NAOCZNY ŚWIADEK
Na takich faktach można budować pojednanie
Podczas trwających w Polsce i w środowiskach polonijnych na całym świecie obchodów katyńskich, w natłoku imprez i akademii, umknęła nam bardzo ważna sprawa, mająca ogromne znaczenie dla polsko-rosyjskiego pojednania. Rzutuje ona na przyszłość, dlatego nie można o niej zapomnieć ani jej przemilczeć. Prawda o zbrodni katyńskiej została ujawniona i przekazana dzięki odwadze kilku Rosjan. Pierwsi powiedzieli o niej mieszkający najbliżej miejsca zbrodni rosyjscy chłopi. Wystąpili w roli świadków, płacąc za to bardzo wysoką cenę.
Iwan Kriwoziercew
Znamy nazwiska chłopów, którzy pierwsi opowiedzieli o tym, co wiosną 1940 r. działo się w Lesie Katyńskim. Parfien Kisielew poinformował o egzekucjach polskich robotników z organizacji Todta, którzy pracowali niedaleko miejsca zbrodni. Niemcy o całej sprawie jeszcze nie wiedzieli. Owi robotnicy postawili w Katyniu krzyż. Potem przeniesiono ich w inne miejsce i sprawa przycichła. Ożyła na początku 1943 r. za sprawą drugiego chłopa, mieszkającego w pobliżu miejsca zbrodni, Iwana Kriwoziercewa, który zgłosił się do kwaterującego niedaleko sztabu niemieckiego z informacją o zbiorowych grobach polskich oficerów rozstrzelanych przez NKWD. Dzięki temu możliwe stało się odkrycie grobów katyńskich. Ukrywana przez trzy lata zbrodnia stała się znanym faktem.
Ucieczka rodziny
Nazwisko Kriwoziercewa często pomijają milczeniem nawet historycy zajmujący się sprawą katyńską, dlatego o tym naocznym świadku nie wiemy zbyt wiele. Był on o wiele młodszy od Kisielewa i zdaje się, że bardziej inteligentny, więc gdy w roku 1944 wojska sowieckie zaczęły podchodzić pod Smoleńsk, Kriwoziercew doskonale wiedział, że za żadną cenę ani on, ani jego najbliższa rodzina nie mogą wpaść w ręce NKWD. Zdecydował się więc na dramatyczną ucieczkę na Zachód — bez pieniędzy, nie znając języka, w ogromnym rozgardiaszu niemieckiego odwrotu. Podjęcie takiej decyzji wymagało odwagi i dużej determinacji także dlatego, że nie był sam. W okolicach Katynia mieszkał z matką i siostrzenicą, które postanowił zabrać ze sobą.
Po tygodniach poniewierki i przygód, których nie potrafiłby wymyśleć żaden scenarzysta filmowy, dotarli do Polski. Tu w bałaganie niemieckiej ewakuacji matka i siostrzenica zagubiły się. Daremnie próbował ich szukać. Czy bliskie mu osoby zginęły w trakcie działań wojennych, czy też wpadły w ręce NKWD, nie wiadomo.
Postępek Amerykanów
Kriwoziercew potrafił przejść Niemcy i przetrwać. Gdy zakończyły się działania wojenne, zgłosił się do Amerykanów, mając nadzieję, że informacje o zbrodni katyńskiej zainteresują wywiad USA. I tu spotkało go rozczarowanie. Rozmowy z oficerami odbywały się przez tłumacza. Wojskowi nie bardzo rozumieli, o czym mówi ten przestraszony kołchoźnik rosyjski. W tym momencie mieszkaniec podkatyńskiej wsi znalazł się w śmiertelnym niebezpieczeństwie. Amerykanie mocno przesadzając z lojalnością wobec stalinowskiej Rosji postanowili wydać uciekiniera rosyjskim sojusznikom. Kriwoziercew znów musiał uciekać, aby ratować życie.
Upozorowane samobójstwo?
Omijając patrole amerykańskie, odszukał polskie oddziały. Oficerom polskim złożył obszerne zeznanie w sprawie Katynia, które znalazło się potem w zbiorze materiałów dokumentacyjnych. Wysłano go do II Korpusu Polskiego we Włoszech, wraz z którym przyjechał potem do Anglii, gdzie przebywał w jednym z obozów dla uchodźców. Polscy opiekunowie obawiali się długich rąk NKWD. Zmieniono mu więc tożsamość. Występował teraz pod polskim nazwiskiem jako Michał Łoboda.
Obawy były uzasadnione. Od zakończenia wojny upłynęły dwa lata. Kriwoziercew vel Łoboda musiał opuścić teren obozu, aby podjąć pracę zarobkową. Podobno zaczęli się przy nim kręcić jacyś Rosjanie. Podawali się za byłych jeńców sowieckich z Niemiec. W październiku 1947 r. znaleziono Kriwoziercewa powieszonego w jakiejś opuszczonej stodole. Policja brytyjska prowadząca śledztwo w tej tajemniczej sprawie bardzo szybko doszła do wniosku, że Rosjanin popełnił samobójstwo.
Sprawie tej zagadkowej śmierci Józef Mackiewicz poświęcił kilka artykułów w prasie emigracyjnej. Czy było to samobójstwo, spowodowane trudnościami życia na emigracji? Jest to mało prawdopodobne. Najprawdopodobniej był to wyrok śmierci upozorowany przez NKWD na samobójstwo.
O Katyń nie należy obwiniać narodu rosyjskiego. Temu, kto skłonny byłby to robić, wystarczy przypomnieć tragiczne losy Kriwoziercewa i jego rodziny, prostych, zwyczajnych Rosjan, którzy oddali życie za prawdę o Katyniu.