Civil War [Seria] część IV Dom w płomieniach [Z]

Część IV: Dom w płomieniach



Autor: Sushi

Link do oryginału: http://www.walkingtheplan...ory.php?sid=303

Pairing: HP/SS

Przekład: Patsy

Korekta: shimatta

Zgoda na tłumaczenie: jest

Uwagi tłumaczki: Część III: Trzymaj się mojego serca można znaleźć tutaj







1.



Obudził Harry’ego zanim wyszedł. Musiał przyznać, że to nie było miłe, kiedy zerwał z niego kołdrę w mroźnym pokoju i wysłał przez Sieć Fiuu do Wieży Gryffindoru o piątej nad ranem, ale tak właśnie musiało być. Nie zrobił tego specjalnie. Po prostu tak musiało być.

Harry spędził mnóstwo czasu patrząc tylko na jego twarz i trzymając go podczas niespokojnego snu. Nieraz wykrzykiwał coś niezrozumiałego albo mówił:

– Nie jestem już jednym z nich. Nie widzisz? Cholera, Moody, nie jestem jednym z nich.

– Cii, Sev. Tu nie ma Moody’ego. – Harry odgarnął jeden długi, przetłuszczony kosmyk włosów z jego twarzy. Severus drgnął, ale się nie obudził. W ciągu ostatnich miesięcy Harry dowiedział się o swoim największym wrogu wiele więcej, niżby chciał.



– Wstawaj! – Zamglona sylwetka Rona przysłoniła promienie słońca. – Jak możesz w ogóle dzisiaj spać?

Harry podniósł się na łokciach. Światło odbijało się od tafli jeziora i raziło go w oczy. Skrzywił się.

– Nie spałem. – Strzepał trawę z włosów. – Gdzie byłeś?

Ron usiadł obok niego.

– Hermiona chciała poważnie porozmawiać. Chce wiedzieć, co się z nami stanie, kiedy opuścimy szkołę. – Westchnął cicho albo z tęsknoty, albo z frustracji.

– Nadal chcesz ją spytać?

– Jasne, że tak. – Ron wyciągnął dłoń, więc Harry przybił mu piątkę. – Nocy poślubna, nadchodzę! – Uśmiechnął się szeroko, a kilka rudych kosmyków włosów opadło mu na twarz. Harry’emu ciągle udzielał się podły nastrój. Ron zmarszczył brwi, patrząc na niego. – Jesteś dzisiaj jakiś dziwny. Tylko mi nie mów, że tęsknisz za szlabanem u Snape’a.

Przecież nie powiem ci, że tak jest.

– Dlaczego miałbym za tym tęsknić?

– Cóż, odrabiałeś go każdej nocy przez ostatnie dwa miesiące. Zaczynaliśmy już myśleć, że o nas zapomniałeś.

– To nie moja wina, że on mnie nienawidzi. – Harry przesunął dłoń po piersi i mógł poczuć schowany pod szatą nieśmiertelnik. Wyrył na nim litery: H+S. Zrobił takie dwa tuż przed ostatnim weekendem w Hogsmeade. Mimo że Severus nazwał je tandetą, Harry wiedział, że nie tylko on ma go teraz na sobie.

Ron prychnął.

– Po tym całym czasie, który z tobą spędził, mógłbym pomyśleć, że się w tobie zakochał.

– Snape się we mnie nie zakochał. – Żaden z nich nigdy o czymś takim nie wspomniał.

– Uspokój się, przecież żartowałem. – Ron potrząsnął głową. – Od pewnego czasu nie można nawet z tobą pożartować, chłopie. Co się stało?

– Nic – warknął Harry.

– Sam Wiesz Kto nie żyje. Sam go zabiłeś.

Tak. Miesiąc wcześniej. Bitwa jak z książki, machnięcia różdżkami, miecz Gryffindora wbity prosto w serce Voldemorta, bla, bla, bla. Harry miał już tego dosyć. Do tego jeszcze żaden śmierciożerca nie zginął i od tamtego czasu nie został znaleziony. Ci, którzy przeżyli, wywyższyli swojego upadłego pana i chcieli zemsty. Właśnie dlatego, Ron, jestem tak wkurzony. Jakbyś się czuł, gdyby wysłali Herminę na zwiady do bandy psychopatów, którzy chcą jej śmierci?

– Do cholery, możecie się w końcu zamknąć i nie gadać na ten temat? – Harry skoczył na nogi, włożył ręce do kieszeni i zaczął iść w stronę zamku. Usłyszał, jak Ron wstaje i biegnie za nim.

– Harry. – Ron chwycił go za ramię i odwrócił. Potter spojrzał mu w oczy. – Harry, co cię gryzie? Jeśli to nie Sam Wiesz Kto…

– Voldemort.

Ron skrzywił się na dźwięk tego imienia.

– Jeśli to nie on, to co się stało? Chodzi o mnie i Hermionę?

Harry obrócił się na pięcie i skierował ponownie do zamku.

– Harry! – Ron pobiegł za nim. – Przepraszam, że ostatnio spędzałem z nią więcej czasu, niż z tobą. Przecież nadal jesteśmy przyjaciółmi, prawda? Do cholery, Harry, odpowiedz mi!

– Będę w dormitorium, jeśli byś mnie potrzebował – odparł gorzko, zostawiając na błoniach Rona, który wyglądał, jakby Harry rzucił w niego Stupefy.



***





Harry siedział przy świetle różdżki i obserwował światło odbijające się od nieśmiertelnika. Zasunięte zasłony sprawiały wrażenie małego, bezpiecznego kokonu. Nie uronił żadnej łzy. Nic nie mówił. Kiedy Neville, Dean albo Seamus wchodzili do dormitorium, słuchał tylko, jak się poruszają. Lepiej żebyś niedługo wrócił, Sev, i to cały i zdrowy albo skopię ci ten twój kościsty tyłek. Wiązka światła odbiła się od jego twarzy i zgasła.



Severus siedział przy biurku z Prorokiem Codziennym w dłoniach i okularami na czubku długiego nosa. Harry wiedział, że znalazł coś ciekawego, ponieważ jego usta poruszały się, kiedy czytał wybrane słowa. Po chwili podniósł palec.

– Harry, chodź i popatrz. – Wskazał na jeden akapit. Harry przyjrzał mu się w ciszy, podczas gdy ręka Severusa spoczywała na jego plecach. – Też to widzisz?

Harry pokiwał głową.

– Dlaczego Macnair zrezygnowałby, gdyby nie wiedział, że coś się stanie w Ministerstwie?

– Właśnie. Ale wszystko, o czym wiemy, wskazuje na to, że najważniejszym celem Voldemorta jest Hogwart.

– Może to ma odwrócić naszą uwagę?

– Nie sądzę, żeby sami to wymyślili. Który atak miałby nas zdezorientować? – Jego jedwabisty głos był teraz pełen napięcia. Severus zdjął okulary i przetarł oczy. Harry pomasował jego kark. – Mmm… Przestań albo będziesz szorował kociołki przez cały kolejny tydzień.

Biedny Severus ostatnio zbyt ciężko pracował. W przerwach między uczeniem siedmiu roczników uczniów, którzy tylko marzyli o Quidditchu, a nocnym myśleniem o tym, co planują śmierciożercy i Voldemort, już prawie nie sypiał. Harry pomagał mu tak bardzo jak mógł. Co noc starał się dostać za coś szlaban, ale czuł, że niedługo wyczerpią się punkty szkolnego regulaminu, które mógłby złamać.

– Powinieneś się przespać – powiedział.

– Mówiłeś to już wczoraj. Nic mi nie jest.

– I mogę to ciągle powtarzać, dopóki mnie nie posłuchasz, ty uparty ośle. – Objął ramiona swojego nauczyciela i położył brodę w kanciastym zagięciu jego szyi. Harry ponownie zaczął czytać wybrany przez Severusa akapit gazety. Nie mógł doszukać się innych informacji. Westchnął ciężko, wykrzywiając usta z irytacji.

– Cholera, jest już późno. – Snape zatrzasnął swój kieszonkowy zegarek i położył go na biurku. – Musisz wcześnie wstać na lekcje. I ja też. – Był już zbyt zmęczony, żeby zdobyć się na nutę sarkazmu.

– Która godzina?

– Po drugiej. Możemy dokończyć to jutro. Teraz spadaj stąd. – Severus złożył gazetę i upuścił ją na biurko obok innych. Harry poczuł się winny. W końcu to przez niego cienie pod oczami profesora Snape’a były prawie tak ciemne jak jego oczy. Pocałował czubek głowy mężczyzny.

– Mogę pójść z tobą do łóżka?

Severus westchnął.

– Potter…

– Przecież wiesz, że lepiej sypiasz, kiedy nie jesteś sam.

– Rozumiem, że rano mam za tobą nosić książki do klasy? – Jego szczupłe dłonie zacisnęły się w pięści na blacie biurka. Jeszcze jakiś czas temu Harry byłby tym przerażony.

– No wiesz, mam tą króciutką spódniczkę, którą bardzo chcę założyć… ał! Przestań! – Harry zaśmiał się, kiedy Severus ponownie klepnął go w tyłek. Nadal wyglądał na zmęczonego, ale jego usta próbowały wygiąć się w łagodnym uśmiechu. Wstał powoli, położył dłonie na piersi Harry’ego i popchnął go w stronę drzwi.

– Teraz idziesz… – Pocałował go. – … do łóżka. – Kolejny pocałunek. – Sam.

Kiedy Harry stał z plecami przypartymi do drzwi gabinetu, trudno mu było nie oprzeć się temu czarowi, przez który przez cały kolejny poranek miał na sobie rozmarzony uśmiech i trudno mu było siedzieć. Jednak powstrzymał się, kiedy spojrzał na przemęczony wyraz twarzy Seva i na jego wątłe ciało. Pogładził dłonią jeden zapadnięty policzek.

– Jesteś tego pewien? Zawsze mogę wymknąć się do Pokoju Wspólnego przez Fiuu…

– Nie. – Przyciągnął Harry’ego, obejmując go ciasno. Chłopak mógł poczuć serce Severusa, trzepoczące szybko w szczupłej klatce piersiowej. – Spieprzaj stąd.

Harry pokiwał głową niechętnie, po czym złożył na cienkich ustach Severusa delikatny pocałunek.

– Drań.

– Wstrętny bachor.



– Harry? Jesteś tam? – Głos Rona przerwał potok myśli Harry’ego. Zanim zdążył zareagować, zasłony wokół łóżka zostały rozsunięte. – Niedługo będzie kolacja.

– Za minutę zejdę. – Podniósł nieśmiertelnik i zaczął chować go pod szatę.

– Co to?

– Nic.

– Och, mogę zobaczyć? – Usiadł na łóżku uśmiechając się głupio.

– To nic, Ron, naprawdę.

– Harry ma dziewczynę, Harry ma dziewczynę. – Głos, który zawsze sprawiał, że się śmiał, teraz strasznie go rozdrażnił.

– Nie mam żadnej dziewczyny! – Nieśmiertelnik wypadł spod jego szaty i zawisł na długim łańcuszku. Ron sięgnął po niego i spojrzał.

– Dlaczego nic mi nie powiedziałeś, Harry? To jest świetne! Kim ona jest? Susan Bones?

Harry wyrwał mu łańcuszek.

– To nie jest Susan Bones. Ja nie mam żadnej dziewczyny!

– Sara MacKerby, ścigająca Hufflepuffu.

– Nie mam dziewczyny, Ron!

Ron przewrócił oczami.

– Co ci się stało?

– Nic – odparł lodowatym tonem.

– Przestań kłamać, Harry. Znam cię już od kilku lat. Jest pierwszy dzień po egzaminach, a ty siedzisz tutaj, zamiast na boisku i widocznie bujasz się w kimś, kto ma imię na S. Dała ci kosza?

– Nie, Ron! Gdybym miał dziewczynę, to tobie powiedziałbym pierwszemu. – Spojrzał błagalnie na Rona. Chciał mu wszystko powiedzieć, ale wiedział, jak by zareagował na wieść, że Harry pieprzy się ze Snape’em. – Po prostu daj sobie spokój, dobrze?

Ron zmarszczył brwi.

– Zaraz zacznie się kolacja. – Wstał, przeciągnął się i skierował w stronę drzwi. – Idziesz?

– Daj mi minutę. – Harry upewnił się, że nieśmiertelnik jest dobrze schowany i zeskoczył z łóżka. Nagle przypomniał sobie, kiedy Severus bez słowa sturlał go na podłogę tamtego poranka. Musiał zebrać w sobie siły, żeby nie rozpłakać się i nie opowiedzieć o wszystkim Ronowi.



***





– … i słyszałem, że naprawdę jest śmierciożercą i teraz ucieka przed Ministerstwem. – Nagła nieobecność Snape’a stała się tematem plotek. Niektóre były całkiem realne, ale większość była skandaliczna.

– Stek bzdur. – Wylie Burton, jeden z pięciorocznych, wskazał widelcem na Seamusa. – Wielki, tłusty, śmierdzący stek bzdur. Dumbledore przyłapał go, jak pieprzył ucznia i dlatego go wyrzucił. – Harry skrzywił się w duchu.

– Więc z kim się pieprzył?

Wylie nagle zainteresował się swoim puree.

– Widzisz? Poza tym, kto chciałby to zrobić ze Snape’em? Oczywiście, poza Malfoyem. – Mała grupa Gryfonów siedzących obok Seamusa zachichotała.

Harry nabił na widelec kawałek smażonego kurczaka. Nie miał w ogóle apetytu po tym, jak Severus powiedział mu wczoraj, że musi udać się na kolejną szpiegowską misję. Próbował obiecać, że ta będzie ostatnia, ale oboje wiedzieli, iż to kłamstwo. Harry nie podnosił wzroku. Nie chciał patrzeć na puste siedzenie przy stole prezydialnym.

– Matko, słyszałeś to?

– Co? – Spojrzał ze zdziwieniem na Hermionę.

– Puchoni zaczęli się zakładać o to, gdzie jest Snape. Ktoś właśnie postawił pięć galeonów na to, że zamienił się w wilkołaka. Czy oni nie uważali na astronomii?

– Co?

– Pełnia była tydzień temu. – Spojrzała na niego uważnie. – Nie wyglądasz za dobrze, Harry.

– Jestem po prostu zmęczony.

Usiadła obok niego.

– Nie dziwię się. Przecież Snape zawsze trzymał cię do późna na szlabanie. Co ci kazał robić przez ten cały czas?

Zaczął kreślić linie na ziemniakach swoim widelcem.

– Niewiele. Tylko mu pomagałem.

– Wiesz, gdzie wyjechał? – Neville włożył do ust kolejną porcję brokuł.

– Dlaczego miałby mi o tym mówić? – Dlaczego musiał tam iść, skoro mogli się tym zająć aurorzy?

Neville przełknął jedzenie.

– Po prostu pomyślałem, że mogłeś coś usłyszeć albo gdzieś przeczytać… – urwał.

Harry ściągnął serwetkę z kolan i położył ją obok swojego talerza.

– Wrócę za kilka minut. Masz brokuły między zębami, Neville. – Chłopak natychmiast przetarł usta serwetką. Harry przeszedł przez ławkę.

– Czekaj, pójdę z tobą. – Ron wstał i pospieszył za nim. W Sali Wejściowej pochylił się i wyszeptał: – Wiesz, gdzie on jest, prawda?

– Niby skąd mam wiedzieć?

– Nie zaprzeczyłeś Neville’owi. – Ron niestety miał rację. To nie było wiele, ale Harry zawsze od razu odpowiadał Longbottomowi. – No dalej, gdzie on jest?

– Nie mogę ci powiedzieć – powiedział w końcu Harry z irytacją.

– No dobrze. Tak samo było z tatą, kiedy Sam Wiesz Kto jeszcze żył. Mama nigdy nie chciała nam powiedzieć, gdzie wyjechał. Tylko miała wtedy te straszne cienie pod oczami i… – przerwał nagle. Po chwili potrząsnął głową. – Nie, to głupie. Teraz to ja potrzebuję snu.

– Co? – To nie brzmiało obiecująco.

– Przed chwilą pomyślałem, że to S jest skrótem od Severusa. – Prychnął. – Głupie, nie?

Harry także prychnął, ale ze smutkiem.

– Tak, głupie. – Pchnął drzwi do łazienki.

– Ktoś musiałby być idiotą, żeby dymać się ze Snape’em. – Zamknij się, Ron, po prostu się zamknij. Nie wiesz, o czym mówisz. – Ten facet pewnie już na zawsze pozostanie prawiczkiem. – Ron wszedł do jednej z kabin.

Harry wykorzystał okazję i wbił sobie paznokcie w pięści, żeby się nie odezwać. Odkręcił kurek i ochlapał gorące policzki lodowatą wodą. Jego broda była dziwnie chropowata. Harry przypomniał sobie, że rano zapomniał się ogolić. Sev dostałby szału, gdyby mnie teraz zobaczył. Oczywiście, potem wytargałby mnie stąd i… tak. Nie, nie powinien teraz o tym myśleć. Zatkał kran i napełnił go wodą. Położył okulary na brzegu umywalki i zamoczył całą twarz. Zaczął krzyczeć, obserwując bąbelki uciekające z jego ust.

Drzwi otworzyły się z łoskotem.

– Popatrzcie, Potter chce popełnić samobójstwo. Myślę, że to będzie dobra rozrywka na wieczór. – Po sekundzie rozległy się niskie śmiechy. Harry podniósł głowę i spojrzał do tyłu.

– Pierdol się, Malfoy.

Draco pociągnął nosem.

– A może ty? Wtedy mógłbyś mi o tym opowiedzieć. – Uśmiechnął się w taki sposób, że Harry zastanowił się, czy o wszystkim wie.

– Przynajmniej ja nie potrzebuję eskorty, żeby sobie zwalić konia – wymamrotał.

– Co ty powiedziałeś?

– Po prostu obraziłem twoją orientację. – Chwycił jeden z papierowych ręczników i wytarł sobie twarz.

– Mam ci pokazać kilka przyjemnych aspektów lubienia dziewczyn, Potter? – Malfoy prychnął.

Ron spuścił wodę i otworzył drzwi kabiny. Teraz przynajmniej Harry nie był z nimi sam na sam. Malfoy zmarszczył brwi i wszedł do jednej z toalet. Ron włożył ręce pod kran i obserwował uważnie dwóch pozostałych Ślizgonów. W tym samym czasie Harry podniósł swoje okulary. W razie czego włożył rękę do kieszeni, w której trzymał różdżkę.

– Więc, Malfoy… – zaczął Ron z udawaną uprzejmością. – … jak tam twój ojciec? Słyszałem, że specjalnie dla niego udekorowali celę. – Lucjusz Malfoy był jednym z nielicznych śmierciożerców, którzy zostali złapani podczas ostatniej bitwy z Voldemortem. Ron uśmiechnął się drwiąco, a Crabbe i Goyle spojrzeli na niego z zaciekawieniem.

– Chodź, Ron. Wracajmy na kolację.

– Ale oni są tacy słodcy, kiedy próbują zrozumieć angielski!

Harry złapał go za nadgarstek i wyprowadził z łazienki, zanim mogłoby dojść do rozlewu krwi.

– To było naprawdę głupie.

– A może twój komentarz do jego orientacji nie był?

Harry zacisnął wargi.

– Mówisz jak Hermiona.

– Zamknij się, Ron.

– Co cię dzisiaj ugryzło w tyłek, Harry?

– Zupełnie nic. – Puścił Rona i wrócił do Wielkiej Sali tak szybko jak mógł. Usiadł na ławie i zaczął dźgać widelcem swojego zimnego kurczaka.

– Co ci jest?

Uniósł brew patrząc na Hermionę.

– Gdzie jest Ron?

– Zaraz przyjdzie. – Harry spojrzał na nietknięte jedzenie przed sobą. Poczuł się niedobrze. – Idę się położyć. Zobaczymy się później, Hermiono. – Otwarła usta, ale nie wydobył się z nich żaden dźwięk. Zostawił swój widelec wbity w kurczaka i przy wyjściu z Wielkiej Sali minął Rona.

– Harry…

– Muszę trochę odpocząć, może minie mi ten ból głowy – skłamał. – Niedługo się zobaczymy. – Zatrzasnął za sobą drzwi.

Długo krążył po korytarzach Hogwartu. Wmawiał sobie, że to właśnie schody płatały mu figle albo po prostu wszystkie drogi prowadzą właśnie tam. W końcu znalazł się w lochach przed drzwiami gabinetu Snape’a. Położył dłoń na ciężkiej kołatce. Mógłby otworzyć drzwi, wejść do środka i zwinąć się na chwilę w ogromnym, skórzanym fotelu. Nikt nie pomyślałby, żeby…

– Profesora Snape’a tu nie ma.

Harry wzdrygnął się. Filch był tak blisko, że mógł poczuć jego zimny oddech na szyi.

– Oczywiście, jeśli jesteś tak bardzo spragniony szlabanu, to możesz wypolerować kilka zbroi. – Dlaczego właśnie dzisiaj muszę wpadać na największych dupków w szkole?

– Przepraszam. Musiałem źle skręcić. – Głupi, głupi. Wracaj do wieży, Harry. Robisz z siebie idiotę. Lepiej, żebyś mi to później wynagrodził, Sev. Wyszedł szybko z lochów.



***





Nie wyglądał nawet tak źle, kiedy umył włosy. Severus przypominał trochę pełnego godności sępa. Teraz miał na twarzy wyraz, który powiedział Harry’emu, że nie ma ochoty być przyrównywanym do ptaka siedzącego na kapeluszu babci Neville’a.

– No przecież nie powiedziałem, że wyglądasz jak wypchany sęp. – Boże, ten mężczyzna doskonale opanował sztukę złowieszczego unoszenia brwi.

– Właśnie straciłeś piętnaście punktów. Może chcesz więcej?

Harry cisnął w niego poduszką, która odbiła się od jego ramienia. Severus rzucił mu kolejne groźne spojrzenie. Nagle złapał za narzutę i pociągnął. Harry spadł na podłogę razem z równo złożoną kołdrą. Krzyknął, ale nie z bólu, tylko zaskoczenia i urażonej dumy.

– Dlaczego to zrobiłeś?

– Twoja kolej na pościelenie łóżka. – Snape usiadł w jednym z dużych foteli naprzeciwko kominka i wziął do ręki książkę. Harry pokazał mu język. Już dawno nie widział Severusa tak zadowolonego.

Cisnął narzutę z kołdrą na łóżko i podniósł się na nogi. Położył dłonie na oparciu fotela i schował twarz w gęstych, szorstkich włosach. Może nie były miękkie lub sprężyste, ale nadal były przyjemne w dotyku. Pasowały do niego.

– Co czytasz?

– Coś bardzo nudnego i trudnego, co pewnie byś nie zrozumiał. – Sev przewrócił stronę. Harry przeczytał przez jego ramię kilka wersów.

– Nie żartuj. – Sięgnął po książkę. – Daj mi ją.

– Nie. – Severus trzymał książkę z dala od zasięgu dłoni Harry’ego. Przesuwał ją szybko z góry na dół, żeby uniknąć jego rąk. Udawał, że ciągle ją czyta.

– Powiem wszystkim, że nosisz bokserki od Bertiego Botta.

– I kto by ci uwierzył?

– Powiem, co jest na nich napisane.

– Jakoś nigdy nie narzekałeś.

– No Seev, daj mi tą książkę! Nie widziałem cię prawie przez tydzień!

Snape upuścił książkę na podłogę i wsunął ją stopą pod łóżko.

– Jesteś nie do zniesienia, ty masturbancie…

– Może i jestem nie do zniesienia, panie Potter, ale musi się pan ze mną zgodzić, że nie jestem masturbantem. – Snape spojrzał na niego przez ramię z diabelskim uśmieszkiem. Wnętrzności Harry’ego zamieniły się w galaretę. Nagle uśmieszek zniknął, a czarne oczy rozszerzyły się z szoku. – Mój boże. Twoje umiejętności w utrzymywaniu porządku zniżyły się do poziomu tych w eliksirach.

– Ej! – Dziś był naprawdę w dobrej formie. Biedny Severus wyszedł niedawno ze skrzydła szpitalnego po tym, jak jeden z mieszkańców Hogsmeade chciał pojmać na własną rękę kilku śmierciożerców. Trochę odpoczynku wyszło mu na dobre. – Po co ścielić teraz tak idealnie łóżko? Przecież zaraz znów wszystko się wygniecie.

Severus wydął wargi. Mistrz eliksirów, profesor Snape, właśnie wydął wargi. Nie był w tym taki dobry, ale coś w żołądku Harry’ego przewróciło się wściekle.

– Chyba odwołam twój szlaban. Przecież mnie nienawidzisz.

– Chyba żartujesz. Próbowałeś mnie przekląć! Dobrze, że twój cel jest do dupy, ty tłustowłosy draniu. – Harry przygryzł jego dolną wargę. Jedną ręką przeczesał gęste włosy Severus. – Po co tracę mój czas z tobą, kiedy nie ma już Voldemorta i nie muszę ci pomagać w badaniach?

– Dziesięć punktów, panie Potter. – Sev go pocałował. Harry delektował się miękkim językiem, gorącymi wargami, niewyobrażalną bliskością, która opanowywała jego ciało za każdym razem, kiedy ten dupek…



– Harry, obudź się. – Ktoś nim potrząsał. – No dalej, już prawie południe.

– Hmm. Sev? – Harry sięgnął po okulary. Po chwili zorientował się, że ma je na nosie.

– Sev? Co do… Kurwa. – Ron patrzył na niego w szoku z rozłożonymi ramionami i szeroko otwartą szczęką. – Cholera, miałem rację.

– O czym ty mówisz? – Harry zaczął się podnosić, a Ron odskoczył od niego.

– Jesteś psychicznie chory. Pierdolisz się z tym tłustowłosym draniem. – Piegowata twarz zmieniła się z bladej w purpurową. Ron wyglądał tak, jakby nie wiedział, jakie zadać następne pytanie.

– Ron…

– Dlaczego?

– To nie tak jak myślisz.

– Tak? Więc każdego ranka tak po prostu budzisz się i pytasz o Snape’a?

– Ron!

Ron przełknął ciężko.

– Wiesz, nie mam żadnych problemów z tym, że jesteś gejem…

– Nie jestem gejem.

– Pieprzysz się ze Snape’em! Wiesz co? Masz rację, nie jesteś gejem. Jesteś nienormalny! Mogłeś przynajmniej znaleźć sobie kogoś… Merlinie, przecież każdy byłby lepszy, nawet Malfoy! On wie chociaż, jak umyć włosy.

Wargi Harry’ego zaczęły trząść się ze złości i bólu.

– Czego miałbym chcieć od tej cholernej fretki?

– Może niezłego jebanka.

– Wynoś się. – Harry rzucił w niego poduszką najmocniej jak mógł. Zeskoczył z łóżka, chwycił przyjaciela (przyjaciela?) za ramię i zaciągnął do drzwi. – Będę pieprzył, kogo chcę, kiedy chcę, i gdzie chcę. Jeśli obejmuje to też Severusa Snape’a, będę się pieprzył z Severusem Snape’em. Ani ty, ani nikt inny nie będzie mi mówił, co mam robić ze swoim kutasem.

– Tylko trzymaj go z dala ode mnie. – Zatrzasnęły się za nim drzwi. Harry trząsł się ze złości. Narastał w nim krzyk, który zamierał w gardle. Otworzył gwałtownie dormitorium.

– Wracaj tutaj, Ron!

– Spierdalaj, Potter. – Jego glos potoczył się echem po schodach. Harry poczuł się wtedy bardzo samotny.



***





Włosy Harry’ego były nadal mokre, kiedy zbiegał po schodach, niosąc ze sobą Błyskawicę. Ponad godzinę stał pod prysznicem pozwalając, żeby gorąca woda obmywała jego ciało. Nie krzyczał, nie robił nic, co mogłoby zaniepokoić Rona albo Severusa. Kilka godzin na boisku lub po prostu w powietrzu uporządkuje myśli w jego głowie.

– Harry!

Zacisnął zęby.

– Czego chcesz, Hermiono?

– Musimy porozmawiać.

Warknął i zaczął otwierać przejście za portretem.

– Ron opowiedział mi o tym, co się stało.

– Świetnie. Reszcie szkoły też już powiedział?

– Powiedziałam mu, że zachowuje się jak dupek.

Harry spojrzał na nią, na co ona uniosła brwi. W Pokoju Wspólnym nie było nikogo oprócz nich. Cała reszta pewnie korzysta z tak słonecznego dnia.

Usiadł na przeciwko niej wzdychając ciężko.

– Mów.

– Zachowujesz się normalnie.

– Chciałaś rozmawiać, więc mów.

– Dobrze. Jak to się zaczęło?

– Ron mnie obudził, a potem zaczął…

– Chodzi mi o Snape’a.

– Och, o to. – Harry spojrzał nieobecnie na witki przy swojej Błyskawicy.

– Uwiódł cię?

Harry spojrzał na nią z niedowierzaniem.

– Nie! Na Merlina, sądzisz, że Snape mógłby mnie uwieść? – Nie żeby w ogóle musiał.

– Ale chyba cię nie zgwa…

– Nawet o tym nie myśl, Hermiono. – Harry patrzył na nią z zaczerwionymi oczyma. – Upewnił się dokładnie, że do tego nie dojdzie.

– Więc co się stało?

– Jesteś pewna, że tu nikogo nie ma? – Harry chciał jednocześnie uciec stąd i w końcu komuś się zwierzyć. Kiedy Severusa nie było, wszystko działo się tak szybko. Sypiam z najmniej lubianym nauczycielem. Nie cierpię go, nienawidzę go i nadal będę kłębkiem nerwów, zanim nie wróci. Mogę sprawić, że ktoś też tak się będzie czuł.

– Tak. – Posłała mu wyzywające spojrzenie. Harry zmarszczył brwi.

– Dobrze. – Wziął głęboki oddech. To było tak dawno temu, kiedy był tak przerażony Voldemortem, że poszedł porozmawiać ze śmierciożercą. Chciał bardzo komuś o tym powiedzieć. Niektórych szczegółów nie znał nawet sam Severus.



***





Drzwi zaskrzypiały i otworzyły się. Harry podskoczył i prawie uciekł.

– Mogę z panem porozmawiać?

– Wejdź, Potter. Miejmy to już za sobą. – Niewyraźnym machnięciem ręki wskazał na krzesło stojące przed jego biurkiem. – Jeśli chodzi o twoją ocenę z zeszłotygodniowego testu...

– Boli mnie blizna, profesorze. – Obudził się w środku nocy. Syriusz powiedział mu, że kiedy zaboli go blizna, powinien pójść od razu do profesora Dumbledore’a. Nie powiedział jednak, co zrobić, kiedy będzie ona spuchnięta i krwawiąca. Spanikował. Po wszystkich zajęciach zebrał w sobie odwagę i poszedł zobaczyć się z jedyną osobą w Hogwarcie, która stawała twarzą w twarz z Voldemortem na porządku dziennym. Teraz patrzył uważnie na Harry’ego. Wyglądało, jakby nad czymś usilnie myślał. Snape otworzył usta, żeby coś powiedzieć, ale zawahał się.

– Powinieneś pójść do profesora Dumbledore’a, a nie do mnie.

Harry zadrżał. Było mu potwornie zimno. Obszerne, uczniowskie szaty nie chroniły go przed chłodem lochów. Objął się ramionami i poczuł na plecach ciężar potęgi Voldemorta.

– Proszę, wolałbym porozmawiać z panem. – Jego zwykle silny głos teraz był prawie niedosłyszalny. – Przepraszam. Proszę po prostu powiedzieć, jeśli pan chce, żebym sobie poszedł.

Te puste oczy, tak puste jak oczy Syriusza, kiedy Harry zobaczył go po raz pierwszy, spojrzały na niego, jakby chciały przewiercić jego duszę. Nagle usłyszał coś, co przeczytał dawno temu w jednej z nietkniętych książek Dudleya:

– Gdy los i ludzie częstują mnie wzgardą, chcę miłosierdzie wzbudzić w głuchym niebie. Płaczę i żalę się na dolę twardą i klnę upadek mój, patrząc na siebie. – Ten jedwabisty głos stał się teraz bardzo gorzki. Harry wiedział, że wiersz miał swój dalszy ciąg, ale nie mógł go sobie przypomnieć. Nie potrafił jeszcze uwierzyć, że przed chwilą go usłyszał.

– Słucham?

– Nic. Chyba mogę poświęcić ci minutę, Potter.

Harry przytaknął. Czuł się, jakby śnił. Usiadł na potwornie niewygodnym krześle. Te niesamowicie czarne oczy wpatrywały się w niego, jakby chciały przewiercić jego duszę.

– Nie spałeś ostatnio, prawda? – Tylko nie dawaj mi eliksiru nasennego. Jego ostatnie koszmary były przerażające i nie chciał czegoś, co nie pozwalałoby mu się obudzić.

– Niezbyt dobrze, proszę pana. Ciągle o nim śnię. – Potter przygryzł dolną wargę i rozejrzał się po słabo oświetlonym pomieszczeniu oraz na półki wypełnione słojami, z których patrzyły na niego martwe, puste, mętne oczy. – Nie chcę iść do Skrzydła Szpitalnego, bo pani Pomfrey da mi tylko eliksir nasenny.

– Nie zamierzałem tego sugerować.

– Och. – Chłodne słowa profesora Snape’a były dziwnie kojące. Harry poczuł po raz pierwszy, odkąd zapukał do tego gabinetu, że to była dobra decyzja. Może śmierciożercy też mają takie sny?

Siedzieli przez chwilę w ciszy. Harry czuł, że musi coś powiedzieć.

– Profesorze, ja...

– Życie nie jest proste, kiedy wszyscy myślą, że jesteś ich wybawcą, prawda?

Harry zerwał się z miejsca i zamarł nad krzesłem. Trząsł się cały i miał ochotę wybiec z pokoju.

– Nigdy nie mówiłem, że jestem wybawcą, proszę pana. – Pozwolił sobie na nutę zuchwalstwa w głosie. Przecież Snape i tak mu nie uwierzy.

– Siadaj z powrotem.

Usiadł, zanim mógł zdążyć się rozmyślić. Blizna Harry’ego piekła boleśnie. Odsunął kilka kosmyków włosów z twarzy. Czuł zbyt dużo bólu, zbyt duży ciężar został nałożony na jego ramiona. On tylko chciał poczuć się normalnie. Harry poczuł wypieki na policzkach i poniżające łzy w oczach. Ukrył twarz w dłoniach, próbując powstrzymać się od płaczu. Po chwili coś musnęło jego włosy. Zerknął w górę i zobaczył wytartą, ale czystą chusteczkę.

– Trzymaj.

Zawahał się. Co, jeśli spróbuje ją wziąć, a Snape odsunie się i go wyśmieje? Inaczej będzie musiał skorzystać z rękawa szaty. Wyciągnął rękę i energicznie wydmuchał nos.

– Zatrzymaj ją. – Harry mógł usłyszeć, jak usta nauczyciela wykrzywiają się z obrzydzenia.

– Dziękuję panu. Przepraszam. Nie chciałem wyjść na głupiego beksę. – Wstrzymał oddech. Natychmiast przestań, Harry. Chcesz, żeby cały Slytherin wiedział, że jesteś płaczliwą ciotą? Nagle poczuł na ramieniu chłodne palce. Wzdrygnął się. Snape na pewno zaraz go wyrzuci, żeby płakał poza jego gabinetem.

– Nie skrzywdzę cię.

Ton Snape’a był bardzo smutny, można powiedzieć, że pokonany. Nic bardziej nie przeraziło Harry’ego. Czekał na ostry głos, szarpanie i nieuchronne wylądowanie na korytarzu. Nic się nie stało. W tym dotyku było coś więcej, niż zwykła uprzejmość. To była akceptacja. Harry chwycił w obie dłonie rękę Snape’a, nawet, jeśli wewnętrznie się wzdrygał. Oparł policzek na szorstkim nadgarstku. Snape zamarł, ale nie odsunął się.

– Wszyscy myślą, że jestem odważny i potężny, i że uratuję świat. Nie rozumieją, że jestem tym przerażony. Nawet Ron i Hermiona nie przyjmują tego do wiadomości. Chodzi mi o to, że, na Boga, mam siedemnaście lat. Nie chcę znów ratować świata samodzielnie. – Zatrząsł się jeszcze silniej. – Jest tyle rzeczy, które chciałbym zrobić, ale boję się, że umrę, zanim będę miał na nie szansę. – Jednak jedna rzecz była dla niego szczególnie ważna. Poczuł, jak chłodna ręka głaszcze jego włosy. Drżenie ustało.

– Jakie rzeczy chciałbyś zrobić? – Spojrzał w górę poprzez łzy. Sylwetka Snape’a była zamazana.

– Co? – Bardzo inteligentne, Potter. Ja być mądry. Ja znać mądre słowa.

– Co chciałbyś zrobić?

Snape wyglądał tak samo jak zwykle. Nagle Harry zobaczył dziwny błysk w tych martwych oczach.

– Naprawdę chce pan wiedzieć? – Przynajmniej przestał szlochać. Przez głowę przeszła mu myśl, że Snape chce od niego wyciągnąć informacje, które później mógłby wykorzystać przeciwko niemu. Lepiej nie mówić o tych najgorszych. Snape wzruszył ramionami. Przetłuszczone włosy opadły mu na twarz.

– Mogę cię wysłuchać.

– Nie wiem – wymamrotał, pochylając znów głowę i patrząc na wilgotny kawałek materiału w dłoniach. – Myślę, że takie zwyczajne rzeczy, jak gra dla reprezentacji Anglii w Quidditcha lub zjedzenie największej porcji lodów, które sprzedaje Florian Fortescue. No wie pan, takie, jak dla dziesięciu osób. – Dlaczego mówi o tym Snape’owi? Nauczyciel prychnął i Harry czekał na jego miażdżącą odpowiedź.

– Zjadłem je raz, jak byłem w twoim wieku.

– Naprawdę?

– A potem zwymiotowałem. – Mimo szoku, Harry chciał zaufać temu mężczyźnie. Przecież normalnie nie opowiadałby mu o tym, jak zwrócił deser. Jeśli ktoś by się o tym dowiedział, Snape byłby zniszczony.

– Fuj. W takim razie tego nie zrobię. – Nie myśląc o tym, położył głowę na brzuchu Snape’a. Był on twardy i zapadły, jakby chciał go wessać świstoklik. Harry poczuł się bardzo przyjemnie. Nadal trzymał w ręce jedną, żółtawą dłoń, podczas gdy druga leżała na jego głowie. Właśnie tego szukał już od bardzo dawna. Czegoś, czego nie dadzą mu nawet przyjaciele.

– Chciałbym jeszcze... no wie pan...

– Co?

– Uprawiać... seks. – Dlaczego to powiedziałeś, głupku? To jest profesor Snape! Teraz każdy Ślizgom w szkole dowie się, że jesteś prawiczkiem. Zatopił twarz w czarnych szatach. Na policzkach poczuł gorąco, ale nie mógł przestać mówić.

– Po prostu nie chcę umierać bez... Nie chcę być tak bardzo samotny. – Zawsze był. Od pierwszego pocałunku z Cho do spontanicznej sesji pieszczot z Ginny w Pokoju Wspólnym, kiedy mieli się uczyć. Oni raczej traktowali to jak zakazany owoc, a nie grę wstępną. Kiedy się z kimś całuję, nie chcę być przez niego traktowany ze specjalną czcią. Ponownie poczuł na głowie dotyk chłodnej dłoni.

– Nie będziesz. – Harry prychnął. Nawet ktoś tak samolubny i sarkastyczny, jak Severus Snape mógł od czasu do czasu sobie kogoś znaleźć.

– Tak, jasne. Każda osoba, którą lubiłem w ten sposób, nie widziała niczego innego, poza Chłopcem, Który Przeżył. Chyba myślą, że mam pozostać małym, niewinnym aniołkiem do końca życia. – Ty mnie tak nie traktowałeś, prawda, Snape? Prędzej popełniłbyś samobójstwo. – Myślę, że tylko pan mnie nie wywyższa.

– Jesteśmy trochę zjadliwi, prawda? - Ty głupku. Przecież on się nigdy nie zmieni. To tylko ty się rozklejasz. Harry odsunął się od Snape’a, ściągnął gwałtownie swoje zaparowane okulary i wytarł je w szatę.

– Jak pan by się czuł, gdyby ludzie patrzyli na pana bliznę i myśleli, że już wszystko o panu wiedzą? – Zerwał się ze strasznie niewygodnego, drewnianego krzesła i objął się ramionami, chcąc uwolnić się przed chłodem lochów.

– Potter?

Spojrzał na nauczyciela, czekając na wyrzucenie z gabinetu. Snape nie poruszał się, tylko wyciągnął przed siebie lewe ramię i zacisnął dłoń w pięść. Podwinął rękaw i pokazał mu Mroczny Znak, który był za razem odrzucający i niezwykle żywy. Skóra wokół tatuażu była spuchnięta tak samo jak jego blizna, a strużki krwi zdążyły zaschnąć na czarnym Znaku, błyszcząc w świetle świec. Tak obrzydliwy, a jednocześnie tak czysty. Harry zauważył owalne ranki na ramieniu Snape. Wyglądało to tak, jakby mistrz eliksirów chciał go sobie wydrapać. Na Merlina. Czy naprawdę byli aż tak do siebie podobni?

– Mogę spytać pana o coś osobistego? – Musiał wiedzieć. Jeżeli tak niewiele ich różniło, musiał poznać prawdę.

– Zależy, co dokładnie chcesz wiedzieć.

– Dlaczego dołączył pan do Voldemorta?

Severus oblizał cienkie usta. Harry był zafascynowany tym, jak żywo wyglądał jego język na ziemistej cerze.

– Sądzę, że... – zaczął – ... wierzyłem, iż może mnie nauczyć wielu rzeczy.

– I nauczył?

– Tak – Jego twarz nawet nie drgnęła. Ciemne oczy oceniały, czy jego uczeń jest wart tego, żeby to usłyszeć. Harry sądził, że nikt inny nie może tego powiedzieć. Snape opuścił rękaw.

Tylko to mógł teraz zrobić: objąć ramionami swojego znienawidzonego nauczyciela i wsunąć głowę pod jego podbródek. Coś przewróciło się w jego żołądku. Ściskając swojego wroga, powiedział:

– Boże, jak ja pana nienawidzę.

Znienawidził go jeszcze bardziej, kiedy te długie, szczupłe ramiona przyciągnęły go do siebie, a kościsty policzek spoczął na czubku jego głowy. Ogarnęło go dziwne uczucie spokoju.

– Twoje uczucie jest w całości odwzajemnione.

Harry nie wiedział, czy będzie w stanie znieść jeszcze więcej. Czuł, jakby jego serce miało się rozpaść i wyrwać z piersi. Sztywne wargi przycisnęły się do jego włosów i nie poruszały się przez chwilę.

– Pewnego dnia Anglia zyska wspaniałego szukającego – wyszeptał Snape. W chłopaku coś pękło.

Harry zadrżał, kiedy po jego policzkach spłynęły jadowite łzy i wsiąknęły w czarny materiał nauczycielskiej szaty. Jego nienawiść do tego mężczyzny jeszcze wszystko pogorszyła. Nie był żadnym Chłopcem, Który Przeżył, ani dziedzicem Gryffindora. Był tylko Harrym Potterem, synem znienawidzonego w umyśle Snape’a Jamesa Pottera. Nie wiedział dokładnie, dlaczego to zrobił, ale podniósł głowę i przycisnął wargi do ust swojego nauczyciela.

Snape odskoczył. Harry podniósł drżącą dłoń, żeby go przeprosić, ale jego palec pogładził tylko zapadnięty policzek. Snape próbował go odepchnąć. Ich ręce się ze sobą splotły i Harry nie mógł dalej oddychać. To było takie dobre.

– Potter...

– Proszę... – Potrzebował tej akceptacji, ich dziwnej więzi. Nie było tutaj żadnego złotego środka. Ostrożnie podwinął rękaw Snape’a. Ten Znak reprezentował sobą wszystko, co uczyniło jego życie prawdziwym piekłem na ziemi, odkąd skończył rok. Strupy krwi próbowały jednak w pewien sposób przezwyciężyć ciemność. Musnął wargami każdego z nich, wyczuwając ostre krawędzie. Zerknął w górę i zobaczył, że oczy Snape’a ożyły.

– Przestań natychmiast, Potter. Będziemy mieć przez to poważne kłopoty.

– Próbował pan to zdrapać? – Chyba wyciąć.

Snape przytaknął, wykrzywiając z bólu wargi. Harry pocałował jego nadgarstek. Smukła dłoń pogładziła ponownie jego włosy. Harry podniósł się na palcach i znów posmakował tych gorzkich warg.

– Potter... – Ten głos nie był już zjadliwy. Harry znów go pocałował i tym razem Snape oddał jego pocałunek, muskając delikatnie jego wargi. Nie mógł się powstrzymać i wsunął język do jego ust, napotykając tam wilgotny język. Zadrżał, gładząc go powoli. Dłonie Severusa zsunęły się w dół jego pleców i spoczęły dokładnie nad biodrami. Przerwali pocałunek. Mistrz eliksirów dyszał ciężko, a Harry’emu było gorąco. Zakręciło mu się w głowie.

Snape spojrzał na niego poważnie.

– Przyszedłeś tu, żeby mnie uwieść?



***





– No więc?

Harry spojrzał na nią znad swojej Błyskawicy. Zupełnie zapomniał, że to właśnie jej opowiadał tą historię. To nie była pusta opowieść. Była przepełniona rzeczami, które zrozumiał dużo później. Czy poszedłem tam, żeby uwieść nauczyciela?

– Nie. – Przynajmniej tego był do końca pewien.

Hermiona potrząsnęła głową.

– Wdepnąłeś w niezłe bagno, Harry.

– Dzięki za wsparcie.

– Ja cię nie krytykuję. No dobra, może trochę tak. Nie sądzę, że to, co zrobiłeś było do końca złe, ale… na boga, Harry, zakochałeś się w Snape’ie!

– Wcale nie! – Skoczył na równe nogi. – Nie słyszałaś, jak mówiłem, że nienawidzę tego skurwysyna? – Gdzieś tam czekało na niego boisko do Quidditcha. Po prostu musiał do niego dotrzeć.

– Przestań, Harry. – Westchnęła ciężko. – Może na nowo go znienawidziłeś. Nie wiem. Mówię to, co teraz czuję. Jeśli tylko to wszystko zaczęłoby się, kiedy opuścilibyśmy szkołę…

– Wtedy bylibyśmy martwi, bo wszyscy myśleli, że Voldemort zaatakuje najpierw Ministerstwo Magii. Tylko Severus nie dał się na to nabrać. – Spojrzał na nią ostro, zaciskając usta. – Udało mu się tylko dlatego, że co noc nie pozwalałem mu zarobić się na śmierć. – Harry potarł tył swojej szyi. Chciał, żeby Sev teraz z nim był. Hermiona milczała. – Gdybyś tylko słyszała, jak krzyczy przez sen… Nienawidzi mnie tak samo mocno, ale nie zostawiłbym go nawet, jeśli bym chciał. – Nadal mógł przypomnieć sobie wątłe ciało rzucające się na boki w jego ramionach.

– Gdzie on teraz jest?

– Nie mogę ci powiedzieć. Obiecałem mu to.

Hermiona zmarszczyła brwi.

– Z tego co mówił Ron wywnioskowałam, że to tylko seks. To, co mówisz to o wiele więcej, niż chciałam usłyszeć.

Harry spojrzał zawzięcie na dziurę w portrecie.

– Ron może sam iść się jebać.

– Nie, nie i jeszcze raz nie. – Skoczyła na nogi i stanęła na jego drodze do wyjścia z Pokoju Wspólnego. – Nie pozwól zniszczyć tej przyjaźni tylko dlatego, że on jest dupkiem. Jeśli będę musiała to… wpuszczę tutaj trola, żeby terroryzował go w łazience. – Na jej twarzy pojawił się wyraz gniewu. Wyglądała, jak nadmuchany balon. Harry zaczął chichotać. – Co w tym śmiesznego?

– Trol w łazience? Przecież to takie pierwszoroczne.

Wygięła wargi.

– Strasznie się wtedy bałam. – Objął ją.

– Możesz zrobić coś bardziej oryginalnego? Nie chcę znów pobrudzić sobie różdżki.

Hermiona prychnęła i spróbowała się uspokoić.

– Chcę jeszcze wiedzieć, co miałeś na myśli, kiedy mówiłeś, że Snape traktuje cię jak równego. – Wyglądała na zranioną, ale starała się to ukrywać.

Harry usiadł na oparciu najbliższego fotela. Potarł nieobecnie dłonią witki miotły.

– Nigdy się mną nie przejmował. Ron zawsze był o mnie trochę zazdrosny, a ty i Dumbledore staraliście się mnie ochronić. Seva po prostu to nie obchodziło. – Nawet Harry musiał przyznać, że w większości przypadków Snape trochę przesadzał.

– To interesująca podstawa dla związku. To brzmi, jakby traktował cię jak kogoś gorszego.

Obrzucił ją spojrzeniem.

– Nigdy nie mówiłem, że to jest normalne. – Znalazł rozdwajającą się witkę. Wieczorem będzie musiał to jakoś naprawić.

– Powiedział ci kiedykolwiek, że cię kocha?

Harry wzdrygnął się.

– Nie. – Przecież dwa miesiące to za mało, żeby do tego dojść. Dlaczego ktoś miałby mi powiedzieć, że mnie kocha? – Najczęściej mówi, że jestem wstrętnym bachorem.

– Jesteś pewien, że tu nie chodzi tylko o seks?

W Harrym wybuchła złość na to, że Hermiona tak myśli. Nagle przypomniał sobie czułość na twarzy Severus, kiedy do niego mówił. Pamiętał wszystkie te dni, kiedy odkładali szybki numerek, żeby pracować lub rozmawiać, albo kłócić się, póki nie ochrypną. Myślał, jak bardzo wyczerpany musi być Sev i jak staro wygląda na swoje trzydzieści dziewięć lat. Jego złość zamieniła się w uczucie tęsknoty.

– Jestem pewien. – Wsłuchał się w ciszę. Czuł się tak staro, jak wyglądał Severus. – Powiesz to ode mnie Ronowi? Ciebie przynajmniej wysłucha.

– Może mnie wysłucha. Pomyśl, jak ty byś się czuł, gdybyś się dowiedział, że Ron sypia ze Snape’em.

– Fuj! Hermiono!

Uśmiechnęła się lekko.

– Wiesz, o co mi chodzi, Harry.

Coś przewróciło mu się w żołądku. Doskonale to rozumiał. Przecież to był ich znienawidzony, tłustowłosy nauczyciel eliksirów. To musiał być szok, kiedy Ron nagle się dowiedział, że Harry’emu podobają się faceci. Jeden facet, a nie jakiś inny. Tłustowłosy dupek. Wargi Harry’ego uniosły się nieznacznie. Jak na tłustowłosego dupka, to potrafi być nieraz słodki.

Spytał ją:

– Więc porozmawiasz z…

Portret odsunął się i wyskoczył zza niego rudowłosy chłopak.

– Cześć, Ron – powiedział. Weasley tylko obrzucił go spojrzeniem.

– Ravenclaw i Slytherin grają zaraz mecz. Chcesz iść, Hermiono? – Specjalnie zaakcentował jej imię.

– Może. Harry, idziesz?

Harry zerknął na Rona i potrząsnął głową.

– Muszę się zająć moją Błyskawicą. Zobaczymy się na kolacji?

– Oczywiście – odparła. Ron tylko na niego patrzył. – Poradzisz sobie?

– Nic mi nie będzie. – Z chęcią poszedłby na mecz tylko dlatego, żeby zobaczyć, jak szukający Krukonów skopie tyłek Draco. Ślizgon ostatnio nie był w dobrej formie. Nie chciał jednak denerwować Rona. Skierował się w stronę schodów, zarzucając Błyskawicę na ramię.

– Tylko mi nie mów, że z nim gadałaś.

– Nie obchodzi mnie, co się pomiędzy wami stało. Nadal jest moim przyjacielem. – Portret zamknął się za nimi i Harry został sam w wieży. Zastanowił się, jak zapełni sobie resztę popołudnia pracą nad jedną witką.











2.



Harry wszedł do Wielkiej Sali na kolację. Ostatnie trzy dni spędził myśląc o Severusie, czytając i unikając innych ludzi. Ron nadal z nim nie rozmawiał, a on ignorował wszystkich innych siedmiorocznych tak mocno, jak mógł. Kiedy zamknęły się za nim drzwi, po Sali rozniósł się szmer. Szepty zastąpiły zwykłe stukanie sztućców. Nawet niektórzy nauczyciele dziwnie na niego patrzyli. Harry zignorował to i podszedł do stołu Gryfonów. Obok Neville’a było wolne miejsce. Kiedy chłopak zobaczył Pottera, szybko położył na ławie swoją torbę.

– Przykro mi, Harry. Trzymam to miejsce dla Seamusa.

– To dlaczego on siedzi po drugiej stronie stołu?

Policzki Neville’a oblały się czerwienią.

– Chodziło mi o Deana.

Harry nie widział nigdzie Deana. Burknął pod nosem i zajął miejsce na dalekim końcu stołu obok Parvati i Lavender. Spojrzał na nie nerwowo.

– Co? – warknął.

– Umm… - zaczęła Parvati. Pochyliła się w jego stronę tak, jakby chciała mu powierzyć swój największy sekret. – Jaki on jest?

– Niby kto? – Ron, ty cholerny skurwysynu.

– Snape…

– Tłustowłosy, sarkastyczny, zły i sadystyczny. Przecież go znasz. Nie pamiętasz? Uczy eliksirów. – Kilku Gryfonów spojrzało na niego dziwnie. Wielu z nich starało się powstrzymać od śmiechu.

– Och. Lavender i ja słyszałyśmy, że znasz go o wiele lepiej.

- Nie mam pojęcia, o czym mówisz. – Wszystkie szepty naokoło doprowadzały go do szału. Harry czuł się, jakby został oskarżony o wypuszczenie kolejnego bazyliszka

– Mówiłem wam – oznajmił nagle Wylie. – Zastanawiam się, kto będzie nas uczył eliksirów w przyszłym roku.

– Może ktoś mi powiedzieć, co się tutaj dzieje? – Harry słyszał w uszach pulsującą krew. – Wygląda na to, że to ma coś wspólnego ze mną. – Zerknął na Ginny. Odwróciła się szybko od niego, a jej twarz stała się tak samo czerwona jak włosy. Chyba mamy kłopoty, Sev.

– Bardzo ci zależało na tych wszystkich szlabanach.

Harry patrzył, jak jego przyjaciele siadają po drugiej stronie stołu kilka miejsc od niego. Ron wyglądał na cholernie zadowolonego z siebie, a Hermiona na przerażoną.

– Co to miało znaczyć, Weasley? – Harry wstał i pochylił się nad stołem.

– Już ty dobrze wiesz. Męska dziwka.

Harry przeskoczył przez stół i rzucił się z pięściami na Rona. Spadli z ławki, a Ron jęknął, kiedy uderzył w podłogę. Wokół nich podniosły się krzyki. Przeturlali się pod stół i Harry zobaczył pajęcze sieci. Zdołał odtrącić ręce Weasleya i zacisnął dłonie na jego szyi. Piegowate ramię uderzyło go w nos i usta, próbując go zepchnąć. Usłyszał przerażone krzyki Hermiony i poczuł na sobie jej ręce. Wzrok zasłoniła mu stróżka krwi, ale nie wiedział, czyja ona była. Nie obchodziło go to.

Nagle podniosły go dwie potężne dłonie. Harry próbował się wyrwać.

– Puść mnie! Rozerwę cię na strzępy, Weasley!

– No dalej, spróbuj. Może znów zarobisz szlaban.

Harry wrzasnął dziko i prawie się uwolnił. Hermiona i silny ścigający Hufflepuffu trzymali dłonie Rona w mocnym uścisku. Szarpał się tak samo jak Harry, a z jego nosa ciekła krew.

– Dosyć! – Hagrid unieruchomił ramiona Harry’ego. – Przestańcie natychmiast!

Harry warknął pod nosem, a Ron syknął zajadle.

– Ostrzegam was, cholibka. – Harry nigdy nie słyszał Hagrida tak rozwścieczonego. Hogwart, który był jego azylem przez siedem lat, stał się nagle więzieniem.

Hermiona patrzyła na niego urażona. Na jej policzkach było widać kilka kropel krwi Rona. Zmarszczył brwi. Najpierw Ron, teraz ona. Kto jeszcze mnie znienawidzi? Poczuł, że ktoś prowadzi go do wyjścia z Wielkiej Sali.

– Zawiodłeś mnie, ‘Arry – warknął Hagrid. – Nigdy nie myślałem, że chciałbyś zabić swojego przyjaciela. I te plotki…

– Jakie plotki? Czy ktoś mi może powiedzieć, co się dzieje? – Oczywiście, że wiedział, o co chodzi, ale musiał to usłyszeć.

– O tobie i psorze Snape’ie. Ja tam w nie nie wierzę.

– Ale Ron tak. – I nie dziw się. Sam go w tym utwierdziłeś. – Gdzie mnie ciągniesz?

– Wrzucę cię do jeziora. Może wtedy się opamiętasz.

– Bardzo śmieszne. – Zacisnął usta i starał się zignorować ból w szczęce i klatce piersiowej. Ledwo zauważył, że zatrzymali się przed gargulcem strzegącym gabinetu Dumbledore’a.

– Piwo kremowe. – Posąg odsunął się. Hagrid popchnął Harry’ego i zapukał do drzwi.

Pojawiła się za nimi McGonagall.

– Na Merlina, Potter, jak się nazywał ten smok? – Hagrid pociągnął go do środka i Harry z trudem utrzymywał równowagę.

– Ronald Weasley. – Wytarł rękawem krew z warg.

– ‘Arry wszczął bójkę na kolacji. Nie ma jeszcze dyrektora Dumbledore’a?

– Powinien niedługo wrócić. Pewnie będzie chciał o tym usłyszeć. Jestem zawiedziona, panie Potter. – Profesor McGonagall zacisnęła usta w cienką linię.

– A kto nie jest?

Uniosła brew.

– Siadaj. – Hagrid delikatnie poprowadził Harry’ego w stronę krzesła stojącego przed biurkiem. McGonagall stuknęła różdżką o jego okulary. – Ocularis reparo. – Znów mógł wszystko wyraźnie zobaczyć. Na szczęście, nie widział już pajęczych sieci. – Co się stało?

– Już pani mówiłem. Weasley to zrobił.

– Kto pierwszy uderzył drugiego, Hagrid?

– Harry.

Chłopak obrzucił Hagrida spojrzeniem.

– Nazwał mnie męską dziwką przed całą szkołą.

McGonagall westchnęła ciężko.

– To nie w twoim stylu, Harry. Niestety… – Zerknęła na drzwi. – … twoja kara będzie musiała poczekać. Hagridzie, zaprowadzisz go do mojego gabinetu? Przepraszam, że to robię, szczególnie po tym, ile drogi tu przeszliście.

– Nie pani wina.

Harry wytężył słuch. Zdawało mu się, że słyszał kogoś na schodach.

– Właśnie tak, profesorze, jeszcze trochę.

– Trzymaj go, Filch! I weź stąd tego cholernego kota.

– Niech pan jej tak nie nazywa. Chodź tutaj, kochanieńka.

– O nie. Pospiesz się, Argusie. Nie, nie. Obudź się, przyjacielu. Nic ci nie będzie. Argusie, wezwij Poppy od razu, jak znajdziemy się w gabinecie.

– Idźcie przez Fiuu. – McGonagall wyglądała na zdenerwowaną. Hagrid wrzucił garść proszku do kominka. Wskazał na niego głową, patrząc na Harry’ego. Chłopak chwycił się kurczowo krzesła, na co Hagrid ruszył w jego stronę. Nagle drzwi otworzyły się na oścież. Do środka wszedł Dumbledore razem z Filchem, podtrzymując wątłe ciało otulone czarnymi szatami. Coś błyszczącego i metalowego przykuło wzrok Harry’ego.

– Sev? – Harry zerwał się z krzesła. McGonagall złapała go za ramiona. – Nie dotykaj mnie!

Severus podniósł słabo głowę, słysząc głos Harry’ego. Nie miał siły utrzymać się na nogach, a jego twarz pokryta była krwią i siniakami. Czerwone stróżki zaschły wokół jego ust, nosa i uszu. Oko, które jeszcze niedawno było białe, wypełnione było krwią i przypominało Harry’emu zaćmienie słońca.

– Harry, idź już z Hagridem – wydusiła przez zaciśnięte zęby opiekunka Gryffindoru. Hagrid pociągnął go za tył szaty tak, żeby Snape mógł usiąść na krześle. Kiedy Filch próbował go na nim posadzić, przytrzymał się oparcia i jęcząc, osunął się na Harry’ego. Potter złapał szybko poranione, wychudzone ciało.

–Ha…

– Jestem tu, Severusie. – Harry upadł na kolana pod ciężarem bezwładnego mężczyzny. Było mu niesamowicie trudno obejmować to wątłe, znajome ciało, kiedy każdy jego dotyk wywoływał ból. Severus starał się go chwycić, ale jego ramiona drgały tylko spazmatycznie. Harry spojrzał na Dumbledore’a. – Co się stało?

– Wydarzył się wypadek. Nie mogę ci nic więcej powiedzieć. – Na twarzy dyrektora było widać jednocześnie wyraz troski, strachu i poddania. Jego oczy nie błyszczały już radośnie. W każdym innym wypadku to byłoby przerażające.

– Właśnie, że pan może. – Harry spojrzał na zmasakrowaną twarz swojego kochanka. – Trzymam cię, Sev. Nigdzie nie pójdę.

Z gardła Snape’a wydobył się słaby, żałosny jęk. Starał się skupić wzrok na Harrym. Jego oczy obróciły się w głąb czaszki.

– Cholera, niech ktoś zawoła panią Pomfrey! Nie pozwolę mu umrzeć.

Filch rzucił się do drzwi. Harry pogładził gęste włosy, teraz pokryte krwią i błotem.

– Nie zasypiaj, tłustowłosy draniu. Jeśli teraz umrzesz, to skopię ci tyłek. Wiesz, że potrafię. – Zakrwawione oczy zamknęły się. – Cholera! Severusie, obudź się!

Głowa Snape’a opadła na bok. Przez chwilę jego oczy otworzyły się i spojrzały na Harry’ego. Wątłe palce zacisnęły się na jego szacie, więc ścisnął je lekko. Były strasznie zimne. Tak bardzo, bardzo zimne. Podświadomość Harry’ego mówiła mu, że wszyscy na nich patrzą. Wiedział też, że płacze jak dziecko, ale nie przejmował się tym. Jego Severus w końcu był w domu.



***





Severus wycelował różdżkę w Harry’ego.

– Crucio! – Przesunął rękę i trafił jednego ze śmierciożerców. Ta chwila wystarczyła. Harry pchnął całym ciałem miecz Gryffindora, który wbił się w klatkę piersiową Voldemorta i przebił jego gadzie serce.

Czarny Pan krzyknął przeraźliwie, a jego różdżka wysunęła się z kościstej dłoni. Harry upadł na kolana i próbował wstać. Jego płuco zostało przebite przez sztylet Salazara Slytherina i tak długo jak pozostanie na miejscu, nic mu nie będzie. Voldemort przechylił się w jego stronę i szarpnął za rękojeść. Harry poczuł powietrze wylatujące z jego klatki piersiowej. Coś zabulgotało i krew zaczęła napełniać jego płuca. Miał problemy z oddychaniem i wiedział, że nie ma zbyt dużo czasu. Dopóki Voldemort miał przebite serce, był bezbronny. Harry wyciągnął różdżkę.

– Avada Ke…

Voldemort wyrwał sztylet z jego piersi. Harry zakrztusił się i upadł na ziemię. Usłyszał, jak ktoś woła jego imię, może Dumbledore albo Sev. Ktoś za nim wrzasnął przeraźliwie, kiedy uderzyła go klątwa Cruciatus. Sev. Oni go zabiją. Z każdym oddechem z jego płuc wypływała krew. Harry z trudnością odnalazł w błocie swoją różdżkę. Kątem oka zobaczył, jak Voldemort próbuje pozbyć się miecza. Wydawało się, że utknął w jego piersi. Po klindze spływała ciemna krew.

Ostatkami sił Harry wycelował różdżkę i wychrypiał:

– Avada Kedavra!

Zielone światło wypełniło jego świat. Znał je bardzo dobrze, przeważnie z mętnych wspomnień z dzieciństwa. Jakimś sposobem Voldemort zdołał jeszcze wysyczeć w wężomowie:

– Przynajmniej zdechniesz ze mną, Dziedzicu Gryffindora. – Harry usłyszał obok siebie plusk i upadł twarzą w błoto.

Chłopak usiadł gwałtownie. Było już ciemno, a wokół niego leżały nieruchome ciała. Przypatrzył się im mrużąc oczy i szukając kogoś, kogo zna. Wiatr uderzał w jego obolałą pierś. Ron, Neville, Justin… Przygryzł wargę, próbując powstrzymać łzy. Nie, nie, nie, nie… Niedaleko od niego leżał Sev. Nie spał – on się w ogóle nie ruszał. Tylko ja zostałem. Nich ktoś mnie weźmie zamiast niego…

– Potter! – Ciepła dłoń Madame Pomfrey pchnęła go z powrotem na łóżko. – Nie powinieneś wstawać, kochaneczku. Nadal próbujemy posklejać twoje płuco.

– Tylko ja zostałem. – Chwycił się jej, wbijając palce w jej fartuch. Próbowała delikatnie poluźnić jego uścisk. – Wszyscy zginęli. To moja wina. – Objął kolana i zaczął płakać. Sev wydawał się taki martwy.

– Nie, Harry! Uratowałeś wszystkich. Sam Wiesz Kto nie żyje!

– Nie żyje? – powtórzył słabo. Więc żyją, czy nie?

– Tym razem naprawdę! – Do jego ust przyciśnięto naczynie z zimnym i słodkim płynem. Straszny ból w jego piersi ustał. – Muszę przyznać, że miałeś wspaniałe wyczucie czasu. A profesor Snape był po prostu… ale teraz na pewno nie chcesz o tym słuchać. Nie ruszaj się przez jakiś czas.

Więc żyli? Jego Ron, Hermiona i Sev? Harry wpatrywał się w sylwetkę Snape’a leżącego w ciemnym pokoju. Madame Pomfrey wróciła, zanim zdołał cokolwiek zobaczyć i podała mu gorzki eliksir. Chwilę przed tym, jak stracił przytomność, zobaczył patrzące na niego czarne oczy. Sev uśmiechnął się do niego.



Harry drgnął. Bolał go tyłek, bolały go plecy. Cała jego głowa była jedną wielką definicją bólu. Nawet jego łokieć bolał z jakichś dziwnych przyczyn. Dotarło do niego, że trzymał go na wąskim, tylnym oparciu strasznie niewygodnego, drewnianego krzesła.

– Ugh… – W oddali słyszał jakieś głosy.

– Czy on…

– Przeżył noc, dyrektorze. Nie mogę na razie powiedzieć, co stanie się jutro.

– A Potter…

– Starałam się go stąd wygonić po tym wszystkim. Nigdy nie myślałam, że będę musiała komuś podać krew jednorożca. Nie wiem, co się stanie z Severusem, kiedy uczniowie wyjadą.

– Harry nie wyjeżdża. Już rozmawiałem z Blackiem.

– Na Merlina. Więc jest aż tak źle?

– Nie chcą uwierzyć, że Voldemorta już nie ma. Są jeszcze bardziej niebezpieczni niż wtedy, kiedy żył.

– Harry wie?

– Nie.

Krótka przerwa.

– Co się stanie z…

– Nie wiem, Poppy. Zarząd jest w tej kwestii podzielony. To jest bardzo skomplikowana sytuacja.

– A co ty o tym myślisz?

– Będę wdzięczny, jeśli nikomu o tym nie powiesz, ale Severus przyznał mi się do tego już miesiąc temu.

– Albusie! Jak mogłeś na to pozwolić?

– Ci dwaj byli jedynymi osobami, które mogły powstrzymać Voldemorta przed zajęciem Hogwartu. Jak mógłbym ich za to ukarać? – Jęknął głośno. – Masz może pod ręką eliksir na ból głowy? To była długa noc.

– Oczywiście, że mam. Co miałeś na myśli mówiąc, że tylko oni mogli go powstrzymać? Przecież to absurd. – Zamknęły się za nimi drzwi i nie mógł ich więcej usłyszeć.

Harry otworzył obolałe oczy. W świetle słońca biel ścian w skrzydle szpitalnym była oślepiająca. Mrugnął z trudem. Jest gorzej, niż wtedy, kiedy Dean przyniósł do dormitorium wódkę. Harry rozejrzał się dookoła.Więc jednak to się stało.

Snape leżał zwinięty w kłębek na jednym z wypolerowanych, białych łóżek. Jego długie, czarne rzęsy zlewały się z ciemnymi sińcami pod oczami. Pościel przykrywała jego ciało niczym całun, unosząc się i opadając z każdym ciężkim oddechem. Jego włosy nadal były matowe, ale ze skóry zniknęła warstwa zaschniętej krwi. Wyglądał na jeszcze chudszego. Snape jęknął cicho.

– Cii. Jestem tutaj, Sev. – Harry opadł na kolana obok łóżka i pogłaskał potargane, czarne włosy. – To tylko sen.

– Chcą zabić… Harry’ego. – Jego słowa były ledwo zrozumiałe.

– Jestem tutaj, Sev. Żyję, widzisz? – Odsunął pościel i chwycił w obie ręce smukłą dłoń. Przycisnął ją do ust, walcząc ze łzami wściekłości. Zabiję ich wszystkich. Nawet jeśli będzie to ostatnia rzecz, jaką zrobię, przysięgam, ze ich zamorduję.

– Harry…?

– Jestem tuż obok, Sev.

– ... Harry…

– Wpakowałeś się w niezłe gówno, wiesz? Tłustowłosy drań. – Harry zaśmiał się przez łzy, kiedy kąciki cienkich warg uniosły się nieznacznie. Severus wyrwał się i krzyknął.

– Nie mogę im pozwolić… – Zaczął szarpać prześcieradło. Harry szybko chwycił za niebieski koc leżący w nogach łóżka i przykrył nim Severusa. Może jego ciężar go uspokoi. Za bardzo się bał go skrzywdzić, żeby móc trzymać jego połamane kończyny.

– Nie zrobią tego. Jestem tutaj i nigdzie się nie wybieram.

– … Tak bardzo go kocham.

– Sev?

Cisza.

– Sev, powiedz coś.

Usłyszał tylko jego świszczący oddech.

– To było o mnie?

Severus z powrotem zatracił się w swoim prywatnym piekle. Pewnie minie trochę czasu, zanim z niego wyjdzie. Harry patrzył na jego storturowaną twarz w ciszy. Nigdy byś mi tego nie powiedział w normalnych okolicznościach, prawda? Nikt nigdy nie powiedział Harry’emu, że go kocha. Syriusz ciągle powtarzał mu, że jego rodzice go kochali, ale to było coś innego. To było coś trwałego, solidnego. To było teraz.

– Jesteś cholernym kutasem… – wyszeptał, kładąc głowę w zagłębieniu brzucha Severusa. – … ale też cię kocham.



***





Harry oparł się o ścianę dokładnie obok wejścia frontowego szkoły i patrzył, jak uczniowie wynoszą na zewnątrz swoje kufry i udają się na wakacje. Jego własny kufer nadal stał przy nogach łóżka w wieży Gryffindoru. Dumbledore próbował mu wytłumaczyć zeszłej nocy, że wyjazd byłby dla niego zbyt niebezpieczny. Harry nie pozwolił mu dokończyć mówiąc, że i tak nie ma zamiaru opuszczać teraz Severusa. Ten dzień był niewyobrażalnie upalny i zastanawiał się, czy są gdzieś specjalne szorty dla czarodziejów.

Większość ludzi go ignorowała albo dziwnie na niego patrzyła. Niektórzy się z nim żegnali, inni podawali rękę i ściskali. Jak na kogoś, kogo jeszcze kiedyś wszyscy idealizowali, czuł się teraz strasznie na marginesie. Myślał nad tym, czy nie iść do skrzydła szpitalnego, ale Sev, który siedział na łóżku wsparty na wielu poduszkach, nakrzyczał na niego rano:

– Jeśli nie dasz mi chwili spokoju, Potter, to przez resztę lata będziesz szorował mój gabinet. – Mimo tego że nie miał na to ochoty, musiał stamtąd wyjść.

– Cześć, Harry.

– Hej, Hermiono. – Ron stał obok niej, nie zwracając uwagi na to, że jego narzeczona rozmawiała z Harrym Snape’em (To znaczy Potterem!).

– Musimy się pożegnać na jakiś czas. – Jej głos drżał, kiedy próbowała powstrzymać łzy. Pokiwał głową, starając się, żeby jego usta się nie zatrzęsły. – Ślub odbędzie się w lipcu. Przyjedziesz?

Harry potrząsnął głową.

– Nie sądzę, przepraszam. Wygląda na to, że nie będę mógł opuszczać terenu szkoły. – Było mu strasznie przykro, że nie zobaczy tego, o czym Ron i Hermiona mówili od szóstego roku. I tak nie byłbym drużbą, prawda?

– Nie będziesz mógł? Dlaczego?

– Nie tylko z powodu Severusa. – Oblizał wargi. – Profesor Dumbledore nie chce, żebym wyjeżdżał, kiedy na wolności jest tylu śmierciożerców. – Zniżył głos. – Wysłali go z powrotem tylko po to, żeby mnie nastraszyć.

– Och, Harry… – Objęła go ramionami. Ron wymamrotał coś pod nosem, ale nie powstrzymywał jej. – Chciałabym, żebyśmy mogli zostać i z tobą być. Oni w ogóle mogą cię do tego zmusić?

– Dopóki nie mam osiemnastu lat, to tak. Syriusz im pozwolił. – Będzie musiał kiedyś porozmawiać ze swoim ojcem chrzestnym.

– Chodź już, Herm. Spóźnimy się na pociąg – powiedział Ron, rozglądając się dookoła.

– Poczekaj, mamy jeszcze dużo czasu. – Ponownie wyściskała Harry’ego i go puściła. Jakaś część niego odeszła wraz z jej dotykiem. – Odezwij się do nas, inaczej wyślę ci paczkę z małymi trollami.

Zaśmiał się. Hermiona wytarła łzy rękawem i chwyciła za rączkę swojego kufra na kółkach.

– Piękna pogoda, prawda? – Uśmiechnęła się do niego smutno. – Dowidzenia, Harry.

– Cześć.

Ron w ogóle się do niego nie odezwał i poszedł za nią. Harry potarł czubek nosa. Nie rozkleję się publicznie, nie rozkleję się publicznie, nie rozkleję się…

– Cześć, Potter.

Wzdrygnął się słysząc ten zimny głos.

– A może już Snape? Przepraszam, nie wiem, kiedy bierzecie ślub.

– Spadaj stąd, Malfoy, zanim skręcę ci kark.

Draco uśmiechnął się wrednie.

– Teraz już wiemy, dlaczego obrażałeś moją orientację. Przecież chciałem cię nauczyć, jak polubić dziewczyny.

Harry zacisnął dłonie w pięści.

– Przymknij się, Malfoy. – Zastanawiał się, ile zaklęć zdąży rzucić, zanim dopadną go Crabbe i Goyle.

– A tak poza tym, to jak ci się podobał prezent?

Harry zmarszczył brwi.

– Jaki prezent?

– Przekazałem dobrą nowinę odpowiednim osobom. Weasley i Granger gadali o tym w pustej klasie. Myślisz, że nie chcieli, żeby ktoś usłyszał? Następnym razem powinni zabezpieczyć drzwi zaklęciami dźwiękoszczelnymi.

Harry patrzył na niego z niedowierzaniem.

– Ty… - Jego głos drżał. Harry sięgnął do kieszeni po różdżkę. Chciał rozerwać Malfoya na strzępy i nakarmić nimi Puszka. Złapał szybko za kołnierz Draco, przyparł go do ściany i wycelował różdżką w jego gardło. – Jeśli twoje goryle mnie dotkną, przysięgam, że cię zabiję – wysyczał. – Wiesz, że potrafię. – W szarych oczach zobaczył strach.

– Zostawcie go – wydusił z siebie Malfoy. Harry usłyszał, jak Crabbe i Goyle się cofają. Kilka osób przystanęło obok, żeby popatrzeć na nich. Ktoś zaczął wołać Hagrida.

– Dlaczego?

– Co? – Draco próbował się z dumą oswobodzić.

– Wiesz, o co mi chodzi. – Przycisnął różdżkę do delikatnej szyi Malfoya.

– Naprawdę chcesz wiedzieć?

– Tak.

– Powinieneś się domyślić.

Coś w Harrym zawrzało. To przez Malfoya już prawdopodobnie nigdy nie pogodzi się z Ronem. To przez Malfoya Severus stracił szacunek swoich uczniów. Złapał Draco mocniej za kołnierz i podniósł z ziemi.

– ‘Arry! – Już po raz drugi w tym tygodniu Hagrid powstrzymał go od próby popełnienia morderstwa. Draco upadł na ziemię, ale po chwili się podniósł.

– To jego wina. – Harry spojrzał z wściekłością na Malfoya. Draco poprawił kołnierzyk i próbował się uspokoić.

– Nie mam pojęcia, o czym on mówi, Hagrid.

– Zamknij się Malfoy. Chcesz iść do pani Pomfrey?

– Do tej starej wiedźmy?

– Spadaj już na pociąg. – Tłum uczniów nadal na nich patrzył, kiedy Hagrid ciągnął Harry’ego do środka. Spojrzał do tyłu na Malfoya. Jego oczy były zimne i miały niebezpieczny wyraz.

Hagrid zaprowadził go do Wielkiej Sali. Była cała pusta, nie licząc Irytka latającego pod zaczarowanym sklepieniem. Duch zaśmiał się histerycznie, widząc Harry’ego.

– Ooo, nasza dupodajka!

– Zamknij się, inaczej zawołam Krwawego Barona! – Harry nie miał ochoty na utarczki z Irytkiem. Teraz miał jakiś wpływ na ducha Slytherinu, przynajmniej pośrednio. Poltergeist posłuchał i wystrzelił przez ścianę, wydobywając z siebie odgłosy namiętnego pocałunku.

Hagrid zamknął za sobą drzwi.

– Siadaj, ‘Arry. Dałbym ci kubek herbaty, ale został w chacie. – Chociaż on nadal go lubił.

Harry usiał na starym miejscu Cho. Położył pięści na stole i oparł na nich podbródek.

– Nienawidzę go.

– Malfoy to mały skurczybyk, cholibka. Ale ty o tym już wiesz. – Hagrid usiadł naprzeciwko niego. Z jednej ze swoich niezliczonych kieszeni wyciągnął ciastko wysuszone na kość i podał mu. Harry potrząsnął głową. – Muszę powiedzieć, że mnie zaskoczyłeś, z profesorem Snape’em i wszystkim – stwierdził Hagrid. – Wgapiałeś się ciągle w Cho i myślałem, że wolisz dziewczyny.

– Ja też tak myślałem.

– Wybrałeś sobie trudną drogę. I nie chodzi mi tylko o to, że obaj jesteście… – Hagrid postukał palcami o stół, a Harry spojrzał na niego zaskoczony. Olbrzym wyglądał na zawstydzonego. – Śmierciożercy będą chcieli was dopaść.

Harry przygryzł wargę.

– Zabiję ich, zanim zdążą go skrzywdzić.

– Gdybyś tylko potrafił, cholibka! Sam jeden przeciwko bandzie potworów. Severus już nie jest taki młody, jak kiedyś.

– Nie ma nawet czterdziestu lat.

– ‘Arry. – Hagrid patrzył na niego z wyrzutem. – Wiesz pewnie lepiej od innych, że jest starszy, niż na to wygląda.

Harry spojrzał w dół. Wiedział, że Severus nie był już młody. Nie chciał po prostu myśleć, jak stary jest w środku.

– Wiesz już, co będziesz robić?

– Zostaję w Hogwarcie.

– Chodzi mi o was obu. Nauczycielowi, który romansował z uczniem, nie ujdzie to na sucho.

Harry spojrzał na niego z niedowierzaniem.

– Wyrzucili go? – Co ja zrobiłem? On nie będzie tam bezpieczny. Mogą go znaleźć. Mogą go zabić.

Hagrid potrząsnął swoją wielką głową.

– Nie chodziło mi o to. Zarząd szkoły jeszcze o niczym nie zadecydował. Dumbledore też macza palce w decyzji. Przecież nie jest łatwo znaleźć tak dobrego i lojalnego mistrza eliksirów jak Snape.

Harry wreszcie mógł normalnie oddychać. Jego serce nadal biło z zawrotną prędkością, ale już nie sprawiało bólu.

– Więc o co ci chodzi?

Oczy Hagrida wydawały się przez chwilę nieobecne.

– Mówię o tym, czy pójdziesz z nim, jeśli go wyleją?

– Jeśli mi na to pozwoli.

– Dlaczego miałby nie pozwolić?

Harry potrząsnął lekko głową i spojrzał na swoje dłonie.

– Nie wiem. Może myśleć, że coś mi się stanie…

– Kochasz go?

Harry zmarszczył brwi.

– Co to za pytanie?

– Całkiem proste. Kochasz profesora Snape’a?

Harry przygryzł wargę i powoli pokiwał głową.

– Nie mów mu o tym.

Hagrid przewrócił oczami.

– Chyba nigdy nie będziecie się normalnie komunikować.

– Co to ma znaczyć?

– Słyszałem, jak się obrażaliście nawzajem, kiedy Dumbledore go tu sprowadził i chyba nigdy nie słyszałem tyle dobrych uczuć naraz.

Harry chciał coś powiedzieć, ale drzwi od Wielkiej Sali ponownie się otworzyły i weszła przez nie professor McGonagall.

– Zastanawiałam się, gdzie jesteś, Hagridzie. Musimy już iść.

– Sekundka, pani psor.

Pokiwała głową i zamknęła drzwi. Hagrid spojrzał na niego z troską.

– Dasz sobie radę?

Harry wzruszył ramionami.

– Pójdę chyba do skrzydła szpitalnego. Sev źle sypia, kiedy jest sam.

Hagrid spłonął czerwienią.

– Zobaczymy się później, ‘Arry. – Olbrzym wyszedł z Wielkiej Sali i w pomieszczeniu zapadła cisza. Harry mógł teraz myśleć tylko o Ronie.



***





Severus spojrzał na szachownicę leżącą na łóżku. Jedną rękę zatrzymał nad pionkami, a drugą drapał się po podbródku. Jego oczy nadal były zakrwawione, ale większość siniaków już zbladła. Jego gęste włosy sięgały już za ramiona.

– No dalej, Sev. Miałeś już swoje pięc minut.

– Nie oczekuję, że ujrzysz piękno strategii, Harry. Musisz posiadać elegancję, żeby wystawić całą swoją obronę, zaryzykować i… – Przesunął delikatnie swojego gońca. – … wygrać. – Goniec chwycił pionek Harry’ego i połamał go kolanem. – To chyba szach.

– Cudownie. Obiecuję ci, Snape, że na boisku do Quidditcha skopię ci ten twój kościsty tyłek.

Severus uniósł brwi.

– Nie skopiesz mi tyłka razem ze swoimi gryfońskimi durniami. – To nie w jego stylu. Przecież wie, że nie ma szans. Harry uśmiechnął się wrednie i ruszył swoją królową tak, że Sev schował twarz w dłoniach i jęknął. Figury Harry’ego zrobiły to samo.

– Zamknijcie się. – Obrzucił je spojrzeniem. – I tak byście nie wygrały. – Jego ostatni koń podniósł miecz i przeklął. Severus wykorzystał okazję i zbił jego białego króla.

– Chcesz zagrać jeszcze raz? – Jego uśmieszek był denerwujący. Powodował, że brzuch Harry’ego napełniał się trzepoczącymi motylami.

– Nie! Wygrałeś ze mną już trzeci raz w tym dniu. – Tylko Ronowi udało się to wcześniej zrobić. Zrobiło mu się niedobrze. Harry pozbierał w ciszy swoje figury i wrzucił je do pudełka.

– Jeśli moje umiejętności szachowe doprowadzają cię do depresji, zawsze mogę wygrać z tobą w karty.

Harry powiedział Severusowi o Ronie już kilka dni wcześniej. Nie wiadomo, z jakiego powodu nabrał przez to ochoty na szachy. Potrząsnął głową.

– Nie chcę teraz w nic grać.

– Musisz iść spać.

– Nie jestem zmęczony.

– Siedzisz tu przez całą noc i wiem, że nie odsypiasz tego w dzień.

– Nie jestem zmęczony!

– Więc idź i posprzątaj mój gabinet. To cię zmęczy.

Harry pocałował go w szyję. Upuścił szachownicę na podłogę i położył się obok niego. Sev wykrzywił się z bólu, więc chłopak podniósł się nieznacznie. Nigdy nie wiadomo było, kiedy żebra Severusa dadzą o sobie znów znać. Te ramiona oplotły go w pasie i przyciągnęły do siebie. Odkąd Sev wrócił, trzymał go trochę mocniej, bliżej, tak, jakby bał się, że chłopak zaraz zniknie. Harry położył głowę w zagłębieniu jego szyi, wtulając się w chłodne, grube włosy. Zasnął, słuchając równego oddechu Severusa.



Harry otworzył oczy i zobaczył, jak Sev przygląda mu się z zastanowieniem. Nigdy wcześniej nie widział takiego wyrazu na jego twarzy. Jego umysł był raczej cyniczny i chłodno kalkulujący. Przytulił się mocniej do ciepłego ciała leżącego pod kołdrą.

– Dzień dobry. – Zegar przy łóżku wskazywał trzecią.

Severus pogładził go po twarzy. Jego palce były chłodne.

– Jak ty to robisz? – wyszeptał.

– Co robię?

– Wyglądasz tak spokojnie, kiedy śpisz. – To zastanowienie na jego twarzy zostało zastąpione przez smutek.

– Tak już po prostu jest, Sev. – Usiadł, żeby pocałować te cienkie, blade usta. Jedną ręką pogładził jego klatkę piersiową. Była taka szczupła. Takie wątłe ciało, a tak zdewastowany umysł.

Sev oddał pocałunek w swój ciepły, powolny sposób. Była w nim swego rodzaju cześć, ale nie dla Chłopca, Który Przeżył. Była to raczej słodko – gorzka fascynacja snem, który nie jest zakłócany przez krzyki. Cześć dla kogoś, kto zastanawiał go nawet we śnie. Usta przesunęły się z jego warg na szyję. Harry jęczał cicho, kiedy Severus całował każdy kawałek jego ciała, zostawiając na nim mokre ślady. Harry pogładził go po włosach. Spojrzał w dół i zobaczył duże, czyste oczy. Prawie uwierzył, że one też miały kiedyś siedemnaście lat.








Wyszukiwarka

Podobne podstrony:
Civil War [Seria] część VI Wściekły pies [M]
Civil War [Seria] część I Wyruszając na wojnę [M]
Civil War [Seria] część II Broniąc twierdzy [Z]
Civil War [Seria] część V Inny punkt widzenia [M]
Civil War [Seria] część III Trzymaj się mojego serca [M]
Seria Civil War [Z]
CZĘŚĆ IV - Kopia, medycyna zabrze SUM lekarski, ginekologia opracowanie bazy pytań od dr. Bodzka
Swoi, materiały- polonistyka, część IV
Hymn do Nirwany Tetmajera, materiały- polonistyka, część IV
Lalka, materiały- polonistyka, część IV
Odnawialne źródła energii część IV
Część IV SIWZ Szczegółowy opis przedmiotu zamówienia 12 (2) ulice
American Civil War
Causes of the American Civil War
The History of the USA 9 Civil War and Reconstruction (units and)
The American Civil War and the Events that led to its End
Biologia część IV, Ewolucja roślin
Biologia część IV, Ewolucja układu wydalniczego u zwierząt
Biologia część IV, Kod genetyczny i jego cechy

więcej podobnych podstron