1


http://wiadomosci.gazeta.pl/wiadomosci/1,114871,14350663,Masazer_za_4_tys__Zl__Poduszka_za_1_5_tys__A_mialy.html#Cuk



Masażer za 4 tys. zł. Poduszka za 1,5 tys. A miały być darmowe badania. Tak naciągają na "fundację Religi" [LIST]

- Zadzwoniła do mnie jakaś pani i zaprosiła na darmowe badanie. Miały potrwać kilkanaście minut, a wyniki miały być tego samego dnia - pisze nam jeden z naszych czytelników, pan Zbigniew. - Badanie faktycznie było. A potem prowadzący bardzo gładko przeszedł od opowiadania o chorobach kręgosłupa do zachwalania urządzeń masujących. Za 4 tysiące złotych - opowiada.

Po serii tekstów o metodach sprzedaży bezpośredniej, "zestawach garnków" i "kołdrach z lamy", dostaliśmy od Was wiele listów, w których opisujecie kolejne sposoby na sprzedanie kołdry za cztery tysiące. Okazuje się, że niektóre firmy podają się np. za "finansowane przez Unię Europejską fundacje".

Oto list od naszego czytelnika, pana Zbigniewa:

"Warto opisać przypadki nie tylko sprzedaży "cudownych" kołder czy garnków! Firmy specjalizujące się w sprzedaży bezpośredniej już wiedzą, że ludzie powoli przestają się na to nabierać. Więc, żeby namówić kogoś do przyjścia na spotkanie, firmy telemarketingowe znalazły inny sposób. Otóż: przedstawiają się jako fundacje, które robią darmowe badania refundowane przez Unię Europejską. Często dodają też w rozmowie, że fundacja współpracuje np. z Fundacją profesora Religii z Zabrza - co ma oczywiście podnieść rangę rozmowy.

Wiadomo, że Religa to słynny kardiolog, a więc starsza pani czy pan od razu pomyśli, że musi tu faktycznie chodzić o jakąś ważną fundację prozdrowotną. Fundacja z Zabrza otrzymuje wiele takich sygnałów od ludzi, którzy chcą sprawdzić, czy dana firma mianująca się fundacją faktycznie z nimi współpracuje. Tak było właśnie w moim przypadku. Niestety, sprawdziłem to post factum.

Mechanizm działania jest prosty: któregoś dnia zadzwoniła do mnie jakaś pani. Przedstawiła się i powiedziała, że dzwoni z fundacji. Zaprosiła mnie na darmowe badania związane z osteoporozą. Poinformowała, że są to badania całkowicie bezpłatne, bo refunduje je Unia Europejska. Powiedziała także, że badanie potrwa zaledwie kwadrans, a wyniki otrzymam tego samego dnia. Kiedy zapytałem, kto robi te badania, pani odparła, że wyszkoleni " konsultanci medyczni".

Badania? Zupełnie niewiarygodne. To typowe spotkanie sprzedażowe

Otrzymałem również informację, że ze względu na duży okres zachorowań (był to koniec zimy) badania odbędą się w miejscowym domu kultury. W dniu spotkania jeszcze rano ponownie otrzymałem telefon z firmy (fundacji?!) i już inna pani dzwoniła, żeby potwierdzić, czy na pewno przyjdę na badania. Potwierdziłem. Przyszedłem na "badania" kwadrans wcześniej. Zebrał się już spory tłum ludzi. Młode osoby, raczej niewyglądające na konsultantów medycznych, kazały nam stawać na jakimś urządzeniu komputerowym goła stopą. Swoją drogą nie widziałem potem, aby przede mną lub po mnie urządzenie było dezynfekowane. Po badaniu proszono, abyśmy usiedli na przygotowanych w sali krzesłach w oczekiwaniu na wyniki. No i się zaczęło... a konkretnie zaczęła się "niby" prelekcja na temat tego, jak dbać o zdrowie.

Pan prowadzący bardzo gładko przeszedł od opowiadania o chorobach kręgosłupa do zachwalania urządzeń masujących. Wskazywał ludzi na sali, którzy mieli na fotele masujące siadać i poczuć natychmiastową - jego zdaniem - ulgę i mniejszy ból schorowanego kręgosłupa. A potem to już było typowe spotkanie sprzedażowe - namawianie na kupno masażerów, kuszenie dobrymi cenami, znakomitym sprzętem, wieloletnimi gwarancjami itd.

Kredycik w 5 minut i mamy swój cudowny masażer

Ceny (przy kupowaniu w komplecie była niższa): poduszka plus mata masująca coś koło czterech tysięcy złotych, sama poduszka, tyle że większa, około półtora tysiąca złotych. Oczywiście, kto nie miał gotówki, żaden problem. "Konsultanci" mieli przy sobie umowy bankowe - kredycik w 5 minut i mamy swój "cudowny" masażer. Znajoma kupiła poduszkę, taką na masaż szyi. "Konsultant" jeszcze na sali pokazał jej, jak masażera używać, i zdjął blokadę. Już w domu jednak znajoma przemyślała sprawę i towar chciała zwrócić - ustawowo ma na to dziesięć dni.

Kiedy zadzwoniła do firmy "fundacji" z informacją, że jednak rezygnuje i chce towar zwrócić, okazało się, że używanego (czyli pozbawionego blokady) masażera nie można oddać. Na nic zdały się tłumaczenia, że blokadę zdjął pan "konsultant". I tak znajoma została z masażerem za prawie półtora tysiąca, który leży teraz w szafie, bo, jak się potem okazało, lekarz przy jej schorzeniach zabronił go używać.

PS: Wyniki tego "badania" na osteoporozę rzeczywiście, tak jak obiecywali, dostałem tego samego dnia na jakimś skserowanym kawałku papieru. Gdy zobaczyła je moja lekarka rodzinna, skwitowała to jednym zdaniem: kompletnie niewiarygodne!

Zbyszek z Krakowa

Spotkała was podobna historia? Myśleliście, że idziecie na kabaret, a trafiliście na prezentacje garnków? Ktoś oferował wam inny "cudowny" towar? Czekam na wasze historie. Piszcie na adres kosma.zatorski@agora.pl