzeczny" i "stateczny". Mokre
fatałaszki wylądowały na głowie czarnowłosego.
- A teraz
dawaj mi ręcznik, ale z zamkniętymi oczami - wrzasnęła.
-
Nie muszę zamykać oczu - powiedział spokojnie, aż za spokojnie
Zabini. - A to dlatego, że twoje mokre gatki i podkoszulek
wylądowały dokładnie na moim czole, mojej potylicy i moich oczach,
Weasley. - Virginia by się zaśmiała z tego tekstu. Ale pod kilkoma
warunkami: gdyby sytuacja nie dotyczyła jej, gdyby nie była naga i
gdyby nie mówił tego zły Blais Zabini, wyższy od niej o jakieś
trzydzieści cztery centymetry i cięższy o tyle samo kilogramów.
Gin była bardzo pewna , że jest zły bo mówił bardzo chłodno,
bardzo wolno i bardzo spokojnie.
"Przesadziłam z
rzucaniem ciuchów" - pomyślała żałośnie Ginny.
-
Wiesz co, Weasley? Początkowo twoja kara miała polegać tylko na
tym, że będziesz spała w mojej sypialni, ale skoro ty tak
pogrywasz, to dlaczego ja mam być inny?
- Bo jesteś
wyrozumiałym i dobrym człowiekiem!
- Zapomnij rudzielcze -
Blaise ściągnął ze swej głowy mokrą kobieca bieliznę i
najspokojniej w świecie odwrócił się w stronę nagiej dziewczyny.
Ginny pisnęła głośno i rozpaczliwie próbowała zakryć
najbardziej strategiczne punkty swojego ciała. Po kilku sekundach
siadła po prostu, podkuliła kolana i mocno zacisnęła na nich
ręce. Wbiła przerażony, czekoladowy wzrok w ciemnozielone i
zwężone teraz złością oczy Zabiniego chłopak nic sobie nie
robiąc z jej przestraszonego spojrzenia zbliżył się do niej i
podciągnął do pozycji stojącej. Przez chwile lustrował ja
uważnym spojrzeniem by wreszcie wycisnąć na jej ustach soczysty
pocałunek. Na sam koniec klepnął ją w mokry pośladek i zarzucił
na głowę duży kąpielowy ręcznik.
- Ginny stała
oniemiała pod ręcznikiem, który był na tyle spory, że z tyłu
sięgał jej ramion a z przodu opadał prawie do kolan. Po kilku
sekundach pisnęła, co miało być spóźnioną reakcją na klapsa.
Zabini całował cudownie i Virginia była zdezorientowana, ale także
zła. Gdy poczuła, że ręcznik zaczyna się ześlizgiwać, złapała
go i szybko się nim owinęła, posyłając Balise’owi zabójcze
spojrzenie.
- Niby co to miało być, do diabła? -
zapytała oburzona, jednocześnie okręcając się w ręcznik.
-
- Nie przeklinaj, bo cie znowu będę musiał ukarać - Blaise
uśmiechnął się do niej w taki sposób, że przez jej ciało
przeszły dziwne dreszcze nie koniecznie biorące się z zimna.
-
Virginia wycierała się w pośpiechu i patrzyła jak Blaise nucąc
cicho jakąś wesołą piosenkę, rozkłada jej rzeczy przed
kominkiem, żeby wyschły. Nie zdziwiła się za bardzo, że nie użył
zaklęcia wysuszającego, już wcześniej zauważyły obydwie z
Hermioną, że Zabini nie używa magii, gdy nie musi. Tak po
prostu.
Dziewczyna pomyślała, że Blais ma bardzo ładny głos,
ale w życiu nawet przed sobą samą nie przyznałaby się do tego i
chłopak mógł usłyszeć, jak niewyraźnie mamrocze coś pod nosem,
o durnych karach i wybrykach arystokracji.
- Jeżeli chcesz -
powiedział spokojnie podnosząc się z klęczek i wygodnie sadowiąc
się przy kominku - to parę wybryków mogę ci dopiero pokazać...
Wierz mi ja mam bujną wyobraźnię.
- Wielkie dzięki, obejdzie
się - Ginny spojrzała na niego oburzona. – A teraz ja stąd wyjdę
spokojnie a ty przestaniesz chrzanić o jakiejś głupiej karze...
Przecież to nie moja wina, że ja i Hermi nie mamy ciągotek do
miłości lesbijskiej w odróżnieniu od ciebie i Malfoya...
-
Według ciebie mam skłonności homoseksualne, dobrze rozumiem,
Weasley? - chłopak uśmiechał się drapieżnie i Gin zrozumiała
swój okropny błąd.
- Ja tylko... - zaczęła, ale Zabini
spokojnie wstał i podszedł do niej na tyle blisko, że czuła jego
zapach, bardzo miły zapach. Zacięła się i stała jak
sparaliżowana.
- No? Ty tylko, co? - spytał Blais unosząc
sugestywnie brew. Nic.. naprawdę nic - Ginny zaczeka się jąkać,
spojrzenie chłopaka bardzo ja denerwowało i peszyło. - Ja tak
tylko.. no wiesz.. tego.. no... jakby to powiedzieć...
- Jakby
co powiedzieć... maleństwo...
- Żartowałam tylko a ty chyba
się nie znasz na żartach – powiedziała to bardzo niepewnym
głosem.
- Ależ Weasley ja na żartach znam się doskonale...
jak chcesz to ci z chęcią pokażę... żarty, ale te
ślizgońskie...
- Nie. dziękuje - dziewczyna odpowiedziała
prędko jeszcze bardziej odsuwając się od chłopaka
- No to ci
pokażę*- dziewczyna przycisnęła do siebie jeszcze mocniej ręcznik
i popatrzyła z dzikim przerażeniem na Zabiniego, który uśmiechał
się bardzo drapieżnie i bardzo zmysłowo. W tej chwili stal tak
blisko niej, że dotykali się ciałami a ciało Blaisa było twarde,
ciepłe i... niebezpieczne. Virginia wbiła wzrok w klatkę piersiową
młodzieńca, która była akurat naprzeciwko jej oczu, i modliła
się o cud.
- Gdybyś była jeszcze mniejsza, można by cię
było traktować jak lalkę służąca do zabawy - rzucił Blaise
jakby od niechcenia i właśnie ta obraźliwą uwagą osiągnął to
o co mu chodziło od początku. Ginny natychmiast podniosła do góry
głowę i już otwierała usta by odeprzeć ten podły atak, ale nie
dane było jej to zrobić, gdyż chłopak natychmiast wykorzystał
zaistniałą sytuacje
Jego wargi gorąco przywarły do miękkich
ust Virginii i zgniotły je w gwałtownym, namiętnym pocałunku.
Zbyt gwałtownym bo Blais trochę się zapomniał i Gin jęknęła z
bólu. Chłopak natychmiast zrozumiał swój błąd i odsunął się
na chwilę spoglądając w oczy dziewczyny. Kiedy znowu ją
pocałował, zrobił to powoli i delikatnie. Tym razem Virginia
westchnęła cichutko i posłusznie rozchyliła usta, pozwalając mu
na bardzo głęboki, zmysłowy pocałunek.
Jego język zaczął
muskać jej podniebienie a palce przeczesywać jej długie mokre
włosy. Giny przysunęła się do chłopaka wtulając w jego męskie,
ciepłe przyjemnie pachnące ciało. Było jej dobrze i wcale nie
chciała się stąd ruszać. Przeszła jej chęć na powrót do
własnej sypialni.
Nadal przyciskała do siebie ręcznik,
ale dłonie Blaisa wślizgnęły się pod miękki materiał gładząc
plecy i pośladki dziewczyny. Virginia poczuła lekkie zawroty głowy
i przywarła do niego jeszcze mocniej. Jego dłonie zacisnęły się
lekko na jej pupie. Była tak drobna, że Blaise bez problemu mógł
objąć jedną dłonią jej obydwa pośladki. Delikatnie masował
ciało dziewczyny co wywołało koleje jęki rozkoszy. Ginny jeszcze
mocniej wtuliła się w jego ciało i pisnęła zaszokowana. Wyraźnie
poczuła jego twardą męskość wpijającą się w jej
ciało
Dziewczyna odskoczyła od niego zaskoczona, zawstydzona i
przestraszona jednocześnie.
Zabini zdziwił się w pierwszym
momencie jej reakcją i patrzył na nią przez chwilę z
zaciekawieniem. Kiedy pochylił się by spojrzeć głębiej w jej
oczy, dojrzał w nich mieszankę wszystkich jej uczuć i zrozumiał,
co spłoszyło niewinną Virginię.
- Chyba się nie boisz? Ja
ci nic nie zrobię... oczywiście jeśli nie będziesz tego sama
chciała.
- Ale ja nic nie chce... to znaczy chce, chce stąd
wyjść
- Przykro mi mała, ale wyraźnie zostałyście
uprzedzone o karze za byle jaki pocałunek. Ja się do swojego
przyłożyłem i nie widzę powodu dla którego miałbym tolerować
odwalenie takiego badziewia jak twoje wiewióro i szczoty - Blais z
irytacją wzruszył ramionami.
- Bo to by było ludzkie! Ty...
ty...
- No co chciałaś powiedzieć... maleństwo - Zabini ze
złośliwym uśmiechem przybliżył się do dziewczyny
- Ty...
łobuzie - triumfalnie zakończyła Gin z morderczym błyskiem
w oku.
"Łobuz" zamiast zezłościć Blaisa na
co chłopak nawet trochę liczył, bo mógłby wtedy "ukarać"
Virginię bardziej, tylko go rozbawił.
- Nie powiem, słownictwo
to ty masz... przy braciach się wyrobiłaś? A zresztą nie ważne,
wskakuj do łóżka.
- Zapomnij zboczeńcu do żadnego łóżka
z tobą wskakiwać nie będę!
- Zboczeńcu, mówisz? - Zabini
był niemal radosny. - No, no... Coraz bardziej ci się języczek
wyrabia, maleńka... Wyrobić ci go jeszcze bardziej? - Chłopak
zbliżył się do dziewczyny z szelmowskim uśmiechem i ponownie ją
pocałował.
- A idź ty w diabły - Ginny zaczęła się.
odsuwać jak najdalej mogła... niestety za daleko nie mogła,
przeszkodziło jej w tym łóżko.
- I wreszcie jesteś tam
gdzie powinnaś - to powiedziawszy chłopak pchnął ją delikatnie
tak, ze wylądowała w miękkiej pościeli.
Ginny pisnęła
cicho i odsunęła się pod ścianę.
- No co, rudasku? Będziesz
spała owinięta ręcznikiem? - mówiąc to bezczelnie zaczął
ściągać spodnie i za chwilę stał przed nią w samych czarnych
bokserkach. Normalnie spał nago, ale nie chciał przysparzać
Gryfonce zawału serca lub nadciśnienia.
- Ja w ogóle nie będę
spała....
- A co masz inną propozycje na tę noc?
-
Tak!!! Wyskocz przez okno!!!
- Mam wyskoczyć przez okno,
Weasley? - chłopak uniósł brew i spojrzał w kierunku rzeczonego
obiektu. - Wiesz, mała tu jest dosyć wysoko i mógłbym się
zabić.
- Właśnie o to chodzi - wypaliła zapalczywie
dziewczyna i dopiero po fakcie zatkała sobie usta dłonią.
-
O ty wiewióro jedna! Nie no ta zniewaga krwi wymaga - Blaise nie
zastanawiając się długo złapał dziewczynę i podszedł z nią do
okna, nie zwracając uwagi na jej krzyki
- Puszczać? - Zabini
popatrzył na wyrywającą się dziewczynę zalotnie. Zdążył już
otworzyć okno i zrobiło się bardzo zimno. - Zaraz ci wypuszczę,
mała. Poczujesz się swobodna jak ptak.
- NIE!! - Ginny
zarzuciła ręce na jego szyje i przytuliła się do umięśnionej
klatki piersiowej chłopaka. - Proszę nie. Ja już będę
spokojna... obiecuje
Była naprawdę bardzo przestraszona i
Zabini się nad nią zlitował.
Położył ją z powrotem na
łóżku i zamknął okno.
- Przecież bym cię głuptasie nie
wyrzucił - powiedział łagodnie, podchodząc do roztrzęsionej
Ginny i pomagając jej delikatnie, poprawić rozchełstany
ręcznik.
- Przestraszyłeś mnie – dziewczyna trzęsła
się nie tylko z zimna ale i ze zdenerwowania.
- Więcej tego
nie zrobię, ale się zachowuj, zaraz przyniosę ci jakieś suche
ciuszki i idziemy spać, dobrze?
Pogłaskał ją po głowie i
poszedł sprawdzić jej koszulkę i majtki, ale były bardzo
wilgotne. Dziarskim krokiem ruszył do szafy i wygrzebał jakąś
niebieską koszulę z krótkim rękawem, zapinaną na cholernie dużą
ilość czarnych guzików.
"Im więcej guzików - pomyślał
naiwnie Zabini - tym mniejsza szansa, że zechce mi się do nie
dobierać".
Lecz w tym samym momencie spojrzał na
dziewczynę i pomyślał, że nawet gdyby była ubrana w habit to i
tak chciałby go z niej zedrzeć.
Mimo tego podał jej
koszulkę i kurtuazyjnie odwrócił się by mogła ja w spokoju
ubrać
Odwrócenie się do ściany było według Blaisa z jego
strony istnym heroizmem i trzeba mu przyznać, że w istocie tak
było, chociaż w jego przypadku nie stanowiło to nic
nadzwyczajnego. Zabini jako młody mężczyzna w pełni sił
witalnych i buzujący hormonami, potrafił zapanować nad sobą.
Większość ludzi, którzy go dobrze znali nie mieli pojęcia jaki
jest naprawdę.
Ginny patrząc się podejrzliwie w jego
kierunku ubrała szybko wielgachną koszulkę, wyglądała w niej
tak, jakby zwinęła ja dużo starszemu bratu. Wiedząc, ze nie ma
nadziei na wydostanie się z tego pokoju, przynajmniej dzisiejszej
nocy wsunęła się pod kołdrę i okręciła nią na około, nie
pozostawiając jej zbyt wiele dla współlokatora.
Zabini
widząc, że zostawiła mu jakieś marne resztki ciepłe j kołderki
uniósł tylko brew i pociągnął za koniec kołdry rozwijając
Virginię. Położył się, szczelnie opatulił i nie pozostawił
dziewczynie prawie nic. Patrzył przy tym na nią bardzo
wyzywająco.
- Gdybyś był męż... - widząc jego minę
wolała natychmiast zmienić zdanie - dżentelmenem, to oddałbyś mi
ta kołdrę... Ale widać w Slytherinie nie ma czegoś takiego jak
prawdziwy dżentelmeński mężczyzna.
- Ty wiewióra nie
pyskuj, tylko jak chcesz skorzystać z kołdry to musisz się do mnie
przytulić... inaczej nici z ciepełka, ewentualnie możesz położyć
się przy kominku - uśmiechnął się łobuzersko.
Ginny
popatrzyła na niego bardzo nieufnie i zmarszczyła nosek.
-
Słuchaj mała - powiedział łagodnie, Blais - jestem na tyle silnym
facetem, że jak będę chciał cię wziąć siłą to nic mi nie
przeszkodzi, więc albo mi ufasz albo śpisz bez kołdry a to drugie
i tak nie daje ci żadnej gwarancji.
- Obiecałeś, że mnie nie
tkniesz bez mojej zgody - w oczach Ginny zalśniły łzy złości i
poniżenia.
- Weasley przecież gdybym się chciał na ciebie
rzucić i nie panowałbym nad sobą, to już bym to zrobił. No
wskakuj pod kołdrę i się nie marz.
- Ale mnie nie dotkniesz?
- Ginny dalej patrzyła na niego podejrzliwie
- Weasley bo ja
trące cierpliwość, albo sama wejdziesz pod tą kołdrę, albo cie
do tego zmuszę!
- Dobra, już dobra... wchodzę...
zadowolony?
Blais nie raczył odpowiadać na taką
impertynencję i posłał jej jedynie wiele znaczące spojrzenie.
Odchylił kołdrę i poczekał aż się pod nią wślizgnie. Koszula
była na nią o wiele za duża i Ginny topiła się w niej, co wbrew
woli Zabiniego budziło w nim opiekuńcze instynkty
Przytulił
opierająca się dziewczynę i nie puszczał dopóki ta się nie
uspokoiła. Po kwadransie spali już oboje.
Wina
i Kara
Rozdział ten niestety korektowałyśmy
same, gdyż nie możemy znaleźć naszych wspaniałych
korektorek.
Następnym rozdziałem będzie poker.
Numeracja nam się pomyliła.
Ginny bardzo niechętnie
wybudzała się z pięknego snu. Było jej tak ciepło i przyjemnie i
jeszcze te męskie ramiona, które ją otulały...
Zaraz, zaraz!
Jakie męskie ramiona, jakie otulały? Ginny próbowała gwałtownie
usiąść na łóżku, ale nic jej z tego nie wyszło, zamiast tego
obudziła potwora.
- Wiewiórka, jest siódma rano, nie ruszaj
się - mruknął Blaise i przyciągnął dziewczynę do siebie.
-
Puść - ale ta nie chciała być przyciągana, wręcz przeciwnie
gwałtownie próbowała się wyrwać.
- Jestem silny i jest
siódma rano a ty mnie drażnisz rudzielcu, więc zaczynam być
zły... Chcesz tego? Żebym się zezłościł i ci wlał parę
klapsów na goły tyłeczek? Chyba nie. Śpij.
Chłopak mocno
przytulił do siebie trochę uspokojoną dziewczynę.
Virginia
nie protestowała. Był ciepły, przyjemnie pachniał i... delikatnie
głaskał ją po plecach.
Tylko, dlaczego te jego dłonie
schodziły coraz niżej...
- Zabini łapy przy sobie - mruknęła
cicho, a w odpowiedzi usłyszała tylko złośliwy chichot, ale
dłonie mężczyzny powędrowały w górę. Żeby on zawsze był taki
zgodny, pomyślała sennie, ale nie zastanawiała się nad tym
dłużej. Biedaczka nie wiedziała, że następny dzień miał
przynieść odpowiedź, z której jasno wynikało, że Blaise Zabini
nie zawsze jest zgodny, miły i łagodny. Czasami zachowywał się
bardzo podle i złośliwie. Zawsze też dostawał to, na co miał
ochotę. Zawsze.
***
Hermiona obudziła się
parę minut po godzinie ósmej i odruchowo przetarła oczy. Chciała
się przeciągnąć, ale okazało się, że wbiła łokieć w coś
ciepłego i twardego. Usłyszała cichy, niski pomruk niezadowolenie.
Spojrzała w lewo, jej łokieć wbijał się w klatkę piersiową
mężczyzny leżącego obok. Przystojny blondyn otworzył jedno szare
oko i łypał na nią groźnie.
- Śpij cholero, jest wcześnie.
- Draco objął dziewczynę i mocno przytulił. - Nie ma sensu
wstawać przed dziesiątą, chyba, że chcesz robić teraz coś...
miłego, szczotuś.
- Miło to ja cię mogę skrzywdzić -
burknęła szczotuś, ale po chwili doszła do słusznego wniosku, że
godzina ósma rano w czasie wolnym od szkoły nie jest porą do
wstawania.
Już miała się wygodnie ułożyć i zapaść w
drzemkę, gdy poczuła, czyjąś dłoń na swoje piersi.
-
Malfoy, co ty do diabła wyprawiasz - syknęła i próbowała się
wyrwać z jego uścisku.
- Szczotuś przecież wczoraj ci się
podobało. Uspokój się, wiesz, że to nie będzie bolało.
-
Malfoy, mnie boli mózg na samą myśl, że mnie dotykasz - Hermiona
spróbowała strącić jego dłoń, ale Draco był bardzo silny.
Złapał ją za przeguby dłoni, pochylił się nad dziewczyną i
pocałował delikatnie jej szyję.
- Z tego co wiem - wymruczał
jej do ucha - mózg nie może boleć, Granger.
Jego usta
delikatnie musnęły płatek jej ucha. - Opowiadasz bajki...
kłamiesz... a za kłamstwo powinno się karać, szczoteczko.
Zanim
Hermiona zdążyła cokolwiek powiedzieć Dracon zamknął jej usta
swoimi wargami, jego język wtargnął do środka i wypowiedział
wojnę jej językowi. Hermiona cicho jęknęła, nie mogła pogodzić
się z tym, że jest jej przyjemnie i że ta kara wcale karą nie
jest.
Dracon wreszcie odsunął się od niej i odezwał się
bardzo poważnie.
- Panno Granger czy przymnie pani swą karę w
spokoju, jak przystało na porządnego prefekta naczelnego, a przede
wszystkim Gryfona? Czy może będzie się chciała pani wyrywać, jak
jakiś nieodpowiedzialny...
- Ślizgon - dopowiedziała Hermiona
parząc się mu bezczelnie w twarz.
- No, nie ładnie - smirk
Dracona mógł być przykładem smirka książkowego. - Panna Granger
się stawia i zarzuca Ślizgonom nieodpowiedzialność...
Nieładnie...
- A pan Malfoy, zdążył przed chwilą ukarać
pannę Granger i raczy sugerować, że kary jeszcze nie było. To też
nieładnie - odpowiedziała Hermiona i wbiła rozeźlony wzrok w
blondyna.
- Szczotuś... ja cię tylko pocałowałem a nie
ukarałem... - złośliwy uśmiech Dracona podkreślały jeszcze jego
zmrużone i wpatrzone z rozbawieniem w dziewczynę, oczy.
Chłopak
szybkim ruchem znalazł się ponownie nad Hermioną i wymruczał jej
do ucha:
- Co wolisz? Pozycję 69, czy lańsko na goły tyłek?
- Draco nie mówił oczywiście poważnie, chciał zobaczyć reakcję
panny Granger, a ta okazała się iście zaskakująca...
- Nie
ma sprawy Malfoy, skoro tego tak bardzo chcesz... i skoro sprawi ci
to tyle przyjemności, to kim że ja jestem żeby ci zabraniać? –
Stwierdziła z miną aniołka.
Draco przez chwile patrzył na
nią bez słowa, zastanawiając się czy czasami nie ma halucynacji,
ale Hermiona wyglądała na całkiem poważną. Szybko sięgnął
dłońmi do bokserek i zaczął je z siebie zsuwać, gdy nagle
usłyszał, że ona mówi coś jeszcze.
- Grzeczny chłopiec, i
jaki posłuszny, a właściwie to, czym cię mam bić? Pasek czy coś
cięższego, a swoją drogą to twoi rodzice wiedzą o twoich
preferencjach?.
Chłopak powoli wciągnął bokserki z powrotem
i zaczął logicznie myśleć.
"Skąd do diabła,
przyszło ci kretynie do głowy, że ona by się tak po prostu
zgodziła na seks? - pomyślał. - Poczekaj ty cwaniaro... ja ci
dam".
- Granger, czy ty udajesz ograniczoną
umysłowo, czy jesteś ograniczona? - Wycedził i uśmiechnął się
do niej złośliwie. - Doskonale wiesz, że jeżeli mowa o laniu, to
ty miałaś je dostać a nie ja.
- Skąd mam wiedzieć? Nie
powiedziałeś, kto ma dostać... Wiesz ja nie gustuje w
masochistycznych rozrywkach, myślałam, że tak lubisz? -
Uśmiechnęła się najniewinniej jak potrafiła i zatrzepotała
rzęsami.
Chłopak się roześmiał.
- Aleś ty się cwana
zrobiła. Przez ciebie całkiem mi się spać odechciało.
Chłopak
wstał z zamiarem pójścia pod prysznic.
- Och, Dracuś,
naprawdę Smokusiu? - Hermiona odniosła pojedyncze zwycięstwo i się
zapomniała.
Mina Dracona od razu uległa diametralnej zmianie.
Już nie był rozbawiony, był wściekły i wcale nie zamierzał tego
ukrywać.
- Dobra Granger, teraz to przesadziłaś, nie życzę
sobie byś nazywała mnie tak jak ta kretynka, bo to nie jest ani
miłe ani zabawne.
Hermiona niepewnie spojrzała na chłopaka,
nie sądziła, że to go urazi, znaczy, że to go urazi aż do tego
stopnia.
- Ale ja...
- Mnie nie obchodzi, co ty, teraz na
serio się pytam, mam ci wtłuc czy...czy może mam cię inaczej
ukarać Granger?
W pierwszej chwili Hermiona
naprawdę chciała odpyskować, ale kiedy zobaczyła, że chłopak
nie raczy żartować i mówi poważnie, trochę się przestraszyła.
-
Ale ja nie chciałam cię obrazić, Ma... Draco - powiedziała na
widok zimnego błysku w jego oczach.
- Słuchaj Granger,
tłumaczyłem ci jak inteligentnej istocie ludzkiej, że nie cierpię
tej słodkiej idiotki, a nienawidzę się powtarzać. Więc jak
będzie? Wolisz dostać w tyłek, czy może pozwolisz mi się ze sobą
zabawić, co? - Na jego ustach wykwitł pokrętny uśmieszek.
-
Ja... ja nie wiem - Hermiona była bliska łez. - Ale, o co ci
chodzi.
- Widzę, szczota, że jesteś tak malowniczo
niezdecydowana, że ja muszę wybrać karę... Ściągnij górę tej
swojej uroczej pidżamki, tylko mnie nie drażnij i zrób to w miarę
szybko.
- Nie - powiedziała dziewczyna głosem pełnym łez,
wreszcie do niej dotarło, o co mu chodzi. - Nie rozbiorę się -
powiedziała cichutko i przewróciła na brzuch wypinając pośladki.
- Tylko zrób to szybko... proszę.
Draco stanął jak
zamurowany, nie spodziewał się takiego obrotu sprawy, był pewien,
że Granger zgodzi się na małą zabawę, nie sądził, że sprawy
przybiorą taki obrót.
Nie miał zamiaru zrobić nic wybitnie
nieprzyzwoitego i po poprzednim wieczorze liczył na współpracę
dziewczyny przy zaproponowanej "zabawie". Najgorsze
w tym wszystkim było to, że wcale nie chciał jej bić, ani
sprawiać przykrości w żaden inny
sposób, mimo istotnego
faktu, że przypominanie mu kretynki, jaką była Pansy (z którą
niegdyś nawet się przespał) było czynnikiem wysoce wkurzającym
pana Malfoya juniora.
Chłopak usiadł na łóżku i pochylił
się nad leżącą dziewczyną. Spod przymkniętych oczu płynęły
jej łzy i Draco trochę złagodniał.
"Chol*era"
- pomyślał.
- No, co ty szczotka, nie płacz... Szczotuś
przecież cię nie uderzę, ani nie zrobię ci niczego złego, co ty.
- Wsunął dłoń pod górę od piżamy i delikatnie pogładził
nagie plecy dziewczyny.
Hermiona nie potrafiła powstrzymać
lecących łez. Było jej okropnie przykro, nie tylko z powodu gróźb
chłopaka, ale też, dlatego, że go tak potraktowała.
-
Szczotunia weź przestań - Draco przyciągnął dziewczynę do
siebie i zaczął ją przytulać – no przestań, przecież wiesz,
że cię nie uderzę.
Na te słowa, Hermiona jeszcze bardziej
się rozryczała i wtuliła w chłopaka.
- Hej, dziewczyno, co
się z tobą dzieje?
Malfoy był naprawdę przerażony, zupełnie
nie potrafił sobie radzić z plączącymi kobietami, Pansy była
wyjątkiem - dla niego to nie była kobieta.
Hermiona nie
mogła powstrzymać łez, bo zrobiło jej się chol*ernie przykro.
Wiedziała, że Draco nie zrobiłby jej nic złego - jedynie dużo
gadał, ale nie posunąłby się do przemocy wobec kobiety, tak samo
zresztą jak Zabini. Tym bardziej czuła się fatalnie, że tak mu
dokuczyła. To, w jaki sposób reagował na przypominanie mu o
Parkinson, świadczyło o tym, że jej zachowanie sprawiło mu
naprawdę przykrość. Zrobiła to z czystej przekory i teraz
żałowała, zwłaszcza, że Draco nie zamierzał wcale jej bić,
tylko mocno ją przytulił i głaskał króciutkie, zmierzwione włosy
dziewczyny.
- Przepraszam - wychlipiała - ja już nie będę
taka wredna.
- Już dobrze, przestań płakać, bo spanikuję -
przyznał się bez bicia blondas.
- I co zrobisz? - Zapytała
ocierając łzy
- Wyrzucę cię przez okno - odpowiedział
całkiem poważnie - tak ja na pewno wyrzucę cię przez okno!
-
Jakoś ci nie wierze - odpowiedziała Hermiona delikatnie się
uśmiechając.
- No to może w to uwierzysz - Dracon pchnął
Hermione na łóżko i zaczął rozpinać guziki jej pidżamy, po
każdym guziczku całował kawałek odsłoniętego ciała, a
dziewczyna patrzyła na niego wielkimi ze zdziwienia oczyma.
-
Chcesz mnie wyrzucić nagą? - zapytała trochę bez sensu.
-
Nie... ale muszę cię jakoś ukarać... Nie chcę cię bić,
szczotuś...
- Wcale mnie nie musisz karać, ja już nie będę
- powiedziała, gdy chłopak odpiął ostatni guzik pidżamy i
pocałował jej pępek.
- Tak, Granger a krowy latają... nie
wierzę ci muszę cię ukarać - chłopak uśmiechnął się
przekornie i rozchylił poły pidżamy Hermiony.
Dziewczyna
zarumieniła się lekko a Draco delikatnie pocałował jeszcze raz
jej płaski brzuch.
Językiem zatoczył kółeczka wokół jej
pępka, po czym ugryzł ją delikatnie.
Hermiona pisnęła i
spojrzała się na niego spod półprzymkniętych powiek. A Draco
zaczął iść pocałunkami w górę jej ciała. Kiedy doszedł do
jej piersi dziewczyna wciągnęła powietrze i poczuła jak zasycha
jej w gardle. Draco podciągnął się na rękach i zaczął całować
jej piersi, Zęby zacisnął na jej sutku i zaczął go potrącać
językiem, na co Hermiona odpowiedział cichym jękiem
Dziewczyna
pomyślała, że jak tak dalej pójdzie, będzie robiła wszystko,
żeby dostawać takie kary.
"Hermiona, co ci przychodzi
do głowy?" - Skarciła w duchu samą siebie, ale za chwilę
przestała myśleć i się karcić, bo chłopak delikatnie zaczął
ssać jej drugi sutek a dłońmi pieścił szyję i dekolt
dziewczyny.
Gryfonka jęczała coraz głośniej i nie wiadomo,
czym by się to karanie skończyło gdyby nie pukanie do sypialni i
tubalny głos Blaisa.
- Wstawaj Smoku przebrzydły! Ty robisz
dziś śniadanie! Tylko bez udziwnień!
- Czemu?! - dobiegło
ich zawiedzione piśnięcie Virginii. - Udziwnienia są okey.
Draco
i Hermiona leżeli na łóżku jak sparaliżowani. Oboje mieli
nadziej, że ani Blaise ani Ginny nie zechcą wejść do pokoju.
Draco na wszelki wypadek zarzucił na Hermionę kołdrę i dopiero
wtedy odpowiedział.
- Spoko, zaraz wstajemy, czekajcie na nas w
kuchni.
Z napięciem wpatrywali się w drzwi i dopiero, gdy
usłyszeli oddalające się kroki, oraz dźwięki przekomarzających
się głosów odetchnęli z ulgą.
- Niewiele brakowała -
mruknął Draco i spojrzał się na zarumienioną twarz Hermiony. Nie
mógł się powstrzymać i cmoknął ją w policzek, po czym szybko
wyskoczył pod prysznic. Kiedy po dwudziestu minutach znaleźli się
w kuchni na ich twarzach nie było niczego widać. Wyglądali bardzo
niewinnie, dla niektórych aż za niewinnie. Ale Blaise widząc
spojrzenie swego przyjaciela wolał się nie odzywać.
***
Po
południu Hermiona dorwała Blaisa i spytała go dlaczego jego
przyjaciel tak nie znosi żadne wzmianki o Parkinson ani niczego co
jej dotyczy i ją przypomina. Brunet mocno się skrzywił i panna
Granger była już całkowicie pewna, że jeżeli naprawdę ktoś
chce rozzłościć któregoś z nich, powinien posłużyć się
nawiązaniem do zachowań tej uroczej damy.
- Słuchaj Granger
ani on, ani ja jej nie lubimy, zwłaszcza, Draco, więc lepiej unikaj
takich tematów.
- No dobrze, ale dlaczego? To, że jest głupia
niczego nie tłumaczy. Słuchaj, ja nawet myślałam, że ona się
Malfoyowi podoba.
Blais zaśmiał się zimno.
- Może
kiedyś i to bardzo krótko. Powiem ci coś Granger, ale zachowaj to
dla siebie, okey?- Dziewczyna skinęła tylko głową.
- W
zeszłym roku spotykali się ze sobą. Bardzo krótko, ale jednak,
nawet się przespali. W ciągu tego krótkiego czasu, gdy ze sobą
chodzili, Pansy złożyła mi bardzo nieprzyzwoitą propozycję...
nie chcesz wiedzieć jaką - dodał widząc zaciekawione spojrzenie
Hermiony.
- No dobra, niech ci będzie, nie chce...
-
Grzeczna szczoteczka - Blaise uśmiechnął się rozbrajająco.
-
A co ty jej odpowiedziałeś? Bo chyba się nie zgodziłeś, co?
-
Oczywiście, że nie... Kazałem jej iść, doić krowy.. a kiedy
opowiedziałem o tym Draconowi, biedak stwierdził, że ona może
sobie iść i wydoić byka a nawet stado byków, jego to nie
obchodzi... sorry Granger, nie rumień się tak - dodał widząc minę
dziewczyny. - Następnego dnia z nią zerwał. Jak widzisz kwestia
panny Parkinson jest delikatna, niemiła i trochę bolesna, a także
ze wszech miar nieprzyjemna, zarówno dla Smoka jak i dla mnie.
Jakieś pytania?
- Kto jutro gotuje? - Hermiona wolała od razu
zmienić temat. Ku własnemu zdziwieniu polubiła tych dwóch
ślizgonów i nie chciała im sprawiać przykrości. Powoli
dochodziła do wniosku, że Śligoni to też ludzie i można do niech
coś czuć. I nieraz to czucie jest bardzo fajne.
Blaise
uśmiechnął się do dziewczyny, był jej wdzięczny, że nie
chciała kontynuować tego denerwującego tematu.
- Jutro
wiewiórka, a ty dzisiaj... pilnujesz Smoka i lepiej leź do kuchni
wolałabym nie jeść potraw w niebieskim kolorycie.
Hermiona
grzecznie potelepała się do kuchni, by pilnować
blondyna.
Obserwowała szeroko otwartymi oczami, jak chłopak
dodaje najdziwniejszych przypraw i tłumiła śmiech, kiedy sprawdzał
z miną znawcy smak każdej z nich.
Ani zupa ze szparagów, ani
ziemniaczki z duszonymi udkami, nie były niebieskie czy zielona, za
to wszystko smakowało dosyć egzotycznie i... wybornie.
***
Reszta
dnia i noc upłynęły czwórce w niezmąconym spokoju.
Jedynie
wieczorna gra w tysiąca w parach (Hermiona był w parze z Blaisem)
dostarczyła nieco emocji, gdyż Draco i Virginia przegrali
widowiskowo wynikiem -630 do 1050, ale biorąc pod uwagę to że
notorycznie oszukiwali i licytowali za dużo, inny wynik był
niemożliwy do osiągnięcia.
Zabini i Granger dowiedzieli się
przed snem, że "nie umieją ryzykować i są cykory", czym
nie zamierzali się przejąć w najmniejszym nawet stopniu.
Prawie
całym następny dzień minął spokojnie bez żadnych kłótni i
wzajemnych docinków. Dopiero późnym wieczorem wydarzyło się coś
bardzo ciekawego.
Panna Virginia Weasley próbował
ściągnąć książkę z górnych półek w bogatej bibliotece
Blaisa. Po kilku nieudanych próbach już miała sięgnąć po
krzesło, gdyż różdżkę zostawiła sypialni, gdy nagle do jej
uszu dobiegł głośny śmiech. Z niechęcią spojrzała na
przystojnego chłopaka, który opierał się o drzwi.
- I co w
tym takiego śmiesznego gnomie?
- Niby nic, malutka, ale ja się
tak zastanawiam, jak ty byś sobie poradziła gdybym ja cię na
przykład zaatakował.
- A co to ma wspólnego z tym, że
próbuje sobie ściągnąć książkę z górnej półki, badylu?! -
zaperzyła się rudowłosa.
- Nic... tak tylko się
zastanawiałem, taka luźna myśl, pchełeczko. Nawiasem mówiąc,
niezły masz arsenał przydomków na określenie mojej osoby.
-
Ja ci dam pchełeczkę, przerośnięty niedźwiedziu! - Zezłościło
się dziewczę i tupnęło zgrabną nóżką.
Zabini tylko
głośniej się zaśmiał.
- Jak chcesz wiedzieć, mutancie, to
poradziłabym sobie z tobą znakomicie, w końcu mam sześciu
badylowatych braci. Wszyscy to przerost formy nad treścią ale do
ćwiczenia samoobrony się nadają.
- Tak? - Blaise uśmiechnął
się drapieżnie - To proszę bardzo poradź sobie...
Jedyne, co
zrobił brunet, to złapał dziewczynę za ręce, splótł je na jej
plecach i przyciągnął ją do siebie.
- I co byś zrobiła w
takiej sytuacji - zapytał z pełnym wyższości smirkiem.
Ginny
niewiele się namyślając kopnęła go z całej siły w krocze, a
gdy puścił jej ręce by złapać się za bolące miejsce przyrżnęła
mu pięścią w żołądek by następnie dowalić w nos. Chłopak ze
łzami w oczach upadł na podłogę, a ona dopiero w tym momencie
zrozumiała, że przesadziła, w końcu mogła mu to tylko
zademonstrować, a nie wyżywać się na nim. Uklękła koło swej
ofiary i zaczęła go przepraszać
Zrobiło się jej potwornie
głupio. Wystarczyło przecież powiedzieć Zabiniemu, co zrobiłaby
w momencie realnego zagrożenia, albo mu przyłożyć, ale na pokaz,
bardzo lekko a ona zaserwowała ciosy pełną parą.
Przestraszyła
się nawet, że mogła mu zrobić realną krzywdę, jeżeli kopnęła
go za mocno w nos lub w kroczę.
Pannę Weasley przeszły ciary
realnego przerażenia i nie chodziło tylko o konsekwencję, ale o
to, że nie chciała zrobić Zabiniemu niczego złego. Była tylko
zdenerwowana jego kpiną.
Szybko wyjęła chusteczkę z tylnej
kieszeni dżinsów i zaczęła tamować krew.
- Przepraszam,
Zabini - mówiła co chwile drżącym głosem, zwłaszcza, że krew
lala się dosyć obficie.
"O Boże, ale mocno go kopnęłam"
- pomyślała ze zgrozą.
- Odwal się ode mnie, wariatko -
warknął chłopak wyrywając jej z dłoni chusteczkę. - I lepiej
nie podchodź do mnie przez najbliższą godzinę bo ci się
odwdzięczę. - Blais był obolały i wściekły.
- Ale ja nie
chciałam... - zaczęła dziewczyna ze łzami w oczach.
- Gówno
mnie obchodzi czy chciałaś czy nie! - Krzyknął wkur*wiony Zabini.
- Miałaś mi to tylko zademonstrować a nie się na mnie rzucać,
kretynko, zejdź mi z oczu!
- Ja naprawdę nie chciałam -
pisnęła wystraszona - proszę nie bądź taki..
- Taki,
przecież ty mnie mogłaś poważnie uszkodzić idiotko! - Chłopak
nie hamował się już w słowach, był naprawdę zdenerwowany
-
Jak chcesz to mnie też możesz uderzyć...
- Nie no, jeszcze mi
tu insynuujesz, że kobiety bije...
- To nie tak - Ginny zaczęła
płakać - proszę, nie krzycz już na mnie, zrobię wszystko, tylko
proszę, nie krzycz...
- Powiedziałem ci, Weasley, żebyś mi
zeszła teraz z oczu, bo jestem wściekły... Więc lepiej to zrób -
chłopak powoli podniósł się z podłogi i jeszcze raz wytarł nos,
krzywiąc się z bólu.
- Ale skoro jesteś taka chętna mi to
wynagrodzić, to nie ma sprawy, pomyślę nad tym później. Teraz
niech cię nie widzę, co najmniej godzinę i nie idź do kuchni, bo
ja tam idę po lód...i lepiej już się nie odzywaj - dodał, gdy
zobaczył, że zapłakana i przestraszona dziewczyna chce coś
powiedzieć.
Ginny poszła do sypialni chłopaka i skuliła się
na łóżku. Była wściekła na samą siebie, za to co zrobiła,
temu, w gruncie rzeczy niewinnemu człowiekowi. Nie potrafiła
powstrzymać płynących łez. Po około pół godzinie zasnęła
zmęczona płaczem i wyrzutami sumienia. Gdy Hermiona przyszła
zawołać ją na kolacje, wyglądała tak słodko i niewinnie, że
nawet nie miała sumienia jej budzić.
Obudziła się dopiero
około godziny dziesiątej i od razu poszła pod prysznic, nie miała
ochoty schodzić na dół i jeszcze bardziej podpaść Zabiniemu.
Kiedy chłopak wrócił do pokoju, nie zwrócił na nią najmniejszej
uwagi.
Virginia wlepiła w Blaisa przepraszający wzrok, ale on
nawet na nią nie spojrzał, wziął czyste bokserki na zmianę i
poszedł prosto do łazienki.
"Fajnie" -
pomyślała niewesoło dziewczyna – "Naprawdę fajnie,
fajnie jak cholera."
W oczach skruszonej Ginny
zalśniły łzy i gdy Blais wrócił po dziesięciu minutach,
przebrany do snu, zauważył że panna Weasley ma mokre policzki i
jest smutna. Trochę mu się zrobiło jej żal, ale uważał, że i
tak musi ją ukarać.
- No i czego ryczysz, Weasley? - spytał
zimno
- Bo mi przykro.
- Przykro ci tak? To dobrze... A o
ile pamięć mnie nie myli powiedziałaś, że teraz dla mnie zrobisz
wszystko, tak? - zapytał z kpiną.
- Tak - pisnęła cicho
Ginny i chłopak popatrzył na nią zdziwiony. Zazwyczaj była
krnąbrna i zawsze pokazywała, że jest niezależna, a teraz
pokornie odpowiedziała "tak".
Blais nie okazał
jednak po sobie ani zdziwienia, ani tego że złość mu już prawie
całkiem przeszła.
- Jeśli tak, mała - powiedział zimno i
bezdusznie - to wyłaź spod kołdry, grzecznie uklęknij na łóżku
i podeprzyj się łokciami...
Ginny popatrzyła na niego
rozszerzonymi ze strachu oczyma, w których zalśniły łzy.
-
Zamierzasz mnie zbić? - zapytała cichutko.
- Weasley, ja
kobiet nie bije, chociaż nie wiem czy ty akurat zasługujesz na to
miano.
Ginny przełknęła i tą zniewagę i tylko spojrzała
się na niego z jeszcze większym strachem.
- W takim razie, co
chcesz zrobić?
- Przekonasz się, a teraz już na łóżko...
chyba, że nie masz honoru.
Virgini przełknęła ślinę i ze
spuszczonym wzrokiem zrobiła to co Blaise jej kazał.
"Chyba
mnie nie zgwałci?" - pomyślała ze strachem panna
Weasley.
W głębi ducha czuła jednak, że Zabini może
być sobie przebiegły, złośliwy, nonszalancki i zdobywać wiele
rzeczy bez liczenia się z innymi, poznała go jednak na tyle, że
nie podejrzewała go ani o bezwzględność, ani o zwykłą podłość.
Powoli się uspokoiła, chociaż cały czas czuła pewną obawę, co
do zamiarów chłopaka.
Blais przez chwilę nie zrobił
absolutnie nic, tylko patrzył z zaciekawieniem na dziewczynę. W
sumie nie wiedział sam co zamierza, chciał ją jedynie troszkę
popieścić, tylko zastanawiał się jak.
Po jakiejś minucie
niespiesznie podwinął zieloną koszulkę Virginii i pogłaskał
delikatnie pośladki opięte czarnymi bawełnianymi figami.
-
Muszę przyznać, że masz zgrabny zadek Weasley - powiedział cicho
i jednym szarpnięciem zerwał z niej bieliznę. - Sprry, chyba te
majtki do niczego już ci się nie przydadzą. Dziewczyna pisnęła,
ale on nie przestawał swych pieszczot. Przejechał dłonią po jej
kobiecości i nachylił się nad nią jeszcze bardziej. Musnął jej
wargi własnymi ustami by następnie wsunąć w nie język by pieścić
jej podniebienie. Po kilku minutach powolnych pieszczot odsunął ją
od siebie i spojrzał w duże zamglone oczęta.
- Nie bój się,
Weasley, zamierzam cię tylko trochę popieścić...
Virginia
wolała nie protestować, zwłaszcza, że sama zgodziła się na
"wszystko". Poza tym jego dłoń pieściła wrażliwą
skórę ud dziewczyny, powodując falę przyjemnych odczuć. Ginny
nie chciała, żeby Blais przestał ją dotykać.
Zabini
pocałował pośladek dziewczyny i delikatnie pogładził jej łono,
które stało się teraz lekko wilgotne. Jedna dłonią pieścił jej
wilgotną kobiecość, natomiast drugą wsunął pod koszulkę i
zaczął dotykać jej piersi. Jego palce delikatnie skubały jej
sutki, na co dziewczyna odpowiadała cichym jękiem. Ale to mu nie
wystarczył, chciał usłyszeć więcej. Niespiesznie, jakby
delektując się każdą chwilą wsunął dwa palce w jej ciasną i
gorącą kobiecość. Ginny, która jeszcze nigdy nie była w taki
sposób pieszczona krzyknęła cicho i naparła ciałem na jego
dłoń.
Blais był zaskoczony i zadowolony z reakcji panny
Weasley. Całował odkryte plecy i pośladki Virginii. Odsunął się
od niej na chwilę i rozchylił dłońmi jej uda. Dziewczyna nie
miała nic przeciwko temu i posłusznie poddawała się wszystkiemu,
co z nią robił.
Młodzieniec nachylił się i delikatnie
pocałował mokrą już teraz kobiecość Ginny.
Virginia
krzyknęła cicho z rozkoszy, a on w odpowiedzi wsunął w jej
wnętrze język. Zaczął nim poruszać, lizać lub wsuwać go i
wyzuwać. Ginny jęczała coraz głośniej. Jeszcze nigdy nie czuła
się tak wspaniale, dreszcze, które przechodziły przez jej ciało
były czymś niesamowitym. Chciała więcej, o wiele więcej i w tym
momencie była skłonna o to prosić.
A Blaise bawił się
doskonale, Ginny była drugą kobieta, którą miał w łóżku, ale
gdyby miał je porównywać, i nie tylko w sprawach erotycznych, to
panna Chang byłaby na kompletnie straconej pozycji.
Zabini
pieścił dłońmi pośladki dziewczyny i coraz gwałtowniej całował
jej kobiecość. Virginia zupełnie zatraciła się w rozkoszy.
Dłonie zacisnęła z całej siły na pościeli i krzyczała
bezwstydnie, wcale nie przejmując się, że ktoś mógłby ją
usłyszeć. Błagała Blaisa, żeby nie przestawał i nawet raz
wyrwało się jej, że Zabini jest "cudowny".
Oczywiście
chłopak nie omieszkał jej później tego przypominać przy każdej
nadarzającej się okazji.
Coraz szybszymi ruchami doprowadził
ja do pierwszego w życiu orgazmu, następnie przekręcił ją na
plecy i pocałował ją prosto w rozchylone usta. Jego język, który
przed chwilą penetrował jej wnętrze teraz wsuwał się miedzy jej
wargi i niespiesznie delektował się pocałunkiem. Giny zarzuciła
mu ręce na szyje i wtuliła się w jego ciało. Kiedy wreszcie
Blaise zdecydował się od niej odsunąć wyglądała jednocześnie
na bardzo szczęśliwą i zawiedzoną.
- Co jest Weasley? Mało
ci? - Spytał Zabini z przekornym uśmiechem.
Virginia powoli
dochodziła do siebie, więc oznajmiła chłopakowi, krótkim
warknięciem, kim dla niej jest.
- Gbur!
- Och, a ja
myślałem, że jestem cudowny - Blais przeciągnął ostatni
wyraz z rozmarzeniem w oczach.
- Ta, jasne. Jak śpisz i jeść
nie wołasz - odpowiedziała ze złością. - Już parę razy nawet
myślałam, że cię lubię, ale chyba nie dasz się polubić. Jesteś
pewnym siebie snobem i gburem, o!
- A dwie minuty temu, co
myślałaś? - Zapytał bezczelnie szczerząc zęby.
Ginny dużo
się nie namyślając próbowała walnąć go piąstką w żołądek,
na szczęście Blaise przewidział to i w porę złapał jej rękę.
-
No co ty, malutka, jeszcze pierwszej zbrodni ci nie wybaczyłem, a ty
znowu chcesz podpaść?
Ginny spiorunowała go wzrokiem pokazała
język i odwróciła się do niego plecami. W tym momencie nie było
ważne, że nie ma na sobie bielizn, po prostu nie chciała widzieć
jego zadowolonego uśmiechu.
- No Weasley o kim myślałaś gdy
wrzeszczałaś na całe gardło? - Blasie nie zamierzał odpuścić.
-
O Harry’m - odpowiedziała spokojnie rudowłosa piękność i
naciągnęła kołdrę na głowę. Ślizgon dostał ataku śmiechu
tak ciężkiego, że po jego twarzy popłynęły obficie łzy.
-
O, ja nie mogę, Weasley, no po prostu nie wyrobię - rechotał jak
opętany.
Odkrył jej głowę i zapytał nachylając się do
ucha dziewczyny.
- O Harry mówisz, ale ja słyszałem wyraźnie
[i]Blaise, jesteś cudowny[i]. Czyżby z moim słuchem było coś nie
tak?
- Przecież ty nie myjesz uszu, Zabini - powiedziała
mściwie, zarumieniona po nasadę rudych włosów Ginny. - A Harry
nie zniszczyłby mi majtek! - wyrwała mu kołdrę z ręki i ponownie
się nakryła.
Po minucie cichego, denerwującego śmiechu
chłopaka wysunęła głowę spod kołdry i oznajmiła żałośnie.
-
Zrujnowałeś mi życie...
- Bo ci zniszczyłem majtki, mała? -
Blaise wydawał się całkiem poważny. Grobowym tonem dodał
jeszcze, patrząc Virginii głęboko w oczy. - To okropne i pewnie
nigdy sobie tego nie wybaczę - przy tych słowach przyłożył dłoń
do serca. - Kupię ci nowe... Tuzin, tylko nie łam się wiewióra z
powodu zwykłych gatek.
Ginny spojrzała na niego wzrokiem
skatowanego jamnika i wybiegła do łazienki, szybko zamknął drzwi
i odkręciła prysznic, nie chciała żeby on słyszał jak ona
płacze. To był jej pierwszy w życiu orgazm, pierwsze uniesienie
miłosne a on ją tak potraktował. Nie chciała go więcej widzieć
i na pewno nie chciała z nim spać, a tym bardziej uprawiać seksu.
To co zrobiła było błędem, który już nigdy się nie powtórzy.
Dziewczyna nie usłyszała jak Blaise wszedł do łazienki stanął
tuż za nią. Stała pod prysznicem w tej swojej koszulce, plecami do
niego.
Płakała coraz obficiej i mocniej. Blaise domyślał się
że dziewczyna ryczy, ale nie był tego pewien. W końcu Ginny
wstrząsana silnymi spazmami szlochu osunęła się do szerokiego
brodzika i podwinęła kolana pod brodę.
Zabini zakręcił wodę
i z konsternacją stwierdził, że uśpiła na siebie istny, płynny
lód. Pewnie mało ją to w tej chwili obchodziło. Kucnął przy
niej i położył dłoń na ramieniu dziewczyny.
- Idź sobie -
warknęła i strąciła jego dłoń. - Zostaw mnie. Będę spała
tutaj, bo na pewno nie z tobą w jednym łóżku.
- Ginny, wyjdź
stąd, przeziębisz się - powiedział cicho.
- Gówno cię to
obchodzi! - wrzasnęła. - Powiedziałam ci, żebyś mi dał święty
spokój.
Zabini czuł się podle. Wiedział, że zachował się
w ostateczności jak cham.
Wstał, wyjął z szafki świeży,
puszysty i ogromny ręcznik frotte, kucnął ponownie przy Virginii i
ją delikatnie owinął.
Nie zrobiła nic, żeby mu
przeszkodzić, ale zaczęła szlochać jeszcze mocniej.
- No
proszę nie płacz już, ja naprawdę nie chciałem się tak
zachować...
- I co z tego, skoro się tak zachowałeś, jesteś
jeszcze gorszy od Malfoya, on by się tak pewnie nie zachował
Zabini
poczuł się jak ostatni śmieć, zazwyczaj było odwrotnie i to dla
chłopaka był swoisty szok.
- Słuchaj - powiedział - Nie wiem
jak zachowałby się Draco, może lepiej niż ja. Nawet na pewno,
chociaż czasem jest skończonym głąbem. Wiem tylko, że ja
zachowałem się po chamsku i bardzo tego żałuję. Przepraszam
Ginny.
Dziewczyn patrzyła nieufnie na Blaise'a.
- Jasne -
chlipnęła z dezaprobatą.
- Naprawdę, maleńka - popatrzył
na nią niemal z rozpaczą.
Ginny jeszcze chwile pochlipała,
spojrzała się smutnym wzrokiem na Zabiniego, owinęła się w
kołdrę i odwróciła do niego plecami. Chłopak nie wiedział przez
chwile co robić, wreszcie bardzo delikatnie i jakby nieśmiało
zaczął ją głaskać po plecach. Ginny w pierwszym momencie
zdrętwiała, ale już chwile później poddała się tej delikatniej
pieszczocie.
- Przepraszam skarbie. Mogę cię przytulić? -
zapytał cicho.
Virginia nie odpowiedziała, ale pozwoliła
chłopakowi się objąć.
Zabini delikatnie przysunął ją do
siebie i gładził ją po wilgotnych włosach.Po chwili dziewczyna
usnęła zmęczona poprzednimi przeżyciami a on wpatrywał się
tylko w jej drobne ciałko.
POKER
Dwudziesty
ósmy grudzień całej grupie minął bardzo spokojnie. W kuchni
urzędowała Ginny, a Blaise, który tego dnia miał jej pomagać,
czuł się tak podle po wczorajszym wieczorze, że nie próbował
ingerować w jej inwencję. Nawet gratulował jej wyobraźni i
pomysłów.
***
Następnego dnia gotowała
Hermiona i, chociaż Draco starał się jej doradzać w kwestii
pichcenia, ignorowała go. Musiała też często bić ścierą po
łapach zarówno blondyna, jak i bruneta. I, o dziwo, gospodarz
oberwał więcej razy. Może dlatego, że to, co wyczyniała w kuchni
krótkowłosa Gryfonka mieściło się jak najbardziej w kuchni
tradycyjnej, a że pięknie pachniało, Blaise raczył podkradać to
i owo.
Na kolację, która odbyła się wyjątkowo wcześnie, bo
o osiemnastej, były polędwiczki duszone w jabłkach z chlebem
orzechowym, pieczonym osobiście przez orzechowooką, która pomogła
sobie przy nim niewielką odrobiną czarów. Jako dodatek było
czerwone wino (Hermiona dopilnowała, aby Virginia wypiła jedynie
lampkę) i pyszna surówka z czerwonej kapusty.
Godzinę później
dziewczyny gadały, a chłopaki poszli pooglądać telewizję.
O
dwudziestej rozpętała się umiarkowana burza
śnieżna.
***
Dziewczyny siedziały koło
kominka i wpatrywały się w jasne płomienie. Burza śnieżna, która
rozpoczęła się pół godziny temu przybrała na wielkości.
Ginny
spojrzała się na Hermionę, która jak zawsze pogrążona była w
lekturze. Już miała jej przerwać, gdy do pokoju weszli ich
towarzysze.
Obydwaj panowie mieli trochę tajemnicze i niepewne
miny. Blaise dzierżył coś w lewej dłoni, którą trzymał za
plecami, a na jego ustach błąkał się najbardziej zadziorny smirk,
na jakiego było go stać i dziewczyny włączyły sobie w główkach
zapalniki pod tytułem "uwaga, coś kręcą".
-
Pada - Draco stwierdził oczywisty fakt z takim uśmiechem, jakby
właśnie dokonał odkrycia na miarę Kolumba
- I co z tego? - W
głosie Hermiony dało się wyczuć nutkę podejrzliwości. Jakoś
ostatnio wszystkie takie niewinne stwierdzenia tych Ślizgonów
obracały się przeciwko niej i Ginny.
- Z tego wynika niezbity
fakt, że się, moje drogie koleżanki, nudzicie... zupełnie jak my
- Zabini posłał Hermionie tak niewinny uśmiech, że gdyby go dosyć
dobrze nie poznała przez ostatnie pół roku uwierzyłaby, że jego
zamiary są czyste i nieskalane jak łzy Maryi Dziewicy. - Chcieliśmy
zaproponować niewinną rozrywkę - Dracze wyszczerzył się, a jego
oczy wyrażały nadzieję na niezłą zabawę, co się dziewczynkom
nie do końca podobało.
- Malfoy ty nawet nie wiesz jak się
pisze "niewinna" a tym bardziej, co to znaczy - Ginny
spojrzała się na blondyna niczym wygłodniały Testral na porcyjkę
apetycznego mięsa... swoją drogą, Malfoy był bardzo apetycznym
mięskiem.
- No co ty, Weasley, chyba nie podejrzewasz, że my
coś możemy knuć, to przecież nie w naszym stylu, prawda Blaise? -
Draco spojrzał na swego towarzysza i puścił do niego oko.
Zapowiadała się naprawdę dobra zabawa, trzeba było jeszcze tylko
podpuścić te dwie uparte baby.
Zabini wzruszył
ramionami, jakby nie wiedział w ogóle czym jest knucie,
podpuszczanie i tym podobne ślizgońskie rozrywki, i usiadł po
turecku w pobliżu ogromniastej choinki i obydwu podejrzliwie
przyglądających mu się dziewic.
- Dziewczyny - zaczął
uroczystym tonem - chcemy z wami tylko zagrać w karty... w Pokera
dokładnie - to mówiąc, wyciągnął zza pleców talię kart do
gry, a Hermionie zaświeciły się oczy, gdyż panna Granger
uwielbiała grać w Pokera, o czym Blais niestety nie wiedział.
-
Takiego zwykłego? - zapytała podstępnie Ginny. Nawet gdyby ci dwaj
planowali coś więcej niż zwykły niewinny pokerek, to ona i tak by
w to weszła, przy sześciu braciach i siódmym na dokładkę znała
każdą możliwą karcianą sztuczkę i żaden ślizgoński podstęp
nie był jej straszny.
– Zwykły, a tam, zwykły - Zabini
zaczął niewinne podpuszczanie - myśleliśmy raczej żeby
urozmaicić trochę tą grę... na przykład w rozbieranego... chyba,
że się boicie...
Dziewczyny spojrzały na siebie
porozumiewawczo. Ginny doskonale wiedziała, że Hermiona gra
perfekcyjnie w Pokera, w końcu nauczył ją grać jej własny ojciec
- pan Granger, który kantował wprost profesjonalnie, i jedno
przeciągłe spojrzenie na przyjaciółkę, powiedziało jej, jaka
decyzja jest słuszna
- Dobra... tylko wiecie... możemy mieć
jakieś fory - zapytała rudowłosa ślicznie się przy tym
czerwieniąc - bo my, tak raczej rzadko w karty gramy.
- Nie ma
sprawy - Draco postanowił być w miarę wielkoduszny - dwie pierwsze
partie są dla zabawy, reszta idzie normalnie.
Już dwie
pierwsze rundy dały Hermionie do myślenia. Mimo wszystkich
możliwych kantów ze strony jej i Gin, chłopaki wygrali te rundy
bez większej trudności i dziewczyny musiały przyznać w duchu, że
są dużo lepsi, niż sądziły i zgoda na grę nie była jednak
dobrym pomysłem.
No, ale powiedziało się "a", to
trzeba powiedzieć też "b", więc grały dalej. Już po
kilku rundach panie zostały w samej, dosyć skąpej bieliźnie,
natomiast panowie stracili, co najwyżej koszule, a zyskali piękne
widoki.
Te koszule stracili tylko dla pozoru, żeby panienki nic
nie zaczęły podejrzewać, bo musisz wiedzieć Drogi Czytelniku, że
panowie karty perfidnie i za pomocą magii oznaczyli, i teraz śmiali
się w duchu z naiwności obydwu Gryfonek.
Kiedy Virginia
Weasley straciła swój ulubiony koronkowy stanik i miała już
rzucić karty na stół, czy w tym wypadku podłogę Draco Malfoy
odezwał się jakby od niechcenia.
- A może zmienimy trochę
zasady, bo wy niedługo nie będziecie miały co zdejmować,
maleństwa.
Virginia wyczulona na wszystkie odzywki typu
"maleństwo", mała" "niunia" i "dzidzia",
którymi notorycznie raczył ją Zabini spojrzała na Malfoya jak na
coś obślizgłego i wstrętnego.
- Maleństwa! Też mi coś....
a jakie to zasady, Malfoy? - Była na tyle naiwną, że myślała, iż
to coś, na co Draco wpadł spontanicznie dopiero teraz.
- Po
prostu jeśli następne rozdanie też przegracie, to do końca
swojego pobytu tutaj... spełniacie każdą naszą
zachciankę...chyba, że się boicie - Draco uśmiechnął się
perfidnie do dwóch zaskoczonych dziewczyn.
Tego było już za
dużo dla Ginny i wykrzyknęła oburzona:
- Dobra, skoro tak
bardzo chce się wam seksu to zgada, ale jeśli my wygramy* to
wy na naszych oczach robicie sobie nawzajem laski!
Zabini
uśmiechnął się rozkosznie i rzekł z miną niewiniątka:
-
To, że macie spełniać nasze zachcianki nie oznacza, że Draco miał
na myśli seks, czy też tylko seks, ale skoro taka wasza wola,
zachcianki będą dotyczyły tylko seksu, jeżeli przegracie, bo
musisz mi mała słodka Virginio W. przyznać, że twoje żądanie
jest dosyć... perwersyjne.
- Zaraz, zaraz - Hermiona, która do
tej pory siedziała w milczeniu i tylko przyglądała się całej
sytuacji postanowiła się wtrącić - czy ktoś tu bierze pod uwagę
moje zdanie, może ja nie chce w tym uczestniczyć?
- Z domu
lwa, a tchórzy - Draco uśmiechnął się wrednie do Gryfonki. Tak,
on wiedział jak podpuszczać takie niewinne panienki.
- Chodzi
o to Malfoy, że jeżeli, nie daj Boże, wygracie - zaczęła zimno
Granger - wykorzystacie to po to, by wygrać ten zakład, a to nie
będzie fair.
- Ależ skąd - Zabini żachnął się i
rzeczywiście jego obruszenie było szczere - aż tacy nie będziemy,
Ślizgoni też mają swój honor, panno Wiem - To - Wszystko - Lepiej
- Niż - Każde - Z- Was, weź to pod uwagę.
- Jasne, bo już
wam wierze... I niby jak wygracie, nie będziecie nas chcieli
zaciągnąć do łóżka? - Hermiona nadal miała dużo wątpliwości,
choć wizja obu mężczyzn w miłosnych uściskach była bardzo
nęcąca...
- Oj, Herm nie narzekaj, pomyśl, jakie my możemy
mieć z tego korzyści, a poza tym oni, jeśli chcą wygrać zakład
nie mogą stosować tego przeciwko nam, bo wtedy zwycięstwo nie
będzie się liczyło, mam rację?
- Korzyści, jakie korzyści?
- Hermiona popatrzyła ze dziwieniem na przyjaciółkę. - Chyba, że
masz na myśli walory śmiechotwórcze kabaretu pod tytułem "Malfoy
i Zabini sobie dogadzają", bo nic poza tym!
- Spokojnie -
Blaise uniósł dłoń w pokojowym geście - Mała ma racje, bo każde
korzyści lepsze są od żadnych, a po drugie taka wygrana
rzeczywiście byłaby nie fair, więc nie wiem o co ta kłótnia?
Przecież dobrze wiesz Granger, że w tej chwili nie kłamię.
-
Och... niech wam będzie, ale jak przegracie macie dotrzymać słowa,
jasne? - Hermiona zrezygnowanym głosem wyraziła zgodę na te
głupie, według niej warunki.
- Granger, przecież my zawsze
dotrzymujemy słowa - Draco uśmiechnął się rozbrajająco i zaczął
tasować karty.
- Ta jasne - Ginny mruknęła cicho z
dezaprobatą, ale teraz czuła, że mówią prawdę, co nie oznacza,
że nie zżerał jej niepokój, co do ewentualnych życzeń, które
mogły być, mimo wszystko, nieco, a nawet bardzo wyuzdane, zwłaszcza
po tym, czego zażyczyła sobie ona. Hermionę dręczyły podobne
obawy i, mimo niemal całego negliżu, obu paniom było gorąco z
wrażenia i modliły się żarliwie o wygraną
Niestety
kilka minut później siedziały z otwartymi buziami i z
niedowierzaniem wpatrywały się w felerne karty. Przegrały i teraz
nie miały wyjścia... musiały słuchać się rozkazów.
Hermiona
dostała ataku szału.
– Gin, ja cię zamorduję! Zniszczyłaś
mi życie, rozumiesz?! - wściekła Granger zaczęła dusić
przerażoną obrotem sytuacji Ginny, klnąc przyjaciółkę, na czym
świat stoi.
Draco, który był bliżej brązowowłosej Gryfonki
zaczął ją odciągać od małego rudzielca. Robił to z taką
wprawą, że oboje wylądowali na puszystym dywanie.
Dokładnie
to ona wylądowała na nim i teraz prychała wściekle próbując się
wyrwać z silnych, męskich ramion. Niebezpiecznie ciepłych męskich
ramion, należących do niebezpiecznie przystojnego i niestety ładnie
pachnącego Ślizgona.
- Spoko Granger, nie będzie tak
strasznie, przecież was nie zgwałcimy - Draco próbował uspokoić
rozdygotaną dziewczynę, niestety nie wychodziło mu to za dobrze.
-
Virginio Weasley jak cię dopadnę to ci wszystkie włosy pęsetą
powyrywam... jak mogłaś wpaść na taki kretyński pomysł...
przysięgam, że cię zabiję! - Hermiona wrzeszczała zdenerwowana
i, gdyby w tym momencie nie trzymały jej umięśnione ramiona
Dracona M., mogłaby spełnić swe groźby.
Ginny miała
łzy w oczach i bynajmniej nie z powodu wściekłości przyjaciółki.
Ona rozpaczała nad swoim głupim pomysłem, który rzuciła w chwili
złości.
- Pomóż mi, Blaise - wydyszał nieco rozbawiony
sytuacją Draco - bo ta lwica mi oczy wydrapie. Draco koncertowo
poradziłby sobie sam, ale wylądował w niewygodnej pozycji na
plecach a Hermiona była w istnym stanie szału.
- Granger
uspokój się słoneczko, bo jeszcze sobie zażyczę, żebyś to ty
pierwsza spełniła moje życzenie - Blaise nawet nie ruszył się z
miejsca, ale jego słowa wywołały odpowiednią reakcję; Hermiona
natychmiast zesztywniała.
- Jak to ja pierwsza? - Dziewczyna aż
pobladła ze strachu.
- No przecież nie ustaliliśmy, kto
spełnia czyje życzenia, była tylko mowa, że wy spełniacie nasze,
ale nikt nie mówił, że Ty spełniasz tylko życzenia
Draco.
Hermiona nie raczyła odpowiedzieć tylko posłała
Draconowi mordercze spojrzenie i usiadła koło kominka w dość
znacznej jednak odległości od Ginny.
- No dobra czas na
pierwsze życzenie - Blaise z miną kocura, który właśnie zapędził
mysz do kata, spojrzał się na przestraszona Virginię - Skoro tak
bardzo chciałaś być przy tym jak ktoś komuś robi laskę, to nie
ma sprawy. Najpierw zobaczysz jak twoja przyjaciółka zadowala
Dracona, a później oni popatrzą jak ty robisz to mi. Co ty na to
Dracze?
- Co takiego?! Ty chyba żartujesz, tobie ODBIŁO!! -
Ginny przestała nad sobą panować i wrzeszczała tak głośno, że
od razu dało się słyszeć geny Molly Weasley.
- Wam już
kompletnie odbiło, nigdy, słyszysz Zabini, nigdy!! - Hermiona wcale
nie była gorsza od swojej koleżanki, ona również potrafiła się
rozedrzeć.
Mężczyźni patrzyli na siebie z uśmiechem,
właśnie o taką reakcję im chodziło, te małe Gryfonki były
naprawdę przewidywalne.
- Spokojnie, przecież wszystko
zostanie między nami, co się tak denerwujecie - Zabini doskonale
się bawił, ale za chwilę pożałował dobrego humoru, gdy cenna
waza z dynastii Ming przeleciała ze świstem nad jego głową i
rozbiła się o ścianę, Ginny miała minę Rottweilera - Mordercy.
Ale tylko przez moment. Gdy uświadomiła sobie, co zrobiła, jej
oczy rozszerzyły się z przerażenia...
- Ups -
pisnęła.
- Ups, Gin? - Hermiona wpatrywała się w nią z
niedowierzaniem - Tylko ups?! Wiesz, co ty zrobiłaś? - dziewczyna
usiadła na podłodze bliska łez.
- Ja... nie chciałam...
naprawdę... - Ginny patrzyła się na pobladłego Blaise'a, który
nie mógł oderwać wzorku od nieszczęsnych szczątków. Ulubiona
waza jego matki. Cholera, ona go zabije. Jego wzrok powędrował do
rudowłosego dziewczęcia, która wielkimi załzawionymi oczyma
patrzyło w jego stronę.
- Dobra Weasley, teraz to przesadziłaś
- powiedział głuchym głosem i jednoczesne zaczął zbliżać się
do winowajczyni. - Granger zamknij drzwi i nie próbuj wychodzić, a
ty Draco trzymaj ją, byle mocno, bo się może wyrywać.
- Ale,
co ty zamierzasz... - Ginny zaczęła cofać się w stronę ściany.
Nie wiedziała, co knuje chłopak, ale cholernie się bała. -
Przecież tą wazę da się skleić zaklęciem, nic się nie
stało...
- Nic? Przecież mogłaś mnie zabić... nie martw się
Weasley, tyłek nie będzie cię długo bolał, postaram się być w
miarę delikatny.
Ginny podeszła pod samą ścianę i się
osunęła. Wyglądała niewinnie i bezbronnie, i Zabiniemu trochę
minął gniew. Trochę, ale nie całkiem. Był zły, w końcu mogła
mu zrobić dużą krzywdę.
Bezceremonialnie przerzucił ją
sobie przez ramię i ruszył z nią w kierunku kanapy.
Ginny
oczywiście pisnęła. Blaise przerzucił sobie rozwydrzonego
rudzielca przez kolano i wlepił jej pięć niezbyt mocnych klapsów.
Niezbyt mocnych w jego przekonaniu. Chłopak był bardzo silny i
kiedy spojrzał na pupę odzianą jedynie w czarne stringi trochę
się zdziwił. Pośladki Virgini były czerwone, a ona sama płakała
cicho. Hermiona patrzyła na Zabiniego z jawną dezaprobatą.
Przez
chwile siedział nieruchomo i obserwował zaczerwienione ciało
dziewczyny. Nie namyślając się długo pochylił głowę i dotknął
ustami jej obolałego pośladka. Ginny wciągnęła powietrze, nie
sądziła, że coś takiego może nastąpić. Język mężczyzny
niespiesznie przejeżdżał po jej krągłościach. Wydawało się,
że zapomniał, że w pokoju oprócz nich jest jeszcze ktoś.
Hermiona, która przez cały czas przyglądała się poczynaniom tej
dwójki zarumieniona próbowała odwrócić wzrok, ale Draco, który
nagle znalazł się tuż za nią nie pozwolił jej na to, przytrzymał
jej głowę i zmusił do patrzenia na poczynania swego
przyjaciela.
Granger, chcąc, nie chcąc, musiała się
przyglądać specyficznemu erotycznemu przedstawieniu przed jej
oczyma. Podniecało ją to wbrew jej woli, a fakt, że Draco
delikatnie zaczął pieścić dłonią jej pośladki wcale nie
przyczyniało się do uspokojenia jej coraz bardziej wzburzonych
zmysłów.
Blaise pochylił się mocniej nad Virginią i szepnął
jej do ucha, gładząc dłonią jej nagie plecy.
- No, nie rycz
już. Następnym razem się zastanów zanim rzucisz we mnie czymś
ciężkim... Cicho, wiem, że cię bolało, to przez moją końską
krzepę, ale chyba dostatecznie ci to wynagradzam? - powiedziawszy
znowu zaczął całować jej pośladki.
Draco przesunął dłoń
na lewą pierś Hermiony. Sam też był podniecony, zarówno tym, co
widział jak i bliskością i ciepłem dziewczęcego ciała.
-
Podoba ci się, Granger? - zapytał i ugryzł delikatnie płatek jej
ucha, a kciukiem zaczął zataczać kręgi wokół sutka, który był
teraz twardy jak kamyczek. - Widzę, że tak - dodał i pochylił się
by przesunąć językiem po jej ramieniu.
Hermiona cichutko
jęknęła i naparła na ciało trzymającego ją mężczyzny. W tym
samym czasie również z zaciśniętych ust Ginny wyrwał się
cichutki jęk, spowodowane to było tym, że teraz nie tylko usta
mężczyzny, ale również jego palce pieściły jej pośladki
Draco
zachęconą reakcją Hermiony zaczął całować jej szyję i kark, i
dziewczyna oparła się na nim jeszcze mocniej jęcząc głośno.
Malfoy obrócił ją przodem do siebie i gorąco pocałował usta
dziewczyny, wsuwając język do jej ust i polizał jej
podniebienie.
Kobieta jeszcze przez chwile przytulała się do
ciepłego ciała mężczyzny aż wreszcie odsunęła się od niego.
-
Nie... proszę, nie tutaj... nie przy nich - wyszeptała cichutko
bojąc się spojrzeć w twarz swemu partnerowi, w końcu on mógł
zechcieć kontynuować tą zabawę, a po przegranej w karty ona nie
mogła mu się sprzeciwiać.
Draco spojrzał się na
brązowowłosą Gryfonkę i wyciągnął do niej dłoń. Było to
swoiste zaproszenie, na które dziewczyna wyraziła zgodę. Cicho
wyszli z pokoju, by nie przeszkadzać przyjaciołom.
- Poszli
sobie od nas - powiedział od niechcenia Blaise - chyba nas nie lubią
- w jego głosie zabrzmiała cicha drwina.
- A co mieli zrobić,
jak zacząłeś lizać mnie po tyłku? - Ginny chciała, żeby jej
głos zabrzmiał z irytacją, ale za bardzo drżał z podniecenia.
-
Przyłączyć się - rzucił od niechcenia. - No nie patrz tak na
mnie, żartowałem... może...
- Wariat - Ginny spróbowała
odsunąć się od chłopaka, ale nic jej z tego nie wyszło, została
jeszcze mocniej przyciągnięta do jego ciała i gdy tylko poczuła
ponownie jego usta, zaprzestała poruszać się w jakikolwiek
sposób.
Potrafił być delikatny i zmysłowy, kiedy chciał.
Jego język pieścił czule krągłości panny Virginii Weasley,
zmuszając ją do ponownego jęku.
- Obiecałeś...że do
niczego nie dojdzie - wyjęczała cichutko Virginia między jednym a
drugim pocałunkiem.
- Cichutko malutka, nic się nie stanie,
chce tylko byś zaznała trochę radości - szepnął Blaise,
jednocześnie wsuwając palce za skąpy materiał jej majtek.
Ginny
poczuła, jak delikatnie dotyka jej wilgotnej kobiecości i zagryzła
wargi, by nie krzyknąć z rozkoszy.
Chłopak zsunął z niej
czarne stringi i posadził ją jednym, szybkim ruchem na swoich
kolanach.
Schylił głowę by móc mieć lepszy dostęp do jej
nabrzmiałych z podniecenia piersi. Zębami objął delikatnie jej
stwardniałą sutkę i zaczął ją dotykać czubkiem
języka.
Virginia całkowicie przestała się kontrolować,
zupełnie jak kilka dni temu, kiedy Zabini zafundował jej „karę”
za kopniaka w czułe miejsce. Znowu poczuła, że jest to trochę nie
fair, tym razem omal go nie zabiła, a on ją za to obdarzał
erotycznymi rozkoszami.
W pewnym momencie próbowała się nawet
odsunąć od chłopaka i powiedzieć mu, że też chce mu pomóc, bo
doskonale wyczuwała jego wielkie podniecenie, ale język, który
zataczał kółeczka wokół jej sutka skutecznie uniemożliwiał
jakiekolwiek myślenie.
Zabini odsunął się na chwile od
dziewczyny, popatrzył uważnie w jej oczy i gdy zobaczył, że są
zamglone z powodu silnych przeżyć erotycznych delikatnie ułożył
ją na kanapie jednocześnie klękając miedzy jej udami.
Chłopak
pochylił się nad Gin i delikatnie pocałował jej brzuch, pieszcząc
językiem pępek i podbrzusze, aby za chwilę polizać jej mokre łono
na co dziewczyna zareagowała krzykiem. Blaise popatrzył spod
przymrużonych powiek na jej twarz. Wglądała tak niewinnie i
uroczo, że nie mógł jej nie pocałować.
Podciągnął się
do góry i dotknął wargami jej rozchylonych ust, jego język wsunął
się do środka i złączył się w namiętnym tańcu z jej językiem.
Dziewczyna zarzuciła mu ręce na szyję i przyciągnęła do siebie.
Pozwoliło to na jeszcze dokładniejsze odczucie stanu podniecenia,
jakie reprezentował sobą młodzieniec.
Chłopak sięgnął
dłonią w dół, by pieścić Ginny palcami i cała chęć
dziewczyny, aby mu się odwdzięczyć wzięła na razie urlop.
Virginia wydała z siebie zduszony jęk i rozchyliła uda, dając
Zabiniemu więcej swobody w pieszczotach.
Chłopak zaczął
pieścić delikatnie jej nabrzmiałą i twarda łechtaczkę,
sprawiało mu to tyle samo przyjemności co i jej. Wreszcie
zdecydował się wsunąć jeden palec w kobietę, co zostało
przyjęte cichym jękiem, a jej ciało zacisnęło się wokół
niego. Pieścił ją tak, jak się tego domagała, gwałtownie i
namiętnie, ale nie brutalnie i Virginia osiągnąwszy spełnienie
krzyknęła. Zacisnęła dłonie na jego barkach i przyciągnęła go
do siebie jeszcze mocniej. Czuła jak jego gorąca, twarda erekcja
ociera się o jej biodro i szepnęła mu do ucha:
- Pozwól
sobie pomóc, proszę.
Dłonie dziewczyny sięgnęły do
rozporka młodzieńca i delikatnie rozpięły i zsunęły z jędrnych
pośladków ciemnozielone bojówki. Blaise wtulił twarz w jej szyję
i cicho westchnął:
- Rób, co chcesz - wyszeptał jej do
ucha.
Ginny na widok dużej męskości mężczyzny zarumieniła
się leciutko, ale mimo wszystko chciała go dotknąć, chciała
poczuć jak pulsuje i rośnie za sprawą jej dotyku. Na razie to miał
być tylko dotyk, na nic więcej się jeszcze nie odważyła.
Nieśmiało, jakby z lekkim zawstydzeniem, pogłaskała rozbudzoną
męskość, za co została nagrodzona głośnym jękiem.
Najwidoczniej Blaise’owi spodobała się jej inicjatywa.
Pieściła
go delikatnie zafascynowana gładką, atłasową powierzchnią
członka. Czuła jego gorący oddech tuż przy swoim uchu i słyszała
ciche jęki, co powodowało, że pragnęła dać mu jak największą
rozkosz. Jej pieszczoty były nieśmiałe i bardzo delikatne.
-
Możesz mnie dotykać mocniej - usłyszała ochrypły szept - proszę,
maleństwo.
Nienawidziła kiedy mówił do niej protekcjonalnym
tonem "mała", ale to "maleństwo" ją
rozbroiło.
Jej palce coraz mocniej zaciskały się na
najszlachetniejszej części Zabiniego. Ten swoisty masaż
doprowadzał chłopaka do szału. Kiedy tylko zamknął oczy widział
gwiezdne konstelacje. Nawet doświadczona kobieta, z którą się raz
w życiu przespał, nie doprowadziła go do takiego stanu. A wszystko
to było zasługa tej rudej dziewczyny, która potrafiła doprowadzić
go do utraty zmysłów.
Jęki młodzieńca stały się
głośniejsze, a jego gorący oddech szybki i płytki. Ten oddech
palił Ginny jak ogień, wywołując w jej ciele przyjemne dreszcze.
Zatraciła się całkiem w pieszczotach, chciała usłyszeć, jak
krzyczy. Kiedy poczuła, że jest bliski spełnienia wysunęła się
lekko spod niego i pchnęła go na plecy, chciała go posmakować i
sprawić mu jak największą rozkosz. Zabini popatrzył na nią spod
przymrużonych ciemnozielonych oczu, zasnutych mgłą
pożądania.
Virginia pochyliła się by possać jego sutek.
Blaise jęknął i przygryzł dolną wargę, by nie krzyczeć.
Dziewczyna zeszła pocałunkami na sam dół i zaczęła lizać lekko
owłosione podbrzusze młodzieńca.
- Gin - jęknął
zaszokowany jej zachowaniem chłopak i zacisnął dłoń na włosach
panny Weasley.
Objęła dłonią jego męskość, a drugą
zaczęła gładzić jądra chłopaka. Blaise miał wrażenie, że za
chwilę oszaleje z rozkoszy. Virginia poczuła, że chłopak jest na
granicy spełnienia i wzięła do ust jego twardą główkę, ssąc
ją delikatnie. Młodzieniec krzyknął głośno i wytrysnął prosto
do buzi Ginny, której właśnie o to chodziło. Przełknęła całe
jego nasienie i polizała delikatnie żołądź członka.
Uniosła
do góry głowę.
Zabini patrzył na nią z zaciekawieniem i
szokiem w zielonych oczach. Chyba nikt w życiu nie zaskoczył go tak
bardzo, jak ta mała czekoladowooka Gryfonka.
Ginny odsunęła
się od niego, niepewna reakcji chłopaka. Blaise bez słowa zapiął
spodnie i omiótł spojrzeniem jej szczuplutkie, drobne ciało.
-
Ubierz się - powiedział - bo nie ręczę za swoje reakcje.
Kiedy
dziewczyna ubierała się, młodzieniec palił papierosa i przyglądał
się jej z jawnym zainteresowaniem. Jego wzrok sprawiał, że po
plecach dziewczyny błąkały się dreszcze podniecenia.
Widząc
rumieniec zawstydzenia na jej policzkach, podszedł do niej i
delikatnie ją przytulił. Ginny wtuliła się w jego ciało w
poszukiwaniu ciepła. Była silnie zarumieniona, nie tylko z powodu
niedawnego podniecenia, które jeszcze tak do końca nie minęło,
ale też z powodu zażenowania... nie wiedziała co on sobie może o
niej pomyśleć, bała się, że straciła w oczach chłopaka.
Blaise, jakby odczytując jej myśli, delikatnie uniósł jej brodę
i pocałował rozchylone usta.
- Jesteś cudowną kobietą i
pewnego dnia będziesz moja... Nieważne, co o tym myślisz i tak
będziesz należała do mnie, wyłącznie do mnie.
- Jasne,
Zabini, chciałbyś! - dziewczyna odfuknęła i odsunęła się od
niego - Może jeszcze się na ciebie rzucę i cię zgwałcę.
-
Całkiem możliwe - odpowiedział rozbawiony jej oburzeniem chłopak
i tak wiedział, że ma rację
- Zapomnij Zabini, byle czego nie
ruszam - Ginny odpowiedziała mu ze śmiechem, żartobliwy ton
mężczyzny odprężył ją trochę.
- A to przed chwilą to, co
było... malutka?
- Wypróbowanie ewentualnego towaru... dosyć
kiepskiego... malutki...
Takie przekomarzania trwały
jeszcze ponad godzinę, tylko że przeniesione zostało do kuchni i
dołączono do nich duży pięciolitrowy kubeł lodów miętowych z
kawałkami czekolady.
*było przegramy, sama nie
wiem dlaczego
Nag,
Ty pisałaś ten kawałek, kiedyś cię zabiję
(to
żart oczywiście).
***
Draco
poprowadził Hermionę prosto do swojej sypialni. Dziewczyna czuła
się dziwnie, w końcu była prawie zupełnie naga, ale była też
podniecona i czuła, że jest w tej chwili w stanie zrobić wszystko,
czego zażąda sobie Malfoy.
Młodzieniec puścił rękę
dziewczyny i usiadł na łóżku, lustrując jej ciało wzrokiem
pełnym pożądania:
- Rozbierz się - powiedział
cicho.
Hermiona mimo zawstydzenia, ściągnęła
posłusznie jedyną rzecz jaką jeszcze miała na sobie, czyli
cienkie, białe stringi i popatrzyła niepewnie na chłopaka, który
był w tak uprzywilejowanej pozycji, że mógł zażądać od niej
absolutnie wszystkiego.
- Chodź, usiądź mi na kolanach - jego
głos był prawie jak szept.
- Czy to twoje żądanie? - spytała
Hermiona.
- Nie, to tylko prośba - odpowiedział Draco patrząc
jej głęboko w oczy i dziewczyna usiadła mu na kolanach, odwracając
się twarzą do niego i oplatając nogami jego biodra.
Twarz
dziewczyny pokrył purpurowy rumieniec zażenowania, nie wiedziała
czy robi dobrze... ale chciała tego. Gdy tylko zobaczyła w oczach
młodego Malfoya zachwyt, zażenowanie powoli zaczynało mijać,
świadomość, że podoba się właśnie temu mężczyźnie wprawiało
ją w pewien rodzaj dumy, tak zrozumiały dla każdej kobiety.
-
A ty się nie rozbierzesz? - Zapytała zalotnie.
- Malutka
gdybym ja się rozebrał, ty straciłabyś dziewictwo, a tego
przecież nie chcesz... prawda?
Hermiona sama nie
wiedziała czego chce, ale nie była pewna, czy nie miałaby nic
przeciwko straceniu dziewictwa tu i teraz.
- Nie - odpowiedziała
niezbyt pewnym głosem, ale inna odpowiedź przecież nie wchodziła
w grę.
Draco delikatnie pocałował jej rozchylone usta.
-
Jesteś śliczna, wiesz - Draco sam nie wiedział dlaczego to mówi,
chciał udawać chłodnego cwaniaka, ale ta dziewczyna go rozbrajała,
szczególnie teraz. Była mieszaniną gorącej, namiętnej obietnicy
i nieskalanej niewinności, której nie można ot tak sobie
zbrukać.
- Czaruś, pewnie mówisz to każdej - Hermiona
zaczęła kręcić się niespokojnie na jego kolanach, peszyło ją
to, że on jest prawie całkowicie ubrany.
- Powiedz, co chcesz
robić? - spytał głaszcząc jej plecy.
Hermiona zarumieniła
się znowu, przecież nie wiedziała czego chce, miała nadzieję, że
on przejmie inicjatywę i spojrzała z konsternacją w szare oczy
chłopaka, w których czaiła się obietnica i coś na kształt
troski.
- Ja... chcę, żebyśmy się dotykali - wyszeptała
niepewna jego rekcji na taką nieśmiałą deklarację.
-
Gdzie?.. Tutaj? - zapytał z uśmiechem przesuwając palcami po jej
szyi.
Widział, że Hermiona jest zdenerwowana, ale nie
zamierzał jej niczego ułatwiać, musiała wyzbyć się tego
paraliżującego wstydu, a to była jego zdaniem najlepsza metoda.
-
Nie... niżej... wiesz o co mi chodzi - Gryfonka powoli zaczynała
się denerwować, przecież Malfoy nie mógł być takim ostatnim
niemotą, żeby nie wiedzieć, co ona ma na myśli.
- Nie
wiem... musisz mi pokazać, pokieruj moja ręką - Draco uśmiechnął
się do niej niewinnie, postanowił grać rolę prawiczka, którego
uwodzi doświadczona kobieta.
- Draco, jesteś okropny,
doskonale wiesz, o co mi chodzi, po co mnie próbujesz zawstydzać? -
Hermiona popatrzyła na niego z wyrzutem.
- Ja właśnie chcę,
żebyś się przestała wstydzić - powiedział łagodnie - i po
prostu powiedziała dokładnie, o co ci chodzi, bo nie ma sensu żebyś
się krygowała jak panna na wydaniu.
- Ale ja jestem panną na
wydaniu - warknęła dziewczyna - a przynajmniej jestem w takim
wieku. Chodziło mi o wzajemne pieszczoty całego ciała - dodała
już cicho i z lekkim zażenowaniem.
- A dokładnie? - Draco
postanowił nie odpuścić, za dobrze się bawił... i w niedługim
czasie postanowił bawić się jeszcze lepiej.
- Jesteś
podły... ale nie myśl, że się ciebie boję i wstydzę - to
ostatnie oczywiście było okropnym kłamstwem, bo Hermiona wstydziła
się okropnie, ale postanowiła postawić się temu Ślizgonowi i
udowodnić, że nie boi się żadnych wyzwań. – Dokładnie,
Malfoy, chodzi mi o to - to mówiąc przesunęła dłonią po dużej
wypukłości jego ciała opiętej mugolskim dżinsami.
- No,
Granger - chłopak bawił się coraz lepiej i chciał sobie poigrać
z małą, niedoświadczoną Gryfonką - przed chwilą mówiłaś o
całym ciele, a teraz dotykasz bardzo konkretnej części mojego
ciała - uniósł do góry brew i popatrzył na Hermionę
zalotnie.
Dziewczyna była bliska łez bo widziała, że Draco
bawi się doskonale jej niedoświadczeniem.
- Wiesz co? -
powiedziała ze złością - jesteś głąb! Mam dość, jeśli cię
to bawi, to proszę kontynuuj z jakąś pusta blondyną, ale nie ze
mną, myślałam, że jesteś inny, ale nie ty się tylko potrafisz
ze mnie nabijać. - Hermiona ze łzami w oczach zerwała się z kolan
Dracona i ruszyła w stronę drzwi, nie zaszła jednak daleko, gdyż
chłopak chwycił ja za rękę i przyciągnął do siebie. Delikatnie
pocałował w policzek, kciukiem starł płynąca po nim łzę i
położył oniemiałą dziewczynę na łóżku.
- Przepraszam,
masz racje zachowałem się jak palant... zostań...
proszę.
Młodzieniec pochylił się i pocałował
delikatnie usta dziewczyny. Hermionie przeszła od razu cała złość.
Pocałunek był powolny i zmysłowy, i rozbudzał jej pożądanie,
sprawiając, że pragnęła Dracona coraz bardziej. Wyciągnęła
ręce i objęła go mocno do siebie przyciągając.
Chłopak
delikatnie pieścił dłonią dekolt dziewczyny i zaczął całować
jej szyję. Hermiona głaskała długie włosy Dracona i westchnęła
cichutko, kiedy jego dłoń ześlizgnęła się na pierś, by zacząć
ją lekko ściskać i gładzić. Przyciągnęła go mocniej do
siebie, wbijając palce w jego barki i teraz już bardzo wyraźnie
czuła jak mocno jest podniecony. Draco po kilku minutach tych
delikatnych pieszczot odsunął się od niej. Przez chwilę
przyglądał się jej, by znowu pochylić się nad jej ciałem, lecz
tym razem jego usta nie zaatakowały jej szyi lecz delikatnie
pocałował ramie dziewczyny.
- Co ty wyprawiasz? - zapytała
zdezorientowana dziewczyna.
- Cichutko skarbie, jestem pewien,
że ci się spodoba - Draco kontynuował pocałunki schodząc wargami
coraz niżej. Wywoływało to cichutkie jęki. Hermiona nie sądziła,
że ręce mogą być aż tak wrażliwe. To, co on z nią wyprawiał
było wspaniałe... z jednej strony jego usta na jej wrażliwej
skórze, a z drugiej dłonie pieszczące nabrzmiałe piersi.
Draco
ujął w obydwie ręce dłoń dziewczyny, pieścił ustami jej
wnętrze i delikatnie lizał zagłębienia między palcami. Hermiona
jęczała cicho, niezdolna do żadnej reakcji. Nigdy by nie
pomyślała, że tak niewinne pieszczoty mogą sprawić tyle
rozkoszy. Dracon widząc, jaką radość sprawiły jej niewinne
pocałunki postanowił kontynuować. Wypuścił z uścisku jej rękę
i zaczął całować jej płaski brzuch. Językiem zataczał kręgi
wokół pępka, co wywoływało jeszcze większą symfonie jęków.
Powoli przesunął językiem wyżej i zaczął ssać jej lewy sutek.
Hermiona krzyknęła cicho z rozkoszy zachęcając młodzieńca do
śmielszych pieszczot. Draco przesunął dłonią po wnętrzu jej uda
i dotknął delikatnie łona dziewczyny a jego wargi przyssały się
mocniej do jej piersi, co wywołało kolejny krzyk rozkoszy z gardła
panny Granger. Jego palce delikatnie pieściły łono dziewczyny. Pod
wpływem tego dotyku Hermiona wygięła biodra do góry, chciała
poczuć go w sobie i gdyby jej w tym momencie zaproponował "pójście
na całość" zgodziłaby się bez wahania. Draco był tego
świadomy, ale nie chciał wykorzystać obecnego stanu dziewczyny,
zakład chciał wygrać uczciwie, a w tym momencie myślał tylko o
tym, jak sprawić jej najwięcej przyjemności. Jego język błądził
po płaskim brzuchu dziewczyny, a palce delikatnie zagłębiały się
w jej wnętrzu i wysuwały z niej, czym doprowadził dziewczynę do
rzucania się na łóżku w spazmach rozkoszy. Uniósł głowę i
popatrzył na nią z fascynacją:
- Spokojnie, maleńka -
powiedział i czule się do niej uśmiechnął - spokojnie.
- Ja
chce jeszcze! - wykrzyknęła Hermiona gdy palce Dracona ponownie
zagłębiły się w jej gorącym wnętrzu. Wiła się pod jego
dotykiem co tylko potęgowało jego radość. Draco nie mógł
uwierzyć, że ta na pozór chłodna dziewczyna potrafi być aż
tak... tak ognista. Samo patrzenie na jej szczerą reakcje sprawiało
mu wiele satysfakcji.
Gwałtownym ruchem rozsunął szerzej jej
nogi i zaczął całować wnętrze ud, nadal pieszcząc jej mokrą
kobiecość palcami. Hermiona szlochała z rozkoszy i wiła się,
zaciskając z całej siły dłonie na pościeli.
- Draco nie
przestawaj, błagam ! - krzyknęła głośno.
Draco miał
wielką ochotę dostarczyć Hermionie nowych rozkoszy, według niego
miłość francuska była czymś wspaniałym i niepowtarzalnym, ale
Hermiona prosiła o to, żeby się jedynie dotykali i była zbyt
niewinna, żeby ryzykować spłoszenie jej zbyt śmiałymi
pieszczotami. Zamiast tego wsunął w nią trzeci palec, jednocześnie
kciukiem dalej masował jej nabrzmiała łechtaczkę - jej odpowiedź
była natychmiastowa, zacisnęła się wokół niego i głośno
krzyknęła. Jej ciasne kobiece wnętrze przyjmowało delikatne
posuwiste ruchy z wielką radością. Hermiona płakała z rozkoszy.
Nigdy wcześniej nie przeżywała nic podobnego i teraz pragnęła
spełnienia, jak niczego innego na świecie. Chciała, żeby Draco
był autorem jej pierwszego uniesienia w życiu, żeby wprowadzi ją
we wszystkie arkana miłości fizycznej. Był tak cudowny, że nie
chciała nawet myśleć, iż mogłaby robić takie rzeczy z kimś
innym niż on.
Jej ciałem wstrząsały dreszcze rozkoszy,
jeszcze nigdy się tak nie czuła... to był jej pierwszy w życiu
orgazm i zawdzięczała go właśnie temu Ślizgonowi. Wyczerpana
opadła na atłasową pościel i próbowała opanować drżenie
całego ciała. Po chwili poczuła, jak Draco przytula jej spocone
ciało i obsypuje delikatnymi pocałunkami jej twarz.
- Dziękuję
- wyszeptała cichutko w szyje chłopaka.
- Cała przyjemność
po mojej stronie, panno Granger - odpowiedział kurtuazyjnie
młodzieniec.
Starał się mówić spokojnie , ale Hermiona
słyszała, że jego głos jest zachrypnięty z podniecenia i czuła,
jak drżą mu ręce którymi pieścił delikatnie jej plecy.
Delikatnie odsunęła się od niego, tylko po to, by ściągnąć z
niego obcisłe dżinsy i bokserki.
Dziewczyna z wrażenia aż
zamarła. Draco był pierwszym mężczyzną którego widziała nago i
do tego był bardzo dobrze wyposażonym mężczyzną. Delikatnie
dotknęła go palcami, nie sądziła, że tak twardy organ może być
jednocześnie aż tak bardzo delikatny. Bardzo jej się to
spodobało... to i cichy jęk, jaki wydał z siebie Malfoy, gdy
przejechała opuszkami palców po jego twardej męskości.
Hermiona
pochyliła się nad młodzieńcem i zaczęła ssać jego lewy sutek.
Palce jej prawej dłoni zsunęły się z członka na obrzmiałe
jądra, by głaskać je i delikatnie ściskać. Pieszczoty dziewczyny
wywołały natychmiastową reakcję w postaci głośnego jęku
Dracona.
- Nie musisz... - wyjęczał schrypniętym głosem. -
Nawet nie powinnaś...
- Dlaczego nie powinnam? - Hermiona
uniosła głowę, ale nie zaprzestała pieszczot w dolnych rejonach
jego ciała.
- Bo mogę nie wytrzymać i się na ciebie
rzucić... - Draco postanowił być szczery, jeszcze chwila i czuł,
że rzeczywiście rzuci się na niewinną Gryfonkę.
- Nie
rzucisz się na mnie - Hermiona uśmiechnęła się do chłopaka.
Uklękła i zaczęła pieścić go obiema dłońmi.
Draco jęknął
głośno.
- Owszem, Granger, rzucę się na ciebie –
powiedział, a w jego oczach dostrzegła silne pożądanie.
–
Nie, bo chcę cię pieścić i pozwolisz mi na to Malfoy -
powiedziała cicho i stanowczo pieszcząc jednocześnie jego jądra i
twardą męskość.
Draco nic już nie odpowiedział,
tylko pogrążył się w rozsmakowywaniu rozkoszy. Było mu, jak w
niebie... nie, do diabła, w tamtym momencie niebo nie było mu do
niczego potrzebne, wystarczyło, że ona była przy nim. Hermiona
widząc wniebowziętą minę chłopaka tylko wzmogła intensywność
swoich pieszczot. Jej dłonie niespiesznie gładziły jego pobudzoną
męskość, co wywoływało kolejne fale jęków. Okazało się że
panna Ja – Wiem – To - Wszystko, rzeczywiście wie, jak sprawić,
by mężczyzna wył z rozkoszy. I bardzo jej się to podobało.
Hermiona pieściła z zapamiętaniem ciało chłopaka. Podobały się
jej reakcje Dracona, a najbardziej chyba fakt, że Malfoy namiętnie
wykrzykiwał jej imię.
W momencie, gdy osiągnął spełnienie
w jego oczach pojawiły się łzy. Hermiona była szczęśliwa, że
dzięki niej przeżył tak wielką rozkosz. Nawet jej nie
przeszkadzało to, że była oblepiona jego spermą. Draco po chwili
wziął ją na ręce i zaniósł do łazienki. Zamierzał wziąć
długi, gorący prysznic.
Pod prysznicem umyli sobie na wzajem
plecy i chociaż Hermiona musiała stawać na palcach i wyciągać
ręce żeby dosięgnąć barków chłopaka bardzo jej się to
podobało. Byli dla siebie delikatni i czuli, a po gorącej kąpieli
zasnęli jak grzeczne niemowlęta.
Tajemnice
Ars Amandi
Trzydziestego grudnia cała czwórka
obudziła się bardzo podekscytowana, w końcu jutro był Sylwester.
Męska część postanowiła wyruszyć po zakupy, oczywiście nie
obyło się bez kłótni kto prowadzi samochód.
Draco
baaaaaaardzooo chciał siąść za kierownicą, ale w połowie drogi
Blaise kulturalnie przystawił mu różdżkę do gardła i kazał
zjechać na pobocze.
- BMW mojego starego, to nie Maserati
twojego, Draco. Byłbym wdzięczny gdybyś przesiadł się na miejsce
pasażera i nie narażał nas na niepotrzebny stres.
Młody
Zabini lubił ryzykowną jazdę, ale nie jazdę a’ la samobójca,
nawet tak wytrzymałym samochodem jak beemwica Armanda Zabiniego,
jego ojca, zwłaszcza jego czarna beemwica...
- Nie wiem,
o co ci chodzi, przecież prowadzę normalnie - Draco wydawał się
ciężko urażony, w końcu on nic nie robił.
- Malfoy, to co
ty uważasz za normalne kłóci się z przyjętymi normami
Draco
był urażony przez całą drogę do jednego z hipermarketów
londyńskich, ale już na sklepie mu przeszło. Za dużo było
alkoholu żeby się denerwować. Chłopcy pogwizdując ładowali do
dwóch (sic!) ogromnych wózków wszystko co uznali za potrzebne do
dobrej zabawy trzydziestego pierwszego i do tego by nie głodować
pierwszego i drugiego zanim wyjadą do szkoły.
W koszach
lądowały szampany (te lepsze), wina i mnóstwo piwa, znalazło się
też miejsce dla wódeczki.
Chipsy, lody i... składniki które
podała im Granger oznajmiając, że są jej potrzebne do płynnej
czekolady na wafle, no i oczywiście wafle też załadowali do
wózka.
Ponieważ samochód pana Zabiniego nie był
magiczny, obszerne zakupy ledwo się w nim zmieściły, no ale
przecież oni nie mogli głodować. Draco również w drodze
powrotnej próbował namówić Blaise'a by ten dał mu poprowadzić,
ale on spiorunował go tylko spojrzeniem i kazał zapiąć pasy.
Po
powrocie do domu Blaise udał się do dziewczyn, poprosić je by
zeszły na dół i pomogły rozpakować zakupy.
***
Kiedy
chłopcy rozbijali się BMW i robili zakupy, dziewczęta poszły
buszować do największego pokoju Blaise’a. Hermiona łakoma na
książki dorwała się do sporej biblioteki (notabene jednej z
trzech) i bardzo szybko ku swemu zażenowaniu i zaciekawieniu
odnalazła sporą kolekcję dzieł dotyczących seksu.
- Niech
mnie... - krótkowłosa zagwizdała po wydobyciu największego
opasłego albumu zatytułowanego "Ars Amandi". Rysunki były
w nim tak precyzyjne, że na jej twarzy pojawił się lekki
rumieniec.
- Co masz? - zapiszczała podniecona "pchełeczka"
i w podskokach znalazła się obok przyjaciółki.
- Tego nie
można zrobić - powiedziało rudowłose dziewczę i zarumieniło się
niewinnie - tego na pewno nie można zrobić... cholera to musi być
przyjemne...
- Aha - mruknęła jej koleżanka. Na
inteligentniejszy komentarz w tamtym momencie nie było jej stać,
była zbyt zajęta podziwianiem rysunków w książce. Szczególnie,
że księga ta miała magiczne właściwości i postacie na niej
poruszały się.
- Patrz, on wygląda zupełnie jak Malfoy -
powiedziała Ginny wskazując na jednego z modeli.
- Malfoy jest
przystojniejszy - mruknęła "szczoteczka" i natychmiast
się zarumieniła, wcale nie chciała tego mówić. Nie chciała
nawet tak myśleć.
- O! Tak sądzisz?! - Virginia wytrzeszczyła
oczy i z zaciekawieniem wlepiła okrągłe źrenice w przyjaciółkę.
-
Wyluzuj, tak mi się tylko powiedziało. Wcale tak nie myślę! -
Hermiona była zażenowana, wzięła książkę pod pachę i usiadła
na kanapie. Ginny podreptała szybciutko za nią i nie dała się
zbyć byle czym.
- Powiedziało, raczej pomyślałaś na głos!
- rudowłosa wygłosiła swoją życiową mądrość.
Hermiona
spiorunowała wzrokiem koleżankę i powróciła do oglądania
albumu. Dziewczyny były wprost zafascynowane nowo odkrytą lekturą.
Po dobrych dwudziestu minutach, kiedy skończyły oglądać pierwszy
album sięgnęły po drugi i zaczęły między sobą dyskutować,
która z pokazanych pozycji najbardziej im się podoba i które
chciałyby kiedyś wypróbować.
***
Blaise
radośnie pomykał na górę.
"Dziewczyny powinny być w
salonie z kinem, albo w pokoju z dużą ilością książek,
przynajmniej Granger" - myślał po drodze.
Parę kroków
za nim telepał się Draco, nadal niepocieszony, że nie mógł
prowadzić w drodze powrotnej.
Coś mówiło Blaisowi, że nie
powinien wołać dziewczyn i zachowywać się cicho.
Ostrożnie
jak kot zajrzał do pokoju z biblioteką, bo wydawało mu się, że
usłyszał strzępki słów. Cóż, Zabini się nie mylił. Po
cichutki podszedł do kanapy, a w połowie drogi obejrzał się do
Dracona i położył wymownie palec na ustach.
- O, mój Boże!
- wypaliła nagle Virginia.
- No co, to jest słodkie... -
wtrąciła dużo ciszej Hermiona.
- Mi się bardziej podoba ta -
Ginny wskazała palcem na którąś z ilustracji.
- Ale wtedy
nie widzisz jego twarzy, tutaj mężczyzna dyktuje warunki... ja bym
się chyba na to nie zgodziła - panna Granger nie była zbyt
przekonana co do typu swej przyjaciółki,
- Według mnie ta
jest o wiele ciekawsza - powiedziała wskazując pozycje "na
jeźdźca"- tutaj kobieta może dominować.
- Przecież w
seksie nie chodzi o dominację, Hermi - Ginn wbiła w przyjaciółkę
wzrok.
- O dominację też - upierała się krótkowłosa.
-
A właśnie że nie. Ja tam bym wolała być pod facetem i ty pewnie
też tylko się nie przyznasz! - powiedziała z triumfalnym wyrazem
twarzy rudaska.
Zabini po cichutku nachylił się nad
kanapą i zajrzał dziewczynom przez ramię, chociaż trudno było
się nie domyśleć, co oglądają.
Blaise odwrócił się do
Dracona i nakazał mu gestami podejść jak najciszej do siebie. Minę
miał pełną rozbawienia.
Chłopcy przez chwile w milczeniu
przyglądali się poczynaniom dziewczyn, wreszcie gdy te znowu
zaczęły komentować następną pozycje erotyczną wycofali się
cicho z pokoju. Teleportowali się do kuchni i dopiero tam wybuchli
śmiechem. Gdyby nie to, że Blaise rzucił na to pomieszczenie
Silencio pewnie słychać by ich było w całym domu.
-
O, mój Boże! - Draco zgiął się wpół i rechotał jak opętany.
Złapał się kuchennej szafki, cały się trząsł, a z oczu ciekły
mu łzy.
- Pozycja sześćdziesiąt dziewięć jest słodka. -
Blaise usiadł na stołku i walił dłonią w stół, żeby nie
zwariować ze śmiechu. - No pięknie. Granger jest równa babka.
Taka słodka. - Ten tekst spowodował, że Draco musiał
położyć się na podłodze i dosłownie zawył.
Blaise
próbowała uspokoić przyjaciela, ale na niewiele się to zdało.
Gdy pomyślał z jaką fascynacją Ginny patrzyła na rysunek w
którym mężczyzna brał kobietę "od tyłu" sam ryczał
ze śmiechu.
- One są słodkie - zdołał powiedzieć między
napadami śmiechu.
- A my je mieliśmy za takie niewinne -
wyjąkał Draco i na powrót zaniósł się śmiechem.
- Wiesz
one.... są niewinne w takim sensie, że... jeszcze nie uprawiały
seksu, ale i tak kobiety... są bardziej wyuzdane.... od mężczyzn.
Sam widziałeś.... A jakie zaciekawione... - Blaise rechotał i
jednocześnie mówił, co dawało ciekawą mieszankę
dźwiękową.
Draco musiał mocno się wysilić, żeby
zrozumieć, co przyjaciel chce mu przekazać, zwłaszcza, że sam się
śmiał.
- Zaciekawione jak cholera! - skomentował blondyn i
zawył jeszcze głośniej bijąc pięścią w podłogę. Nie mógł
zapomnieć min obydwu dziewczyn.
***
Dziewczyny,
które po pewnym czasie zgłodniały zeszły do kuchni w poszukiwaniu
czegoś bardziej lub mniej jadalnego, Zdziwione stanęły w drzwiach
kuchni i spoglądały na roześmianych mężczyzn.
- Co wam
jest? - zapytała niepewnie Ginn.
- Nie, nic - Draco dosłownie
wychrypiał odpowiedź, bo z śmiechu zdarł gardło. - Tak tylko się
śmiejemy, dla sportu, podobno to zdrowe... Tak samo jak seks... -
Tego żaden z nich nie mógł wytrzymać. Obydwaj zarechotali
ponownie.
- Zboczeńcy - parsknęła Ginny i nie zwracając już
na nich większej uwagi, ruszyła w stronę lodówki.
- Wy tylko
o jednym - mruknęła Hermiona i również poszła szukając jakichś
smakołyków.
- Kupiliście składniki na płynną czekoladę? –
spytała, dobierając się do mleka w kartonie.
- Zostaw mi
trochę - zapiszczała Ginny.
- Tak, kupiliśmy wszystko, a
trochę to ty wiewióra możesz dostać ode mnie, jak ładnie
poprosisz - Blaise wyszczerzył się radośnie, a Draco padł
ponownie na podłogę i zwinął się w kłębek.
- Ale z ciebie
świnia - Ginny zarumieniła się jak polny mak i spuściła głowę.
-
Kretyn - dodała od siebie Hermiona.
- Dobra, dobra, walnąłem
durny tekst, no sorry, ale przyznacie rację, że nie tylko my
myślimy o takich rzeczach, słoneczka, co? - Blaise
uśmiechnął się radośnie.
- Spadaj, Zabini- warknęła panna
Weasley i przyssała się do kartonu z mlekiem na co obaj panowie
ponownie parsknęli śmiechem.
Ginny i Hermiona patrzyły na
siebie niewyraźnie, ale wolały nie wnikać o co im chodzi. W końcu
wariatom lepiej ustąpić.
- Oj, nie mogę - powiedział po
chwili Draco. - Jeszcze chwila i umrę.
- Wam naprawdę mocno
odbiło. Macie tak zwaną głupawkę. Ciekawe dlaczego... - Hermiona
popatrzyła na nich z politowaniem.
- Och szczota, a czy musi
być jakaś przyczyna? - Zabini wyrwał Ginn mleko i sam się
napił.
Dziewczyna pisnęła w proteście na co usłyszała:
-
Nie popiskuj, Weasley. W samochodzie są dwadzieścia cztery kartony.
Nie zginiesz. - Virginia wyglądała na uspokojoną tymi słowami.
-
Wy jesteście słodkie - walnął nagle Draco odnosząc swoje zwłoki
z podłogi.
- O tym to same wiemy - powiedziała Ginny, w końcu
mamusia uczyła ją, że nie należy kłamać.
Na taką skromna
deklaracje chłopacy ponownie wybuchli śmiechem, a dziewczyny tylko
spojrzały się na siebie wymownie, nakreśliły na czole kółeczka
i wyszły na dwór po zakupy czekające w samochodzie.
Chwilę
później wróciły do kuchni, a za nimi wleciały lewitujące torby
i zgrzewki. Draco i Blaise spojrzeli na siebie z dziwnymi minami.
Mieli nadzieje, że dziewczyny będą próbowały wnieś zakupy po
"mugolsku", a wtedy oni będą mogli zaprezentować siłę
swoich mięśni, ale niestety. Tak to bywa gdy chłopak chce
zaimponować czarownicy - na każdym kroku wpadka.
- Okropne
baby - stwierdził Malfoy.
- Co? Już nie słodkie? - Virginia
uśmiechnęła się złośliwie i posłała blondynowi uroczy
uśmiech.
- Jak śpicie i jeść nie wołacie - Zabini nie
zamierzał pozostawić tego bez odzewu. - W innych wypadkach
jesteście uparte, wredne i przemądrzałe.
- Jeść sobie same
potrafimy zrobić, a was wkurza to że jesteśmy pomysłowe i zaradne
- powiedziała Hermiona i razem z Ginny wyszły z kuchni.
Stwierdziły, że swoją część roboty mają za sobą. Chłopcy
mogli rozpakować i pochować zakupy. Chyba z tym potrafili sobie
poradzić.
- A wy gdzie biegniecie zaradne dziołchy, co? -
wyleciał z gwarą Draco i Blaise popatrzył na niego z lekkim
rozbawieniem. - Nie pomożecie nam wypakowywać tego cholerstwa, toż
to są tony całe!
- My przyniosłyśmy, wy wypakowujecie -
powiedziała Hermiona takim tonem jakby tłumaczyła coś małemu
dziecku. Morowe z was chłopy, poradzita sobie - dodała jaszcze
kontynuując gwarne zapędy Dracona.
- Hola białogłowy! -
Blaise przejął ster rozmowy w swoje dłonie, a raczej usta... - My
straciliśmy pół dnia na te zakupy, wy je tylko przyniosłyście i
nie zamierzacie ich razem z nami nawet rozpakować? Chcę zauważyć,
że podczas gdy my zapieprzaliśmy między półkami ładując do
wózka wszystko, co tylko wydało nam się potrzebne i wszystko, co
kazałyście nam kupić, wy siedziałyście sobie w wygodnym ciepełku
i ... robiłyście to, co robiłyście.
- A co ty myślisz, że
robiłyśmy, co?! - zaperzyła się Ginny i spojrzała na Zabiniego
wyzywająco, ale też lekko się zarumieniła.
Brunet wbił w
nią swój przeszywający wzrok.
- Nie wiem wiewióra, ty mi
powiedz - wzruszył ramionami, a rudowłosa jeszcze bardziej się
zaczerwieniła i odwróciła wzrok. Draco zachichotał cicho. -
Faktem jest, że się opieprzałyście w tym czasie, gdy my robiliśmy
coś pożytecznego.
- Niech wam już będzie! - wykrzyknęła
Hermiona, która bardzo nie chciała by chłopacy zagłębiali się w
to, co one robiły. - Rozpakujemy to wszystko - powiedziała i już
po chwili wszystkie produkty były poukładane. W końcu ma się tą
różdżkę.
Blaise posłał znaczące spojrzenie
Draconowi i puścił mu wymowne oczko. Blondyn musiał udawać, że
kaszle, ale minę miał przy tym tak rozweseloną, że spostrzegawcza
panna Granger popatrzyła na niego podejrzliwe. Po chwili przeniosła
wzrok na Blaisa. Wyglądał podejrzanie niewinnie. Gdy patrzyła na
niego dłużej i denerwująco przenikliwie, brunet odchrząknął,
uniósł zalotnie brew i zapytał wzruszając ramionami.
- O co
chodzi?
- O nic - mruknęła panna Granger zastanawiając się,
co im znowu odbiło. Po tym jak razem z Ginny rozpakowały zakupy
wyszły się przejść, by być jak najdalej od potencjalnej dwójki
pacjentów oddziału zamkniętego. Natomiast potencjalna dwójka
tychże pacjentów zaniosła się ponownie niekontrolowanym śmiechem.
One były naprawdę słodkie, gdy się denerwowały.
***
Godzinę
później Hermiona i Blaise przygotowywali obiad, a Ginny i Draco
grali w Tysiąca. Po trzech kwadransach gry obydwoje mieli grubo
poniżej minus czterysta i znudzili się kartami.
- Grasz
ryzykowniej ode mnie, Weasley - blondyn zmarszczył nos.
- Ty za
to więcej oszukujesz.
- Zapalimy?
- No, ale jednego. Nie
chcę dużo.
- Zabawna jesteś.
- Czep się szczotki!
-
Ale ostra! Nie chciałem cię urazić... Jesteś po prostu fajna.
Przyniesiesz popielniczkę? Proszę.
- Dobra - Ginny zmarszczyła
nosek, ale się zgodziła, bo blondas serdecznie się do niej
uśmiechnął.
Jej bracia rzadko kiedy ją o coś prosili,
zazwyczaj wydawali rozkazy, więc słowo "proszę" z ust
Malfoya było naprawdę miłym zaskoczeniem. Palili w całkowitym
milczeniu, a później udali się na dość późny
obiad.
***
Około godziny dziewiętnastej
Hermiona postanowiła przyrządzić swój specjał: wafle w
czekoladzie, które miały być podane dnia następnego. Biedaczka
nie wiedziała do czego niektórzy osobnicy, męscy osobnicy, użyją
reszty czekolady.
Ci męscy osobnicy, czyli Dracze we własnej
osobie postanowili w pierwszym momencie wybrać łyżeczką czekoladę
z kubka. Hermiona jednak, która wylazła już spod prysznica i
buszowała w kapciach po kuchni w poszukiwaniu soku grapefruitowego
przydybała tą część osobników płci męskiej na gorącym
uczynku, czyli z łyżeczką i czekoladą.
- Zostaw i idź się
myć - syknęła - ja ją zjem.
- Może się podzielimy? -
spytał grzecznie blondyn.
- Nie, ja robiłam, ja zjem.
Hermiona
powiedziała to stanowczo i Draconowi wpadł do głowy iście
diabelski pomysł.
- Taka jesteś? - zapytał. - Chyba
zapomniałaś, że spełniasz wszystkie moje zachcianki do końca
pobytu tutaj.
- Jak śmiesz?!
- Spokojnie. Teraz
grzecznie pójdziemy na górę do sypialni.
- Z czekoladą?! -
Hermiona zrobiła ogromne oczy i wbiła z niedowierzaniem wzrok w
jasnowłosego przystojniaka. - Tobie dziś na prawdę odbija.
-
No, już cie tu nie ma - Draco uśmiechnął się drapieżnie do
Hermiony.
- Ty chyba jesteś śmieszny.... - Hermiona podparła
się rękoma i spojrzała wściekłym wzrokiem na Dracze. - I niby co
jeszcze?
- Panna "pozycja sześćdziesiąt dziewięć jest
słodka" mówi mi, że jestem śmieszny... A to ciekawe - Draco
zaprezentował swój najzłośliwszy smirk, a Hermiona zaniemówiła
z wrażenia.
Dziewczyna rozdziawiła buzię, a za chwilę
zbladła, spurpurowiała i zbladła ponownie.
- Ty świnio! Jak
śmiałeś nas podglądać i podsłuchiwać?! Faceci to podłe
świnie!! Nie idę na żadną górę, Malfoy!!
- Idziesz
Granger, albo cię tam sam zaniosę - Draco uśmiechnął się
czarująco i uniósł zalotnie brew.
- Nawet się nie odważysz!-
krzyknęła w pierwszej chwili, ale zaraz się zreflektowała -
Dobra, wiem, że się odważysz! Ale i tak jesteś świnia. Jak
śmiałeś nas podsłuchiwać?
- Granger, góra - powiedział
Draco i niebezpiecznie zbliżył się do dziewczyny. Hermiona widząc
błyski w jego oczach w ciągu kilku sekund ulotniła się z
kuchni.
Niemal wbiegła po schodach, ale ponieważ jej pokój i
była sypialnia znajdowały się nad sypialnią Dracona z
przyzwyczajenia zatrzymała się dopiero na drugiej kondygnacji.
-
Granger, dół - dobiegło ją lakoniczne stwierdzenie Malfoy'a i
Gryfonka przeklęła paskudnie w duchu.
Bardzo wolno zeszła
niżej, przeklinając cicho pod nosem. Ale co było robić, w końcu
była porządną Gryfonka i musiała postępować według zasad.
Bardzo głośno trzasnęła drzwiami do pokoju i skierowała się
prosto do łazienki.
Już miała zamiar się tam zamknąć,
usiąść na sedesie i tak tkwić lecz jej wzrok wyłowił dużą
wannę, która była napełniona gorącą wodą.
"Pewnie
Malfoy kąpiel sobie przygotował" pomyślała Hermiona i na
złość chłopakowi bezczelnie wpakowała się do wanny.
Najpierw
oczywiście zamknęła drzwi na klucz.
- A korzystaj z łazienki,
korzystaj jeśli taka wola tylko zaraz wyłaź - grzecznie oznajmił
Draco gdy trzasnęła drzwiami.
Chłopak postawił kubek z
czekoladą na stoliku, popatrzył nań z czułością i nagle się
roześmiał, szczęśliwy, że ma tak bujną wyobraźnię.
-
Czeka ją cię niesamowite przygody moja droga czekolado! - krzyknął
radośnie.
Hermiona, która słyszała zarówno śmiech jak i
deklarację blondyna nie wytrzymała i odkrzyknęła.
- Malfoy,
ciebie całkiem pogięło skoro z czekoladą gadasz!
- Cicho,
kobieto!- odkrzyknął blondyn i rozłożył się na łóżku. Czekał
prawie godzinę zanim panna Granger raczyła wyjść z łazienki.
Dziewczyna, miała nadzieje, że on już zasnął, niestety Malfoy
jakoś zbyt śpiący nie był.
"Cholera, on jeszcze nie
kima" - pomyślała Hermiona z irytacją.
- No i czego sam
do siebie się uśmiechasz, kretynie?- dziewczyna wcale nie
zamierzała powiedzieć tego na głos, po prostu głośno pomyślała.
Mina blondasa uległa natychmiastowej zmianie, a sam zainteresowany
podniósł się szybko do pozycji siedzącej.
- Że co, Granger?
- spytał niewinnie i uniósł brew.
"Ups... o kur*wa"
- pomyślała krótkowłosa Gryfonka.
- Dlaczego bez powodu
nazywasz mnie kretynem i to po tym jak wykorzystałaś dla siebie
moją cudowną kąpiel, szczoteczko, co?. Panna Pozycja
sześćdziesiąt dziewięć jest słodka sama rzadko słodka
bywa...
Draco nie był zły, był tajemniczy i rozbawiony, no i
może trochę poirytowany tym "kretynem". To wcale nie
musiało wróżyć dobrze o czym Hermiona doskonale wiedziała.
Zarumieniła się po jego słowach i postanowiła milczeć.
Szybko
podeszła do łóżka i wślizgnęła się pod kołdrę, owijając
się nią niczym kokonem. Nie minęła jedna minuta, gdy Draco
rozwinął ją z tej kołderki i nachylił się nad nią.
-
Czyżbyś się bała?
- Niby kogo? Ciebie? Nie bądź
śmieszny...
- To czego tak szczelnie się zakrywasz? Czy
myślisz, że kazałem ci iść na górę po to, żeby spokojnie
zasnąć? - Draco przekrzywił głowę i zaglądał w jej orzechowe
oczy.
- Daj mi spokój, możesz sobie wyjeść cały kubek
czekolady i nic mi nie zostawić, jakoś przeszła mi ochota. Ja idę
spać.
- Czy ty myślisz, że ja chciałem po prostu zjeść
razem z tobą czekoladę? No nie... Jesteś zabawna, Granger.
Draco
ściągnął z niej kołdrę do końca i zaczął zsuwać z ramienia
dziewczyny szerokie ramiączko kusej białej koszulki nocnej.
Nachylił się i pocałował odkrytą skórę.
Hermiona
pisnęła zdziwiona i próbowała odsunąć się od niego, ale na
niewiele się to zdało. Draco zsunął drugie ramiączko, tak że
ukazały się jej piersi, na co chłopak uśmiechnął się radośnie.
Długo się nie namulając sięgnął po kubek z czekolada i polał
jej sutki gęstym kremem.
- Co ty robisz? - szepnęła
zaskoczona dziewczyna.
- No, jak to co? powiedziałaś, że mogę
zjeść czekoladę, bo ty nie masz na nią ochoty.
- Ale ja
sobie nie życzę... - zaczęła dziewczyna i natychmiast przerwała
widząc minę Dracona.
- Taaaaaaaaak? - spytał i przekrzywił
głowę. Delikatnie rozsmarował czekoladę na jej piersiach. -
Wiedz, że mało mnie to obchodzi. Przegrałaś w Pokera i musisz się
godzić na moje zachcianki. Koniec tematu.
Malfoy powoli
scałował całą czekoladę z piersi Hermiony. Dziewczyna już nie
protestowała. Patrzyła na niego spod półprzymkniętych powiek i
przygrzała dolą wargę. Draco pocałował ją powoli i zmysłowo w
usta i Hermiona oddała pocałunek. Prawdziwie słodki, pyszny
pocałunek.
Objęła go mocno i przywarła wargami do jego
ciepłych, miękkich i słodkich ust. Jej reakcja była gwałtowna,
zbyt gwałtowna i chłopak się od niej po chwili odsunął. On nie
chciał żadnej gwałtowności i żadnego pośpiechu. Jego samego to
dziwiło, ale miał ochotę na powolne, zmysłowe pieszczoty.
-
Spokojnie - wyszeptał do ucha Hermiony, która poczuła się
zawstydzona swoją reakcją.
Na twarzy dziewczyny wykwitł
pąsowy rumieniec, ale Draco nie pozwolił by zbyt długo myślała o
swej sytuacji. Rozebrał ją z koszulki i długo się nie namyślając
wlał trochę czekolady do jej pępka. Hermiona wciągnęła
powietrze gdy poczuła jak językiem wylizuje słodką masę z jej
ciała.
Długo pieścił językiem jej brzuch, aż na skórze
dziewczyny nie została ani odrobina czekolady. Spojrzał krytycznie
do kubka i stwierdził, że "to cholerstwo" trochę
gęstnieje. Odłożył więc łyżkę na stolik i palcami
rozprowadził trochę czekolady na udach Hermiony.
- Boże -
wyjęczała Hermiona gdy poczuła jego palce na swojej skórze.
-
Nie Granger, to dalej tylko ja, Draco, ale zaraz sprawie, że
będziesz się czuła jak w niebie - odpowiedział jej radośnie, a
Hermiona wciągnęła powietrze gdy ponownie poczuła jego usta i
język.
Chłopak bardzo wolno (sadystycznie wolno) scałował
słodką maść z ud Hermiony, która naprawdę poczuła się
wniebowzięta. Nie obchodziło ją to czy straciła swoją dumę, czy
nie. Jęczała bezwstydnie i błagała Dracona, żeby nie
przestawał.
Chłopak bynajmniej nie zamierzał tego robić.
Nabrał troszkę czekolady na palec i ponownie rozsmarował na jej
stwardniałych sutkach, tylko po to by za chwile ją zlizać.
Delikatnie ssał i przygrzał jej wrażliwe piersi a ona jęczała
coraz głośniej.
- Mówiłem, że zabiorę cię do nieba
- wymruczał Draco do ucha dziewczyny.
Odsunął się od niej
tylko po to, żeby posmarować czekoladą dekolt i szyję Hermiony,
która była tak bardzo pobudzona i spragniona pieszczot, że zdała
się absolutnie na jego łaskę.
Kiedy zaczął scałowywać
kolejną porcję słodkiego specyfiku z jej ciała, panna Granger
była już bliska płaczu.
Draco proszę - wyjęczała z
ledwością.
- O co mnie prosisz, szczotuś? - zapytał i znowu
zaczął lizać jej szyje. Doskonale się bawił i podobało mu się
to co działo się z panną Granger. - Hermiona nie była w stanie
nic powiedzieć. Przełknęła ślinę i jęknęła głośno. - O co
mnie prosisz? - zapytał jeszcze raz Draco i delikatnie ugryzł
płatek jej ucha.
Dziewczyna nie mogła powiedzieć choćby
jednego wyrazu, nie wspominając o ułożeniu sensownego zdania.
Coraz głośniej jęczała i wiła się na łóżku. Draco również
nie pozostał obojętny na to, co się działo, ale mimo własnego
podniecenia nie chciał wykorzystać stanu dziewczyny. Wiedział, że
gdyby teraz miał ochotę "pójść na całość" ona
zgodziłaby się na pewno. Ale to nie byłoby uczciwe, a Malfoy
bardzo cenił sobie ostatnio uczciwość. Wiedział, że zawdzięcza
to przede wszystkim przyjaźni z uczciwym i zmierzającym do
szlachetności (przynajmniej w niektórych kwestiach) Blaisem, ale
ostatnimi czasy zaczynał to pojmować jako coś oczywistego.
-
Proszę... - Hermiona nie była zdolna do sklecenia chociażby
jednego sensownego zdania i chłopak delikatnie pocałował jej
rozchylone wargi.
Draco przytulił się do dziewczyny, a gdy ta
poczuła, że chłopak jest bardzo podniecony tylko westchnęła i
wygięła biodra, oczekując na jego dotyk. Draco zamiast spełnić
jej niemą prośbę oblizał jej wargi i zaczął całować cała jej
warz. Dopiero po chwili odsunął się od niej, rozszerzył jej uda i
nie ściągając przeźroczystego materiału bielizny pocałował jej
łono.
Hermiona krzyknęła cicho. Poczuła jak po jej
policzkach płyną łzy. Była tak rozpalona, że pozwoliłaby mu w
tej chwili na wszystko. Nie tylko by mu pozwoliła. Czuła silną
potrzebę odwzajemnienia wszystkich pieszczot.
Ale Draco i tak
by się na to nie zgodził. To on był górą i zamierzał to
skrzętnie wykorzystać. Chciał by znowu owładnęła nią
nieokiełznana rozkosz.
Hermiona z całej siły pociągnęła
chłopaka za ramiona i gorąco pocałowała go w usta, a jej dłonie
zaczęły niecierpliwie rozpinać guziki koszuli blondyna. Draco
delikatnie i stanowczo ją odepchnął. Ochoczo zabrał się do
całowania piersi dziewczyny i wsunął palce za cienki materiał
majtek dotykając z czułością jej rozpalonego i mokrego
łona.
Hermiona zaczęła wić się i głośno jęczeć pod jego
dotykiem, a Draco był na tyle sadystycznym potworem, że jeszcze
zwalniał swe ruchy gdy ona prosiła o więcej.. Dziewczyna
wykrzyczała jego imię pod wpływem kolejnej pieszczoty i opadła na
skotłowaną pościel. Draco przytulił ja do siebie i delikatnie
pocałował w rozchylone usta. Przywarła do niego mocno i
odwzajemniła ochoczo pieszczotę.
Malfoy delikatnie odsunął
się i wziął ją na ręce. Nie miała pojęcia gdzie zamierza ją
zanieść, ale było jej absolutnie wszystko jedno. Objęła mocno
jego szyję i ufnie się przytuliła.
Draco wszedł do
łazienki, posadził dziewczę na brzegu wanny i podszedł do kabiny
prysznicowej ustawić wodę. Po chwili był już w samych bokserkach,
której nie zamierzał ściągać i podszedł do Hermiony.
-
Chyba musimy umyć się ponownie... ta czekolada jest bardzo słodka,
aż się cała od niej lepisz.
- Nie zdejmiesz bielizny? -
spytała ze zdziwieniem Hermiona, gdy weszli już pod prysznic.
-
Nie, bo nie chcę, żebyś się do mnie dobierała - Draco uśmiechnął
się zalotnie.
- Nie zamierzam - fuknęła oburzona dziewczyna i
się lekko zaczerwieniła.
- Dobra, jasne... Tam w sypialni, to
sam sobie omal guzików nie poodrywałem.... No już dobrze, nie
denerwuj się - dodał łagodnie widząc, że panna Granger zamierza
się wkurzyć. - Jesteś słodka jak czekolada - dodał i Hermiona
zarumieniła się nie jak czekolada, ale jak wisienka.
-
Nieprawda - dziewczyna zaczerwieniła się jeszcze mocniej, na co
Draco zareagował uśmiechem. Sięgnął po mydło i zaczął
namydlać ciało dziewczyny.
- Ja też chce cie umyć -
wyszeptała Hermiona, ale Draco tylko się uśmiechnął i pokręcił
przecząco głowa.
- Dlaczego? - Hermiona miała w tej chwili
minę ciekawskiej surokatki.
- Bo nie - lakonicznie odpowiedział
Ślizgon.
- Pleców też ci nie myć? - dziewczyna uśmiechnęła
się uroczo i Draco cmoknął ją w policzek.
- Poradzę sobie -
szepnął jej do ucha.
- W sumie... ja też mogę się sama umyć
- powiedziała panna Granger i próbowała odsunąć się od Dracona,
ale na niewiele się to zdało. Malfoy bawił się zbyt dobrze, by
godzić się na coś takiego.
Po pół godziny oboje, w
mniejszym lub większym stopniu byli już wykąpani i leżeli w
łóżku.
- Czemu tak się zachowujesz? - spytała nagle
Hermiona. - Przecież mogłeś wykorzystać sytuację i tego nie
zrobiłeś. To dziwne.
- To nie byłoby fair biorąc pod uwagę
nasz zakład, ale skoro tak nalegasz... Następnym razem nie
omieszkam wykorzystać sytuacji, nawet jak będziesz pod wpływem
alkoholu, okey? - Draco spojrzał dziewczynie prosto w oczy i się
uśmiechnął.
- Och, Malfoy! Przecież nie to miałam na myśli
i doskonale o tym wiesz... Po prostu dziwi mnie twoje zachowanie.
-
Powiedz lepiej, że z góry zakładasz, iż każdy Ślizgon zawsze
wykorzystuje każdą sytuację na swoją korzyść. Tak będzie
uczciwiej.
Hermiona lekko się zarumieniła, bo miał rację,
ale nie dała tak do końca za wygraną.
- No, chyba mi nie
powiesz, że zawsze byłeś taki uczciwy i fair wobec innych -
powiedziała z wyrzutem.
- Owszem, nie byłem, co nie znaczy, że
muszę być taki zawsze, prawda? Poza tym, wcale nie jestem z tego
taki dumny.
Hermiona spojrzała na niego, rozszerzonymi
zdziwieniem oczyma, ale chłopak nie chciał jej na nic więcej
powiedzieć i zanim zadała jakiekolwiek pytanie, uprzedził ją
całując jej rozchylone wargi. Po chwili odsunął się, delikatnie
pogłaskał Gryfonkę po policzku i szepnął:
- Dobranoc,
szczotuńciu.
- Dobranoc - bąknęła w odpowiedzi
Granger.
Draco objął ją i przytulił.
Obydwoje zasnęli
bardzo szybko, chociaż Hermiona nie była tak do końca pewna czy
chce spać, czy raczej robić coś zupełnie innego. Dlatego
dziękowała w duchu, że Draco Malfoy nie potrafi czytać w
myślach.
***
Ginny Weasley po powrocie do
"swego pokoju" wzięła szybki prysznic i zagrzebała się
pod cieplutką kołderkę, nie czekając na to, aż do pokoju wróci
jej niechciany współlokator. Blaise nic sobie nie robiąc z tej
niechęci również w ekspresowym tempie umył się i wślizgnął do
wielkiego łoża. Panna W. jakby na okazanie swego niezadowolenia
odwróciła się do niego plecami i jeszcze mocniej nakryła kołdrą.
Przez chwilę leżeli w kompletnej ciszy, gdy nagle z gardła
dziewczyny wyrwał się cichy pisk. Było to spowodowane tym, że
Blaise przytulił się do niej i poczuła jego naprężona męskość
na swoich plecach. Giny próbowała odsunąć się od niego, ale na
niewiele się to zdało.
- Co ty, do diabła, wyrabiasz?! -
Wrzasnęła wreszcie po kolejnej nieudanej próbie wyplatania się z
jego uścisku.
- Robię tylko to, co ty lubisz - odpowiedział
uśmiechnięty mężczyzna i jeszcze mocniej przytulił się do jej
pleców.
- Co takiego?!
- No przecież mówiłaś, że
uwielbiasz jak mężczyzna nad tobą dominuje.
- Wcale nie
mówiłam, że uwielbiam być zdominowana, tylko że w łóżku jak
facet jest górą, może być całkiem fajnie - zaczęła ze złością
Virginia i nagle ugryzła się w język, kląć się w duchu za
własną głupotę.
- A w ogóle to skąd ty wiesz, co ja
mówiłam Hermionie?! - krzyknęła zła i zawstydzona, ponownie
bezskutecznie próbując się od sunąć od kilkakrotnie silniejszego
od niej młodego mężczyzny. - Podsłuchiwałeś!
Ruda
dziewczyna była szczerze oburzona.
- Ja nie podsłuchiwałem,
tylko uzupełniałem wiadomości... Swoją drogą ciekawe, że wolisz
gdy mężczyzna w czasie aktu znajduje się za tobą...
- Wcale
nie!!! - wykrzyczała rudowłosa i usilnie starała się sobie
przypomnieć co jeszcze mówiła.
- Wiesz, mi to nie
przeszkadza. Ja z chęcią dostosuje się do wszystkiego - powiedział
Blaise i przez koszulkę zaczął pieścić jej piersi, dalej
przytulając się do pleców dziewczyny.
- Odwal się!! -
krzyknęła oburzona Ginny. - Nigdy tego nie robiłam, więc skąd
mam wiedzieć czego chcę?! Daj mi święty spokój Zabini!
-
Naprawdę ? - zamruczał cicho Blaise. Jego dłoń cierpliwie
pieściła biodro dziewczyny. - Myślałem, że chciałabyś, żeby
facet był górą.
- No właśnie, facet!
- Weasley,
czy ty coś sugerujesz? - zapytał cichym głosem, ale na swe
nieszczęście, lub szczęście Ginny nie usłyszała stalowych
nutek.
- Chciałam tylko powiedzieć, że z ciebie taki
mężczyzna jak z Malfoya Gryfon!
- Ach tak? No to pogadamy
inaczej - zanim Virginia zdążyła zrozumieć swój błąd i jakoś
zareagować, Blaise dosyć brutalnie przewrócił ją na plecy,
przytrzymał jej dłonie po bokach ciała, brutalnie rozszerzył
kolanem uda dziewczyny, przywarł do niej całym ciałem i namiętnie
ją pocałował.
- Pokażę ci jak to jest kiedy facet naprawdę
dominuje, kochanie - powiedział chwilę później do przestraszonej
Ginny.
- Ale...
Dziewczyna nie zdążyła nic więcej
powiedzieć, gdyż Blaise zdarł z niej koszulkę . Przez chwilę
leżała jak oniemiała i wreszcie, gdy darł jej bieliznę na
cienkie paseczki wyskoczyła z łóżka i próbowała dobiec do
drzwi. Nawet jej się udało, ale gdy dotykała klamki została
uniesiona w górę i Blaise odholował ja na łóżko, a chwilę
później, była przywiązana do słupków resztkami własnej
koszulki
- Ty świnio - powiedziała ze łzami w oczach
Virginia.
- Wiesz co, Weasley? Dlaczego najpierw mnie obrażasz,
a potem ryczysz? - Blaise popatrzył na dziewczynę z zaciekawieniem.
- Chyba znasz mnie już na tyle dobrze, żeby wiedzieć iż cię nie
skrzywdzę.
- Ale ja nie chce żebyś TY mnie dotykał -
szepnęła panna Weasley i rozszerzyła szeroko oczęta. Blaise
otaksował jej ciało wymownym spojrzeniem i nagle uśmiechnął się
złośliwie.
- Więc nie chcesz bym to ja cie dotykał?...
Dobrze... W takim razie JA nie będę tego robił - to powiedziawszy
jednym ruchem różdżki wyczarował kostkę lodu i przejechał nią
po jej ustach.
- Ale ja nie chcę żebyś mnie dotykał w
jakikolwiek sposób, słyszysz? - głos panny Weasley był cichy.
Patrzyła na Blaise'a niemal ze złością.
- Wiesz co? Masz
mało do powiedzenia w tym względzie, rudasku - powiedział łagodnie
i delikatnie pocałował je szyję. - Przecież lubisz jak cię
dotykam, skarbie - dodał jeszcze szeptem i ukąsił lekko płatek
jej ucha
Ginny już otworzyła usta by wydąć z siebie następny
pisk, ale nic jej z tego nie wyszło. Blaise zakneblował ją własnym
językiem i dziewczyna musiała ze smutkiem przyznać, że jej się
to podobało. Pocałunek nie trwał długo i Zabini zaraz odsunął
się od rudzielca.
- Ale skoro nie chcesz bym cie dotykał, to
musi ci wystarczy ten kawałek lodu, maleństwo.
- Przecież
powiedziałam, że nie chcę, żebyś mnie dotykał w jakikolwiek
sposób, Zabini, lodem też! Nie rozumiesz? – Ginny była
bliska płaczu. Wkurzało ją to, że ten zabójczo przystojny facet
na nią działa i to, że jest taki arogancki i ma gdzieś to, co ona
mówi.
- Ja być tylko prosty mężczyzna. Ja nie rozumieć tak
skomplikowane słowo - Zabini nic sobie nie robił z jej protestów,
tylko uśmiechnął się zadziornie i nachylił się nad jej
sterczącymi sutkami by niespiesznie je polizać. Ginny gwałtownie
wciągnęła powietrze i próbowała spojrzeć oskarżycielsko na
Blaisa. Ale tylko próbowała, bo niezbyt jej to wychodziło.
-
A jakie słowa rozumiesz? – zapytała poirytowana własnym
podnieceniem.
- Jakie słowo ja rozumieć? – Blaise podrapał
się po głowie i udał, że bardzo mocno zastanawia się nad zadanym
mu pytaniem.
- No takich słów jest jak na tą chwilę
niewiele, wiewióra. Docierają do mnie komunikaty typu: dobrze mi
Blaise, nie przestawaj, ewentualnie chcę jeszcze i tym
podobne. Reszty nie jestem w stanie przyswoić, Weasley – smirk
chłopaka mówił sam za siebie. Zabini świetnie się bawił i nie
zamierzał tej zabawy przerywać pod żadnym pozorem.
- A czy ty
rozumieć - Ginny widząc, że ma do czynienia z debilem doskonałym
postanowiła dotrzeć do niego językiem jakim to stworzenie się
posługiwało - słowa odpieprz się?
- Pieprzyć? -
Blais tylko znacząco się uśmiechnął. - Ja lubić ta czynność i
jak ty chcieć, to ja zaraz zrobić tak, jak mówić...a jak twoja
nie chcieć, moja i tak zrobić.
Ginny tylko jęknęła z
rozpaczy i na nowo podjęła nieudaną próbę wyszarpania się z
więzów.
Na nic to się jednak zdało i Blaise z uśmiechem
obserwował szamotanie się drobnej rudowłosej dziewczyny.
-
Jesteś okropny, wiesz? – Ginny była bliska łez złości i
bezsilności. Nagle postanowiła być bardzo złośliwa, mało ją
obchodziło jak na to zareaguje wysoki, silny brunet.
- Ciekawe,
jak można twierdzić, że lubi się pieprzenie – syknęła –
kiedy ma się bardzo niewielkie i mało satysfakcjonujące
doświadczenia - zanim jeszcze skończyła mówić, wiedziała, że
nie tylko popełniła błąd, ale też zraniła chłopaka.
-
Przepraszam, nie chciałam... ale nie powinieneś mnie
wiązać....
Chłopak przez chwile patrzył na nią z chmurną
mina, ale szczery żar, który był widoczny w jej spojrzeniu
sprawił, że złość mu nieco przeszła.
- No i widzisz,
Weasley. Ponieważ mam tak mało doświadczeń i do tego jeszcze
takie okropne muszę to jakoś nadrobić, a ponieważ ty lubisz jak
się nad tobą dominuje to bez skrupułów mogę sobie
poćwiczyć.
Virginia patrzyła na niego ze szczerą
skruchą. Chłopak mówił łagodnie i całkiem poważnie. Blaise
przejechał dłonią po policzku dziewczyny. Ginny lekko się
wzdrygnęła, bo dotyk był zimny i wilgotny gdyż kostka lodu
zdążyła się rozpuścić w dłoni Zabiniego.
- Rozwiąż mnie
– poprosiła cicho. Nie chciała się kłócić, wiedziała że jej
słowa były niemal okrutne, a Blaise jedynie żartował – Pozwolę
ci na wszystko.
- Malutka, ja i tak zrobię wszystko, co zechcę,
a ty związana wyglądasz słodko i niewinnie.
- Ja jestem
niewinna! - wykrzyknęło dziewczę i znowu zaczęła się wyrywać.
-
I do tego słodka - dodał Blaise i polizał zagłębienie jej
szyi.
- Rozwiąż mnie – poprosiła jeszcze raz dziewczyna.
-
Nie, skarbie – cicho odpowiedział chłopak i delikatnie pieścił
dłonią jej brzuch. – Nie rozwiążę cię, bo chcę swobodnie cię
pieścić, a ty i tak jesteś strasznie niecierpliwa i się wiercisz.
Przestań. Mam ochotę dokładnie poznać całe twoje ciało,
Weasley.
- Ale ja nie chce żebyś ty poznawał moje ciało! –
po tych słowach w Virginii na nowo obudził się bojowy duch.
-
Mówi się trudno - odparł chłopak i ponownie wyczarował kostkę
lodu uśmiechając się przy tym złośliwie. Przez chwilę jeździł
nią po brzuchu Ginny, a następnie przesunął kostką lodu wzdłuż
krawędzi cienkich majteczek.
Dziewczyna jęknęła cicho. Była
zła, że jest przywiązana i nie ma możliwości wykonania
jakiegokolwiek ruchu, a z drugiej strony podobało się jej to, co
robił z nią Zabini.
- Jeszcze? - spytał od niechcenia Blaise
i przejechał kostką po wnętrzu jej uda.
Ginny pokręciła
głowa, ale gdy Blaise przejechał zimnym lodem po jej okrytej
cienkim materiałem kobiecości jęknęła głośno i próbowała
zacisnąć nogi. Było to jednak niemożliwe z dwóch powodów. Po
pierwsze, Blaise klęknął miedzy nimi, a po drugie jej nogi były
przywiązane do łóżka.
- No wiec odpowiesz mi?... Podoba ci
się?
Virginia spojrzała na Blaise’a z wyrzutem i nie
odpowiedziała. Chłopak bawił się kostką lodu. Delikatnie
przesuwał nią wzdłuż łydek i ud dziewczyny, i patrzył jej przy
tym wymownie w jej oczy.
- Powiedz malutka – drażnił się z
nią. – Jest ci przyjemnie, czy nie?
Ginny dalej z uporem
kręciła głowa próbując zaprzeczyć temu, że całe jej ciało
czeka na następny dotyk. Była nawet na tyle bezczelna, że
ostentacyjnie ziewnęła i odpowiedziała, na swoje nieszczęście,
drżącym z podniecenia głosem.
- Zabiniątko, jest mi nudno i
spać mi się chce, więc może skończ udawać Casanovę, bo ci to
nie wychodzi.
- Zabiniątko? - Blaise uniósł wysoko
lewą brew i wlepił rozbawiony i zaskoczony wzrok w Virginię
Weasley.
„Ależ on ma zielone ślepia” – pomyślała
zafascynowana dziewczyna. Oczy chłopaka miały rzeczywiście
ciekawą, intensywnie szmaragdową barwę i stanowiły chyba
największy atut jego urody. Czarne rzęsy i brwi, podkreślały
tylko ich niezwykłość i lekko migdałowy kształt.
-
Weasleyątko - podjął z rozbawieniem po chwili milczenia,
Zabini. – kłamiesz fatalnie, skarbeczku.
Ponieważ
kolejna kostka lodu także się roztopiła, chłopak wyczarował
trzecią i obrysował nią, ledwie dotykając skóry, sterczące
sutki Virginii.
Dziewczyna, choć bardzo chciała zaprzeczyć,
nie mogła. Zaczęła cicho pojękiwać, gdyż tuż za zimną kostką
pojawiały się gorące usta chłopaka, które ssały jej sutki. W
pewnym memencie, gdy Blaise próbował się odsunąć cicho
wyjęczała:
- Nie!
- Co, nie, skarbie? – zapytał
przekornie Blaise.
- Nie przestawaj, proszę.
- A myślałem,
że ci się nie podoba – droczył się Zabini i przesuwał kostkę
coraz niżej.
Obrysował lodem krawędź pępka dziewczyny i
wsunął resztę kostki do swoich ust.
- Więc jak to jest?
Podoba ci się, czy nie?
Ginny już było wszystko jedno.
-
Podoba mi się – szepnęła i zarumieniła się lekko.
- I
chcesz, żebym cie dotykał, czy raczej nie?
- Chcę –
odpowiedziała zrozpaczona dziewczyna łamiącym się głosem.
Tęskniła za jego ustami i dłońmi.
- No widzisz, kochanie?
Nie mogłaś tak od razu? – Blaise pochylił się i delikatnie
pocałował wargi dziewczyny, później pieścił ustami jej szyję i
dekolt.
- Też cię dotykać – żarliwie poprosiła
Virginia.
- Nie chcesz – Zabini się przekornie uśmiechnął.
– Chcesz być tylko pieszczona, skarbie, prawda? – zapytał i
Ginny miała już zaprotestować, ale Blaise skutecznie zniweczył te
zapędy, wsuwając dłoń między rozchylone uda dziewczyny.
Ginny
jęknęła cicho.
Zabini przez chwile dotykał jej kobiecości
przez koronkowy materiał, aż wreszcie schylił głowę i samymi
zębami ściągnął z niej skąpe stringi.
Pieścił wargami
wnętrze jej ud, zmuszając ją do nieustannych jęków. Później
zaczął obsypywać ledwie wyczuwalnymi pocałunkami cały brzuch
dziewczyny. Ginny jęczała coraz głośniej spragniona pieszczot
Blaise’a i chłopak w końcu zlitował się nad nią. Pocałował
wilgotne łono dziewczyny i Virginia krzyknęła z
rozkoszy.
Mężczyzna naprzemian lizał i bardzo
delikatnie przygryzał jej łechtaczkę, a ona wiła się na łóżku
i krzyczała z pożądania. Zabini przez chwilę zastanawiał się co
to będzie, gdy panna Weasley będzie przeżywać orgazm. Nie żeby
mu to przeszkadzało, ale swym subtelnym głosikiem zdolna była
wszystkich obudzić. Choć i tak nie sądził, by Draco i Hermiona
spali.
Nad kwestią orgazmu panny Weasley nie musiał się długo
zastanawiać, ale ani Draco, ani Hermiona nie obudzili się z powodu
krzyków Virginii, bo akurat w tym momencie byli zbyt mocno zajęci
sobą... a raczej Draco był zajęty Hermioną.
Młodziutka
kobieta leżała na łóżku z zamkniętymi oczyma i ciężko
oddychała.
- Głośne z ciebie maleństwo, Weasley - zauważył
Blaise i delikatnie pogłaskał ją po brzuchu.
- Spadaj Zabini,
udawałam.
- Udawałaś, Weasley? No, nieźle w takim razie
udajesz... Chcesz poudawać jeszcze? - chłopak się sugestywnie
uśmiechnął.
- Nie, rozwiąż mnie! - zażądała Ginny. - To
poniżające!
- Przecież lubisz jak mężczyzna dominuje -
uśmiechnął się do niej i cmoknął ją prosto w pępek.
-
Rozwiąż mnie, no! To przestaje być zabawne.
- Ale przecież
ja jestem zupełnie poważny - Zabini zaczął delikatnie uwalniać
kostki Virginii, a potem powoli odwiązał strzępy jej koszuli z
nadgarstków dziewczyny.
Uśmiechał się przy tym do niej
łagodnie i Ginny zapragnęła odwdzięczyć mu się na każdy
możliwy sposób.
Pragnąć to może i pragnęła, ale on
kategorycznie jej tego zabronił.
- Zabini, proszę pozwól mi
się dotykać, tez chce żeby się było dobrze - powiedział słodkim
głosem i zaczęła reka zjeżdżać w dół jego ciała.
- Ale
ja nie chce... jeszcze, a jak będziesz tak uparta to znowu cie
zwiąże i będziesz tak leżała przez cała noc - biorąc pod uwagę
okoliczności był to istny heroizm z jego strony, bo miał ogromną
ochotę pozwolić jej na pieszczoty, zwłaszcza, że doskonale
wiedział, jaka potrafi być namiętna i delikatna zarazem. - Nie, a
jak będziesz nalegać to zobaczysz, że będziesz spała w
więzach.
Zabini przykrył ich obydwoje kołdrą i
przytulił do siebie dziewczynę, co ta skrzętnie wykorzystała.
-
Blaise - szepnęła mu do ucha i chłopak poczuł że mięknie jak
wosk. - Blaise - powtórzyła, widząc, że to na niego dział . -
Proszę, pozwól mi sprawić ci rozkosz, Blaise.
I chłopak może
by się zgodził, gdyby Ginny nie wypowiedziała o jeden raz za dużo
jego imienia. Nie był aż tak zamroczony, by nie przejrzeć jej
zamiarów. Delikatnie odsunął ją od siebie pocałował w czoło i
słodkim głosem powiedział jedno proste słowo.
-
Dobranoc!
Następnie odwrócił się do niej plecami i zamknął
oczy.
Virginia wbiła wzrok w plecy Blaise'a
"Ale
gbur" - pomyślała niepocieszona. Im bardziej protestował, tym
bardziej ona chciał sprawić mu przyjemność. Wiedziała, że rano
z tego powodu będzie lekko zażenowana, ale nic nie mogła poradzić
na swoje pragnienia.
Przytuliła się mocno do pleców
młodzieńca i delikatnie wsunęła dłoń za jego bokserki. Jej
palce zaczęły pieścić czule jędrne pośladki Zabiniego i chłopak
jęknął głośno z rozkoszy, rozpaczy i irytacji.
- Jak
się natychmiast nie uspokoisz to cie zwiąże! Mówię serio,
Weasley! - Blaise próbował jej grozić, ale Ginny nic sobie z tego
nie robiła i dalej pieściła jego pośladki. Po chwil jej druga
dłoń zjechała na jego płaski brzuch i zaczęła schodzić w dół
ciała. Tego było już za dużo. Blaise nie namyślając się długo
złapał jej ręce i przywiązał do łóżkowej ramy.
- Mówiłem
żebyś przestała, a teraz masz za swoje.
Virginia zaczęła
się wyrywać i kląć.
- Weź mnie rozwiąż, draniu!
-
Uprzedzałem, Weasley.
- Rozwiąż mnie, Zabini, ja już nie
będę, będę grzeczna - Ginny wlepiła w niego szczere spojrzenie
czekoladowych oczu i gdyby nie dowiedział się przed chwilą jak
jest uparte, pewnie by jej uwierzył.
- Nie!
- Bo będę
piszczeć i nie dam ci spać.
- Co ja mam z tobą zrobić?
-
Rozwiązać mnie, będę grzeczna, obiecuję.
- Okey, rozwiążę
cię, ale i tak ci nie ufam- koso popatrzył na małą, rudą
ślicznotkę, która uśmiechała się niewinnie.
Rozwiązał
dziewczynę, ułożył na boku, położył się za nią oraz mocno
objął i zamknął w żelaznym uścisku jej obydwie ręce.
-
Jeżeli będziesz w nocy próbowała się wyswobodzić, to przywiążę
cię ponownie i możesz sobie piszczeć ile chcesz - wyszeptał jej
do ucha i pocałował w policzek. - Dobranoc.
Ginny odburknęła
cicho i również próbowała usnąć, chociaż bardzo przeszkadzał
jej w tym nabrzmiały członek Blaise’a który wbijał się w jej
plecy.
- Może ja jednak...
- Weasley!
- Ja już nic
nie mówię. Gbur...
- Dobranoc, Virginio - ton Blaisa nie
pozostawiał żadnych wątpliwości, co do tego, że jeszcze jedno
słowo i Ginny będzie cierpieć, dlatego też dziewczyna naciągnęła
kołdrę na siebie i grzecznie próbowała zasnąć, co udało się
jej dopiero po niecałej godzinie.
Przecinek
i spółka
Lucjusz pogładził łeb wspaniałego,
czarnego dobermana. Było oczywistym, że zwierzak coś przeskrobał,
bo miał minę winowajcy.
- No co, mały? - spytał mężczyzna.
- Idziemy do pana? Stęskniłeś się, tak? Musisz pobyć z Draconem
i jego przyjacielem w innym miejscu przez jakiś czas, bo ja i Nari
jedziemy do rodzinki - Malfoy głaskał psa za uchem, a ten szczeknął
radośnie. Przy dźwięku "Dracona" zamerdał ogonem i
robił maślane oczy. Uwielbiał swojego prawowitego właściciela,
którego widywał tak rzadko.
- PRZECINEK! DO NOGI!- Narcyza
Malfoy wyglądała jak furia. Rzeczony Przecinek niemal wlazł ze
strachu na kolana Lucjusza i pisnął wymownie.
- Kochanie -
Lucjusz próbował ułagodzić sprawę, choć jeszcze nawet nie
wiedział, co się stało - czyżby twój ulubieniec coś zrobił?
-
Ten przebrzydły sierściuch pożarł moja sukienkę od Armaniego!
-
No wiesz co, i tylko za to, że pokazał, co myśli o jakimś głupim
mugolu, ty krzyczysz na to maleństwo.
- To nie żaden mugol
tylko ARMANI!
- Przecież Armani to mugol – Lucjusz starał
się załagodzić sytuację
- Ale genialny mugol –
wysyczała Narcyza – Tak genialny, że wolę jego od projektantów
ze świata czarodziejów, to chyba o czymś świadczy! – małżonka
pana Malfoya miała w oczach żądzę mordu i wyraźnie miała zamiar
tę żądzę zaspokoić na przerażonym i łagodnym jak baranek
Przecinku, którego jedyną winą był szczenięcy pęd do niszczenia
wszystkiego w zasięgu ciemnobrązowych, psich ślepi. W końcu
skończył dopiero rok i miesiąc w dniu Gwiazdki, więc był jeszcze
szczeniakiem.
- Sukienkę da się przecież naprawić... – już
za chwilę Lucjusz żałował, że pozwolił sobie na taki
nieprzemyślany dobór słów.
- Naprawić?! Naprawić?!
Lucjuszu Malfoy ja wiem, że ty jesteś kompletnym ignorantem jeśli
chodzi o to, co mam na sobie...
- Bo uważam , że o wiele
lepiej wyglądasz bez niczego - Lucjusz próbował ratować sytuację,
ale widząc minę swej małżonki przytulił mocniej psa i wcisnął
się w fotel.
- Ty i ten kundel! Macie mi natychmiast zejść z
oczu, bo pozabijam! – wrzasnęła subtelna, szczuplutka kobieta,
głosem jak dzwon.
- Dobra, i tak wieczorem wybieramy się do
kuzynki Miny i muszę odtransportować Przecinka do Snake Tower
Zabinich, gdzie przebywa aktualnie Draco, w końcu to jego
podopieczny – przy słowie „Przecinek” jego zazwyczaj chłodny
głos zmiękł.
Draco otrzymał dobermana od rodziców w
prezencie na poprzednie Święta Bożego Narodzenia. Wtedy psiak był
czarną, strachliwą kulą futra z ciemnobrązowymi oczyma. Teraz się
zmienił, poza jednym – nadal był strachliwy i był psem nad wyraz
łagodnym, ponieważ chłopak traktował go z troską i miał dobre
podejście do zwierząt, zaś gdy go nie było, Lucjusz przejmował
główne obowiązki syna i okazało się, że także potrafi
opiekować się odpowiedzialnie czworonogami.
Co prawda pod
wielkim znakiem zapytania stało, kto tu się kim opiekował. To
znaczy, kto tu był czyim panem. Gdy Lucjusz twierdził, że on,
Przecinek reagował łagodnym szczęknięciem i bardzo wesołą psia
mina pod tytułem : "Skoro tak twierdzisz, to nie będę cie
złudzeń pozbawiał...". Jednakowoż obaj osobnicy płci
brzydkiej, zarówno ten dwu- jak i ten czworonożny, nie próbowali
zaprzeczyć, że rządzi nimi kobieta, i że jej słowa są święte.
-
Wieczorem? – głos Narcyzy mógłby teraz być zbierany do
literatek z alkoholem, gdzie na pewno uformowałby się w zgrabne
kostki lodu. – Wieczorem, Lucjuszu Malfoy? – Brew kobiety
podjechała do góry, a temperatura w salonie spadła o dziesięć
stopni Celsjusza. W głuchej ciszy, która zapanowała po słowach
szanownej małżonki szanownego Przewodniczącego Rady Nadzorczej
dało się słyszeć cichutki pisk Przecinka, który starał się
teraz upodobnić do kropki i stać jak najmniejszy. Lucjusz natomiast
przełknął głośno ślinę.
- No, eee... –zaczął, ale nie
dane było mu dokończyć.
- Teraz – jedno wymowne i krótkie
słowo – Teraz i nie pokazuj mi się do dziewiątej wieczorem,
drogi Małżonku – dodała Narcyza niebezpiecznie cicho.
Kiedy
mężczyzna nie ruszył się ani o cal, kobieta podeszła kilka
kroków bliżej.
- Raus! – rozkazała, wskazując palcem na
drzwi i pan Malfoy pospiesznie wstał biorąc psa za gustowną obrożę
umocowaną, z odpowiednią dozą luzu, na szyi zwierzęcia. Narcyza
rzadko używała niemieckiego, a gdy to robiła lepiej było jej
posłuchać.
***
- Zabini jesteś martwy! - taka
deklaracja doleciała do uszu jedynego potomka rodu Zabinich niecałą
sekundę przedtem, zanim śnieżna kula nie rozbiła się o jego
roześmiane oblicze. Chwile później również rechoczący Malfoy
Draco otrzymał dosyć sporą porcję białego specyfiku, którego
część wpadła za puchowa kurtkę i zatrzymała się na jego szyi.
Tak zarówno panna Weasley jak i Granger miały bardzo dobrego cela,
co nie znaczyło, że same były suche.
Już od trzydziestu
minut trwała wielka śnieżna bitwa bez użycia czarów, znaczy
każdy walił w kogo tylko mógł.
- Broń sieeeeeeeeeeeeeeeee –
Malfoy zamachnął się siarczyście na Hermionę ogromną kulą,
którą ledwie trzymał w dłoni. Dziewczę wbiło zadziwiony wzrok w
pocisk zbliżający się stanowczo zbyt szybko. Już miała się
uchylić, gdy wyrósł przed nią ogromny , czarny mur, który okazał
się być nikim innym, jak samym Lucjuszem Malfoyem, który z miejsca
oberwał kulką przeznaczoną dla Granger. Oberwał nią dosyć
boleśnie w osłonięty, na jego szczęście, futrzanym, czarnym
kołnierzem, kark.
U boku mężczyzny stał pies – duży pies,
który popiskiwał, ale Hermiona nie zauważała żadnego zwierzaka,
bo obchodził ją jedynie jej własny szok.
- Auć – syknął
Lucjusz.
- Aaaaaa! – wrzasnęła, przerażona zjawą,
Hermiona.
- Mógłby pan, panie Malfoy, nie straszyć przyszłej
synowej? O wnukach pan w ogóle nie pomyślał? - Blaise uśmiechnął
się i ukłonił uprzejmie - Ach, i proszę wybaczyć nieokrzesanie
Dracona, on nie chciał pana uderzyć... Czasami po prostu źle
celuje. Witam pana i zapraszam do środka. Może zaparzyć kawy –
był jedynym całkowicie opanowany w obliczu zaistniałej sytuacji.
Jak zwykle. Draco posłał przyjacielowi kose spojrzenie i lekko się
zarumienił.
- Za chwilę, Blaise – powiedział Lucjusz i
otrzepał się ze śniegu. – Jaka przyszła synowa? – dodał. –
I tak w ogóle, co to za jedna? I co tu robi Weasleyówna, która
miała być, z tego co wiem od Arthura, u tej całej Granger na okres
Świąt, hę?! – pan Malfoy wodził zadziwionym spojrzeniem od
jednej do drugiej dziewczyny i wyglądał na zdezorientowanego.
Po
jego słowach Ginny pobladła jak ściana i klapnęła na śnieg,
przestała się nawet na chwilę bać dobermana, chociaż miała
lekki uraz do dużych psów. Wiedziała jedno: jej ojciec dowie się,
gdzie jest.
- Kaplica – wymamrotała, a Lucjusz patrzył na
nią z głębokim zdziwieniem przez parę chwil
- No przecież
jest razem z Granger, tyle że u mnie – pośpieszył z
wyjaśnieniami i z uroczym uśmiechem na twarzy, Zabini. Jego mina
wyrażała wcieloną niewinność. –
Lucjusz zbliżył się do
Hermiony, która cofnęła się automatycznie i przełknęła głośno.
Chciała się uprzejmie uśmiechnąć, ale wyszło jej coś na
kształt smutnego i pełnego rezygnacji i strachu grymasu.
-
Granger? Gdzie masz włosy? - Lucjusz uniósł do góry brew. - To
jest niepraktyczne - orzekł i spojrzał na nią z lekkim niesmakiem.
- Stanowczo doradzam zapuszczanie....
Hermiona poczerwieniała z
oburzenia, nie wiedziała jak odpowiedzieć na coś takiego, a
Lucjusz spojrzał zdziwiony na pozostałą trójkę, która wybuchła
niepohamowanym śmiechem.
- Też jej to mówię tato...
dokładnie to samo, ale ona nie chce mnie słuchać - mruknął Draco
i niewinnie uśmiechnął się do ojca.
- Bardzo zabawne –
Hermiona popatrzyła z wyrzutem na Virginię, która z powrotem
zbladła, przypominając sobie własną, mało ciekawą sytuację.
Ojciec jak ojciec, ale jeżeli dowie się matka....
- A u ciebie
w rodzinie – syczała wściekle Granger patrząc ze złością na
Dracona – to wszyscy tacy praktyczni?- uśmiechnęła się
wyniośle i ruszyła w stronę domu. To znaczy chciała ruszyć, ale
duży, piękny, czarny doberman stwierdził, że ona woli się z nim
bawić i gdy zrobiła pierwszy krok z wesołym szczeknięciem skoczył
przednimi łapami na jej ramiona, przewracając dziewczynę w miękki
śnieg.
Ginny pisnęła, a Hermiona popatrzyła na psa ze
złością, która przeszła jej w momencie, gdy została polizana
gorącym jęzorem i usłyszała pisk przy uchu.
Przez chwile
próbowała się uwolnić, ale duży czarny kudłaty pies leżący na
niej zdecydowanie jej to utrudniał. W pewnym momencie poczuła jak
czyje dłonie odsuwają dobermana i delikatnie podnoszą ja ze
śniegu. Lucjusz Malfoy szybko otrzepał dziewczynę z białego puchu
a następnie zwrócił się do swego syna.
- Przecinek się za
tobą stęsknił. Powinieneś się wreszcie zająć swym
maleństwem.
Cała trójka ze zdziwieniem spojrzała na Dracona,
a Blaise widząc rumieniec na twarzy przyjaciela, szczerze się
roześmiał.
- Przecinek! To bydlątko nazywa się Przecinek!
Och, Draco, jakiś ty sentymentalny!- Blaise dosłownie rżał ze
szczęścia. Draco posłał mu pełne wyrzutu spojrzenie i zarumienił
się mocniej.
- Czego rechoczesz, głupku? – spytał ze
złością. – Chodź, Przecinek! – pies podbiegł do swego pana i
zaczął lizać go po wyciągniętych z rękawiczek dłoniach, które
drapały czule jego uszy i łeb. – Dostałem go w zeszłym roku.
Był malutki i wyglądał naprawdę jak przecinek. Jesteś
głąbem, Zabini. Hermiona wpatrywała się w psa z zachwytem. Nie
ulegało wątpliwości, że zwierzak jest łagodny, jeszcze bardzo
młody, i skory do zabawy. Ginny zaś łypała na dobermana z
niepokojem i nie wiedziała czego bać się bardziej: psa Dracona
Malfoya, czy faktu, że na dziewięćdziesiąt dziewięć procent jej
ojciec dowie się że nie była u Hermiony, a jeżeli ojciec to i
matka, bo dobroduszny Arthur wcześniej, czy później się
wygada.
Lucjusz Malfoy jeszcze raz obrzucił wszystkich
zdziwionym spojrzeniem, wreszcie odezwał się spokojnym, no w miarę
spokojnym, tonem.
- Czy ktoś mógłby mi wyjaśnić, co tu się
dzieje? Co tu robi Weasley, Granger, i co do diabła miała znaczyć
ta uwaga o moich wnukach? Blaise uspokój się i odpowiedz! - Wujku,
chyba nie sadzisz, że ja mogę ci coś powiedzieć na temat twoich
wnuków? To pytanie powinieneś chyba skierować do Dracona i
Hermiony – brunet zrobił niewinną, zdziwioną minę.
-
Słuchaj, Blaise, nie pieprz mi tu bajeczek dla naiwnych. W końcu ty
tu mieszkasz i w związku z tym, mam propozycję nie do odrzucenie.
Idź, zrób mi kawę i przy kawie mi opowiedz, co tu robią Weasley i
durnowato ścięta Granger –dziewczyna posłała mu spojrzenie
niezbyt zadowolonego z życia bazyliszka. -Jak mi nie wyjaśnisz,
zacznę być zły, a tego byś nie chciał – Lucjusz uśmiechnął
się protekcjonalnie, a niezbyt przejęty jego słowami Blaise
wzruszył ramionami i ruszył w kierunku domu.
- To chodź
wujaszku na kawusię. Zresztą chodźcie wszyscy, będę dobrym
gospodarzem i zrobię wam kawę... – rzucił za siebie – Co
będziemy sobie tyłki odmrażali?
Zanim Hermiona ruszyła wraz
ze wszystkimi, kopnęła jeszcze Bogu ducha winną zaspę śniegu,
wyobrażając sobie, że to tyłek Lucjusza Malfoya.
****
Po
niespełna pół godziny rozmowy przy pysznej kawie, Lucjusz cichym
głosem podsumowywał to wszystko, co powiedzieli mu Blaise i Draco.
Dziewczyny dla własnego bezpieczeństwa wolały się nie odzywać.
-
Czyli mam uwierzyć, że wy postanowiliście zakopać topór wojenny
pomiędzy domem węża i lwa, i chcieliście sprawdzić czy to się
uda? Wiecie co? Myślę, że to... - Lucjusz efektownie zawiesił
głos, obrzucił spojrzeniem wszystkich dookoła i powiedział –
BZDURA... Takiej głupoty to ja jeszcze w życiu nie słyszałem.
-
Dlaczego głupoty? Przecież to prawda ojcze. Po co mielibyśmy
kłamać? – Draco uśmiechał się sztucznie, gdy to mówił i
głośno przełknął ślinę. Blaise posłał przyjacielowi
spojrzenie pod tytułem „lepiej zamilcz, głąbie” i sam przejął
pałeczkę konwersacji. Ginny i Hermiona lekko odetchnęły.
-
Wujku. Szanuję cię i cię lubię, powiedz mi po cholerę miałbym
ci łgać? – Blaise wpatrywał się tak szczerym wzrokiem w
Lucjusza, że Virginia szepnęła cicho do Hermiony.
- Nie może
mu nie uwierzyć, nawet ja mu w tej chwili wierzę, zobacz na te
ślepia -Granger szybko pokiwała głowa, licząc na cud, w który
wierzyła Ginny.
- Wiesz, ja też miałem kiedyś naście lat –
powiedział spokojnie pan Malfoy. – I może ze względu na
szacunek, który podobno do mnie żywisz i przez szacunek do siebie
samego, nie łżyj jak ten przysłowiowy pies... Przepraszam
Przecinek – dodał ze skruchą i spojrzał w wierne brązowe psie
oczy dobermana, który leżał nieopodal przyglądając się z
zaciekawieniem wszystkim obecnym.
- Ależ wujku, ja...
-
Blaise, a czy któryś z nauczyciel wie, co się tu dzieje? - Lucjusz
spojrzał w niewinne oczy swego chrześniaka i uśmiechnął się
serdecznie. - Może powinienem zapytać się o to Severusa, albo
lepiej praworządnej i prawdomównej McGonagall? Albo nie, najlepiej
będzie jak złoże wizytę rodzicom panny Weasley i panny
Granger...
Cała czwórka zamarła z przerażenia, w życiu nie
oczekiwali czegoś takiego.
Najbledsze była Ginny.
- Mama
– wyszeptała z takim strachem, że Lucjusz spojrzał na nią,
niemal ze współczuciem i z sympatią.
- Tak, pójdę do twojej
mamy, Weasley – powiedział bardzo łagodnie, ciepłym i tkliwym
głosem. – Twoja biedna mama nie wie nic, na temat nowych planów
Dumledore’a mających, jak to szło, Blaise, wprowadzić
cieplejsze stosunki między Ślizgonami i Gryfonami, tak? –
Zabini tylko przymknął oczy i modlił się o to, by wujek Lucjusz
okazał się wyrozumiałym człowiekiem. Już teraz wiedział, że za
Chiny ludowe Malfoy mu nie uwierzy, zwłaszcza po wzruszającym
tekście Weasleyówny „mama”.
- Pewnie stary Drops znowu
coś, w tajemnicy przed rodzicami, wymyślił. Dziwi mnie tylko
jedno, dlaczego twoja mama i twój tata myślą, że przebywasz u
koleżanki ze szkoły, a nie u kolegi? To bardzo ciekawe Virginio
Weasley, wręcz instygujące – Lucjusz mówił cicho, spokojnie i
łagodnie, i krył rozbawienie, które ogarniało go coraz mocniej, w
miarę jak rosła konsternacja i lekki przestrach na twarzach
obecnych.
Virginia pisnęła coś bardzo cicho i niewyraźnie.
Jej oczy zaszły mgłą, a usta zaczęły drżeć.
„Chryste,
chyba Molly nie jest aż takim potworem?” – pomyślał pan
Malfoy. – „Biedny Arthur” – przyszło mu po chwili do głowy.
Po raz pierwszy zdał sobie sprawę, że jego ubogi i szurnięty na
punkcie mugoli kolega z pracy, ma w domu dosyć podobną sytuację do
sytuacji wpływowego arystokraty.
Ta myśl trochę pokrzepiła
Lucjusza. Znaczyło to, ze nie tylko u niego w domu rządzi kobieta.
Te satysfakcjonujące rozważania przerwał głos Dracona.
-
Tato, nie zrobisz nam tego - Draco uśmiechnął się niewinnie do
rodziciela a w tym samym momencie Blaise powiedział.
-Jak ty
nic nie powiesz to my pomożemy ci znaleźć tego kto ukradł i
rozbił twój samochód.
- O ile się nie mylę to mój rodzony
syn, który był wtedy na niezłym rauszu, żeby nie powiedzieć
zalany w trupa rozbił mój samochód, a ty pomogłeś mu zatrzeć
ślady, tak żeby wyglądało to na kradzież – Lucjusz mówił
cichutko i miał niesamowitą radochę z reakcji obu
młodzieńców.
Blaise zarumienił się i coś bąknął.
„Cholera,
skąd on to wie?” – pomyślał.
Draco zrobił się bledszy
od Virginii, która znowu pisnęła, słysząc tragiczne nowin i
Hermiona posłała jej smutny uśmiech.
- Ale skąd wiesz? –
Malfoy junior miał w oczach wypisaną rozpacz.
- Dziecko,
tłumaczę po raz kolejny. Też miałem siedemnaście lat, a co do
tego samochodu... Mam swoje sposoby – mężczyzna pokiwał głową
z politowaniem. - Zero odwagi cywilnej. Jeszcze w to dyrektora
mieszacie. Nie wspomnę już o incydencie z samochodem, bo to nawet
żałosne nie było. To było tragiczne. Głupie i tragiczne. Jak o
tym myślę, to żal mnie za tyłek ściska. No i co? Powiedzcie mi,
co? Co mam powiedzieć drugiego stycznia, Arthurowi w pracy, jak
powie mi , co zwykł robić: dzień dobry Lucjuszu? Mam
zmilczeć?
- Masz odpowiedzieć dzień dobry, wujku –
grzecznie podpowiedział Zabini, a Hermiona i Virginia zaczęły
obgryzać paznokcie ze zdenerwowania.
- Blaise, ja cię proszę,
ty nie bądź impertynencki, a teraz grzecznie i bez żadnych kłamstw
powiecie mi co się tu dzieje. I nie wy - tu Lucjusz spojrzał się
uważnie na syna i chrześniaka - bo większych krętaczy nie
widziałem, ale te dwie Gryfonki. W końcu Gryfoni są zawsze tacy
praworządni i uczciwi - dodał z gryząca ironią. - No słucham
panienki, która mnie oświeci.
- Bo Giny - Hermiona zaczęła
bardzo niepewnie i przepraszająco popatrzyła się na przyjaciółkę
- i Blaise są razem i ona boi się powiedzieć o tym rodzicom,
zwłaszcza pani Weasley, a bardzo chcieli spędzić te święta razem
na i ja... ja i Draco postanowiliśmy im pomóc.
- Właśnie -
Blaise postanowił trzymać się wersji Hermiony - Gin boi się
reakcji swej rodziny, a bardzo chcieliśmy być razem, dlatego nikomu
nic nie mówiliśmy.
- Ach tak, a co w takim razie miałeś na
myśli mówiąc, że nie powinienem tak straszyć swej synowej, która
może mi urodzić potencjalne wnuki, mój ty Romeo od siedmiu
boleści?
- To był żart – Blaise nawet się nie zająknął.
– Dokuczam im, jakby wujek mnie nie znał – wzruszył
ramionami.
- W to mógłbym uwierzyć, ale nie wierzę, że
dwoje zagorzałych wrogów – patrz Granger i mój syn – pomaga
tobie i Virginii, o co to, to nie! Nie rób ze mnie kretyna –
pomimo rozbawienia, zaczynał odczuwać irytację bezczelnością
Blaise’a. Nie mógł się jednak mocno złościć, bo w chłopaku
było wiele naturalnego uroku i był szarmancki nawet wtedy, gdy
kłamał.
- I nie mogę uwierzyć, że grzeczna, czytająca
książki Grangerówna łga mi w żywe oczy, albo, że robi to mała
Weasleyówna. Macie zły wpływ na wszystko do czego się dotkniecie,
chłopaki.
- No dobrze - mruknął zirytowany Draco - chcesz
znać prawdę, to ja poznasz.
Lucjusz spojrzał na syna uważnie,
jeszcze nigdy nie widział by Draco był tak zdeterminowany.
-
Nie tylko z powodu Ginny spędzamy ten czas razem, a to co Blaise
mówił o twoich wnukach to wcale nie było takie dalekie od prawdy.
Ja i Hermiona jesteśmy razem od roku i...
- Chwileczkę, Draco
nie wciskaj mi tu ciemnoty, ty jesteś razem...
- To prawda,
panie Malfoy. Ja i Draco jesteśmy razem, jak pan nie wierzy to niech
pan zajrzy do pokoju Dracona. Są tam wszystkie moje rzeczy, a chyba
nie sądzi pan, że ja, będąc Gryfonką, i w dodatku Prefektem
Naczelnym, spałabym z kimś, gdybym go nie kochała.
Malfoy
senior już miał uwierzyć w to, co usłyszał. Naprawdę bliski był
tego, żeby dać nabić się w butelkę. Coś mu jednak tu zgrzytało
i to bardzo, no i była jeszcze mina Ginny. Dziewczę wytrzeszczyło
zabawnie swoje ciemno-czekoladowe, duże oczy i wbiło je z
fascynacją w przyjaciółkę, a Lucjusz przecież nie był w ciemię
bity.
- Granger, dziecino, nawet jeżeli twoje rzeczy są w
sypialni mojego syna, w życiu nie uwierzę w te bajki, które mi
opowiadacie. To po prostu łgarstwa na resortach jak mówi twój
ojciec droga Virginio, powtarzając to za mugolami...
- Bujda na
resorach się mówi – Blaise nie mógł nie poprawić "wujka",
za co dostał spojrzenie pod tytułem „a ty, lepiej już milcz”.
-
Nic już mi nie mówcie, nie chcę wiedzieć. Założę się, że w
grę wchodzi hazard. Zawsze tak było jeśli chodzi o rywalizację
między Gryffindorem i Slytherinem, a o co się zakładaliście, to
wy już wiecie i niech tak zostanie. Ja nie będę za wami biegał z
Veritaserum. Jesteście już dorośli. Natomiast lojalnie uprzedzam,
nawet jeżeli nic nikomu nie powiem, to może kiedyś wyjść na
światło dzienne, a wtedy maleńka Weasleyówna będzie miała
ciężkie przejścia z dużą panią Weasley – Lucjusz westchnął
i pokręcił głową z politowaniem.
- Nic nikomu nie powiem,
bądźcie spokojni. Też robiłem różne dziwne rzeczy w
młodości....
- Ojciec, jesteś git! – wrzasnął Draco
radośnie, a Hermiona i Ginny odetchnęły lekko. – Napijemy się
wódeczki?
- Kretyn - posypało się z czterech stron w stronę
Malfoya juniora, który już zamierzał coś odpowiedzieć na swoja
obronę, gdy nagle w drzwiach pokazał się Krzywołap i niewinnie
miauknął.
Draco zbladł, Lucjusz powoli wciągnął powietrze,
a Przecinek...
No cóż, Przecinek, jak przystało na
prawdziwego rasowego dobermana, który jest bardzo groźnym psem i
niczego się nie boi... spanikował.
Potężne psisko wskoczyło
na fotel, który zajmował Blaise, wtuliło się w zaskoczonego
chłopaka i zaczął trząść się i piszczeć.
Zabini nie
wiedział przez chwilę , co się dzieje.
- Przecinek boi się
kotów – Draco zarumienił się tak mocno, jakby ojciec stwierdził,
że to on się tych kotów boi i podszedł do przyjaciela, który
teraz niepewnie gładził dobermana po grzbiecie.
- A spróbuj
się roześmiać, Blaise – warknął łypiąc na bruneta
podejrzliwie. Zielonookiemu zaczęły niebezpiecznie drgać usta, na
razie wolał jednak zachować powagę. Hermiona z czułością
wpatrywała się w Przecinka, według niej był przesłodki
-
Szczotka, zabierz pomarańczową potworę, psa mi stresuje –
stwierdził spokojnie Draco i Hermionie przeszła czułość.
-
Jaki pan, taki kram – syknęła. – Chodź Krzywuś, nie chcą cię
tu – oznajmiła naburmuszonym tonem, wzięła zaciekawione reakcją
psa zwierzę na ręce i wyszła z pokoju.
- Dlaczego szczotka?
– zaciekawił się Lucjusz.
- Fryzura – lakonicznie odrzekł
jego syn, odstresowując Przecinka głaskaniem.
- Te kobiety są
naprawdę niepraktyczne - mruknął Malfoy senior, na co kobieta w
postaci najmłodszej latorośli Weasleyów oburzyła się i wyszła z
pokoju. Nie zamierzała przebywać z żadnym z tych przerośniętych
plemników, które niepotrzebnym istnieniem zaśmiecały kontynent i
zabierały innym potrzebny do życia tlen.
- Sami jesteście
niepraktyczni - mruknęła przy wyjściu, ale na tyle głośno by ją
usłyszeli.
- Dziki, weź ty zapanuj nad pchełeczką, bo
niedługo ta praktyczna zacznie tobą rządzić - powiedział Draco,
na co oburzony Blaise odpowiedział:
- Poniańcz pieska,
Smoczusiu. Widać jaki pan taki kram, Grangerowa ma rację. Nie
sądziłem, że jesteś aż tak strachliwy.
- Przymknij japę,
Zabini – odparł poirytowany Draco. – Pies się boi kotów i co z
tego? Taki ma charakter, od maleńkości się bał, kretynie!
Blaise
wyglądał na obrażonego.
- Dajcie spokój, obaj – powiedział
Lucjusz. – Lepiej pogadajmy jak mężczyźni, zanim pójdziemy z
Draconem robić przystawki na kolację – głos Lucjusza zadrżał z
podniecenia. W domu nie mógł zbliżać się do kuchni, bo był
bardziej niebezpiecznym kucharzem od własnego syna. Narcyza
zabroniła mu tego, gdy pewnego pięknego dnia omal nie zginął i
rozwalił kuchnię w drobny mak. Biedny nie wiedział nawet jak do
tego doszło. On tylko piekł ciasto.
Zabiniemu coś w zdaniu
wypowiedzianym przez przyszywanego wuja bardzo nie pasowało, na
razie jednak nad tym się nie zastanawiał.
- No wiesz, wujku –
zaczął. – No, zakład jak zakład – wzruszył ramionami i
udawał, że podziwia sufit.
- Taki, niewinny całkiem,
zakładzik – Draco bardzo pomagał przyjacielowi w odkryciu jakichś
ciekawych konstelacji na suficie rezydencji.
- Ha! Jak mój syn
mówi niewinny, to wolę nie znać szczegółów – orzekł
Malfoy senior i westchnął głęboko.
Obaj młodzieńcy
spojrzeli najpierw na siebie, potem na Lucjusza i leciutko się
uśmiechnęli, aż w końcu mężczyzna nie wytrzymał i szczerze się
roześmiał.
- No, widzę, że z was prawdziwi Ślizgoni
chłopaki, jak byłem w waszym wieku to też nie potrafiłem
przepuścić stosownej okazji. Nie wnikam w szczegóły zakładu,
wiem że pobudki wasze były ze wszech miar... szlachetne – tym
razem śmiali się wszyscy trzej mężczyźni i reszta rozmowy o
wszystkim i o niczym przebiegała w przyjaznej, wesołej
atmosferze.
***
Pół godziny później Blaise Zabini
zrozumiał, co mu nie pasowało wcześniej, gdy jego przyszywany
wujek wspominał o gotowaniu. A raczej zobaczył to na własne oczy i
uzmysłowił sobie jedno. Nikt przy zdrowych zmysłach nie wpuszcza
do swej kuchni nikogo, kto nosi nazwisko Malfoy i jest, lub wygląda,
jak gorsza odmiana ludzkości, czyli mężczyzna ewentualnie jest
zwierzęciem wychowanym w tej rodzinie.
Chłopak zastanawiał
się tylko nad jednym, jak jego rodzice przyjmą wiadomość o tym,
że ich nowo wyremontowana kuchnia będzie musiała przejść
następny kapitalny remont.
Zabini już po kilku minutach
przekonał się po kim Dracon odziedziczył talent destrukcyjny,
jeśli chodzi o przygotowywanie posiłków. Tylko, ze młodemu
Malfoyowi dało się coś jeszcze przetłumaczyć, a do Lucjusza w
momencie gdy widział kuchnię, do której może wejść, a takich
było już niewiele, nic nie docierało.
- Wujku - Blaise z
nieśmiałym uśmiechem zwrócił się do Malfoya – po co ci ta
linijka?
- Jak to po co, ryby trzeba pomierzyć - odpowiedział
Lucjusz i podszedł do spoczywających w pokoju rybnych filetów.
-
Owszem - Draco postanowił pomóc ojcu mierzyć i z radosną mina
podskoczył do blatu , na którym Lucjusz starannie układał tusze
rybne. Blaise patrzył na to z lekkim niepokojem.
- Zostaw nas,
poradzimy sobie z rybami, dziewczęta i ty, możecie później upiec
ciasto - Lucjusz był niebezpiecznie podekscytowany, Przecinek, który
kręcił się przy rybach namiętnie także "skumał czaczę",
a Blaise zaczynał odczuwać coraz większy niepokój.
-A może
ja wam bym w czymś pomógł? - zapytał niepewnie, zastanawiając
się w jaki sposób rodzice się mu odwdzięczą.
- Nie! -
wykrzyknęli obaj Malfoyowie, a Przecinek zaszczekał
oburzony.
Psinka tak samo, jak jego właściciele nie mógł
uwierzyć, że ktoś może powątpiewać w ich umiejętności
kulinarne.
Blaise z przerażeniem w swych zielonych oczętach
patrzył, jak Lucjusz Malfoy zamiast polać kaczkę odrobiną wina
wlewa na brytfankę cała butelkę alkoholu i z obłędem w oczach
szukał następnej butelki.
- Wujku, a nie wydaje ci się, że
już wystarczająco dużo...
- Nie! -krzyknął urażony Lucjusz
nie mogąc zrozumieć, dlaczego ktoś nie wierzy w jego
umiejętności.
- Naprawdę, alkoholu ma być tylko trochę, a
ty wujku wlałeś całą butelkę. Nie raz piekłem kaczkę i wiem,
że to troszkę za dużo – Blaise starał się jak najsprawniej
załagodzić sprawę
- Oj, Blaise, nie panikuj. Kupiliśmy dużo
wina – oznajmił radośnie Draco taszcząc kolejną butelkę. –
Masz tato!
- O, nie! Bez przesady! Ja na to nie patrzę! –
Blaise postanowił się wycofać. – Nie wiem, co zrobicie, ale
możecie zrobić tylko tą kaczkę. Ryby zostawcie mi, a pieczenie
ciasta dziewczynom. Będzie schrzaniona tylko jedna potrawa! –
chłopak opuścił kuchnię, modląc się by jej nie zdemolowali.
-
Raczej tylko jedna, będzie świetnie przyrządzona! – krzyknął
za nim pełnym entuzjazmu głosem, Lucjusz.
- Tato on się nie
zna na dobrej kuchni - powiedział Draco i uśmiechnął się do
ojca, jednocześnie nie spuszczał wzroku z Przecinka, który udawał,
że nie ma zamiaru dobrać się do świątecznej szynki.
- Nawet
o tym nie myśl - mruknął chłopak i karcąco spojrzał się na
psa.
- Przecież ja nic nie robię - "odpowiedział"
Przecinek niewinnie machając ogonem.
- Ściemniacz – oznajmił
Draco łypiąc na psa. Mimo, że Blaise zabronił im robić cokolwiek
więcej, niż piec kaczkę, blondyn pokroił przyrządzoną już
wcześniej przez Zabiniego świąteczną szynkę, chociaż akurat to
potrafił zrobić doskonale. Teraz równe plastry pięknie pachnącego
specyfiku czekały na polanie sosem stworzonym właśnie przez
Blaise'a, który teraz został wstawiony na wolny ogień przez
Malfoya juniora
- Idę po małą wódeczkę do kaczki, jeszcze
nie pływa. A ty pilnuj psa, synu – oznajmił Lucjusz i powędrował
w poszukiwaniu półlitrowej wódki
- Okey! – Draco wyciągał
składniki do przyprawienia kaczki i łypał groźnie na Przecinaka,
który siedział z absolutnie niewinną miną, nawet nie parząc na
szynkę. Draco odwrócił się od niego tylko raz i tylko na sekundę,
po to by zajrzeć do sosu, ale to wystarczyło.
Przecinek oparł
się łapami o blat stołu chwycił soczysty kawałek mięsiwa i
zamarł w tej pozycji gdyż jego ukochany właściciel, który
pozwalał mu spać w łóżku i nie przeszkadzało mu to, że w
środku nocy zostanie zrzucony na podłogę, bo pies się musi
wygodnie przeciągnąć, odwrócił się w jego stronę.
Dwie
pary oczu spotkały się.
- Przecinek, wypluj to - stanowczym
głosem powiedział Draco.
- Nie - pies stanowczo pokręcił
pyskiem i jeszcze mocniej zacisnął ostre zęby na mięsie.
-
Nie oddasz plasterka? – wysyczał młodzieniec przez zaciśnięte
zęby.
„Plasterek”, który ważył pewnie dobre trzydzieści
deko, zadyndał w uścisku kłów przecinka na znak protestu.
-
Nie oddasz? – powtórzył Draco i paskudnie się uśmiechnął, co
na dobermanie nie zrobiło najmniejszego wrażenia.
- Dobry
Przecinek – słodkim jak miód głosem powiedział Draco i
przykucnął przy czworonożnym złodziejaszku. – Daj głos!
Pies
jak to pies, uwielbiał popisywać się umiejętnościami nabytymi w
trakcie tresury. Przecinek szczeknął radośnie i Draco spokojnie
podniósł plaster szynki z podłogi.
Mina psa wyrażała
skrajną rozpacz, zdziwienie i zażenowanie, że dał się tak
perfidnie podejść. Pisnął z niezadowolenia położył łapy na
podłodze i wsparł na nich łeb. Draco upojony triumfem, podszedł
do zlewu i odkręcił wodę, by umyć mięso.
Przecinek, jak
każda zdolna bestia, która uczy się na błędach, zgrabnie porwał
kolejny plaster soczystej szynki i wybiegł z kuchni zanim Draco
zdążył zareagować z głośnym „kur*wa mać” na ustach i
odskoczyć od zlewu.
- Ty podły złodzieju! - Wykrzyknął
Malfoy i ruszył w pogoni za psem. Nie pobiegł jednak daleko, gdyż
już w progu zderzył się z Ginny, która nieśmiało zaglądała do
kuchni.
- Mogę pomóc? - zapytała i uśmiechnęła się
niewinnie.
Draco już miał na nią warknąć, ale przyszło mu
na myśl, że przecież Ginny ma równie wspaniałe i właściwie
podejście do kuchni, co on i jego ojciec, a wiadomo, że im więcej,
tym weselej.
Gdyby był rozsądnym kucharzem, przyszłoby mu do
głowy porzekadło „gdzie kucharek sześć tam nie ma co jeść”,
ale nie grzeszył przecież rozsądkiem, gdy chodziło o gotowanie.
-
Idź, dopraw sos do szynki i zajmij się kaczką: pokrój składniki
do niej, a ja złapię tego wrednego złodzieja mięsa, Przecinka –
powiedział na wdechu i pobiegł za psem. Virginia uśmiechnęła się
promiennie i wzięła od niego umyty plaster.
- Nie bój nic –
oznajmiła i poszła prosto do sosu. Wyciągnęła wszystkie
przyprawy i niuchała każdą z nich, zanim dodała sporą szczyptę
do garnuszka.
Przecinek uciekał z mięsem ile sił w
nogach, ale pech chciał, że napotkał na swej drodze Lucjusza z
butelką wódki w ręku. Zatrzymał się i zrobił błyskawiczny
odwrót, ale Draco wpadł na niego z rozpostartymi dłońmi, krzycząc
„aaa!!!!”. Rzucił się na czworonoga, który zgrabnie umknął
bokiem i pędem pobiegł schodami na górne kondygnacje.
Ponieważ
Draco wychynął z zakrętu, Lucjusz doznał szoku i wypuścił
butelkę z ręki. Klnąc pod nosem wrócił po następną ("sprzątnie
młodzież i nadzieja świata czarodziejów"). Nie przejął się
i wziął kolejną półlitrówkę, z dwudziestu paru ustawionych na
podłodze w rządku i wrócił do kuchni, gdzie w międzyczasie
Ginny, która również stwierdziła, że [cenzura] ma za mało płynu
postanowiła ją podtopić i wyciągnęła z lodówki butelkę
czystego spirytusu, o której Draco zapomniał, a Lucjusz nie
wiedział. Malfoy widząc, że najmłodsza z tych rudzielców z Nory
potrafi coś sporządzić dał jej spokój i pozwolił asystować w
kuchni.
W tym czasie Krzywołap wybrał się na
przechadzkę po domu, jak wiadomo, kot ten miał swoje upodobania i
wśród kociej rodziny był istnym dziwolągiem, Uwielbiał alkohol i
widząc kałuże ulubionego trunku natychmiast się do niej dobrał,
a następnie wzmocniwszy swa odwagę wybrał się na poszukiwanie
tego wielkiego intruza, który szczeka. Jak postanowił, tak też
zrobił.
Przecinek widząc zbliżające się niebezpieczeństwo
w postaci KOTA rzucił się wraz z kawałkiem mięsa trzymanym dalej
w pysku do następnej ucieczki i pobiegł do kuchni. Niewiele się
namyślając skoczył na Lucjusza, ten będąc nieprzygotowanym
poleciał do tyłu i potknął się o Ginny, która właśnie
ściągnęła z gazu gąsty, gorący sos i nie była w stanie
utrzymać ciężkiego garnka i cięższego Malfoya i tak wszyscy
wylądowali na podłodze, a sos po części na każdym z nich i
ścianach.
Większość sosu słynęła na podłogę, a nieco
zdołało dopaść dłoni Lucjusza, który wrzasnął z bólu
sakramentalne „kur*wa mać”. Przecinek, którego sos musnął po
łapie dał wsteczny i pognał gazem z powrotem, oszalały ze
strachu, podwójnie. Nie zapomniał ze sobą oczywiście zabrać
plastra. Przerażony wpadł pod stół w salonie i tam dobrał się
do szynki.
Najbardziej dostało się Ginny, która wylądowała
obok Lucjusza i teraz darła się i wniebogłosy i płakała. Sos
wylądował na jej dekolcie, brzuchu i udach, a gorący garnek
potoczył się gdzieś pod ścianę.
- O cholera! – oświadczył
Lucjusz, chwycił ze stołu różdżkę i szybo usunął sos z
Virginii, która była w szoku.
Wrzaski panny Weasley
sprowadziły pozostałą trójkę, która nieśmiało wsunęła do
kuchni zaciekawione główki.
Blaise widząc, że Ginny leży na
podłodze, z jej dużych oczu płyną strumyczki łez, a Lucjusz
Malfoy stoi nad nią z wyciągnięta różdżką natychmiast podbiegł
do dziewczyny, przytulił ja do siebie i zwrócił się ku wujowi.
-
Co ty jej robisz?!
- Ale ja...ale pies...ale...sos...ja... -
Lucjusz będąc zbyt zszokowany tym, co się przed chwila stało
jąkał się bezskładnie i z rozpaczą w oczach popatrzył na
płaczącą dziewczynę. Wreszcie nie mogąc znieść kobiecych łez
wykrzyknął zdenerwowany.
- To wszystko wina Draco!
- Co
ja?! Mnie tu nawet nie było! - chłopak spojrzał zdumiony na ojca,
nie mogąc uwierzyć, że on śmie zwalać na niego swe winny.
-
Ty! – Lucjusz się zapienił. – Żeś wypadł jak zmora z
wrzaskiem i zbiłem butelkę, musiałem iść po drugą i jak
przyniosłem, to wbiegła ta bestia, którą raczyłeś gonić i
przewróciła mnie i Weasleyównę, która z gazu zdjęła właśnie
sos!
- I gdzie tu moja wina?! Chyba Przecinka, który zwiał z
mięsem! – Draco wyglądał na pokrzywdzonego, głos mu zadrżał z
wściekłoś.
- No właśnie! A KTO PILNOWAŁ MIĘSA?! –
triumfalnie dokończył Lucjusz
- Przestańcie natychmiast! –
wrzasnął Blaise. – nie widzicie głąby, jak ona strasznie się
oparzyła? A wy dywagujecie na temat tego kto jest winny, zamiast jej
pomóc.
Ojciec i syn zamilkli skonsternowani, a Hermiona
patrzyła zszokowana na swoją poparzoną, bezbronną
przyjaciółkę.
Ginny nie miała siły już krzyczeć i tylko
płakała cicho z bólu. Dekolt pokrył się pęcherzami i zapewne
skóra na brzuchu i udach też. Trzeba było z niej szybko zdjąć
ubranie i opatrzyć oparzenia.
Zabini wziął na ręce
poszkodowana dziewczynę i szybko wyszedł z nią z kuchni, po drodze
zwracając się do Hermiony, by przypilnował tych dwóch psycholi i
za żadne skarby nie puszczała na górę.
Wszedł do swojej
sypialni, delikatnie rozebrał dziewczynę i czule się nią zajął.
Już po kilku minutach Giny była opatrzona i przytulała się do
chłopaka, który już miał ją pocałować, gdy z dołu dał się
słyszeć potężny odgłos wybuchu. Blais zbladł, i szepnął tylko
jedno słowo.
- Kuchnia! – potem wybiegł i dopadł do
rzeczonego obiektu swoich obaw.
Lucjusz i Draco byli umorusani,
Hermiona miała przepraszającą minę, pod tytułem „nie mogłam
nic poradzić”.
- JEZU! – to było jedno, co wstanie był
powiedzieć Zabini.
Malfoy senior podrapał się po głowie i
wzruszył ramionami.
- Za duża temperatura wymamrotał, no i
może ten spirytus..
- Spirytus? – Blaise miał oczy wielkości
galeonów. – Czysty spiryt? Pozabijam...
- Ale to nie nasza
wina - tym razem ojciec i syn razem bronili swych cennych, chyba
tylko dla nich, skórek. - To nie my.
- A niby kto?- zapytał
wściekle Blaise i z mordercza miną zbliżył się do obu.
-
Ginny! - wykrzyknęli obaj jak na komendę.
- Tak, jasne, zwalać
na niewinna dziewczynę - zaczął krzyczeć Blaise gdy tuz za sobą
usłyszał głosik niewinnej dziewczyny.
- O kaczuszka
wybuchła... to chyba przez ten spirytus z lodówki...
- Że co?
– spytał Zabini. – Chcesz powiedzieć, że jednak to ty dodałaś
do kaczki, która już pływała w winie jeszcze pół litra
spirytusu?
- Wydawało mi się, że ona jest taka... sucha –
Virginia uśmiechnęła się nieśmiało.
- No właśnie, miała
w sumie rację... – zaczął Draco, ale nie dokończył, bo
zielonooki mieszkaniec rezydencji spiorunował go wzrokiem.
-
Sucha - wysyczał Blaise. – Sucha, powiadasz – popatrzył z żądzą
mordu na pannę Weasley. – A wiesz, co będzie teraz ze mną, gdy
stary to ujrzy? Ja na pewno suchy nie zostanę – jego głos był
bardzo niski i niebezpiecznie cichy. – Wpuściłem troje kucharzy
od siedmiu boleści do kuchni i mam demolkę...
- Przecież to
ona – Malfoy junior oskarżycielsko wysunął palec, w kierunku
Ginny.
- Bo uwierzę, że ty byś nie wlał spirytusu do kaczki,
gdybyś o nim wiedział i miał go pod ręką, Smoku – stwierdził
Blaise z irytacją.
- No, nie mówimy, że spirytus był złym
pomysłem – oświadczył Lucjusz. – Widocznie temperatura
wyjściowa była za wysoka – dodał z miną znawcy.
- Nie
wiem, który z was jest głupszy, wujku – oświadczył z żalem
Zabini. – To ja odpowiem za zniszczenia, a ty Weasley zapłacisz mi
za to!
Ginny zrobiła dzióbek z ust, bo poczuła jak wargi jej
drżą, ale się nie odezwała. Nie dość że została dotkliwie
poparzona, to chcieli jeszcze na nią zwalić całą winę, mimo że
doskonale wiedzieli o spirytusie i to poparli, a Blaise oczywiście
oskarżył ją.
- Co, zamierzasz ryczeć? – spytał Zabini.
-
Nie, już się przyzwyczaiłam, że wszystko jest moją winą i za
wszystko muszę przepraszać i płacić – poczuła się jeszcze
gorzej, odwróciła się i wymaszerowała z kuchni. Wszyscy trzej
mężczyźni mieli głupie miny, a Blaise chyba najgłupszą.
Poniosło go z tym „płaceniem”. Doskonale sobie zdawał sprawę,
że oni i tak, wcześniej czy później, dorwaliby spirytus.
-
Świnie - powiedziała Hermiona i odwracając się na pięcie
wymaszerowała z kuchni za Ginny.
- Chyba przesadziłem -
mruknął Blaise.
- O, chwilę, przecież nic się nie stało.
-
Smoku, albo się zamkniesz, albo to ty, zamiast swego ojca pokryjesz
remont kuchni.
- Jak to ja - powiedział Lucjusz, niepomiernie
zdziwiony - przecież ta kuchnia wcale źle nie wygląda, jaki
remont?
- Wujku! Czy ty nie widzisz, że rozje*baliście cały
piec?! - Blaise nie chciał podnosić głosu na Lucjusza, ale
psychicznie nie wytrzymał. – Tego żadne zaklęcie dobrze nie
naprawi. To piec magiczny, nie mugolski i kiedy się rozwalił,
rozwaliły się wszystkie magiczne udogodnienia bo był przeze mnie i
mojego ojca konstruowany ze zwykłego pieca!
Lucjusz patrzył na
syna swojego przyjaciela z ukosa.
- I ja mam za to płacić? –
spytał ze złośliwym uśmiechem. – Mówisz mi takie rzeczy,
wiedząc, że wiem z kim spędzacie Sylwestra?
- Tak, bo wiem,
że jesteś honorowy – odrzekł z powagą Zabini. - A po za tym,
jakby się ciocia dowiedziała, co zrobiłeś z moja kuchnią...
-
To by stwierdziła, że sam sobie jesteś winny, wpuszczając mnie do
niej!
- Powiedziałbym, że sam mnie zmusiłeś i jak sadzisz,
komu by uwierzyła?
Lucjusz spojrzał się na syna, następnie
na chrześniaka i z dziwną mina wyciągnął książeczkę
czekową.
- Nicponie – szepnął. – Wiecie, że i tak bym
nie wygadał – dodał, wręczając czek do Gringotta, opiewający
na sumę stu galeonów, Blaisowi, który się lekko zarumienił.
-
Wujku, ja wiem, że jesteś w porządku, ale jeśli chodzi o
gotowanie...
- W porządku, Blaise – Lucjusz uniósł dłonie
w pokojowym geście. – Rozumiem. Ty i moja małżonka należycie do
konserwatystów kuchennych, ale tacy ludzie jak ja, Draco, czy panna
Weasley osiągnęliśmy wyższy stopień rozwoju kulinarnego. My
wiemy, że bez ryzyka, w tym małych wybuchów, nie będzie postępów
w sztuce kulinarnej
- Tak wujku, tak - mruknął Blaise i dla
bezpieczeństwa wyprowadził obu Malfoyów z cennych resztek swej
cennej kuchni.
Kiedy ulokował ich już w salonie udał się na
poszukiwania dziewczyn z zamiarem przeproszenia jednej z nich. Nie
wiedzieć czemu od razu skierował się do własnej sypialni i trafił
w dziesiątkę gdyż właśnie tam znajdowali się Ginny, Hermiona
i...Przecinek.
***
Z Przecinkiem było
tak...
Uciekł pod stół w salonie, gdzie z silnie bijącym ze
strachu sercem zabrał się za mięso. Gdy już spożył porwany z
kuchni plaster i poczuł się pełny, postanowił zwiedzić
rezydencję. Ruszył więc po schodach na górę, pilnie rozglądając
się na boki, czy nie dojrzy jakiegoś KOTA. Na jego szczęście
upojony wódeczką Krzywołap spał gdzieś w kącie, a Zimmy była
na dworze.
W końcu dotarł do uchylonych drzwi sypialni
gospodarza i ujrzał jak jedna z dwunożnych istot pochlipuje cicho a
druga ją pociesza. Jako pies o wielkim sercu postanowił pomóc
Hermionie w pocieszaniu Ginny i z przyjaznym piskiem zaczął ładować
się dziewczynie na kolana, na co Virginia zareagowała krzykiem i
strachem, a biedny Przecinek zamarł i przekrzywił łeb.
- No i
dlaczego krzyczysz? - pytały jego brązowe ślepka wpatrzone w
zapłakana dziewczynę. - Przecież ja ci nic nie zrobię.
Niestety
do Ginny to psie przesłanie jakoś nie chciało dotrzeć.
Blaise,
oceniając po męsku sytuacje, wyrzucił psa i delikatnie wyprosił
Hermionę po czym usiadł koło Giny, niepewnie się uśmiechnął i
powiedział.
- Jestem kretynem... wybacz mi.
Ginny
popatrzyła na Blaise'a z wyrzutem.
- Bywasz kretynem,
czasami... - powiedziała niepewnie i chłopak łagodnie się do niej
uśmiechnął.
- Przepraszam - powtórzył i pocałował ją
delikatnie. - Byłem zdenerwowany, przepraszam.
- Już dobrze -
po chwili powiedziała Giny i uśmiechnęła się do Blaisa - A będę
mogła...
- Nie!
- Ale ja nawet...
- Virginio, nie
będziesz mogła wejść więcej do kuchni moich rodziców.
-
Nawet wejść? - zdziwiła się dziewczyna. W jej oczach była niemal
rozpacz.
- JA już nie zrobię nic źle - oznajmiła i spojrzała
na niego z rozbrajającą szczerością. Blaise poczuł jak zaczyna
mięknąć i westchnął
- No dobrze, będziesz mogła gotować
z Hermioną, albo ze mną. Ale w żadnym wypadku nie z Draconem.
-
Umowa stoi - Virginia rozpromieniła się, uściskała Blaisa i
ucałowała go soczyście w policzek.
- Jesteś kochany.
-
Powiedz to moim starym jak wrócą, może dzięki temu przeżyje.
-
Oj, co się martwisz, przecież pomożemy ci sprzątać.
-
Pchełeczko ty mi możesz pomóc w pozbyciu się
stresu...seksualnego...
- A to jest coś takiego jak stres
seksualny? A ja myślałam, że napięcie seksualne.
- O, jakaś
ty mądra się zrobiła. Powiem inaczej... możesz mi pomóc pozbyć
się stresu za pomocą seksu - Zabini wyszczerzył się radośnie, a
Virginia posłała mu krzywy uśmiech.
- Tylko o jednym....
-
Czy ja mówię, że teraz? Czy ja mówię, że dziś? Ja ci tylko
tłumaczę, że jak już mi pomagasz, to właśnie tak, a nie
majstrując w kuchni. - Dziś nie da rady - chłopak zrobił smutną
minę. - Trzeba kolację przygotować, ale w nocy..
- W nocy, to
ty będziesz padnięty, spity i pójdziesz spać - oznajmiła
Ginny.
- Weasley, chciałem nieśmiało zauważyć, że w tym
towarzystwie to ty masz najsłabsza główkę... może dlatego, że
najmniejszą...
- Gbur - pisnęła Ginny i wybiegła z sypialni
kierując swe kroki do salonu, gdzie przebywała reszta ekipy, a
biedny chłopak nie zdążył nic odpowiedzieć, na coś tak
niesprawiedliwego. On przecież nie był gburem tylko szczerym
młodzieńcem.
****
Tymczasem w salonie Hermiona
pilnowała wszystkich członków rodziny Malfoy <łącznie z psem>
i zaśmiewała się z anegdotek Lucjusza. Ona się śmiała, a Draco
z minuty na minutę robił się coraz bardziej czerwony. No bo kto z
nas lubi słuchać o swym dzieciństwie, szczególnie gdy słucha się
tego w towarzystwie kogoś, na kim człowiekowi w jakikolwiek sposób
zależy.
"Stop" - pomyślał Draco Malfoy. - "Jak
to zależy mi na Granger?"
Normalnie, zależy ci na
Hermionie - usłużnie podpowiedział wewnętrzny
głosik.
"Właśnie tak, lubię ją i mi się podoba, i nie
pozwolę, żeby słuchała tych bzdur, takich ja ta, kiedy poszedłem
nago do sąsiadów żeby...."
- Tato, NIE! - wrzasnął ze
złością i zażenowaniem, a Lucjusz i Hermiona spojrzeli na niego z
rozbawieniem.
- Tato, nawet się nie waż o tym wspominać!
Przysięgam, że jeśli to zrobisz to...
- To co, synu? -
Lucjusz z ciekawości przechylił głowę. Jeszcze nigdy nie widział
swego syna tak... tak... no cóż tak zakochanego. Bo on, jako
mężczyzna z wieloletnim doświadczeniem w sprawach miłosnych,
potrafił rozpoznać te oczywiste oznaki.
- Będziesz złośliwą
bestią -oświadczył buńczucznie Draco.
- Ej, nie zachowuj się
jak małe dziecko - Hermiona wzruszyła ramionami. - Chcę się
pośmiać.
Draco odczuł to jako zniewagę, zrobiło mu się
wręcz przykro. Właśnie sobie uświadomił, że mu na niej zależy,
a ona z rozpromienioną miną oznajmiła mu, że ma ochotę się z
niego śmiać.
- Okey - oświadczył bardzo cicho - Tylko
śmiejcie się ze mnie bez mojej obecności - oświadczył zimno i
wyszedł trzaskając drzwiami.
Lucjusz już miał się podnieść
i pójść za synem, gdy Hermiona szybko za nim wybiegła. Znalazła
go siedzącego na schodach przed domem. Przytulał do siebie
Przecinka. Chłopak nie zwracał uwagi na to, że jest zimno, a śnieg
pada coraz mocniej, było mu przykro i uważał że ojciec go
ośmieszył.
- Draco... ja wcale się z ciebie nie
śmiałam.
Spojrzał na nią zimno i nie raczył odpowiedzieć.
Nie widział dlaczego, ale zrobiło mu się cholernie przykro.
Hermiona zdała sobie nagle sprawę, jak to wygląda z jego punktu
widzenia. Kucnęła przy nim i odruchowo pogładziła go po policzku.
Draco odsunął się i popatrzył na nią nieufnie.
- - Draco,
ja naprawdę nie śmiałam się z ciebie, tylko z twoich przygód
jako małego chłopca, to nie to samo. Nie chciałam ci sprawić
przykrości.
- Jasne.... - w jego głosie był żal, ból i
ogromne pokłady gorzkiej ironii.
Hermiona westchnęł
przeciągle
- Draco, ale nie tylko ty masz na swoim koncie takie
rzeczy - zaczęła go przekonywać - ja tez robiłam straszne
głupstwa.
- Niby jakie?
- Obcięłam się na łyso -
powiedziała patrząc się prosto w jego rozszerzone ze zdziwienia
oczy.
- Co? – Draco zamrugał, był w ewidentnym szoku.
-
No, po prostu obcięłam się na zero, gdy miałam dziesięć lat.
Miałam taką ochotę - wzruszyła ramionami i zarumieniła się
lekko. – Rodzice do dzisiaj wspominają to na wszystkich zjazdach
rodzinnych i mają niezły ubaw.
- No, w sumie to się nie
dziwię – Draco odzyskał pewność siebie i swoje złośliwe
natchnienie. – Do dziś ci zostały niezdrowe zapędy z
dzieciństwa, szczoteczko - spojrzał znacząco na jej fryzurę.
Czyżbyś już w wieku dziesięciu lat była niepraktyczna? – na
jego twarzypojawił się triumfalny uśmieszek.
- Nie nazwałabym
tego w ten sposób – Hermiona lekko się zarumieniła. Wyglądała
na urażoną. – Za to ty na pewno swoje jadowite poczucie humoru
wyssałeś z mlekiem matki.
- To jest dziedziczne - pochwalił
się Draco i długo się nie zastanawiając pocałował Hermionę w
policzek.
Nim dziewczyna zdąrzyła w jakikolwiek sposób
zareagowa,ć Przecinek, który w zachowaniu swego pana dostrzegł
zrozumiałą tylko dla niego zachętę do zabawy rzucił się na
Hermionę i zaczął ją lizać po twarzy.
- Malfoy, weź ty to
ze mnie!
- Ale wiesz Herm.. to jest dosyć groźny pies i może
mi krzywdę zrobić.
- Tak, bardzo groźny! Przecinek złaź -
Hermiona nie mogła w żaden sposób pozbyć się ogromnego cielska,
a Draco wcale nie zamierzał jej pomagać.
- Jesteś cała
obśliniona - stwierdził radośnie.
- Kici, kici - syknęła z
Hermiona i ze złośliwą satysfakcją obserwowała, jak Draco
rumieni się po cebulki włosów, a jego wojowniczy Przecinek
rozgląda się trwożnie dookoła w poszukiwaniu zagrożenia. W
poszukiwaniu KOTA.
- To jest podłe. To jest, to jest...
-
To jest typowo ślizgońska zagrywka, prawda Dracusiu? - powiedziała
Hermiona i uśmiechnęła się złośliwie.
- Granger, czy ty
chcesz typowo.. ślizgońskiej zagrywki? - powiedział Draco i ulepił
śnieżną kule.
- Nie odważysz się, Malfoy!
- No to
zobaczysz, Granger...
- Nic nie zobaczę, Mal.... - kula walnęła
ją prosto w pierś - ...foy - dokończyła z niedowierzaniem patrząc
na zadowolonego z siebie blondyna.
Wstała z zamiarem oddania
Draconowi, ale Przecinek uznał rzucanie kulami za świetną zabawę
i zachętę do harców, więc nie dane jej było zemścić się od
ręki. Ciężkie cielsko dobermana wbiło ją w najbliższą zaspę,
a pies poszczekiwał i piszczał z uciechy skacząc dookoła niej,
liżąc, i nie dopuszczając do tego, by wstała, z radością
wpychając ją przednimi łapami z powrotem w zaspę, gdy tylko
uniosła się trochę na łokciach.
Draco długo się nie
zastanawiając przyłączył się do swego strachliwego psa i zaczął
nacierać Hermionę śniegiem. Dziewczyna próbowała się wyrwać
dwóm napastnikom, ale była od nich dużo słabsza. Nagle usłyszała
cichy krzyk Dracona i chłopak został od niej brutalnie
oodciagniety. Z początku nie wiedziała co się dzieje, dopiero po
chwili zauważyła, że nadeszła odsiecz. Lucjusz Malfoy, który od
dłuższego czasu obserwował poczynania syna postanowił się trochę
pobawić. I teraz to Draco, a nie Hermiona był nacierany śniegiem.
-
Mordercy - krzyknął głośno, za co dostał następną kulka miedzy
oczy.
- Potwory!
- Coś ci się blondasku nie podoba? -
zapytała Hermiona i ze złośliwym, zupełnie nie gryfońskim
uśmiechem, nasypała mu śniegu za kołnierz.
- Pożałujesz
czarownico jedna...
- Jasne, synu, jas...
Lucjusz nie
dokończył gdyż Ginny, która razem z Blaisem wyszła na dwór
postanowiła pomóc biednemu Smokowi i rzuciła śniegiem w Lucjusza,
po czym schowała się za Zabiniego. Biedny chłopak oberwał w
odwecie i tak ponownie zaczęła się wielka walka na śnieżki,
gdzie każdy był wrogiem każdego, a najlepiej bawił się
Przecinek, gdyż żaden z kotów na śnieg przecież nie
wyjdzie.
(Chyba....)
***
-
Ale jaja – stwierdził przemoczony Draco, szybkim krokiem
zmierzając do kominka, który obiecywał ciepło i suchość. Już
się pochylał nad cudownym ogniem, kiedy czyjeś ogromne biodro
posłało go na bok i Lucjusz Malfoy uwalił się na samym środku
dywaniku z lisa. Ze złośliwym uśmiechem grzał dłonie przy
kominku i łypał na naburmuszonego syna, który próbował się
ogrzać chociaż w minimalnym stopniu.
- Wąż – stwierdził
zimno Draco. – Jadowity okularnik – dodał, ale ten komplement
nie zrobił na jego ojcu najmniejszego wrażenia. Pan Malfoy wzruszył
ramionami i ogrzewał się dalej.
- Ale dżentelmeni –
oświadczył Blaise. – Dwie przemarznięte kobiety dygoczą z
zimna, a oni kłócą się o miejsce przy ogniu. Zero
wychowania...
Obaj mężczyźni natychmiast oderwali się od
ciepłego ognia i zbliżyli do zmarzniętych niewiast. Spojrzeli się
na siebie porozumiewawczo i zaciągnęli dziewczyny w stronę
kominka. .
- A ty jesteś dżentelmenem na pokaz - powiedział
jeszcze urażony Draco, spoglądając na przyjaciela.
- Nie mogę
się zgodzić.... on jest taki w niewymuszony, naturalny i uroczy
sposób, ty też tak potrafisz tylko ci się nie chce - oznajmiła
Hermiona z dezaprobatą patrząc na Malfoya juniora i marszcząc nos.
Ginny cichutko prychnęła.
- Ależ dla ciebie wszystko -
powiedział Draco i otulił Hermionę ciepłym pledem, a następnie
pobiegł do kuchni, szybko wrócił i podał jej filiżankę gorącej
czekolady.
Lucjusz to samo zrobił z Giny i obaj panowie
uśmiechając się porozumiewawczo podali Blaise’owi pusty już
dzbanek, a Draco ze słowami:
„możesz pozmywać”, wypchnął
go za pomocą ojca z pokoju.
- Słucham?! – Blaise nie
posiadał się z oburzenie, zdziwienia i irytacji. – Możesz
powtórzyć Smoku?
Czarnowłosy Ślizgon stał za progiem salonu
i wpatrywał się z niedowierzaniem w przyjaciela
- Pozmywaj,
Blaise, my zajmiemy się damami – spokojnie odparł ojciec Dracona
i uśmiechnął się uroczo.
Wściekły Zabini poszedł do
kuchni mamrocząc coś pod nosem o półinteligentach,
pseudo-dżentelmenach i lalusiach.
- To było podłe - mruknęła
Hermiona i z wyraźnym potępieniem w dużych oczach spojrzała na
obu Malfoyów.
Za to Ginny zaczęła bić im brawo i nieśmiało
zwróciła się do pana Malfoya.
- To już wiem, po kim Draco ma
takie świetne pomysły. To było naprawdę genialne.
-
Rzeczywiście świetne – z przekąsem oświadczyła Hermiona, a
między jej brwiami pojawiła się zmarszczka świadcząca o silnej
irytacji.
Virginia wzruszyła ramionami i wbiła czekoladowe
ślepka w Dracona. Jej wzrok mówił „oj, powiedz coś, ona jest
taka drętwa”, ale chłopakowi zrobił się głupio i tylko spuścił
wzrok.
- Blaise czasami chrzani głupoty – oznajmił
przemądrzałym tonem Lucjusz. – Trzeba go trochę rozruszać i
tyle.
- Pozwoli pan, że nie będę komentować takiego sposobu
rozruszania kogokolwiek, a na pewno nie kogoś, kto jako gospodarz
stara się dogodzić wszystkim gościom – Hermiona zmarszczyła
nosek i zrobiła urażoną minę.
Draco z mieszanymi uczuciami
przyglądał się Hermionie, która odwróciła się do niego plecami
i wpatrywała się w płomienie buzujące w kominku.
Cicho
westchnął i z grobowa mina ruszył do kuchni.
- No dobra
Blaise, ty myjesz, ja wycieram.
- A niby dlaczego tak się
poświęcasz - powiedział Zabini nie patrząc na blondyna. Dalej był
zły za jego wcześniejsze zachowanie.
- A niby dlaczego ty
pozwoliłeś wiewiórze na wejście do kuchni... jakbym tobie nie
pomógł, Hermi nie odzywałaby się do mnie przez kilka dni.
-
A od kiedy to jest Hermi a nie szczota?
- A od kiedy to jest
Gin. a nie wiewióra?
- No dobra ja już nic nie mówię...
-
I tego się trzymaj dziki, właśnie tego...
- A ty, Smoku nie
rób więcej mi takich akcji jak dziś, następnym razem nie będę
miły i nie pójdę grzecznie wykonać twojego polecenia, a tak cię
kopne w tyłek, że księżyc odwiedzisz. - Blaise mówił cichym i
umiarkowanie spokojnym głosem, co oznaczało, że mówił poważnie
i Draco zarzucił wszelkie opcje polemizowania ze zdaniem
zielonookiego bruneta.
- Okey, w porządku - powiedział tylko
Malfoy junior i więcej żaden z nich się nie odezwał. Myli i
polerowali naczynia z taką zaciętością, że wszystko lśniło i
błyszczało
Po niespełna pół godzinie do kuchni weszły
dziewczyny wraz z panem Malfoyem.
- Może wam w czymś pomóc? -
zapytała Hermiona, a w tej samej chwili Draco soczyście zaklął.
Szklanka którą wycierał pękła mu w ręce i odłamki szkła wbiły
się w miękkie ciało dłoni.
Dziewczyna zaraz się przy nim
znalazła i podprowadziła go do stołka. W jej oczach widać było
prawdziwą troskę, a ku zdziwieniu wszystkich również Lucjusz
pobladł i zaraz znalazł się przy synu. Bardzo niewiele osób
wiedziało, że mężczyźni z rodu Malfoyów cierpią na hemofilię.
Poza rodziną nie wiedział praktycznie nikt.
- Wszystko w
porządku? - Lucjusz był niemal przerażony i Hermiona przez chwilę
pomyślała, że jest niezłym histerykiem, ale kiedy zobaczyła jak
obficie płynie krew z dosyć płytkiego draśnięcia na dłoni
Dracona, zmarszczyła lekko brwi. Chłopak był blady i wyraźnie
przestraszony, ale także zirytowany troską ojca.
- Pijesz ten
eliksir od wujka Severusa, prawda? - spytał z niepokojem Lucjusz i
zatamował krwawienie odpowiednim zaklęciem.
- Tak, piję! Nie
traktuj mnie jak jakiegoś cholernego kaleki, ojcze! - odrzekł ze
złością Malfoy junior.
- Uspokój się, Draco...
Hermiona,
łebska kobieta, od razu domyśliła się o co chodzi i popatrzyła
na Blaise'a. Była pewna, że jako przyjaciel Dracona powinien
wiedzieć o jego chorobie, zwłaszcza, że Smoku mieszkał teraz pod
jego dachem. Zabini miał jednak mocno zdziwioną i bardzo
zakłopotaną minę. Zmarszczył brwi i wbił w obu blondynów pełne
dezaprobaty spojrzenie.
- Nie mów tylko, że jesteś chory na
hemofilię i nic mi o tym nie powiedziałaś - wysyczał ze złością,
a Granger wolała się nie odzywać, bo Blaise zaczynał być
wściekły. Ginny też wolała być cicho, chociaż nie do końca jej
to wyszło i swym zwyczajem cichutko pisnęła.
Hermiona
doskonale rozumiała Zabiniego. Gdyby cos złego stało się
Draconowi, on nigdy by sobie tego nie wybaczył, tak samo jak ona nie
wybaczyłaby sobie gdyby chodziło o Ginny.
- Przecież nic się
nie stało! - warknął Malfoy junior, podczas gdy jego ojciec
polewał płytkie skaleczenie Wywarem Krzepliwości, który nosił
zawsze przy sobie.
- Tak, cholera jasna, teraz się nie stało!
Ale mogłoby się stać w każdej chwili. Jesteś ostatnim głąbem,
że mi nie powiedziałeś! Też wiem, co to duma i honor, ale wy
Malfoyowie, to chyba z tym przesadzacie. - Blaise z wściekłością
rzucił ścierkę do zlewu i wyszedł z kuchni
- Cholera -
warknął Draco i wyrwawszy się ojcu ruszył za przyjacielem.
Znalazł go w siłowni jak niszczył bezbronny worek treningowy.
-
Wyładowałeś się już?
- Spaduwa, za tobą są drzwi, bądź
uprzejmy zamknąć je z drugiej strony...
- Przestań się
zachowywać jak dzieciak pozbawiony ulubionej zabawki.
- O teraz
mnie jeszcze obrażasz. Jak miło.
- Dziki..
- Wiesz co?
Nie mam ochoty z tobą rozmawiać, myślałem, że jesteśmy
przyjaciółmi, że mówimy sobie o wielu...
- Wstydziłem się
- mruknął Draco tak cicho, że Blaise go nie usłyszał i dalej
ciągnął swój monolog skarg i zażaleń.
- ...sprawach, o
wszystkim i...
- WSTYDZIŁEM SIE - tym razem Draco krzyknął
tak głośno, że chyba było go słychać w całym domu.
Blaise
nie przestał walić bez opamiętania worek , który niczemu nie
zawinił i popatrzył uważnie na swojego przyjaciela. Draco był
zarumieniony, zawstydzony i chyba wściekły. Zabiniemu zrobiło się
dziwnie i poczuł niemiły skurcz w okolicy żołądka, ale nie
zamierzał ułatwiać niczego Draconowi. Uważał, że jego
zachowanie było dziecinne i nieodpowiedzialne, wręcz głupie.
-
Czego się wstydziłeś? - spytał urażony. - Myślisz , że co bym
powiedział albo zrobił. Jestem, do cholery jasnej, twoim
przyjacielem. Dlaczego mi nie powiedziałeś? A gdyby ci się coś
stało? Wiesz jakbym się wtedy czuł? Już nigdy nic ci nie powiem,
ani ci nie zaufam, bo jesteś nieuczciwy! - w głosie Blaise'a była
gorycz i uraza. I wcale nie starał się zrozumieć motywów
postępowania przyjaciela. Był obrażony.
- Chryste, Blaise -
Draco popatrzył na bruneta ze złością i niedowierzaniem. Czuł
się tak, jakby dostał od niego w twarz. - Jak możesz tak mówić?
Nie masz pojęcia jak jest być chorym na hemofilię. Wszyscy, którzy
o tym wiedzą, traktują cię jak kalekę. Jestem czarodziejem, więc
mam cholerne szczęście, bo istnienie specjalny eliksir, który pity
codziennie powoduje, że choroba jest mniej uciążliwa i redukuje w
dużym stopniu możliwość wystąpienia śmiertelnego w skutkach
krwawienia. Prawie nic mi nie grozi, muszę się tylko pilnować i
poza eliksirem nosić przy sobie zawsze Wywar Krzepliwości.
Wstydziłem się i nadal się wstydzę, czy to takie dziwne.? Ale
skoro uważasz, że przez to nie jestem wart twojej to trudno,
przeboleję...
- Kretyn!
- Idiota!
- Tchórzofretka!
-
A ty boisz się pająków!
- Wcale, że nie!
- Wcale, że
tak!
- Jak dzieci, naprawdę zupełnie jak dzieci -
powiedział Lucjusz, który już od kilku minut przyglądał się
niezauważony, kłótni Draco i Blaise’a. - A teraz cisza i mnie
słuchać. Blais zrozum ja i Draco jesteśmy chorzy od urodzenia,
choroba jest po prostu częścią nas i z czasem o niej zapominamy.
Nie mówimy o niej nie dlatego, że jesteśmy na to za dumni czy zbyt
honorowi, ale dlatego, że po prostu uważamy to za coś
normalnego.
- Normalnego? Jak można...
- No właśnie, ty
nie możesz tego zrozumieć, a dla nas to bardzo proste, po prostu w
rodzinie Malfoyów każdy mężczyzna jest na to chory i dla nas to
nic specjalnego, należy tylko pamiętać o eliksirze.
Blaise
westchnął, zdjął rękawice do ćwiczeni i podrapał się po
łepetynie.
- No dobrze wujku, a jak ty byś się czuł, gdyby
ci ktoś nie powiedział o tak ważnej rzeczy, co? Jak można się
jednej strony wstydzić hemofilii, a z drugiej mówić, że tarkuje
się ją normalnie. Chryste gdybyście to traktowali normalnie, to
nasza rodzina, która jest z wami zaprzyjaźniona powinna o tym
wiedzieć. To się, kur*wa, zdecydujcie, czy uważacie to za
normalne, czy wstydliwe!
- Uspokój się! – Lucjusz zaczynał
być zły i Blaise trochę spokorniał, ale łypał z ukosa na
przyszywanego wujka i swojego przyjaciela. – Normalnie – dodał
już ciszej pan Malfoy. – To część nas i się do tego
przyzwyczailiśmy, ale ponieważ ludzie reagują różnie, raczej nie
garniemy się do mówienia o naszej chorobie. Zadowolony?
Blais
już miał powiedzieć, że wcale nie jest zadowolony, ale nagle
zrobił się na twarzy czerwony jak burak i zawstydzony spuścił
wzrok.
- Przepraszam - szepnął cicho. - Jednak rozumiem was
lepiej niż myślicie.
Draco i Lucjusz spojrzeli na siebie
zdziwieni. A temu o co teraz chodziło?
- Dopiero jak wujek
zaczął mówić, że to część waszego życia, o której nie
pamiętacie, a której się podświadomie wstydzicie to mnie trzepło.
Też mam coś takiego.... Jestem alergikiem, ja... jestem uczulony na
ugryzienia owadów.
- Ty glonojadzie głupi, sklątko
skretyniała!! - zaczął wydzierać się Draco, przecież u nas są
pszczoły, a co by było jakby jakaś ciebie ugryzła?!
- To
widzisz jak ja się poczułem? Co by było gdyby ci się coś stało?
Sam jesteś sklątka, Malfoy. A zresztą , co miałem mówić.... Mam
bardzo dobry eliksir i maść na ukąszenia, mugolską, a poza tym,
wybrechałbyś mnie, że się małej pszczółki boję. Myślisz, że
to przyjemne... - Zabini był czerwony jak dojrzałe wiśnie i wbił
wzrok w podłogę.
- A ja miałem narażać się na drwiny typu
boi się małego skaleczenia, laluś, maminsynek.... To jest
twoim zdaniem przyjemne, tak? - zaperzył się Draco i zarumienił
nawet mocniej od Blaise'a. Był w stanie furii. Jak Zabini nie mógł
mu powiedzieć o uczuleniu na jad owadów?! Nie mieściło się to w
jego porośniętej białym włosem łepetynie.
Chłopcy
znowu mieli zacząć się kłócić, gdy zza drzwi dobiegł do nich
zduszony śmiech. Wszyscy trzej porozumieli się spojrzeniami i na
znak dany przez Blaisa Lucjusz otworzył drzwi. Do środka wpadły
Ginny i Hermiona, które na widok trzech kpiący uśmiechów
zarumieniły się natychmiast.
-Kurze ścierałyśmy! -
wykrzyknęła Ginny a Hermiona jęknął, nie wiadomo czy ze strachu
czy nad głupota koleżanki
- Kurze... cholera. Chyba
uszami z drzwi! - oznajmił wszem i wobec Draco.
- I co ryży
pomiocie szatana? - syknął Blaise. - Bawi cię że mam alergię? -
zarumienił się przy tym jeszcze mocniej.
- Nie! - warknął
"ryży pomiot szatana". - Bawi mnie za to twoja głupota i
te durne teksty, które sobie rzucacie.
- Powinniście się
wstydzić - powiedziała cicho Hermiona. - Przyjaciele są od tego,
żeby sobie ufać. Obydwaj zachowaliście się nieodpowiedzialnie i
po prostu głupio.
- Wy tego nie rozumiecie - krzyknęli obaj -
to są męskie sprawy i tylko my, mężczyźni możemy to załatwić!
-
Jaaasne - powiedział Hermiona przeciągając litery - to my, głupie
kobitki was zostawimy i pójdziemy...
- Sprzątać - powiedział
Blaise uśmiechając się niewinnie.
- A swoją droga to ja bym
cie chętnie zobaczył w stroju francuskiej pokojówki z miotełka do
kurzu - dodał Draco i uśmiechnął się znacząco.
- Och ty...
- Hermiona spiorunowała go wzrokiem i wyszła z sali trzaskając
drzwiami. Tuz za nią biegła Giny.
- Miotełka do kurzu i
francuska pokojówka w fartuszku. Zboczeniec - oznajmiła wściekle
czerwona panna Granger, gdy już doszły z Ginny do kuchni.
Virginia
wlepiła w nią czekoladowe oczy.
- Aha, słodkie! -
powiedziała, a gdy Hermiona uniosła brwi i zrobiła raczej
niezadowoloną minę, wzruszyła ramionami i swoim zwyczajem pisnęła,
tym razem entuzjastycznie:
- Pieczemy ciasto! - po tych słowach
starsza Gryfonka otrząsnęła się z własnych "zboczonych”
myśli, bo właśnie przyszło jej do głowy, że chodzi w rzeczonym
fartuszku (pod którym nic nie ma) po domu, ściera kurze, aż tu
nagle Draco Malfoy zaczyna wsuwać dłoń pod tenże fartuszek....
-
Co? - spytała zaskoczona Hermiona. - Nie pieczemy, ja piekę, a ty
mi pomagasz, inaczej wyjdzie piękne ciasto - odwróciła się szybko
przodem do piecyka i tyłem do Gin, żeby ta przypadkiem nie
zauważyła jej wypieków. Granger bała się, że ma swoje kosmate
myśli wypisane na czole.
Ale panna Weasley bardziej była
zainteresowana własnymi fantazjami niż tym co robi jej
przyjaciółka. Zastanawiała się co by było, gdyby zaczęła taką
miotełka pieścić Blaise’a.
W tym samym czasie dwa
młode, nabuzowane hormonami męskie ciała również zastanawiały
się, za pomocą własnych mózgów, nad użyciem miotełek.
Zastanawiały się tak mocno, że dopiero któreś z rzędu
głośniejsze chrząknięcie Lucjusza przywołało je do porządku.
-
Nie wiem o czym myśleliście i nie chcę wiedzieć, chociaż wasze
maślane ślepia mówią same za siebie - powiedział spokojnie
Lucjusz.
- Samce - dodał zgodnością, po krótkiej chwili, gdy
obaj młodzieńcy zdążyli zamrugać i popatrzeć na niego
przytomniej.
- Samce - powtórzył i potrząsnął głową w
geście dezaprobaty, chociaż sam sobie zaczął wyobrażać prawie
nagą Narcyzę w skąpym fartuszku i siebie dzierżącego miotełkę
w dłoni. - Miotełki i francuskie pokojówki. Też coś - Lucjusz
prychnął dla dodania powagi własnej wypowiedzi.
****
Kiedy
po godzinie Hermiona kroiła dzieło sztuki kulinarnej, Lucjusz,
Dracon i Giny już się ślinili. Tylko Blaise jeszcze nie zszedł do
kuchni. Przezorna dziewczyna, która domyśliła się, ze jeżeli ten
zaraz się nie zjawi nie dostanie nawet okruszyny posłała Ginny po
niego. I tak Panna Weasley z niechęcią skierowała się do sali
treningowej. Dzieliło ją od niej jakieś sześć siedem kroków gdy
nagle coś wielkiego, czarnego i kudłatego skoczyła na nią, i
powaliło na ziemie. Dziewczyna zdołała tylko pisnąć, na nic
więcej się nie odważyła. Była sparaliżowana ze strachu. Po
chwili tuż nad sobą usłyszała zdecydowanie męski głos.
-
Weasley, co jesteś w stanie zrobić żebym ściągnął z ciebie
tego dużego dobermana?
- To nie jest śmieszne - wargi Ginny
zaczęły drżeć. - On mnie może pogryźć.
- On jest łagodny
- powiedział spokojnie Blaise i złożył ramiona na piersi.
Obserwował, jak Przecinek namiętnie próbuje wylizać twarz
Virginii, która mu to uniemożliwia zasłaniając się rękami. -
Ale mogę go zabrać, jeżeli powiesz, co jesteś w stanie zrobić w
zamian.
Irracjonalny lęk dziewczyny był silniejszy od niej, i
chociaż wewnętrznie czuła, że pies jej krzywdy nie zrobi,
powiedziała szybciutko.
- Wszystko Zabini, tylko zabierz to
czarne bydlę!
- Przysięgasz na honor Gryfona?
- Tak!
Tylko weź go ze mnie
- Przecinek, zjeżdżaj - powiedział
Blaise i pomógł ponieść się dziewczynie z podłogi.
- Więc
mówisz, że zrobisz wszystko... przekonamy się w nocy....
Virginia
posłała mu przeciągłe i wymowne spojrzenie.
- Wiedziałam,
że to wykorzystasz. Cały Ślizgon - oznajmiła z jadowitym
uśmiechem, a Blaise wzruszył ramionami i zrobił niewinną minkę.
-
Skoro chcesz żebym był wredny i wykorzystał sytuację....
-
No właśnie to zrobiłeś, do cholery jasnej! A teraz idź żreć
świeże ciasto i aby cię brzuch rozbolał!- Ginny zaperzyła się i
mocarnie się nadęła ze świętego oburzenia.
- Ale rudeńko
moja, nie masz pojęcia czego zapragnę.... Nie chcę wygrać tego
zakładu nieuczciwie.... A od świeżego ciasta zawsze boli mnie
brzuch, ale ma to w nosie - powiedział bardzo spokojnie i udał się
do kuchni.
***
Lucjusz Malfoy zabawił jeszcze
dwie godziny w dworze Zabinich i teleportował się do własnej
rezydencji. Ku niezadowoleniu słodkiej, rudowłosej osóbki, nie
wziął ze sobą pewnego czworonoga, który chyba za specjalną
namową Blaise’a, najbardziej garnął się do Ginny.
- Kota
nie ma, myszy harcują - powiedział nagle Draco i zmysłowo
uśmiechnął się do zdziwionej Hermiony. - Szczoteczczczczko, a
masz ochotę może na małe sprzątanie?
- Pocałuj mnie w tyłek
- odrzekła kurtuazyjnie Hermiona - i sam sobie sprzątaj.
-
Jemu chodziło chyba o coś innego... O zabawę z miotełką, szczota
- uświadomił ją z uroczym uśmiechem Blaise.
- Nie mamy co
robić, tylko zamiast obchodzić Sylwestra ,uprawiać jakiejś
perwersje z miotełkami - oznajmiła ze złością Ginny, która
nadal była obrażona.
- Ty lepiej uczesz tą miotłę co ją
masz na głowie - skomentował tekst rudej, Zabini i Ginny zapłonęła
rumieńcem i oburzeniem. Umyła niedawno włosy i jeszcze były
splątane i nierozczesane.
Odczep się od mojej fryzury
patafianie - warknęła Ginny i pobiegła do sypialni.
- No, co
ja takiego powiedziałam ?- mruknął Blaise i razem z Draconem
wzięli się za rozstawianie alkoholi. Ten wieczór zapowiadał się
baaaardzo dobrze, a oni planowali wiele atrakcji na noc. I to nie
koniecznie wspólnych atrakcji. I Niekoniecznie takich, które miały
wypalić. W końcu napojów alkoholowych było w brud, a oni nie byli
abstynentami...
Nowy
rok, nowe życie
Kiedy młody mężczyzna czuje na
swych wargach czyjś język, zazwyczaj jest to bardzo przyjemne
uczucie. Nawet jeśli wspomniany wyżej mężczyzna budzi się z
potwornym bólem głowy i jeszcze potworniejszym kacem. Ale
pominąwszy to wszystko, świadomość, że jest się budzonym przez
gorący pocałunek, to jednak miła perspektywa. Tego zdania był
młody przedstawiciel świata czarodziejskiego - Draco Malfoy, który
pierwszego stycznia roku pańskiego tysiąc dziewięćset
dziewięćdziesiątego ósmego czuł, że ktoś namiętnie liże jego
usta. Z radością otworzył przekrwione oczęta i wrzasnął ze
strachu i obrzydzenia. W końcu niewiele osób lubi, gdy sierściasty,
czterołapy stwór, zwany potocznie psem, wpycha swój śliski jęzor
między ich wargi.
Wrzask, który z siebie wydał szacowny
potomek rodu Malfoyów, nie był dobrym pomysłem, bo spowodował
kaskady bólu tuż pod jego czaszką. Draco jęknął i opadł
bezwładnie na podłogę, na której raczył usnąć. Nagle
stwierdził, że słyszy cichutkie pochrapywanie i mlaskanie tuż zza
pleców. Odwrócił się powoli, chociaż kosztowało go to bardzo
wiele, i dojrzał Virginię, której granatowa, frywolna sukienka
podwinęła się pod samą brodę, tak, że mógł teraz podziwiać
kolczyk w jej pępku i małe, jędrne piersi dziewczyny. Gdyby nie
stan, w jakim się znajdował, zapewne uśmiechnąłby się
rozkosznie i wykorzystał sytuację, jednak teraz mógł tylko
cierpieć i to niestety w milczeniu.
Poza tym, gdyby odważył
się dotknąć jakiejkolwiek części ciała Wiewióry, to dostałby
od Blaise’a, a to by bolało... szczególnie teraz. A swoją drogą
ciekawe, gdzie jest ten przebrzydły arystokrata? Ostatnim, co
utkwiło w pamięci Smoka, był kankan tańczony przez Ginny i
Hermionę na stole. Nawet nieźle wywijały tymi nogami. Draco
odstąpił od miłych wspomnień i z trudem podniósł się z
podłogi. Postanowił poszukać Zabiniego, ponieważ był na sto
procent pewien, że ten ma coś na kaca.
Draco nie musiał
daleko szukać. Kiedy wstał, dojrzał Blaise'a leżącego przy
kominku. I nie tylko jego. Obok spała Hermiona. Mała czarna, którą
założyła na sylwestra, była zadarta na tyle wysoko, iż mógł
podziwiać zgrabne nogi dziewczyny w całej okazałości, a także
jej smukłe biodra i skąpe, koronkowe, czarne stringi, które więcej
odkrywały, niż zakrywały. Powolutku - gdyż każdy krok był męką
- ruszył w jej kierunku, by zasłonić wdzięki "jego
Hermiony".
W połowie drogi dojrzał ze zgrozą, jak
Blaise, mrucząc, przysuwa się blisko do dziewczyny i powoli
przesuwa dłoń w górę jej ud.
- Draco - jęknęła rozkosznie
Hermiona, wyginając się w łuk.
- Ginny, skarbie - sapnął
Zabini, wsuwając dłoń pod sukienkę Granger.
Jakkolwiek to,
co szeptała Hermiona, bardzo mu się podobało, to to, co robił
Blaise, wcale a wcale nie przypadło mu do gustu i postanowił to
okazać. Nie namyślając się długo, kopnął swego najlepszego
przyjaciela w dolną cześć kręgosłupa, na co Zabini zareagował
słusznym we własnym mniemaniu oburzeniem.
- Co, głąbie,
robisz?
- Przymknij paszczę, bo Tunię obudzisz. I zabierz od
niej łapy – warknął Draco.
- Tunię? – z powodu
nadmiaru alkoholu w krwi Blaise, ku własnemu zdziwieniu, niezbyt
rozumiał co się do niego mówi.
- Szczotunię. A teraz rusz
dupę i idziemy poszukać czegoś na kaca – wyjaśnił Malfoy.
-
Klinka? – spytał jego przyjaciel.
- Eliksiru, alkoholiku
jeden.... względnie klinka. I nie gap się na nią! – blondyn
podniósł głos.
- Łeb mi napier*dala - oznajmił
filozoficznie Blaise i złapał się za skroń.
- No co ty? -
zadrwił Draco. - A dlaczego proszę cię, żebyś znalazł coś na
kaca? Ach, i zajmij się Wiewiórą, bo się obnażyła.
- Coś
ty jej zrobił?! - wycharczał Zabini, patrząc na niemal nagie ciało
Virginii. - Jak żeś ją tknął...
- Ja to nie ty, ochlapusie
przebrzydły! - powiedziała Draco, opuszczając delikatnie sukienkę
Hermiony na biodra. Pogłaskał ją czule po głowie i, mimo że
wiązało się to z ogromnym bólem łepetyny, pochylił się i
delikatnie pocałował ją w policzek.
- Ten kretyn już cię
nie dotknie, Tunia - szepnął ochrypłym głosem do ucha dziewczyny.
Następnie wziął cienki kocyk, który zawsze leżał przy kominku i
okrył nim "Swoją Kochaną Szczoteczkę."
Blaise
z czułością nakrył nagie ciało Virginii kapą zdobiącą
dotychczas kanapę i ułożył się obok niej, wsuwając się pod
ciepły materiał.
- Jak jesteś już na nogach, Smoku, to weź
idź po ten eliksir na kaca. Stoi kilka fiolek w moim pokoju...
Znaczy tym zwykłym, magicznym, nie tam gdzie jest kino domowe -
oznajmił cicho, co by się nie przemęczyć i przytulił się do
Ginny, delikatnie pieszcząc jej drobne piersi i brzuch.
- Jasne
ty tu się będziesz zabawiał, a ja mam się męczyć – mruknął
Draco.
- Oj, Malfoy, przestań narzekać. Idź, zrób dobry
uczynek i poszukaj – zniecierpliwił się Blaise.
- Świnia -
mruknął Draco, ale postanowił się poświęcić. W końcu raz w
roku można być dobrym dla zwierząt... znaczy, tego, przyjaciół.
Z
wielkim trudem odnalazł najpotrzebniejszy eliksir świata i od razu
zaaplikował sobie podwójną dawkę. Z nowymi siłami wrócił do
salonu, rzucił dwie buteleczki płynnego złota Blaise’owi i
wślizgnął się pod koc Hermiony. Rozkoszując się ciepłem
bijącym od jej ciała, zaczął wodzić ustami po kobiecej szyi.
Hermiona niechętnie otworzyła powieki, które zdawały się ważyć
tyle, co ołów, i spojrzała na Dracona, a ten z niewinną minką
spytał:
- Co jesteś w stanie zrobić, by dostać eliksir na
kaca....? Całą buteleczkę...
- Co? Masz eliksir na kaca? -
spytała ochryple dziewczyna. - Daj, proszę... - patrzyła na niego
błagalnie, a on, po zażyciu specyfiku czując się jak młody bóg,
uśmiechał się słodko i niemal czule.
- Pytałem, co jesteś
w stanie zrobić w zamian - pomachał jej przed nosem fiolką, a
Hermiona jęknęła boleśnie.
- To nie fair...
- Fair,
skarbie. Ja go mam a ty nie.... No? – przekomarzał się
arystokrata.
- Dlaczego zawsze tak się zachowujesz? - szepnęła
z wyrzutem.
- Bo taki już jestem, Tunia... – odpowiedział
spokojnie Smok.
Hermiona wytrzeszczyła oczy i wydukała
-
Tu... Tu - nia?
- Od szczotuni, nie podoba ci się? - Draco
poczuł z irytacją, że się rumieni.
- Nie, całkiem miłe...
Tylko nie daj się prosić o eliksir. Głowa mi pęka - dziewczyna
wyciągnęła rękę po złoty płyn.
- O nie, nie, nie.
Najpierw Tunia powie, co zrobi dla Smoczka, żeby dostać buteleczkę
- Draco schował z siebie rękę z cennym eliksirem.
- Wszystko,
tylko mnie nie dręcz! - wybuchła Hermiona. - Zadowolony?
-
Naprawdę jesteś gotowa zrobić wszystko dla tego eliksiru? -
Draco chciał jeszcze trochę podroczyć się z Hermioną. Takie małe
słówko niosło tyle możliwości.
- Tak - Hermiona, jak na
stan, w którym była, odpowiedziała zdecydowanym głosem. - Jestem
gotowa zrobić wszystko... dla ciebie.
- Co? – chłopakowi
odjęło na chwilę głos.
- Mam gdzieś ten eliksir, za kilka
godzin mi przejdzie, ale... ja po prostu chcę być z tobą i mam
gdzieś ten cały zakład – wyjaśniła ciszej.
Rumieniec,
który wykwitł na jej policzkach powiedział więcej, niż słowa i
Draco jedynie patrzył na nią zaskoczony. Hermiona wpatrywała się
w niego niepewnie. Bała się, że jej słowa mogły mu się nie
spodobać, choć sama nie wiedziała dlaczego. Chłopak pocałował
ją delikatnie i podał jej zbawczy napitek.
- Bardzo proszę,
Tunia – powiedział.
Hermiona wypiła eliksir i popatrzyła z
wdzięcznością w szare tęczówki Dracona.
- Dziękuję,
jesteś kochany - powiedziawszy to ucałowała go mocno. Chłopak
poczuł się niewypowiedzianie szczęśliwy. Przytulił ją do siebie
z całej siły, tak, że ledwie mogła złapać oddech. Pogłaskał
jej krótkie włosy i spytał cicho.
- Zrobić ci śniadanko,
Miona?
- Chyba obiadek - odpowiedziała mile zaskoczona. -
Wiesz, już pierwsza dochodzi - popatrzyła na ogromny zegar nad
kominkiem. - Poza tym nie wiem, czy chcę jeść twoje potrawy...
Może jednak ja coś zrobię?
- Taka pora to akurat na
śniadanie, a ty nic nie zrobisz. Poleżysz sobie wygodnie pod
kocykiem. Zrobię ci, co tylko chcesz... No więc na co masz ochotę,
Śzczotuś? – spytał chłopak.
- Na ciebie, Smoczku -
cmoknęła go w policzek
- Ja tak na poważnie... – mruknął
Draco.
- Ja też! – odpowiedziała Hermiona.
- Nie drocz
się ze mną na mój własny sposób, to deprymujące! - Draco nie
wytrzymał i nakrzyczał na Hermionę, która się tylko szczerze
roześmiała.
- Fajnie się dekoncentrujesz - oznajmiła po
chwili. - Skoro już jesteś tak dobry, to rzeczywiście poproszę o
jajecznicę... na bekonie - zastanawiała się przez chwilę i dodała
z czułym uśmiechem, wiedząc, że sprawi mu tym przyjemność. -
Możesz do niej dodać, co tylko zechcesz.
- DZIĘKI! - radośnie
oznajmił światu (czyli Ginny i Blaise'owi, którzy całowali się
namiętnie) Malfoy Junior i niemal wyfrunął spod kocyka.
Hermiona
po chwili zastanowienia poszła za nim do kuchni. Nie chciała
przeszkadzać Ginny i Blaise’owi.
**
Virginia
powoli otwierała zaspane oczy i po chwili zastanowienia stwierdziła,
że pocałunki Zabiniego są bardzo miłym budzikiem. Z wielkim
entuzjazm zaczęła je oddawać. Dopiero po chwili odsunęła się od
chłopaka, spojrzała na wychodzącą z pokoju Hermionę, i
uśmiechnęła się.
- Szczęśliwego Nowego Roku –
wyszeptała, zdając sobie sprawę, że zbyt głośne składanie
życzeń może jej zaszkodzić.
- Taaaa, bardzo szczęśliwego.
Nie, żebym był jakiś natrętny, ale co byś dała za eliksir na
kaca? – spytał z udawaną obojętnością chłopak.
- A co
byś chciał? – odpowiedziała pytaniem na pytanie dziewczyna.
-
Dużo...
- Jak dużo? - spytała cichutko Virginia.
-
Bardzo dużo - odpowiedział i obdarzył ją kolejnym gorącym
pocałunkiem.
- Jak bardzo? - Ginny przywarła do niego całym
ciałem, oddając słodkie, ogniste pieszczoty. Mogłaby zrobić dla
niego dosłownie wszystko, nawet gdyby nie miał tego zbawczego
eliksiru.
- Chcę, żebyś poszła ze mną pod prysznic po
śniadaniu i pozwoliła mi się dokładnie umyć, skarbie - oznajmił
namiętnym szeptem.
- To niedużo... – stwierdziła Ginny.
-
Bo to początek, ale dalszej części nie wymyśliłem - oznajmił
prosto.
- A ja będę mogła umyć ciebie? - Ginny wbiła w
niego swoje wielkie czekoladowe ślepka. Uwielbiał, gdy tak na niego
patrzyła – w jej wzroku było wówczas tyle szczerości.
-
Zastanowię się. Proszę, twój eliksir - podał jej buteleczkę i
pocałował ją w czoło.
Już po kilku łykach zbawczego płynu
Ginny poczuła się jak nowo narodzona i dotarło do niej, gdzie to
się znajduje ręka jej zbawcy.
- Eeee... Blaise... co ty
robisz? – spytała.
- Nic - powiedział Blaise uśmiechając
się niewinnie.
W końcu nic nie robił, a to, że jego dłoń
leżała na piersi Virgi, nic przecież nie znaczyło.
- Aha....
Więc jeśli ja zrobię to... - w tym momencie Ginny położyła swa
dłoń na kroczu mężczyzny - ... to też będzie nic?
Blaise
jęknął cicho i przygryzł dolna wargę.
- Zadałam ci
pytanie, czy to jest nic? - niewinnie dopytywała się
Virginia, delikatnie gładząc coraz bardziej twardniejącą
wypukłość czarnych, markowych dżinsów, opinających
arystokratyczny tyłek Zabiniego.
- Okey, może... trochę
więcej niż... nic - wyjęczał z trudem brunet.
- Tylko trochę
- uśmiech Virginii przywodził na myśl wcielenie dziewicy
Orleańskiej, ale jej czyny mocno temu zaprzeczały. - A to? - dodała
rozkosznie słodkim tonem i bardzo sprawnie ściągnęła z jego
bioder spodnie i bokserki, a jej palce mogły teraz swobodnie błądzić
po obnażonej, gorącej męskości Blaise'a, który zaczynał powoli
tracić zdrowy rozsądek.
- No więc panie Zabini... ? Czy to
również jest nic? – po „upojnej” nocy miała seksowną
chrypkę, która działała na Blaise’a prawie tak samo, jak
delikatne pieszczoty. Tak bardzo działała, że mężczyzna nie był
w stanie odpowiedzieć. Ginny uśmiechnęła się niewinnie i
odsunęła od chłopaka.
- To do zobaczenia pod prysznicem! –
krzyknęła i szybko wybiegła z pokoju, podczas gdy Blaise próbował
wyregulować oddech, obiecując sobie, że jak tylko dorwie tą mała
złośnicę „to jej pokaże”. Już niedługo... pod
prysznicem.
Klnąc pod nosem, ściągnął z siebie do końca
spodnie, wsunął bokserki i ruszył prawie dziarskim krokiem w
kierunku łazienki. Założył, że wybrała łazienkę na parterze,
tą niedaleko salonu, gdzie zalegli.
Niech ją ręka boska
broni wybrać jakąś na górze – przyszło Zabiniemu na myśl.
Nie uśmiechało mu się wchodzić po schodach z monstrualną erekcją
i w stanie totalnego napalenia.
Była w łazience na dole.
Całkiem naga i jeszcze sucha.
- Zmoczysz mnie, skarbie? -
spytała zalotnie.
Zabini myślał, że zacznie wyć. Miał
ochotę wziąć ją tu i teraz, ale zaczynał coś czuć do tej
dziewczyny i nie chciał narazić jej na żadne cierpienie. Obiecał
sobie, że choćby się waliło i paliło, nie pozbawi jej
niewinności, jeszcze nie teraz. Chrzanić zakład... Podszedł do
Ginny i pchnął ją pod ścianę przyciskając jej ciało swoim.
-
Ja cię nie tylko zmoczę, kochanie - powiedział ochryple i gorąco
ją pocałował.
Ginny, niewiele się zastanawiając, zaczęła
oddawać ogniste pocałunki. Jej dłonie zaczęły błądzić po jego
ciele, dotykała każdego fragmentu jego skóry, każdego miejsca.
Wreszcie udało jej się odsunąć i z zadowoleniem spojrzała na to,
co zrobiła Blaise’owi.
- Jesteś okrutna - jęknął
chłopak.
- Naprawdę? Czyli nie chcesz, żebym cię umyła? –
spytała słodko.
- Czarownica! – wykrzyknął Blaise.
-
Przecież jestem czarownicą! - radośnie odkrzyknęła Ginny,
obejmując go mocno i tuląc się do rozpalonego ciała chłopaka.
Była tak drobna, że mógł ją zamknąć w swoich ramionach tak, że
całkiem przy nim nikła. Mimo pożądania, poczuł ogarniającą go
falę czułości.
- Okey, ale jest z ciebie czasem wredna
wiedźma - oznajmił cicho. - Jeśli chcesz mnie umyć, to będzie ci
trudno, bo nie wiem, czy dosięgniesz dłońmi moich ramion -
uśmiechnął się złośliwie.
- Bez przesady, dobrze wiesz, że
dam radę, złośliwcu - zmarszczyła nos i dała mu kuksańca w bok.
- Ale może wolałbyś się ze mną po prostu kochać, co? - jej
spojrzenie rozjaśniło się nadzieją.
Blaise stał jak rażony
gromem i wpatrywał się w Virginię. Nie potrafił określić, co
czuje ani jak się czuje. Dziwne... Przecież o tym marzył, a teraz
ona sama to zaproponowała. Przez cały czas wymyślał najróżniejsze
sposoby, by tylko ją dotknąć, pocałować, by być przy niej, a
teraz... A teraz, gdy ona tak po prostu dała mu do zrozumienia, że
też tego chce, to on nie chciał. Nie, żeby w ogóle nie chciał,
ale nie pragnął tego teraz. Chciał zaczekać, dać jej więcej
czasu. Jej i sobie. Chciał stworzyć wyjątkowa atmosferę, bo Ginny
była kimś wyjątkowym... przynajmniej dla niego
- Nie, Ginny.
- zobaczył, że posmutniała po tych słowach i zrozumiał, że źle
się wyraził, tak jakby nie chciał jej. - Nie teraz. Chcę, żebyś
była pewna, że tego pragniesz. Byś naprawdę była tego
pewna. Teraz nie mogę. Nie chcę cię wykorzystywać.
Dziewczyna
przez chwilę stała nieruchomo, zastanawiając się nad tym, co
usłyszała. Chciała mu coś odpowiedzieć, ale nie wiedziała,
jakie dobrać słowa, by nie wyjść na głupiutką trzpiotkę.
-
Blaise... - bardzo trudno było jej mówić. Zupełnie tak, jakby
dopiero uczyła się budować zdania - ... ja wiem, że nie jestem
tak mądra jak Hermiona... wiem, że mam wiele wad, nie jestem
doskonała, ale chciałam ci coś ofiarować... i myślę, że czymś
takim...
- Gin, przestań.... To nie chodzi o to, że ty musisz
mi coś ofiarować i że ja będę cię do kogoś porównywać. Mnie
na tym nie zależy, zależy mi na tobie. Jesteś sobą i jesteś dla
mnie wyjątkowa. Jesteś dla mnie ważna. Kimś innym bym się
zanudził, a ty... właśnie na tobie mi zależy i dopóki nie
będziesz naprawdę gotowa... nie zrobimy tego. To nie znaczy,
oczywiście, że nie chcę. Bardzo chcę, ale jeszcze nie teraz,
jeszcze jest za wcześnie. Mnie zależy na tobie, a nie na seksie z
tobą... – Zabini starał się mówić spokojnie.
Virginia
wpatrywała się w chłopaka zaskoczona. Najpierw chciała na niego
nakrzyczeć, że nie liczy się z jej potrzebami, ale za chwilę
zrozumiała, że zraniłaby go tylko takim postępowaniem. Zabini
pocałował ją delikatnie. Wspięła się na palce i oddała mu
pocałunek. Doprowadzała ją do szaleństwa świadomość, że on
jest tak bardzo podniecony, pragnęła poczuć go w sobie, nawet
gdyby miła to opłacić największym bólem. Tylko, że jej też na
nim zależało i skoro chciał poczekać na to, aż naprawdę będzie
gotowa, to ona również okaże trochę cierpliwości. Poczuła nawet
wdzięczność za troskę o jej dobro.
- Ale mogę cię pieścić,
prawda? – spytała, gdy już zabrakło jej tchu na pocałunek.
-
A tylko spróbowałabyś nie - odpowiedział Blaise, ujął jej pełną
pierś w dłoń i zaczął całować.
Ginny nic nie
odpowiedziała tylko cicho jęknęła. Zęby Blaise’a delikatnie
zacisnęły się na sutku, a jego ręka wsunęła się między jej
uda. Dziewczyna wygięła biodra w oczekiwaniu na kolejna pieszczotę,
a dłonią sięgnęła po jego erekcję. Nie chciała tylko brać,
zamierzała też dawać.
Blaise jęknął głośno i odsunął
delikatnie jej dłoń.
- Najpierw ja, kochanie - szepnął jej
do ucha. Ukląkł przed nią, całował jej brzuch i delikatnie
gładził pośladki Virginii. Dziewczyna zamknęła oczy i zacisnęła
piąstki na włosach chłopaka. Krzyknęła, kiedy jego palce
delikatnie wślizgnęły się do mokrego wnętrza, a język zaczął
drażnić nabrzmiałą łechtaczkę. Miała wrażenie, że za chwilę
zemdleje.
Nagle Blaise podniósł głowę i spojrzał w zamglone
oczy dziewczyny.
- Weasley, jeśli myślisz, że gdy jutro
wrócimy do szkoły, uwolnisz się ode mnie, to się mylisz. Jesteś
moja. Jasne? – perfidnie wykorzystał moment, w którym nawet nie
była w stanie myśleć o jakimkolwiek droczeniu się bądź
kłótni.
- Jasne – w tej chwili odpowiedziałaby w ten sposób
nawet na stwierdzenie, że Ślizgoni żądzą, a Gryfoni to ciołki.
-
To bardzo dobrze - mruknął Blaise i ponownie wrócił do ciekawej,
zajmującej i miłej czynności.
Ginny krzyknęła bardzo
głośno, bo spełnienie przyszło zbyt szybko i gwałtownie. Gdyby
Blaise nie przytrzymywał jej bioder osunęłaby się na podsadzkę.
Chłopak przyciągnął ją do siebie i gwałtownie pocałował wargi
dziewczyny. Virginia przywarła do niego, a jej dłonie niecierpliwie
pieściły jego umięśnioną klatkę piersiową i brzuch.
-
Połóż się, proszę - wyszeptała mu do ucha i leciutko go
popchnęła. Blaise był tak podniecony, że pozwalał jej robić ze
sobą wszystko. Ginny pochyliła się i zaczęła ssać twardą
główkę męskości, doprowadzając swojego kochanka na szczyt
uniesień.
Po wszystkim leżeli na zimnych kafelkach, ale im to
nie przeszkadzało.
- Jestem twój, malutka – wyszeptał jej
do ucha.
Ginny wtuliła się w Blaise’a i rozmyślała o tym,
jak poważnie brzmią deklaracje: „jesteś moja”, „jestem
twój”. W tym momencie nie liczyło się, czy będą ze sobą na
długo, czy kiedyś będą z kimś innym. Teraz byli razem i tylko to
się liczyło, nic innego nie miało znaczenia.
***
Hermiona
przyglądała się, jak Draco przyrządza śniadanie, jakby gotował
dla pułku wojska. Widocznie uznał, że w Nowym Roku wszyscy będą
mieli o wiele większe apetyty. Dziewczyna stała przez chwilę na
progu kuchni, by wreszcie podjeść do młodego mężczyzny
skupiającego całą swą uwagę na zawartości lodówki, a następnie
przytulić się do jego nagich pleców.
- Wiesz, Malfoy... Nie
sadziłam, że kiedykolwiek spędzę z tobą jakiekolwiek święta...
no chyba, że Halloween... przy twoim grobie – zaczęła cicho.
-
Oczywiście, to ty byś mnie do tego grobu wpakowała? – zadrwił
chłopak.
- Oczywiście... i dalej mam szansę – zgodziła się
Hermiona.
- Tak? – zdziwił się.
- Mogę cię wykończyć
nadmiarem seksu – stwierdziła panna Granger.
- Prędzej to ja
cię wykończę - Draco wiedział lepiej.
- Ty mnie? - zdziwiła
się Hermiona.
- Tak, bo jestem silniejszy i lubię być górą.
Uwielbiam słuchać, jak jęczysz z rozkoszy – uśmiechnął się
radośnie.
- I nawzajem - odpaliła.
- Wiesz? Tylko mnie
się to trochę rzadziej zdarza... – powiedział.
- Bo jesteś
uparciuch – odrzekła dziewczyna.
- No właśnie - jego
uśmiech stał się jeszcze szerszy.
- I gbur, bo nie pozwalasz
się odwdzięczyć! – dodała Hermiona.
- Nie gbur, tylko
lubię ci sprawiać przyjemność - zaprzeczył stanowczo.
Położyła
dłonie na jego plecach i wspięła się na palce.
- A nie
pomyślałeś matołku... - wyszeptała -... że mi sprawia radość
dawanie przyjemności tobie.
Odwrócił się plecami do lodówki
i wbił w nią uważne spojrzenie, a następnie przechylił głowę.
Na moment przestały go interesować produkty żywnościowe, które
jeszcze niedawno pochłaniały jego uwagę. Jajka, cebula, czosnek,
kiełbasa, cytryna, sos czekoladowy i karmel przestały być teraz
ważne.
Hermiona wpatrywała się w szare tęczówki chłopaka.
Pogłaskał ją po policzku i czule pocałował.
- Dziś pozwolę
ci na wszystko, co zechcesz - usłyszała delikatny szept tuż przy
swoim uchu.
- Ja tobie też - odpowiedziała żarliwie i mocno
się do niego przytuliła. - Chyba, że wcześniej się otruję tą
jajecznicą... – mruknęła pod nosem.
- Och, nie martw się,
dla ciebie będzie tradycyjna – zapewnił ją Draco.
-
Draco... A ty wiesz, jak się robi tradycyjną jajecznicę? –
zakpiła.
- Nie wierzysz w to? – spytał z zainteresowaniem.
-
Szczerze powiedziawszy, to niezbyt - mruknęła Hermiona.
- No,
wiesz co?! Za to musi cię spotkać kara. Nie wierzyć w umiejętności
Draco Malfoya... – wykrzyknął arystokrata.
- Kara? –
Hermiona spojrzała na niego zaskoczona.
- Tak! Za karę
będziesz musiała zawołać Dzikiego i Wiewiórę na śniadanie....
Ja wolę nie ryzykować – oświadczył Smok.
- Boisz się! –
zaśmiała się dziewczyna.
- Wcale nie... Po prostu wiem, że
on kobiety nie uderzy... – powiedział szybko chłopak.
-
Jasne - Hermiona spojrzała na Dracona tak dziwnie, że poczuł się
trochę nieswojo.
- No co? - wzruszył ramionami.
- Nic,
pójdę po nich, a ty możesz mi zrobić taką jajecznicę, jak i dla
Wiewióry. Chętnie spróbuję smoczej, eksperymentalnej kuchni -
uśmiechnęła się łobuzersko, a Draco poczuł się doceniony i
radosny jak skowronek. - Dla Zabiniego radziłabym jednak przygotować
tradycyjną, on może wykitować, jak zobaczy coś dziwnego.
-
On dostanie to, co wszyscy - stanowczo oznajmił Draco. - Co mam się
dla niego starać...
- Jak chcesz. Idę na niebezpieczną misję
– poinformowała Gryfonka.
- Powodzenia i napisz z frontu! –
odpowiedział wesoło Malfoy.
Hermiona roześmiała się i
wybiegła z kuchni.
***
Pół godziny później
wszyscy biesiadnicy zebrali się w kuchni i cieszyli... ciekawym
śniadaniem. Nawet Blaise zjadł wszystko bez mrugnięcia okiem.
Oczywiście, oprócz ludzkich stworzeń, były tam też istoty
wyższego rzędu, takie jak dwa koty i pies. Przecinek, by nie zostać
zauważonym przez te dwa miauczące potwory, schował się pod stołem
i tylko od czasu do czasu przypominał o swoim istnieniu. W końcu
należało mu podrzucić co smaczniejszy kąsek.
- Kto pozmywa?
- spytała niewinnie Hermiona.
- Dracuś robił śniadanko, to
nie musi - Ginny okazała wszem i wobec swoje miłosierdzie.
-
Tylko nie Dracuś! - żachnął się blondas.
- Okey,
Smoczku, sorry - Virginia podskoczyła i cmoknęła go w policzek.
-
Kurczysz się, Wiewióra - Blaise złośliwie się uśmiechnął, a
Ginny się naburmuszyła.
- A ty nie zmieniaj tematu, Zabini -
Hermiona zmarszczyła brwi. - Draco robił śniadanie, a Blaise
zmywa, to chyba uczciwy układ, prawda?
- Hej! A wy co będziecie
robić? - zapytał Blaise, któremu wcale nie uśmiechało się mycie
garnków.
- My nas spakujemy, bo, jakby nie było, jutro musimy
wracać do szkoły - mruknęła Hermiona, której po raz pierwszy
perspektywa powrotu do Hogwartu niezbyt się spodobała.
- To ja
skoczę do domu. W końcu nie zostawię tu Przecinka - powiedział
Draco i pogłaskał psa po łbie. – Hermiona, chcesz iść ze mną?
Przecież ty też już masz pozwolenie na teleportację.
Dziewczyna
przez chwilę się wahała, ale w końcu ciekawość zwyciężyła.
Zawsze korciło ją, by zobaczyć, jak mieszka Draco Malfoy.
-
A co ja mam robić? - spytała Ginny marszcząc nosek.
- Możesz
wycierać naczynia... przydasz się na coś - oznajmił z nadzieją
Blaise.
- A co będę z tego miała? - dziewczyna zmarszczyła
nos jeszcze bardziej. Brunet już miał powiedzieć, że wszystko, co
zechce, ale, jako że był słownym człowiekiem i nie lubił rzucać
słów na wiatr, w porę ugryzł się w język.
- Coś wymyślę
- oznajmił uśmiechając się słodko. - Nie pożałujesz...
Ginny
cmoknęła z niesmakiem, ale skinęła głową na znak zgody.
-
A wy nie zdemolujcie starym Smoka sypialni - rzuciła w stronę
Hermiony i Dracona z najbardziej niewinnym uśmiechem pod słońcem.
Nieświadomie podsunęła Malfoyowi Juniorowi zabójczy
pomysł.
***
Hermiona, Draco i bardzo wystraszony
Przecinek teleportowali się prosto do salonu w posiadłości
Malfoyów
- Heeeeeeeeeeeeej! Jest tu kto? - Draco zawył
radośnie, tak, że słychać go było w całym domu.
- Draco,
ciszej - Hermiona z zainteresowaniem rozglądała się po salonie
utrzymanym w ciepłych barwach.
Nagle, nie wiadomo skąd,
pojawił się wiekowy, brodaty czarodziej, który jakby nigdy nic
przeszedł przez ścianę.
- Draconie, twoi szanowni rodziciele,
mając na względzie swe słabowite zdrowie, udali się na wakacje i
wrócą dziś wieczorem. A ty, jak każdy porządny młody człowiek,
nie powinieneś tak krzyczeć. Ta młoda dama ma racje. Ucisz się,
chłopcze – zganił Smoka duch.
- Herm, chciałem ci
przedstawić mojego przodka, Ulryka Malfoya. Jakbyś nie zauważyła,
jest duchem. Upierdliwym – rzekł z powagą Draco rzucając
rozeźlone spojrzenie duchowi, który „odpłynął” w kierunku
przeciwległej ściany.
- Jestem istotą, która przekroczyła
już zwykłe ludzkie cielesne bariery i sam jesteś upierdliwy,
gówniarzu! – Draco był niemal pewien, że duch pokazał mu zza
ściany nieprzyzwoity gest.
Hermiona się roześmiała, a Malfoy
pokazał jej język, jednak potem sam też się uśmiechnął.
-
Słabowite zdrowie, też mi coś – pokręcił głową z
niedowierzaniem. – Chata wolna, Szczotuś, co oznacza, że możemy
pofiglować... – ugryzł delikatnie płatek jej ucha i Hermiona się
zarumieniła. Bądź co bądź, była jeszcze dosyć niewinna. -
Chcesz popływać?
- Że co?! – wyglądała na mocno
zaskoczoną.
- Mam na myśli basen, a twoje myśli są kosmate –
wyjaśnił spokojnie Malfoy Junior.
- Wcale nie! – rumieniec
Hermiony się pogłębił.
- Uwielbiam te zaróżowione policzki
– rzekł Draco uśmiechając się do niej łobuzersko.
- ... –
Hermiona nie wiedziała co odpowiedzieć.
- Tunia, jesteś
słodka, ale nie rób buzi w ciup i nie marszcz noska, bo mi
sprawiasz przykrość. To jak będzie, chcesz się pochlupać? –
spytał, a jego uśmiech stał się jeszcze szerszy.
- A duży
chociaż ten basen? – spytała z zaciekawieniem Gryfonka. Bardzo
lubiła pływać.
- Sama się przekonasz... Mały na pewno nie
jest – odpowiedział Draco.
- Okey, chcę popływać, nawet
chętnie – uśmiechnęła się szeroko.
- Madame – Draco
zrobił poważną minę i podał jej swoje ramię.
- Merci
monsieur – odrzekła kurtuazyjnie i przyjęła ofertę.
Po
kilku minutach znaleźli się na basenie. Draco, nie czekając na
Hermionę, rozebrał się do naga i skoczył do ciepłej wody.
-
No co, mała, cykasz? – spytał, wynurzywszy się
- Wcale
nie... mały! – odpowiedziała zadziornie Gryfonka.
- Granger,
we mnie nie ma nic małego! – zaznaczył arystokrata.
-
Jest.... skromność i powściągliwość - odkrzyknęła dziewczyna
i zrzuciła z siebie ubranie. Po chwili była już w samej
bieliźnie.
- No co? Nie jestem powściągliwym i skromnym
człowiekiem?! – odpowiedział mężczyzna bez cienia skromności.
W
akustycznym pomieszczeniu rozległ się perlisty śmiech Hermiony.
Chłopak wzruszył ramionami i przyglądał się z zaciekawieniem,
jak dziewczyna ściąga z siebie skromne, białe figi i stanik. Po
chwili panna Granger nurkowała już w cieplutkiej wodzie
basenu.
Trochę baraszkowali w wodzie jak małe dzieci. Bawili
się w berka i co chwile słychać było śmiechy i piski. Po pół
godzinie wybryków Draco złapał Hermionę i przycisnął ją do
ścianki.
- No i co teraz, Granger? Jesteś w mojej mocy... i
jeszcze jesteś mi coś winna – powiedział.
- A niby co? –
spytała, udając, że nie ma zielono pojęcia, o czym chłopak
mówi.
- A nie pamiętasz, co mówiłaś rano? Że zrobisz...
WSZYSTKO – przypomniał jej blondyn.
- Pamiętam - Hermiona
patrzyła Draconowi w oczy. Czuła jak jego dłoń delikatnie pieści
pod wodą jej biodro, brzuch i powoli przesuwa się na piersi.
-
No i co z tą obietnicą? - sugestywnie uniósł brew i przechylił
głowę. - Nadal aktualna?
Dziewczyna pokiwała nieśmiało
głową. Była całkowicie pewna, że pragnie być z Draconem. Bardzo
pragnie.
- To zrób coś dla mnie, kochanie, i usiądź na
brzegu basenu, dobrze? - pocałował delikatnie płatek jej
ucha.
Dziewczyna była trochę zdziwiona życzeniem Dracona, ale
bez słowa zrobiła to, o co poprosił. I już po chwili cichutko
jęknęła. Draco zaczął ją całować. Lecz nie tak jak
dotychczas. Jego usta sunęły w górę jej nóg. Zaczął od kostek,
a później wędrował coraz wyżej. Bawił się jej pragnieniem.
Powoli dawkował przyjemność. Był niczym prawdziwy wirtuoz
rozkoszy.
Położył dłonie na biodrach dziewczyny i delikatnie
gładził napiętą skórę, wywołując w jej ciele nowe fale
przyjemności. Jego język zataczał teraz drobne kręgi wokół
pępka i Hermiona bezwolnie pojękiwała pod wpływem subtelnych
pieszczot.
- Tak ci dobrze? - spytał, podnosząc głowę i
zaglądając w jej ciemnoorzechowe oczy. Skinęła jedynie, niezdolna
nic powiedzieć i spragniona dalszej porcji erotycznej uczty, którą
jej zaserwował. Nie wiedziała, że to dopiero przedsmak. Draco
zszedł ustami niżej i dotknął jej wilgotnej kobiecości. Hermiona
prawie krzyknęła. Przestały ją hamować jakiekolwiek bariery.
Chciała więcej i więcej. Chciała jego. Ale nie pomagały żadne
prośby czy błagania. Draco był nieugięty. To on o wszystkim
decydował, a Hermiona mogła tylko poddać się jego woli.
Szerzej
rozchylił nogi dziewczyny, a jego pocałunki stały się bardziej
namiętne i gorętsze, zupełnie tak jak odczucia Hermiony. Krzyknęła
głośno i całkowicie dała się unieść fali przyjemności, która
ogarnęła jej ciało. Malfoy przytrzymał mocno biodra kochanki, nie
pozwalając jej na żaden ruch i z rozkoszą smakował jej wnętrze,
upajając się gwałtownymi reakcjami dziewczyny.
***
Piętnaście
minut później Hermiona leżała w wielkim łożu i patrzyła, jak
Draco rozpala w kominku. Sypialnia, w której się znajdowała, była
ogromna i należała do rodziców Malfoya. Hermiona nawet dobrze nie
pamiętała, jak się tu znalazła. Po kolejnej fali rozkoszy po
prostu ujrzała wszechogarniającą ciemność, a kiedy później
otworzyła oczy, znajdowała się już w tej komnacie.
Obserwowała
go w milczeniu. Był ubrany jedynie w czarny szlafrok. Obejrzał się
z niepokojem i uśmiechnął się, widząc, że odzyskała
przytomność. Na stoliku obok stała szklanka wody, którą obmył
jej twarz.
- Masz, napij się – powiedział, zbliżając
szklankę z resztą płynu do jej warg. - Zemdlałaś - szepnął jej
do ucha, kiedy łapczywie piła wodę. - Trochę się
przestraszyłem.
- Nic się nie stało. Naprawdę. Byłam po
prostu.... Boże, Draco coś ty mi zrobił? – spytała spoglądając
na niego znad szklanki. Czuła, że na twarzy rozkwitają jej
rumieńce.
- Chciałem ci tylko zrobić dobrze. Mam nadzieje, że
się udało – wyjaśnił cicho.
- Przecież wiesz ... –
powiedziała Hermiona i rozejrzała się po pokoju. - To sypialnia
twoich rodziców? Chyba nie powinniśmy... - zapytała
- Oj daj
spokój, ich przecież nie ma, a mają największe łóżko w tym
domu – przerwał jej łagodnie.
- Ale ja bym chciała zobaczyć
twój pokój – zażądała dziewczyna.
Draco jęknął
zrozpaczony.
- Jesteś pewna? Moje wyrko nie jest nawet w
połowie tak imponujące, chociaż do skromnych nie należy - Malfoy
zrobił minę skrzywdzonego Przecinka.
- Jezu, człowieku, nie
chcę oglądać twojego łóżka ani się w nim kłaść. Chcę po
prostu zobaczyć twój pokój – Gryfonka spojrzała na niego znad
szklanki.
- No dobrze, chodź... Tylko poczekaj, musisz w coś
się ubrać – Draco dał za wygraną. Następnie podszedł do dużej
szafy stojącej w rogu sypialni.
- To nie wziąłeś moich
rzeczy z basenu? - spytała zaskoczona, obserwując, jak wyjmuje
ciuchy z szafy.
- Nie, kochanie, niosłem ciebie, ciuchy zostały
na dole, ale nie przejmuj się... Ubierz koszulę nocną mojej matki
i jej szlafrok – podał jej rzeczy.
- No wiesz? A jak coś
zniszczę? One są na mnie za duże – Hermiona spojrzała na
rzeczy, które trzymał, z obawą. Wyglądały na drogie.
- To
chodź nago - warknął Draco.
Dziewczyna przez chwilę
wpatrywała się w jego wyciągniętą dłoń, by w końcu wziąć od
niego rzeczy.
- Gniewasz się? - spytała nieśmiało,
zakładając koszulę nocną.
- Tak, bo chciałem kochać cię i
sprawiać ci rozkosz na najfajniejszym wyrku w tym domu, a ty chcesz
sobie pooglądać mój pokój... Przepraszam - dodał widząc smutną
minę Hermiony.
- Draco, kochanie, ale dla mnie się nie liczy,
gdzie to zrobimy, bylebyśmy byli razem – zapewniła go.
Malfoy
powoli usiadł na łóżku i dotknął policzka Hermiony.
-
Tunia... Przecież do tej pory oponowałaś i ... byłem pewny, że
teraz też to zrobisz – powiedział, spoglądając na nią spod
grzywki.
- A co jeśli ja chcę się z tobą kochać? –
spytała śmiało.
- NAPRAWDĘ?! – wykrzyknął zaskoczony.
-
Draco, przecież gdybym tego nie chciała, nie byłoby mnie tutaj. W
momencie, gdy padła propozycja, że się tu przeniesiemy,
wiedziałam, że do tego dojdzie i nie mam nic przeciwko –
wyjaśniła.
- A ja nie wiedziałem, że do tego dojdzie i wcale
nie zamierzam cię ani uwodzić, ani do niczego zmuszać. Chciałem
ci dać tylko trochę rozkoszy - powiedział łagodnie Draco i ją
przytulił.
- Ale ja chcę ci się oddać i naprawdę nieważne,
gdzie to zrobimy. Szczerze powiedziawszy, nawet wolę się kochać w
pokoju, który jest twój, Draco. Poza tym, chcę zobaczyć jak
mieszkasz – dziewczyna spojrzała na niego uważnie i uśmiechnęła
się.
- Naprawdę chcesz mi się oddać? - Draco był trochę
zaskoczony. W odpowiedzi gorąco go pocałowała i przytuliła się
mocniej.
- Naprawdę - odrzekła pewnym głosem.
*
Draco
z wielkim oporem zabrał Hermionę do swego królestwa. Była tam
zbieranina wielu naprawdę dziwnych rzeczy. Hermionę jednak
najbardziej zainteresowała tarcza do lotek. Wydawałaby się
zupełnie zwykłą, mugolską tarczą. Zastanowiło ją, dlaczego
Draco na jej widok skrzywił się dosyć dziwne i udawał, że w
ogóle nie wie, co ona tam robi
- Mugolska zabawka? -
zażartowała Hermiona.
- No, nie do końca - niechętnie
odpowiedział Draco i spuścił wzrok.
- Aha, zaczarowałeś...
No to masz podobne hobby, jak pan Weasley. On zbiera mugolskie rzeczy
i na nich eksperymentuje... Miał nawet latający samochód –
stwierdziła dziewczyna, uważnie przyglądając się przedmiotowi
wiszącemu na drzwiach.
Draco jeszcze miesiąc wcześniej
oburzyłby się na takie porówna, ale teraz zareagował zupełnie
inaczej.
- Latający wóz?! - krzyknął entuzjastycznie. Jego
naprawdę interesowało takie eksperymentowanie i to coraz bardziej.
Zastanawiał się, co na to powiedziałby jego stary.
- Tak, ale
już nie ma. Zwiał do Zakazanego – poinformowała Gryfonka.
-
Aha, już pamiętam, to ta historię z Potterem... – przypomniał
sobie, o jakim samochodzie mowa.
- No, dasz pograć? Ciekawe
jakiego mam cela - wbiła w niego swoje piękne, orzechowe
oczy.
Kurczę - pomyślał chłopak i żołądek mu się
na chwilę mocno skurczył.
- Ale wiesz.... – zaczął.
-
No, Draco, proszę... Rzucę tylko raz – zaczęła błagać
Hermiona.
- Hermi, przecież nie przyszliśmy tu żeby... –
zaczął raz jeszcze.
- Oj, Draco, daj się pobawić -
powiedziała i wzięła leżące na biurku lotki.
Przymierzyła
się i rzuciła jedną. Co prawda nie trafiła w środek, ale bardzo
blisko, a efekt i tak był bardzo ciekawy.
Z zaskoczeniem
usłyszała swój własny głos mówiący: "Draconie Malfoy,
lecę na ciebie."
Popatrzyła na chłopaka ze zdziwieniem i
powiedziała:
- Wow, nie wiedziałam, że marzysz o takim
tekście z moich ust. No, no... - obrzuciła go znaczącym
spojrzeniem. - Dobra, ciekawe, co się stanie, jak trafię w środek
tarczy...
- Nic nadzwyczajnego.... - Draco wyglądał na
zawstydzonego.
- Nie? - spytała zalotnie. - Ale ja bardzo
chciałabym to usłyszeć – na te słowa twarz Malfoya nabrała
buraczanego koloru.
- Oj, Hermi, daj spokój... Wtedy jeszcze
cię nie lubiłem - pąs na bladych policzkach jeszcze bardziej się
pogłębił.
- Lubić to mnie może i nie lubiłeś, ale
chciałeś usłyszeć jak mówię, że na ciebie lecę, prawda? –
spytała dziewczyna.
- Byłem gówniarzem. To miał być tylko
taki żart – wytłumaczył Draco.
- Więc nic się nie stanie
jak trafię w środek - to powiedziawszy wzięła lotkę i ponownie
rzuciła w stronę tarczy. Tym razem nie spudłowała, a do jej uszu
dobiegły słowa: „Draco, jesteś moim panem” wypowiadane głosem
Harry`ego.
- O! – powiedziała, udając zaskoczenie - Widzę,
że jesteś też ambitny! Chciałbyś, żeby Harry ci służył? -
spytała zalotnie i podeszła do Dracona. Bardzo blisko.
-
Szczeniacki wybryk - chłopak wzruszył ramionami i odwrócił wzrok,
który padł teraz na ładne, spore, pojedyncze łóżko, w tej
chwili zawalone mnóstwem czystych podkoszulek, skarpetek i slipek,
których nie sprzątnął od... dłuższego czasu. Jego konsternacja
pogłębiła się, gdy dojrzał wystający spod materaca róg pisemka
dla panów...
O żesz kur*wa - pomyślał mało
inteligentnie
Hermiona również zauważyła tą szczególnego
rodzaju prasę i spojrzała na Dracona z błyskiem w oku.
-
Wiesz, zawsze chciałam zobaczyć, jak wyglądają takie
czarodziejskie pisemko – rzekła.
- Ale ja jestem pewien, że
cię to nie zainteresuje... Zresztą to nie moje i ja je tylko
czytałem.
Na to ostatnie stwierdzenie Hermiona zareagowała
śmiechem - mężczyźni byli tak łatwi do przejrzenia.
- No i
co się śmiejesz? Takie zabawne, że mój ojciec trzyma takie
rzeczy? Co się dziwisz, że sobie wziąłem? - naburmuszył się.
-
Chcesz mi wmówić, że to gazetka twojego starszego? Draco, czy ty
mnie masz za idiotkę? Nie zauważyłeś, że się przyjaźnię z
dwoma facetami i mam przyjaciółkę, która posiada sześciu braci?
No już dobrze – dodała zauważywszy, jak bardzo zrzedła mu mina.
Draco przeklinał siebie w duchu za brak porządku w pokoju.
-
Hej, ja cię za to nie potępiam - powiedziała cicho. - Draco, ja
naprawdę nie mam nic przeciwko temu. Każdy z nas musi zaspokoić w
sobie tę szczególna ciekawość. Wierzę, że ty to tylko czytałeś
– spojrzała na niego uważnie.
- Wyszedłem na kretyna? –
spytał zawstydzony.
- Nie bardziej niż zazwyczaj... ale i tak
cię lubię... – uśmiechnęła się lekko.
- Tylko lubisz? -
zapytał Draco i z niebezpiecznym błyskiem w oku zbliżył się do
niej jeszcze bardziej.
- No, może coś więcej... – zgodziła
się Hermiona.
- W takim razie może pokażesz mi, o ile
więcej... – zaproponował, unosząc brew do góry.
-
Jesteś pewien, że tego chcesz, Malfoy? - spytała zalotnie.
-
Jestem bardziej niż pewien, Granger - objął ją i gwałtownie
pocałował. Gorący pocałunek powoli zamienił się w delikatną,
zmysłową pieszczotę.
- W takim razie ci pokażę - szepnęła
Hermiona, odrywając usta od jego warg i podchodząc do jego łóżka.
Następnie jednym zamaszystym ruchem zwaliła całą garderobę
chłopaka na podłogę, pozostawiając wolne łóżko.
- Wow,
jestem pod wrażeniem - zadrwił Draco i po chwili wylądował na
łóżku, rzucony nań brutalnie przez dziewczynę.
- No i co? -
spytała niewinnie, kładąc się na nim.
- To, kochanie -
odrzekł on i przewrócił dziewczynę na plecy.
- Hej, to
niesprawiedliwe! Jesteś silniejszy! – krzyknęła oburzona.
Draco
zaśmiał się i z powrotem przekręcił się tak, że leżała na
nim.
- Tak może być? - zapytał z ciepłym uśmiechem i
delikatnie zsunął z jej ramion, odpiętą pod szyją, jedwabną
koszulę swojego ojca, którą na nią wcześniej zarzucił i w
której dziewczyna dosłownie się topiła.
- A wiesz, że to
trochę... perwersyjne - powiedziała Hermiona, kiedy Draco całował
jej szyję.
- Perwersyjne? - Draco spojrzał na nią zdumiony.
Nie za bardzo wiedział, o co jej chodzi.
- Najpierw leżałam
nago w łóżku twoich rodziców, teraz ściągasz ze mnie koszulę
swojego staruszka , a co będzie, jak oni wrócą do domu? –
wyjaśniła, spoglądając na niego rozbawiona.
- To lepiej dla
nich, żeby tu nie wchodzili, Tuniu – odpowiedział Draco.
-
Skoro tak mówisz... - dziewczyna nie miała ochoty protestować.
Miała jedynie ochotę na to, żeby Draco kontynuował to, co
zaczął
Chłopak delikatnie gładził odkryte ramię Hermiony.
Jego dotyk niemal parzył jej skórę. Jęknęła cichutko pod
wpływem tej niewinnej pieszczoty i rozwiązała szlafrok Malfoya.
Niecierpliwie całowała jego szyję i klatkę piersiową, a dłoń
zsunęła na biodra i brzuch swojego mężczyzny i gładziła go
czule, doprowadzając chłopaka niemal do szaleństwa.
-
Hermiona, proszę, ja tego nie zniosę - wyszeptał, kilka minut
później, gdy jej wargi zatrzymały się na rozpalonej skórze
podbrzusza.
- Pozwól mi, błagam - podniosła głowę i
spojrzała na niego z czułością.
- Dziewczyno, ty mnie
wykończysz - jęknął Draco, ale wcale nie oponował.
Był
tylko zwykłym mężczyzną, który nie potrafił niczego odmówić
kobiecie.
Hermiona zaczęła schodzić ustami coraz niżej.
Powoli objęła ustami jego naprężony członek, a Draco jęknął z
rozkoszy. Gryfonce podobało się to coraz bardziej. Teraz to ona
rządziła, to ona dawała mu przyjemność i to od niej zależało,
co będzie się działo dalej.
Z czułością obdarzała go
intymnymi pieszczotami. Całowała, gładziła dłońmi jego męskość,
by za chwilę znowu ssać delikatnie twardą główkę. Draco jęczał
coraz głośniej, a dłonie z całej siły zacisnął na kapie
przykrywającej łóżko. Miał wrażenie, że za chwilę umrze z
rozkoszy. Nigdy wcześniej nie pieściła go tak żadna dziewczyna;
tylko on sam całował tak niemal każdą, z którą się kochał,
ponieważ uważał, że kobiety tego potrzebują. Nie miał pojęcia,
że można czuć coś tak cudownego, jak czuł w tej chwili.
Nie
sądził, że jakakolwiek kobieta będzie chciała obdarzyć go
takimi pieszczotami. Ale to nie była jakaś tam dziewczyna.
To była Hermiona Jane Granger. Jego Szczotunia. W pewnym momencie
poczuł, że dłużej tego już nie wytrzyma. Jeszcze chwila i
wszystkie jego plany na dzisiejszy dzień wezmą w łeb.
-
Hermi...
- Ja tego chcę - dziewczyna nie dała mu dokończyć i
na powrót wróciła do przerwanych pieszczot.
Draco nie mógł
już dłużej tłumić swoich reakcji w żaden sposób. Szlochał i
krzyczał z rozkoszy, sprawiając Hermionie jeszcze większą radość
z dawania mu przyjemności. Spełnienie, które przeżył, było
nieporównywalne z niczym innym w jego krótkim, nastoletnim życiu.
Zupełnie się nie kontrolował i czuł zawstydzenie, że pozwolił
Hermionie doprowadzić się tak daleko. Do samego końca
Dziewczyna
przełknęła całe nasienie mężczyzny, krzywiąc się leciutko z
powodu niezbyt przyjemnego smaku, ale to jej nie przeszkadzało.
Najważniejszye, że dała mu tak wspaniałą rozkosz. Hermiona
podciągnęła się do góry i położyła przy Draconie całując go
delikatnie w policzek. Chłopak przyciągnął ją do siebie i mocno
objął. Chciał jej podziękować za to, co zrobiła, ale nie
wiedział, co powiedzieć. W jakie słowa ubrać to, co czuje.
-
Dziękuję - wyszeptał wreszcie i pocałował ją w czubek
głowy.
Hermiona uśmiechnęła się delikatnie i jeszcze
mocniej się w niego wtuliła.
- Jesteś kochany - wyszeptała
po kilku chwilach, podczas których Draco pieścił delikatnie jej
kark i plecy.
Była spragniona jego bliskości i bardzo
pobudzona, dlatego każde dotknięcie rozpalało ją jeszcze
bardziej, ale jednocześnie łagodziło jej napięcie.
- Skoro
ja jestem kochany, to co mam powiedzieć o tobie, skarbie? - zapytał.
- Jesteś najsłodszą istotą jaką znam.
Hermiona zaśmiała
się głośno i przekręciła się tak, że teraz leżała na boku.
Przez przypadek ruszyła nogą i uśmiechnęła się po kobiecemu.
-
Czyżbyś powracał do życia, czy po prostu cieszysz się, że
jestem z tobą? – spytała.
- Cicho, kobieto. On jest bardzo
nieśmiały i jeszcze się przestraszy – uciszył ją Draco.
-
Och, czyli Blaise miał racje; jaki pan, taki kram – stwierdziła
przekornie Hermiona.
- Nie bluźnij. On jest naprawdę nieśmiały
i wstydliwy, najlepiej będzie, jak sama się nim zaopiekujesz. Może
go gdzieś schowamy? – zaproponował.
- Malfoy, śmiesz
twierdzić, że jest w tobie cokolwiek nieśmiałego i wstydliwego? -
Hermiona roześmiała się radośnie. - Ale tupet!
- Panno
Granger... - warknął zirytowany jej zachowaniem Draco -... jeżeli
się pani natychmiast nie uspokoi, ukażę panią za
niesubordynację!
- Ciekawe jak? - dziewczyna nie wyglądała
ani na skonsternowaną, ani na przestraszoną.
- Tak - szepnął
jej do ucha chłopak i przeturlał się na nią. Hermiona krzyknęła
cicho z zaskoczenia, a za chwilę leżała przygnieciona do łóżka
twardym, gorącym ciałem kochanka i oddawała jego namiętne, słodko
- gorzkie pocałunki.
Draco zerwał z niej jedwabny przyodziewek
i rzucił w kąt. Nieistotne, że oderwał kilka guzików, bo
zupełnie inne rzeczy pochłaniały jego uwagę.
Z zachwytem
patrzył na nagie ciało panny Granger. Było piękne. Ona cała była
piękna. Zaczął całować jej twarz, a jego dłoń wślizgnęła
się pomiędzy jej uda. Chciał ją przygotować do tego, co miało
nastąpić. Nie chciał jej sprawiać niepotrzebnego cierpienia.
Chciał, aby jej było jak najprzyjemniej, żeby krzyczała z
rozkoszy, tego właśnie pragnął. Gdyby mógł, przychyliłby jej
nieba. Za sam fakt, że istniała i że z nim była.
Delikatnie
całował szyję dziewczyny, jej ramiona, piersi i brzuch. Jego dłoń
błądziła p, udach i biodrach Hermiony, co jakiś czas delikatnie
muskając gorącą i wilgotną kobiecość. Dziewczyna jęczała
cichutko.
- Miona... - szepnął nagle cichutko, podnosząc
głowę - ... Na pewno tego chcesz?
Przytaknęła żarliwie.
-
Ale wiesz, że będzie bolało - popatrzył na nią z troską.
-
To nic - uśmiechnęła się delikatnie. - Ja bardzo ciebie
pragnę.
Pocałował delikatnie jej brzuch i zszedł wargami
niżej, by lizać cipkę dziewczyny. Krzyknęła z rozkoszy i wygięła
się w łuk. Zmysłowe pieszczoty sprawiły, że bardzo szybko
osiągnęła spełnienie.
- Draco, błagam cię, chcę cię
poczuć w sobie - szepnęła cichutko przez łzy.
Draco
podciągnął się na rękach i uważnie przyjrzał się twarzy
Hermiony. Miał nadzieję, że po wszystkim nie będzie tego
żałowała. On na pewno nie będzie żałował. I nie chodziło o
to, że była jego pierwszą dziewicą, ale o to, że to była sobą.
Bardzo powoli i ostrożnie posiadł dziewczynę, ale Szczotunia
chciała inaczej. Objęła go nogami i wygięła biodra ku przodowi,
a on po prostu nie mógł się powstrzymać.
Hermiona cicho
krzyknęła, bo mimo wszystko poczuła ból, a Draco natychmiast stał
się na powrót delikatny.
- Przepraszam kochanie - wyszeptał,
poruszając się w niej powolutku.
- Nie szkodzi - w odpowiedzi
uśmiechnęła się do niego blado - Nie chcę, żebyś się
powstrzymywał.
- Cii... - jego wargi przywarły do szyi
dziewczyny. - Nie chcę ci sprawiać niepotrzebnego cierpienie. Zaraz
będzie dobrze, Tunia.
I rzeczywiście miał rację. Był tak
delikatny, łagodny i tak długo pieścił wargami jej szyję i
ramiona, aż dziewczyna zaczęła odczuwać przyjemność, a ból
powoli zaczął mijać. Wyjęczała imię kochanka i zacisnęła
mocniej uda na jego biodrach.
W momencie spełnienia Draco
pocałował Hermionę w usta, a ona jeszcze mocniej przywarła do
jego ciała. Po wszystkim leżeli wtuleni w siebie, wsł[ptaszek]ąc
się w swoje zmęczone oddechy.
- Przepraszam... nie chciałem,
żeby cię bolało – szepnął.
- Głuptasie, to zawsze boli –
odpowiedziała cicho.
- Wiem, ale nie chciałem – Draco
przeprosił ją raz jeszcze.
- Draco... - Hermiona delikatnie
pogłaskała jego policzek - ... Wiem, że nie chciałeś i chciałam
ci podziękować, że... chciałam ci podziękować za wszystko i
powiedzieć, że mi na tobie zależy.
- Mi na tobie też,
kochanie - Draco uśmiechnął się do niej czule i delikatnie
cmoknął ją w nos.
- Masz śliczne piegi na nosie - dodał
łagodnie.
Hermiona się lekko skrzywiła i odwróciła wzrok.
-
Nie lubię ich - powiedziała niepewnie. - Nie przypominaj, że je
mam.
- Ale one są cudne - chłopak mocno ucałował jej usta. -
Dodają ci tylko uroku, Miona.
- Dziękuję - szepnęła
cichutko i jeszcze bardzie wtuliła się w jego ciało.
Po kilku
minutach zasnęli, a obudziło ich dopiero czyjeś znaczące
chrząkniecie.
*
Draco bardzo niechętnie otworzył
oczy i zobaczył, że koło łóżka stoi jego ojciec. Lucjusz w
rękach trzymał ubrania Hermiony, których Draco nie wziął z
basenu.
- Co ty tu robisz? – spytał chłopak i jednocześnie
podciągnął kołdrę, by przykryć Hermionę.
- Mieszkam –
odpowiedział spokojnie Malfoy Senior.
- Ale miało cię nie być
– warknął jego syn.
- Jest osiemnasta...Właśnie wróciliśmy
z twoją matką z urlopu – wyjaśnił nadal spokojnie mężczyzna.
-
Draco - szepnęła Hermiona przez sen i przytuliła się do chłopaka,
przy okazji odkrywając swoje zgrabne nóżki. Malfoy Junior z troską
objął dziewczynę i ponownie przykrył kołdrą, a następnie
spojrzał z wyrzutem na ojca. Lucjusz wymownie uniósł brew i złożył
dłonie na piersiach.
- No co? To mój pokój - oświadczył
szeptem Draco i wzruszył ramionami.
- No coś ty? - mężczyzna
nadal wpatrywał się wymownie w swojego jedynaka.
- Cii, Mionka
śpi, nie gadaj - chłopak obronnym gestem przygarnął bezbronną i
pogrążoną we śnie kochankę.
- Oczywiście, jakżebym śmiał
ją budzić. Sam to zrobisz, za pół godziny oczekuje was w salonie.
A, przy okazji, wracacie jeszcze do Zabinich? – spytał a w jego
głosie zabrzęczały złośliwe nutki.
- Tak - wyszeptał Draco
- Tam są wszystkie nasze rzeczy, poza tym jutro musimy być w
szkole.
- Oczywiście... a właśnie... Draconie... Czy to może
moja jedwabna koszula leży podarta na podłodze? – spytał jego
ojciec z zainteresowaniem.
- Eeee, no... - Draco w swojej
elokwencji pobił Pottera. - No bo właśnie to się tak niechcący
stało i... - Biedak szukał gorączkowo odpowiednich słów, a
Lucjusz widząc, jak syn się męczy, podniósł koszulę z podłogi
i wymruczał zaklęcie naprawiające.
- Dobra, już nic nie mów.
Aż mi się żal robi, gdy patrzę na te... dziewicze rumieńce u
mojego pierworodnego - mężczyzna specjalnie zawiesił głos przed
słowem "dziewicze", by móc z radością obserwować, jak
Draco rumieni się jeszcze bardziej.
Kiedy tylko pan Malfoy
wycofał się z pokoju syna, jego jedyna latorośl zaczęła
delikatnie wybudzać swą towarzyszkę.
- Hermi... kochanie
obudź się...
- Jeszcze chwilkę... – mruknęła przez sen
dziewczyna.
- Hermi... Moi rodzice wrócili i oczekują nas za
piętnaście minut... – Draco nie dał za wygraną.
- To
fajnie...CO?! JAK TO WRÓCILI?! ONI NIE MLI PRAWA WRÓCIĆ! CO ONI
SOBIE O MNIE POMYŚLĄ!!! – wykrzyknęła siadając gwałtownie na
łóżku.
- Skarbie, nie krzycz... - położył delikatnie palec
na jej ustach. - Nie krzycz, bo na pewno nas usłyszą mimo zaklęć
wyciszających do mojego pokoju. Drzwi są uchylone. Poza tym
wystraszysz Przecinka, biedak nie znosi hałasu – uciszył ją, a
Przecinek, jak na komendę wsunął łeb zza drzwi i zaskomlał.
-
Boże, ale obciach - Hermiona nie mogła przeżyć wcześniejszego
powrotu rodziców swojego chłopaka; przynajmniej taka miała
nadzieję, że to jej naprawdę jej chłopak. W odpowiedzi na
swoje obawy otrzymała ognistego buziaka godnego prawdziwego Smoka.
-
Draco, no co ty... – zdziwiła się.
- Nic, moi rodzice pewnie
będą bardzo zadowoleni – odpowiedział chłopak.
- Jasne...
już to widzę- zadrwiła panna Granger wstając z łóżka.
-
Jesteś pierwszą dziewczyną, która przyprowadziłem do domu i nie
zamierzam tak łatwo wypuścić – oznajmił po prostu i wzruszył
ramionami.
Hermiona zarumieniła się lekko, ale wyglądała na
rozradowaną.
- Naprawdę? – spytała, patrząc w szare, teraz
pełne przekory i zarazem czułości oczy.
- Mhm - lakonicznie
odrzekł Smok.
- A w co ja się... O! Widzę, że przyniosłeś
z basenu nasze ciuchy - Hermiona chwyciła swoją bieliznę i zaczęła
naciągać figi na pupę.
- Tak naprawdę nie ja je przyniosłem,
tylko mój stary, Tuniu - bardzo cicho i bardzo niepewnie wyprowadził
ją z błędu Draco.
Hermionę zamurowało. Przez chwilę stała
nieruchomo i wpatrywała się w Dracona zaszokowana.
- Możesz
to powtórzyć? – poprosiła powoli.
- Mój ojciec –
powtórzył jeszcze ciszej chłopak.
- Nie - jęknęła
dziewczyna i usiadła na podłodze. - To jakiś koszmar!
-
Tunia, nie będzie tak źle, on... – Draco starał się uspokoić
dziewczynę.
- Nie tuniuj mi tutaj! – przerwała mu
Hermiona.
- Mionka, skarbie - Draco wciągnął bokserki i
usiadł obok niej "na parterze". - Tylko się nie
rozklejaj...
- Nie zamierzam - buńczucznie odrzekło dziewczę,
chociaż w jej oczach pojawiły się łzy.
Chłopak mocno ją
przytulił i zmierzwił krótkie włosy "Tuni".
- Nic
się nie stało... Wiesz, skoro chcą z tobą i ze mną zjeść
kolację, to raczej nie mają nic przeciwko tobie - dodał i mocno ją
pocałował. - A nawet gdyby mieli, to troll na nich pluł,
kochanie.
Hermiona, widząc, że Draco mówi to wszystko
poważnie, uśmiechnęła się do niego i ubrała do końca.
Następnie wraz z młodym Malfoyem zeszła do salonu, gdzie mieli
stawić czoło jego rodzicom. Hermiona bardzo obawiała się tego
spotkania. W końcu, jakby nie było, ona była dzieckiem mugoli, a
oni czarodziejami czystej krwi o dość konserwatywnych poglądach.
-
Dobry wieczór - bąknęła niepewnie i uśmiechnęła się, mając
nadzieję, że uśmiech był promienny.
- Cześć, mamo - Draco
wyszczerzył się trochę sztucznie, co jego rodzicielka skwitowała
zmarszczeniem brwi i pełnym dezaprobaty strzepnięciem
nieistniejącego pyłka z długiej, łososiowej sukni, w którą
przebrała się do kolacji.
- Witajcie - oświadczył oficjalnie
pan Malfoy i wskazał im miejsca przy obficie zastawionym stole.
Para, patrząc na te wszystkie potrawy, zdała sobie sprawę, jak
bardzo jest głodna. Hermiona przy okazji miała dodatkowy problem, a
mianowicie: czym co się je...
Niepewnie spojrzała się na
Dracona, mając nadzieję, że ten dyskretnie pokaże jej co, jak i
do czego, ale on nie zdążył tego zrobić. Do jadalni wpadł
zadowolony z życia Przecinek. Ledwo przekroczył próg pomieszczenia
i stanął jak wryty. Zrobił natychmiastowy odwrót i uciekł jak
niepyszny z jadalni. Draco spojrzał zdziwiony za swym psem, gdy
nagle dobiegł go chłodny, wręcz lodowaty głos jego matki.
-
To coś zniszczyło moją suknię od Armaniego... – oznajmiła
kobieta.
- Rany, mamo... uszyją ci nową – zirytował się
chłopak.
- Draco - Hermiona jęknęła nad niewyobrażalną
ignorancją blondyna - Armani nie jest jakimś tam zwykłym
krawcem. Wiesz, jak trudno o jego kreacje?
- Merlinie! Kobiety!
- Draco złapał się teatralnie za głowę. – Armanii, Dupanii,
czy inny Posrani, a co to za różnica?! Kieckę można było
naprawić zaklęciem mamo, a nie psa będziesz mi doprowadzała do
stanu przedzawałowego, bo się zwierzak najnormalniej w świecie
zabawił - chłopak nie mógł znieść krzywdy swojego podopiecznego
jawnie wołającej o pomstę do nieba,.
- Twoja mamusia uważa,
że naprawiona suknia od Armaniego to, cytuję już nie ten sam
szyk i elegancja, co przed zniszczeniem... Nieważne, że wygląda
tak samo - Lucjusz rozłożył ręce i zrobił minę niewiniątka.
-
Lu, mógłbyś nie okazywać jawnie swojej ignorancji i nie
przekazywać jej Draconowi? Dziękuję. A ty, moja droga - tu Narcyza
bardzo krytycznie, lecz z uznaniem spojrzała na Hermionę. –
Widać, że masz gust, choć prawdę powiedziawszy na taką nie
wyglądasz. Po kolacji pomożesz mi wybrać z katalogu suknię
odpowiednią na charytatywny bal karnawałowy, który odbędzie się
za miesiąc w Ministerstwie – zakończyła nieco cieplej.
Lucjusz
i Draco popatrzyli na siebie porozumiewawczo, a ich wzrok mówił
jedno : "Kobiety!".
Hermiona poczuła się troszeczkę
pewniej po tym, co usłyszała z ust Narcyzy Malfoy, chociaż nie do
końca. Siadając przy stole, rzuciła chłopakowi błagalne
spojrzenie i gdy dwoje gospodarzy zwróciło się do siebie, by
cichutko zamienić ze sobą parę słów, szepnęła desperacko.
-
Draco, ja wiem tylko który widelczyk jest do ciasta, a która
łyżeczka do kawy. Zielonego pojęcia nie mam o tym, jak jeść te
pieprzone krewetki....
- Spokojnie. Po pierwsze: jest dużo
potraw, a na kolację człowiek się nie objada. Nie musisz
wszystkiego próbować. Grzeczność wymaga, żebyś skosztowała
chociaż trzech potraw, w tym coś słodkiego. Podpowiadaj, co chcesz
jeść, a ja dyskretnie będę ci wskazywał odpowiedni sztuciec, to
bajecznie proste... jak już raz przejdziesz taką edukację -
wyszeptał jej konspiracyjnie do ucha i cmoknął ją delikatnie,
ściskając pod stołem dłoń dziewczyny. Hermiona mogła sobie
pozwolić na ciche westchnienie ulgi.
- Ciekawe, jak ona
sobie poradzi? Wiesz, zwykli ludzie nie jedzą tak, jak my... –
Lucjusz szepnął, ze złośliwym błyskiem w oku, do żony.
-
Zobaczymy, najwyżej sobie nie poradzi.... - Narcyza nie zamierzała
przejmować się tym, czy nowa dziewczyna jej synka będzie
wiedziała, który widelczyk do czego. Nadal myślała o zniszczonej
sukni.
- Właściwie to niezły sprawdzian dla Dracona...
Powinien jej pomóc tak, żebyśmy nic nie zauważyli, ciekawe czy
sobie da radę - Lucjusz uniósł zalotnie brew i popatrzył na żonę
niemal czule. – Słuchaj, Nari... - szepnął - ... to nie jego
wina, że pies lubi się bawić, ani wina psa, że jeszcze ma
szczeniackie zapędy. Kupię ci na to miejsce nawet trzy suknie,
dobrze?
Kobieta popatrzyła na niego nieco łaskawiej:
- Tu
chodzi o to, że ja lubiłam tą suknię, ale dziękuję za dobre
chęci. A Draco? No cóż, zobaczymy, na jakiego dżentelmena tatuś
go wychował - zdobyła się nawet na to, żeby mrugnąć do
Lucjusza.
- Suknię ci naprawie, a Draco na pewno nie nawali -
Lucjusz wypiął dumnie pierś i Narcyza lekko się
uśmiechnęła.
Najwidoczniej Lucjusz potrafił jako tako
wychować syna, gdyż Draco bez najmniejszych trudności podpowiadał
Hermionie. Kolacja minęła w dość miłej spokojnej atmosferze. A
po kolacji panie przeszły do bawialni Narcyzy i tam pogłębiły swą
znajomość. Kiedy przeglądały trzeci katalog były już w bardzo
dobrej komitywie, a Narcyza w cichości ducha stwierdziła, że
dzięki Merlinowi jej syn ma gust równie dobry, co jego ojciec. W
końcu, jakby nie było, Lucjusz wybrał ją, a to musiało o czymś
świadczyć.
***
- A jaka ona jest w łóżku? -
bardzo cicho zapytał Lucjusz, gdy był pewien, że ani żona, ani
potencjalna synowa go nie usłyszą.
Obydwaj z Draconem
siedzieli w jadalni i towarzyszył im Przecinek, który bardzo chciał
się załapać na resztki z kolacji. Skubaniec, zawsze widział,
kiedy pani wyjdzie, i wtedy przychodził na żebry do pana.
W
odpowiedzi na wielce dyskretne pytanie rodziciela Draco jedynie się
zarumienił i bąknął:
- No wiesz co?
- Nic, chciałem
tylko wiedzieć, czy jest tak... niepraktyczna jak jej fryzura -
Lucjusz nie mógł sobie darować. Uwielbiał wprowadzać syna w
zakłopotanie.
- Jej fryzura wcale nie jest niepraktyczna! Jest
ładna... – oburzył się jego syn.
Lucjusz tylko się
uśmiechnął i rzucił w stronę Przecinka plasterek wędliny.
-
A poza tym, jak ty byś się czuł, gdyby dziadek pytał cię o to,
jaka mama jest w łóżku? – spytał poirytowany Draco.
Lucjusz,
który już miał poczęstować psa następnym smakołykiem, zamarł
i spojrzał na syna. Wydawało mu się, że słyszy właśnie sam
siebie sprzed wielu lat. Bo kiedyś pan Lucjusz Malfoy znalazł się
dokładnie w takiej samej sytuacji, a jego ojciec zadał mu bardzo
podobne pytanie na temat Narcyzy i otrzymał taką odpowiedź, jaką
przed chwilą otrzymał on sam.
- Ekhem... No, chyba tak samo. A
w ogóle, co ty wiesz o życiu? Pogadamy, jak będziesz miał własne
dzieci – rzekł i rzucił dobermanowi następny kawałek mięsa.
-
No właśnie, tak samo! - Draco był lekko zły na ojca i nie
zamierzał wysłuchiwać niczego o własnych dzieciach i tym
podobnych „pierdołach”, jak to określił w duchu.
-
Dobrze, uspokój się. Byłem niedyskretny, bywa. Jeżeli to dla
ciebie traumatyczne przeżycie, to nie musisz... - mężczyzna nie
dokończył.
- Tobie naprawdę sprawia przyjemność robienie mi
przykrości, tak? Jak możesz w ten sposób żartować?! - Malfoy
Junior wybuchł jak wulkan i jego ojciec ze zdziwienia zamilkł jak
zrażony piorunem. On tylko niewinnie żartował.
- To, co
przeżyliśmy było piękne, a ty to sprowadzasz do jakichś
umiejętności sportowych i jeszcze się nabijasz! Możesz sobie
mówić, co chcesz, ale zejdź z Hermiony, bo jest najwspanialszą
dziewczyną, jaką znam i mogę ci za nią przyłożyć! - chłopak
był po prostu wściekły. – Nie zachowujesz się jak ojciec.
Kochający ojciec zachowałby się zupełnie inaczej - dodał z żalem
na koniec swojej przemowy.
Lucjusz poczuł się podle. Spuścił
wzrok i wbił spojrzenie w dębową podłogę.
- Przepraszam -
wyszeptał. Nagle zdał sobie sprawę z tego, że skrzywdził swojego
syna. - Masz rację, zachowuję się jak jakiś niewychowany Gryfon.
Na Slytherina, jaki ty jesteś do mnie podobny – wyszeptał
podnosząc wzrok.
Draco ze zdziwieniem spojrzał na swego
ojca.
- Nie patrz się tak, ja bym zachowywał się identycznie,
gdyby ktoś próbował urazić twoją matkę. Zresztą dalej się tak
zachowuję. Ja po prostu bardzo kocham tę kobietę – rzekł
Lucjusz.
- Aha... To czemu się kłócicie? - spytał Draco i
usiadł obok ojca.
- Bo jeżeli żyje się pod jednym dachem, to
inaczej nie da rady. Kłótnie nawet są potrzebne. Trzeba mówić
sobie nawet przykre rzeczy i starać się rozwiązywać problemy
wspólnie, ale mieszkając razem nie da się uniknąć konfliktów.
Każdy z nas jest inny i każdy ma swoje potrzeby i swoje racje... –
wyjaśnił spokojnie Malfoy Senior.
- Rozumiem, ale wy jesteście
wobec siebie też często chłodni i oficjalni i... – zaczął
młodzieniec.
- Bo tak nas wychowano, bo jesteśmy ludźmi z
wyższych sfer - przerwał synowi pan Malfoy. - Ale to nie znaczy, że
się nie kochamy i że jesteśmy wobec siebie oziębli.
- A ja
uważam, że należy okazywać czułość jak najczęściej, nawet
przy ludziach! - zapalił się chłopak.
- A to ciekawe -
Lucjusz uśmiechnął się szeroko. - Mój syn mówi o czułości.
Matko, Draco ale wpadłeś. Zupełnie jak ja przed laty.
Chłopak
już chciał zaprzeczyć, że wcale nie wpadł, że ojciec sobie coś
ubzdurał, ale zamiast tego uśmiechnął się radośnie, bo do
jadalnie wróciły obie panie. Draco i Hermiona zaczęli zbierać się
po chwili do wyjścia, w końcu jutro trzeba było wracać do szkoły.
Nie wiedzieli tylko, że gdy wrócą do rezydencji Zabinich, zastaną
tam nie tylko Blaise’a i Gin.
***
Kiedy
tylko Draco, Hermiona i Przecinek teleportowali się do rezydencji
Malfoyów, Ginny poszła do sypialni, by spakować rzeczy swoje i
przyjaciółki. W momencie, gdy zaczęła wyciągać swoje szaty z
szafy Blaise’a, ten pojawił się w pokoju i z dziwnym błyskiem w
oku zamknął drzwi.
- Draco i Hermi wrócą pewnie późnym
wieczorem, a ty jesteś mi coś winna za eliksir. Pamiętasz? –
zaczął.
- Ja muszę spakować swoje rzeczy... I Hermiony też,
a z tego co wiem, to ty swoje łachy i łachy Malfoya również, nie
sądzisz? Później nam się nie będzie chciało - Ginny zarumieniła
się lekko, ale odpowiedziała tak, jak rozum jej
podpowiadał.
Uklękła przy kufrze i układała w nim dwie
szaty szkolne, oraz dwie pary spodni dżinsowych. Spódniczki od
mundurków zostawiła w szkole.
- Mi się nie chce teraz -
wymruczał Blaise, klękając za nią i obejmując jej szczupłe
biodra udami. - Mam ochotę na coś zupełnie innego.
Virginia
poczuła gorący oddech chłopaka na karku i westchnęła cicho, lecz
nadal starała się zachować zdrowy rozsądek.
- Weź, Dziki,
bądź raz cywilizowanym chłopcem... Jak się teraz spakujemy
będziemy mieli to z głowy – powiedziała wkładając do kufra
bluzki.
- Mhm... - odrzekł Zabini i polizał płatek jej ucha.
- Wiem... - objął dziewczynę i mocno do siebie przytulił. - I
wiem, że można to zrobić dużo szybciej, rzucając zaklęcie -
Virginia topiła się w jego ramionach jak wosk. Zacisnęła palce na
kolanach chłopaka i przywarła plecami do jego klatki piersiowej.
-
Ale czy ty myślisz zawsze tylko o jednym? - zapytała niepewnie,
przymykając z rozkoszy oczy, bo Blaise delikatnie całował jej
kark.
- Ja po prostu za tobą szaleję. A wiem, że w szkole nie
będziemy sobie mogli pozwolić zbyt często na bliskość fizyczną,
Ginny. Ale jeżeli nie chcesz i ci to przeszkadza, to przestanę,
kochanie - ostatnie słowa powiedział bardzo cicho i łagodnie.
Odsunął się trochę i położył dłonie na barkach dziewczyny, by
delikatnie je masować.
- Wiesz doskonale, że mi to nie
przeszkadza. Jesteś podły, kusisz tylko biednego człowieka –
odpowiedziała Ginny.
- Bardzo przepraszam, ale to nie ja chodzę
w krótkich spódniczkach i obcisłych spodniach. To ty mnie kusisz –
stwierdził Zabini z uśmiechem.
- Blaise - Ginny spojrzała na
niego niepewnie przez ramię - Wiesz, że jak mój brat się dowie
o..
- Jak twój brat się dowie o nas, to będzie chciał mnie
uszkodzić. Więc oboje będziemy musieli coś z tym zrobić. A teraz
nie zawracaj mi głowy takimi głupotami. Kobieto, mnie tu czeka
życiowe zadanie – przerwał jej łagodnie.
- Ta? A jakie? –
spytała Ginny, choć doskonale wiedziała, jaką usłyszy
odpowiedź.
- Dobrać się do malej wiewióreczki – oznajmił
radośnie brunet.
- Zoofil- skwitowała dziewczyna.
- Wcale
nie... W końcu mam ksywę Dziki, jak zwierz, to co ze mnie za
zoofil? Biorę się za swoich – zripostował grzecznie.
Virginia
cicho się roześmiała, a Blaise warknął - w jego przekonaniu
groźnie, i ugryzł ją w ucho, a następnie w kark. Zrobił to na
tyle delikatnie, żeby dziewczynę przeszyły przyjemne dreszcze.
Odwróciła się przodem do Zabiniego i oplotła nogami jego biodra.
Miała na sobie krótką, czarną spódniczkę i chłopak wsunął
pod nią dłoń, by pieścić pośladki swojej "wiewióreczki."
Przywarła do niego mocniej i obydwoje jęknęli z ogarniającego ich
ciała pożądania.
- Twój mały przyjaciel potrzebuje chyba
opieki - wyszeptała ochryple Virginia, ocierając się o twardą
męskość Blaise'a. - Mogłabym go gdzieś przechować i dać mu
troszeczkę przyjemności - kusiła zmysłową chrypką.
- Ty
diablico – Blaise, mimo narastającego podniecenia, nie mógł się
nie zaśmiać. - Nie dam się tak łatwo przerobić... Nie zabiorę
ci niewinności, dopóki nie skończysz szkoły, nie chcę
inaczej...
- No wiesz?! - oburzyło się rudowłose dziewczę.
-
Cii... - przytulił ją mocno i pocałował w policzek. - Chcę
poczekać, aż będziesz naprawdę gotowa.
- Ale do tej pory ja
mogę ci się znudzić... - powiedziała żałośnie - a nie chcę
tego robić po raz pierwszy z nikim innym, bo jesteś dla mnie... -
zawahała się na chwilę - ...bardzo ważny, Blaise...
Chłopak
spoważniał i spojrzał jej uważnie w oczy.
- Gin, malutka,
znudzić to się może zabawka - powiedział z lekkim wyrzutem. - A
ja nie traktuję cię jak zabawki i nigdy nie wolno ci w ten sposób
myśleć... Traktuję ciebie, nie, nas, bardzo
poważnie.Poważnie... Rozumiesz?
Patrzyła przez dłuższą
chwilę w jego szmaragdowe oczy, które były teraz pełne nie tylko
namiętności, ale także ciepła, czułości i powagi. W końcu
skinęła głową. Zrozumiała, że jej prośby na nic się zdadzą,
bo on po prostu wie, co mówi. Nie pozostało jej nic innego jak
mocno go ucałować i mieć nadzieję, że następnym razem da się
namówić.
- No, a teraz mała wiewiórka będzie grzecznie
czekała na to, co duży zły dziki zwierz jej zrobi – oświadczył
Blaise.
- I mała wiewiórka nie ma szans na ucieczkę? -
zapytała Giny jednocześnie rozpinając mu koszulę.
-
Oczywiście, że nie, bo duży dziki zwierz... – chłopak się
zaśmiał, widząc w oczach Virginii coś całkowicie sprzecznego z
lękiem i chęcią ucieczki.
- Blaise! Jest tu kto?! Wróciliśmy!
- dał się słyszeć z dołu radosny głos Anny Zabini.
-
Kur*wa - bardzo cicho i żałośnie pisnął dziki, zły zwierz w
postaci Blaise'a, a mała bezbronna wiewióreczka Ginny, w tym samym
czasie, wrzasnęła na całe gardło:
- AAA!!! - i zaczęła się
pospiesznie poprawiać.
- Cicho, wariatko - chłopak zakrył jej
usta dłońmi.
- Blaise, co ty wyprawiasz? - matka dotarła do
pokoju syna i otworzyła drzwi. Ponieważ Virginia nie zdążyła się
odsunąć, a Blaise nie zdążył zapiąć koszuli, zastał ją
ciekawy widok.
Zaskoczona uniosła brwi i powiedziała:
-
A, to przepraszam. Tylko jej nie bij, dziewczyny nie zawsze to lubią
- po czym wyszła zamykając drzwi i kryjąc uśmiech.
- Co tam
się dzieje, kochanie?! - dał się słyszeć grzmiący głos pana
Zabini
- Absolutnie nic, skarbie! - odkrzyknęła pani Zabini. -
Koleżanka Blaise'a uderzyła się w kolano! - skłamała gładko.
-
Bić? - Ginny spojrzała się na zarumienionego bruneta.
- E....
nieważne - odpowiedział Blaise i spojrzał na drzwi, za którymi
zniknęła jego matka, z nienawiścią. - Lepiej zejdźmy, zanim
pojawi się tu reszta rodziny.
- Wiesz, jakoś nie mam ochoty –
powiedziała Ginny. - Blaise... musimy przenieść moje rzeczy do
dawnej sypialni... Hermiony też. – dodała.
- Okey, musimy i
zaraz się to zrobi...
- A co to za reszta rodziny? -
zainteresowała się nagle "wiewióreczka".
-
Nieistotne - uciął Blaise, myśląc ze złością o swoim cholernie
przystojnym, starszym sześć lata braciszku, Steelu.
Warknięcie
chłopaka i niebezpieczny błysk w jego oczach, zachęciły tylko
Ginny do dalszej inwigilacji.
- No nie bądź taki, powiedz....
- przymilała się, próbując zamknąć pełny kufer, w którym
załadowała ciuchy byle jak, wyuczonym zaklęciem pakującym.
-
Nie! - warknął Blaise i pomógł Ginny zamknąć kufer, a następnie
zaprowadził ją na dół.
Przy schodach, jak na złość, stała
starsza latorośl państwa Zabinich i ze złośliwym uśmiechem
wpatrywała się w swego brata.
- Nie mogę, Blaise, ktoś tak
piękny się tobą zainteresował. Przyznaj się, co na nią
rzuciłeś? – zadrwił chłopak.
- Odwal się - Blaise popisał
się Malfoyowską kulturą i próbował wyminąć swój dziecięcy
koszmar.
- Nic na mnie nie rzucił - żachnęła się Virginia.
– I nie jestem łatwa.... – dodała dla pewności, dumnie się
prostując. - A ty to kto? - przyjrzała mu się z nieskrywanym
zainteresowaniem, co wywołało zgrzytnięcie zębów Blaise’a. A
miał powód do zgrzytu.
Straszy brat był do niego bardzo
podobny, bo obaj wdali się w tatę, z tym, że Steel miał bardzo
długie włosy spięte luźno na karku w koński ogon oraz czarne jak
węgiel, błyszczące i kpiące oczy, które odziedziczył po
matce.
- Steel Marvolo Zabini, do usług jaśnie wielmożnej
panience - ukłonił się kurtuazyjnie i ucałował dłoń Virginii,
która od razu poczuła się jak prawdziwa dama i zawstydziła się
przykrótkiej spódniczki i zwykłej bluzeczki z dzianiny.
Musiała
przyznać, że obaj bracia mieli w sobie, poza skłonnością do
nonszalancji, niewymuszony wdzięk i umiejętność dżentelmeńskiego
postępowania z kobietami.
- Bardzo mi miło, Virginia Weasley -
odrzekła i dygnęła skromnie.
- Chodź Gin, przedstawię cię
rodzicom - młodsza latorośl państwa Zabinich złapała ją za rękę
i rzuciła ostrzegawcze spojrzenie w kierunku swojego brata, który
tylko pobłażliwie się roześmiał, widząc, jak braciszek
zazdrośnie strzeże swojej "wiewióreczki."
- Co jest
na obiad? - gromko spytał Andreus Zabini, rzucając zaciekawione
spojrzenie Virginii. Jego oczy były identyczne, jak oczy Blaise'a,
tylko nie tak skośne (elfi kształt oczu młodszy Zabini
odziedziczył po matce). W ogóle był bardzo podobny do młodszego
syna, chociaż miał nieco ostrzejsze rysy.
- Spaghetti -
powiedział Blaise i uśmiechnął się przy tym niewinnie jak
aniołek. Oczywiście nie raczył dodać, że sos do tego cuda kilka
dni wcześniej przyrządził Draco wraz z Ginny.
- Mamo, tato,
chciałbym żebyście poznali moją dziewczynę. Virginia Weasley –
przedstawił rodzicom swoją towarzyszkę.
- Z tych
Weasleyów? - zapytał pan Zabini.
- Tak, proszę pana -
odpowiedziała grzecznie Ginny i uśmiechnęła się niewinnie.
-
Bardzo dobrze znam twojego ojca. Podzielam jego pasję do mugolskich
sprzętów. Ci niemagiczni są naprawdę zdolni, jeśli chodzi o
ułatwianie sobie życia. Oczywiście rodzice wiedzą, że spędzasz
tutaj ferie? – spytał z zainteresowaniem.
- Eeee... no...
eeeeee tego... ten... - Virginii nagle zabrakło słów.
Jeśli
powie, że wiedzą, ten facet łatwo zweryfikuje, że to nieprawda. I
goblin ojca gonił, ale matka....
- Gin miała spędzać wakacje
Bożonarodzeniowe u swojej przyjaciółki Hermiony, ale Hermiona wraz
Draconem są na Święta u nas i dlatego Ginny też tu się
znalazła... - Blaise miał nadzieję, że to wytłumaczenie starczy
ojcu i matce.
- Ee, Hermiona Granger? Ta mugolaczka *, której
młody Malfoy nie cierpi całą duszą? - Steel uniósł po
ślizgońsku brew, mimo że skończył Ravenclaw. - Coś bredzisz
braciszku. A poza tym to gdzie oni są teraz? Schowali się pod
dywanem? - zakpił, a Blaise poczuł, że go krew zalewa.
-
Wybacz mu, Ginny, ale mój brat to ciekawski kretyn. Dla twojej
wiadomości, kruczku, Draco i Hermi są teraz u Malfoyów,
musieli odteleportować Przecinka – poinformował brata oschle
Blaise.
- Nie mów do mnie kruczku, żmijeczko bezzębna. I o
jakiego Przecinka ci chodzi? – odwarknął Steel.
- Draco ma
psa... który boi się kotów - Blaise nie mógł powstrzymać się
od dodania tej uwagi.
- No tak, jaki pan taki kram - zauważył
Steel i podszedł do kuchenki na której pyrkotał gorący już sos.
Swoim zwyczajem nabrał go troszeczkę i spróbował. Jego twarz
poczerwieniała i natychmiast rzucił się do kranu z woda.
-
Jezu, co to, Blaise?! - wycharczał gdy już pochłonął litry
wody.
- To tylko sos neapolitański, co prawda trochę
podrasowany przeze mnie i przez Smoka, ale chyba dobrze wchodzi? -
wyjaśniła z dumą Ginny.
- Och, podrasowany to on jest na
pewno i to nieźle! - Steel podleciał do lodówki i wyciągnął sok
grejpfrutowy.
- E, tam. Chilli, biały pieprz, paprykowa pasta
węgierska... W sam raz. Miał być ostry, nawet nie wiesz jak dobrze
smakuje z makaronem, albo ryżem - Virginia zanurkowała pod
ramieniem Zabiniego i wyciągnęła mleko.
- Jak to się stało?
- cicho zapytał starszy brat, patrząc na rozwalony piec.
-
Malfoy Junior, Malfoy Senior... i butelka wódki dolana do kaczki -
Blaise postanowił zataić udział Virginii w tym niecnym czynie.
-
I wszystko jasne... Na Boga, nie wiesz, że te mutanty kulinarne nie
powinny wchodzić do żadnej kuchni? - młody mężczyzna popukał
się w czoło.
- Ale nie wygadasz? - po rzuceniu pełnego
wdzięczności spojrzenia w kierunku Blaise'a, Ginny podeszła do
Steela i zajrzała mu ze szczerą prośbą w oczy.
- Dobra,
zmilczę - musiał przyznać, że rudowłosa ma piękne i ogromne
czekoladowe tęczówki, które po prostu rozbrajały.
Ha,
mały ma dobry gust - pomyślał.
- Jakby co, Blaise... -
dziewczyna zwróciła się do młodszego z braci - ... to ja powiem,
że to przeze mnie - wspięła się na palce i ucałowała go mocno w
policzek.
- Oj, Ginny, weź przestań, przecież właściwie nic
się nie stało - odpowiedział zarumieniony chłopak, na co jego
starszy brat parsknął śmiechem.
Kiedy matka obu młodych
mężczyzn zbliżała się do kuchenki, Blaise rzucił się w jej
stronę.
- Mamuś, ty na pewno jesteś zmęczona. Idź z ojcem,
odpocznijcie a ja, Ginny i Steel przygotujemy obiad.
Anna Zabini
nie była aż tak naiwna, by wierzyć, że jej syn robi to
bezinteresownie, ale wolała, tym razem, przymknąć oko i wraz z
mężem udała się do swej sypialni, obrzucając całą trójkę
podejrzliwym spojrzeniem.
Kiedy tylko starszyzna rodu opuściła
progi kuchni, Blaise popatrzył na brata.
- Mam rozumieć, że
ty tego tak bezinteresownie nie robisz?
- Oczywiście, że nie.
Co ja, gryfek jakiś jestem? – zadrwił.
Virginia, Blaise i
Steel przygotowywali obiad (starsza latorośl Zabinich także znała
się nieźle na kuchni): gotowali makaron i obierali oraz szatkowali
świeże warzywa. Blaise wpadł na pomysł, żeby nieco złagodzić
sos, dodając pomidory i dwie łyżki śmietanki tak, że ten stał
się bardziej kwaskowy i mniej żrący.
- Ja lubię ostre sosy
... - powiedział zasmuconej Ginny - ... ale moi rodzice aż tak
pikantnej potrawy by nie przełknęli. Masz, spróbuj. Nie popsułem
głównego wątku smakowego - dodał łagodnie i kurtuazyjnie
zaprosił dziewczynę, podając jej na łyżce sos do spróbowania.
-
Główny wątek smakowy, w tym czymś, to pieprz kajeński braciszku
- uszczypliwie oznajmił Steel, trąc żółty ser. - Takiego czegoś
rzeczywiście nie da się niczym zagłuszyć - dodał z pobłażaniem,
obserwując swojego brata, który z czułością karmił rudowłosą
Weasleyównę.
Ale się bujnął, nie ma co - pomyślał,
znając Blaise'a, jak przysłowiowy zły szeląg.
- Nie znasz
się - warknął młodszy z Zabinich i uśmiechnął się
pocieszająco do Virginii. - I jak smakuje?
- Nawet, nawet -
odpowiedziała rudowłosa i wróciła do robienia sałatki.
Kwadrans
później wszyscy znaleźli się w jadalni i przy miłej rozmowie
zaczęli pałaszować obiad.
- Rany, to jest pyszne - mało
arystokratycznie odezwał się senior rodu. - Przyznam synu, że nie
spodziewałem się po Malfoyu czegoś takiego, ale to pewnie za
sprawą twej przyjaciółki. Nie pozwalałeś mu eksperymentować
prawda?
- Ale przecież Draco bardzo dobrze gotuje - Ginny wręcz
się oburzyła; jak można było nie doceniać takiego talentu.
-
Gin ma dosyć... niekonwencjonalne podejście do kuchni - Blaise
popatrzył z uwielbieniem na rudowłosą. - Lubi eksperymentować,
może nie tak mocno jak dwaj Malfoyowie... - wiedział, że w tym
momencie kłamie, ale jego Gin musiała być postrzegana przez
wszystkich jako ideał, bo on ją uwielbiał - ... ale lubi.
-
Rozumiem - Andreus Zabini nabrał kolejną porcję makaronu i
pochłonął go z apetytem.
- Jak dla mnie ciut za ostre, ale
dobre - Anna Zabini uśmiechnęła się do Virginii, która z dumą
posłała jej swój najszerszy i najbardziej rozkoszny uśmiech.
-
No, to skoro wy zrobiliście taki dobry obiad ... - powiedziała Anna
po skończonym posiłku - ... to my z ojcem powinniśmy pozmywać.
-
Mamo, no co ty? - Blaise zaczął poważnie panikować - Kto robi to
zmywa, ja i Steel już uzgodniliśmy to i...
- Synu, jeśli
chcesz, żebym nie zauważyła tego zniszczonego pieca, to marne są
te twoje wysiłki. Mam tylko nadzieję, że Malfoy wystawił dość
spory czek, bo jak nie, to go zabiję.
Virginia bardzo cichutko
pisnęła i natychmiast przeprosiła, Steel miał minę, która
wskazywała na to, że zbytnio nie zdziwił się szybkim refleksem i
spostrzegawczością matki, a Blaise spuścił wzrok i się
zarumienił.
- Że co?! - zagrzmiał pan Zabini. - Mam nadzieję,
że nie tylko wystawił czek, ale że jest on z odpowiednią
ilością zer. To już drugi raz!
- Spoko, spoko, wujek Lucjusz
wystawił spory czek - mina młodszej latorośli Andreusa i Ann była
skruszona i pokorna, chociaż w szmaragdowych oczach można było
dostrzec blask przekory.
- Synu, czy ja ci czasami czegoś nie
obiecywałem, jeśli wpuścisz do naszej kuchni kogokolwiek z
Malfoyów? – spytał powoli Andreus.
- Ale to była sytuacja
wyjątkowa - mruknął Blaise.
- A co masz na myli mówiąc
wyjątkowa... - zaczęła jego matka, ale nie skończyła gdyż
w drzwiach ukazały się dwa stworzenie które ona uwielbiała.
Koty.
- Kici, kici! - zawołała Ann Zabini i Zimmy podbiegła
do niej z wyprężonym ogonem. Krzywołap, natomiast, usiadł na
uboczu z wyrazem miny kota poważnego, który nie ma w głowie
jedynie głupot.
- Kochanie, przecież masz uczulenie na sierść
kotów! - oznajmił z naganą w głosie Andreus.
- Dlatego nie
mamy własnych. Jak się wabisz, co? - zwróciła się do kotki,
która wskoczyła jej na kolana i zaczęła trącać kobietę
łebkiem, domagając się pieszczot.
- Zimmy - odpowiedziała
Ginny, która była bardzo zadowolona, że jej ulubienica wzbudziła
taką furorę.
- Co to za... niezwykły okaz? - zapytał się
Steel spoglądając na Krzywołapa.
- Jakbyś nie wiedział, to
jest kot - odpowiedział jego brat, któremu coraz mniej podobały
się spojrzenia, jakie ten pacan rzucał jego wiewióreczce.
- A
co, to miało wypadek? Wygląda jakby wpadł z duża prędkością na
ścianę – stwierdził z ironią braciszek Zabiniego.
- Sam
zaraz będziesz tak wyglądał jełopie - dało się słyszeć
złowrogi warkniecie od strony Blaise'a
Młodszy brat Steela
objął, z jednoznacznym wyrazem twarzy, swoją Ginny i spojrzał na
niego nieprzychylnie.
Nie można nawet patrzeć na
intrygującą kobietę? Nie zjem jej. - mówiło spojrzenie
starszego z potomków Andreusa i Ann.
- Sam jesteś jełop –
powiedział tenże potomek na głos.
- To Krzywołap, kot
Hermiony - oznajmiła Ginny. - Ma świetny ogon, prawda?
Pomarańczowy
zwierz jak na zawołanie wstał, wyciągnął przednie łapy,
wbijając pazury w dywan i wyprężył puszysty, szczotkowaty ogon;
swoją niekłamaną dumę.
- Ta... nadaje się do czyszczenia...
– mruknął Steel.
- Steel! – oburzyła się jego
rodzicielka.
- No, co mamo? Przecież ja nic nie mówię –
chłopak podniósł ręce w obronnym geście.
- No to się nie
odzywaj, a ty, piękny kotku, chodź tu, moje maleństwo – Ann
zwróciła się do kota.
"Maleństwo" szerokim łukiem
ominęło to człeko-podobne coś, co go obrażało i podeszło do
miłej pani, która pewnie da mu coś dobrego.
Pani jednak nie
dała nic dobrego, ale pochyliła się nad "maleństwem" i
podrapała go po pomarańczowym łbie, co zostało przywitane głośnym
mrukiem.
- To cholernie mądra bestia - oznajmił Blaise tak
dumnym tonem, jakby Krzywołap był jego zwierzakiem. - Chyba nie
jest do końca zwykłym kotem, bo nawet jest bardzo inteligentny.
-
Na pewno jest inteligentniejszy od ciebie - oznajmił cicho Steel, a
pani Zabini, w tym samym momencie kichnęła potężnie, płosząc
oba czworonogi.
Mimo kichnięcia matki, Blaise usłyszał
wątpliwy komplement starszego o sześć lat brata.
Virginia też
to usłyszała i powiedziała ze śmiechem:
- Jakbym słyszała
swoich braci, cięgle się kłócą.
- Mężczyźni tak mają -
podsumowała Ann i uśmiechnęła się do tej miłej dziewczyny,
którą jej syn wreszcie przyprowadził do domu. Już myślała, że
nie pozna żadnej z jego koleżanek.
- Mamo, chciałby zauważyć,
że twój pierworodny nie jest mężczyzną, to debil - odezwał się
Blaise i posłał braciszkowi najmilszy z uśmiechów.
- Ty
matole, za co mnie Bóg takim bratem pokarał? - oznajmił zirytowany
Steel i wstał od stołu.
- Obydwaj przestańcie! W tej chwili!
- Andreus nie wytrzymał psychicznie, a powstrzymała go, od
uderzeniem pięścią w stół, jedynie obecność młodziutkiej
przyjaciółki Blaise'a. - Za co MNIE Bóg pokarał takimi
infantylnymi synami? - dodał bardzo spokojnie i zmarszczył brwi.
-
Och, And... - jego małżonka popatrzyła na mężczyznę wymownie. -
Oni odziedziczyli wiele z twojego charakteru; nie tylko urodę, więc
lepiej nic nie mów. A wy ... – spojrzała, raczej groźnie, na
młodzieńców - ... przeproście się w tej chwili i zachowujcie jak
cywilizowani ludzie, dobrze?
- Przecież on nie wie, co to jest
cywilizacja! - wykrzyknęli bracia Zabini, wskazując jeden na
drugiego, a Ginny wybuchła głośnym, radosnym śmiechem.
- I
pomyśleć, że ja urodziłam kogoś takiego - mruknęła seniorka
rodu, po czym zwróciła się do Virginii. - Rozumiem, że wiążąc
się z moim synem, wiedziałaś, iż ma on problemy z psychiką.
-
Oczywiście - odpowiedziała szczerze rudowłosa i puściła oko w
stronę swego mężczyzny.
- Dobrze wiedzieć, że masz o mnie
takie zdanie - naburmuszył się Blaise.
- Przecież ja
doskonale sobie wiem, że w niektórych sprawach jesteś trochę jak
niedorozwinięty - wyszczerzyła się radośnie. - Chociażby te
głupie kłótnie z Draconem Malfoyem, czy teraz z twoim bratem.
Ludzie myślący ustępują w kłótni i mają spokój, a nie
podjudzają do głupich tekstów.
- Odezwała się - mruknął
Blaise, ale zrobił to tak cicho, że nikt tego nie usłyszał. W
końcu był człowiekiem myślącym... a to, że niekiedy myślał
inaczej, to już mniejszy szczegół.
- No, to teraz moi panowie
pójdą do kuchni, a ja i Virginia porozmawiamy sobie jak na kobiety
przystało. Blaise, nie patrz się tak na mnie, nie zjem jej –
oświadczyła Ann.
- Ale... – zaczął Steel.
- Do
kuchni, synu - nakazała nie znoszącym sprzeciwu głosem.
Steel
wzruszył ramionami, westchnął, zmełł w zębach kąśliwą uwagę
i spokojnie ruszył do kuchni, a pan Zabini uśmiechnął się
pobłażliwie, widząc głupią minę młodszego syna i zwrócił się
do żony:
- Kochanie, rozumiem, że ja też mam wyjść - uniósł
brwi i znacząco uśmiechnął się do Ann.
- Oczywiście -
autorytarnie i ze słodkim uśmiechem odrzekła jego małżonka i
odwzajemniła słodko uśmiech. - Żegnam panów
(* od
mugolaka - dziecko z rodziców mugoli)
*
- Chodź,
Virginio, usiądź obok mnie – powiedziała Ann łagodnie, gdy już
ostatni z przedstawicieli płci brzydkiej opuścił pomieszczenie. -
Nie denerwuj się - dodała i uśmiechnęła się ciepło, widząc
niezdecydowanie dziewczyny. - No chodź, tylko z tobą
porozmawiam.
Ginny uśmiechnęła się niepewnie i usiadła obok
matki Blaise'a. Prawdę powiedziawszy to wcale nie miała ochoty na
żadną rozmowę i czuła się okropnie - miała pietra.
- A
więc ty i mój syn, pozostajecie w związku... – zaczęła
kobieta.
- Nie... znaczy tak.. znaczy... dopiero zaczynamy -
Ginny zaczęła się jąkać, aż wreszcie zamilkła i spuściła
głowę.
- Nie bój się mnie - łagodnie powiedziała Ann. -
Też miałam siedemnaście lat.
- Szesnaście - szepnęła
Virginia i się zarumieniła.
- Wyobraź sobie, że szesnaście
też miałam. W tym wieku seks wydaje się kluczem do dorosłości, a
to nie do końca jest tak - uśmiechnęła się ciepło.
- Jaki
seks? - zapalczywie pisnęła Ginny. - On powiedział, że mnie nie
tknie, dopóki nie skończę Hogwartu, bo mnie szanuje - nagle
zamilkła i spuściła głowę. - Przepraszam.
- To znaczy, że
mu zależy. Ale kochanie, seks to nie tylko zbliżenie seksualne, a
przecież widziałam, że raczej w zupełnej abstynencji nie
jesteście... Można pozostać dziewicą, a mieć większe
doświadczenie niż kobieta, która, jak to się brzydko mówi,
zaliczyła wielu mężczyzn. Jest tyle możliwości dania
drugiej osobie rozkoszy... – odrzekła matka Blaise`a.
- Wiem
- szepnęła niebywale cicho panna Weasley, a na jej policzkach
wykwitły zdrowe rumieńce.
- Moje dziecko, przecież ja cię
nie zjem – zapewniła z uśmiechem kobieta. - Nie bój się. Jestem
szczęśliwa, że Blaise znalazł wreszcie kogoś, na kim mu zależy
i z kim się dobrze czuje. Już się bałam, że zagrzebie się w
tych swoich księgach i nauce... – dodała rozbawiona.
- Mnie
na nim naprawdę zależy - Ginny wyszeptała cichutko i spojrzała na
matkę swego chłopaka.
- Wiem o tym i wiem też, że jemu
zależy na tobie – powiedziała Ann Zabini.
*
W
czasie, gdy pani Zabini przeprowadzała rozmowę z Virginią, ojciec
i brat Blaise`a pokpiwali z niego w kuchni.
- Ruda, co? -
wyszczerzył się pan Andreus i Blaise bez słowa posłał mu
spojrzenie goblina - seryjnego mordercy.
- Hehehe, rude to
wredne, ale jaka inna by go zechciała? - zarechotał Steel.
-
Ginny nie jest wredna - syknął wściekle jego młodszy brat, zdając
sobie sprawę, że sam za wredną ją czasem uważa. Ale to zupełnie
inna sprawa. Za to ten bubek nie będzie jej obrażał. - A to ty
jesteś zazdrosny! – warknął.
- O takie maleństwo? Weź
przestań, ja się w dzieciakach nie lubuję. Ile ona ma? Dziesięć,
dwanaście lat? – zadrwił Steel.
- Szesnaście - warknął
Blaise i spojrzał na brata jak Voldemort na Pottera.
- A nie
wygląda. Ojcze, czy ty widziałeś? Ona jeszcze pije mleko –
starszy z rodzeństwa Zabinich wyszczerzył się radośnie do swego
ojca.
- Mój drogi, mleko dla dzieci jest bardzo zdrowe -
stwierdził z powagą Andreus.
Blaise, który wycierał
naczynia, ze złością cisnął ręcznikiem i warknął.
- Jak
dzieci! Steela mogę zrozumieć, ale ty, ojcze?! - oburzył się
chłopak. - Powinieneś się wstydzić! Nie wiem, co taka piękna i
inteligentna kobieta jak mama w tobie widziała!
- To samo, co
ta młodziutka dzierlatka widzi w tobie - odrzekł niezrażony pan
Zabini.
- A jaka jest w łóżku? Czy ona w ogóle wie co i jak?
- ironizował Steel.
Obydwaj nabijający się z zakochanego
panowie zauważyli w tym momencie, że starszy z braci
przesadził.
Zresztą, nie tylko zauważyli. Steel osobiście to
odczuł. Pięść brata wylądowała na jego nosie, który, pod
wpływem silnego uderzenia, pękł.
Steel złapał się za
krwawiący nos, a Blaise zbladł. Nie mógł uwierzyć, że pobił
swojego brata tak dotkliwie, choć ten niewątpliwie na to zasłużył.
Nie powinien był obrażać Ginny. Ojciec młodzieńców nic nie
powiedział, tyko podszedł do lodówki i wyjął worek z lodem, a
następnie podał Steelowi.
- Kur*wa, przepraszam Steel, ale nie
powinieneś tak mówić - z konsternacją powiedział Blaise.
-
O rany, ale masz cios - syknął z bólu jego starszy brat. - Ja
pier*dolę, przywaliłeś mi tak, że chyba zacząłbym wyć, gdyby
nie lód.
- Przestańcie się wyrażać - uciął Andreus. - A
ty, Steel, trochę przesadziłeś. - zwrócił się do pierworodnego.
- Ty zaś, Blaise, dobrze bijesz, ale nie narób sobie w szkole
kłopotów.
- Widzę, że naprawdę ta mała coś dla ciebie
znaczy... Sorry brat - starszy syn Zabinich przyznał się do
błędu.
- Znaczy i to bardzo dużo - odpowiedział Blaise,
rumieniąc się przy tym słodko.
W tym samym momencie do kuchni
weszły Giny i Anna.
- Co tu się dzieje? – spytała kobieta,
wpatrując się opuchnięty nos swego pierworodnego.
- Nic,
mamo. Potknąłem się i wpadłem na lodówkę - mruknął Steel.
-
Właśnie, lodówkę - dodał jego ojciec i posłał małżonce
niewinny uśmiech.
- A ta lodówka ma pięści i teraz masuje
sobie knykcie za plecami, tak, żeby jej matka tego nie zauważyła -
oznajmiła nie zmieniając tonu głosu pani Zabini, co zostało
przyjęte trzema niewinnymi rumieńcami na policzkach przedstawicieli
płci brzydkiej.
- Blaise, powinieneś przyłożyć bratu po raz
drugi za to, że nazwał cię lodówką, nie sądzisz? - jej uśmiech
był słodszy od miodu, ale w oczach czaił się chłód.
-
Blaise, chyba nie chcesz powiedzieć, że uderzyłeś brata - Ginny
spojrzała się na Zabiniego, jakby ten popełnił najgorsze
przestępstwo na świecie.
- Ale ja... ale on... ale on na to
zasłużył! - wykrzyknął zdesperowany chłopak.
- To prawda -
mruknął Steel, postanawiając pomóc bratu - Zasłużyłem.
-
Boże, co ja się z wami mam - Ann pokręciła głową z dezaprobatą.
– Virginio, pamiętaj, że z mężczyznami to gorzej, jak z małymi
dziećmi, a im starsi tym głupsi i trudniej ich przywołać do
porządku.
- Zauważyłam! - pisnęła Ginny.
- Ale ona
jest zabawna - Steel nie wytrzymał i zarechotał. Uznał piśnięcie
dziewczyny za urocze. Zdziwił się tylko, gdy młoda czarownica
spiorunowała go wzrokiem i rzucił zaniepokojone spojrzenie bratu,
który syknął:
- Powiedz, kruczku... Chcesz mieć, tym razem,
limo pod okiem?
- Dobra, już nic nie mówię - Steel pokojowo
uniósł dłoń (jedną, bo drugą przykładał lód do złamanego
nosa).
- I tej wersji się trzymaj - mruknął Blaise i podszedł
do Ginny by ją objąć. Chciał w ten sposób zaznaczyć, że to
maleństwo należy wyłącznie do niego.
Steel już miał coś
powiedzieć na temat tej demonstracji, lecz po głębszym
zastanowieniu stwierdził, że jak na jeden dzień wystarczy mu
fizycznych obrażeń.
- To ja i Ginny pójdziemy się spakować
- odezwał się Blaise. – W końcu jutro jedziemy do szkoły, a
musimy jeszcze spakować Dracona i Hermionę, bo nie wiadomo kiedy
wrócą.
Pół godziny później byli już spakowani. Oczywiście
cztery kufry postawili w sypialni swoich przyjaciół. Fakt, oni
pakowali, ale tamci mogą się pomęczyć z przestawianiem bagaży w
przypadku, gdyby im przeszkadzały. Odwalili „brudną” robotę i
zbiegli na dół do kuchni po coś słodkiego.
- PIERWSZY! -
ryknął Blaise i zanurkował do zamrażalnika po lody śmietankowe w
polewie miętowej. - Pierwszy, a to znaczy, że ty robisz mi dobrze!
- dokończył swój wywód dosyć głośno, zapominając, że
przecież już nie są w rezydencji sami.
Od strony drzwi dało
się słyszeć znaczące chrząkniecie, a po chwili także głos
Steela.
- Powiedz mi słodka, jak ty wytrzymujesz z tym
indywiduum?
- Sama nie wiem - mruknęła zarumieniona Ginny i
obrzuciła wściekłym spojrzeniem Blaise'a.
- Ja ci dam słodką
- warknął zarumieniony, tak samo jak jego dziewczyna, Blaise. - I
nie podsłuchuj, bałwanie - dodał jeszcze dla podkreślenia wagi
swojej wypowiedzi.
- Nie musiał podsłuchiwać. Po co japę
wydzierasz, baranie jeden?! - odgryzła się Virginia, wyręczając
Steela. - Nie każdy musi znać produkty twojego chorego poczucia
humoru - naburmuszyła się, otworzyła lodówkę i wyjęła mleko. -
Sam sobie jedz te lody.
- Kochanie, nie gniewaj się - Blaise
miał gdzieś, że Steel patrzy na jego pokorną minę. - Wiesz, że
żartowałem...
- No właśnie, chodzi mi o twój sposób na
dowcip - odwróciła się do chłopaka plecami i nalała sobie mleka
do szklanki.
- Skarbie, ja cię naprawdę przepraszam. Wiem,
zachowuję się jak dureń – ciągnął Blaise.
- Kontynuuj -
mruknęła Giny znad szklanki mleka.
- Kretyn, palant,
gumochłon, Puchon, Snape wśród Gryfonów, Malfoy... – zaczął
wymieniać chłopak.
- No, przynajmniej raz coś mądrego
powiedziałeś – mruknęła Ginny, odstawiając mleko do lodówki.
-
Chodzi ci o to, że jak Malfoy, czy że jak Snape wśród Gryfonów?
- zamrugał zdezorientowany Blaise.
- Nie, kochanie, jak
gumochłon - oznajmiła z naciskiem Ginny, wlepiając w niego
czekoladowe oczęta.
- Aha - niepewnie odrzekł zarumieniony
chłopak. - Ale nie gniewaj się na mnie...
- Ja się nie
gniewam. Po prostu sprawiasz mi czasem przykrość, albo wprawiasz
mnie w zakłopotanie – wyjaśniła cicho.
- Przepraszam -
powiedział Blaise i przytulił ją mocno do siebie.
Na widok
takich czułości Steel wyszedł z kuchni, bynajmniej nie dlatego, że
nie chciał przeszkadzać bratu, tylko wszelki romantyzm działał na
niego tak, jak Gryfon na Ślizgona. Niedobrze.
***
Kilka
godzin później, kiedy wszyscy po sytej kolacji siedzieli w kuchni,
z salonu dał się słyszeć wrzask Malfoya.
- Blaise,
zboczeńcu, odklej się od wiewióry! Wróciliśmy!
Zadowolony z
siebie Draco przemaszerował przez salon z wesołym gwizdem na
ustach. Zauważył, że w jadalni świeci się światło i ruszył w
tamtym kierunku:
- Mam nadzieję, że nie uprawiacie w tej
chwili miłości francuskiej. W takim miejscu to by była perwersja!
Wchodzę!
Wszedł.
Wszedł i zamarł.
Wszyscy na niego
patrzyli. A było ich wielu: Steel miał wzrok pełen pogardy, pani
Zabini była szczerze zdziwiona, niemal zszokowana, a jej mężowi
rozszerzyły się nozdrza z irytacji. Blaise wyglądał na
podłamanego, a Ginny na zawstydzoną i wściekłą. Draco przełknął
ślinę i coś miał już rzec na swoje usprawiedliwienie, ale nie
było mu dane.
- Malfoy, zboczeńcu, nie zmieniaj tematu, i tak
wiem, że masz na sumieniu PIEC! - zagrzmiał Andreus
Draco, jak
przystało na prawdziwego mężczyznę, zamierzał bronić się z
godnością do samego końca. Dlatego też wskazała palcem na Ginny
i wykrzyknął:
- To ona! To jej wina, bo ona wlała tę butlę
spirytusu do kaczki.
- Ale ją chcę w przyszłości za synową,
a nie ciebie! – odrzekł pan Zabini.
- CO?! - krzyknęli
wspólnie Draco i Virginia, Hermiona, z zaciekawieniem, wychynęła
zza ramienia Malfoya, a Blaise zrobił najgłupszą minę, na jaką
było go stać.
- No co? Podoba mi się dziewczyna mojego syna -
warknął Andreus. - Ale absolutnie nie podoba mi się to, że ty,
Wielki Kucharzu, chcesz ją wrobić, podczas gdy ten piec
wyleciał z winy twojej i twojego ojca. Ja sobie jeszcze z Lucjuszem
porozmawiam - nozdrza mężczyzny zadrgały ponownie, a lewa brew
podjechała niebezpiecznie do góry.
- Ale to naprawdę ja
dodałam ten spirytus - Ginny postanowiła być mężna. Spuściła
głowę i pokazowo się zarumieniła, przygryzając z konsternacji
dolną wargę.
- Ależ kochanie. Przecież to się mogło
każdemu zdarzyć. Jestem pewien, że chciałaś dobrze i to nie
twoja wina, że miałaś do czynienia z tymi cymbałami - odparł
Andreus i podszedł do dziewczyny by ją przytulić.
Draco
szepnął coś pod nosem na temat dyskryminacji płciowej, lecz
dostał po głowie od swojej kobiety.
- Za co to?! –
wykrzyknął rozcierając sobie miejsce po uderzeniu.
- Za twoje
odzywki przy wejściu. Kretyn! – wyjaśniła ze złością
Hermiona.
- No co? Teraz dopiero ci przeszkadzają moje
tekściory? - zirytował się blondyn. - Przed chwilą zostałem
podle zdyskryminowany, a ty mnie bijesz. Jak możesz? - zrobił minę
zmokłego spaniela i Hermiona musiała odwrócić wzrok, żeby nie
zmięknąć. Jednak po sekundzie ponownie patrzyła mu z odwagą w
oczy.
- W ogóle mi przeszkadzają takie durne, jak to
określiłeś, tekściory. Dostałeś po prostu po łbie z
opóźnieniem - wzruszyła ramionami i popatrzyła uważnie na pana
Zabiniego i jego żonę. Następnie zerknęła z zaciekawieniem na
Steela, który szelmowsko się do niej uśmiechnął, a nawet puścił
jej oko.
- Nie mówiłeś, że masz brata, Blaise - powiedziała,
rzucając zielonookiemu wymowne spojrzenie.
- Bo nie mam –
odpowiedział z irytacją brunet - To po prostu pomyłka natury. Tak
naprawdę rodzice próbowali go utopić, ale się trzymał przy życiu
– dodał
- A ciebie też, gumochłonie – odgryzł się
Steel.
- Gryzipiórek – warknął Blaise.
- Co? -
Hermiona spojrzał zdziwiona, na, jak dotąd, inteligentnego
chłopaka.
- No co? To krukonik – wyjaśnił wzruszając
ramionami Blaise.
- Byłeś w Ravenclawie? - spytała Hermiona z
zaciekawieniem.
- Tak, był w Ravenclawie - Draco niemal
warknął; nie zamierzał patrzeć, jak Steel podrywa jego dziewczynę
na inteligencję. - A teraz bądźmy tak dobrzy, Hermi... - przy tych
słowach ścisnął lekko jej dłoń - ... i opuśćmy kuchnię, bo
jest, mimo swych rozmiarów, za mała na tyle osób.
- Droga
wolna - powiedziała Ann, kryjąc uśmieszek. - Idź, ale pamiętaj,
przekaż ojcu... chociażby listownie... że czeka go ciężka
konfrontacja ze mną... i Narcyzą. Wyraźnie zabroniłyśmy mu
wchodzić do jakiejkolwiek kuchni. Tym razem ci się upiekło,
Draconie Malfoy, bo Lucjusz wystawił czek.
- Przekażę -
prychnął Draco i zmarszczył nos. Hermiona wyszczerzyła się do
rodziców Steela i Blaise'a za plecami swojego chłopaka:
-
Przejdzie mu - oznajmiła, ściskając wymownie dłoń Mlfoya.
-
Mój Boże. Żeby jakieś ładne i inteligentne dziewczyny leciały
na takich tłuków jak mój brat i malfoyasty – westchnął Steel,
po zniknięciu Hermiony i Dracona, nie kryjąc swojego
zdegustowania.
- Sam jesteś tłuk - mruknął Blaise i
wyciągnął Ginny z kuchni. Musiał natychmiast porozmawiać z
Draconem, a nie chciał zostawić swojej małej wiewióreczki z tą
„pomyłką natury” uchodzącą za jego brata.
*
Chwilę
później cała czwórka siedziała w sypialni Blaise'a i sprawiała
takie wrażenie, jakby ktoś powiadomił ich o śmierci ulubionego
Testrala.
- Czyli z naszych planów nici - mruknął Draco. -
Znowu powrót do zimnych, pustych sypialni.
- I do Hogwartu -
dodała Hermiona
- Hogwart... - mina Blaise'a zdradzała
zamyślenie. - Cholera, Hogwart, nauka i egzaminy...
- Egzaminy
nie są złe - stwierdziła z miną filozofa Granger, a pozostała
trójka posłała jej spojrzenia jadowitych i wściekłych
bazyliszków.
- Hogwart Hogwartem, trzeba tam wrócić i tyle -
Draco podrapał się niegroźnym końcem różdżki za uchem. - Ale
dziś będzie bryndza! - jego głos zabrzmiał donośnie i żałośnie,
zupełnie jak pisk nieszczęśliwego Przecinka.
- Pomyślcie, to
tylko jedna noc... - Blaise postanowił być optymistą. – Zresztą,
rodzice śpią w zupełnie innej części domu, w tej śpimy my
i...
- No właśnie, Dziki i... – Draco spojrzał na
przyjaciela znacząco.
- O co wam chodzi? - zdumiona Ginny
spojrzała na mężczyzn.
- O tą sklątkę tylnowybuchową,
która uchodzi za mojego brata – odpowiedział ze złością
Blaise.
- On jest bardzo miły i sympatyczny - obie dziewczyny
stanęły natychmiast w obronie pierworodnego państwa Zabini, co
bynajmniej nie spodobało się ich partnerom.
- On wcale nie
jest miły, on jest gorszy niż ... niż ... – brunet próbował
znaleźć odpowiednie słowo.
- Niż co, patałachy? – od
strony drzwi dobiegł ich głos Steela Zabiniego. Wszyscy spojrzeli w
tamtą stronę. Chłopak stał w progu i przyglądał im się
mieszaniną zaciekawienia i rozbawienia na twarzy.
- Jesteś
gorszy od tego nadętego idioty, Pottera! Brakuje ci tylko blizny -
zaperzył się potomek Malfoyów, za co zarobił wiele mówiące i
nieprzychylne prychnięcie Hermiony i żmijowy syk ze strony
Virginii.
- Och, Steel nie potrzebuje blizny... On nosi długie
włosy - Blaise przeciągał każdą sylabę i wyglądał tak, jakby
miał się rzucić na swojego brata i go udusić. Tym razem to Ginny
prychnęła, a Hermiona uśmiechnęła się złośliwie.
- Masz
kompleks, Blaise? - zapytała słodko panna Granger, wbijając
orzechowe oczy w chłopaka swojej przyjaciółki.
- Oczywiście,
że nie, ale wiecie, co mówią na temat długich włosów u
mężczyzny... - Blaise uśmiechnął się niczym niewinna
dziewica.
- Ja nie wiem co mówią - powiedziała Ginny i
spojrzała się na Zabiniego, żądając udzielenia odpowiedzi, co
ten skwapliwie wykonał.
- Długie włosy - krótki rozum oraz
im więcej na głowie, tym mniej miedzy nogami...
Jego słowa
jeszcze dobrze nie przebrzmiały, kiedy chłopak ze zdumieniem
spojrzał na Dracona, który z wściekłą miną uderzył go książką
od eliksirów w głowę.
- O co ci chodzi, Smoku? Przecież ja
nic takiego nie powiedziałem ... – spytał z wyrzutem rozcierając
sobie głowę.
- Najlepiej by było, jakbyś się w ogóle
zamknął - warknął Malfoy i poprawił swój kucyk.
-
Myślałem, że jesteście tłukami - oznajmił pierworodny Zabinich.
- Ale wy jesteście tłukami do potęgi! A ty, Blaise, masz chyba
sieczkę zamiast mózgu. O tym, co masz, a raczej czego nie masz,
między nogami nawet nie wspominając - Steel uśmiechał się
zupełnie tak samo, jak jego brat. Słodko i niewinnie.
-
Nieprawda, że Blaise nie ma nic między... - oburzona Virginia nieco
się zapędziła w swoich wywodach i teraz siedziała ze spuszczoną
głową ,z zawstydzeniem, międląc w palcach poskręcane pasmo
swoich rudych włosów.
- Ups - wyrwało się Hermionie, Draco
się zaczerwienił, a Blaise miał minę lekko skonsternowanego
zwycięzcy.
- A co powiesz o jego mózgu? - ciągnął
rozbawiony i niezrażony Steel.
Virginia poczuła słuszny
gniew.
- Mózg Blaise'a jest w porządku! – warknęła. - Co
nie zmienia faktu, że obaj jesteście nadętymi bucami i nie
potraficie okazywać sobie braterskiej miłości. Starczy?! -
czekoladowe oczy Ginny zapłonęły żądzą mordu.
- Ale my się
kochamy - mruknął Steel.
- Nawet sobie nie wyobrażasz jak
bardzo - dodał Blaise.
- Jasne. Percy też nas tak kocha, że
od dwóch lat nie mam z nim żadnego kontaktu - warknęła Ginny,
zerwała się z łóżka i z łzami w oczach wybiegła z sypialni.
-
Po prostu świetnie. Jesteście genialni - Hermiona obrzuciła
wściekłym spojrzeniem trojkę zbaranianych mężczyzn i pobiegła
za Ginny.
- Ale o co chodzi? - najstarszy z mężczyzn
wytrzeszczył oczy. - Jaki Percy? Ja nic nie wiem i nie chcę mieć
nic wspólnego z kimś, kto ma tak na imię - dodał dla podkreślenia
powagi swych słów.
- Drażliwy temat – mruknął Draco,
bawiąc się swoją różdżką.
- Percival Weasley - wycedził
Blaise.- Brat Wiewióry, dużo starszy od niej. Tak w ogóle to ona
ma samych braci i wszystkich starszych...
- No, strasznie nadęty
i wyrzekł się rodziny - Draco zmarszczył brwi i podrapał się za
uchem niegroźnym końcem różdżki, ignorując pełne irytacji
spojrzenie Blaise'a.
- Aaaaa! Percy Weasley! - pierworodny
państwa domu wyglądał, jakby "zaskoczył". - Przecież
chodził z nami do Hogwartu. Młodszy dwa lata ode mnie. Nie znałem
go dobrze, ale to straszny dupek. Ci młodsi Weasleyowie, bliźniacy
byli zupełnie inni. Aaaaa! To ona jest Weasleyówną! - Steela
olśniło i gwizdnął przeciągle.
- A co ty? Głuchy jesteś?
Pewnie, że tak. Przecież ci się przedstawiła, młotku – Blaise
popatrzył na brata ze złością.
- Nie zwracałem uwagi,
patrzyłem na jej nogi, a nie na usta – odpowiedział szczerze
Steel.
- Kretyn. I co to znaczy, że ona jest Weasleyówną? –
warknął jego brat.
- Znam jej brata. Jest moim bezpośrednim
przełożonym. Pracujemy razem. Ciekawe, co Charlie powie, jak
wspomnę, z kim to umawia się jego ukochana, wypieszczona, wyśniona,
wyidealizowana, łagodna, miła, cudowna młodsza siostrzyczka –
zaśmiał się Steel.
- Steel! – wrzasnął Blaise.
- No,
co? Byłaby jakaś znajoma stypa, a teraz chodź brat, bratową
musimy przeprosić – powiedział chłopak i odwrócił się do
wyjścia.
- Stypa! - mina i ton głosu Dzikiego dobitnie
świadczyły o tym, co on sam myśli na temat stypy, na której byłby
głównym gościem. Draco zrobił minę filozofa, ponownie podrapał
się za uchem niegroźnym końce różdżki i .... dostał przez łeb,
a przedmiot, którego używał zwykle do czarów ,wylądował na
drugim końcu pokoju.
Blaise wstał i patrzył na niego z miną
szalonego hipogryfa.
- No co?! - zaperzył się blondyn i także
wstał, a Steel powstrzymywał się od śmiechu. - Sam też tak
robisz!
- Ale nie cały czas, jak ten kretyn! Ostrzegałem! –
wykrzyknął chłopak.
- Palant - wymamrotał Draco i obaj z
Blaise’em spojrzeli morderczo na Steela, który omal nie dusił się
z powstrzymywanego chichotu.
- Zaprawdę, zachowujecie się jak
kretyni. Ja się naprawdę dziwię, co one w was widzą – wydusił
z siebie.
- Miłość jest ślepa - mruknął Draco, a Blaise
skinął głową na potwierdzenie słów przyjaciela.
-
Najwyraźniej – zgodził się Steel. - Tylko nie sądziłem, że wy
dwaj zakochacie się kiedykolwiek. I to jeszcze w Gryfonkach –
dodał z szerokim uśmiechem.
- One powinny być Ślizgonkami,
bo gryfońskiego charakteru to one bynajmniej nie mają – oznajmił
Draco.
- Ta, jasne - Steel uśmiechnął się sardonicznie.
-
Nie każdy jest kruczkiem - kujonkiem - warknął Blaise.
- Ej,
młody, nie pozwalaj sobie! Trafiłem tam, bo jestem inteligentny,
ale i tak Tiara zastanawiała się długo, czy mnie nie przypisać do
Slytherinu – Steel poczuł się urażony słowami brata.
-
Współczuję - z powagą oznajmił Draco, podnosząc swoją różdżkę
z podłogi. – Już chyba bym wolał być w Gryffindorze... Mimo że
Gryfków nie lubię. A Ravenclaw to po prostu okropne kujony bez
klasy... - ręka Malfoya Juniora zastygła o milimetry od ucha;
Blaise patrzył na niego zbyt natarczywie.
- No, to może
pójdziecie przeprosić dziewczyny - powiedział szybko Draco, a jego
dłoń natychmiast zjechała w dół.
- Ty idziesz z nami -
Blaise uśmiechnął się niczym rodzic z postępów latorośli.
-
Ja nic nie mówiłem! – zaprotestował arystokrata.
- Żyjesz
i za samo to powinieneś przepraszać – odpowiedział z udawana
obojętnością Blaise.
- Przestańcie, głąby - zdenerwował
się Steel. - Idziemy wszyscy trzej powiedzieć Sorry, dziewczyny.
I nie wyklinać mi tu na siebie młoty!
- Ugryź się, Zabini -
Draco pokazał, jak bardzo poważa starszego brata swojego
przyjaciela i patrzył na Blaise'a z nieskrywaną pogardą.
-
Jak się ugryzę, to, w przeciwieństwie do ciebie, jadu sobie w żyły
nie zapuszczę - odrzekł łagodnie młodszy Zabini, wyręczając
Steela i wzruszył ramionami.
Po gorących przeprosinach, w
których zdecydowano, że nie jest niczyja winą, iż Percy ma w
sobie więcej z Filcha niż z Weasleyów, zawarto krótkotrwały
pokój. Bo już pięć minut później męski ród znowu się
pokłócił, a to podobno kobiety są z natury swarliwe.
***
Późnym
wieczorem, gdy teoretycznie wszyscy powinni już spać, bo niektórych
z samego rana czekał powrót do szkoły, na korytarzu dało się
słyszeć ciche kroki. Zupełnie tak, jakby ktoś się skradał.
Kiedy ręka tajemniczej osoby zbliżyła się do klamki przy jednych
drzwiach, dał się słyszeć cichy, przesiąknięty ironią głos.
-
Braciszku, chyba nie sądzisz, że zgodzę się na łamanie
elementarnych zasad przyzwoitości.
- Weź schowaj swój czarny
łeb, potworze! Daj żyć normalnie innym, zazdrośniku! - wściekłym
szeptem odrzekł Steelowi Blaise.
- Jak będziesz mnie obrażał,
nie dam ci spokoju - kpił sobie starszy syn państwa Zabinich,
doskonale bawiąc się irytacją zakochanego po uszy młokosa.
-
Ty sklątko tylnowybuchowa! – wrzasnął brunet.
- Co tu się
dzieje? - usłyszeli nagle głos swojej rodzicielki. - Zamiast spać,
to wy się wyzywacie na korytarzu. Żadnej przyzwoitości!
- A
ty dlaczego nie śpisz?! - obaj bracia, z wyraźną pretensją w
głosie, zwrócili się do swej rodzicielki.
- A wy, jak się do
mnie odzywacie? Już spać, pókim dobra. Bo wam blokady na drzwi
pozakładam! – zagroziła pani Zabini.
- Mamo... – jęknął
Steel.
- Chyba coś powiedziałam! Spać! – rozkazała
ostro.
Rozeszli się poirytowani do swoich pokojów, gdzie
zaczęli kombinować; zwłaszcza Blaise. Podczas gdy oni kombinowali,
Virginia działała. Cichutko zapukała do drzwi Hermiony, która
natychmiast jej otworzyła.
- Chcesz spać tak sama całą noc?
- pisnęła cichutko rudowłosa, a oczy zalśniły jej w ciemności,
przewrotną wesołością.
- W sumie nie... Ale wiesz, to jednak
trochę boli - Granger lekko się skrzywiła.
- Zrobiliście to!
- Virginia omal nie krzyknęła, a Hermiona szybko położyła palce
na jej ustach. - I jak było i jak?! A Blaise, ta świnia niemyta,
nie chce i mówi, że chce poczekać - fuknęła rozżalona Ginny na
koniec przemowy.
- Czy tobie chodzi tylko o jedno, Gin? -
Hermiona spojrzała uważnie na przyjaciółkę.
- N... Nnno
nnie - Virginia się zacięła i przygryzła dolną wargę. - Ale
dlaczego Draco i ty...
- Draco jest trochę inny niż Blaise, a
ja jestem inna niż ty. I uważam, że Zabini postępuje bardzo
mądrze. Rozumiesz o czym mówię? Powinnaś się cieszyć, że masz
takiego faceta. Opiekuńczego i troskliwego. A ty go wyzywasz. Oj,
Gin... – westchnęła Hermiona.
- Ja go kocham - mruknęła
panna Weasley, rumieniąc się po naganie przyjaciółki - I masz
rację, zachowuje się jak głupia gówniara.
- Oj, przestań.
Zachowujesz się po prostu jak normalna, napalona kobieta. Zobaczysz,
będzie lepiej, a co do tego, czy chcę spędzić sama tą noc to...
nie! – powiedziała Hermiona.
- Czyli? – spytała z
zaciekawieniem najmłodsza z rodzeństwa Weasleyów.
- Czyli,
moja droga przyjaciółko, zrobiłam coś, do czego przyznaje się z
ciężkim sercem – dziewczyna uśmiechnęła się tajemniczo.
-
Herm... – Ginny zmrużyła oczy.
- Wiedząc, że tu
przyjedziemy, na wszelki wypadek pożyczyłam od naszego przyjaciela
pewną pożyteczną rzecz i teraz jej użyjemy! – wyjaśniła z
szerokim uśmiechem panna Granger.
- Ty masz... masz... masz
pelerynę?! Dlaczego mi wczesnej o tym nie powiedziałaś?! –
rudowłosa spojrzała na swoją przyjaciółkę z wyrzutem.
-
Oj, Gin... Nie było takiej potrzeby – odrzekła Hermiona wyjmując
spod poduszki Pelerynę –Niewidkę Harry`ego.
- Herm, nie
powiedziałaś mi i byłaś większym łobuzem niż ja! - w oczach
rudzielca zapłonęło uznanie i zazdrość, a Hermiona lekko się
zarumieniła i uśmiechnęła przekornie. - UKRADŁAŚ ją Harry'emu
- dodała z radosnym zapałem.
- Wcale nie! Ja ją tylko
pożyczyłam - zaperzyła się Grangerówna. - Tylko nie wiem, czy
jeszcze nie odczekać, bo oni pewnie będą chcieli przyjść do
nas...
- Łiii - zapiszczała Virginia. - Wiesz, że to pipki
greckie. Pewnie ktoś ich nakrył i powłazili ze strachu do nor...
Trochę mi ich żal - Virginia wydęła wargi. - To co, idziemy?
-
Chyba nie mamy innego wyjścia - odpowiedziała panna Granger i
naciągnęła na siebie i Ginny bezcenny skarb.
Już po chwili
obie dziewczyny cichutko opuściły sypialnię. Kiedy znalazły się
na korytarzu, przez chwilę stały bez ruchu i nasłuchiwały czy
ktoś nie nadchodzi. Na szczęście korytarz był pusty. Szybko
zbliżyły się do sypialni Dracona i Hermiona bezszelestnie
wyślizgnęła się spod pelerynki, a potem, równie cicho, uchyliła
drzwi. Kilka sekund później Ginny została sama na korytarzu.
Rudowłosa rozejrzała się, pewna, że skrzypniecie drzwi obudziło
kogoś, a gdy stwierdziła, że nic takiego nie miało miejsca,
pobiegła do pokoju Blaise.
*
- Draco – szepnęła
cicho Hermiona, gdy już podeszła do łóżka chłopaka.
-
Tunia? - Malfoy poderwał się i usiadł w skotłowanej pościeli. -
Moja Tunia sama do mnie przyszła.
Hermiona widziała, jak
szczerzy się w ciemnościach, aż mu zęby świecą.
- No,
musiała przyjść, skoro jej matołek sam drogi nie może do niej
znaleźć – powiedziała.
- No wiesz? To wszystko przez tego
jełopa Steela; łazi po nocach - Hermiona ucałowała go mocno w
policzek, a Draco ją rzucił na łóżko i mocno przytrzymał.
-
A tak właściwie to cóżeś kobieto ode mnie, biednego, zmęczonego
trudami życia mężczyzny, chciała? Chyba nie zamierzasz
wykorzystać mojego niewinnego ciała? Przysięgam na mój honor, że
będę się bronił chociaż trochę – oświadczył, a w jego
głosie zabrzmiały rozbawione nutki.
- Żeby nie wyjść na
łatwego - mruknęła Hermiona, na co Draco oczywiście musiał
zareagować.
Natychmiast zaczął ją łaskotać dopóki
dziewczyna zaczęła piszczeć i błagać go o litość.
-
Draco... proszę.... przestań.... Draco, a jak... ktoś wejdzie? –
wydyszała
- To będziesz się musiała gorąco tłumaczyć,
dlaczego napastujesz takie niewinne dziecię jak ja – odpowiedział
z rozbrajającą szczerością arystokrata.
- Ty i niewinny! Toż
to oksy... - widząc, że Draco znowu szykuje się do łaskotania,
Hermiona natychmiast zmieniła swą wypowiedź. - ...toż to prawda,
jesteś niewinny niczym lilia.
- Ty mi tu nie czaruj tylko
powiedz, dlaczego naprawdę przyszłaś – zainteresował się młody
Malfoy. Hermiona przez chwilę zastanawiała się, czy powiedzieć
Draconowi prawdę. W końcu z uroczymi rumieńcami na policzkach
wyszeptała:
- Bo ja już bez ciebie nie potrafię usnąć.
Brakuje mi ciebie.
- Nierządnica - Draco uśmiechnął się
szeroko. - Brakuje ci mojego boskiego ciała - zażartował, ale za
chwilę zrobił się poważny, bo Hermiona posmutniała.
- Wiesz
co? Ja mówię poważnie, a ty się ze mnie nabijasz. Może jednak
wrócę do siebie - odepchnęła go i spróbowała wstać, ale
chłopak ją mocno przytrzymał.
- Przepraszam, Tunia... Wiem,
że czasem przeginam. Ale ty się tak uroczo rumienisz. Przepraszam
za głupi tekst - na prawdę zrobiło mu się przykro i delikatnie
pocałował odkryte ramię dziewczyny, wykorzystując fakt, że
batystowe ramiączko zielonej koszulki się zsunęło. Ale Hermiona
była tak rozżalona jego niewybrednym żartem, że odepchnęła go
od siebie i zajrzała mu z wyrzutem w oczy . Draco zawstydził się
tak, jak jeszcze nigdy w swoim nastoletnim życiu. Ta dziewczyna
oddała mu swoją niewinność, a on ją wyzywał od nierządnic.
Poczuł pod powiekami łzy zażenowania i skruchy.
- Miona, ja
naprawdę nie chciałem cię zranić, przecież wiesz... Przepraszam
za mój niewyparzony jęzor. Szanuję cię bardziej, niż siebie
samego, ale mam takie żałosne zapędy. Przykro mi. Nie chcę, żebyś
na mnie patrzyła w taki sposób. Z takim żalem. Pozwolisz mi się
przytulić i się przeprosić? Błagam, Mionka – chłopak wbił w
nią błagalne spojrzenie.
Hermiona spojrzała na Dracona, a gdy
zobaczyła minę chłopaka nie potrafiła się dalej gniewać i
zmiękła.
- Już dobrze, tylko obiecaj mi, że postarasz się
trochę przyhamować – wyszeptała.
-Tunia, dla ciebie
wszystko. Przysięgam... na moją miotłę! – na jego ostatnie
słowa Hermiona roześmiała się cicho. Wcale nie uważała, że
taka przysięga jest głupia,. W końcu, znając Malfoya, miotła
była dla niego czymś naprawdę ważnym.
- To, co? Nie masz nic
przeciwko temu, że zostanę? – spytała rozbawiona.
-
Kobieto, jeszcze się pytasz? Jestem cały twój i rób ze mną, co
chcesz – zadeklarował chłopak.
Hermiona uśmiechnęła się
i tylko pokiwała głowa; Draco jednak nigdy się nie zmieni.
-
A mogę się po prostu przytulić? – spytała cicho.
- Z
największa przyjemnością, moja Szczotuniu – uśmiechnął się
Draco.
Hermiona rzuciła Dracona na łóżko i wygodnie się na
nim ułożyła, zupełnie jak na materacu.
- Nie za dobrze ci,
Szczota? - spytał obejmując ją ramieniem.
- Nie, młotku -
odrzekła z uśmiechem i oplotła go w pasie udami, "przyklejając
się" mocniej.
- Tunia, jesteś wygodnicka – stwierdził
Smok.
- Wiem, niewygodnie ci? - spytała z troską.
- No,
co ty. Jesteś ciepła i ładnie pachniesz – blondyn uśmiechnął
się do niej słodko.
- Nawzajem – odpowiedziała Hermiona
wtulając się głębiej w ciało chłopaka.
Przez kilka chwil
leżeli w zupełnej ciszy, aż Draco ośmielił się zapytać:
-
Mionka... Będę mógł cię troszeczkę popieścić? Proszę...
Draco
cierpliwie czekał na odpowiedź, a kiedy przez dłuższą chwilę
jej nie otrzymał, schylił głowę i zauważył, że jego Tunia już
śpi. Dziewczyna była bardo zmęczona wszystkimi wydarzeniami
minionego dnia. Malfoy uśmiechnął się i delikatnie, by tylko nie
obudzić panny Granger, przykrył ją nakryciem i jeszcze mocniej
przytulił. Hermiona miała racje - potrzebowali siebie. On również
nie potrafił już bez niej spać. W momencie, gdy zasypiał w jego
zmęczony umysł wdarła się myśl, że w Hogwarcie wspólne spanie
może nastręczyć trochę trudności, ale przecież dla chcącego
nic trudnego. Zresztą, on jest Ślizgonem i na pewno sobie
poradzi.
**
Ginny Weasley po cichu wślizgnęła się
do sypialni Blaise i na palcach podeszła do łóżka chłopaka. Ten
pół – leżał, – pół - siedział na łóżku i czytał
książkę, zerkając z niepokojem, co parę minut, na zegarek .
Ginny, która dalej miała na sobie pelerynę, przez co była dla
niego niewidoczna, postanowiła trochę niegroźnie podrażnić
Blaise`a. Na początku zgasiła światło w jego pokoju.
Chłopak
rozejrzał się , jednak jeszcze nie zaniepokojony na nowo włączył
lampkę. Kiedy zabawa w gaszenie i zapalanie powtórzyła się po raz
trzeci, biedny Ślizgon nie mógł zignorować sygnałów, że ktoś
oprócz niego jest jeszcze w pokoju.
- To wcale nie jest
śmieszne - warknął, jednak gdy usłyszał tłumiony dziewczęcy
śmiech, natychmiast się rozpogodził.
- Och, czyli panna
Weasley tak się bawi... A co będzie, jak cię złapię? –
spytał.
- Najpierw musiałbyś mnie złapać – odpowiedziała
Weasleyówna.
- Nie ma sprawy - Ginny obserwowała, jak Blaise
niczym kot pręży się na łóżku, łowiąc uszami
dźwięk.
"Zwierzaczek" - pomyślała z rozczuleniem
Virginia.
- A skąd masz Niewidkę, ryża wredoto? - spytał
powolutku zbliżając się do krawędzi łóżka.
- Herm zwinęła
Harry'emu, młotku - grzecznie go oświeciła wredota i
szybciutko przeszła na paluszkach w lewą stronę, żeby jej nie
dopadł "na głos".
- W którą stronę przetupałaś,
wiewióreczko? – spytał Zabini i spokojnie zszedł z wyrka.
-
Chciałbyś wiedzieć - szepnęła Ginny i odskoczyła na bok, gdy
Blaise zbliżył się do miejsca, gdzie stała parę sekund
wcześniej.
- Zobaczysz, jak cię dopadnę będziesz błagać o
litość – zagroził brunet.
- Ciebie? - Ginny znowu się
zaśmiała i to był jej błąd.
Dziewczyna nie zdążyła
odskoczyć i pelerynka została z niej zerwana.
- Ups... –
powiedziała.
- Ja ci dam ups - zamruczał Blaise i
zaczął popychać dziewczynę w stronę łóżka.
- Dziki,
chyba nie skrzywdzisz swojej wiewióreczki? – spytała niewinnie
Ginny.
- Pożyjemy, zobaczymy... – odpowiedział lakonicznie
chłopak.
- Nie skrzywdzisz, prawda? - wielkie czekoladowe oczy
wlepiły się w zielone tęczówki chłopaka. W odpowiedzi Blaise
uniósł tylko jedną brew i pchnął Virginię jeszcze raz, a
dziewczyna wylądowała pupą na brzegu łóżka. Nie spuszczając z
niego szeroko otwartych, ciemnych oczu, wdrapała się szybciutko na
łóżko i skulona przycupnęła przy samej ścianie, starając się
wyglądać jak najbardziej niewinnie i zrobić się jeszcze mniejsza,
niż była rzeczywiście.
- Nie krzywdź, Blaise - pisnęła
cichutko. Zabini się rozczulił, ale nie dał tego po sobie poznać.
Wszedł na łóżko i powoli zbliżył się do dziewczyny.
- No
i co teraz, mała, ruda cholero? Mówiłem, że cię dorwę -
powiedział z drapieżnym uśmiechem i oblizał wargi. Następnie
troszkę się od niej odsunął, ale nie spuszczał z niej wzroku, a
jego prawa dłoń wślizgnęła się pod koszulkę nastolatki,
delikatnie gładząc jedwabiste wnętrze uda:
- Ja, dziki
zwierz, Blaise, z dzikiej puszczy... - mówił bardzo cicho - ...
miałem się zabawić z małą wiewióreczką i brutalnie nam
przerwano – Ginny zachichotała. - A teraz ta niewdzięczna
wiewióra zabawiła się moim kosztem i mam jeszcze większą ochotę
do niej się dobrać.
Przestał ją dotykać i odsunął się
dalej:
- Chodź do Blaise'a, skarbie - powiedział zalotnie.
-
Nie! - zapiszczała Ginny. - Bo mała wiewióreczka boi się
wielkiego, dzikiego zwierza.... Nie pójdę - cofnęła się pod
ścianę, figlarnie mrużąc oczy.
- Boisz się? - uśmiech
chłopaka stał się bardziej drapieżny.
- Troszeczkę... –
przyznała Ginny.
- Chyba się nie obawiasz, że zerwę z ciebie
koszulkę? - to powiedziawszy, Blaise, rzeczywiście zdarł delikatną
koszulkę.
- Albo, że porwę twoje majteczki - mruknął i
jednym szarpnięciem zniszczył stringi dziewczyny.
Ginny nie
potrafiła dłużej się powstrzymywać i parsknęła śmiechem.
-
Och, masz rację. Nie powinnam się obawiać, że zedrzesz ze mnie
ubranie – odpowiedziała chichocząc.
- Kobieto, milcz i leż.
Twój Dziki bierze się do akcji! – powiadomił ją Blaise.
-
A... Więc jednak - Ginny uśmiechnęła się figlarnie, a Blaise
popatrzył na nią z zaciekawieniem.
- No, do takiej właściwej
akcji miałeś się wziąć, gdy skończę szkołę - w wielkich
oczach widać było prośbę i oddanie.
No właśnie, po co
ja czekam, skoro ona jest chętna? - pomyślał, ale po
kilku
sekundach spoważniał i popatrzył z czułością na
Ginny:
- Skarbeczku, bo tak właśnie będzie. Co nie znaczy, że
mam zamiar dać ci całkowity spokój - Virginii zrzedła minka, ale
za chwilę się uśmiechnęła:
- Ale pozwolisz się
odwdzięczyć? - spytała, gdy Blaise delikatnie zaczął lizać jej
lewy sutek.
- Och, nie wiem. Nawet jeszcze nie zacząłem, a ty
zadajesz mi krępujące pytania. Leż grzecznie i daj działać
prawdziwemu mężczyźnie – odpowiedział chłopak.
- Trzeba
być jeszcze mężczyzną - zażartowała Ginny, a Blaise spojrzał
na nią spod zmrużonych powiek.
- Ty mała wredoto, teraz to ja
ci pokaże – pogroził.
- A co? I może ja już to widziałam
– zaśmiała się Ginny.
Blaise nic nie odpowiedział tylko
bez żadnych uprzedzeń zniżył głowę i polizał Ginny. Dziewczyna
jęknęła i straciła ochotę na jakąkolwiek dalszą rozmowę. Było
jej bardzo dobrze i chciała jeszcze. Ślizgon jednakże wcale nie
zamierzał być dla niej łaskawy. Już po chwili całował
delikatnie wnętrze jej uda, bardzo powoli schodząc do łydki, a
później do zgrabnej stópki dziewczyny. Polizał kostkę i ujął
lewą stopę Virginii w dłonie.
- Co ty robisz, Blaise? -
spytała zdziwiona i zaskoczona dziewczyna.
- Pieszczę cię,
skarbie od stóp do głów... Podobno kobiety to uwielbiają –
odpowiedział Zabini.
Ginny nie wiedziała, co ma na to
odpowiedzieć, więc odrzekła jedynie "aha" i obserwowała
chłopaka z lekkim rozbawieniem. Rozbawienie jednak bardzo szybko jej
minęło, zastąpione cichutkimi jękami, gdy Blaise zaczął pieścić
językiem palce i delikatne poduszeczki pod nimi. Virginia musiała
zamknąć oczy i zacisnęła piąstki na pościeli, bo to, co
wyprawiał z nią Zabini, było niesamowicie miłe, wręcz
boskie.
Ustami zaczął wędrować w górę jej nóg i po chwili
zatrzymał się w zgięciu kolana. Ginny, która do tej pory nie
wierzyła, że ta część ciała może być w jakimś stopniu
odpowiedzialna za napięcie erotyczne, teraz zmieniła zdanie.
Zaczęła jęczeć i wić się na łóżku. To wspaniałe, a ona na
przemian prosiła o więcej i go przeklinała. Chłopak postanowił
się wreszcie nad nią zlitować. Podciągnął się na łóżku,
tak, że teraz leżeli na przeciw siebie i zaczął całować jej
usta, a jego palce gładziły uda Ginny. Virginia wygięła biodra do
przodu, błagając go o śmielsze pieszczoty i przywarła do niego
ufnie, zanurzając dłonie w czarnych gęstych włosach chłopaka.
-
Blaise, błagam cię - jęknęła rozpaczliwie, kiedy Zabini, drocząc
się z nią, ominął, po raz kolejny, o milimetry jej wilgotną
kobiecość. - Błagam, Blaise.
- Cii... - wyszeptał jej do
ucha i pocałował ramię dziewczyny. Delikatnie wsunął w nią
środkowy palec, a Ginny krzyknęła cicho i gwałtownie uniosła
biodra.
Blaise’owi spontaniczna reakcja dziewczyny bardzo się
spodobała. Ona w ogóle mu się bardzo podobała. Powoli zaczął
poruszać swoją dłonią, a gdy Ginny zaczęła jęczeć i krzyczeć
coraz głośniej, zaczął ją całować. Cholernie żałował, że
jego brat śpi za ścianą i on nie może spokojnie wsłuchiwać się
w głos „pchełeczki”.
- Szybciej - wyszeptała dziewczyna,
kiedy Zabini na chwilę się od niej odsunął.
Chłopak tylko
uśmiechnął się do własnych myśli i przyspieszył swe
ruchy.
Virginia wiła się na łóżku, powtarzając imię
swojego kochanka i była przy tym coraz ekspresyjna, dlatego Blaise
musiał ją często całować, żeby tłumić jej gwałtowne
reakcje.
- Cicho, dzikusku - szepnął jej do ucha, na co
odpowiedziała bardzo głośnym i wyraźnym: "Och, Blaise!"
i rozpłakała się z rozkoszy, bo spełnienie, które jej dał, było
zbyt silne jak dla niej - w końcu była tylko maleńką
wiewióreczką. Wtuliła się w niego, a Zabini uspokajał ją
cichymi słowami, dziwiąc się własnej cierpliwości i łagodności.
Nie myślał o własnym podnieceniu i pożądaniu. Ono po prostu
było, a Ginny była dla niego najważniejsza na świecie:
-
Kocham cię, Blaise - szepnęła mu prosto do ucha.
- Ja ciebie
też, kochanie - odrzekł, scałowując z jej policzków łzy. - Jak
obudziłaś Steela, to się nie zdziw, gdy zapuka i nas opieprzy -
dodał jeszcze, patrząc z niepokojem na drzwi. Steel się jednak nie
pojawił ani teraz, ani potem. Był na tyle taktowny, że
zapobiegawczo nałożył na swoją sypialnię zaklęcie
wyciszające.
- On jest w porządku - odrzekła Virginia i
delikatnie pchnęła Zabiniego na łóżko. Był silny, ale pozwalał
jej na wszystko. Grzecznie położył się na plecach, a Ginny
delikatnie zaczęła pieścić ustami i palcami jego klatkę
piersiową.
Jej usta schodziły coraz niżej. Językiem zaczęła
zataczać kółeczka wokół jego pępka, a jej dłonie bawiły się
włoskami na jego podbrzuszu.
- Gin, proszę nie znęcaj się
-jęknął Blaise i to było ostatnie, co powiedział. Jego oczy
zaszły mgłą, a umysł wyłączył się zupełnie. Wszystko to za
sprawą ust pewnego dziewczęcia , które powoli zaczęły całować
jego nabrzmiała męskość. Ginny na przemian całowała, ssała i
lizała stwardniały organ, a jej dłonie ugniatały pośladki
chłopaka.
Zabini nie potrzebował wiele, by dojść. Jego ciało
wygięło się w spazmie rozkoszy, a on sam wykrzyczał imię swej
czerwonowłosej boginki.
Ginny przykleiła się do Blaise’a, a
ten przytulił ją najmocniej, jak potrafił.
- Udusisz mnie,
dziki zwierzu - oznajmiła po kilku sekundach lekko zgnieciona
dziewczyna, ale nawet nie próbowała się odsunąć. Wręcz
przeciwnie, przywarła do chłopaka całym swoim drobnym ciałkiem.
Zabini leciutko poluzował uścisk silnych ramion, a Virginia uniosła
głowę i spojrzała mu w oczy:
- Wiesz, że jesteś słodki i
mam ochotę cię schrupać i zostawić tylko kosteczki?
- Ja tam
bym cię chętnie skonsumował i to razem z kosteczkami... –
odpowiedział chłopak.
- Nie zauważyłam - Ginny uśmiechnęła
się figlarnie.
- Wiewióra, czy ty mnie podpuszczasz? - jedna z
brwi Blaise’a podjechała wysoko do góry i została w takiej
pozycji na dłużej.
- Nie ośmieliłabym się... - dziewczyna
zrobiła najbardziej niewinną minę, na jaką było ją stać, ale i
tak w jej brązowych oczach igrały iskierki wesołości.
-Och,
to bardzo dobrze, bo jakbyś mnie podpuszczała, to mógłbym się
poczuć urażony i zrobić coś niemiłego - odezwał się Blaise z
całą powagą na jaką tylko było go stać.
- A co takiego? –
spytała z zainteresowaniem Ginny.
- Och... na przykład zwalić
cię z łóżka, wrzucić do zimniej wody, wywiesić za okno -
każdy
pomysł chłopaka kwitowany był coraz głośniejszym śmiechem, a
piąstki dziewczyny uderzały miarowo w jego klatkę piersiowa.
-
Nie bij mnie, nie wiesz, że zwierząt się nie bije? – Blaise
złapał ją za przeguby.
- Toś ty zwierzę? – zdziwiła się
panna Weasley.
- Tak, jestem twoim osobistym dzikim zwierzęciem
– odpowiedział Zabini.
Ginny ponownie się roześmiała i
wtuliła w swe "osobiste, dzikie zwierze". Zabini
uśmiechnął się do siebie i przytulił dziewczynę. Po kilku
minutach zasnęli, a o godzinie siódmej rano biedny Blaise został
obudzony czyimś głośnym chrząknięciem.
***
Hermiona
obudziła się, gdy jeszcze było ciemno i stwierdziła, że podczas
snu, zsunęła się ze swojego wygodnego materaca, jaki stanowił
Draco. Leżała obok chłopaka z głową złożoną na jego klatce
piersiowej. Czuła się całkowicie rozbudzona i miała złe
przeczucie, że do rana już nie uśnie. Delikatnie podsunęła się
wyżej i leciutko pocałowała Dracona w usta. Wymruczał przez sen
coś w stylu "Nie dobieraj się do mnie, Szczota" i
uśmiechnęła się sama do siebie, uświadamiając sobie, że chodzi
z Malfoyem i wyobrażając sobie miny Harry'ego i Rona, kiedy się
dowiedzą. Zamierzała w
pociągu siedzieć w tym samym
przedziale, co jej chłopak
Pewnie obaj stwierdzą, że
zwariowała, albo Malfoy coś na nią rzucił, później nie będą
się do niej odzywać, ale kiedy zbliży się jakiś sprawdzian z
Eliksirów lub Transmutacji, to znowu zaczną ją zauważać. Ci jej
mężczyźni byli tacy przewidywalni. Zresztą wiedziała, że nie
tylko jej się oberwie - pewnie do Ginny też się dobiorą. W
wyobraźni widziała już awantury urządzane przez Rona. A
najśmieszniejsze z tego wszystkiego było to, że nic ją to nie
obchodziło. Nie zamierzała ukrywać swego związku z Draconem,
wręcz
przeciwnie. Zastanawiała się tylko, czy on też
zamierza to publicznie okazywać, czy na razie przemilczeć.
Pogrążona w myślach Hermiona nie zauważyła nawet, jak zasnęła,
a rano zamiast
magicznego budzika wyrwała ją ze snu wiązanka
przekleństw i czyjś śmiech.
Otworzyła powolutku oczy i
ujrzała Dracona, który siedział na łóżku, szczelnie
przykrywając ją kołdrą i pomstując na czym świat stoi. Obok
stał Blaise i rechotał jak
szalony. Musiało go bardzo
rozbawić zachowanie Malfoya.
- I czego rżysz, zdechły
patafianie?! - darł się Draco. - Bucu pokręcony, co cię, kur*wa,
śmieszy?! - dodał i odwrócił się, gdyż uznał, że przykrycie
do samej szyi to za mało i podciągnął kołdrę aż na jej uszy.
-
Szczoteczko, nie słuchaj - jego głos zmiękł i stał się tak
łagodny, że Hermiona nie mogła się szczerze nie uśmiechnąć.
Nie mogła się też oprzeć pokusie i podniosła się, by dać
chłopakowi siarczystego buziaka w policzek.
-Zamiast mnie
obrażać, powinieneś dziękować, bo gdyby nie ja, to Steel by was
przyszedł obudzić - powiedział uradowany Blaise i puścił oko do
Hermiony.
- Blaise, drogi przyjacielu, w dowód mojej
wdzięczności pozwolę ci natychmiast opuścić ten pokój bez
uszczerbku na zdrowiu – oświadczył dobrodusznie Draco.
-
Jakiś ty wielkoduszny - Zabini tylko pokręcił głową i wyszedł,
zostawiając Dracona i Hermionę samych.
- Mógłbyś być dla
niego milszy - powiedziała Hermiona, wstając z łóżka i
zarzucając na siebie szlafrok Dracona. Nie miała ochoty szukać
swojej koszulki.
- Przecież niczym w niego nie rzuciłem –
zaprotestował Draco - Raaaany, jak ja nie chce wracać do szkoły! –
dodał.
- I ma być ci serdecznie wdzięczny, bo go po prostu
nie nie uszkodziłeś? - spytała ironicznie i skrzywiła się w
parodii serdecznego uśmiechu.
- No właśnie! - Draco
podkreślił swoją rację i się szeroko wyszczerzył. - Nie będzie
cię oglądał bezkarnie na golasa - dodał z miną filozofa.
W
odpowiedzi Hermiona popukała się w czoło.
- Która godzina? -
spytał Draco, wzruszając ramionami.
- Siódma - rzuciła
obojętnie.
- POSRAŁO GO?! - Draco nie krył irytacji. - Jego
starzy wstaną o dziewiątej, a już na pewno nie wcześniej, niż o
ósmej. Śniadanie będzie przed dziesiątą i wyjedziemy około
dziesiątej trzydzieści, bo autami wspomaganymi magicznie nie trzeba
wyjeżdżać wcześniej, a on mnie budzi o siódmej! – w miarę jak
mówił jego głos wzrastał na sile.
- Przestań krzyczeć! -
ofuknęła go Hermiona. - Chyba, że chcesz, aby państwo Zabini
wstali już teraz?
Jej uwaga pomogła i Malfoy zaczął mówić
nieco ciszej, a jego mina złagodniała.
- No, pewnie, że nie
chcę! A skoro jest tak wcześnie... - przysunął się do Hermiony i
z przekornym uśmieszkiem malującym się na twarzy rozwiązał swój
szlafrok, który na sobie miała. Dziewczyna zrobiła bardzo
rozgniewaną minę i popatrzyła na niego pytająco.
- Jest na
ciebie zdecydowanie za duży, Tunia - szepnął jej do ucha,
posyłając jej rozbrajający i słodki uśmiech, że musiał się
odwzajemnić tym samym.
- Więc co powiesz na to, żebyśmy
jeszcze na chwile wrócili do łóżka? – zaproponował.
- Ja
bym radziła pod prysznic - odpowiedział dziewczyna.
- Jeszcze
nigdy nie robiłem tego pod prysznicem – rzekł Draco marszcząc
brwi.
- Mi chodzi o kąpiel, smoczusiu. Co prawda, jest dopiero
siódma, ale, znając ruchy niektórych z nas, pewnie i tak ledwo
zdążymy na pociąg – stwierdziła Hermiona.
- Marudzisz,
Tunia - zaczął Draco, ale nagle zbladł. - Hermiona... ciebie...już
nie boli? - ostatni wyraz wymówił bez żadnej przerwy.
-
Draco, nie martw się. Ze mną jest wszystko dobrze. Po prostu
naprawdę musimy się śpieszyć-
Hermiona tylko roześmiała
się i przytuliła do Dracona. Prawdę powiedziawszy powrót do
szkoły zaczynał jej się podobać coraz bardziej.
***
Dwie
godziny później, po większych i mniejszych kłótniach, cała
czwórka znalazła się w jadalni i spożywała najzwyklejsze
śniadanie. Ku ogólnemu zdziwieniu najmniej podobało się to
Blaise’owi i Hermionie, który zdążyli się już przyzwyczaić i
nawet w pewnym stopniu polubić kulinarne eksperymenty swych
partnerów.
- I jak wam się spało? - Anna Zabini zaczęła
temat, który jej zdaniem był bezpieczny.
- Głośno - mruknął
jej pierworodny i ze złośliwym uśmiechem spojrzał na swego
brata.
- To nie trzeba tak głośno chrapać, że aż sam się
obudziłeś! - warknął Blaise.
- Ja po prostu mam bardzo
wrażliwy słuch i nieraz nawet Silencio nie pomaga –
oświadczył spokojnie Steel.
- Jak chcesz, to ja cię
zasilencjuję na wieki – zaoferował Blaise.
- Chłopcy - pan
domu spojrzał wymownie na synów, którzy natychmiast
się
uspokoili. Nie, żeby się bali, lecz kiedyś ojciec obiecał im, że
jeśli nawet przy śniadaniu będą się kłócić, to sprawi im
rodzeństwo, a to, o zgrozo, było jeszcze możliwe. Nie wiedzieli
tylko jeszcze, o zgrozo ogromna (i jeszcze trochę czasu błogiej
nieświadomości im zostało), że ich mamusia jest właśnie w
trzecim dniu ciąży.
Hermiona i Virginia popatrzyły na siebie
z lekkim zdziwieniem, bo obaj młodzi Zabini zamilkli, a Steel cicho
i z godnością, przy jeszcze cichszym akompaniamencie brat,
odpowiedział:
- Tak jest, ojcze.
Andreus uśmiechnął się
szeroko i Granger pomyślała, że facet jest wprost
bajecznie
przystojny. Prawdę powiedziawszy, widać to było po
jego latoroślach, zwłaszcza, iż jego małżonka też na brak urody
narzekać nie mogła.
- Tuńka! - syknął pełnym urazu tonem
Draco, widząc, że "jego szczoteczka" wodzi wzrokiem od
jednego Zabiniego do drugiego (i trzeciego też!) i trącił lekko
Hermionę.
- Tak? - dziewczyna odwróciła się do niego i
popatrzyła w pełne wyrzutu szare tęczówki.
- Ty już wiesz,
o co chodzi, Szczota - chłopak się naburmuszył.
- Dlaczego
tak nieładnie do niej mówisz? - zdziwiła się pani Zabini i wbiła
zaciekawiony wzrok w Malfoya Juniora.
- To przez włosy -
odpowiedział Draco, a po chwili z oburzoną miną dodał - Ja jej
wcale brzydko nie nazywam.
- Nazywasz, i możesz mi wyjaśnić,
dlaczego przez włosy? – pani Zabini najwyraźniej wcale nie
chciała zmienić tematu.
- Bo ona miała takie łaaaaaaaaaadne
- Blaise uśmiechnął się kpiąco do Dracona.
- Dłuuuuuuuugie
i gęste - Ginny postanowiła dołączyć do zabawy.
- I je
ścięłam – wtrąciła Hermiona.
- No właśnie! Ścięłaś!
Więcej ci na to nie pozwolę. Masz mieć długie włosy i już
–wykrzyknął chłopak. Naprawdę podobały mu się włosy panny
Granger. – A w tej fryzurze wygląda jak szczotunia – dodał.
-
No to co? Mówiłeś że mi ładnie! - Hermiona wyglądała na
urażoną.
- Ładnemu we wszystkim ładnie - zauważył Andreus.
- Draconowi zapewne chodzi o to, że masz piękne włosy i
niepotrzebnie je ścięłaś.
Hermiona zarumieniła się
leciutko i cicho bąknęła "dziękuję".
-
Oczywiście, że tak! - Malfoy aż się zachłysnął herbatą. - Ma
gęste śliczne włosy. Tyle razy miałem ochotę ich dotknąć,
zanurzyć w nich twarz... - Draco zdał sobie sprawę z tego, co mówi
i zarumienił się jak burak. Hermiona wbiła w niego zdziwione,
niemal zszokowane spojrzenie. Ginny natomiast upuściła z wrażenia
widelec.
- No, ten, tego... to znaczy... eee... - jasnowłosy
przedstawiciel arystokracji zaczął się plątać, jąkać i
poczerwieniał mocniej.
- Draconie Malfoy, czy możesz powtórzyć
to, co powiedziałeś? - panna Granger wpatrywała się w chłopaka
intensywnie, a w jej oczach zaczęły pojawiać się groźne
błyski.
- Eee... Znaczy to, że masz... eeee... piękne włosy
i powinnaś je zapuścić? – Draco na wszelki wypadek wolał udać
głupiego.
- Nie to! - Granger omal nie krzyknęła. - Doskonale
wiesz, co i nie udawaj mi tu Harry'ego złapanego przez Snape'a na
gorącym uczynku!
- Eee, chcesz herbatki? - Draco był tak
czerwony, że włosy tuż przy czole wydawały się różowawe.
-
Według mnie, Granger... - odezwał się bardzo cicho, łagodnie i ze
złośliwym uśmiechem Steel - on po prostu leci na ciebie od
jakiegoś czasu. Znając Malfoyów i ich niechęć do wyrażania
jakichkolwiek uczuć, to może być nawet kilka lat... – zadrwił.
-
A według mnie, Zabini, to dla własnego dobra powinieneś się
zamknąć - Draco nie wiedział czy jest bardziej zawstydzony, czy
zły.
- A według mnie, Malfoy... - Hermiona zaczęła
przedrzeźniać ton chłopaka - ... to ty masz mi chyba coś do
powiedzenie, prawda?
Dziewczyna była naprawdę zła i miała ku
temu powody.
- Teraz? – spytał zaskoczony blondyn.
-
Tak, teraz! Natychmiast! – wykrzyknęła Hermiona.
- A możemy
chociaż wyjść? - Draco wyglądał na najnieszczęśliwszego
człowieka na ziemi.
Hermiona zmrużyła oczy ze złości –
ona nigdzie nie zamierzała chodzić.
- Słucham!
Draco
przez chwilę z uwagą przyglądał się porcelanowemu talerzowi ze
złota obwódką, aż wreszcie wypowiedział całe, bardzo
skomplikowane zdanie na jednym oddechu.
-
Bardzomisiepodobałytwojewłosyiwogólecałatybałemsietegoidlategociaglemówiłemżemaszokropnafryzure.
-
A teraz czy mógłbyś to powtórzyć wolno i wyraźnie, tak żebym
usłyszała i zrozumiała? - Hermiona doskonale słyszała za
pierwszym razem, ale słowa te wywołały dziwną, wcale nie
przyjemną, miękkość w jej kolanach.
- Słyszałaś doskonale
i nic nie zamierzam powtarzać – odpowiedział chłodno Malfoy
Junior.
- W takim razie ja ci coś powiem... – rzekła powoli
panna Granger. Następnie wzięła wzięła głęboki oddech i
zaczęła krzyczeć - To przez ciebie ścięłam włosy. Dosyć
miałam już twoich kretyńskich uwag i je obcięłam, więc teraz
sam jesteś sobie winny, Draconie Malfoy!
Draco zamrugał ze
zdziwienia i konsternacji. Wolał się na razie nie odzywać.
-
Możesz mi powiedzieć dlaczego wyzywałeś mnie przez tyle lat od
szlam i innych z roku na rok coraz częściej?! I zwiększą finezją!
- wrzeszczała coraz głośniej.
Siedzący przy stole czuli się
zakłopotani wybuchem panny Granger, ale nikt nie śmiał jej
przerwać. Nikt nie śmiał się też ruszyć, czy nawet głośniej
odetchnąć, gdyż oczy Granger ciskały w ich kierunku groźne
błyski. Draco wyglądał dziwnie - jakby skurczył się w
sobie.
Andreus Zabini nawet się zaczerwienił, gdy przypomniał
sobie, jak często we wczesnej młodości beztrosko "szastał"
wyzwiskiem szlama. Gryfonka zauważyła zakłopotanie
towarzystwa i nakazała sobie w duchu spokój.
Draco wymamrotał
pod nosem bardzo ciche przeprosiny, których wzburzona dziewczyna nie
usłyszała. Była urażona i czuła się oszukana. Uważała, że
wyjątkowo perfidne było wyzywanie jej tylko po to, żeby nie okazać
zainteresowania i by je zagłuszyć. Nagle uświadomiła sobie, że w
szóstej klasie odzywki Malfoy stały się rzeczywiście mniej
okrutne i bolesne, a bardziej irytujące, zaczepne oraz mocno
złośliwe.
Ochłonęła trochę i udała że nie słyszy bardzo
cichego i i urwanego "...praszam" Potem odetchnęła i
spokojnie, lecz z powagą zapytała:
- Czy wiesz, zakichany
przedstawicielu nieskalanej arystokracji... - Blaise lekko prychnął,
a Steel uniósł jedną brew i przybrał minę pod tytułem "Masz
coś do arystokracji, mała?", co Hermiona, mówiąc potocznie,
"olała" - ... że kiedy po raz pierwszy nazwałeś mnie w
drugiej klasie szlamą, to płakałam pół nocy? - nie zamierzała
nic ułatwiać blondynowi. Malfoy żałośnie przygryzł wargę i
spuścił skromnie wzrok.
Tym razem dało się słyszeć tylko
"...aszam".
Panna Granger zauważyła szczerą skruchę
chłopaka i westchnęła przeciągle, bo zrobiło się jej go
żal.
Malfoy mnie rozczula. Wpadłam jak różdżka w
bezmagiczną przestrzeń- pomyślała czule.
- A co do
włosów... Dosyć już miałam twoich odzywek w stylu Uwaga na
szopy! Granger, co wystaje z twojego kołnierza? Głowa czy
gorylica?
czy inne równie miłe inwektywy i po
prostu je ścięłam!
Draco tylko jęknął i nagle nabrał
ochoty wyrwać sobie swój niewyparzony język.
- Byłem
kretynem - szepnął i z miną zbitego spaniela spojrzał na pannę
Granger.
- Tego nikt nie kwestionuje - mruknął Steel, ale
zaraz zamilkł pod złowrogim spojrzeniem matki i Hermiony.
Panna
Granger była zdania, że nikt oprócz niej nie może bezkarnie
obrażać Dracona i już miała dosadnie wytłumaczyć to
pierworodnemu państwa Zabinich, gdy tchnięta czymś spojrzała na
zegar. Wskazówki mechanizmu zatrzymały się na haśle Pięć
minut do drogi, ruszcie dupę w troki. Widząc to zapiszczała.
Jeszcze kilka minut tej rozmowy, a nawet dzięki magicznym samochodom
nie dojadą na czas na stację. Rodzina Zabinich, Wasleyówna oraz
Malfoy, zaintrygowani reakcją panny Granger, spojrzeli w tamtym
kierunku i zrozumieli wszystko. Jak jeden mąż wstali od stołu i
zabrali się za pospieszne przygotowania do podróży: lewitować
bagaże, ściskać się i żegnać.
Najbardziej z całego
zamieszania zadowolony był Draco, gdyż dzięki temu uniknął
wymówek na temat „jak to on traktuje kobiety”, które z
pewnością by usłyszał z ust ciotki i wuja .
Kilka minut
później czworo ludzi, dwa koty, bagaże i niezliczona ilość
prezentów znajdowały się w samochodzie pędzącym na stację
kolejową. Tym razem magiczne auto prowadził Steel Zabini i jeśli
Blaise uważał, że Draco jeździ jak wariat to to, co wyprawiał
jego rodzony brat, to było istne piętnastominutowe szaleństwo.
Hermiona Granger określiła ten rodzaj jazdy nawet pewnym
tajemniczym słowem Formuła 1. Według Blaise`a to była najszybsza
podróż do Londynu, jaką przeżyli hogwartczycy. Nawet młody
Malfoy po wyjściu z samochodu był cały zielony, co było rekordem
samym w sobie.
Parę minut później władowali się do pociągu
i wybrali jakiś miły i pusty przedział, który jednak na długo
nie pozostał przytulny.
Ktoś otworzył z impetem rozsuwane
drzwi i głośno oznajmił:
- A, tu jesteście! Jak było u
Hermiony? - Ron Weasley był szeroko uśmiechnięty i wyglądał na
szczęśliwego, dopóki nie uświadomił sobie, że jego siostra i
przyjaciółka siedzą razem z największym jego wrogiem, oraz z
przyjacielem tegoż wroga, który - o zgrozo – gładził w tym
momencie Ginny po włosach.
Ronald pobladł i zaniemówił na
chwilę. Hermiona musiała użyć całej swej energii, by nie
wybuchnąć śmiechem na widok jego miny.
- Zabini, wolisz
zabrać łapy od mojej siostry, czy mam cię boleśnie wykastrować?
– spytał bardzo cicho najmłodszy z braci Weasleyów, gdy doszedł
już do siebie.
- Oczywiście, że możesz się do nas dosiąść,
Ron - powiedziała z uśmiechem panna Granger, kładąc Draconowi
poufale rękę na kolanie, co nieco złagodziło jego minę pod
tytułem "Wcale, kur*wa, nie możesz, Wieprzlej". - Nie
krępuj się - puściła do przyjaciela oko i zachęcająco poklepała
miejsce obok siebie. Jeżeli Ronowi wydawało się, że wcześniej
stracił głos, to teraz głos chyba opuścił go na dobre. Stał i
poruszał ustami jak ryba wyjęta z wody, a z jego ust nie mógł się
wydobyć żaden dźwięk.
Kiedy rudzielec odstawiał popisy
rybiego wokalu brzegowego, do przedziału wpadł Harry i widok dwóch
par on również stanął jak rażony piorunem. Jednak, w odróżnieniu
od swego przyjaciela, nie stracił głosu. Wręcz przeciwnie.
-
Co tu się dzieje? Co te jaszczurki wam... – zaczął krzyczeć.
-
Harry, tu nic się nie dzieję - Giny uśmiechnęła się radośnie -
Po prostu jesteśmy razem.
KONIEC