Znajdź
sobie własnego Gryfona
Blaise
siedział wygodnie na wysokim krześle przy barze. Spoglądał na
swojego przyjaciela znad kieliszka z czekoladowym martini.
–
Draco – odezwał się z rozmysłem. – Zdajesz sobie sprawę, że
„Polowanie na Gryfonów” nie jest prawdziwą
dyscypliną sportową?
–
Bzdura – stwierdził pewnym siebie tonem Draco, dopijając resztkę
wściekle różowego drinka. – Oczywiście, że jest.
Policzki
blondyna były delikatnie zarumienione, a jego oczy błyszczały
odrobinę bardziej niż zazwyczaj. Według obliczeń Zabiniego,
przyjaciel właśnie skończył trzeciego drinka. Blaise podejrzewał,
że ślizgoński spryt Draco nie pracował na pełnych obrotach –
mimo że Malfoy nie był do końca pijany.
–
To nie jest sport – powtórzył, jak do małego dziecka. – To
tylko coś, co ty
robisz, bo lubisz irytować Pottera.
Na
wspomnienie Złotego Chłopca, Draco odwrócił się, spoglądając
ku stolikowi, przy którym siedział brunet wraz z kilkorgiem
przyjaciół z Hogwartu. Spotkali się, by nadrobić zaległości –
nie widzieli się już jakiś czas. Blaise był tu tylko dlatego, że
Draco ubłagał go, by z nim poszedł i nie zostawiał go na łasce
bandy Gryfonów.
–
Musisz przyjść, Blaise – jęczał mu Draco dzień wcześniej. –
Oni będą pić piwo i rozmawiać o sporcie i obrzydzać mnie swoimi
manierami przy stole. Potrzebuję wsparcia duchowego.
Blaise
uniósł brew.
–
Myślałem, że lubisz
męskich facetów.
Draco
skrzywił się.
–
Jest różnica między męskim
a niechlujnym.
Poza tym – to ja jestem mężczyzną
w tym związku.
Blaise
powstrzymał się od komentarza i po prostu zgodził się potulnie na
tę uwagę. Siedzieli przy barze, popijając drinki na koszt Pottera,
w bezpiecznej odległości od śmiejących się Gryfonów.
Obserwując
ich stolik, nawet Blaise musiał przyznać, że tworzą intrygującą
grupę. Brakowało im ogłady, ale mieli jaja
– zachowywali się głośno i radośnie, nie przejmując się, że
zwracają na siebie uwagę.
Potter
był wyraźnie w swoim żywiole, otoczony przez przyjaciół i
przyszywaną rodzinę Weasleyów. Śmiał się z jakiegoś komentarza
bliźniaków, jego zielone oczy błyszczały. Blaise pamiętał, jak
chudy, bezbarwny dzieciak nagle rozkwitł na szóstym roku,
rozkochując w sobie połowę Hogwartu.
–
Ubrałeś dziś Pottera? – spytał, zauważając, jak dobrze pasuje
mu kaszmirowy sweter. – Wygląda nieźle.
–
Mmm... – To była jedyna odpowiedź Draco, który szklistymi oczami
wpatrywał się w swojego chłopaka.
Blaise
westchnął.
–
Draco?
–
Co?
–
Ślinisz się.
Blondyn
spojrzał na niego ze złością i niechętnie odwrócił wzrok od
Pottera.
–
Powinieneś sam tego kiedyś spróbować.
–
Ślinienia się? Nie, dzięki, robiłem to jak miałem dwa latka.
–
Nie, świnio – prychnął Draco. – Chodzi mi o trudną sztukę
polowania na Gryfonów.
Blaise
przewrócił oczami.
–
A co to właściwie jest? Czy to jak polowanie na lisa?
Blondyn
zamyślił się.
–
Nie do końca – odparł. Jego zamroczony alkoholem mózg
najwyraźniej nie wychwycił nutki sarkazmu w głosie przyjaciela. –
To raczej jak szturchanie lisa patykiem, zanim nie kłapnie pyskiem.
Blaise
spojrzał przelotnie na stolik Gryfonów.
–
Myślę, że Potter jest trochę bardziej niebezpieczny niż lis –
powiedział powoli, przyglądając się mężczyźnie, który pokonał
Czarnego Pana.
Draco
wzruszył ramionami.
–
To w takim razie jak drażnienie się z lwem.
–
Dlaczego niby szanujący się Ślizgon miałby robić coś takiego?
Mógłby zostać pożarty.
Tajemniczy
uśmieszek zaigrał na ustach Ślizgona.
–
Dokładnie – powiedział, znów spoglądając na Pottera. Oblizał
usta, wyraźnie rozkoszując się na nowo jakimś wspomnieniem.
Blaise
momentalnie poczuł się zaintrygowany. Sądząc po lubieżnej minie
blondyna, wspomnienie musiało być dobre.
–
Opowiedz mi więcej. Jak mniemam nie rozmawiamy o prawdziwym patyku?
Draco
pokręcił głową.
–
Pamiętasz, jak Tiara Przydziału rozwodziła się nad gryfońską
odwagą i ich rycerskością? – Blaise przytaknął. – Cóż...
zapomniała powiedzieć o ich zaborczości.
I o tym, że są jak zazdrosne wilki w owczej skórze.
Blaise
zamrugał kilkakrotnie.
–
Wilki?
–
To takie mugolskie powiedzenie – odparł wymijająco. – Rzecz w
tym, że Harry ma problem ze swoją zazdrością.
–
Ty też – przypomniał mu Blaise z rozbawieniem.
Draco
spojrzał na niego zimno.
–
Nie wiem, o czym mówisz – stwierdził ostrzegawczo. – Nigdy nie
wszcząłem awantury przy barze tylko dlatego, że jakiś koleś
flirtował z moim chłopakiem. A Harry to zrobi.
Blaise
wpatrywał się w niego z niedowierzaniem.
–
Czekaj... Potter siedzi przy stoliku. Nie awanturuje się z nikim.
–
Jeszcze nie – stwierdził znacząco Draco. Wskazał na bar. –
Widzisz tego faceta?
Przyjaciel
spojrzał w tamtym kierunku – w rogu siedział niechlujnie
wyglądający, jasnowłosy czarodziej.
–
Widzę, i co?
Malfoy
wydawał się być zadowolony z siebie.
–
Zamierzam z nim trochę poflirtować. Poczekaj, aż zobaczysz, jak
Harry się wścieknie.
–
Co?! Dlaczego chcesz to zrobić?
–
Bo Harry jest naprawdę seksowny,
gdy okazuje zazdrość – rzucił blondyn pożądliwie, wstając z
krzesła. – Sam się przekonasz.
Blaise
spojrzał na Pottera. Potem na pusty kieliszek przyjaciela. I znów
na Gryfona.
–
Myślę, że nie wpadłbyś na coś takiego, gdybyś wypił tylko
jednego drinka, jak ja.
–
Oczywiście, że zrobiłbym to – odezwał się radośnie Malfoy. –
Teraz patrz.
Zanim
Blaise miał szansę go powstrzymać, Draco już rozmawiał z
niechlujnym nieznajomym. Pan Niechlujny wyglądał, jakby dostał
wczesny prezent gwiazdkowy, gdy dawał Ślizgonowi kolejny kieliszek
martini.
Draco
nieśmiało popijał drinka. Blaise nie słyszał, o czym rozmawiali,
ale nagle zauważył, że Pan Niechlujny przysunął się
niepostrzeżenie i objął Ślizgona ramieniem.
Zabini
rzucił okiem, by zobaczyć, jak to wszystko przyjął Potter. Jak
widać, nie
za dobrze.
Gryfon był napięty jak struna, gniew z niego emanował. Jego
zmrużone oczy wręcz pochłaniały parę przy barze, a dłonie miał
zaciśnięte w pięści.
Pan
Niechlujny popełnił błąd, kiedy jego ręka ześlizgnęła się z
talii Draco na jego pośladek.
Potter
poruszył się tak błyskawicznie, że Blaise mógłby przysiąc, że
się aportował. W jednej sekundzie siedział przy swoim stoliku, a
już w następnej oderwał niechluja od swojego chłopaka z taką
siłą, że odrzuciło go na kilka metrów.
Gryfon
był niesamowity.
Promieniowało od niego coś eleganckiego, pełnego gracji, gdy
zbliżał się do starego, dobrego Niechluja, który jednak bez
wstydu podwinął ogon i uciekł. Potter był gorący
jak cholera.
Draco
w podskokach podbiegł do Blaise'a.
–
Widziałeś to? – wykrzyknął z radością, nawet nie siadając na
stołku. Dopił swoje zdobyczne martini i odłożył pusty kieliszek
na blat. – I co, czy on nie jest gorrrący?
–
...to było coś – przyznał Blaise. Jego twarz była rozgrzana,
krew tętniła mu w żyłach szybciej niż zazwyczaj. Potter naprawdę
był imponujący.
–
Wiem, że nie powinienem mu czegoś takiego robić, ale Harry jest
taki seksowny, gdy się wkurza – ciągnął Draco, nie zwracając
uwagi na otoczenie.
Blaise
poruszył się na stołku, powtarzając sobie w myślach, że nie
zazdrości przyjacielowi chłopaka.
–
Czy Potter nie będzie na ciebie zły?
–
Phi, potrafię sobie dać radę z Harrym – stwierdził pogardliwie
Draco, wyraźnie się nie przejmując. – On jest jak duży kotek.
Blaise
z trudem powstrzymał uśmiech, bo znad ramienia blondyna zauważył
Pottera, który właśnie skończył z Panem Niechlujem i zbliżał
się w ich stronę ze zdeterminowanym wyrazem twarzy. Nie potrafił
znaleźć w nim nic z kotka.
–
Uwielbiam, gdy jest taki zazdrosny i emanuje siłą – kontynuował
Malfoy. – A poza tym seks dzisiejszej nocy będzie niesamowity.
Blaise
słuchał tej radosnej, pijackiej paplaniny, z rozbawieniem
obserwując Pottera, który wyglądał jak myśliwy polujący na
zwierzynę.
–
Jest taki podniecający, gdy robi się zaborczy, wiesz? Nie mogę się
doczekać, aż... och!
– Draco pisnął głośno, gdy Potter dał mu klapsa w pośladek.
Ślizgon
jęknął i przez ramię spojrzał na Złotego Chłopca z oburzeniem.
–
Harry!
– zaprotestował, ale Potter przycisnął go do siebie, rękę cały
czas trzymając ostrzegawczo na jego tyłku.
–
Nie myśl, że nie wiem, co planowałeś, Draco Malfoyu. – Głos
Pottera był niski, usta miał przyciśnięte bardzo blisko ucha
blondyna. Blaise musiał się wysilić, by usłyszeć wszystko, nie
chciał niczego pominąć. – Specjalnie chciałeś mnie
sprowokować.
–
Oczywiście, że nie – zaprzeczył Ślizgon, co jednak zabrzmiało
bardzo słabo. Twardy, ostrzegawczy ton głosu Pottera musiał na
niego silnie oddziaływać – oddychał ciężko i przenosił ciężar
z nogi na nogę. Jego policzki były zaróżowione. Blaise mógł się
założyć, że pod szatami był twardy jak skała.
Cholera,
on sam był na dobrej drodze do tego, a przecież Potter nawet się
nie zwracał do niego.
Draco
zamknął oczy, gdy Gryfon znów się odezwał.
–
Oczywiście, że tak – powiedział, szczypiąc chłopaka w tyłek.
– I zapłacisz za to.
Blondyn
zaczął się wiercić.
–
Jestem w tarapatach? – spytał, nie mogąc złapać oddechu. Nawet
nie próbował ukryć podekscytowania, jakie odczuwał.
–
W dużych
tarapatach – potwierdził Potter, przygryzając lekko jego ucho.
Blondyn zadrżał. – Teraz pójdę pożegnać się z przyjaciółmi.
Kiedy wrócę, lepiej żebyś stąd zniknął.
–
Z-zniknął? – Głos Ślizgona załamał się lekko.
–
Zniknął – powtórzył twardo. – Masz w
tej chwili
teleportować swój tyłek do domu i poczekać na mnie w naszym
łóżku. A kiedy wrócę do domu, lepiej żebyś był już nagi i na
czworakach. Inaczej będziesz miał jeszcze większe kłopoty niż
teraz.
Ścisnął
zaborczo jego pośladek, przez co Draco prawie się rozpłynął.
Potem skierował się w stronę stolika.
Cała
ta scena sprawiła, że Blaise'owi zrobiło się gorąco.
–
Umiesz sobie radzić z Harrym, tak? – Starał się ukryć swoje
podniecenie pod powłoką ironii. – Jest jak duży
kotek...?
–
Zamknij się – powiedział z zażenowaniem Draco. Jego twarz była
cała czerwona.
–
Wygląda na to, że tej nocy to Potter będzie musiał się zająć
tobą – stwierdził, obserwując, jak jego zwykle spokojny i
opanowany przyjaciel wierci się niecierpliwie jak jakiś uczniak.
–
Chyba tak – powiedział z ekscytacją.
Blaise
nagle poczuł zawiść. Nikt inny nie potrafił doprowadzić Malfoya
do takiego stanu – oddychał ciężko, tracił głowę i rumienił
się. Potter umiał sobie radzić z Draco jak nikt inny. Zazdrościł
im tego związku.
–
Będzie się z tobą pieprzył do upadłego, prawda? – spytał,
starając się ze wszystkich sił brzmieć nonszalancko.
Draco
zakładał płaszcz.
–
O taaak – przytaknął, na jego twarzy rysowało się gorączkowe
wyczekiwanie.
–
Szczęśliwy drań – wymruczał Blaise. – Raczej nie będziesz
chciał się podzielić Potterem?
–
HEJ! – warknął Draco, grożąc mu palcem. – To nie jest
śmieszne. Znajdź sobie własnego Gryfona!
Aportował
się z głośnym trzaskiem. Zabini westchnął ciężko. Spojrzał na
Pottera, który żegnał się z przyjaciółmi, by za chwilę też
zniknąć.
Blaise
sączył swojego drinka, obserwując Gryfonów. Przy stoliku było
teraz wolne krzesło, pomiędzy Seamusem Finniganem a Parvati Patil.
Grupa chyba postanowiła zostać dłużej – zaczęli zamawiać
następną kolejkę.
Zabini
przez moment siedział na swoim miejscu, myśląc o rzeczach takich
jak rycerskość,
odwaga
czy zazdrosna
owieczka.
W końcu wstał, zabierając ze sobą swoje czekoladowe martini.
Ostrożnie zbliżył się do upatrzonego stolika.
–
Cześć – zaczął nieśmiało, uśmiechając się uroczo, gdy
wszystkie spojrzenia zwróciły się w jego stronę. – Znajdzie się
miejsce dla samotnego Ślizgona?