Ekspresowa riposta Rosji

Nasz Dziennik, 2011-01-20

R osja bardzo szybko odpowiedziała na konferencję komisji Jerzego Millera, w trakcie której przedstawiono przebieg rozmów pilotów polskiego Tu-154 z wieżą w Smoleńsku z dnia 10 kwietnia ubiegłego roku. Władze w Moskwie, reagując na przedstawione ustalenia, poinformowały, iż raport MAK nie jest w żadnym wypadku "rosyjską wersją wydarzeń", gdyż taka pojawi się dopiero, gdy swoje prace zakończy Komitet Śledczy Federacji Rosyjskiej. Prokremlowska prasa pisze, że konferencja strony polskiej była atakiem na ich kraj i bezpodstawnym oskarżaniem kontrolerów, dodając, że Polska swoim zachowaniem wypacza rzeczywisty obraz tamtych wydarzeń.

Jako jeden z pierwszych z odpowiedzią na tezy przedstawione przez komisję ministra Jerzego Millera pospieszył minister transportu Rosji Igor Lewitin, który zaprzeczył, jakoby istniała rosyjska wersja przyczyn katastrofy polskiego Tu-154M pod Smoleńskiem. Według Lewitina, wersja taka pojawi się dopiero wtedy, gdy swoje prace zakończy odpowiedni Komitet Śledczy powołany przez rosyjskie władze. Lewitin podkreślił, że istnieje tylko raport końcowy Komisji Technicznej Międzypaństwowego Komitetu Lotniczego (MAK), którego nie należy utożsamiać z władzami w Moskwie. Zdaniem ministra, MAK to niezależny organ, który zarówno strona rosyjska, jak i polska wybrały do przeprowadzenia niezależnej ekspertyzy technicznej. - Dlatego rosyjska wersja będzie wtedy, gdy organy śledcze, otrzymawszy raport MAK i przeprowadziwszy swoje czynności śledcze, wskażą przyczyny i winnych. Dopiero wtedy pojawi się wersja rosyjska - oznajmił Lewitin.
Jeszcze szybsze od ministra były jednak rosyjskie media, które niemal niezwłocznie po konferencji poinformowały, iż jedynym jej celem było nie przedstawienie prawdy o katastrofie, ale rzucenie oskarżeń na stronę rosyjską. "Polska oskarża Rosję" - napisał "Moskowskij Komsomolec". "Polska znów oskarża rosyjskich kontrolerów" - wtóruje mu inna wielkonakładowa gazeta "Komsomolskaja Prawda". Według tych prorządowych dzienników, Warszawa próbowała obarczyć rosyjskich kontrolerów częścią winy za tragedię z samolotem, którym leciał prezydent Lech Kaczyński. "Moskowskij Komsomolec" odpowiada także od razu oskarżeniem, twierdząc, że strona polska naruszyła w ten sposób wzajemne umowy. "Naruszywszy nieoficjalne zasady, Polacy upublicznili rozmowy smoleńskich kontrolerów, którzy śledzili lot (polskiego) samolotu Nr 1" - pisze rosyjska gazeta, nie podając, o jakie zasady chodzi. Rosyjskie media z lekceważeniem informowały o wynikach polskiej ekspertyzy. Szyderczo pisano, iż "polscy specjaliści na podstawie pojedynczych fraz kontrolerów doszli do wniosku, że wywierana była na nich presja, a swoje komendy załodze Tu-154M dawali z opóźnieniem". Co ciekawe, raport MAK, w którym owe frazy były w dużej części poprzekręcane lub nawet pominięte, nie wzbudzał takiego sprzeciwu rosyjskich mediów, które teraz twierdzą, że Polacy, publikując swoje ustalenia, "wypaczają istotę wydarzeń".
Polskim ekspertom zarzuca się także, iż zbadali jedynie fragmenty rozmów, zamiast przedstawić ich pełny stenogram. W reakcji na to MAK na swoich stronach internetowych umieścił jakoby w celu "obiektywnego informowania społeczności międzynarodowej" swoje stenogramy. Jedyne, co tak naprawdę różni je od przedstawionych rozmów przez komisję Millera, to zapisy tuż po katastrofie, którymi notabene strona polska w ogóle się na wspomnianej konferencji nie zajmowała. Jako przełomowe zostały przedstawione przez prokremlowskie media końcowe fragmenty zapisu rozmów radiowych, z których wynika, że kontrolerzy nie zdawali sobie sprawy z powagi sytuacji, a gdy zorientowali się, że samolot runął na ziemię, wpadli w panikę i porozumiewali się między sobą już tylko za pomocą niecenzuralnych słów. MAK jest oczywiście zdania, że żadnych nacisków ani presji na kontrolerów nie było.

 

Łukasz Sianożęcki, PAP