Izabela Kubiś
Katarzyna Michalak: „Radiogłowy”
1. Treść (bohater, miejsce, problem)
Reportaż „Radiogłowy” to nie tylko portret jego głównego
bohatera, dziennikarza pasjonata
- Adama Tomanka. To również
obraz samego radia i ludzi w nim pracujących. Dowiadujemy się też
z niego, jak funkcjonowały rozgłośnie w okresie powojennym,
jak w czasach Gierka, a jak w latach późniejszych. „Mistrz”, bo
tak nazywany jest przez swoich młodszych kolegów Tomanek, swoją
przygodę z radiem rozpoczął 15 kwietnia 1949r. Od początku pracy
zawodowej związany jest
z lubelską rozgłośnią i do dziś
wciąż przygotowuje w niej materiały.
W
reportażu występują 4 główne postacie. Są to: autorka
materiału, Adam Tomanek, Marek (szef redakcji informacji) oraz Ania
(szefowa redakcji reportażu). To właśnie oni wypowiadają się
w
nim najczęściej i najdłużej. Akcja reportażu toczy się w
różnych miejscach. Swój początek ma
w kuchni Katarzyny
Michalak, następnie przenosi się do radia. Często też „jeździmy”
wraz z Mistrzem do miejsc, w których ma nagrać jakiś materiał.
Podczas tych wyjazdów słychać głosy innych ludzi
–
bohaterów jego materiałów. Cały reportaż opowiada o dwóch
historiach, które są ze sobą ściśle powiązane. Pierwsza to
opowieść o Tomanku, a druga to opowieść o pracy w radiu.
Jak dowiadujemy się z materiału, matka Pana Adama w 1938 roku
kupiła na raty lampowe radio Philips. Słuchał go on na tyle długo,
że zaniedbał przez to naukę. Jego matka zauważyła to
i
musiał na jakiś czas się z nim rozstać. We wrześniu 1939r.,
podczas okupacji, pierwszym zarządzeniem było rekwirowanie
radioodbiorników. Matka Tomanka wraz z kolegą schowali swoje radia,
co wtedy było bardzo dużym ryzykiem – jeśli Niemcy by je
znaleźli groziłaby im wtedy kara śmieci. Na szczęście, znajomy
był stolarzem, który robił trumny i to właśnie w nich udało mu
się ukryć radioodbiorniki. Niemcy omijali je szerokim łukiem i
dzięki temu radia udało się ocalić. Po wyzwoleniu, rodzina
Tomanka słuchała głównie radia BBC, ponieważ w ich mniemaniu,
prezentowane tam wiadomości były najprawdziwsze. Po miesiącu
wyszło zarządzenie, żeby radio na nowo odbierać, ponieważ władza
ludowa chciała, żeby słuchano tego, co nadaje radio oficjalne.
Gdy Mistrz rozpoczął pracę w radiu stał się wręcz
pracoholikiem. Wstawał i wyjeżdżał na nagrania przed wschodem
słońca, a wychodził z radia około 23 w nocy. Zostawało mu tylko
kilka godzin na sen, a potem znów ruszał do pracy. Nie miał on
żadnej przerwy, oprócz tygodniowej lub
10-dniowej, gdy był
chory i leżał w szpitalu. Kiedy miał urlop to wyjeżdżał całą
rodziną, ale zawsze brał ze sobą radio. Nastawiał je wtedy tak,
by móc słuchać warszawskiej stacji i żeby sprawdzić czy na
antenie puścili jakiś jego materiał. Niejednokrotnie udało mu się
takie pozycje usłyszeć.
Pracuje on dalej w radiu będąc już na emeryturze, jednak teraz większość doby umyka mu, odwrotnie niż to było przed nią, na sen. Przez 39 lat prowadził przede wszystkim redakcję sportową, ale był też kierownikiem redakcji informacji. To właśnie te krótkie formy wykształciły się i przeważyły. To one zostały na pierwszym miejscu.
Dwa razy w miesiącu Tomanek wyrusza w trasę, zawsze z tym samym kierowcą – Mariuszem. Do dnia dzisiejszego nagrywa on swoje materiały w terenie na magnetofon kasetowy, który ma już grubo ponad 20 lat. Dźwięk z takiej kasety jest „zaszumiony”, ale Artur – technik, obrabia go na tyle, aby w Warszawie nie pomyśleli, że w Lublinie nadal nagrywa się coś na kasetę. Nieświadomość Tomanka w kwestii technicznych możliwości, zupełnie mu nie przeszkadza. Jest dumny z tego, że może Mistrzowi pomóc.
Przydomek „Mistrz”
wiązał się z tym, że Pan Adam potrafił bardzo szybko i
precyzyjnie montować oraz ze sposobu nagrywania przez niego dźwięków
(robił coś z niczego, wyjeżdżał
w miejsca, do których
naście lat temu ciężko było dotrzeć i przywoził bardzo dużą
ilość materiałów). Był rozpoznawalny, miał wysoki głos,
przedwojenną dykcję i radosny styl znany z filmów, czyli trochę
staroświecki. Był optymistyczny, charakterystyczny i niezależny.
Nie zapisywał się do żadnych organizacji, związków. I choć nie
można było być niezależnym w mediach, które w czasie PRL’u
były zależne, to przynajmniej w takim zakresie Tomanek próbował
być autonomiczny. Miał on swoje ulubione tematy, głównie
ciekawostki, informacje rolnicze czy te związane z Lubelszczyzną.
Bardzo lubił informacje pozytywne. Przez to właśnie dobrze się
wpisywał w obraz propagandy sukcesu, gdzie mógł opisywać rozwój
polskiej gospodarki, skok cywilizacyjny czy przemysłowy. Miał on
wtedy ogromne pole do popisu. Obróciło się to jednak przeciwko
niemu. W pewnym tygodniku ukazał się artykuł „Baśniowy świat
redaktora Tomanka”. Napisał go felietonista, który chciał
skrytykować ustrój i propagandę. Materiał jakimś cudem przeszedł
przez cenzurę, a Tomanek stał się tubą propagandy. Mistrz jednak
nie ma pretensji do autora artykułu. Kierownictwo brało wtedy
materiały tylko pozytywne lub wręcz zlecało robić takie, które
nie miałyby negatywnego wydźwięku. Coraz więcej znajomych zaczęło
mu jednak mówić, że nie ma co tak wychwalać, bo „to i tamto
jest złe”. Wtedy Pan Adam zaczął tonować formę swoich
materiałów.
Mówiło się, że jak się trafi do redakcji informacji, to jak trafić na „białe Tomanki”, dlatego, że była i jest to szkoła dziennikarstwa. Wg pracowników radia, każdy z młodych dziennikarzy powinien trafiać na takiego Tomanka, który tak wiele jest ich w stanie nauczyć (montażu, nagrywania, pisania informacji). Określenie „Białe Tomanki” to żart - nawiązanie do Polaków zsyłanych na Syberię na białe niedźwiedzie. Mistrz chętnie przyjmował stażystów, lubił mieć pomocników. Oczekiwał, że będą oni produkować dużo informacji.
Jednak nawet najlepszym zdarzają się chwile słabości i zmęczenia. Tomanek słynął ze swoich 15-minutowych drzemek na dywanie. Nowe maszynistki, wchodząc do jego pokoju, często popadały w popłoch, ponieważ sądziły, że dziennikarz miał zawał. Czasami nocował w radiu zaniedbując przez to rodzinę. Jego żona miała o to żal. Wypominała mu to jednak w sposób kulturalny i grzeczny. Umierając mówiła, że ich dzieci dorastały się same, bo niewiele włożył w ich wychowanie. Do dziś zaniedbanie to odbiera on jako grzech.
W reportażu jest też mowa o samej pracy w radiu. Dziennikarze określają ją jako stresogenną, w totalnym pośpiechu. W ciągu roku przez radio przewija się kilkadziesiąt stażystów i praktykantów. Kiedy zaczynają to podchodzą frywolnie do tego, co się w nim dzieje. Na 2-3 dzień pobytu mówią, że nie sądzili, że tak się w radiu pracuje. Wchodząc w to, trzeba mieć określone tempo pracy i życia. Przemęczenie, brak snu, nieregularne posiłki – to wszystko wiąże się z dziennikarstwem. Jednak dla osób pracujących w radiu od lat, praca ta jest narkotykiem. Jest tym, co kochają.
2. Realizacja radiowa (elementy dźwiękowe., konstrukcja, efekty akustyczne)
W reportażu przewija się bardzo wiele dźwięków. Rozpoczyna się on od odgłosów z kuchni (zapalenie światła, postawienie kubka, nalanie do niego wody). Potem słyszymy dźwięk włączanego radia oraz muzykę i informacje z niego płynące. Następnie przenosimy się do radia. Słychać tu odgłosy kroków, telefonów, krótkie wypowiedzi osób tam pracujących, np. „Dzień dobry” ochroniarza, pukanie do drzwi, odgłosy pisania na maszynie. „Jeżdżąc” z bohaterem reportażu po okolicznych miejscowościach słyszmy odgłosy z samochodu, wsiadanie i wysiadanie z niego, odgłosy zrzucanego na samochód węgla (w Bogdance), szczekanie psa (w materiale o jałówce), dźwięk traktora czy ciągnika. Poszczególne tematy reportażu, wypowiedzi osób, oddzielane są od siebie za pomocą materiałów radiowych, przygotowywanych przez Tomanka lub dźwiękiem przypominającym cofanie taśmy na starej montażówce. Część wypowiedzi jest też wsparta muzyką w tle.
Ciekawym fragmentem jest przerwanie nagrywania reportażu przez mężczyznę wywołującego Panią Michalak (15:23-15:28). Podobnie jest w przypadku nagrywania przez Tomanka materiału o jałówce. Zadaje on kobiecie pytanie i w tym momencie zaczyna wiać wiatr. Zaczyna więc szukać innego miejsca. Dzięki pozostawieniu takich fragmentów w materiale, mamy świadomość tego, że nawet doświadczonym dziennikarzom zdarzają się sytuacje, w których muszę przerywać nagrywanie i zacząć od początku oraz że nie warto się zrażać i zawsze trzeba próbować dalej.
Reportaż nie ma budowy typowego klucza. Można go jednak pod niego
podciągnąć. Rano autorka słucha radia (początek materiału), a
wieczorem montuje ten materiał, który usłyszała
o świecie
(koniec materiału). Wygląda to więc tak, jakby nagranego i
zmontowanego przez nią wcześniej reportażu, słuchała w radiu np.
na drugi dzień, szykując się do pracy.
3. Ocena własna
Całość reportażu przede wszystkim świetnie ukazuje dziennikarską pracę i poświęcenie, jakie trzeba w nią włożyć. Jest niewątpliwie doskonałą lekcją dla studentów, którzy swoją przygodę z tym zawodem dopiero zaczynają. Z materiału możemy się dowiedzieć, jak wyglądało radio kiedyś, a jak wygląda dziś. Jest to porównanie, dzięki któremu można docenić żmudną pracę starszych dziennikarzy oraz dzisiejszy postęp technologiczny.
Reportaż ten przedstawił też Adama Tomanka w innym świetle, niż
zrobili to koledzy
i koleżanki z radia. Zaskoczył mnie
fragment, w którym zaczął on udawać krowę, ponieważ ta, która
była w pobliżu, nie chciała wydawać żadnych odgłosów. Nikt z
redakcji nie wspomniał, że Mistrz ma tak wspaniałe poczucie humoru
i tak wielki dystans do samego siebie.
Sądzę też, że materiał ten był równie dobrą lekcją i „otworzeniem oczu” dla samej jego autorki. Widać w nim bowiem wiele podobieństw pomiędzy nią a Tomankiem. Przede wszystkim jest to ciągłe słuchanie radia, pomimo tego, że w nim pracuje oraz, najważniejsze i niestety negatywne – zaniedbywanie przez pracę swoich bliskich. Materiał kończy się bowiem telefonem od jej męża, a po wymianie paru zdań słuchawkę przejmuje synek pytając: „Cześć mama. Kiedy przyjdziesz?”…