Telewizja publiczna emituje produkcje dwóch firm, w których udziały miał Jan Dworak, obecny przewodniczący Krajowej Rady Radiofonii i Telewizji. Naraża go to na zarzut, że prowadzi działalność lobbystyczną
Cenzor wolności słowa
Był
działaczem "opozycji demokratycznej", wpływowym
producentem medialnym szermującym hasłem "odpolitycznienia"
mediów publicznych. Dziś grozi Radiu Maryja i dziennikarzom
ośmielającym się krytykować rząd Donalda Tuska. Czy nowy prezes
Krajowej Rady Radiofonii i Telewizji na zamówienie medialnej
koalicji PO - SLD posłusznie wypełnia plan wyciszenia wszelkiej
krytyki władzy przed przyszłorocznymi wyborami
parlamentarnymi?
"Domagamy
się niezwłocznego wybrania nowego jej [Krajowej Rady Radiofonii i
Telewizji - red.] składu realizującego obietnice WSZYSTKICH partii
o odpolitycznieniu mediów. (...) Publiczne media są wspólnym
dobrem wszystkich obywateli" - pod takim apelem w 2009 r.
podpisał się obecny prezes KRRiT Jan Dworak w reakcji na projekt
ustawy medialnej opracowanej przez Platformę Obywatelską. Po
objęciu urzędu wykonał gwałtowną woltę i teraz atakuje media
ośmielające się krytykować działania rządzącej koalicji. Wielu
znawców rynku medialnego uważa, że w ten sposób prezes KRRiT
zrzuca maskę, za którą kryje się cenzor działający na
zamówienie nowych dysponentów mediów publicznych.
Skok
na media
Oficjalnie
przewodniczący KRRiT oraz politycy Platformy Obywatelskiej
zapewniają, że nowi członkowie rad nadzorczych publicznego radia i
telewizji zostaną wkrótce wyłonieni w przejrzystych
konkursach.
Jednak eksperci nie wierzą, że politycy PO i SLD
oprą się pokusie obsadzenia swoimi ludźmi około 500 intratnych
stanowisk w radach nadzorczych i zarządach mediów publicznych, i to
na kilka miesięcy przed wyborami parlamentarnymi. Argumenty koalicji
rządzącej nie są przekonywujące. Problem polega na tym, że po
pierwsze, to KRRiT ma zatwierdzać skład nowych rad nadzorczych
publicznego radia i telewizji, a po drugie, będzie mogła je odwołać
praktycznie pod byle pretekstem. A to oznacza, że kontrolę nad
mediami publicznymi będą sprawować PO i SLD (po dwóch członków),
przy poparciu PSL (jedno miejsce), których przedstawiciele zasiadają
w Krajowej Radzie.
- Nowelizacja ustawy medialnej wprowadziła
przepisy umożliwiające bezpośrednie wpływanie przez polityków, w
tym KRRiT, na zarządy mediów publicznych. Obecnie bowiem to Rada
będzie powoływać zarząd np. TP SA - mówi Elżbieta Kruk, była
szefowa KRRiT.
W takiej sytuacji zapewnienia szefa KRRiT o
"odpolitycznieniu" tego gremium brzmią jak farsa, którą
ma uwiarygodniać właśnie przewodniczący, uważany dotąd także
przez niektórych polityków prawicowych za w miarę niezależną
osobę. - W ostatnich 20 latach w telewizji publicznej było tylko
trzech prezesów, którym o coś chodziło, którzy chcieli coś
zmienić. Oprócz prezesa Dworaka byli to: Wiesław Walendziak i
Bronisław Wildstein - uważa Jarosław Sellin, były członek
KRRiT.
Jego zdaniem, Dworak padł ofiarą obecnej koalicji
medialnej. - Środowisko polityczne Jana Dworaka, czyli PO, pochopnie
zgodziło się na to, żeby w praktyce oddać władzę w KRRiT w ręce
lewicy, bo bez ich dwóch członków nic nie można zrobić w Radzie
(decyzje muszą być podejmowane większością dwóch trzecich
głosów). Dworak stał się zakładnikiem tej sytuacji - uważa
Sellin.
Akcja
"wybory"?
Jan
Dworak zbyt dobrze zna rynek medialny w Polsce, by nie wiedział,
jakie zadanie wyznaczyli mu politycy, a przede wszystkim jego bliski
kolega, prezydent Bronisław Komorowski, który delegował go na
członka KRRiT obok innego swojego zaufanego człowieka - Krzysztofa
Lufta. Zdaniem ekspertów, już same te nominacje wskazują, że
koalicji PO - PSL i dokooptowanemu SLD chodzi o wyrzucenie z mediów
publicznych wszystkich osób kojarzonych z PiS i obsadzenie stanowisk
swoimi ludźmi, którzy będą czuwać nad "wizerunkiem
medialnym" przed przyszłorocznymi wyborami.
- Zawiązanie
koalicji PO - SLD prowadzi do wyciszenia krytyki ze strony nadawców
krytycznych wobec tych formacji - mówi wprost redaktor Jan Maria
Jackowski. Politycy opozycji nie mają złudzeń, że celem tych
zabiegów jest chęć zapewnienia sobie kontroli nad mediami
publicznymi przed wyborami. - Myślę, że próby szybkiego
"załatwienia" mediów publicznych nie powiodą się przed
wyborami samorządowymi, ale do wyborów parlamentarnych koalicji
zapewne uda się doprowadzić do sytuacji, w której będzie mogła
ręcznie sterować telewizją publiczną - twierdzi Elżbieta
Kruk.
Wyciszanie
krytyki
-
Z pierwszych zapowiedzi prezesa Dworaka wynika, że realizuje on
dworskie zamówienie rządzącej koalicji. Świadczy o tym także
jego groźba odebrania koncesji Radiu Maryja - wskazuje posłanka
Kruk.
W sierpniu prezes KRRiT zarządził tygodniowy monitoring
programu Radia Maryja, a w ubiegłym tygodniu w wywiadzie dla "Gazety
Wyborczej" zagroził odebraniem Radiu koncesji. Te nieprzyjazne
posunięcia wobec społecznego nadawcy zastanawiają wielu znawców
sceny medialnej. - Do stosowania takich procedur kontrolnych wobec
Radia Maryja, niestosowanych wobec innych nadawców, dochodziło
wcześniej, w drugiej połowie lat 90., za czasów przewodniczącego
Bolesława Sulika, gdy kontrolę nad KRRiT przejęła lewica.
Tymczasem Rada ma obowiązek wszystkich nadawców traktować
jednakowo - zwraca uwagę Marek Jurek, były przewodniczący
KRRiT.
Eksperci od rynku mediów podkreślają też, że Krajowa
Radia Radiofonii i Telewizji ma obecnie bardzo wiele ważnych
problemów do rozwiązania. Pierwszy to prawdziwe odpolitycznienie
mediów publicznych, a nie oddawanie ich w ręce polityków. Kolejny
- poprawa sytuacji finansowej mediów, które na skutek działań
rządu zostały niemal odcięte od wpływów z abonamentu. Wreszcie
zaniedbana od lat sprawa cyfryzacji mediów elektronicznych.
-
Nie rozumiem, dlaczego nie przeprowadza się w Polsce cyfryzacji
telewizji. Jesteśmy jedynym państwem europejskim, które tego
procesu nie prowadzi. Zajmowanie się w tej sytuacji "problemem
Radia Maryja", którego w ogóle nie widzę, czy wypowiedziami
konkretnych dziennikarzy, jak np. Tomasza Sakiewicza, o którym mówił
przewodniczący Dworak, świadczą o tym, że nie interesują go
problemy rynku medialnego, tylko "problem" wolnego słowa w
Polsce - mówi wprost Elżbieta Kruk.
W ogniu krytyki nowego
przewodniczącego znalazł się także Wojciech Reszczyński. Powód?
W jego autorskim programie w radiowej Trójce zaproszeni goście
krytykowali działania PO. W związku z powstałym zamieszaniem nie
chce wypowiadać się na ten temat.
Zachowanie Dworaka wywołuje
zdziwienie ekspertów. - Widzę pewną nierównomierność w ocenach
Dworaka, gdzie jest przesada. Dopatruje się jej w niektórych
treściach pojawiających się w mediach o wrażliwości
konserwatywnej, a nie dostrzega, że np. są audycje w mediach
publicznych, w których notorycznie występują politycy lewicy -
dziwi się Jarosław Sellin.
Takie zachowanie szefa KRRiT
wskazuje, że przyjmuje on rolę nadwornego cenzora na usługach
rządzących. Byli koledzy Jana Dworaka nie mogą w to
uwierzyć.
Przecież
miał narodowe korzenie...
-
Pochodził z endeckiej rodziny - mówi Marian Piłka, który zna
Dworaka jeszcze z czasów opozycji antykomunistycznej. W latach 70.
Dworak był sekretarzem redakcji "Opinii", organu Ruchu
Obrony Praw Człowieka i Obywatela. Piłka współpracował z obecnym
szefem KRRiT w niezależnym wydawnictwie Biblioteka Historyczna i
Literacka. Jak wielu opozycjonistów, w latach 80. Dworak znalazł
azyl w Kościele - był sekretarzem redakcji pisma "Powściągliwość
i Praca", wydawanego przez Ojców Michalitów.
- Nasze
drogi polityczne rozeszły się w 1990 r. - wspomina Marian Piłka.
Rok wcześniej Dworak pełnił funkcję zastępcy sekretarza Komitetu
Organizacyjnego przy Lechu Wałęsie ds. Okrągłego Stołu.
Uczestniczył w obradach w podzespole ds. środków masowego
przekazu. W latach 1989-1991, w czasie rządów Tadeusza
Mazowieckiego i Jana Krzysztofa Bieleckiego, był wiceprezesem
Komitetu ds. Radia i Telewizji. Jego szefem był Andrzej Drawicz
(były współpracownik SB). Szybko związał się ze środowiskiem
Unii Demokratycznej, a potem Unii Wolności i Stronnictwem
Konserwatywno-Ludowym, po 2000 r. zaś - z Platformą Obywatelską.
Zasiadał w komitecie honorowym poparcia Bronisława Komorowskiego
przed wyborami prezydenckimi.
Niemal równolegle z karierą
polityczną Dworak zaczął realizować karierę producenta
telewizyjnego. Był współwłaścicielem firmy Prasa i Film (znana z
produkcji serialu "Kasia i Tomek"), a także Studia A
(m.in. program "Wieczór z Alicją" z udziałem Alicji
Resich-Modlińskiej). Był także prezesem Stowarzyszenia
Niezależnych Producentów Filmowych i Telewizyjnych, a później
członkiem prezydium zarządu Krajowej Izby Producentów
Audiowizualnych.
Konflikt
interesów?
Wiele
programów i filmów wyprodukowanych przez firmy, które zakładał
Jan Dworak, kupiła telewizja publiczna. Od 1998 do 2002 roku był
szefem Rady Programowej tej telewizji oraz jej prezesem w latach
2004-2006. Co prawda, przewodniczący KRRiT zapewnia, że przechodząc
do tej instytucji, zrezygnował z zasiadania w zarządzie spółki
Prasa i Film, której był właścicielem. Jednak jako szef KRRiT ma
wpływ na obsadę władz mediów publicznych, które zapewne będą
kupowały produkcje z firm z nim związanych. Także obecnie w TVP
emitowane są produkcje firm, w których miał udziały Jan Dworak
("Ranczo", "Weekendowy magazyn filmowy"). Czy to
jest zdrowa sytuacja?
- Fakt, że tak wysoki urzędnik państwowy
jest związany ze środowiskiem producenckim, naraża go na zarzut,
że prowadzi działalność lobbystyczną - uważa Jan Maria
Jackowski.
Niewątpliwie przewodniczący Dworak wróci do pracy
producenckiej, gdy zakończy swoją kadencję w KRRiT. Pytanie tylko,
co zostanie wtedy z mediów publicznych. Niektórzy uważają, że
paradoksalnie taka działalność m.in. Jana Dworaka tak naprawdę
może uderzyć także w samą... Platformę Obywatelską.
A
wygra i tak lewica?
Eksperci
zwracają uwagę, że wszystkie zabiegi zmierzające do przejęcia
kontroli nad mediami publicznymi mogą w konsekwencji obrócić się
przeciwko samej PO. Dlaczego? Bo już obecnie partia ta stała się
zakładnikiem SLD, bez którego nie można podjąć żadnej decyzji w
KRRiT. Tak silna rola lewicy i przyznanie jej tak dużego wpływu na
media publiczne może poprawić notowania SLD. W efekcie, nawet jeśli
PO wygra wybory parlamentarne, może być po nich równie zależna od
lewicy jak teraz w KRRiT.
W ten sposób PO "wyczyści"
przestrzeń medialną z resztek wpływów PiS, aby oddać ją, a być
może także więcej władzy, w ręce SLD. Czy wyborcy Platformy
wyciągną z tego konsekwencje...
Mariusz
Bober
www.naszdziennik.pl