Tusk schował tezy do szuflady
Nasz Dziennik, 2011-02-03
7
kwietnia 2010 roku, podczas wizyty w Katyniu, premier Donald Tusk
miał podnieść w rozmowach z Rosjanami kwestie dotyczące Polaków
mieszkających w Rosji. Ale pięć tez, które przygotował dla niego
Wydział Konsularny Ambasady RP w Moskwie, nigdy nie zostało
publicznie poruszonych.
Wydział
Konsularny Ambasady Rzeczypospolitej Polskiej w Moskwie przygotował
6 kwietnia 2010 roku, a więc dzień przed wizytą Donalda Tuska w
Katyniu, pięć tez dotyczących Polaków mieszkających w Federacji
Rosyjskiej, które premier miał podnieść w rozmowach z Rosjanami 7
kwietnia.
1. Oczekujemy, że strona rosyjska odpowie pozytywnie
na wielokrotnie kierowane od organizacji i środowisk polonijnych
prośby o uznanie Narodu Polskiego za naród represjonowany.
2.
Zwracamy się z prośbą do lokalnych administracji o przyznanie
pomieszczeń dla organizacji polonijnych. Pomimo pozytywnej
współpracy administracji lokalnych z wieloma spośród
73-organizacji polonijnych działających w Federacji Rosyjskiej
(m.in. Briańsk, Jarosław, Krasnodar, Pietropawłowsk Kamczacki,
Ufa, Władykaukaz) samodzielną siedzibę posiada zaledwie kilka z
nich. Szczególnie istotne jest to w takim ośrodku jak Smoleńsk, do
którego przybywają znaczne grupy turystów z Polski.
3. Zwrot
budynku kościoła katolickiego w Smoleńsku (budynek wybudowano pod
koniec XIX wieku dzięki staraniom Polonii i z jej składek). Obecnie
w budynku mieści się archiwum miejskie.
4. W związku z coraz
większymi ułatwieniami wizowymi pomiędzy Unią Europejską a
Federacją Rosyjską oczekujemy na aktywne włączenie Polonii w
proces współpracy pomiędzy Federacją Rosyjską a Rzecząpospolitą
Polską. Na przykład proponujemy każdorazowe włączenie
przedstawiciela Polonii do nawiązywania współpracy pomiędzy
miastami, uczelniami, szkołami.
5. Proponujemy rozważenie
organizowania zarówno w Polsce, jak i w Rosji wspólnych,
polsko-rosyjskich obozów młodzieżowych.
Deklaracje
sobie, rzeczywistość sobie
Premier
nie podniósł jednak nigdy tych tez publicznie. Ani w rozmowie z
premierem Federacji Rosyjskiej Władimirem Putinem, ani na
posiedzeniu polsko-rosyjskiej Komisji do Spraw Trudnych. - Na
posiedzeniu komisji sprawa ta nie była w żaden sposób podejmowana.
Gdyby była ona przedmiotem rozmowy z Putinem, to myślę, że MSZ by
się tym pochwaliło - mówi Antoni Macierewicz, członek sejmowej
Komisji Łączności z Polakami za Granicą. "Nasz Dziennik"
zwrócił się do MSZ z prośbą o odpowiedź, czy premier Tusk
podniósł w kwietniu w Rosji sprawy mieszkających w tym kraju
Polaków. - Ministerstwo Spraw Zagranicznych w ramach swych
kompetencji zwyczajowo przygotowuje dla przedstawicieli władz RP
rozmaite merytoryczne materiały dotyczące problematyki danego
kraju, notki informacyjne, materiały tezowe etc., do wykorzystania
podczas wizyt za granicą, ponieważ jednak rozmowy w dniu 7 kwietnia
ub.r. miały miejsce na szczeblu premierów RP i FR, proponujemy
zatem skierować to pytanie do źródła, do Kancelarii Prezesa Rady
Ministrów - odpowiedziało nam biuro prasowe MSZ. Zwróciliśmy się
więc pisemnie do rzecznika rządu Pawła Grasia z tym samym
pytaniem. Bez odpowiedzi.
- Kwestia uznania Polaków za naród
represjonowany to absolutnie kluczowa sprawa. Zmienia bowiem
zasadniczo status nie tylko społeczności polskiej, ale każdego
Polaka w Rosji. Mogą oni wtedy domagać się specjalnych rent,
emerytur. Polacy są jedynym Narodem spośród tych represjonowanych,
który nie został uznany za represjonowany - wyjaśnia
Macierewicz.
Czujemy
się wykorzystywani
Rościsława
Tymań, prezes Domu Polskiego w Smoleńsku, zaznacza, że premier
Tusk nie podniósł tez na spotkaniu z Polakami w kwietniu ubiegłego
roku. Było ono bardzo krótkie. - Bardzo bym się cieszyła, gdyby
coś w tym kierunku robiono, ale na razie za mało jest pomocy ze
strony rządu polskiego. Polonii smoleńskiej poświęca się za mało
uwagi, w dalszym ciągu nie mamy własnego pomieszczenia. Jesteśmy
tylko potrzebni do organizowania noclegów i spotkań w czasie
rocznicowych uroczystości katyńskich - żali się pani Rościsława.
Zwraca uwagę na fakt, że ktoś na wyższym szczeblu mógłby
pomyśleć o tym, iż przydałyby się jakieś pomieszczenia dla
Polaków przyjeżdżających z kraju. - Nieraz dzwonią do mnie i
pytają, czy mogłabym zorganizować jakieś spotkanie. Mówię, że
z chęcią, ale gdzie, przecież muszę wynająć lokal, żeby się z
nimi spotkać. Taka sytuacja jest nie tylko w Smoleńsku, ale w
różnych miejscowościach w Rosji, bo nie mamy swoich lokali - mówi
ze smutkiem Rościsława Tymań. Jak zaznacza, potrzeby Polaków na
Wschodzie są ogromne, trudno nawet określić, które z nich
najpilniejsze. Oprócz braku pomieszczeń na działalność polonijną
i szkoły brakuje m.in. materiałów szkolnych, podręczników i
książek do bibliotek. - W Smoleńsku mamy szkołę polską, trzy
stowarzyszenia, bibliotekę. Jakieś książki mamy, ale zawsze
dochodzą nowe dzieci i ciągle ich brakuje - dodaje. Powód? Ciągły
brak pieniędzy. Szkoła polska - jak mówi prezes Domu Polskiego -
istnieje tylko i wyłącznie dzięki zaprzyjaźnionym z polską
placówką ludziom. Ale i oni, bez instytucjonalnego wsparcia,
niewiele mogą. - Szkoła polska istnieje, ale dzieci uczą się
dzięki różnym naszym przyjaciołom, którzy przyjmują nas na
lekcje w domu kultury czy na uniwersytecie. Ale teraz wszystko się
kończy, bo wszystko rozbija się o pieniądze. Na razie nie mamy
żadnych dotacji z Polski na wynajem własnych sal, musimy sami dawać
sobie radę - stwierdza. Pani Rościsławie nic także nie wiadomo o
konkretnych działaniach mających na celu zwrot Polakom kościoła w
Smoleńsku, w którym obecnie mieści się archiwum miejskie. Jak
twierdzi, ta sprawa od wielu lat opisywana była w różnych pismach
i nic poza tym się nie zmieniło.
Piotr Czartoryski-Sziler