Święta Małgorzata Maria Alacoque, dziewica
Zobacz także: • Święty
Kalikst I, papież i męczennik |
M
ałgorzata
urodziła się 22 lipca 1647 r. w Burgundii (Francja). Kiedy
Małgorzata miała zaledwie 4 lata, złożyła ślub dozgonnej
czystości. Jej ojciec był notariuszem i sędzią. Zmarł, gdy
Małgorzata miała 8 lat. Oddano ją wtedy do kolegium klarysek w
Charolles. Ciężka choroba zmusiła ją jednak do powrotu do
domu. Oddana z kolei na wychowanie do apodyktycznego wuja i
gderliwych ciotek, wiele od nich wycierpiała. Choroba trwała
cztery długie lata. Dziecko dojrzało w niej duchowo. Nie
pociągał jej świat, czuła za to wielki głód Boga. Pragnęła
też gorąco poświęcić się służbie Bożej. Musiała jednak
pomagać w domu swoich opiekunów. Marzenie jej spełniło się
dopiero, kiedy miała 24 lata. Wstąpiła wtedy do Sióstr
Nawiedzenia (wizytek) w Paray-le-Monial. Zakon ten założył św.
Franciszek Salezy (+ 1622) i św. Joanna Chantal (+ 1641), a
przez 40 lat kierownictwo duchowe nad nim miał św. Wincenty de
Paul (+ 1660). Małgorzata otrzymała habit zakonny 25 sierpnia
1671 r. Musiała wyróżniać się wśród sióstr, skoro dwa
razy piastowała urząd asystentki przełożonej, a w latach
1685-1687 była mistrzynią nowicjuszek. |
Święta
Małgorzata Maria Alacoque
–
Oblubienica Serca Jezusowego
WIOSNA
ŻYCIA
Był rok 1647. 22 lipca
zamek Lauthecourt zabrzmiał radością. Dziedzicowi Klaudiuszowi
Alacoque, notariuszowi z Verovres i jego małżonce urodziła się
druga córeczka – piąte dziecko. Ochrzczono ją po 3 dniach,
nadając imię Małgorzaty. Kiedy miała 4 lata chrzestna matka
zabrała ją na zamek Corcheval, odległy o milę od rodzinnego domu.
Zdarzało się tam, że dziewczynkę znajdowano w kaplicy albo w
kościele, zatopioną w modlitwie przed Najświętszym Sakramentem.
Klęczała bez ruchu, bo jej powiedziano, że w tabernakulum przebywa
nieustannie i prawdziwie Boski Zbawca. W zabawie była jednak
Małgorzata tak żywa, że nieraz ganiono ją za zachowanie.
Wystarczało jednak powiedzieć: "Nie powinnaś tak robić, bo
tym brzydzi się nasz kochany Bóg", by ją powstrzymać. Małe
serduszko pałało dziwną odrazą do grzechu. "O moja jedyna
Miłości - pisała o swoim dzieciństwie Małgorzata - już od
najwcześniejszych lat pragnąłeś być władcą serca mego".
Nieustannie czuła też natchnienie do powtarzania: "Mój Boże,
poświęcam ci moją czystość, ślubuję Ci wieczyste dziewictwo".
Wierność wewnętrznym natchnieniom stała się dla niej krynicą
niewyczerpanych zdrojów błogosławieństwa Bożego.
Po
wczesnej śmierci ojca na matkę spadła troska o siedmioro dzieci.
Małgorzata znalazła się u SS. Urbanistynek w Charolles. Siostry
zauważyły niepospolitość pensjonarki i zaledwie Małgorzata
ukończyła 9 lat, dopuściły ją do Komunii św. "Pierwsza
Komunia św. - pisała później Małgorzata - rozlała tyle goryczy
na zabawy i przyjemności mojego wieku, że chociaż do nich lgnęłam,
stawały się dla mnie przykre i wprost nieznośne. Ile razy zabrałam
się z koleżankami do zabawy, tyle razy miałam wrażenie, że jakaś
tajemnicza moc gwałtem mnie od nich odrywa, że jakiś wewnętrzny
głos, który mię rwał do samotności, tak długo mi nie dawał
spokoju, aż mu uległam, by klęcząc lub pochylona ku ziemi,
zatopić się w modlitwie, aż mnie w tym stanie znajdowano, co znowu
stale było dla mnie niemałą przykrością..." Bolesna
choroba, która nawiedziła Małgorzatę po dwuletnim pobycie u
Sióstr, zmusiła ją do powrotu do domu: choć patrzyła na nie z
podziwem, postanawiając naśladować ich życie, to nie tutaj chciał
ją mieć Boski Mistrz.
Przez 4
lata lekarze leczyli ją bezskutecznie. Zrozpaczona matka zwróciła
się więc do Maryi tymi słowy: "Święta Matko Boża, jeśli
dziecko moje powróci do zdrowia, poświęcę je całkowicie Twej
służbie". Po żarliwej modlitwie zranionego serca matki,
Małgorzata odzyskała zdrowie. Tak stanęła u bram życia, w
okresie, w którym pęd ku swobodzie wiedzie w ułudne krainy
przyjemności. Szesnastoletnia panienka, otoczona dostatkami,
obdarzona zaletami umysłu i ciała, pełnymi haustami poczęła pić
z upajającego kielicha dozwolonych przyjemności. Owładnęła nią
zalotność i pragnienie podobania się. Nie przekroczyła granicy
chrześcijańskiej moralności, a jednak to, że za wiele troszczyła
się o wygląd i raz w karnawale poszła z przyjaciółką w
przebraniu na bal, przez całe życie opłakiwała, jako swoje
największe przewinienia. Jezus postanowił ją wyrwać ze świata i
jego przyjemności. Jako Jego towarzyszka – nim się stała
tłumaczem Jego wzgardzonej przez ludzi miłości – miała wstąpić
na kalwaryjską ścieżkę i zranić cierpieniem stopy.
CZAS
WALKI
Matka Małgorzaty powierzyła
prowadzenie domu krewniaczkom. Skończyły się kłopoty finansowe,
ale i swoboda matki i dzieci. W domu rządziła tyrania. Małgorzata
pożyczała czasem u sąsiadek suknię, by móc udać się do
kościoła. Jedyną pociechę znajdowała u stóp tabernakulum.
Wkrótce zakazano jej bez zezwolenia opuszczać dom, a jeśli jedna
krewna pozwoliła jej na odwiedzenie kościoła, wtedy druga ją
zatrzymywała. Wobec tak bolesnej odmowy Małgorzata zalewała się
łzami. Wyrzucano jej więc niesprawiedliwie, że to nie kościół
ją tak gorąco pociąga, ale pewnie tajemna schadzka z mężczyzną,
a wstyd, iż słowa danego nie dotrzyma, gorzkie łzy wyciska jej z
oczu. Kryła się więc w ogrodzie, skąd swobodnie spoglądała na
kościół: "Tam On dla mnie przebywa i z miłości ku mnie",
powtarzała zalewając się łzami. Całe dni spędzała w tej
kryjówce, nie jedząc i nie pijąc, chyba że wieśniacy przynieśli
jej mleka lub owoców. Pod wieczór wracała do zamku drżąc ze
strachu, jak po ciężkiej zbrodni. Spadały na nią nagany, że nie
pracuje i nie troszczy się o rodzeństwo.
Jednej
nocy objawił się jej Chrystus jako ‘Ecce homo’, mówiąc, że
dopuszcza te cierpienia, aby ją do siebie bardziej upodobnić.
Objawienia powtarzały się. Widywała Zbawiciela ociekającego krwią
lub obarczonego krzyżem. Widzenia te umacniały ją do tego stopnia,
że czasami było jej nawet przykro, że grożąca ręka wstrzymała
się przed spełnieniem pogróżek. W osobach, które
niesprawiedliwie ją traktowały, zaczęła widzieć najlepsze
przyjaciółki. Chwaliła je i szanowała. "Ale - pisze o sobie
- nie ja spełniałam to wszystko, lecz Mistrz mój Boski, który
mnie do tego skłaniał, i który nie pozwolił, aby skarga wypełzła
na moje wargi, albo by jakieś drgnienie niechęci przemknęło się
po moim obliczu, albo bym szukała współczucia i pociechy. On to
nakazał mi mówić, że one słusznie ze mną postępują, podczas
gdy ja przez moje grzechy na więcej jeszcze zasłużyłam
przykrości".
W tych czasach
prób, cierpień i walki powtarzała nieustannie: "Panie, gdybyś
Ty tego wszystkiego nie dopuszczał, to by się ono dziać nie mogło;
dziękuję Ci, że to na mnie zsyłasz, bo w ten sposób upodobniam
się do Ciebie".
Przez
szereg lat wyłącznym przewodnikiem na drodze modlitwy i rozmyślania
był dla niej Jezus. "Od tego czasu, kiedy poczęłam samą
siebie poznawać - opowiada później - stał się On wyłącznym
panem mej woli, tak iż musiałam Mu we wszystkim ulegać, nie mogąc
nawet stawić Mu oporu. On sam ganił mnie łagodnie, ale stanowczo z
powodu błędów, choćby one były i najdrobniejsze. Od tego czasu
taki wstręt powzięłam do grzechu, iż po najmniejszym wykroczeniu
poszukiwałam samotności, by się móc głośno wypłakać".
"Uczułam w sobie silny pociąg do rozmyślania, i niemało
cierpiałam z tego powodu, iż nie mogłam się dowiedzieć, jak to
się przy tym zachować, nie miałam bowiem nikogo, kto by mnie w tym
względzie pouczył; nie wiedziałam także, na czym ono właściwie
polega, ale już sama nazwa: ‘modlitwa myślna’ miała w sobie
dla mnie coś pociągającego".
Małgorzata
prosiła Boskiego Mistrza, by On sam raczył nauczyć ją
rozmyślania. Jezus polecił jej rzucić się na ziemię i błagać
Go o przebaczenie za wszystko, czym Go obraziła, a potem całe
rozmyślanie Jemu ofiarować. I wtedy to w najwyraźniejszych
konturach zjawiał się przed jej duchem Zbawiciel w tej tajemnicy, w
jakiej Go sobie właśnie przedstawiała; zdawało się jej, jak
gdyby wszystkie władze jej duszy zagubiły się w Bogu, tak że
żadne roztargnienie nie mąciło jej wewnętrznej ciszy, a serce jej
ogarniał żar pożądania Komunii św. i cierpienia.
Kiedy
bracia zaczęli zarządzać rodzinnymi dobrami, powrócił do domu
dobrobyt. Jednak walka o powołanie zakonne stała się ostrzejsza.
Wśród zwalczających ją stanęła ukochana matka, gdy o Małgorzatę
- pochodzącą z dobrej rodziny, posiadającą miły charakter i
piękną - zaczęli się ubiegać młodzieńcy. Czy jednak nie
złożyła ślubu czystości? Czy nie czuła nieustannego pociągu do
życia w murach klasztornych? Czy ma wzgardzić łaską powołania?
Krewni naciskali: musi wyjść za mąż, zamiast zdeptać własne
szczęście. "Drogie dziecię... - mówiła matka - wybierz
sobie pobożnego męża i pozwól mi u ciebie mojego życia dokonać;
tak mi osłodzisz te ciężkie lata goryczy, które w tym domu
przeżyć musiałam". Nękała ją myśl: jeśli wstąpisz do
klasztoru, matka umrze ze smutku, a ma prawo do opieki, odpowiesz
wtedy przed Bogiem za surowość i oziębłość wobec matki.
Równocześnie w sercu rosła skłonność do życia zakonnego, by
zostać oblubienicą Tego, który ją przed wszystkimi ukochał.
Małgorzata – niemalże
pokonana – stwierdziła wreszcie, że ślub czystości, złożony
Bogu w wieku 4 lat, nie mógł być przeszkodą w zawarciu
małżeństwa. Zaczęła się też bać, że stan zakonny domaga się
świętości, jakiej nigdy nie osiągnie. Życie w zakonie stałoby
się więc powodem potępienia. Zaczęła się stroić, by znaleźć
męża. Szukała przyjemności... ale nie mogła ich znaleźć.
Niewidzialne strzały Bożej miłości boleśnie raniły jej serce.
Jakaś siła zmuszała ją do szukania samotności, a tam czekał na
nią Jezus zazdrosny o jej miłość. Upadłszy na twarz, błagała o
przebaczenie... A potem znowu pozwoliła się unieść prądowi
otoczenia i znowu stawiła Bogu opór.
Pewnego
wieczora, kiedy Małgorzata wkładała na siebie świetne stroje,
stanął przed nią Zbawiciel zelżony, okrwawiony, ubiczowany.
Odezwał się: "Spojrzyj, czego twa próżność na mnie
dokonała. Trwonisz czas drogocenny, z którego w godzinę śmierci
złożyć będziesz musiała rachunek. Więc nie będziesz mi wierną?
Prześladujesz mnie za to, że ci tyle dałem jawnych dowodów mojej
ku tobie miłości, że cię do siebie chciałem upodobnić?"
Raniące wyrzuty wywarły na nią
wpływ głęboki. W żalu postanowiła pokutować, by upodobnić się
do Boskiego Męczennika. Opasała się powrozem poskręcanym w węzły
tak, że ledwie mogła oddychać i z trudem jadła. Tak długo na
sobie go nosiła, aż wpił się głęboko w jej ciało i z wielką
boleścią można go było usunąć. W nocy kładła się na łoże
wysłane sękami, zrywała się, by się dręczyć biczowaniem.
Upokorzenia ze strony krewnych, nie wystarczały, by zaspokoić
pragnienie cierpienia.
Walczyła
tak prawie 5 lat. Tęsknota za życiem zakonnym rosła nieustannie,
choć nieustannie trwał też opór rodziny. Kiedy budziło się w
niej pragnienie rozrywki, przed oczyma duszy wyłaniał się krwią
zbroczony Chrystus i szeptał: "Ty szukasz przyjemności? A jam
jej nigdy nie zaznał. Wszystko przecierpiałem, byle twe serce
pozyskać, a ty mi go teraz nie chcesz powierzyć (...) Wybrałem cię
na mą oblubienicę i przyrzekliśmy sobie wierność wzajemną
wtedy, kiedy to ślub dziewictwa dla mnie w ofierze złożyłaś; jam
cię nim natchnął, zanim jeszcze świat nawet najdrobniejszej
cząsteczki w tobie nie posiadł, bo chciałem twe serce uczynić
wolnym od więzów doczesnych. I aby Cię dla mnie dziewiczą
zachować, uwolniłem Twą wolę od zła wszelkiego i oddałem cię w
opiekę mej świętej Matki, aby cię według moich zamiarów
kształciła".
I tak, mając
22 lata, przybierając imię Maria, Małgorzata przystąpiła do
bierzmowania. Umocniona tym sakramentem rozpoczęła ostateczną
walkę o swe powołanie. Matka wznowiła wyrzuty, a duch ciemności
szeptał: "Ty chcesz zostać zakonnicą? Ośmieszysz się tylko,
bo przecież w zakonie stanowczo nie wytrwasz. Jakiż to wstyd
spadnie na ciebie, kiedy będziesz musiała habit zakonny odłożyć
i na świat znowu powrócić. Gdzież się wtedy ukryjesz?".
Małgorzata nie była już daleka od decyzji o zamążpójściu.
Jednak Jezus po raz ostatni sprzeciwił się temu. Kiedy pewnego dnia
przyjęła Komunię św., zjawił się przed nią jako
najpiękniejszy, najbogatszy, najpotężniejszy i najbardziej
porywający. Czynił jej wyrzuty, że ośmieliła się zapragnąć
innego. "Jeśli wyrządzisz mi tę obelgę - zagroził - wtedy
opuszczę cię na zawsze; ale jeśli dotrzymasz mi słowa, trwać
będę przy tobie i zapewnię ci triumf nad twymi wszystkimi wrogami.
Można ci wybaczyć, bo dotąd mnie jeszcze nie poznałaś, pójdź
za mną, a ja ci się objawię". Małgorzata postanowiła raczej
umrzeć niż zawrzeć małżeństwo.
NARESZCIE
WOLNA!
Kiedy rodzina pogodziła
się z decyzją Małgorzaty, postanowiono, że musi wstąpić do
Urszulanek. Jej zaś wydawało się, że jakiś głos wewnętrzny
nieustannie jej szepce: "Nie tutaj pragnę cię posiadać, ale
wśród córek Maryi". Bliskiej realizacji planów przeszkodziła
choroba matki. "Widzisz, jak twa nieobecność na matkę zgubnie
oddziałuje - wyrzucano jej - jeszcze się staniesz przyczyną jej
śmierci". Nawet kapłani temu przyświadczali. Małgorzata
zdwajała pokuty, wołając: "O mój ukochany Zbawco, jakżebym
gorąco pragnęła, żebyś mnie gorzkich swych cierpień uczynił
wspólniczką". "Dokonam tego - brzmiała odpowiedź -
jeśli ty się nie sprzeciwisz, i jeśli ze swej strony uczynisz
wszystko, co w twej będzie mocy". Małgorzata surowo umartwiała
się, biczując się aż do krwi. Niepewna, czy podoba się Boskiemu
Mistrzowi, błagała: "Panie, ześlij mi kogoś, kto by mną
pokierował, kogo bym we wszystkim słuchać musiała". "Czyż
ja ci nie wystarczam?" - brzmiało pytanie Chrystusa. "Czyż
dziecię, które jest tak ukochane jak ty, może źle postępować
pod kierunkiem ojca, który jest wszechmocny?"
Wreszcie
w roku 1670, kiedy papież Klemens X, ogłosił Rok Jubileuszowy,
przyszedł Małgorzacie z pomocą kapłan głoszący rekolekcje. W
spowiedzi otwarła przed nim serce. Jasne było, że Bóg powołał
ją do zakonnego życia. Polecił więc jej bratu, by zamiast
piętrzyć przed nią trudności, dopomógł jej wreszcie w
spełnieniu zamiaru.
Wśród
klasztorów, które jej wyliczono, wybrała Paray jako najbardziej
odległy od domu. Spodziewała się, że tam najmniej dozna
roztargnień ze strony rodziny. Wiosną r. 1671 wybrała się z
bratem Chryzostomem prosić o przyjęcie u Sióstr Nawiedzenia. Kiedy
wkroczyła do rozmównicy, usłyszała głos: "Pragnę byś
tutaj została". Mając 24 lata pożegnała się więc z
bliskimi i przyjaciółmi z radością podobną do niewolnicy, dla
której godzina wyzwolenia nareszcie wybiła. U wrót klasztoru
stanęła w sobotę 25 maja i tak stała się nowicjuszką zakonu
Nawiedzenia. Na żądanie św. Franciszka Salezego, zakon ten
posiadał w godle Serce Boże przebite, otoczone cierniową koroną i
uwieńczone krzyżem. Małgorzata Maria o tym nie wiedziała!
Wiedział jednak Ten, który ją wybrał i pokierował jej wyborem.
On przygotowywał ją na posłańca Swego Serca.
ŻYCIE
OFIARY
Nowicjat był dla niej
okresem szczęścia. Ponosiła ofiary, buntowała się miłość
własna, ale czymże to było w porównaniu z tym, czego już w swoim
życiu doznała w domu? Odczuwała radość, wiedząc, że wypełniła
wolę Bożą.
Kiedy szukała
rady, jak rozmyślać, mistrzyni powiedziała jej: "Uklęknij
przed Najświętszym Sakramentem i stań się jakby płótnem
rozpiętym przed malarzem". Małgorzata nie ośmieliła się
pytać, co to oznaczało. Za to usłyszała wyraźnie słowa: "Pójdź
tylko, a ja cię pouczę". Boski Mistrz objawił życzenie, by
dusza jej stała się płótnem, na którym On wymaluje główne rysy
swego życia. Rozniecił w jej sercu taki żar miłości i pragnienie
cierpienia, iż jedynym dążeniem jej było cierpieć z miłości ku
Niemu.
25 sierpnia r. 1671 odbyły
się obłóczyny. "Był to dzień moich zaręczyn - pisała -
który nową władzę nade mną oddał memu Oblubieńcowi, a mnie
nałożył zobowiązanie, bym Go wyłącznie i jeszcze goręcej
umiłowała. On natomiast, jako Oblubieniec najczulszy, złożył mi
to przyrzeczenie, że mi z początku da zakosztować wszelkiej
słodyczy, jaka się w miłości ukrywa".
Małgorzata
wskutek wewnętrznego szczęścia wpadała w zachwyt i nie zdawała
sobie sprawy z tego, co czyniła. Martwiło ją, że coś może
zdradzić stan jej duszy. Przełożone, widząc w jej nieprzepartej
skłonności do modlitwy przeszkodę w spełnianiu reguł, obawiały
się, że może ją to sprowadzić na manowce. "Siostro -
powiedziano jej - duch naszego zakonu nie znosi wszystkiego, co
wygląda na niezwykłe w modlitwie i ćwiczeniach pokutnych; dlatego
o ile się nie odmienisz, nie możesz być dopuszczoną do ślubów."
W czasie przeznaczonym na modlitwę zlecano jej więc zamiatanie
korytarzy. Kiedy prosiła o odprawienie opuszczonej modlitwy,
odmawiano. A jednak – mimo rozpraszających czynności – żyła w
Bożej obecności. Daleka od unikania cierpienia, prosiła mistrzynię
o umartwienia. Najczęściej otrzymywała upokarzającą odmowę albo
polecenie wykonania czegoś, do czego czuła wstręt. Mówiła:
"Panie, musisz mi teraz dopomóc, bo czyż nie Ty dałeś mi
takie zlecenia?" "Uznaj tylko – odpowiadał życzliwie
Jezus – że beze mnie niczego nie zdołasz, a ja cię nie opuszczę,
jeśli tylko swą niemoc i słabość o moją oprzesz potęgę".
Przełożone nabrały jednak
przekonania, że Małgorzata nie nadaje się do zachowania prostej i
wspólnej reguły św. Franciszka Salezego i nadal nie chciały jej
dopuścić do ślubów. Małgorzata nigdy nie przebyła cięższej
próby. Skarżyła się, ale tylko Temu, który całą winę ponosił
za to, On zaś dodał jej odwagi: "Powiedz przełożonej, że
nie potrzebuje się obawiać i że na moją odpowiedzialność może
cię do ślubów przypuścić." Ciężar spadł z serca
Małgorzaty, ale przełożona poleciła jej wybłagać znak u
Zbawiciela na potwierdzenie, że będzie potrafiła zachować reguły.
Jezus rzekł: "Przyrzekam ci, że cię uczynię bardziej
pożyteczną dla zakonu, aniżeli tego przełożona się domyśla,
ale w taki sposób, który jest na razie mnie tylko jednemu wiadomy.
Od tej chwili łask moich udzielać ci będę w zespole z duchem twej
reguły, ze względu na twą słabość i ze względu na żądanie
twoich przełożonych. Nie ufaj zatem w przyszłości niczemu, co by
cię miało od zachowania reguły odwodzić, ponieważ chcę, abyś
ją ponad wszystko stawiała. Wolę przełożonej winnaś przedkładać
nad swoją własną wolę i na jej rozkaz wszystkiego poniechać,
czego spełnienie ja bym ci polecił. Oddaj się całkowicie jej
kierownictwu. A ja już troszczyć się będę, by plany moje zostały
spełnione, choćbym miał wszelkie przeszkody zamienić na środki
do celu. Ale sercem twym muszę ja sam swobodnie rozporządzać; ono
do mnie należy, nie powierzaj go nikomu."
Nadszedł
poranek 6 listopada r. 1672. Małgorzata Maria złożyła uroczyste
śluby. Po Komunii św. Jezus powiedział: "Spojrzyj tu na ranę
mojego boku. Tu musisz na zawsze zamieszkać, jeśli chcesz szatę
niewinności, którą cię dziś odziałem, zachować i życie
Boga-Człowieka prowadzić."
Słodycz
zalała jej serce, ale kiedy ujrzała Boskiego Oblubieńca
skrwawionego i okrytego ranami, jakby na Golgocie, zaczęła się
skarżyć: "Ach, nie jestem podobna do Ciebie". "Pozwól
mi uczynić wszystko w swoim czasie - odpowiedział Jezus. - Powierz
się tylko mojej miłości i memu upodobaniu, nic na tym nie
stracisz. Ja cię nie opuszczę." I obdarzył ją łaską swej
niewidzialnej obecności tak, jak tego nie doświadczyła jeszcze w
swoim życiu. "Widziałam Go - pisała później - czułam Go
przy sobie, słyszałam głos Jego, a to wszystko wyraźniej, aniżeli
przy pomocy zmysłów, bo wszelkie roztargnienie było wykluczone,
moja uwaga nie mogła się od Niego oderwać. Obecność mojego
Boskiego Mistrza doprowadziła mnie do najgłębszego zrozumienia
mojej nicości, i tego zrozumienia odtąd nigdy nie straciłam. W
poczuciu głębokiej czci byłabym najchętniej trwała nieustannie
na kolanach u Jego stóp. I o ile moja praca i ma słabość na to
pozwalały, przybierałam owo położenie. Mimo mojej skłonnej do
pychy natury, pragnęłam gorąco być zapomnianą i wzgardzoną i
radość mą znajdowałam w upokorzeniu oraz w przeciwnościach.
Boski mój Nauczyciel powiedział, że to musi się stać moim
najmilszym pokarmem i jeśliby mi ludzie tej strawy dostarczyć nie
chcieli, On sam miał jej braki uzupełnić, lecz w sposób daleko
bardziej dający się odczuć".
Przełożoną
klasztoru w Paray została matka Franciszka de Saumaise: zakonnica
troskliwa o zachowanie reguły i przeciwniczka nowości. Mimo
wszystko od pierwszych dni nie przestała podziwiać Małgorzaty
Marii. Jednak jako przezorna i roztropna przełożona, umiała w
ciągu 6 lat sprawowania urzędu - czyli w czasie najważniejszych
zdarzeń w życiu Małgorzaty - ukryć cześć i podziw dla Świętej.
Nakazała jej jednak spisać wszystkie łaski i dary otrzymane od
Zbawiciela. A po złożeniu urzędu włączyła się w szerzenie
kultu Serca Jezusowego.
ŚLADAMI
JEZUSA
Pewnego dnia Boski Mistrz
przyszedł trzymając w jednej ręce obraz życia zakonnego,
spędzonego w szczęściu, w drugiej – rozdartego katuszami duszy i
udręką ciała. Małgorzata musiała wybierać: "Wybieraj
teraz, które życie pragniesz prowadzić? W jednym i drugim z równą
łaską towarzyszyć ci będę". Małgorzata przypadła do stóp
Jezusa: "Panie, Ty mi wystarczysz, ja tylko Ciebie pragnę, Ty
dla mnie wybieraj". Odkupiciel nalegał. "Panie -
powiedziała - w takim razie daj mi to, co będzie na większą Twą
chwałę. Nie zważaj na moje skłonności, na moje zachcianki;
postąp ze mną według Twojego upodobania, niczego innego nie
pragnę". "Patrz! - rzekł Jezus - oto dla ciebie wybieram
- wskazał jej życie pełne cierpień - czynię to dlatego, aby się
spełniły na tobie moje zamiary, jak również, by cię bardziej
upodobnić do Siebie". Małgorzata Maria, przejęta drżeniem,
ucałowała rękę, która ofiarowywała jej życie hańby i
cierpienia.
Pewnego ranka, wyszła
do ogrodu. Nieraz słyszała tu głos Boskiego Mistrza. Zażądał od
niej odnowienia ofiary. Potem pokazał jej krzyż. Jak daleko
Małgorzata mogła sięgnąć wzrokiem, zdobiły go kwiaty. "Patrz,
oto ołtarz - rzekł do niej Zbawiciel - na którym czyste me
oblubienice muszą dokonać ofiary. Kwiaty te zwiędną, ale ciernie,
które pod nimi się kryją, trwać będą i tak boleśnie wbiją się
w ciebie, że całej potęgi mojej miłości potrzeba ci będzie, byś
na tym krzyżu mogła wytrzymać." Później ujrzała po Komunii
św. Zbawiciela z cierniową koroną w rękach. Koroną tą uwieńczył
jej skronie: "Przyjmij moja córko, tę koronę, jako zapowiedź
innych cierpień, które cię wkrótce do mnie upodobnią". Od
tego czasu płonęła w jej sercu potrójna żądza: cierpieć,
przyjmować Komunię św. i umrzeć - trzy przejawy jednego
pragnienia: z Oblubieńcem serca na wieki się połączyć. Gdzie się
zatrzymała, dokąd zwróciła kroki, wszędzie znajdowała Chrystusa
z krzyżem.
W tym czasie podjęła
pracę przy chorych. Szatan z zazdrości o jej miłość do
Zbawiciela wytrącał jej nieustannie z rąk to, co niosła. Było to
przyczyną wielu upokorzeń ze strony innych. Potem odzywał się:
"Głupia, nigdy niczego dobrego nie zrobisz".
Pewnego
dnia chciała wyciągnąć ze studni wiaderko wody, ale uchwyt koła
nieszczęśliwie wymknął się jej i tak silnie uderzył w twarz, że
runęła na ziemię. Przednie zęby zostały wybite, a dziąsła
poszarpane. Spowodowane przez to boleści i nieustanny ból głowy,
sprowadziły na nią niejedną bezsenną noc. Zatopiona w rozmyślaniu
o cierpieniach Zbawiciela w ogrodzie oliwnym, uczuła w sercu
pragnienie uczestniczenia w mękach Boskiego Oblubieńca. Jezus
odezwał się: "Przeszedłem tam większe wewnętrzne
cierpienia, niż w całej mej pozostałej męce, ponieważ uczułem
się opuszczonym i obciążonym brzemieniem grzechów świata całego.
Te cierpienia i ta trwoga konania dręczą każdego grzesznika, kiedy
dochodzi do poznania Bożej świętości. Wstyd na niego spływający
zda się go prawie druzgotać. Teraz właśnie gniew mój gotowy, by
w kilku grzeszników ugodzić. Ale za nich ty musisz odczuć, co w
ogrodzie getsemańskim przecierpiałem."
W
dzień Zmartwychwstania Pańskiego nie mogła z innymi siostrami
odprawić rozmyślania. To pozbawiło ją humoru, ale natychmiast
usłyszała głos Boskiego Mistrza: "Modlitwa ofiary i poddania
się jest mi przyjemniejszą, niż wszelka inna modlitwa".
POWIERNICA
SERCA JEZUSOWEGO
W ostatnich
dniach października, r. 1673, kiedy Małgorzata po raz pierwszy po
złożeniu ślubów zaczęła właśnie ćwiczenia duchowne,
Zbawiciel pokazał jej miłością rozpromienione Serce, krwią zlane
od ran i uderzeń: "Oto rany, które mi zadaje mój naród
wybrany; inni ranią me ciało, ci przeszywają me Serce".
Małgorzata błagała o przebaczenie dla tych, którzy zawinili, ale
cierpienie jej trwało bez przerwy. Komunia św. stała się dla niej
męczarnią, bo w spojrzeniu umiłowanego Mistrza wciąż odczytywała
ból.
Całując w duchu krwawiące
rany Boskiego Nauczyciela usłyszała ciche słowa: "Dziecię
moje, czy chcesz mi oddać twe serce, aby na nim mogła odpocząć
wzgardzona ma miłość?" "Panie - odpowiedziała - Ty
wiesz, że całkowicie do Ciebie należę; postąp ze mną tak, jak
Tobie się tylko podoba". "Czy wiesz, dlaczego ci tyle łask
użyczam? Twoje serce musi się stać ołtarzem, na którym by
nieustannie gorzał ogień miłości; nic zmazanego znaleźć się
tam nie może. Ciebie wybrałem, by Ojcu memu wiekuistemu, złożyć
ofiarę miłości i pojednania".
Małgorzata
Maria prosiła więc przełożoną, by wolno jej było podwoić
pokuty. Stanowczo jej odmówiono. Zawstydzona wróciła do Boskiego
Mistrza, On zaś wskazał na własne jej błędy i niedoskonałości,
wyrzucał, że niedawno, wyraziła o sobie z próżności jakąś
pochwałę: "Z czego ty się możesz szczycić prochu i popiele?
Czyż ty jesteś z siebie czymś innym, jak prochem i nicością?
Patrz, jakie łaski zlewam na ciebie, a czym ty sama z siebie
jesteś?" I ukazał jej oczom obraz, na którego widok
krzyknęła: "O Boże usuń ten obraz lub każ mi umrzeć!
Niepodobna mi bowiem patrzeć na ten mój stan i żyć jeszcze!"
27 grudnia r. 1673, w uroczystość
św. Jana Ewangelisty, zbliżyła się Małgorzata z siostrami do
Stołu Pańskiego, i w tym momencie uczuła, że tak jak św.
Lutgarda, powinna wargi swoje przycisnąć do Najświętszej Rany
Jezusowego boku. Pełnymi haustami poczęła pić z tego źródła
szczęścia. Usłyszała słowa: "Czy widzisz teraz, że nie ma
żadnej obawy u źródła potęgi i że w tej rozkoszy o wszystkim
się zapomina?" W dniu tym miała więcej wolnego czasu, więc
powróciła przed tabernakulum, by przy piersi Boskiego Mistrza
wypocząć, jak Jan, umiłowany uczeń.
Wtedy
po raz pierwszy, otwarło się przed nią Boskie Serce, a z tajemnic,
które dotychczas były przed nią zakryte, opadła zasłona.
Małgorzata Maria upadła na kolana w zachwycie na widok tych cudów
dobroci, a Jezus przemówił:
"Moje
Boskie Serce przepełnione jest miłością ku ludziom, a zwłaszcza
ku tobie, dlatego też biją z niego płomienie, by się przez ciebie
ludziom objawić, i w skarby, na które ty patrzysz, ich zaopatrzyć,
w skarby, na które składają się łaski konieczne do tego, by
ludzi wybawić z przepaści zatracenia. Ciebie niegodną i nieuczoną
wybrałem do wypełnienia moich zamiarów, aby jasną było rzeczą,
że wszystko jest wyłącznie moim dziełem. Dlatego daj mi serce
twoje!"
I wziął Jezus
serce Małgorzaty i oddał je jej rozpłomienione miłością ze
słowami:
"Patrz ukochana,
oto zadatek mojej miłości! Żar, który zapaliłem w twym sercu,
nigdy nie zgaśnie i tylko pewną ulgę znajdziesz krwi swej
upuszczeniem, chociaż i ten środek raczej upokorzenie, niż ulgę w
cierpieniu przynosić ci będzie. Ale powinnaś o to prosić, by w
ten sposób krew swoją dla mnie przelewać i byś się mogła
przekonać, że to wszystko nie jest jakimś urojeniem, ale oznaką,
iż pierwsza z łask, które przeznaczyłem dla ciebie, udzielona ci
będzie. Ranę serca twego zasklepiłem, ale ból jego zatrzymasz;
dlatego od tej chwili już nie, jak dotychczas, niewolnicą Serca
mego, ale ‘uczennicą Serca Jezusa’, nazywać się będziesz".
Płomień, który rozgorzał w
jej piersi, sprawiał gwałtowny ból. Widziała Najświętsze Serce
Jezusa na płomiennym tronie, wysyłające, niby słońce, promienie
na wszystkie strony, a zarazem przejrzyste, jakby z kryształu. Widać
było ranę zadaną włócznią, a całe Serce otaczała cierniowa
korona. Na szczycie wznosił się krzyż. Te oznaki cierpienia
Chrystusa pokazywały, że Jego miłość ku ludzkości stała się
źródłem wszelkiego cierpienia i pogardy, którą od pierwszej
chwili Wcielenia na siebie przyjął i w Najświętszym Sercu
odczuwał, jak i ona jedynie tłumaczy cierpliwe znoszenie zniewag,
na które wystawił się w Najświętszym Sakramencie Ołtarza.
"Następnie dał mi poznać
– pisze Małgorzata Maria – jak pragnienie wzajemnej miłości
skłoniło Go do objawienia ludziom swego Serca, wraz ze wszystkimi
skarbami miłości, miłosierdzia, łaski i świętości, które w
sobie zawiera, tak że każdy, ktokolwiek tylko zechce, pełną
dłonią może z niego czerpać. Nadto złożył mi zapewnienie, że
osobliwą to będzie dla Niego radością, jeżeli temu Sercu cześć
składać będą i że wizerunek Jego wszędzie wystawiony być musi,
by nieczułe serca ludzkie poruszyć do głębi. Tym, którzy temu
Sercu cześć oddają, pozwoli obficie uczestniczyć w największych
łaskach a na dom, gdzie obraz tego Serca szczególną czcią
otaczany będzie, przebogate spłyną błogosławieństwa, to
nabożeństwo jest bowiem jedną z ostatnich prób Jego miłości, by
ludzi do siebie pociągnąć".
"Patrz,
moja córko – powiedział – do jakiego to zadania ciebie
wybrałem! Dlatego ci tyle łask wyświadczałem już od
najwcześniejszego dzieciństwa. Twoim mistrzem i przewodnikiem sam
być chciałem, by cię na moje łaski przygotować; ale za
największe dobrodziejstwo to uważaj, żem ci objawił i podarował
me Serce".
Co roku w
uroczystość św. Jana powtarzało się to objawienie. Wskazując na
swoje Serce, Jezus powtarzał: "Pragnę cześć w Najświętszym
Sakramencie odbierać, a nie ma nikogo, kto by mnie przez miłość
wzajemną choć nieco chciał orzeźwić".
Małgorzata
chętniej wyznałaby grzechy przed siostrami, niż tajemnice,
powierzone jej przez Boskiego Mistrza i Oblubieńca. A jednak musiała
to czynić i ze względu na wolę Jezusa, i z posłuszeństwa regule.
Przełożona - słuchając jej wyznań – z przekonania lub może
dla jej zbadania – żartowała z opowiadań o zjawieniu się Zbawcy
i jej bólu. Małgorzata, niezdolna do wytrzymania trawiącego ją
nieustannie żaru Bożej miłości, zachorowała. Z dnia na dzień
coraz bardziej opadała z sił. Dopiero gdy na jej prośbę – przy
sprzeciwie lekarzy – upuszczono jej krwi, odzyskała siły, zgodnie
z zapowiedzią Jezusa. Powtarzało się to wiele razy. Począwszy od
27 grudnia r. 1673, dolegliwości odnawiały się w każdy pierwszy
piątek miesiąca. Zjawiało się jej przed oczyma Boskie Serce
Jezusa do błyszczącego słońca podobne i zsyłało płonące
promienie w jej duszę. Siostry, które nie znały powodu jej
cierpień, naśmiewały się z tej regularnie powracającej
słabości.
8 lutego 1674 r.
Małgorzata klęczała, zatopiona w modlitwie przed tabernakulum.
Zjawił się przed nią Zbawiciel. Z pięciu ran rozchodziły się
lśniące promienie, a pierś świeciła jasnym żarem. W głębi
piersi wskazał jej Boski Mistrz na Serce, jako na ognisko owego
płomienia i znowu jej opowiadał o miłości ku ludziom i jak oni
tylko niewdzięcznością płacą, co mu większą sprawia udrękę,
niż wszystkie cierpienia, które w czasie męki wycierpiał: "Gdyby
mi okazywali miłość wzajemną, wtedy bym za nic poczytał to
wszystko, com dla nich uczynił, ale oni pozostają zimni i bez
żadnego odczucia. Wynagradzaj więc przynajmniej Ty, ile zdołasz
to, czego im nie dostaje." "Jakżeż mogę tego dokonać,
mój Panie? Jestem tak słaba i tak niegodna". "Patrz, oto
teraz potrafisz" – odpowiedział jej Zbawca. W tej chwili
płomień, który wytrysnął z Bożego Serca, przeniknął jej serce
tak, że myślała, iż skona, i tylko prosiła: "Oszczędź
mnie, o Panie, śmiertelnym jestem człowiekiem!" "Ja będę
twą mocą, nie trwóż się, ale spełnij to, co ci polecę.
Najpierw musisz tak często, jak tylko ci posłuszeństwo zezwoli,
przyjmować mnie w Komunii św., choćby kosztem upokorzenia i hańby.
W każdy pierwszy piątek miesiąca przystępuj do Stołu Pańskiego.
Następnie w każdym tygodniu w nocy z czwartku na piątek pozwolę
ci uczestniczyć w mej trwodze konania, jaką na górze oliwnej
przeszedłem, tak, że nie wiedząc nawet w jaki sposób, doznawać
będziesz trwóg konania. Dlatego powinnaś w nocy od 11-12 godziny
łączyć się z moją modlitwą w ogrojcu i leżąc twarzą zwrócona
ku ziemi, błagać o miłosierdzie dla grzeszników i pocieszać mnie
w opuszczeniu przez śpiących uczniów."
Przełożona,
nazwawszy wszystko wymysłem próżności i urojeniem, zakazała jej
wykonania czegokolwiek z Bożych poleceń. Małgorzata osłabiona
postami znowu zaczęła chorować tak, że przełożona sądziła, że
bliska jest jej śmierć. Czy to wszystko było tylko złudną grą
gorączką rozpalonej wyobraźni, czy też dowodem Bożej łaski?
Przełożona nie ośmieliła się rozstrzygać. "Siostro -
powiedziała - proś Pana Boga o twe wyzdrowienie, abyś wspólnie z
innymi siostrami mogła wypełniać święte reguły zakonne. Jeśli
rzeczywiście nagle zdrowie odzyskasz, to ci pozwolę na Komunię w
pierwszy piątek miesiąca, oraz na wstawanie w noc czwartkową".
Małgorzata Maria prosiła o
wyzdrowienie z nadzieją, że nie zostanie wysłuchana, bo kochała
cierpienia i upokorzenia. A jednak postawiony warunek został
wypełniony. Mimo to przełożona ociągała się z zezwoleniem
Małgorzacie na to, o co prosił Jezus, zaś kapłani, do których
zwróciła się o radę wydali jednogłośny wyrok: "Przesada,
urojenie, marzycielstwo. Nie zważać na rzekome objawienia, skrócić
modlitwy". Tak osądzona Małgorzata stwierdziła, że pewnie
kroczy błędnymi ścieżkami. Czasem skarżyła się na niedolę
Jezusowi i prosiła, by już raz walce tej koniec położył.
Usłyszała: "Przyślę ci sługę mojego, przedstaw mu
wszystkie tajniki twego serca, a on cię na prawej drodze umocni".
UPEWNIENIE
W DRODZE
Pod koniec roku 1674 o.
Klaudiusz de la Colombičre został rektorem Jezuitów w Paray. Fakt
ten wywołał powszechne zdziwienie, nie dlatego, że kapłan był
młody, bo – jako doświadczony w życiu duchowym – cieszył się
powagą, szacunkiem i zaufaniem. Żałowano jedynie, że znalazł się
nagle w miejscu tak nieznanym i ciasnym. Takie jednak były drogi
Bożej Opatrzności...
Kiedy po
raz pierwszy odwiedził siostry, Małgorzata Maria usłyszała głos
wewnętrzny: "Ten to jest, którego ci posyłam". Był on
nadzwyczajnym spowiednikiem sióstr i w czasie wielkiego postu w r.
1675 po raz pierwszy rozmawiał z Małgorzatą w konfesjonale. O. de
la Colombičre zatrzymał ją dłużej i mówił tak, jakby wiedział
o tym, co działo się w jej sercu. Małgorzata Maria całkowicie
zamilczała o nadzwyczajnych łaskach. Usiłowała szybko odejść,
by nie zmuszać sióstr do czekania. Ojciec, po nauce do sióstr,
zapytał przełożoną: "Kim jest młoda siostra, która tam
siedziała?". Wskazał na pewne miejsce. Przełożona wymieniła
Małgorzatę Marię, na co kapłan odrzekł: "Wielce to łaskami
obdarzona dusza". Przełożona postanowiła więc powierzyć
kierownictwo Małgorzaty Marii o. de la Colombičre i odesłała ją
do niego. On zaś zapewnił, że powinna słuchać głosu, który do
niej przemawiał, i całkowicie się Bogu powierzyć. Gdy się
skarżyła, że Boski Zbawca nieustannie przy niej przebywa i
uniemożliwia jej ustną modlitwę, odpowiedział roztropnie: "Nie
powinnaś się przymuszać, odmawiaj tylko godzinki i różaniec, o
ile potrafisz". Z prawdziwą ulgą opuściła Małgorzata Maria
o. de la Colombičre i tak często, jak tylko mogła, śpieszyła do
niego po radę.
Rozeszła się
wieść, że o. de la Colombičre stał się przewodnikiem duchownym
Małgorzaty Marii. On, pytany o "marzycielkę", wyrażał
się o niej z głęboką czcią. Zaczęto więc mówić, iż dał się
zwieść i oszukać, bo uważa za prawdziwe to, co starsi kapłani
nazwali obłudą i szaleństwem. Poważanie wobec niego zaczęło się
zmniejszać, a ponieważ ojciec de la Colombičre szacunku świata
nie szukał, dlatego nie zmienił sądu o swej penitentce.
WIELKIE OBJAWIENIE SERCA JEZUSOWEGO
Jezus
nie zaprzestawał przygotowywać wiernej uczennicy do głównego
objawienia swojej wzgardzonej miłości. Z początkiem lata r. 1675
siostry zebrały się przy pracy na wewnętrznym dziedzińcu
klasztornym. Małgorzata Maria uczuła wewnętrzny pociąg, by usiąść
pod murem kaplicy, w której przechowywano Najświętszy Sakrament.
Siostry wołały, żartowały tak długo, aż wreszcie powstała.
Jednak natchnienie, by wróciła pod mur kaplicy, stało się tak
silne, że poprosiła o radę przełożoną. "Idź i tam sobie
usiądź" – brzmiała odpowiedź. Mimo głośnych śmiechów
sióstr wróciła na dawne miejsce i klęcząc spełniała pracę,
ale z tak wielkim skupieniem, jak gdyby się znajdowała w jakiejś
ustronnej samotni. Nagle zjawiło się przed nią Serce Zbawiciela,
jaśniejące jak słońce, płomieniami uwieńczone. Chór Serafinów
zstąpił z obłoków i śpiewał: "Z miłości tryska radość
i zasług zdrój płynie. Szczęśliwy, kto Serce Pana pokochał
jedynie". Duchy niebieskie wezwały Małgorzatę, by śpiewała
razem z nimi, ale się nie ośmieliła. Następnie wysłańcy nieba
oświadczyli, że przybyli razem z nią złożyć u stóp Serca
Jezusa hołd, uwielbienie i miłość i że zastępować będą jej
miejsce, ilekroć nie będzie mogła trwać przed Najświętszym
Sakramentem, by w ten sposób za ich pośrednictwem mogła przebywać
nieustannie u stóp Jezusa. Objawienie to wyryło w pamięci
Małgorzaty niezatarte wspomnienia.
Jeszcze
głębszy wpływ już na cały świat katolicki, miało wywrzeć
objawienie, którym Małgorzata zaszczycona została 19 czerwca tego
samego roku 1675, w oktawie Bożego Ciała. Wybrana uczennica Pańska,
klęcząc przed tabernakulum, odbierała objawy miłości Boskiego
Oblubieńca. Pod wpływem tych łask zbudziło się w jej sercu
gwałtowne pragnienie, by złożyć Zbawicielowi dowody wzajemnej
miłości. Wtedy Chrystus tak przemówił: "Niczym innym nie
potrafisz lepiej okazać mi swojej miłości, jak spełniając to,
czego już tyle razy od ciebie żądałem". Przy tych słowach
Zbawiciel odsłonił Serce i tak dalej mówił: "Patrz! Oto
Serce, które tak bardzo ludzi ukochało, i które niczego nie
szczędziło, by się za nich poświęcić i wyczerpać się w
objawach miłości; a jako nagrodę odbieram od największej części
ludzi tylko oziębłość, brak czci, pogardę i świętokradztwa w
tym Sakramencie miłości. Ale co mi największy ból sprawia to to,
że serca szczególniej mi poświęcone, w ten sposób ze mną
postępują. Dlatego żądam od ciebie, by pierwszy piątek po
oktawie Bożego Ciała, szczególną był uroczystością ku czci
Serca mego, by w tym dniu zbliżano się do Stołu Pańskiego, by mi
cześć składano, celem wynagrodzenia tych wszystkich zniewag, które
Serce me spotykają, gdy na ołtarzach przebywam. A ja ci powiadam,
że Serce moje w obfitej mierze da odczuć wpływ swej miłości tym,
którzy je czcią otoczą i którzy o to starać się będą, by i
inni cześć mu oddawali." "Ależ Panie - ośmieliła się
Małgorzata przemówić - do kogóż Ty się zwracasz? Do nędznego
stworzenia, do biednej grzesznicy, której niegodność musi stanąć
w poprzek drogi spełnieniu się Twego życzenia! Znasz przecież
tyle szlachetnych dusz, którym możesz owo zlecenie powierzyć"
"Czyż nie wiesz, że używam słabych, by mocnych zawstydzić?
- odpowiedział Boski Nauczyciel. - Że wszechmoc moja objawia się w
małych i ubogich duchem, aby sobie samym niczego przypisywać nie
mogli?" "To wskaż mi przynajmniej środek do spełnienia
tego, co mi rozkazujesz - odrzekła odważnie Małgorzata Maria. A
Chrystus odpowiedział: - Zwróć się do mego sługi, o. Klaudiusza
de la Colombičre z Towarzystwa, które Imię moje nosi i poleć mu w
moim imieniu, by wszystko uczynił, co tylko leży w jego mocy, by
memu Boskiemu Sercu żądane wynagrodzenie zapewnić. Liczne
trudności, na które napotka, nie powinny go odstraszać, ale o tym
niech pamięta, że ten, co sobie nie ufa, lecz całą swą ufność
we mnie pokłada, wszystkiego dokonać potrafi".
O.
Klaudiusz de la Colombičre dowiedział się od Małgorzaty, jakie
zadanie zostało jemu wyraźnie zlecone. Znając ją nie żywił w
sercu żadnej wątpliwości co do objawienia, którym była
zaszczycona i z pokorą przyjął to słodkie brzemię. 21 czerwca, w
pierwszy piątek po oktawie Bożego Ciała poświęcił się
całkowicie i niepodzielnie Boskiemu Sercu Jezusa, gotów dla czci i
chwały tegoż Serca żyć, pracować i życie poświęcić. Zachęcał
penitentki w Paray, by w pierwszy piątek każdego miesiąca
przystępowały do Stołu Pańskiego celem wynagrodzenia Zbawicielowi
za obojętność i zniewagi, jakie, przebywając na ołtarzach, miał
wycierpieć. Zwycięstwo wydawało się bliskie. Tymczasem Jezus
przygotował Małgorzacie nową ofiarę. O. de la Colombičre nie
tylko nie pozostał w Paray, ale nawet musiał opuścić Francję. On
przywrócił pokój i pogodę jej sercu wtedy, kiedy ona sama i
wszyscy inni byli przekonani, że zły duch wiedzie ją na manowce.
Małgorzata Maria odczuła więc głęboko ten cios, choć go
przewidziała. Aż do końca swego krótkiego życia pozostał wierny
misji szerzenia kultu Najświętszego Serca Jezusa, według wskazówek
udzielonych św. Małgorzacie Marii w objawieniach Zbawcy.
Po
wyjeździe o. de la Colombičre uczennica Najświętszego Serca
Jezusa prowadziła dalej życie, które przyjęła z rąk Boskiego
Oblubieńca: życie cierpienia i miłości. W listopadzie 1677 r.,
Boski Mistrz odezwał się: "Pragnę ci oddać me Serce, ale
najpierw musisz złożyć całopalną ofiarę, by razem ze mną
odczuć karzącą prawicę mojego Ojca, ponieważ w swym
sprawiedliwym gniewie grozi, że pewien klasztor surowo ukarze."
Czy ta groźba odnosiła się do klasztoru Nawiedzenia w Paray?
Małgorzata Maria zamilczała odpowiedź na to pytanie nawet przed
przełożoną. Jednak w otoczeniu Małgorzaty oprócz gorliwych
zakonnic znajdowały się i oziębłe, które niezupełnie żyły
według ducha reguł i objawiały niechęć wobec uczennicy
Zbawiciela. Jezus odsłonił przed nią cierpienia, jakie miały ją
spotkać. Widok ten przejął ją drżeniem, więc stwierdziła, że
bez pozwolenia przełożonej do niczego nie może się zobowiązywać.
Nie poprosiła jednak o pozwolenie z obawy, że przełożona może
się na wszystko zgodzić. Nie zaznała spokoju. Przełożona widząc
jej udrękę, zapytała ją o przyczynę łez i przerażenia.
Usłyszawszy odpowiedź, natychmiast udzieliła Małgorzacie
pozwolenia, przed którym właśnie taki lęk ją ogarniał.
Małgorzata ociągała się z ostateczną decyzją. Miała przed
oczyma anioła sprawiedliwości z biczem, którym ją miał ukarać z
chwilą, kiedy się na ofiarę zdecyduje. Wśród wahań i lęku
uklękła w wigilię uroczystości Ofiarowania Najświętszej Marii
Panny wraz z innymi siostrami przed Najświętszym Sakramentem.
Usłyszała głos Boży: "Trudno ci będzie stawić opór
pragnieniu mojej sprawiedliwości; ale upokorzenia, które było
złączone z twoją ofiarą, doznasz teraz w podwójnej mierze.
Pragnąłem tylko ukrytej ofiary, nie chciałaś. Teraz wbrew twym
ludzkim rachubom złożyć ją musisz publicznie i wśród nadzwyczaj
upokarzających okoliczności, które cię przez całe życie będą
poniżać, tak w oczach własnych, jak i wobec innych. Teraz poznasz,
co to znaczy, sprzeciwiać się Bogu".
Kiedy
dokonała wynagrodzenia i w uroczystość Ofiarowania Najświętszej
Marii Panny zbliżyła się do Stołu Pańskiego, Jezus ukoił jej
udręczone serce, mówiąc: "Rana się zamknęła;
sprawiedliwości mojej stało się zadość. Ofiarę twą zespoliłem
z moją ofiarą. Nie szukaj nadal w swym cierpieniu niczego innego,
jak tylko mego upodobania. Cierp i pracuj w cichości na chwałę
Bożą i ku rozszerzeniu królestwa mojego Serca wśród ludzi, bo do
tego właśnie dzieła cię wybrałem".
W
roku 1678 miejsce Matki de Saumaise zajęła Rozalia Greyffié z
klasztoru Annecy, kobieta szczególnej cnoty i pokory. Małgorzata od
pierwszego dnia powierzyła się jej całkowicie, zgodnie z regułą
posłuszeństwa i zaleceniem Jezusa. Nowa przełożona nie mogła
sobie wyrobić o Świętej jasnego zdania na podstawie tego co
mówiono o niej w Paray. Nie zwracała więc uwagi na nadzwyczajne
doznania Małgorzaty, nie powierzała jej żadnego urzędu i
korzystała z każdej sposobności, by ją upokarzać. Spostrzegła,
że to było Małgorzacie najmilsze. By nie zaszkodzić jej zdrowiu,
nie pozwoliła jej na godzinę rozmyślania, które odprawiała w noc
czwartkową, leżąc na ziemi z rozciągniętymi ramionami. Nieco
później, nie znając powodów, które skłaniały Małgorzatę
Marię do tej modlitwy w czasie nocnego spoczynku klasztoru, zakazała
jej zupełnie tego rozmyślania. Małgorzata posłusznie poddała się
zarządzeniu, ale przekazała przełożonej, że Jezus nie jest
zadowolony i że da jej to odczuć. Kiedy 14 grudnia r. 1678, jedna z
najlepszych sióstr po krótkiej chorobie skonała na rękach matki
Greyffié, uznała ona wreszcie w tej stracie karę Bożą i
pozwoliła bezzwłocznie siostrze Alacoque na jej rozmyślanie.
Podczas rekolekcji Małgorzata
doznawała w takim stopniu objawów miłości ze strony Oblubieńca,
że była zmuszona wołać: "Dosyć, Panie, dosyć!". Ale
Jezus odpowiedział: "Jedz i pij z stołu moich radości;
potrzebujesz siły i orzeźwienia, by naprzód odważnie kroczyć.
Długa i ciężka droga ściele się przed tobą i od czasu do czasu
będziesz musiała odetchnąć i wypocząć w moim Sercu, które dla
Ciebie zawsze bezpiecznym będzie schronieniem. Jeśli dam ci poznać,
że sprawiedliwość moja gniewa się z powodu grzeszników, wtedy
zbliżaj się do św. Stołu i módl się do mnie serdecznie i
gorąco. A nie opieraj mi się, ponieważ musisz mi służyć jako
narzędzie, by pozyskać ludzkie serca dla mojej miłości."
"Ależ nie pojmuję, o Boże, w jaki sposób stać się to
może". "Przez moją wszechmoc, która wszystko z nicości
wywiodła. Pomnij, że do mnie należysz, i że tobie nic nie
pozostaje; natomiast rozporządzać możesz sercem moim; skarby w nim
zawarte możesz podług upodobania swojego rozdzielać, komukolwiek
tylko zechcesz. A w podarkach nie bądź skąpa, bo skarby te
nieskończone. Jeszcze wielkim i ciężkim krzyżem obarczę twe
ramiona, ale niczego się nie obawiaj, jestem dość potężny, by
stać się twoją podporą. Szatan pragnie twą cnotę na próbę
wystawić, ale pozwolę mu dręczyć cię tylko tymi samymi pokusami,
z którymi przyszedł do mnie na pustynię. Połóż tylko ufność
swą we mnie, a ja będę twą ochroną".
W
Wielki Piątek 1687 r., dnia 28 marca dusza Małgorzaty tak pragnęła
Eucharystycznego Chleba, że zaczęła mówić do swego Oblubieńca:
"Miły Jezu, chcę strawić się w pragnieniu Ciebie, a nie
mogąc Cię dzisiaj posiadać, nie przestanę Cię łaknąć".
Jezus przyszedł ją pocieszyć: "Twoje pragnienie tak
przeniknęło moje Serce, że gdybym nie ustanowił tego Sakramentu
miłości, uczyniłbym to teraz, by stać się twoim pokarmem.
Znajduję tyle przyjemności w tym, gdy mnie ktoś z taką
żarliwością pragnie, że ile razy jakie serce to pragnienie
wyrazi, tyle razy spoglądam na nie z miłością, by je do siebie
przygarnąć". Przeniknęło mnie to tak wielkim żarem, iż
dusza moja czuła się na wskroś uniesiona i nie mogła wyrazić
swych uczuć inaczej, jak tylko przez te słowa: O miłości, o
nadmiarze miłości Boga względem tak nędznego stworzenia!
MISTRZYNI
NOWICJUSZEK
Przyszedł jednak –
wśród cierpień i upokorzeń, których Małgorzacie nigdy nie
brakowało – czas, w którym Jezus postanowił dać jej sposobność
rozszerzenia pragnień Jego Serca na inne dusze. I tak z końcem 1684
r. zachorowała mistrzyni nowicjatu. Bez zastanowienia przeznaczono
na ten urząd Małgorzatę. Pokorna zakonnica była doskonałą
mistrzynią. I nie mogło być inaczej, skoro za podstawę
oddziaływania na dusze przyjęła zasadę, by udzielać tylko to, co
sama otrzyma od Serca Jezusowego. Przez cały czas, gdy była
mistrzynią, Mistrzem nowicjatu w klasztorze w Paray było
Najświętsze Serce Jezusa.
Dobrze
zrozumiała swoje zadanie i czuła, że Jezus pragnie, by i w innych
wszczepiała poznanie i cześć Jego Serca. Wesołym, ujmującym
wyglądem i dzięki łagodnemu i przyjaznemu usposobieniu pozyskała
natychmiast zaufanie nowicjuszek. "Zachowujcie - mawiała - z
wielką wiernością wszystkie reguły nawet i najmniejsze, przez to
pozyskacie sobie Serce Ojca, który tak czule was kocha. Jak długo
Mu wierne będziecie, nie potrzebujecie się obawiać niczego. Nie
popełniajcie nigdy z rozmysłem jakiegokolwiek uchybienia.
Pamiętajcie, że jesteście oblubienicami ukrzyżowanego Boga i że
dlatego całkowicie do Niego musicie należeć, jeśli zechce w was
królestwo Boże utrwalić. A królestwo Jego jest królestwem pokoju
w cierpieniach".
DALSZE
PRÓBY I PIERWSZE ZWYCIĘSTWA
W r.
1685 w uroczystość jej imienin, w piątek, nowicjuszki chciały
ofiarować mistrzyni kilka wianuszków kwiatów. Ona zaś poprosiła,
by złożyły je Boskiemu Sercu Jezusa w ofierze. Spełniając
życzenie ukochanej mistrzyni, zbudowały więc maleńki ołtarzyk,
umieściły na nim wycięte z papieru, uwieńczone płomieniami serce
i ozdobiły ołtarz kwiatami. Następnie wśród objawów żywej
radości poprowadziły mistrzynię do tego skromnego ołtarza. Ona
uniesiona wewnętrzną radością rzuciła się na kolana przed tym
symbolem miłości Jezusa Chrystusa i w świętym zachwycie głośno
poświęciła się Sercu Boskiemu. To samo uczyniła gromadka
nowicjuszek.
Nieopisaną była
radość mistrzyni, kiedy zauważyła, że ogień miłości Boskiego
Serca Jezusa poczyna żarzyć się w niewinnych sercach młodych
nowicjuszek. Ale to jej nie wystarczało. By jak najwięcej dusz
pozyskać dla umiłowanego Zbawcy zaprosiła kilka starszych sióstr.
Zaproszone nie zjawiły się, z wyjątkiem trzech, które przyszły z
grzeczności. Niektóre szydziły i stanowczo wystąpiły przeciw
"duchowi świętych reguł nie odpowiadającym nowościom".
Boski Oblubieniec przepowiedział
jej, że sprawa ta napotka na wielkie przeszkody, ale że mimo
wszystko nabożeństwo do Boskiego Jego Serca rozszerzy się po całym
chrześcijańskim świecie i że zakwitnie w zakonie Nawiedzenia.
Dlatego pełna otuchy mówiła do młodych nowicjuszek: "Dobrze,
one nie chcą przyjść, ale Serce Jezusa i tak je do siebie
pociągnie. Jezus pragnie wszystkiego z miłości, a niczego nie chce
z musu. Trzeba ten czas przeczekać, który On naznaczył, a czas
stosowny nadejdzie." Już po roku wypełniła się przepowiednia
Małgorzaty. Na razie publicznie napomniano Małgorzatę i zakazano
objawiać nabożeństwo w klasztorze, chyba że w ukryciu, w
nowicjacie. Za karę nie wolno jej było częściej niż innym
siostrom przystępować do Stołu Pańskiego. Jezus pocieszał ją:
"Bądź spokojna, moja
córko; ja będę panował mimo mych nieprzyjaciół, i mimo
wszystkich, którzy mi się sprzeciwiają". Pełna ufności
spoglądała wtedy Małgorzata na tabernakulum i wzdychała: "Kiedyż,
ukochany Zbawicielu, wybije ta szczęśliwa godzina? Tymczasem
powierzam Tobie Twą własną sprawę. Będę cierpieć i milczeć".
W kilka zaledwie tygodni po tych
zdarzeniach, jedna z nowicjuszek poważnie się rozchorowała. Mało
już było nadziei utrzymania jej przy życiu. Kiedy Małgorzata
gorąco błagała o jej wyzdrowienie, Jezus dał jej poznać, że
zdrowie chorej się nie polepszy, dopóki jej przełożona nie
pozwoli na Komunię św. w pierwszy piątek miesiąca. Małgorzata
zapisała usłyszane słowa: "Powiedz swojej przełożonej, że
wielką wyrządziła mi przykrość przez to, że dla przypodobania
się stworzeniom nie zawahała się mnie obrazić, zabraniając ci
Komunii św., której przyjmowanie nakazałem ci w tym celu, aby
przez zasługi Serca mojego Ojcu niebieskiemu składać
zadośćuczynienie za wszystkie wykroczenia przeciwne miłości.
Ciebie sobie wybrałem, byś mi składała ofiarę błagalną, więc
skoro ona przeszkadza postąpić ci według mej woli, zabiorę jako
ofiarę, tę cierpiącą siostrę". Przełożona natychmiast
pozwoliła jej na Komunię św. i niebezpieczeństwo minęło. Duch
ciemności poruszał wszystkie sprężyny, by ją usunąć z urzędu
mistrzyni. Ale Boski Zbawiciel sam jej przyrzekł, że jej
nowicjuszki staną się kamieniem węgielnym świątyni poświęconej
czci Jego Serca. Kiedy kadencja Małgorzaty Marii jako mistrzyni
nowicjatu dobiegła końca, kilka sióstr, które miały wyjść z
nowicjatu w tym czasie, co ich ukochana mistrzyni, postanowiło
zabrać mały obrazek Najświętszego Serca. W oddalonym miejscu,
gdzie rzadko zachodzono, znalazły niewielką niszę i tam umieściły
ów obrazek. Urządziły tam małe oratorium, które wychodziło na
schody prowadzące do wieży nowicjatu. Pierwsze czcicielki Serca
Jezusowego uczyniły z tego małe sanktuarium, upiększając je
według możliwości.
Nowy duch
ożywił zgromadzenie od czasu, gdy zaczęto czcić w nim Serce
Jezusa. Ks. Languet opisuje wspaniałą przemianę klasztoru w Paray
pod wpływem nabożeństwa do Najświętszego Serca: "W ten
sposób nabożeństwo do Serca Pana naszego dokonało w tym
zgromadzeniu cudownej zmiany, którą siostra Małgorzata osiągnęła
przez swoje łzy i cierpienia. Jej cierpliwość i pokora
przezwyciężyły wszystko, a Syn Boży przemienił serca, które
zaczęły czcić Jego Najświętsze Serce. Rozlał w nich umiłowanie
doskonałości zakonnej i gorliwość w nabywaniu jej. Ale w miarę
jak siostrom otwierały się oczy na świętość swych obowiązków,
otwierały je równocześnie na zasługi tej, która sprowadziła na
nie tyle błogosławieństw Bożych. Sprzeciwy i wzgardy, których
dotychczas doznawała, zmieniły się w uwielbienie. Nie nazywano jej
inaczej, jak tylko świętą i słuchano jej słów jak
wyroczni".
Na cały dom
spływało błogosławieństwo tego nabożeństwa. Siostry złożyły
dary, prosząc przełożoną o zamówienie obrazu Serca Jezusowego.
Uznała ona jednak za lepsze poczekać, aż będzie mogła zbudować
kaplicę. Dla apostołki Najświętszego Serca nadszedł więc dzień
szczęścia. Kaplica ku czci Serca Jezusa, zaprojektowana 21 czerwca
1686 r., została ukończona w końcu 1688 r. Uroczyste poświęcenie
wyznaczono na dzień 7 września 1688 r. Całe miasto pragnęło
wziąć udział w uroczystości. Rozpoczęły się modlitwy i
ceremonie. Małgorzata Maria była w stanie ekstazy, przebywała
raczej w niebie niż na ziemi.
DROGA
KU NIEBU
Złożywszy urząd
mistrzyni nowicjatu, siostra Małgorzata Maria wróciła na
stanowisko pomocnicy w infirmerii. Tam znowu miała dosyć okazji do
praktykowania wyrzeczenia i pokory. Cieszyła się jednak widząc, że
kaplicę Serca Jezusowego nawiedzały wszystkie siostry i że stała
się ona celem pielgrzymek zgromadzenia, zwłaszcza w pierwsze piątki
miesiąca, kiedy siostry udawały się tam w procesji, śpiewając
litanię do Najświętszego Serca i odmawiając modlitwy przebłagalne
oraz akt poświęcenia.
W roku
1690 imię s. Małgorzaty Marii miało się znaleźć na karteczkach
sióstr dokonujących wyboru nowej przełożonej. Przerażona
Małgorzata błagała Jezusa o odjęcie tego krzyża. Uzyskała
zgodę. Nowa przełożona pragnęła jej jednak jako asystentki.
Małgorzata prosiła o zwolnienie i z tego, lecz to nie podobało się
Jezusowi i zganił ją z tego powodu. Tak więc pozostała
asystentką, a zarazem zaufaną przyjaciółką tak przełożonej jak
i wszystkich sióstr, które spieszyły do niej po radę. Rozmawiała
z nimi o Bogu tak porywająco, że nawet najmniej gorliwe zmuszone
były do miłowania Go.
Kiedy
Małgorzata poprosiła nową przełożoną, by mogła noc z czwartku
na piątek spędzać na modlitwie, ta odmówiła ze względu na jej
słabość i niedomagania. Zakazała jej też wszelkich ćwiczeń
pokutnych. Małgorzata stwierdziła: "Nie pożyję ja już
długo, brak mi bowiem cierpień. Matka nasza zanadto troszczy się o
mnie". Do innej siostry powiedziała: "Na pewno umrę w tym
roku, bo nie doznaję już żadnego cierpienia, a życie moje
przeszkadza zebraniu owoców, które pewna książka o czci
Najświętszego Serca Jezusa przynieść może".
Istotnie
po książce o. de la Colombičre, wydanej już po jego śmierci,
teraz jezuita, o. Croiset, pisał dziełko o nabożeństwie do Serca
Jezusa. Wydał je w rok po śmierci Małgorzaty. Nie chciała dożyć
pojawienia się tej książki, by nie wychodzić ze swego ukrycia,
choć z drugiej strony gorąca miłość Serca Jezusa budziła w niej
pragnienie, aby dzieło to było jak najszybciej poznane i
rozszerzane.
Rosło w niej
przekonanie, że dzień jej odejścia jest bliski. Dlatego poprosiła
w dniu urodzin, 22 lipca 1690 r. o pozwolenie na 40-dniowe
rekolekcje, by przygotować się na spotkanie z Boskim Oblubieńcem.
Wśród cierpień rozpoczęła je w październiku. 8-go października
pozostała już w łóżku. Lekarz, który odwiedził chorą,
oświadczył, że słabość jest tylko nieznaczna. Jednak Małgorzata
nadal twierdziła, że na tę chorobę życie zakończy. "Czy
wiesz - rzekła do niej pielęgniarka - że lekarz orzekł właśnie
coś zupełnie przeciwnego?" W kilka dni potem zapragnęła
przyjąć Wiatyk. "Siostro, przecież to jest rzeczą
niedozwoloną - odpowiedziano jej - nie jesteś w
niebezpieczeństwie". "Proszę mi jednak podać Komunię
św., jeszcze jestem na czczo". Przeczuwała, że na ziemi czyni
to po raz ostatni. Prośbę jej spełniono. Mimo gwałtownych
cierpień, lekarz nie obawiał się niczego: siostra Małgorzata
zawsze była cierpiąca, wychudła i blada.
Niespodziewanie
odwaga jej została wystawioną na ciężką próbę. Myśl o
nieskończonej sprawiedliwości Bożej przejmowała ją obawą i
drżeniem. Obejmując kurczowo krzyż, przyciskała go do piersi,
wzdychając: "Miłosierdzia Boże mój, miłosierdzia..."
Wkrótce jednak rozjaśniły się jej oczy i oblał ją rumieniec
radości: "Miłosierdziu Twemu, o Panie, pragnę śpiewać
wieczystą pieśń. Cóż jest na niebiosach i czego pożądam na
ziemi prócz Ciebie!"
Teraz
nawet lekarz zauważył, że Małgorzata popadła w osłabienie.
"Dzięki Bogu - wyszeptała - że się już zabezpieczyłam,
przypuszczałam, że mnie nie uznają za zbyt chorą. Dzięki Bożej
dobroci przyjęłam w ostatniej Komunii św. Zbawcę mojego jako
Wiatyk... O, goreję, goreję wewnętrznie. Ach, żeby to pochodziło
z miłości ku Bogu. Alem nigdy nie kochała doskonale Boga mojego.
Siostry proście Go za mnie o przebaczenie i kochajcie Go z całego
serca waszego, aby Mu wynagrodzić za wszystkie przeze mnie
zmarnowane chwile. Kochać Boga, o cóż to za szczęście! O
miłujcie Go, miłujcie!"
Był
dzień 17 października r. 1690. Małgorzata Maria błagała siostry,
by zechciały odmówić litanię do Boskiego Serca Jezusa i do Matki
Bożej, aby wyjednać ich pomoc na ostatnią godzinę. Kiedy kapłan
udzielił jej sakramentu namaszczenia, wtedy otworzyła jeszcze raz
wargi i wezwanie: ‘Jezus’ było ostatnim jej słowem.
Siostra Małgorzata Maria
Alacoque przeżyła 43 lata. 19 lat spędziła w klasztorze Sióstr
Nawiedzenia (Wizytek). Siostry gorzko płakały po stracie takiego
wzoru życia. Widziały jednak, jak lekką i słodką jest śmierć
dla tych, którzy żarliwie czcili Najświętsze Serce Jezusa.
Zaledwie wiadomość o śmierci
wyszła poza kraty klauzury, już zaczęto w mieście opowiadać:
"Umarła święta"! Na drugi dzień, gdy otwarto kościół,
ludzie przybyli tłumnie. Pogrzeb odbył się wieczorem 18
października.
ŚWIĘTA
Grób
s. Małgorzaty Marii zaczął Bóg uświetniać nieustannie wielkimi
cudami. Największym cudem, jaki zdziałała prawica Boża przez tę
słabą i światu nieznaną dziewicę, było rozszerzenie nabożeństwa
do Boskiego Serca Jezusa, z którego spłynęły i spływają bogate
strumienie łask na Kościół Boży i wiernych. Tak spełniła
Małgorzata Maria powierzone jej przez Boskiego Mistrza zadanie.
22 września 1827 r.
kardynałowie, którym zlecono zbadanie jej dzieł, oznajmili
papieżowi Leonowi XII, że pisma te nie przedstawiają przeszkody do
prowadzenia procesu beatyfikacyjnego. Z dokładnie zbadanych pism
wyjęto dwanaście obietnic dla czczących Boskie Serce Jezusa, które
we wszystkich językach świata rozbrzmiały donośnie, a 18 września
1864 r. Pius IX ogłosił Małgorzatę Marię błogosławioną.
W kilka miesięcy później w
Paray-le-Monial obchodzono uroczystości ku jej czci. Święte
szczątki złożono w złocistym relikwiarzu. Wkrótce potem
podniesiono w całym Kościele święto Najświętszego Serca Jezusa
do godności uroczystości. Od tego czasu rozlewa się to nabożeństwo
po świecie, niosąc zdroje niezliczonych łask i cudów. Tam, gdzie
dociera nauka Kościoła, tam zjawia się i wizerunek Boskiego Serca,
które darzy wszystkich czcicieli przedziwnymi łaskami.
W
2 lata po uroczystej beatyfikacji, pod wpływem napływających
nieustannie próśb i błagań, rozpoczęto proces kanonizacyjny.
Uroczystość tę zachowało Serce Jezusa na czas, gdy świat
rozdarty ranami wojny potrzebował balsamu na swe cierpienia. Gdy
burza wojenna przycichła, z woli Ojca św. odbyło się w Rzymie 13
maja 1920 roku, uroczyste zaliczenie błogosławionej Małgorzaty w
poczet Świętych.
w: „Vox Domini" nr 5/97, str. 2-9. Oprac. red. na podstawie: 1. Ks. W. van Nieuwenhoff Żywot św. Małgorzaty Marii Alacoque. Tłum.: Ks. E. Kosibowicz wyd. II. Kraków, 1930. 2. Święta Małgorzata Maria, Wydawnictwo Sióstr Loretanek Warszawa 1976
Św. Małgorzata Maria Alacoque
(1647 - 1690)
Ta wielka święta przyszła na świat w 1647 roku w wiosce Verosvres w okręgu Charolais. Młodość jej naznaczyły cierpienia fizyczne i moralne. Już wówczas nie były jej obce doznania mistyczne. Małgorzata-Maria Alacoque wstąpiła do klasztoru wizytek w Paray-le-Monial 20 czerwca 1671 roku. Podczas rekolekcji poprzedzających jej obłóczyny (6 listopada 1672), Chrystus objawił jej prawdziwe powołanie duchowe. W dniu 27 grudnia 1673 roku Jezus powiedział jej, że serce Jego płonie miłością do ludzi. Ona zaś została wybrana, aby roztaczać wśród nich płomienie miłosierdzia, którego to Serce nie mogło pomieścić.
Młoda zakonnica miała jeszcze dwa objawienia Najświętszego Serca: w roku 1674 i w czerwcu 1675: Oto serce, które tak ukochało ludzi! - rzekł wówczas Chrystus ukazując swe Serce i polecając ustanowienie specjalnego święta ku Jego czci.
Małgorzata-Maria wiele wycierpiała od swych współtowarzyszek. Była jednak duchowo wspierana przez błogosławionego Klaudiusza z Colombiere. W roku 1684, po dokonaniu ostatecznego wewnętrznego oczyszczenia, została dopuszczona do mistycznych zaślubin z Chrystusem. Od tej chwili rozpoczyna pracę apostolską celem rozpowszechnienia nabożeństwa do Serca Jezusa. Będzie to szczególnym jej zadaniem jako wychowawczyni nowicjuszek. Również jej klasztor ofiarowuje się Bożemu Sercu w 1686 roku, zaś w 1688 zbudowano kaplicę poświęconą Najświętszemu Sercu. Święta umiera w wieku 43 lat, w dniu 17 października 1690 roku. Beatyfikowana w roku 1804 zostaje wyniesiona na ołtarze 13 maja 1920 roku.
Bez Eucharystii i Krzyża, nie mogłabym żyć, pisała Małgorzata-Maria. Od wczesnej młodości cała siłą uczucia szukała radości i pociechy w Najświętszym Sakramencie ołtarza. Jako zakonnica wszystkie wolne chwile spędzała przed tabernakulum, pragnąc być gorejącą świecą w obecności Jezusa-Eucharystii. Odczuwała również żywe pragnienie przyjmowania Go w Komunii Świętej. Pewnego dnia, Jezus rzekł do niej: Jeśli nie byłbym ustanowił Mego Świętego Sakramentu Miłości, zrobiłbym to z miłości dla ciebie, aby odczuwać radość zamieszkania w twej duszy i aby znaleźć przystań miłości w twym sercu.
Jezus ukazywał się jej zazwyczaj w obecności Najświętszego Sakramentu lub po przyjęciu Komunii Świętej. Właśnie podczas Komunii Świętej zostały jej udzielone największe łaski. Pierwsze i trzecie wielkie objawienie miały również miejsce przed wystawionym Najświętszym Sakramentem. Również w momencie przyjmowania Komunii Świętej podczas Mszy świętej celebrowanej przez Ojca z Colombiere, Jezus ukazał jej Swe serce w postaci płonącego ogniska, w którym także miały spłonąć ich serca.
Zdarzało się, że kiedy była chora, podczas podniesienia nagle zdrowiała. Czasem, podczas Komunii Świętej Hostia wydawała jej się rozpłomieniać jak słońce i wówczas Pan zbliżał się, aby na jej głowę włożyć koronę cierniową. Celem ustanowienia święta Najświętszego Serca, o które prosił Chrystus, było wynagrodzenie obelg i niewdzięczności popełnionych wobec Sakramentu Miłości. W ten sposób powiernica Serca Jezusa została sama świętą Eucharystii.
|
Sw. Malgorzata Alacoque |
Dnia 22 lipca 1647r. w Lauthecour, w diecezji Autun, (Burgundia) przyszla na swiat Malgorzata Alacoque. Ojciec Malgorzaty byl notariuszem i sedzia krolewskim. Niestety zmarl wczesnie zostawiajac malzonce 7 dzieci. Malgorzata byla 5 z kolei. Miala wowczas 8 lat. W wieku 4 lat Malgorzata zlozyla slub dozgonnej czystosci. Po smierci ojca oddano ja do kolegium klarysek w Charolles. Jednakze ciezka choroba zmusila dziewczyne do powrotu do domu. Zostala oddana na wychowanie do apodyktycznego wuja i gderliwych ciotek, przez ktore nasza swieta wiele wycierpiala. Choroba trwala 4 lata, Malgorzata przez ten czas dojrzala duchowo. Swiat ja nie pociagal, za to czula wielki glod Boga. Jej pragnieniem bylo by jak najszybciej oddac sie sluzbie Bogu. Musiala jednak pomagac w domu swoich opiekunow. Jej marzenie spelnilo sie, kiedy miala 24 lata. Wstapila do Siostr Nawiedzenia (wizytek) w Paray-le-Monial. Zakon ten zalozyl sw. Franciszek Salezy i sw. Joanna Chantal, a przez 40 lat duchowym kierownikiem byl sw. Wincenty a Paulo.
Swieta Malgorzata otrzymala habit zakonny 25 sierpnia 1671r. Musiala wyrozniac sie wsrod siostr, skoro dwa razy piastowala urzad asystentki przelozonej, a pozniej mistrzynia nowicjuszek. Pozegnala ziemie dla nieba 18 pazdziernika 1690r. po 43 latach zycia i 18 profesji.
W tym miejscu mozna by zamknac jej zywot, gdyby nie fakt, ze to wlasnie Jej zostala z nieba zlecona misja rozpowszechniania na caly Kosciol nabozenstwa do Najswietszego Serca Jezusowego. Kosciol przyjal to poslannictwo bez zastrzezen czego dowodem jest wyniesienie swietej na oltarze.
27 grudnia przypuszczalnie 1673r. mialo miejsce pierwsze objawienie. Wowczas to modlila sie w chorze klasztornym, gdy przyszla adorowac Pana Jezusa obecnego w Najswietszym Sakramencie. Wtedy Pan Jezus otworzyl Swoje Serce i powiedzial: „Moje Boskie serce plonie tak silna miloscia ku ludziom, ze nie moze utrzymac dluzej tych gorejacych plomieni, zamknietych w moim lonie. Ono pragnie je rozlac za twoim posrednictwem i pragnie wzbogacic ludzi swoimi skarbami". Po czym Zbawiciel wzial serce swojej sluzebnicy i symbolicznie umiescil je w swoim Sercu. Po czym wzial je ze swego Serca i oddal gorejace serce Malgorzacie. Tych objawien bylo kilka, ostatnie mialo miejsce w czasie Oktawy Bozego Ciala, 16 czerwca, w roku 1675. Kiedy Swieta kleczala przed Tabernakulum, ukazal sie Jej Pan Jezus i rzekl: „Dlatego zadam, zeby pierwszy piatek po Oktawie Bozego Ciala byl odtad poswiecony jako osobne swieto na uczczenie mojego Serca [...]W zamian za to obiecuje, ze Serce moje wyleje hojne laski na tych wszystkich, ktorzy w ten sposob Sercu memu oddadza czesc lub przyczynia sie do jej rozszerzenia...". Mimo tak wyraznych znakow, nabozenstwo do Serca Pana Jezusa napotkalo na olbrzymie trudnosci. Pierwsi do walki rzucili sie jansenisci. Rozwineli nagonke, oskarzajac o herezje czcicieli Serca Pana Jezusa. Doszlo nawet do tego, ze ksiazka o.Croiseta znalazla sie na indeksie. Zas Stolica Apostolska, zachowujaca ostroznosc przy wprowadzaniu nowosci, czekala cierpliwie. Mimo wielu prosb biskupow, Rzym milczal. Dopiero memorial Episkopatu Polski, skierowany do Papieza Klemensa XIII w 1765 roku, odniosl pozadany skutek. Papiez zezwolil jeszcze w tym samym roku na obchodzenie swieta Serca Pana Jezusa najpierw wizytkom, a potem calej Polsce. Papiez Pius IX w roku 1856 rozciagnal je na caly Kosciol.
Dzisiaj nabozenstwo do Serca Pana Jezusa stalo sie wlasnoscia calego Kosciola we wszystkich formach, ktore Pan Jezus polecil sw. Malgorzacie. Beatyfikacja sw. Malgorzaty odbyla sie w roku 1864, a kanonizacja w roku 1920.
Nauka o Sercu Pana Jezusa sklania nas do nastepujacych wnioskow:
Bog jest Miloscia. Z milosci Bozego Serca istnieje caly wszechswiat i rodzaj ludzki. Dowodem na te milosc jest to, ze Bog swojego Syna dal. Uosobieniem tej najwiekszej Bozej milosci jest Serce Jezusowe. Zas z milosci tego Serca powstal Kosciol, Sakramenty swiete, a wsrod nich Sakrament Milosci - Eucharystia. Serce to czule na ludzka niedole, dzielilo z nami wszystkie nedze, czynilo wszystkim dobrze – karmiac glodnych, leczac chorych, wskrzeszajac nawet umarlych. Nabozenstwo naklada na czlowieka takze zobowiazania. Z tekstow wynika, ze czlowiek nie powinien naduzywac dobroci Bozego Serca. Natomiast powinien miec do Serca bezgraniczne zaufanie. Dlatego powinien uciekac sie do Serca we wszystkich swoich potrzebach. Nie powinien jednakze ranic tego Serca na nowo grzechami. Tak wiec to nabozenstwo budzi swiadomosc i odpowiedzialnosc spoleczna. Gdyby ludzie zrozumieli jakze inne byloby zycie na ziemi. Nabozenstwo do Serca Jezusowego nagli do nasladowania tegoz Serca – a przede wszystkim milosci we wszelkich jej przejawach. Czlowiek darzony ogromna miloscia Boga, powinien ta miloscia promieniowaa na innych. Stad naczelne prawo Chrystusa: „Przykazanie nowe daje wam, abyscie sie wzajemnie milowali tak, jak Ja was umilowalem; zebyscie i wy tak sie milowali wzajemnie. Po tym wszyscy poznaja, zescie uczniami Moimi, jesli sie bedziecie wzajemnie milowali...". (J 13,34-35).
Czy jednak tak wyraziscie ukazany nam sens Milosci Jezusa do czlowieka mobilizuje nas do realizacji Jego polecen? Czy czasami nie skladamy tych zobowiazan na barki innych myslac, ze to nie dla mnie? Jak mozna jednak powaznie podejsc do tych polecen, jezeli niepowaznie podchodzimy do samej Mszy swietej, ktora jest Eucharystia? Stoimy wiec przed budynkiem kosciola udajac, ze uczestniczymy we Mszy swietej. Nawet nie czekamy na koncowe blogoslawienstwo Kaplana. Idziemy, kiedy rozpoczyna sie Komunia swieta. Jaka jest nasza dojrzalosc chrzescijanska? Czy ten raz w tygodniu nie mozemy poswiecic chociaz jednej godziny dla Jezusa, ktory jest Miloscia dajac tym samym wyraz naszej ku Niemu milosci? Jak sie ma nasza do tego nasza milosc ku blizniemu? Zazdrosc, plotkarstwo, zawisc. Jak mozna kochac Jezusa nie kochajac blizniego? Przeciez On oddal zycie za mnie i za Ciebie. Za nas wszystkich, dajac tym samym znak, ze dla Boga wszyscy jestesmy rowni. Czy tak naprawde rozumiemy nauke Kosciola? Czy jestesmy dojrzali? Czy siegamy po Pismo Swiete – Testament Jezusa? Czy mamy w swoim domu Katechizm Kosciola Katolickiego? Mysle, ze przy okazji swieta Serca Pana Jezusa warto spojrzec na siebie. Na swoja postawe chrzescijanina. Najlatwiej wymagac od innych, a siebie uwazac za chodzacy ideal. Swiety Augustyn pisal: „...To zycie jest pelne niedoli, a pora smierci nieznana. Gdyby tak nagle mnie zaskoczyla – w jakimze ja stanie stad odejde?...". Czesto zapominamy, ze przed Bogiem bedziemy odpowiadac za swoje czyny sami. Nie sasiad czy sasiadka. Ja, ja osobiscie bede zdawal relacje z mojego zycia. A jakie ono jest? I co powiem Bogu? Sluga Bozy Kardynal Stefan Wyszynski pisal: "Czlowiek nie rozwinie w pelni swojego czlowieczenstwa i swej osobowosci, jesli bedzie tylko myslal dobrze i pragnal dobrze, a nie bedzie czynil dobrze".
Paray-le-Monial: Jezu, ufam Tobie
Któż z nas nie zna obrazka z przedstawieniem Jezusa z zaznaczonym sercem? Wielu ma taki obrazek zawieszony na ścianie w domu. Tylko nieliczni jednak wiedzą, że źródłem tego motywu było prywatne objawienie. Pomiędzy 1673 a 1675 rokiem w klasztorze Paray-le-Monial św. Małgorzata Maria Alacoque czterokrotnie ujrzała Zbawiciela, który nakazał jej szerzyć kult Serca Jezusowego.
O
czywiście
kult Serca Jezusowego istniał już w średniowieczu. Objawienia św.
Małgorzaty Marii miały jednak kluczowe znaczenie w jego rozwoju.
Oto co napisał o tym papież Pius XII w encyklice "Haurietis
aquas": "Najważniejsze miejsce wśród tych, którzy
krzewili kult Najświętszego Serca Jezusowego zajmuje św.
Małgorzata Maria Alacoque. Zapalona niezwykłą gorliwością
sprawiła, nie bez wpływu wierzących, że kult ten nabierał
właściwych sobie rozmiarów, różniąc się od wszystkich innych
form pobożności chrześcijańskiej, z podkreśleniem elementu
miłości i wynagrodzenia". Pod wpływem objawień św. Marii
Małgorzaty wprowadzono uroczystość Najświętszego Serca Jezusa,
którą Kościół katolicki obchodzi w piątek po oktawie Bożego
Ciała.
Najświętsze
Serce
M
ałgorzata
Maria Alacoque urodziła się 22 lipca 1647 r. w Lhautecourt w okręgu
Charolais we Francji. Jej ojciec, Klaudiusz, był notariuszem. Od
dzieciństwa pragnęła całkowicie poświęcić się Chrystusowi.
Rodzina długo nie pozwalała jej jednak wstąpić do zakonu.
Wreszcie 20 czerwca 1671 roku rozpoczęła nowicjat w zakonie Sióstr
Matki Bożej Nawiedzenia, popularnie zwanych wizytkami, w klasztorze
w niewielkiej burgundzkiej miejscowości Paray-le-Monial. Chrystus
ukazał jej się po raz pierwszy już podczas rekolekcji
poprzedzających obłóczyny, 6 listopada 1672 r. Potem nastąpiły
cztery objawienia, zwane wielkimi.
27 grudnia 1673 r., w
uroczystość św. Jana Ewangelisty, Jezus ukazał się Małgorzacie
Marii podczas adoracji Najświętszego Sakramentu. "Pan
powiedział mi: "Moje Boskie Serce goreje tak wielką miłością
ku ludziom, a zwłaszcza ku tobie, że nie może już powstrzymać w
sobie płomieni tej gorącej miłości. Musi je rozlać za twoim
pośrednictwem i ukazać się ludziom, by ich ubogacić drogocennymi
skarbami, które ci odsłaniam, a które zawierają łaski
uświęcające i zbawienne, konieczne, by ich wydobyć z przepaści
zatracenia". Po tych słowach Pan ukazał mi swoje bijące
Serce" – opowiadała później św. Małgorzata Maria.
Niedługo później, w drugim objawieniu Jezus przekazał
swoje pragnienie, aby ludzie Go miłowali i dlatego objawia im Swoje
Serce wraz ze wszystkimi skarbami Bożej Miłości, pełne łask,
miłosierdzia i zbawienia: "To nabożeństwo jest ostatnim
wysiłkiem mojej miłości i będzie dla ludzi jedynym ratunkiem w
tych ostatnich czasach" – powiedział. Do objawienia doszło w
kaplicy klasztornej. Św. Małgorzata Maria znów widziała wtedy
Serce Jezusa. Zdawało się Ono spoczywać na tronie z ognia i
promieni. Widoczna była rana zadaną włócznią na krzyżu. Serce
otaczała korona cierniowa, a u góry wieńczył Je krzyż.
T
rzecie
widzenie święta miała 2 lipca 1674 r. Modliła się przed
tabernakulum, gdy nagle pojawił się Pan Jezus. Z Jego ran biła
niezwykła jasność. Światło rany Serca rozrosło się, a Pan
zaczął mówić o niewdzięczności, jaką Mu ludzie odpłacają za
Jego miłość. Sprawia mu to większą udrękę niż wszystkie
cierpienia, których doznał w trakcie swego ziemskiego życia.
"Przynajmniej ty staraj się mi zadośćuczynić, o ile to
będzie w twojej mocy, za ich niewdzięczność" - powiedział
Jezus Małgorzacie Marii. Zażądał, by przyjmowała Komunię św.
tak często, jak tylko może, a zwłaszcza w każdy pierwszy piątek
miesiąca. Chrystus polecił jej także modlitwę każdej nocy z
czwartku na piątek między godz. 23.00 a 24.00.
Do
najważniejszego z objawień, czwartego i ostatniego, doszło 19
czerwca 1675 r., w oktawie Bożego Ciała. Św. Małgorzata Maria
klęczała przed Najświętszym Sakramentem, kiedy ujrzała Pana
Jezusa. Odsłonił On swe Serce i powiedział: "Oto Serce, które
tak bardzo umiłowało ludzi, że niczego nie szczędziło, aż do
wyczerpania i wyniszczenia się, by im dać dowody swej miłości. A
w zamian od większości ludzi doznaję tylko niewdzięczności przez
nieuszanowania i świętokradztwa, przez oziębłość i pogardę, z
jaką się odnoszą do Mnie w tym Sakramencie miłości".
Podczas tego objawienia Jezus zażądał, aby w pierwszy piątek po
oktawie Bożego Ciała odbywała się szczególna uroczystość ku
czci Jego Serca i aby w tym dniu przystępowano do Komunii św. oraz
uroczyście wynagradzano zniewagi, jakich Serce Jezusowe doznaje od
ludzi.
Paray-le-Monial: Jezu, ufam Tobie
Któż z nas nie zna obrazka z przedstawieniem Jezusa z zaznaczonym sercem? Wielu ma taki obrazek zawieszony na ścianie w domu. Tylko nieliczni jednak wiedzą, że źródłem tego motywu było prywatne objawienie. Pomiędzy 1673 a 1675 rokiem w klasztorze Paray-le-Monial św. Małgorzata Maria Alacoque czterokrotnie ujrzała Zbawiciela, który nakazał jej szerzyć kult Serca Jezusowego.
Piątek
po oktawie Bożego Ciała
Ś
w.
Małgorzata Maria mogła zacząć urzeczywistniać swoją misję pod
koniec 1684 r., gdy została mistrzynią nowicjatu w Paray-le-Monial.
Nowicjuszki pod jej kierunkiem zbudowały ozdobiony kwiatami maleńki
ołtarzyk, na którym umieściły wycięte z papieru, uwieńczone
płomieniami Serce.
W 1686 r. cały klasztor wizytek w
Paray-le-Monial dokonał aktu oddania się Bożemu Sercu, zaś dwa
lata później zbudowano kaplicę poświęconą Najświętszemu
Sercu. Stamtąd kult ten zaczął się rozprzestrzeniać na Francję
i cały świat.
Św. Małgorzata Maria zmarła 16
października 1690 roku. Papież Pius IX beatyfikował ją 18
września 1864 r. a Benedykt XV kanonizował 13 maja 1920 r.
C
hrystus,
w Paray-Le-Monial prosił o ustanowienie uroczystości Najświętszego
Serca, którą należało obchodzić w piątek po oktawie Bożego
Ciała. Pierwsze starania w tej sprawie podjął klasztor wizytek w
Dijon. Wkrótce król Polski August II Sas, a potem jego syn i
następca August III Sas zaczęli domagać się od papieża
ustanowienia święta. Trwały jednak badania wiarygodności objawień
w Paray-Le-Monial.
Wreszcie sukces odniósł Memoriał w tej
sprawie biskupów polskich, przedłożony Kongregacji Obrzędów na
początku 1765 r. Kongregacja Obrzędów postanowiła przychylić się
do próśb biskupów Królestwa Polskiego i Arcybractwa Rzymskiego,
udzielając zezwolenia na uroczyste obchodzenie święta z własną
mszą i oficjum. Dekret ten potwierdził papież Klemens XIII 6
lutego 1765 r.
W 1873, w dwusetną rocznicę pierwszego z
objawień odbyła się w Paray-le-Monial uroczystość poświęcenia
narodu francuskiego Bożemu Sercu. Dwa lata później położono
kamień węgielny pod budowę monumentalnej świątyni w Paryżu pod
wezwaniem Najświętszego Serca Pana Jezusa. Dziś bazylika Sacre
Coeur góruje nad dzielnicą Montmartre.
A do
Paray-Le-Monial co roku przybywa ok. 300 tysięcy pielgrzymów.