Masażer za 4 tys. zł. Poduszka za 1,5 tys. A miały być darmowe badania. Tak naciągają na "fundację Religi" [LIST]
- Zadzwoniła do mnie jakaś pani i zaprosiła na darmowe badanie. Miały potrwać kilkanaście minut, a wyniki miały być tego samego dnia - pisze nam jeden z naszych czytelników, pan Zbigniew. - Badanie faktycznie było. A potem prowadzący bardzo gładko przeszedł od opowiadania o chorobach kręgosłupa do zachwalania urządzeń masujących. Za 4 tysiące złotych - opowiada.
Po
serii tekstów
o metodach sprzedaży bezpośredniej, "zestawach garnków"
i "kołdrach z lamy", dostaliśmy od Was wiele listów, w
których opisujecie kolejne sposoby na sprzedanie kołdry za cztery
tysiące. Okazuje się, że niektóre firmy podają się np. za
"finansowane przez Unię Europejską fundacje".
Oto
list od naszego czytelnika, pana Zbigniewa:
"Warto
opisać przypadki nie tylko sprzedaży "cudownych" kołder
czy garnków! Firmy specjalizujące się w sprzedaży bezpośredniej
już wiedzą, że ludzie powoli przestają się na to nabierać.
Więc, żeby namówić kogoś do przyjścia na spotkanie, firmy
telemarketingowe znalazły inny sposób. Otóż: przedstawiają się
jako fundacje, które robią darmowe badania refundowane przez Unię
Europejską. Często dodają też w rozmowie, że fundacja
współpracuje np. z Fundacją profesora Religii z Zabrza - co ma
oczywiście podnieść rangę rozmowy.
Wiadomo,
że Religa to słynny kardiolog, a więc starsza pani czy pan od razu
pomyśli, że musi tu faktycznie chodzić o jakąś ważną fundację
prozdrowotną. Fundacja z Zabrza otrzymuje wiele takich sygnałów od
ludzi, którzy chcą sprawdzić, czy dana firma mianująca się
fundacją faktycznie z nimi współpracuje. Tak było właśnie w
moim przypadku. Niestety, sprawdziłem to post factum.
Mechanizm
działania jest prosty: któregoś dnia zadzwoniła do mnie jakaś
pani. Przedstawiła się i powiedziała, że dzwoni z fundacji.
Zaprosiła mnie na darmowe badania związane z osteoporozą.
Poinformowała, że są to badania całkowicie bezpłatne, bo
refunduje je Unia Europejska. Powiedziała także, że badanie potrwa
zaledwie kwadrans, a wyniki otrzymam tego samego dnia. Kiedy
zapytałem, kto robi te badania, pani odparła, że wyszkoleni "
konsultanci medyczni".
Badania?
Zupełnie niewiarygodne. To typowe spotkanie sprzedażowe
Otrzymałem
również informację, że ze względu na duży okres zachorowań
(był to koniec zimy) badania odbędą się w miejscowym domu
kultury. W dniu spotkania jeszcze rano ponownie otrzymałem telefon z
firmy (fundacji?!) i już inna pani dzwoniła, żeby potwierdzić,
czy na pewno przyjdę na badania. Potwierdziłem. Przyszedłem na
"badania" kwadrans wcześniej. Zebrał się już spory tłum
ludzi. Młode osoby, raczej niewyglądające na konsultantów
medycznych, kazały nam stawać na jakimś urządzeniu komputerowym
goła stopą. Swoją drogą nie widziałem potem, aby przede mną lub
po mnie urządzenie było dezynfekowane. Po badaniu proszono, abyśmy
usiedli na przygotowanych w sali krzesłach w oczekiwaniu na wyniki.
No i się zaczęło... a konkretnie zaczęła się "niby"
prelekcja na temat tego, jak dbać o zdrowie.
Pan
prowadzący bardzo gładko przeszedł od opowiadania o chorobach
kręgosłupa do zachwalania urządzeń masujących. Wskazywał ludzi
na sali, którzy mieli na fotele masujące siadać i poczuć
natychmiastową - jego zdaniem - ulgę i mniejszy ból schorowanego
kręgosłupa. A potem to już było typowe spotkanie sprzedażowe -
namawianie na kupno masażerów, kuszenie dobrymi cenami, znakomitym
sprzętem, wieloletnimi gwarancjami itd.
Kredycik
w 5 minut i mamy swój cudowny masażer
Ceny
(przy kupowaniu w komplecie była niższa): poduszka plus mata
masująca coś koło czterech tysięcy złotych, sama poduszka, tyle
że większa, około półtora tysiąca złotych. Oczywiście, kto
nie miał gotówki, żaden problem. "Konsultanci" mieli
przy sobie umowy bankowe - kredycik w 5 minut i mamy swój "cudowny"
masażer. Znajoma kupiła poduszkę, taką na masaż szyi.
"Konsultant" jeszcze na sali pokazał jej, jak masażera
używać, i zdjął blokadę. Już w domu jednak znajoma przemyślała
sprawę i towar chciała zwrócić - ustawowo ma na to dziesięć
dni.
Kiedy zadzwoniła do firmy "fundacji" z
informacją, że jednak rezygnuje i chce towar zwrócić, okazało
się, że używanego (czyli pozbawionego blokady) masażera nie można
oddać. Na nic zdały się tłumaczenia, że blokadę zdjął pan
"konsultant". I tak znajoma została z masażerem za prawie
półtora tysiąca, który leży teraz w szafie, bo, jak się potem
okazało, lekarz przy jej schorzeniach zabronił go używać.
PS:
Wyniki tego "badania" na osteoporozę rzeczywiście, tak
jak obiecywali, dostałem tego samego dnia na jakimś skserowanym
kawałku papieru. Gdy zobaczyła je moja lekarka rodzinna, skwitowała
to jednym zdaniem: kompletnie niewiarygodne!
Zbyszek
z Krakowa
Spotkała
was podobna historia? Myśleliście, że idziecie na kabaret, a
trafiliście na prezentacje garnków? Ktoś oferował wam inny
"cudowny" towar? Czekam na wasze historie. Piszcie na adres
kosma.zatorski@agora.pl