Będą problemy z dowodami
Nasz Dziennik, 2011-01-20
Z
mec. Piotrem Pszczółkowskim, pełnomocnikiem Jarosława
Kaczyńskiego w śledztwie smoleńskim, rozmawia Jacek
Dytkowski
Jest
szansa na zdynamizowanie śledztwa w związku z ujawnionymi
materiałami świadczącymi o odpowiedzialności Rosjan za katastrofę
smoleńską?
-
Polska prokuratura, tak samo jak Polska Komisja Badania Wypadków
Lotniczych Lotnictwa Państwowego Jerzego Millera, ministra spraw
wewnętrznych i administracji, była i jest uzależniona od dobrej
woli Rosjan w zakresie przekazywania dokumentów i dostępu do
materiału dowodowego, który jest tutaj niezbędny, żeby przyczyny
katastrofy powyjaśniać. Na skutek fatalnych decyzji lub też
nieprzygotowania polskiej strony do negocjacji z Rosjanami po
tragedii smoleńskiej wybrano taki profil tego porozumienia prawnego,
który skutkuje teraz m.in. sytuacją, że słyszymy, iż pewnych
dowodów nie ma. O materiał porównawczy jest więc niesłychanie
trudno, a przecież prokuratura musi go posiadać. W moim
przekonaniu, jest tu też pewnego rodzaju przekłamanie zawarte w
odbiorze medialnym. Komisja ministra Millera zakończyła pracę,
którą trudno nazwać sukcesem. Mówi się natomiast, że winnych
znajdzie prokuratura. Tylko trzeba mieć świadomość jednej rzeczy.
Mianowicie, że prokuratura, by znaleźć winnych, musi dysponować
materiałem dowodowym, a komisja Millera go nie dostała. Mamy do
czynienia z taką sytuacją, mimo że przez kilka miesięcy
słyszeliśmy, jak dobrze i owocnie przebiega współpraca ze stroną
rosyjską. Należy zatem antycypować, że będą problemy w
pozyskiwaniu materiału.
Ujawniono
jednak nagrania rozmów z wieży kontrolnej lotniska pod
Smoleńskiem...
-
W sposób ewidentny wskazują one na jedną rzecz, mianowicie, że
zachowanie kontrolerów lotu doprowadziło do tego, iż ten samolot
się rozbił. Czy jest to jedyna przyczyna, czy też nie - można na
ten temat rozmawiać. Jest to jednak powód ewidentny, ponieważ
jeżeli piloci podjęli decyzję, że odejdą na drugi krąg, a
znaleźli się na wysokości niższej, niż zakładali, wtedy powinni
mieć sygnał z wieży kontrolnej. Powinni otrzymać wyraźną
wskazówkę od Rosjan, żeby tę wysokość zwiększyć. Rosyjska
komenda "horyzont" nie była natomiast spóźniona o kilka
- ale o kilkanaście sekund. Jeżeli założyliśmy - jak mówił
zresztą minister Miller - że pozwolono pilotom zejść do wysokości
100 m, to wiadomo już, że w tym momencie samolot był niżej i
powinna w związku z tym nastąpić zdecydowana reakcja z wieży.
Druga natomiast kwestia dotyczy lotniska. To jest jądro całego
problemu. Polska strona powinna utrzymywać, tak jak to jest pokazane
na planie lotu, że ten lot był lotem o charakterze
wojskowym.
Rosjanie
nie chcą uznać tego lotu za wojskowy...
-
Ale nie mają wyjścia, bo wskazuje na to plan lotu. Jest na nim
napisane, że ten lot był wojskowy. I w takim wypadku obowiązkiem
Rosjan było zamknąć lotnisko. Zachowanie kontrolerów lotu w
stosunku do samolotu Ił-72 również wiele nam mówi. Został on od
razu odprawiony na drugi krąg, wskazano jego załodze lotnisko
zapasowe. Ta sama procedura powinna dotyczyć polskiego tupolewa. A z
ujawnionych stenogramów ewidentnie wynika, zwłaszcza z wypowiedzi
płk. Nikołaja Krasnokutskiego, że potraktowano sytuację w stylu:
niech dzieje się co chce. Oznacza to niedopełnienie obowiązków
przez Rosjan.
Dziękuję
za rozmowę.