Aleksander Wat, Bezrobotny Lucyfer
Bezrobotny Lucyfer
Lucyfer stara się o pracę w redakcji pisma „Śmierć Bogom” – zostaje wyśmiany, bo redaktor nie wierzy w Boga. Kiedy Lucyfer dokonuje transformacji w Mefistofelesa, dziennikarz już wierzy, że nieznajomy jest szatanem, ale mimo to nie daje mu pracy.
Salon pani Kleopatry, byłej aktorki, obecnie spirytystki. Lucyfer daje popis swych umiejętności przed zebranymi (ukazuje m.in. drzewo żywota i drzewo wiadomości dobrego i złego). Wyczerpany czeka na werdykt. Ogłasza go profesor paleontologii, który wymienia wszystkie niesamowitości i wyraża swoje uznanie, ale… odmawia. Przedstawiciele „nowej nauki” nie chcą przyjąć do towarzystwa kogoś, kto nie posługuje się nauką, lecz możliwe, że prawdziwą magią.
Nie nadaje się również na wynalazcę. Cuda pana były dorywcze, demonstracyjne, bezużyteczne i dziecinne, nasze cuda są zorganizowane, stałe i utylitarne.
Lekarze i nafciarze także się go wypierają. Medycyna niej jest już znachorstwem, ma niewiele z magii – jest nauką. A surowców (ropa, węgiel…) jest zbyt wiele – co z tego, że Lucyfer może stworzyć nowe pokłady, skoro ceny spadną? Liczą się prawa rynku.
Z królem giełdy rozmawia o biblijnym kulcie mamony i złotym cielcu. Kapitalista odpowiada, że materializm jest mu obcy, że jest idealistą (Nasza potęga, nasza istota – czeki – to abstrakcja, cyfra, symbol.). Kapitalizm i pieniądze, które dają władzę – to jest idea, nowa religia, nowy Jehowa (stąd tylu Żydów wśród kapitalistów).
Sport, czyli kult ciała powinien być bliski szatanowi, ale i działacze sportowi nie chcą go. Sport to nie miejsce na sztuczki (Duch sportu – to duch prawdziwej demokracji, duch swobodnego współzawodnictwa, w którym zwycięża trening, hart, zręczność.).
Policjant jest nowym Mojżeszem, dawcą prawa – może więzić ludzi, mówi co jest słuszne a co nie. W praworządnym świecie policjanta nie ma miejsca dla szatana.
Anarchia panuje w kawiarni poetów, gdzie zbierają się i poeci i snobi. Lucyfer styka się z dwiema grupami: czcicielami natchnienia i talentu, którzy opiewają uniwersalia (przyrodę, miłość, śmierć) oraz sztukmistrzami, opiewającymi współczesność (od natchnienia ważniejsze są chwyty poetyckie: antynomie, opozycje…). Dla drugich Lucyfer cuchnie metafizyką i ma zapach zbutwiałego antykwariatu, jest za mało niezrozumiały. Dla pierwszych liczy się tylko talent – dar Boga. Szatan nie może więc mieć talentu.
Historyk nie wierzy w opowieści o budowie wieży Babel. Zresztą w ogóle nie wierzy w prawdę historyczną – wszystko jest względne, zależne od perspektywy. Lucyfer zaś twierdzi, że wieża Babel była prawdziwa (więc i prawda istnieje).
Dziennikarz twierdzi, że wiara się nie zmienia, zmienia się tylko przedmiot wiary. Dziś jest nim słowo drukowane (Książka jest religią dla jednostek, gazeta jest religią dla mas.). Cóż znaczą przepowiednie proroków wobec zapowiedzi meteorologicznych? Współcześni wyznawcy druku są politeistami, Lucyfer – monoteistą.
Wojna – rzecz, zdawałoby się, stworzona dlań. Dziś jednak nie ma miejsca na krwawe jatki i intrygi. Dziś ministrowie wojny należący do Ligi Narodów mają groźniejszą broń: plebiscyty, konferencje i arbitraże. Dziś panuje pokój, który jest wojną stałą, wojną prowadzoną chłodno, rozważnie, ostro, jawnie, demokratycznie (tj. wszyscy się zbroją, czekając tylko na odpowiedni moment).
W restauracji spotyka filozofa-poetę, który twierdzi, że metafizyka nie zanika lecz zmienia swą wartość. Metafizyka, jest indywidualną interpretacją nauki – dojście do tego wniosku zajęło mu wiele lat. Szatan jest oburzony, nie zgadza się na podrzędne traktowanie metafizyki (czyli i siebie samego). Twierdzi, że sam jest żywym dowodem zaprzeczającym poglądom rozmówcy. Po północy obaj wychodzą – każdy w swoją stronę. Huk wystrzału: filozof popełnił samobójstwo.
W cyrku: nie potrzeba sztukmistrzów. Gawiedź chce mechanicznych dziwów: motocykli i automobilów. Prawdziwa sztuka umiera.
Lucyfer wreszcie chce odwołać się do swych wyznawców. Szuka ich; chce stworzyć własny kościół. Nadaremnie. Wszyscy pomarli, albo się nawrócili. Jeden się ostał, ale jest stary, ślepy i głuchoniemy – nie wiadomo czy wyrzekł się swego dawnego mistrza, czy też nie.
Może posłużyć się kobietą? Kobieta-kusicielka zawsze ściągała mężczyznę na drogę zmysłów. Jednak w dobie nowoczesności kobiety same upodabniają się do mężczyzn: ubierają się, strzygą, pracuję, spędzają wolny czaj jak mężczyźni. Kiedyś to Lucyfer skusił kobietę (biblijna Ewa) do złego… może więc teraz kobieta nawróci szatana?
Miss Cyrce próbuje: szatan udaje się do biskupa w Rzymie (papieża), spowiada się ze sprowadzenia na złą drogę Adama i prosi o wybaczenie. Biskup uważa to za próbę od Boga. Modli się trzy dni. W końcu odmawia. Musi istnieć Lucyfer jako przeciwnik Kościoła – bo Kościół traci sens istnienia. Biskup woli zgrzeszyć nie dają rozgrzeszenia i nie przyjmując nawrócenia. [Szatan ironizuje, że już dawno pojednał się z Bogiem – w walce przeciwko ludzkości.] Miss Cyrce porzuca Lucyfera.
Szatan chce popełnić samobójstwo (nb. zapominając o własnej nieśmiertelności). Powstrzymuje go nieznajomy, który – jak twierdzi – odwzajemnia się tylko za dawną przysługę. Szatan wyjaśnia dlaczego chce się zabić: nie ma dlań miejsca we współczesnym świecie. Nieznajomy twierdzi, że jest – Lucyfer był widzem historii świata, niech więc stanie się artystą filmowym; niech pokazuje świat i ludzi. W ten sposób połączy metafizykę (choćby odgrywanie uczuć) z nauką (technikalia filmowe) – rozdźwięk między jednym a drugim będzie pokazywał ludzkości jej własną karykaturę. Przetwarzając rzeczywistość na film szatan będzie ją negował, przez co stanie się równy Bogu (albowiem – negując rzeczy – staniesz się równy Bogu, który – afirmując je – stworzył.).
Lucyfer zajął się sztuką filmową, znamy go jako Charlie`go Chaplina.
Żyd Wieczny Tułacz
Baron Gould jest bogaczem-finansistą prowadzącym interesy na całym globie. Może kupić wszystko – poza czasem (Time is money). A czas upływa, oddalając barona od jedynej rzeczy, której pragnie: wielkości. Pewnego wieczoru zgłasza się doń rudowłosy młodzieniec Natan z Zebrzydowa i błaga go o sfinansowanie światowej rewolucji komunistycznej.
Losy Natana. Był on genialnym dzieckiem, którego rodzice zginęli w pogromie. Pobierał naukę w zebrzydowskim jeszybocie. W wieku 19 lat posiadł całą wiedzę, jaką mogli mu przekazać tutejsi Żydzi. Dowiedział się kto był jego sponsorem – baron. Młodzieniec postanawia go odnaleźć. Zajmuje mu to dwa lata (dociera do New York).
Po wojnie świat niby się rozwijał, ale nierównomiernie i w „konwulsjach”: fortuny rodziły się i równie szybko znikały. Jeden tylko Gould ciągle się bogacił. Nataniel natomiast studiował ekonomię polityczną, chłonął kulturę Zachodu; na przemian ulegał naukom Chrystusa i dialektyce Lenina. W 1935 wiele się zmieniło, świat pragnął pokoju a szykował się do wojny; pogrążał w kryzysach. Europa błagała barona o pomoc – próżno. Natan stał się zaś jego sekretarzem, choć ciągle spoglądał tęsknie w kierunku Zebrzydowa: marzył o byciu arką przymierza między Żydami a Europą, między Wschodem a Zachodem.
Natan w liście wyłuszcza baronowi swe poglądy nt. teokracji komunistycznej (połączenie nauki-fizyki-komunizmu z metafizyką-duchem-katolicyzmem). Uważa, że tylko Żydzi są zdolni wprowadzić w życie nową ideę (patrząc na fenomen Żyda Wiecznego Tułacza tylko oni są na tyle silni by udźwignąć misję).
Żydzi muszą masowo przechodzić na katolicyzm (Dwa tysiące lat temu zaparł się Chrystusa, aby istnieć. Dziś, aby istnieć, musi go uwielbić.). Żydzi zawładną hierarchią kościelną i przebudują świat w nową teokrację. Kościół Wschodni i Zachodni – połączą się, celibat zostanie zniesiony. To wszystko za pieniądze barona. Jego chwila wielkości nadeszła.
W 1965 papieżem zostaje Nataniel, jako Urban IX – jednoczy prawie całą Europę. Niemcy, Rosja komunistyczna i Azja ruszają na podbój świata. Pod Zebrzydowem zatrzymuje ich sam Urban. W 1985 baron zostaje kanonizowany. W XXII w. Państwo Papieskie jest największym państwem w dziejach świata. Zapanował pokój.
Państwo miało tylko jednego wroga – antysemityzm, który utożsamił się z antykatolicyzmem. Antysemici podkopywali autorytet kościoła, więc papież Pius XV ogłosił bullę pozbawiającą ich praw obywatelskich i pozwalającą dyskryminować (wyższe podatki, getta, odrębny ubiór). Na początku XXIV w. na czele antysemitów staje Jan Ford, który zjednoczył i wzmocnił ruch walki o prawa mniejszości. Udał się do kolebki – Zebrzydowa, by zbadać fenomen Nataniela. Jest tam ostatni starozakonny, Żyd Abraham – uczy on przybysza hebrajskiego i aramejskiego. Jan studiuje i zachwyca się judaizmem. Antysemici nawracają się na judaizm. Zaniepokojony Watykan wskrzesił Świętą Inkwizycję – rozpoczęły się pogromy (Tak prześladowca stał się prześladowanym, a prześladowany prześladowcą.).
W XXV w. teokracja załamuje się (dogmatyzm, prądy rewolucyjne, upadek kleru, kapitalizm, emancypacja nauki). Antysemici-starozakonni odzyskują prawa.
Do r. 2900 Zebrzydów nic się nie zmienił, nadal jest tam takie samo błoto. Jest też i… Natan, sierota, który stracił rodziców w pogromie… [Historia zatacza koło]
Królowie na wygnaniu
Archangielsk. Na statek „Cromwell” wchodzi tajemniczy starzec.
Tomasz Clark, podpora „Chicago Tribune”, obieżyświat i kosmopolita, wyśmienity żurnalista, ale przede wszystkim kobieciarz. To patologiczna namiętność: niczym nieposkromione pragnienie posiadania kobiet wszystkich narodów i plemion gnało go w najniebezpieczniejsze zakątki świata.
Szybko odkrył tajemnicę „Cromwella”. W kilka dni później wszystkie gazety Ameryki i Europy krzyczały Car Mikołaj II żyje! Wiadomość o ocaleniu cara i następcy tronu Aleksjeja pobudziła monarchistów i wszystkich obalonych monarchów do upominania się o swoje prawa. Tomasz wędruje po Europie rozsiewając hasło: monarchowie wszystkich krajów łączcie się.
192… w Genewie odbył się światowy Kongres zdetronizowanych monarchów. Clark pracuje jak w ukropie. To on przyczynia się do wystosowania orędzia do ludów Europy, w którym mowa o monarchii jako najlepszym ustroju (Europa ma do wyboru: zagładę lub monarchię.).
Ustalono, że wszystkich monarchów trzeba gdzieś umieścić – żadne państwo nie chce ich przyjąć. W końcu wysyła się ich na niedawno odkrytą wyspę na Oceanie Indyjskim. Na Wyspie Królów wytyczono granice, ściągnięto dwory – wyspa rozkwita w kontaktach ze światem zewnętrznym. Wraz z przybyciem ostatniej fali emigrantów (dynastii angielskiej) wyspa zostaje odcięta od świata przez naturę (koralowce). Wybucha konflikt o podział terytorium między koalicją Anglii, Francji i Rosji a sojuszem Niemiec i Austrii – jest to jakby kontynuacja Wielkiej Wojny z lat 1914-18. Jednym z następstw wojny jest przekształcenie ustroju wielu państw z monarchii konstytucyjnej na absolutystyczną. Izolacja doprowadza do degrengolady wyspy: nastąpił zanik kultury i cywilizacji. Wkrótce absolutyzm przekształca się w feudalizm.
W 2431 r. świat zewnętrzny przypomina sobie o zaginionej wyspie. Ekspedycja, złożona z samych czarnych profesorów (Afroamerykanie panują na świecie), dolatuje sterowcem do wyspy. Na gołej równinie zebrało się kilkuset białych odzianych w skóry, uzbrojonych w dzidy. Pośrodku walczą dwaj królowie: jeden z lilią na tarczy (Frankowie) drugi – z czarnym orłem (Germanowie). Ironia, teraz to czarni muszą cywilizować białych (Oczekuje nas teraz żmudna praca cywilizowania naszych cywilizatorów.).
Historia ostatniej rewolucji w Anglii
W Anglii wybuchła rewolucja socjalistyczna. Finał owej rewolucji jest dość osobliwy. Zaczęło się od… piłki footbalowej. Rządowcy (głównie policjanci) jak i proletariusze (robotnicy londyńscy) chcieli ją zdobyć. Wkrótce walka przestała mieć znaczenie – liczyło się zdobycie piłki. Ta wpadła w stos trupów. Każdy rewolucjonista czy rządowiec, próbując się doń zbliżyć był zabijany przez drugą stronę. Rozgorzały walki. O świcie okazało się że piłka jest nietknięta. Rozradowani bojownicy ustalili, że o losach rewolucji zadecyduje mecz. Wygrali rządowcy, bo byli lepiej zgrani.
Czyście nie widzieli ulicy Gołębiej?
Rafałowi przytrafiła się rzecz niezwykła: zgubił własną ulicę. Wyszedł rano z ul. Gołębiej, kiedy wrócił już jej nie było. Policja wzięła go za wariata. Po dwóch tygodniach wyszedł ze szpitala, ale jego stan się nie poprawił. W pewnej kawiarni usłyszał dziwne słowa: Ulice muszą zniknąć. Rafał zainteresował się człowiekiem, zwanym profesorem – był to znany anarchista. Szaleniec myśli, że jest on magikiem czy wręcz demonem. Postanawia śledzić profesora. Ten jednak okazuje się zwykłym, zblazowanym profesorem, nikim więcej.
Rafał nie odnalazł ulicy Gołębiej, bo nigdy taka ulica nie istniała (ale czy przez to jej zniknięcie przestaje być tajemnicą?).
Prima Aprilis
Piotr Moreau był bibliotekarzem, miał uporządkowane życie. Jednak 31 III 1921 r., wraz z nadejściem wiosny, coś się zmieniło. Uczony bibliotekarz odrzucił dotychczasowy Plan Dnia – własną regularność, przyzwyczajenia i powtarzalność. Po północy udał się do teatru na przedstawienie Landru, morderca kobiet (oparte na faktach). Tuż przed końcem, gdy miano właśnie zgilotynować Landru, Piotr wkracza na scenę z okrzykiem: Landru jest niewinny. To ja jestem mordercą. Tłum daje się zwieść mistyfikacji bibliotekarza. Ten twierdzi, że był przyjacielem Landru – jednak ich relacje były patologiczne. Landru dominował, znęcał się psychicznie nad Piotrem. Ten znalazł ukojenie, Annę. Długo ukrywał swą miłość przed zaborczym towarzyszem. Tajemnica oczywiście w końcu się wydała. Landru uwiódł Annę, a Piotr stał się cieniem ich miłości. Nie wytrzymał wreszcie pewnej nocy – nieprzytomny od bólu, wślizgnąłem się do ich sypialni z nożem kuchennym w ręku. Piotr przerywa opowieść, mdleje, by nadać dramaturgii. Idealna cisza.
Po tej zbrodni role diametralnie się odwróciły, to Landru staje się ofiarą i sługą, a Piotr katem i władcą. Landru marzy o ucieczce do Ameryki – daremnie. To Moreau był przyczyną zniknięć tych wszystkich kobiet: zmuszał przyjaciela do organizowania spotkań – sam mordował.
Tłum jest w podniosłym nastroju. Piotr zmienia strategię: Nie jestem mordercą kobiet, jestem prorokiem nowego Jeruzalem. Wzywa do pokuty, głosi nadejście Dnia Ostatecznego. Bajki o Landru opowiedział, gdyż inaczej nie słuchano by go wcale. Ludzie odtąd kajali się, publicznie nawracali. Bibliotekarz prowadzi wyznawców do swego domu: trzyma tam niby symbole, narzędzia grzechów śmiertelnych. Kiedy wyszedł z pustymi rękoma na balkon, rzekł: Bracia, siostry – okradziono mnie.
Tłum rozchodził się ponuro i apatycznie. Wszystko wróciło do normy. Tylko sprzedawcy gazet napełniali ulicę wrzaskami: „Landru jest niewinny. Schwytanie prawdziwego Sinobrodego!” Zdziwionej gosposi Piotr odrzekła, spoglądając na kalendarz, prima aprilis.
Hermafrodyta
Piotr jest hermafrodytą – jest bezpłciowy cieleśnie i psychicznie. Był dziedzicem wielkiej fortuny, więc odbywał wiele dalekich podróży. Dziś potykamy go w Paryżu. Przyjaźni się z człowiekiem, który nazywa się Hamilkar Pater. Obaj dużo rozmawiają o podróżach. Hamilkar jest dokładnym przeciwieństwem przyjaciela – jest męski do bólu. Od dziecka pożąda kobiet, próbuje z chorym popędem walczyć ascezą. Na próżno. Pewnego wieczoru poznał tłustą, brzydką czterdziestolatkę. Zaprowadziła go w ustronne miejsce, obmacała i rzekła: Z takim chudym to mnie nie warto.
Innym razem obserwował odźwiernego z pewnej kawiarni. Osobnik ten był namiętnym palaczem, ale nie mógł zaspokoić własnych pragnień, gdyż zabraniała mu tego właścicielka. Jedynie kiedy zdrzemnęła się, wtedy odźwierny ukradkiem palił trzymając papieros w pięści, jak żołnierze na warcie. W takich chwilach pojawiała się pewna obdarta, prostytuująca się piętnastolatka. Przypadłszy do szyby, wpatrywała się w odźwiernego z podziwem. Była to swoista miłość: on otaczający się lekkim dymem zaspokojonego pragnienia i ona, ubóstwiająca go, ekstatycznie wpatrzona weń jak w Boga. Wszystko skończyło się, gdy zmarła właścicielka i odźwierny mógł swobodnie palić.
Piotr podglądał często przez dziurkę w drzwiach pary kopulujące w sąsiednim pokoju. Hamilkar natomiast wszędzie widzi penisa (Zresztą widzę go wszędzie, wyprężonego zwycięskiego fetysza, przed którym, drobny i umęczony, płaczę.).
(Hamilkar wyjechał do Urugwaju.) W Piotrze zakochała się Kleopatra (dziewczyna, do której ojciec się nie przyznawał, której matka sprowadzała na noc facetów, która przyjęła oświadczyny pierwszego lepszego mężczyzny – nie potrafiącego jej rozdziewiczyć, która kiedyś w łazience oddała się lesbijskim pieszczotom ze starszą kobietą). Spędzali razem wieczory. Tylko przy nim znajdowała ulgę. Jednak jego stosunek do niej był beznamiętny. Kleopatra cierpiała męki, Piotr nic do niej nie czuł, widział męki, ale wiedział, że życie polega na mękach, więc udawał, że ich nie zauważa. Wbrew woli Piotra zamieszkała w jego pokoju. Opuściła męża. (…) Nienawidziła go na przemian i ubóstwiała. Piotr bał się wyznać, że nie czuje pożądania do niej. W końcu kobieta pogodziła się z losem. Jednak dni mijały, a Piotr zaczynał odczuwać pożądanie. Nie pamiętał, jak pewnej nocy znalazł się przy niej. Przeszywający krzyk kobiety był ostatnim wrażeniem z zewnątrz w głębokim nieprzytomnym zapadaniu się gdzieś w bezdno. (…) Piotr nie dostrzegł, że zapłodnił umarłą. Pękło jej serce. Kobieta zmarła jak święta.
Niech żyje Europa! (Ze wspomnień byłego Europejczyka)
Bohater kochał Europę bardziej niż można kochać kobietę. Swoim przyjaciołom, olbrzymiemu czarnemu Somalijczykowi (Jusuf ben Mchim) i studentowi matematyki, Chińczykowi (Czang Wu-Pei), zaszczepił także miłość do tego kontynentu. Uczyłem ich ubóstwiać Europę, wielką, wieczną Europę.
Nawet wojna nie zdołała stłumić entuzjazmu bohatera. Somalijczyk z miłości ku Europie zaciągnął się do wojska francuskiego i zginął w pierwszej potyczce. Chińczyk wrócił do ojczyzny. Bohater odniósł liczne rany, stracił prawą rękę. Czuł, że to przez niego wybuchła ta wojna. Nadszedł rok 193… – Europę najechali nowi Mongołowie. Olbrzymie i zmechanizowane armie chińskie przejęły Europę, nigdzie – poza Polską – nie natrafiając na opór. Splądrowano i spalono Luwr. Europejczyków deportowano do Azji. Mieliśmy spełnić wobec Chin taką samą misję, jaką ongi wobec Rzymu spełnili pokonani Grecy: zostaliśmy wszyscy nauczycielami. Bohater wylądował w Jun-Na jako nauczyciel. Minęło lat dwadzieścia: pojawia się nakaz powrotu do Paryża. Bohater nie chce wracać do Europy sprofanowanej barbarzyństwem, ale nie ma wyboru. Sterowcem dociera na miejsce. Jest lekko zdziwiony widokiem doskonale kwitnącej cywilizacji urbanistycznej (Wolałbym ujrzeć ruiny…). Okazało się, że ściągnął go tu jego dawny przyjaciel Czang Wu-Pei, teraz dyktator Eurazji, wielki zdobywca Europy, reformator Chin. Europa nie zmieniła się, jest taka sama jak przedtem (pełna sprzeczności ale wielka) – zmienili się tylko Europejczycy – te same twarze, tylko pożółkłe, od czasu? jak pożółkłe od czasu kartki książki? Jeden z dawnych uczniów bohatera woła na widok mentora: NIECH ŻYJE EUROPA!
Tom Bill szampion ciężkiej wagi
Tom Bill miał lat 36, był znienawidzonym przez wszystkich bokserem. Brutalny atleta postanawia dokonać rozrachunku z życiem. Niby jest u szczytu powodzenia, jest postrachem rywali i kobiet. Ale Tom Bill zrobił bilans i wypadło: źle, rozpacz, beznadzieja. Przyszłość? Niepewna: wkrótce koniec kariery. Całe życie podążał ścieżką siły; po tym jak pobito ojca Toma ciężko, okrutnie, w jego obecności młodzieniec postanowił zostać brutalnym atletą i mścić się. Ale bycie silnym do niczego nie prowadziło. Tom Bill postanowił być słabym. (…) Do słabych uśmiechały się kobiety, słabi dorabiali się majątków, słabym sprzyjało szczęście.
Podczas walk stara się wykładać – na próżno, rywale są zbici z tropu, podejrzewają podstęp okrutnika i… sami zaczynają popełniać błędy. W końcu jednak Tom zaczyna przegrywać. Liczył na trochę współczucia i sympatii… Zamiast uśmiechów szczerzył się kieł nienawiści i wrogości, które dawniej maskował strach. Tom był zdumiony. Czekał – na próżno. Kariera się skończyła. Zaczął pracować fizycznie. Pewnej nocy poślizgnął się nosząc nadmierne ciężary i runął. Rano nie mógł wstać. Siła zawiodła go, ale bardziej nawet oszukała go słabość. Na łożu śmierci zastanawia się, czy w Ewangelii rzeczywiście widnieje: błogosławieni słabi. Woła sąsiada, Rosjanina i prosi, aby poszukał w Biblii tego fragmentu. Rosjanin nie wie co zrobić: znając Toma, jako brutalnego atletę, żywy obraz siły gwałtownej i złej, litościwy anarchista mniemał, że to lęk przedśmiertny, strach przed karą (…) każe temu żyjącemu jedynie prawdą pięści siłaczowi domagać się potwierdzenia słów bożych wiecznego dlań potępienia. (…) Zamiast Ewangelii wziął Nietzschego (…) przeczytał na głos – nie: „błogosławieni słabi”, lecz: „błogosławieni silni”.