Powiększający się w szybkim tempie procent zachowań patologicznych wśród młodzieży
budzi coraz większą troskę i zaniepokojenie dorosłych. Prowadzone w tym kierunku
badania naukowe próbują wyjaśnić, co jest źródłem postępującej degradacji systemu
wartości młodych ludzi, zwłaszcza tych znajdujących się na najtrudniejszym etapie drogi
ku dorosłości – czyli gimnazjalistów. Dorota Sakowicz
nauczycielka wychowania fizycznego Gimnazjum nr 39 w Krakowie
Powiększający się w szybkim tempie procent zachowań patologicznych wśród młodzieży
budzi coraz większą troskę i zaniepokojenie dorosłych. Prowadzone w tym kierunku
badania naukowe próbują wyjaśnić, co jest źródłem postępującej degradacji systemu
wartości młodych ludzi, zwłaszcza tych znajdujących się na najtrudniejszym etapie drogi
ku dorosłości– czyli gimnazjalistów. Winą próbuje się obarczać rodzinę, która nie
poświęca wystarczającej ilości czasu swoim pociechom, a także szkołę, która — według
powszechnej opinii, w pogoni za jak najlepszymi wynikami w nauce zapomniała o swej
podstawowej misji, jaką jest wychowanie. Niektórzy rodzice są wręcz przekonani, że to
właśnie na nauczycielach spoczywa obowiązek wychowania ich dzieci.
Wiele postaw budzących zdecydowaną dezaprobatę przypomina niestety wzorce chętnie
lansowane w mediach, a dzięki powszechnej dostępności najkrótszą drogą trafiające do
młodzieży. Bardzo chwiejny jeszcze w tym wieku system wartości, nie ukształtowany
choćby życiowym doświadczeniem, powoduje, że nastolatkowie mają problemy z
odróżnieniem dobra od zła, z wyborem postaw i wzorów, które warto naśladować. Nie
wiedzą, jak zagospodarować swój wolny czas, jak realizować swoje marzenia, co zrobić,
by ich życie było ciekawsze i pełniejsze.
To smutne, że dla większości gimnazjalistów jedynym pomysłem na spędzenie wolnego
czasu jest wielogodzinne siedzenie przed komputerem lub telewizorem. Jego alternatywą
bywają spotkania z przyjaciółmi na ławce przed blokiem, których podstawowa atrakcja
sprowadza się do wspólnego palenia papierosów, picia alkoholu czy też pierwszych
doświadczeń z narkotykami. Wydawać się więc może trochę dziwne, że większość z tych
tzw. blokersów zapytanych o zainteresowania, w pierwszej kolejności wymienia sport i
muzykę. Niestety, jeśli już spotkamy ich na stadionach, to raczej w roli głównych
bohaterów porachunków między kibicami. Z kolei swoje zainteresowania muzyczne
ograniczają oni niemal wyłącznie do zabawy w dyskotekach.
Aby zapoczątkować zmianę tego dość smutno rysującego się obrazu, postanowiono
ogłaszając obecny rok szkolny rokiem wychowania przez sport, wpłynąć na postawy i zainteresowania młodych ludzi. Być może właśnie reguły obowiązujące w sporcie od
początków jego istnienia powinny być jednym z czynników pomagających młodzieży w
kształtowaniu swojego charakteru.
Sport uczy przestrzegania ustalonych przepisów, daje świadomość nieuchronności kary
za ich łamanie, zachęca do współpracy w grupie, odpowiedzialności za przyjęte zadania,
wymaga systematycznej, często bardzo ciężkiej pracy. Dopinguje do zdobywania wiedzy
i nowych umiejętności, uczy jak godnie przyjmować porażki i jak wyciągać z nich wnioski,
jak cieszyć się z sukcesów i czerpać z nich zachętę do dalszego wysiłku i doskonalenia
się.
Sportowcy, zwłaszcza ci, wyczynowi, wiele podróżują, co z pewnością znacznie wzbogaca
ich wiedzę o świecie i innych kulturach oraz niejako automatycznie wymusza
doskonalenie znajomości języków obcych.
Sportowa rywalizacja z pewnością też wdraża do samodzielności. Oczekuje się jej
zwłaszcza od przedstawicieli dyscyplin indywidualnych. Oni, niejednokrotnie w ułamku
sekundy muszą podejmować decyzje wpływające na końcowy wynik ich występu. Reguły
niektórych dyscyplin zabraniają bowiem jakichkolwiek konsultacji z trenerem w trakcie
bezpośredniej rywalizacji.
Z chwilą, gdy sportowa kariera wkracza w obszar profesjonalny, opieka nad wschodzącą
gwiazdą zaczyna przypominać prowadzenie początkowo małej, a wraz z kolejnymi
sukcesami coraz większej firmy. Od samego sportowca wymaga to dużej
przedsiębiorczości. Musi uważnie czytać kontrakty, zanim zdecyduje się je podpisać,
umiejętnie dobierać doradców i menadżerów, rozsądnie dysponować swoimi środkami
finansowymi, nie zapominając o tym, że profity z wyczynowego uprawiania sportu, mogą
się kiedyś skończyć.
Oprócz tych wszystkich czynników, wpływających na kształtujący się charakter młodego
zawodnika, na szczególną uwagę zasługuje postać trenera. Charyzmatyczny przewodnik
po trudnych meandrach treningu– to skarb. Tym większy, im bardziej młody entuzjasta
sportu może mu zaufać. Co zatem powoduje, ze relacje pomiędzy zawodnikiem a
trenerem zaowocują osiągnięciami?
Z pewnością własna kariera sportowa mistrza i jego spektakularne sukcesy, najczęściej
przekonują ucznia, że warto zmierzać tą samą drogą, choć nie brak też głosów
sceptyków, którzy twierdzą, iż wybitni sportowcy często nie są dobrymi trenerami.( Może
wpływa na to obawa, że uczeń prześcignie mistrza? A może po prostu brak im zdolności
do przekazywania wiedzy? W końcu nie każdy prymus zostaje nauczycielem.)
Fundamentalnego znaczenia nabiera zatem wiedza posiadana przez trenera, pewność, iż
dobrze zna się na tym, co robi. Na jego korzyść przemawia systematyczne sięganie do
nowości w danej dziedzinie, czerpanie z doświadczeń innych trenerów, a także
konsultowanie się z fachowcami reprezentującymi dziedziny, których zdobycze
wykorzystuje się między innymi dla rozwoju sportu ( medycyna, fizjologia, psychologia.)
Im młodszy zawodnik, tym większe znaczenie ma dla niego postawa moralna
prezentowana przez trenera. Jego autorytet bywa czasami przez podopiecznego
stawiany na równi z rodzicami ( papa Stamm). Niedobrze jest natomiast, jeśli w rolę
wychowawcy i trenera próbuje się wcielić człowiek niekompetentny, działający wyłącznie
z pobudek materialnych. Prowadzi to oczywiście do szybkiego zerwania wzajemnych
kontaktów, gdyż albo klub sportowy rezygnuje z dalszego zatrudniania takiego
człowieka, albo zawodnik decyduje się na współpracę z innym trenerem lub też, w
najgorszym wypadku rezygnuje z dalszego uprawiania sportu i… wraca na ławkę przed
blokiem.
Aby można było liczyć na sukcesy na skalę międzynarodową, w niektórych dyscyplinach
sportu należy rozpocząć treningi już we wczesnym dzieciństwie, nawet w wieku 3-5 lat (np.: łyżwiarstwo, gimnastyka, pływanie, tenis). Wówczas o rozpoczęciu systematycznej
pracy decydują oczywiście rodzice. Wielu z nich początkowo posyła swoje pociechy na
zajęcia sportowe głównie ze względów zdrowotnych. Ale jeśli okaże się, że dziecko ma
talent i jest gotowe do regularnych zajęć– rodzice stają się obok trenera współtwórcami
sukcesów młodego sportowca. Niektóre dzieci kontynuują po prostu tradycje rodzinne,
ale też zdarzają się rodzice, którzy planują karierę potomka… zanim się jeszcze urodzi! (
tak, jak np. R. Williams– ojciec słynnych tenisistek). Nie da się ukryć, iż inspiracją do
takich właśnie planów jest perspektywa wysokich zarobków w sporcie zawodowym. W
środowisku sportowym funkcjonuje nawet pojęcie„Komitetu Oszalałych Rodziców”. Dziś
trudno stwierdzić, czy wymyślili je dziennikarze czy też trenerzy, których relacje z matką
lub ojcem zawodnika nie zawsze układają się wzorowo.
Nie można jednak całkiem pozbawić rodziców wpływu na przebieg sportowej kariery
swych pociech. Oni bowiem najlepiej znają swoje dziecko. Dobrze wiedzą, co czuje, jak
reaguje na stres, jak przeżywa sukces, jak znosi porażkę, potrafią wyczuć, czy akceptuje
trenera, czy też wreszcie rozpoznać, jakie sygnały wysyła jego organizm. Wielu rodziców
gotowych jest do ogromnych poświęceń na rzecz dziecka: często rezygnują z własnej
kariery zawodowej, nie liczą się z kosztami ( mając chyba nadzieję, że ta inwestycja
kiedyś się zwróci), nie wahają się zmienić miejsce zamieszkania i godzą się na pełnienie
funkcji… kierowcy swojego niepełnoletniego potomka.
Jeśli te zjednoczone wysiłki zawodnika, trenera i rodziców zaowocują w końcu
najwyższymi sportowymi laurami, mistrzowie zazwyczaj pamiętają, kto towarzyszył im w
trudnej drodze do sukcesu i podczas wzruszających ceremonii dekoracji zwycięzców
głośno i ze łzami w oczach dziękują rodzicom i trenerom.
Dla początków przygody ze sportem nie bez znaczenia jest również bliskie usytuowanie
obiektów sportowych. Z tych właśnie względów mniejsze szanse na podjęcie
systematycznych treningów mają dzieci z małych miejscowości. Ich zapracowani rodzice,
rzadko są zainteresowani tym, by ich latorośl dążyła do zdobycia międzynarodowego
rozgłosu. Trudno jest również oczekiwać, by w naszych polskich warunkach
ekonomicznych, każda gmina mogła sobie pozwolić na budowę stadionu, hali czy
basenu, skoro nawet tak bogate miasto jak Kraków cierpi na niedostatek obiektów
sportowych z prawdziwego zdarzenia. Na szczęście nawet w malutkich miejscowościach
trafiają się trenerzy– zapaleńcy, którzy potrafią wyłowić sportowe perełki wśród
miejscowych nastolatków i zachęcić ich do rozwijania swojego talentu. Oczywiście w tych
dyscyplinach, do uprawiania których nie są potrzebne kosztowne obiekty sportowe i
drogi sprzęt. Dzieci z większych aglomeracji mają niewątpliwie lepsze warunki do
realizowania zainteresowań, doskonalenia swoich naturalnych predyspozycji i
zaspokajania ambicji.
Sportowa kariera pochłania dużo czasu. Gdzie zatem znaleźć jeszcze miejsce na naukę?
W najszczęśliwszej sytuacji są dzieci będące uczniami szkół lub klas sportowych. Mogą
one bowiem liczyć na możliwość pracy w nieco innym trybie, niż przeciętny uczeń, a w
tok ich nauki są na ogół wkalkulowane dłuższe nieobecności. Dobrze jest, gdy szkoła ma
możliwość wspierania sportowej kariery swoich uczniów. Przyjaźni pedagogowie mogą
się wówczas czuć współtwórcami sukcesów, jakie odniósł ich podopieczny. Dają mu
szansę zdobywania kolejnych szczebli wykształcenia w wieku, który jest do tego
najodpowiedniejszy.
Na nic nie zdałyby się jednak wysiłki i przychylna postawa dorosłych, gdyby zawodnik
nie był w stanie narzucić sobie żelaznej samodyscypliny. Ci, którzy nie są do tego zdolni,
wcześnie kończą przygodę ze sportem. Natomiast ci najbardziej ambitni potrafią przez
wiele lat wytrwać w narzuconym sobie reżimie i nawet po zakończeniu kariery dobrze
radzą sobie w życiu. Nie załamują się niepowodzeniami, dbają już niejako z nawyku o zdrowie, zachowują dobrą kondycję i pogodę ducha do późnej jesieni życia. Można by
oczywiście przytoczyć tu także kilka niechlubnych wyjątków, które nie przystają do tego
pozytywnego obrazu, ale to przecież wyjątki...
Jednym z podstawowych warunków powodzenia w sporcie jest dbałość o zdrowie
fizyczne i psychiczne oraz właściwe odżywianie się. Najlepiej jest, jeśli, zwłaszcza w
przypadku nastolatków, zajmują się tym fachowcy. W tej dziedzinie nie można pozwolić
sobie na eksperymenty lub ryzykować, korzystając z często absurdalnych rad różnych
szarlatanów pojawiających się od czasu do czasu w kręgach sportowych. Jeszcze większą
niesławę przynoszą zawodnikom wybuchające coraz częściej afery dopingowe. Choć za
każdym razem przyłapani zarzekają się, iż świadomie niczego niedozwolonego nie
stosowali– trudno dać temu wiarę. Komisje antydopingowe robią, co mogą, by wygrać
wojnę z nieuczciwym wspomaganiem, a mimo to, ostatnio wiele słyszy się o nagłych
zgonach wyczynowców w trakcie treningu lub zawodów, czy też o przedwcześnie
zmarłym byłym zawodniku ( np. F. G. Joyner, J. Halupczok, M. Pantani). Organizm
eksploatowany ponad swoje możliwości fizyczne i psychiczne, nie wytrzymuje...
Tego typu przerażające przykłady skłaniają do refleksji. Czy w ogóle warto zaczynać
przygodę ze sportem wyczynowym? Czy dzisiejsze gwiazdy sportu mogą być wzorem dla
dorastającej młodzieży? Trudno nie mieć wątpliwości, gdy media bez oporów pokazują
burdy stadionowe, publikują obszerne artykuły o tym, ile minut zawodnik X spędził na
ławce kar za wszczęte bijatyki, dużo uwagi poświęcają sportom walki dalekim od naszej
kultury, których filozofii przeciętny blokers nie zna i nie rozumie. Zapamiętuje tylko to,
że zwyciężył ten, kto najlepiej bił.
Afery dopingowe, transferowe, sprzedawanie meczy, medale olimpijskie„kupione” przez
mafię, krzywdzące werdykty sędziowskie, kryminalne epizody w życiorysach niektórych
gwiazd sportu, śmierć na stadionie relacjonowana na żywo– skłaniają do refleksji i
nasuwają gorzki wniosek: może jednak trzymać się od tego z daleka? Z całą
stanowczością tak! Te negatywne wzory godne są najwyższego potępienia i wręcz
napiętnowania. Każdemu sportowcowi i wszystkim kibicom powinna przyświecać nie
tylko głoszona przez nowożytnych olimpijczyków zasada: citus, altius, fortius, ale przede
wszystkim starożytna, grecka idea kalokagathii– koncepcja harmonijnego rozwoju
człowieka, który imponuje sprawnością ciała i intelektu. Zawodnik w swoim działaniu
powinien dążyć nie tylko do osiągania coraz lepszych wyników, ale także do tego, by za
harmonią ciała nadążało piękno umysłu, czyste intencje, szlachetna postawa i walka fair.
Sława ludzi prezentujących takie właśnie postawy nie przemija nigdy i to właśnie na nich
powinny się wzorować kolejne pokolenia.
Nie każdy ma szczęście urodzić się zdrowym i pięknym, jeszcze inni tracą sprawność
wskutek choroby lub wypadku. Do niedawna tacy ludzie, litościwie nazywani kalekami,
skazani byli na życie w izolacji, często zdani wyłącznie na siebie, pogrążeni w cierpieniu i
bólu. Z czasem ktoś wpadł na pomysł, aby ich nazwać niepełnosprawnymi. Ale, być
może, gdy zobaczył, jak wygląda np. koszykówka na wózkach — zrozumiał, jak
nieprzeciętnej sprawności trzeba, by uprawiać tę właśnie dyscyplinę. Tych wszystkich
niezłomnych, którzy nie poddali się wyrokowi losu i postanowili rzucić mu wyzwanie w
sportowej rywalizacji, raz na cztery lata jednoczy paraolimpiada.
Z kolei — dzięki inicjatywie Eunice Kennedy — młodzi ludzie, których umysł nie nadążył
za rozwojem ciała, także mają swoją olimpiadę. Przeżywają na niej chwile triumfu,
pokonują swoją słabość, zdobywają oklaski, medale, na ich cześć grany jest hymn.
Wielkie zasługi dla tych szczególnych sportowców mają między innymi kluby powstające
( dzięki… Bogu!) coraz częściej przy parafiach. Nie tylko zawodnicy sprawni inaczej mają
tam możliwość rozwoju swojego talentu. To właśnie młodzież, która nie chce spędzić
życia przed blokiem dostaje swoją sportową szansę w pobliżu miejsca zamieszkania Ćwiczą więc wytrwale pod okiem fachowych trenerów, pracujących głównie społecznie.
Mają możliwość startu w prawdziwych zawodach i korzystania z przychylności choćby
skromnych sponsorów.
Jest taka kategoria kibiców, którzy uważają się za ekspertów w dziedzinie sportu. Sądzą,
że wiedzą o nim wszystko, chociaż wysiłki zawodników obserwują najczęściej z
wygodnego fotela przed telewizorem. Tacy właśnie ludzie bardzo chętnie głoszą teorię o
rzekomo„zmarnowanym” dzieciństwie młodych sportowców.„Szczerze” żałują malucha
moknącego godzinami w basenie,„ martwia się”, że gibkie gimnastyczki nie mogą
objadać się chipsami. A może też żałują, że ci wszyscy ciężko pracujący na swój sukces (
a może i sukces naszego narodu) nie uprawiają boksu w bramie, nie„gimnastykują” się
dewastując przystanki autobusowe, a zamiast bić kolejne rekordy wolą bić słabszych?
Każdy młody wyczynowiec, który z pasją uprawia swoją dyscyplinę, z pewnością gotów
jest opowiedzieć o wielu ciekawych przeżyciach związanych ze swoim hobby, pochwalić
się medalami, pucharami, pokazać albumy z egzotycznymi zdjęciami, szuflady pełne
oryginalnych pamiątek. I nawet jeśli w przyszłości nie trafi on na same szczyty sportowej
kariery, ze wzruszeniem będzie wspominać lata, w których jego życie przebiegało w
sposób nieprzeciętny, ten czas dążeń do mistrzostwa Polski, Europy, świata, do wspięcia
się na sportowy Everest, jakim jest złoty medal olimpijski.
W roku 2004– roku sportu, idea olimpijska wraca do kolebki. Najwybitniejsi sportowcy
spotkają się w Atenach. Tam spełnią się marzenia i ambicje tych najbardziej wytrwałych.
Niech zwyciężą najlepsi!